C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Wystawny hotel położony w marmurowej kamienicy przy jednej z magicznych alejek krzyżujących się z ulicą Pokątną. Z zewnątrz wygląda elegancko, choć dość niepozornie i minimalistycznie, ale za to wnętrze… ono z pewnością zaimponuje nawet tym najbardziej wybrednym klientom. Przestrzeń okazuje się znacznie większa, niżeli sugerowałyby wymiary budynku, a to wszystko dzięki nałożeniu na mury skomplikowanego zaklęcia transmutacyjnego. Całość urządzona jest w ekskluzywnym, acz gustownym stylu, odżegnującym się od tandetnego w swej przesadzie przepychu i oślepiających kilogramów złota. Samo El Paraíso słynie jednak nie tylko z luksusu, ale i dyskrecji – obsługa nie wtrąca nosa w nieswoje sprawy, a za dodatkową opłatą można skorzystać także z dobrodziejstw ochronnego zaklęcia Tueri Abi rzuconego na wynajmowane lokum. Poza usługami noclegowymi hotel oferuje również wiele innych rozrywek usytuowanych na przestrzennym parterze. Największą popularnością cieszy się niewątpliwie kasyno z bogato wyposażonym barem, ale i tutejszy klub taneczny gości licznych fanów latynoskich rytmów. Nie mogło zabraknąć i wykwintnej restauracji, której załoga raczy podniebienia klientów między innymi smakami tradycyjnymi dla kuchni meksykańskiej. Każda sala ma swój motyw przewodni i odpowiadającą jej kolorystykę; i tak oto w kasynie króluje czerwień i brąz, w klubie tanecznym rozmaite odcienie błękitu i ciemny granat, zaś w restauracji butelkowa zieleń w połączeniu z modną szarością. Elementem wspólnym pozostają ciemne, masywne, drewniane meble, różniące się jedynie barwą kosztownego obicia. Nadto – gratka dla miłośników sztuki – w korytarzach można podziwiać rzeźby i obrazy różnych, znanych artystów tak ze świata mugoli, jak i tego czarodziejskiego. Nie sposób byłoby przy tym nie wspomnieć o zachodnim skrzydle, swoistej strefie relaksu, w której to hotelowi goście mogą skorzystać z niewielkiego, choć urokliwego basenu. Co istotne, nie jest to wcale taka zwyczajna pływalnia: wodę otacza bowiem piaszczysta plaża z leżakami i palmami, zaś sufit pomieszczenia został zaczarowany, dzięki czemu tworzy realistyczną imitację słonecznego nieba. Zaklęcia podnoszą także panującą tu temperaturę, która oscyluje w granicach 25-30 stopni Celsjusza.
Autor
Wiadomość
River A. Coon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Ostatnio zmieniony przez River A. Coon dnia Pon 14 Lis 2022, 12:50 am, w całości zmieniany 1 raz
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Postawił na stoliku w salonie przyrządzone na bazie rumu drinki, odpalając papierosa w oczekiwaniu na swojego młodszego, przypadkowego partnera. Mało co się nie zakrztusił siwą chmurą gryzącego dymu, kiedy w uszach wybrzmiały mu stawiane przez nastoletniego chłopca zarzuty, których nie udało mu się w pełni zamaskować teatralną pogodnością. Paco prychnął pod nosem, spuszczając na moment głowę, żeby jego rozbawienie nie przedarło się przez świadomość spoglądającego na niego Rivera. Mógłby mu powiedzieć, że przecież sam się o to prosił – w pewnym sensie tak było – jednak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tym razem naprawdę go poniosło, dlatego darował sobie złośliwe przytyki. - Normalnie pewnie bym się pokusił, ale przyznaję że negocjacje choć krótkie, okazały się wyjątkowo owocne i intensywne. – Poruszył sugestywnie brwiami, uśmiechając się jednocześnie półgębkiem na wspomnienie atrakcyjnego, zgrabnego ciała, po którym jeszcze nie tak dawno temu sunęły jego dłonie. – Czyżbym słyszał nutę pretensji w twoim głosie? – Postanowił jednak zagadnąć, przedzierając się przez beztroską maskę i puszczone zaczepnie przez chłopaka oczko, przyglądając się z uwagą temu jak Coon w błyskawicznym tempie pochłania kolejne hausty wysokoprocentowego drinka o słodko-gorzkim smaku, do złudzenia przypominającym atmosferę ich dzisiejszego zbliżenia. Nie musiał długo czekać na odpowiedź, jednak odetchnął w duchu, wyczuwając uwieszone na jego karku dłonie i spojrzenie wlepione śmiało w głębię jego czekoladowych tęczówek. – Lo sé… – Westchnął ciężko w ramach niewygłoszonych powtórnie przeprosin. – …pero lo manejaste como un buen chico. – Nie omieszkał za to raz jeszcze docenić go za włożony wysiłek, a nawet sięgnął jego warg, znacznie delikatniejszym, czułym pocałunkiem pragnąc zatuszować jego złość. Nie zakończył zresztą na jednym, w subtelnym chaosie mknąc ustami po chłopięcej szyi, aż do ucha, które lekko trącił zębami. – Te acostumbrarás... y con gusto te volvería a usar. – Połaskotał jego skórę mrukliwym, uwodzicielskim szeptem, nim ze spokojniejszą, poważną już mimiką zdecydował się powrócić do negocjacji, a raczej nie tyle negocjacji, co interesów. – Powiedziałem, że dam ci wszystko, czego potrzebujesz i zamierzam dotrzymać słowa. – Poprzysiągł, zerkając jednak ze zdziwieniem na twarzyczkę Rivera, bo i nie spodziewał się chyba, że przyjdzie mu składać zamówienie na muzogram. Nie śmiałby mu jednak odmówić, uważał że zasłużył na wiele więcej. Poświadczył za to przemykający mu po plecach, przyjemny dreszcz kiedy tylko nastoletnie usta znów zaczęły muskać jego własne. – Pomyślę, ale akurat posady nigdy ci nie obiecywałem... – Temat zatrudnienia wolał jednak zdusić w zarodku, ani nie negując, ani nie potwierdzając towarzyszących Coonowi przypuszczeń. Domyślał się, że zaprzeczenia i tak nie mają sensu, skoro ktoś zachował się jak kabel, wtajemniczając dzieciaka w temat, o którym nigdy nie powinien się dowiedzieć… a już na pewno nie powinien w toku rekrutacji stosować na nim tak nieczystych sztuczek. – …pomyślę. – Rzucił ze zdecydowanie większą stanowczością, niby uciekając przed śmielszymi ustami chłopaka, a jednak nie potrafił odmówić sobie rozkosznego zatopienia się w nich po raz kolejny… a raczej kilka kolejnych razów, dopóki nie powstrzymała go ułożona na torsie dłoń. Nie pożegnał już gościa żadnym słowem, odprowadzając go tylko rozpalonym wzrokiem do drzwi, kiedy nawiedziło go ogromne poczucie winy. Nie wobec Rivera, a względem Felixa i to nie z powodu tego, co wydarzyło się w prysznicowej kabinie, a raczej czegoś, czego nie umiał wyrazić żadnymi słowami. Chyba musiał po prostu odpocząć… nie wiedział tylko jeszcze, że w walce z rozpychającymi się w półprzytomnym umyśle wspomnieniami nie pomoże mu nawet rozwieszony nad łóżkiem łapacz snów. +
zt.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdyby nie to, że zadbał o własny, dobry nastrój, zapewne by go te słowa widocznie ubodły. Teraz jednak miał zupełnie inne priorytety niż przejmowanie się samym sobą i poczuciem własnej wartości. Co to, to nie. Fakt, że się tutaj znalazł, był dla niego zaskakujący na tyle, że tego po prostu nie planował, ale czy to pierwszy raz po imprezie zmieniły mu się plany? -Tienes una ventaja bastante buena. - Wymruczał, pozwalając sobie skupić się na przyjemności, jaka płynęła z gestu mężczyzny. Może i Paco próbował go początkowo utemperować, ale po raz kolejny nastolatek odpalił swój urok, przekonując go do tego, że jego plan na wieczór wcale nie jest taki najgorszy i nie ma sensu się przed nim wzbraniać. Niestety tak, jak nie mógł powstrzymać się w tym stanie przed rozpalaniem namiętności pomiędzy nimi, tak samo nie potrafił odpuścić sobie satysfakcji z grania Moralesowi na nosie. Nic nie działo się jednak bez powodu, bo chłopak bardzo dobrze wiedział, że ta nutka zazdrości może przełożyć się później na zdecydowanie gwałtowniejszy wybuch namiętności skierowany w jego stronę, a niczego innego w tej chwili przecież nie pragnął. -W takim razie spraw, bym zapomniał. - Sprowokował go jeszcze bardziej. Szepcząc mu te słowa do ucha. Tak łatwo nie miał zamiaru odpuścić i jeśli Paco chciał dopiąć swego i oddzielić go od nowych, meksykańskich kochanków, musiał się sam do tego mocno przyłożyć. Nie było już czasu i miejsca na rozmowy, gdy Morales w końcu postanowił się poddać, a na twarz Maxa wystąpił pełen zadowolenia uśmiech, który szybko zamienił się w wyraz przyjemności, gdy poczuł szarpnięcie na swojej rozczochranej głowie. Nie potrzebował niczego więcej i w końcu udało mu się przekonać Salazara do utraty kontroli. Nie żeby było to specjalnie trudne, ale dla porobionego nastolatka trwało to o niebo za długo.
-Supongo que puedo olvidarme de los otros chicos mexicanos. -Wydusił z siebie, przewracając się na brzuch i próbując złapać oddech. Nie pamiętał już, kiedy był tak przyjemnie wykończony, ale wiedział jedno. Nie miał sił na żadną dalszą rozmowę, gdy powieki same zaczynały mu opadać.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Wątek pracowniczy - Właściciel El Paraiso Wrzesień 2022
Rozmowa w cukierni wycieńczyła ich obu, a chociaż Paco zaparzył im do pączka po herbacie na dobry sen, sam nawet swojej nie dopił, czując jak powieki opadają bezwładnie, a organizm domaga się należnego mu odpoczynku. Po wmuszeniu w Maximiliana orzechowej słodyczy i szybkim prysznicu Salazar położył się więc pod kołdrą, obejmując chłopaka ramieniem, a wreszcie przylgnął do niego całym swoim ciałem, racząc się bijącym od niego ciepłem i spokojną aurą, jaką roztaczał w powietrzu rozwieszony nad ich głowami łapacz snów. Nie pamiętał kiedy ostatnio tak dobrze mu się spało, ale mimo to zwlókł się z łóżka wraz z pierwszymi promieniami słońca przebijającymi się przez szybę, żeby przypilnować podwładną ferajnę, która miała zająć się organizacją imprezy dla pracowników jednego z ministerialnych departamentów. Zapiął ostatnie guziki jedwabnej, błyszczącej koszuli w odcieniu butelkowej zieleni, ale zanim opuścił apartament złożył zamówienie na kuchni i wyciągnął z szuflady zwitek pergaminu, by zapisać na nim wiadomość dla śniącego jeszcze kochanka. Tak, Felix po przebudzeniu mógł zobaczyć suto zastawiony stół. Na talerzach znalazły się między innymi jajka po benedyktyńsku, fasolka w sosie pomidorowym, dobrze wysmażone frankfurterki i tosty oraz wspomniany liścik: Tak słodko spałeś, że nie miałem serca cię budzić. Pewnie jak wstaniesz śniadanie będzie już zimne, ale odgrzejesz je sobie za pomocą zaklęcia. Twoją różdżkę zostawiłem na szafce nocnej. Nie musisz się śpieszyć, ale niecierpliwie czekam w kasynie na twoją pomoc. Na drzwiach wisiała również nowiutka, czysta koszula w kolorze szmaragdowych ślepiów Maximiliana. Dopiero po tak poczynionych przygotowaniach Morales zszedł schodami na dół, najpierw kierując się do kuchni, w której od samego rana panował ogromny gwar. Wolał mieć wszystko pod kontrolą i całe szczęście; okazało się bowiem, że jeden ze świeżo zrekrutowanych podkuchennych zmarnował kilka kawałków naprawdę cennej wołowiny, po którą Paco musiał wysłać innego pracownika aż na drugi koniec Londynu. Dzięki teleportacji nie był to problem, ale negocjacje z kontrahentem kosztowały go wiele nerwów i galeonów. Mężczyzna po burzliwej dyskusji zdecydował się odstąpić mu partię przygotowaną dla innego klienta, dzięki czemu Salazar nie musiał rezygnować z wcześniej opracowanego menu. Co prawda paru osobom przy garach, wraz z odpowiedzialnym za całokształt szefem kuchni, oberwało się po łbach, ale sytuacja została opanowana, a Paco mógł powrócić na salę, gdzie elegancko przystrojeni młodzieńcy przystrajali już wnętrze zasłonami utrzymanymi w chłodnej tonacji, składającej się z różnych odcieni granatu i szarości.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Poprzedni dzień był naprawdę ciężki. Max zdążył wysłać Brooks wiadomość, że nie wróci na noc, w razie jakby przyjaciółka zmartwiła się tym, że ledwo się wprowadził, a już znika na nie wiadomo ile czasu i nim Paco wyszedł spod prysznica, smacznie już spał. Niestety, o ile łapacz snów był w stanie zagwarantować mu noc bez koszmarów, tak nie mógł wpłynąć na to, że chłopak co jakiś czas się budził, choć jego organizm był w naprawdę słabej kondycji. Czuł się jednak znacznie lepiej, gdy otwierając oczy widział, jak blisko Salazara się znajduje. Zdecydowanie było to przyjemniejsze niż męczyć się w taką noc samemu. W końcu jednak udało mu się zasnąć nieco mocniej, a gdy po raz kolejny otworzył powieki, znajdował się już w łóżku sam, a słońce wpadało do pokoju dając znak, że pora powoli wracać do życia. Chwilę zajęło mu, nim wyczołgał się z niesamowicie miękkiej i kuszącej pościeli, ale wcale nie ze względu na tę wygodę. Czuł się dziwnie będąc znów w tych progach i miał pewnego rodzaju mętlik w głowie, który jednak postarał się od siebie odrzucić. Zostawiony dla niego liścik wyjaśnił wszystko, choć nastolatek początkowo tylko omiótł wzrokiem śniadaniowy bufet i udał się prosto pod prysznic, zmywając z siebie cały wczorajszy dzień. Wyglądał nieco blado ze względu na brak używek w organizmie, których obecnie nie miał za bardzo jak sobie dostarczyć. A przynajmniej tak się okazało, gdy przechylił piersiówkę ku swoim ustom, by z rozczarowaniem stwierdzić, że jest ona kompletnie pusta. Westchnął ciężko i poczęstował się jednym tostem wiedząc, że inaczej Paco mu nogi z dupy powyrywa, a poza tym, skoro nie miał dostępu do używek, musiał w jakiś inny sposób dodać sobie energii, choć nie było to wcale dla niego najłatwiejsze. W końcu zarzucił na siebie uszykowaną dla niego koszulę, niepewnie przeglądając się w lustrze. Przygryzł lekko wargę, próbując uspokoić szalejące z tego powodu myśli, po czym otrząsnął się i odwrócił, by po chwili zniknąć za drzwiami apartamentu i udać się w stronę kasyna. -Dobry. - Przywitał się prędko z Paco, uśmiechając się do niego lekko, po czym skinął głową kelnerowi, czy dwóm, którzy akurat złapali jego spojrzenie. Obiecał, że umie czasem być kulturalny, to i miał zamiar to pokazać. No może jeszcze obecnie był nieco w innym świecie, ale zdecydowanie były gorsze sposoby na wejście w towarzystwo.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Ktoś ostatnio w ogóle te rośliny podlewał? – Westchnął ciężko, zagadując jednego z zapracowanych chłopaków, skinieniem głowy wskazując na obeschnięte liście egzotycznej paproci, której nazwy nawet nie pamiętał. Wiedział tylko, że kosztowała go krocie, a obecnie wołała chociażby o kilka kropel życiodajnej cieczy. Nie lepiej prezentowały się pozostałe dekoracje florystyczne rozstawione w kasynowej przestrzeni, toteż Morales zaprzągł parę kolejnych osób do roboty, żeby z pomocą zaklęć odświeżyć ich wygląd. Po dość długim urlopie w Avalonie odnosił wrażenie, że stracił kontrolę nad bogatymi wnętrzami hotelu, a powiedzmy sobie uczciwie, jeżeli samemu się czegoś nie dopilnowało, nie miało się co liczyć na pamięć podwładnych. Ledwie powstrzymywał się przed zaciśnięciem dłoni w pięści, dostrzegając kolejne niedociągnięcia, niby drobne, ale zbierając je wszystkie do kupy… Przekleństwa same cisnęły mu się na usta, a jednak widok uśmiechniętej twarzy Maximiliana znacząco poprawił mu humor. Tak, można powiedzieć, że nagłe wtargnięcie nastolatka uratowało niektórych przed srogim opierdolem, chociaż kelnerzy pokłonili się przed chłopakiem nie z powodu wyrazów wdzięczności, a raczej bliskiej relacji, jaka łączyła go z szefem. – Dzięki tobie odrobinę lepszy. – Kąciki ust uniosły się wyżej, maskując zmarszczone jeszcze przed momentem w gniewie rysy twarzy, a Salazar podszedł bliżej Felixa, delikatnie przesuwając dłońmi po jego ramionach, a właściwie rękawach przygotowanej dla niego koszuli. – Dobrze wyglądasz. – Mruknął ściszonym, uwodzicielskim tonem, sugestywnie poruszając brwiami, chociaż gdyby miał być w pełni szczery, jego licom zdecydowanie przydałoby się nabrać kolorytu. Szmaragdowy materiał leżał jednak na nim idealnie, wspaniale komponował się też z jego lśniącymi ślepiami, od których trudno było mu oderwać wzrok. – Spokojnie, nie zamierzam robić z ciebie modela. Po prostu pomyślałem, że chętnie założysz na siebie coś świeżego. – Wyjaśnił mu jeszcze pokrótce, w końcu chłopak nie zabrał wczoraj ze sobą żadnych ubrań na zmianę… a chociaż korciło go, żeby zapytać jak smakowało śniadanie, wolał nie ryzykować i nie przeciągać struny. – Dobra, wprowadzę cię w temat. Gościmy dzisiaj czarodziejów z departamentu międzynarodowej współpracy czarodziejów i reprezentantów tożsamych jednostek z innych krajów niemalże z całej Europy. Gościem honorowym jest szef firmy odpowiadającej za produkcję tłumaczek. Konferencja ma dotyczyć jakiegoś nowego modelu tego ustrojstwa, to nas nie interesuje. Dla nas istotna jest lista gości i… te kilka uwag na marginesie. – Przekazał nastolatkowi zwój pergaminu, na którym wymienionych było pięćdziesiąt sześć nazwisk ze wskazaniem płci, stanu cywilnego, sympatii i antypatii pomiędzy uczestnikami imprezy i tym podobne szczegóły. – Pierwsze zadanie przed tobą. Spotkanie biznesowe. Stoły podłużne czy okrągłe? Zajmiesz się ich rozstawieniem, dobraniem obrusów, a potem rozstawimy razem zastawę i „usadzimy” naszych gości za pomocą plakietek. – Pokazał mu dłonią eleganckie karteczki z danymi osobowymi, czekając tylko aż przejdą do najlepszej części zabawy. Na razie skupił się jednak na młodszym partnerze i pierwszych, podejmowanych przez niego decyzjach, gotów wspomóc radą lub naprawić ewentualne błędy.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Szacunek, czy relacja z Paco, jakikolwiek był powód tych drobnych gestów, nie interesował obecnie Maximiliana, który ledwo sam wiedział, co tu robi. Zdecydowanie chętniej spędziłby ten dzień w łóżku, choć samemu wcale nie było tam tak ciepło, a puste ściany pokoju poniekąd go dobijały, dlatego nie zwlekał zbyt długo z pojawieniem się w kasynie. -Daj spokój. - Przewrócił oczami na ten komplement, czując smutne ukłucie w sercu, gdy Paco tylko położył dłonie na jego ramionach, choć oczywiście rozumiał. -Nie lepiej niż Ty. - Odwdzięczył się, bo Morales jak zwykle prezentował się nienagannie i zdecydowanie lepiej czuł się w tym stylu, co było widoczne na pierwszy rzut oka. Prawdą było jednak, że skoro miał już zejść i patrzeć, czy tam pomóc w organizacji, to nie powinien tego robić w przepoconej koszulce, którą wielokrotnie poprzedniego dnia zarzygał. Skinął więc tylko głową na zapewnienia Salazara, po czym zainteresował się dziejącym się wokół zamieszaniem. Słuchał tego całego wprowadzenia, próbując utrzymać maksymalne skupienie, co nie było wcale takie łatwe, ale miał wrażenie, że wyłapał najważniejsze punkty i w przeciwieństwie do Paco, najbardziej zainteresował go nowy model tłumaczek, a nie cała reszta. Nie imponowały mu ważne osobistości, ani ich status w społeczeństwie, a ze swoim zamiłowaniem do podróży, a raczej do odkrywania nowych pomysłów na eliksiry, zdecydowanie by coś takiego przyjął w swoje ręce. Musiał jednak przestawić nieco swoje myślenie szczególnie teraz, gdy Paco już wyznaczył mu zadanie, które o mało co mu nie umknęło. -Możesz trochę wolniej? Pamiętasz, że jestem w tym zielony? - Poprosił z nutą żartu, choć tak naprawdę powód tej prośby był zupełnie inny, czego jednak nie miał zamiaru przecież wypowiadać tu na głos. -Hmmm. Chyba okrągłe? - Powiedział, nie mając pojęcia, jakie to ma znaczenie. W końcu były to tylko stoły, ale jak widać nawet to było ważne przy takiej organizacji. Max próbował więc kierować się intuicją nie mając pojęcia, czy w ogóle w tych sprawach jest to gra warta świeczki.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Najchętniej sam nie wychodziłby z łóżka, skoro niespodziewanie przyszło mu gościć Maximiliana w progach hotelu już od wczorajszego wieczora, ale niestety obowiązki zawodowe wzywały, a chociaż miał pod sobą multum ludzi gotowych do pracy, tak wolał zadbać o renomę i dopilnować, by wszystko zagrało jak w szwajcarskim zegarku. Towarzystwo młodszego partnera i możliwość podzielenia się z nim swoją wiedzą znacząco poprawiały mu jednak nastrój, dodając energii i łagodząc nerwy, które dotychczas mimowolnie przelewał na podwładnych. Nie przesadzał więc wcale z rzuconym na powitanie komplement, a na przewrócenie przez chłopaka oczami odpowiedział dokładnie tym samym gestem. No tak, jego cariño najwyraźniej nadal nie dostrzegał jak wiele jest wart. – Mówisz, że w koszuli prezentuję się lepiej niż w kąpielówkach we flamingi? – Szepnął mu żartobliwym tonem na ucho, niekoniecznie zamierzając chwalić się wszem i wobec tym, co przywdział ostatnio na tyłek podczas wizyty w salonie piękności. – Dzięki. – Dodał jednak zaraz, z wymownym uśmiechem wymalowanym na twarzy, jakby tym sposobem próbował nauczyć nastolatka jak należy reagować na miłe słowa z ust bliskich osób. - Mhm… od niedawna zieleń to mój ulubiony kolor… – Mruknął dla podtrzymania lekkiej atmosfery, choć pokiwał przepraszająco głową na znak, że nieco spuści z tempa. – Kto pyta – nie błądzi. – Przypomniał również chłopakowi, że głupich pytań nie ma, są tylko głupie odpowiedzi i że w razie czego, rozwieje towarzyszący mu wątpliwości. Na razie natomiast powrócił uwagą do stołów i podjętego przez Solberga wyboru. – No dobra, to było dość podchwytliwe. – Przyznał, marszcząc palcami brodę. – Z punktu widzenia savoir vivre’u nie ma to większego znaczenia, ostatnio nawet uważa się, że okrągłe stoły wręcz dodają szyku, ale przy okazji spotkań biznesowych i negocjacji lepiej sprawdzają się podłużne. - Wzruszył bezbronnie ramionami, ze smutkiem zmieniając już pierwszą decyzję swojego eleganckiego wspólnika. Miał nadzieję, że nie podetnie mu przypadkiem skrzydeł. – Może zanim przejdziemy do dekoracji i rozsadzania gości, coś przyjemniejszego… Alkohole. – Wyszczerzył się do Maximiliana, sugerując że w tym temacie na pewno pójdzie mu doskonale. – Jaki alkohol dobrałbyś do steków z polędwicy wołowej? – Zapytał, spoglądając w szmaragdowe ślepia z zaciekawieniem. Nie był aż tak surowy i nie wymagał od Felixa znajomości konkretnych marek; właściwie wystarczył mu rodzaj i gatunek trunku. Za stoły, przez wzgląd na dowolność, postanowił już przyznać partnerowi przysłowiowy punkt.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pewnie powinien żałować pracowników Paco za to, że obrywali po łbach gdy ten miał zły humor, ale w tej chwili miał raczej swoje, ważniejsze problemy na głowie i dopóki bezpośrednio nie był sam w to zamieszany, nie zawracał sobie tym głowy. -Zdecydowanie nie. - Prychnął, bo flamingi przebijały wszystko, choć jakby się nad tym zastanowić, kąpielówki i koszule nie musiały wchodzić sobie w drogę, a wyobrażenie sobie Paco w podobnym połączeniu sprawiło, że Max naprawdę miał ochotę wybuchnąć śmiechem, co zawsze dobrze mu służyło. -Lepiej późno niż wcale, co? - Odpowiedział zaczepnie, bo dobrze wiedział o czym Morales mówi. Trzeba było jednak przejść do pracy, a tej było dużo. Przynajmniej dla Maxa, który ni chuja nie wiedział, co się wokół dzieje. Widząc listę gości i wszystkie te notatki obiecał sobie jednak, że nigdy nie zostanie nikim ważnym, bo niezbyt podobało mu się, żeby ktokolwiek chodzić z podobną ściągawką na jego temat. -No to podłużne, w takim razie. - Przytaknął, zastanawiając się, jak zajebiste trzeba mieć życie, żeby przejmować się tym, czy usiądzie się przy okrągłym, czy kanciastym stole. Dla Solberga był to świat, którego po prostu nie rozumiał i zaczynał zadawać sobie pytanie, czy w ogóle chce pojąć, co Ci wszyscy ludzie mają we łbach. -No w końcu coś na czym się znam. - Prychnął, lokując dłonie dość głęboko w kieszeniach swoich spodni, gdy poczuł znajome swędzenie ciała, bo w tej chwili to sam bardziej i mniej świadomie, co jakiś czas rozglądał się za jakimś zbłąkanym kieliszkiem, który dałby mu się opróżnić. -Ja to bym dobrał whisky. - Powiedział oczywiście, bo akurat ten trunek to by pił ze wszystkim, a i nie potrzebował nawet do tego akompaniamentu w postaci jedzenia. -Oczywiście takie dojrzewające w beczkach po sherry. Najlepiej coś ze Speyside. Może Aberlour.... - Zaczął się rozgadywać, z jednego prostego powodu - nikt nie odwiedzał północnoszkockich destylarni tyle razy co Solberg i choć zazwyczaj zależało mu tylko na degustacji i to wcale nie po to, żeby poznać bogaty smak luksusowego alkoholu, to jednak wychował się w Inverness, do chuja pana i akurat na temat trunków z okolicy wiedział naprawdę wiele. Co innego, że go na te alkohole nie było stać i miał głęboko w dupie to, czy cytrynowe nuty pasują bardziej do serów, czy podwieczorku. W sumie to nadal był ciekaw, czy Brooks pamiętała, że obiecał jej wycieczkę po pewnej destylarni... -A dla nudziarzy jakieś wino. Pewnie czerwone, bo białe to słyszałem, że się do ryb daje. - Zakończył już ze zdecydowanie mniejszym entuzjazmem, bo tu akurat kierować się intuicją, no i w temacie win nie posiadał nawet grama takiej pasji jak w tematach whisky. Poza tym wydawało mu się, że to wszystko zależało też mocno od środowiska. Dobrze wiedział, że chirurdzy, z jakimi Nick wyjeżdża na konferencje, preferują gin i widok czegokolwiek innego przy stole sprawiał, że już mieli zepsuty wieczór. Jak było w przypadku nudziarzy z Ministerstwa, czy tam tłumaczkowego biznesu, chłopak ni chuja nie miał pojęcia.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Wbrew pozorom pracownicy Moralesa nie mieli powodów do narzekań. Meksykanin traktował ich z szacunkiem, sowicie wynagradzając pracowitość i lojalność. Wrzesień zdawał się jednak miesiącem wyjątkowym, a w ostatnich dniach Paco rzeczywiście mógł zaleźć podwładnym za skórę z powodu ciążącej na nim klątwy, z którą wcale niełatwo było mu sobie poradzić. Celtycka bogini wyniosła jego drażliwość na niespotykanych dotychczas poziom, co niestety uderzało rykoszetem we wszystkich wokoło. Potrzeba mu było zatem znacznie więcej odpoczynku i przyjemności niż zwykle, a obecność Felixa niewątpliwie łagodziła towarzyszącą mu nerwową aurę. – No trudno, w takim razie chyba będę je musiał jeszcze kiedyś dla ciebie założyć. – Zaśmiał się pod nosem, mimowolnie przypominając sobie pogawędkę o seksownych stringach, przez co na moment zupełnie stracił wątek. Dopiero spojrzenie na pokazywaną Maximilianowi listę gości pozwoliło mu powrócić do rzeczywistości i na nowo zakotwiczyć się w tak samo doborowym towarzystwie, jednak nieco mniej przyjaznych i kuszących okolicznościach. – Zawsze musisz mieć ostatnie słowo, co? – Pokręcił jednak jeszcze z zrezygnowaniem głową w odpowiedzi na chłopięcą zaczepkę, zanim zajęli się kwestiami organizacyjnymi. Skinął głową najpierw do swojego młodszego partnera, potem do kilku trzymających różdżki w dłoniach chłopaków, którzy zajęli się rozstawianiem drewnianych, masywnych stołów w kształt litery U, dając im zarazem czas na dobór odpowiednich trunków. – Ty byś do wszystkiego popijał whisky. – Prychnął cicho pod nosem, wypowiadając na głos dokładnie tę myśl, która kołatała się po głowie nastolatka. Nie był legilimentą, po prostu zbyt dobrze poznał już jego gusta. – Dobra, dobra, panie książę whisky i bourbonów. Nie popisuj się. – Sprzedał mu kuksańca w bok, acz pokiwał głową z uznaniem, słysząc o procesie dojrzewania i regionach słynących z naprawdę szanowanych destylarni. Poza tym nie potrafił odsunąć od siebie zabawnej myśli, że Maximilian chyba po raz pierwszy w życiu wybrzmiał jak typowy snob. – Nie idzie ci wcale tak źle. Czerwone, wytrawne, z kwaskową nutą. My postawimy na argentyńskiego Malbeca. – Nigdy nie wzbraniał się przed produktami pochodzącymi z mugolskiego świata, zwłaszcza że akurat wysokoprocentowe trunki bardzo często przewyższały jakością czarodziejskie odpowiedniki. Salazar wybrał wino, które idealnie komponowało się z mięsem, chociaż gdyby Solberg podzielił się z nim swoimi dywagacjami, musiałby mu zwrócić honor. Wiele zależało od towarzystwa. Nie bez powodu mówiło się przecież, że klient ma zawsze rację i gdyby tylko nudziarze z ministerstwa poprosi o tanie, niesmaczne piwo, z bólem serca musiałby spełnić ich życzenia. - Teraz skupmy się już na naszych gościach… – Zaczął, kierując się z Felixem w stronę barowej lady, żeby również z barmanem i kelnerami omówić ostatnie polecenia. – Słyszałeś kiedykolwiek o zasadach precedencji? Kogo twoim zdaniem należy usadzić na honorowym miejscu? – Zerknął ukradkiem na twarz nastolatka, sprawdzając czy odnajdzie w niej choćby ślad zrozumienia, w potem rozłożył przed nimi kolejny pergamin, na którym rozrysowany był już stół. Wystarczyło przypisać nazwiska do konkretnych miejsc na planie, żeby przed rozpoczęciem bankietu rozwiesić rozkład przed wejściem na salę.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Taaa, co nieco o tej lojalności to Max wiedział i zdecydowanie nie był jej fanem. Z drugiej jednak strony niespecjalnie przejmował się zjebami od Salazara, a prędzej nauczył się kombinować, jak tę lojalność obchodzić, żeby i on miał czego potrzebuje i Paco się na niego nie wkurwiał. Prawdą było jednak, że wrzesień był dla nich obydwu ciężki właśnie ze względu na zmianę humoru zafundowaną przez celtyckie bóstwo. Posłał mu prowokujące spojrzenie, gdy usłyszał, że ten jeszcze kiedyś przywdzieje na dupsko flamingi. Może nie był to najseksowniejszy element garderoby, jaki u Paco widział, ale zdecydowanie warty uwagi i Max musiał przyznać, że była to intrygująca niespodzianka, gdy patrzyło się na tego sztywnego Moralesa w koszuli, rozkazującego wszystkim wokół. Zdecydowanie świadomość, że ma pod ubraniem różowe flamingi była przecudną myślą, rozjaśniającą twarz nastolatka. -Oczywiście, że tak. Ile my się znamy. - Humor trochę mu się poprawiał, przez te przekomarzanki, ale wciąż niestety inne dolegliwości zawracały jego rozczochraną głowę. Starał się jednak skupić na dzisiejszej misji licząc, że czas szybciej zleci i będzie mógł nieco sobie ulżyć. Wiele myśli przelatywało przez jego głowę, gdy tak obserwował to, co działo się na sali. Po raz pierwszy też zaczął dziękować Merlinowi, że wpadł na pomysł współpracy z Darrenem, bo choć zdecydowanie nie miał zamiaru urządzać u siebie podobnych spędów, tak chyba krukon do podobnych akcji nadawał się bardziej niż Solberg, który posadziłby ich przy czymkolwiek. -A dziwisz mi się? - Odpowiedział pytaniem, nie precyzując jednak do końca, co się za nim kryło - czy była to niesamowita miłość do tego rodzaju trunków, czy może niechęć do trzeźwego życia. Choć najprawdopodobniej akurat chodziło o obydwa aspekty. -Poczekaj aż zacznę wywód na temat dlaczego Speyside nie należy do Highlandów. - Puścił mu oczko, faktycznie gotów kontynuować swoją ekspertyzę, choć ostatecznie z tego zrezygnował, podając jeszcze zdecydowanie nudniejszą wersję. Z trudem jednak powstrzymał się od zatopieniu się w melancholii związanej z pewnym wspomnieniem, jakie miał w związku z jedną z lokalnych destylarni. -Mówiłem, że mam wiele talentów. - Prychnął, bo pewnie w tym temacie nikt się nie spodziewał, że będzie cokolwiek wiedział. No i by się nie pomylili bo o ile jeszcze o alkoholu mógł cokolwiek powiedzieć, to w całej reszcie szło mu średnio. -No i wychowałem się z czystokrwistymi gnojkami, które co krok wyrażały swoje opinie. - Dodał jeszcze, wyjaśniając choć część źródeł swoich przypuszczeń, bo może nie zawsze słuchał tego pierdolenia, ale mimo wszystko coś tam czasem człowiekowi zostało. Starał się zapamiętać to, co Paco mówił o trunku jaki ostatecznie wyląduje na stole, ale nie mógł zagwarantować, że zostanie mu to w umyśle. W tej chwili żałował jednak, że zostawił swoją różdżkę w pokoju na komodzie, bo zdecydowanie przydałoby mu się jakieś Levatum Dolor. -Ni chuja. Znam tylko pretensje, ale raczej nie o tym rozmawiamy. - Prychnął, choć po chwili już potrafił powiedzieć, o co Moralesowi chodziło, gdy zobaczył te wszystkie nazwiska i siedzenia na planie. Matko eliksirowa, jakie to miało znaczenie to ni chuja nie wiedział. Czyż nie prościej by było w końcu, gdyby każdy sam się usadził obok osoby, która mu odpowiada? Nie powiedział tego jednak na głos spodziewając się reakcji Moralesa. Zamiast tego starał się jak najmniej przeszkadzać i w miarę odpowiadać na zadane pytania, próbując zrozumieć, dlaczego ktokolwiek przejmuje się tak porytymi zasadami. -Pewnie ten cały szef od tłumaczek. No albo inwestor. Przynajmniej tak mówi logika. - Powiedział w końcu, po chwili przemyślenia, bo zupełnie nie widział innej opcji.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Maximilian znał akurat miliony sztuczek na podejście Moralesa w sprytny, mniej lub bardziej zauważalny sposób, ale Paco nawet nie mógł mieć do chłopaka pretensji, skoro widok błyszczących iskierek w szmaragdowych ślepiach i łobuzerskiego uśmiechu przywdzianego na te delikatne usta, od których trudno było mu oderwać wzrok, rekompensowały wszelkie inne niuanse. Musiał również oddać, że towarzystwo nastoletniego partnera miało na niego niebagatelny, pozytywny wpływ. Nie tylko poprawiało mu nastrój, ale dzięki niemu nabierał odrobiny luzu i naturalności, których w zderzeniu z nudziarzami z ministerstwa czy innymi szychami z kijem wciśniętym głęboko w dupę, zmuszony był się wystrzegać. Potrzeba mu było odskoczni od przepełnionych sztucznością i manieryzowaniem spotkań, dlatego tak chętnie spędzał czas z Felixem, przy którym mógł zachowywać się swobodnie, zwłaszcza kiedy miał świadomość, że chłopak zdążył już poznać ciężar jego przewin i przywar, a mimo to postanowił trwać u jego boku. Tak, dla kogoś takiego zdecydowanie warto było założyć kąpielówki w różowe flamingi. Pewnie zresztą gotów byłby zrobić wiele więcej, a nawet wygłupić się na oczach publiki, byleby sprawić swemu lubemu przyjemność, co dotychczas nie było dla niego wcale tak oczywiste. – Zbyt długo, żebym o tym nie wiedział i zbyt krótko, żebym zaczął się o to wściekać. – Zażartował, niejako sugerując, że w przyszłości ten nieprzyzwoity nawyk Solberga może stanowić przyczynek do kłótni… ale powiedzmy sobie uczciwie, tych mieli już za sobą naprawdę wiele, więc na pewno nie brakowało im doświadczenia. - Nie. Świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia. – Rzucił równie lekko, dopiero po chwili uzmysławiając sobie, że akurat w świetle problemów, z jakimi przyszło im się zmagać, tekst wybrzmiał dość niefortunne. Zmarszczył brwi, ukrywając wypływające na twarz skrępowanie, a potem odwrócił wzrok, udając że jakiś mankament w dekoracji sali przykuł właśnie jego uwagę. Wreszcie jednak odwrócił głowę ponownie w stronę chłopaka, a kącik ust uniósł się znacznie wyżej w odpowiedzi na puszczone oczko. – Dlaczego? – Poruszył zaintrygowany brwiami, ewidentnie podpuszczając partnera, ale po kolejnych słowach, niełatwo było mu zdusić śmiech. – Por supuesto que tienes. – Szepnął, nieplanowanie uwodzicielskim tonem, a dłoń sama powiodła go ku chłopięcej szyi, po której mężczyzna przesunął opuszkami palców. Czekoladowe tęczówki opadły zaś na wargi kochanka, nie wiadomo który już raz burząc jego koncentrację. – Podstawy udało ci się zapamiętać, chociaż zasady doznają wyjątków… na przykład z tuńczykiem lepiej komponuje się wino czerwone, za to do łososia można dobrać zarówno białe, jak i czerwone. – Podzielił się swoją wiedzą przeciągłym pomrukiem, który jednoznacznie świadczył, że skupiony był nie na wytrawnych trunkach, a bliskości młodszego partnera. Nie dał rady zresztą dłużej opierać się pokusie, toteż w międzyczasie uniósł podbródek Felixa, w pośpiechu skradając dla siebie jeden czuły, choć niestety za krótki pocałunek. - Nie... – Pokręcił rozweselony głową. – …to znaczy mam nadzieję, że tym razem nie. – Wolał dodać na wszelki wypadek, wskazując tym samym, że to ostatni moment na potencjalne zastrzeżenia, skoro zaraz miał płynnie przejść do wyjaśnień reguł, którymi operował dyplomatyczny protokół. – Pewnie kiedyś odpowiedziałbym podobnie. – Wzruszył ramionami, jakby i jego męczyła ta cała etykieta. Po części tak w sumie było; o ile bowiem wyglądał zawsze elegancko i nienaganne, tak mógł przyznać Maximilianowi rację, że niektóre kwestie i dla niego nie miały większego znaczenia. – Organizator, czy inaczej gospodarz. – Rozjaśnił wątpliwości, palcem dotykając pierwszego nazwiska na liście, należącego do mężczyzny, który zlecił całe to przedsięwzięcie. – Natomiast gościa honorowego, sadzamy zawsze po prawej stronie gospodarza, to tzw. zasada prawej ręki. Po lewej siada z kolei pracownik najstarszy rangą. W naszym przypadku to… – Zerknął ponownie do dokumentu. – …zastępca szefa departamentu. – Zaczął uzupełniać wyrysowany obok schemat, wpisując pana od tłumaczek po prawej stronie niejakiego Smitha. – Im dalsze miejsce od gospodarza, tym… nie zabrzmi to zbyt miło, ale niższa ranga gościa. Poza tym mamy też zasadę alternacji, wedle której sadzamy mężczyzn i kobiety na przemian oraz zasadę rozdzielania małżeństw i par… – Przerwał przechylając się w stronę nastolatka, żeby trącić nosem jego ucho. – Jak myślisz? Dlaczego? – Szepnął, zaraz odsuwając się trochę dalej. W końcu mieli jeszcze trochę roboty, a i z tego samego względu stwierdził, że nie będzie zaprzątał Felixowi głowy wszystkimi nakazami i zakazami, których było multum, a niekoniecznie mogły mu się przydać. – Nie wszystkie te zasady stosuje się jednak w przypadku takich biznesowych spotkań czy konferencji. Byłoby to problematyczne, skoro głównym celem jest usadzenie blisko siebie najważniejszych osób, które piastują decyzyjne stanowiska. – Zakończył swój wywód, prosząc jednocześnie swego mniej doświadczonego kompana, żeby wykreślał nazwiska, które udało im się wspólnie przenieść już na naszkicowany plan sali.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Może i przy Maxie, kij w dupie Paco nieco odpuszczał, ale nastolatek zdecydowanie nie nazwałby jego postawy "wyluzowaną". Równowaga w przyrodzie musiała jednak zostać zachowana. Nie mogli obydwoje zbyt lekko podchodzić do życia, bo zapewne ta relacja byłaby jeszcze większą katastrofą, co już teraz wydawało się być niemożliwe. Tak, różnica wieku była u nich mocno widoczna, ale Solberg nie byłby sobą, gdyby przejmował się tym bardziej niż tym, jak się u boku Salazara czuje. -To brzmi jak idealny czas, by stanąć w miejscu. - Zażartował, bo to akurat zdecydowanie nie było to, na czym by im teraz zależało i obydwoje o tym wiedzieli, o czym świadczył chociażby fakt, że Max był w tej chwili w Paraiso i próbował wytrwać do końca organizacji tego bankietu, zamiast zajmować się tym, czego tak naprawdę chciał. Niestety. -W końcu ktoś to zrozumiał. - Kąciki jego ust uniosły się wyżej i choć faktycznie temat był raczej drażliwy, to przecież nastolatek nie chciał psuć atmosfery. No i jakby nie było, miał ten chory nawyk obracania w żart niewygodnych dla niego tematów byle tylko umniejszyć ich wadze, co w pewien sposób zostało mu niedawno przez Paco wytknięte. -No nie wiem, czy powinienem. Jesteś taki zajęty, a to dość długa dyskusja. - Ciągnął nieco prowokacyjnym tonem, męcząc się gdzieś między chęcią bliskości, a chęcią zażycia czegokolwiek. Poczuł, jak serce lekko mu przyspiesza, gdy Sal chwycił jego podbródek, a czekoladowe tęczówki opadły na usta młodszego z nich. Tak, dobór alkoholu zdecydowanie odszedł teraz na dalszy plan. Nastolatek mruknął cicho, gdy Morales obdarzył go zdecydowanie zbyt krótkim, choć nadal przyjemnym pocałunkiem. -Chyba będziesz musiał mi to wszystko powtórzyć, jak już się tu uporamy. - Wyszeptał prowokacyjnie, wpatrując się w czekoladowe tęczówki. Oczywiście, że mało co do niego dotarło, gdy Paco zniżył swój głos i sam rozpoczął tę rozgrywkę. Wiedział tylko, że tamten wspomniał coś o tuńczyku i tyle by z tego było. -Jak bardzo kiedyś? - Zapytał ciekaw, ile lat zajęła Paco zmiana podejścia z zrozumienie tego całego bałaganu, który z jakiegoś powodu dla niektórych był bardziej święty niż rodzina królewska. -Okej, czyli tak jak myślałem, najpierw największa ryba. Potem coraz mniejsze płotki, a na koniec nic niewarte robaczki. - Podsumował swoimi słowami, by jakoś lepiej zapadło mu to w pamięć. Jakby się nad tym zastanowić, miało to sens i logikę, którą w pewnym sensie Max doceniał. Nie oznaczało to jednak, że się z tym zgadzał. -Pewnie żeby ograniczyć nieprzyzwoite gesty i rozmowy. - Posłał mu znaczące spojrzenie, po czym roześmiał się, bo powoli to wszystko przypominało mu średniowiecze, gdzie pary nie mogły nawet iść razem na spacer bez przyzwoitki, co chyba zarówno dla Maxa jak i dla Paco byłoby stratą czasu, lub ewentualną zachętą do zgorszenia niewinnej istotki. -Skoro tak, to na cholerę zaprasza się cały tłum, jeśli tylko garstka decyduje o tym, czy deal przejdzie? - Zapytał, rzucając tęskne spojrzenie znajdującym się za barem flaszkom, znad pergaminu, na którym sumiennie wykreślał kolejne nazwiska zaproszonych gości.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Miał zdecydowanie zbyt wiele spraw na głowie, żeby móc poszczycić się tak beztroską i nonszalancką pozą, jaka zazwyczaj towarzyszyła Maximilianowi, ale przynajmniej obydwaj wspaniale się uzupełniali. Paco mógł przejąć na siebie ciężar odpowiedzialności, planowania, za to trudno byłoby znaleźć lepsze wsparcie niż Felix, który zawsze wpadał na szalone pomysły, a nieraz jednym tylko gestem potrafił wypełnić go dobrym humorem, przywołując szeroki, rozbawiony uśmiech na jego zmęczoną czy podenerwowaną twarz. Nic dziwnego, że i Salazar nieszczególnie przejmował się dzielącymi ich różnicami, a już na pewno tę wiekową miał w dupie głębiej niżeli zarzucany mu kij; wolał skupiać się na podobieństwach i pozytywnych emocjach, które odczuwał, kiedy tylko chłopak znalazł się blisko niego. - Ty, ja i stanie w miejscu… Nie brzmi jak realny plan. – Zareagował śmiechem, wszak nigdy nie potrafił siedzieć bezczynnie, a i ten mały łobuz przed jego oczami nie przeżyłby, gdyby ktokolwiek zakazał mu hulaszczego trybu życia. Nie, nie nadawali się do stania w miejscu. – Poza tym czasem dobrze się na siebie powydzierać. Nie przepadam za kłótniami, ale godzenie się… – Mruknął tajemniczo, nie wieńcząc wtrąconego komentarza z czystej przyzwoitości, chociaż doskonale wiedział, że jego młodszy kochanek zrozumie co takiego miał na myśli. – Rozumiem więcej niż ci się wydaje… – Zaczął poważnym tonem w odpowiedzi na kolejne słowa chłopaka, ale nie zdołał długo utrzymać teatralnej pozy. – …i nie jestem boomerem. – Odwdzięczył się podobnie szerokim, rozbawionym uśmiechem, w którym skrywała się też nutka dumy płynąca z tego, że udało mu się zapamiętać przynajmniej jedno z młodzieżowych słów. Powiedzmy sobie jednak uczciwie, chyba nadal nie był cool.. Przynajmniej nie można było mu odmówić uwodzicielskiego uroku, acz akurat w tej kwestii zarówno on, jak i Felix wiedli prym. Paco myślał, że ten krótki pocałunek uśmierzy tęsknotę za chłopięcymi ustami i zaspokoi apetyt, a zamiast tego tylko go rozbudził, zwłaszcza w akompaniamencie prowokującego tonu nastolatka. – Zajęty przez ciebie, cariño – Wydawać by się mogło, że całkiem sprytnie wybrnął z opresji, ale głód narastał z każdą sekundą wlepionego w niego spojrzenia, które kusiło skuteczniej niż syczenie węża w rajskim ogrodzie. – Powtórzyć… – Chrząknął rozbawiony, głaszcząc palcami policzek partnera. – Obawiam się, że może być trudno, jeżeli będziemy mieli czymś innym zajęte usta. – Podniósł prowokująco brew, przechylając lekko głowę w kierunku uśmiechniętych warg, a jednak stanęło wyłącznie na pokusie. Zaprzągł bowiem silną wolę do pracy, niechętnie bo niechętnie powracając do rozrysowania planu wieczornego bankietu. Przyspieszone bicie serca podpowiadało jednak, że z zawodowymi obowiązkami pragnie pożegnać się dziś bez nieuzasadnionej zwłoki. - Hmm, chyba jakoś na studiach? Pewnie nie było cię jeszcze wtedy na świecie. – Znalazł idealną okazję, żeby podszczypać nastolatka, który uwielbiał czepiać się jego wieku. – Musiałem się wiele nauczyć, ale wiedziałem do czego zmierzam i tak samo jak ty miałem wśród znajomych wielu arystokratycznych dupków. – Wytłumaczył już spokojniejszym tonem, przypominając sobie pierwszy staż w sklepie, podczas którego pierdział w stołek i wynudził się jak mops; właśnie dlatego uważał, że studia i kursy nie mają w branży większego znaczenia. Trzeba było samemu harować, żeby cokolwiek osiągnąć i nikt nie podsuwał gotowych rozwiązań na tacy. – Dokładnie. – Przytaknął po krótkim podsumowaniu Maximiliana, wypełniając kolejne miejsca przy naszkicowanych stołach. No kto by pomyślał, że po poprzedniej pogawędce i obecnym, jakże sugestywnym spojrzeniu kochanka nagle podkręci obroty… - Tak. Podczas formalnych i biznesowych spotkań czy bankietów nikt nie chce, żeby gołąbeczki tylko między sobą stroszyły piórka. To nie wesele. – Pokiwał głową, gratulując chłopakowi rozwiązania zagadki, która zważywszy na kształt ich relacji raczej nie okazała się trudną do odgadnięcia. Raczej nie nudzili się we własnym towarzystwie, a czy akurat godziła ich strzała amora, czy pomiędzy nimi leciały wióry, to już zależało od humoru i okoliczności. – Czarodzieje upoważnieni do podejmowania decyzji często zabierają ze sobą delegatów, chociażby do wypełnienia niezbędnych dokumentów. Chociaż między nami… – Przechylił się w kierunku Maximiliana, przykładając dłoń do ust, jakby zdradzał mu największą tajemnicę dziejów. – …często są tu tylko o to, żeby przedłużyć czyjegoś chuja. – Rzucił lekko, w formule bliższej młodszemu kochankowi, chociaż szeroki uśmiech nieco zelżał, kiedy Paco spostrzegł że chłopak omiótł swym spojrzeniem zaopatrzenie baru. – Chodź, powiedziałem wcześniej, że wybierzesz dekorację stołów, więc zamierzam słowa dotrzymać. – Świadomie objął Felixa ramieniem, zabierając go do oddalonego od procentowych trunków pomieszczenia, w którym znaleźć można było całe stosy obrusów, rozmaite zastawy i inne bibeloty, które mniej lub bardziej dodawały imprezom szyku. – Obydwaj znamy się na transmutacji, więc ogranicza cię tylko twoja wyobraźnia. – Przypomniał, poklepując go na zachętę po ramieniu. Tym razem odsunął się na bok, gotów tylko w razie czego użyć swojej różdżki. Ot, oparł się o drewnianą komodę, obserwując poczynania nastolatka. Chciał dać mu wolną rękę, nawet jeżeli miałby w ten sposób zaryzykować reputacją.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Odpowiedział również śmiechem, choć bywały momenty, kiedy to naprawdę miał już dosyć tego wszechobecnego zamieszania w swoim życiu i chętnie by zwolnił. Wiedział, że były dziedziny, w których zatrzymanie się by go po prostu zabiło, ale odpoczynek od czasu do czasu wcale nie był takim złym pomysłem. Jeśli oczywiście miało się na niego szansę, a los raczej nie rozdawał ich zbyt szczodrze Felixowi. -Gdybym nie wiedział, o której części godzenia się mówisz, musiałbym się znowu nie zgodzić. - Pokręcił głową, bo faktycznie, doskonale rozumiał intencje Paco, choć patrząc na ich największe dramaty, to jednak początkowe fazy pojednywania się między nimi nigdy nie były ani łatwe, ani przyjemne i często wiązały się z dość ciężkimi sytuacjami. Przynajmniej dla młodszego z nich. Nie miał jednak czasu kontynuować myśli, bo o mało co się nie opluł słysząc jak absurdalnie brzmiało ostatnie słowo opuszczające usta Moralesa. -Mów co chcesz, ale niczego to nie zmienia. - Rzucił mu ze spojrzeniem, które jasno pokazywało, że czegokolwiek Salazar nie powie, tak nie zmieni zdania Maxa co do jego boomerstwa. Jakakolwiek fizyczna bliskość chyba nigdy nie była w stanie ich zaspokoić, więc Max jakoś się nie zdziwił, że pocałunek miał zupełnie odwrotny skutek niż się Salazar spodziewał. -Raczej przez dobieranie odpowiednich bukietów i kryształów. - Sprowadził go lekko na ziemię pokazując, że wcale tak łatwo się teraz nie da, choć nie była to do końca prawda, skoro pocałunek i nastolatka zdołał rozproszyć jeszcze bardziej. -Okej, wykład o winach można faktycznie przełożyć na kiedy indziej. - Zgodził się, wyobraźnią odlatując już w rejony, który były mu zdecydowanie bardziej znajome niż parowanie odpowiedniego alkoholu do posiłków, które nigdy nie były w jego przedziale finansowym. Przewrócił oczami, gdy dla odmiany jemu dostało się w kwestii młodego wieku, ale nie odgryzł się, wyjątkowo pokazując, że wcale nie zawsze musi mieć ostatnie słowo. Jak widać jeśli chciał, to naprawdę potrafił. -Zacząłeś tak młodo? I zawsze celowałeś w hotel? - Zapytał, a uśmiech nieco mu przygasł, ustępując szczeremu zainteresowaniu. Może i znali się długo, ale prawdą było, że wcale tak dużo o sobie nie wiedzieli. -W takim razie, po kiego grzyba zapraszać pary? - Spodziewał się odpowiedzi, ale pytanie i tak samo opuściło jego usta i nie mógł już tego powstrzymać. -Tak myślałem. Wszystko kręci się wokół hajsu i innych zdobyczy. - Prychnął pogardliwie, nie mając nawet zamiaru udawać, że jakkolwiek to rozumie, czy szanuje. Ten świat był dla niego zupełnie obcy i podejrzewał, że nawet gdyby zaczął się w niego teraz zagłębiać na poważnie, w życiu nie byłby w stanie zacząć tego szanować. A przynajmniej nie z tych samych powodów. -Dobra, tylko najpierw wprowadź mnie w zasady, bo na pewno wybiorę zły kolor serwetki do steka. - Dał się porwać fizycznie, choć umysł nastolatka wciąż został przy zastawionych alkoholem półkach, które kusiły swoją wieloprocentową zawartością. -Och...Yhmmm... - Przygryzł lekko wargę patrząc na dekoracje, po czym spojrzał na Paco, zastanawiając się chwilę nim w końcu wypowiedział na głos to, co chodziło mu po głowie. -Kreatywność i... Brak różdżki? - Wzruszył lekko ramionami, bo jesionowy patyczek leżał dokładnie tam, gdzie rano Paco go pozostawił. -Mówiłeś coś o wyborze, nie sądziłem, że... Powinienem? - Wskazał ręką korytarz prowadzący do windy, jakby niemo pytając, czy ma teraz iść po swoją różdżkę, czy co zrobić, bo nie miał pojęcia i szczerze zrobiło mu się trochę głupio.
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nawet ci najaktywniejsi, najpracowitsi i najbardziej zaangażowani potrzebowali momentami odrobiny oddechu, a i chyba nie było przesady w stwierdzeniu, że uczestnikom arturiańskich rytuałów należał się wręcz urlop dla poratowania zdrowia. Celtyccy bogowie patronujący jabłoniowej wyspie nie oszczędzili ciekawskich podróżników, a skutki uboczne bliskiego spotkania z nimi i ze świętym graalem przyczepiły się gapiów mocniej niżeli rzep psiego ogona. Jak to jednak mówił Christopher, nie było takiej klątwy, której nie dało się złamać. Niektóre mijały również z czasem, więc najwyraźniej należało na ten spokojniejszy okres w życiu poczekać. – Liczę na to, że będzie szło nam coraz lepiej. – Przyznał zupełnie szczerze, pamiętając że nie zawsze było między nimi kolorowo… właściwie to wręcz przeciwnie, mieli za sobą naprawdę wiele ciężkich rozmów, w świetle których burzliwe kłótnie wcale nie wydawały się takim najczarniejszym scenariuszem. Zdawało się jednak, że wychodzą na prostą, a przynajmniej Paco starał się bardziej otworzyć, nie tylko dzieląc się z partnerem własnymi emocjami, ale i mówiąc o problemach, które najwyraźniej dotykały ich obu, nawet jeśli początkowo tego nie dostrzegali. Chciał się zresztą cieszyć każdą chwilą spędzoną z młodszym kochankiem, choćby tą obecną, chociaż akurat na wybuch śmiechu chłopaka zareagował złowrogim, marsowym spojrzeniem. – Mów co chcesz, bylebyś mnie nie wymienił na młodszego fircyka. – Podkreślił wymownie ostatnie, niemalże zapomniane już słowo, decydując się na zgoła inne rozwiązanie, wszak w towarzystwie Felixa nabrał nieco więcej dystansu do siebie, a skoro tak mógł się razem z nim pośmiać ze swoich… przywar? Właściwie nigdy nie pytał Solberga czy ta różnica wieku rzeczywiście mu przeszkadza. Pewnie nie, skoro tak chętnie do siebie wracali, ale stwierdził że jeszcze o to zapyta. Niekoniecznie teraz, kiedy po subtelnym pocałunku ich luźna pogawędka wartko popłynęła dalej. - Eeeh… – Westchnął ciężko, wzruszając bezradnie ramionami, jakby próbował powiedzieć kochankowi co ja ci na to poradzę?, ale jego usta opuściły zupełnie inne słowa. – Wynagrodzę ci to. – Obiecał z uśmiechem, odpuszczając kompanowi przydługi, nudny wykład o winach, żeby jak najprędzej domknąć resztę niecierpiących zwłoki spraw. Na razie dopiął listę gości, rozwieszając schemat na tablicy, przed wejściem na bankietową salę, rozkładanie plakietek zrzucając już na jednego z podwładnych, który póki co nadal walczył z odświeżeniem podgniłych lub obeschniętych roślin. – Nie. Kiedyś chyba ci mówiłem, że pracowałem w sklepie, potem w kilku barach. Hotel, restauracja, pub, tak naprawdę to nie miało większego znaczenia. Po prostu tego rodzaju biznes… – Zawahał się, ale w końcu machnął przysłowiowo ręką, skoro Maximilian i tak zdawał sobie sprawę z tego, że wystrojone wnętrza idealnie sprawdzały się w roli przykrywki. – …to najlepsza pralnia brudnych pieniędzy. – Dokończył więc ściszonym głosem, unosząc lekko kącik ust. – Mam wszystko w jednym, więc można powiedzieć, że trafiłem w dziesiątkę. Poza tym wiesz, że lubię sobie porządzić. – Zażartował, puszczając młodszemu partnerowi oczko, a chwilę później prychnął cicho na skutek dość nieoczekiwanego pytania. – A nie pomyślałeś czasem, że małżonkowie mogą razem pracować w jednej branży? – Stuknął go delikatnie palcem w czoło, unosząc nieco wyżej brwi gdy w uszach wybrzmiał mu pogardliwy ton Solberga. Musiał przyznać, że prze dłuższą chwilę zastanawiał się nad jego spostrzeżeniem i pewnie dosyć przykrą rzeczywistością. – Ludzie są wzrokowcami. Jak ktoś nie ma takiego uroku jak ty, to musi wspomagać się obstawą. – Postanowił jednak podtrzymać tę swobodną, humorystyczną atmosferę, nie wdając się w głębokie dysputy o życiu i priorytetach. Nie zawsze była na nie odpowiednia pora, a po wczorajszy, niefortunnym treningu obydwaj musieli się trochę zrelaksować. - Spokojnie, nie ma czegoś takiego jak niepasująca serwetka do steka, ale skoro impreza ma charakter formalny i biznesowy, postawiłbym na stonowane kolory i skromne, niedekoncentrujące dodatki. – Podzielił się na prośbę kochanka zwięzłą radą. Nie chciał się rozwodzić, ciekaw dokąd Maximiliana zaprowadzi jego własna kreatywność. – Jeśli chcesz… możesz też użyć mojej albo powiedzieć co ci chodzi po głowie. – Zaproponował alternatywne rozwiązanie, podając mu kawałek tarninowego drewna. Nigdy nie wręczyłby nikomu innemu swojej różdżki, ale akurat Felixa darzył zaufaniem. Pozwolił mu więc samodzielnie podjąć decyzję, a po dokonaniu wyboru, przygotował próbkę obrusów i innych elementów dekoracji, zlecając pracownikom odtworzenie tego samego wzoru na pozostałych stołach. – Wreszcie sami. – Zagaił flirciarsko do nastolatka, nie będąc w stanie dłużej powstrzymywać się przed śmielszymi gestami. Momentalnie przycisnął go do ściany, ze zdecydowanie większą żarliwością niż wcześniej wpijając się w jego usta, które nie pozwalały mu się skupić na niczym innym. – Masz gust, nudziarzom z ministerstwa na pewno się spodoba. – Przemycił jeszcze komplement, sunąc pocałunkami po chłopięcej szyi, zanim zaproponował tak długo wyczekiwany powrót do wygodnej, miękkiej pościeli.
zt. x2
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Po tym, co się wydarzyło z Zoe, Longwei wiedział, że był winny Maxowi obiad. Kierując się w stronę mieszkania, dostrzegł szyld informujący o hotelu z obco brzmiącą nazwą. Zaciekawiony wszedł do środka, zdejmując od razu swój płaszcz, który zostawił w szatni i wszedł dalej, rozglądając się za restauracją. Wyglądało na to, że albo w środku odbywał się jakiś zjazd, albo większe przyjęcie, albowiem gości było wielu, być możne nawet zbyt wielu, choć tego Huang nie był w stanie stwierdzić. Mimowolnie poprawił kołnierz białej koszuli, która miał tego dnia na sobie, wchodząc do części imprezowej, która zachwyciła go odcieniami błękitu i granatu. Jak oczarowany, stał z dłońmi splecionymi za plecami, z łagodnym uśmiechem chłonąc widok otoczenia, łapiąc inspirację co do remontu wynajmowanego pokoju, gdy nagle ktoś złapał go za ramię i pociągnął za sobą. Nie było to coś, czego normalnie Longwei spodziewał się w obcych miejscach, szczególnie gdy do niecodziennego zachowanie nieznajomego, doszły słowa o nowym pracowniku i jak nierozważne było spóźnianie się pierwszego dnia w pracy. Opiekun smoków próbował łagodnie wyjaśnić, że nie był tutaj w sprawie pracy, ale nikt go nie słuchał. Nim się zorientował, wepchnięto go za bar w części klubowej. Co chwilę ktoś wołał do niego, aby to podał butelkę alkoholu, to podał szklanki, jednocześnie uważając na lewitujące dodatki do drinków. Starał się, jak mógł, dochodząc do wniosku, że skoro pracownikowi potrzebna była pomoc, może postarać się zrobić ile będzie w stanie, a nieporozumienie zdoła wyjaśnić później. Plan był dobry, ale okazał się trudniejszy do wykonania, gdy tylko został pochwycony przez jednego z gości hotelu, który poprosił o jakiś drink. Pracownik, który wciągnął w to wszystko Longweia, zbywał go, będąc zbyt zajęty tworzeniem kolejnych napoi, a gość wyraźnie czekał. Nagle Huang dostrzegł jeszcze jednego mężczyznę, który zjawił się po stronie pracowniczej, więc bez zawahania podszedł do niego z łagodnym uśmiechem, wyraźnie spiesząc się i potrzebując odpowiedzi. - Przepraszam, możesz mi powiedzieć, jak mam zrobić coś, co chyba nazywa się michelada, jeśli dobrze zrozumiałem?
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Listopad 2022 Wątek pracowniczy - Właściciel El Paraiso
Tego popołudnia w hotelu roiło się nie tylko od gaworzących przy połączonych ze sobą stołach gości i skaczących wokół nich, elegancko wystrojonych kelnerów, ale również upierdliwych paparazzi, co rusz przeganianych przez ochroniarzy do wejściowego holu, a w skrajnych przypadkach nawet i na bruk. Spotkania biznesowe niezbyt często przyciągały uwagę czarodziejskich mediów, ale akurat dzisiaj El Paraiso gościło wiele wzrastających gwiazd quidditcha, a co za tym idzie, szerokie grono ambitnych dziennikarzy prześcigało się w wymyślaniu coraz to nowszych i sprytniejszych forteli, które pozwoliłyby im dostać się do odgrodzonej od publiki sali. Co gorsza, sportowcy okazali się wyjątkowo wymagającymi klientami, a potrzeba oddelegowania jeszcze kilku chłopaków do obsługi zamkniętej, prywatnej imprezy sprawiła, że za barem w części klubowej powoli zaczynało brakować rąk do pracy. Paco wraz z menadżerem lokalu stanął więc na skraju zaplecza, zarządzając niespodziewanie uszczuplonymi kadrami, co nie było wcale takie proste zważywszy na fakt, że dwóch podwładnych bez usprawiedliwienia nie stawiło się w pracy, zachęcając swym zachowaniem Moralesa do rozwiązania z nimi umów bez wypowiedzenia. – Ściągnij Ramireza i Graysona… albo Finnegana. Sypnę im galeonem za nadgodziny. – Zarekomendował, popędzając mężczyznę wymownym skinieniem głowy, i już miał ruszyć w swoją stronę, kiedy w jego uszach wybrzmiało pytanie, którego wolałby nie usłyszeć, zwłaszcza że humor i tak mu już nie dopisywał. - Kto cię zatru…dniał… – Wyrzucił z nieskrywanym zrezygnowaniem, a jednak nie zdołał nawet dokończyć myśli w zderzeniu z łagodnym uśmiechem i równie subtelną, przyciągającą aparycją zagadującego go młodzieńca. Początkowo zamierzał odesłać go do bardziej doświadczonych kolegów za ladą, ale wystarczyło że na krótką chwilę wlepił czekoladowe tęczówki w piękną twarzyczkę nowego pracownika, aby naprędce zmienił zdanie, postanawiając zarazem podzielić się z nim swoją wiedzą. – Chodź. Jak ci na imię? - Krzaczaste brwi uniosły się wyżej, podobnie jak i kąciki ust Meksykanina, kiedy tylko wyciągnął szklankę określaną lokalnie jako pint glass, a potem rozsypał na talerz krustę z ziarenek soli i płatków chili. – Najpierw musisz zwilżyć brzegi szkła sokiem z limonki. – Zaczął tłumaczyć, mimowolnie zerkając w stronę chłopaka. Kusiło go, żeby podejść jeszcze bliżej, jednak po tym jak przypomniał sobie ostatnią bitkę między Maximilianem a tym włoskim dzieciakiem, zrezygnował, koncentrując się wyłącznie na kolejnych krokach niezbędnych do przyrządzenia idealnej michelady. – Znasz wszystkie składniki? – Wtrącił jednak przy okazji skrupulatnego dekorowania szklanki, sprawdzając czy nieznajomemu wystarczy jedynie przypomnieć gdzie się znalazł, czy też wyjaśnić szczegółowo przepis jak krowie na rowie.