Lowell bacznie doglądał kolejnych starań uczniów i studentów, by mieć pewność, że wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Lawirowanie między dwiema grupkami było nieco problematyczne, niemniej jednak z czasem się w tym wszystkim odnalazł, spoglądając bardziej przychylnie w kierunku tego, że wcale nie szło mu to wszystko aż tak źle. Jedni wykonywali notatki, inni zajmowali się tworzeniem odpowiednich zaleceń lekarskich, bawiąc się w uzdrowicieli (oczywiście tylko pierwszoklasiści), on natomiast miał zadbać o bezpieczeństwo. Snuł się zatem po sali może nie niczym cień - w wolnej chwili, oczywiście - który przesuwa się po ścianie dość dyskretnie, a prędzej niczym osoba, którą można z łatwością zawołać i poprosić o pewne porady. W międzyczasie też dawał kolejne szanse dla innych uczestników, którym jednak ten etap nie poszedł jak najlepiej, jak również zajmował się tymi, co przystąpili do tego małego sprawdzianu umiejętności nieco później. Nie wątpił w to, że Rylan potrzebuje nieco więcej praktyki, w sumie jak każdy z tutaj obecnych - z czasem umiejętności radzenia sobie ze stresem, gdy człowiek znajdzie się poza czynnikami wymagającymi tej umiejętności, zanikają, stając się jedynie subtelnym, znaczącym tyle co nic wspomnieniem. Chcąc prowadzić luźniejsze zajęcia, gdzie umiejętności znajdowały się zależnie z poziomem chęci, nieco trudniej było wystawiać oceny bądź cokolwiek innego. Dodatkowo, jakby nie było, dochodził jeszcze czynnik wcześniejszego zwolnienia, podczas którego może i odpoczął, ale nadal pewne problemy nieco się utrzymywały. - Na spokojne, bez pośpiechu. Może i czas cię dogania, ale to jest tylko praktyka. - uśmiechnął się nieco, zauważając błędy, które wpływały koniec końców na działanie uroku. Po czasie udało mu się jednak doprowadzić zaklęcie do używalnego poziomu, w związku z czym nic dziwnego, że podniesienie kącików ust do góry się powiększyło, a próba została zakończona sukcesem. Lowell przeszedł tym samym do sprawdzenia biednego brata Ziutka, zauważając pewne niedociągnięcia, niemniej jednak wynikające przede wszystkim z konieczności praktyki. - Pod koniec poszło ci dobrze, masz dryg. - pochwalił go, by przejść do diagnozy pacjenta. - Nadal są widoczne lekkie pęknięcia, o tutaj. - wskazał poprzez Surexposition, chcąc zwrócić uwagę na istotę problemu. - Jak chcesz, to możesz jeszcze poćwiczyć na tym manekinie. Co ty na to? - dał mu tym samym wybór, nie chcąc napierać na jakiekolwiek niepotrzebne próby, jeżeli ten nie czuł się na siłach.
Mechanika:
Rylan, w celu sprawdzenia, jak sobie z tym wszystkim radzisz, rzuć kostką k6 - o ile chcesz, oczywiście.
Parzysta - jak się okazuje, wcześniejsze próby nie poszły na marne, ponieważ Episkey działa tym razem jak najbardziej prawidłowo, powodując, że powstałe wcześniej złamanie uległo zasklepieniu. Oczywistym jest, że na samym uroku nie da się w pełni zregenerować tkanki, niemniej jednak sukces został osiągnięty. Możesz przejść do sprawozdania.
Nieparzysta - trochę się męczysz, wykonując początkowo dwie nieudane próby, ale potem, zgodnie z Twoją wolą, kość zostaje naprawiona. Nie musisz się już o nic martwić - zadanie zostało wykonane, a doświadczenie odpowiednio zdobyte. Tym samym możesz teraz przejść do sprawozdania.
Po tym - jak żeby inaczej - ponownie stawiał kroki, pozwalając na to, by ich stukot przechodził nieco dalej, a samemu stał się z powrotem dostępny dla kolejnych śmiałków chcących poćwiczyć własne umiejętności. W sumie nie narzekał - może i było nieco patrzenia dookoła na wszystkich, aczkolwiek wykonywał swoje zadanie w pełni.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
- Ustabilizujesz ją chyba patykiem - stwierdził, uśmiechając się do niej, faktycznie się rozpychając, traktując to mimo wszystko, jako dobrą zabawę, wiedząc doskonale, że Harmony potrafiła wciągać się w takie niemądre przepychanki. I nie miał nic przeciwko temu, uznając, że to było całkiem normalne, a lekcja nie musiała im przeszkadzać w dobrej zabawie. Oczywiście, zamierzał wykonywać polecenia, chociaż musiał przyznać, że faktycznie dla niego były dość proste, raczej nieskomplikowane i nie wiedział, czy będzie w stanie wynieść wiele z tych zajęć. Zerknął w stronę profesor, gdy ta przyznała dodatkowe punkty, uznając, że mogli się oczywiście tak bawić, ale to nie było do końca to, co mu jakoś pasowało. Machnął jednak na to ręką, zaraz też uśmiechając się lekko do Harmony. - Kto wie, jak uda ci się przejść cały kurs i zapanować nad zrozpaczonymi rodzicami dzieciaka, który wepchnął sobie fasolki do nosa, to jestem pewien, że ci się uda - stwierdził z namysłem, nachylając się nieznacznie w stronę dziewczyny, a potem ponownie spojrzał w stronę profesor, chcąc dowiedzieć się, czego właściwie od nich teraz oczekiwała. Uniósł lekko brwi, słuchając jej uważnie, ale w żaden sposób nie skomentował jej słów, jedynie podwinął rękawy, spoglądając na manekina, kiwając do siebie powoli głową, analizując to, co miał tutaj do wykonania. Zgodnie z poleceniem wykorzystał zaklęcie do zmierzenia temperatury, które było dla niego niezwykle wręcz proste, a później obejrzał raz jeszcze rany, by potem ostrożnie obmyć ich okolicę, przypatrując się, czy przypadkiem te jednak nie zmieniają stopnia. Czasami w końcu bąble pojawiały się nieco później, dopiero po chwili ujawniając się na skórze i wypełniając płynem. Mając jednak pewność, że nic takiego nie ma miejsca, zabrał się za osuszanie wcześniej przemytych kawałków ciała, pilnując, żeby w żaden sposób nie naruszyć rany. Sięgnął również po zaklęcie łagodzące ból, mając świadomość, że samo ochłodzenie miejsca oparzenia nie musiało dawać właściwych efektów, by ostatecznie faktycznie założyć opatrunek, robiąc to naprawdę sprawnie.
______________________
Never love
a wild thing
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Kiwnęła głową na zapewnienia Ruby. Im częściej słyszała z ust przyjaciół, że to wszystko niebawem się ułoży, tym bardziej zaczynała w to sama wierzyć albo przynajmniej uciszać nieznośny głos, podpowiadający jej, że straciła tyle szans mając zaledwie dziewiętnaście lat. Teraz jednak skupiała się maksymalnie na przyjaciółce, której też zawalił się świat – i próbowała przy niej być na tyle, na ile potrafiła. – Jakbyś nie miała co zrobić ze zwierzakami to się polecam. Może nie jestem zbyt mobilna, ale chociaż nie będą same, a ty będziesz miała pewność, że są w najlepszych rękach – zaproponowała, bo tylko tyle póki co mogła zrobić. Już i tak czuła, że jest okropnym ciężarem dla bliskich, którzy zmawiali się za jej plecami, żeby zbyt długo nie zostawała sama i żeby ktoś zawsze asystował jej podczas lekcji czy zwykłych codziennych czynnościach, bo nawet butów nie potrafiła ubrać samodzielnie. Zacisnęła zęby na samą myśl o tych wszystkich niedogodnościach i wykrzesała z siebie maksimum energii. Nie była jedyną osobą, która potrzebowała otuchy. Parsknęła śmiechem, gdy Rubson wspomniała o swoich poparzonych rękach. – My, Gryfoni, uczymy się życia na własnej skórze. Dosłownie. Jakimś mottem przewodnim powinno być u nas „raz pod wozem, raz pod wozem” – zażartowała, po czym uświadomiła sobie, że dość niefortunnie dobrała słowa. – No, ale ja teraz cały czas jestem na wozie, przede mną chyba najlepsze miesiące życia – dodała rozbawiona paradoksem tej sytuacji, próbując choć w minimalnym stopniu poprawić Maguire humor. – Jeszcze kilka lat i będziemy znały wszystkie przypadki ze swojego doświadczenia – szturchnęła przyjaciółkę w ramię, ale spoważniała, gdy Blanc zabrała głos. Dość uważnie słuchała jej słów, bo pomagało jej to odciągnąć myśli od wózka, na którym siedziała, poza tym faktycznie stwierdziła, że z ich tendencją do pakowania się w kłopoty może warto skupić się też na magii leczniczej. Kiedy pielęgniarka zakończyła wykład, zgodnie z jej poleceniem sprawdziła temperaturę, a potem ostrożnie przemyła okolice rany. – Ej, Rubs, jak będziesz miała chwilę to wpadnij do nas wieczorem, co? Posiedzimy, poużalamy się na własnym losem. Jinx teraz maniakalnie piecze ciastka, więc zjedz coś przed wyjściem, bo w skali od 1 do 10 idzie mu hmm, no cóż, BARDZO się stara. Wiesz, żebyś nie siedziała sama, u nas zawsze są drzwi otwarte – uśmiechnęła się ciepło do Gryfonki, w międzyczasie wycierając miejsce oparzenia i nakładając na nie opatrunek. – Jest git? – dopytała Ruby, która przecież z uzdrawiania była znacznie lepsza.
Nie oszukujmy się, leczenie magicznych fantomów nie było najciekawszą rzeczą na świecie. Pod względem atrakcyjności wyprzedzały je sudoku czy krzyżówki albo mycie podłóg, jednak warto było umieć co nieco, kiedy każdego dnia możesz obskoczyć wpierdol od losu, szczególnie jak się było Brooks, która z robienia sobie krzywdy uczyniła prawdziwą sztukę. Kiedy więc zadanie przed Tobą jest nudne, warto mieć u boku kompana, który nieco umili ten czas. Tak się składało, że Baxter był całkiem wdzięcznym towarzyszem niedoli, tak więc uśmiechnęła się szeroko, widząc jego zmachaną, zakazaną gębę.
- No witam. – Odpowiedziała uprzejmie i zrobiła miejsce obok, o mało nie obrywając w małego palca u stopy niechlujnie rzuconą torbą. Kompletny brak poszanowania literatury i jej stóp, no ale czego można wymagać od takiego tłuczka jak Royce? – Ciii. – Uciszyła ziomka, żeby nie przerywał nauczycielce, która tłumaczyła im zadanie. Odpowiedziała dopiero wtedy, gdy wszystko zostało wyjasnione. – Na to wygląda, ale w sumie nie ma co się dziwić. Na Wyspach chyba nie może być normalnie przez pięć minut. Jak nie urok, to sraczka. – Skwitowała kwaśno, biorąc się za opatrywanie fantoma, a że poszło jej zajebiście, taka z niej była zdolniacha, to mogła sobie pozwolić na opierdalanie i chichotanie będące reakcją na próby Baxtera, który machał różdżką jak pałką do quidditcha. – Zdecydowanie powinieneś. Masz naturalny talent. – Stwierdziła wesoło, choć oczywiście wolałaby uniknąć leczenia w Mungu prowadzonym przez chłopaka.
Kolejne zadanie, jakie postawiła przed nimi Blanc, było równie „ciekawe”, ale Julka była jedną z tych osób, które rzadko narzekały i po prostu robiły, co trzeba. Zaczęła od przemycia okolic rany i dokładnego wytarcia. Kiedy rana była czysta, nałożyła opatrunek i to by właściwie było na tyle. Poszło szybko, łatwo i przyjemnie.
Vinícius Marlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
— Nawet bym się z tobą zamienił, z tym welonem i tak dalej. Może w końcu przestałbym tak marznąć — oczywiście to takie moje głupie gadanie, trawa zawsze jest zieleńsza na cudzym ogródku i jestem tego świadomy, ale jako naczelny zmarzluch Hogwartu całkiem chętnie przygarnąłbym taki efekt uboczny. Pomijając całą resztę, czyli jakieś chore zaślubiny ze smokiem i nagłe teleportacje, bo ten sobie tak zażyczył. Tak, tego doświadczyć nie mam ochoty. — Wiesz jak się nazywa bogin Tomka? — robię dramatyczną pauzę, kręcąc głową jeśli ten chciał powiedzieć, że Nanael. Z trudem zachowuję powagę — bogini — dodaję wciąż bardzo poważnie, a potem ogromnie cieszę się ze swojego świetnego żartu. Po takim pokazie kreatywności powinienem być na zajęciach z działalności artystycznej, nie uzdrawiania. Potem zastanawiam się jeszcze głośno nad tym, czy August byłby może w stanie zmieniać boginią formę, tak od czasu do czasu, żeby na pewno nie zrobiło się nudno, ale w końcu przychodzi ten moment, kiedy musimy skupić się na zajęciach. — A da się tak zamachloić żeby mnie zatrudnili? — niby żartuję, ale tak naprawdę to jestem żywo zainteresowany, bo im dłużej interesuję się tematem, tym mniej wydaje mi się to prawdopodobne. No, chyba że przez zatrudnienie rozumiem recepcję, wtedy osiągnąłem niemały sukces i to zupełnie uczciwie. Patrzę na profesor Blanc z zaskoczeniem, bo po tej pracy domowej nie spodziewałem się pochwał. Niemniej jest mi bardzo miło, więc uśmiecham się i kiwam głową w podzięce, bo chyba nie wypada mi się odzywać. — Pomyśl o tym tak: teraz jest paskudnie, ale jak zrobisz wszystko jak trzeba, to przestanie. A jak zabandażujesz, to już w ogóle nie będziesz musiał tego oglądać — paplam sobie pod nosem, zajmując się manekinem. Mnie też brzydzą takie rzeczy, to nie tak, że nie. To znaczy – brzydziły, bo po latach nauki widziałem już wiele, choć pewnie i tak nie aż tak wiele, jak mi się wydawało. W każdym razie najlepsze w magii leczniczej było to, że w końcu wszystko wracało do normy, chyba że się coś spartaczyło. Ponownie oczyszczam ranę, a właściwie jej okolice, bo tego nigdy za dużo, osuszam ją i zakładam opatrunek. Uważam, żeby nie zrobić tego za mocno, ale jednocześnie równo i elegancko. Elficzka ulokowała się w moich loczkach, sennie obserwując moje działania.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- I będzie to najlepsza stabilizacja patykiem, jaką widziałeś – skwitowała zadziornie, świetnie się przy tym bawiąc. Jak widać powaga nie zagrażała im nawet na zajęciach, kiedy Max zaczął się rozpychać, a ona próbowała go odsunąć, tym samym doprowadzając do przepychanki na nogi, którą zakończyła z dumnym uśmieszkiem, gdy po prostu z impetem walnęła mu swoje stopy na jego. - Szach mat! – wyszczerzyła się, zaraz jednak wróciła do pracy. Podpatrywała na starszego Gryfona, co i jak dokładnie robił, naśladując wiernie jego ruchy. Oczywiście, nie kopiowała go bezmyślnie i słuchała uwag nauczycielki, ale jak mogła nie skorzystać z darmowego pokazu. Tuż po tym, jak Max użył zaklęcia mierzącego temperaturę i ona wypowiedziała Calitidas, kopiując to jak trzymał różdżkę. - Fasolka w nosie brzmi faktycznie jak śmiertelna kondycja – prychnęła znad przemywanej rany. Tak jak profesor powiedziała, przemywała ją naokoło a nie bezpośrednio. – Wyobrażasz cały czas mieć w nosie zapach wymiocin? Lub psidwaczej kupy? Przecież to nie tylko zagraża godności, ale i życiu! – zażartowała, próbując zaśmiać się szeptem, ale nie potrafiła do końca zapanować nad chichotaniem. Na swoją obronę miała przynajmniej to, że mimo drobnych wygłupów i podkopywania chłopaka co jakiś czas w kostkę, faktycznie starała się tę ranę dobrze zabezpieczyć. Oczywiście przyszły pan lekarz poszedł po krok dalej, używając zaklęcia przeciwbólowego. – O! A to znam! Moje nowe, ulubione zaklęcie! – zaśmiała się, przypominając sobie jak dużo lepiej jej było w szpitalu po tym, jak właśnie Max na niej go użył. – Trzeba go dodać do arsenału – mrugnęła do niego i skierowała różdżkę na swojego manekina. – Levatur dolor – wypowiedziała i zaraz spojrzała na kolegę. – I jak, myślisz, że przełożony w szpitalu by to zaakceptował, czy jednak wywierciłby mi dziurę w głowie spojrzeniem dezaprobaty?
Macham ręką, gdy Julia mnie ucisza, ale posłusznie zamykam mordę i słucham nauczycielki. A przynajmniej świetnie udaję, że to robię, bo moje myśli krążą wokół smoków i innych niecodziennych atrakcji, które spotykają czarodziejską społeczność. – Zacząłbym się niepokoić, gdyby przez kilka dni było spokojnie. Tak zwana cisza przed burzą – rzucam doską mądrością, a potem przekręcam się w stronę Brooks. – Moja mama zawsze mnie uczula, że jeśli podczas meczu robi się nagle cicho i sielsko to znak, że zaraz oberwę tłuczkiem albo ktoś złapie przede mną znicz – dzielę się kolejnym przemyśleniem, a następnie zaczynam znęcać się nad manekinem. Oczywiście niespecjalnie, to po prostu jak zwykle wina każdego tylko nie mnie – siedzącej obok Julki, złej pogody czy też hałasu w klasie. Biedny ja. Kłaniam się, kiedy moja przyjaciółka dostrzega mój wrodzony talent. – Jakby cię ktoś kiedyś pokiereszował na treningu to wiesz do kogo się zgłosić – puszczam jej oczko z nadzieją, że jeśli przyjdzie to się wyżalić albo zaprosić mnie na jakieś mordobicie w ramach zemsty, a nie faktyczne leczenie. Z następną częścią idzie mi już o wiele lepiej. Przemywam okolice oparzenia, wycieram resztki wody i sprawdzam temperaturę, aby ostatecznie skrupulatnie nałożyć opatrunek. Działam mechanicznie, bez większych rozmyślań – w końcu setki razy opatrywałem sobie czy bratu efekty naszych durnych pomysłów. – Idziemy po lekcji na piwo? Podobno to świetny izotonik – proponuję szeptem wspólne wyjście, gotowy tak naprawdę zaciągnąć Krukonkę siłą, gdyby miała znacznie nudniejsze plany.
– Mogę cię przytulić i ogrzać – macham brwiami i szczerzę się ucieszony. Oczywiście gdyby Viní stwierdził, że to świetny pomysł to nie miałbym z tym żadnego problemu, ale ja na jego miejscu nie chciałbym się ściskać z takim upoconym knurem jak ja. Śmiechom nie ma końca, bo mój ziomek wspina się na wyżyny kreatywności i opowiada wyśmienity dowcip, na który się zaśmiewam. Dobrze, że wyszedłem z domu. – Jak wrócimy do Poziomki to koniecznie powiedz to Augustowi, pewnie zesra się ze śmiechu – podjudzam Viniego, ale oboje dobrze wiemy jakby nasz przyjaciel zareagował. A pewnie i tak to ja bym oberwał za ten żart. Jestem jednak gotowy na to poświęcenie. Zastanawiam się chwilę czy mam jakiekolwiek wtyki w Mungu, ale no niestety, jedyne, kogo tam dobrze znam to sprzedawcę w sklepiku, bo ostatnio jestem tam częstym gościem. – Nie potrzebujesz żadnych machlojek, z pocałowaniem ręki cię zatrudnią jak skończysz studia – zapewniam Puchona z uśmiechem. – Ale będziemy mieć elitarną ekipę jak zaczniemy już pracę. Prawnik, uzdrowiciel, August też pewnie zasłynie w dziedzinie transmutacji albo przejmie rodzinny biznes – chwalę nas szczerze, pomijając jedynie fakt, że to oznacza zapierdol i mniej czasu na wspólne piwkowanie na werandzie. A przynajmniej na początku naszej obiecującej kariery. Nie jestem ani trochę zdziwiony, że Marlow dostał głośną pochwałę od Nory. Zastanawiam się ile jeszcze musi minąć, żeby zrozumiał, że jest świetny w tym, co robi. Bezgłośnie biję mu brawo, żeby nie przeszkadzać nauczycielce i słucham co tam dalej mamy robić. Na szczęście mam u swojego boku eksperta, więc nie muszę się szczególnie skupiać tylko po prostu naśladować ruchy Viniego. Znów się krzywię, kiedy spoglądam na ranę, ale za radą przyjaciela, szybko ją opatruję. Powtarzam te same czynności, które robił Puchon i z ulgą rejestruję, że to chyba koniec moich katuszy na uzdrawianiu. – Planujesz jeszcze dla mnie jakieś atrakcje na dziś? – pytam z ledwo słyszaną ironią, ale oczywiście tylko sobie żartuję. Przez chwilę, dzięki wysiłkom Vinicjusza, zapomniałem o swoim ostatnio niezbyt przyjemnym życiu.
Obserwowałam pracę uczniów, którą jedni wykonywali z należytą starannością, a drudzy w dość olewniczy sposób. Nie zwracałam na to głośno uwagi, jedynie kręcąc głową z nutką zawodu. Wiedziałam, ze ten typ magii, jak i zdolności z nim związane, nie były zbyt interesujące. Miałam jedynie nadzieję, że każdy z obecnych przynajmniej w minimalnym stopniu zdołał załapać te podstawy. Zawsze wydłużało to szanse poszkodowanego przed przybyciem wyspecjalizowanej służby medycznej. Zerknęłam na zegar, którego wskazówka nieubłagalnie przesuwała się do przodu. Byłam wręcz zaskoczona, że tyle to nam zajęło. - Dobrze moi kochani, mamy jeszcze niecałe dziesięć minut. Chciałabym, żebyście za ten czas wzięli manekin sąsiada i ocenili założony na niego opatrunek, następnie go ściągnęli i sprawdzili ogólny stan rany. - postanowiłam nie zlecać kolejnej rzeczy, żeby nie robili wszystkiego na dziko. Po upływie wskazanego czasu, pożegnałam się z uczniami i zabrałam się za sprzątanie sali i usuwanie brzydkich oparzeń z dzielnych manekinów.
z/t
Mechanika:
Jest to etap dodatkowy dla osób, które napisały jeden etap, niezależnie czy pierwszy, czy drugi. Reszta uczniów może uznać, że ma z/t. Jak ktoś chce pisać, nie widzę problemu. Czas pisania do 16.04.2023, godzina 20.00, po tym terminie rozliczam lekcję.
Przed wami dwa etapy egzaminu. Teoretyczny i praktyczny, z czego ten drugi obejmuje sprawdzian wiedzy z leczniczych eliksirów oraz sprawdzian z leczniczych zaklęć. Huxley bierze pod uwagę nie tylko suchą wiedzę, ale również zaangażowanie w przedmiot podczas zajęć roku szkolnego jak i samoświadomość pracy z pacjentem.
Część teoretyczna
Rzut kością stuścienną determinuje, jak dobrze poszedł wam egzamin pisemny. Pytania dotyczą głównie podstawowej wiedzy z zakresu udzielania pierwszej pomocy, ale także kilka podchwytliwych zagadnień związanych z tym gdzie i w jaki sposób należy zgłaszać sytuacje krytyczne, oraz jak prawidłowo i sukcesywnie wzywać pomoc do wypadku. Rzut kością sześcienną opisuje, jak Ci poszło.
1 - nie spodziewałeś się, że pójdzie aż tak dobrze, warto było poczytać ten biuletyn o komunikowaniu wydarzeń władzom! +2pkt 2 - wychodzi na jaw, że się wcale nie przygotowywałeś z całego materiału… 0pkt 3 - tematy podeszły Ci znacznie lepiej, niżbyś się tego spodziewał +1pkt 4 - czujesz się jak natchniony, jakby muza uzdrawiania dotknęła Twojej duszy +3pkt 5 - pytania wcale nie są łatwe, ale wiesz, co robisz, odpowiadasz na wszystkie +1pkt 6 - pierwsza pomoc to dla Ciebie łatwizna, ale nie wiesz zupełnie co odpowiedzieć w drugiej części pytań +1pkt
Modyfikatory Jeśli byłeś co najmniej na 2 lekcjach uzdrawiania w tym roku, przysługuje Ci jeden przerzut. Jeśli byłeś na wszystkich lekcjach uzdrawiania w tym roku, przysługują Ci dwa przerzuty.
Część praktyczna
Zaklęcia
Przed wami rząd stołów, krzeseł i leżanek, na których poukładane są manekiny prezentujące różne przypadłości i schorzenia. Waszym zadaniem jest odgadnąć, co dolega waszemu pacjentowi i jakie zaklęcie należy zastosować, by mu pomóc bądź ulżyć w cierpieniu.
K6 1 - pacjent poważnie krwawił, a Tobie udało się zatamować krwawienie +1pkt 2 - manekin zwijał się z bólu, jednak, zamiast podejrzewać zatrucie, leczyłeś ból, a to nie pomogło 0pkt 3 - ręka manekina zwisała pod dziwnym kątem, udaje Ci się ją bezbłędnie nastawić +3pkt 4 - początkowo zmyliło Cię, że manekin śpi, prawidłowo rozpoznajesz zatrucie eliksirem słodkiego snu +2pkt 5 - rozpoznajesz prawidłowo gorączkę krwotoczną, ale nie udaje Ci się dobrze jej uleczyć +1pkt 6 - odrazu rozpoznajesz łupież na głowie manekina i leczysz go na albicę +1pkt
Eliksiry
Dostajecie wypis zapotrzebowania na eliksiry dla poszczególnych pacjentów. Pod ścianą stoją półki z różnymi, niepodpisanymi flakonami i fiolkami, zawierającymi różne eliksiry. Musicie zapoznać się z tym, co przepisał uzdrowiciel dyżurny i ocenić, która z fiolek to który specyfik, by przygotować zamówione przez uzdrowiciela leki.
K6 1 - rozpoznajesz wszystkie wypisane eliksiry, ale nie dopasowujesz dobrze flakonów +1pkt 2 - udaje Ci się rozpoznać i dopasować cztery eliksiry do tego co masz wypisane na recepcie +1pkt 3 - rozpoznajesz wszystkie wypisane eliksiry i prawidłowo dopasowujesz do nich fiolki +3pkt 4 - nie radzisz sobie z rozczytaniem recepty, trochę strzelasz, ale ślepakami 0pkt 5 - idzie Ci dobrze, mylisz się tylko przy jednym z eliksirów +2pkt 6 - dopasowujesz tylko połowę eliksirów, nie do końca rozszyfrowałeś o co prosił uzdrowiciel +1pkt
Modyfikatory: Za min 10 pkt z zaklęć możesz przerzucić wynik kości etapu zaklęć. Za min 10 pkt z eliksirów możesz przerzucić wynik kości etapu eliksirów. Za min 10 pkt z uzdrawiania możesz przerzucić dowolną jedną kostkę.
Modyfikatory ogólne
Postać młodsza niż 3 miesiące może dodać sobie 2 pkt. Jeżeli uzdrawianie to Twoja najwyższa statystyka dodaj do końcowego wyniku 2 pkt. Jeżeli masz wspomniane w karcie, bądź wyraźnie zaznaczone na fabule, że uzdrawianie jest Twoją pasją, dodaj do wyniku końcowego 2 pkt.
Część teoretyczna:51 i 6; Przerzut k100: 56 --> 33 = 3
Lekcja 1, Lekcja 2, Lekcja 3 , Lekcja 4, Lekcja 5 Część praktyczna:5 i 2; Przerzuty: zaklęcie - 4(kuferek z zaklęć) = 2pkt. ; eliksir: 2 (Kuferek z eliksirów) --> 3 (kuferek z uzdrawiania) = 3pkt.
Punkty z modyfikatorów dodatkowych: - RAZEM: 8pkt. (Zadowalający)
Skoro już podchodziła do przedmiotów, które nie były jej mocną stroną, ale które uważała za przydatne w życiu, to również magia lecznicza musiała się znaleźć na liście jej egzaminów. Głupio by zresztą było, gdyby te zajęcia pominęła ze względu na to, że w ostatniej chwili postanowiła napisać nie jedną, a dwie prace dyplomowe, z czego druga zahaczała właśnie o tę dziedzinę magii. Początek teoretycznej części egzaminu poszedł jej naprawdę nieźle. Dziewczyna z pierwszą pomocą nie miała problemu szczególnie, że niedawno ukończyła kurs, organizowany przez Ministerstwo i uzdrowicieli. Niestety, kolejne pytania stawały się dla Irvette coraz trudniejsze, a w wyniku tego, jej odpowiedzi coraz krótsze i mniej wyczerpujące. Nie mogła nic na to poradzić, że ostatecznie, oddając pergamin była bardzo niezadowolona. Wiedziała, że gdyby włożyła tyle pracy w przygotowania, co w naukę do egzaminu z transmutacji, na pewno poszłoby jej lepiej, ale niestety, jej dobra również miała tylko dwadzieścia cztery godziny i musiała wybierać jedne obowiązki kosztem innych. Podchodząc do części praktycznej, nie miała więc wielkich nadziei i początkowo kompletnie nie potrafiła określić, co się stało jej manekinowi. W końcu jednak ruszyła tą rudą łepetyną i rozpoznała zatrucie eliksirem słodkiego snu i mogła wziąć się za pomoc delikwentowi. Tak, te magiczne wywary nie przestawały jej prześladować nawet, gdy miała już nigdy więcej nie musieć nad nimi siedzieć. Z tą myślą, podeszła do ostatniej konfrontacji z magicznymi miksturami i tu sama siebie zaskoczyła, bezbłędnie odgadując, a raczej rozpoznając, zawartość każdej postawionej przed nią fiolki. Co jak co, ale tego w życiu by się nie spodziewała, więc nawet, gdy końcowo otrzymała tylko ocenę Zadowalającą, była dumna z postępu, jaki mimo wszystko poczyniła w murach tej szkoły.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Część teoretyczna:65 i 4 (7 pkt) Część praktyczna: 6 i 3 (4 pkt) Punkty z modyfikatorów dodatkowych: 2 za nową postać, 2 za najwięcej pkt z uzdro, 2 za zainteresowanie przedmiotem w KP RAZEM: 17 WYBITNY
W końcu, po tych wszystkich ciężkich przeprawach i żenujących występach trafił się egzamin z przedmiotu, na którym był pewny tego co wiedział i co robił - i miał nadzieję, że odbije się to pozytywnie na wyniku sprawdzianu, bo przecież to właśnie kosztem tego przedmiotu potraktował po macoszemu przygotowanie do innych. Ulga, jaka spłynęła na niego z chwilą gdy spojrzał na pergamin z pytaniami o pierwszą pomoc i inne tego typu sprawy, dodała mu weny i skrzydeł, bo pisał jak natchniony, aż zabrakło mu miejsca na arkuszu. Chcąc nie chcąc, nie wyczerpał więc tematu tak jak by sobie tego życzył, ale i tak był całkiem usatysfakcjonowany. Część praktyczna też nie przysporzyła mu żadnych problemów: najpierw elegancko wyleczył manekina ze strasznej dolegliwości, jaką jest łupież - zarówno schorzenie jak i leczenie było dosyć podstawowe, więc od razu wiedział co robić. Trochę nawet żałował, że nie trafił mu się jakiś bardziej wymagający pacjent, na którym mógłby faktycznie sprawdzić swoje umiejętności, ale prędko odsunął te myśli, bo przecież nie miał zamiaru narzekać na sukces. Na eliksiry był trochę obrażony po tym jak skasztanił egzamin z nich, więc nie do końca mu się podobała ich obecność również tutaj; zła passa jednak nie towarzyszyła mu tego dnia, rozczytał szybko bazgroły z recepty i sprawnie wybrał odpowiednie fiolki i buteleczki jak prawdziwy ekspert. I wreszcie jego niesamowity talent i wiedza zostały docenione, bo dostał od profesor Blanc ocenę wybitną. Uff.
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów
Część teoretyczna: 28 (2 pkt) i 2 przerzucone na 6 za lekcję (1 pkt) Część praktyczna: 2 przerzucone na 1 za kuferek z zaklęć (1) i 5 (2) Punkty z modyfikatorów dodatkowych: nie RAZEM: 6 - Nędzny
Uzdrawianie miało mnóstwo zalet: było szalenie przydatne oraz prowadzili je tylko fajni nauczyciele w tym ulubiony opiekun Gryfonów. Miało też jedną wadę: było zajebiście trudne. Dlatego do egzaminu Ryszard podchodził z zerowymi oczekiwaniami i bardziej kierowany ciekawością jak mu pójdzie niż ambicją na wysoki stopień. Jak zawsze wyluzowany zapisał kilka odpowiedzi na pergaminie z częścią teoretyczną, a pytania o pierwszą pomoc - której tajniki dawno temu wtłukł mu do głowy przezorny skrzat Jacek - były tak proste, że chyba każdy by na nie odpowiedział. Dalej zrobiło się trudniej, więc większość pytań pozostawił bez komentarza, w końcu z pustego i Merlin nie naleje. W esejach z historii czy opcm dało się coś jeszcze nazmyślać, ale tutaj niekoniecznie. Podczas praktyki musiał się zmierzyć z mocno krwawiącym manekinem. Zatamował krwawienie bez zbędnych ceregieli, bo na szczęście nie było to nic skomplikowanego, i przyszedł do eliksirów. Poszło mu zaskakująco dobrze, chociaż bardziej strzelał niż wiedział co robi - ostatecznie tylko jedną miksturę dopasował błędnie. Blanc wystawiła mu nędzny, łamiąc tym samym dobrą passę zadowalających, ale Rikiego taka ocena absolutnie satysfakcjonowała. Wszystko powyżej Trolla przyjmował z pocałowaniem rączki, a i Trollem by się pewnie nie załamał, tylko spróbował drugi raz. No, ale jak na razie nie musiał.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Część teoretyczna:20 i 1; przerzut za 2 lekcje (1 i 2): 17; czyli 3pkt Część praktyczna:5, 5; przerzut pierwszego 5 6, jeszcze jeden przerzut: 2; czyli 2pkt Punkty z modyfikatorów dodatkowych: 4pkt RAZEM: 9pkt (Zadowalający)
Max miał wrażenie, że jest już zmęczony. Naprawdę. Egzaminów było sporo, pracy było sporo, koncentrował się na tym, żeby jego dyplomowe wypociny były czymś więcej, niż jakimiś głupotami, bo to było zdecydowanie najważniejsze i jakoś tak wyszło, że kiedy przystąpił do egzaminu z uzdrawiania, nie było wcale tak kolorowo, jak mogło się wydawać. Niestety. Ani trochę. Żeby nie powiedzieć, że było beznadziejnie i najchętniej po prostu położyłby się, palnął w łeb albo odwaliłby coś podobnego. Zmęczenie materiału najczęściej prowadziło do tego, że potykałeś się na prostej drodze. Wypadki i inne bzdury, znał mimo wszystko od drugiej strony, konkretniej rzecz ujmując, od strony, która przybywała na miejsce, a nie coś komunikowała, tak więc musiał przyznać, że dobrze, że sobie o tym poczytał, dla przyswojenia całkowicie nowej wiedzy. Chociaż tyle, czy coś. Praktyka była jakaś pojebana, a przynajmniej on odnosił takie wrażenie, kiedy łupało mu w głowie. Ból manekina był dla niego właściwie jasną przesłaną do tego, co się dzieje, tylko, że wcale nie, więc Max zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno sam nie powinien położyć się w Mungu, żeby wypocząć i żeby zjeść odpowiednio dużo eliksirów, które postawiłyby go na nogi. Na całe szczęście, właśnie z miksturami poszło mu o wiele lepiej, ale musiał przyznać, że prawie spocił się jak mysz, nie bardzo wiedząc, co ma ze sobą zrobić, odnosząc wrażenie, że z tego wszystkiego bolały go już po prostu zęby. Nie był z siebie ani trochę dumny, bo wiedział, że umiał lepiej.
Część teoretyczna:82, 5 - 5+1 - 6pkt Część praktyczna:6, 6 1+1 - 2pkt Punkty z modyfikatorów dodatkowych: 2pkt postać młodsza niż 3 miesiące RAZEM: 10 pkt - zadowalający
Jak zwykle wchodząc na egzamin niosła duszę na ramieniu. Liczyła, jak zwykle, na to, że nadgoni wyniki egzaminem pisemnym, bo wykucie się formułek na blache było łatwiejsze i bezpieczniejsze dla zdrowia, niż rzucanie zaklęć, szczególnie tych mogących mieć wpływ na zdrowie. Pytania poszły jej bez większych problemów, nie były łatwe, ale nie spanikowała ani przy jednym, z zadowoleniem z siebie oddając pergamin z odpowiedziami. To dopiero widząc manekiny poczuła zimny pot na plecach, bo obawiała się, że wysadzi któremuś głowę albo urwie kończynę... Podeszła do wylosowanego pacjenta i obejrzała go dokładnie, po czym uznała, że to albica, bo przecież jej koleżanka z dormitorium miała dokładnie taki sam łupież. Z ulgą przyjęła fakt, że nie musiała rzucać zaklęć, szczególnie, że widziała, że były krwawiące fantomy, Merlinowi niech będą dzięki, że nie musiała tamować krwi. Przy drugim zadaniu trochę się pogubiła, niby wiedziała jakie to były eliksiry, ale tak długo sterczała pod półką, że ostatecznie doniosła tylko połowę z wymaganych, uśmiechając się przepraszająco, jakby przepraszającym uśmiechem można było kogokolwiek uleczyć. Notując w pamięci, by nigdy nie aspirować na doktorkę, ucieszyła się z zadowalającego wyniku i opuściła salę egzaminacyjną.
Część teoretyczna:15,1 -> 27 - udział na 2 lekcjach Część praktyczna:1(zaklęcia),4(eliksiry) -> 3(eliksiry) - przerzut za pkt z uzdrawiania Punkty z modyfikatorów dodatkowych: 2pkt za najwyżej punktowaną statystykę, 2pkt za pasję uzdrawiania zwierząt, zaznaczoną na fabule RAZEM:12pkt - powyżej oczekiwań
Spodziewałem się uzyskania wysokiego wyniku z egzaminu. Nauczony doświadczeniem nie podchodziłem do niego z zadartym nosem, jednak nie mogłem sobie wmawiać, że nic nie umiem, kiedy nie było to prawdą. Leczenie zwierząt wymagała ode mnie naprawdę wiele, szczególnie ze względu na brak komunikacji z podopiecznymi, a przynajmniej w znacznej większości. Merdanie ogona psidwaka było dla mnie lepszą nagrodą, niż największe pochwały z ludzkich ust. Co zatem mogło pójść nie tak? Dlaczego tak kiepsko odpowiedziałem na pytania teoretyczne? Zestresowałem się niepotrzebnie, czy też popełniłem błąd, nie powtarzając tego podstawowego materiału? Był on bardzo ważny, także myślałem, że mam go już w jednym paluszku. Jak się okazuje, nie mam. Część praktyczna, podobnie jak w przypadku egzaminu z eliksirów, wyszła mi znacznie lepiej. O ile w przypadku użycia zaklęć również nie wykazałem się nazbyt dużą kreatywnością i inwencją twórczą, o tyle rozpoznanie i używanie eliksirów wyszło mi perfekcyjnie. Widziałem w tym wszystkim bardzo dużą dawkę ironii, bo zawsze uważałem, i w praktyce się to powtarzało, że teoria i zaklęcia fajnie, ale eliksiry to nie za bardzo mi idą. Egzamin pokazał, że akuratnie w tej chwili jest na odwrót. Złośliwość rzeczy czy też kolejny pstryk w nos od losu? Jeden Merlin to wie.
Część teoretyczna:42 i 3 - łącznie 4pkt Część praktyczna:4(zaklęcie) i 5(eliksir) - łącznie 4pkt Punkty z modyfikatorów dodatkowych: +2 (nowa postać) +2(uzdrawianie jest pasją postaci, wyraźnie zaznaczone w KP) RAZEM:4+4+2+2=12 (Powyżej oczekiwań)
Uzdrawianie było przedmiotem, do którego Anastazja podchodziła z osobistą ambicją. W końcu z leczeniem wiązała swoją przyszłość i naprawdę zamierzała być w tym wybitna. Jak wielkie było więc jej rozczarowanie, gdy z egzaminu uzyskała tak nędznie niską notę, jaką było Powyżej Oczekiwań! Krukonka naprawdę była tym zniesmaczona. No ale jak do tego w ogóle doszło? Otóż w pierwszej pomocy na teście teoretycznym popłynęła z typowo mugolską wiedzą, a kiedy się zorientowała, że nie tego dotyczy pytanie, było już dość późno. Przez to nie napisała wszystkiego, co wiedziała, no i tak wyszło. Z kolei przy części praktycznej nie rozpoznała jednego eliksiru. No i faktem było, że eliksiry nie były jej mocną stroną. Niestety nic na to nie mogła poradzić, noty jej obniżono i dlatego nadąsana wyszła z bardzo dobrym wynikiem zamiast celującego. Mały dramat, ale musiała się z tym zmierzyć. I właśnie z tego powodu chciała się zabrać za rok do pracy ze zdwojoną siłą. z/t
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Część teoretyczna:43 i 4 -> 6pkt Część praktyczna:4 (2pkt) i 1 (1pkt) Punkty z modyfikatorów dodatkowych: - RAZEM: 9pkt (Zadowalający)
Sztuka uzdrawiania przydała jej się już wielokrotnie w życiu i dlatego też zdecydowała się na to, aby podejść do egzaminu z tej dziedziny. Nie spodziewała się jednak tego, że przygotowany przez Blanc arkusz okaże się aż tak wymagający. Może i Strauss posiadała jako takie doświadczenie w części praktycznej ze względu na to, że wielokrotnie musiała radzić sobie z jakąś sytuacją kryzysową, ale na pewno nie była doświadczonym uzdrowicielem i nie znała się aż tak dobrze na kwestiach teoretycznych. Z pewnością z tego względu powinna wcześniej sięgnąć po podręcznik, aby go dogłębniej przestudiować, ale teraz z pewnością było już na to za późno. Niemniej z pewnością w pewnych ustępach pisała tak jakby coś natchnęło ją do udzielenia bardziej wyczerpujących odpowiedzi w kwestiach, na których jednak znała się nieco bardziej. Jeśli zaś chodziło o praktykę to już była zgoła odmienna kwestia. Rozpoznanie dolegliwości pierwszego manekina nie było jakoś szczególnie trudne choć z początku zastanawiała się co mogło mu dolegać ze względu na to, że nie widziała żadnych szczególnych oznak chorobowych czy urazów zewnętrznych. Dopiero po chwili odgadła, że to właśnie sen, w którym pogrążony jest fantom stanowi problem i oznacza zatrucie eliksirem słodkiego snu z czym też musiała sobie poradzić przy użyciu odpowiednich zaklęć. Zadanie związane z rozpoznaniem i dobraniem odpowiednich eliksirów było już zdecydowanie trudniejsze, bo jednak aż tak obeznana nie była w tej dziedzinie, by móc je rozpoznawać aż tak dobrze, gdy znajdowały się w nieoznakowanych flakonach. Mogła wtedy jedynie polegać na ich barwie i przybliżonej konsystencji także nawet jeśli udało jej się poprawnie wskazać wszystkie eliksiry, które znajdowały się na lekarskim zaleceniu tak jednak wydanie odpowiednich fiolek było już o wiele trudniejsze i mogło skutkować w pomyłce przez to, że wybrała jednak coś, co było swoim wyglądem przybliżone do jej celu, ale jednak go nie stanowiło. Niemniej i tak wystarczyło to wszystko, aby mogła otrzymać Zadowalającą ocenę, co jednak nie było aż takim złym wynikiem. Nawet pomimo nieco większych ambicji, które przejawiała Strauss.
z|t
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Część teoretyczna:30 i 2 = 2pkt Część praktyczna:4 i 6 = 3pkt Punkty z modyfikatorów dodatkowych: 2pkt za postać młodszą niż 3 miesiące RAZEM: 7pkt (Zadowalający)
Aneczka musiała przyznać, że na egzamin z uzdrawiania przyszła przygotowana tak średnio. Miała calkiem sporą wiedzę praktyczną, w końcu w świętym Mungu i w Skrzydle Szpitalnym spędziła calkiem sporo czasu, ale mimo wszystko leczenie nie było wiedzą, którą dało się nabyć przez jakąś informacyjną dyfuzję. Dyfuzja nie działała również w trakcie samego egzaminu, wiec Puchonka była zdana na własne nieprzygotowanie, które pielęgniarka szybko wyłapała. Na szczęście część praktyczna poszła jej lepiej niż teoria, głównie dlatego, że bazowała na eliksirach. Nawet w części dotyczącej zaklęć trafiło jej się zatrucie eliksirem słodkiego snu. W części eliksirowej negatywnie zaskoczyła ją tylko połowiczna skuteczność, no ale cóż. Jakby się lepiej przygotowała, to pewnie lepiej by jej poszło. A ostateczny wynik i tak nie był zły. Zadowalający? Ujdzie. Mimo że miała aspiracje na więcej. Z/t
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Część teoretyczna:65; 5 (4+1) Część praktyczna:5; 2 (1+1) Punkty z modyfikatorów dodatkowych: - RAZEM: 7 -> zadowalający
Nie mogła odpuścić egzaminu z uzdrawiania. Całkiem regularnie uczęszczała na lekcje w tym roku, więc nie czuła większego stresu, a dodatkowo uznała, że taki test będzie świetną informacją zwrotną nad czym powinna popracować i jaką wiedzę uzupełnić, bo chodziło przecież o możliwość udzielenia pierwszej pomocy sobie lub komuś bliskiemu, a to traktowała całkiem poważnie. Na pytania, które wcale nie były łatwe ani oczywiste, udało jej się odpowiedzieć wszystkie i to wcale nie najgorzej, z czego była turbo zadowolona i ukontentowana, bo to tylko potwierdzało, że warto od czasu do czasu pojawić się na zajęciach, szczególnie na tych prowadzonych przez opiekuna ich domu. Potem bardzo sprawnie rozpoznała u manekina gorączkę krwotoczną, choć nie do końca zabłysnęła przy podawaniu zaklęcia, które pomogłoby biedakowi uporać się z tą nieprzyjemną przypadłością. Przy eliksirach była pewna, że wszystko pomiesza, a Nora tylko załamie nad nią ręce, więc była srogo zdziwiona, gdy okazało się, że poprawnie ogarnęła większość fiolek, finalnie otrzymując ocenę zadowalającą!
/zt
______________________
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Część teoretyczna:39 i 4 → 72 = 4 + 3 = 7pkt lekcja 1 | lekcja 2 Część praktyczna: Zaklęcia: 2 → 4 = 2pkt Eliksiry: 1 → 5 = 2pkt 2 + 2 = 4pkt Punkty z modyfikatorów dodatkowych: ruby chce być uzdrowicielką zwierzęcą więc +2pkt RAZEM: 7 + 4 + 2 = 13pkt → PO
Było kilka egzaminów, na których naprawdę jej zależało, choć studia miały to do siebie, że uczęszczała jedynie na przedmioty, które ją interesowały. Nie od dziś jednak wiadomo, że do dwóch przedmiotów przykładała się wyjątkowo mocno i uzdrawianie było jednym z nich. Dlatego też była całkiem zestresowana, co roku myślała, że już się przecież przyzwyczaiła do zdawania egzaminów, ale co roku stresowała się tak samo i właściwie stwierdziła, że już chyba zawsze tak będzie. Merlinie, oby w przyszłej pracy jakoś sobie jednak z nerwami radziła, bo wybrała sobie zawód, w którym stres był na porządku dziennym. Weszła jednak do klasy, uznając, że przygotowała się najlepiej jak potrafiła. Miała trochę przebojów w tym roku, nie zaczęła go najlepiej i kończyła z rollercoasterem emocjonalnym jeśli chodziło o jej sytuację rodzinną, więc obiecała sobie, że jeśli zda – to i tak będzie zadowolona, już niezależnie od wyników. Część teoretyczna poszła jej śpiewająco, czuła się jakby coś ją natchnęła i już oddawała pracę po kilku, a może kilkunastu, minutach, pewna swoich odpowiedzi jak mało kiedy. Praktyka poszła jej odrobinę gorzej, szczególnie z odgadnięciem co dolega manekinowi. W końcu jednak prawidłowo zidentyfikowała eliksir słodkiego snu i obudziła pacjenta. Eliksiry nie sprawiły jej tyle kłopotu, co myślała, że sprawią. Zastanawiała się jedynie nad jednym, co uznała za swój mały sukces, bowiem jej droga z eliksirami była wyboista. Wyszła z egzaminu z powyżej oczekiwań, zupełnie zadowolona.
|zt
______________________
without fear there cannot be courage
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Część teoretyczna:69 po przerzucie (4pkt) i 4 (3pkt) Część praktyczna: 5 pod dwóch przerzutach 3 (3pkt) i 4 po dwóch przerzutach 2 (1pkt) Punkty z modyfikatorów dodatkowych:lekcja 1 i lekcja 2 na przerzut teorii, 20pkt z zaklęć na przerzuty zaklęć, 10pkt z elków i 10pkt z uzdro na przerzuty eliksirów RAZEM: 4+3+3+1=11 (Zadowalający)
Były dwa ważne powody, dla których Mulan zdecydowała się podejść do egzaminu z uzdrawiania. Pierwszy był taki, że w końcu była to dziedzina Gryfońskiego Ojca, więc wypadałoby zdać wykładany przez niego przedmiot. Drugi argument brzmiał tak, że była to jednak cholernie potrzebna w życiu dziedzina. Zwłaszcza kiedy ktoś miał tak pełen ryzyka zawód jak Huang. Cały czas obcowała ze zwierzętami i wystawiała się na ryzyko ewentualnych obrażeń doznanych w czasie zmiany, że powinna znać jakieś chociażby podstawy w dziedzinie magii leczniczej, bo cały czas nie mogła polegać na Maxie. Teoria nigdy nie była jej mocną stroną niezależnie od tego o jaki właściwie przedmiot chodziło, ale tutaj poszło jej całkiem nie najgorzej. Może też dlatego, że nawet w rezerwacie co jakiś czas mieli swoiste szkolenia z pierwszej pomocy i BHP, co by nawet ci bardziej oporni na wiedzę i nie mający szkolnych zajęć w tym zakresie również mogli utrwalić sobie pewne informacje kiedy chodziło o wzywanie pomocy medycznej i udzielanie jej samodzielnie przed przybyciem odpowiednich służb. Wyglądało na to, że jednak coś utkwiło w jej głowie i mogła czuć się zadowolona z tego, że udało jej się uzyskać całkiem dobry wynik. To praktyka okazała się nieco bardziej problematyczna ponieważ wchodziła ona w kompetencje zaklęć i eliksirów. O ile te pierwsze były jej o wiele lepiej znane, bo jednak zachodziła częściej potrzeba rzucania ich samodzielnie to z eliksirami było już gorzej, bo najczęściej po prostu kupowała je od specjalistów i wiedziała, co gdzie się znajdowało, bo te cholerne flakoniki były albo podpisane albo na tyle charakterystyczne, że trudno było się pomylić. Tutaj jednak po bezbłędnym naprawieniu problemu złamanej ręki manekina musiała zmierzyć się z dobieraniem odpowiednich medykamentów do pokazanych recept. O, pani. Nie kończyła farmacji i niewiele mogła poradzić w tej kwestii. Te bardziej znajome eliksiry oczywiście udało jej się rozpoznać chociażby z tego względu, że również je stosowała w różnych sytuacjach, ale część pozostawała dla niej kompletnie czarną magią. No, ale coś tam udało jej się zdziałać, a panna Blanc mogła na sam koniec wystawić jej ocenę z ukończonego egzaminu. Nie była to najwyższa nota, ale Huang była na to gotowa. Najważniejsze jednak, że wciąż był to pozytywny wynik.
z|t
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Część teoretyczna:97 i 1 (7pkt) Część praktyczna: 2 (0pkt) i 3 (3pkt) Punkty z modyfikatorów dodatkowych: - RAZEM: 10pkt (Zadowalający)
Z pewnością uzdrawianie było jedną z tych dziedzin, z których musiała przystąpić do egzaminu. Był to bowiem jeden z nielicznych przedmiotów, który faktycznie ją interesował także nie było mowy o tym, aby odpuściła sobie podchodzenie do niego na koniec roku szkolnego. W tym szczególnym przypadku teoria była jej mocniejszą stroną. Głównie ze względu na to, że praktyka wymagała nie tylko wiedzy, ale i też odpowiedniego obycia w różnych dziedzinach i wyczucia. Nie wspominając już o poprawnej diagnostyce. Teoria jednak to był zbiór prostych i logicznych zasad, którymi trzeba było się kierować. Zresztą który czarodziej nie przeszedł choćby podstawowego przeszkolenia w kwestii pierwszej pomocy w czasie całej swojej nauki? Zdecydowanie gorzej poszło jej z praktyką w zakresie wykorzystywania zaklęć. Być może dlatego, że rzucanie ich nie było jej szczególnie mocną stroną. Nie do końca udało jej się odgadnąć, co właściwie dolegało manekinowi, którego miała przed sobą i zamiast zająć się źródłem problemu stwierdziła, że najlepiej będzie go leczyć objawowo i na tym właśnie polegał jej błąd. Z kolei, gdy przyszło do zagadnienia związanego z eliksirami tutaj po raz kolejny mogła się wykazać. W końcu eliksirowarstwo było mocno związane z zielarstwem, które tak pilnie studiowała. Hawthorne'owie znali się na roślinach jak nikt inny, a to przekładało się także na wiedzę odnośnie tego, co kiedy powinno trafiać do kociołka i dawało podstawy do znajomości eliksirów. Być może właśnie dzięki temu bezbłędnie udało jej się zidentyfikować wszystkie przypisane medykamenty i odnaleźć je w jednorodnych flakonikach, które przygotowała dla nich nauczycielka. Była jednak świadoma tego, że zawalenie etapu z zajmowaniem się pacjentem będzie ją nieco kosztowało. Dlatego nie zdziwiła się, gdy finalna ocena nie należała do tych dwóch najwyższych. Wciąż jednak mogła być z siebie zadowolona i ze spokojem opuścić klasę.
z|t
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Część teoretyczna:46 = 3pkt + 1 = 2pkt Część praktyczna: 4 = 2pkt + 2 = 1pkt Punkty z modyfikatorów dodatkowych: RAZEM: 3 + 2 + 2 + 1 = 9 (zadowalający)
Egzamin w tym roku miał dotyczyć pierwszej pomocy, co bardzo uspokoiło Remy – w końcu była na kursie! Uzdrawianie było jedną z tych dziedzin magii, w których nie była TRAGICZNA. Ba, nawet ostatnio spędzając czas z Maxem odkryła w sobie jakiś dryg do tego, w życiu nie nazwałaby tego talentem, ale można powiedzieć, że umiała działać w sytuacjach pod presją i zachować w nich logiczne myślenie. Co zresztą pokazała część praktyczna – a przynajmniej tak jej się zdawało. Miała wrażenie, że sam egzamin poszedł jej bardzo dobrze i nie miała co się nim martwić. No to praktyka! Popatrzyła na swojego manekina i… Wydawał się mieć całkiem w porządku? Czy to była jakaś podpucha? Ale manekiny innych miały różne przypadłości i choć mówiło się, że głupi ma szczęście, nie spodziewała się, żeby tak było w tym wypadku. Przyjrzała się uważniej, użyła kilku zaklęć do ponownego zbadania stanu i jednak okazało się, że było to zatrucie eliksirem słodkiego snu! Trudniejsze było wypisanie recepty i rozpoznanie eliksirów ale… cztery rozpoznane to chyba nie tak zła rzecz, prawda?
/zt
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Część teoretyczna:4+1pkt Część praktyczna:3+3 Punkty z modyfikatorów dodatkowych: - RAZEM: 11 czyli Z
Na uzdrawianie o ironio przyszedł prosto ze skrzydła szpitalnego i szczerze mówiąc czuł się o wiele lepiej niż wcześniej. Mógł więc na spokojnie do niego przystąpić bez stresu że zemdleje w trakcie. Chociaż na uzdrawianiu, to pół biedy. Ruby przeżyła tam rzut nożem, więc zwykłe omdlenie to nic wielkiego. Zwłaszcza że wybudzić można kogoś za pomocą pojedyńczego zaklęcia, które stosowało się też między innymi do budzenia ogłuszonych drętwotą ludzi. Starał się najlepiej jak mógł pisząc egzamin teoretyczny starając się nie pominąć żadnego istotnego szczegółu. Ostatecznie... Teoria dupy nie urywała jeśli chodziło o wynik, ale patrząc na to co się z nim działo na zaklęciach to mogło być dużo, dużo gorzej. I tak powinien się cieszyć że wtedy skończył z Z, a nie czymś gorszym. Praktyka za to szłą mu o niebo lepiej. Trafił mu się manekin z połamaną mapą. Cholernie podobny do tego, którego dostali rok temu razem z Hope i Bodziem. Postąpił więc tak samo jak wtedy i załatwił sprawę zaklęciem. Zaraz po tym miał rozpoznać fiolki z eliksirami. Każdą z nich poprawnie nazwał. Prawdopodobnie dzięki zaangażowaniu profesorek eliksirów i zebrań kółek LabMedu. Mimo wszystko i tak skończył z Z, ale jeśli chodziło o Uzdro, nie raniło go aż tak. Mogło być gorzej. Ważne że zdał.
Choć o Norze Blanc krążyły liczne, nie zawsze przychylne plotki, nie można było zaprzeczyć, że posiadała rzetelną wiedzę medyczną i swoją pracę wykonywała naprawdę dobrze. Była też sympatyczną osobą i miłą nauczycielką, co nie oznaczało, że na jej zajęciach panowało przesadne rozprężenie. Magia lecznicza była sztuką szlachetną, ale też wymagającą, a niedouczenie mogło prowadzić do przykrych zdarzeń lub całkowicie niepotrzebnej bezradności. Grudzień zaszczycił Brytyjczyków zimą równie piękną, co niebezpieczną. Oglądając wszechobecny biały puch i łyżwiarskie popisy łatwo było zapomnieć, że niskie temperatury niosą za sobą zagrożenie. I wcale na poobijanych na śliskiej ścieżce pośladkach się nie kończyło. - Witajcie, kochani! - przywitała się ciepło Nora, rozglądając się z uśmiechem po sali. - Jak zapewne każdy już zauważył, zaczęły się mrozy, a to oznacza, że część z nas może się znaleźć w sytuacji narażenia na nadmierne wychłodzenie. Na dzisiejszych zajęciach odświeżymy sobie informacje o hipotermii, o tym jak ją rozpoznawać, jakie ma stadia i przede wszystkim jak sobie z nią radzić. Na początek trochę teorii. Zadam wam parę pytań i zobaczymy na ile czujecie temat. A zatem kto jest chętny do odpowiedzi? Śmiało. I tak ostatecznie zapytam każdego. W ciepłej, przyjemnej sali trudno było wczuć się w klimat ratowania wyziębionych pacjentów, ale przynajmniej każdy miał warunki do zachowania pełnej przytomności umysłu. Pani Blanc w pierwszej kolejności pytała ochotników, później zaś przechadzając się po klasie zadawała pytania tym niedobitkom, które były zbyt nieśmiałe, by się samodzielnie odezwać. Mimo tego, że nie każdy znał w stu procentach prawidłową odpowiedź, Nora była zawsze miła i starała się wyciągać wiedzę z uczniów i studentów. Widać było, że nie chce ich karać. Ewidentnie starała się całe to towarzystwo czegoś nauczyć.
Etap 1 - mechanika
Pierwszy etap polega na odpowiadaniu na pytania Nory dotyczące hipotermii. Każdy może tutaj zdecydować, jak chce to rozegrać. Można zdać się na całkowitą losowość, albo włożyć w odpowiedź trochę wysiłku i zdobyć najwyższe noty.
Opcja 1: Rzuć kostką k6. Każde oczko to jedna prawidłowa odpowiedź na 6 zadanych. Za każde 20 punktów z uzdrawiania przysługuje przerzut kostki, ale wiążący jest ostatni wynik.
Opcja 2: To jest opcja krótkoterminowa. Do godziny 21:00 w piątek 8.12.2023 można napisać posta o tym, że postać się zgłasza do odpowiedzi. Takim osobom, które chcą się pobawić, rozpiszę indywidualne pytania w oparciu o ich kuferkowy poziom wiedzy z uzdrawiania. Prawidłowe udzielenie odpowiedzi będzie gwarantowało maksymalny wynik za ten etap. Ale od razu uspokajam, że podeślę materiały źródłowe.
Na lekcji można się pojawiać do 10.12 do końca dnia, w poniedziałek wrzucam drugi etap na podstawie tego, kto się do tej pory pojawi. Osoby, które wybiorą opcję nr 2 - napisanie posta ze zgłoszeniem się do odpowiedzi jest równoznaczne z pojawieniem się na lekcji. Na zadane przeze mnie pytania będzie można odpowiadać również po pojawieniu się drugiego etapu.
Obowiązkowy kod do pierwszego posta:
Kod:
<zgss>Nastawienie:</zgss> opisz nastawienie postaci do magii leczniczej <zgss>Punkty z uzdrawiania:</zgss> napisz ile postać ma punktów z uzdrawiania w chwili dołączenia na lekcję <zgss>Punkty z zaklęć:</zgss> napisz ile postać ma punktów z zaklęć w chwili dołączenia na lekcję <zgss>Doświadczenie:</zgss> napisz czy postać ma jakieś doświadczenie w radzeniu sobie z mrozem. Jeśli miało to miejsce na fabule - podlinkuj, a jeśli w kp to zacytuj stosowny fragment <zgss>Etap 1:</zgss> wynik k6 lub "ZGŁASZAM SIĘ!"
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Nastawienie: b. dobre, przede wszystkim Ruby zajmuje się leczeniem zwierzaków, ale ktoś też musi składać gryfony po treningach !! Punkty z uzdrawiania: 40 Punkty z zaklęć: 5 Doświadczenie: no takie normalne?? jeździ na czarodziejowe ferie to i na antarktydzie się znalazła i walczyła z psingwinami czy coś Etap 1:3 → 5
Pojawiła się na lekcji uzdrawiania, bo to były jedne z tych zajęć, które były dla niej obowiązkowe. Wiedziała, że jeszcze wielu musiała się nauczyć, choć w klinice szło jej coraz lepiej i musiała przyznać, że choć była zmęczona jak nigdy wcześniej, to kochała tę pracę całą sobą. Wiedziała, że dobrze wybrała swoją ścieżkę zawodową od momentu przekroczenia progu kliniki pod Londynem po raz pierwszy. Teraz jednak weszła do klasy i przywitała się z nauczycielką, ze zdziwieniem dostrzegając, że była w sali pierwsza. To było dziwne i czuła się nieco niekomfortowo, ale usiadła pośrodku – bo nie zamierzała siadać w pierwszej ławce, nawet jeśli było to uzdrawianie, ale chciała się chociaż trochę skupić, więc odpuścił też sam tył, który wybrałaby pewnie na eliksirach. Zrzuciła plecak na ziemię, który upadła z głośnym łoskotem, bo po zajęciach jechała do pracy, więc była spakowana na dosłownie cały dzień – od rana do wieczora. Pokiwała głową na słowa nauczycielki, kiedy zaczęła się lekcja i odpowiedziała na pięć na sześć zadanych pytań, więc wynik był dobry. Ruby była ambitna, ale nie aż tak, więc uznawała to za sukces i zajęła się powtarzaniem eliksirów leczniczych potrzebnych do leczenia psich chorób.