Lowell bacznie doglądał kolejnych starań uczniów i studentów, by mieć pewność, że wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Lawirowanie między dwiema grupkami było nieco problematyczne, niemniej jednak z czasem się w tym wszystkim odnalazł, spoglądając bardziej przychylnie w kierunku tego, że wcale nie szło mu to wszystko aż tak źle. Jedni wykonywali notatki, inni zajmowali się tworzeniem odpowiednich zaleceń lekarskich, bawiąc się w uzdrowicieli (oczywiście tylko pierwszoklasiści), on natomiast miał zadbać o bezpieczeństwo. Snuł się zatem po sali może nie niczym cień - w wolnej chwili, oczywiście - który przesuwa się po ścianie dość dyskretnie, a prędzej niczym osoba, którą można z łatwością zawołać i poprosić o pewne porady. W międzyczasie też dawał kolejne szanse dla innych uczestników, którym jednak ten etap nie poszedł jak najlepiej, jak również zajmował się tymi, co przystąpili do tego małego sprawdzianu umiejętności nieco później. Nie wątpił w to, że Rylan potrzebuje nieco więcej praktyki, w sumie jak każdy z tutaj obecnych - z czasem umiejętności radzenia sobie ze stresem, gdy człowiek znajdzie się poza czynnikami wymagającymi tej umiejętności, zanikają, stając się jedynie subtelnym, znaczącym tyle co nic wspomnieniem. Chcąc prowadzić luźniejsze zajęcia, gdzie umiejętności znajdowały się zależnie z poziomem chęci, nieco trudniej było wystawiać oceny bądź cokolwiek innego. Dodatkowo, jakby nie było, dochodził jeszcze czynnik wcześniejszego zwolnienia, podczas którego może i odpoczął, ale nadal pewne problemy nieco się utrzymywały. - Na spokojne, bez pośpiechu. Może i czas cię dogania, ale to jest tylko praktyka. - uśmiechnął się nieco, zauważając błędy, które wpływały koniec końców na działanie uroku. Po czasie udało mu się jednak doprowadzić zaklęcie do używalnego poziomu, w związku z czym nic dziwnego, że podniesienie kącików ust do góry się powiększyło, a próba została zakończona sukcesem. Lowell przeszedł tym samym do sprawdzenia biednego brata Ziutka, zauważając pewne niedociągnięcia, niemniej jednak wynikające przede wszystkim z konieczności praktyki. - Pod koniec poszło ci dobrze, masz dryg. - pochwalił go, by przejść do diagnozy pacjenta. - Nadal są widoczne lekkie pęknięcia, o tutaj. - wskazał poprzez Surexposition, chcąc zwrócić uwagę na istotę problemu. - Jak chcesz, to możesz jeszcze poćwiczyć na tym manekinie. Co ty na to? - dał mu tym samym wybór, nie chcąc napierać na jakiekolwiek niepotrzebne próby, jeżeli ten nie czuł się na siłach.
Mechanika:
Rylan, w celu sprawdzenia, jak sobie z tym wszystkim radzisz, rzuć kostką k6 - o ile chcesz, oczywiście.
Parzysta - jak się okazuje, wcześniejsze próby nie poszły na marne, ponieważ Episkey działa tym razem jak najbardziej prawidłowo, powodując, że powstałe wcześniej złamanie uległo zasklepieniu. Oczywistym jest, że na samym uroku nie da się w pełni zregenerować tkanki, niemniej jednak sukces został osiągnięty. Możesz przejść do sprawozdania.
Nieparzysta - trochę się męczysz, wykonując początkowo dwie nieudane próby, ale potem, zgodnie z Twoją wolą, kość zostaje naprawiona. Nie musisz się już o nic martwić - zadanie zostało wykonane, a doświadczenie odpowiednio zdobyte. Tym samym możesz teraz przejść do sprawozdania.
Po tym - jak żeby inaczej - ponownie stawiał kroki, pozwalając na to, by ich stukot przechodził nieco dalej, a samemu stał się z powrotem dostępny dla kolejnych śmiałków chcących poćwiczyć własne umiejętności. W sumie nie narzekał - może i było nieco patrzenia dookoła na wszystkich, aczkolwiek wykonywał swoje zadanie w pełni.
Piosenka: Dosko Wykon: 67 Zgranie: 6 Wydarzenie: F Modyfikatory: 67 + 20 za notatki + 20 za wydarzenie = 107 Punkty dla domu: +10
Czy jakkolwiek spodziewał się tego że lekcja uzdrawiania, przejdzie w lekcję śpiewu? Tak, w sumie to tak. Zwłaszcza że w zeszłym roku występowali na scenie poprzebierani i rymujący rzeczy najróżniejsze. Z tego co pamiętał to razem z Mulan musiał się przebrać za Flamelów. Szczerze to i tym razem miał zamiar postarać się tak bardzo jak tylko będzie w stanie. Zwłaszcza że notatki naprawdę miał porządne, a piosenka jaka mu się trafiła była dla niego wręcz idealna. Szkoda trochę że Mina nie potrafiła się za bardzo wczuć w swoją piosenkę i tylko czytała. Nie dało się jednak też oczekiwać wszystkiego od każdego. On sam mistrzem tańca nie był, ale nadrabiał głosem i treścią notatek, które zdążył wykonać z nadzieją że niczego nie przeoczył podczas oględzin ślizgonki.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Najpierw grzecznie tłumaczę @Ivy Jones, że nie - nie mogła wybrać piosenki o piciu, bo zakazałem ich wyboru. Jej partner również sprawia problemy, bo jęczy że musi do toalety. Patrzę z uniesionymi brwiami na @Bocarter Wilton zauważam uprzejmie, że jeśli w jego wieku nie może wytrzymać godziny bez toalety to zapraszam uprzejmie na badania do mnie w Skrzydle szpitalnym. Ale pozwalam mu iść, nie rzucałbym uszczypliwego komentarza gdyby nie fakt, że widzę jak po prostu nie chce pracować. Najpierw biłem gorące brawa @Mulan Huang, nawet nie wiedziałem, że taka z niej artystka. Po chwili zaś@"Marla O'Donnel" uraczyła nas tak spektakularnym występem, że dodałem i jej kilka punktów. - Czas sam na sam, na później - oznajmiam i grożę palcem @Payton Kingston III, który nieprzyzwoicie lepił się do mojej prefektki. Na koniec zaś @Drake Lilac miał swój świetny występ. Muszę przyznać, że moi Gryfoni poradzili sobie wybitnie, nawet jeśli to wyglądało na ich wywyższanie - nic nie mogłem z tym zrobić, że byli świetni. - Moi drodzy, to była sama przyjemność! Na następną lekcję proszę o opisanie ran, które mogą być zadane przez niegroźnego zwierzaka i opisać jak należy je leczyć. Pamiętajcie też - zwierzęta, które są nisko w kategorii klasyfikacji zagrożenia, są niebezpieczne tylko kiedy wy przedstawicie się jako ktoś groźny! Dlatego proszę o miłe i rozsądne podejście do zwierząt, nawet jeśli wiecie jak je leczyć!
Punktacja:
5 - pierwszy post i obecność 8 - za dwa posty + 2 za wykon 70 i więcej (jeśli nie było dodatkowych punktów wcześniej)
Zjawiłam się w klasie na długo przed przybyciem uczniów, chcąc mieć odpowiednią dawkę czasu do przygotowania wszystkiego. Najpierw musiałam nieco przestawić ławki, by zrobić więcej miejsca. Następnie korzystając z żelaznego klucza odblokowałam zamek drzwi od zaplecza, wyciągając z niego manekiny. Ustawiłam przy każdym stanowisku po jednym z nich, resztę chować z powrotem na zaplecze. Przeszłam się dwa razy wzdłuż stanowisk, obarczając biednych pacjentów oparzeniami różnego stopnia. Byłam wdzięczna, że stanowili idealny materiał do ćwiczeń, nie mogąc się wiercić i krzyczeć z bólu. Ostatnimi czasami już wystarczająco dużo się naoglądałam takich przypadków. Kiedy zaczęli się zjawiać uczniowie, oparłam się tyłkiem o biurko, stając przodem do nich. Witałam każdego promiennym uśmiechem, pytałam, jak się dzisiaj czują i zachęcałam, żeby usiedli w parach. Po wybiciu godziny rozpoczynającej lekcje, odbiłam się od biurka, podchodząc nieco do przodu. - Dzień dobry moi mili! Jak zapewne już zauważyliście, Waszym dzisiejszym zadaniem jest zajęcie się poszkodowanymi manekinami. Każdy z nich, w wyniku różnych zdarzeń... - chrząknęłam, no bo przecież nie było mowy, żebym ja to zrobiła. - ...zostały oparzone. Oglądnijcie je sobie dokładnie, znajdźcie ranę i oceńcie jakiego jest stopnia. Mieliście to zadane na pracy domowej, także myślę, że nie powinno Wam to sprawić problemu. - Sięgnęłam po różdżkę i odwróciłem się, machając nią w kierunku tablicy. Ta podjechała, ustawiając się po mojej prawej stronie. - Tu jeszcze macie przypominajkę, jakbyście z jakiegoś powodu pozapominali. Kiedy już uporacie się z oceną, niezależnie od stopnia, jaki będziecie mieli, chciałabym, żebyście sobie poćwiczyli, bądź przypomnieli, zaklęcie fringere. - Pokazałam odpowiedni ruch, opisałam na co powinni zwrócić uwagę i zademonstrowałam na pobliskim manekinie. - Jeżeli ktoś sobie nie będzie z czymś radził, to nie bójcie się pytać. Jeśli nie ma pytań, to możecie zaczynać.
Mechanika:
Gorąca prośba, żebyście usiedli PARAMI. Jeśli tego nie zrobicie, to jakaś wielka krzywda się nie stanie, ale ucierpi na tym imnersywność.
Rzucacie sobie k6, żeby się dowiedzieć, jakiego manekina wylosowaliście. 1,2 - Oparzenie I stopnia na prawym udzie 3 - Oparzenie II stopnia na klatce piersiowej 4,5 - Oparzenie III stopnia na lewym barku 6 - Oparzenie IV stopnia prawej ręki
Następnie, osoby w przedziale punktowym z uzdrawiania 0-10, lub posiadające mniej niż 7 pkt z zaklęć, rzucacie kostką k100. Wynik powyżej 50 pozwala Wam poprawnie rzucić zaklęcie. Jeśli będziecie mieli mniej - rzucacie do skutku, opisując w poście nieudane próby (co by się nie okazało, że ktoś musi opisywać 10 prób, to powiedzmy, że opis obowiązuje maksymalnie 4.
Pozostałe robaczki dają sobie radę bez problemu, chyba, że uznacie inaczej.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Zajęć z uzdrawiania nie mógł sobie tak po prostu odpuścić i rozumiało się to samo przez się. Na tym opierała się jego przyszłość i chociaż w pracy na pewno mierzył się obecnie z o wiele trudniejszymi przypadkami, niż te, które trafiały mu się w szkole, nie mógł i nie powinien narzekać. Utrwalanie posiadanej wiedzy było bardzo ważne, o ile nawet nie ważniejsze, niż zdobywanie kolejnych informacji. Tak czy inaczej, wiedział, że nie może sobie odpuścić tych zajęć, więc postanowił się na nie wybrać, po drodze zgarniając @Harmony Seaver, którą obdarzył przy tej okazji uśmiechem i uwagą dotyczącą tego, że jeśli będzie chodziła na zajęcia z uzdrawiania, to następnym razem sama poradzi sobie ze złamaniem. - Co prawda odbierzesz mi wtedy pracę, ale przynajmniej zaoszczędzisz sobie całkiem sporo stresu. Wygląda na to, że jest o co powalczyć, nie sądzisz? - rzucił, uśmiechając się do niej lekko, chociaż jego spojrzenie pozostawało zdecydowanie bardziej uważne, niż wcześniej, nawet wtedy, gdy usiedli i przyszło im zająć się manekinami. Dla niego akurat rozpoznanie oparzenia, jakie przed sobą mieli, nie było ani trochę trudne, pierwszy stopień na prawym udzie, lekkie zaczerwienienie, właściwie nic więcej, sprawa, która była stosunkowo prosta do wyleczenia. - To jak ci się widzi bycie lekarzem? - zapytał jeszcze, uśmiechając się do dziewczyny, wyciągając w jej stronę nogi, kiedy już bez najmniejszego problemu rzucił na manekin Fringere, pilnując, żeby zaklęcie trafiło dokładnie tam, gdzie trafić powinno.
______________________
Never love
a wild thing
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Czy chciało jej się zbierać na zajęcia z uzdrawiania? O dziwo, wyjątkowo. Po powrocie ze szpitala miała dużo energii do wszystkiego, można było powiedzieć, że ta wręcz ją rozsadzała od środka. Ona nie zamierzała się oszczędzać z treningami po wypadku… Ale Rozanow wziął sobie do serca słowa Maxa i lekarzy, i tak oto na ten tydzień wszystko odłożył. I to przynajmniej na tydzień. Można więc powiedzieć, że kulka niekończącej się energii była wręcz przeładowana. Wzięła wszystkie przepisane eliksiry, żeby przypadkiem jej nie zawirowało po drodze, i ruszyła na zajęcia. A po drodze zgarnął ją nie kto inny jak @Maximilian Brewer. No to teraz to już w ogóle miała cały entuzjazm, żeby pójść na lekcję! - Hmmm, coś w tym jest, ale co ty zrobisz bez takiej pacjentki jak ja? – puściła do niego oczko i się zaśmiała, bo była pewna, że na pewno tamten dzień miałby dużo mniej stresujący bez takiej pacjentki jak ona. – Specjalnie dla ciebie się nauczę. Wiesz. Następnym razem przyjdę już z ustabilizowaną sytuacją i powiem ci, żebyś tylko założył gips, bo swoją robotę wykonałam, o! – wytknęła na niego język, unosząc prawą rękę w górę, pokazując swój piękny, zresztą i założony przez niego, gips. W sali czekały na nich manekiny, które trzeba było leczyć z oparzeń magią. Spojrzała na swoją usztywnioną rękę i dłoń wprost wspaniale. Na całe szczęście wylosowany przez nią manekin nie miał tak trudnego i rozległego oparzenia – pierwszego stopnia na udzie, nic trudnego, łatwo dostępne miejsce. Chyba różdżka by się nad nią zlitowała w tej sytuacji? - Ale się pan doktor rozpycha – zażartowała i dla wygłupów lekko szturchnęła go w kostkę, bardzo dumnie się uśmiechając z tej jakże udanej zaczepki. – Jak mi się widzi? Zobaczymy co pacjent powie – zaśmiała się, wskazując na swoją rękę, w której z niemałym trudem trzymała różdżkę zaledwie opuszkami palców. Dobrze, że Max miał takie samo zadanie, to przynajmniej mogła od niego podpatrzyć jak to się powinno poprawnie robić. Skopiowała z mniejszą wprawą jego ruchy i inkantację Fringere. I, o dziwo, wszystko się pięknie wyleczyło, a po oparzeniu nie został nawet ślad! - O kurde! – podekscytowała się, posyłając chłopakowi wzrok pod tytułem „widziałeś to?! Widziałeś?!”. – Może jeszcze zdążę na praktyki do was, co? – wyszczerzyła się głupkowato.
Ostatnio zmieniony przez Harmony Seaver dnia Czw 6 Kwi 2023 - 14:54, w całości zmieniany 2 razy
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Życie czarodzieja na Wyspach nie było usłane różami. Ba, było usłane cierniami, a z nieba wciąż spadał gówniany kapuśniaczek. Jak nie urok, to sraczka, jak nie Mordred, to smoki. Choć czuła się fatalnie przez ostatnie tygodnie, to i tak było nic w porównaniu z tym, co spotkało tych, którzy nie wylądowali w Avalonie. Prawdziwe problemy miały się jednak dopiero zacząć, a w samym centrum wydarzeń miała się znaleźć i ona – oblubienica smoczego sługi. Musiała się więc na to przygotować, a jedną z form tych przygotowań była oczywiście lekcja uzdrawiania! Zbyt wiele razy się pomyliła z inkantacją, by w tak głupi sposób ryzykować czyjeś zdrowie, albo swoje własne. Szkoda tylko, że z boiska do sali lekcyjnej jest tak daleko! Krukonka pędem przemierzała korytarze, klnąc pod nosem na cały boży świat, a szczególnie ruchome schody. Do środka wpadła modnie spóźniona, choć zaledwie kilka minut, dysząc jak Hogwart Express. Starając się złapać oddech, przeprosiła nauczycielkę za spóźnienie, po czym zajęła wolne miejsce, bojąc się, że zaraz wyzionie ducha, i to na niej będą ćwiczyli resuscytacje. Kiedy serce przestało jej walić jak dzwon, mogła się w końcu skupić na pierwszym zadaniu, które wykonała bez większych problemów. A zadanie było całkiem wymagająco, bo musiała opatrzeć oparzenia II stopnia na piersi manekina
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Wto 4 Kwi 2023 - 10:09, w całości zmieniany 1 raz
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Dawała radę tylko dzięki przyjaciołom. Gdyby nie oni, na pewno uległaby naciskom matki, aby wróciła do Dublina i już przenigdy nie wyszłaby z domu, użalając się nad własnym losem. Doceniała ich próby pomocy w poskładaniu życia, dlatego przystała na propozycję Ruby, aby pójść razem na uzdrawianie. – Może zajmiemy się dziś beznadziejnymi przypadkami medycznymi? Blanc nawet nie musi manekina szukać, poświęcę się – musiała żartować ze swojego stanu, inaczej do reszty już by zwariowała i tylko zakopywała się coraz bardziej. – A ty, Rubs? Jak sytuacja w domu? – dopytała z troską, wściekła na siebie, że nie może nic zrobić, aby ją jakoś odciążyć, bo z dnia na dzień została przykuta do wózka inwalidzkiego. – Jakby co to śmiało mów, mogę zaangażować moich rodziców albo Ryszarda. Ty wiesz, że on wczoraj piwa sobie odmówił, bo powiedział, że jest teraz moim opiekunem i nie będzie po pijaku wózka prowadził? – zachichotała, mimo wszystko rozczulona gestem brata. Kiedy wbiła do klasy, kiwnęła głową do Nory i pomachała do Harmony, Maxa i Julki, a następnie podjechała do jakiejś tylnej ławki, zaklęciem odsuwając krzesło na bok. – Same plusy kalectwa, zawsze mam przy sobie luksusowy tron – parsknęła do Rubsona, a gdy nauczycielka wspomniała coś o pracy domowej, szturchnęła przyjaciółkę. – Robiłaś ją? Za chuja nie wiem o czym była – szepnęła do niej i była już gotowa, żeby odpalić swój wóz i wypierdalać, bo w końcu miała świetną wymówkę, ale nauczycielka sprytnie wytrąciła jej argument do ucieczki z ręki przywołując do siebie tablicę. Z westchnieniem zerknęła na manekina, niemalże od razu zauważając na udzie niewielkie poparzenie. – Współczuję jeśli ktoś ma oparzenie trzeciego albo czwartego stopnia, na pewno doski widok – mruknęła do Maguire, a następnie zaleczyła ranę za pomocą wspomnianego przez Norę fringere.
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Wcale nie chce mi się iść na tę lekcję po tym, jak zawaliłem pracę domową. Jestem wściekły na siebie, na Blanc i nawet trochę na Bellę, która przez cały proces pisania dzwoniła mi do ucha tak długo, aż w końcu się pomyliłem. No dobrze, na elficzkę nie potrafię się gniewać – ale w myślach obarczam ją nieco winą po to, żeby nie musieć myśleć, że wszystko wynikło z mojego lenistwa. Gdybym w Poziomce nie natknął się na @Thomas Maguire, prawdopodobnie bym sobie odpuścił, ale za punkt honoru wziąłem sobie ostatnio to, że nie pozwolę mu siedzieć w domu samemu. Prośbami i groźbami namawiam go do tego, żeby przespacerował się ze mną do Hogwartu. — Jak będzie chujowo, to po prostu stamtąd wyjdziemy, no przecież nikt nam nic nie zrobi. Myślisz, że pozbyliśmy się wszystkich boginów? Bo ja nie jestem taki pewny, nie chciałbym, żebyś sam natknął się na smoka — przez całą drogę mówię do niego sporo, nie oczekując nic w zamian. Potrafię wyobrazić sobie, jak się czuje po tym, co sam przeżyłem ze swoim bratem. Wiem, że w tamtym okresie jedyne co mi pomogło, to ludzie dookoła. Gdyby zostawili mnie w spokoju, nie dałbym sobie z tym rady. I choć każdy reaguje inaczej i ma zupełnie inne potrzeby, próbuję pomóc Tomaszowi na swój sposób, licząc, że uda mi się odciągnąć jego myśli od szpitala św. Munga. Bella ma chyba podobne zdanie, bo odkąd tylko zgodziłem się zabrać ją ze sobą na uczelnię, rozsiadła się na krukońskim ramieniu i od czasu do czasu pobrzękiwała mu coś do ucha w swoim niezrozumiałym języku. — Oparzenia są przynajmniej na czasie — przewracam wymownie oczami — podobno na Tojadowej zrobiło się gorąco. Ja już wolę te nasze boginy właściwie, zwłaszcza Augustowego. Dzień dobry! — to ostatnie kieruję oczywiście do nauczycielki, bo i wpadam właśnie do sali zajęciowej. Szybko orientuję się w sytuacji i przywołuję do nas dwa fantomy, jeden dla mnie, drugi dla Tomasza oczywiście. — Ale czad, mam oparzenia czwartego stopnia — mówię do niego półgłosem zupełnie szczerze zajarany, tak jakby oparzenie czwartego stopnia było świetną rozrywką. Dla mnie trochę jest, w każdym razie dopóki jest umiejscowione na sztucznej skórze manekina. Nie życzę go żadnemu żywemu stworzeniu. Zerkam też przez ramię kumpla, żeby obadać, co on wylosował. Przyglądam się zwęglonej skórze bardzo dokładnie, próbując ustalić głębokość poparzenia i jego przyczynę. W końcu pierwsze co rzucam to aquamenti, żeby przemyć i wstępnie schłodzić ranę, moim następnym krokiem jest fringere, a potem wyczarowuję bandaż, gotów opatrzyć uszkodzoną rękę.
Manekin: 3 - Oparzenie II stopnia na klatce piersiowej
Zajęcia z magii leczniczej należały do jednych z moich ulubionych. Nauka zaklęć i zdobywanie doświadczenia w materii, która mogła uratować ludzkie życie? Spodziewałabym się, że każdy powinien chcieć znać przynajmniej podstawy, by móc poradzić sobie na własną rękę z mniej poważnymi rzeczami. Zamiast tego, czułam, ze ta dyscyplina jest dość przez uczniów olewana. Skoro nie ma spektakularnych wybuchów, emocji godnych wyścigom miotlarskim czy tajemniczości towarzyszącej warzeniu eliksiru, to musi to być nudne, prawda? Szkoda tylko, że wszystkie trzy wspomniane rzeczy można doświadczyć. Wystarczy tylko wiedzieć jak i kiedy. Wchodząc do sali, przywitałam się z nauczycielką, odwzajemniając jej uśmiech. Było miło ujrzeć kogoś młodego i przyjaźnie nastawionego do uczniów, dla odmiany od zacnego pana wicedyrektora. Zerknęłam na manekiny, leżące na stanowisku, do którego podeszłam. Wybrałam tego po lewej stronie, stosując się do instrukcji nauczycielki i odnajdując oparzenie w obrębie klatki piersiowej. Było to na tyle proste zadanie, że zastanawiałam się, czy nie jest jedynie wstępem do czegoś poważniejszego. Wyciągnęłam różdżkę i rzuciłam fringere na ranę, kończąc swoje zadanie. Zerknęłam na prowadzącą, zaintrygowana, co przyjdzie nam robić dalej.
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Mi tym bardziej się nie chce iść na żadną durną lekcje. Mam wrażenie, że moje życie to ostatnio jeden wielki żart i przysięgam, że jeśli zjebie się coś jeszcze to pakuję plecak i wyjeżdżam do Honolulu, aby beztrosko popijać tam drinki z palemką i mieć święty spokój. Bo najwidoczniej nie mogę na to liczyć nawet w Poziomce. Snuję się właśnie smętnie po kuchni, kiedy Viní przydybuje mnie i składa propozycję nadającą się tylko do odrzucenia. A z racji tego, że jestem super asertywny, zgadzam się z nim w końcu pójść na uzdrawianie. Może nie wyglądam na zachwyconego, ale naprawdę czuję wdzięczność, że ziomek robi wszystko, abym nie siedział ciągle w domu i się umartwiał. – Ja już kolejnego smoka nie przeżyję. Najpierw akcja z Ruby, później te podpalenia i akcja z welonem, który zatargał mnie do Avalonu… A teraz bogin. Oczywiście, że ten mój musi przybierać formę jebanego smoka. Dramat, Viní – jęczę mu całą drogę i tylko wściekle wachlują się dłonią, bo od czasu połączenia mnie z lodowym okrutnym, ciągle jest mi gorąco. – Już się spociłem jak ostatni świnks – wskazuję na moją czerwoną gębę i podwijam rękawy koszuli, co wygląda komicznie przy Puchonie ubranym w kurtkę. – Teraz rozumiem czemu wszyscy czasem mi mówią, że za dużo gadam – kręcę głową na elficzkę, która ciągle trajkocze mi coś do ucha, ale wcale mi to nie przeszkadza, bo przynajmniej nie mam czasu myśleć o tacie. Chichoczę na samo wspomnienie lubieżnie tańczącej Nany. – Jak dla mnie to w ogóle August cały czas może siedzieć przy boginie w odpowiedniej odległości ode mnie. Naprawdę, wspaniała rozrywka – proponuję świetną atrakcję do Poziomki i coś czuję, że Viní także będzie za. Wychodzi więc na to, że Edgcumbe został przegłosowany. Witam się z nauczycielką i siadam bez entuzjazmu w ławce, czekając aż Marlow załatwi nam fantomy. Unoszę brwi, kiedy ten ekscytuje się na obrzydliwie wyglądające poparzenie. – Ty zwyrolu – szturcham go w ramię, oczywiście żartując. Bardzo szanuję pasję mojego przyjaciela, ale niestety – nie podzielam jej. – O wiele lepsze byłoby na przykład omawianie prawa obowiązującego uzdrowicieli. Tam jest TYLE niuansów i kruczków, że nawet nie zdajesz sobie sprawy ile machlojek można robić w Mungu – dzielę się swoimi mądrościami, bardzo niepocieszony, że Nora wybrała zajęcia praktyczne. Oglądam swojego manekina i aż mam odruch wymiotny, gdy odkrywam paskudną ranę na barku. Krzywię się i odwracam na chwilę głowę, biorąc głęboki wdech. – Zrzygam się zaraz – informuję wszystkich uprzejmie, ale w końcu zabieram się za ogarnięcie tego syfu, aby jak najszybciej przestać na to patrzeć. Podglądam co tam wyczynia nasz poziomkowy uzdrowiciel i idąc jego śladem, rzucam na ranę fringere.
Val weszła do klasy razem z Felixiem. Czuła się już całkiem dobrze, jak na kogoś, kto ostatnimi czasy przeżył tyle co ona. Pomachała ochoczo Remy i omiotła zgromadzonych spojrzeniem, zmarszczyła brwi widząc towarzyszącego jej chłopaka. Chyba był studentem, na pewno nie znała go z imienia. Będzie musiała potem ją o wszystko wypytać. To niesamowite, ile osób znała tak właściwie Gryfonka. Szybko zajęła miejsce w jednej z ławek, a następnie przysłuchiwała się słowom profesor Blanc. Swoją drogą była jej tak niezmiernie wdzięczna, że tak szybko postawiła ją na nogi. Może i eliksiry, które jej podawała były gorzkie jak cholera, ale za to jakie skuteczne. Dwa dni i była jak nowa. No cóż, prawie... Okej. Fringere. Co może być w tym trudnego? Na szczęście manekin, który im przypadł nie był jakoś nieznacznie poparzony. Wyjęła więc różdżkę, wypowiedziała inkantację i… nic się nie stało. No świetnie, żachnęła się i zwróciła w kierunku studenta. - Chyba mi nie wyszło. Może chcesz spróbować? - położyła na razie różdżkę na stole, czekając na jego ruch. W sumie ostatnio tak wyszło, że spędzali ze sobą całkiem sporo czasu. Już nawet nie czuła się onieśmielona w jego towarzystwie.
Manekin: 5 - Oparzenie III stopnia na lewym barku Powodzenia zaklęcia: 86
Idąc na lekcje z magii leczniczej, po drodze wstąpiłem po Valerie. Biorąc pod uwagę jej wielkiego pecha i skłonność do łamania się przy każdej okazji, lepiej było, żeby wiedziała jak sobie pomóc. Pomoc nie zawsze była obok, lub przychodziła w krótkim czasie. Zgodnie z zasadą "lepiej zapobiegać niż leczyć", wolałem słuchanie jej ewentualnych utyskiwań na zajęciach niż odwiedzanie w skrzydle szpitalnym. Bez zbytniego rozglądania się po ludziach, przywitałem się z prowadzącą i usiadłem przy stanowisko, czekając na instrukcje. Zdążyłem się jeszcze wstępnie przyjrzeć manekinowi, a biorąc pod uwagę zapowiedzianą tematykę zajęć, nie zdziwiło mnie oparzenie na lewym barku. Chwile później, mając już z głowy jedną część zadania, zabrałem się za rzucenie zaklęcia. Wyszło mi ono bez problemu, a powłoka chłodząca ładnie pokryła ranę. Wiedziałem, że tylko to jedno zaklęcie nie spowoduje, że oparzenie III stopnia sobie od tak zniknie lub się szybciej zregeneruje. Podniosłem wzrok na nauczycielkę, ciekawy, co też dla nas przygotowała. Wtedy też dosłyszałem słowa Valerie. Przeniosłem na nią spojrzenie, unosząc nieco brew. - Co? - spojrzałem na jej manekina, który wciąż był nietknięty. - A, dobra. Spróbuj jeszcze raz, ruszając nadgarstkiem w taki sposób. Zwróć też uwagę na mój kciuk. - Powiedziałem, zaraz też pokazując poprawny ruch do rzucenia zaklęcia.
Nie była największą fanką lekcji magii leczniczej, ale wydarzenia ostatniego roku sprawiły, że postanowiła doszkolić się nieco, bo widziała, jak potrzebna może się wiedza z tego zakresu okazać. Co prawda miała wcześniej dyżur, ale udało jej się rzutem na taśmę zdążyć. -Przepraszam, można? - Zapytała siedzącej przy jednej z ławek dziewczyny o azjatyckich rysach ( @Shimazu Amaya ) i jeśli tylko ta się zgodziła, dosiadła się do niej, by następnie zacząć oględziny swojego manekina. Delikwent nie wyglądał tragicznie, ale też nie miał się dobrze. Na prawej łydce Irvette znalazła poparzenia pierwszego stopnia, które zaczęła od razu opisywać i ogarniać. W końcu, przyszedł czas na powtórzenie sobie Fingere, które o dziwo wyszło jej naprawdę ładnie. Musiała przyznać, że nie spodziewała się takiego obrotu spraw, ale zdecydowanie była z siebie zadowolona.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
W ostatniej chwili przypomniałem sobie o lekcji, dlatego niezwykle zdyszany i spóźniony wbijam do klasy, od razu szukając sobie miejsca i kompana do przetrwania. O dziwo magia lecznicza to jedne z nielicznych zajęć, na których słucham i w ogóle się pojawiam, co wcale nie oznacza, że jestem w tym mistrzem. Najważniejsze, że potrafię pozbyć się zakwasów i pobieżnie naprawić ryj po mordobiciu. Uśmiecham się na widok @Julia Brooks i podbijam do niej, zwarty i gotowy, aby umilić jej swoim fenomenalnym towarzystwem lekcję. – Uszanowanko – witam się uprzejmie, rzucam torbę pod nogi i niedbale przerzucam rękę przez oparcie krzesła. Wyglądam na zmęczonego i zmarnowanego, ale nie brakuje mi wigoru i motywacji! – Tematem zajęć próbuje nas ostrzec, że to nie koniec smoczego terroru? – unoszę brew, kiedy Nora ogłasza, że zajmiemy się poparzeniami. Dosko, przynajmniej nic skomplikowanego i powinno pójść sprawnie. Do czasu aż nie muszę przejść do praktyki. Bez problemu odnalazłem niewielką ranę na udzie, ale okazuje się, że rzucenie zjebanego fringere wykracza poza moje możliwości. Z coraz większym wkurwieniem macham różdżką nad fantomem, dopiero za trzecim razem osiągając sukces. – Jak mi tak dalej pójdzie to zostanę wybitnym ordynatorem w Mungu, a nie szukającym – parskam do Brooks, która już dawno zrobiła swoje i się opierdala.
______________________
inspired by the fear of being average
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Przyglądała się z uwagą ruchom jego dłoni, co nie było wcale takie łatwe. Jak tu się skupić, gdy przed sobą ma się taką przystojną twarz? Ukryła zdenerwowanie, odgarniając kosmyk włosów za ucho. Na Merlina, jesteś żałosna, wybrzmiało jej w jej głowie. Odrzuciła od siebie nieprzyjemną myśl z mocnym postanowieniem, że tym razem to zaklęciu poświęci sto procent swojej uwagi. Westchnęła i podniosła różdżkę leżącą na stoliku. No dawaj, Val, to nie może być takie trudne. Zamknęła oczy i skupiła się na zaklęciu. Otworzyła je i wycelowała w poparzone miejsce. - Fringere - wypowiedziała magiczną inkantację i obserwowała w milczeniu, jak magia otacza ranę chłodzącą powłoką. - Udało się - rzuciła z zaskoczeniem, spoglądając pokrótce na chłopaka. Sama pewnie by sobie nie poradziła… Posłała mu uśmiech i powiedziała jeszcze uprzejmie - Widzę, że ty poradziłeś sobie od razu. Ktoś tu chyba ma smykałkę do uzdrawiania, co? - Val pozwoliła sobie na delikatnie trącenie go łokciem, po czym zamilkła. Przez chwilę poczuła się głupio, że aż tak bardzo się onieśmieliła. Co ona tak właściwie sobie myślała? Dlatego szybko wróciła myślami do tematu zajęć, oczekując nowych poleceń od profesor Blanc. Dzielnie ignorowała ten głos w jej głowie, który podpowiadał jej, że jest skończoną kretynką.
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów
Trochę się w drodze na zajęcia zamyślił o tym i owym, dlatego kiedy wkraczał do środka, był święcie przekonany, że znajduje się na trzecim piętrze i wchodzi właśnie do klasy zaklęć. Zdziwił się niesamowicie, gdy na środku klasu zamiast Voralberga zastał panią Blanc, ale nie pozwolił by to drobne nieporozumienie zbiło go z tropu i ani przez chwilę nie rozważał wycofania się, uznając że musiało być to zrządzenie losu i grzechem byłoby opuścić teraz lekcję jego ulubionej szkolnej pielęgniarki. Nie było czasu na towarzyskie ceregiele, dlatego z daleka skinął czy pomachał wszystkim znajomym twarzom i, zasiadłszy w pierwszej lepszej ławce obok pierwszej lepszej osoby, zabrał się do oględzin manekina. Profesjonalnie ocenił jego stan na "w chuj poparzoną rękę", od razu przeczuwając że to uraz ponad jego nędzne zdolności uzdrowicielskie. I rzeczywiście, pierwsze zaklęcie nie zadziałało ani trochę, za drugim razem udało mu się wystrzelić z różdżki parę iskier które chyba tylko pogorszyły sprawę i dopiero za trzecim Fringere zaleczyło ranę delikwenta na tyle, by uznać że jakoś mu pomógł. Sukces może i nie był spektakularny, ale Ryszard miał w życiu przeciętne cele więc był z siebie zadowolony.
Romeo O. A. Rosa
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Urok wili all the time; bardzo jasne oczy; szeroki uśmiech; zwykle nosi ze sobą jakiś napój; niemiecki akcent
Akurat Uzdrawianie to lekcja, której nie chciał omijać - chociaż, oczywiście, nawet to czasem się zdarzało. Romeo wparował do sali z pewnym uśmiechem, którym od razu zaszczycił pielęgniarkę, a zaraz potem i wszystkich innych zebranych już w sali. Przegapił termin wcześniejszej pracy domowej, ale z tego co rozumiał to raczej były one wysyłane na pocztę, a nie oddawane na zajęciach, więc czuł się całkiem bezkarnie, gdy przyglądał się już przeznaczonemu dla niego manekinowi. - Oj jakiś pechowy przypadek ci się trafił - zauważył, zaczepiając w ten sposób siedzącego obok @Ricky McGill, którego co prawda jeszcze nie znał, ale zawsze przecież mógł poznać. Sam miał zdecydowanie łagodniejsze oparzenia, chociaż w przypadku klatki piersiowej to i drugi stopień mógł sprawić dużo kłopotów. - Często tu lekcje prowadzi pielęgniarka? Bo jak dobrze umiem kojarzyć, to profesorem Uzdrawiania jest też opiekun Gryffindoru, tak? - Upewnił się cicho, korzystając z rozproszenia prowadzącej, by mocniej ściągnąć na siebie uwagę chłopaka. - By the way, Romeo - przedstawił się, walcząc z mocnym niemieckim akcentem. To pewnie właśnie przez koncentrowanie się na rozmówcy pierwsze Fringere, rzucone absurdalnie nonszalancko, nie przyniosło żadnego rezultatu; Rosa cmoknął z dezaprobatą sam na siebie i poprawił zaklęcie, tym razem bezbłędnie rozprowadzając chłodzącą powłokę po manekinie.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Nie miała teraz dużo przedmiotów i to był jedyny plus studiów, na które poszła, żeby móc pracować w wymarzonym zawodzie. Sęk w tym, że zupełnie nie miała teraz do tego głowy, do niczego nie miała teraz głowy. Miała wrażenie, że wszystko się waliło, a ona nie miała pojęcia co robić. Pusty dom ją przerażał i naprawdę chciałaby, żeby Archie już wrócił, choć wcale się na to nie zapowiadało. Brała więc na siebie tyle, że czasu ledwo jej starczało na sen. Lawirowała między zajęciami, pomaganiem Marli i przebywaniem w szpitalu przy tacie, biorąc też dodatkowe zmiany, chcąc móc pomóc chociaż tak, by nie brać od rodziny pieniędzy. Szła na uzdrawianie z przyjaciółką u boku, chcąc być dla niej jak największym wsparciem, ale bała się, że nie potrafi. Nie była teraz sobą, nie śmiała się tyle co wcześniej i nie mogła już ukryć zmęczenia, które odbijało się na niej cieniami pod oczami, których nawet nie starała się tuszować. — Na pewno coś da się zrobić, musimy tylko dać czas uzdrowicielom, żeby odkryli co ci dolega — powiedziała pewnym głosem, uśmiechając się pokrzepiająco do O’Donnell, choć nie była pewna czy wierzy we własne słowa. Musiała mieć jakąś nadzieję, a już na pewno musiała ją dać Marli, przecież nikt z dnia na dzień nagle nie tracił czucia, to nie było normalne nawet jak na świat czarodziejów. — Sama nie wiem, zmieniamy się w szpitalu, nawet załatwiłam z Tomkiem, żeby Sweeney mógł czasem się tam pojawić, a tak to chyba wszyscy robimy co możemy i tyle — przetarła twarz dłonią, za dużo, wszystkiego było za dużo i stało się to zbyt nagle. Starała się jak mogła, ale nie potrafiła pozbyć się tego strachu, że nie będzie poprawy i już zawsze jej ostatnim wspomnieniem taty będzie obraz leżącego Ewana, który był nieprzytomny, że już zawsze będzie wspominać tylko krzątających się wokół uzdrowicieli. Dotychczas lubiła charakterystyczny zapach szpitala, teraz jednak nienawidziła go całym sercem. Weszła do klasy, rzucając niemrawe dzień dobry, bo wcale nie był dobry. Wszystko było złe i niesprawiedliwe, dopiero co wychodziła na prostą po swojej wakacyjnej traumie, by znowu wszystko się zawaliło. — Drugi wystarczająco boli, wiem co mówię — powiedziała, przypominając sobie jak na zeszłorocznych feriach poparzyła swoje dłonie i chyba tylko adrenalina sprawiła, że jakoś funkcjonowała. Rzuciła zaklęcie bez większych problemów, bo to był jeden z tych przedmiotów, z których wcale nie była taka zła. Cieszyła się, że zajęcia były łatwe, naprawdę niespecjalnie potrafiła się teraz skupić. Nic nie było ważniejsze od taty leżącego w św. Mungu i jej przyjaciółki na wózku.
Każdy kolejny wchodzący uczeń poszerzał uśmiech na moich ustach. Cieszyłam się, że osób chciało się podszkolić w temacie oparzeń. Widziałam też osoby, które nie odrobiły pracy domowej, jednak nie zamierzałam wyciągać z tego jakichś konsekwencji. Skoro postanowili poświęcić nieco czasu na te, w zasadzie dodatkowe, zajęcia. Obserwowałam pracę uczniów z uwagą, nie interweniując do niczyjej pracy, bo w zasadzie to każdy sobie radził. Zauważyłam parę osób, które miały mały problem z zaklęciem, jednak po paru próbach dawały sobie radę. - Znakomicie! - klasnęłam w ręce, widząc, że wszyscy przebrnęli przez pierwsze zadanie. - Teraz moi kochani, zajmijmy się nieco trudniejszą sprawą. Fringere to bardzo użyteczne zaklęcie, jednak przy mocniejszych oparzeniach zbytnio nam nie pomoże, szczególnie przy stopniu IV. Pamiętajcie również, że nie jest to zaklęcie leczące samo w sobie. Tworzy powłokę chłodzącą, nic więcej. - Zaznaczyłam, podnosząc palec do góry i podchodząc do ławki @Vinícius Marlow i @Thomas Maguire. - Pan Marlow postanowił nieco bardziej pomóc biednemu manekinowi i zaczął od obmycia rany wodą. Może być ono kluczowe przy późniejszym leczeniu, nie tylko samego oparzenia. Za inicjatywę, 5 punktów do Hufflepuffu. - Uśmiechnęłam się do chłopaka, kiwając mu głową w geście uznania. - Teraz moi kochani, zrobimy krótką diagnostykę. Użyjcie zaklęcia Calitidas do zmierzenia temperatury ciała. Oczywiście w przypadku manekina nie da nam to za wiele, ale w przypadku człowieka pozwoli sprawdzić, czy nie wpadł w stan hipotermii. Jest ona bardzo niebezpieczna dla organizmu. - Pokazałam odpowiedni ruch ręką, zademonstrowałam na manekinie Viniego, po czym machnięciem różdżki przywołałam ze stolika butelki i paczki okładów, stawiając na każdym stanowisku po jednej sztuce. - Teraz zabezpieczenie rany. Najpierw przemyjcie delikatnie okolice rany. Zaznaczam, nie samą ranę, a jej okolice. - Powtórzyłam, mocno akcentując. - Później dokładnie wytrzyjcie to miejsce i nałóżcie na rany opatrunek. Jest on wzbogacony w srebro, które niweluje ryzyko wystąpienia zakażenie. Tylko go mocno nie dociskajcie. - Wróciłam do manekina na swoim biurku, krok po kroku jeszcze raz tłumacząc i pokazując co mają robić. - Jak będziecie mieli z czymś problem, to oczywiście dajcie od razu znać. - Przystanęłam na moment przy biurku, a kiedy zaczęli pracować, zaczęłam chodzić pomiędzy stanowiskami, obserwując jak sobie radzą.
Mechanika:
Stosując się do rzeczy opisanych w poście, opatrujecie ranę.
Na napisanie drugiego etapu macie czas do 12.04.2023 Jeżeli ktoś nie wykonał pierwszego etapu, a chciałby dołączyć, to jak najbardziej zapraszam. Opisujecie po krótce, że braliście udział od początku i teraz bierzecie się za zadanie. Jak ktoś chce napisać, że się spóźnił - droga wolna. Zaznaczam tylko, że za opis spóźnienia jest minus pięć punktów domu.
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów
- No wiesz, jaki pan taki kram - skwitował beztrosko mądrym przysłowiem uwagę dosiadającego się do niego pięknisia @Romeo O. A. Rosa w przerwie między nędznymi próbami poprawienia komfortu życia spalonego manekina; całe szczęście, że to nie był prawdziwy, czujący człowiek i że Rysiek nie musiał podobnymi kiepskimi czarami interweniować kiedy smoki podpalały szkołę. - Norka jest pielęgniarką, ale też normalnie uczy, szkoda by było gdyby taka imponująca wiedza się marnowała w czterech ścianach skrzydła szpitalnego... No i jest drugi profesor, Williams. On w sumie też czasem siedzi w skrzydle jak jest większy ruch - wyjaśnił obszernie nowemu koledze, po zakończonym czarze urozmaicając sobie chwile oczekiwania na ciąg dalszy podrzucaniem i łapaniem różdżki, czego zaniechał gdy sąsiad mu się przedstawił. - Ryszard. Jesteś nowy?? Głupie pytanie, oczywiście że jesteś. Skąd przyjechałeś? - zagaił - Na twoim miejscu bym spierdalał z powrotem, tutaj się dzieją ostatnio bardzo dziwne rzeczy - dodał, wcale nie chcąc nowego ziomka zniechęcać do swojej ojczyzny, bardziej z dobrego serca ostrzec przed smokami, klątwami i innymi przyjemnościami, a potem zabrał się do pracy zgodnie z poleceniem profesor Blanc, ale nie wczuwał się w to zbyt mocno; polał ranę manekina płynem, wytarł nadmiar i zabezpieczył całość opatrunkiem. Do uzdrowiciela było mu daleko, ale wydawało mu się że zadanie było na tyle proste, że bez problemu mu podołał. Skończywszy swoje ratujące życie dzieło, zerknął jak sobie radzi towarzysz i rzucił: - Prościzna, nie? U Williamsa nie jest tak łatwo i często trzeba coś robić na ludziach zaczarowanych na chorych... albo śpiewać.
Ostatnio zmieniony przez Ricky McGill dnia Pią 7 Kwi 2023 - 22:33, w całości zmieniany 1 raz
Przymknąłem oczy, biorąc nieco głębszy wdech. Wykrzywiłem usta, dając wyraz swojemu wewnętrznemu niezadowoleniu. Odniosłem wrażenie, że dziewczyna specjalnie zgrywa kogoś, kto nie poradzi sobie z zaklęciem. Później to jej szturchnięcie...niby zwykła zaczepka, ale jakoś tak całość zbytnio mi nie grała. - Czasami mi się zdarza. - odparłem ostatecznie, wypuszczając nieco dłużej powietrze. Przyjrzałem się uważnie pokazowi zaklęcia diagnostycznego i użyłem go na swoim manekinie. Dowiedziałem się, że mój podopieczny ma nieco obniżoną temperaturę. Mógł to być wstęp do hipotermii, i gdyby był człowiekiem, to pewno musiałbym go opatulić kocem. Skoro jednak był ciałem martwym, przeszedłem dalej. Sięgając po butelkę sprawdziłem, co za ciecz jest w niej zawarta. Obmyłem dokładnie brzegi rany oraz jej okolice, po czym osuszyłem manekinowy materiał przykładając delikatnie materiał, robiąc to stopniowo i dotykając tyle, ile musiałem. Kiedy skończyłem, sięgnąłem po opatrunek i nałożyłem go na ranę, delikatnie oklepując go po bokach, żeby dotrze się przykleił do skóry. Po zakończeniu swojej pracy, począłem wodzić wzrokiem po pozostałych.
Jeszcze zanim zaczęłam swoje zmagania z manekinem, dosiadła się do mnie @Irvette de Guise. Obdarzyłam dziewczynę uśmiechem, nieco jej odsuwając krzesło. - No jasne, siadaj. - powiedziałam do niej, ciesząc się, że ktoś postanowił obok mnie usiąść. Czasami się zastanawiałam, czy ludzie omijają moją ławkę specjalnie, czy po prostu mają stałego partnera na wszystkie zajęcia. Następne zadanie wcale nie okazało się trudniejsze od pierwszego. Nie oznaczało to oczywiście, że ta wiedza nie była potrzebna. Uważałam, że właśnie te podstawy, które teraz omawialiśmy, były najczęściej mylone. Już raz widziałam, jak ktoś oblał etanolem czyjąś ranę po oparzeniu. Syknięcie jakie wydał pacjent można by przyrównać do bazyliszka. Ogólnie nie polecam. Użyłam na manekinie zaklęcia diagnostycznego, odkrywając, że mój podopieczny ma lekki stan podgorączkowy. Mógł ją dostać pod wpływem oparzenia i walki organizmu z uszkodzeniem. Czy faktycznie tak było, ciężko mi było stwierdzić. Stwierdzając, że manekin nie potrzebuje dodatkowej opieki medycznej, wzięłam do ręki butelkę, otworzyłam ją i zajrzałam do środka. Zawartą w niej wodą utlenioną bez oporu obmyłam okolice rany, zwracając dużą uwagę, by ciecz nie uciekła na ranę. Skoro mieliśmy uważać, do wolałam wziąć sobie to do serca. Tym bardziej, że po wodzie utlenionej oparzona rana też lubiła piec. I to dość mocno. Po otarciu okolicy i nałożeniu opatrunku, spojrzałam na profesorkę, ciekawa, co jeszcze nam przyjdzie dzisiaj zrobić.
Eli Rosley
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 164
C. szczególne : Charakterystyczne pieprzyki rozmieszczone symetrycznie pod oczami. Nieproporcjonalnie długie i nieco krzywe palce. Niezwykle bogata mimika twarzy, bo i łatwiej mu się tak komunikować.
Eli, pomimo bycia Krukonem, nigdy nie był - i prawdopodobnie nie będzie - wymarzoną parą na zajęciach, które wymagają użycia magii... czyli, logicznie rzecz biorąc, praktycznie na każdych. Nigdy nie przykładał się do zaklęć, stroszył się niczym nagle przerażone kociątko, zbierał w przeszłości burę za burą, mieszając słowa czy formułki, aż w końcu się zamknął... i zaczął korzystać jedynie z zaklęć niewerbalnych. A chyba rozumiemy, jakie skutki to mogło mieć u kogoś, kto wcale a wcale tak dobrze sobie z magią nie radził? Ano właśnie.
Plusy były takie, że w parze zwykle starał się nie sprawiać problemów drugiej osobie. Tym bardziej, kiedy drugą osobę lubił - a na zajęcia z magii leczniczej przybył dzisiaj wraz z @Victoria Brandon, logiczne więc, że był naprawdę daleko od utrudniania Krukonce życia. Ba, posiadał w sobie chyba nawet sporo wdzięczności do jej cierpliwości i tego, że wciąż zgadzała się na wykonywanie z nim zadań. Jego obecność na zajęciach i tak zaczynała cierpieć tym bardziej, im bardziej włóczył się poza terenami Hogwartu; powoli martwił się, że robi się niepokojąco niska, jednakże tak długo jak przykre konsekwencje jeszcze go nie dotknęły...
Życie postanowiło jednak nie ułatwiać, na dzień dobry rzucając im w twarz oparzenie trzeciego stopnia, co mógł skwitować tylko przepraszającym spojrzeniem w stronę Victorii; następnie zaś teatralnym wywróceniem oczu, kiedy przyszło mu w końcu złapać za różdżkę. No jasne, że jedno zaklęcie nie załatwi sprawy przy czymś takim. Wyglądało to obrzydliwie i zaczynał kwestionować, czy ten przedmiot na pewno jest mu potrzebny do życia; szybko jednak przypominał sobie, że nie, jemu wcale nie, ale Artiemu tak. I nawet jeśli jego przybrany brat potrafił zadbać o siebie trzydzieści razy lepiej, niż Eli kiedykolwiek będzie w stanie, to no cóż, mógł próbować? Zabawna sprawa, że właśnie Gadda na tych zajęciach nie widział.
Jego umiejętności magiczne nie pozwalały jednak na wiele manerwów przy takiej ranie. Pomyślał o użyciu duritio, choć zdecydowanie nie miałoby to efektu na manekinie, który bólu... no, nie czuł. Przy żyjącej osobie mogłoby się jednak sprawdzić na sam początek. Fringere udało mu się rzucić dopiero za drugim razem, co I TAK było całkiem dobrym osiągnięciem; za pierwszym zaklęcie poszarpało się nieprzyjemnie, nie dając żadnego pozytywnego skutku. Zacisnął usta tylko bardziej, zaś zmarszczenie tylko jednej, lewej brwi było znakiem, iż Rosley niezwykle stara się przekopać przez wszystko w swojej głowie, żeby odnaleźć jakieś pomocne zaklęcia. Poddał się chyba jednak ostatecznie, wyczarowując jeszcze bandaż do opatrzenia rany, zostawiając jednak pole do popisu Vic, która- pewnie będzie w stanie zdziałać tu więcej.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Skinęła głową, gdy dziewczyna potwierdziła, że Irv może się do niej dosiąść. Jako, że była wychowana w willi, a nie pod kamieniem, od razu też postanowiła się jej przedstawić. -Irvette de Guise. Miło mi. - Wyciągnęła do niej dłoń, a po chwili już wsłuchiwała się w słowa Profesor Blanc. Musiała przyznać, że niespecjalnie podobało jej się to, co mieli zrobić. Nie miała żadnego doświadczenia w takich czynnościach bez użycia magii, więc czuła się nieco zagubiona, ale nie miała w zwyczaju dawać po sobie tego poznać. W końcu wymagano od niej perfekcji i miała zamiar udowodnić, że potrafi. Kątem oka spoglądała więc na to, co robi jej towarzysza z ławki i próbowała powtarzać te kroki. Najpierw zdezynfekowała okolice rany wodą utlenioną, którą znalazła w buteleczce. Wydawało się to dość proste i intencjonalne i dodało rudowłosej prefektce trochę pewności. Następnie przetarła wszystko i zaczęła zajmować się opatrunkiem. Szło jej to średnio i końcowy wynik nie był najbardziej schludny i idealny, ale jakby nie patrzeć, zadanie wykonała i to chyba poprawnie. Czekała więc na dalsze polecenia nauczycielki uzdrawiania licząc na to, że będzie jej dane poćwiczyć jakieś zaklęcia.
Val siedziała już cicho, gdy tylko zobaczyła reakcję Felixa. Nie była ślepa i odniosła wrażenie, że niezbyt spodobało mu się jej zachowanie. Nazywając się kretynką do kwadratu, zasznurowała usta. W odpowiedzi na to, co powiedział jedynie się uśmiechnęła. No bo i cóż miała do powiedzenia? Uniosła różdżkę w dłoni i wypowiedziała inkantację. Calitidas. Wydawało jej się, że jej manekin ma gorączkę ale nie da mu przecież żadnych leków, aby ją zbić. Zamiast tego zerknęła na chłopaka, który w ciszy przemywał już ranę. To znaczy jej okolice. Val pamiętaj, żeby przemyć jej okolice. Wzięła się za to zadanie, biorąc sobie do serca słowa profesor Blanc. Delikatnie przemyła obszar wokół rany w milczeniu zastanawiając się, skąd bierze się jej zasrane szczęście. Zerknęła przelotnie w kierunku Harmony zastawiając się, jak ona sobie radzi. Czuła się niesamowicie niezręcznie w towarzystwie chłopaka, przy którym ośmieliła się na tak wiele.
To, że wybrała się na tę lekcję z @Eli Rosley samo w sobie było niemałą niespodzianką. Z uzdrawianiem radziła sobie mocno średnio, znała jakieś podstawy, była w stanie się nad nimi pochylić, była w stanie coś z nimi zrobić, jakoś zaradzić problemowi, ale prawda była taka, że pierwszej pomocy raczej nikomu by nie udzieliła. Raczej, bo jak wiadomo, trafiały się sytuacje kryzysowe, kiedy musiała jakoś działać, nawet jeśli miała pełną świadomość, że się do tego po prostu nie nadaje. Życie było cenniejsze, niż jej marne umiejętności, taka była prawda, a skoro dookoła były problemy i naprawdę trudno było przewidzieć, w którym dokładnie momencie coś zajmie się ogniem albo wydarzy się coś równie niepokojącego, to trzeba było, niestety, działać. Nie mogła, co było raczej rzeczą oczywistą, siedzieć w kącie z założonymi rękami, więc zgodziła się pójść na te zajęcia. - To będzie porażka - oznajmiła jeszcze, orientując się, że zjawili się nieco za późno, ale pospiesznie przystąpiła do działania, które aż tak prędkie być nie mogło. Jej wiedza była raczej znikoma, tak więc spoglądała na manekina, jaki przypadł jej w udziale, raczej niezbyt pewnie, orientując się, co prawda, że jego oparzenie nie mogło być tylko lekkie, ale wiele więcej nie była w stanie na jego temat powiedzieć. Spojrzała, raczej rozpaczliwie, na swojego towarzysza, by później wzruszyć lekko ramionami i westchnąć ciężko. - Fringere - wypowiedziała, mając nadzieję, że zaklęcie jej posłucha i tak było w rzeczywistości, aczkolwiek Victoria nie do końca wiedziała, co tak naprawdę robi, podążając jedynie za poleceniami, jakie zostały jej wydane, wierząc w to, że pomaga manekinowi. Miała jednak cichą nadzieję, że nigdy sama nie będzie musiała niczego podobnego robić tak naprawdę.