C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Wystawny hotel położony w marmurowej kamienicy przy jednej z magicznych alejek krzyżujących się z ulicą Pokątną. Z zewnątrz wygląda elegancko, choć dość niepozornie i minimalistycznie, ale za to wnętrze… ono z pewnością zaimponuje nawet tym najbardziej wybrednym klientom. Przestrzeń okazuje się znacznie większa, niżeli sugerowałyby wymiary budynku, a to wszystko dzięki nałożeniu na mury skomplikowanego zaklęcia transmutacyjnego. Całość urządzona jest w ekskluzywnym, acz gustownym stylu, odżegnującym się od tandetnego w swej przesadzie przepychu i oślepiających kilogramów złota. Samo El Paraíso słynie jednak nie tylko z luksusu, ale i dyskrecji – obsługa nie wtrąca nosa w nieswoje sprawy, a za dodatkową opłatą można skorzystać także z dobrodziejstw ochronnego zaklęcia Tueri Abi rzuconego na wynajmowane lokum. Poza usługami noclegowymi hotel oferuje również wiele innych rozrywek usytuowanych na przestrzennym parterze. Największą popularnością cieszy się niewątpliwie kasyno z bogato wyposażonym barem, ale i tutejszy klub taneczny gości licznych fanów latynoskich rytmów. Nie mogło zabraknąć i wykwintnej restauracji, której załoga raczy podniebienia klientów między innymi smakami tradycyjnymi dla kuchni meksykańskiej. Każda sala ma swój motyw przewodni i odpowiadającą jej kolorystykę; i tak oto w kasynie króluje czerwień i brąz, w klubie tanecznym rozmaite odcienie błękitu i ciemny granat, zaś w restauracji butelkowa zieleń w połączeniu z modną szarością. Elementem wspólnym pozostają ciemne, masywne, drewniane meble, różniące się jedynie barwą kosztownego obicia. Nadto – gratka dla miłośników sztuki – w korytarzach można podziwiać rzeźby i obrazy różnych, znanych artystów tak ze świata mugoli, jak i tego czarodziejskiego. Nie sposób byłoby przy tym nie wspomnieć o zachodnim skrzydle, swoistej strefie relaksu, w której to hotelowi goście mogą skorzystać z niewielkiego, choć urokliwego basenu. Co istotne, nie jest to wcale taka zwyczajna pływalnia: wodę otacza bowiem piaszczysta plaża z leżakami i palmami, zaś sufit pomieszczenia został zaczarowany, dzięki czemu tworzy realistyczną imitację słonecznego nieba. Zaklęcia podnoszą także panującą tu temperaturę, która oscyluje w granicach 25-30 stopni Celsjusza.
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max doskonale wiedział, co jest na szali. Znał grę w Durnia na wylot i jeszcze chyba nigdy w życiu w nią nie wygrał, a z konsekwencjami jej najgorszych kart musiał mierzyć się tyle razy, że już prawie wszyscy znali jego najgorsze lęki. No, prawie wszyscy bliscy, bo świadomie nie podejmował się gry z osobami, których nie chciał wpuszczać w ten swój pilnie strzeżony światek z jakiegokolwiek powodu. Nie czuł się jednak specjalnie przerażony tym, co może usłyszeć od Paco. Znał go co nieco i wiedział, że nie zajmuje się legalnym zarobkiem, więc poniekąd spodziewał się, jakie sekrety może nosić w sercu, choć nigdy bezpośrednio o nie nie pytał. Skinął tylko głową, gdy Paco uznał, że nie potrzebuje sprawdzać, czy Max mówi w tej kwestii prawdę. W końcu, nie tylko mógł wlać tam truciznę, ale też napełnić fiolkę zwykłą wodą, co nieświadomemu Moralesowi mogło wyjść na niekorzyść. Solberg jednak nie przyszedł tu po to, by go oszukiwać i mimo, że w jednym z jego kieliszków zaraz miało znaleźć się Veritaserum i tak miał zamiar szczerze odpowiadać na każde zadane mu pytanie choć wiedział, że może go to wiele kosztować. Sam również zasłonił Salazarowi oczy, by doprawić jego czwarty drink serum prawdy i w końcu mogli przejść do rozgrywki. -Jakżeby kurwa inaczej. - Mruknął, gdy zobaczył nie tylko wynik swojej pierwszej kości, ale i kartę tarota, jaka szła z nią w parze. Szot zdecydowanie był tu potrzebny. I to nie jeden. Wychylił więc kieliszek, wlewając sobie całą jego zawartość naraz do gardła, po czym odpalił papierosa. -Nie chcę współczucia. - Powiedział, nie musząc nawet patrzeć na złote napisy, bo doskonale wiedział, co one głosiły. Nie patrzył na Paco, a sercem niemiłosiernie go zabolało, gdy mężczyzna postanowił skorzystać ze swojej wygranej. -Ledwo trzynaście. - Odpowiedział szczerze, bo ile wtedy minęło od jego urodzin? Tydzień? Dwa? Nie więcej. Nie rozwijał jednak odpowiedzi, choć mógłby opowiedzieć Paco piękną historyjkę, jak to pożar ten i całe zamieszanie nim wywołane sprawiło, że o mało co nie umarł po tym, jak kumpel sprzedał mu kosę pod serce. Następna tura również nie była jego szczęśliwą, choć tym razem konsekwencje nie miały być aż tak poważne. Nastolatka dopadła "Sprawiedliwość", a karty posłusznie złożyły się w talię, by zdzielić go po łapach. Na ten czas włożył papierosa między usta zaciągając się nikotyną coraz mocniej, po czym wychylił kolejny kieliszek bourbonu,, nie wiedząc, czy to zwykły, czy może doprawiony magią drink.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia 25.03.22 18:30, w całości zmieniany 1 raz
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Podejście do gry mieli dość podobne. Paco także zamierzał odpowiadać na pytania Maximiliana zgodnie z prawdą, niezależnie od tego w ilu kieliszkach nie znalazłyby się kropelki nieprzyjaznego eliksiru. Dlaczego zatem aż tak obawiał się bezbarwnej i bezwonnej cieszy znajdującej się w szklanej ampułce? Odpowiedź na to pytanie wcale nie była tak skomplikowana, za to nierozerwalnie wiązała się z jego największym lekiem oraz kształtem przybieranym przez jego bogina. Morales cierpiał na manię kontroli, toteż oczywistym było, że najbardziej obawiał się utraty kontroli nad sytuacją. Nawet jeżeli wieloma swymi sekretami mógłby się z Solbergiem podzielić, to i tak czułby się pewniej, mając prawo swobodnego wyboru. Na razie jednak nie musiał zamartwiać się na zapas. Los uśmiechnął się do niego bowiem w pierwszej rundzie, zmuszając jednocześnie jego przeciwnika do sięgnięcia po jeden z kieliszków z bourbonem. Uniósł dłonie w obronnym geście, słysząc słowa jakie uwolniły się z ust jego byłego kochanka, ale trudno było zareagować na niefortunne zdarzenie z jego przeszłości inaczej niż współczuciem. Tak, nie bez powodu nazwał je w myślach niefortunnym, bo mimo dramatycznych skutków trudno było przypisywać winę, jak się okazało trzynastoletniemu wówczas chłopcu, który nie mógł poszczycić się jeszcze wyobraźnią tak dalece idącą w parze z doświadczeniem życiowym… a nawet jeżeli Maximilian przewidywał konsekwencje swojego czynu, tak stopień tej winy niewątpliwie należało uznać za mniejszy niżeli w przypadku dorosłej osoby. Potrafił zrozumieć tragedię rodziny, która straciła bliskich, ale nawet ona nie tłumaczyła piętnowania sprawców, zwłaszcza że młodymi często kierowała lekkomyślność i brawura. – Rozumiem… – Mruknął łagodnie, litościwie dla chłopaka nie ciągnąc tematu bolesnego dla niego wspomnienia. Skoro nie chciał współczucia, postanowił uszanować jego decyzję, chociaż myślami nadal wracał do wyimaginowanych płomieni i rozbrzmiewającego w uszach krzyku. Nie miał pojęcia czy ten obraz jakkolwiek odpowiadał rzeczywistości, ale niełatwo było go wyrzucić z głowy. Wyciągnęli kolejne karty, spoglądając na malujące się na nich wizerunki, kiedy nagle durniowa talia uniosła się i zdzieliła Felixa po łapach. Pewnie w normalnych okolicznościach Paco parsknąłby pod nosem, ale teraz wcale nie było do śmiechu. Wiedział bowiem, że następna potyczka może role odwrócić. – Korzystam z przywileju. – Tym razem pamiętał o rytuale, wiedział także że Solberg nadal zręcznie omijał serum prawdy, ale zanim zadał pytanie, sam wsunął do ust jeszcze jednego papierosa, by uspokoić nerwy kołatające się gdzieś pod kopułą. – Co tak naprawdę o mnie myślisz? – Zapytał, niemalże odruchowo sięgając po kieliszek z bursztynowym trunkiem, gotów umoczyć w nim usta. Zabawne, ale chcąc zwilżył gardło o mało co nie złamałby zasad, niewykluczone że wpadając nawet na zastawioną przez byłego kochanka pułapkę. Zatrzymał jednak dłoń w powietrzu, wycofując nadpobudliwe palce, przeklinając jedynie w duchu, że nie pozostawili sobie tej jednej, wolnej szlanki, bo ze stresu zaczynało mu powoli zasychać w ustach.
Pozostałe życia: 6/6 Kieliszek, w którym jest Veritaserum przeciwnika: 2 Kostki na Durnia:6 / Wisielec || 2 / Księżyc [następna tura] Kostka na wypity kieliszek: - Opróżnione kieliszki: -
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pozostałe życia: 3/6 Kieliszek, w którym jest Veritaserum przeciwnika: 4 Kostki na Durnia: 5, kochankowie (poprzednia tura) , 1 i moc (teraz) Kostka na wypity kieliszek: 4 Opróżnione kieliszki: 1,5,4
Bogin był czymś, czego Max zdecydowanie nie chciał wylosować, ale nie ze względu na to, jaki kształt przybierał. Wiedział, że podobny strach nie jest czymś, czego należało się wstydzić. Bardziej bolało go to, że z nową postacią bogina nie umiał sobie jeszcze radzić. Dopóki był to tylko pożar, jakoś jeszcze udawało mu się to przezwyciężyć, ale teraz? Kompletnie nie wiedział, jak obrócić to wszystko w jakikolwiek żart. Cieszył się, że mimo wszystko Paco go na tyle uszanował, by więcej nie ciągnąć tematu. Oczywiście nastolatek wciąż nie miał pewności, co dokładnie zaszło te pięć lat temu, ale myśl, że przez własną głupotę mógłby pozbawić życia tak niewinną istotę była dla niego niemiłosiernie bolesna. Dla niego było to zdecydowanie gorsze niż umyślne morderstwo, a obraz, jaki Morales miał we własnej głowie idealnie odzwierciedlał to, jak całe wydarzenie wyglądało w głowie nastolatka, który przez lata odtwarzał tę chwilę za każdym razem, gdy spotkał się właśnie z boginem. Druga przegrana upoważniała do kolejnego pytania i już tutaj Max zastanawiał się, czy jednak nie nagiąć własnych postanowień, które na siebie nałożył jeszcze przed przekroczeniem progu El Paraiso. Wychylił najpierw szota wiedząc, że to będzie mu potrzebne bardziej niż by tego chciał i po chwilowej kalkulacji postanowił odpowiedzieć. -Nie wiem. Nie potrafię tego zebrać w jedną całość. Wkurwiasz mnie, wkurwia mnie, jak bardzo jesteś wszędzie. Wkurwia mnie, że masz się za lepszego od innych. Wkurwia mnie, że widzisz mnie jako kogoś kim nie jestem. Jednocześnie sam jak idiota ciągnę do Twojego towarzystwa między innymi dlatego, że czuję się przy Tobie bezpiecznie. Mogę być po prostu sobą. - Wywalił z siebie całkowicie szczerze, tym razem nie uciekając wzrokiem poza spojrzenie czekoladowych tęczówek. Nie było to dla Maxa łatwe i kosztowało go zdecydowanie więcej niż fakt, że Morales znał teraz jego największy sekret, ale wiedział jednocześnie, że jeśli w końcu nie wypowie tych słów na głos i to w jego obecności, nigdy nie będą w stanie dojść do porozumienia. Jebany rozsądek, którego ostatnimi czasy nabrał. Odchrząknął jednak, chcąc skupić się na kolejnej rundzie, którą o dziwo to Paco przejebał. -Pytam. - Stwierdził krótko, czekając, aż Salazar nawilży gardło. -Po co w tym wszystkim siedzisz? Nie myślałeś o zmianie branży? - Pytanie było rozwinięte, ale Maxa ciekawiło to od ich rozmowy, gdy Morales wyznał, że nie uznaje przywiązania ze strachu o osoby trzecie. Nastolatek nie wiedział, czy była to prawda, czy łzawa manipulacja, ale rozumiał bardzo dobrze ten powód. Dlatego też chciał poznać, co stoi za tym, że mimo wszystko Paco wybrał pieniądze nad bliskość. Niestety kolejna runda znów wyszła na niekorzyść Solberga, który po raz kolejny przechylił kieliszek z bourbonem, a dzięki "Mocy" poderwał się też z fotela i zaczął podrygiwać jak pojeb. Jego ciało mówiło FIESTA, ale twarz widocznie nie szła z nim w parze.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia 25.03.22 19:39, w całości zmieniany 1 raz
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Wpatrywał się chłopięce rysy twarzy, ściągnięte chyba obecnie w głębokim zastanowieniu, wszak minęła krótka chwila zanim Maximilian postanowił wreszcie otworzyć usta, z których wydobyło się przynajmniej kilka siarczystych przekleństw. Po pierwszym z nich miał ochotę westchnąć cierpiętniczo i utkwić wzrok w podłodze, ale wbrew agresywnemu wydźwiękowi odpowiedzi, jej zwieńczeniu towarzyszyła znacznie łagodniejsza, przychylniejsza nuta. Zwłaszcza kiedy Paco przypomniał sobie słowa, które sam kierował ostatnio do Felixa. Przy tobie czuję się swobodnie i nie muszę udawać kogoś, kim nie jestem. Niewykluczone, że od dawien dawna byli ze sobą szczerzy; nie potrafili jedynie przekuć zasłyszanej prawdy w równie rzeczywiste i solidne fundamenty łączącej ich przecież więzi, której istnienia, niezależnie od jej kształtu, nie dało się zanegować. – No tak… – Mruknął nieco jeszcze zdezorientowany. – Postaram się, by było mnie trochę mniej. Nie chciałbym żebyś wiecznie chodził taki wkurwiony. – Rozmyślnie zdecydował się odnieść jedynie do pierwszej części wypowiedzi Solberga, mając świadomość że sformułowanie tej drugiej najprawdopodobniej kosztowało go więcej nerwów. Patrzył więc nieustępliwie, wprost w te piękne, szmaragdowe ślepia, a mimo że przez usta przemknął cień uśmiechu, starał się przesadnie nie chełpić poczuciem satysfakcji i swoistego rodzaju zwycięstwa, nie chcąc zarazem przeciągać i tak niebezpiecznie cienkiej struny. Niestety kolejna runda nie przyniosła mu już szczęścia. Nagle poczuł się senny, zasłonił również dłonią twarz, ziewając przeciągle, a wreszcie jego palce pomknęły do jednego ze stojących bliżej brzegu kieliszków z alkoholem. Ciekaw był czy będzie świadom tego, że trafił na veritaserum, jeżeli rzeczywiście los rzuci mu taką kłodę pod nogi. Przechylił szkło, racząc się gorzkawym smakiem bursztynowego trunku, a potem podniósł głowę na swojego rywala. – Nie zadałeś przypadkiem dwóch pytań? – Zarzucił mu, jednak w tembrze jego głosu dało się wyczuć spolegliwą nutę; i tak nie zamierzał uciekać od odpowiedzi. – Mógłbym powiedzieć, że dla pieniędzy, ale nie są one priorytetem. Nie są przynajmniej najważniejsze, to tylko umilający wysiłki dodatek. Szczerze? Dla poczucia władzy, dreszczyku emocji i zastrzyku adrenaliny. Dopiero z nożem czy różdżką na gardle czuję, że żyję naprawdę. Poza tym… możliwe, że nie potrafię już żyć inaczej, że nie znam, a może i nigdy nie znałem innego życia. Wdałem się w ojca. – Pomimo braku tak stanowczego tonu, nie okłamywał go. Prawdopodobnie sam nie był do końca pewien pobudek, jakie nim kierują, ale jednocześnie nie wyobrażał sobie porzucić szemranych interesów w kąt. Odpowiedział więc uczciwie, zgodnie z własnym przekonaniem, nie rozwijając jedynie tematu swojej rodziny. Napomknął, że nie był święta, ale gdyby zaczęli teraz o niej rozprawiać, mogliby tu siedzieć i do samego rana. Przygotowali następne rozdanie, po którym Felix zaczął podrygiwać jak na kubańskim festiwalu salsy, na co Paco niestety w tym momencie mógł zareagować jedynie znudzonym ziewnięciem. Na szczęście ożywił się trochę, kiedy dotarło do niego, że przysługuje mu przywilej pociągnięcia przeciwnika za język. – Jakie jest twoje największe marzenie? – Postanowił zadać dość szerokie, ogólne pytanie, jednocześnie dając Solbergowi pewną dozę swobody w jego interpretacji. Tak, widział po który kieliszek sięga jego były kochanek, dlatego wiedział, że serum prawdy na razie pozostawało jeszcze nietknięte.
Pozostałe życia: 5/6 Kieliszek, w którym jest Veritaserum przeciwnika: 2 Kostki na Durnia:2 / Księżyc [poprzednia] || 3 / Moc [obecna] || 1 / Pustelnik [następna] Kostka na wypity kieliszek:2 Opróżnione kieliszki: 2
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pozostałe życia: 2/6 Kieliszek, w którym jest Veritaserum przeciwnika: 4 Kostki na Durnia: 1, kochankowie przerzucona na , 4. 1 i cesarzowa (teraz) Kostka na wypity kieliszek: 3 Opróżnione kieliszki: 1,5,4,3
Nie był zadowolony z tego, co musiał z siebie wyrzucić, a jego twarz wciąż pozostawała nieugięta. Poniekąd robił to celowo, byle tylko tę grę przetrwać i o niej zapomnieć. Żałował tylko, że nie miał do tego odpowiedniego eliksiru. Gdyby tylko pomyślał i zaopatrzył się w niego wcześniej... -Jasne... - Mruknął, oddając się dalej rozgrywce. Zdecydowanie nie był kimś, kto lubił kopać w uczuciach. I tak już powiedział zbyt wiele jak na fakt, że wciąż nie był pod wpływem serum prawdy, które pewnie by mu podobne wyznania znacznie ułatwiło. Nie podobał mu się jednak ten cień uśmiechu na twarzy Moralesa. Miał wrażenie, że ten jak zwykle wyciągnął z tego wszystko, co mu pasowało, całą resztę ignorując kompletnie. Nie komentował jednak już tego, skupiając się na dalszej rozgrywce, która tym razem zaszczyciła go zwycięstwem. -W takim razie możesz wybrać jedno. - Powiedział, bo jeśli Morales faktycznie czuł, że jest to naruszenie zasad, Max miał zamiar dać mu możliwość wycofania się z tego, co było dla niego mniej komfortowe. Mężczyzna jednak postanowił odpowiedzieć, a nastolatek chłonął każde słowo, starając się zrozumieć to, co zawierało się w przestrzeni między nimi. -Rozumiem... - Skwitował krótko. Bardzo dobrze wiedział, co Morales ma na myśli, a jednocześnie nie wszystko mu się tu kleiło. Stracił jednak swoje pytanie i musiał czekać na kolejną szansę, co nie było łatwe, gdy podrygiwało się jak pojeb. -Marzenie? Nie mam marzeń. Mam plany, ale wszystkie są na tyle osiągalne, że nie traktuję ich jako marzenia. - Odpowiedział krótko i konkretnie, po raz kolejny zaskakując samego siebie własną szczerością. Miał wrażenie, że kiedyś już o tym rozmawiali i podał wtedy podobną odpowiedź. Jeszcze miesiąc temu zapewne odpowiedziałby inaczej, ale teraz, gdy nie miał już u boku partnera, z którym mógł planować przyszłość, cała reszta tego, co dzielili przestała mieć jakikolwiek sens. W końcu Paco znów został pokarany i jego drogie koszule zamieniły się w łachmany, a mężczyzna musiał po raz kolejny uraczyć się trunkiem. Po raz kolejny ominął ten podstępny, zmuszający do prawdy, ale Maxowi nie było to potrzebne. Zamiast tego przyznał od razu, że ma zamiar zadać mu pytanie, choć Paco był na tyle senny, że nastolatek obawiał się, że zaraz mu odleci. -Skoro nie potrafisz żyć inaczej niż teraz, jednocześnie nie chcesz ranić bliskich i jednocześnie przyznajesz, że masz dość samotności.... Jaki to wszystko ma sens? - Poukładał sobie wszystko, co zdążył usłyszeć od Moralesa i wywnioskować przez te kilka dni rozłąki i jakoś uformował z tego pytanie, na które odpowiedź pragnął poznać. Wiedział, że wstępuje na prywatne terytorium, ale skoro veritaserum wciąż pozostawało nietknięte, Morales mógł równie dobrze skłamać. Poza tym, to mężczyzna pierwszy wszedł na poważny kaliber pytań, więc i Max postanowił nie mieć wyrzutów sumienia z tego powodu, że chce się czegokolwiek dowiedzieć. Największy problem przyszedł jednak nie w formie pytań, a w formie kolejnej przegranej przez Felixa. -Kurwa. Mać. - Zdążył tylko westchnąć, gdy zdał sobie sprawę, że musi zmagać się z efektem cesarzowej. Efektem, którego nienawidził bardziej niż bogina, czy zdradzania sekretów. Efektem, który zatruwał jego umysł zbyt wiele razy wcześniej i którego naturę tak obsesyjnie od tego czasu próbował poznać. Wbił więc dłoń mocno w osłoniętą materiałem klatkę piersiową, tworząc małą rankę na jej powierzchni, podczas gdy igła wbijała się w jego ciało wprowadzając do krwioobiegu Amortencję. Całe szczęście mógł wychylić kieliszek bourbouny na osłodę, choć zmieszanie alkoholu z eliksirem miłości średnio się zazwyczaj kończyło. Plusem dla towarzysza gry było zdecydowanie jednak to, że wzrok nastolatka momentalnie złagodniał, a na jego licu pojawił się delikatny i rozmarzony uśmiech i choć Max nie był w stanie przestać tańczyć, podszedł do Paco, by zdecydowanie bardziej zmysłowymi ruchami móc cieszyć jego oko. W końcu chciał być teraz jak najbliżej niego i sprawić mu każdą możliwą przyjemność byle tylko mężczyzna zwrócił na niego uwagę.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia 25.03.22 21:20, w całości zmieniany 1 raz
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Żaden z nich nie lubił kopać w uczuciach ani wyznawać ich na głos z pełną stanowczością, nic więc dziwnego że Paco wyciągnął z wypowiedzi wszystko to, co popychało byłego kochanka w jego ramiona, jak gdyby czuł że długo może podobnych argumentów nie usłyszeć. Nie oznaczało to jednak, że zignorował całą resztę. Zanotował w pamięci te cechy własnej osobowości, które Solberga doprowadzają do szału, mając zarazem nadzieję że zdoła popracować, jeżeli nie nad ich wyplenieniem, to chociaż nad załagodzeniem ich skutków. Nie było to łatwe, wszak człowiek stawał się z czasem ofiarą swoich przyzwyczajeń i nawyków, ale Paco starał się już od czasu rozmowy w pizzerii, kiedy to Maximilian wytknął mu wiele błędów, jakie stale popełniał, zamykając go w krzyżowym ogniu pytań i posesywnej, kontrolowanej klatce. Zwykle mężczyzną nie kierowały wcale złe zamiary, jedynie troska o zdrowie i bezpieczeństwo młodszego towarzysza, ale był w stanie zrozumieć, że niekiedy jego podejście może być poczytywane jako zbyt nachalne, naruszające intymność i ograniczające wolność wyboru. Nie powinien również traktować go tak osądzająco ani ferować wyroków na jego temat. Nieco gorzej sprawa rysowała się w przypadku arogancji, ale nawet jeżeli nie był w stanie nagle zmienić charakteru o sto osiemdziesiąt stopni, tak przynajmniej mógł powstrzymać się od nastraszania piórek czy zarozumiałych komentarzy i nie chełpić się swymi osiągnięciami na oczach całego świata. Nie wybierał pytania, odpowiedział na oba, nie chcąc zbywać swego przeciwnika milczeniem. Poza tym Felix nie próbował wycisnąć z niego najmroczniejszych sekretów, żeby musiał uciekać spojrzeniem w inną stronę. Cały czas utrzymywał kontakt wzrokowy, czy to wtedy gdy sam mówił, czy zamieniając się w słuch, kiedy to Solberg przejął inicjatywę. Tym razem chyba nie do końca był przekonany co do jego autentyczności, ale i tak pokiwał głową ze zrozumieniem. Niewykluczone, że chłopak mówił prawdę, w sumie sam mógłby wyrazić się podobnie. Marzenia były po to, żeby je realizować, a jeżeli zdawały się osiągalne lepiej było nazywać je planami. Nie powinien narzekać. W końcu dureń uparł się przede wszystkim na Maximiliana, ale w kolejnej turze to jemu uderzył prosto w twarz, zmuszając nie tylko do wychylenia kolejnego kieliszka z aromatycznym, gorzkawym trunkiem, ale i do pożegnania się z barwną, kosztowną koszulą i spodniami w kancik, które to w mgnieniu oka przemieniły się w stare podarte łachmany. – Tienes que estar bromeando… – Mruknął rozczarowany, bo mimo że pieniądze i luksusy nie zajmowały pierwszego stopnia podium, tak jednak w jego hierarchii wartości plasowały się dość wysoko i już teraz tęskno było mu do przyjemniejszego w dotyku materiału. Postanowił skoncentrować się jednak nie na szorstkości swojej szaty, a na pytaniu Felixa które zaraz po tym wybrzmiało mu w uszach. Najpierw jednak ziewnął, celowo otwierając oczy szerzej, by przypadkiem nie usnąć przed końcem rozgrywki. – Przyzwyczaiłem się do takiego trybu życia, a do tej pory udawało mi się łączyć je z troską o bliskie mi osoby. Prawdopodobnie dlatego, że nie ma ich wielu. Powiedzmy, że jestem względnie spokojny, wiedząc że cała moja rodzina pozostaje bezpieczna w Meksyku. Chętnie ją odwiedzam, jednocześnie trzymając ją jednak na dystans, a tu w Londynie działam sam i mogę liczyć tylko na siebie. Nie chciałem się z nikim wiązać na stałe, bo uczucia usypiają czujność, obnażając nasze największe słabości. Myślałem, że partner będzie dla mnie jedynie groźnym ciężarem. Nietrudno kogoś porwać czy zaszantażować. Dlatego wolałem skupić się na cielesnych uciechach, nie wychodząc poza ramy niezobowiązujących przygód i przelotnych znajomości. Wydawało mi się, że to mi wystarcza... ale nie na wszystko mamy wpływ, a znalazł się w moim życiu ktoś, kto namieszał mi w głowie, przypominając że pieniądze i seks dają jedynie ułudę satysfakcji, jeżeli nie masz u swojego boku nikogo z kim naprawdę chciałbyś się nimi dzielić. Nie brałem takiego scenariusza pod uwagę i nie myślałem nad tym, co będzie dalej. Nadal nie chcę ranić bliskich mi osób i mam nadzieję, że nie zranię też i jego. – Nie natrafił na kieliszek wypełniony serum prawdy, mimo że można by odnieść takie wrażenie. Rozgadał się, po części chyba po to żeby nie przyciąć sobie drzemki, po części jednak czuł się zobowiązany do wyjaśnienia Felixowi, że mimo pragnienia dopięcia wszystkiego na ostatni guzik i trzymania się własnych zasad, nawet on nie ma przygotowanej odpowiedzi na każdą ewentualność. Nie był pewien czy chłopak zrozumie co miał na myśli, ale nie wszystko w jego życiu było takie proste i nieskomplikowane. Nie powiedziałby jednak, że to nie ma sensu, prędzej że dopiero go odnajdywał. Przysunął bliżej siebie kolejną kartę, podpatrując rewers, gotów już przekląć pod nosem, ale Maximilian go wyprzedził, cichym westchnieniem oznajmiając również wynik obecnej tury. Morales odetchnął z ulgą, chociaż bogiem a prawdą, wolałby uniknąć Cesarzowej, niezależnie od tego który z nich miał paść ofiarą amorowej strzały. Nie mógł powstrzymać subtelnego uśmiechu w zderzeniu z rozmarzoną twarzą swojego rywala, a i odruchowo, niczym pies, powiódł wzrokiem za jego wydatnymi kośćmi biodrowymi i poruszającymi się ponętnie bioderkami, które teraz zdawały się zapraszać go do wspólnego, ognistego tańca, ale wziął jedynie głębszy oddech, przymykając oczy – przez co mało co nie odpłynął do krainy Morfeusza – i nie poruszył się nawet z miejsca, udając bardziej obojętnego niżeli w rzeczywistości był. Nie chciał wykorzystywać stanu Felixa, wiedział również że pomimo iż bourbonowy strzał nie był złotym, nie może zadać w tym momencie pytania, które dotyczyłoby jego osoby. Nie byłoby to zagraniem fair, poza tym wielce zakochany sługus Cesarzowej i tak nie odpowiedziałby mu na nie szczerze. Nie pod wpływem miłosnego eliksiru. – Czego najbardziej się boisz? – Odezwał się wreszcie po chwili namysłu. Skoro Solberg bezpiecznie czuł się w objęciu ramion, chciał wiedzieć przed czym tak zręcznie ucieka.
Pozostałe życia: 4/6 Kieliszek, w którym jest Veritaserum przeciwnika: 2 Kostki na Durnia:1 / Pustelnik [poprzednia] || 3 / Cesarzowa [obecna] || 6 / Cesarz [następna] Kostka na wypity kieliszek:5 Opróżnione kieliszki: 2, 5
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pozostałe życia: 1/6 Kieliszek, w którym jest Veritaserum przeciwnika: 4 Kostki na Durnia: 5, kochankowie 6 i gwiazda (teraz) Kostka na wypity kieliszek: 2 Opróżnione kieliszki: 1,5,4,3,2
Chyba nigdy w życiu nie rozmawiali ze sobą aż tak szczerze i otwarcie, bez niepotrzebnie przeszkadzających emocji. Czy naprawdę musieli posuwać się aż do użycia eliksiru prawdy, by w spokoju wywalić z siebie to, co ich dręczyło? Najwyraźniej tak, bo w innym przypadku Max nie potrafił aż tak chłodno podejść do tematu. Nosił w sobie wiele, a przez ostatnie wydarzenia był też znów mocno wybuchowy, więc gdy tylko widział szansę w wyładowaniu tego, co w nim siedziało, po prostu szedł za ciosem. Niestety to Paco obrywał przez to najbardziej, czy na to zasługiwał, czy też nie. Zmiana wizerunku Moralesa nie miała tutaj znaczenia, choć w myśli Max prychnął lekko. W życiu nie spodziewał się, że kiedykolwiek zastanie byłego kochanka w podobnym stanie, a tu proszę, wystarczyła jedna niefortunna kostka. Bardziej jednak niż na wyglądzie mężczyzny, Felix skupiał się na jego słowach. Chciał zrozumieć, naprawdę, ale to wszystko wcale nie było dla niego takie łatwe. -Cóż, życie niekoniecznie obchodzą nasze plany. Sam zresztą widzę w tym dużo dziur logicznych, a to o czymś świadczy. - Jakim cudem byli do siebie aż tak podobni? Paco mówił praktycznie to samo, co Max wypowiadał jeszcze półtora roku temu. Może nie był niebezpiecznym dilerem, ale też nie był osobą, która uczucia traktowała jako coś bez czego nie można się obyć. Widać różnica polegała na tym, że nastolatek dość szybko zrozumiał, że przez długi czas naprawdę się okłamywał i choć wciąż nie wierzył w wielką romantyczną miłość i inne tego rodzaju bzdury, tak jednak wiedział, jak ważne jest mieć obok kogoś aż tak bliskiego, kto nie jest rodziną biologicznie, czy prawnie. Mogli jednak przestać o tym myśleć, bo oto zastrzyk miłości trafił Solberga, który wbrew temu co czuł w tej chwili i co chciał pokazać nie widział nagle świata poza Salazarem. Wciąż przebierając nóżkami ustawił się za mężczyzną obejmując jego kark swoimi ramionami i uginając nieco mocniej kolanka, kręcąc przy tym bioderkami. -Boję się, że myślisz teraz o kimś innym. - Nachylił się szeptając mu do ucha, która zaczepnie trącił językiem. Cała szczerość widocznie poszła się jebać w momencie, gdy Amortencja wkroczyła do krwioobiegu Maxa. Pierdolona symulacja uczucia. Gdyby nie ona, pewnie Solberg nie miałby kompletnie czego żałować i o co się wkurwiać, jak tylko ta pierdolona gra się skończy. Ciężko było mu się odczepić od Paco, ale rozgrywka musiała być kontynuowana. Na nieszczęście nastolatka, ten znowu przegrał, a że nie zostało mu zbyt wiele kieliszków do wyboru wziął pierwszy lepszy nieświadomy tego, że akurat ten drink był doprawiony Veritaserum. Czekał więc na kolejne pytanie, choć tak naprawdę mało go ono obchodziło, gdy zastanawiał się, czy mógłby utonąć w tych głębokich, czekoladowych ślepiach.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia 25.03.22 22:20, w całości zmieniany 1 raz
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Zabawne, że posuwali się do użycia eliksiru prawdy, którego tak naprawdę nikt jeszcze nie wychylił. Najwyraźniej tak jak i w normalnym życiu, tak i w grze obaj umykali gorzkiej prawdzie, niby to starając się trzymać bezpiecznych, komfortowych dla samych siebie schematów. Niby, bo mimo że żaden nie skonsumował chociażby kropli veritaserum tak chyba po raz pierwszy rozmawiali ze sobą tak bezpośrednio i otwarcie, a wzajemnej szczerości nie towarzyszyły, jak to zwykle wcześniej bywało, wybuchy złości i skakanie sobie do gardeł. Niewykluczone, że czegoś się jednak nauczyli albo to sama świadomość istnienia magicznego serum w jednym ze stojących przed nimi kieliszków skłaniała ich do spowiedzi, a skupienie myśli wokół bezwonnej i bezbarwnej mikstury pozwalało jednocześnie stłumić drzemiące wewnątrz emocje na tyle, by zdołać utrzymać nad nimi pełnię kontroli. Ponownie ziewnął, ale tym razem przed przymknięciem powiek uratował go materiał łachmanów drażniący skórę na przedramieniu. Paco przeklął pod nosem, poprawiając zszarzały, poobdzierany materiał, ledwie zasłaniający teraz jego ciało. Wiedział, że kiedy tylko zostanie opróżniona ostatnia kolejka po którejkolwiek stronie stołu jeszcze bardziej doceni wysiłki krawców, u których się zaopatrywał. – Nie wszystko da się zaplanować. – Potwierdził smutno, wzruszając przy tym ramionami, czego zaraz pożałował, bo zwisająca z niego szmata ponownie zaczęła gryźć wystającym miejscami szorstkim włosiem. Można by pomyśleć, że Morales będzie wniebowzięty, kiedy tylko przed oczami ujrzy rozmarzoną, rozkochaną w jego osobie twarz byłego kochanka, ale tak naprawdę i jemu nagły zastrzyk amortencji nie był wcale na rękę. Przede wszystkim miał świadomość, że rozanielone rysy nie mają niczego wspólnego z rzeczywistością, a strzępek wywołanych fałszywie uczuć nie dawał mu żadnego poczucia satysfakcji. Co więcej, nie pomyślał że ten amorowy stan wpłynie również na odczuwalny przez chłopaka obecnie lęk. Solberg nie sięgnął jeszcze po veritaserum, ale Paco wiedział, że tak naprawdę nie tyle chciał okłamać, co raczej nie miał swobody wyboru. Westchnął więc tylko głośno, przymykając powieki. Nie, nie zasnął, za to rozbrzmiewający w uszach szept wywołał przyjemną falę dreszczy przeszywających całe ciało na wskroś i przypominających o wielu upojnych nocach spędzonych w towarzystwie Felixa. Nadal jednak nie reagował na jego sztuczne zaloty, obserwując wyłącznie karty i korzystny dla siebie samego wynik. No, prawie korzystny, bo nagle cała jego twarz pokryła się bolesnymi czyrakami. Powiódł wzrokiem za palcami swego przeciwnika, które chwyciły ten jeden jedyny kieliszek, wzbogacony kropelkami wywaru prawdy. Salazar nie znał się na eliksirach, a przez to nie był pewien czy veritaserum wyprze amortencję czy raczej efekty obu mikstur nałożą się na siebie? Nie było to dla niego aż takie istotne, a to dlatego że podjął decyzję już przed pierwszym przetasowaniem kart. Przyjrzał się raz jeszcze szmaragdowym, lśniącym ślepiom, powstrzymując rodzącą się w nim pokusę. Miał wiele pytań, na które chciałby poznać odpowiedź, zwłaszcza to jedno, które samo cisnęło mu się na usta… Nie. Nie będzie łamał swoich własnych założeń. – Rezygnuję ze swojego przywileju. – Rzucił stanowczym tonem, mimo że gdzieś z tyłu głowy tliła się myśl, że zmarnował niepowtarzalną szansę. Miał jednak swoje powody, które gotów był przedłożyć ponad palącą ciekawość. Karty powróciły na stół, a kolejna runda okazała się dla Moralesa znacznie mniej łaskawa. Durniowa talia zdzieliła go bowiem łapskach, a on sięgnął po losowo wybranego szota, starając się odnaleźć ukojenie w gorzkawym smaku alkoholu.
Pozostałe życia: 3/6 Kieliszek, w którym jest Veritaserum przeciwnika: 2 Kostki na Durnia:6 / Cesarz [obecna] || 4 / Sprawiedliwość [następna] Kostka na wypity kieliszek:3 Opróżnione kieliszki: 2, 3, 5
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pozostałe życia: 0/6 Kieliszek, w którym jest Veritaserum przeciwnika: 4 Kostki na Durnia: 5, sprawiedliwość - przerzucona na 3 Kostka na wypity kieliszek: 6 Opróżnione kieliszki: 1,5,4,3,2,6 BINGO kufa
Jeśli Max miał być całkowicie szczery, to obecność Veritaserum faktycznie była z jego strony psychologiczną zagrywką swojego rodzaju i choć Morales nie sięgnął po kieliszek z serum prawdy, to jednak nastolatek i tak już osiągnął to, po co tak naprawdę tu przyszedł. Co prawda trochę szkoda mu było zmarnowania tak cennego eliksiru na coś tak durnego, ale przecież zawsze mógł uwarzyć sobie kolejną porcję. I tak nie planował zbyt często używać podobnych metod do czegokolwiek. Świadomość, że druga osoba była pod wpływem Amortencji cieszyła chyba tylko pojebanych psychopatów, którzy w inny sposób nie potrafili nawiązać ludzkich relacji. Nie żeby obecna w tym pokoju dwójka specjalnie posiadała talent w tym zakresie, ale zdecydowanie nie potrafili ogarnąć tej "zdrowej" części ludzkich relacji. Teraz jednak Max nie myślał o takich niuansach, gdy jedyne co widział to Morales i jedyne o czym myślał to Morales, a gdy zbliżył się do ucha mężczyzny i poczuł zapach bourbonu wymieszanego z jego perfumami, miał wrażenie, że kompletnie odleci. -Czyli jednak.... - Paco mógł usłyszeć głęboki smutek i złamane serduszko w tonie Maxa, który z tej ciszy wywnioskował, że jednak Morales myśli teraz o kimś zupełnie innym. Nastolatek odsunął się więc lekko, przez chwilę rwąc sobie włosy z głowy, a gdy zobaczył jak Paco obsypuje się czyrakami, po raz kolejny powrócił do niego, obejmując jego twarz dłońmi. -Dla mnie wciąż jesteś tak samo przystojny. Nie martw się. - Ucałował go krótko w usta, kompletnie nie myśląc o zarażeniu się, czy innych higienicznych aspektach tego gestu. Nie zniósł jednak dobrze faktu, że Paco rezygnuje z zadania mu pytania. Będąc naćpanym Amortencją uznał to za potwierdzenie, iż mężczyzna tak naprawdę kompletnie nie interesuje się chłopakiem. Z jeszcze większym smutkiem wyciągnął kolejną kartę, która okazała się zwycięska. Spojrzał więc na Moralesa tym szczenięcym wzrokiem, by zadać mu to jedno, najważniejsze i najintymniejsze pytanie, jakie teraz siedziało w jego głowie. -Pytam, w czym jestem od niego gorszy? - Przez pierdolony eliksir krążący w jego żyłach, nie był w stanie myśleć teraz o niczym innym tylko o Salazarze i o tym, że (według Maxa) ten woli kogoś innego, o kim teraz fantazjuje, gdy Felix robi wszystko, by zwrócić na siebie jego uwagę. Ten cały cyrk nie trwał na szczęście długo, bo gdy tylko Solberg po raz kolejny przegrał i został zdzielony po łapach, wychylił ostatniego drina czując już na szczęście tylko otępienie wywołane allkoholem, ale z pominięciem tej pojebanej Amortencjowej obsesji. -Kurwa.... - Mruknął, podbiegając od razu do swojej torby i zaczynając nieco agresywnie przeczesywać jej zawartość. -NO GDZIE TO KURWA JEST?! - Pytał oczywiście samego siebie, bo Morales i tak nie potrafiłby mu odpowiedzieć na to pytanie. W końcu wyciągnął jakąś fiolkę, prędko odkorkował ją zębami i wlał sobie w gardło jej zawartość. Dopiero czując nienaturalny chłód rozchodzący się po jego płucach otworzył przymknięte przed sekundą powieki i odetchnął, odrzucając kryształ z powrotem do torby.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Psychologiczna zagrywka rzeczywiście okazała się skuteczną metodą, skoro najwyraźniej obaj odczuli presję, koncentrując się nie tylko na szczerych odpowiedziach, ale i na zachowaniu spokoju oraz trzeźwości umysłu, i to pomimo towarzyszącego rozgrywce alkoholu. Paco nadal jednak nie wiedział, jaki cel przyświecał Maximilianowi, kiedy ten przekroczył progi hotelowego pokoju, tłumacząc mu zmodyfikowane zasady durnia i co takiego dokładnie chłopak chciał osiągnąć, upajając go nie bourbonem, a eliksirem prawdy. Nie wszystko dało się jednak w życiu zaplanować, czyż nie? Amortencja zdawała się może nie tyle krzyżować plany, co czyniła sytuację coraz bardziej niekomfortową, nie wiadomo zresztą dla którego z nich bardziej. Maximilian pozostawał nadal nieświadomy, owładnięty obsesyjnym, jednak fałszywie wykreowanym uczuciem, które paliło go od trzewi, a Morales starał się załagodzić skutki opływającej jego krwiobieg mikstury. Reagował więc obojętnością na jego przymizgi, z bólem jednak zdając sobie sprawę z tego, że bijący od niego chłód rani chłopięce serduszko, które nagle uwierzyło że miłość zwycięży wszystko. Prawdopodobnie powinien odpowiedzieć na jego obawy, nawet jeżeli wiedział że nie są one realne, ale człowiek zyskiwał mądrość dopiero po szkodzie. Teraz z kolei korciło go, żeby wstać z fotela i objąć go swoim ramieniem, ale wiedział że nie będzie to najlepszy pomysł, poza tym jego były kochanek i tak szybko do niego powrócił, otulając dłońmi jego twarz. – Felix… – Wydusił tylko z siebie, chcąc przywołać go do porządku, ale powiedzmy sobie uczciwie, w walce z silnym, amorowym wywarem jego słowa nie miały najmniejszych szans. Patowa sytuacja, a jednak odsunął głowę w bok, kiedy Solberg swoimi ustami sięgał jego warg, czym zapewne tylko pogłębił to smutne spojrzenie szmaragdowych, szczenięcych ślepiów. Nie mógł jednak zachować się inaczej. - Nie ma żadnego, który mógłby ci dorównać. – Pomimo nieobecnego stanu nastolatka na pytanie odpowiedział uczciwie, licząc również w duchu na to, że nieco uspokoi zszargane nerwy biednego sługi Cesarzowej, bo nie chciał patrzeć na jego sztuczne, ale nadal cierpienie. Modlił się zresztą w duchu, żeby chłopak przegrał kolejną rundę. Nie to żeby życzył mu źle, po prostu w tym przypadku wydawało się to rozwiązaniem korzystnym dla obu stron. Na szczęście dureń usłuchał się tych próśb, a po odsłonięciu przez Maximiliana ostatniej z kart wszystkie dotychczasowe efekty odpłynęły w nicość. Paco nie musiał się już martwić bolesnymi czyrakami, z przyjemnością powitał również swoją jedwabną koszulę, a Felix… póki co wychylił pozostały kieliszek. – Rezygnu… – Nawet nie zdążył dokończyć, kiedy jego oprzytomniały gość podbiegł do swojej torby, gorączkowo przeszukując jej wnętrze. Obserwował uważnie jego poczynania, nie do końca rozumiejąc o co chodzi, a już całkiem zgłupiał, kiedy Solberg odkorował jakąś tajemniczą fiolkę, wlewając sobie jej zawartość do gardzieli. - Felix? – Zwrócił na siebie jego uwagę. – Co się dzieje? – Zapytał poważnym tonem, przypatrując się mimice twarzy byłego kochanka.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Na szczęście "Cesarzowa" pojawiła się na tyle daleko w rozgrywce, że nie musieli uznawać całej partii za przegraną. Mimo to, nie mogli tak po prostu zignorować tego, co nagle zaczęło się dziać. Cóż, przynajmniej jeden z nich nie mógł, pozostając pod wpływem sztucznej obsesji. Uniknięcie pocałunku faktycznie tylko pogorszyło poczucie złamanego serduszka nastolatka, który już kompletnie niczego nie rozumiał szczególnie, gdy Morales chwilę później wystosował tak pięknie brzmiące w uszach Felixa słowa. Solberg wydawał się rozanielony, jak mantra powtarzając to krótkie zdanie w myślach. Czyli jednak, nie myślał o nikim innym? A może myślał, ale na przykład o swojej babci, która wymagała pilnego leczenia? Albo o kotku, który nie mógł zejść z drzewa? Mózg Maxa pogalopował już na tak dzikie rejony, że ciężko było zrozumieć, co następne pojawi się w tej rozczochranej łepetynie. -Dlaczego w takim razie mnie odtrąciłeś? - Zapytał kompletnie ignorując fakt, że wciąż grali w grę i raczej pytania powinien zachować na swoją wygraną, która jednak miała nawet nie nastąpić. Miał teraz jednak priorytety, a bycie na piedestale u Moralesa biło wszystkie inne na głowę w tym wypadku. Całe szczęście wszystko co złe w końcu dobiega kresu. A przynajmniej w większości. Solberg, choć nadal nieco nieswój, doskonale wiedział, co musi teraz zrobić. Jakby nie było przyszedł tu przygotowany na każdą możliwą ewentualność i miał ze sobą chyba z pół swojego laboratorium, byle tylko nie stwarzać szansy, na chwilę słabości. Przynajmniej dłuższą niż ta, która właśnie miała miejsce. -Hmmm? - Zapytał, ocierając usta wierzchem dłoni. -Już wszystko dobrze. Musiałem wypić antidotum na Amortencję. - Kurwa mać, jak on nie chciał tego mówić! Przez to jednak zdał sobie sprawę, że przecież wychylił wszystkie kieliszki, a co za tym szło wciąż był pod wpływem serum prawdy. Świetnie, naprawdę kurwa świetnie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Nie odtrąciłem cię, Felix, ale gdybym pocałował cię teraz, nie okazałbym ci należnego szacunku. – Wytłumaczył chłopakowi, zapewne niepotrzebnie, skoro ten nadal nie myślał trzeźwo, zmuszony poddać się efektom silnie pobudzającego, miłosnego eliksiru. Na szczęście gra dobiegła końca i wszystko powróciło do normalności. No, przynajmniej w pewnym sensie, bo gorączkowe zachowanie Maximiliana nadal pozostawało dla Moralesa niezrozumiałe. Salazar zapomniał nawet w tym wszystkim, że w krwiobiegu chłopaka cały czas płynie te kilka kropli veritaserum. Przypomniał sobie, dopiero słysząc jego odpowiedź, i to wcale nie dlatego że w innych okolicznościach posądzałby go o kłamstwo. Mimo że nie znał się na eliksirach, tak akurat o tym wiedział jedno: nie tylko skłaniał on do wyznania całej prawdy, ale i do niezwykle wyczerpujących, a nie lakonicznych odpowiedzi. Nie miał co prawda pojęcia jakich słów użyłby Solberg bez udziału mikstury, jednak wydawało mu się że sytuacja nie wymagała aż takiej drobiazgowości. Cóż, przynajmniej dotarło do niego, że chcąc trzymać się swoich założeń, nadal musi zważać na to co przy nim mówi, a raczej o co go pyta. - Nie trafiłem jej, zgadza się? – Przez całą grę nie odczuł wewnętrznego przymusu, więc nie sądził by padł ofiarą przyniesionego przez Felixa eliksiru. Nie oczekiwał zresztą odpowiedzi, chociaż nietrudno było się domyślić, że i tak ją otrzyma. Nie o to mu jednak chodziło. Nie spuszczając wzroku z twarzy swego byłego kochanka, przystanął przy brzegu stołu, na którym stały nadal trzy wypełnione bourbonem kieliszki. – W którym… w tym? Sięgnął po pierwszego szota, bez namysłu wychylając jego zawartość. – W tym? – Chwycił w palce drugi, z którym postąpił podobnie. – A może w tym… – Dłoń na moment zawisnęła w powietrzu, nim kolejna porcja bursztynowego trunku spłynęła po jego przełyku. Paco rozłożył ręce w otwartym, wyzywającym geście, patrząc prosto w szmaragdowe ślepia swego byłego kochanka. Przed wyrażeniem zgody na chytry plan Maximiliana zawahał się, targały nim wątpliwości, a chociaż przyjął konsekwentnie, od samego początku, jedną jedyną strategię, tak podczas gry zrozumiał coś jeszcze. – Nadal nie jestem pewien co chciałeś osiągnąć, ale pozwól że ci to ułatwię. – Wzruszył nonszalancko ramionami, ukrywając dłonie w kieszeniach spodni. Prawdopodobnie w ostatnim czasie czegoś się nauczył, nie bez powodu zrezygnował wszak ze swoich przywilejów, jednak nadal drzemała w nim ta nuta arogancji i zapewne irytującej pewności siebie, skoro teraz zupełnie świadomie zdecydował się złamać zasady gry.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ciężko byłoby Paco zrozumieć, dlaczego Max zachował się tak, a nie inaczej, gdy wszelkie związane z grą efekty umarły. Wszystko to dlatego, że Morales nie znał historii, jaką nastolatek miał z tym zdradliwym eliksirem, nie wiedział ile nocy nie przespał zastanawiając się, czy jeszcze jest pod jego wpływem, nie miał pojęcia, jak wiele kosztowało go naprostowanie piernikowego incydentu i jak bardzo skłoniło go to do zajrzenia wewnątrz siebie, co było dużo bardziej bolesne, niż jakikolwiek fizyczny uraz, jaki w życiu odniósł. Dlatego właśnie pierwsze co zrobił, gdy odzyskał świadomość to sięgnął po tę jedną fiolkę, którą zawsze nosił przy sobie, na wypadek, gdyby miał choć cień podejrzenia, że znów mógł znaleźć się pod wpływem najsilniejszego eliksiru miłosnego na świecie. -Nie trafiłeś. Byłą w... - Nie dokończył, bo Paco już wlewał w siebie zawartość każdego innego kieliszka, czego nastolatek kompletnie nie potrafił zrozumieć. -W czwartym. - Dokończył, gdy już cały bourbon zniknął w przełyku mężczyzny, a Solberg stał tam jak debil i gapił się na niego, nie do końca pewien, co teraz powinien zrobić. Nie miał przecież zamiaru wykorzystywać faktu, że Salazar jest nafaszerowany serum prawdy. Nigdy nie było to jego celem, jak zresztą rozgrywka pokazała, Morales podchodził do tematu bardzo podobnie. -Niczego nie ułatwiłeś. Nie miałeś tego pić. Nie potrzebuję Cię poić veritaserum idioto. - Cóż, skoro Felix sam był zmuszony do prawdomówności, to te słowa chcąc nie chcąc opuściły jego krtań. -Ten eliksir był bardziej dla mnie, żebym sprawdził, czy wizja wyznania tej "strasznej prawdy" cokolwiek zmieni. Ale nie zmieniła. Przez cały czas byłem z Tobą szczery. Może niechętnie, ale byłem szczery i wiem, że byłeś szczery też. Tak naprawdę mogłem tu przynieść dzbanek wody, wmówić Ci, że to magiczny eliksir i nic by się nie zmieniło. Chciałem jednak, by była to uczciwa rozgrywka od początku do końca, choć i tak nie sądziłem, że ją wygram. Żałuję tylko, że trafiłem na to zasrane gówno. - Jak widać godzina milczenia przy stole sprawiła, że Maxio uzbierał w głowie wystarczająco słów, żeby złożyć w końcu jakąś konkretną i przede wszystkim boleśnie szczerą dla siebie odpowiedź. Spodziewał się, że ostatecznie i tak wyzna Paco swój plan, jako że brał w kalkulacje to, iż zostanie poddany działaniu Veritaserum, ale wciąż nie było to dla niego łatwe. Najtrudniejsze w tym wszystkim było to, że nastolatek wciąż nie wiedział, czy taki efekt tego spotkania go cieszy, czy martwi.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie rozumiał, podobnie jak i wielu innych kwestii, które ciągnęły się za Maximilianem jak kula u nogi, ale tym razem nie pytał, po prostu godząc się z tym że chłopak najwyraźniej miał swoje powody, dla których na wszelki wypadek sięgnął dodatkowo po antidotum. Nie musiał tego robić. Amortencja rozpłynęła się w krwiobiegu z chwilą, w której talia durnia eksplodowała w jego dłoniach, oznajmiając tym samym zakończenie rozgrywki. Rozgrywki, która mimo wyłonienia zwycięzcy wcale nie sprawiła, by ten czuł się wygranym, a to nowość, bo akurat Paco do rywalizacji podchodził zawsze ze śmiertelną powagą i niepowstrzymanym zaangażowaniem. Wychylił zawartość pozostałych kieliszków nie tylko dlatego, że szkoda było mu bourbonu, chociaż nie po to zaopatrywał barek w najszlachetniejsze trunki, żeby marnotrawić zawartość szkła. Przyświecały mu zgoła inne pobudki, których nietrudno było się domyślić. Przynajmniej tak mu się wydawało… bo niestety, mimo całej tej otoczki i szczerości, jaką sobie dzisiaj darowali, jedno nie uległo zmianie. Ani Felixowi ani Paco nie można było bowiem odmówić sprytu, ale kiedy tylko kwestia dotykała sfery uczuć, niezwykle ciężko przychodziło im łączenie kropek i wyciąganie sensownych wniosków. – Nie? – Mruknął kompletnie zdezorientowany, unosząc brwi w niemym wyrazie zaskoczenia. Patrzył teraz na Solberga jak na skończonego kretyna, chociaż nie był pewien, który z nich bardziej zasłużył sobie na to miano. – Więc po co to wszystko? – Próbował wytężyć mózgownicę, ale to wszystko nadal nie trzymało mu się kupy, i to nawet po tym jak wysłuchał szczegółów skomplikowanej planu swego byłego kochanka. - Wiem, że byłeś ze mną szczery, ale nadal nic z tego nie rozumiem. – Przyznał posłusznie i uczciwie, tak jak nakazywała mu pochłonięta porcja eliksiru prawdy. – Nie rozumiem o jakiej strasznej prawdzie mówimy ani w jaki sposób dureń miał ci pomóc w zaufaniu mi, skoro nie miałeś pewności, że wypiję veritaserum. Zresztą, jak się okazuje, wcale bym go nie wypił… – Podrapał się po skroni, nim sięgnął po paczkę merlinowych strzał, ale nie wyciągnął papierosa, zamiast tego podchodząc do barku. – Chcesz jeszcze jedną szklankę? – Zapytał, polewając odrobinę bursztynowego trunku do wyciągniętej z drewnianej półki szklanki. Na razie jednak nie chwycił jej w dłoń i nie umoczył na powrót ust w alkoholu. Zamiast tego odwrócił się, spoglądając na Felixa. – Chciałem ją wypić żebyś wiedział, że ci ufam... a amortencja to największy syf zaraz po veritaserum. – Wytłumaczył mu ostatni, być może dość niespodziewany z jego strony gest, nie wyjaśniając jednak jednocześnie dlaczego postanowił również zrezygnować z przysługujących mu przywilejów.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Faktem było, że cała ta akcja mogła pozostawić wiele wątpliwości w ich umysłach, choć o dziwo ten należący do nastolatka nieco się rozjaśnił. Może wciąż było w nim pełno niewiadomych i zamglonych miejsc, ale przynajmniej choć trochę wyjaśnień dziś uzyskał. -Przecież Ci wytłumaczyłem. Mam powtórzyć? - Tym razem to on był skonfundowany, bo przecież przed chwilą wszystko tu Paco ładnie wyłożył, a ten nadal nie rozumiał. -To był mój kijek a Twoja marchewka. Chyba, że Twój kijek też. Nieważne. Jebać metafory. - Próbował to jakoś uprościć, ale jak widać veritaserum nie dawało zdolności krasomówczych, które teraz ewidentnie by się nieco Maxowi przydały. -O prawdzie Paco. Sam ten koncept jest straszny w takich sytuacjach. Poza tym, nie muszę wlewać w ludzi serum prawdy, żeby wiedzieć, kiedy mną pogrywają. Jesteś zupełnie inny, kiedy mówisz szczerze upewniłem się o tym, gdy jeździliśmy konno po Londynie. I nie tylko wtedy, ale sama ta gra wymusza zachowania, których normalnie byśmy z siebie nie wykrzesali. Czasem czyny mówią więcej niż słowa. - Próbował to jakoś rozjaśnić, wciąż nie będąc pewnym, czy przypadkiem jeszcze bardziej nie pogorszył mętliku w głowie towarzysza. Na całe szczęście, ten wpadł na świetną dywersję. -Zawsze. Może jakaś większa by się znalazła? - Minusik szczerości za wszelką ceną polegał jak widać też na niezbyt dobrym kontrolowaniu ciągot do używek. -Nadal nie rozumiem czemu mi ufasz, ale niech będzie. A Amortencja jest zdecydowanie gorsza niż Veritaserum, choć może na to nie wskazywać. Wolałbym codziennie być zmuszony do prawdy, niż choć przez godzinę być pod wpływem tej przeklętej obłudy uczucia. - Widocznie wykrzywił się, gdy mówił o Amortencji. Nic nie mógł na to poradzić, że nienawidził tej mikstury aż do tego stopnia, że wolał już myśleć o Callahanie niż tym "cudownym wywarze".
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Można by rzec, że role się odwróciły, bo tak jak dzisiejsze spotkanie rozjaśniło wiele miejsc w umyśle nastolatka, tak tym razem to Paco czuł, jakby miał przepalone styki. Zrzuciłby winę na karb alkoholu gdyby nie to, że wcale tak wiele nie wypił, nawet zważywszy na zawrotne tempo rozgrywki, ale niestety był względnie trzeźwy, a nadal wyjaśnienia Maximiliana brzmiały dla niego niczym czarna magia. – Tak. – Veritaserum przemówiło za niego, nie zdając sobie chyba sprawy, że twierdząca odpowiedź niewiele tak naprawdę w jego sytuacji zmieni. – Kurwa, Felix… mam nadzieję, że nie marzysz o nauczycielskiej karierze. Jaki kij? Jaka marchewka? – Nadal gapił się na niego jak cielę na malowane wrota, zastanawiając się czy to rzeczywiście efekt marnych zdolności krasomówczych jego byłego kochanka, czy to raczej on był ciężko myślącym słuchaczem. – Taa… jebać metafory… – Machnął ostatecznie ręką, powtarzając zaraz po nim, ale czuł że zwoje cały czas usilnie pracują w nieskutecznej próbie zrozumienia wszystkiego tego, co się tutaj odmerliniło. - Zwykle czyny mówią więcej niż słowa. – Pozwolił sobie zauważyć, wszak sam próbował mu to wytknąć podczas konwersacji na wizzengerze; niewykluczone jednak, że mało skutecznie. Póki co parsknął jednak śmiechem w reakcji na nietypową, acz niezaskakującą prośbę swego byłego kochanka. – Chcesz nas upić? – Zażartował, wcale nie siląc się na poszukiwania większej szklanki. Ba, nawet te które wyciągnął napełnił niewiele poniżej połowy ich wysokości. Nie to żeby czegokolwiek Solbergowi żałował, ale tak nakazywała mu kultura. – Mimo wszystko na pierwszym miejscu postawiłbym veritaserum. – Powrócił do ustalania ich prywatnego rankingu najbardziej znienawidzonych receptur wymyślonych przez eliksirowarów, stawiając na stole dwie szklanki. Zwykle tego nie robił, ale prostym, niewerbalnym zaklęciem usunął również z blatu opróżnione kieliszki. – A propos veritaserum… jak długo będzie jeszcze na nas działało? – Zapytał, nie czując się zbyt komfortowo w rozmowie póki pozostawali pod jej wpływem. Nie ze względu na siebie, wszak zgodnie z prawdą, powiedział chłopakowi że mu ufa, a tym samym nie obawiał się zdemaskowania własnych sekretów. Nie bez przyczyny jednak zrezygnował ze swoich przywilejów w grze, a przez to i teraz trzymał się własnych zasad, uważając by nie powiedzieć jednego słowa za dużo.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No cóż, Max nie był mistrzem jasnego wykładania tego, co w nim siedziało. Niektórzy mogliby podciągnąć to pod jeden z powodów, dla których wolał sobie to odpuścić i uciekać się do półprawd, czy zdawkowych odpowiedzi, ale on wiedział, że po prostu kwestią jest jego skryta natura, którą wykształtował w zbyt młodym wieku, a której teraz nie potrafił tak po prostu zmienić. -Ten eliksir był bardziej dla mnie, żebym sprawdził, czy potrafię w ogóle być z Tobą szczery. Czy.... Czy chcę z Tobą jakkolwiek rozmawiać. Nie powiem, że chodziło tylko o mnie, bo oczywiście byłem ciekaw, jak wykorzystasz tę sytuację, ale jakoś nie było to moim priorytetem. Przyzwyczaiłem się do bycia wykorzystywanym. - Spróbował jeszcze raz, nie mając już pojęcia, jak inaczej to wszystko sparafrazować. -Nigdy w życiu nie będę nikogo uczył. Przynajmniej nie dopóki ostatni pamiętający mnie ze szkoły człowiek nie zdechnie. - Prychnął, bo nigdy nie widział siebie w roli nauczyciela, choć prowadząc kółko eliksirów, czy dając prywatne lekcje okazywało się, że raczej sprawdza się na tym stanowisku. Kochał przekazywać wiedzę, ale jakoś nie czuł się na miejscu bycia jakimkolwiek autorytetem. Szczególnie dla młodzieży w najbardziej popierdolonym wieku. -Nie znasz tego powiedzenia o kiju i marchewce? Taka metoda, że z jednej strony grozisz, z drugiej czeka jakaś nagroda... - Zdziwił się, bo myślał, że każdy wie, o co w tym powiedzonku chodzi, ale jak widać mieli już zbyt przegrzane głowy, żeby to wszystko ułożyło im się w jakąkolwiek logiczną całość szczególnie, że chaotyczne wypowiedzi Maxa w niczym nie pomagały. -Chcę upić siebie. A konkretniej urżnąć się jak świnia. Nie obchodzi mnie Twój stan trzeźwości. - Skoro już o bolesnej prawdzie mówili, to i ta musiała wypłynąć na wierzch. Veritaserum nie oszczędzało nikogo, a poza tym i tak zdradziłoby Maxa widoczne rozczarowanie, jakie pojawiło się na jego twarzy, gdy zobaczył ledwo napełnioną szklankę. -Widać, że nie wiesz o czym mówisz. - Dorwał się do alkoholu przewracając oczami, jakby Paco właśnie pomylił bezoar ze stokrotką. Może i był to kolejny powód, dla którego nigdy nie powinien nauczać w oficjalnej placówce, skoro potrafił odzywać się do mniej zaznajomionych z tematem w ten sposób. -Zależy ile mi wlałeś. Ciebie powinno trzymać jeszcze jakieś.... - Spojrzał na zegarek odliczając sekundy do pełnej minuty, nim skończył zdanie. -Siedem i pół minuty. - Może i wlał mu serum prawdy do kieliszka, ale zrobił to w tak znikomej ilości, że efekt nie miał szans trwać dłużej. Gdyby rozlali całą fiolkę między siebie sprawa miałaby się cholernie gorzej, a oni pewnie nigdy więcej nie mogliby spojrzeć sobie w twarz.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- O, i teraz mówisz z sensem. – Pochwalił go za jasność i precyzję wypowiedzi, których wcześniej nijak nie mógł się doszukać. Pojął, że nie chodziło o sam eliksir prawdy, a swego rodzaju bat nad głową, który pełnił także rolę testu szczerości, udowadniając samemu Maximilianowi czy jest w stanie zebrać się na nią w normalnej rozmowie, w jego towarzystwie… a przynajmniej miał nadzieję, że dobrze to wszystko zrozumiał. – Myślałeś, że wykorzystam sytuację… – Ni to stwierdził, ni to zapytał. – Wiesz dlaczego zrezygnowałem ze swoich pytań? Nie oszukiwałem cię, kiedy mówiłem, że chcę cię lepiej poznać. Poznać, a nie zmuszać do odpowiedzi na pytania, na które być może nie chciałbyś mi odpowiedzieć. Nie mam żadnej gwarancji, że zawsze byłeś ze mną szczery, ale muszę i chcę ci zaufać, bo bez tego nie zbudowalibyśmy żadnej relacji. – Nieważne czy wychyliłby trzy pozostałe kieliszki czy nie, i tak zamierzał rozjaśnić kolejny zamglony obszar w jego umyśle, o ile nadal pozostawał zamglonym. Niewykluczone bowiem, że jego były kochanek wykazał się dzisiaj większą lotnością mózgownicy. – Wbrew pozorom kiedy trzeba, umiem się powstrzymać. Potrafię też utrzymać kutasa w spodniach dłużej niż przez pięć minut. – Pozwolił sobie wytknąć słowa krytyki, które padły pod jego adresem podczas konwersacji na wizzengerze. Nie słychać było jednak goryczy ani żalu w tembrze jego głosu. Po prostu postanowił obrócić tę sytuację w żart, uświadamiając Felixowi, że i on pomylił się w swojej, jakby nie spojrzeć, dosyć krzywdzącej ocenie. - Mam nadzieję, że mówimy jedynie o murach szkoły. Miałeś udzielić mi korepetycji z eliksirów. – Przypomniał się natomiast, nie zważając na to, że skrytykował przed momentem jego belferskie zdolności. Rozbawiony ton wyraźnie świadczył o tym, że nie podważał wcale jego kompetencji. Ba, akurat jeśli mowa o warzeniu magicznych mikstur, trudno byłoby chyba znaleźć lepszego nauczyciela. – Powiedzenie znam, ale uwierz, że nie za bardzo ono pomogło. – Przewrócił wymownie oczami, rozsiadając się na fotelu przed szklanicą dobrego alkoholu, ale przed umoczeniem w nim ust, postanowił odpalić papierosa. – Jeżeli znowu zarzygasz mi dywan, to za siebie nie ręczę. – Westchnął głośno, przewracając wymownie oczami, ale nie odbierał mu tej przyjemności. Nie dzisiaj, kiedy obaj mieli ciężki dzień i miło było rozgonić tę ołowianą, nerwową atmosferę. – Wiem o czym mówię, prawda bywa o wiele bardziej niebezpieczna w skutkach. Przynajmniej w moim przypadku. – Mimo wszystko wolałby przełknąć amortencję niż spędzić kolejne lata życia za kratami Azkabanu, chociaż prywatny ranking znienawidzonych wywarów zapewne u każdego wyglądał nieco inaczej. - Tylko kroplę. – Przyznał, że w kwestii veritaserum był raczej oszczędny, przede wszystkim dlatego, że nie miał pojęcia o jego dawkowaniu. – W porządku, poczekamy. – Poszedł w jego ślady instynktownie, również zerkając na tarczę naręcznego zegarka, a wreszcie oparł się wygodniej plecami o obicie fotela, zaciągając się relaksującą chmurą tytoniowego dymu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Może i mówił jaśniej, ale widocznie znów się nie dogadali, bo westchnął głęboko i oparł się dłońmi o oparcie fotela, jakby potrzebował czegoś, co powstrzyma go przed jebnięciem. - Źle się wyraziłem. Chodziło mi o to, co zrobisz w tej sytuacji. Obiecanki to jedno, ale jak przychodzi co do czego ludziom odpierdala. - Odpowiedział, by następnie zamknąć mordę i wysłuchać tego, co Morales miał jeszcze do powiedzenia. Oczywiście to wszystko miało sens i Max nawet podejrzewałby takie zamiary gdyby nie fakt, że pod wpływem Amortencji myślał wtedy o czymś zupełnie innym. -Oczywiście, że nie byłem z Tobą zawsze szczery. Zresztą ze wzajemnością, to chyba oczywiste. Ale dzisiaj byłem od samego początku. - Trochę niemiło może zaczął to zdanie, ale zdecydowanie lepszą nutą je zakończył, wciąż będąc pod wpływem eliksiru, który nawet nie pozwalałby mu zachować się inaczej. -Tu nadal bym się kłócił. Byłem ciekaw, kogo tym razem zastanę w Twojej sypialni. - Może jednak taka bezgraniczna szczerość nie zawsze wychodziła na dobre, a nawiązywanie do żarcików, też nie zawsze było dobrym pomysłem na rozluźnienie atmosfery szczególnie, że Solberg wciąż nosił w sobie dużo negatywnych emocji, które nie były w stanie zniknąć ot tak po prostu tylko dlatego, że raz w życiu byli ze sobą naprawdę szczerzy. -Tak, tak pamiętam, tylko nie był to najlepszy pomysł w momencie, kiedy najchętniej wyjebałbym Ci ten kociołek w ryj. - Wzruszył ramionami. Prawdę mówiąc, jeśli Max coś komuś obiecywał, to zawsze dotrzymywał słowa, a już szczególnie, jeżeli miało to cokolwiek wspólnego z eliksirami. Uwielbiał łączyć przyjemne z pożytecznym, a tutaj część przyjemna zdecydowanie przeważała za każdym razem. Machnął ręką na dalszą dyskusję o metaforach, powiedzeniach i innych zabiegach stylistycznych. Nie miało to przecież teraz żadnego znaczenia. Przynajmniej nie dla Maxa. -Nic nie obiecuję. - Lojalnie uprzedził, bo po pierwsze nie wiedział w jakim stanie stąd wyjdzie, a po drugie, czy w razie czego będzie w stanie na tyle wstrzymać swoje nudności, by dorwać miskę, toaletę, czy inne naczynie bardziej kulturalne niż środek dywanu. -Nie pierdol mi tu o niebezpiecznej prawdzie, dobra? To, że wyznasz złamanie każdego punktu prawa, w najgorszym wypadku wsadzi Cię do więzienia. To jeszcze nie tak tragiczne rozwiązanie. Nikogo nie wysyłają już na pożarcie dementorom w tych czasach. - Oj zmiana zdania Maxa w temacie eliksirów, a szczególnie Amortencji była praktycznie niemożliwa. Może i Paco nie chciał, by jego szemrane uczynki wyszły na jaw, ale po tym, ile czasu Solberg spędził studiując te wywary i z iloma znającymi temat od podszewki ludźmi na ten temat rozmawiał, był pewien, że to eliksir miłości był tutaj tym bardziej niebezpiecznym. -Kroplę? - Znów spojrzał na zegarek orientując się, że w takim razie od dobrych czterech minut eliksir nie powinien już na niego działać. Widać mówienie prawdy wcale nie było takie trudne, jak się człowiek w tym zagalopował. -Poczekać? Miałem zamiar iść do domu. - Spojrzał zdziwiony, bo nie miał pojęcia, na co Paco chce jeszcze czekać. Siedem minut chyba był w stanie usiedzieć na dupie i sobie nie szkodzić, a Max najwyżej zostałby wzięty za pojebanego i najebanego nastolatka, który pierdoli od rzeczy na ulicy. Nic nowego.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Wzajemne zrozumienie szło w parze wraz z rozwojem znajomości, a przed tym czekała ich raczej długa droga. Nie upłynęło przecież tak wiele czasu od ich pierwszego spotkania po miesiącach na Malediwach, a mimo że początkowo Moralesowi te kilka, może kilkanaście miesięcy wydawało się stosunkowo krótkim okresem, tak zrozumiał że nie ma już do czynienia z tym samym Maximilianem, którego oprowadzał po hawańskich alejach. Chłopak przeszedł ogromną zmianę, przez co tak naprawdę musiał poznać go na nowo… zresztą nawet jeżeli kiedyś próbował usilnie przebić się przez otaczający go mur, tak nie odkrył tego, co w nim drzemie, zamykając się w okowach toksycznej stagnacji, niedającej tej relacji szans na rozwinięcie skrzydeł. – Rozumiem. – Pokiwał głową, tym razem mając pewność, że udało im się dojść do sedna. Musiał przyznać, że Solberg miał łeb na karku, a plan chociaż prosty w swoich założeniach, wydawał się jednocześnie niezwykle sprytnym rozwiązaniem problemów. Nie wszystkich, ale to nadal dobry początek, z pewnością lepszy niż wyzywanie się na łamach wizzengera. – Wiem. – Dodał również, unosząc kącik ust w subtelnym półuśmiechu, chociaż gdzieś w głębi duszy zastanawiał się czy rzeczywiście udało im się zakopać topór wojenny czy dzisiejsza rozmowa pieczętowała jedynie tymczasowe zawieszenie broni. Nie mógł powstrzymać się przed cichym prychnięciem pod nosem, przypominając sobie jak Felix w towarzystwie przyjaciółki wpadli w drzwiach na blondwłosego chłopaka, z którym niewątpliwie nie spędził wieczoru przy grze w szachy. Maximilian wyjątkowo często wypominał mu tę sytuację, co sprawiło że i tym razem uśmiechnął się szerzej, poruszając sugestywnie brwiami. – Zazdrosny? – Pozwolił sobie zażartować, uważając jednak by przypadkiem nie przeciągnąć struny. – Mówisz, jakby było to coś złego. – Mruknął, wzruszając przy tym ramionami, by chwilę później wypuścić z ust chmurę siwego, gryzącego dymu, którą przepił wreszcie łykiem obiecanego już jakiś czas temu nastolatkowi bourbonu. Dopiero teraz mógł delektować się jego smakiem, nie myśląc o rozgrywce i skrywanej w kieliszku miksturze prawdy i musiał oddać samemu sobie, że postarał się w kwestii jakości trunku. - Kociołkiem jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się oberwać. – Rzucił rozbawionym tonem, chociaż do nabijania sińców zdecydowanie nie było mu tęskno, a już na pewno nie przedkładał mordobicia ponad nadrobienie zaległości z warzenia magicznych eliksirów. Cieszył się więc, że będą mieli szanse przeprowadzić nauki w nieco spokojniejszej, bardziej przyjaznej atmosferze. – Felix… – Popatrzył na niego, ponownie przewracając oczami, ale już gotów był nawet machnąć ręką na ten pieprzony dywan, który i tak zbyt wiele ucierpiał. Zresztą nie po to wymyślono zaklęcia czyszczące. – Dementorom może nie, ale wyobrażasz sobie spędzić kilka lat w zamknięciu tylko z sobą samym i własnymi myślami? – Nie mówił konkretnie o nim i jego kruchej psychice, wszak odsiadka w Azkabanie mogła złamać każdego, nawet największego twardziela i nie, nie ukrywał przed nim, że sam również by się jej obawiał. - Kroplę. – Potwierdził, nie mając pojęcia czy to dużo czy mało, ale stwierdził, że nie będzie drążył tematu, zwłaszcza kiedy Solberg oznajmił mu, że i tak zamierzał iść do domu. –Myślałem… – Przerwał, przypominając sobie słowa chłopaka, które teraz znów boleśnie wybrzmiały my w uszach. Wkurwia mnie jak bardzo jesteś wszędzie.. Tak, czasami musiał sobie odpuścić. – Nie będę cię zatrzymywał, ale w takim razie czekam na zaproszenie do wiggenowego. – Potraktował leczniczy eliksir niczym tango, unosząc przy tym szklankę niemalże w geście toastu, zanim upił kilka łyków życiodajnego trunku.
+
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Fakt, że nie widzieli się przez tyle czasu sprawiał, że naprawdę musieli poznać się na nowo. O ile Paco był na tym etapie życia, że był już ukształtowany przez wydarzenia i emocje, tak Max zmieniał się praktycznie z dnia na dzień, szukał siebie i choć wychodziło mu to nadzwyczaj słabo, próbował jakoś wszystko sobie poukładać. Próbował, ale wciąż jeszcze był tylko pogubionym nastolatkiem i mimo szczerych chęci, nie zawsze potrafił podejść do życia tak, jak powinien. Czasami chyba zapominali o tym, jak wiele wiek zmienia między nimi. Plan może nie był tak dobry, jak uczciwe podejście do tematu, ale widać nie do końca wychodziło im przebywanie że sobą bez żadnych zasad, korzyści czy strat w zasięgu wzroku, dlatego też Solberg postanowił wymyślić coś, co choć trochę rozjaśniłoby mu tę popierdoloną relację i pokazało nie tylko to, co Sal o nim myśli, ale i to, co sam myśli i czuje w stosunku do mężczyzny. Wciąż pozostawało kilka niełatwych kwestii w młodym umyśle, ale te musiał przepracować sam i cieszył się, że mimo wszystko Morales uszanował go na tyle, by nie wchodzić na to terytorium podczas ich dzisiejszej gry. -Nie. Nie mam powodów być zazdrosnym z wielu względów. Po prostu brałem pod uwagę taką ewentualność. - Po raz kolejny prawda przez niego przemówiła. Nie obiecywali sobie nigdy niczego, więc i Max nie widział, czemu miałby odczuwać zazdrość. Poza tym, nie był typem zazdrośnika. Najwyżej wyjebał by jednemu i drugiemu porządnie i zrezygnował z dania szansy Paco tego wieczoru. -W tej sytuacji owszem, nie byłoby mi to obojętne szczególnie po ostatnim razie. Ogólnie? Obydwoje wiemy, że to nic złego. W końcu to tylko seks. - Powołał się nawet na słowa Moralesa, jakie te wystosował w jego kierunku na koncercie. Nie chodziło o to, że Paco szukał ukojenia w ramionach przypadkowych kochanków a bardziej o fakt szacunku dla Maxa, którego i tak już dość poważnie podkopał, czy tego chciał, czy też nie. -Nie polecam. A jak już to lepiej oberwać miedzianym. Ładnie wygina się pod wpływem uderzenia i nie zawsze coś połamie. - No tutaj to Pan Ekspert mógł się akurat wypowiedzieć że względu na milion wypadków, jakie miał okazję już przeżyć z kociołkami. Niby nie były to przyjazne wspomnienia, ale jakoś zawsze brała go nostalgia, gdy wspominał czasy szkolnych potajemnych eksperymentów, które nader często kończyły się wizytami w skrzydle szpitalnym. -Nie wyobrażam, masz rację. Różnica jednak jest taka, że sam wybrałeś taką drogę i powinieneś liczyć się z jej konsekwencjami. To my tworzymy prawdę, jaką Veritaserum tylko odkrywa przed innymi. Masz prawo wyboru i wybrałeś akurat tę opcję. Przy Amortencji ten przywilej nie istnieje. Jesteś zdany na łaskę i niełaskę jej działania nawet gorzej niż przy zaklęciu Imperiusa, które niektórzy dzięki naprawdę silnej woli są w stanie złamać. Myślałem, że taki pierdolnięty na punkcie kontroli ktoś jak Ty umie dostrzec tę jawną różnicę. - Lata spędzone tylko z własnymi myślami brzmiały dla Maxa jak bardzo chujowy koszmar, ale nadal nie został przekonany do zmiany zdania. W życiu były gorsze rzeczy, a poza tym Paco sam wybrał drogę łamania prawa, więc jakby nie było musiał mieć gdzieś wkalkulowane, że kiedyś noga może mu się podwinąć. Choć Solberg wątpił, że ktoś taki jak on bierze pod uwagę porażki. -Chyba możemy obiektywnie uznać, że myślenie ostatnio niezbyt dobrze Ci wychodzi. Mówiłem, że nie zabawię tu długo i mam zamiar wrócić do domu. Trzymaj się Paco. W razie czego, wiesz gdzie mnie łapać. - Zebrał swoje rzeczy i wyszedł celowo nie komentując kwestii wiggenowego, bo najpierw musiał przemyśleć sobie kilka spraw nim będzie w stanie obiektywnie podejść do nauczania mężczyzny sztuki eliksirów. + //zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Podczas wieczornych porządków Paco natrafił na jednej z półek masywnego, dębowego regału na opasłą księgę traktującą o najpotężniejszych magicznych barierach i zaklęciach defensywnych z prawdziwego zdarzenia, jaką niegdyś dostał w podzięce za uratowanie życia starszemu, poczciwemu czarodziejowi w walce z dzikim zwierzem w głębi afrykańskiej puszczy. Na widok ozdobnej, pozłacanej obwoluty Morales zapomniał całkiem o zalegającym kurzu i brudzie, nabierając nagle ochoty na odświeżenie sobie wiedzy o pradawnej magii i przećwiczenie nadgarstka dla zachowania jego nienagannej sprawności. Pochwycił więc opasły wolumin w dłoń, otwierając go na pierwszym lepszym rozdziale, w którym autor opisywał działanie dumnie brzmiącego zaklęcia Megszünteti, niezwykle przydatnego również w fachu, jakim parał się właściciel luksusowego hotelu, choć oczywiście tym razem wcale nie o hotelu była mowa. Salazar znał formułę, ale raz na jakiś czas dobrze było ją sobie przypomnieć. Najpierw jednak zgarnął ze stołu srebrną tabakierę, poruszając nad nią kawałkiem osikowego drewna. Rzucając niewerbalnie Arcanum Adscribo, zapieczętował w niej efekt czarnomagicznego zaklęcia Rumpo, świadomie wybierając bolesną, ale nie aż tak niebezpieczną w skutkach pułapkę. Wiedział, że w przypadku niepowodzenia co najwyżej połamie sobie paliczki, chociaż plan był raczej taki, żeby podobnych obrażeń uniknąć. Przygotowania poszły mu dosyć sprawnie, a więc od razu mógł przystąpić nie tyle do opanowania, co raczej utrwalenia sobie czaru, którego dawno nie miał okazji używać. Przez wzgląd na długi okres czasu, jaki upłynął od jego ostatnie próby, zdecydował się również na wypowiadanie kolejnych inkantacji na głos. - Elnyomás. – Mruknął pod nosem, zataczając zwieńczeniem różdżki okrąg nad przeklętą tabakierą, aby wpierw stłumić czarną magią drzemiącą w jej wnętrzu. Miał świadomość, że to pierwszy niezbędny krok, który umożliwiał zyskanie wpływu na zawierający w sobie zakazaną moc przedmiot. – Pecsét. – Nie czekał długo z następną formułą, zdając sobie sprawę z tego, że zwłoka może unicestwić pożądany rezultat Megszünteti. Tym razem poruszył nadgarstkiem na skos, koncentrując się na przekazaniu do srebrzystego naczynia własnej energii. W myślach zwizualizował sobie również jej płynny przepływ, co pozwoliło mu utrzymać skupienie na stającym przed nim wyzwaniu. Pozostał mu ostatni etap, którego celem było całkowite usunięcie zapieczętowanego Rumpo z tabakiery, czyniąc ją na powrót zwykłym, pozbawionym magii przedmiotem użytkowym. – Eltávolítás. – Wypowiedział obco brzmiące słowo dokładnie i stanowczo, wyznaczając kawałkiem osikowego drewna w powietrzu kształt przypominający odwrócony piorun. Koniuszkiem różdżki musnął również tabakierę, zastanawiając czy aby na pewno uczynił wszystko prawidłowo. Cóż… był tylko jeden sposób, by to sprawdzić. Przez moment się zawahał, a jego dłoń zawisnęła gdzieś pomiędzy barwną koszulą a zdobionym brzegiem zaklętego jakiś czas temu obiektu, ale wreszcie mężczyzna złapał palcami tabakierę, przymykając oczy, jakby naprawdę miał oberwać zaklęciem łamiącym kości. Na szczęście taki scenariusz nie miał miejsca, a Paco zyskał pewność, że pamięć mu nie szwankuje i w razie konieczności będzie zdolny wydobyć pełnię potencjału, jaka towarzyszyła Megszünteti. Na dzisiaj odpuścił sobie dalsze próby, czując że zmęczenie daje się we znaki. Nastawił więc OneSpellCoffee i postanowił odpocząć przy filiżaneczce smoczego espresso.
zt.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Samonauka - Transmutacja Marzec 2022 - przed zniknięciem księżyca
Zawsze preferował zakazane zaklęcia albo te, które czarodzieje zwykli klasyfikować jako czary z zakresu obrony przed czarną magią, ale przy okazji kasynowych gier nauczył się również wielu transmutacyjnych sztuczek, a tego popołudnia postanowił je sobie przypomnieć, aby nie wypaść przypadkiem z wprawy. Początkowo sięgnął z półki opasłe tomiszcze spod pióra słynnego w swej dziedzinie eksperta, który tłumaczył zawiłości transfiguracji tak przejrzystym i obrazowym językiem, że nawet skończony kretyn zrozumiałby jak chwycić różdżkę, by zmodyfikować właściwości obranego za obiekt badań przedmiotu, ale po przeczytaniu kilku zdań o zależności zmian, prawach Gampa i Cristoffa, a także rysu historycznego dotyczącego znanej w całym czarodziejskim świecie postaci Proteusza – autora czaru, który zdecydował się wziąć dzisiaj na celownik - stwierdził że nie ma sił na długie, przynudzające wykłady. Zamknął więc księgę, odkładając ją na półkę, a zamiast tego otworzył zwój pergaminu, na którym zawarł wiele własnych, o wiele bardziej skrótowych notatek. Dzięki nim przypomniał sobie odpowiedni manewr oraz kilka przydatnych wskazówek, które najwyraźniej niegdyś przeszły mu przez myśl na etapie opanowywania przydatnej, transmutacyjnej sztuki. Przemknął jeszcze raz spojrzeniem po wyrysowanym schemacie, wyrzucając samemu sobie że zdolności artystycznych to akurat nie ma za grosz, ale na jego szczęście szkic okazał się wystarczająco zrozumiały, zwłaszcza w parze z pamięcią, która nie szwankowała jeszcze na tyle, aby całkiem zapomniał o dawno nieużywanym czarze. Wreszcie chwycił pomiędzy palce kawałek osikowego drewna, zaciskając je mocno u dołu rękojeści. Postanowił w tej kwestii zaufać swym własnym, pergaminowym poradom – podobno w ten sposób łatwiej było mu utrzymać kontrolę nad dziedzictwem Proteusza. Początkowo wykonał ruch „na sucho”, przecinając zwieńczeniem różdżki powietrze, by upewnić się że przybrany przez niego kształt odpowiada temu zachowanemu w zapiskach. Dopiero po tym rozejrzał się po pomieszczeniu, stawiając na blacie kawowego stolika dwie opasłe księgi o różnych kolorach okładek: czerwonej i niebieskiej. Przymknął na moment powieki, żeby skoncentrować się w pełni na rzuconym samemu sobie wyzwaniu, a potem machnął różdżką ponad grzbietami wybranych woluminów, łącząc je za pomocą niewidocznej dla ludzkiego oka transmutacyjnej więzi. Teraz wystarczyło zastosować jakiekolwiek inne zaklęcie z tej dziedziny, by sprawdzić czy Proteusz byłby dumny, a wprowadzone zmiany wystąpią w przypadku obu zaklętych obiektów. Paco poszukał w pamięci odpowiedniego czaru, ostatecznie stawiając na proste acz skuteczne Priopriari pozwalające na drobną ingerencję w strukturę i wygląd przedmiotu. Nie wypowiadał inkantacji na głos, decydując się na niewerbalną formę czarowania, za to stanowczo uderzył zwieńczeniem osikowego drewna o okładkę jednego z tomiszczy, zmieniając jego barwę na butelkową zieleń. Z zadowoleniem patrzył jak również druga z ksiąg farbuje się na jego oczach. Nie poprzestał jednak na tej jednej modyfikacji. Poczekał parę minut, by jednocześnie sprawdzić czy rzucone przez niego zaklęcie Proteusza jest na tyle silne, by utrzymać efekt przez dłuższy czas, a w końcu ze zniecierpliwieniem po raz kolejny godził obwolutę, upiększając ją złotym, kwiecistym wzorem, który pojawił się również nie sparowanym elemencie duetu. Powtórzył czynność raz jeszcze, tym razem doprawiając grzbietom gustownych kolców, a po wszystkim przywrócił przedmiotom ich pierwotny kształt, zaparzając sobie kawę w magicznym ekspresie. Różdżka na powrót wylądowała za paskiem spodni, a Paco pozwolił sobie na odrobinę relaksu przy filiżance gorzkawego trunku.
zt.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Postawmy sprawę jasno, młody Max był napierdolony jak szpak i nikt kto by go zobaczył nie miałby co do tego jakichkolwiek wątpliwości. On jednak miał misję i nawet sam Armageddon nie był w stanie go teraz od niej odciągnąć. Dlaczego napisał najebany do Moralesa? Tego sam nie wiedział i zdecydowanie o tym nie myślał. Teleportację pod wpływem miał opanowaną na szczęście i bez problemu trafił... Nie do własnego pokoju w Inverness, ale pod El Paraiso. Solberg miał plan i to kurwa sprytny, więc oczywiście nie mógł zaczekać aż wytrzeźwieje z realizacją tego pomysłu. Chuj, że słońce dopiero wstawało na nieboskłonie. On miał misję. Bez problemu znalazł pokój, który kojarzył bardzo dobrze i choć logistyka nie sprawiła mu kłopotu, to jednak droga od windy pod drzwi nie należała do łatwych. Nastolatek poznał chyba fakturę każdej ściany w okolicy, z gracją postrzelonej kuny odbijając się od ich powierzchni. W końcu dotarł pod drzwi, oparł się o ich framugę w pozie, która miała być według niego nonszalancka, z jedną ręką podniesioną i zapukał. -Room Service! - Rozległ się jego pijany szczebiot. Nastolatek sam ledwo powstrzymywał się od chichotania z własnego żartu, ale przecież teraz nie dało się być zabawniejszym. A już na pewno nie w jego głowie. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby w tym wszystkim jeszcze przyszedł w pełni garderoby. O nie, Maxio pojawił się tutaj topless jak na wyborach Mistera, z na wpół rozpiętym paskiem, a jego ciało w kilku miejscach kleiło się od rozlanych na niego drinków. Nic jednak z tego nie miało teraz znaczenia, bo przecież był jebanym królem komików!
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie wszyscy mogli cieszyć się weekendem. Morales całą sobotę poświęcił pracy i nadrobieniu zalegających na biurku papierów, jakie to jego podwładni zgromadzili w przeciągu dwóch dni jego zupełnie niespodziewanej nieobecności. Szczęście w nieszczęściu, że niekiedy – aczkolwiek z wyprzedzającą zapowiedzią – wyjeżdżał na dłużej i nie obawiał się pozostawić hotelu w dobrych rękach menadżera, który zresztą i tym razem zajął się bieżącymi sprawami, nie zaprzątając mu głowy drobnicą. Na skutek wybrakowanego nieba Paco nadal czuł się cholernie zmęczony, ale zdając sobie sprawę z tego, że nikt w zawodowych obowiązkach go nie wyręczy, wziął się w garść i uporał ze wszystkim do północy. Myślał, że wysiłek wynagrodzi mu spokojny, relaksujący wieczór ze szklaneczką irlandzkiej whiskey w dłoni, ale chyba wymagał od życia zbyt wiele, bo nagle jego wizbook rozbłysnął jasnym światłem. Początkowo nawet się uśmiechnął na widok nazwiska młodszego kochanka, ale już po pierwszych jego wiadomościach mina mu zrzedła. Nie odmawiał nastolatkowi dobrej zabawy, wszak młodość rządziła się swoimi prawami, ale powiedzmy sobie uczciwie, chłopak zdecydowanie za mocno dał w palnik i pogubił gdzieś zdrowy rozsądek, zapominając o czyhających zewsząd niebezpieczeństwach, pośród których na czele wskazać należałoby wysysające duszę zjawy. Rozmowa z naprutym jak szpadel Felixem nie miała najmniejszego sensu, a Paco nad magicznym ekranem rzucił przynajmniej kilka siarczystych przekleństw, uzmysławiając sobie że tak naprawdę jest bezbronny wobec kretynizmu swego młodszego kochanka. Nie miał pojęcia gdzie chłopak zabalował, a mając na względzie jego opłakany stan, szczerze wątpił, żeby ten odezwał się jak będzie opuszczał teren imprezy. W końcu musiał odpuścić, chociaż położył się do łóżka wkurwiony jak osa, a i tak nie mógł spać spokojnie, kiedy wyobraźnia usilnie przypominała mu o ich ostatnim spotkaniu ze zjawą w czarnym płaszczu. Nie sądził, żeby udało mu się w nerwach zasnąć, jednak zamknął oczy, żeby chociaż odrobinę się wyciszyć i zregenerować. Nie był pewien jak wiele czasu upłynęło, kiedy w uszach wybrzmiało mu donośne pukanie. Narzucił na ramiona gustowny, satynowy szlafrok, żeby nie otwierać drzwi w samej bieliźnie, acz musiał przyznać że nie oczekiwał iż ujrzy za nimi właśnie swego młodszego kochanka. Przez moment patrzył tylko jak wryty na jego wyszczerzony uśmieszek i odsłoniętą klatkę piersiową. – Nie zamawiałem obsługi, a już na pewno nie topless. – Chociaż sam komentarz niósł za sobą żartobliwy wydźwięk, Salazar wypowiedział go poważnym, beznamiętnym głosem. Targały nim bowiem skrajne emocje: z jednej strony miał ochotę trzepnąć Maximiliana w ten jego głupi łeb, wytykając przy okazji że narobił pewnie wstydu przy ochronie, ale z drugiej cieszył się, że chłopak bezpiecznie trafił do jego pokoju. Lekko uniesiony kącik ust zdradzał zresztą, że gdzieś pod płaszczykiem palącej złości Paco skrywa również nutę radości i ulgi. Zaprosił go gestem dłoni do środka, podchodząc do barku, żeby nalać im dwie szklanki wody. – Jak się tu dostałeś? – Zapytał nadal dosyć chłodnym, oschłym tonem, w międzyczasie sięgając po paczkę merlinowych strzał. Pozwolił sobie odpalić jednego i zaciągnąć chmurą siwego dymu, zanim rzucił tekturowe pudełko na blat stolika przed Felixem.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zdążył tylko ledwo poprawić pasek torby przewieszony przez jego ramię, gdy drzwi otworzyły się i stanął w nich Morales w pięknym szlafroku z zaledwie bielizną pod nim. Max nie byłby najebanym sobą, gdyby w pierwszym odruchu nie nacieszył oczu tym kuszącym widokiem. -W takim razie uznaj to za spóźniony prezent na Walentynki. - Wyszczerzył się i nachylił, muskając wargami policzek mężczyzny, podczas gdy wolna dłoń tradycyjnie sięgnęła torsu Moralesa, nim Max w końcu chwiejnym krokiem wtoczył się do wnętrza hotelowego pokoju. Ochrona tego przybytku zdecydowanie nie mogła narzekać na nudne zmiany kiedy tych dwoje pozostawało w dobrych relacjach. Były ślizgon był chyba wystarczająco charakterystyczny, albo jego tutejsze odpały na tyle zapadały w pamięć, że "bramkarze" kojarzyli jego ryło, choć nie zawsze oznaczało to, że chętnie wpuszczali jego zapijaczone cztery litery do wnętrza El Paraiso. Tego pięknego, kwietniowego poranka jakoś jednak udało mu się przekroczyć luksusowy próg Salazarowych włości i tylko to się dla niego teraz liczyło. Przecież miał sprawę, która za nic nie mogła czekać! Pozwolił, by torba zsunęła się z jego nagiego ramienia na podłogę, po czym sam powiódł wzrokiem za podchodzącym do barku mężczyzną. Pijany mózg nastolatka oczywiście robił sobie nadzieję na kolejną porcję alkoholu, ale niestety tym razem srogo się zawiódł, gdy otrzymał ni mniej, ni więcej, jak szklankę zwykłej, pospolitej wody. -Windą! - Odpowiedział, jakby wykrył kurwa najsprytniejszy sposób dotarcia do drzwi pokoju Moralesa. Oczywiście nie myślał logicznie i nie skumał, że mężczyźnie chodziło o nieco większy obrazek. W tej chwili nie miało to szczególnie znaczenia skoro bawił się wyśmienicie. W przeciwieństwie do wyrwanego ze snu Paco. -Słuchaj. - Zaczął, gdy jakoś udało mu się odpalić papierosa. Ton miał śmiertelnie poważny, a wskazujący palec wyciągnięty w stronę starszego kochanka dobitnie pokazywał, że ni chuja nie są to żadne przelewki. -Bo ja to sobie myślałem sobie. No i doszedłem do wniosku, że lecimy do Grecji. - Powiedział, wywalając z siebie myśl, która przyszła do niego gdzieś w trakcie rozbieranego barona. -Tam plaża jest i drinki są. I CHMIERY! - Palec powędrował ku górze, jakby nastolatek dokonał epokowego odkrycia. Zaciągnął się szlugiem, chwiejąc się lekko w fotelu i przymykając oczy. Bełkotał jak pojeb, ale przynajmniej słowa łatwiej było jakoś przetłumaczyć niż enigmę, jaką walił Moralesowi na wizzbooku. -Co TY na to? - Zapytał w końcu, patrząc na Paco najebanym wzrokiem, choć widać było, że nastolatek podchodzi do tematu, no jak na jego stan to dość poważnie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees