C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Wystawny hotel położony w marmurowej kamienicy przy jednej z magicznych alejek krzyżujących się z ulicą Pokątną. Z zewnątrz wygląda elegancko, choć dość niepozornie i minimalistycznie, ale za to wnętrze… ono z pewnością zaimponuje nawet tym najbardziej wybrednym klientom. Przestrzeń okazuje się znacznie większa, niżeli sugerowałyby wymiary budynku, a to wszystko dzięki nałożeniu na mury skomplikowanego zaklęcia transmutacyjnego. Całość urządzona jest w ekskluzywnym, acz gustownym stylu, odżegnującym się od tandetnego w swej przesadzie przepychu i oślepiających kilogramów złota. Samo El Paraíso słynie jednak nie tylko z luksusu, ale i dyskrecji – obsługa nie wtrąca nosa w nieswoje sprawy, a za dodatkową opłatą można skorzystać także z dobrodziejstw ochronnego zaklęcia Tueri Abi rzuconego na wynajmowane lokum. Poza usługami noclegowymi hotel oferuje również wiele innych rozrywek usytuowanych na przestrzennym parterze. Największą popularnością cieszy się niewątpliwie kasyno z bogato wyposażonym barem, ale i tutejszy klub taneczny gości licznych fanów latynoskich rytmów. Nie mogło zabraknąć i wykwintnej restauracji, której załoga raczy podniebienia klientów między innymi smakami tradycyjnymi dla kuchni meksykańskiej. Każda sala ma swój motyw przewodni i odpowiadającą jej kolorystykę; i tak oto w kasynie króluje czerwień i brąz, w klubie tanecznym rozmaite odcienie błękitu i ciemny granat, zaś w restauracji butelkowa zieleń w połączeniu z modną szarością. Elementem wspólnym pozostają ciemne, masywne, drewniane meble, różniące się jedynie barwą kosztownego obicia. Nadto – gratka dla miłośników sztuki – w korytarzach można podziwiać rzeźby i obrazy różnych, znanych artystów tak ze świata mugoli, jak i tego czarodziejskiego. Nie sposób byłoby przy tym nie wspomnieć o zachodnim skrzydle, swoistej strefie relaksu, w której to hotelowi goście mogą skorzystać z niewielkiego, choć urokliwego basenu. Co istotne, nie jest to wcale taka zwyczajna pływalnia: wodę otacza bowiem piaszczysta plaża z leżakami i palmami, zaś sufit pomieszczenia został zaczarowany, dzięki czemu tworzy realistyczną imitację słonecznego nieba. Zaklęcia podnoszą także panującą tu temperaturę, która oscyluje w granicach 25-30 stopni Celsjusza.
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pierdolenie o Chopenie. Max nadal uważał, że Paco nie ma najmniejszego prawa wpierdalać się w jego życie. To, że był teraz sam po części było winą całego zajścia na Malediwskim pomoście i bezczelności, jaką Morales wtedy wykazał. Co prawda nieco się później zrekompensował, ale też zakończyli tamto spotkanie w domku raczej na bolesnej stopie niż przyjaznej i tak, Maxa bardzo to bolało, ale nie tak bardzo jak rozstanie z Felkiem. Poszedł więc do Tori, wciąż nie do końca zadowolony. Nie chciał jednostronnej walki. Chciał oberwać do krwi tak jak, sam się do krwi niszczył kiedy wbijał sobie paznokcie w klatkę piersiową, czy nawet razy lub dwa sięgał po swój zaufany sztylet. Potrzebował tego teraz bardziej niż kiedykolwiek. Czuł się samotny i najgorsze było to, że był świadom jak bardzo sam to na siebie sprowadził. -No me quedaré aquí. Quiero salir. - Powiedział stanowczo, patrząc Paco w oczy i wydmuchując mu dym przed twarzą. Był ostatnim człowiekiem, jakiego chciał teraz oglądać. No poza własnym odbiciem. Jego oczy, choć przed chwilą jeszcze spokojne, ponownie rozogniły się do granic, gdy Morales postanowił po raz kurwa kolejny wpierdalać się w nie swoje sprawy. Zignorował oczywiście jego pytanie, bo nie miał zamiaru się z niczego tłumaczyć. -Quiero salir. - Powtórzył tylko, zaciskając wolną dłoń na żebrach i mocniej akcentując swoje słowa. Zaczynał się wewnętrznie dusić, a to nie zwiastowało niczego dobrego. W końcu przyszła Tori, na której widok Max ucieszył się zdecydowanie bardziej. Była jego nadzieją. Przyjaciółką i fałszywą żoną , którą jednak na swój sposób kochał i której oddałby wszystko, byleby zapewnić jej bezpieczeństwo i poprawę ciężkiej sytuacji, w jakiej ostatnimi czasy się znalazła. Niestety, ją też dzisiaj zranił i to mocno. -Masz rację Tori, czas opuścić to miejsce. Aportuję nas jak tylko stąd wyjdziemy. - Zapewnił ją, mając głupią nadzieję, że dziewczyna chciała odprowadzić ich w bezpieczne miejsce. Z dala od hotelu i Paco. Po raz kolejny jednak się przeliczył, gdy Morales wrócił i zaczął targać go za szmaty do pokoju. -PUŚĆ MNIE TY JEBANY SKURWYSYNU!!!!! - Wydarł na niego ryja, ale nie był w stanie wyrwać się z jego uścisku. -TORI! POWIEDZ MU COŚ KURWA MAĆ! - Zwrócił się do gryfonki z błagalnym spojrzeniem. Dopalony papieros wypadł mu z dłoni, a po nieudane próbie rozwarcia uścisku Moralesa, obydwie ręce Maxa ciasno, acz drżąco zacisnęły się wokół jego żeber.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Pią Mar 04 2022, 19:21, w całości zmieniany 1 raz
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
No proszę... Jednak grzeczne poproszenie o trochę prywatności dla jej i Maxa to było już dla Salazara za dużo. Uniosła brew gdy stwierdził na głos oczywistość (czyli fakt, że sprawiają kłopoty). Kto pytał? A gdy stwierdził, że nie robi tego dla niej... Kto pytał x2 ?! Czy on naprawdę nie mógł po prostu dać im kluczy do cholernego pokoju (za który z sakiewką Maxa mogłaby po prostu zapłacić) bez zbędnego gadania? Najwyraźniej, nawet jeśli naprawdę Solberg tego nie planował, jednak jakaś zazdrość z Salazara wyszła - skoro ten w pewien sposób sugerował jej, że obecnie jest tu już niemile widziana. Max raczej nie był jego własnością, a o ile dobrze pamiętała to jednak z nią planował stąd wyjść. Jest tu jeszcze tylko dlatego, że to Tori się cofnęła... Westchnęła pilnując się by nie przewrócić oczami – więc je na sekundę czy dwie zamknęła. Oj nie. Nie będzie wchodziła w te gierki. Tym bardziej, że ona sama nie jest zazdrosna. Nie jest. Ostatnie co chciała zrobić to zostawić Maxa samego bądź w towarzystwie Paco po raz kolejny. Tylko, że skóra pod rękawiczkami już piekła na tyle mocno, że nie mogła się na niczym innym skupić. Musi chociaż na chwilę je zdjąć i schłodzić. - Łazienka? – Spytała poddając się w końcu i licząc, że przez te 2-3 minuty faceci się nie pozabijają. Po wskazaniu jej pomieszczenia spojrzała jeszcze na Solberga przez dłuższą chwilę. W oczach miała oczekiwania względem niego. Oczekiwania, że zastanie go w tym samym stanie (lub lepszym) w jakim jest teraz. Następnie przeszła do łazienki, a drzwi się za nią zamknęły. W pomieszczeniu natychmiast zdjęła rękawiczki, odkręciła zimną wodę i wsadziła je pod kran. Boże jaka ulga... Przykucnęła przed umywalką przymykając oczy i ciesząc się uczuciem jakie wywoływała woda w zetknięciu z jej skórą. Jak długo efekt poparzenia się o jakąś cholerną roślinę będzie się jeszcze utrzymywał? I tak już było lepiej, bo przez pierwsze kilka dni nawet palce miała całe czerwone i dotykanie czegokolwiek było niemożliwe, a na ból nie pomagało zupełnie nic. Przynajmniej się nauczyła żeby nie pakować łap na każdy ładny kwiatek jaki znajdzie. Z planowanych dwóch minut zrobiło się więcej, ale zawsze gdy wyciągała ręce spod wody ból wracał i nie potrafiła sobie odmówić jeszcze kilku chwil z zimną przyjaciółką. W końcu jednak musiała odpuścić. Zakręciła kran i otrzepała nad umywalką dłonie nie chcąc ich podrażniać ręcznikiem. Z lekkim grymasem przykryła znów poparzenia rękawiczkami i ruszyła w stronę wyjścia z łazienki bojąc się co na zewnątrz zastanie... A zastała ciągniętego przez Salazara za fraki Maxa, który najwyraźniej liczył na jej wsparcie w planie „aportowania” się stąd... Ona nie czuła się na siłach by ich teleportować bez rozszczepienia się, a co dopiero Solberg w tym stanie... Nie wiedziała czy rozmawiali czy tylko właściciel zszedł po klucze, a potem wprowadził nietrzeźwego do środka. Jego nagły wybuch dał jej jednak do zrozumienia, że Paco wykorzystał moment by powiedzieć chłopakowi jeszcze kilka słów z których ten był wyjątkowo niezadowolony skoro przeszedł w tryb naburmuszonego przedszkolaka. - Yhym – Odpowiedziała na jego sugestię. Przed tym jak zrobił się uszczypliwy pewnie by nawet przyszła. Obecnie? Wolała tego za wszelką cenę uniknąć – Dzięki – Mimo wzajemnej niechęci, która pojawiła się u nich znienacka (Historia lubi się powtarzać co? Znowu wszyscy znajomi Maxa nie przepadają za Vitt) miała jednak w sobie na tyle kultury, o której brak wzajemnie się dziś mężczyźni oskarżali, by podziękować nim ruszyła do drugiego apartamentu. - Solberg skończ się drzeć... A ty go pu.... – Zacięła się gdy zaraz po tym jak Felix złapał Salazara ten go... Przytulił. Mimowolnie zacisnęła ręce w pięści (w tym jedną na kluczach) tym samym powodując jeszcze większy ich ból. Drgnęła jakby ją prąd przeszedł przy tym nieumiejętnie dławiąc w sobie syknięcie wywołane tym uczuciem – Możemy już iść? – Ciężko mi powiedzieć do którego z nich dwóch skierowane było to pytanie. Padło w przestrzeń, a ona miała nadzieję, że z obu stron odpowiedź będzie brzmiała „Tak”. Ta cała sytuacja robiła się coraz mnie komfortowa, a dziewczyna na nowo zaczynała się irytować. Może po amnezji nie pakuje się już tak łatwo w bójki jak kiedyś, ale to nie znaczy, że jeśli ta farsa potrwa jeszcze chwilę to nie zareaguje intensywniej niż jej wypadało.
+
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie zważał na jego odmowę, ale tym razem nie dlatego że traktował chłopaka jak swoją własność czy zabawkę, a ze względu na jego dobro i bezpieczeństwo. Nie uważał, by skierowana względem niego złość Solberga była jakkolwiek uzasadniona, ale widział że chłopak jest na niego wściekły jak osa i że w tym stanie nie da się odprowadzić nawet przed wyjście z hotelu, nie mówiąc już o własnym domu. Nie miał zamiaru również pozwolić, żeby nagrzany i napruty jak szpadel wałęsał się dalej po nocnych klubach, więc chcąc nie chcąc, musiał go oddać w ręce przyjaciółki i udostępnić im pokój obok, bo to było jedyne sensowne rozwiązanie, które przychodziło mu obecnie na myśl. Kiedy Maximilian zaczął drzeć się w niebogłosy, żeby go puścił, zaczął dziękować swej własnej przezorności, która podszeptała mu niegdyś o zastosowaniu w każdym hotelowym pokoju zaklęcia wyciszającego. Przynajmniej ten niewdzięczny gówniarz swoim krzykiem nie niepokoił innych gości, którzy mogli spać spokojnie, nieświadomi chaosu jaki odbywał się w odległości kilku, może kilkunastu metrów od nich. Zacisnął mocniej palce na koszuli chłopaka i na siłę przeciągnął go po podłodze, z bólem serca wsłuchując się w jego wrzaski i rzucone we wściekłości przekleństwo. Mógł sprawiać wrażenie brutalnego w swojej stanowczości, ale wcale nie bawiło go jego cierpienie. Wręcz przeciwnie, cierpiał wewnętrznie wraz z nim, dlatego kiedy tylko poczuł jak chłopięce dłonie oplatają jego żebra, zatrzymał się, obejmując go ciasno swoimi ramionami i przytulając go do swojej klatki piersiowej. – Deja de pelear, Félix. No soy tu enemigo. – Wyszeptał mu łagodnym, wyjątkowo czułym jak na okoliczności tonem, niechętnie zerkając zaraz na jego kompankę. W przeciwieństwie do Solberga akurat ją obdarzył wrogim spojrzeniem, ale niestety siłą rzeczy, był na nią skazany. – Ve con ella. – Zwrócił się zresztą nie do niej, a do Maximiliana, uwalniając go jednocześnie ze swojego uścisku.
+
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ciągniecie go po ziemi jak szmacianą lalkę zdecydowanie nie poprawiało i tak już zaognionej sytuacji, a fakt, że Tori stała tam bezczynie sprawiał, że Max czuł się jeszcze gorzej. Czyli jednak byli ze sobą w komitywie. Chęć opuszczenia tego miejsca stała się jeszcze większa, bez względu na jakiekolwiek konsekwencje. Już miał próbować spierdalać jak najdalej, gdy nagle Paco... Przytulił go? Maxowi to wszystko się niespecjalnie kleiło. Czuł się jeszcze bardziej rozerwany. Z jednej strony czyż nie tego właśnie potrzebował? Z drugiej jednak chciał być jak najdalej od tego człowieka, a nie jak najbliżej. W dodatku słowa, które wystosował jeszcze bardziej wszystko pogarszały, przypominając nastolatkowi, jak Morales wielokrotnie się nim opiekował, a do tego przywołały wspomnienia Malediwów i tego, jak sam kurczowo zatopił się w jego objęciach. -No puedo.... - Wymamrotał tylko przez zęby nieco mniej agresywnie, ale nadal nie łagodnie. Nie mógł przestać walczyć, bo to oznaczałoby zmierzenie się ze swoimi uczuciami, a to zabiłoby go bardziej boleśnie niż jakiekolwiek narkotyki na świecie. Po prostu nie mógł. -Tori? - Spojrzał na nią pytająco, po czym posłusznie jak baranek wyszedł z dziewczyną zamykając za sobą drzwi. -Lo siento... - Powiedział do niej szczerze, gdy zostali już sami, a jego nienaturalnie rozszerzone, szmaragdowe tęczówki momentalnie się zaszkliły.
//zt x3
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Oj nie... Komitywa trwała do pewnego momentu. Później pojawiła się wzajemna niechęć i chyba tak już miało pozostać, bo z minuty na minutę Salazar stawał się coraz to bardziej dla niej opryskliwy. W związku z tym i ona odpowiadała tymi samymi emocjami – to był jedyny powód. Nie chodziło o Maxa, a po prostu negatywne podejście w odpowiedzi na negatywne podejście. Dlatego też odczuła ogromną ulgę gdy wraz z Solbergiem wyniosła się do drugiego pokoju, który Wielki Łaskawca Paco im udostępnił. Poza ulgą miała też w głowie taki malutki cień satysfakcji, że ostatecznie to z nią spędzi noc wychodząc z objęć gospodarza. Nie była dumna z tego uczucia, więc starała się schować je gdzieś głęboko. Na szczęście w końcu drzwi się zamknęły, a oni zostali sami. - Ty mi tu nie Lo siento – Burknęła cicho - Za dużo się już dzisiaj nasłuchałam hiszpańskiego żeby mnie to jeszcze ruszało – Tym bardziej, że tym razem to nie były zaloty kierowane w jej stronę tak jak kiedyś w domku na drzewie, a wzajemne wyzywanie się z tamtym kolesiem. Szkło w oczach Maxa sprawiało, że balansowała na krawędzi „chcę Cię uderzyć” i „chcę cię przytulić”, więc pozostawała gdzieś pomiędzy. - Chodź pod prysznic. Otrzeźwiejesz trochę – To mówiąc wyciągnęła rękę w stronę chłopaka czekając aż ten za nią złapie i będzie go mogła poprowadzić do łazienki. Jednego mógł być pewny – na krok go już dzisiaj nie opuści zważając na jego stan. Nie wybaczyła by sobie tego gdyby znów w tajemnicy przed nią przyjął kolejną dawkę narkotyków. Na prawdę dobrze, że nie wiedziała, że już to zrobił na korytarzu. Inaczej szanse na to, że utopiła by go pod tym prysznicem niebezpiecznie by wzrosły - a i tak są już dość spore w zależności od dalszego zachowania chłopaka.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Naprawdę szczerze ją przepraszał. Czuł się wyjątkowo źle z tym, w jakiej sytuacji ją dziś postawił. To nie tak miało przecież wyjść. Wszystko. Kurwa. Nie. Tak. -Przepraszam. - Powtórzył więc po angielsku, spuszczając głowę jeszcze niżej. Gdy złość opadała, jeszcze ciężej było mu patrzeć w te jasne i przede wszystkim zawiedzione nim tęczówki. Naprawdę wiele by dał, żeby znaleźć się teraz samemu, choć zajebiście tego nie chciał. -Nie, dzięki. - Odmówił raczej stanowczo, acz uprzejmie, bo po pierwsze nie miał zamiaru brać prysznica, a po drugie na pewno nie w obecności Tori. Jeszcze tego brakowało, żeby dziewczyna zobaczyła, co Max kryje pod starannie wybraną na ten wieczór koszulą. Może z wierzchu wiedział, jak się prezentować dobrze, ale był to tylko wielki kontrast do tego, jak naprawdę się czuł. -Zamówić Ci drinka? - Zapytał, mając zamiar skorzystać z obsługi hotelowej. Skoro nie mógł jawnie przyćpać, bo i nigdy tego nie robił w jej towarzystwie, to chciał sobie chociaż pomóc nieco alkoholem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Nie chciała, żeby ją przepraszał. Nie potrzebowała tego, bo całym sobą pokazywał, że jest mu przykro – i że ten wieczór i dla niego skończył się koszmarem. Zapewne znacznie większym niż dla niej. Co więcej, same przeprosiny niestety były w tej sytuacji gówno warte, bo nie wyjaśniały jej zupełnie nic. Czuła się trochę tak jakby przez ostatnią godzinę oglądała film po koreańsku bez napisów. Niby wiedziała, co się dzieje, ale w sumie nie rozumiała dialogów – więc wrażenia i tak były niepełne. Gdy odmówił przejścia z nią do łazienki dziewczyna uciekła na chwilę spojrzeniem w bok i opuściła dłoń. Raczej ostatnie co by pomyślała to fakt, że odmowa nastąpiła bo nie chciał by widziała go nago – tym bardziej, że akurat to wspomnienie miała w głowie i doskonale widziała jak Max wygląda... Wyglądał. Zresztą patrząc na to u kogo są w hotelu – pewnie mało kto nie wiedział. Drinka? Oddychaj Tori. Oddychaj, bo skończy się na tym, że to jednak ty go prędzej zabijesz niż ten jego kochaś. - A możemy dla odmiany porozmawiać zamiast pić? – Spytała przechodząc w stronę łóżka i siadając na jego krawędzi – Proszę Cię Max... Możesz mi wyjaśnić cokolwiek z tego, co miało tam miejsce? – Skoro miał tyle siły by pić, to miał też siłę by z nią rozmawiać. Wcześniej jeszcze się martwiła, że może jedyne co to powinni położyć się spać, ale najwyraźniej go rozpierało, więc zdecydowanie nie zamierzała odpuścić. Nie tym razem.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No tak, nikt by nie posądzał Maxa o wstydliwość i brak pewności siebie jeśli chodziło o nagość bez względu na to, czy ten ktoś cierpiał akurat na poważną amnezję, czy też nie. Był to błąd, z którego zdał sobie sprawę zdecydowanie za późno, choć przecież jego odmowa nie podawała szczegółów. Mogło wyglądać to jednak niecodziennie, gdy Tori była świadoma, że ze sobą sypiali. -Wolałbym się napić. - Wymruczał szczerze pod nosem. Wiedział, co się szykuje i bardzo nie chciał tego przeżywać. Nie po to wyciągnął Tori na imprezę. Nie po to pojawił się tutaj i zdecydowanie DALTEGO chciał opuścić to miejsce. Byle tylko uniknąć tego typu rozmów. Wbrew jednak jej odmowie, sam wyciągnął z kieszeni piersiówkę, z którą ostatnio znów się nie rozstawał i pociągnął z niej sporego łyka, a następnie niesamowicie drżącymi dłońmi odpalił papierosa. -Widziałaś i słyszałaś. Wkurwił się, ja też i potem już poszło. - Odpowiedział ogólnikowo. Bolało go to wszystko, ale bardziej bolesne było wyznanie prawdy niż cokolwiek innego. -Powinienem go uprzedzić, mój błąd. - Dodał jeszcze, choć nie do końca uważał, że to akurat było źródłem tego całego zajścia. Wręcz przeciwnie, kiedyś takie nagłe wizyty Moralesowi jakoś nie przeszkadzały.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Chciał pić? Trzeba było zostać w barze. Chciał pić? Trzeba było wynająć tu osobny pokój tylko dla nich. Wtedy pewnie by nawet zagrali w therie do czego ostatecznie nie doszło i na pewno nie dojdzie w najbliższym czasie. Chciał pić? To po jaką cholerę ciągnął ją do napalonego na siebie kolesia, który chciał mieć go jako swoją własność - i to tylko po to żeby go porządnie wkurwić! Zastanów się Solberg czego ty właściwie chciałeś, bo już dawno przestało chodzić o imprezę i dobrą zabawę. Mniej więcej wtedy gdy przekroczyli próg hotelu. Na widok piersiówki zacisnęła wargi w wąską linię. Czemu tak bardzo mu zależało żeby raz za razem wyprowadzać z równowagi osoby, które się o niego martwią? - Bycie pijanym otumania Cię na tyle, że uważasz mnie za idiotkę? – Mruknęła zimno zaraz po jego mętnym tłumaczeniu, jednocześnie podnosząc się znów do pozycji stojącej (trochę za szybko, ale ustała na nogach – emocje trzymały ją w kupie) podchodząc do niego i wyjmując mu z ręki papierosa po czym gasząc go w pustej szklance stojącej na stoliku nocnym. Westchnęła. - Powiedziałam to już raz. Powtórzę drugi – Wróciła do niego spojrzeniem. Jedną dłoń położyła na jego torsie, drugą złapała za brodę zmuszając go by spojrzał jej w oczy – Nie pomogę Ci jeśli mi nie powiesz co się dzieje. Musisz mi zaufać... – Była zła. Była zawiedziona. Była zatroskana. Była zagubiona. Była smutna. Wszystkie te emocje przeplatały się w jej oczach tworząc jedną wielką burzę. Przeniosła rękę z jego brody na policzek. - Cokolwiek się stało.. Pozwól się uratować przed samym sobą. Zanim w tym utoniesz... – Poprosiła go gładząc palcami jego skórę – A jeśli nie mogę... Ty dźwigasz moją problemy, moją amnezję. Ja też sobie poradzę z Twoimi problemami,. Zrzuć na mnie trochę tego ciężaru, cokolwiek to jest... – Opuściła dłoń obok tej drugiej, na tors chłopaka. Nie przestała się jednak w niego wpatrywać oczekując odpowiedzi. Była na nią gotowa – jaka by ona nie była.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdyby chodziło o samo picie, nawet nie musiałby ruszać się z domu, a tym bardziej szukać towarzystwa. Nie. Tak naprawdę w jego uzależnieniu nigdy nie chodziło o samą zabawę, a raczej o skutki, jakie niosła. Chodziło o ulgę. Zapomnienie. Wyłączenie sumienia choć na tę parę godzin. Tori nie miała prawa o tym wiedzieć nawet, gdyby nie była dotknięta amnezją. Choć kiedyś byli blisko, to jednak nigdy na tyle, by powierzył jej ten najpilniej strzeżony sekret. -PRZESTAŃ! - Krzyknął, bo nie mógł już wytrzymać bólu, jaki sprawiało mu to pochopne osądzanie jego osoby przez jedne z naprawdę najbliższych mu osób. Zbyt wiele się już tego dzisiaj nasłuchał, by znieść kolejne podobne oskarżenia. -Niczego nie rozumiesz. Nie chodzi o to, że mam Ciebie za idiotkę, okej? Przynajmniej wtedy, nie myślę o tym, jakim pierdolonym kretynem sam jestem! - Darł się, oczywiście, że się darł, ale nie potrafił inaczej mówić o tym, co go bolało. Nie mógł jednak dłużej milczeć, gdy widział, jak to wszystko raniło Tori. Odruchowo spojrzał na widniejącą na palcu obrączkę, a łzy ponownie napłynęły mu do oczu. Nie miał już nawet papierosa, którym mógł się zasłonić przed światem. -Nie ma już co ratować, a nawet jeżeli jest, to nie warto. Ufam Ci, kurwa mać, ufam Ci bardziej niż większości osób na tym popierdolonym świecie, ale nie mogę.... - Wziął głęboki oddech zaciskając dłonie w pięści i nerwowo drapiąc skórę dłoni. Nie chciał się rozkleić. Przecież miał walczyć. Musiał walczyć. -Jesteś ważniejsza ode mnie. Twoja amnezja jest wyleczalna, wiem to. Ja jestem już skreślony. Trzeba było pozwolić mi stąd wyjść. - Teraz już nie tylko jego dłonie się trzęsły, a całe jego ciało. Odwrócił wzrok, bo nie potrafił patrzeć na tę jasną twarz, która niegdyś bez przerwy promieniała radością, a teraz, przez niego, widniał na niej cień zawodu i złości. Chciał zapaść się pod ziemię. Najlepiej na jakieś sześć stóp przykryty dębową deską i masą piachu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
I jak mu to wyłączenie sumienia wyszło? Chyba dobrze skoro sponiewierał się aż do tego stopnia. Przy tym zranił/wkurzył/zasmucił (wybierz dowolne) dwie osoby chcące dla niego dobrze. Przy okazji jeszcze sprawił, że Vitt nie przepada za kolejną osobą z jego otoczenia skutecznie eliminując wszelkie „chodźmy do hotelu pić i grać w planszówki”. Zresztą nie pamiętała tego, ale to nigdy nie kończyło się dobrze. W końcu ostatnie takie spotkanie odbyło się z nią, Maxem, prawie-dziewczyną Maxa i chłopaku zakochanym w tej dziewczynie. Tak... Pewne wspomnienia lepiej żeby nie wracały. Nie chodziło jej typowo o to, że ją osądza. I to nie było oskarżenie, a bardziej czysta przekora, która powstała z kobiecej bezslności. Chciała mu tylko dać do zrozumienia, że nie jest na tyle głupia by dać się zbyć durnym „byłem, zobaczyłem, poszedłem” i innej historii utrzymanej w tym tonie i w tej szczegółowości. I się zaczęło. Na to, że będzie krzyczał chyba jednak nie była przygotowana, więc mimowolnie drgnęła słysząc "PRZESTAŃ". Jednak nie odsunęła się. Nie teraz kiedy widziała, że wulkan wybuchł, a w jego oczach są łzy. Słuchała. Wiedziała, że jakiekolwiek przerwanie mu może doprowadzić do tego, że już nic więcej nie powie. Wyczekała ten wypływ emocji do samego końca. Dopiero wtedy znowu się odezwała.| - Jesteś pierdolonym kretynem – Skwitowała najpierw czekając czy znów na nią spojrzy. Niezależnie od tego, kontynuowała – I co to zmienia? I tak za Ciebie wyszłam. Wtedy tego nie żałowałam z tego, co mi wiadomo. Teraz też nie żałuję – Stanęła na palcach chcąc dodać sobie wzrostu, który był potrzebny do tego żeby chłopaka przytulić. Żeby miał pewność że nie widzi jego twarzy – bo wtedy będzie mógł sobie pozwolić na łzy jeśli tego potrzebuje, a ona będzie mogła udawać, że wcale tego nie widziała. – I zawsze jesteś warty tego żeby Cię ratować... Duet Sorrento-Solberg istnieje tylko w komplecie. Nie ma Solberga to nie ma Sorrento. Skoro więc mówisz, że jestem ważniejsza, to musimy Cię trzymać w kupie chociaż z tego powodu – Ona oczywiście nie krzyczała. Mówiła cicho, dość spokojnie choć momentami i jej drżał głos – I wiesz... Może z czasem nauczysz się widzieć siebie tak, jak ja Cię widzę... A ten mój Max zdecydowanie nie jest skreślony. Nawet jeżeli czasem życie go kopie po dupie, a on nie do końca sobie z tym radzi sam – Dodała jeszcze odsuwając się powoli (zatem miał możliwość zatrzymać ją w swoich objęciach). Jeśli jednak tego nie zrobił to odeszła na odległość pół kroku by obdarzyć go uśmiechem mówiącym bardzo wiele o jej uczuciach względem Maxa. O uczuciach z których nawet ona jeszcze sobie w tej chwili zupełnie nie zdawała sprawy pogrążona w poszukiwaniu swojej przeszłości.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No właśnie niestety nie wyszło mu najlepiej, skoro wciąż tu był, a do tego łzy nachodziły na jego oczy, które jeszcze niedawno buchały żywym ogniem. Nie tego chciał. Widać zbyt lekko się spizgał. Drugi raz nie chciał tego błędu popełniać. Myślami powędrował do torebeczki, która wciąż nie była jeszcze w pełni opróżniona, ale nie zrobił nic więcej w tym kierunku. Zamiast tego, zaczął nerwowo łazić po pokoju pchnięty emocjami i prochami, które krążyły w jego organizmie. -Daj spokój Tori. Znałaś mnie ile? Dwie godziny? Zresztą mówiłem Ci, że to był tylko głupi wybryk. Gdyby to miało być na poważnie, w życiu byś nie podjęła takiej decyzji. - Powiedział, znów nieco się degradując, ale nie miał czasu na nic więcej, bo dziewczyna podeszła do niego i przytuliła do swojej piersi. Tego potrzebował tak samo, jak objęcia Paco, z którego wcześniej się wyrwał kierowany złością i jakąś sztuczną dumą. Potrzebował tej troski i bliskości, choć na złość samemu sobie wiecznie ją odtrącał. -Duety się rozpadają, wiesz o tym? - Powiedział nieco ciszej, obejmując jej drobne ciało i jeszcze mocniej wtulając się w dziewczynę, bo łzy faktycznie uwolniły się z jego oczy i zaczęły spływać po policzkach. -Nie radzę sobie Tori. Kurwa, mać nigdy sobie nie radziłem, ale jakie mam wyjście, skoro co chwila tracę wszystko? Jestem sam, więc muszę sobie sam radzić. - Gardło miał ściśnięte, a fontanna z oczu była już nie do zatrzymania. Oczywiście obecnie miał na myśli Felka, nie przyjaciół, którzy wielokrotnie mu pomagali i ciągnęli w górę, gdy on zakopywał się na dnie. Mimo to jednak teraz to pewien były puchon zajmował większość jego myśli. Pozwolił się jej odsunąć, choć nie miał odwagi spojrzeć jej w twarz. Zamiast tego odwrócił się i pizgnął pierwszym lepszym wazonem o ścianę, by nieco dać upust swoim emocjom. -Naprawdę nie chciałem robić tu żadnej afery. Zależało mi na dobrej zabawie, owszem, ale nie cudzym kosztem. Gdy zobaczyłem....Zresztą, jakie ma to teraz znaczenie. - Otarł jedną dłonią policzek, zostawiając małą strużkę krwi na swojej twarzy - efekt wcześniejszego wbicia paznokci w swoje ręce. Nie miało to jednak dla niego znaczenia. Zresztą, czy cokolwiek teraz było ważne?
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Prawda jest taka, że teraz stał na krawędzi. Jeżeli sięgnąłby do torebki to mimo wszelkiej sympatii jaką do niego czuła – wyszłaby. Wyszłaby i zostawiła by go na pastwę tego kolesia i nawet by się nie obejrzała. Potem by tego zapewne żałowała jak jasna cholera, ale już wystarczająco bała się, że rano on i tak nic nie będzie z ich rozmowy pamiętał. Gdyby się teraz doprawił to stało by się wręcz pewne. - Teraz też Cię znam dwie godziny? Nie. I nadal tu jestem. Mam ochotę skopać Ci dupę, ale jestem – Podważyła po raz kolejny jego złe mniemanie o sobie. Na poważnie parą nie byli nigdy, to fakt. Ona krążyła między uczuciem do Lucasa, przypadkowymi przygodami, aż w końcu dotarła do przystani zwanej „Varian”, która miała być dla niej stała. On wtedy też krążył w różnych rejonach. Wtedy on szukała stabilizacji, on nie. Teraz? On swoją stabilizację stracił, a ona jeszcze nie wiedziała czego tak właściwie szuka. Los bywa przewrotny. Nie zmieniło się jednak to, że się przyjaźnili. I wtedy i teraz. - Skoro się nie rozpadł gdy ja zniknęłam na 1,5 roku i nie wiedziałam kim jesteś, to co innego miałoby mu zaszkodzić? – Stwierdziła dając mu tym samym dowód na niezniszczalność akurat ich słynnego duo. Przytuliła go trochę mocniej do siebie przylegając do chłopaka całym ciałem i dając mu tą bliskość i ciepło, których najwyraźniej aż tak potrzebował. - Nie jesteś sam... Ale jak będziesz tak bardzo utwierdzał się w tym przekonaniu, to może się okazać, że w końcu sam zostaniesz. Bo odtrącisz każdego komu na Tobie zależy – Nie powiedziała nic szczególnie odkrywczego i zapewne nie była pierwszą osobą, która to Solbergowi mówi. Prawda jest taka, że dziś po raz pierwszy odkąd pamiętała zrobił coś co mogło i ją odtrącić – ale trzymała się tego kretyna kurczowo. Nie widziała innej opcji – A jeśli komuś nie zależy wystarczająco mocno, to jego strata – Dodała przypominając sobie o fakcie, że z rozmowy prowadzonej wcześniej z Salazarem i nią wynikało, że stracił niedawno chłopaka. Szczerze? Uważała, go za skończonego idiotę kimkolwiek był. I jeśli kiedyś go spotka to przysięga, zamorduje go za to, że zostawił Maxa w takim stanie – niezależnie od tego czyja to była wina. Jednak w tej kwestii nie była obiektywna. Wazon spadł na ziemię, a ona objęła się rękami zduszając w sobie jakiekolwiek obawy względem agresji chłopaka. Może to było bzdurne, ale pozostawała faktem – nadal czuła się przy nim bezpiecznie. - Ma znaczenie. Chodziło to, że był z kimś innym? – Oj bardzo nie chciała prowadzić dalej tej rozmowy i zachodzić nią w rejony tamtego apartamentu, ale czuła, że tak trzeba.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wiedział, że nie może tego zrobić. Nieważne, jak bardzo chciał zatracić się w białym zbawieniu, nie mógł. Nie ze względu na siebie. Tym akurat się nie przejmował. I tak już zaprzepaścił miesiące terapii, na którą od jesieni uczęszczał. Były jednak rzeczy ważniejsze od prochów, a jedną z nich była dziewczyna, którą już raz stracił na zbyt długo. Dziewczyna, która od początku go ujęła i której zawierzyłby wszystko, choć nie w romantycznym sensie. Kochał ją, ale była to inna miłość. Jedyna, w którą jeszcze jakkolwiek chciało mu się wierzyć. -To jest dość podstawowa różnica. - Próbował zażartować, ale nawet cień uśmiechu nie chciał przejść na jego twarz. Skoro już mleko się rozlało, Max nie potrafił go zatrzymać. Jak zresztą każdej innej emocji, której pozwalał przejmować stery. Mimo to poczuł się nieco lepiej słysząc jej słowa, choć jeszcze nie tak dawno miała zamiar opuścić hotelowy pokój i zostawić go tu samego. -To, czego praktycznie nikt o mnie nie wie? - Odpowiedział pytaniem na pytanie. Choć łzy płynęły po jego twarzy, a gardło pozostawało ściśnięte, musiał wydusić z siebie kolejne słowa. -Jestem jebanym ćpunem Tori. Nie możesz na mnie liczyć ani mi ufać. Dlatego... - Kilka spazmów poruszyło jego klatką piersiową, ale dzielnie się trzymał. Głównie jej ciała, ale mimo wszystko się trzymał! -Dlatego wszystkich odtrącam. Nie mogę was wciągać w moje bagno. - Nie wyłapał aluzji o jego byłym chłopaku. Może i dobrze, bo to tylko pogorszyłoby całą sytuację, a Max mimo, że nabuzowany prochami, powoli tracił siły. Na szczęście był jeszcze w stanie samodzielnie stać. Choć wyglądał jak przeterminowana galareta. Pytanie jakie zadała sprawiło, że przygryzł wargę starając się tym samym zatrzymać w sobie wszelkie słowa. Nie mógł jednak. Nie, gdy stałą tutaj, z nim, próbując pomóc i zrozumieć. Zasługiwała na to szczególnie, że tak naprawdę wraz z amnezją odebrano jej wszystko inne niż teraźniejszość i Max doskonale znał to uczucie. -Nie. To nigdy mnie aż tak nie złościło. - Zaczął w końcu od bardziej ogólnikowego zarysu sytuacji, by ewentualnie przejść do szczegółów, choć bardzo tego nie chciał, a warga pod naciskiem zębów coraz mocniej krwawiła. -Chodziło o to, że... - Kolejny głęboki wdech, by powstrzymać nadchodzący szloch. Nie pozwolił jednak, by płacz przejął nad nim kontrolę. Oddech pomagał, ale wzrok wciąż utkwiony był gdzie indziej. -Tori, przepraszam. Tak naprawdę przyszedłem tu bo... Potrzebowałem pomocy. - Wywalił w końcu z siebie. -Wiedział, że jestem trzeźwy i doskonale wiedział, jak wyglądam na haju. Myślałem, że zrozumie, ale zamiast tego od samego początku pokazał mi, że nic już dla niego nie znaczę. Mimo, że obiecywał, że zawsze mi pomoże. - Teraz już nie miał siły dalej udawać bohatera. Kolana się pod nim zgięły, a on schował twarz w ramionach, kuląc się jak dziecko. Złość była reakcją na ból i choć nie chciał jej wyładowywać na bliskich, nie miał nad tym kontroli. Fakt, Max nie umiał prosić bezpośrednio o pomoc nikogo, kto nie był Lowellem, a skoro jego już nie było... Musiał się tego nauczyć, choć kompletnie nie wiedział jak.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Szkoda, że nie wiedziała o terapii. Więcej – szkoda, że nie wiedziała wcześniej o jego nałogu. Może wtedy byłaby w stanie jakkolwiek odwieść go od powrotu do tego cholerstwa? Wątpiła w to jednak. Nie przez nią rzucił, nie przez nią wrócił do ćpania. I coś czuła, że jeśli jego nałóg będzie kierowany tym, że robi coś „dla kogoś” to tak naprawdę nigdy w pełni się z tego nie otrząśnie. Najpierw musiał zrozumieć, że wcale nie jest życiowym przegrywem. Potem można myśleć o wyeliminowaniu białej śmierci z jego życia. - Cicho – Rzuciła gdy śmiał podważyć to, że potrzeba bliskości z potrzebą skopania komuś tyłka były dość skrajnie od siebie różne. Lepiej niech uważa, bo wciąż była gdzieś pośrodku i w każdej chwili mógł jeszcze oberwać. W jej głowie kotłowało się milion pytań. Od jak dawna? Jak często? Jak to się zaczęło? Nie zadała jednak żadnego z nich. Kiedyś to zrobi, ale może nie dzisiaj. I tak dowiedziała się już dużo więcej niż myślała, że będzie jej dane. - Pomyślimy jak z tym walczyć. Niezależnie co myślisz o sobie, to na mnie możesz liczyć... Poradzimy sobie jakoś – Niestety nie mogła mu nic więcej powiedzieć na ten moment. Nie była psychologiem. Ani terapeutom. Nie za bardzo wiedziała co się mówi w takich sytuacjach, a nie chciała pogorszyć spraw. Wolała więc dać mu do zrozumienia, że ona się w to bagno pakuje – czy Max tego chce, czy nie. Tylko potrzebowała czasu by się przygotować na to wszystko co ze sobą niosło. Ogólnikowy zarys dał mnie do zrozumienia, że Salazar bywał najwyraźniej jednym z przelotnych kochanków jakich swego czasu oboje mieli wielu – choć z jej strony w większości przypadków kończyło się tylko na randkach. Paco natomiast poza byciem lekarstwem na chcicę był też najwyraźniej kimś w rodzaju hamulca? Skoro to do niego przyszedł po pomoc? Tylko czy chciał zostać zahamowany czy szukał kompana do ćpania? Na pewno szukał powiernika. Ostatecznie chcąc czy nie znalazł go w Tori... Miała nadzieję, że sobie z tym wszystkim poradzi i tak jak zamierzała – pomoże mu z jego emocjami. Przykucnęła przy nim. - Ty wyszedłeś do tamtego pokoju przekonany, że ten facet ma Cię w dupie. A wiesz co ja widziałam? Że na swój dziwaczny sposób próbował Ci pomóc. Oboje najwyraźniej jesteście do dupy w wyrażaniu tego o co wam naprawdę chodzi – Nie wierzyła sama w siebie. Paco potraktował ją ostatecznie jak natrętną muchę, a ona go właśnie broniła. Czego się nie robi z miłości do własnego męża... Tak jak to wcześnie zasugerował jej mężczyzna „Nie robię tego dla Ciebie”. Robiła to dla Maxa. Zgodnie z tym co obiecała, starała się ściągnąć mu z barków tą część ciężaru, która przed chwilą zwaliła go na ziemię. - Chodź, położymy się już – Zasugerowała przybliżając się i zostawiając krótki pocałunek na granicy między jego włosami a czołem, głaszcząc go przy tym po włosach. Następnie usiadła na ziemi obok niego by rozsznurować buty. Ból dłoni wyjątkowo utrudniał jej tą czynność, bo trzęsły jej się zupełnie tak jakby było dziewczynie zimno. Nie przejmowała się tym jednak. Obok niej siedziało kłębowisko dużo poważniejszych problemów.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max już dawno powinien bardziej otwarcie o tym mówić, ale mimo, że zrobił w tym kierunku ogromny progres, wciąż nie było to dla niego łatwe. Sam nie wiedział, co w tej chwili go skłoniło do tego wyznania. Bliskość Tori, słowa Paco, czy może to palące poczucie, że robi dziewczynie krzywdę tylko dlatego, że ma jeszcze czelność oddychać. Powód ostatecznie i tak nie był ważny, gdy słowa już padły, a on musiał po prostu stawić im czoła. -Próbowałem. Nie raz zresztą. Widać nie jest mi to dane, ale dziękuję. Dziękuję, że mimo wszystko zostałaś. - Pociągnął nosem i choć przeprosiny mogły za wiele nie znaczyć dla gryfonki, to jednak Max nie potrafił sobie ich odpuścić. Nie był nawet pewien, czy Tori jest świadoma ile to dla niego znaczyło, choć wciąż nie chciał jej obciążać tym wszystkim. Nie teraz, gdy próbowała rozwikłać zagadkę swojej przeszłości. -Wiem, że próbował. Gdyby było inaczej, nie wdawałby się w tę całą dyskusję i wyjebał nas od razu. - Przyznał, choć niechętnie. Może nie znał do końca Paco, ale kilka rzeczy już o nim wiedział. -Zdecydowanie jesteśmy w tym do dupy. Choć, jak chcemy to jakoś nam się to udaje. - Prychnął już nieco weselej, kładąc głowę na jej ramieniu. Nie wiedział, co działo się w pokoju, gdy on czekał na korytarzu, ale ostatecznie wyglądało, że ta dwójka osiągnęła jakiś konsensus, co w tej sytuacji było raczej zaletą. Na odkrycie ich wspólnej niechęci Max miał jeszcze trochę czasu. -Tori, ja... - Nie wiedział, jak dokładnie do tego podejść, ale skoro już wiedziała, że odleciał dzięki prochom, to musiała wiedzieć całą resztę związanych z tym konsekwencji. -Przez najbliższe godziny i tak nie zasnę. Jestem zbyt naćpany. A ranek będzie naprawdę ciężki. Kiedy przyjdzie zjazd... Może lepiej zostanę na kanapie. - Nie do końca chciał jej to wszystko obrazowo opisywać, ale przedstawił jej swój pomysł. Nie pierwszy raz miał się z tym męczyć i wiedział, że jakoś przez to przebrnie. Może bez przyjemności, ale przebrnie. -Twoje dłonie... - Zauważył, że nie tylko on trzęsie się jak pojeb. Co prawda pytał już wcześniej i nie otrzymał odpowiedzi, ale co mu szkodziło zaryzykować po raz kolejny?
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Z tych trzech powodów najbardziej by jej pasowało, gdyby to jej bliskość wystarczyła. Jednak nigdy wcześniej tak się nie stało, więc chyba wszystko po trochu sprawiło, że udało jej się go otworzyć szerzej niż zwykle. Ale Paco akurat niebyła za to wdzięczna, więc niech sobie zasług nie przypisuje! On był tylko zapalniczką, a przecież zawsze można było użyć zapałek albo różdżki. - To spróbujesz... To spróbujemy jeszcze raz. A jak się nie uda, to znowu – Nie jesteś w tym sam. Podkreśliła to po raz kolejny. Walczyli nieustanie z jej problemem i skupiali się na niej. Jej wspomnienia, jej brak wspomnień. Jej życie teraz, jej życie wcześniej. Jej relacje teraz, jej relacje wcześniej. Ciągle tylko ona, ona i ona. Starczy tego dobrego. Dnia dzisiejszego postanowiła odsunąć na bok wykorzystywanie Maxa do szukania swojego miejsca na świecie. Teraz dla odmiany skupi się na nim i nie przyjmie do siebie żadnej odmowy. Tak robią przyjaciele. Tak robią dobre żony! - No to sam widzisz – Odpowiedziała chcąc pozbyć się tematu Paco zanim ponownie się na dobre zacznie – Jak widzisz piorun Cię nie trzasnął tylko dlatego, że powiedziałeś mi co Ci leży na wątrobie. Pamiętaj o tym następnym razem, bo inaczej ja Cię trzasnę... Jak ogarnę czy istnieje zaklęcie, które wywołuje piorun – I ona postarała się zmienić ich rozmowę w lżejszą. I tak osiągnęli już dzisiaj ogromny postęp. Przynajmniej w nich relacji. W kwestii problemów Maxa? Może odrobinkę. Max miał czas na odkrycie ich niechęci. Ona miała czas na odkrycie czemu ta z jej strony jest tak silna. Ale to jutro – jutro też jest dzień, a szczerze? Nie wierzyła, że choć jedno z nich nie wpadnie na Paco gdy będą opuszczać pokój. Choćby dlatego, że należało mu oddać klucze. - Nie powiedziałam „chodź, pójdziemy spać” tylko „chodź, położymy się” – To mówiąc puściła mu oczko. Mógł się spodziewać jednego – dopóki jej organizm nie odmówi posłuszeństwa to z nim posiedzi. Może to będzie godzina, może cztery. Ciężko powiedzieć. Jednakże chciała zdjąć z siebie już wszystkie te niewygodne rzeczy i znaleźć się pod ciepłą kołdrą. Już samo pozbycie się trampków stanowiło niemałą ulgę. - Nie przejmuj się. Kara za pakowanie rąk gdzie nie trzeba – Mogła powiedzieć „alkoholowe drgawki” i liczyć, że to przejdzie. Jednak najgorsze co mogła teraz zrobić to skłamać po tym, jak on przed chwilą pozwolił sobie na tak szczerą rozmowę z nią. Z drugiej strony tak jak wcześniej sama ze sobą ustaliła – teraz skupia się na nim, nie na sobie. Dlatego umniejszyła temat tak bardzo jak tylko mogła skupiając się bardziej na nieumiejętnej próbie rozpięcia suwaka sukienki, który błyszczał na jej plecach. Westchnęła – Ratunku – Wyjęczała gdy po przesunięciu o dosłownie 1 centymetr ten postanowił utknąć i nie ruszyć się już ani w górę, ani w dół.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Tori tutaj miała rację. Solberg zawsze miał problemy, by otworzyć się przed Paco i dziś sprawa nie miała się inaczej. Gryfonka była mu bliższa emocjonalnie, a Morales z zupełnie innej strony. Dwie osoby, dwie relacje, obydwie tak samo dla niego ważne, choć mężczyźnie nie miał zamiaru się do tego przyznawać. -Spróbujemy... - Zgodził się cicho, choć jeszcze do końca w to nie wierzył. Prędzej widział scenariusz, że jednak z tych prób zakończy się po prostu oczyszczeniem świata z jego obecności. Nie miał problemu z pomaganiem dziewczynie w jej problemie. Wiedział, jak to jest nie znać swojej tożsamości i szukać odpowiedzi i chciał, by jak najszybciej mogła rozwiać tę mgłę, która naszła na jej umysł. Nie lubił skupiać się na sobie. Własne problemy odsuwał, a dzięki temu mógł zajmować się tymi, które dręczyły bliskie mu osoby. -Tori, wyskoczę Ci z tego łóżka w mniej niż dwie minuty. Potrzebowałbym się przejść, albo pobiegać. Kurwa nie wiem, potańczyć. Cokolwiek, ale ten kutas pewnie dopilnował, żebym nigdzie się nie ruszył. Hijo de puta.... - Wykrzywił się, myśląc oczywiście o ich dzisiejszym sąsiedzie zza ściany. Solberg wiedział, że jeżeli chciał ruchu, to zostawały mu kółeczka wokół pokoju, albo pompki na dywanie, a ta myśl tylko ponownie podgrzewała krew w jego żyłach, choć już nie do stanu wrzenia, jak działo się to jeszcze kilkanaście minut temu. -Mogę jakoś pomóc? - Zapytał szczerze przejęty, lekko chwytając jej dłonie, by je obejrzeć, ale już po chwili Sorrento wolała się zająć zdejmowaniem swojej sukienki. -Czekaj, ogarniemy! - Odpowiedział na jej wołanie o pomoc i wstał, by mieć lepszy dostęp do materiału. Jego dłonie również się się trzęsły, ale zdecydowanie łatwiej było mu wymanewrować suwakiem tak, by gładko rozpiąć materiał sukienki i zostawić dziewczynę w samej bieliźnie. -Proszę bardzo. Będziesz tak spać? - Uniósł jedną brew ku górze. Nie żeby przeszkadzało mu piękne ciało leżące obok, ale jednak wciąż się o nią trochę martwił. Sam nie miał zamiaru zdejmować odzieży. A przynajmniej nie górnej jej części. Były sekrety, które chciał chronić, dopóki jeszcze mógł
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Przysiadł przy stole, racząc się subtelno-gorzkim smakiem irlandzkiej whiskey i gryzącym dymem merlinowej strzały, który miał niby nieść za sobą podobne samopoczucie do zażycia eliksiru felix felicis. Fenomenalna pewność siebie… no tak, prawdopodobnie palił ich tyle, że już dawno przestały wywierać na jakikolwiek efekt na jego psychice, bo szczerze mówiąc, daleko mu było obecnie czy to do spokoju ducha, czy do poczucia niezwyciężoności. Niekiedy trzeba było uważać z życzeniami. Faktycznie w duchu liczył na to, że partner Maximiliana zniknie, owszem, ale wcale nie chciał, by nastąpiło to w tak brutalny dla chłopaka sposób. Trudno było mu również pogodzić się z myślą, że Felix powrócił do narkotyków, zwłaszcza kiedy nie miał tak naprawdę pojęcia ile kresek i czego dokładnie wciągnął i z jak dużą ilością alkoholu je pomieszał. Zresztą… Solberg zarzekał się, że przez długi czas pozostawał czysty, więc i tak niemożliwym było przewidzieć w jaki sposób jego ciało zareaguje na odstawioną w tym okresie substancję. Przechylił szklankę, opróżniając jej zawartość jednym haustem i dogasił niedopałek papierosa w stojącej nieopodal popielniczce, uświadamiając sobie że rozwiązanie, które wybrał wcale nie było rozwiązaniem najlepszym, a on nie powinien zostawiać Maximiliana w rękach niedoświadczonego, młodziutkiego dziewczęcia. Nie miał pojęcia czy jego przyjaciółka w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, z czym się mierzy, dlatego ruszył się z fotela i bez pukania – tak jak wcześniej uczynił to Felix – wparował do ich pokoju dokładnie w chwili, w której nastolatek ponownie nazwał go kutasem i skurwielem. Stanął we framudze, przewracając wymownie oczami na te wyzwiska, a po chwili zobaczył także jak chłopak siłuje się z suwakiem sukienki swojej towarzyszki, a ta paraduje przed nim w samej bieliźnie. Niezbyt dobry moment na wejście? Być może, chociaż on uważał inaczej. Naprawdę nie dbał o to czy ktokolwiek tutaj jest w ubraniu, majtkach czy nago, bo nie to było dla niego ważne. Nie teraz, o ile tylko żadnemu z nich nie przyszedł do głowy tak głupi pomysł jak… Nie, nie byli aż tacy nierozsądni. Chyba. - Ten kutas właśnie stoi w drzwiach. – Odezwał się wreszcie nad wyraz spokojnym tonem, zważywszy na fakt jak został przez młodzieńca nazwany. Zresztą zaraz po tym zignorował jego obecność, nie dlatego że miał go w głębokim poważaniu. Po prostu wolał uniknąć bezpośredniej konfrontacji i niepotrzebnego sporu, skoro Felix tak bardzo go nienawidził. – Nie mogę zostawić go samego. Nie wiemy ile i czego wziął i jak zareaguje. – Zwrócił się do Tori, wyjaśniając że nie zamierza odstąpić chłopaka na krok. – Nad ranem może być nieciekawie... – Dodał też, nie wiedząc że powtórzył to co tłumaczył jej Solberg, poza tym że uczynił to w innych słowach. Nie zważał w ogóle przy tym na jej obecny, dość skąpy strój, tyle dobrego że z grzeczności starał się jej nie przypatrywać. Ot, tym razem to on rozsiadł się na kanapie jak pan na włościach – chociaż akurat te włości rzeczywiście należały do niego – i odpalił kolejnego już dzisiaj papierosa. Nie wiedział którego.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Po 1,5 roku nieobecność i tak była mu bliższa emocjonalnie. Cóż... To chyba powód do radości, nie? Choć ich relacja nadal była specyficzna i nie miała prawidłowej dla siebie nazwy. I tak już pewnie zostanie. Gorzej, że skoro obie te relacje były istotne, a między tą dwójką powstały zalążki konfliktu... Przyszłościowo może nie skończyć się to dla Maxa dobrze. Ale to problem na inny dzień. Ona wierzyła za ich oboje i nie dopuszczała do siebie scenariusza, że może być gorzej niż jest teraz. Miało być już tylko lepiej. Tym bardziej, skoro była gotowa porzucić poszukiwanie swojej tożsamości po to by jemu pomóc. I szczerze? Jakoś nie odczuwała by miało to być szczególne poświęcenie. Przeszłość jest ważna... Teraźniejszość jednak była ważniejsza – a ta niestety w tej chwili nie była zbyt kolorowa. - Zawsze możesz mi tu odpieprzyć striptiz. To też jest taniec, nie? – Stwierdziła dopiero teraz w pełni rozumiejąc w czym jest problem, zapominając zupełnie o poprzedniej sytuacji prysznicowej i nie wiedząc, że ten żart może źle zabrzmieć. Ponadto miała zerowe obycie z narkotykami, stanem po nich i zjazdem. Choć z jednej strony była gotowa mu w tym towarzyszyć tak z drugiej nie miała pojęcia na co się właściwie pisze. Chwilę temu emocje pozbawiały go sił w nogach, teraz znów niemal chodził po ścianach. Ciężko było jej się w tym odnaleźć, ale próbowała. Co więcej mogła zrobić? - Niee, już sprawdzałam. Nic na to nie działa, podobno samo zejdzie – Nie była na tyle bezmyślna by z tak poważną raną nie wybrać się do medyka. Ten jednak jedyne, co mógł jej zaproponować to wytrzymanie tydzień, bo „samo przejdzie”. Jej amnezja też miała sama przejść i co? Traciła zaufanie do lekarzy... Ale nigdzie indziej pomocy nie znajdzie, więc pozostała przy męczeniu się z tym. Zresztą miała teraz ważniejsze sprawy na głowie. Może przestali rozmawiać na TE tematy, ale w jej głowie szum nowych informacji wciąż nie ucichł. Narkotyki, depresja – to nadal sporo rzeczy to przetrawienia. - A co, jeszcze Ci za dużo materiału na mnie, zwyrolu? – Spytała uśmiechając się do niego zawadiacko. Faceci raczej nigdy nie zrozumieją jak to jest kupić sukienkę, która świetnie wygląda – ale w której się nie da oddychać. To była jedna z takich sukienek. Dlatego opcja bielizna + rękawiczki była jedyną możliwą w kwestii spania. Zresztą, widzieli się już nie raz nago, więc poziom rozebrania tej samej kategorii co stój kąpielowy tym bardziej jej nie peszył... Co innego jednak facet, który pojawił się nagle znikąd. Z zaskoczeniem przeniosła spojrzenie na drzwi i skrzywiła się lekko widząc, że wcześniejsze towarzystwo postanowiło jednak zaszczycić ich ponownie. Biedna wciągnęła sukienkę ponownie do góry przytrzymując ją z przodu rękami. Nie żeby się siebie wstydziła, no ale może jednak nie każdy powinien ją oglądać w takich okolicznościach. - Rozumiem w czym rzecz – Rozumiała? Tak. Czy jej to było na rękę? Nie. Czy jej dyskomfort był ważniejszy aniżeli stan w jakim może już za kilka godzin być Solberg? Nie. Chcąc nie chcąc była w tej ekipie najmniej doświadczona jeżeli chodzi o używki, więc znowu została statystką... Dwa razy jednego wieczoru. Super. Cóż. Nie pozostało jej nic innego jak przysiąść na łóżku i zerknąć w stronę Maxa chcąc poznać jego myśli dotyczące tego wyjątkowo niefortunnego wieczoru. Będzie go wypraszał? Wróci agresywny Max? Ten uczuciowy zapewne w tej chwili ponownie wrócił do swojej skorupy. Cokolwiek by nie zrobił to jego decyzja jak potoczą się dalsze minuty - w końcu to on był tu w centrum wydarzeń.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No tak, to Tori znała kilka jego sekretów, które wyjawili sobie w domku na drzewie. Choć ta gryfonka, która przed nim siedziała mogła teraz tego nie pamiętać, to jednak Max pamiętał bardzo dobrze. Poza tym nie tylko wtedy mieli okazję się zbliżyć. Z Paco skupiali się głównie na fizyczności i zabawie, a wszelkie próby głębszej relacji Solberg odrzucał. Ze strachu? Prawdopodobnie, ale teraz nie miało to przecież znaczenia. -Uważaj czego sobie życzysz, bo jestem w tym zajebiście dobry! - Wyszczerzył się traktując ją lekkim kuksańcem. Karuzela emocji ruszyła ponownie i choć niewielki ślad krwi pozostawał na policzku, a warga była opuchnięta, to jednak uśmiech pojawił się na ustach nastolatka. -Nie podoba mi się to. Nie jestem uzdrowicielem, ale mógłbym czegoś spróbować... - Zaproponował gotów w każdej chwili wyciągnąć z torby różdżkę, którą o dziwo dziś ze sobą akurat miał. Znów wrócił do odrzucania magii, co było raczej kiepskim sygnałem biorąc pod uwagę, co zazwyczaj było prowodyrem tej decyzji. -Chciałaś powiedzieć "mężulku"? Zawsze byłem zdania, że materiał tylko przeszkadza. - Poruszył sugestywnie brwiami, ale były to tylko żarty. Choć ciało Maxa pod wpływem używek i pięknego widoku powoli reagowało, to jednak jego psychika nie pozwalała na podjęcie jakichkolwiek kroków w tym kierunku. Nie miałby zresztą nawet szans do czegoś doprowadzić, bo oto przyszedł pan maruda, niszczyciel dobrej zabawy, inMorales srales. Max spojrzał na niego i od razu poczuł, jak jego mięśnie sztywnieją, a wszelka ochota na konwersacje ucieka. Cofnął się o kilka kroków, jakby chciał nie tylko psychicznie, ale i fizycznie zdystansować się od tego człowieka, ale niestety ściany budynku były nieugięte i nie pozwoliły mu na zbyt duże zwiększenie odległości. -Wyjdź stąd. - Powiedział nie zwracając uwagi na to, że został zignorowany. Tori miała bardzo dobre przeczucie, bo ten uczuciowy Max zamknął się na piętnaście spustów i nie chciał być za grosz angażowany w tę sytuację. -Poradzę sobie. - Dodał jeszcze, bo przecież nie był to jego pierwszy zjazd i raczej nie zapowiadało się aby był ostatni. Miał zamiar co nieco poinstruować Tori, jak ma zareagować, gdy będzie mu odpierdalać, albo zacznie fizycznie słabnąć, ale prawdą było, że nie mógł przygotować jej na wszystko. Nie miało to jednak znaczenia teraz, gdy Paco uznał, że musi się tu pojawić, a jego pozycja jasno wskazywała, że raczej nigdzie nie ma zamiaru się wybierać. -Tori, wyjeb go stąd. Proszę. - Zwrócił się do niej, patrząc w te jasne tęczówki. Nieważne, że jeszcze chwilę temu sam przyznał, że Morales chciał mu pomóc. Teraz nastolatek chciał tylko, by mężczyzna zostawił ich w spokoju.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
W uszach wybrzmiał mu nagle ten jeden sprośny tekst, który podszeptywał że para nastolatków może być jednak bardziej lekkomyślna niż przypuszczał, ale wolał wierzyć że to tylko głupi, młodzieńczy flirt, a nie próba zrealizowania jakichkolwiek dalszych, podsyconych erotyzmem planów. Pobudki Maximiliana, ze względu na jego stan byłby jeszcze w stanie zrozumieć, ale wcześniej zaufał rozsądkowi jego przyjaciółki i miał nadzieję, że w tej kwestii się nie pomylił. Niezależnie jednak od towarzyszących tej dwójce pomysłów, i tak zamierzał tutaj zostać, nawet jeżeli Solberg zacząłby go wyzywać w kolejnych pięciu językach. Nie pierwszy i nie ostatni raz został przez niego określony mianem chuja, skurwysyna, kutasa czy dupka. Nie zareagował na jego słowa, zaciągając się chmurą siwego, tytoniowego dymu. Nie to, żeby chciał go ignorować, po prostu stwierdził że jeżeli mu odpowie, Felix tym bardziej odczyta to jako zaproszenie to kłótni. Westchnął więc tylko głośno, w myślach dodając nie wiesz tego, bo mimo że nie był to pierwszy zjazd Maximiliana, tak wiele z nich przeżyli również wspólnie i chyba obaj pamiętali, że nie zawsze było tak pięknie i kolorowo. Uraczył płuca kolejną dawką nikotyny, nawet nie zauważając kiedy wypalił kolejną merlinową strzałę. Zdecydowanie zbyt szybko, bo kiedy wstał z fotela, zakręciło mu się w głowie. Zgarnął w międzyczasie koc, który położył nadal złożony na kanapie, ale w końcu postanowił się jednak odezwać, skoro Solberg zaczął prosić swoją przyjaciółkę o pomoc. – Nie chcesz mnie oglądać, w porządku, ale skoro tak to odprowadzam cię pod dom rodziców. Twój wybór. – Podał mu alternatywne rozwiązanie jak na tacy, gotów również wprowadzić je w życie w przeciągu najbliższych minut. Obojętne mu było, którą opcję chłopak wybierze; liczyło się dla niego tylko zapewnienie mu bezpieczeństwa na tę pieprzoną noc. W oczekiwaniu na odpowiedź przysiadł na kanapie, opierając się plecami o wygodne sukno, starając się jednocześnie mówić jak najmniej, żeby nie wybudzać agresywnego zwierza drzemiącego w Felixie.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Pamiętała domek na drzewie od pewnego momentu do pewnego momentu. Nie była to kompletna całość, ale coś tam wiedziała. Gdyby jednak spytał ją „co Ci wtedy mówiłem” to w jej głowie raczej nie powstały by odpowiedzi. Natomiast powtarzając dane słowa jeszcze raz pewnie miała by deja vu. Męczące zawiłości ludzkiej popieprzonej głowy. Tym bardziej skoro według medyków sama sobie resztę wspomnień blokowała. - Nie omieszkam tego sprawdzić w bardziej przyjaznych okolicznościach – Odparła starając się nie zwracać większej uwagi na to co zrobił z wargą, bo jeszcze wyjdzie z fasonu i strzeli go przez łeb za to, że zrobił sobie krzywdę. Eh Solberg... Przerąbane z tobą. - Oj nie... Ty to już lepiej nie czaruj dzisiaj – Miała do niego zaufanie w kwestii magii leczniczej, bo pamiętała jak odratował sobie nogę w szklarni – ale nie w tym stanie! Lubiła swoje palce i wolałaby wszystkie zachować. I kości w dłoniach. I dłonie! A po pijaku była spora szansa, że któryś z tych czarnych scenariuszy mógłby się sprawdzić. Nie miała szansy odpowiedzieć mu już na kolejne przekomarzanki dotyczące jej spania w bieliźnie. Choć przez chwilę było normalnie... I znowu cały misterny plan by chłopaka trochę uspokoić poszedł w pizdu. Tak jak najwyraźniej ich poprawiony lekko humor, bo i Felix wrócił do swojej poprzedniej pozy zaczepno-obronnej mimo wcześniejszych słów. Oj tak, zdecydowanie był do dupy w emocje. Tori, wyjeb go stąd. Proszę Czy były ślizgon zdawał sobie sprawę, że Vitt jest drobną dziewczyną o jakieś 20 centymetrów niższą od nieproszonego gościa? Co ona miała zrobić niby?! Ochronę zawezwać w JEGO hotelu? - Ogarnę temat, możesz iść. Mówiłam, że zawołam gdyby coś się działo i tak zrobię – Mimo wszystko postanowiła spełnić prośbę przyjaciela i spróbować wyprosić Salazara z powrotem do siebie. Ten jednak najwyraźniej nigdzie nie zamierzał się ruszyć i zaczął Maxa straszyć... Rodzicami? Pełnoletniego faceta? Czy on w ogóle ma świadomość ile jej przyjaciel ma lat?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No tak, Solberg jako naćpany i debil do kompletu nie myślał specjalnie logicznie. Działał instynktownie, kierował się emocjami i impulsami, a to nie wróżyło niczego dobrego. Do tego magia mogła stworzyć mieszankę wybuchową, a kolejna osoba z jego otoczenia bez kończyny, chyba załamała by go nie do odratowania. -Masz rację. To chyba nie był najlepszy pomysł... - Nie sięgnął więc po różdżkę, ani po żaden inny magiczny przyrząd czy eliksir. W tym stanie istniała szansa, że pomyli fiolki, choć akurat te często i po ciemku by rozróżnił. Lepiej było jednak nie ryzykować, gdy na szali było zdrowie kogoś innego i to w dodatku zdrowie dwóch rąk. Nagle atmosfera zgęstniała, a Solberg wrócił do trybu dziecka. Tym razem jednak nie tego rozkapryszonego i buńczucznego, a bardziej wystraszonego i spiętego. Zdziwił się, jak łatwo Tori stanęła w jego obronie. Obserwował jak Paco szykuje koc i ponownie rozsiada się na kanapie, a następnie rzuca mu "propozycję nie do odrzucenia". Wepchnął ręce głęboko do kieszeni czując, jak odpowiedź wyrywa mu się z piersi. -AAAAAAARGHHHHHHHHhh! - Krzyknął, chwytając się za głowę, jakby chciał wyrwać sobie z niej przynajmniej połowę włosów, po czym pochylony wziął kilka głębokich oddechów, by jakoś się uspokoić. Zaczynały się jazdy, a to znaczyło, że czas na decyzję się kończył. -Tori, on się nigdzie nie ruszy. - Zawyrokował, bo akurat tego był pewien. -Morales, kurwa mać, czy tak trudno Ci zrozumieć, że masz się ode mnie odpierdolić?! Nie zostawię jej z Tobą samej. - Zaczęło się. Panie i Panowie, karuzela ruszyła na pełnej kurwie. Zaczął krążyć w tę i z powrotem, próbując jakoś rozchodzić to wszystko i podjąć decyzję. -Idę się odlać. - Powiedział w końcu, po czym zamknął za sobą drzwi do łazienki i oparł się dwoma rękoma o zlew, chowając głowę między barki. Ni chuja nie potrafił wyjść z tej sytuacji. Jeszcze chwilę temu chciał stąd spierdalać, ale różnica między tym co chciał, a tym co powinien była znacząca. Poza tym nie chodziło przecież tylko o to, czy o wybór między Tori a Paco. Wyciągnął z kieszeni saszetkę z resztkami substancji odurzającej i spojrzał na nią, jakby chciał wyczytać z kryształków odpowiedź. Kojot na jego ramieniu niecierpliwie przewracał oczami w napięciu, gdy Max dokonywał wyboru. Przeszłość, czy przyszłość. Przyszło swędzenie, które nachodziło od szyi po środek jego klatki piersiowej. Solbreg nie myśląc wiele, wyznaczył ścieżkę paznokciami, ale nie była ona zbyt głęboka. Ot powstał zwykły, acz charakterystyczny biały ślad. Ślad, za którym przećpany wzrok podążył, widząc pod luźnym materiałem kilka czerwonych plam, pozostałych po innych atakach. Zacisnął powieki, przygryzł wargę i choć nie było mu to na rękę podjął w końcu decyzję. Rozległ się dźwięk spuszczanej wody i drzwi od łazienki się otworzyły. Nie patrzył na nich, a gdzieś w pustą przestrzeń, ale musiał skierować do nich słowa, które ni chuja nie chciały przejść mu przez gardło. -Tori, ja.... - Przerwa, głęboki oddech i krótkie, przelotne spojrzenie w jej tęczówki. -Ja muszę tu zostać. - Dokończył wreszcie, przenosząc wzrok na siedzącego w fotelu Paco. Brakowało mu słów, a też nie chciał wcale żadnych w jego kierunku wystosować, jednocześnie krzycząc w środku, by ten ponownie zamknął go w swoich ramionach i bezpiecznie przeprowadził przez to bagno, które go czeka. -Paco.... - Zaczął, ale nie mógł dłużej znieść jego widoku. Zamiast tego skierował drżące palce do guzików swojej koszuli i powoli, z ogromny trudem zaczął je rozpinać. Dopiero, gdy ostatni z trzymających materiał guzików uwolnił się z pętelki Solberg rozchylił poła koszuli i w pełni ukazał swój pokaleczony tors, z całej siły zaciskając powieki. -Pomóż mi. - Kilka łez spłynęło spod zamkniętych oczu, a nastolatek poczuł, jak ponownie osuwa się na ziemię. Narkotyki, które posiadał spuścił w toalecie wybierając tym samym drogę ku lepszemu, ale kosztowało go to dużo więcej, niż mogli się spodziewać. Było mu już wszystko jedno. Chciał tylko, by koszmar, który czuł w sobie w końcu się skończył.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Podczas kłótni z Maximilianem zastanawiał się jak można być tak skończonym kretynem, ale jego zachowanie mógł jeszcze wytłumaczyć pobudzającym działaniem narkotyku zmieszanego z alkoholem. Niestety jednak z czasem zrozumiał, że i po jego przyjaciółce nie ma co oczekiwać ani krzty zdrowego rozsądku, chociaż nie był pewien czy jej lekceważące podejście wynika z niewiedzy czy może młodzieńczej lekkomyślności. Niewykluczone, że nie miała do tej pory styczności z podobną sytuacją, ale w przeciwieństwie do niej Paco rozumiał jej powagę… i nie, nie był to czas na żarty… i nie, nie straszył pełnoletniego faceta rodzicami, a raczej traktował ich jako jedyną alternatywną opcję, bo wiedział że nieraz widzieli już syna naćpanego i przynajmniej jako bliskie mu osoby będą gotowi udzielić mu niezbędnego wsparcia. Chociażby zabrać do pieprzonego szpitala. Poza tym osiemnaście lat na karku nie czyniło Solberga ani trochę dorosłym, i nie zrozummy się źle, nie chciał wcale traktować go jak dziecka. Czasami chłopak potrafił go nawet zaskoczyć swą dojrzałością, tak jak wtedy podczas trudnej, emocjonalnej rozmowy na malediwskiej wyspie. Życie doświadczyło Felixa boleśnie, ale nadal był on młodym człowiekiem, który ani nie zasłużył sobie na takiego kopa od losu, ani też nie musiał umieć radzić sobie z tak ogromnym bagażem doświadczeń. - Ogarniesz… – Starał się pozostać niewzruszonym, powtórzyć po niej spokojnym tonem, ale trudno było mu ukryć nutę złości i kpiny. – Zacznijmy od tego czy wiesz co w ogóle wziął? – Zadał jej pierwsze proste pytanie, ale na to akurat i on sam nie znał odpowiedzi. Pokazywał jedynie, że problem leży znacznie głębiej, niż może jej się wydawać. – Miałaś w ogóle styczność z narkotykami? Możesz powiedzieć mi jak każdy z nich oddziałuje w połączeniu z alkoholem? Szczególnie sporą jego ilością, bo widziałem wcześniej twój chwiejny krok i intuicja podpowiada mi, że za kołnierz nie wylewaliście. – Przerwał na krótką chwilę swój wywód, kiedy Maximilian zaczął krzyczeć, chwytając się przy tym za głowę. Przestąpił o krok, ale na razie nie podchodził bliżej, bacznie obserwując jego zachowanie i kolejny wylew złości skierowany ku niemu. – Spokojnie, nie zrobię jej krzywdy. – Nie był pewien czy powinien mu odpowiadać, skoro nie był zdolny precyzyjnie określić jego stanu i przewidzieć jego reakcji. Stwierdził jednak, że łagodny ton nie zaszkodzi, a może pomóc przynajmniej na ten moment zażegnać zagrożenie. - Wiesz jak się zachować, gdyby dopadły go zimne dreszcze? – Ponownie zwrócił uwagę względem Tori, przypatrując się jej stanowczym, natarczywym spojrzeniem czekoladowych źrenic. – Co zrobisz, jeżeli zechce wyrzygać swoje wnętrzności albo dostanie ataku paniki na skutek towarzyszących mu omamów? – Kontynuował niezbicie, uświadamiając jej, że nie sposób przedstawić prostej i oczywistej instrukcji, a niekiedy sekundy mogą zaważyć o nieszczęściu. – Rozumiem też, że opanowałaś teleportację łączną albo zaklęcie Portus, żeby w razie najgorszego z możliwych scenariuszy przenieść się wraz z nim do szpitala świętego Munga? – Na tym zakończył dyskusję, w międzyczasie której wyciągnął zza paska spodni różdżkę, rzucając na drzwi łazienki niewerbalne zaklęcie Inaudio. Uzmysłowił sobie bowiem, że nikt, do kurwy nikt, przez cały ten czas nie zabrał mu woreczka wypełnionego prochem, a akurat z tego względu sam mógł pluć sobie w brodę. Pieprzony błąd. Nie chciał wchodzić za nim, naruszać jego intymności, ale nie mógł pozwolić mu na nią w pełni. Dla jego własnego bezpieczeństwa musiał wiedzieć, czy przypadkiem nie wpadnie na pomysł wtłoczenia do organizmu wszystkiego, co mu jeszcze pozostało. – Naprawdę… z pełnym przekonaniem powiesz mi, że ogarniesz temat? – Świadomie podkreślił ostatnie dwa słowa, zanim pokręcił ze zrezygnowaniem głową. Trzeba jednak przyznać, że wydarzenia rozgrywały się dynamicznie. Nie winił Tori, mimo że stracił do niej odrobinę zaufania. W myślach pogratulował za to Felixowi tej słusznej decyzji, o ile tylko nie udało mu się w jakiś sposób oszukać rzuconego przez niego czaru podsłuchującego. Powiódł wzrokiem za sylwetką chłopaka, kiedy tylko ten powrócił do salonu, jak zawsze obawiając się tego, co może jeszcze się stać, ale już po tembrze jego głosu wyczuł nagłą zmianę nie tylko frontu, ale i ogólnego samopoczucia. Ja muszę tu zostać. Prawdopodobnie w innych okolicznościach uśmiechnąłby się szerzej, ale akurat w tym przypadku rozumiał, że oznacza to mniej więcej tyle co faktycznie mogłem dzisiaj przesadzić, a to ani trochę nie napawało go optymizmem. Ruszył się z kanapy, gotów objąć go swoim ramieniem, ale zanim to zrobił jeszcze raz stanął przed jego żałosnym w tym momencie obliczem, wsłuchując się również w jego słowa… a raczej jedno słowo. Jego imię. Nie do końca wiedział po co chłopak rozpina guziki swojej koszuli, początkowo zrzucając jego zachowanie na karb uderzającego do organizmu gorąca albo innej wizji, jaką podpowiadała mu rozszalała wyobraźnia, ale kiedy zobaczył przed oczami jego pokaleczony tors zdał sobie sprawę z tego, że jest znacznie gorzej niż zakładał. Najwyraźniej problem nie dotyczył tylko dzisiejszego dnia, chwili słabości w której wciągnął kreskę, ale już jakiś czas raczył się swym ulubionym narkotykiem: bólem. Skrzywił usta, bo sam cierpiał, mając świadomość tego do jakiego stanu chłopak się doprowadził. Zbliżył się jednak zaraz do niego, oplatając go swoimi ramionami, jak najdelikatniej, żeby nie sprawić mu jeszcze większego bólu w zderzeniu z okaleczoną i posiniaczoną skórą. – Pomogę ci. – Wyszeptał mu cicho na ucho. – Wszystko będzie dobrze. Nic takiego się nie stało. – Przekonywał go również, że nie zrobił niczego złego. Doskonale wiedział, że zrobił i że ani samookaleczanie ani narkotyki nie są żadną drogą ucieczki, ale nie był to odpowiedni moment na takie rozmowy. Miał zamiar powrócić do tego nad ranem, teraz natomiast próbując go jakkolwiek uspokoić. Odsunął się na krótką chwilę, przez co jego uwadze nie umknęły spływające spod zaciśniętych powiek łzy, rozdzierające również i jego serce. Kurwa mać, Felix, co ty żeś narobił… Póki co nie mógł wypowiedzieć tych słów na głos, nawet jeżeli same cisnęły mu się na usta. Doskoczył natomiast do niego, gdy tylko bezwładnie osunął się na podłogę. Refleks czynił cuda, ale i tak ledwie zamortyzował jego upadek, podnosząc jego ciało, by ułożyć go na łóżku. Zerknął tylko ukradkiem na jego kompankę, ze swoistym żalem i rozgoryczeniem wymalowanym na twarzy, a w końcu przesunął dłonią po licu Maximiliana, badając przy okazji temperaturę ciała, by zaraz po tym sprawdzić również i puls. Wolną ręką gładził go subtelnie po przedramieniu, jakby chciał mu pokazać, że wszystko zaraz minie. - Mogłabyś podać butelkę wody z barku? - Poprosił Tori, powstrzymując się tym razem od jakichkolwiek złośliwości.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Co było w tym dziwnego, że od razu stanęła po stronie przyjaciela? Najchętniej to by nawet za niego ten zjazd ponarkotykowy przeżyła. Jednak to był efekt jego działań, jego błędów. I będzie musiał sam to przyjąć na klatę. Vitt natomiast pozostanie postarać się w przyszłości by odwieść go od wchodzenia w ten stan. Tak. Doszło do niej już to, że się nie ruszy gdy złapał się ostatniej deski ratunku jaką byli rodzice. Szczerze mówiąc to nawet nie zamierzała szczególnie Salazara przekonywać by ten wyszedł. Zresztą jej poprzednie słowa również nie były zbytnio przekonujące – wypowiedziała je jedynie kierowana prośbą Maxa. Głównie po to by nie zdenerwował się jeszcze bardziej i nie postanowił wyjść, bo uzna, że wszyscy są przeciwko niemu. Ostatnie co powinni teraz robić to ganiać go po korytarzach. Więc może jednak trochę pomyślunku miała – ale Morales nie był kimś o kogo opinię na jej temat jakoś szczególnie dbała... W głębi duszy dobrze wiedziała, że nie wie z czym się mierzy i na 99% nie ogarnie – a już pierwsze nowe reakcje Maxa skutecznie utwierdziły ją w przekonaniu. I nie ważne jak bardzo wolała być z Solbergiem sama – nie to było w tej chwili dla niego najlepsze. - Dobrze, zrozumiałam, odpuść. To nie mnie musisz przekonywać... – Odpowiedziała chcąc po prostu uciąć temat jednocześnie nie odpowiadając na żadne pytanie skierowane w jej stronę. Bo oczywiście, że nie wiedziała, co wziął. Oczywiście, że nie wiedziała jak to się ma do alkoholu i jego ilości. Nie znała się też na magii leczniczej, a z całej tej gamy niezbędnej wiedzy potrafiła wyłącznie teleportację łączną... Więc co mu miała powiedzieć? Szukała złotego środka między bycia dobrą i odpowiedzialną przyjaciółką. To wcale nie było takie łatwe. - Ty się teraz skup na sobie – Skarciła Maxa gdy ten postanowił skupić się na tym, że z jakiegoś powodu Morales miałby jej zrobić krzywdę. Nie czuła się przez niego zagrożona. Przynajmniej nie w fizycznym sensie. Jedyne zagrożenie jakie teraz dostrzegała swoją racjonalną stronę osobowości to działanie uchodzącego z Felixa narkotyku... A zapewne czekają ich jeszcze następne dni walki chłopaka ze sobą, wyrzutów sumienia że pokazał się komuś w tym stanie czy tęsknota za bólem, który dawał mu ukojenie. Trzeba przyznać jasne - Solberg miał nasrane w głowie i wiele rzeczy się na to złożyło. Nie tak łatwo było to naprawić jedną szczerą rozmową i kilkoma upuszczonymi łzami. Gdy Solberg zniknął ona również najwyraźniej pomyślała o torebce z narkotykami, bo ruszyła w stronę torby z jego rzeczami chcąc ją przeszukać pod tym kątem. Nic tam jednak nie znalazła... Miał to cholerstwo nadal przy sobie, więc z łazienki mógł wyjść znów szczęśliwy, znów zadowolony, znów daleki od zjazdu. Tak się jednak nie stało, a widok kolejnej odmiany Solberga sprawił, że pękało jej serce. Ostatnie o czym marzyła, to oglądanie go w takim stanie. - Wiem... – Odpowiedziała mu krótko nim ten jeszcze odezwał się do Moralesa. I mimo iż to nie ją prosił o pomoc to miała okazję zobaczyć co kryje się pod koszulą... I nagle wiele sytuacji z dnia dzisiejszego nabrało sensu. Miała sobie za złe, że nie zauważyła nic wcześniej. Powinna z nim porozmawiać zanim w ogóle ruszyli w stronę barów, ale za bardzo była skupiona na swoich problemach. Te wydawały się jednak bzdurami w porównaniu do tego, co właśnie miała okazję obserwować. I nie ważne jak bardzo chciała go przytulić... Nie była pierwsza w kolejce do tego, by to zrobić. Musiała usunąć się na bok nawet jeśli każdy kolejny czuły gest Salazara w stronę Maxa palił ją bardziej niż dłonie, choć nie do końca rozumiała czemu aż tak. Zgodnie z prośbą ruszyła po wodę robiąc znacznie większe kroki niż zazwyczaj – by móc jak najszybciej z powrotem pojawić się przy łóżku. Podała mu wodę. - Obiektywnie... – Zaczęła po cichu – Lepiej żebym poszła... Czy lepiej żebym została... – Wbrew sobie... Była gotowa na jedno i na drugie. Wolałaby zostać, ale jeśli jej obecność miałaby tylko pogorszyć sprawę, to jej 'wolenie' nie było warte tej ceny.