C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Stolica i największe miasto Irlandii, położone w prowincji Leinester, na wybrzeżu nad Morzem Irlandzkim, u ujścia rzeki Liffey do Zatoki Dublińskiej. Znaki rozpoznawcze? Deszcz i kufel guinnessa. Poza tym warto odwiedzić to miejsce przede wszystkim podczas obchodów Dnia Świętego Patryka, kiedy na prowincjonalnych ulicach wybrzmiewa tradycyjna folkowa muzyka, a wokoło można spotkać przebierańców i miłośników zielonego piwa.
Święty Patryk:
Dzień Świętego Patryka
Smoki smokami, ale jedno było pewne - nie da rady powstrzymać Irlandczyków od celebrowania Dnia Świętego Patryka. W Dublinie już od dawna przygotowywany był festyn, sponsorowany przez całą masę irlandzkich (i nie tylko!) magicznych firm. Świętowanie rozlało się po całym mieście zielonymi stoiskami, w dodatku Dublin na ten jeden dzień został otoczony potężną i wymagającą magiczną barierą, mającą chronić przed magicznymi stworzeniami i alarmować o ich ewentualnym zbliżeniu się. Zaproszeni są wszyscy bez wyjątku, a jednak w celu opłacenia kosztów postawionej bariery oraz wsparcia Ministerstwa Magii i prywatnych leprekonusowych ochroniarzy - wstęp wymaga drobnej opłaty pieniężnej! Choć w centrum Dublina celebracje są głównie mugolskie, to na obrzeżach znajduje się magiczna dzielnica, w której szaleją czarodzieje! To też tutaj na bramkach stoją ochroniarze, którzy przyjmują należną opłatę - dla pełnoletnich (ukończone 17 lat) jest to 10 galeonów, zaś niepełnoletni muszą zapłacić 30 galeonów. Impreza przeznaczona jest głównie dla dorosłych, więc młodsi uczestnicy muszą brać pod uwagę czujnie pilnujące ich spojrzenia uważnych leprokonusów... i może unikać nauczycieli? Jest zielono, złoto, piwnie i wesoło. Wszędzie gra huczna muzyka, wszyscy biegają i tańczą z szerokimi uśmiechami na ustach, a o smoczych problemach nikt nie ma ochoty rozmawiać. To czas na odetchnięcie, wsparcie lokalnych biznesów i zabawienie się tak, by przez cały rok wspominać!
Magiczne piwa
Cóż, piwa jest tutaj pod dostatkiem! Gdzie nie spojrzeć tam przelewające się złotem fontanny, ogromne beczki z kranami czy bardzo eleganckie wieżyczki z kufli. Niektóre piwa są jasne, inne ciemne, a jeszcze inne po prostu zielone! Stoisk jest mnóstwo, każdy ze sprzedawców woła i zachęca, a także oczywiście daje minikufle na spróbowanie, może tylko trochę oczekując za to jakiegoś napiwku. Wszystkie piwa mają swoje bezalkoholowe odpowiedniki, jednak te nie znajdują się na wierzchu. Musisz zapytać, ale wtedy liczysz się z mało przychylnymi spojrzeniami... i pewną dozą losowości! Jeśli chcesz bezalkoholowe piwo, musisz rzucić kostką na to, które ci się trafiło.
Wszystkie efekty magicznych piw trwają minimum 2 posty, ale jeśli ktoś ma taką ochotę - mogą trwać i przez cały festyn! Można sobie wybrać piwo, bądź wylosować je rzutem k6 (wyjątkiem są osoby pijące bezalkoholowe wersje, które muszą losować!).
1 - Guinessitaserum - Ciemne piwsko, które w smaku odpowiada absolutnie każdemu! Wydusza z ciebie prawdę, ale w jakiej postaci? Jeśli nie posiadasz żadnej genetyki, efekt tego piwa sprawia, że nie możesz kłamać i dzielisz się z przynajmniej jedną osobą swoim veritaserum. Jeśli posiadasz genetykę, efekt kłamstw i veritaserum jest opcjonalny, ale za to twoja genetyka musi się ujawnić! Sprawdź co to oznacza:
Efekty genetyk:
Jeśli posiadasz dwie genetyki, możesz wybrać efekt dowolnej z nich lub zastosować się do obu efektów (dopasowując je tak, by miały sens)!
Animagia - Przemieniasz się w swoją zwierzęcą postać, przy czym nie działa to dokładnie tak, jak powinno, bo… mówisz dalej ludzkim głosem! Hipnoza - Wszystko, co powiesz, staje się rozkazem… albo i nie? Rozsiewasz hipnozę dookoła, jednak każda twoja ofiara zmuszona jest do robienia dokładnego przeciwieństwa tego, co sobie życzysz! Jasnowidzenie - Nie tylko przeczuwasz absolutnie wszystko, ale dodatkowo na twoim czole pojawia się prawdziwe trzecie oko. W swoich wizjach widzisz nie tylko przyszłość, ale i przeszłość! Legilimencja - Automatycznie zaczynasz słyszeć myśli wszystkich dookoła, więc może być nieco głośno… Oklumencja - Masz wrażenie, że obserwujesz wszystko zza grubej szyby. Jesteś nieco otumaniony, ale za to wszyscy czują się przy tobie doskonal, bo rozsiewasz dookoła aurę niezmąconego spokoju. Magia bezróżdżkowa - Twoja moc się zwiększa, ale niekontrolowanie. Każdy gest wyzwala jakieś przypadkowe zaklęcie z kategorii wczesnoszkolnych lub prostych - twoje dłonie randomowo rozpalają się Lumosem, twoje włosy zmieniają kolor przy każdym podmuchu wiatru, a każdy twój krok pozostawia po sobie skupiska kwiatów. Uważaj, żeby przypadkiem czegoś nie podpalić… Metamorfomagia - Zmieniasz swój wygląd tak, by robić za sobowtóra każdej osoby, z którą akurat rozmawiasz - a jeśli siedzisz cicho, to transmutujesz się automatycznie w każdego, na kogo spojrzysz… Potomek wili - Nie panujesz do końca nad swoim urokiem, więc przyciągasz uwagę absolutnie każdego… ale czy na pewno chodzi o piękno? Twoje rysy twarzy wyostrzają się znacząco, oczy ciemnieją, paznokcie zmieniają się w pazury - przypominasz nieco harpię, na szczęście nie jest to wywołane furią! Wężoustość - Tracisz zdolność ludzkiej mowy, mówisz tylko w języku węży. Bardzo ciężko cię zrozumieć, a w dodatku za tobą snuje się wianuszek posykujących radośnie węży. Jeśli ktoś za bardzo się do ciebie zbliży, to mogą gryźć po kostkach! Wilkołak - Przemieniasz się w swoją wilczą postać! Jest to proces niezbyt przyjemny, ale mniej bolesny niż zazwyczaj - co więcej, zachowujesz pełnię ludzkiej świadomości i nie możesz nikogo zarazić. Wyglądasz zatem jak przerośnięte wilczysko, a po przemianie z powrotem… cóż, lepiej skombinuj sobie nowe ubrania?
2 - Whisky ale - Bardzo bogata w smaku mieszkania whisky i piwa. Trunek ten jest wyjątkowo mocny - powoduje splątanie języka, przez co ciężko się wysłowić... a poza tym zachęca do tańca i poprawia humor! Co ciekawe, podczas tańca po 'whisky ale' można zaobserwować niesamowitą lekkość ruchów, która powoduje nawet lewitowanie do kilku metrów nad ziemią!
3 - Leprechaudrink - Piwo o zielonym kolorze - smakuje nieco trawą, a krążą wokół niego plotki, że sekretnym składnikiem jest czterolistna koniczyna. Po wypiciu tego piwa każdy czuje się największym szczęściarzem i zdobywa opcję bonusowego przerzutu jednej kostki w każdej z dostępnych na festynie atrakcji.
4 - Złoto pijaków - Po wypiciu tego piwa każdy zdobywa moc złotego dotyku - wszystko, czego się dotknie, pokrywa się złotym kolorem. Nie ma to żadnej wartości i nie można w ten sposób zmienić faktury, bowiem jest to tylko barwa; wygląda jednak niesamowicie połyskująco i tylko trochę tandetnie!
5 - Syrenie ale - Ma zielonkawy, nawet nieco morski odcień i bardzo gęstą białą pianę. Co ciekawe, nie posiada kompletnie żadnego smaku, więc można je wypić z jeszcze większą łatwością, niż wodę! Po wypiciu w randomowych miejscach na ciele pojawiają się zielone i złote łuski, ale główny efekt 'syreniego ale' to wzrost pragnienia. Nie ma możliwości poprzestać na tym drinku - po jego wypiciu trzeba jak najszybciej znaleźć kolejne piwo, w przeciwnym wypadku podobno można całkiem uschnąć!
6 - Miodownik szczęściarzy - Piwo z domieszką miodu, dzięki czemu w smaku jest słodkie i rozgrzewające - przypomina nieco kremowe piwo, ale zdecydowanie nie brakuje w nim procentów! Każdy, kto je wypije, odczuwa przyjemne ciepło i ma ochotę pozbyć się kilku (albo wszystkich) warstw ubrań, a poza tym chętnie wszystkich komplementuje i lgnie do kontaktu cielesnego bardziej, niż kiedykolwiek.
Garnek złota
Prawdziwym gwoździem patrykowego programu okazuje się być zabawa zaczerpnięta chyba z Nocy Duchów! Pośrodku placu porozstawiane są wielkie kotły, z których można łowić skarby - oczywiście, należy to robić ustami! Słynna zabawa łowienia jabłek z wody została przerobiona tak, by łowić złote monety z... cóż, a jakżeby inaczej, piwa! Warto zwrócić uwagę na to, że wszystkie monety można zachować dla siebie, ale niestety niektóre nie są prawdziwe...
Zabawa polega na tym, by rzucić k6 i sprawdzić ile monet (1-6) udało się wyłowić - następnie na każdą z nich należy wykonać dorzut Literki, by zobaczyć jaki jest efekt. Złoto można łowić maksymalnie dwa razy na postać, ponieważ za trzecim razem monety zaczynają znikać, a piwo mocno uderza do głowy...
Literki:
A - Niestety, jest to złoto leprokonusów - ledwo je wyławiasz, a już znika! B - Trafiła ci się prawdziwa moneta, w dodatku jest to równowartość 50 galeonów! Uwaga! Pełna nagroda za tę kostkę jest do zdobycia tylko raz na osobę; każde kolejne wyrzucenie tej literki równa się tylko 10 galeonom. C - Moneta zaczyna się dziwnie rozpływać, jakby szukała swojej nowej formy... Po chwili okazuje się, że jest to figurka chochlika gadatliwego! Zgłoś się po nią w odpowiednim temacie! D - Wyłowiony galeon jest jakiś wyjątkowo duży - okazuje się, że to tak naprawdę złote pudełeczko, w którym znajdują się magiczne soczewki. Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie! E - Po wyjęciu z wody wokół monety pojawia się zielony dym, a kiedy ten opadnie możesz dostrzec, że galeon zmienił się w (na)strojny wianek. Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie! F - Trafiła ci się prawdziwa moneta, w dodatku jest to równowartość 20 galeonów! G - Twój galeon jest czekoladką i z jakiegoś powodu kompletnie nie możesz się powstrzymać od natychmiastowego zjedzenia go. Okazuje się, że jest to któraś z bombonierek lesera...
H - Niestety, jest to złoto leprokonusów - ledwo je wyławiasz, a już znika! I - Wyłowiona moneta jest sztuczna, w dodatku wylewa się z niej jakiś płyn i zaraz jesteś nim cały oblepiony. Niezależnie od czyszczenia, otulają cię perfumy ze wzmocnioną nutą amortencji, więc pięknie pachniesz i zwracasz na siebie pozytywną uwagę każdego w okolicy! J - Wyłowiony galeon rozpływa się w twoich ustach, a nawet z nich wycieka... ma słodki posmak, ale jego głównym efektem jest ruda broda godna leprokonusa! Dorzuć kostkę k6, by sprawdzić przez ile postów efekt się utrzyma!
Pole koniczyny
Nieco na uboczu znajduje się rozległa polana, która była pielęgnowana już od dłuższego czasu przez leprokonusy, by rosła na niej głównie magiczna koniczyna! Dzięki tym zabiegom, teraz możliwe jest rozpoczęcie zabawy poszukiwania czterolistnej koniczyny, która ma przynosić szczęście. Zawody są mierzone w czasie, a ponieważ może się trafić kilka okazów, to przygotowano kilka nagród dla najszybszych i najbardziej spostrzegawczych. Trzeba tylko pamiętać o tym, że leprokonusy zadbały o kilka niespodzianek, które mają urozmaicić poszukiwania...
Nagrodę główną otrzyma 6 pierwszych osób! Po wyczerpaniu puli nagród dalej można szukać koniczyn, tak dla samej zabawy.
Dla zwycięzcy:
• 70 galeonów • Odznaka • Unikatowy przedmiot, czyli "Naszyjniszek". Jest to naszyjnik ochronny z wisiorkiem w kształcie bazyliszka z czerwonymi kryształkami na miejsce oczu. Pod wpływem dotyku ślepia rozświetlają się, przyciągając uwagę - wystarczy jedno poświęcone im spojrzenie, by ofiara została całkiem sparaliżowana. Choć świadomość pozostaje wraz z niezbędnymi do życia czynnościami, postać nie ma możliwości mówić ani się ruszać. Choć efekt jest mocny, do jego zdjęcia wystarczy rzucić na ofiarę Finite! (+1 OPCM, +1 CM)
Zdobyte nagrody: 6/6!
Mechanika polega na tym, że podczas każdego postu z poszukiwaniami należy rzucić jedną k100. Odnalezienie koniczyny następuje w momencie, w którym wylosuje się jedną z podanych liczb. Jeśli poszukiwania będą szły wolno, pula udanych liczb zacznie się powiększać.
Są to liczby wyłączone z dodatkowych efektów. Wylosowanie jakiejkolwiek innej liczby wymusza zastosowanie się do poniższych zdarzeń, więc należy znaleźć przedział, w którym liczba się znajduje:
Dodatkowe efekty na zdarzenia:
2-16 - Na twojej drodze stają Diabelskie Sidła, skryte pod jakimiś wyrośniętymi krzaczkami. Łapią cię niesamowicie szybko, więc masz mało czasu na reakcję! Jeśli posiadasz 10 punktów z Zielarstwa, udaje ci się wyswobodzić bez większego problemu i zdobywasz możliwość jednego przerzutu w kolejnym poście. Jeśli nie posiadasz 10 punktów z Zielarstwa, zostajesz szybko unieruchomiony i potrzebujesz pomocy - jeśli zrobi to jakaś postać, która posiada 10 punktów z Zielarstwa, nic ci nie jest. Jeśli nie masz takiej pomocy, ratuje cię leprokonus i robi to z pewnym opóźnieniem, więc masz mnóstwo siniaków i otarć, a przy okazji z twojej kieszeni wypadło 20 galeonów, których utratę musisz odnotować w odpowiednim temacie. 17-33 - Wkraczasz prosto na grządkę karmazynowego szeptnika, który prędko wdziera się do twojego umysłu. Twój humor ulega natychmiastowemu pogorszeniu... Jeśli twoja k100 jest parzysta, dopada cię przygnębienie i w tym smutku wpadasz w ospałość. Na szczęście wystarczy nieco uwagi innych i może trochę rozmowy czy bliskości, byś się otrząsnął! Jeśli twoja k100 jest nieparzysta, parszywy nastrój przemienia się w złość. Nic ci się nie podoba, wszystko cię denerwuje i jesteś na granicy dopuszczenia się do rękoczynów, jakiekolwiek by one nie były. Efekt utrzymuje się do momentu, w którym kogoś nie uderzysz bądź czegoś nie zniszczysz. 34-49 - Trawa pod tobą gwałtownie wybucha zielonym dymem, który dostaje się absolutnie wszędzie! Gdy opada, ty jesteś cały pokryty zielonym proszkiem, którego nie sposób się pozbyć. Niby nie ma tego złego, ale jednak wydaje się nieco klejący - jeśli ktoś cię dotknie, to już raczej nie puści! Potrzeba dużej ilości wody, by się odkleić... czas na wspólny prysznic? 50-65 - Pod twoimi nogami pojawia się dym... Okazuje się, że nadepnąłeś na jaja popiełka i trawa dookoła zaczyna się palić! Na szczęście szybko udaje się zaradzić tej sytuacji, ale masz całkiem zniszczone buty i pozostaje ci tylko chodzenie boso - jest ci za to bardzo ciepło i rozsiewasz to gorąco również na innych, a przy tym wydaje się, że każdy patrzy na ciebie dużo bardziej przychylnie, niż wcześniej! 66-81 - W trawie chyba coś się świeci... Jeśli twoja k100 jest parzysta, znajdujesz 50 galeonów i możesz je zachować, o ile zgłosisz się po nie w odpowiednim temacie. Jeśli twoja k100 jest nieparzysta, znajdujesz broszkę Świętego Patryka i możesz ją zachować, o ile zgłosisz się po nią w odpowiednim temacie. Uwaga! Jeśli drugi (i każdy kolejny) raz trafi ci się ten efekt, niezależnie od parzystej/nieparzystej kostki otrzymujesz tylko bonusowe 20g. 82-98 - Ciągle coś znajdujesz, tylko oczywiście nie tę nieszczęsną czterolistną koniczynę. Wita się z tobą przyjazny nieśmiałek, zza drzewa połypuje na ciebie lunaballa, wpadasz na różne ciekawe rośliny... Dobrze się bawisz i poszukiwania są niesamowicie przyjemne. Co więcej, możesz z nich wynieść jeden dowolny składnik eliksirów roślinnego pochodzenia, o ile zgłosisz się po niego w odpowiednim temacie. Zdobywasz darmowy przerzut kolejnej kostki k100!
Podczas poszukiwań obowiązuje kilka modyfikatorów, z którymi koniecznie należy się zapoznać:
Modyfikatory:
• Jeśli drugi raz wyrzuci się tę samą k100, istnieje możliwość darmowego przerzutu LUB dodania do kostki dowolnej ilości oczek w zakresie +/- 5; • Posiadacze cechy eventowej "Świetne zewnętrzne oko" mają możliwość rzucania w każdym poście dwóch k100 i wybierania sobie tej, która bardziej im odpowiada; jeśli doprecyzowaniem cechy jest "Spostrzegawczość", istnieje możliwość dodania do kostki dowolnej ilości oczek w zakresie +/- 5; • Posiadacze cechy eventowej "Magik żywiołów" mają jednorazowy przerzut jednej kostki; jeśli doprecyzowaniem cechy jest "Ziemia", istnieje możliwość dodania do kostki dowolnej ilości oczek w zakresie +/- 5; • Każdy jasnowidz dostaje jednorazowy przerzut jednej kostki; jest też możliwość dorzutu k6, gdzie wynik parzysty pozwala na zignorowanie efektu dodatkowego nieudanej liczby. • Jeśli Zielarstwo jest twoją najwyższą statystyką w kuferku (lub jedną z trzech najwyższych), możesz dodać sobie do kostki dowolną ilość oczek w zakresie +5/-5; • Jeśli otrzymasz pomoc od osoby, która posiada minimum 5pkt z Zielarstwa, możesz do swojej kostki dodać dowolną liczbę oczek w zakresie +/- 2;
Tęczowy labirynt
Jak pewnie wszyscy zauważyli, na niebie rozciąga się piękna, niczym niewzruszona tęcza - co więcej, jej koniec wydaje się być dość blisko... Być może na samym końcu labiryntu z wysokiego żywopłotu? Radosne leprokonusy chętnie zapraszają do wejścia i rozpowiadają plotki o skarbach, które podobno można znaleźć na samym końcu tęczy. Jeśli tylko ktoś się odważy, ma szansę przejść serię prób i... zobaczyć, czy było warto?
W przypadku tej atrakcji obowiązują dwa wyzwania, każde z nich należy rozpisać w osobnym poście!
K6:
Tą kostką rzuca każdy, nawet jeśli wchodzicie do labiryntu w parze bądź grupie. Zaraz po wejściu mierzysz się z widmem, które musisz jakoś pokonać... 1 - Na twojej drodze staje wielka kobra królewska - a przynajmniej tak ci się wydaje. Jeśli posiadasz 10 punktów z ONMS, rozpoznajesz w zwierzęciu iglicę i wiesz, że najlepiej odnieść się do jej strachu przed wodą; jeśli nie posiadasz 10 punktów z ONMS, iglica strzela w ciebie ładunkiem elektrycznym i jesteś nieco otumaniony, a poza tym do końca przemierzania labiryntu pod wpływem dotyku każdego lekko "strzelasz" prądem. 2 - Z korytarza obok wypełza Bazyliszek... albo raczej zmora, która go przypomina. Zostajesz zupełnie sparaliżowany i jedyne, co możesz zrobić, to mówić! Bazyliszek zaraz znika w labiryncie, ale ty potrzebujesz pomocy. By się wydostać z tej pułapki, musisz zdradzić na głos swój sekret (veritaserum w kuferku?)... podpowiada ci o tym przelatujący niedaleko leprokonus! 3 - Znikąd obok ciebie pojawia się sfinks, który już czeka z wysuniętymi pazurami. Okazuje się, że aby przejść dalej, musisz wymyślić jakąś zagadkę bądź rebus - lepiej tylko niech nie będzie to nic całkiem banalnego, bo sfinks znajdzie cię nawet po czasie, by się zemścić! 4 - Robi się podejrzanie chłodno, a później przed tobą pojawia się dementor. Nie jest to prawdziwa zjawa, a jedynie jej widmo - w związku z tym efekt odczuwa jedynie osoba, która wylosowała tę kostkę, nikt inny. By wyrwać się spod uroku dementora potrzebujesz patronusa i jeśli sam nie umiesz go wyczarować... czekasz, aż ktoś inny to zrobi! 5 - Coś się trzęsie w żywopłocie obok ciebie - prędko dowiadujesz się, że jest to bogin! Zmienia się w to, czego się najbardziej boisz (to, co masz w kuferku?). Rozwiązanie jest proste, bo wystarczy zaklęcie Riddikulus, ale nerwy pozostają nadszarpnięte... 6 - Przed tobą pojawia się żmijoptak! Okazuje się, że ma bardzo przyjazne nastawienie i prowadzi cię do swojego gniazda, gdzie możesz znaleźć puste skorupki po jego jajach. Dorzuć k6, by sprawdzić czy są one coś warte!
Jaja żmijoptaka:
1, 2 - Niestety to tylko bezużyteczne okruchy 3 - Otrzymujesz 10g za swoją zdobycz 4 - Otrzymujesz 30g za swoją zdobycz 5 - Otrzymujesz 50g za znalezione skorupy! 6 - Nie dostajesz pieniędzy, ale za to możesz wymienić skorupki na broszkę Świętego Patryka! Zgłoś się po nią w odpowiednim temacie.
Eliksir:
W labiryntowym korytarzu pojawiają się leprokonusy, które niosą tace z niepodpisanymi w jakikolwiek sposób kielichami. By przejść dalej, należy wypić calutką zawartość! Mechanicznie należy rzucić kostką Eliksirów - w ten sposób dowiecie się co wypiliście i jaki efekt się u was pojawia! Niestety, te eliksiry zostały lekko zmodyfikowane... Plus jest taki, że jeśli w labiryncie jesteście parą bądź grupą, możecie dowolnie powymieniać się między sobą wylosowanymi kielichami. Jeśli chcecie, jedna osoba może wypić ze wszystkich kielichów, ale wtedy przypominam o uwzględnieniu wszystkich efektów i odpowiednim wzmacnianiu ich w przypadku wypicia większej ilości tego samego!
Efekty:
Utrzymają się do końca pobytu postaci na festynie - dla chętnych jest opcja korzystania z nich również przez jeden kolejny wątek! Bujnego owłosienia - Początkowo wydaje ci się, że to jednak jego przeciwieństwo - twoje włosy na całym ciele zaczynają gwałtownie wypadać. Dopiero kiedy jesteś już całkiem łysy, włosy zaczynają odrastać... a przynajmniej te na głowie. Kolor co chwilę się zmienia, a poza tym loki rosną aż do pasa. U panów pojawia się też zarost, zaś u pań zmiany koloru obejmują również brwi i rzęsy! Euforii - To prawdziwy eliksir euforii, więc czujesz się fenomenalnie - ale nie możesz przestać chichotać i masz ochotę łapać wszystkich za- cóż, nie tylko za nosy! Postarzający - Ulegasz gwałtownemu postarzeniu o 10 albo 20 lat, zależnie od swoich preferencji! Amortencja - Klasyczny efekt amortencji - bezgranicznie i bezmyślnie zakochujesz się w pierwszej osobie, na którą spojrzysz! Gregory'ego - Zdecydowanie nie jest to zwykły eliksir Gregory'ego. Całkowicie zapominasz o wszystkich swoich przyjaciołach - możesz zupełnie nie pamiętać o ich istnieniu, albo nawet uważać ich za swoich wrogów... Spokoju - Albo nie-spokoju? Eliksir działa pobudzająco! Felix Felicis - Czujesz gwałtowny przypływ szczęścia i już wiesz, że to Felix Felicis - nic bardziej mylnego, bo spływa na ciebie pech. Pomimo najszczerszych chęci i pewności, ciągle się potykasz, wszystko leci ci z rąk i z niczym sobie nie radzisz. Ridikuskus - Nie możesz powstrzymać śmiechu... i płaczu! Na przemian cieszysz się i smucisz... Veritaserum - Masz ogromną ochotę mówić, ale to nie jest prawdziwe Veritaserum - to prześmiewcza podróbka, przez którą jesteś zmuszony do nieustannego kłamania. Bełkoczący napój - Najpierw zaczynasz bełkotać, a później zupełnie tracisz głos i nie możesz wydusić z siebie ani słowa!
Wreszcie udaje wam się wyjść z labiryntu! Rzeczywiście tęcza zjawiskowo kończy się w wielkim garnku - a może tak naprawdę się w nim zaczyna? By zdobyć zasłużoną nagrodę, musisz zajrzeć do środka!
Literka - nagroda:
Rzut literką jest obowiązkowy dla każdej postaci osobno! A - Nie ma tu niczego materialnego, ale twoje włosy zostają magicznie pofarbowane na tęczowo! Efekt utrzyma się przez jeden kolejny wątek. B - W garnku znajduje się jakiś płyn... w jego tafli dostrzegasz odbicie, ale nie jest ono twoje! Zamiast siebie widzisz twarz osoby, którą kochasz. Możesz zgarnąć nieco tego płynu dla siebie - w ten sposób zostaniesz posiadaczem nieco zmodyfikowanej amortencji, zgłoś się po jedną porcję do swojego kuferka! C - Czujesz spływającą na ciebie wiedzę... Otrzymujesz jedną bonusową samonaukę, którą możesz wykorzystać do końca kwietnia! D - W garnku dostrzegasz wizję nadchodzącego bogactwa. Dzięki tej przyjemnej wizji możesz w marcu otrzymać maksymalne kieszonkowe (efekt dla uczniów), bądź 100% wypłaty (efekt dla dorosłych). Pamiętaj, by w zgłoszeniu po kieszonkowe/wypłatę wyjaśnić swoją nagrodę. E - Znajdujesz różdżkę Fairwynów w oryginalnym opakowaniu! Jakimś cudem jest ona idealnie dobrana pod twoje potrzeby, możesz samodzielnie wybrać odpowiedni rdzeń, długość i drewno, a następnie zgłosić się po zdobycz w odpowiednim temacie. F - Znajdujesz bon na -50% do dowolnego sklepu w Hogsmeade! Koniecznie zgłoś się po niego w odpowiednim temacie! G - Na dnie garnka znajduje się unikatowy przedmiot, jest to Bazyliszkowy pierścień! Nie wygląda szczególnie zjawiskowo - jest to wykuta z kamienia obrączka. Po założeniu, właściciel bazyliszkowego pierścienia może dotykiem przemieniać każdy obiekt nieożywiony w kamień. Magia absolutnie nie działa na istoty żyjące! (+2 Transmutacja) H - W garnku znajduje się jakiś płyn... w jego tafli dostrzegasz spełnienie swoich marzeń! Okazuje się, że jest to felix felicis i możesz nalać sobie nieco do drobnej fiolki, zgłoś się po jedną porcję do swojego kuferka! I - Radosna wizja na dnie garnka umożliwia ci jeden darmowy przerzut dowolnej kostki, podczas poszukiwań kamieni w strumieniu z Doliny Godryka. Uwaga! Jeśli jesteś postacią niepełnoletnią, otrzymujesz zamiast tego jeden darmowy przerzut na wejście do lokacji trudnodostępnej w Hogwarcie bądź Hogsmeade. J - Jesteś prawdziwym szczęśliwcem. Po zajrzeniu do garnka czujesz nagły przypływ energii i w tej jednej chwili jesteś stuprocentowo pewien, że było warto. Możesz zgłosić się w odpowiednim temacie po 2 punkty do dowolnej umiejętności.
Zasady
• Fabularnie festyn odbywa się oczywiście 17 marca, w Dzień Świętego Patryka! Mechanicznie zabawę należy kończyć wraz z 31 marca. • Wstęp na event jest płatny! Wszystkie informacje znajdują się w jego pierwszej części. Wszelkie kwestie pieniężne należy odnotowywać w tym temacie, a przedmiotowe w tym. • Proszę o zawieranie w postach kodu:
Obowiązkowy kod:
Kod:
<zg>Opłata na wstęp:</zg> [url=LINK]tutaj[/url] <zg>Atrakcja:</zg> Piwo/Garnek/Pole/Labirynt i podlinkuj ewentualne kostki <zg>Efekty:</zg> tu wpisz zdobycze/utraty/efekty
Opłata na wstęp: dokonana Atrakcja: Garnek 6 monet, literki: E, A, C, H, F, A Efekty: nastrojony wianek, figurka chochlika gadatliwego, 20 galeonów
Valerie zachichotała, po czym poszła razem z Remy po odbiór swojej nagrody. Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście! Masa pieniędzy i magiczny naszyjnik. Schowała przedmioty do kieszeni i po chwili człapała znów za koleżanką, rozglądając się w zachwycie po całym festiwalu. Oglądała teraz atrakcje, które wcześniej tylko jedynie minęły. Było tu miejsce, w którym ze złotych fontann i beczek z kranikami lało się strumieniami piwo. Ciekawe czy mają tu piwo bez alkoholu, pomyślała nawinie Val, bo przecież musieli tu mieć z jakieś tysiąc różnych rodzajów piwa - jedne było zielone, inne jasne, ciemne, a nawet czerwone. Dalej widziała wspomnianą już tęczę i rozpościerający się nad nią labirynt. Poczuła jak przeszywa ją dreszcz emocji, labirynty kojarzyły jej się przede wszystkim z Turniejem Trójmagicznym w 94’, o którym oczywiście jedynie tylko czytała. Ciekawe, jakie skrywa w sobie tajemnice, przemknęło jej przez myśl. - Gotowe na zabawę i najwyraźniej gotowe na chaos - odpowiedziała Valerie po dłuższej chwili, spoglądając na Remy z błyskiem w oku. Wskazała głową na kolejną atrakcję, którą zobaczyła i do której kierowały teraz swoje kroki. - No dobrze, spróbujmy szczęścia i tutaj - powiedziała, patrząc na tablicę z zasadami. Założyła włosy za ucho, parsknęła przyjaciółce krótkie powodzenia, odliczyła wraz z nią i zanurzyła usta w cieczy. To było… piwo. To jej jednak nie przeszkadzało, wola wygranej w zwyciężyła w niej obawę, że być może nie powinna w ogóle dotykać tej atrakcji. Trochę jej to zajęło, ale gdy w końcu wynurzyła głowę miała w zębach w sumie szóstą monetę. Spoglądała na nie z zachwytem, gdy nagle uświadomiła sobie, że trzy zamieniły się w nicość. No tak, czarodzieje, pomyślała wywracając oczyma, z nimi nigdy nic nie jest proste. Trzy monety jednak zostały, nie, czekaj, puf! Jedna z nich transmutowała się w zielony dym. Val obserwowała, jak powoli wyłania się z niego… śliczny wianek! Z zachwytem założyła sobie go na głowę, kompletnie nie mając pojęcia, jak działa. Jej włosy nagle stały się zupełnie różowe, bowiem ona widziała teraz wszystko jak przez różowe okulary. Zero kłopotów, trosk i problemów. Tylko świetna zabawa! Oprócz tego druga z monet po chwili zamieniła się w figurkę chochlika gadatliwego. A trzeba pozostała taka sama, ale mogła być coś warta. Val schowała ją do kieszeni, uprzednio całując ją na szczęście. - Wow, Remy to super! Ale ja mam i chochlika, i wianek, i monetę - odpowiedziała zadziornie Val, również czując, jak alkohol dostał się do jej krwiobiegu. W wyławianiu aż sześciu monet wypiła przecież znaczną jego ilość. Pokazała przyjaciółce język, ale nagle zmarszczyła nos.- Co tu tak dziwnie pachnie? Lloydówna poczuła, jak mimowolnie oddycha pełną piersią. Czuła morze, miętę i czekoladę. Poczuła też nieodpartą chęć, aby mocno przytulić się do Remy. - Jak to ty zrobiłaś? Pachniesz jak dom! - rzuciła, wdychając chciwe zapach morskiej bryzy, której tak bardzo jej tu brakowało. Nie widziała przecież tego, że monety oblały jej przyjaciółkę perfumami, była wtedy zajęta ślicznym wiankiem. Niemniej po chwili zwolniła uścisk i rzuciła wesoło. - Chodź, poszukamy reszty. Już powinni tu być!
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Opłata na wstęp: Opłacone Atrakcja: Chyba wciąż na garnku Efekty: Podwójna dawka amortencji, chochlik, główna nagroda w koniczynkach
- That’s the spirit! – zaśmiała się na słowa przyjaciółki. – Na chaos i zabawę jestem gotowa ZAWSZE! Któż mógł się spodziewać, że tym oto chaosem i zabawą był alkohol i amortencja. No dobra, pierwsza część powinna być raczej do przewidzenia, biorąc pod uwagę to, że były w Dublinie NA OBCHODACH DNIA ŚWIĘTEGO PATRYKA. To akurat jej własne nieogarnięcie sprawiło, że nałykała się piwa jak głupia. Ale amortencji naprawdę nic nie zapowiadało! Zresztą, w tamtym momencie nawet nie mogła się tym szczególnie przejmować, skąd miała wiedzieć, że akurat taka miksturka postanowiła ją zaszczycić… I to z podwójną mocą. - Jaki piękny wianek! I Val! Val twoje włosy! – uśmiechnęła się, widząc nagłą zmianę w wyglądzie przyjaciółki. – No, no, do twarzy ci w tym kolorze – puściła jej zaczepnie oczko i jeszcze raz się zaśmiała. Dobry humor i wygłupy już i przed spektakularnym sposobem na wstawienie się jej sprzyjały. A po tym już w ogóle cała była duchem towarzystwa i zabawy. – Zapach? – zmarszczyła na chwilę czoło, by zaraz znów się wyszczerzyć. – Ja tu czuję tylko piwo! Cóż, Val jak widać poczuła coś innego i w momencie przytuliła Remy. Oczywiście, że dziewczyna oddała jej uścisk! Dobrze się bawiły, wygłupiały i impreza trwała w najlepsze! To przecież był idealny moment na okazanie sobie tego, jak ważne dla siebie były! A już szczególnie, kiedy piwo huczało w głowie. Zachichotała więc radośnie i oddała jej uścisk. - Jak dom? To chyba dobrze, grunt, że ci nie przeszkadza! Wzruszyła z rozbawieniem ramionami. Gorzej by było, jakby cokolwiek, co było w tej monecie sprawiło, że zaczęłaby śmierdzieć zgniłą rybą. Już chyba lepiej było w ten sposób? Szczególnie, że mogła się spodziewać, że dom Val pachniał pięknie. Znając Puchonke, wyobrażało sobie, że pachniało tam jakimiś słodkimi wypiekami! Szkoda tylko, że sama nie mogła poczuć tych magicznych perfum. - Dobry pomysł! – pokiwała głową. – Lepiej, żeby Jin nie został sam w tłumie – zaśmiała się, rozbawiona myślą zagubionego chłopaka. Musiał być strasznie skołowany i chociaż nie chciała do tego dopuścić, musiała przyznać, że sam aspekt komediowości tej sytuacji był zabawny. – No i Orfiego! Wiesz, na pewno nam coś dobrego załatwi – szturchnęła przyjaciółkę w bok zaczepnie, posyłając jej zadziorne spojrzenie. Rozejrzała się w tłumie i miała nieodparte wrażenie, że tłum zaczął oglądać się za nią. Nie przeszkadzało jej to, ani nie krępowało, w końcu była artystką, łyżwiarką, na lodzie dokładnie tego oczekiwała, by porwać za sobą spojrzenia, by były one przychylne, albo i nawet rozmarzone. Czemu tutaj wszyscy patrzyli się na nią tak przyjacielsko? Wstawiona Remy się nad tym nie roztrząsała, po prostu cieszyła się tak pozytywną uwagą i kiwała do każdego głową na powitanie, wraz ze swoim popisowym promiennym uśmiechem, którym to obdarowywała każdego, kto na nią spojrzał. Było to dużo promiennych uśmiechów, owszem, można by nawet powiedzieć, że wszystkie, ale dziewczyna była tak społecznym zwierzęciem, że to tylko napawało ją jeszcze większą energią i chęcią do zabawy! Dużo osób zebrało się przy garncach złota, a jeszcze trudniej było wśród nich wypatrzeć Jina i resztę ferajny, kiedy wszyscy tak na nie zwracali uwagę. W końcu jednak zobaczyły chłopaka. - JIN! – wykrzyknęła wesoło i pomachała do niego rękami i podbiegła do niego. – Jin, próbowałeś już złowić nagrodę?! Świetna zabawa, koniecznie musisz!
Brunet nie miał pojęcia, czemu zdecydował się zabrać świstoklikiem do tej Irlandii, w końcu nie przepadał za tłumami ludzi, imprezami czy głośną muzyką… Ale jednak tam poleciał. Może to ze względu na Orfiego? Albo Harmony, która już od paru dni mu powtarzała aby pojechał, a może ogólnie przez całą ich paczkę. W końcu on, Remy, Val i Artie od jakiegoś czasu trzymali się razem ze względu na ten sam rocznik, a do tego często chodziło z nimi parę osób. Jin-woo nie podobał się fakt, że chodził w grupie ludzi od jakiegoś czasu, aczkolwiek zaczął się już przyzwyczajać do atmosfery, jaka panowała w jego klasie. Tego dnia w Dublinie w zasadzie nie robił nic ciekawego. Z nadzieją, że żaden dorosły go nie zauważy, starał się wręcz uciec z tłumu i zejść na pobocze, gdzieś gdzie jest cicho… To mu się jednak nie udało, ani razu. Mimo to nie poddał się! Wciąż krążył po ulicy robiąc już któreś z kolei kółko. Nagle poczuł jakby, znajomy zapach? Albo raczej tak mogło mu się wydawać. Poczuł perfumy, okropnie silne, zdawałoby się, że osoba nimi popsikana znajdywała się kilkanaście metrów od niego. Był tym okropnie zaciekawiony i chciał pójść już w tamtą stronę, ale powstrzymał się i zatkał nos, gdyż zapach był naprawdę mocny i aż wykręcał nos chłopaka… Pozytywnie? Nie miał pojęcia o co tutaj chodzi. Po paru chwilach kręcenia się bez celu i spoglądania co chwila w tą jedną, charakterystyczną stronę, zdał sobie sprawę, że ten specyficzny ale znakomity zapach się do niego zbliża. W końcu ujrzał osobę, od której tak mocno czuć było perfumy, a była to Remy… Jakże by inaczej, tylko ona zdolna była do osiągnięcia czegoś takiego. Zdjął dłoń z nosa i praktycznie od razu przytulił dziewczynę na przywitanie, zrobił to mimowolnie, a może to była wina tych perfum? - Remy! Val! Heej! – odezwał się zadowolony, chyba aż tak szczęśliwy jeszcze nigdy nie był na ich widok. – Jakie łowienie? Jeszcze niczego nie próbowałem. – Odpowiedział zaciekawiony, ale nie pewny. Zerknął na Val poszukując w jej mimice jakiejś podpowiedzi, co ma zrobić, a ta zdawała się również go do tego nakłaniać. - Chyba nie mam nic do stracenia… Prowadźcie! – wciąż był dość wycofany, ale zgodził się na ich propozycje, w końcu co mogło pójść nie tak? Po paru sekundach gdzie to Brunet został wręcz pociągnięty za rękaw przez Harmony znaleźli się już przy garncu. W mgnieniu oka głowa Jin-woo została zanurzona w garncu, jakby zanurzona przez którąś z nich… Albo tak mu się tylko wydawało? Był zbyt oszołomiony zapachem tych perfum. Nałykał się już piwa, na tyle dużo, że było mu wesoło jak tylko podniósł się znad garnca. I jak się okazało, udało mu się wyłowić 20 galeonów! I jeszcze jakąś czekoladkę… Nie zastanawiał się długo, zjadł ją praktycznie od razu. Zaczął jednak żałować, że podjął decyzję jej zjedzenia, gdyż zaczęło mu lecieć z nosa, do tego porządnie, ale zdawało się to być dość… Spektakularne. W końcu jak szybko zaczął krwawić, tak szybko też przestał, choć to wciąż było okropne. - Val… Remy… Widziałyście to? Czułem przez sekundę jak mi krew z nosa leci, śmieszne uczucie! – zaśmiał się w głos pod koniec, w tamtym momencie chyba naprawdę bawiło go już wszystko. – I wygrałem galeony! Będę bogaty! – Dodał pokazując dziewczynom 20 galeonów w dłoniach.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Opłata na wstęp: dokonana Atrakcja: Garnek; 2; A, G; czekoladka: 5 Efekty: mam spalone buty, jestem zielona, wygrałam nagrody, omdlewam
- Nie wiem, co ty byś znalazł, jakbyś był mniej trzeźwy - zakomunikowała, wzdychając ciężko, jakby naprawdę ją to martwiło, jakby naprawdę widziała w tym jakiś problem albo coś podobnego. Uśmiechnęła się zaraz pod nosem, przyglądając się Basilowi, który sprawiał wrażenie, jakby naprawdę był skłonny wygrzebać tę czterolistną koniczynę spod ziemi. Przypadł do kępy trawy tuż przy niej, a ona mogła uśmiechnąć się triumfalnie, kiedy tylko okazało się, że miała rację, że poprawnie wskazała mu miejsce tego zielonego, trawiastego świętego graala. Nadal bawiło ją nieco jego podejście, ale nie zamierzała z tym dyskutować, wychodząc z założenia, że były takie rzeczy, o których rozmawiać nie wypadało. Wiedziała, że czasami nie można drażnić lwa, bo skończy się bez głowy. - No i widzisz! - zapiszczała radośnie, nim nagle Basil się do niej nie przykleił, a ona nie parsknęła z rozbawienia, dochodząc do wniosku, że ten dzień był tak szalony, jak to tylko było możliwe. Obawiała się, że kiedy wróci z tego szalonego wypadu, będzie miała poważne trudności, żeby doprowadzić się do stanu używalności. Nie zamierzała jednak z tego powodu rozpaczać, wręcz przeciwnie, bo po prostu wspaniale się bawiła. Dopiła zatem piwo, a potem dostała czkawki, co skwitowała śmiechem. - Teraz będziesz musiał robić to, co ja, nie wiem, jak to przeżyjesz! Ale idziemy łowić złoto - powiedziała, ostatecznie faktycznie kierując się do garnka, by skończyć tam w sposób, którego się nie spodziewała. Bo kto by wpadł na to, że jedną z wyłowionych przez nią niespodzianek okaże się nieszczęśliwa czekoladka, po której omdleje? Na całe szczęście inni czuwali nad jej bezpieczeństwem i już po chwili została razem z Basilem postawiona na nogi. - Kto widział takie porządki? Też coś! Ja tutaj znalazłam czterolistną koniczynę, halo, gdzie moje szczęście? Spróbuję jeszcze raz po tobie, nie będę się tak bawiła, o nie!
Owszem, miał czelność. Na dokładkę ani trochę się tego nie wstydził, nie zamierzał się kajać, ani robić niczego podobnego. Zdaniem Fredericka nic podobnego nie było potrzebne, a on miał jak najbardziej prawo i możliwość do tego, żeby naśmiewać się z Salazara, kiedy tylko przychodziło mu to do głowy. Nic zatem dziwnego, że był skłonny zapytać znajomego, czy ten znalazł faktycznie lewitujące ciasteczko z wróżbą gdzieś pośród tego całego zielska, gdyby nie to, że akurat walczył ze skrajnie głupim boginem. Ten nie przyjmował przez całe jego życie takiej postaci, stało się to dopiero niedawno, ujawniając jego skrajnie niemądre lęki, które tak bardzo rozbawiły Salazara. Byli zatem kwita, to nie ulegało wątpliwości, ale mimo to Frederick uniósł lekko brew. - Nie widziałeś jego właścicielki - powiedział jedynie, jakby to miało cokolwiek wyjaśniać i jego zdaniem dokładnie tak właśnie było. Na pytanie Moralesa westchnął ciężko, stwierdzając jedynie, że nigdy nie był powołany do małżeństwa i wyglądało na to, że służyło mu życie w celibacie (co było wierutnym kłamstwem). Pojawienie się dementora ani trochę go nie zdziwiło, bo widać ten cały tęczowy labirynt dokładnie taki był jedynie z nazwy, nie czegoś innego. Przyjął wcześniej ofiarowane piwo, którego napił się z prawdziwą przyjemnością, zastanawiając się, co właściwie może ich tutaj jeszcze czekać. Uśmiechnął się kącikiem ust na uwagę Salazara, upijając kolejny łyk piwa, nie przejmując się już zjawami. - W garncu ze złotem zapewne jest trucizna i gówno, tak w ramach dopełnienia tego radosnego obrazu tego święta - powiedział, nim wzruszył ramionami. - A po co ty wlazłeś do wnętrza ziemi? Albo po cholerę ryłeś w ziemi za tą koniczyną? Powiesisz ją sobie na czole, żeby szczęście ją widziało? - zapytał go wyraźnie zaczepnie, a potem, nim się obejrzał, podsunięto mu nagle puchar z jakimś eliksirem, co skomentował parsknięciem pod nosem. - Mówiłem. Trucizna.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Opłata na wstęp:tutaj Magiczne piwo: Leprechaudrink – jeden przerzut w każdej lokacji Atrakcja: Tęczowy labirynt Eliksir Gregory'ego -> F - nagroda Efekty: efekt zmodyfikowanego eliksiru Gregory'ego, nagroda w postaci bonu -50% do dowolnego sklepu w Hogsmeade
Gdyby tylko zyskał wgląd w myśli towarzyszącego mu podczas obchodów dnia świętego Patryka kompana, z pewnością by się z nimi nie zgodził. Nie był jednak zarazem wrażliwym nastolatkiem o kruchym serduszku, żeby słowne przytyki Fredericka robiły na nim wrażenie. Zmieniło się jedynie tyle, że początkowo jeszcze próbował na nie odpowiadać, z czasem zaś odpuścił sobie czcze gadanie, zbywając złośliwości kumpla zrezygnowanym wzruszeniem ramion albo teatralnym przewróceniem oczami. Zresztą... doskonale schłodzone piwo i widok dość niecodziennego kształtu bogina zrekompensowały mu dotychczasowe niedogodności. - Większość kobiet to wredne, mściwe żmije. – Skwitował zwięźle, niczym rasowy szowinista, acz wbrew pozorom wcale się za takiego nie uważał. Ba, nawet potrafił trzymać się zasad etykiety, oczarowując wymagające damy. Nie ukrywał natomiast zupełnie tego, że nie przepada za współpracą z przedstawicielkami płci pięknej, które to miały tendencję do kierowania się emocjami i komplikowania najprostszych spraw. – Wolność i celibat nie są tożsamymi pojęciami. – Pozwolił sobie również zauważyć, wszak i on nie palił się do żeniaczki, a może w jego przypadku lepiej byłoby powiedzieć ogólniej: ślubnego kobierca. Przynajmniej tak mu się do tej pory wydawało, ale po tym jak dal się usidlić Maximilianowi, niczego tak naprawdę nie był już pewien. - Nie będę jej nigdzie wieszał. Wymieniłem ją za galeony i wyjątkowo interesujący naszyjnik. – Zareagował błyskawicznie, uzmysławiając opiekunowi magicznych zwierząt, że nigdy nie chodziło o czterolistną koniczynę, a kuszące nagrody oferowane przez leprechauny za udane poszukiwania. – Ja pierdolę. Zamiast pod stołem, skończymy w szpitalu świętego Munga. – Wycedził niechętnie przez zęby, spoglądając z odrazą na swoją czarkę, którą jednak wychylił niemal jednym haustem. Skoro już zdecydowali się tutaj wejść, nie opłacało się zawracać, a… że nagle zaczął przyglądać się Frederickowi ze zdziwieniem, próbując przypomnieć sobie kim mężczyzna w ogóle jest i dlaczego podejmował z nim rozmowę… cóż, skutki uboczne niekompetentnego warzenia mikstur. – Niby co teraz? – Rzucił w eter, oczekując sensownej odpowiedzi, niekoniecznie od Shercliffe’a, którego w tym momencie uważał za całkowicie obcą mu osobę. Szczęście w nieszczęściu, że jakiś rudowłosy przechodzień się nad nim zlitował, wskazując drogę prowadzącą do wyjścia z labiryntu, a spojrzenie do tęczowego garnca pozwoliło mu nie tylko otrzymać nagrodę za wysiłki, ale i przypomnieć sobie wiecznie niezadowoloną facjatę Fredericka. – To co, amigo? Ten, który wyłowi mniej monet, stawia kolejne piwo? – Zaproponował, skinieniem głowy kierując towarzysza do rozstawionych nieopodal kotłów.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Opłata na wstęp:dokonana Atrakcja: Garnek, ale zmierzamy do Labiryntu Efekty: z poprzednich postów: naszyjniczek, galeony, chochlik i wianek
Val dotknęła swoich włosów i wzięła ich kosmyk do ręki. Wow, ale super, były zupełnie różowe. Zachichotała radośnie i okręciła się wokół własnej osi. Czuła się ślicznie i dziewczęco, pierwszy raz od ferii czuła również, jak kamień spada z jej serca. Śmiech i dobre samopoczucie Remy były bardzo zaraźliwe. - Ach, dziękuję - odpowiedziała i kładąc sobie dłoń na piersi, zatrzepotała teatralnie rzęsami. Oczywiście nie byłaby taka skora do wygłupów gdyby nie wypite przypadkiem piwo, doborowe towarzystwo i atmosfera. Słysząc dziwną uwagę przyjaciółki, otworzyła szerzej oczy. Jak ona mogła tego nie czuć? No ale w sumie fakt, strasznie jechało tu również piwem. - Mój dom, Remy. Pachniesz jak morze. To znaczy nie jak smażone ryby tylko jak morska bryza. Taka, wiesz, jaka kojarzy mi się z St Ives… - Val przytulając ją, wciąż wdychała ten zapach. Przez chwilę oddała się myślom o swojej matce, zastanawiając się, co robi z czy jest teraz z… z kimkolwiek się spotykała. Odrzuciła szybko jednak te słodko-gorzko myśli i sama siebie sprowadziła na ziemię. - Nieważne - powiedziała po chwili, próbując ukryć lekkie poddenerwowanie niby beztroskim machnięciem ręki. - Znajdźmy lepiej Jina, Orfiego i resztę ferajny. Jej dobry humor wcale nie znikł, ale momentalnie coś w niej się zmieniło. Na jej twarzy pojawił się kwaśny uśmiech w odpowiedzi na radosną zaczepkę Remy, choć jeszcze przed chwilą cała była rozchichotana. To ostatni raz, postanowiła sobie w myślach. Ostatni raz, gdy sama psujesz sobie zabawę. Val ze zdziwieniem zauważyła, że ludzie się za nimi oglądają. Nie, stop. Oglądali się za Harmony. Jak widać nie tylko ona zwróciła uwagę na dziwny zapach, który roztaczała. Puchonka poczuła ukłucie zazdrości w sercu. Chciałaby umieć tak dzielnie znosić zainteresowanie ze strony innych osób. Westchnęła z ulgą, gdy udało im się znaleźć Jina. Przywitała go wesołym machaniem, przypominając sobie mimowolnie ich ostatnią rozmowę. Wyglądała o wiele lepiej niż wtedy, już nie miała podkrążonych oczu, nie była blada jak ściana no i miała różowe włosy! A nie czekaj, teraz są błękitne - stwierdziła ze zdziwieniem. - Siema, Jin. Jak się bawisz? - zapytała uprzejmie. Splotła ręce z tyłu, przestępując z jeden nogi na drugą. Posłała Remy wiele mówiące spojrzenie, po czym uśmiechnęła się łobuzersko do chłopaka. - A takie tam. Łowienie skarbów, chodź! Koniecznie musisz spróbować! - dodała i po chwili we trójkę zmierzali do garnka. Być może z powodu wypitego piwa, być może dlatego, że czasami lubiła naigrywać się z przyjaciół… ręka Val chętnie pomogła Jinowi zanurzyć się w piwie, a dziewczyna zachichotała na myśl o tym, że tak łatwo dał się złapać w alkoholową pułapkę. Gdy się wynurzył, a moneta zamieniła się w czekoladkę, Val chciała go powstrzymać przed głupim pomysłem zjedzenia jej, ale nie zdążyła. Już po chwili krew ciekła z jego nosa, a ona czuła się potwornie winna. - Na Merlina, Jin! - ujęła jego twarz w swoje dłonie, ale nieprzyjemna dolegliwość szybko ustała. - Ale narobiłeś mi stracha - rzuciła, szybko się od niego odsuwając. Zrobiło jej się przez chwilę niezręcznie, jak to miała w towarzystwie chłopaków. Mogla mieć jedynie nadzieję, że nikt tego nie zauważy. - Super - uśmiechnęła się niemrawo. Po co zanurzała jego głowie w tym piwie? To wszystko jej wina. - Chodźmy dalej, może… do labiryntu? Tam może być ciekawie
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Opłata na wstęp:fiuu Atrakcja: Piwo, leprechaudrink Efekty: bonusowy przerzut 1 kostki w każdej lokacji
Aportowali się z cichym trzaskiem na jedną z bocznych uliczek Dublina. Bardzo przypominała ona tą, w której ostatnio się pożegnali. Ben uśmiechnął się nieśmiało do Laeny, bacznie obserwując jej reakcję na tę nieprzyjemnie działającą magię. Dopiero gdy upewnił się, że wszystko w porządku, złapał ją za rękę i, okazując uprzednio zakupione wejściówki, wszedł z nią na teren festiwalu. - Co chcesz najpierw zobaczyć? - zapytał, pokazując gestem szereg atrakcji. Dużo osób kotłowało się na polu czterolistnej koniczyny, chcąc zapewne wygrać główną nagrodę. Jeszcze inni wyławiali zębami monety z kociołków, gdzieś tam był jeszcze duży labirynt. Ale uwagę Bena przykuło stoisko z piwem. - Może na początek czegoś się napijemy? - zapytał, ciągnąć ją delikatnie za rękę. W jego oku błysnęło coś niebezpiecznego, gdy wspomniał o alkoholu, ale ej. Przecież przyszli się tu świetnie bawić, prawda? - Mam nadzieję spotkać tu dobrego przyjaciela. Ale na razie nigdzie go nie widzę - powiedział, zamawiając napój dla siebie i dla niej. Poprosił o niespodziankę i dostał niespodziankę. Piwo w jego kuflu miało intensywnie zieloną barwę, a gdy je upił, poczuł, że dzisiaj będzie sprzyjać mu szczęście.
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Laena Aasveig
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Duże, kryształowo-błękitne oczy, często chodzi z wiankami na głowie
Opłata na wstęp:<3 Atrakcja: Piwo Efekty: Ciepło, wesoło, czas się przytulać!
Nie bardzo lubiła uczucie towarzyszące podczas aportowania się, ale szybko zapomniała o jakichkolwiek nieprzyjemnościach, kiedy znaleźli się w tłumie zabaw, tańców i śmiechu. W momencie jej serce zabiło szybciej, a ona czuła się, jakby już chciała dołączyć do jednej z grup kręcących się w tańcu dookoła stoisk. Głośna muzyka była cudownie skoczna, a zapachy najróżniejsze, od smacznego jedzenia, przez najróżniejsze kwiaty i eliksiry a na mniej przez nią lubianym aromacie piwa kończąc, choć nawet ten tutaj był przyjemny. Spodziewała się, że miała w tym udział magia. - Wszystko brzmi dla ciebie dobrze? – zapytała z uśmiechem. Rozejrzała się z przejęciem. Obchodzenie świąt w jej domowych krainach wyglądało trochę inaczej. Mniej atrakcji, więcej samego tańca, śpiewu i zabaw, ale sama radość z wspólnego czasu była taka sama. Nie znała łowienia zębami z garnków ani nie rozumiała, czemu wszyscy tak rzucili się na zbieranie koniczyny, ale się tym nie przejmowała, wszystko jej się podobało. - Napijemy? – zapytała niezbyt pewnie, zaraz jednak wrócił jej ten zafascynowany wzrok i dzika chęć zabawy. – Chętnie czegoś z tobą spróbuję – posłała mu ciepły uśmiech. A zaraz zachichotała, gdy pociągnął ją w tłum. Ludzie przechodzili obok nich skocznym do muzyki krokiem, duża część tańczyła, kilkoro nawet obracało się wokół nich. Ona sama podskoczyła tanecznie, gdy jeden ze świętujących zakręcił się dookoła niej. I poczuła się trochę jak w domu, gdzie nie było granic tego, co było kulturalne, a co niestosowne, gdzie liczyło się tylko bycie szczerym ze swoimi emocjami i oddawanie upustu wszelkim radością w zabawie, gdy świętowało się dla natury czy dla bóstwa, czy nawet jak tutaj dla czarodzieja. Ich pamięć i dobro trzeba było uczcić na całego, dopóki stopy nie odpadły, dopóki śmiech i śpiewa nie zdarły gardła. Więc zakręciła się jeden raz z przechodniem, tak jak ona i wszyscy tutaj pochłoniętym zabawą, śmiejąc się w głos, a na odchodne położył jej na głowie wianek, żartobliwie zabierając jej własny, który przywdziała. Pomachała mu, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu i zaraz ruszyła za Benem, znów łapiąc jego dłoń. Jej stopy same zdawały ją nieść w tańcu do stoiska. - Dobrego przyjaciela? – zapytała uradowana, cieszyła się, że mężczyzna miał ludzi, których mógł nazwać sobie bliskimi. – W takim razie lepiej go wypatruj, najwspanialej jest świętować razem – stwierdziła niemal że śpiewnym głosem. A później sprzedawca zapytał się jej jakie piwo chce. Skąd miała wiedzieć? Nie piła nigdy takiego alkoholu, nie znała jego smaku, więc poprosiła o coś, co brzmiało najbliżej znajomych jej nazw. Miodownik szczęścia nie mógł być zły, prawda? Spojrzała na Bena iskrzącymi ze szczęścia oczami, a następnie spróbowała swojego napoju. Było słodkie, rozgrzewające… Nawet bardzo rozgrzewające. - Jeju, Tobie też jest tak ciepło? – zapytała, a zaraz spojrzała na sprzedawcę. – Czy nie przeszkadzałoby panu, gdybym tu zostawiła płaszcz… I halkę? Sprzedawca tylko się uśmiechnął i nawet posłał Benowi znaczące spojrzenie. Gdyby Laena była bardziej zapoznana z półsłówkami i niedopowiedzeniami, zobaczyłaby, może zrozumiałaby o co chodziło dwóm mężczyznom. Była jednak osobą tak szczerą, że jedyne co przemknęło jej przez myśl, to to że cieszyli się z zabawy naokoło. Zdjęła z siebie wszystkie ciepłe ubrania, zostając w samej sukieneczce. Jej serce się śmiało, a ona lgnęła do mężczyzny bardziej, niż na ich poprzednim spotkanie. Wcale się jednak nad tym nie zastanawiała, przecież już doskonale wiedziała, że ją do niego ciągnęło i że nie miała co z tym walczyć. Obydwoje chcieli być blisko siebie. Po prostu dzisiaj przez tańce i zabawy ta bliskość jeszcze bardziej musiała jej przysłonić wszystko inne. Złapała go za rękę i wciągnęła w wir tańca, podskakując w tradycyjnych krokach, naśladując tutejszą ludność, wraz z nim. - I obrót! – zaśmiała się, przyciskając mocniej jego dłoń do swojej talii i wpędzając ich w tan dookoła. Jej błyszczące, pełne szczęścia i uwielbienia spojrzenie ani na chwilę nie opuszczało jego zielonych oczy. – Dziękuję, że mnie tu zabrałeś.
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Opłata na wstęp: Si Atrakcja: Labirynt 2 i Felix Felicis (w następnym rozegram) oraz nagroda H (ale to w następnym poście też) Efekty: Pachnę amortencją z podwójną siłą (!!!), figurka chochlika gadatliwego, główne nagrody koniczynki
Dobry humor i zabawa jej dopisywały, a lecąca zewsząd muzyka i uśmiechy ludzi dodawały jej jeszcze więcej pewności siebie. Już wiedziała na pewno, że to musiał być wspaniały dzień! Co jeszcze potwierdził fakt, że Jin, TEN JIN, się do niej przytulił! Zupełnie nie wiedziała o co chodziło, ale objęła chłopaka i obróciła się z nim wesoło. I aż chciała prychnąć śmiechem na bardzo wiedzące spojrzenie Val, problem był tylko taki, że ona nie wiedziała, dlaczego się do niej przytula, więc, w skomplikowanym języku kobiecych spojrzeń odpowiedziała jej „Jak możesz mnie tak oskarżać! Nie mam pojęcia czemu”. Oczywiście nie miała nic za złe przyjaciółce i to wszystko traktowała jako powód do jeszcze większej radości i śmiechów… A może to to piwo? Na pewno nie miała zamiaru się nad tym zastanawiać. - Słuchaj się Val! Wie dziewczyna co mówi – wyszczerzyła się do niego. A zaraz pisnęła wesoło i złożyła się ze śmiechu w pół, gdy Val „pomogła” mu zanurkować. Natychmiast wyjęła aparat i zrobiła im zdjęcie. Idealne wspomnienie z idealnego dnia! Po chwili strzeliła też drugie zdjęcie, jak krew płynęła mu z nosa. Widząc minę przyjaciółki, szybko do niej podeszła i położyła jej rękę na ramieniu, jakby chciała jej powiedzieć, że przecież nic się nie stało. Wygłupiali się, podczas wygłupów zawsze coś szło nie tak! To była część zabawy, grunt to reagować na nią z równym entuzjazmem jak na udane rzeczy – tego nauczyła się ze starszym bratem u boku i na przygodach z licznym kuzynostwem. Śmiech był jedyną właściwą reakcją, gdy uszkodzenie nie było niebezpieczne. - Haha! Jin! – poklepała go po plecach, chichocząc cały czas. – To nie Japonia ani Korea! Tutaj nie zjadasz od razu magicznych czekoladek z garna z zaklętym złotem! – prychnęła, kręcąc głową z niedowierzaniem. – O ja cie! Masz galeona! Wszyscy tutaj się wzbogacimy! – wyćwierkała. Od pomysłu Val aż podskoczyła i zaklaskała w dłonie. Kilku ludzi dookoła zaklaskało z nią, trochę się zdziwiła, niemniej, zupełnie jak na zawodach łyżwiarskich, każdemu posłała swój firmowy uśmiech i ukłoniła się z rozbawieniem. - Genialny pomysł! Może znajdziemy więcej złota na końcu! Z takim szczęściem jakie ma dzisiaj nasza trójka, to wszystko może się udać – podekscytowała się i, biorąc pod rękę dwójkę czarodziejów, ruszyła w stronę labiryntu. Leprokonusy mówiły coś o teście tylko dla odważnych i trudnościach po drodze, ale szczerze? Remy się tym szczególnie nie przejęła. Czemóż by miała? Jej poprzednia wyprawa była w celu znalezienia smoka. SMOKA! LODOWEGO OKRUTNEGO! Naprawdę nie widziała powodu, dlaczego miałaby bać się labiryntu z okazji święta, gdzie każdy świetnie się bawił. Co takiego strasznego mogą tam spotkać? Leprekonusa przebranego za bazyliszka? Proszę… Cóż, aż tak się nie pomyliła. Faktycznie już za pierwszym zakrętem przyszło jej spotkać coś, co przywdziało postać bazyliszka i to tak wprawnie, że aż zmroził ją w miejscu. Całkiem dosłownie. Plusy tej sytuacji? Nie był to prawdziwy bazyliszek, bo nie była kamieniem. Minusy? Mogła tylko mówić, bo nie była w stanie się ruszyć. - Emm… - zachichotała z całej głupoty tej sytuacji, gdy zdała sobie sprawę, że została wkręcona przez te krasnale! Szczwane istotki. – Niech Wam będzie! Punkt Wasz! – zaśmiała się w głos, krzycząc ponad żywopłoty labiryntu. Chyba faktycznie przemawiało przez nią wstawienie, bo ani trochę nie przejmowała się skutkami czy konsekwencjami. – A teraz powiedzcie, jak mam się ruszyć! – z każdym słowem chichotała coraz bardziej, rozbawiona tym wszystkim. Leprekonus chyba był usatysfakcjonowany tym, z jakim entuzjazmem przyjęła tę atrakcję i że przyznała im rację, co do trudnych wyzwań. Uśmiechnął się do niej, zdjął po gentelmeńsku kapelusz z głowy i lekko się skłonił. - Cała przyjemność po naszej stronie – a może postanowił jej pomóc, bo i na niego działał zapach amortencji? Cóż, gdyby Remy wiedziała czym była ta tajemnicza perfuma, o której każdy jej mówił, może by się nad tym zastanowiła. Ale tak po prostu stwierdziła, że trafił jej się uprzejmy krasnal. – Wyjaw swój sekret złotko, a zostaniesz uwolniona – i odleciał. Chciała mu pomachać, ale mogła tylko wyszczebiotać „dziękuję!”, co i też uczyniła. - Sekret, sekret... – zastanowiła się, raczej nie miała żadnych mrocznych sekretów do ukrycia, jednak wtedy przypomniała sobie jak w wieku dziesięciu lat pokłóciła się z tą jędzą o rok starszą o jej lądowanie flipa. – Wtedy! Wtedy na zawodach jak miałam dziesięć lat! To faktycznie był lipa a nie flip! Zmora chyba liczyła na lepszą ploteczkę, ale ostatecznie wypuściła ją z uwięzienia, bo dziewczyna faktycznie nigdy nikomu się do tamtego błędu nie przyznała. - No to czas znaleźć wyjście! – wykrzyknęła dziarsko. Nie wiedziała jeszcze, że czeka ich picie eliksirów...
Ostatnio zmieniony przez Harmony Seaver dnia Sob 18 Mar - 22:35, w całości zmieniany 2 razy
Patricia D. Brandon
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : burza kręconych, jasnych włosów; runa protekcyjna za lewym uchem
Opłata na wstęp:tutaj Atrakcja: na razie nie Efekty: jw
Dzień Świętego Patryka był świętem, którego zazwyczaj jakoś szczególnie nie obchodziła. Jednak w tym roku korzystając z okazji, że Meggie, jej dawna koleżanka z reprezentacji odezwała się do niej, postanowiły umówić się na piwo właśnie w Dublinie. Brandonówna nie wiedziała, co ciekawego tam może się dziać, jednak uznała, że jeśli będzie tam muzyka, towarzystwo i alkohol - jest to świetny pomysł. Zwłaszcza po ostatnim stresie, który jej nie odpuszczał uznała, że powinna się zabawić. Jebać wszystko. Kolorowe stragany, w większości utrzymane w odcieniach zieleni i brązu mogły być atrakcją dla kilkuletnich dzieci. Ale fontanny piwne i beczki z tym bursztynowym trunkiem - a nawet zielonym! - to był hit. Zagadnęła nawet Meg, żeby kupić sobie taki złoty kufel, kiedy będą wracać. Ubrana całkiem typowo dla siebie, w wygodny, krótki sweterek, zwykłe czarne dżinsy i narzucone na wierzch brązowe futerko, nieco odróżniała się od reszty ludzi. A przynajmniej tej żeńskiej części. Przykładem była jej koleżanka, była pałkarka reprezentacji, która założyła oczywiście obcisłą sukienkę, która podkreślała jej kobiecość i dodawała seksapilu. Przeważnie kobiety chciały by te cechy były zauważone. I Patricia też chciała, a jakże! Tylko miała, odrobinę inny styl. Przystanęły w końcu przy jednym ze straganów z piwem, aby zamówić pierwszy kufel. W kolejce już okazało się, że nawet wśród Irlandczyków obie "emerytowane" zawodniczki są znane. Wysoki, barczasty młodzian, który na oko miał z jakieś dwadzieścia kilka lat i wyglądał jakby urwał się z okładki Czarownicy, najpierw zagadnął je odnośnie drobnych, by po chwili, kiedy wszyscy mieli już w ręku piwo, rozwinąć temat sportu. Okazało się, że był zapalonym fanem Os z Wimbourne, przez co Pat stała się centrum jego zainteresowania. A jej oczywiście bardzo się to spodobało. Uwielbiała, kiedy ktoś potrafił docenić osiągnięcia, jakie miała na swoim koncie u szczytu swojej formy. Dlatego też rozmowa niezwykle się im kleiła i oboje w wyśmienitym humorze opowiadali sobie o poczynaniach selekcjonerów z tamtego okresu oraz o wynikach rozgrywek. Musiała przyznać, że Tomas był czarujący, zabawny i niestety ale także zbyt młody, by zrozumieć jej perspektywę patrzenia na obecną branżę sportową. Jednak bardzo dobrze im się rozmawiało i Brandon miała doskonały humor, będąc w swoim żywiole, w temacie Quidditcha. Miała. Do momentu, kiedy w pewnym momencie dostrzegła w tłumie jedną z tańczących par. Niech to szlag... Benjamin Auster we własnej osobie. I w dodatku z jakąś białowłosą sikoreczką. Przez krótką chwilę uśmiech jej zbledł, jednak pierwszy raz w życiu, zapanowała nad złością. Skupiła uwagę na przystojnym brunecie, który teraz zawzięcie opowiadał jej jedną z głównych akcji ostatniego meczu Os, na którym przyszło mu być osobiście. Uśmiechnęła się z zainteresowaniem wsłuchując się w tę wypowiedź. Starała się nie zerkać na doskonale bawiącą się parę, która samym widokiem ją drażniła. Tylko dlaczego, do cholery?
Opłata na wstęp:fiuu Atrakcja: Piwo, leprechaudrink Efekty: bonusowy przerzut 1 kostki w każdej lokacji
- Tak - odpowiedział, mrużąc lubieżnie oczy. - Z tobą, wszystko mi się tu podoba. Nie mógł się doczekać, aż zobaczy, jak piwo kapie z jej podbródka, gdy łapczywie będzie wyławiać z garnka monety. Bardzo chętnie zgubi się z nią w labiryncie i błądząc po magicznych zaroślach pozwoli, aby ręką zbłądziła na jej talii. A nader wszystko nie mógł doczekać się skosztowania magicznych piw, do których ją prowadził. Skąd mógł się spodziewać, że ze wszystkich możliwych opcji wybierze akurat miodownik? Nieco zdziwiło go, jak Laena tanecznie podskoczyła, dając się porwać magicznej aurze tłumu. Ale Auster, czy to naprawdę powinno cię dziwić? W końcu nie każdy ma kij w dupie jak ty, niektórzy potrafią bawić się życiem również na trzeźwo. Poczuł się jednak zazdrosny o jej uwagę, gdy zakręciła się z jednym z przechodniów. Chciał do niego krzyknąć, aby nie śmiał dotykać jej swoimi brudnymi łapami. Dostrzegł jednak, że ona tak świetnie się bawi, a więc zaniechał wtrącania się w nieswoje sprawy. Jedyne co zrobił, to pociągnął ją mocniej za rękę. Dzisiaj, jutro, na zawsze. Chciał, aby Laena była już tylko jego. - Tak - odpowiedział lakonicznie, przemilczając ten aspekt ich przyjaźni, gdy w zapomnieniu spędzili wspólnie jedną noc. Na piciu, ćpaniu i przekraczaniu coraz to śmielszych granic. Nie bał się jednak, był pewien, że Morales zachowa to przed Laeną w tajemnicy. W końcu musiałby być ślepy, żeby nie spostrzec, z jaką nadzieją co chwilę na nią zerkał. - Nie martw się, prędzej czy później znajdziemy Paco gdzieś w tłumie. Może łowi obecnie monety w garnkach, a może zabłądził w labiryncie. W każdym razie jakoś się złapiemy. Powiedział, po czym przysunął ją do siebie. - Na razie jestem cały twój - szepnął, gładząc ją czule po policzku. Czar chwili prysł, gdy barman zapytał się, czego sobie życzą. A potem stało się coś, czego zupełnie nie mógł przewidzieć. Chociaż temperatura na dworze nie była zbyt upalna, zaczęła ściągać z siebie kolejne elementy ubioru. Ben uniósł zdziwiony brwi, przyglądając się sprzedawcy, który jedynie posłał mu wielce znaczące spojrzenie. Auster nawet nie zdążył zareagować, a ona stała już na wietrze w kusej, białej sukience. Poczuł, jak nieco się podnieca. Ukrył nagły przypływ emocji, zanurzając usta w zielonym piwie. Spodziewał się łutu szczęścia, no ale żeby aż tak? Zielonooki poczuł, jak kobieta się do niego klei, na co uśmiechnął się zakłopotany. Kasztany za orzechy, to piwo było głównym winowajcą. Ale czy on miał prawo na to narzekać? Odłożył pusty kufel na ladę, rzucając zadowolone spojrzenie barmanowi. Kiwnął niemal niezauważalnie głową, a potem dał się porwać w wir tańca. Nie szło mu za dobrze, ale starał się dotrzymywać jej kroku. Złapał ją pewnie za talię i niepewnie prowadził w opętańczym tańcu. A potem zobaczył kogoś, kogo naprawdę nie miał ochoty widzieć. W niedalekiej odległości od nich stała Patricia, kurwa, Brandon. Tak, ta sama, którą najpierw ochoczo przeleciał a potem niechętnie wygonił z mieszkania. Ta sama, której praktycznie powiedział, że ją kocha. A potem wypisywał do niej żałosne wiadomości po pijaku. Momentalnie znieruchomiał, ktoś na niego z tyłu wpadł. Nawet nie zwrócił uwagi na to, co powiedziała Laena. Skoro Pats mizdrzyła się do jakiegoś przystojniaka, on postanowił, że wcale nie pozostanie jej dłużny. Zwrócił spojrzenie swoich zielonych oczy z powrotem na jasnowidzkę, po czym wpił się chciwie w jej wargi. Ludzie wokoło nich dalej wirowali w szalonym tańcu, ale dla niej świat zatrzymał się na te kilka sekund. Chociaż zrobił to tylko i wyłącznie po to, by wzbudzić zazdrość swojej byłej dziewczyny, teraz już niemal o niej zapomniał. Liczyły się tylko tę piękne usta słodkie niczym miód. Przysunął ją bliżej do siebie, jego ręka ześlizgnęła się już poniżej talii. Nie obchodziło go już nic poza nią. Gdy ich pocałunek się skończył, zapomniał również posłać Pats pełne zawiści spojrzenie. - Przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać - odparł, tonąc w jej błękitnych oczach. Kurwa, była taka piękna i niewinna. I zupełnie nieświadoma bagna, w jakie się wpakowała.
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Laena Aasveig
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Duże, kryształowo-błękitne oczy, często chodzi z wiankami na głowie
- Cały mój – zapytała z łobuzerskim błyskiem w błękitnych oczach, kiedy przesunęła ustami po jego dłoni. – W takim razie bardzo chętnie skorzystam z tego przywileju przez cały czas tutaj. Oh, skąd mogła wiedzieć, w jakie kłopoty ją to mogło sprowadzić. I że tym razem, tak jak obiecał, okłamał ją. Choć on i pewnie sam nie wiedział, że ta zapowiedź była nieprawdą. Nie wiedziała, że przypatrywała im się inna kobieta, ani że dzieliła ona wiele nocy z Benjaminem, a już szczególnie nie wiedziała o tym, co się między nimi wydarzyło. Liczyła się tylko ich dwójka, cudowna muzyka, ten wieczór, taniec, jego ramiona, duże dłonie na jej talii, rytm alkoholu powoli rozgrzewającego ich żyły. Wiele razy bawiła się tak, jak nakazywała tradycja, jak natura wygrywała. Wiele razy dała się porwać tańcu i dotykowi drugiej osoby w nim. Wiele razy obejmowała innych w czczych obrządkach na przywitanie lata, gdy nogi i ręce same nimi wygrywały, nimi, którzy w pełni oddani byli pląsom i zabawie. Ale jeszcze nigdy nie czuła się tak, jak z nim, gdy mocniej przyciągał ją do siebie, gdy nią obracał. Nie zachowywał się jak mieszkańcy jej rodzimych terenów, nie oddawał się muzyce, był jeszcze trochę spięty, a mimo to radowało ją to bardziej niż jakiekolwiek najdziksze Beltane, gdzie zapominała kim była, gdy stopy ją niosły. Może to właśnie o to chodziło? Może to właśnie w tym tkwił sekret, tutaj nie stawała się kolejnym dzieckiem natury, witającym jej zmiany tak, jak ona tego nakazała. Przy nim, w jego ramionach, z jego oddechem tańczących na jej zaróżowionych od zabawy policzkach, była Laeną. Mężczyzna nie widział jej jako kogokolwiek innego, patrzył na nią z nadzieją, pasją, może i trochę z podekscytowanym zastanowieniem, co też im przyniosą dalsze zabawy tutaj? Ona na razie się nad tym nie zastanawiała, dając się porwać zabawie, emocjom, nadziejom i jemu. Skąd mogła wiedzieć, że wtedy, przez chwilę, swą uwagę oddał innej, kiedy jego dłonie dotykały jej z taką błogością? Skąd mogła wiedzieć, że to na nią patrzył, kiedy sama czuła się, jak jej myśli były w stanie krążyć tylko wokół niego? Skąd mogła wiedzieć, że wypatrzył ją w tłumie, skoro dla niej cały ten tłum po prostu zniknął i nic się nie liczyło? Skąd mogła wiedzieć, że to o niej myślał, gdy złączył ich usta, kiedy jego pocałunek był tak spragniony? Skąd mogła wiedzieć, że w jego sercu była inna, kiedy świat po prostu się zatrzymał? Zarzuciła mu ręce na szyję, całkowicie się mu oddając. Taniec, muzyka, śpiewy, świętowanie a u szczycie tego wszystkiego on. Jej serce biło szybciej, myśli rozmazywały się od trunku, szczęście, jego zapachu, głosu, osoby. Po prostu odpłynęła, oddając każde muśnięcie jego ust swoim własnym, każdą zaczepkę w pocałunku, równie łobuzerską odpowiedzią, każde spragnione nasilenie własnym odchyleniem głowy. Tonęła i chciała pociągnąć go ze sobą, by rozpłynęli się w tej chwili. - Więc się nie powstrzymuj – szepnęła, patrząc prosto w jego zielone oczy z mieszaniną ciekawości, ufności i tej nieokrzesanej, dzikiej radości wolnego ducha. – Jest święto. Świętujmy je w pełni. Skoczyła, jednym susem wprowadzając ich w obrót, zarzuciła mu jedną nogę na biodro, podciągając się rękami na jego szyi i pierwszy raz to ona zaczęła ich kolejny pocałunek, czując jak krew szumiała jej w uszach od emocji i tańca.
Opłata na wstęp: dokonana Atrakcja: Labirynt; A - przerzucona na F; Garnek Złota; 2, B, D Efekty: zniżka na 50% do dowolnego sklepu w Hogsmeade; 50g; magiczne soczewki
Frederick miał ten problem, że tak naprawdę nie potrafił zachowywać się inaczej. Jedynie przed własnymi rodzicami potrafił odgrywać rolę grzecznego, posłusznego syna. Być może ze względu na to, jak go wytrenowali, czego od niego oczekiwali i jak bardzo go sobie ustawili. Buntował się zatem na zewnątrz, niejako walcząc z tym, co się z nim działo, walcząc z tym, jaki sam był, okazując się co najmniej fatalnym kompanem podróży, trudnym kumplem i jeszcze gorszym przyjacielem. Były jednak rzeczy, jakich zmienić nie umiał, których przeskoczyć nie potrafił i w efekcie tkwił w miejscu, w którym się znajdował, czasami zastanawiając się, jakim cudem ludzie z nim w ogóle wytrzymywali. - Ta dodatkowo jest bardzo młoda - mruknął jedynie, skoncentrowawszy się chwilowo na piwie i posłał Salazarowi uśmieszek, który świadczył o tym, że doskonale znał tę różnicę, ale nie było sensu o tym jakoś szczególnie długo i głośno dyskutować. Nie byli przedszkolakami, obaj mieli świadomość, co właściwie miał na myśli i tego mogli się po prostu trzymać. - Mogłem się domyślić, panie inwestorze - stwierdził, wyraźnie w tej chwili rozbawiony pragmatyzmem Salazara, jego chciwością, czy jak można byłoby to jeszcze nazwać. Było to zdecydowanie ciekawe, to, jak bardzo mężczyzna nie wychodził ze swojej roli, jak bardzo jego zawód pasował do tego, jak spoglądał na świat. Przynajmniej był w tym absolutnie szczery, a coś podobnego zawsze bardzo podobało się Frederickowi, który nie znosił, gdy inni w jakiś sposób próbowali oszukiwać świat. Wypił podany eliksir, zastanawiając się, czy ta noc w Mungu nie byłaby taka zła, tylko po to, żeby zamienić się ostatecznie w jakiegoś potwornie owłosionego potwora. Jego lisie alter ego było z tego całkiem zadowolone, bo czuło się właściwie w pełni komfortowo, więc nie była to dla niego aż tak wielka tragedia. Na razie, bo prawdę mówiąc, to paradowanie w ten sposób było utrudnione i nawet ta nagroda nie była jakaś niesamowicie pociągająca. - Jak nie upijesz się przy łowieniu, to mogę kupić ci cały kocioł piwa dla uczczenia twojego nowego naszyjnika - zapowiedział, kiedy Salazar rzucił kolejną propozycję, po czym wysłuchał jednym uchem jakichś poleceń i spróbował złapać monety. Tym razem mu się poszczęściło, bo znalazł galeony i coś, co ostatecznie okazało się magicznymi soczewkami. Nagrody pocieszenia nie były takie złe, a mógł spokojnie spakować je do kieszeni.
Jin-woo z każdą kolejną chwilo było co raz zabawniej, bynajmniej aż dziewczyny nie stwierdziły żeby się przejść do labiryntu, wtedy ten okropnie się zestresował. Na miejscu jednak okazało się, iż wcale nie trafiło im się nic strasznego, bynajmniej nie jemu. Na drodze bruneta stanął żmijoptak! Z początku nastolatek przestraszył się, prawdopodobnie z nadmiaru emocji. Nagle jednak okazało się, że stworzenie wcale nie chce go zjeść, a zaczęło go gdzieś prowadzić, nie chciał z początku za nim iść, aczkolwiek lepszego wyjścia chyba nie miał… No i nie chciał ryzykować. Po paru dziesięciu metrach i trzech, albo… Pięciu? Zakrętach i całkowitemu oddaleniu się od reszty, odnalazł gniazdo żmijoptaka, w taki też sposób znalazł skorupki po jajach! Przyjrzał się im dokładnie i spostrzegł, nawet po alkoholu! Że są one sporo warte. - O ja cie... Nie wiem czy mi się zdale ale... Chyba się o tym uczyłem! Niesamowite - mruknął sam do siebie cholernie podekscytowany, nie wiedział do końca, czy aby na pewno uczył się o tym, albo ile są warte te skorupy, ale zdecydował się zatrzymać je mimo wszystko i żyć z myślą, że się wzbogaci. Zachwycony podziękował w duchu i szybko wrócił do Valerie oraz Harmony chwiejąc się nieco i dwa razy wywracając. Swoją drogę skończył z ubrudzonymi spodniami, aczkolwiek na jego twarzy cały czas widniał wielki uśmiech. - Dziewczyny patrzcie co mam! – pokazał im skorupki jajek, które to trzymał w dłoni przez cały czas. – Chyba zostanę milionerem! – Wykrzyczał jeszcze. Jin był przeszczęśliwy i dumny ze swojego znaleziska, po pokazaniu go dziewczynom schował bezpiecznie skorupki do kieszeni od spodni i czekał na sygnał, aby mogli przejść dalej.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Opłata na wstęp:fiuu Atrakcja: Labirynt, kostki: 4 (dementor), eliksir spokoju (później), I (później) Efekty: naszyjniczek, galeony, chochlik i wianek, dementor
Wszystko się może zdarzyć, pomyślała Val wchodząc do labiryntu. Nie potraktowała poważnie zapewnień leprokonusów, w końcu co może zaskoczyć ją, skoro przeżyła wyprawę w poszukiwaniu Okrutnego Lodowego? Gdy weszli do labiryntu spostrzegła, jak jej przyjaciółka nieruchomieje. Na szczęście mogła jeszcze mówić, co wykorzystała, aby opowiedzieć o swoim… najbardziej skrytym sekrecie? Val nie wiedziała zbyt wiele o łyżwiarstwie, skąd mogła więc znać różnicę pomiędzy lipą a flipem? Przyjęła to szczerym śmiechem i wzruszeniem ramionami. Wtedy zauważyła, że nie ma z nimi przyjaciela. - Remy? Gdzie jest tak właściwie Jin? - spytała, zerkając za róg. Tego, co za nim zobaczyła nie spodziewała się w najśmielszych oczekiwaniach. W jej kierunku zmierzał najprawdziwszy na świecie dementor! Nie, to nie mogła być prawda, pomyślała wyjmując różdżkę. Ale cóż mogła poradzić, skoro nie znała zaklęcia patronusa? Nie stop, to nie może się dziać naprawdę - przemknęło jej przez myśl, jak nagle poczuła, że wszystkie pozytywne emocje ulatniają się z jej ciała. Przypomniał jej się w szczególności ten przeklęty dzień, gdy jej ojciec powiedział, że odchodzi. Dziewczyna poczuła kulę w gardle, zrobiła się również cała blada na twarzy. Nie mogła zrobić nic więcej, poza staniem w miejscu z wyciągniętą różdżką i czekaniem, aż zjawa złoży na jej ustach pocałunek. Nie zareagowała więc na radosny głos Jina. Nie słyszała już również Remy, jeśli ta cokolwiek do niej powiedziała. Pomocy, pomyślała, gdy łza spłynęła po jej policzku.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Opłata na wstęp:dokonana Atrakcja: Garnek złota - kostki: 6, litery: C, D, H, I, J Efekty: figurka chochlika gadatliwego, magiczne soczewki, jestem otulony chmurą amortencji, pachnę pieknie i wszyscy mnie kochajcie
Zaśmiał się na jej pisk, dzień świętego Patryka był właściwie chyba jednym z jego ulubionych świąt. Zupełnie niezwiązany z koniecznością spędzania czasu z rodziną, ani żadnymi refleksjami czy obowiązkami. Fakt znalezienia koniczyny tak niesamowicie go cieszył i napawał dumą, że teraz to mógłby i na księżyc dać się wyciągnąć. - To dla mnie? -wziął jednak to piwko, co to mu je Carly dobrodusznie przyniosła i wybombił je w kilka haustów- No jakoś to zniosę. - powiedział żartem, udając, że to niesamowicie ciężka sprawa tak się do niej przykleić na pozostałe atrakcje. Kiedy okazało się, że ma maczać twarz w piwsku, rzucił się twarzą na przód - a jakże - by entuzjastycznie kłapać paszczą w wodzie i wyciągać co popadnie. Pomiędzy kęsami złota lepkonusów, które natychmiast zaczęło znikać, udało mu się wyłowić kilka ciekawych drobiazgów, którymi natychmiast chwalił się Carly, aż nie rozgryzł jakiejś monety. Ta oblała go czymś słodkim, czymś pachnącym bardzo charakterystycznie, zmarszczył brwi, rozróżniając w tych zapachach nuty tego, co było dla niego najbardziej czarujące, więc zamlaskał, w obawie, że opił się właśnie amortencji. - Jak pachnę? - zapytał kontrolnie, chwytając Carly za ramię i spoglądając na nią z uwagą swoimi dwubarwnymi oczami.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Opłata na wstęp: Si Atrakcja: Labirynt 2 i Felix Felicis (w następnym rozegram) oraz nagroda H (ale to w następnym poście też) Efekty: Pachnę amortencją z podwójną siłą (!!!), figurka chochlika gadatliwego, główne nagrody koniczynki
Gdy udało jej się uwolnić z tej lżejszej wersji petryfikacji, była gotowa pójść dalej, ale… Faktycznie, nie było przy nich Jina. - Zaczekaj tu żebyśmy się nie zgubili, ja to sprawdzę – poinstruowała i sama poszła zajrzeć w korytarze. Wolała, żeby przyjaciółka została w bezpiecznym miejscu, wszak wszystkie zmory stamtąd już pokonały, prawda? Zobaczyła chłopaka kilka zakrętów dalej i odetchnęła z ulgą, machając do niego na powitanie. - Jin, to jest niesamowite! – wykrzyknęła, chwaląc go za jego znalezisko. – Wyglądają, jakby były dużo warte! – nie miała tak wprawnego oka jak jej ojciec, ale czarno na białym było widać, że ktoś mógł za nie srogo zapłacić. – Chodź pokazać je Val! Ja nie miałam takiego szczęścia, złapała mnie jakaś bazyliszkowa pasku… O VAL! – krzyknęła do Puchonki, gdy wyszli z powrotem zza zakrętu. – Spójrz, co Jin znalazł! Wszyscy dzisiaj zostaniemy bogaci! Jednak przyjaciółka nie odpowiadała i stała jakoś tak… Nienaturalnie unieruchomiona. - Val? – zapytała niepewnie i podeszła bliżej. Dziewczyna zdawała się ich nie słyszeć. – Val! To już nie jest śmieszne! Przestać się wygłupiać i… – chciała ją złapać za ramię i zwrócić w swoją stronę, ale poczuła, jakie jej ramię jest zimne jakby… Jakby coś zabierało jej ciepło! - Kurwa! – zaklęła i ruszyła biegiem do wejścia labiryntu. Wiedziała co to mogło oznaczać, ale nie potrafiła sobie z tym poradzić. – Jin! Zostań z nią i mów do niej! Cały czas! – rozkazała tonem, który mówił jasno, że jeżeli by tego nie zrobił, rozszarpałaby go na miejscu. Dobrze, że tak bardzo nie oddalili się od wejścia i dziewczyna była w stanie je znaleźć. Już chciała prosić o pomoc leprekonusa, ale wtedy zobaczyła @Scarlett Norwood zmierzającą do labiryntu. - CARLY! – wykrzyczała wręcz w panice. – CARLY, VAL CIĘ POTRZEBUJE! – i nie czekając na nic ruszyła, pokazując drogę do przyjaciółki.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Opłata na wstęp:tutaj Magiczne piwo: Leprechaudrink – jeden przerzut w każdej lokacji Atrakcja: Garnek złota 1 + J -> F Efekty: moneta o równowartości 20 galeonów
Czasami rzeczywiście zastanawiał się, jakim cudem wytrzymuje nerwowo w towarzystwie Fredericka, zwłaszcza kiedy ten swoją ponurą facjatą i nadąsanym tonem obrzydzał wszelkie możliwe atrakcje i deprecjonował każdy pomysł, jakim zechciał się z nim podzielić. Niekiedy można było odnieść wrażenie, że są niczym ogień i woda, zupełnie odmienni usposobieniem, a jednak najprawdopodobniej szanowali siebie wzajemnie dokładnie za te same cechy charakteru: szczerość oraz konsekwencję. Meksykanin doceniał bowiem to, że Shercliffe był sobą w pełni, nie przywdziewał teatralnych masek i nie próbował grać przed nim kogoś innego. Wbrew pozorom oraz płaszcza nieprzystępności otaczającego postać opiekuna zwierząt, mężczyzna wydawał się godnym zaufania kompanem. - Denerwujący typ, choć z drugiej strony takimi zdecydowanie łatwiej manipulować. – Postanowił wtrącić swoje trzy knuty, nie przejawiając ani krzty empatii względem nieznajomej narzeczonej Fredericka. Nie widział powodów, dla których miałby jej współczuć. No, może poza jednym, bo tak jak tolerował obecność niebieskookiego druha, tak niewątpliwie nie chciałby złączyć się z nim obrączkami. – Skoro tak bardzo cię męczy, zerwij zaręczyny. – Podsunął mężczyźnie najprostsze rozwiązanie, nonszalancko wzruszając przy tym ramionami. Nigdy dotąd nie kierował się przecież emocjami, nie dbał o uczucia, i dopiero przy Maximilianie uczył się jak ogromną siłę mogą za sobą nieść. – Wolę określenie biznesmen. – Skwitował komentarz kumpla, acz w zasadzie było mu wszystko jedno, skoro obydwaj dążyli do tożsamych wniosków. Paco miał smykałkę do interesów i doskonale wiedział jak przekuć wysiłek w realne zyski. W końcu wydoili czarki wypełnione eliksirem, pozostawiając w odmętach przeszłości dosyć dziwne przeżycia, które w przypadku Scherliffe’a wiązały się z niezwykle bujnym owłosieniem, zaś Moralesa chwilową utratą wiary w przyjaciół, a raczej pamięci o tym, że ktokolwiek traktuje go jeszcze z lojalnością, a po opuszczeniu tęczowego labiryntu, zajęli miejsce przy sporawym garncu, starając się wyłowić zębami skrywane na dnie monety. – Chcesz mnie upić? – Zażartował, schylając się nad kotłem, jednak pierwsza próba nie poszła po jego myśli, i to wcale nie dlatego że był łasy na piwo. Przeciwnie, może przypadkiem wychynął parę łyków, skupiając się na celu wyzwania, a i tak udało mu się pochwycić tylko jednego miedziaka o równowartości 20 galeonów. – Chyba szczęście mnie opuściło. Próbujemy raz jeszcze? – Zaproponował, nie dając tak łatwo za wygraną, zwłaszcza że póki co jego kompan osiągnął znacznie lepsze rezultaty.
Ostatnio zmieniony przez Salazar Morales dnia Wto 21 Mar - 21:20, w całości zmieniany 1 raz
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Opłata na wstęp:pyk Atrakcja: Piwo, syrenie ale Efekty: zielone i złote łuski na ciele, nienasycone pragnienie
Antonio poprawił włosy i uśmiechnął się szeroko. Miał dzisiaj doskonały humor, wszak nastał dzień na świętowanie! Nie rozumiał co prawda Brytyjczyków, ich obrządków i tradycji, ale jedno wiedział na pewno. Nie może go zabraknąć tam, gdzie jest dostatek piwa, śpiewu i tańców. Przeciskał się więc przed nieco już podchmielony tłum z rękoma w kieszeni, nie dostrzegając na razie znajomych twarzy. Było tu sporo atrakcji, jednak on skierował od razu swe kroki do stoiska z magicznymi piwami. - Poproszę… o, to - wskazał palcem na beczkę za barmanem, kompletnie nie wiedząc, co tak właściwie zamawia. Piwo, które dostał miało ciekawą, zielonkawą barwę i bardzo gęstą białą pianę. Grzecznie upił łyka, potem drugiego, a potem trzeciego… paradoksalnie, poczuł się bardziej spragniony, więc szybko zamówił kolejne. Nawet nie zauważył, jak na jego ciele pojawiły się zielone i złote łuski. Przeczesał włosy, rozglądając się wokoło. Nie spodziewał się, że tłumie ujrzy znajomą twarz, a jednak. Uśmiechnął się na jego widok, zwilżając ponownie wargi. Zapowiada się ciekawy wieczór, pomyślał.
Opłata na wstęp: dokonana Atrakcja: Garnek; 2, B, E Efekty: mam spalone buty, jestem zielona, sklejona z Basilem, wygrałam nagrody, 50g, nastrojny wianek
Musieli wyglądać z Basilem cudownie, kiedy tak łowili złoto w wodzie, zachowując się, jak para dzikusów. Nie mówiąc o tym, że sklejeni ze sobą, w tych zielonych kolorach, prezentowali się zapewne, jak jacyś przybysze z kosmosu, a nie prawdziwi czarodzieje. Nie przejmowała się tym jednak ani trochę, bawiąc się doskonale, zachowując się, jakby jutro miało nie nadejść, jakby świat miał się skończyć w tej chwili. Nic zatem dziwnego, że zaraz zabrała się za dalsze chwytanie zębami tego, co popadnie, nie przejmując się tym, że piwo wpływało jej do nosa, a wcześniej na chwilę omdlała, zapewne pod ilością wrażeń, jakie właśnie na nią spadły. Bo było ich naprawdę dużo! Bawiła się fantastycznie, nawet jeśli miała ryć w ziemi, chociaż nie bardzo wiedziała wcześniej, czemu znalezienie tej koniczyny było takie ważne. Teraz już wiedziała i cieszyła się swoim prezentem, podobnie, jak po chwili z zadowoleniem odkryła, że znalazła prawdziwe galeony! I jakiś wianek, o którym wspomniała, nim Basil zapytał ją, jak pachnie, a ona chwyciła od razu głęboki haust powietrza. - Jak wanilia i cytrusy - zamruczała zachwycona. Wiedziała doskonale, że dokładnie tak pachniała jej amortencja, więc aż westchnęła zachwycona takim obrotem spraw, ale nie dane było jej rozkoszować się tą chwilą, bo niespodziewanie pojawiła się Harmony. Jakim cudem rozpoznała ją pod tą całą zielenią, bosą i wyglądającą, jakby rozkopała połowę ogrodu, nie wiedziała, ale jej Puchońskie serce od razu zabiło mocno. Na ratunek! - Oho, chyba trzeba działać! - zakomunikowała, starając się jakoś z przyklejonym Basilem ruszyć za Harmony, by przekonać się, co takiego mogła zrobić w labiryncie. Bo jak się okazało, właśnie tam się kierowali i początkowo Carly nie mogła zrozumieć, co się tutaj wyprawia, aż nie dostrzegła czegoś, co wyglądało jak dementor. - Masz ci los! A to, co tutaj robi? Spadaj, mam dość oglądania takich rzeczy, najpierw złoty pył sobie z nas kpi, a teraz takie coś! Expecto patronum! - rzuciła, sięgając po różdżkę, która również przykleiła się jej do dłoni i aż nadęła policzki, nie patrząc nawet na słowika, który jak wystrzelony z procy pomknął, żeby pozbyć się paskudnej zjawy. I wtedy coś obok niej zaszeleściło...
Opłata na wstęp: dokonana Atrakcja: Garnek złota; 2, A, I Efekty: zniżka na 50% do dowolnego sklepu w Hogsmeade; 50g; magiczne soczewki; pachnę amortencją
Frederick we wszystkim, co robił, był szczery. Nie znosił udawania, nie znosił również być przesadnie miły, zupełnie, jakby cały składał się z cienia ironii, niezadowolenia, jakby był jedną wielką chodzącą furią, niczym innym. Trudno było powiedzieć, czy byłby innym człowiekiem, gdyby został inaczej wychowany, czy może jednak okazałoby się, że po prostu się taki urodził. Kapryśny, niezbyt przyjemny, skoncentrowany właściwie tylko na własnej osobie, na własnej przyjemności, na tym, żeby jemu żyło się dobrze. Wygodnie, bo to był tak naprawdę jego priorytet. Nie potrzebował poklasku, sławy, czy czegoś podobnego, koncentrował się głównie na komforcie, spokoju i możliwości robienia dokładnie tego, na co miał tak naprawdę ochotę. Dopóki siedział w rezerwacie, zdawał się bezpieczny, ale jak widać, nawet tam ostatecznie dosięgnęły go ręce matki, która postanowiła uprzykrzyć jego egzystencję, jakby oczekiwała, że małżeństwo przemieni go w grzecznego, idealnego chłopca. - Gdyby to było takie proste, już dawno nie bylibyśmy zaręczeni - mruknął jedynie, nie mając zbyt wielkiej ochoty tłumaczyć mu, gdzie dokładnie leżał problem. Sprawa była skomplikowana, a jemu nie uśmiechało się stawać się jeszcze większą czarną owcą, niż był do tej pory. To raziło bowiem w jego wygodę, w to, co cenił sobie najbardziej na świecie i podejrzewał, że tak powinno już po prostu zostać, przynajmniej do czasu, aż nie znajdzie dobrego wyjścia z tej sytuacji. - Sprawdźmy w takim razie, jak mocną masz głowę, panie biznesmenie - stwierdził, starając się nie przejmować skutkami ubocznymi tego picia eliksirów. Może dzięki temu początkowo poszczęściło mu się z tym garnkiem złota i w piwie zdołał wyłowić małe skarby, które zamierzał zatrzymać. Przy drugiej próbie, do której podszedł wywróciwszy uprzednio oczami, jakby chciał w ten sposób powiedzieć Salazarowi, jakie to było głupie, było o wiele gorzej. Pierwsza moneta była fałszywa, a druga... Oblała go jakimś świństwem, które ostatecznie okazało się perfumami z amortencją. Bo jakżeby inaczej! - To kto stawia to piwo? - zapytał, z cieniem irytacji, jak na malkontenta przystało, zastanawiając się, co go jeszcze tutaj spotka, skoro już cały śmierdział, kleił się i był kudłaty.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Patricia D. Brandon
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : burza kręconych, jasnych włosów; runa protekcyjna za lewym uchem
Opłata na wstęp:tutaj Atrakcja: na razie nie Efekty: jw
Mogła się tego spodziewać. Niekoniecznie akurat tego, że spotka Bena właśnie na obchodach irladzkiego święta, ale bardziej tego, że będzie irytował ją jego widok. Zwłaszcza u boku innej, pięknej kobiety. Ale nie pomyślała, że to wydarzy się właśnie tutaj. Ale powiedziała sobie, że będzie obojętna względem jego osoby, będzie zachowywać się jakby nie istniał. Bo w końcu kazał jej usunąć się z jego życia i nie wracać. Dlatego właśnie wróciła rozmowy z Tomasem, próbując nawet nie patrzeć w stronę tamtej pary, tańczącej w tłumie. Oczywiście, nie udało jej się. Kiedy w końcu odwróciła głowę w tamtym kierunku, zobaczyła jak się do siebie kleją i mimowolnie zacisnęła palce na uchu od kafla. Brandon, co Ci się dzieje?! Ogarnij się. On jest dla Ciebie nikim. Nie znaczy już zupełnie nic. To była tylko szczenięca miłostka. Chciałaby, aby tak było. I aby już żaden facet nie zranił jej jak Auster, a także jak kilku innych, których darzyła uczuciem. Chciałaby już nigdy się nie zakochać, bo to przynosi tylko i wyłącznie cierpienie i kłopoty. I za każdym razem jest to samo. Dlatego właśnie, uprzejmie przeprosiła młodziutkiego Irlandczyka, podziękowała za miłą rozmowę i pożegnała się krótko, mówiąc, że niestety musi już wracać. Odkładając prawie pusty kufel na stolik, wmieszała się w tłum, nawet nie odwracając się w kierunku Bena. Powinna zdecydowanie dać sobie spokój z facetami...
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Opłata na wstęp:tutaj Magiczne piwo: Leprechaudrink – jeden przerzut w każdej lokacji Atrakcja: Garnek złota 4 + G, F, G, F + 5, 4 Efekty: 2x moneta o równowartości 20g = 40g, czekoladki z bombonierki lesera: gorączka i omdlenia
Gdyby przyszło im porozmawiać o światopoglądzie, prawdopodobnie w wielu kwestiach by się ze sobą zgodzili. Dusza cynika tkwiła również i w głębi meksykańskiego ciała, jednak w przeciwieństwie do Fredericka z absurdalnymi kolejami losu Paco walczył z czarującym uśmiechem przywdzianym na usta, korzystając w pełni z uroków życia. Takich, które wielu nazwałoby płytkimi, ale nieszczególnie obchodziła go opinia innych, skoro z natury był hedonistą i liczyła się dla niego przede wszystkim doraźna przyjemność… a czy przywdziewał maskę? Pewnie tak, po części jak każdy, co nie oznaczało jednak, że zatracał siebie. Po prostu w porównaniu ze swoim kumplem zdawał się o wiele bardziej przystosowanym społecznie człowiekiem, a rola bawidamka o filuternym spojrzeniu okazała się niezwykle wygodna i przystosowana do jego potrzeb. - Najczęściej problemy i bariery stwarzamy sobie sami. – Nie dopytywał o powody, dla których Shercliffe nie decydował się na zerwanie uprzykrzających codzienność zaręczyn, jednak nie omieszkał jednocześnie skitować krępującej sytuacji, w jakiej mężczyzna się znalazł. Kompletnie nie rozumiał jego pobudek, acz nie zamierzał mu doradzać, a tym bardziej wchodzić buciorami w to grząskie bagno skomplikowanych, międzyludzkich relacji. Wolał myśleć, że to nie jego kłopot. – Naprawdę chcesz mnie upić. – Prychnął za to pod nosem na stwierdzenie Fredericka, z którym wcale nie planował dzisiaj stawać w szranki. Bynajmniej nie dlatego, że cierpiał z powodu słabej głowy. Trening czyni mistrza, a chociaż mógł wlać w siebie wiele procentowych trunków, niekoniecznie uśmiechało mu się leczenie bólu głowy nad ranem podobnymi ilościami kawy. Zwłaszcza, że akurat piwo pijał rzadko. Wzruszył lekko ramionami na wymowne wywrócenie oczami Shercliffe’a, wszak nie miał w zanadrzu żadnych racjonalnych argumentów. Tak, to było głupie, ale nawet oni mogli nieraz zrobić coś głupiego, dlatego przechylił się ponownie nad garncem złota, chwytając między zęby tym razem nie jedną, a cztery monety. Myślał, że to dobrze, szczególnie kiedy dwie z nich po raz kolejny wymienił na galeony. Niestety, następne miedziaki nie były już dla niego tak łaskawe. Najpierw poczuł uderzające cały organizm gorąco, a potem osunął się na wypachnionego amortencją kompana, starając się powrócić do trzeźwości umysłu. Zresztą… to właśnie ta obezwładniająca woń roznosząca się wokół Fredericka sprawiła, że wybudził się z tymczasowego omdlenia. – Fuck… teraz to ja mam ochotę cię upić… – Mruknął jeszcze nie do końca świadomie, dopiero po chwili przywołując się do porządku. Zanim jednak odpowiedział, zamyślił się, dokonując jakże skomplikowanych obliczeń. – Wygląda na to, że ty… – Skinieniem głowy, wskazał na znajdujący się nieopodal bar. – …ale może zrób coś najpierw z tymi perfumami. Dajesz seksem na kilometr. – Nie mógł sobie darować, chociaż poza złośliwym komentarzem utrzymywał już bezpieczny, chłodny dystans, przypominając sobie jak bardzo Fred nienawidził dotyku.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Opłata na wstęp:fiuu Atrakcja: Labirynt, kostki: 4 (dementor), eliksir spokoju (pobudzenia...), I (później) Efekty: naszyjniczek, galeony, chochlik i wianek, dementor (uratowana! <3), eliksir pobudzenia (przekornie nazywany eliksirem spokoju)
Zimno. Przerażające, obezwładniające zimno. I poczucie totalnej beznadziei, zupełnie jakby na tym świecie nie miało jej już nigdy spotkać nic dobrego. Tak czuła się przez kilka chwil, biernie obserwując, jak zbliża się do niej zjawa. Pierwszy raz od dawna była zupełnie bezsilna, nawet nie próbowała się bronić. Po prostu czekała, a te kilkanaście sekund trwało chyba całe wieki. A potem tuż przed nosem Val przemknął świetlisty słowik. Nadzieja? Ratunek? Dziewczyna nie mogła wiedzieć czym jest to światło, poczuła jednak w sercu ciepło. A potem ptak poleciał w kierunku dementora i sprawił, że zjawa rozpłynęła się w nicości Pot spływał po jej czole, ale w końcu westchnęła z ulgą. Efekt stereo minął, słyszała już co działo się wokół niej. Jin stojący nieopodal cały czas do niej mówił, z kolei uświadomiła sobie, że słyszy też… Carly. Przylepioną do nieznajomego chłopaka? - Scarlett! O mój Boże, dziękuję! - Val odwróciła się w jej stronę, chcąc rzucić się jej w ramiona. Zrobiłaby to, gdyby nie mężczyzna, który dosłownie był do niej przyczepiony. Bądź co bądź wcale go nie znała. Poza tym ledwo stała na nogach. - Dzięki. To chyba... jesteśmy kwita? - mruknęła z niemrawym uśmiechem na twarzy. Otarła pot z czoła i głęboko westchnęła. - Chyba, że… - zaczęła, ale skończyła, bo nagle labirynt zaszeleścił i magiczny żywopłot rozdzielił Basila i Carly od Remy, Val oraz Jina. - Aha - dodała, spoglądając na swoich towarzyszy. - Urocze. Znajdźmy może już lepiej wyjście. Powiedziała, łapiąc Remy za rękę. - Przepraszam, spanikowałam… ruszajmy. Chcę już stąd iść. Okazało się jednak, że to nie koniec niespodzianek. Za kolejnym zakrętem trójka uczniów spotkała leprokonusy, które dla każdego z nich niosły tacę z eliksirami. Val nie była w stanie stwierdzić, co znajdowało się w jej butelce ale powiedziano jej, że nie przejdzie dalej póki nie wypije jej zawartości. - No to co. Do dna? - spytała reszty z nieśmiałym uśmiechem. Powoli odzyskiwała dobry humor, nie mogła jednak wiedzieć, jaki magiczny efekt spowoduje wypicie mikstury. Chciała jednak szybko wrócić do innych atrakcji, ludzi, tańca i śpiewu. Więc szybko wypiła zawartość buteleczki. A gdy odłożyła ją na tacę poczuła się przepotwornie… pobudzona. - Idziemy? Idziemy już? Wypiliście? Jak się czujecie? Ja się czuję świetnie, woo! - niemal skakała w miejscu. Po smutku nie było już praktycznie śladu. Teraz biegała wokół nich w kółko.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Opłata na wstęp:tutaj Atrakcja: Piwo Efekty: zamieniam wszystko w złoto
Żaden ze mnie Irlandczyk, ale trzeba przyznać że to święto naprawdę było super. Więc nawet zagadałem do Zochy żebyśmy razem pojechali na rodzinną wycieczkę. Jednak szybko okazało się, że totalnie tego nie przemyśleliśmy i picie piwka wśród jej licznych znajomych wcale nie jest zbyt dobrym momentem na zacieśnianie relacji ojca i córki. Dlatego wysyłam ją do przyjaciół, którzy po raz kolejny ją już zaczepiali, a potem było im niezręcznie widząc mnie. Żegnam się z Zocha powtarzając, że sam nie chce z nią chodzić i w końcu zwyczajnie od niej uciekam (co wcale nie było takie proste - moja córka jest znacznie młodsza i nie pali papierosów, na szczęście był tłum). Ponieważ wyszedłem z domu, a ostatnio jedyną moją pociechą po zakończeniu wszystkiego z Perpą była właśnie Zosia, uznałem że może pójdę jeszcze na jedno piwko. Zamawiam sobie jakieś bardzo fancy, a jego kolor od razu kojarzy mi się z moją decyzją o powrocie do ciemnych włosów. Teraz są bardzo krótkie, więc mogę delektować się wyglądem pierwszorzędnego kryminalisty. Może mój długi kolczyk w uch odrobinę psuł cały obraz. Nawet nie zauważam jak ktoś gapi się na mnie podejrzanie obok uśmiechając się pod nosem. Na dodatek na tyle blisko, że wpadłem na niego odwracając się. Łapię automatycznie rękaw gościa o którego się obijam, przepraszając za swoje niechlujstwo, ale milknę zaskoczony kiedy zauważam, że kurtka jegomościa którego ledwo dotknąłem zamienia się w złoto. - Ee... Nie wiem co się stało - mówię totalnie skonsternowany, dopiero teraz podnosząc wzrok na nieznajomego faceta. Przez chwilę gapię się na niego czekając jak coś odpowie, a potem gapię się bo zastanawiam się czy już go poznałem. - Znamy się - stwierdzam raczej, nie pytam. I ja i mężczyzna obok mnie wyglądamy znacznie starzej niż przy naszym spotkaniu. Wygląda też chyba lepiej niż wcześniej, bo nasze spotkanie wyglądało dość dramatycznie. Teraz nie widziałem na nim żadnych czarnomagicznych zaklęć. Przypominam sobie gdzieś w odmętach pamięci jego imię, a przynajmniej staram się, ale nawet nie wiem czy imię które mi podał było prawdziwe. - Huxley. Sorry za zmianę stylówki - dodaję dość niezręcznie, bo nieczęsto spotyka się ducha, którego nie spodziewało się więcej zobaczyć.