Lowell bacznie doglądał kolejnych starań uczniów i studentów, by mieć pewność, że wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Lawirowanie między dwiema grupkami było nieco problematyczne, niemniej jednak z czasem się w tym wszystkim odnalazł, spoglądając bardziej przychylnie w kierunku tego, że wcale nie szło mu to wszystko aż tak źle. Jedni wykonywali notatki, inni zajmowali się tworzeniem odpowiednich zaleceń lekarskich, bawiąc się w uzdrowicieli (oczywiście tylko pierwszoklasiści), on natomiast miał zadbać o bezpieczeństwo. Snuł się zatem po sali może nie niczym cień - w wolnej chwili, oczywiście - który przesuwa się po ścianie dość dyskretnie, a prędzej niczym osoba, którą można z łatwością zawołać i poprosić o pewne porady. W międzyczasie też dawał kolejne szanse dla innych uczestników, którym jednak ten etap nie poszedł jak najlepiej, jak również zajmował się tymi, co przystąpili do tego małego sprawdzianu umiejętności nieco później. Nie wątpił w to, że Rylan potrzebuje nieco więcej praktyki, w sumie jak każdy z tutaj obecnych - z czasem umiejętności radzenia sobie ze stresem, gdy człowiek znajdzie się poza czynnikami wymagającymi tej umiejętności, zanikają, stając się jedynie subtelnym, znaczącym tyle co nic wspomnieniem. Chcąc prowadzić luźniejsze zajęcia, gdzie umiejętności znajdowały się zależnie z poziomem chęci, nieco trudniej było wystawiać oceny bądź cokolwiek innego. Dodatkowo, jakby nie było, dochodził jeszcze czynnik wcześniejszego zwolnienia, podczas którego może i odpoczął, ale nadal pewne problemy nieco się utrzymywały. - Na spokojne, bez pośpiechu. Może i czas cię dogania, ale to jest tylko praktyka. - uśmiechnął się nieco, zauważając błędy, które wpływały koniec końców na działanie uroku. Po czasie udało mu się jednak doprowadzić zaklęcie do używalnego poziomu, w związku z czym nic dziwnego, że podniesienie kącików ust do góry się powiększyło, a próba została zakończona sukcesem. Lowell przeszedł tym samym do sprawdzenia biednego brata Ziutka, zauważając pewne niedociągnięcia, niemniej jednak wynikające przede wszystkim z konieczności praktyki. - Pod koniec poszło ci dobrze, masz dryg. - pochwalił go, by przejść do diagnozy pacjenta. - Nadal są widoczne lekkie pęknięcia, o tutaj. - wskazał poprzez Surexposition, chcąc zwrócić uwagę na istotę problemu. - Jak chcesz, to możesz jeszcze poćwiczyć na tym manekinie. Co ty na to? - dał mu tym samym wybór, nie chcąc napierać na jakiekolwiek niepotrzebne próby, jeżeli ten nie czuł się na siłach.
Mechanika:
Rylan, w celu sprawdzenia, jak sobie z tym wszystkim radzisz, rzuć kostką k6 - o ile chcesz, oczywiście.
Parzysta - jak się okazuje, wcześniejsze próby nie poszły na marne, ponieważ Episkey działa tym razem jak najbardziej prawidłowo, powodując, że powstałe wcześniej złamanie uległo zasklepieniu. Oczywistym jest, że na samym uroku nie da się w pełni zregenerować tkanki, niemniej jednak sukces został osiągnięty. Możesz przejść do sprawozdania.
Nieparzysta - trochę się męczysz, wykonując początkowo dwie nieudane próby, ale potem, zgodnie z Twoją wolą, kość zostaje naprawiona. Nie musisz się już o nic martwić - zadanie zostało wykonane, a doświadczenie odpowiednio zdobyte. Tym samym możesz teraz przejść do sprawozdania.
Po tym - jak żeby inaczej - ponownie stawiał kroki, pozwalając na to, by ich stukot przechodził nieco dalej, a samemu stał się z powrotem dostępny dla kolejnych śmiałków chcących poćwiczyć własne umiejętności. W sumie nie narzekał - może i było nieco patrzenia dookoła na wszystkich, aczkolwiek wykonywał swoje zadanie w pełni.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Zwierzę: Pustnik Modyfikatory: +1 za humor Rany towarzysza: 73 - nie ma ręki, ale ma też niezłą faze, chociaż troszkę jej się umiera (tylko troszkę!) Niespodzianka: 85 Wynik: 1 +1 => 2
W jakże zacnej parze Wacław wylądował to nawet nie mógł się wysłowić jakże wielce się cieszy. Głównie przez respekt do @Julia Brooks podszyty strachem przed jej niebezpiecznymi, sportowymi umiejętnościami. Oraz faktu, że jeśli Krukonka umrze na poczet tego zadania to przynajmniej pociągnie Polaka za sobą. Jaki był tego plus? Dopiero w życiu po życiu będzie nieustannie walczyć z wyrzutami sumienie, trawiącymi resztki jego niewinnej duszy w Ogniu Piekła znanego z tak wielu polskich legend. Podszedł do studentki z uśmiechem na ustach, zaś zamiast cnotliwych powitań - Wacław chciał przyśpieszyć im zdanie. Legł przed Brooks na ziemi, przykładając teatralnie zewnętrzną część dłoni do czoła i nawet wystawił język na wierzch. Jako atencyjna świnia spojrzał się na Krukonkę, oczekując jakiejś reakcji. - Nie? To nie ja teraz umieram? - Zapytał, aby się upewnić, bo on mógł tak zalec i przeleżeć całe zajęcia udając nieboszczyka czy co go tam teges szmeges oraz jak bardzo. O! Bazyliszek, więc mógł go bardzo zaboleć. Prawda. - Bo ja tych okularków to się boję zakładać i na ciebie patrzeć - podobno niektórym bestiom nie spogląda się prosto w oczy. Widząc Julię na boisku, tym bardziej wolał nie zaglądać w jej ślepia. - Juuulisza - dodał w końcu, zakładając na siebie okularki z iluzją. Spojrzał na Krukonkę i pierwsze co go wzięło to odruch wymiotny, widząc dziewczynę bez ręki i z odgryzionym kawałkiem barku. Chociaż sama jej twarz wyglądała na wielce nieobecną i rozmarzoną. Chyba... chyba słodka śmierć nabierała nowego znaczenia. - Mocno ci się oberwało, ciesz się, że widziałem w życiu gorsze rzeczy - ale gdyby dochodził teraz stres i zapach zgnilizny, sam Wacław zapewne ległby sparaliżowany z tym wszystkim. - Ale nie wiem jak ci pomóc - wzruszył ramionami. - Najchętniej to bym cie spetryfikował i zaniósł do Munga, ale nie wiem czy to zaklęcie tak potrafi. Pomijając fakt, że w nie nie umiem, ale to już sprawa drugiego rzędu. - Tyle w temacie.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Zwierzę: Bazyl Modyfikatory: -2 za pkt z uzdro, +1 za brak empatii Rany towarzysza: P4 – czyli po prostu leży zielony, spuchnięty jak po melanżu z Solbergiem Niespodzianka: 19 Wynik: 5-1=4 - Brakuje wam paru ważnych rzeczy i Hux to zauważa, wytykając wam kilka błędów. Jeśli Napiszecie jeszcze jednego posta, możecie obniżyć wynik o 2.
Cóż za uśmiech od losu zdarzył się Julce, bo wylądowała w parze z prawdziwym mistrzem różdżki w osobie sympatycznego puchona o wschodnim akcencie. I bynajmniej miała na myśli to, że potrafił usidlić takiego przystojnego gościa jak Drake, nie to, jak radzi sobie z rzucaniem najprostszych zaklęć. Julka nie zamierzała umierać. Miała w życiu jeszcze wiele do zrobienia, włącznie z jedzenim steka, który czekał na nią w domu w towarzystwie zimnego islandzkiego piwka. Pod tym względem Wacek mógł się czuć bezpiecznie, bo zamierzała dołożyć wszelkich starań, aby po zajęciach trafił w silne wilkołacze objęcia. Wacek opadł (jak na ironię) na jej widok. I to dosłownie, bo po prostu położył się na ziemi, wywalił ozor i zaczął udawać nieboszczyka.
- Jeżeli umrzesz, na pogrzebie powinna być otwarta trumna, bo prezentujesz się wyjątkowo dostojnie, Vaclove. – Skomentowała te wyborne popisy aktorskie, chowając okulary w poły szaty, mając w głowie pierwsze przebłyski, co mogło dopaść jej puchońskiego kompana. Pierwszą ofiarą miała być jednak Julka. Oczywiście jak zawsze na pierwszy ogień, choćby i piekielny. No i najwyraźniej chyba faktycznie skończy w piekle, bo Wacek wyglądał, jak by nadziei dla niej brakowało i jedyne, co ją czekało, to wybór materiału, z którego jej rodzice zrobią trumnę. Sama optowałaby zapewne za sosną. Była tania, rosła szybko i nie była tak podatna na gnicie jak choćby brzoza, morderczyni polskiej elity politycznej.
- Jak nie wiesz, co zrobić, to po prostu chwyć kamień i oszczędź mi cierpienia. Żarcie w Mungu jest podłe. – Jeżeli faktycznie było z nią tak źle, to śmierć wydawała się wręcz wybawieniem, skoro alternatywą było jedzenie papki przez słomkę i wlewanie w siebie kolejnych wiggenowych czy szkielewzro. – Dobra, teraz ty. Kładź się, mój polski rycerzu, zobaczymy, co z Tobą.
Okulary chyba były wadliwe, bo po chłopaku nie było praktycznie nic widać. Musiała się dobrze przyjrzeć, żeby dostrzec zastygłe w przerażeniu spojrzenie, opuchliznę i pociemniałe żyły. Najwyraźniej bazyliszek, ale jak to wyleczyć? Niezbyt wiedziała. – Na Twoim miejscu wybrałabym sobie ulubioną szkolną łazienkę, bo będziesz mój drogi w niej straszył, dopóki to buda stoi.
Zwierzę: wiwern Modyfikatory: -2 za 20pkt z uzdro; -1 onms najwyższa statystyka; +1 bo mam zły humor przez Huxa i Irvetę; +1 bo niesprawiedliwy Hux mnie wkurza; +1 nie lubię Irvety → zerują się Rany towarzysza: 93 – Irveta ma rozległe poparzenia, rany cięte od szponów i jest zatruta od żądła i trucizny wiwerna Niespodzianka: 13 Wynik: 3
— Co ty gadasz, jesteś spokrewniony z Huxley’em? — zapytała @River A. Coon, kiedy tylko do niej dotarło co powiedział, nie miała przecież o tym pojęcia, w ogóle niewiele ze sobą rozmawiali, co w tym momencie uznała za wielką stratę, bo przecież już ogłosiła go swoim nowym psiapsi, więc liczyła na to, że ten stan rzeczy się zmieni — Mój tata jest prawnikiem, brat też i Thomas niedługo też będzie, może poproszę ich, żeby mi skołowali w wizengamocie zakaz zbliżania się Irvette do mnie, wszyscy by na tym zyskali. — powiedziała, nagle stwierdzając, że to brzmiało jak dobry plan i musi to na poważnie przemyśleć. Obawiała się jednak, że jeśli jej ojciec się dowie, że dostała na lekcji nożem w brzuch, to nie tyle załatwi zakaz zbliżania się na milę, to jeszcze pozwie całą szkołę. Może jednak nie powinna mu o tym mówić. Wystarczy jej, że kiedy nie nakłoniła Tomka, by przemilczeć sprawę smoka, to Ewan Maguire stał się bardzo drażliwy jeśli chodziło o zdrowie jego jedynej córki. — Od zawsze, raz sprowadziłam do domu ognistą salamandrę, która prawie nam chatę spaliła, tata wpadł w szał i powiedział, że jak jeszcze raz przyniosę coś do domu, to będę spać na ogrodzie — zachichotała na to wspomnienie — Po studiach chcę być uzdrowicielką zwierzęcą — dodała jeszcze i wzruszyła ramionami. Nie było jej jednak dane ciągnąć tego tematu, ponieważ do klasy wszedł nauczyciel, a jej twarz przybrała kamienny wyraz. Nadal godziło ją ogromne poczucie niesprawiedliwości tego, jak została potraktowana. Dwa szlabany za jedno jebnięcie w nos Irvety, jakby co najmniej ze złota był. Łatwo było stwierdzić kto był ulubienicą najwyraźniej wszystkich, skoro wcale jej się nie dostało za rzucanie nożem w inną studentkę. Chwilę później już siedziała przed @Huxley Williams, mając wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Ile jeszcze zamierzali to ciągnąć? Od lekcji uzdrawiania, przed którą rozwaliła de Guise nos, minął już miesiąc. Zdążyła odrobić karę, nawet tego wszystkiego nie komentując, choć uważała, że była trochę jednak zbyt duża jak na jej przewinienie. Od Irvette nie usłyszała nawet słowa po uzdrawianiu, ale to ona musiała siedzieć cały dzień w skrzydle szpitalnym, kiedy dochodziła do siebie po ugodzeniu nożem, jej nie wyleczyli od razu krótkim episkey, w przeciwieństwie do Ślizgonki. Słuchała nauczyciela z niedowierzaniem, czuła jak krew wzburza jej się w żyłach, jak bardzo zaczynała mieć dość tej szkoły, nauczycieli, innych uczniów. Stało się, trudno, przecież nie czai się za każdym rogiem, żeby raz po raz przywalić prefektce. Ostatni czas był dla niej trudny, ale opiekun domu miał to w nosie, przecież nawet nie chciał z nią rozmawiać, wysłał jej tylko list, a teraz dla Ruby już było za późno, by chcieć od niego jakąkolwiek pomoc. — Mogę dostać trzeci szlaban za to samo, ale nie przeproszę. Ja nie usłyszałam słowa od Irvette za rzucenie we mnie nożem, ale wszyscy wymagają ode mnie przepraszania za coś co można było wyleczyć jednym zaklęciem, za to, że dałam się ponieść emocjom, że w ogóle mam emocje, że ostatnio średnio co miesiąc witam się z uzdrowicielami, a Pan wysłał mi tylko list! — poczuła jak pieką ją oczy, ze złością otarła kilka łez, które mimo jej woli, spływały po policzkach, nieco łamiącym się głosem kontynuowała: — Więc nie, nie przeproszę, ale jeśli będzie trzeba pomóc jeszcze jakiemuś stworzeniu, to nie trzeba dawać mi szlabanu, żebym pomogła, ma Pan rację. Za to lat mam ledwo skończone osiemnaście i mam wrażenie, że przeżyłam więcej wypadków niż niejeden inny czarodziej, ale wszyscy mają to w nosie, niestety nie jestem z kamienia, jak wszyscy oczekują. — wytarła rękawem szaty resztę łez złości, irytacji i kompletnej bezsilności. Może nie miała jednak siły na studiowanie? Może to wszystko już ją przerastało, szkoła, praca, przeprowadzka i odgrzebywanie jednego jej błędu, jakby co najmniej wydłubała Ślizgonce oko i rzuciła je na pożarcie druzgotkom. Kiedy Williams pozwolił im zabrać się do pracy, wzruszyła ramionami na to, kto ma zaczynać. Było jej już bardzo wszystko jedno. Mruknęła potwierdzająco na pytanie @Irvette de Guise, bo tak samo miała to w nosie jak wszystko inne. Hux mógł je sobie obserwować, mógł ją obserwować i co z tego? Założyła okulary kiedy przyszła jej kolej, zerkając na obrażenia de Guise i aż otworzyła szerzej oczy. To co trafiło Ruby, nie było wcale takie złe, natomiast patrząc na dziewczynę, miała wrażenie, że niewiele z życia jej zostało. Karma, żmijo. Westchnęła i zaczęła notować zaklęcia, których potencjalnie by mogła użyć, żeby chociaż ulżyć pacjentowi. Uważała jednak, że po takim spotkaniu z wiwernem nikt nie był w stanie przeżyć. Starała się nie myśleć, że to akurat prefektka, ale średnio jej to wychodziło. Jej chęć pomocy była znikoma, choć starała się, by chociaż na pergaminie coś konkretnego było. Fringere, by ochłodzić poparzenia, haemorrhagia iturus, by powstrzymać krwawienie z ran, sugervirus pozwoliłoby jej wyssać truciznę, którą najpewniej została zatruta, ale zaklęcie pozostawało jeszcze poza jej zasięgiem. Może po prostu powinna ją znieczulić i pozwolić odejść w spokoju z takimi obrażeniami?
______________________
without fear there cannot be courage
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Można powiedzieć, Ruby oraz Irvette zachowały się dokładnie tak jak chodzące stereotypy swoich domów. Nawet jeśli de Guise była poruszona sprawą jakkolwiek, wyglądało jakby nic się tym nie przejęła. Przyglądam się jej uważnie i jedynie kiwam głową na jej słowa, bo przyjęła wszystko spokojnie i szczerze mówiąc, nie sądzę że powiedziałaby akurat jak naprawdę się czuje. Czułem, że byłem bardzo daleko od zrozumienia jej motywacji. Z kolei nie miałem pojęcia, że @Ruby Maguire czuje się jak się czuje. Na mojej twarzy, na której zazwyczaj było widać wszystko jak w otwartej książce, najpierw pojawiło się szczere zaskoczenie. Myślałem, że moi uczniowie wiedzą, że jeśli potrzebują - mogą ze mną porozmawiać. Jednak najwyraźniej Ruby nie czuła się w taki sposób. - To czemu nie przyszłaś do mnie wcześniej? - pytam najpierw i widać, że jestem dość skonfundowany tym co mówi. A potem szczerze martwię się kiedy moja uczennica zaczyna płakać z bezsilności. Rozglądam się dość prędko po klasie i niewerbalnie rzucam ledwo zauważalne Muffliato, nie będąc pewny czy Ruby chce by wszyscy słyszeli jej łamiący się głos. - Rozumiem, wobec tego ja przepraszam, że nie wyraziłem wprost tego, że szlabanu nie mogłem zignorować, skoro był od prefektki naczelnej, ale zrobiłem go w takim stylu, by Cię zainteresował i był pretekstem do spotkania się. Nie pomyślałem, że odbierzesz to kompletnie inaczej. - Nigdy nie miałem problemów z przepraszaniem czy przyznaniem się do błędów. Miło by było gdyby Ruby i Irv również potrafiły to zrobić, ale jestem prawie pewny że w ich wieku miałem podobnie. - Ruby... czy wolałabyś żebym usprawiedliwiał w liście do Irvette Twoje zachowanie ostatnimi przeżyciami? Założyłem, że wolałabyś żebym nie dyskutował o tym akurat z nią... - dodaję jeszcze to nad czym naprawdę wahałem się kiedy odpisywałem do de Guise. I może i Ruby jest nadal rozgoryczona niesprawiedliwym traktowaniem, ale nie mogę przejść obojętnie obok jej łez, więc wstaję z miejsca, kucam niedaleko dziewczyny i kładę bardzo ostrożnie wytatuowaną rękę na jej dłoni. Z pewnością wyglądam na szczerze zmartwionego. - W każdym razie. Po tym wszystkim myślałem, że wiesz, że możesz zawsze ze mną porozmawiać i się zwierzyć. A nie złościć się na mnie w ciszy czując niezrozumienie. Rozumiem jednak, że nadal tak nie jest - mówię ze zmartwieniem. Tym wszystkim miałem na myśli nie tylko poprzednie lata jako wychowawcy, ale też przyszywanie jej ręki przecież nie tak dawno. - Przykro mi, że czujesz się zawiedziona, Ruby. Jednak mam nadzieję, że następnym razem będziesz pamiętać, że również jestem tylko człowiekiem i mogę popełniać błędy. Liczę też na to, że w końcu obydwie się przeprosicie, bo narastające kłótnie w niczym nie pomogą jeśli chodzi o wasze samopoczucie. A teraz spróbuj skupić się na lekcji - kończę swój monolog i macham delikatnie ręką, by przerwać działanie zaklęcia. Uśmiecham się smutno do Gryfonki, kładę jej rękę na ramieniu i ruszam między uczniów by sprawdzić jak sobie radzą.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Praca w parach z pewnością mogła być interesująca. Zwłaszcza jeśli akurat trafiło się na kogoś kogo się bardzo lubiło. Chyba naprawdę Huang nie mogła trafić lepiej niż Ola. Były sobie przeznaczone o czym świadczył chociażby fakt, że obie miały wypisane swoje imiona na rękach. Może i było to nieco krypne, ale w jakiś sposób mimo wszystko było wyznacznikiem przyjaźni lub też czymś w tym rodzaju. Nie czekając zbytnio od razu przesiadła się do Puchonki, trzymając już w dłoni gotowe okulary, które miały jej ukazać obraz nędzy i rozpaczy oraz niesamowitego zniszczenia. I tak jak się przyjrzała tak jednak wyglądało to nie najlepiej, ale tragedii wielkiej nie było. - Oj, wcale nie jest tak źle. Jakoś z tego wyjdziesz - zapewniła, przyglądając się uważnie poszczególnym obrażeniom Krawczyk. - Możesz się tylko pochylić bardziej w moją stronę? Musiała przyjrzeć się uważniej niektórym ranom, które widniały na ciele Puchonki. Część z nich wyglądała tak jakby jej kończyny zostały zmiażdżone. Inne były typowymi ranami ciętymi lub śladami po ugryzieniach. Przez chwilę mruczała coś niezrozumiałego do siebie nim przystąpiła do uważnego notowania tego, co udało jej się zaobserwować i wszystkich wniosków, które udało jej się wysnuć. Troszkę w sumie tego było, ale jakby nie patrzeć podobna wiedza była niezwykle ważna w przypadku osób pracujących na co dzień z magicznymi stworzeniami.
Pomimo całej swojej socjalnej czy też nawet i specjalnej osobowości, Park wciąż nie czuł się wewnętrznie aż tak pewnie kiedy przychodziło do pracy w parze z kimś kto nie pochodził z jego dawnej szkoły. Co prawda przez minione miesiące zdążył przywyknąć już do używania angielskiego na co dzień i odkrył, że rozmawianie z innymi w tym języku wcale nie jest takie złe, ale wciąż jakiś złośliwy chochlik z tyłu głowy podpowiadał mu, że mimo wszystko łatwo może się wygłupić nie w taki sposób jaki zamierzał lub po prostu wyjdzie na debila, bo czegoś nie zrozumie albo zrozumie zupełnie inaczej. Pomimo jednak takich diabelskich podszeptów, uśmiechnął się dosyć dziarsko do podchodzącego do niego chłopaka, odsuwając się nieco na krześle, aby dać mu więcej miejsca i móc usiąść na tyle wygodnie, by mieć na niego całkiem dobry widok. - Andrew. Miło cię poznać - odpowiedział, wyciągając rękę w kierunku Ślizgona, aby go przywitać. Lubił powitania w podobny sposób. Taki bardziej bezpośredni sposób niż proste skinięcie głową czy jakiś tam ukłon. Czuł, że chyba mógłby się kiedyś przestawić na bardziej zachodnie standardy, bo pewne rzeczy bardziej mu odpowiadały. - Jasne. Nie ma sprawy - odparł, gdy tylko Harry przejął dowodzenie w sytuacji i zaczął go diagnozować. Posłusznie wystawił nawet obie ręce w stronę chłopaka, pozwalając mu na to, aby z bliska przyjrzał się wszystkiemu. Nie miał też nic przeciwko dotykowi choć nie był do końca pewny czy to w ogóle by coś dało skoro wszystkie rany i tak były iluzją. Przez chwilę też przysłuchiwał się uwagom blondyna na temat swojego stanu, którego nie mógł jeszcze w żaden sposób potwierdzić bowiem sam nie założył jeszcze swoich okularów i każdego wokół widział jako w pełni zdrowego oraz nienaruszonego w żaden sposób. Dopiero po chwili, gdy dotarła do niego uwaga na temat swojego lica i przetworzył ją w pełni mógł się uśmiechnąć z dumą. Tak. To był on. Miał piękną buźkę choć pewnie jak większość facetów wolałby usłyszeć coś na temat swojej przystojnej twarzy. No, ale nie był wybredny. Liczył się komplement, prawda? - Dobra jak tak szukasz to spróbuję cię przebadać - oświadczył, zakładając w końcu okulary i spoglądając na swojego partnera. Z pewnością jednak nie spodziewał się tak dramatycznego widoku. Przez chwilę wpatrywał się uważnie w siedzącego naprzeciwko Ślizgona, nie bardzo wiedząc co właściwie powinien zrobić. Sprawa była poważna. - Cóż... Ja o twojej pięknej buźce nie mogę powiedzieć tego samego - wydusił w końcu z siebie i przechylił się jeszcze w krześle, aby spojrzeć na Hariela pod innym kątem. Jednak nie za bardzo go to zadowoliło. Dlatego też wstał z krzesła i stanął przed Whitelightem wyciągając w jego kierunku ręce. Dopiero po chwili zastygł w bezruchu, uświadamiając sobie, że wypadałoby go wpierw zapytać o zgodę przez zainicjowaniem jakiegoś dotyku. - Mogę? Dopiero uzyskawszy zgodę Ślizgona mógł ująć jego twarz w dłonie, by móc przekrzywiać i obracać jego głowę dosyć delikatnie w wybranym kierunku, co ułatwiało mu przyjrzenie się dosyć poważnej ranie, która tam widniała. I przez którą pikujące licho zdołało wydobyć już chyba cały mózg. - Przykro mi, ale zombie raczej nie będzziesz - skomentował jeszcze nim przystąpił do sporządzania jakiegokolwiek rodzaju notatek.
Przewróciła w myślach oczami widząc prywatną pogawędkę profesora z Ruby. Uważała to za dość niestosowne, szczególnie teraz, ale oczywiście nie miała zamiaru w żaden sposób pokazywać po sobie, jakie emocje, czy myśli kłębią się w jej głowie. Zamiast tego czekała aż jej partnerka będzie gotowa i przeszły do ćwiczenia. Irv nie miała zamiaru podchodzić do Ruby bez jej wyraźnej zgody. Nie potrzebowała kolejnej dramy, a już i tak była zła na to, że przez tę nie myślącą dziewczynę, zarobiła pierwszy szlaban w życiu. Co prawda esej nie był czymś specjalnie bolesnym, ale chodziło o sam fakt. Gdy tylko Maguire wydała przyzwolenie, Irv podeszła do niej i chwyciła delikatnie za dłoń, wyczuwając zwiotczałe mięśnie ręki. Dobrze wiedziała już co ma zrobić. Zaczęła sporządzać więc notatkę, gdzie zaznaczyła ewentualne znieczulenie miejscowe i użycie Sugervirus w celu wyssania jadu. Miała nadzieję, że tyle wystarczy i nie będzie musiała kombinować dalej. Następnie przyszła kolej, żeby to Ruby wzięła się za oględziny. Pozwoliła jej na takie oględziny, jakich tylko potrzebowała, bo na tym w końcu polegało zadanie, a jeśli Ruda była w czymkolwiek dobra, to było to zielarstwo i profesjonalizm, którego nawet teraz nie zarzuciła, choć również nie miała najmniejszej ochoty przebywać w jakimkolwiek bliskim towarzystwie Maguire.
Zwierzę: nundu Modyfikatory: pkt z uzdrawiania (30) Rany towarzysza: 76, mój towarzysz jest siny i się dusi Niespodzianka: 12 Wynik: 5 - 3 -> 2
Ta lekcja już od samego początku zapowiadała się ciekawie. Połączenie magii leczniczej i opieki nad magicznymi stworzeniami było czymś, w co mogłaby iść w ciemno, a po rozdaniu magicznych okularków to już w ogóle. W czymś takim to jeszcze nie brała udziału. Ucieszyła się, że została sparowana z @Mulan Huang, ale też zaśmiała się na to pod nosem, bo po wakacyjnych przebojach to naprawdę było zbyt dziwne, żeby było przypadkiem. - Nie jest tak źle, bo jest tragicznie i spotkamy się po drugiej stronie? - spytała z uniesioną brwią, ale w jej głosie dało się słyszeć rozbawienie. Zaraz też pochyliła się w stronę Gryfonki, gdy ta o to poprosiła, aby dokładniej przyjrzeć się jej ranom. - Ty za to nabrałaś kolorów, szkoda tylko, że niekoniecznie tych zdrowych. Kariera uzdrowiciela chyba mi się odwidziała - powiedziała, kiedy przyszła jej kolej na oględziny. Może i nie było dużo takich typowych ran, ale siny kolor od razu rzucał się w oczy, a głównie widoczny był na twarzy. Skrupulatnie dziubdziała notatkę, chociaż czuła, że mogła z tego wyciągnąć coś więcej i niewiele brakowało do wyczerpania tematu.
Ostatnio zmieniony przez Aleksandra Krawczyk dnia Sob Lis 12 2022, 12:32, w całości zmieniany 1 raz
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Zwierzę: Pustnik Modyfikatory: +1 za humor Rany towarzysza: 73 - nie ma ręki, ale ma też niezłą faze, chociaż troszkę jej się umiera (tylko troszkę!) Niespodzianka: 85 Wynik: 1 +1 => 2
Jeśli uśmiech stanowił u ludzi najlepsze akcesorium to Wacław akurat uśmiechnął się dość paskudnie i tylko w teorii mógł wyglądać lepiej. W praktyce - lepiej nie będzie, wiadomo. W jego głowie rozpoczęła się wewnętrzna walka między pokornym przyjęciem komplementu, a swoim zwyczajowym pieprzeniem głupot na głupawy temat. I jak tu odejść od bycia sobą na rzecz lekcyjnego dekorum? Byłoby to bardzo nielogiczne. - Po śmierci rodzina spali mnie na stosie i pochowa w popielnicy, jakkolwiek to brzmi - przewrócił oczyma. Palenie na stosie? Pewien nietakt historyczny. Popielnica? Pewne niekorzystne dopasowanie słów do siebie. Jednak takie mieli tradycje w tej swojej rodzince! Bardzo głupie, bo prochy zmarłego i tak chowa się do grobu. Tak, kochajmy logikę postępowania słowiańskich społeczności. - Julisza, twój wypadek - zrobił w powietrzu cudzysłów - "wypadek" to lekka kraksa, ale to się wyklepie - obiecał, machając dłońmi w powietrzu i wcale nie z powodu stresu. Wcale. Po chwili przemyśleń nad zadaniem oraz jakże cennej rady Krukonki, Wacław przyniósł najcięższy przedmiot, który znalazł i który chciało mu się nieść - tak zamiast kamienia - uśmiechnął się do Brooks. - To będzie planem B, bardzo świetnym planem B. W planie A albo przypalę ci bark, albo będziesz piękną żertwą - dodał optymistycznie, wyciągając już różdżkę. Nawet podniecony faktem, że będzie mógł zrobić pożar. Dopiero kiedy pierwsze sekundy ekscytacji minęły, Wodzirej się ogarnął i postanowił nic nie czarować. - Jeśli bardzo byś nie cierpiała w tym stanie to pewnie zacząłbym ci robić jakiś eliksir. To miałbym pewność, że zadziała - taka sytuacja nie mogłaby się wydarzyć, ale trudno. - Mogę wybrać wszystkie łazienki? - Dopytał, bo ograniczenie się do tak do jednej było zbyt liche.
Bee May Valentine
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : Słodki zapach - miód, kwiaty i owoce;
- A, czyli to dlatego ta sala jest na pierwszym piętrze, żeby było łatwiej uciekać przez okno - zauważył ze śmiechem, kręcąc głową w niedowierzaniu nad planem @Boyd Callahan, chociaż prawda była taka, że trochę potrzebował takiego pocieszenia, zwłaszcza od Gryfona, który pewnie wcale by na widok strzygła nie uciekał. - To brzmi bezpiecznie - stwierdził, przyglądając się nieco podejrzliwie okularom, nim wreszcie ich nie założył, od razu unosząc ciekawskie spojrzenie na swojego partnera. - Nooo jeśli bardzo chcesz obejrzeć mój tyłek, to wiesz... - zagaił tylko z niewinnym wzruszeniem ramionami, gdy szykował sobie pergamin na notatki. Jemu było zdecydowanie łatwiej znaleźć rany, którymi musiał się zająć - wyimaginowane kelpie trochę już Boyda dorwało, wobec czego miał całe zakrwawione ramię. Kolejna rana znajdowała się na plecach, ale też nie wyglądała aż tak tragicznie groźne, więc Bee na spokojnie zabrał się za robienie notatek. - Wiesz co, ty chyba też, ale może jednak sugerowałbym przerzucenie się na pegazy albo jednorożce, a nie kelpie... - Prychnął wesoło.
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Zwierzę: tarand Modyfikatory: +1 za brak empatii Rany towarzysza: 34 Niespodzianka: 86 Wynik: 4+1=5
Jakoś szczególnie optymizmem nie napawał jej fakt, że mieli pracować w parach. Szczerze mówiąc o wiele bardziej wolała pracę indywidualną, ale skoro Williams zdecydował, że mają współpracować to nie da rady się z tego wywinąć. Przynajmniej trafiła na Drake'a, który wydawał jej się chyba najnormalniejszym Gryfonem, a przynajmniej takim, które nie kręcił cały czas dram i z którym można się było dogadać. - Hej, Mina. I wzajemnie - odpowiedziała krótko na powitanie Lilaca, gdy ten się z nią przywitał. Cóż oboje chyba mieli wystarczająco dużo szczęścia, że jednak nie znajdowali się w jakiś wyjątkowo krytycznym stanie. Chłopak również miał kilka mało znaczących ran, które mogły być równie dobrze śladami po rogach jak i pazurach. Szczerze nie bardzo wiedziała, co właściwie powinna z tym wszystkim zrobić, ale postanowiła naskrobać jakąś notatkę z tego wszystkiego. W zasadzie czemu nikt nigdy nie wpadł na to, aby podobne zajęcia zrobić z magicznymi roślinami, których należałoby unikać i leczyć rany po nich? To mógłby być nawet bardziej przydatny temat, bo za dużo czarodziejów opuszczało gardę przy lokalnej florze nawet nie zdając sobie sprawy z tego jak zabójcza może być. Sama się o tym przekonała.
Stanął z boku, czekając aż podejdzie do niego dziewczyna, która miała być z nim w parze. Okazało się, że była to całkiem miła Krukonka. – Tak, smok i cześć – przywitał się z nią jakoś tak niepewnie. Nie wiedzieć czemu, ale trochę go onieśmieliła. Była ładna i sympatyczna. Spojrzał w podręcznik. –Zdecydowanie powinno wystarczyć – przyznał jej rację, obdarzając ją lekkim uśmiechem. Zastanawiał się, jak musiał wyglądać z tymi poparzeniami, ale jakoś tak głupio było pytać. W końcu dotychczas z nikim się tu nie spoufalał. Ale ta dziewczyna wyglądała naprawdę miło i robiła dobre wrażenie. Była inteligentna i mogła wzbudzić pozytywne zainteresowanie swoją osobą, zachęcające do bliższego poznania. Zerknął na wybrane przez nią zwierzę, zanim włożył magiczne okulary. – Minotaur. Ciekawe – po włożeniu okularów zobaczył na jej ciele okropne, głębokie i krwawiące rany, zadane olbrzymimi rogami tego potwora o łbie byka i ciele człowieka. – No tutaj to z pewnością potrzeba zaklęcia Vulnera Sanentur do wyleczenia tych ran. I oczywiście dyptamu, by nie pozostały żadne blizny. A najlepiej po prostu trzymać się jak najdalej od tych wszystkich niebezpiecznych stworzeń – skonkludował, nawet nie zerkając do podręcznika. Ściągnął okulary, odkładając je na najbliższą ławkę, przy której stali. – Zdecydowanie lepiej wyglądasz bez tych ran – dodał, zanim zdążył ugryźć się w język. I po co to powiedział? Jeszcze odbierze to w niewłaściwy sposób i pomyśli sobie nie wiadomo co. Uśmiechnął się, by nie dostrzegła na jego twarzy cienia zmieszania.
@Ivy Jones
Ostatnio zmieniony przez Bocarter Wilton dnia Sro Lis 16 2022, 17:06, w całości zmieniany 2 razy
River A. Coon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Zwierzę: Druzgotek Modyfikatory: +1 Jeśli irytuje was Hux. Rany towarzysza: 19 - widzę tylko kilka zadrapań Niespodzianka: 63 Wynik: 4 + 1 od modyfikatora = 5
Tak jak wyraz twarzy Ruby przybrał kamienną stoickość przy pojawieniu się nauczyciela, tak jego własna mimika każdym spięciem zdradzała cała całą gamę uczuć, które nieudolnie próbował ukryć pod pełnym dezaprobaty spojrzeniem. Brwi gięły mu się w powątpiewaniu, chcąc podważyć autorytet Huxa, a jednak mimowolnie złamały się gwałtownie, gdy tylko zdał sobie sprawę, że nie tylko nadal nie zasłużył sobie na choćby spojrzenie wujka, ale też dodatkowo został rozdzielony z Ruby, którą naprawdę miał ochotę lepiej poznać. - Powodzenia - mruknął do dziewczyny, na moment wstrzymując ją jeszcze przy sobie przechwyceniem dłonią jej przedramienia, by nachylić się do niej bliżej. - Pamiętaj, że jak coś, to zawsze możemy stąd wyjść razem - dodał ciszej, zanim nie wycofał się z pogodnym puszczeniem oczka na zachętę do podjęcia walki. Tej metaforycznej, oczywiście. Jeszcze przez ramię zerknął czy pierwsze starcie Ruby z Irvetą nie zakończy się kłótnią, między którą chętnie by się wsunął, więc z pewnym opóźnieniem chwycił w dłoń swoją parę okularów, bez entuzjazmu zaczynając rozglądać się za wybranym mu przez los partnerem, w którym nie pokładał zbyt wiele nadziei. Co chwilę rozpraszał się widzianymi przez magiczne szkła ranami, więc i nieco tępym "Hm?" przywitał w końcu zaczepiającego go nieznajomego, zanim spojrzenie nie opadło mu na trzymane przez niego okulary. - Mówisz tak, jakbyś serio miał w nich źle wyglądać - parsknął rozbawiony, poprawiając własną parę na nosie, będąc pewnym, że te muszą się na nim samym dobrze prezentować. - River - przedstawił się błyskawicznie w zamian, rozsiadając się na krześle bokiem do ławki, a przodem do swojej prawy, wyraźnie wybierając priorytety dla swojej uwagi, gdy ciekawskim spojrzeniem przemykał po nowe dla siebie personie. - Kto jest właściwie opiekunem Slytherinu? Może Huxy na coś liczy, skoro podświadomie paruje Gryfonów ze Ślizgonami - zauważył w nachyleniu, bo i nieco ciszej, ruchem dłoni wskazując to na Irvetę z Ruby, to na siebie i Huntera, bo przecież w tej jednej chwili nikt inny nie mógł go obchodzić, gdy zbyt przejęty był przeżywaną teraźniejszością. Wycofał się jednak szybko, opierając stopę o łączenie nóg na krześle Ślizgona, by tym wygodniej wykręcić się do swojego pergaminu, próbując zapamiętać jakich dokładnie ran powinien się doszukiwać poza tym oczywistym zadrapaniem przebiegającym po szyi Huntera. - No właśnie Ci tak powiem, że miał Cię zmacać druzgotek, ale coś się nie przyłożył do zadania... - przyznał szczerze, sięgając dłonią do kołnierza ślizgońskiego mundurka, by odgiąć go nieco, chcąc sprawdzić czy poszarpane zadrapanie nie idzie może nieco dalej. Na sekundę zerknął nawet w zieleń niebieskich oczu, chcąc dopytać o podpowiedź, gdzie Dear odczuwa ból, ale uśmiechnął się tylko rozbawiony swoją głupotą, nie wierząc, że tak łatwo zapomniał, że jest to jedynie iluzja. - Ja byłbym dużo bardziej sumienny, ale może go po prostu nie doceniam i chłopak poszedł w mniej widoczne partie - zauważył ostrożnie, balansując na granicy rozbawienia i powagi, by wyłapać czy chłopak ma coś przeciwko dłoni sięgającej do jednego z guzików jego koszuli, by rozpiąć ją już nieco pospieszniej, oburącz odgarniając materiał tak, by odsłonić dla siebie więcej hunterowej skóry. - Tak zdecydowanie lepiej... - dodał niezbyt świadomie, bardziej do siebie niż chłopaka, dopiero po dłuższej chwili dostrzegając nie tylko kolejne zadrapanie, ale i płytkie ugryzienie. - Merlinie, to wygląda tak realistycznie... Powinni takie okulary wykorzystywać w teatrach - zauważył już nieco przytomniej, dłonią sięgając do odsłoniętego brzucha, by łagodnym muśnięciem opuszków palców zbadać ten dysonans poznawczy, gdy niby widzi coś dokładnie, a jednak nie może tego poczuć, pod palcami nie odnajdując niczego poza gładkością skóry na hunterowym boku. Odchrząknął cicho, wycofując się może nieco gwałtowniej niż powinien, by nie było to niezręczne i wykręcił się przodem do ławki, by w trudzie rozproszenia uzupełnić swoją notatkę o jedyne znane sobie zaklęcie, które mogłoby być jakkolwiek przydatne czyli Vulnerra Ferre, zalecając dodatkowe leczenie eliksirami (czyszczący rany i wiggenowy), przypisując dodatkową porcję głasków i haseł motywacyjnych.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Szczerze mówiąc większości par idzie tak dobrze, że nawet nic wypominać. Może faktycznie niektórzy mnie odrobinę rozczarowują tym jak im idzie. Liczyłem, że @River A. Coon odziedziczy po mnie trochę talentu. Dlatego kiedy staję nad jego notatkami aż drapię się po głowie zafrasowany tym co widzę. - Może w drugiej części pójdzie Ci lepiej... - wzdycham i klepię po plecach bratanka, szczerze mówiąc nie do końca przekonany, że to możliwie, wiedząc jak bardzo powiązane jest pierwsze zadanie z drugim. W tym momencie widzę, że @Julia Brooks oraz @Wacław Wodzirej nie tylko nie zmienili zwierzęcia z pustnika tak jak prosiłem, ale jeszcze jedno z nich nie ma ręki. Podchodzę do dwójki nastolatków, zdejmuję im szybkim zaklęciem okulary. - Koniec zadania dla was. Siadacie z tyłu klasy i robicie notatki. Hufflepuff traci 10 punktów, Ravenclaw 20 - oznajmiam od razu, wysyłam ich na koniec, a w okularach wyglądają już na całkiem zdrowych.* Mam nadzieję, że Callahan nie zdążył zobaczyć jak to wyglądało. - Dobra! Moi drodzy idzie wam całkiem dobrze! To teraz proszę zaprezentować wasze prace! Nie wiem czy pamiętacie w tamtym roku prosiłem żebyście je zaprezentowali w formie rymu. W tym roku mam jeszcze lepszy pomysł - oznajmiam i klaszczę radośnie. - Będziecie śpiewać swoje notatki! Z uprzejmości Boyda oraz Marleny, pożyczyli mi płytę piosenek, którą podobno część z was zna z imprezy. Będę puszczał wam losowe nutki, byście śpiewali do nich swoje notatki. Oczywiście za dodatkową choreografię dam wam punkty... No i merytorykę, to też ważne... W każdym razie jeśli stanowczo odmówicie śpiewania, oczywiście całkiem to zrozumiem, przedstawicie swoje wystąpienie z muzyczką w tle! Czy moje metody były niekonwencyjne i niepoważne? Może i tak, ale jak lepiej zapamiętać co trzeba zrobić na jad pikującego licha, jeśli nie mając w głowie innego ucznia naśladującego Stachurskiego. Macham dłonią i za mną pojawia się magiczny gramofon.
Zadanie
Rzucacie kostkami: k100 - Określa jak poszło wam wystąpienie! Za każde 10 punktów z uzdrawiania macie jeden przerzut. Pamiętajcie o licznych modyfikatorach poniżej.
kostkę k6 - Rzucacie razem z partnerem. Jeśli macie tą samą kostkę, byliście bardzo synchronizowani w tym co robicie i dostajecie aż 20 punktów do kostki k100.
Literkę na dodatkowe wydarzenie. Za każde 10 punktów z uzdrawiania macie jeden przerzut. Jeśli wykorzystaliście na k100 przerzuty, tu nie możecie ich użyć. Uwaga! Jeśli nie śpiewacie swoich notatek, nie rzucacie na wydarzenie.
Wydarzenia:
A - Ależ dosko! Naprawdę okazuje się, że kiedy tak czytacie swoje notatki w rytm muzyki, nikt prawie nie zauważa, że brakuje wam części kontekstu. Dodajecie 15 punktów do swojej k100. B - Biednie wam to wyszło. Muzyka wam kompletnie nie pomaga, a przeszkadza i zaczynacie mamrotać coś w pewnym momencie tak głupio, że Hux wycisza muzykę. Poleca wam resztę przeczytać normalnie, bo inaczej nikt nic się nie dowie co kto zrobił. Dostajecie -15 do kostki k100. C - Co za performens!! Nagle wasz partner super wczuwa się w to co robicie i oprócz piosenek zaczynacie tańcować! Rzuć kostką k6. Parzysta - idzie wam tak bosko, że nikt nie patrzy co robicie. Macie + 10 do waszej k100! Nieparzysta - wszystko poszłoby świetnie gdybyście się nie wywrócili z partnerem podczas kręcenia się wspólnego. Każdy z was ma - 5 do k100 i jest lekko poobijany. D - Dokładnie na co patrzymy? Próbujesz znaleźć miejsce które chciałeś pokazać na swoim partnerze. Może zapomniałeś gdzie była ta rana, a może Twój partner jest taki zakażony, że trudno cokolwiek zauważyć... Ale tracicie czas i nie możecie dokończyć wypowiedzi. Na dodatek pewnie zmacaliście i próbowaliście rozebrać przesadnie partnera. Jeśli tak, Hux na pewno was upomniał. - 10 do kostki k100. E - Ech, trzeba przyznać, że macie talent. Można się wzruszyć przy waszym dramatcznym wykonie piosenki. Wszyscy mogą otrzeć łzy wzruszenia i nagrodzić was gromkimi brawami. +10 do kostki k100. F - FANTASTYCZNIE. Może to ten śpiew, może taniec, może wasze notatki. Ale piosenka wam podchodzi idealnie! To wygląda jakbyście przygotowywali się na ten moment całe życie! +20 do kostki k100 G - Głupio wam pewnie tak występować przed wszystkimi? Dlatego tak nie potraficie się otworzyć? A może po prostu nie znacie piosenki? No nic. Hux i tak docenia wasze wysiłki, bo wyczuwa w was dobre chęci! H - Hulanki i swawole wam w głowie. Więcej tańczycie i śpiewacie niż przesyłacie prawdziwego kontekstu. Chociaż rozbawiliście z pewnością wszystkich swoim występem, to było too much dla Williamsa. Oprócz dobrej zabawy mieliśmy się czegoś dowiedzieć! -15 do k100 I - I masz babo placek, co za lekcja durna. Dobrze, że ją przeżyliście. Nic się nie dzieje. J - Jezu kiedy koniec? Nie wiesz, czas się dłuży, a ty musisz oglądać śpiewających pajaców. Nic się nie dzieje.
Modyfikatory do k100: +20 Jeśli wasze notatki były na 1. +10 Jeśli wasze notatki były na 2. +5 Za każde zdanie waszej śpiewanej piosenki notatkowej (max 4). +15 Jeśli wasza najwyższa statystyka to DA. -15 Jeśli macie 0pkt w DA. -10 Jeśli wasze notatki były na 5. -20 Jeśli wasze notatki były na 6. -30 Jeśli nie śpiewacie tylko czytacie notatki.
Kod:
<zgss>Piosenka: </zgss>napisz tytuł/nie śpiewam <zgss>Wykon: </zgss>Podlinkuj drugę kostkę k100 <zgss>Wydarzenie: </zgss>Podlinkuj literkę <zgss>Modyfikatory: </zgss>jakie za co mamy i piszemy końcowy wynik k100 z nimi <zgss>Przerzuty: </zgss>Jeśli jakieś robicie, napiszcie liczbę punktów w kuferku i ile wykorzystaliście/ jeśli nie używacie usuńcie kolumnę <zgss>Punkty dla domu: </zgss>Wpisujecie zdobyte/stracone w poprzednim etapie.
Piosenki:
Użyte z Bogdanowej i Marlenowej playlisty. Sprawdzacie swój numer niespodzianki i macie do wyboru 2 piosenki. Albo tą którą macie oryginalnie numer, albo o 100 więcej. Jeśli wylosowaliście idziemy na jednego musicie wybrać piosenkę powyżej, do tego nie możecie przedstawiać prezentacji! Jeśli nie wiecie jaką piosenkę macie - piszcie.
*Julka i Wacław - nie rzucacie żadnymi kostkami na ten etap za to, że Brooks zignorowała prośbę Huxa. Siedzicie i robicie notatki. Zakładacie, że to była to moja "interwencja" z waszej kostki.
EDIT Przedłużam do 20.11, godziny 20.11.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Ostatnio zmieniony przez Huxley Williams dnia Czw Lis 17 2022, 11:37, w całości zmieniany 1 raz
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Piosenka: Dla mnie masz stajla Wykon: 88 Wydarzenie: I Modyfikatory: +20 za 1, +15 za DA czyli mam sporo ponad 100, a jeszcze nie wiem jaką k6 ma Andrzej! Punkty dla domu: +10
Faktycznie kiedy dotykam ran @Andrew Park kompletnie nic nie czuję jako że to aluzja, dlatego mamroczę bardzo pomocne, ale z zafascynowaniem przesuwam palcami po jego gładkich rękach, które przez moje okulary wyglądają na kompletnie pogryzione. Pewnie skoro ten jeszcze nie założył okularów, to musiało wyglądać bardzo dziwnie kiedy tak macam go bez powodu bo rękach. Komplementem rzucam od tak, jak to zwykle, ale oczywiście szczerze i na jego uśmiech odpowiadam tym samym. Potem jednak koniec przyjemności, bo z trudem patrzę na jego nóżki w tragicznym stanie, krzywiąc się co raz na ten widok, póki się nie przyzwyczaję. - Jasne - mruczę dalej robiąc notatki kiedy teraz mój towarzysz postanawia mnie obejrzeć. Przez chwilę nadal coś skrobię i nie zauważam jego miny przez dobrych kilka minut. - Co? CO? Jest tak źle? - dopytuję przerażony i patrzę na swoje ręce. Już na nich widać w jakim okropnym stanie pewnie jestem. Nagłym ruchem ściągam okulary Parkowi z głowy. - Zapamiętaj najpierw, że tak naprawdę jestem piękny! - mówię poważnie i zmuszam go do spojrzenia na mnie, zanim nie pozwalam mu wrócić do swojego zadania. - Dotykaj mnie ile chcesz - oznajmiam z machnięciem ręki i przestaję na chwilę pisać, by mógł pooglądać moją (po raz pierwszy w życiu) paskudną buzię. - Jezu jeszcze wszyscy mnie tak widzą - mamroczę i staram się ukryć jakoś bardziej w krześle, starając się schować za Andrzejem. Dzięki temu że tak się skupiam na tym by coś prawilnie skrobać, notatki idą mi świetnie, a dalsza część zadania jest dla mnie perfekcyjna. Może ktoś pomyśli, że śpiewanie o tym jak trzeba zatamować krew do piosenki której nie znam brzmi głupio. Ale ja robię z tego oczywiście performens życia. Nie przejmuję się tym jak ja wyglądam tragicznie przez rany od Andrew. Ponieważ mam świetny słuch jeśli chodzi o muzykę, z łatwością udaje mi się dopasować do rapowego rytmu. Staję za Parkiem i wskazuję na jego ranki po przygryzieniach, tłumacząc dokładnie co trzeba zrobić. Już zdążyłem prawie na pamięć wykuć swoje notatki między innymi przedstawieniami innych. W międzyczasie robię niesamowite podnoszenie Andrzeja, licząc na to że w odpowiedni sposób zakręci nóżkami, ale jeśli nie to trudno, stabilnie go odkładam. Na sam koniec zaś okręcam Parka wokół własnej osi i z rozmachem wykonuję nim dramatyczne przechylenie przechyłem. Kiedy wracamy do pionu, trzymam go pewnie w pasie żeby nie przewrócił się z tego nadmiaru wrażeń.
Piosenka: STACHURSKY JEDWAB Wykon: 56 i 6 Wydarzenie: E - ŁZY WZRUSZENIA I OKLASKI WIDOWNI Modyfikatory: 10 za notatki + 10 za wydarzenie + 15 za trzy zdania zaśpiewane?? = 91 (no już nie wspominam o tym że się należą extra jakieś punkty za plejlistę:/) Punkty dla domu: nie
- No co ty, jednorożce są dla bab - skwitował z udawanym oburzeniem, chociaż w sumie to nie skłamał, bo przecież te skurczybyki lubiły spuszczać wpierdol chłopcom którzy ośmielili się podejść za blisko ich zagrody. Nie mieli jednak za wiele czasu na te dyskusje, bo ledwo skończyli notować swoje pomysły na leczenie, Hux wesoło zarządził że czas na przedstawienie swoich przemyśleń. I to z pompą! - O stara, myślałem że on chce te płytę na własną imprezkę - rzucił do migdalącej się gdzieś obok w objęciach Paytona @Marla O'Donnell, bardzo dumny z faktu iż ich wspólne dzieło zostanie wykorzystane w tak szczytnym celu. Oznaczało to, że musiał się podwójnie postarać; a skoro praca była nadal zespołowa, to klepnął dziarsko @Bee May Valentine w łopatkę i oznajmił: - Rozkurwimy to! Ja, proszę ja ciebie, umiem elegancko zaśpiewać, no to twój tyłek nadrobi tańcem, dobra? - przedstawił mu pobieżnie po raz kolejny swój genialny plan i miał szczerą nadzieję, że kolega nie okaże się być jakimś sztywniakiem bez drygu scenicznego. Pobujał sobie nóżką do pierwszej piosenki i nagrodził Harolda, który poradził sobie spektakularnie w duecie z Andrzejem, gromkimi brawami, a potem nadeszła ich kolej. Z głośnika popłynął znajomy bit i Bogdan już po pierwszej nutce wiedział, jaki hit przyjdzie mu wykonać. -...a potem rzucę Vulnera arcuatum przyprawię eliksirem czyszczącym rany i zabandażuję cię Vulnerra ferre po kolana po pas po szyję... tak tylko on (tylko on)... jak ofiara strzygła... (x8) Ponieważ tekst tej niesamowicie romantycznej ballady, ulubionej piosenki Marleny i tego palanta, którego imienia nie będziemy nawet wymawiać był wyryty w jego sercu jak Merlinie Nasz, nie miał problemu z odśpiewaniem swoich notatek w miejsce oryginalnych słów, które sprytnie pozamieniał. Choreografię co prawda zastosował raczej oszczędną, ale wczuł się doskonale w rolę i był przy tym wyjątkowo dramatyczny, jakby Bee naprawdę umierał w jego ramionach od jednego draśnięcia pazurem. Dlatego też, co tu dużo mówić, poszło mu po prostu fantastycznie. Aż sam na koniec miał ochotę uronić łzę.
Bocarter Wilton
Rok Nauki : VI
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 175
C. szczególne : bardzo jasne włosy i intensywnie niebieskie oczy
Piosenka: nie śpiewam Wykon: 9 Wydarzenie: J Modyfikatory: 9+20=29 Punkty dla domu: brak
Tym razem profesor naprawdę go zaskoczył. Właściwie to nie był pewien, czy przypadkiem się nie przesłyszał, gdy po powrocie do swojej ławki usłyszał, że mają śpiewać to, co zanotowali na lekcji? Miał bardzo dobre notatki, ale nie zamierzał się popisywać, bo to było zdecydowanie poniżej jego godności. Zresztą to było takie niepoważne. Chociaż z pewnością śpiewał o wiele lepiej od tych wszystkich wyjców, którzy zdecydowali się dać popis swoich wokalnych umiejętności czy raczej ich braku. Podparłszy się ręką, wpatrywał się zdegustowany w wychodzących na środek sali uczniów, co jakiś czas zerkając na złoty zegarek, zdobiący jego lewy nadgarstek. W końcu nie wytrzymał i przed wystąpieniem kolejnego ucznia zapytał profesora, czy może wyjść do łazienki, bo zaczynały go już boleć uszy.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Piosenka: Dalibomba Wykon: 24 → 8 → 30 Wydarzenie: G Modyfikatory: +20 za 4 zdania piosenki!! Przerzuty: 20pkt w kufrze, wykorzystane 2 przerzuty Punkty dla domu: —
Ta lekcja zaczęła się koszmarnie i miała wrażenie, że z każdą chwilą było tylko gorzej. Wcale nie zamierzała tak wybuchnąć, ale ostatnio chyba emocje brały nad nią górę, wszystko się kumulowało i choć z całych sił chciała być wciąż tą samą przebojową Ruby, to dłużej tak nie potrafiła. Była wdzięczna profesorowi, że wyciszył jej szloch przed resztą klasy, a z drugiej strony miała już wszystko w nosie. Patrzyła na nauczyciela, kiedy do niej mówił, całkowicie już ignorując obecność Irvety. Raz po raz wycierała tylko rękawem szaty łzy, które wciąż spływały po jej policzkach, musiała to robić coraz rzadziej, aż w końcu słone krople pozostawiły tylko ślad w jej oczach. Uśmiechnęła się bez krzty wesołości. — Przepraszam, nie wiem czy ostatnio nie jestem sobą, czy może jestem sobą aż za bardzo — mruknęła tylko do @Huxley Williams. Nie chciała wcale być na niego zła, nie chciała czuć się zawiedziona i przede wszystkim nie chciała dłużej czuć się ze wszystkim sama. Wiedziała, że oddalili się od siebie z Persem i Hope, za każdym razem kiedy o tym myślała pękało jej serce na nowo. Miała więc nadzieję, że w końcu wróci chociaż na stare tory z opiekunem domu. Zadanie nie było takie złe jak myślała, chociaż skazała raczej Irvette na śmierć niż leczenie. Spisała wszystko co myślała na kartce, w ostatnim zdaniu tylko stwierdzając, że może lepiej dać jej odejść w spokoju, a wtedy okazało się, że mieli zaśpiewać swoje notatki. Nie było opcji, by jakkolwiek zgrała się ze Ślizgonką, za to jej humor był tak parszywy, że nie sądziła, że wykrzesa z siebie nawet i odrobinę kreatywności. Wylosowała piosenkę i skrzywiła się, bo jakoś niespecjalnie wiedziała jak to wszystko ma niby ugryźć. W końcu jednak postanowiła, że wyjdzie na środek i spróbuje swoich sił, może to doda jej nieco endorfin, które aktualnie miała na minusowym poziomie. — To wygląda jakby wybuchła jakaś bomba, Fringere daje nam jakieś ochłodzenie, To wygląda całkiem sus, więc wyczaruj sugervirus, By nie kopła w kalendarz, haemorrhagia iturus ją obdarz, Ayayaya... No nie poszło jej najlepiej, ale prawdę mówiąc mogła to zwalić na wiele rzeczy. Na bycie w parze z tą żmiją, na swój emocjonalny wybuch mający miejsce kilka minut temu, a nawet na piosenkę, która w oryginale za wiele tekstu nie miała! Liczyła chociaż na to, że profesor doceni same starania, liczą się chęci, prawda?
______________________
without fear there cannot be courage
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Piosenka: nie śpiewam Wykon: 58 --> 84 Wydarzenie: n.d Modyfikatory: -30 za nie śpiewanie Przerzuty: 24pkt. wykorzystany 1 przerzut Punkty dla domu: chyba nic?
Notatki miała sporządzone poprawnie i była gotowa je zaprezentować. Może i rana Ruby nie była specjalnie dotkliwa, ale przecież trzeba było w teorii jakkolwiek podjąć próbę wyleczenia gryfonki. W teorii, bo Irv nie była wcale taka pewna, czy by dziewczynie pomogła, czy jednak pozwoliła, na chwilowy bezwład jej ręki. Gdy jednak usłyszała, że mają zaśpiewać, od razu humor siadł jej jeszcze bardziej. Nie było opcji, żeby de Guise kompromitowała się przed całą klasą. Williams mógł sobie myśleć co chciał, ale Ruda miała ostatnio dosyć podobnych akcji. Przeczekała bolesny dla ucha i duszy występ Maguire, po czym sama przedstawiła swoje notatki, które mówiły o miejscowym znieczuleniu i użyciu Sugervirus, po czym po prostu oddała miejsce kolejnym uczniom ciesząc się, że ma już to wszystko z głowy. Przynajmniej taką miała nadzieję.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Piosenka: Biała Armia/Idziemy na jednego (wybieram to drugie) Wykon: 39 Wydarzenie: G Modyfikatory: brak Punkty dla domu: chyba brak...
Kiedy usłyszałam, że mamy zaśpiewać notatkę nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. Huxowi już nieraz odwalało na lekcjach i najwidoczniej przyszedł czas ma kolejny odpał. No nic - trzeba było coś przygotować. Przynajmniej @Bocarter Wilton również nie wyglądał na zachęconego występem. Niemniej ja nie nie zamierzałam zrezygnować nawet jeśli zostanę sama. Gorzej, że żadna melodia nie przychodziła mi do głowy oprócz "A teraz idziemy na jednego". Tylko, że nie byłam pewna jak to odbierze Hux. Więc kiedy nadeszła moja kolei zapytałam kulturalnie profesora czy ten utwór może być...
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Piosenka: nie śpiewam Wykon: 100-55=45 Wydarzenie: - Modyfikatory: 0pkt w DA, nie śpiewa i notatki na 5 Przerzuty: - Punkty dla domu: -
Z całą uprzejmością i szacunkiem, który czuła do Williamsa, ale uważała, że go naprawdę musiało pojebać. Trzeba było jednak łazić na zajęcia Blanc, bo ona nie chciała od nich uzewnętrzniania się artystycznego. Mina wiedziała doskonale, że z niej nie była żadna artystka. I nie zamierzała się upokarzać przed całą salą, śpiewając jakieś durne notatki. Tym bardziej, że nie były one jakoś szczególnie wybitne. Może i nie dostosowała się do polecenia nauczyciela, ale miała jakąś godność. Trudno. Najwyżej pojedzie jej po punktach domu za wykonanie zadania. Szczerze to nie obchodziło jej to jakoś szczególnie. Chciała po prostu mieć to wszystko za sobą i dlatego wbrew oczekiwaniom po prostu odczytała swoim zwyczajnym głosem wszystko, co udało jej się zapisać. Jej wystąpienie z pewnością można było zaliczyć do tych bardziej nudnych i mało porywających, ale jakoś szczególnie jej to nie przeszkadzało.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Piosenka: l'amour toujours Wykon: 91+35=125!! Wydarzenie: A (+15) Modyfikatory: +20 za notatki || 4 na zgranie Przerzuty: - Punkty dla domu: 10 za notatki
Uśmiechnęła się, gdy tylko usłyszała następny komentarz dziewczyny. Cóż można było odebrać jej słowa na różne sposoby, ale to już było zupełnie inną kwestią. Musiała przyznać, że w sumie kilka ran nie było niczym zupełnie poważnym i nawet dodawało Oli pewnego dzikiego uroku, ale te, które groziły wykrwawieniem w każdej chwili lub wypadnięciem organów wewnętrznych na zewnątrz już nie były tak fajne. - Powiedzmy, że jedną nogą już jesteś na tamtym świecie. Nie boli cię takie stanie w rozkroku? - zażartowała jeszcze, dokańczając swoje własne notatki. Zaraz też pochyliła się w kierunku Krawczyk, uśmiechając się do niej delikatnie i przekrzywiając delikatnie głowę niczym jakiś uroczy szczeniak, który spogląda z zaciekawieniem na swojego właściciela. - Jestem pewna, że byłaby z ciebie dobra uzdrowicielka - zapewniła jeszcze Puchonkę. Szczerze to potrafiła sobie wyobrazić dziewczynę w stroju magomedyka krzątającą się gdzieś po oddziałach Munga. To wcale nie była taka nadzwyczajna wizja. Nie miała jednak wiele czasu, by nad tym rozmyślać, bo oto Hux wezwał ich do tego, aby zaprezentowali swoje notatki w dosyć oryginalnej formie. No cóż... Pora wykazać się swoim talentem muzycznym. Szczerze powiedziawszy sama nie spodziewała się tego, że lecąca w tle muzyczka okaże się tak wspaniałym źródłem inspiracji i pozwoli jej na ułożenie całkiem składnych rapsów z tego, co udało jej się napisać w notatkach. Jakoś to brzmiało, był flow i chyba nawet przekazała dokładnie to o co jej chodziło czyli wszystkie najistotniejsze informacje, a to chyba miało akurat największe znaczenie w tej sytuacji. Może powinna pomyśleć nad karierą muzyczną i rzuceniu w pizdu rezerwatu? Choć jakby nie patrzeć to właśnie tam czuła się najlepiej.
Andrew Park
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : włosy zwykle znajdujące się w lekkim nieładzie, promienny uśmiech, zawsze ma przy sobie talię kart tarota
Piosenka: Bla bla bla Wykon: 23+20=43 Wydarzenie: E (+10) Modyfikatory: +10 za notatki | na zgranie 1 Przerzuty: - Punkty dla domu: -
Cóż chyba nierealne nawet przy pomocy magii byłoby oddanie pod każdym względem podobnych ran także jakoś nie bardzo dziwił go brak zmian w strukturze skóry i tym podobnych. I nawet jeśli chwilowo nie widział swoich własnych ran przez to, że siedział z okularami podciągniętymi na czole to jednak nie miał nic przeciwko temu, że Harry uważnie oglądał jego ręce choć w zasadzie nie miał ku temu większych podstaw. Zawsze był typem, któremu nie przeszkadzał dotyk. Zapewne była to kwestia tego, że wychowywał się z rodzeństwem, które często nie szanowało jego przestrzeni osobistej. - Powiem tak... mózg ci kompletnie wyssało - odparł spokojnie, gdy tylko usłyszał przerażony głos Ślizgona. Nieco zaskoczyła go jednak ta ożywiona reakcja i to, że Whitelight zerwał mu okulary z nosa. Po chwili jednak prychnął delikatnym śmiechem, sięgając raz jeszcze po skradzione szkła i posyłając blondynowi pełen rozbawienia uśmiech. - Spokojnie, jestem tego świadomy - powiedział jeszcze, przyglądając się przez chwilę Harielowi nim finalnie nałożył okulary i na nowo mógł zobaczyć ogrom zniszczeń wyrządzonych przez pikujące licho. I chociaż faktycznie mógł spojrzeć na rany pod innym kątem tak raczej niewiele więcej był w stanie zrobić przez to, że iluzja stworzona przez magię była niczym filtr na jakimś instagramie, którego nie dało się dotknąć ani zmienić. Było to nieco frustrujące, bo przeczesywanie włosów blondyna nie pozwoliło mu na lepsze przyjrzenie się ziejącej w jego głowie dziurze, ale mimo wszystko był w stanie przygotować odpowiednie notatki. Nie spodziewał się jednak tego, że będzie musiał je prezentować w stylu muzycznym. Co prawda była to miła odmiana, ale nie był pewny jak mu to wszystko wyjdzie. Tym bardziej, że nie był w stanie tak swobodnie posługiwać się angielskim, aby tworzyć jakieś fajne rymy czy gry słów. Hariel na szczęście wyrwał się pierwszy z ich parki (hehe) do prezentacji. I może to lepiej, bo przynajmniej Ślizgonowi udało się wprowadzić przyjezdnego czarodzieja w niezwykle dobry humor. Nie spodziewał się tylko tych wszystkich podnoszeń i przechyłów w czasie których polegał na ewentualnym doświadczeniu tanecznym blondyna, dostosowując się jakoś do jego ruchów. Dopiero po całym tym występie mógł sam zacząć przedstawiać swoje notatki, które były może i napisane dosyć prostym językiem, ale zawierały wszystkie najważniejsze informacje. Problemem było jednak płynne wyrecytowanie czy też wyśpiewanie ich w rytm muzyki, co wyszło mu raczej średnio. Czasami faktycznie mógł się wpasować w podkład, ale tak to jednak nie porwał jakoś szczególnie tłumów.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Piosenka: zawsze z tobą chciałbym być Wykon: 99 Wydarzenie: d... Modyfikatory: -10 za literkę, +20 za notatki +20 za śpiewane zdania? -> wykon na 129 Punkty dla domu: +10
Po bardzo udanej analizie swoich wzajemnych ran i dolegliwości za pomocą okularów, przyszedł czas na kolejny etap, w trakcie którego mogła elegancko zaprezentować swoje notatki. I to w nie byle jaki sposób, bo w asyście piosenek, które skrupulatnie wybierała z Bogdanem na ich kultową już imprezkę. – Bez kitu, myślałam, że chciał po prostu potańczyć z Perpetką do dobrej muzyki. Patrz jak się przyczyniliśmy dla świata nauki – aż westchnęła do @Boyd Callahan, niesamowicie dumna z ich fenomenalnej składanki. Zaraz potem wróciła spojrzeniem do @Payton Kingston III, aby omówić z nim szczegóły. – Nie muszę ci chyba mówić jaka odpowiedzialność spoczywa na moich barkach, skoro sama wybierałam te doskonałe nutki? Cokolwiek to nie będzie to oczywiście wypadniemy niczym Archie Darling na scenie, musimy tylko pilnować dwóch rzeczy – synchronizacji i dojebanej choreografii. Bo ze śpiewem czy znajomością tekstu nie będzie żadnego problemu, co? – dopytała na wszelki wypadek, dogadała ze Ślizgonem całą resztę, ostatecznie uznając, że nic nie wychodzi tak dobrze jak spontan. Najpierw ze szczerym podziwem oglądała występ Hariela, ale prawdziwe łzy wzruszenia pojawiły się w momencie, kiedy na środek wyszedł Bodzix i zaśpiewał absolutnie wybitną piosenkę jaką był Jedwab. Obu panów nagrodziła entuzjastycznymi brawami, pozwalając sobie nawet na zagwizdanie, aby nikt nie miał żadnych wątpliwości jak bardzo była zachwycona. Gdy scena w postaci środka klasy się zwolniła, zgarnęła Paytona, z radością słysząc prawdziwy hicior. Nic więc dziwnego, że bez problemu wczuła się w rytm i wyśpiewała swoje notatki: – …lato zbliża się, więc chciałem powtórzyć zanim pójdziesz do lasu. Zawsze z tobą chciałbym być, pomimo ataku! Zawsze z tobą chciałbym być, weź eliksir czyszczący rany na to! Zawsze z tobą chciałbym być, rzucę astral forcipe! Zawsze z tobą chciałbym być! Nie przejmowała się nawet tym, że była zmuszona nieco rozebrać swojego partnera w celu zaprezentowania paskudnych ran po ataku akromantuli. Z finezją godną niejednego zawodowego artysty wyśpiewała przed wszystkimi, że zawsze szlachetnie chciałaby być z Paytonem, nawet jeśli padłby ofiarą akromantuli, przemycając w tekście nie tylko porady jak sobie z owym przypadkiem poradzić, ale i puentę, że nie warto zostawiać kogoś ze względu na chorobę czy inne dolegliwości.
______________________
Payton Kingston III
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : no więc odstające uszy i mina księcia, a także okulary na nosie dla lansu w sensie, żeby mądrzej wyglądać, zawsze pachnie inaczej bo kocha olejki, perfumy i takie rzeczy
Piosenka: Lambada orginal version 1989 XDD Wykon: 25 -> 6 = ostateczny wynik 46 boże żal, ale nie ma tragedii Wydarzenie: D Modyfikatory: +20 Jeśli wasze notatki były na 1; +5 Za każde zdanie waszej śpiewanej piosenki notatkowej (max 4). Przerzuty: 15 pkt z uzdrawiania robie przerzut w k100 (chuj nie potrzebnie) Punkty dla domu: -
Payton słuchał jak zaczarowany chłopców, których występy wzruszały do łez, nie omieszkał klaskać i nawet chciał krzyczeć jeszcze raz, chce to usłyszeć, aż prawie zapomniał, że przecież sam musi jebnąć wykon. Pokiwał głową Marlenie bardzo poważnie, gdy ta postawiła sprawę tak jasno, a jednak... No chociaż notatki miał świetne, jego śpiewanie było dalekie od doskonałości, a to wina tej muzyki, nie mógł przecież przyznać się, że jak O'Donnel zaczęła go rozbierać, to prawie zapomniał o całym świecie, sam ledwo wyśpiewał swoją, obmacując gryffonke. - W pamięci pozostaniesz, gdziekolwiek będziesz w Grecji, Będę mieć przed oczami te twoje zmaltretowane ciało i chimerę, Miłość sprawia, że rzucę ci na brzuch Dispareo Oedema, Będę tańczyć lambadę, pamiętając, że ta noga potrzebuje eliksiru czyszczącego, W ten jeden dzień będzie królowało zaklęcie Vulnerra Ferre... - Przestał zwracać uwagę na cały świat i to, że piosenka mu chujowo wyszła, ale na pewno nie mógł odwrócić wzroku o ślicznej Marleny. - Ta piosenka mi nie podchodzi... - Nie, żeby się tłumaczył, ale miał zamiar wyjaśnić swój kryzys wokalny. - Ale jeśli, dzięki temu będę mógł być tak blisko ciebie to warto. - Szepnął jej na ucho, za nim Huxley kazał mu trzymać ręce przy sobie.
Piosenka: maia hi, maia hu czyli Dragostea din tei Wykon: 28 -> 69 + 10 - 5 = 74 / zgranie na 1 Wydarzenie: C i nieparzysta Modyfikatory: -5 za wydarzenie, +10 notatki Przerzuty: wykorzystany 1, kuferek 30
Jeśli któryś z nauczycieli miałby kazać im śpiewać notatki, to był to właśnie profesor Williams. Nie widziała nikogo innego, kto mógłby wpaść na taki pomysł, a już zwłaszcza na lekcji innej niż działalność artystyczna, gdzie jeszcze mogłoby się to zdarzyć. A tu proszę - uzdrawianie! Szczerze mówiąc z początku się stresowała i nie za bardzo chciała to zrobić, ale potem pomyślała, że w sumie to przecież i tak nikt nie zwróci na nią większej uwagi, więc czemu by chociaż nie spróbować dobrze się bawić. Takie okazje często się nie zdarzały na zajęciach. Spojrzała więc jeszcze raz na swojej notatki i kiedy przyszła jej kolej, postanowiła obudzić w sobie sceniczną bestię. Muzyka, która leciała z gramofonu zdecydowanie jej w tym pomogła, a dodatkowo rozbudziła wspomnienia z dzieciństwa. Do tego hitu nie dało się ustać spokojnie - wraz ze swoją partnerką posunęły się nawet do jakiegoś zaimprowizowanego układu tanecznego, który na pewno zrobiłby większe wrażenie na zebranych w klasie, gdyby nie zakończył się upadkiem, ale co tam, show must go on!