C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Stolica i największe miasto Irlandii, położone w prowincji Leinester, na wybrzeżu nad Morzem Irlandzkim, u ujścia rzeki Liffey do Zatoki Dublińskiej. Znaki rozpoznawcze? Deszcz i kufel guinnessa. Poza tym warto odwiedzić to miejsce przede wszystkim podczas obchodów Dnia Świętego Patryka, kiedy na prowincjonalnych ulicach wybrzmiewa tradycyjna folkowa muzyka, a wokoło można spotkać przebierańców i miłośników zielonego piwa.
Święty Patryk:
Dzień Świętego Patryka
Smoki smokami, ale jedno było pewne - nie da rady powstrzymać Irlandczyków od celebrowania Dnia Świętego Patryka. W Dublinie już od dawna przygotowywany był festyn, sponsorowany przez całą masę irlandzkich (i nie tylko!) magicznych firm. Świętowanie rozlało się po całym mieście zielonymi stoiskami, w dodatku Dublin na ten jeden dzień został otoczony potężną i wymagającą magiczną barierą, mającą chronić przed magicznymi stworzeniami i alarmować o ich ewentualnym zbliżeniu się. Zaproszeni są wszyscy bez wyjątku, a jednak w celu opłacenia kosztów postawionej bariery oraz wsparcia Ministerstwa Magii i prywatnych leprekonusowych ochroniarzy - wstęp wymaga drobnej opłaty pieniężnej! Choć w centrum Dublina celebracje są głównie mugolskie, to na obrzeżach znajduje się magiczna dzielnica, w której szaleją czarodzieje! To też tutaj na bramkach stoją ochroniarze, którzy przyjmują należną opłatę - dla pełnoletnich (ukończone 17 lat) jest to 10 galeonów, zaś niepełnoletni muszą zapłacić 30 galeonów. Impreza przeznaczona jest głównie dla dorosłych, więc młodsi uczestnicy muszą brać pod uwagę czujnie pilnujące ich spojrzenia uważnych leprokonusów... i może unikać nauczycieli? Jest zielono, złoto, piwnie i wesoło. Wszędzie gra huczna muzyka, wszyscy biegają i tańczą z szerokimi uśmiechami na ustach, a o smoczych problemach nikt nie ma ochoty rozmawiać. To czas na odetchnięcie, wsparcie lokalnych biznesów i zabawienie się tak, by przez cały rok wspominać!
Magiczne piwa
Cóż, piwa jest tutaj pod dostatkiem! Gdzie nie spojrzeć tam przelewające się złotem fontanny, ogromne beczki z kranami czy bardzo eleganckie wieżyczki z kufli. Niektóre piwa są jasne, inne ciemne, a jeszcze inne po prostu zielone! Stoisk jest mnóstwo, każdy ze sprzedawców woła i zachęca, a także oczywiście daje minikufle na spróbowanie, może tylko trochę oczekując za to jakiegoś napiwku. Wszystkie piwa mają swoje bezalkoholowe odpowiedniki, jednak te nie znajdują się na wierzchu. Musisz zapytać, ale wtedy liczysz się z mało przychylnymi spojrzeniami... i pewną dozą losowości! Jeśli chcesz bezalkoholowe piwo, musisz rzucić kostką na to, które ci się trafiło.
Wszystkie efekty magicznych piw trwają minimum 2 posty, ale jeśli ktoś ma taką ochotę - mogą trwać i przez cały festyn! Można sobie wybrać piwo, bądź wylosować je rzutem k6 (wyjątkiem są osoby pijące bezalkoholowe wersje, które muszą losować!).
1 - Guinessitaserum - Ciemne piwsko, które w smaku odpowiada absolutnie każdemu! Wydusza z ciebie prawdę, ale w jakiej postaci? Jeśli nie posiadasz żadnej genetyki, efekt tego piwa sprawia, że nie możesz kłamać i dzielisz się z przynajmniej jedną osobą swoim veritaserum. Jeśli posiadasz genetykę, efekt kłamstw i veritaserum jest opcjonalny, ale za to twoja genetyka musi się ujawnić! Sprawdź co to oznacza:
Efekty genetyk:
Jeśli posiadasz dwie genetyki, możesz wybrać efekt dowolnej z nich lub zastosować się do obu efektów (dopasowując je tak, by miały sens)!
Animagia - Przemieniasz się w swoją zwierzęcą postać, przy czym nie działa to dokładnie tak, jak powinno, bo… mówisz dalej ludzkim głosem! Hipnoza - Wszystko, co powiesz, staje się rozkazem… albo i nie? Rozsiewasz hipnozę dookoła, jednak każda twoja ofiara zmuszona jest do robienia dokładnego przeciwieństwa tego, co sobie życzysz! Jasnowidzenie - Nie tylko przeczuwasz absolutnie wszystko, ale dodatkowo na twoim czole pojawia się prawdziwe trzecie oko. W swoich wizjach widzisz nie tylko przyszłość, ale i przeszłość! Legilimencja - Automatycznie zaczynasz słyszeć myśli wszystkich dookoła, więc może być nieco głośno… Oklumencja - Masz wrażenie, że obserwujesz wszystko zza grubej szyby. Jesteś nieco otumaniony, ale za to wszyscy czują się przy tobie doskonal, bo rozsiewasz dookoła aurę niezmąconego spokoju. Magia bezróżdżkowa - Twoja moc się zwiększa, ale niekontrolowanie. Każdy gest wyzwala jakieś przypadkowe zaklęcie z kategorii wczesnoszkolnych lub prostych - twoje dłonie randomowo rozpalają się Lumosem, twoje włosy zmieniają kolor przy każdym podmuchu wiatru, a każdy twój krok pozostawia po sobie skupiska kwiatów. Uważaj, żeby przypadkiem czegoś nie podpalić… Metamorfomagia - Zmieniasz swój wygląd tak, by robić za sobowtóra każdej osoby, z którą akurat rozmawiasz - a jeśli siedzisz cicho, to transmutujesz się automatycznie w każdego, na kogo spojrzysz… Potomek wili - Nie panujesz do końca nad swoim urokiem, więc przyciągasz uwagę absolutnie każdego… ale czy na pewno chodzi o piękno? Twoje rysy twarzy wyostrzają się znacząco, oczy ciemnieją, paznokcie zmieniają się w pazury - przypominasz nieco harpię, na szczęście nie jest to wywołane furią! Wężoustość - Tracisz zdolność ludzkiej mowy, mówisz tylko w języku węży. Bardzo ciężko cię zrozumieć, a w dodatku za tobą snuje się wianuszek posykujących radośnie węży. Jeśli ktoś za bardzo się do ciebie zbliży, to mogą gryźć po kostkach! Wilkołak - Przemieniasz się w swoją wilczą postać! Jest to proces niezbyt przyjemny, ale mniej bolesny niż zazwyczaj - co więcej, zachowujesz pełnię ludzkiej świadomości i nie możesz nikogo zarazić. Wyglądasz zatem jak przerośnięte wilczysko, a po przemianie z powrotem… cóż, lepiej skombinuj sobie nowe ubrania?
2 - Whisky ale - Bardzo bogata w smaku mieszkania whisky i piwa. Trunek ten jest wyjątkowo mocny - powoduje splątanie języka, przez co ciężko się wysłowić... a poza tym zachęca do tańca i poprawia humor! Co ciekawe, podczas tańca po 'whisky ale' można zaobserwować niesamowitą lekkość ruchów, która powoduje nawet lewitowanie do kilku metrów nad ziemią!
3 - Leprechaudrink - Piwo o zielonym kolorze - smakuje nieco trawą, a krążą wokół niego plotki, że sekretnym składnikiem jest czterolistna koniczyna. Po wypiciu tego piwa każdy czuje się największym szczęściarzem i zdobywa opcję bonusowego przerzutu jednej kostki w każdej z dostępnych na festynie atrakcji.
4 - Złoto pijaków - Po wypiciu tego piwa każdy zdobywa moc złotego dotyku - wszystko, czego się dotknie, pokrywa się złotym kolorem. Nie ma to żadnej wartości i nie można w ten sposób zmienić faktury, bowiem jest to tylko barwa; wygląda jednak niesamowicie połyskująco i tylko trochę tandetnie!
5 - Syrenie ale - Ma zielonkawy, nawet nieco morski odcień i bardzo gęstą białą pianę. Co ciekawe, nie posiada kompletnie żadnego smaku, więc można je wypić z jeszcze większą łatwością, niż wodę! Po wypiciu w randomowych miejscach na ciele pojawiają się zielone i złote łuski, ale główny efekt 'syreniego ale' to wzrost pragnienia. Nie ma możliwości poprzestać na tym drinku - po jego wypiciu trzeba jak najszybciej znaleźć kolejne piwo, w przeciwnym wypadku podobno można całkiem uschnąć!
6 - Miodownik szczęściarzy - Piwo z domieszką miodu, dzięki czemu w smaku jest słodkie i rozgrzewające - przypomina nieco kremowe piwo, ale zdecydowanie nie brakuje w nim procentów! Każdy, kto je wypije, odczuwa przyjemne ciepło i ma ochotę pozbyć się kilku (albo wszystkich) warstw ubrań, a poza tym chętnie wszystkich komplementuje i lgnie do kontaktu cielesnego bardziej, niż kiedykolwiek.
Garnek złota
Prawdziwym gwoździem patrykowego programu okazuje się być zabawa zaczerpnięta chyba z Nocy Duchów! Pośrodku placu porozstawiane są wielkie kotły, z których można łowić skarby - oczywiście, należy to robić ustami! Słynna zabawa łowienia jabłek z wody została przerobiona tak, by łowić złote monety z... cóż, a jakżeby inaczej, piwa! Warto zwrócić uwagę na to, że wszystkie monety można zachować dla siebie, ale niestety niektóre nie są prawdziwe...
Zabawa polega na tym, by rzucić k6 i sprawdzić ile monet (1-6) udało się wyłowić - następnie na każdą z nich należy wykonać dorzut Literki, by zobaczyć jaki jest efekt. Złoto można łowić maksymalnie dwa razy na postać, ponieważ za trzecim razem monety zaczynają znikać, a piwo mocno uderza do głowy...
Literki:
A - Niestety, jest to złoto leprokonusów - ledwo je wyławiasz, a już znika! B - Trafiła ci się prawdziwa moneta, w dodatku jest to równowartość 50 galeonów! Uwaga! Pełna nagroda za tę kostkę jest do zdobycia tylko raz na osobę; każde kolejne wyrzucenie tej literki równa się tylko 10 galeonom. C - Moneta zaczyna się dziwnie rozpływać, jakby szukała swojej nowej formy... Po chwili okazuje się, że jest to figurka chochlika gadatliwego! Zgłoś się po nią w odpowiednim temacie! D - Wyłowiony galeon jest jakiś wyjątkowo duży - okazuje się, że to tak naprawdę złote pudełeczko, w którym znajdują się magiczne soczewki. Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie! E - Po wyjęciu z wody wokół monety pojawia się zielony dym, a kiedy ten opadnie możesz dostrzec, że galeon zmienił się w (na)strojny wianek. Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie! F - Trafiła ci się prawdziwa moneta, w dodatku jest to równowartość 20 galeonów! G - Twój galeon jest czekoladką i z jakiegoś powodu kompletnie nie możesz się powstrzymać od natychmiastowego zjedzenia go. Okazuje się, że jest to któraś z bombonierek lesera...
H - Niestety, jest to złoto leprokonusów - ledwo je wyławiasz, a już znika! I - Wyłowiona moneta jest sztuczna, w dodatku wylewa się z niej jakiś płyn i zaraz jesteś nim cały oblepiony. Niezależnie od czyszczenia, otulają cię perfumy ze wzmocnioną nutą amortencji, więc pięknie pachniesz i zwracasz na siebie pozytywną uwagę każdego w okolicy! J - Wyłowiony galeon rozpływa się w twoich ustach, a nawet z nich wycieka... ma słodki posmak, ale jego głównym efektem jest ruda broda godna leprokonusa! Dorzuć kostkę k6, by sprawdzić przez ile postów efekt się utrzyma!
Pole koniczyny
Nieco na uboczu znajduje się rozległa polana, która była pielęgnowana już od dłuższego czasu przez leprokonusy, by rosła na niej głównie magiczna koniczyna! Dzięki tym zabiegom, teraz możliwe jest rozpoczęcie zabawy poszukiwania czterolistnej koniczyny, która ma przynosić szczęście. Zawody są mierzone w czasie, a ponieważ może się trafić kilka okazów, to przygotowano kilka nagród dla najszybszych i najbardziej spostrzegawczych. Trzeba tylko pamiętać o tym, że leprokonusy zadbały o kilka niespodzianek, które mają urozmaicić poszukiwania...
Nagrodę główną otrzyma 6 pierwszych osób! Po wyczerpaniu puli nagród dalej można szukać koniczyn, tak dla samej zabawy.
Dla zwycięzcy:
• 70 galeonów • Odznaka • Unikatowy przedmiot, czyli "Naszyjniszek". Jest to naszyjnik ochronny z wisiorkiem w kształcie bazyliszka z czerwonymi kryształkami na miejsce oczu. Pod wpływem dotyku ślepia rozświetlają się, przyciągając uwagę - wystarczy jedno poświęcone im spojrzenie, by ofiara została całkiem sparaliżowana. Choć świadomość pozostaje wraz z niezbędnymi do życia czynnościami, postać nie ma możliwości mówić ani się ruszać. Choć efekt jest mocny, do jego zdjęcia wystarczy rzucić na ofiarę Finite! (+1 OPCM, +1 CM)
Zdobyte nagrody: 6/6!
Mechanika polega na tym, że podczas każdego postu z poszukiwaniami należy rzucić jedną k100. Odnalezienie koniczyny następuje w momencie, w którym wylosuje się jedną z podanych liczb. Jeśli poszukiwania będą szły wolno, pula udanych liczb zacznie się powiększać.
Są to liczby wyłączone z dodatkowych efektów. Wylosowanie jakiejkolwiek innej liczby wymusza zastosowanie się do poniższych zdarzeń, więc należy znaleźć przedział, w którym liczba się znajduje:
Dodatkowe efekty na zdarzenia:
2-16 - Na twojej drodze stają Diabelskie Sidła, skryte pod jakimiś wyrośniętymi krzaczkami. Łapią cię niesamowicie szybko, więc masz mało czasu na reakcję! Jeśli posiadasz 10 punktów z Zielarstwa, udaje ci się wyswobodzić bez większego problemu i zdobywasz możliwość jednego przerzutu w kolejnym poście. Jeśli nie posiadasz 10 punktów z Zielarstwa, zostajesz szybko unieruchomiony i potrzebujesz pomocy - jeśli zrobi to jakaś postać, która posiada 10 punktów z Zielarstwa, nic ci nie jest. Jeśli nie masz takiej pomocy, ratuje cię leprokonus i robi to z pewnym opóźnieniem, więc masz mnóstwo siniaków i otarć, a przy okazji z twojej kieszeni wypadło 20 galeonów, których utratę musisz odnotować w odpowiednim temacie. 17-33 - Wkraczasz prosto na grządkę karmazynowego szeptnika, który prędko wdziera się do twojego umysłu. Twój humor ulega natychmiastowemu pogorszeniu... Jeśli twoja k100 jest parzysta, dopada cię przygnębienie i w tym smutku wpadasz w ospałość. Na szczęście wystarczy nieco uwagi innych i może trochę rozmowy czy bliskości, byś się otrząsnął! Jeśli twoja k100 jest nieparzysta, parszywy nastrój przemienia się w złość. Nic ci się nie podoba, wszystko cię denerwuje i jesteś na granicy dopuszczenia się do rękoczynów, jakiekolwiek by one nie były. Efekt utrzymuje się do momentu, w którym kogoś nie uderzysz bądź czegoś nie zniszczysz. 34-49 - Trawa pod tobą gwałtownie wybucha zielonym dymem, który dostaje się absolutnie wszędzie! Gdy opada, ty jesteś cały pokryty zielonym proszkiem, którego nie sposób się pozbyć. Niby nie ma tego złego, ale jednak wydaje się nieco klejący - jeśli ktoś cię dotknie, to już raczej nie puści! Potrzeba dużej ilości wody, by się odkleić... czas na wspólny prysznic? 50-65 - Pod twoimi nogami pojawia się dym... Okazuje się, że nadepnąłeś na jaja popiełka i trawa dookoła zaczyna się palić! Na szczęście szybko udaje się zaradzić tej sytuacji, ale masz całkiem zniszczone buty i pozostaje ci tylko chodzenie boso - jest ci za to bardzo ciepło i rozsiewasz to gorąco również na innych, a przy tym wydaje się, że każdy patrzy na ciebie dużo bardziej przychylnie, niż wcześniej! 66-81 - W trawie chyba coś się świeci... Jeśli twoja k100 jest parzysta, znajdujesz 50 galeonów i możesz je zachować, o ile zgłosisz się po nie w odpowiednim temacie. Jeśli twoja k100 jest nieparzysta, znajdujesz broszkę Świętego Patryka i możesz ją zachować, o ile zgłosisz się po nią w odpowiednim temacie. Uwaga! Jeśli drugi (i każdy kolejny) raz trafi ci się ten efekt, niezależnie od parzystej/nieparzystej kostki otrzymujesz tylko bonusowe 20g. 82-98 - Ciągle coś znajdujesz, tylko oczywiście nie tę nieszczęsną czterolistną koniczynę. Wita się z tobą przyjazny nieśmiałek, zza drzewa połypuje na ciebie lunaballa, wpadasz na różne ciekawe rośliny... Dobrze się bawisz i poszukiwania są niesamowicie przyjemne. Co więcej, możesz z nich wynieść jeden dowolny składnik eliksirów roślinnego pochodzenia, o ile zgłosisz się po niego w odpowiednim temacie. Zdobywasz darmowy przerzut kolejnej kostki k100!
Podczas poszukiwań obowiązuje kilka modyfikatorów, z którymi koniecznie należy się zapoznać:
Modyfikatory:
• Jeśli drugi raz wyrzuci się tę samą k100, istnieje możliwość darmowego przerzutu LUB dodania do kostki dowolnej ilości oczek w zakresie +/- 5; • Posiadacze cechy eventowej "Świetne zewnętrzne oko" mają możliwość rzucania w każdym poście dwóch k100 i wybierania sobie tej, która bardziej im odpowiada; jeśli doprecyzowaniem cechy jest "Spostrzegawczość", istnieje możliwość dodania do kostki dowolnej ilości oczek w zakresie +/- 5; • Posiadacze cechy eventowej "Magik żywiołów" mają jednorazowy przerzut jednej kostki; jeśli doprecyzowaniem cechy jest "Ziemia", istnieje możliwość dodania do kostki dowolnej ilości oczek w zakresie +/- 5; • Każdy jasnowidz dostaje jednorazowy przerzut jednej kostki; jest też możliwość dorzutu k6, gdzie wynik parzysty pozwala na zignorowanie efektu dodatkowego nieudanej liczby. • Jeśli Zielarstwo jest twoją najwyższą statystyką w kuferku (lub jedną z trzech najwyższych), możesz dodać sobie do kostki dowolną ilość oczek w zakresie +5/-5; • Jeśli otrzymasz pomoc od osoby, która posiada minimum 5pkt z Zielarstwa, możesz do swojej kostki dodać dowolną liczbę oczek w zakresie +/- 2;
Tęczowy labirynt
Jak pewnie wszyscy zauważyli, na niebie rozciąga się piękna, niczym niewzruszona tęcza - co więcej, jej koniec wydaje się być dość blisko... Być może na samym końcu labiryntu z wysokiego żywopłotu? Radosne leprokonusy chętnie zapraszają do wejścia i rozpowiadają plotki o skarbach, które podobno można znaleźć na samym końcu tęczy. Jeśli tylko ktoś się odważy, ma szansę przejść serię prób i... zobaczyć, czy było warto?
W przypadku tej atrakcji obowiązują dwa wyzwania, każde z nich należy rozpisać w osobnym poście!
K6:
Tą kostką rzuca każdy, nawet jeśli wchodzicie do labiryntu w parze bądź grupie. Zaraz po wejściu mierzysz się z widmem, które musisz jakoś pokonać... 1 - Na twojej drodze staje wielka kobra królewska - a przynajmniej tak ci się wydaje. Jeśli posiadasz 10 punktów z ONMS, rozpoznajesz w zwierzęciu iglicę i wiesz, że najlepiej odnieść się do jej strachu przed wodą; jeśli nie posiadasz 10 punktów z ONMS, iglica strzela w ciebie ładunkiem elektrycznym i jesteś nieco otumaniony, a poza tym do końca przemierzania labiryntu pod wpływem dotyku każdego lekko "strzelasz" prądem. 2 - Z korytarza obok wypełza Bazyliszek... albo raczej zmora, która go przypomina. Zostajesz zupełnie sparaliżowany i jedyne, co możesz zrobić, to mówić! Bazyliszek zaraz znika w labiryncie, ale ty potrzebujesz pomocy. By się wydostać z tej pułapki, musisz zdradzić na głos swój sekret (veritaserum w kuferku?)... podpowiada ci o tym przelatujący niedaleko leprokonus! 3 - Znikąd obok ciebie pojawia się sfinks, który już czeka z wysuniętymi pazurami. Okazuje się, że aby przejść dalej, musisz wymyślić jakąś zagadkę bądź rebus - lepiej tylko niech nie będzie to nic całkiem banalnego, bo sfinks znajdzie cię nawet po czasie, by się zemścić! 4 - Robi się podejrzanie chłodno, a później przed tobą pojawia się dementor. Nie jest to prawdziwa zjawa, a jedynie jej widmo - w związku z tym efekt odczuwa jedynie osoba, która wylosowała tę kostkę, nikt inny. By wyrwać się spod uroku dementora potrzebujesz patronusa i jeśli sam nie umiesz go wyczarować... czekasz, aż ktoś inny to zrobi! 5 - Coś się trzęsie w żywopłocie obok ciebie - prędko dowiadujesz się, że jest to bogin! Zmienia się w to, czego się najbardziej boisz (to, co masz w kuferku?). Rozwiązanie jest proste, bo wystarczy zaklęcie Riddikulus, ale nerwy pozostają nadszarpnięte... 6 - Przed tobą pojawia się żmijoptak! Okazuje się, że ma bardzo przyjazne nastawienie i prowadzi cię do swojego gniazda, gdzie możesz znaleźć puste skorupki po jego jajach. Dorzuć k6, by sprawdzić czy są one coś warte!
Jaja żmijoptaka:
1, 2 - Niestety to tylko bezużyteczne okruchy 3 - Otrzymujesz 10g za swoją zdobycz 4 - Otrzymujesz 30g za swoją zdobycz 5 - Otrzymujesz 50g za znalezione skorupy! 6 - Nie dostajesz pieniędzy, ale za to możesz wymienić skorupki na broszkę Świętego Patryka! Zgłoś się po nią w odpowiednim temacie.
Eliksir:
W labiryntowym korytarzu pojawiają się leprokonusy, które niosą tace z niepodpisanymi w jakikolwiek sposób kielichami. By przejść dalej, należy wypić calutką zawartość! Mechanicznie należy rzucić kostką Eliksirów - w ten sposób dowiecie się co wypiliście i jaki efekt się u was pojawia! Niestety, te eliksiry zostały lekko zmodyfikowane... Plus jest taki, że jeśli w labiryncie jesteście parą bądź grupą, możecie dowolnie powymieniać się między sobą wylosowanymi kielichami. Jeśli chcecie, jedna osoba może wypić ze wszystkich kielichów, ale wtedy przypominam o uwzględnieniu wszystkich efektów i odpowiednim wzmacnianiu ich w przypadku wypicia większej ilości tego samego!
Efekty:
Utrzymają się do końca pobytu postaci na festynie - dla chętnych jest opcja korzystania z nich również przez jeden kolejny wątek! Bujnego owłosienia - Początkowo wydaje ci się, że to jednak jego przeciwieństwo - twoje włosy na całym ciele zaczynają gwałtownie wypadać. Dopiero kiedy jesteś już całkiem łysy, włosy zaczynają odrastać... a przynajmniej te na głowie. Kolor co chwilę się zmienia, a poza tym loki rosną aż do pasa. U panów pojawia się też zarost, zaś u pań zmiany koloru obejmują również brwi i rzęsy! Euforii - To prawdziwy eliksir euforii, więc czujesz się fenomenalnie - ale nie możesz przestać chichotać i masz ochotę łapać wszystkich za- cóż, nie tylko za nosy! Postarzający - Ulegasz gwałtownemu postarzeniu o 10 albo 20 lat, zależnie od swoich preferencji! Amortencja - Klasyczny efekt amortencji - bezgranicznie i bezmyślnie zakochujesz się w pierwszej osobie, na którą spojrzysz! Gregory'ego - Zdecydowanie nie jest to zwykły eliksir Gregory'ego. Całkowicie zapominasz o wszystkich swoich przyjaciołach - możesz zupełnie nie pamiętać o ich istnieniu, albo nawet uważać ich za swoich wrogów... Spokoju - Albo nie-spokoju? Eliksir działa pobudzająco! Felix Felicis - Czujesz gwałtowny przypływ szczęścia i już wiesz, że to Felix Felicis - nic bardziej mylnego, bo spływa na ciebie pech. Pomimo najszczerszych chęci i pewności, ciągle się potykasz, wszystko leci ci z rąk i z niczym sobie nie radzisz. Ridikuskus - Nie możesz powstrzymać śmiechu... i płaczu! Na przemian cieszysz się i smucisz... Veritaserum - Masz ogromną ochotę mówić, ale to nie jest prawdziwe Veritaserum - to prześmiewcza podróbka, przez którą jesteś zmuszony do nieustannego kłamania. Bełkoczący napój - Najpierw zaczynasz bełkotać, a później zupełnie tracisz głos i nie możesz wydusić z siebie ani słowa!
Wreszcie udaje wam się wyjść z labiryntu! Rzeczywiście tęcza zjawiskowo kończy się w wielkim garnku - a może tak naprawdę się w nim zaczyna? By zdobyć zasłużoną nagrodę, musisz zajrzeć do środka!
Literka - nagroda:
Rzut literką jest obowiązkowy dla każdej postaci osobno! A - Nie ma tu niczego materialnego, ale twoje włosy zostają magicznie pofarbowane na tęczowo! Efekt utrzyma się przez jeden kolejny wątek. B - W garnku znajduje się jakiś płyn... w jego tafli dostrzegasz odbicie, ale nie jest ono twoje! Zamiast siebie widzisz twarz osoby, którą kochasz. Możesz zgarnąć nieco tego płynu dla siebie - w ten sposób zostaniesz posiadaczem nieco zmodyfikowanej amortencji, zgłoś się po jedną porcję do swojego kuferka! C - Czujesz spływającą na ciebie wiedzę... Otrzymujesz jedną bonusową samonaukę, którą możesz wykorzystać do końca kwietnia! D - W garnku dostrzegasz wizję nadchodzącego bogactwa. Dzięki tej przyjemnej wizji możesz w marcu otrzymać maksymalne kieszonkowe (efekt dla uczniów), bądź 100% wypłaty (efekt dla dorosłych). Pamiętaj, by w zgłoszeniu po kieszonkowe/wypłatę wyjaśnić swoją nagrodę. E - Znajdujesz różdżkę Fairwynów w oryginalnym opakowaniu! Jakimś cudem jest ona idealnie dobrana pod twoje potrzeby, możesz samodzielnie wybrać odpowiedni rdzeń, długość i drewno, a następnie zgłosić się po zdobycz w odpowiednim temacie. F - Znajdujesz bon na -50% do dowolnego sklepu w Hogsmeade! Koniecznie zgłoś się po niego w odpowiednim temacie! G - Na dnie garnka znajduje się unikatowy przedmiot, jest to Bazyliszkowy pierścień! Nie wygląda szczególnie zjawiskowo - jest to wykuta z kamienia obrączka. Po założeniu, właściciel bazyliszkowego pierścienia może dotykiem przemieniać każdy obiekt nieożywiony w kamień. Magia absolutnie nie działa na istoty żyjące! (+2 Transmutacja) H - W garnku znajduje się jakiś płyn... w jego tafli dostrzegasz spełnienie swoich marzeń! Okazuje się, że jest to felix felicis i możesz nalać sobie nieco do drobnej fiolki, zgłoś się po jedną porcję do swojego kuferka! I - Radosna wizja na dnie garnka umożliwia ci jeden darmowy przerzut dowolnej kostki, podczas poszukiwań kamieni w strumieniu z Doliny Godryka. Uwaga! Jeśli jesteś postacią niepełnoletnią, otrzymujesz zamiast tego jeden darmowy przerzut na wejście do lokacji trudnodostępnej w Hogwarcie bądź Hogsmeade. J - Jesteś prawdziwym szczęśliwcem. Po zajrzeniu do garnka czujesz nagły przypływ energii i w tej jednej chwili jesteś stuprocentowo pewien, że było warto. Możesz zgłosić się w odpowiednim temacie po 2 punkty do dowolnej umiejętności.
Zasady
• Fabularnie festyn odbywa się oczywiście 17 marca, w Dzień Świętego Patryka! Mechanicznie zabawę należy kończyć wraz z 31 marca. • Wstęp na event jest płatny! Wszystkie informacje znajdują się w jego pierwszej części. Wszelkie kwestie pieniężne należy odnotowywać w tym temacie, a przedmiotowe w tym. • Proszę o zawieranie w postach kodu:
Obowiązkowy kod:
Kod:
<zg>Opłata na wstęp:</zg> [url=LINK]tutaj[/url] <zg>Atrakcja:</zg> Piwo/Garnek/Pole/Labirynt i podlinkuj ewentualne kostki <zg>Efekty:</zg> tu wpisz zdobycze/utraty/efekty
Nie lubiła płakać, nawet przed nim. Kiedyś absolutnie nie ważyła emocji, nie obawiając się ani łez, ani salw śmiechu, ani nawet nieopanowanych i zdecydowanie zbyt nasyconych emocjami ataków złości. Teraz jednak była powściągliwa, więc mimo iż nie potrafiła skryć przed nim prawdziwych uczuć, to czuła się na swój sposób skrępowana Poza tym nie chciała przytłaczać Wally’ego swoim cierpieniem – w końcu zasługiwał na coś lepszego niż gorycz i łzy. Zasługiwał na wszystko, co najlepsze. Mimowolnie, tak jakby robiła to na co dzień, sięgnęła dłońmi do jego twarzy, by obetrzeć te pojedyncze ślady smutku, które zakwitły na jego policzkach. Poczuła się wręcz odrobinę winna, że je wywołała, choć przecież nie zrobiła nic złego. To był ich wspólny ból – musieli go przeżyć, jeśli nie chcieli, by trawił ich wnętrzności i niszczył codzienność już do końca. Nawet jeśli nie czuli ulgi, to rozpacz była lepsza od kłamstwa. Zgodnie z jej prośbą podążyli w stronę rzeki, tak jak za dawnych lat. Gdyby przymknęła oczy, mogłaby nawet się nabrać, że to tylko wspomnienie. Niemniej, tak jak wtedy, trzymali się za ręce, poszukując wodnej tafli, która mogłaby pochłonąć ich troski. W wodzie, czy nawet na jej brzegu, odnajdywali spokój ducha. To był ich raj, ale i jeden z łączników, podobieństw między nimi. Patrząc na tych dwoje, trudno pewnie było uwierzyć, że w przeszłości łączyło ich tak wiele – i nie chodzi mi tu tylko o relację, ale punkty wspólne, zamiłowania, pasje, czy nawet takie banały jak pochodzenie, czy wzrost. Każdy, kto znał ich przed laty, wiedział, że byli dla siebie stworzeni. I w idealnym świecie, wszystko potoczyłoby się inaczej… Paradoksalnie – cisza, uścisk dłoni i niewymuszona obecność były dla zranionej duszy Louise bardziej kojące niż cokolwiek innego. Mogłaby tak spacerować w nieskończoność, nie myśląc o tym co przyniesie jutro, bo w tej sytuacji ona i Wally funkcjonowali tak naturalnie, jak podczas oddychania. Jednak nic nie trwa wiecznie. Shercliffe w końcu przełamał tę cudowną ciszę i choć Finley nie mogła mu mieć tego za złe, to w głębi serca czuła, że to złudzenie sielanki, które na moment zakorzeniło się w jej sercu, bezpowrotnie odeszło. Nie dziwiła się jednak, że pytał – w końcu ona również chciała wiedzieć co u niego. - Robię to co umiem. Tłumaczę – odparła, choć można było odnaleźć w tym odrobinę kłamstwa. Louise robiła przepiękne zielniki, doskonale znała się na runach i historii magii, więc jej umiejętności nie kończyły się na tłumaczeniu. Oczywiście, znajomość tak wielu języków robiła wrażenie, szczególnie że Wally miał okazję wielokrotnie usłyszeć jej trudną do zrozumienia lekkość w porozumiewaniu się z obcokrajowcami i magicznymi istotami – Ale teraz jeszcze u Gringotta. Od tego roku jestem szefową mojego biura. Mówiła o wielkim sukcesie zawodowym z absolutnie nieadekwatną skromnością, którą ktoś, kto nie znał jej dobrze, mógłby uznać za sztuczną. Na całe szczęście, Sherliffe wiedział o niej aż nazbyt wiele, z pełną świadomością tego, że sukcesy zawodowe nie były dla niej szczególnie ważne. Problem w tym, że gdy straciła wszystko, co istotne, łącznie z takimi drobiazgami jak kolekcja czekoladowych żab, trudno było powiedzieć, czy cokolwiek było jeszcze dla niej ważne.
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Oboje byli już inni, mimo że on pozornie był taki sam. Na jej twarzy życie odcisnęło swoje piętno, mimo że nie odebrało jej urody, a jedynie ten błysk w oczach, ten promienny uśmiech, który wyrażał wiarę, że wszystko może się zdarzyć, że każdą bitwę można wygrać. Rozumiał, że Louise może nie chcieć otwierać przed nim serca ani pozwolić sobie na oczyszczający płacz. Przypuszczał, że od lat nie miała nikogo, przy kim mogłaby otwarcie wyrażać swoje emocje, tak jak robiła to przy nim, kiedy byli bardzo młodzi i w jakimś sensie niewinni. Wiele by dał, żeby przynieść jej ulgę, ale jedyne, co mógł zrobić, to tulić ją i dzielić ten ból, którego źródło leżało we wspólnej źle zagojonej ranie. I mimo że jemu czasem doskwierał ból, przypominając o urazie, jej rana ropiała, zakażając inne tkanki. Uśmiechnął się smutno, ale czule, kiedy otarła łzy z jego twarzy. Nie wstydził się ich, nie przy Louise, która doskonale wiedziała, jak głęboki jest ten smutek, jak dotkliwa strata. Ich wspólna strata, ich wspólne życie, którego nie było. Idąc z nią tak za rękę, Wally miał dziwne poczucie odrealnienia. Jak gdyby poruszał się we śnie, mając świadomość, że ten sen za chwilę dobiegnie końca, że to tylko ułuda, marzenie. Próbował trzymać się tego ulotnego wrażenia, milcząc i po prostu chłonąc jej obecność - tak różną od obecności innych kobiet, które musiały rozpychać się łokciami w jego życiu, próbując zrobić sobie w nim miejsce. Lou po prostu była jego częścią, nawet teraz, kiedy od dwunastu lat łączyły ich już tylko wspomnienia i ta metafizyka, która wydawała się naturalną i niezbywalną częścią ich samych. Być może ich dusze już zawsze będą połączone - po prostu z czasem tak więź przestanie wiązać się z poczuciem straty i tęsknotą za przyszłością, która została im odebrana. Już w momencie, kiedy otworzył usta, poczuł, że nie powinien był tego robić. Brutalnie przywrócił ich do rzeczywistości, przypomniał, że nie mają już dwudziestu lat i że nie należą już do siebie. Sam odczuł to jako niemiły wstrząs - coś jak uczucie, kiedy źle ocenimy wysokość stopnia i nasza stopa trafi w próżnię, sprawiając, że tracimy równowagę. Westchnął cicho, żałując, że sam zmusił ich do powrotu do smutnej teraźniejszości. - Umiesz znacznie więcej niż to, choć w tym jesteś doskonała - stwierdził z prostotą, patrząc na nią z czymś na kształt łagodnego wyrzutu. - Dobrze, że cię docenili. Pewnie powinienem ci pogratulować. Jestem z ciebie bardzo dumny, ale... wiem, że to nie daje ci szczęścia. A ja bardzo bym chciał, żebyś była szczęśliwa, Lou - powiedział z tą swoją rozbrajającą szczerością, zarezerwowaną tylko dla najbliższych, być może tylko dla Louise. - A twoje badania? - zaryzykował wreszcie, choć przypuszczał, że to kolejny bolesny temat, którego nie powinien był dotykać. Choć z drugiej strony może właśnie tego potrzebowali. Oczyszczenia, łez, słów, które ciążyły im na sercu od dawna.
To wszystko zdawało się nierealne, tak jakby wpadła do myśloodsiewni albo przedawkowała leki nasenne. W głowie Louise zderzały się ze sobą sprzeczności – z jednej strony trzymali się z Wallym za ręce i szli, jakby nie minął ani jeden dzień, zaś z drugiej: w jej głowie bębniła świadomość, że nic już nie jest i nie będzie tak samo jak kiedyś. On nie był jej, a ona nie była jego – niezależnie od tego jak wiele bólu, radości i wspomnień ich łączyło. Pytanie, czy Louise była gotowa, żeby się z tym zmierzyć? - Praca nie jest zła – powiedziała powściągliwie, choć w gruncie rzeczy całkiem szczerze, bo choć wymarzyła sobie inne życie, to nie mogła narzekać na nudę, czy brak spełnienia – Byłaby nawet świetna, gdyby wszystko inne się ułożyło. Wbrew pozorom Louise nie wymagała od życia wiele. Wciąż za masą traum i twarzą złamanej kobiety, kryła się osoba, która podchodziła do świata pozytywnie, ze swego rodzaju ufnością. Problemem było jednak to, że życie rozprawiło się z nią wyjątkowo brutalnie, odbierając jej resztki nadziei. I choć finalnie parła w przód, rozpaczliwie poszukując poprawy, to moment, w którym się spotkali, należał do wyjątkowo kryzysowych. - Szkoda gadać – podsumowała krótko temat swoich badań, bo materiały leżące na dnie szuflady raniły jej serce niczym najostrzejsze noże – Może kiedyś się uda. Nie chciała więcej mówić o tak przykrych i trudnych rzeczach, i nie chodziło nawet o jej własny ból, a potrzebę chronienia Wally’ego przed rozdzierającą prawdą. Może gdyby jednak się nie spotkali, byłoby lepiej? Wciąż mogliby żyć w ułudzie, że ich osobne życia jakoś się ułożyły. Tymczasem, doszli w końcu nad brzeg rzeki. W tym całym trudzie i boleści, szum wody okazał się dziwnie kojący. Louise praktycznie mimowolnie oparła głowę o ramię Wally’ego, oddychając ciężko. To nie był łatwy wieczór, nawet jeśli mogli odnaleźć w tym wszystkim swego rodzaju oczyszczenie.
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Mimo że jej obecność sprawiała mu radość, wydobywała też na powierzchnię ból, który starał się trzymać w ryzach, spychać na dno świadomości, z której jednak wyłaniał się niezmiennie, zwłaszcza we śnie. I kiedy tak trzymali się za ręce, zjednoczeni w dawnej miłości i dawnym bólu, Wally czuł tak wiele emocji, że nawet nie potrafił ich nazwać i od siebie oddzielić. Nie należeli już do siebie, nie teraz, mimo że wydawali się nierozerwalnie ze sobą związani. Z każdym krokiem czuł jednak coraz wyraźniej, że żal po stracie i tęsknota za wspólną przeszłością nie jest tym samym, co nadzieja na wspólną przyszłość. Nie mogła o tym wiedzieć, ale cierpiał teraz podwójnie, rozdarty między wspomnieniami ich miłości, a beznadzieją swojego zakochania w Bridget, która wyjechała z innym i pewnie spędzała tę noc na rozrywkach równie przyjemnych, co bezmyślnych, tonąc w namiętnym uścisku tajemniczego kochanka. On za to rozdrapywał stare rany, spacerując po nocnym Dublinie z utraconą miłością swojego życia, ze smutkiem konstatując, że ich rozstanie nie przyniosło ulgi żadnemu z nich, a tylko bardziej dojmującą samotność. Pokręcił gwałtownie głową, z jakąś dziwną desperacją, kiedy tak zbyła temat swoich badań. - Nie. Nie szkoda gadać. Słuchaj, od lat... od lat przeglądam twoje czasopisma branżowe, szukając twojego nazwiska i publikacji. O tym, że nie znalazłem pierwszego, wiesz lepiej niż ja. Ale nigdy nie znalazłem niczego choćby zahaczającego o twoje badania. To jest wielka, ziejąca luka badawcza, którą powinnaś wypełnić, Lou. I ja ci w tym pomogę - powiedział, patrząc na nią lśniącymi oczami, nagle przypominając tego dawnego, dwudziestopięcioletniego Wally'ego pełnego pasji i głodu wiedzy, oddanego wyłącznie nauce i samej Louise. - Zrobimy to razem. Mam odpowiednie kontakty, które wszystko usprawnią, ale ty masz ogromną wiedzę i fascynujące materiały, które powinny ujrzeć światło dzienne. Poza tym... może to pomoże zamknąć tamten rozdział. Tak naprawdę. Ja też nie wydałem badań z tamtego okresu, a może powinienem był - dodał ochrypłym głosem, patrząc na nią intensywnie i nieco mocniej ściskając jej dłoń. Westchnął cicho, kiedy oparła głowę na jego ramieniu i objął ją w pasie tak naturalnym gestem, że nikt by nie uwierzył, że nie widzieli się od dwunastu lat. Że ich miłość należy do przeszłości i że rozdzieliła ich wielka tragedia, której jako młodzi ludzie po prostu nie udźwignęli. Wsparł policzek na jej głowie, czując znajomy zapach i miękkość blond loków, którymi kiedyś tak bardzo lubił się bawić. Sam nie wiedział dlaczego, ale po jego policzkach znów zaczęły płynąć łzy. Zanim zdążył je powstrzymać, kilka kapnęło na skórę Louise. Odchrząknął cicho i wolną dłonią otarł oczy. - Przepraszam. Ostatnio... szczególnie ostatnio dużo o tym myślałem. O nim. O niej. Merlinie, nawet tego nie wiemy... - wyszeptał chaotycznie, nie mogąc się pohamować, bo wrażliwość, z którą zmagał się od powrotu z Inverness znów wzięła górę. Jednak nawet bez ingerencji wróżek trudno było się dziwić jego wzruszeniu i smutkowi, który dzielił tylko z nią. Do którego nigdy nikomu się nie przyznał, pozostając pogodnym, wolnym duchem, który pozornie skupiał się tylko na sobie i swoich badaniach. Doskonale stwarzał pozory.
Temat jej pracy naukowej bardzo ją przygniótł. Wsłuchiwała się w jego propozycje z uwagę, jednak z jej oczu spozierała pewne zagubienie, czy wręcz nieobecność. To nie tak, że nie chciała, by jej badania ujrzały światło dzienne, po prostu to wszystko było tak cholernie, dojmująco przytłaczające. No i należące do dawnego życia, które już zostawiła za plecami. - Jestem bardzo wdzięczna za twoje chęci – odparła, po chwili ciszy, która w przeciwieństwie do poprzednich momentów milczenia nie była już tak naturalna, a raczej przytłaczająca i będąca świadectwem targających nią rozterek – Ale to nie jest temat na dzisiaj. Mam zbyt wiele myśli w głowie. Być może spodziewał się jej entuzjazmu, ale po tym spotkaniu była zbyt emocjonalnie wyprana, by podejmować jakiekolwiek decyzje, nie mówiąc już o decyzjach wymagających racjonalnego myślenia. Odwykła też od korzystania z czyjejkolwiek pomocy, więc to co chciał jej dać, bardziej ją przestraszyło niż ucieszyło. Poza tym „zamknięcie rozdziału”, które w oczach Wally’ego zapewne miało przynieść ulgę, jej wcale nie kojarzyło się jednoznacznie pozytywnie. Skoro jednak oboje znów osiedli w Anglii, choćby na moment, to wszystko wskazywało, że ich sowy mogły się bez problemu odnaleźć. Dziś mieli jednak istotniejsze, a przez to trudniejsze myśli i sprawy, które trzeba było z siebie wyrzucić, wspólnie przetworzyć, a może zamknąć za drzwiami historii? Żadna bliskość, rozmowa, ani gesty wsparcia nie były w stanie przygotować Finley na rozmowę o ich straconym dziecku, którego szczątki spoczywały w dalekiej Rosji. A jednak nie rozpłakała się ponownie, zamiast tego przeżywając swoje boleści w środku, tak jak przez ostatnie kilkanaście lat. Jej dłonie powędrowały za to ku twarzy Wally’ego, by zetrzeć z niej łzy i dodać otuchy. Tylko tyle była w stanie mu dać, bo w gruncie rzeczy sama miała jeszcze mniej. - Byłoby już w Hogwarcie... – szepnęła tylko, starając się nie dopuścić do tego, by jej myśli opanował obłęd i totalna rozpacz. Być może, gdyby któreś jej dziecko przeżyło, rozpacz zelżała by choć odrobinę, ustępując miejsca łagodniejszemu żalowi. Jej serce było jednak cmentarzyskiem, małych, bezimiennych mogiłek, z tą jedną w miejscu honorowym.
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Nie chciał jej zranić, nie chciał poruszać bolesnych tematów, ale w pewnym sensie oni sami byli dla siebie wzajemnie bolesnymi tematami, a to spotkanie nie miało w sobie nic z tej słodkiej nostalgii, z jaką rozmawia się ze swoją pierwszą, nastoletnią miłością. Te emocje go przerastały, mimo że próbował wziąć się w garść i być tak taktowny i delikatny, jak wymagała tego sytuacja. Nie potrafił, bo oto w tak przykrym momencie jego życia napotkał Louise, z którą dzielił najlepsze dni swojego życia - a potem również te najgorsze, które złamały ich samych i ich miłość. Chciał coś naprawić, załatać, uleczyć, ale mimo upływu lat nadal nie umiał i w tej chwili miotał się rozpaczliwie, nie mogąc zaakceptować własnej niemocy. Jej milczenie otrzeźwiło go i uzmysłowiło mu, jak brutalnie wpakował się z butami w jej życie i jej cierpienie - bo mimo że doświadczyli tej tragedii wspólnie, każde z nich przeżyło ją inaczej i w inny sposób próbowało sobie z nią poradzić. To, co dla niego było traumatycznym wspomnieniem, dla niej stało się powracającym koszmarem, który odbierał jej to, czego pragnęła w życiu najbardziej - możliwość zostania mamą. - Przepraszam, Lou. Nie chciałem na ciebie naciskać. Ja... cóż. Gdybyś zmieniła zdanie, po prostu daj znać. Przepraszam - powtórzył, trochę zakłopotany własnym wybuchem i brakiem delikatności. Kłębiło się w nim tyle emocji i myśli, że nie potrafił nad wszystkim zapanować, a jego spontaniczna natura brała górę nad rozsądkiem. Wiedział, że nie powinien wspominać o dziecku, o tym, co stało się nad Bajkałem. Do tej pory rozmawiali o nim w kontekście wpływu na ich późniejsze życie i wybory, na konsekwencje, z którymi musieli się zmierzyć. Teraz jednak wzruszenie i żal wzięły górę i Wally nie potrafił już powstrzymać słów, które cisnęły mu się na usta. Tylko z nią mógł się podzielić tym bólem, tymi pytaniami i wątpliwościami, które dręczyły go od dwunastu lat. Przelotnie ucałował jej dłoń, dziękując za tę czułość, z jaką ocierała łzy z jego twarzy, choć przecież to on powinien być dla niej oparciem. Jednak przy Louise nie musiał i nie chciał grać kogoś, kim nie był. Nie w tej chwili, kiedy pierwszy raz od dwunastu lat mógł wyrazić swój ból. Odetchnął głęboko, z trudem powstrzymując się od płaczu, i objął ją mocniej w pasie. - Tak... a my stalibyśmy tu, zastanawiając się, po kim jest takim buntownikiem, i zmagając się z syndromem opuszczonego gniazda - powiedział cicho i uśmiechnął się ze smutkiem. - Nigdy nie byłem tak szczęśliwy jak wtedy, kiedy byliśmy razem... Kiedy mieliśmy tyle nadziei... - milczał przez chwilę, po czym odezwał się cicho, powoli, jakby słowa z trudem wydobywały się z jego ust: - Lou... ja... powiedz mi proszę... czy gdybym zabrał cię wcześniej do szpitala... nie doszłoby do tego? Gdybym lepiej o ciebie zadbał, zabrał cię do uzdrowiciela, jak tylko mi powiedziałaś o ciąży... czy byłoby inaczej? - wyszeptał chaotycznie, ze ściśniętym gardłem. Nie powinien o to pytać, ale skoro już otworzył tę ranę, chciał znać odpowiedź, bo zadręczał się tymi wątpliwościami od dwunastu lat, w głębi duszy przekonany, że to wszystko było jego winą. Że zawiódł ją, ich nienarodzone dziecko i samego siebie.
- Nie przepraszaj – powiedziała po chwili milczenia, ściskając jego dłoń w sposób dający do zrozumienia, że wszystko w porządku i że nie ma do niego pretensji – Po prostu dzisiaj to nie jest dobry moment. Ale odezwę się. W gruncie rzeczy naprawdę chciała ruszyć pracę nad książką, ale ostatnio życie ją przytłaczało, a ten wieczór mimo całego ładunku oczyszczającego, niósł ze sobą ciężar, który trudno było udźwignąć. Przynajmniej teraz, gdy ich myśli i słowa zboczyły ku wielokrotnie ważniejszej tematyce. Mogli wmawiać sobie, że nie powinni rozmawiać o dziecku, pod pretekstem oszczędzenia sobie bólu i cierpienia, prawda jednak wyglądała zgoła inaczej: ten temat i ten ból noszony w ich sercach przez dwanaście lat, musiał w końcu odnaleźć swoje ujście. Nawet jeśli ból nie zelżał, to udawanie, że to się nie stało było nie tylko kłamstwem, co ponad wszystko obrazą pamięci ich miłości i nienarodzonego dziecka. - Płacz, płacz – powiedziała, bez problemu odczytując, że próbuje dusić to w sobie. Brak łez nie eliminował problemu, a skoro trwali w tym bólu razem, to nie było lepszego momentu, by wyrzucić z siebie to, co najgorsze i najtrudniejsze. I choć źle czuła się z tym, że musieli o tym rozmawiać, to jednak wiedziała, że lepszego momentu nie będzie. Nie czuła jednak przy tym, że to on powinien ją pocieszyć, bo mimo dwunastu trudnych lat, które przeżyła, nie czuła, by mogła odmawiać Shercliffe’owi prawa do cierpienia. To była ich wspólna, dojmująca gehenna. Louise wysłuchała słów Wally’ego o dziecku, kiwając tylko potwierdzająco głową, bo gruncie rzeczy napływające do oczu łzy i rosnąca w jej gardle gula uniemożliwiały bardziej skomplikowane wypowiedzi. Gdy jednak wspomniał o ich szczęściu, ponownie zapłakała, ze świadomością, że nigdy później nie była już naprawdę szczęśliwa. Skryła się ponownie w jego ramionach, choć nawet one i otaczający ich szumu wody, nie były w stanie złagodzić tego, co teraz czuła. Szczególnie, że czekał na nich kolejny, niemal również rozdzierający wątek. - Och Wally – szepnęła, odsuwając się lekko, tak by móc objąć jego twarz w dłonie i z całą swoją czułością próbować złagodzić jego ból – Dbałeś o mnie najlepiej jak umiałeś. A ja miałam wolną wolę i nie musiałam tłuc się z tobą na Bajkał. Ale chciałam i przeżyliśmy tak masę chwil, których nie oddałabym za żadne skarby… To nie jest twoja wina. Ona widziała winę głównie w sobie, szczególnie że jej kolejne ciąże kończyły się tak samo. Tak naprawdę trudno było jednak określić przyczyny – być może wynikało to ze stresu, presji, genów jej męża, a może było konsekwencją zdarzeń nad Bajkałem? Uzdrowiciele nie znali odpowiedzi, więc Louise tym bardziej, choć w jej głowie najłatwiej było wziąć wszystko na siebie. Teraz jednak była głosem wsparcia i rozsądku, całą swoją wrodzoną dobrocią i serdecznością otaczając najdroższego sobie człowieka.
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Wiele osób pewnie odebrałoby Wally'emu prawo do opłakiwania ich utraconego dziecka, ponieważ był mężczyzną. To Louise doświadczyła fizycznej straty, fizycznego cierpienia i to jej ciało stało się potencjalnie niezdolne do macierzyństwa, choć nadal nie było pewne, czy dzień nad Bajkałem był tego przyczyną, czy po prostu pierwszą odsłoną problemu, z którym miała borykać się przez następne lata. A mimo to Wally cierpiał i nawet jeśli tamten dzień nie dotknął jego ciała, to boleśnie poranił jego serce i duszę, sprawiając, że nigdy nie zdołał o tym zapomnieć. Zakrwawiona i zapłakana Louise stała się jego boginem, a scena, jaka rozegrała się nad Bajkałem, powracała do niego regularnie w koszmarach, nie pozwalając nigdzie zagrzać miejsca ani związać się z kimś na stałe. Myślał o Louise i o ich dziecku częściej, niż chciałby się do tego przyznać i mimo że jego życie było pełne wrażeń, bogate i w pewnym sensie dokładnie takie, jakim je sobie wymarzył jako nastolatek, to w głębi duszy czuł pustkę, nie mając nikogo, z kim mógłby je dzielić. Był wdzięczny Louise za tę chwilę. Za to, jak czule ocierała jego łzy, jak pozwalała mu płakać, jak przyznawała mu prawo do cierpienia, mimo że jej własne było nieporównanie większe... a może po prostu inne? Wally nienawidził bezradności, zawsze brał życie za rogi, walczył o to, co było dla niego ważne, ale w tamtej chwili, gdy patrzył na bladą, zapłakaną Louise i na krew, której nie potrafili zatamować, czuł, że jest nikim i że nie ma żadnej mocy sprawczej, skoro nie potrafi uratować ukochanej kobiety i ich dziecka. Jego udręka była innego rodzaju, ale oboje cierpieli - on, nie mogąc znieść jej cierpienia i własnej niemocy, zadręczając się pytaniami o własną winę, o to, że nie otoczył jej wystarczającą opieką, że zaniedbał, zbagatelizował... Płakał teraz cicho, ale otwarcie, tuląc ją do siebie mocno i po raz pierwszy od dwunastu lat mogąc otworzyć serce i przeżyć to, co tak bardzo wykrzywiło ich życie. Wtulił twarz w jej miękkie, pachnące loki, mając wrażenie, że pęknie mu serce. Spojrzał jej posłusznie w oczy, kiedy ujęła jego twarz w dłonie. Nie próbował już ukryć łez, bo jeśli czegoś się nauczył przez te lata, to prostej mądrości, że to, co ważne i utracone zasługuje na łzy. Że nietaktem jest nie opłakać osób i uczuć, które na to zasługują. - Myślałem... wiesz, że to wszystko będzie takie romantyczne. Ty byłaś silna i zdrowa, oboje byliśmy młodzi i szczęśliwi... co mogło pójść nie tak? Byłem taki głupi, Lou... Taki głupi... - wyszeptał z żalem i przymknął na sekundę oczy, a jego policzkach znów popłynęły łzy. - Tak... było tak cudownie. Byłem wtedy najszczęśliwszy na świecie. Gdybym mógł cofnąć czas, zapewniłbym ci najlepszą opiekę... a gdyby i tak się to zdarzyło, to trwałbym przy tobie, nawet jeśli łamało to nam obojgu serce... Zrobiłbym dla ciebie wszystko... i... i wtedy myślałem, że najlepiej będzie się rozstać, zapomnieć, dać sobie szansę na nowy początek... Ale przecież to nie było możliwe - mówił chaotycznie, nie mogąc się zatrzymać, oddychając ciężko. Wreszcie zatrzymał się, wziął głęboki wdech. - Chcę tylko, żebyś wiedziała, że nie jesteś z tym bólem sama. Nigdy nie byłaś. Zawsze nieśliśmy go razem, nawet jeśli osobno - dodał wreszcie z powagą, patrząc jej głęboko w oczy i obejmując mocno. - I mimo że... że nasze drogi się rozeszły, to wiedz proszę, że zawsze możesz na mnie liczyć. Tym razem naprawdę. I tak, jak będziesz tego potrzebowała. Nigdy nie będziemy sobie obcy... ale tego chyba dowiodło dzisiejsze spotkanie - szepnął i delikatnie odgarnął z jej twarzy niesforny złoty lok. I wreszcie uśmiechnął się do niej - z ogromnym smutkiem, ale też z ogromną czułością.
Tamto zdarzenie na zawsze ukształtowało Louise, tak ja w przypadku jej dawnego partnera – objawiając się w jej koszmarach, a także w formie bogina. Cierpiała w związku z tym niemiłosiernie, nie czuła jednak nigdy, by mogła odbierać prawo do cierpienia byłemu partnerowi. Przed laty, ich dusze, zmysły i cele były tak związane, że cierpienie musiało stać się wspólnym udziałem tych obojga. I wszystko wskazywało na to, że ten ciężar nie zamierzał ich opuścić. I choć serce jej pękało, a dusza była rozdzierana na miliony kawałków, nie potrafiła skupić się wyłącznie na swoim bólu. Nigdy nie była egoistką, zawsze darzyła innych ludzi i świat większą miłością niż samą siebie, dlatego jej dłonie, ramiona i włosy koiły ból Wally’ego, opiekując się jego emocjami z taką czułością, na jaką mało kto byłby w stanie się zdobyć w tak przytłaczającej sytuacji. Lou jednak potrafiła, nawet kosztem samej siebie. - Oboje byliśmy głupi… ale pięknie głupi. Szkoda tylko, że tak krótko – wydusiła, również przymykając oczy, bo czuła za dużo, a łzy nie płynęły już kropelkami, a ciurkiem. Nie mogła jednak odpowiedzieć na kolejne słowa, bo świadomość tego, że nie było już powrotu do przeszłości była zbyt przytłaczająca, by Louise mogła zwerbalizować kształtujące się w jej głowie myśli i wrażenia, nie do końca ze sobą spójne, za to bardzo trudne. Być może to pożegnanie ich dawnej miłości było konieczne, by zakończyć tamten etap i pójść dalej, a także odnaleźć bliskość w innej, pozbawionej romantyzmu formie. A jednak, gdy mówił o nich w czasie przeszłym to bezmiar smutku stawał się jeszcze bardziej przytłaczający, nawet jeśli ich osobno było faktem od dwunastu lat. I choć zdawał się otwarty na to, by znów byli blisko, nawet jako przyjaciele, to Louise potrzebowała jeszcze trochę czasu, żeby sobie to poukładać, bo w gruncie rzeczy życie nie dało jej dotąd szansy, by ruszyć do przodu. - Ty też możesz zawsze na mnie liczyć – odparła, być może ciut powściągliwie, bo na nic więcej nie było ją teraz stać, lecz była przekonana, że każdy jej czuły i kojący gest wobec niego wyrażał więcej niż tysiąc słów – I zawsze gdzieś w głębi mnie będzie okruch twojej Louise. Mogłaby mówić wiele, tak jak on wyrzucić z siebie masę słów obudowanych silnymi emocjami. Słowa Wally’ego, spojrzenie jego oczu i dotyk były równocześnie kojące w swoim wsparciu, ale i bolesne w ładunku emocjonalnym, które niosły za sobą ich stracone lata.
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Nikt nigdy nie okazał mu tyle miłości, ile Louise. Była dobra do szpiku kości, pełna czułości dla świata i otwarcie wyrażała swoją niezgodę na zło. Pewnie dlatego tak bardzo ją kochał i dlatego nie potrafił tak po prostu ułożyć sobie życia z inną kobietą. Po tak wielkiej miłości każda inna wydawała się tylko marną imitacją, która nie potrafiła dać mu szczęścia. Potrzebował jej teraz - być może potrzebował jej zawsze, ale w tej chwili, kiedy nareszcie mogli przyznać się do swojego cierpienia, przeżyć je we dwoje, jej dotyk i zapach były jak kotwica, która nie pozwalała, żeby porwała go fala emocji. Roześmiał się przez łzy, gładząc czule jej plecy. - Tak... pięknie głupi. I stanowczo za krótko... - wyszeptał, kołysząc ją w ramionach. W jakimś sensie nigdy nie pogodzili się ze swoim rozstaniem - nosili tę miłość w sobie, będąc z innymi ludźmi, dotykając, całując i kochając inne ciała. A jednak w głębi serca zawsze byli razem, mimo że oboje podjęli świadomą decyzję o rozstaniu. Przeżyli ze sobą najlepsze i najgorsze chwile, co stworzyło między nimi niemożliwą do zerwania więź, której jednak musieli nadać nowe znaczenie. Nie było powrotu i nie chodziło nawet o fakt, że serce Wally'ego było oczarowane aksamitnym spojrzeniem Bridget ani o to, że Louise była w trakcie paskudnego rozwodu. Doświadczyli razem zbyt wiele i mimo że się kochali, to Bajkał kładłby się cieniem na ich relacji do końca życia. Podskórnie czuł, że nie zniósłby kolejnej utraty dziecka, że fakt, że dzielili traumę, nadal mógł czynić ich najbliższymi ludźmi na świecie, ale nie pozwoliłby im na prowadzenie normalnego, codziennego życia. Zresztą Louise pragnęła domu i stabilizacji, a on zawsze był w drodze, na tropie nowej przygody, kolejnego tajemniczego stworzenia. Czy mógł jej robić nadzieję, skoro jego serce nie było zupełnie wolne, a jego życie równie chaotyczne jak wtedy, kiedy miał dwadzieścia lat? Czy chcieliby siebie takimi, jakimi byli teraz, tej nocy, stojąc nad Liffey w sercu Dublina? Czy tylko tęsknili do szczęścia, którego doświadczyli razem kilkanaście lat temu, a którego stali się dla siebie wzajemnie symbolem? W głębi duszy wiedział, że oboje są pod wieloma względami tacy sami i że ta miłość nadal w nich była. Że gdyby świadomie podjęli decyzję, że chcą dać sobie drugą szansę, być może zdołaliby coś zbudować. Ale nie był pewien, czy ta miłość nie byłaby tylko rozdrapywaniem starych ran i wspólnym cierpieniem w imię uczucia, które mimo swojego piękna i głębi, od tamtego dnia nad Bajkałem miało w sobie też mrok. Konieczność mówienia o ich miłości w czasie przeszłym rozdzierała mu serce, a jednak czuł, że te słowa muszą wybrzmieć. Że niczym przeciwzaklęcie muszą ich uwolnić i pozwolić na rozpoczęcie nowego etapu w życiu - i mimo że miał nadzieję, że nie staną się sobie obcy i nie znikną sobie z oczu, rozumiał, że do tamtych szczęśliwych czasów nie ma już powrotu. Nawet gdyby z jej ust nie padło ani jedno słowo, Wally doskonale zrozumiałby jej intencje, czytając z jej dotyku, bliskości, bicia serca. Nadal byli bratnimi duszami, nadal rozumieli się lepiej niż ktokolwiek na świecie, ale to nie zawsze jest gwarantem szczęścia i happy endu. Uśmiechnął się do niej i skinął głową. Jego oczy wyrażały smutek, ale i smutną akceptację, a nade wszystko wielką i czystą miłość, w której jednak nie było już nic romantycznego. - A we mnie okruch twojego Wally'ego. Dziękuję, że nauczyłaś mnie kochać, Lou... - wyszeptał, po czym delikatnie, z wielką czułością złożył na jej czole pocałunek.
W głowie Louise kłębiło się wiele myśli, wynikających nie tylko z emocjonalności tej chwili, ale ponad wszystko z ciężaru, który narastał w jej głowie od dwunastu lat, ani na moment nie dając jej wolności oddechu. Pewnie, gdyby w tym momencie Wally powiedział jej, że chce spróbować jeszcze raz, to bez cienia wahania i strachu o konsekwencje poszłaby w to. Byłaby gotowa cierpieć, ryzykować i nawet się zawieść. Może w takim układzie dobrze, że granica została postawiona? Wspomnienie ich miłości, tak idealnej i nieskalanej gniewem miało być swoistym pomnikiem, niezniszczonym przez nieudane próby odbudowania relacji, ale i szansą na zabliźnienie rany, która, choć wciąż bolesna, miała szansę przestać krwawić. Przez ostatnie dwanaście lat, mimo rozstania, brakowało w tym wszystkim ostatecznego rozliczenia, linii mety i twardego, nierozmytego końca. Może więc dobrze, że w końcu nadszedł? - I vice versa – szepnęła tylko, bo na nic innego nie wystarczyło jej siły. Mimo iż w tak doniosłej chwili bardzo tego nie chciała, to czuła, że znów zamyka się w sobie – ten mechanizm pomagał jej funkcjonować podczas małżeństwa z Harrisonem i najwyraźniej zakorzenił się w jej życiu na stałe. Przymknęła oczy, pozwalając swoim łzom spływać, gdy Wally złożył na jej czole pocałunek. Choć wiedziała, że musi pójść dalej, to niosła na swoich plecach zdecydowanie zbyt dużo, by podejść do tego na luzie. - Wally… - powiedziała cicho, odsuwając się od niego. Wiedziała, że skoro on wyznaczył jedną z granic, to na jej barkach leży kolejna. Tak trudno było się rozejść, a jednak ciężar tej nocy był zbyt duży, by dalej tu tkwić i opóźniać nieuniknione – Muszę już iść. Zacisnęła jeszcze raz dłonie na najdroższych ramionach, chcąc mu ofiarować najpotężniejszy i najcieplejszy z uścisków, a następnie złożyła na jego policzku pocałunek. - Żegnaj – powiedziała, z trudem odsuwając się od niego. To słowo brzmiało z jej pespektywy wybitnie przygnębiająco. Nie byli w końcu na niczyim pogrzebie i wszystko wskazywało, że ich drogi miały się jeszcze przeciąć, nawet jeśli w zupełnie innym charakterze – Do zobaczenia. Zlustrowała go jeszcze spojrzeniem, które być może dla innej osoby nie znaczyło by nic, lecz w obliczu spotkania dwóch bratnich dusz było jasnym i bardzo pojemnym sygnałem. Kąciki jej ust uniosły się lekko i czule, a ona sama obróciła się, by ruszyć w swoją stronę. Choć oczy zaszły łzami i tak bardzo kusiło, nie obejrzała się za siebie. +