Tuż przy wiszącym moście znajduje się to niezwykłe miejsce. Nikt nie wie kto, kiedy i po co ustawił tutaj te kamienie. Możliwie, że były jeszcze nim zbudowano Hogwart. Każdy kto usiądzie w środku, zamknie oczy i w zupełne ciszy wsłuchiwać się będzie w otaczające odgłosy ma szanse usłyszeć ciche szepty zamieszkujących to miejsce duchów.
Szczerze powiedziawszy, wcale by się aż tak bardzo nie zdziwiła, gdyby w plotkach o meblach w sali transmutacyjnej było jakieś ziarenko prawdy. Po Pattonie spodziewać się można było wszystkiego, a przemiana niereformowalnych uczniów w ławkę czy coś podobnego była dosyć wygodna, biorąc pod uwagę możliwość 'wkopania' kałamarnicy w nagłe zniknięcie biedaka. Oczywiście był to najbardziej czarny scenariusz jaki mogła sobie wyobrazić i chyba nie do końca prawdopodobny (bo przecież dyrko by do niczego takiego nie dopuścił), ale co tam. Niektóre rzeczy trzeba sobie tłumaczyć nawet w tak pokrętny i absurdalny sposób. - Uwielbiam. Wiesz, teraz to jeszcze pikuś, bo wszyscy jesteśmy tak naprawdę dorośli, ale te kilkanaście lat temu to nie mam zielonego pojęcia, jak rodzice dawali radę to wszystko ogarnąć. W sensie nas - całą gromadkę dzieciaków i jeszcze przygotowania. Przecież to musiał być istny armagedon - zaśmiała się na samą myśl. Myślała już o tym kiedyś i nawet zapytała mamę o to, jak sobie wtedy radzili, ale ta tylko wybuchnęła śmiechem i odparła, że 'ma się swoje sposoby'. Słysząc kolejne słowa Maxa prychnęła niby urażona i posłała mu najbardziej piorunujące spojrzenie, na jakie było ją stać. - Uważaj, Solberg, bo jak sobie nagrabisz to nie będę już więcej taka milutka - powiedziała, grożąc mu przy tym palcem, tak dla podkreślenia, że mówi całkowicie na serio. Tak tak, a krowy umieją latać. - To chyba... dobrze? - Bardziej spytała, niż rzeczywiście odpowiedziała i przekrzywiła przy tym głowę w bok. Nie potrafiła stwierdzić, czy to dobrze, czy nie, biorąc pod uwagę to, co się wydarzyło. Na plus zdecydowanie było to, że wrócił do domu i zapewne miał tam jakieś zajęcie, więc może choć na chwilę udało mu się oderwać myślami. - Weź, aż mam ciarki - rzuciła jedynie, kiedy wspomniał o selekcji naturalnej. Chociaż faktycznie w tej szkole działy się takie rzeczy, że taka opcja mogła nie jednej osobie przebiec przez myśl. Ale i tak mroziła krew w żyłach, bo to mocno kłóciło się z ogólnymi założeniami na temat szkół. - O, czyli klasyka - samo się stało - parsknęła, ale do śmiechu to jej akurat było daleko. Mogło to zabrzmieć mocno średnio, ale nie chciała być złośliwa ani nic takiego. - Dobra, zostawmy to już może, też nie chcę cię męczyć, bo to musi być okropne. Nie będę ci matkować, jesteś zbyt duży na takie rzeczy - dodała po krótkiej chwili, chcąc przejść na nieco inne tematy, już nie tak bezpośrednio związane z tamtą sytuacją, bo zdawała sobie sprawę, że naprawdę nie było to dla niego nic przyjemnego. Poza tym kim była, żeby jeszcze bardziej to rozgrzebywać? - Hm, no skoro sam proponujesz, to żal nie skorzystać - odparła, aby następnie spojrzeć mu w oczy i nareszcie można było dostrzec u niej nikły ślad rozbawienia. - I mam ci uwierzyć? No nie wiem, nie wiem... Czasem kłopoty same nas znajdują, więc wiesz. A co do tego drugiego, to nawet nie śmiem się łudzić, że nic więcej, jak to ująłeś, wokół ciebie nie jebnie. Marzenie ściętej głowy - rzuciła. To było po prostu niemożliwe, nie ma się co okłamywać. - Co powiesz na kubek gorącej czekolady jak już wrócimy do zamku? Chyba że masz jakieś inne plany, to wtedy kiedy indziej, wiesz, gdzie mnie szukać - zaproponowała, nie ruszając się jednak jeszcze z miejsca. Nie spieszyło jej się do wychodzenia z igloo.
+
Autor
Wiadomość
James Farris
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : mała blizna na czole, heterochromia centralna, zarysowane kości policzkowe, dziwne stroje i jeszcze dziwniejsza biżuteria
Modyfikatory: -1 za bizuterie Charakter niuchacza:G K6:1 - 1 = 0
Okazuje się, że na moje dowcipne polewanie wodą z ekscytacją reaguje jedynie @Mererid Tew, co mnie ani trochę nie dziwi, bo tylko na przyjaciółkę mogę ostatnio liczyć. Dlatego olewam (dosłownie i w przenośni) oburzone spojrzenie Ruby i minę Drejka, jakby chciał się wkrótce odegrać. Nie zauważam jego zaklęcia ani nie wyczuwam rogów, które mi funduje. Uśmiecham się niewinnie i przytakuję nauczycielowi, który zauważa, że jestem w doskonałym nastroju, bo taki ze mnie super aktor, który tuszuje swoje chroniczne zmęczenie żartami. – Święte słowa – mówię zaangażowany, uśmiechając się jeszcze szerzej do Leo, który chyba jako jeden z nielicznych uznaje moją akcję za śmieszną, za co zyskuje u mnie sporo szacunku. Zerkam na mokrą bluzkę Mer o kilka sekund za długo, po czym rzucam odpowiedni czar, żeby ją wysuszyć, skoro tak nalega. Już chcę jej wyszeptać, że dla mnie zawsze będzie numerem jeden w kategorii miss mokrego podkoszulka, ale ta wydaje się zahipnotyzowana słowami Vin-Eurico, dlatego zaciskam wargi i słucham go ze względnym zaangażowaniem. Może powinienem się zastanowić, ale po pierwsze nie zamierzałem tutaj przyjść, a po drugie na wizerunku zależy mi bardziej niż na stopniach z przedmiotu, który traktuję lekceważąco. Dlatego nachylam się nad przyjaciółką, pozwalam jej wyciągnąć kolczyk z ucha, ściągam resztę biżuterii i z lekką niechęcią pozbywam się ozdób, jakie tworzyły moje ja. Zerkam z dumą na przyjaciółkę, gdy ta jest chwalona i automatycznie przyciskam ją do siebie, jakbym chciał wszystkim przekazać, że to właśnie ze mną ta urocza Gryfonka lubi spędzać wolny czas. Traktuję to też jak ostrzeżenie wobec innych, że ktokolwiek zaneguje jej pomysł z petycją będzie miał do czynienia ze mną. Bo choć jestem bardzo miłym i uprzejmym chłopakiem to przez brak księżyca wyglądam zupełnie odwrotnie, więc z tego korzystam, aby przysporzyć się słusznej sprawie mojej wspaniałej bff. – Wpisałem się na nią za całą rodzinę – szepczę jej na ucho, niewzruszony swoją drobną machlojką. Potem już muszę skupić się na niuchaczu; klękam i zaglądam do klatki z wielkim optymizmem, ale ten gaśnie z każdą kolejną sekundą, bo mój towarzysz okazuje się być wielkim śpiochem i ślamazarą. A ja, tak cholernie spragniony snu, ulegam jego nastrojowi i pokładam głowę na kamieniu, gotowy zasnąć tu na wieki i odespać te wszystkie bezsenne noce. Zapominam, że jestem prefektem na zajęciach i przymykam powieki, chociaż na chwilę mając nadzieję na odsapnięcie, miziając mojego towarzysza pod szyją. Dopiero głos Mer wyrywa mnie z tej przyjemnej drzemki. Patrzę na nią wzrokiem myślą nieskalanym i próbuję ogarnąć czego ode mnie wymaga. Niemal automatycznie łapię jej stworzonko, bo wolę, żeby to ona wypadła lepiej niż ja – mnie wcale nie zależy na bycie pupilkiem Leonardo, zwłaszcza, że wciąż tkwię na granicy snu i rzeczywistości. – Co się dzieje – pytam i zaczynam ziewać. Orientuję się, że jej podopieczny jest znudzony, więc postanawiam połączyć nasze siły – ledwo ubieram swojego niuchacza i robię wszystko, aby nasze puchate istotki zaczęły się socjalizować, namawiając je (a potrafię być na maksa przekonujący) do wspólnej zabawy. – Ale nam się trafiły leniwe wieprze – oceniam cicho, wpatrując się zrezygnowany w Mer. Po kilku próbach udaje nam się je zabawić i aż klaszczę radośnie w dłonie. – Są urocze! – wykrzywiam usta w szerokim uśmiechu i napawam się widokiem ślicznych niuchaczy, które razem harcują, trącając Tew w ramię, aby tego nie przegapiła. – Prawie jak my – mówię rozczulony i kładę jej dłoń na łopatkach, gładząc delikatnie plecki przyjaciółki.
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Modyfikatory: - 3 (biżuteria i zostawienie naszyjnika) Charakter niuchacza:I jak Iniemamocny K6: 1
Uniósł głowę, pozwalając, by jego spojrzenie opadło na witającą się z nim jakby od niechcenia Mererid i w pierwszej chwili szczerze chciał przysiąść się do niej bliżej, by porozmawiać o tym, że ostatnio jakoś mniej ze sobą rozmawiali, może nawet - niby jedynie tylko w żartach - przyznać się, że nieco tęskni za ich wspólnym zwiedzaniem tajemniczych sal Hogwartu. Zanim jednak choćby zdążył oderwać różdżkę od skały, już dawał rozproszyć się barwności @Eugene 'Jinx' Queen uśmiechając się do Gryfona szeroko z tylko nieco zdezorientowanym spojrzeniem - aż to nie opadło na skrzydlate obuwie, wyrywając z jego piersi zazdrosne gaspnięcie. - Ale bajer, drogie takie coś? - zapytał od razu, oczami wyobraźni już widząc je na swoich własnych nogach, gotów zamęczyć Raffaello i wysuszyć kompletnie swoje własne oszczędności, byle tylko zdobyć dla siebie parę takiego gadżetu. Poderwał się już nawet w górę, mrużąc zaczepnie oczy, gotów do gonitwy, tylko w teorii skazanej na porażkę, a jednak nazwanie Jinxa klaunem przez @Marla O'Donnell szybko sprowadziło go na ziemię, więc i gotów był udawać, że wcale nie było tak łatwo sprowokować go do takiej zabawy. Może jakiś cień zawodu zakręcił mu się na chwilę w spojrzeniu, gdy spokojniej przysiadał znów na swoim głazie, ale zaraz i tak ożywił się na zadane mu przez Gryfonkę pytanie. - Symbol feniksa. Wymyśliłem sobie taką zabawę kilka lat temu, żeby się nie nudzić, na przykład gdy gdzieś czekam, ale potem już zacząłem go zostawiać w różnych fajnych nowych miejscach i- Jakbyś była kiedyś w Australii, zwłaszcza w Gold Coast, to masz całkiem duże szanse, że gdzieś go zobaczysz - wyjaśnił, nawet nie kryjąc głupiej, dziecięcej ekscytacji z czegoś tak bezsensownego, bo nawet jeśli zgubił już rachubę w liczeniu oznaczonych przez siebie miejsc, to czuł przy wspominaniu tego dziwną dumę. - Potraktuj to wtedy jak pozdrowienie ode mnie - dodał, szczerząc się wesoło i faktycznie znów zapominając zupełnie o istnieniu Mererid (ups, jego wina), bo z Marli przenosząc wzrok od razu jak nie na Jinxa, to na @Vinícius Marlow. - Viní! - ucieszył się widocznie, zeskakując z głazu, a więc i porzucając skrobanie kamiennego feniksa, prawdopodobnie już na zawsze pozbawiając go skrzydła. - Chcesz być moją parą? - zaproponował, ignorując zupełnie propozycję herbatki, bo i nigdy do końca nie rozumiejąc dlaczego ludzie w ogóle lubią pić wodę z jakimkolwiek zielskiem. Ciekawsko zerknął na śnieżynki na termosie, jednak zanim zdążył cokolwiek o nich wspomnieć, już unosił spojrzenie do czekoladowych oczu, zwabiony do nich zadanym mu pytaniem. - Bo z ogonem lwa wyglądałbym idiotycznie - odpowiedział błyskawicznie pierwszą lepszą odpowiedź, która wpadła mu do głowy, nawet jeśli przez moment poczuł, że przytkało go gorącem, gdy zdał sobie sprawę, że nie ma pojęcia jak miałby to wytłumaczyć bez wspominania Raffaello, faktycznie nie wiedząc na o tygrysach wystarczająco, by jakkolwiek dopasować je pod siebie. - A Co? Nie pasuję według Ciebie na dużego kociaka? - zagadnął z nieco większym już rozbawieniem, a nawet szturchnął Puchona lekko łokciem w bok, nie zamierzając już od niego odchodzić, by przypadkiem nie stracić pożądanej przez siebie pary. Gdy jednak na polankę dotarł w końcu sam nauczyciel, po tak jak już zdążył wypomnieć mu brak prac domowych, zniszczył też jego nadzieję na współpracę z Marlowem, ogłaszając wszem i wobec, że ich parami nie będą inni uczniowie, a magiczne stworzenia. I chciał, naprawdę chciał posłuchać się grzecznie profesora ONMSu, ale zwyczajnie nie mógł zdjąć z siebie całej swojej biżuterii, musząc pozostawić na szyi podarowaną mu ozdobę. Poprawił gryfoński krawat, by ukryć jak najlepiej błyszczące kółeczko, ale już od samego początku jego niuchacz wydawał mu się jakoś podejrzanie pobudzony i nawet jeśli udało mu się ubrać go w szelki, to ten już zaraz wyrwał się do przodu całą swoją mocą. Tygrysi ogon pomógł mu zachować równowagę przy pierwszym szarpnięciu, ale już zaraz po niecierpliwym "No weź się uspokój" zarył trampkami w ziemi, próbując zatrzymać sparowaną mu sztukę w miejscu. - Proszę Pana, jakiś przerośnięty bydlak mi się trafił! - poskarżył się, wyraźnie oczekując pomocy, ale nie do końca wiedząc, jak o nią poprosić. Zerknął w stronę Vinniego, chcąc sprawdzić czy on przypadkiem nie radzi sobie na tyle dobrze, że mógłby podsunąć mu swoją puchońską dłoń do pomocy i... nie zdążył zrobić nic już więcej, gwałtownie lądując plecami na ziemi, gdy nieustannie szarpane i napinane szelki zerwały się w złączeniu. Zamrugał skołowany, w ogłuszeniu nie do końca rozumiejąc czemu widzi błękit nieba i kilka rozlanych na nim chmur, powracając do rzeczywistości dopiero, gdy zawisł nad nim cień ćwierćolbrzyma. Bez słowa przyjął od niego swojego niuchacza i tylko kiwnął w niemych podziękowaniach głową, gdy ten pomógł mu z nałożeniem nowych szelek. - To jakiś ćwierćolbrzym wśród niuchaczy... - mruknął tylko cicho na swoje usprawiedliwienie, nie wiedząc czy bardziej boli go zraniona duma czy jednak obite pośladki.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Z zaciekawieniem obserwował jak wszyscy sobie radzą i oczywiście gotów był pomóc każdemu, kto miał choćby najmniejsze problemy z zapanowaniem nad młodymi niuchaczami. I tak był pozytywnie zaskoczony, że wszyscy się tak grzecznie posłuchali i nie machali błyskotkami na prawo i lewo, bo nawet jeśli niektóre zwierzaki dalej doszukiwały się cennych drobiazgów, to nie były nawet w połowie tak pobudzone, jak mogłyby być, gdyby jednak ktoś chciał się z nimi drażnić. - Hm, nie byłoby to takie niewykonalne - przyznał @Ruby Maguire, uśmiechając się pod nosem na widok tego jak jej niuchacz się w nią wtulał. - Z tego co wiem, to niektóre z tych niuchaczy nie są jeszcze przypisane do żadnego nowego domu, aaaale... cóż, nie mogę pani umożliwić tej adopcji, dopóki mieszka pani w Hogwarcie - wyjaśnił, bo to byłoby zdecydowanie zbyt problematyczne. - Może trzeba go trochę przekupić? Zaraz mu przejdzie - obiecał @Vinícius Marlow, podając mu niedużą torebkę z przysmakami, samemu już odwracając się do @Marla O'Donnell, by przytaknąć na jej propozycję podrasowania szelków - dopóki nie zmieniały faktycznie swojego kształtu na coś niewygodnego, albo nie stawały się osłabione jakimś delikatnym materiałem, to nie widział żadnego problemu. - No, to może pan do niego mówić "profesorze" - polecił @Ashley S. A. Phoenix, pomagając mu i jeszcze tylko cicho dodając, że nie będzie się jakoś wybitnie upierał na przesłanie mu tamtych zaległych prac domowych, ale niewątpliwie pomoże to z podciągnięciem jego oceny na taką, na jaką bardziej zasługiwał. Całe to ubieranie niuchaczy zajęło nieco dłużej, niż Leonardo przewidywał, więc też zrezygnował wreszcie ze swoich wcześniejszych planów toru przeszkód - samo rozstawienie go trwałoby zdecydowanie za długo. Zamiast tego zabrał uczniów na niedługi spacer z niuchaczami w okolice Zakazanego Lasu, obserwując jak sobie wszyscy radzą i w razie czego pomagając, jeśli ktoś miał bardziej niesfornego zwierzaka. Na sam koniec wystarczyło po prostu zdjąć szelki niuchaczom i się z nimi pożegnać.
/zt dla wszystkich
Przepraszam was bardzobardzobardzo mocno, oczywiście miał być drugi etap, ale przez moją nieobeckę wyszło tak tragiczne opóźnienie, że chyba nie do końca ma już sens :/ Nie chcę dodatkowo wydłużać oczekiwania moją walką z rozpisywaniem kostek, więc zakończenie jest jakie jest. Żebyście nie byli stratni punktowo, to na dniach dam jakąś prostą pracę domową dla obecnych na lekcji. Przepraszam raz jeszcze, NASTĘPNYM RAZEM BĘDZIE LEPIEJ, PROMISE!!!
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Lekcja miotlarstwa! Starał się, aby każda była inna, w jakimś stopniu niezapomniana, żeby nikt nie mógł powiedzieć, że się nudzi. Jednocześnie miał świadomość, że jego lekcje bywały ryzykowne, a niektórzy kończyli ze złamaniami, które musiał szybko leczyć. Podejrzewał jednak, że mogło być parę osób, które w jakimś stopniu tęskniły za jego zajęciami, jeśli wziąć pod uwagę dopiski do prac domowych. Musiałby skłamać, gdyby miał powiedzieć, że nie wzruszyły go. Z tego powodu miał ze sobą na zajęciach koszulkę z napisem „free hugs”, którą było widać spod szaty czarodzieja. Skierował się prosto go kamiennego kręgu, który tak naprawdę uwielbiał jako miejsce do spokojnych treningów. Owszem, odrobinę przesadził przy pierwszych zajęciach w tym miejscu, ale mimo to miał z nim mnóstwo pozytywnych wspomnień. Zawsze też uśmiechał się przy tym szeroko. Tym razem nie miał w planach odbijania tłuczków, łapania znicza ani rzucania kaflem. Chciał skupić się w pełni na zajęciach, sprawdzając swoją miotłą odległość pomiędzy kamieniami, upewniając się, że nic się nie zmieniło i wciąż można było swobodnie umieścić miotłę w przerwach między nimi. - Witam! Trochę czasu minęło od ostatnich zajęć! Poczekamy jeszcze chwilę, aż wszyscy przyjdą i mam nadzieję, że nie objedliście się za bardzo na śniadaniu – przywitał się z pierwszymi osobami, które przyszły na zajęcia, uśmiechając się od ucha do ucha w ich kierunku. Zdecydowanie brakowało mu tych dzieciaków, choć wiedział, że części z nich nie zobaczy już na zajęciach.
Czekamy na chętnych do 06.05 i wtedy zostanie wrzucony pierwszy etap lekcji. Kto chce, ma możliwość skorzystać z napisu na koszulce i przytulić profesora, ale jeśli tylko wydaje ci się to dziwne, to na spokojnie, nie trzeba! Fabularnie są to pierwsze zajęcia przeprowadzone przez Josha po jego powrocie (wcześniej ogarniał papierkową robotę i prace domowe, takie tam…).
Na początku postu dodajcie poniższy kod, odpowiednio uzupełniony, w trakcie etapów będziemy go powiększać
Kod:
<zg>Siły na zajęcia:</zg> możesz rzucić k6, albo samemu ocenić gdzie 1 to zupełna niechęć do zajęć, niewyspanie, ogólne złe samopoczucie, a 6 to podekscytowanie, szczęście, wręcz ma cię roznieść z radości <zg>Miotła:</zg> własna (musi być w kuferku), drużynowa (musisz być wpisany w skład), szkolna
[/size]
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Siły na zajęcia: 4, jest podekscytowana, ale zmęczona z powodu księżyca Miotła: Własny Nimbus 2015 z leszczynowymi witkami i goblińskimi obręczami (+7 GM)
Choć minęło już nieco czasu, odkąd Josh wrócił po długiej przerwie do Hogwartu, to pierwszy trening miał się odbyć właśnie dzisiaj. Cieszyła się więc podwójnie. Z jednej strony polata na miotle w tak ładny poranek, jak dzisiejszy, a z drugiej, spotka sympatycznego twórcę cynamonek. Sił na zajęcia miała mniej niż zwykle, ale w ostatnim czasie stało się to normą. Nie na nią jedną działał brak księżyca, choć zmęczenie wydawało się być najmniejszym wymiarem kary. Ci, którzy bardziej „siedzieli” w Czarnej Magii cierpieli znacznie dotkliwiej.
- Wiesz jak łatwo wygrać kłótnię z niemową? Wystarczy zgasić światło w pokoju. Do później! – rzuciła na odchodne do Gwizdka, przepijając owsiankę dyptamowym smakoszem, po czym potargała skrzata po łebku, chwyciła miotłę i ruszyła w kierunku kamiennego kręgu, gdzie odbywały się zajęcia. Na miejscu był póki co jedynie nauczyciel, tak więc z wyszczerzem ukłoniła się lekko w geście przywitania.
- Dzień dobry, Profesorze. Dobrze Profesora widzieć – zagaiła, upijając z bidonu i zabijając intensywny smak kawy. – Znów Pan urósł, czy to ja zmalałam?
/można podbijać :)
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Sro 4 Maj - 22:01, w całości zmieniany 1 raz
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Siły na zajęcia: 4, bo lubię, ale ze mnie czarnoksiężnik z 1 CM w kufrze Miotła: drużynowa
- Na srające testrale, kiedy wyjdzie ten księżyc - pytam przy śniadaniu do którego siadam sobie obok Hope oraz niechcący jej ziomkiem @Boyd Callahan. Piję sobie jedynie kawę, licząc na to, że to pobudzi jakoś moje okropne zmęczenie trwające już od ponad miesiąca. Moje ziomki ze Slytherinu najlepsze wyglądają jeszcze gorzej, więc obecność Hope, która też odrobinę tylko cierpi jest wręcz pobudzająca. Moja nieogarnięta towarzyszka stwierdza słusznie, że przydałaby jej się miotła, dlatego ja uprzejmie zagaduję Callahana czy idzie ze mną i dołączam się do niego w drodze na zajęcia. - Słyszałem, że ten Walsh to jakaś gwiazda - zagaduję nowego koleżkę i przecieram podnoszę srebrne lenonki z nosa. Przecieram zmęczone oczy z westchnieniem kiedy człapiemy się razem do okręgu. - Wróciłem w tym roku, więc jeszcze nie widziałem go. Jeśli jest równie przyjemny dla oka co koledzy Hope, to lekcja od razu będzie przyjemniejsza - najpierw przypominam o sobie fakt, gdyby nie wiedział, a potem posyłam całkowicie niewinny komplement, bez żadnych jawnych podrywów czy machania brwiami. Już widzimy czekającego na nas nauczyciela. - To on? Przyjemnie wygląda. Idź przytul się za mnie, uzna mnie za zboczeńca zwykłego jak podejdę, a go nie znam - dodaję szturchając lekko Boyda w ramię i wskazuję na koszulkę nauczyciela. - Dzień dobry - mówię wesoło i macham do nauczyciela. Mimo zmęczenia, udaję że nic mi nie jest, okulary przysłaniają zmęczone spojrzenie. Opieram się na mojej drużynowej miotle. Jak zwykle na treningach jakichkolwiek, zamiast mundurka mam na sobie swój ulubiony do w qudditcha, różowy dresik. Na przywitanie kiwam też głową do kapitan Krukonów.
Siły na zajęcia: no 3 tak entuzjastycznie ale bez przesady Miotła: własna
Wrócił z wojaży po świecie jako człowiek mądrzejszy, bo w tym czasie zdołał uświadomić sobie dwie rzeczy: że bez wyższego wykształcenia jego szanse na jakąkolwiek przyzwoitą karierę są zerowe oraz że fakt iż nie gra już zawodowo w qudditcha wcale nie przekreśla możliwości chodzenia se rekreacyjnie na zajęcia w szkole. Dlatego też dreptał właśnie przez błonia w stronę kamiennego kręgu, miejsca niemalże kultowego, w którym wielokrotnie uczniowie przeżywali miotlarskie wzloty i upadki pod okiem najlepszego profesora miotlarstwa jakiego gościły te mury. A dlaczego szedł w towarzystwie ślizgońskiego pięknisia Whitelighta? Bo się napatoczył, a ponieważ Boyd cierpiał na niedobór kolegów, zwłaszcza chudych Ślizgonów o niekonwencjonalnym poczuciu humoru, to nie protestował. Zwłaszcza że Harry wydawał się być spoko. - Nie jakaś gwiazda, tylko ścigający, kurde, Katapult z Caerphilly - pouczył małego ignoranta, a potem zastanowił się chwilę, kontemplując aparycję Josha, by ostatecznie wzruszyć ramionami - Nie znam wielu kolegów Hope, nie wiem jak się prezentuje jego morda na ich tle - stwierdził w końcu i poczuł się w obowiązku zrecenzować postać profesora w bardziej wnikliwy sposób - No, ale to jeden z lepszych nauczycieli. Miły, ale nie pizda. Lekcje też fajne robi, można się połamać. Albo kogoś. - zrelacjonował krótko, ujmując w kilka słów (jego zdaniem) kwintesencję Josha. Uwielbiał go, oczywiście, ale to nie zmieniało faktu że nie miał ochoty na przytulanie i przywitał profesora zwykłym dziarskim dzień dobry. I odszturchnął Hariela równie zaczepnie, chociaż trochę mocniej. - O jaki wstydliwy - zakpił sobie, bo chociaż nie znał Whitelighta zbyt dobrze, to na tyle, że zdążył się zorientować że to człowiek z rodzaju tych wyzwolonych - Mogę cię przedstawić i poprosić o szybkie obściskiwanie, może zdążysz zanim przyjdzie Hope - zaproponował mu uprzejmie, jednocześnie idąc w jego ślady i też opierając się o miotłę.
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Też uznałem, że Gryfon jest spoko. Co prawda nie znam go zbyt dobrze, ale nie wydaje się nudny, co jest dla mnie najważniejsze. Hope mi powiedziała o nim jakieś podstawowe informacje, a ja nie wypytuje o bzdury z przeszłości. W chłopaku widać została miłość do sportu, bo ofukał mnie okrutnie za ignorancję, na co pokiwałem skwapliwie głową i zamachałem niewinnie rzęsami (za okularami). Nie znam się przesadnie na qudditchu. Mam po prostu do tego talent, jak do wielu rzeczy, cóż na to poradzę. Ze zdziwieniem zerkam na Boyda, by sprawdzić czy sobie ze mnie żartuję, ale prędko stwierdzam, że po prostu nie ogarnął komplementu. Aż śmieję się perliście na jego głupie słowa. - Hm... Koledzy Hope.. Drake, Percival... Są znośni. Ale mówiłem o Tobie. Miły komplement, że z Ciebie piękny mężczyzna i pytam czy Josh jest równie przystojny co ty - oznajmiam nadal chichocząc nadal z nieogarnięcia chłopaka. Szybko jednak krzywię się i aż zwalniam kiedy mówi o jego lekcjach. - Połamać...? - pytam niepewnie i dotykam swoich chudych rączek. - Ostatnio miałem połamane wszystkie kości po tej wycieczce Lancastera - mamroczę, by wytłumaczyć się ze swojego zafrasowania. Aż mi dreszcze przechodzą jak sobie przypomnę ten ból. Callahan z pewnością rozumiał doskonale co czuję. Pewnie nadal nie chodzi do lasu na grzyby. W końcu docieramy na lekcję i witam się również głośno z nauczycielem. O mało nie upadam przy popchnięciu Gryfona, ale prędko łapię równowagę. Prycham na słowa Callahana, uśmiecham się uroczo i zanim zdąży coś zrobić ja zabieram głos. - Profesorze, kolega pyta czy może się przytulić, bo brakuje mu silnych, męskich ramion w życiu, a ja mam chyba zbyt wątłe, bo nimi gardzi - mówię do @Joshua Walsh z uprzejmym uśmiechem, podwijam rękawy różowego dresiku by pokazać nieumięśnione rączki. - I ja też się przytulę skoro Boyd mi odmawia swojego uścisku. Albo zróbmy to w trójkącie - trajkoczę dalej, poklepując po plecach ziomka.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Siły na zajęcia: 5, bo księżyc znikł i lekko mi doskwiera jego brak Miotła: Błyskawica Doskonała (+6GM)
W nastroju był raczej dobrym nawet pomimo tego że brak księżyca delikatnie mu doskwierał, co przejawiało się w postaci delikatnego osłabienia. Miał małą nadzieję że księżyc w miarę szybko wróci i najlepiej od razu w jakiejś fazie dalekiej od pełni żeby miał czas nałykać się odpowiedniej ilości tojadowego. Na polanie było już kilka osób i z większością przywitał się unosząc dłoń. Nie spotykali się na boisku ani polu treningowym więc spodziewał się czegoś innego niż jakieś standardowe ćwiczenia. Chociaż i takie byłby miłą odmianą po tym jak Moe wypuszcza na drużynę Gryfonów kamienne smoki, które wraz z Ruby dosyć nieprzyjemnie mu się kojarzyły w pewnym wypadem na Malediwach. Przypadkiem usłyszał końcówkę rozmowy @Boyd Callahan i @Hariel Whitelight. Głównie tę część związaną z przytulaniem i tym samym dopiero zwrócił uwagę na to jaką koszulkę nosił ich profesor. - Możemy od razu uścisk grupowy zrobić. - Rzucił przystając całkiem niedaleko nich.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Tych zajęć zdecydowanie nie mógł przegapić. Podłym kłamstwem byłoby powiedzieć, że z niecierpliwością nie wyczekiwał informacji o lekcji pod okiem Walsha, kiedy tylko Hogwart obiegła informacja o jego powrocie w szkolne mury. W końcu jego ulubiony przedmiot prowadzony znów przez ulubionego nauczyciela, lepiej być nie mogło. Ślizgon był podekscytowany niemal niczym kilkulatek na wieść o wypadzie do Wesołego Miasteczka, kiedy na tablicy pojawiło się ogłoszenie o najbliższych zajęciach z miotlarstwa. Aportował się z Londynu do Hogsmeade dość wcześnie, żeby jeszcze zdążyć zahaczyć o Wielką Salę i wrzucić na ząb jakieś lekkie śniadanie, choć i bez tego energia zdawała się go rozsadzać, gdy ze swoją nieodzowną Błyskawicą przerzuconą przez ramię skierować się ku kamiennemu kręgowi, gdzie miały się odbyć zajęcia. Mimowolnie się uśmiechnął na wspomnienie zupełnie pierwszych zajęć z Joshem, które też tam właśnie miały miejsce – już od nich zapałał do nauczyciela ogromną sympatią. Już z oddali zdołał zauważyć, że wielkich menhirach zgromadziło się nieco osób. Znalazłszy się bliżej przywitał się z tymi co bardziej znajomymi gębami swoim tradycyjnym salutem, największą uwagę jednak zdecydowanie skupiając na @Joshua Walsh, który już także był na miejscu. — Dobrze widzieć profesora z powrotem w Hogwarcie — rzucił, błyskając przy tym zębami, kiedy podszedł bliżej, witając się z nim przy tym lekkim skinięciem głowy. Jednocześnie też wyciągnął rękę, żeby wymienić się z nim uściskiem dłoni, tak po męsku, bo jednak przytulanie mogłoby być ciut dziwne, nawet jeśli napis na koszulce profesora do tego zachęcał.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Czuł się, jakby czekał na jakiś egzamin. Teoretycznie był znów nauczycielem, więc znów mógł uczyć tłum dzieciaków, jak latać na miotle i pomagać im w szlifowaniu swoim umiejętności. Jednocześnie miał świadomość, że nie jest jedynym nauczycielem miotlarstwa, a także, iż wiele z tych dzieciaków latała już zawodowo. Nigdy nie uważał samego siebie za gwiazdę, miał jednak świadomość, że zaczynając jako profesor, posiadał odrobinę większe umiejętności. Teraz obawiał się, że wielu z nich poradziłoby sobie z nim w trakcie meczu. Mimo to, nie potrafił nie uśmiechać się szeroko, kiedy widział ich w trakcie meczu, kiedy czekał na kolejny. Teraz mimowolnie stresował się, czy uczniowie i studenci przyjdą równie liczni, co kiedyś, czy jednak będzie ich sporo mniej. Szczęśliwie w końcu zaczęły pojawiać się mniej i bardziej znane twarze, a uśmiech Josha jedynie się powiększył. - Myślę, że można powiedzieć, że urosłem – zaśmiał się w stronę @Julia Brooks mrugnąwszy do niej, kiedy jednocześnie przesunął dłonią po swoim brzuchu. Co prawda nie przytył, mimo wszystko pamiętając o zwiększonej ilości ćwiczeń przy jego zamiłowaniu do słodkiego, ale nie mógł powstrzymać się od tego drobnego żartu. Zaraz też odwrócił głowę w stronę kolejnych osób, śmiejąc się ciepło na słowa nieznanego mu Ślizgona (@Hariel Whitelight). - Pamiętaj upodobania pana Callahana, podejrzewam, że pańskie ramiona będą odpowiednie. Przypominają ramiona pana Ó Ceallachaina – odpowiedział swobodnie, spoglądając w stronę Gryfona (@Boyd Callahan), zaraz patrząc na kolejnego (@Drake Lilac), który zaproponował uścisk grupowy. - Kto chce, może, zanim zaczniemy zajęcia, a czeka was… Wysiłek – odpowiedział, rozkładając lekko ramiona, wyraźnie nie mając nic przeciwko uściskaniu dawno nie widzianych uczniów i studentów. Nie dziwił się jednak, że nie wszyscy byli równie chętni. - Jednak moje miejsce jest tu, a nie z innymi drużynami. Jeszcze raz gratulacje za ostatni mecz - powiedział, odwzajemniając uścisk dłoni @William S. Fitzgerald. Po uścisku z chętnymi, widząc, że powoli okolica zapełnia się kolejnymi uczniami, Josh sięgnął po różdżkę, aby zmienić napis na swojej koszulce. W ten sposób free hugs przemieniło się w I donut give a f*** z rysunkiem pączka. Uwielbiał mugolskie koszulki! - Dobrze! Mam nadzieję, że naprawdę nie jedliście obfitego śniadania. Na początek szybka rozgrzewka bez mioteł, pięć okrążeń wokół kręgu, ale biegniecie slalomem między kamieniami. Za mną! – polecił i ruszył sam do spokojnego biegu, co jakiś czas pokrzykując do reszty, żeby ich pogonić. Chciał, żeby krew zaczęła im szybciej krążyć w żyłach, żeby się obudzili. Wiedział, że nie wszyscy byli porannymi ptaszkami, że nie wszyscy uwielbiali o tej porze skupiać się na ćwiczeniach, więc musiał zadbać o ich rozgrzanie. Nie miał zamiaru znów patrzeć na kontuzje, choć nie podejrzewał, aby mogli ich uniknąć w zupełności. Zawsze ktoś się trafi, jak czarna owca. - Dobrze! Część z was może już opracowała sobie sposób wciągania się na miotłę na wypadek, gdyby miała z niej spaść. Podejrzewam jednak, że w większości przyświeca wam jeden cel – nie dać się zrzucić z miotły i trzymać ją nogami z całych sił. Dlatego dziś zajmiemy się waszym opanowaniem miotły w bardzo niekorzystnej sytuacji. Wsiadamy na miotły i unosimy się na nich niewiele ponad waszą wysokość wzrostu, żebyście mi się nie połamali w razie upadku – polecił wzlatując samemu w górę. Wcześniej odłożył szatę na ziemię, przy reszcie swoich rzeczy, teraz będąc w cudownej koszulce i zwykłych spodniach. - Waszym zadaniem jest zsunąć się z miotły, abyście wisieli trzymając się jej jedynie rękami, a następnie podciągnąć na nią i usiąść. Pamiętajcie, że miotła reaguje na wasze ruchy, na każdy nacisk, więc uważajcie, żebyście nie zaczęli wzlatywać w górę, albo nagle pikować w dół. Jesteście na takiej wysokości, że w razie problemów po prostu puśćcie miotłę, a z ziemi ją przywołajcie do siebie. Każdy zna zaklęcie accio prawda? – informował, pokazując jednocześnie jak należy wykonać ćwiczenie i czego unikać. W końcu sam usiadł znów na miotle nakazując wszystkim rozpoczęcie.
Zasady - etap I - do 12.05 północy
Podciągacie się trzy razy (można więcej), a więc rzucacie trzy razy parą kostek. Możecie napisać to w jednym poście, a możecie każde podciągnięcie w osobnym poście (większe zaangażowanie = więcej pkt dla domu, ale bez spiny kochani).
Modyfikatory +1 do nastroju za uścisk z profesorem (grupowy czy indywidualny) zaznaczony na początku postu – wiadomo, że przytulanie poprawia humor (miała być niespodzianka ale mało was przyszło na początek ;’D ) + 5 do k100 za nastrój 5-6 (ten modyfikator można dodać do każdego rzutu k100, chyba że kość k6 coś zmieni) +5 do k100 za własną/drużynową miotłę (ponieważ dobrze ją znacie i wiecie jak może zareagować na konkretny nacisk) +10 do k100 za bycie członkiem drużyny (wpisany do spisu musi być) +10 do k100 za bycie zawodowym graczem (również wpisany do spisu musi być)
Przerzuty za każde 15 pkt z GM (bez sprzętu - wyjątek własna miotła) dla zwykłych miłośników i graczy szkolnych drużyn za każde 30 pkt z GM (bez sprzętu - wyjątek własna miotła) dla zawodowców Liczy się ostatnia kość, nie lepszy wynik. Można przerzucić maksymalnie dwa razy jedną kość z pary.
K6 – okoliczności 1 – jesteś przekonany, że to zadanie ci się uda, kiedy tylko zsuwasz się z miotły, a ta zachowuje się, jakby chciała ci pomóc, grzecznie wisząc nieruchomo w powietrzu +10 do k100 2 – źle zsunąłeś się z miotły i teraz poranne promienie słońca świecą ci prosto w twarz, zaczynając cię irytować, a nie jesteś w stanie zmusić miotły do odwrócenia się, mimo to próbujesz wykonać ćwiczenie -1 do nastroju tylko teraz 3 – rozgrzewka zdecydowanie poprawiła ci humor i z większym zapałem podejmujesz się ćwiczenia +1 do nastroju tylko teraz 4 – miotła zaczyna wierzgać, jakby nie wiedząc, czy ma pikować, czy się wznieść, musisz opuścić się niżej, aby ją uspokoić. -10 do k100 5 – ćwiczenie wydawało się trudne, a jednak nie dzieje się nic szczególnego, na co mógłbyś albo zrzucić swój błąd, albo czemu mógłbyś zawdzięczać swoje osiągnięcie, zwyczajnie znów dajesz z siebie wszystko, gdy nagle podlatuje do ciebie czekoladowy złoty znicz, który uciekł z torby profesora +1 do nastroju na stałe, jeśli zdecydujesz się go ukradkiem zjeść 6 – nie ma znaczenia, czy zjadłeś za dużo, czy wręcz za mało, po samej rozgrzewce nie czułeś się najlepiej, ale podciąganie cię przerosło – czujesz, że zaczyna cię mdlić i nie jesteś w stanie opanować wymiotów. -1 do nastroju na stałe, tj. do każdego kolejnego rzutu i następnego etapu, brzuch jednak boli
Kości „tylko teraz” odnoszą się do danego rzutu parą K6 i K100. Jeśli przykładowo nastrój macie 5 przysługuje wam +5 do każdego k100, ale gdy wypadnie przy pierwszym rzucie parą 2, nie przysługuje wam ten modyfikator do pierwszej pary, przy kolejnej możecie znów dodać 5. Jeśli jednak wypadnie 6 do końca lekcji wasz nastrój jest o 1 mniej (o ile przy kolejnej parze znów nie wypadnie wam 6).
K100 – ćwiczenie 1-15 nie masz sił się podciągnąć, czy to z powodu złego samopoczucia, czy przemęczenia, a może braku odpowiedniej formy 16-45 łokcie zgięte, możesz oprzeć czoło o miotłę, ale to wciąż nie jest wystarczające 46-75 jest świetnie, gdybyś się postarał, mógłbyś przerzucić całe ramię przez miotłę, o ile nie wybiłbyś sobie przy tym zębów, twoja głowa jest już ponad trzonkiem miotły 76-95 jesteś na wyprostowanych rękach ponad miotłą, jest super, tylko teraz trzeba jakoś przerzucić nogę, a ta zahacza o witki, uważaj, żeby nie spaść 96-100 idealnie – podciągasz się i jesteś w stanie usiąść na nowo na miotle, brawo!
Kod:
<zg>Siły na zajęcia:</zg> możesz rzucić k6, albo samemu ocenić gdzie 1 to zupełna niechęć do zajęć, niewyspanie, ogólne złe samopoczucie, a 6 to podekscytowanie, szczęście, wręcz ma cię roznieść z radości <zg>Miotła:</zg> własna (musi być w kuferku), drużynowa (musisz być wpisany w skład), szkolna <zg>Przerzuty:</zg> wykorzystane/dostępne (pkt w kuferku bez sprzętu - wyjątek wlasna miotła) <zg>Okoliczności:</zg> rzucamy k6 <zg>Wykonanie ćwiczenia</zg> <zg>Użyte modyfikatory</zg>
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Siły na zajęcia: 4 -3 = 1 (Bo przyszedł jednoręki bandyta) Miotła: własna (+7 GM) Okoliczności:6 > 4 Wykonanie ćwiczenia47 > 98+10+10+5-10= 113 Użyte modyfikatory Zawodowy gracz (+10), członek drużyny (+10), własna miotła (+5), okoliczności (-10)
Taaa, jeżeli Josh przytył, to ona urosła i teraz może patrzeć na Solberga z góry. Jeżeli jedzone przez nauczyciela cynamonki co już zmieniały w ludzkim ciele, to poszerzały, ale nie pas, a uśmiech. Nie trzeba było długo czekać na pojawienie się kolejnych twarzy. Dziewczyna kiwnęła głową w kierunku Ślizgona, z którym była ostatnio w parze na zaklęciach, ale humor miała nietęgi, bo wraz z nim pojawiał się Callahan. Mimowolnie zacisnęła szczęki i wykonała głęboki oddech. Podróż, w którą wybrał się Irlandczyk, była czymś pięknym, bo nie musiała mijać na korytarzu jego zakazanej gęby. Niestety, wszystko, co dobre, szybko się kończy. Co mogła więc zrobić? Pozostawiła spragnionych przytulania chłopaków samym sobie i odeszła nieco na bok, rozciągając się przed zajęciami. Wymachy, skippy, siat płotkarski, szpagacik. A wszystko do w pięknym anturażu pradawnych menhirów.
Kiedy profesor rozpoczął zajęcia, podeszła do grupy, oparła się na miotle i wysłuchała instrukcji. Ćwiczenie nie wydawało się trudne, wykonywała je w końcu niemal codziennie. Dziś jednak miotła nie chciała się jej słuchać i wierzgała jak pijany centaur. Może przeczuwała obecność swojego pierwotnego właściciela, po którym to nosiła imię? A może się wściekała za to, że Krukonka zmieniła ostatnio producenta pasty miotlarskiej? Chcąc nie chcąc musiała nieco obniżyć pułap i dopiero wtedy mogła z gracją podciągnąć się i usiąść na miotle.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Siły na zajęcia: 2. Cieszy się z Josha, ale kompletne osłabienie Miotła: własna Przerzuty: 3/6 Okoliczności:2, 2, 1 Wykonanie ćwiczenia32+25=57, 78+25=103, 51+35=86 Użyte modyfikatory +10 zawodowstwo, +10 drużyna, +5 własna miotła= +25
Zdecydowanie nie czuła się na siłach, aby przyjśc na lekcję miotlarstwa, ale zdecydowała, że jednak warto się wysilić i dokonać tego chociażby ze względu na Josha. W końcu nie widziała go od naprawdę dawna i cieszyła się na jego powrót i chociażby naprawdę była w stanie agonalnym to zrobiłaby wszystko, aby się z nim zobaczyć i powitać go z powrotem w Hogwarcie. Dlatego też w dniu lekcji przygotowała się do niej starannie, ściągając jedną ze swoich mioteł ze ściany i odświeżając ją, aby nadawała się do lotu. Cóż od dawna nie wsiadała na swojego Yajirushi dlatego też wymagał on od niej uwagi. Co prawda wszystkie miotły poddawała systematycznej konserwacji, ale przed każdym lotem musiała poświęcić jeszcze nieco czasu, aby upewnić się czy aby na pewno znajdują się one w idealnym stanie.Dopiero wtedy mogła stawić się w okolicy kamiennego kręgu, zwyczajowym miejscu Walsha do urządzania lekcji. Oczywiście, że mężczyzna znajdował się już na miejscu. Uśmiechnęła się delikatnie na jego widok, ale ograniczyła się jedynie do skromnego pomachania mu ręką na przywitanie. Lepiej chyba było nie podchodzić, aby nie straszyć go wyglądem. W końcu od czasu, gdy księżyc zniknął z nieba nie była w najlepszej formie. Ba, czuła się okropnie i wiedziała, że to po niej widać, bo bezsenność i ogólne osłabienie wyczerpywały ją do cna. Dopiero , gdy już otrzymali jasne instrukcje odnośnie tego, co mieli zrobić, przełożyła nogę przez miotłę i uniosła się na odpowiednią wysokość. Cóż podciąganie się było jej dobrze znane i już dawno stwierdziła, że warto będzie je poćwiczyć. Cóż spadek formy nie był aż tak widoczny w jej przypadku. Być może była to zasługa eliksirów, którymi jakiś czas temu ją naszprycowano. Chyba jeszcze jakoś się jej trzymały i sprawiały, że dzięki temu była w stanie wykonać wykonać podciągnięcia. Co prawda tylko raz udało jej się przesadzić miotłę i siąść na niej, ale cóż... nie można w końcu mieć wszystkiego od razu.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Siły na zajęcia: 1-1 (za okoliczności) = 0 \o/ Miotła: własna (+7 GM) Okoliczności:6 i 1 Wykonanie ćwiczenia II próba - 65+25 = 90 / III próba - 96+10 (za okoliczności)+25 = 131 Użyte modyfikatory Zawodowy gracz (+10), członek drużyny (+10), własna miotła (+5),
Jak się szybko okazało, nie tylko czerwona miotła stroiła dziś fochy. Robił to również jej żołądek. Może to jedzone w biegu śniadanie? A może fakt, że zbliżał jej się okres? Pięć okrążeń wokół kręgu i jedno podciągnięcie. Tyle wystarczyło, by z miejsca ją zemdliło, a kiszki zaczęły się skręcać jak głodne węgorze. Czuła jak ślina zbiera jej się w ustach, a łzy w oczach. Mimo to podciągnęła się dzielnie i usiadła na miotle. A następnie ponownie się opuściła. Nimbus chyba wiedział, że z jego Panią jest coś nie tak, bo nagle stał się bardziej spolegliwy. Ba, miotła wisiała nieruchomo, ułatwiając jej trzecie podciągnięcie. A więc podciągnęła się, jednak było to pyrrusowe zwycięstwo, gdyż zawartość żołądka podjechała jej do gardła.
- Przepraszam na chwilę… – rzuciła do nauczyciela i nie czekając na odpowiedź, zaparła się o podnóżek i wystrzeliła w siną dal, bo niewiele brakowało, żeby zobaczyła liska z bliska. Dopiero z dala od Josha i innych, mogła w spokoju zwrócić zawartość żołądka w losowych krzaczkach. Oddychała ciężko przez długą minutę, otarła jeszcze usta rękawem miotlarskiej szaty, przepłukała je wodą z różdżki i nieco odświeżona wróciła na miejsce. Wciąż jednak czuła się podle i miała w tym momencie zerowe chęci na kontynuowanie zabawy. O ile zabawą można było nazwać rzyganie po krzakach.
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Pon 9 Maj - 22:35, w całości zmieniany 1 raz
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Siły na zajęcia: 5!+1=6 Miotła:szkolna Przerzuty: 1/1 Okoliczności:1, 4, 5 Wykonanie ćwiczenia 23+15=38, 58-5=53, 20+5=25 Użyte modyfikatory +5 za nastrój
Cóż bądźmy szczerzy, że akurat Huang nie należała do największych entuzjastów Quidditcha choć oczywiście nawet lubiła tę grę. Najważniejsze jednak było, że do Hogwartu powrócił uwielbiany przez wszystkich nauczyciel. Cóż oby tylko tym razem zagrzał tu już na stałe, a przynajmniej do końca jej nauki, bo potem to... no już nie wielką jej różnicę będzie robiło to zostanie, a kto odejdzie z kadry. Oczywistym był również fakt, że z powodu nieposiadania własnej miotły skazana była na to, by korzystać ze szkolnych zasobów, które do najlepszych jednak nie należały. W końcu bądźmy szczerzy, nawet najlepsze modele dostępne na rynku, które przechodziły z rąk do rąk i nie miały stałego właściciela raczej nie mogły należeć do sprzętów szczególnie zadbanych. Stawiła się o wyznaczonej porze w pobliżu kamiennego kręgu, a następnie wysłuchawszy uwag nauczyciela stwierdziła, że pora zabrać się za wykonywanie ćwiczeń. Problem był tylko taki, że jako osoba nie bardzo obeznana z miotlarstem miała pewne problemy z tym, aby wykonać podciągnięcia. W końcu hej, jak już grała to głównie jako pałkarka więc to jej zadaniem było sprawianie, żeby to inni się podciągali na miotłach, próbując z nich nie spaść. Szło jej raczej... przeciętnie. Przynajmniej sama by tak powiedziała. Nie były to jakieś zasługujące na nadmierną pochwałę wyczyny, ale chociaż potrafiła jakoś zgiąć ręce i minimalnie podciągnąć się na wiszącej w powietrzu miotle nawet jeśli nie była w stanie przesadzić przez nią nogi. Chociaż trzeba przyznać, że czekoladowy znicz, który jej się trafił dodał jej nieco energii i nastroju na podjęcie kolejnych prób.
Eugene 'Jinx' Queen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne i mniej drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
To nie tak, że mam zły humor - tak naprawdę całkiem dobry, ale jednocześnie wiele jest we mnie dziś lekceważenia. Kiedy wstaję tego poranka i widzę w planie zajęcia z miotlarstwa, to myślę sobie, że po przegranym meczu ze Slytherinem te zajęcia są mi totalnie zbędne. I tak już nikogo nie obchodzi, kto zajmie trzecie i czwarte miejsce. I tak do następnego sezonu zdążę trzy razy stracić i odzyskać formę. Gdy więc siedzę sobie beztrosko w Wielkiej Sali i zajadam skrzacimi przysmakami do sytości, robię to z myślą, że potem pójdę poleżeć na trawce na błoniach. Moje postanowienia zostają zrewidowane przez entuzjastycznych miotlarzy, którzy przypominają mi, że tym razem przecież mają odbyć się zajęcia z Profesorem Walshem, który powrócił do Hogwartu jak dziecko marnotrawne. Trochę za późno dla mnie, żebym przyszedł odpowiednio przygotowany, ale wierzę, że spacer po drużynową miotłę, pozostały czas do rozpoczęcia się zajęć oraz czas mojego spóźnienia sumarycznie dadzą odpowiednią ilość minut, abym zdążył poczuć się nieco lżej po posiłku. Może zresztą to nawet lepiej, żebym teraz poćwiczył. Bo zresztą, co to tam takie rzucanie do siebie piłkami albo nawet gonienie za zniczem. Problem pojawia się już jednak dość szybko, bo okazuje się, że nie spóźniam się na tyle, aby ominąć rozgrzewkę. Wzdycham ciężko, ale posłusznie truchtam te pięć kółek, oczywiście nie forsując się za mocno, więc co trochę czasu muszę dodatkowo puścić mimo uszu pogonienie przez Profesora. Niby były Puchon, a jednak bez serca... Sceptycznie spoglądam też na akrobacje prezentowane przez nauczyciela. Normalnie byłbym pierwszym, który zerwałby się do próbowania tej sztuczki, teraz jednak czuję jak w moim brzuchu się przelewa, a ja pewnie po tym śniadaniu też ważę z kilogram więcej. To totalnie nie jest dobry pomysł. Nie mam jednak wielkiego wyboru, więc staram się po prostu jak najszybciej osiągnąć sukces; dłuższe mocowanie się jedynie obdarłoby mnie z sił. Pierwsza próba przychodzi mi zaskakująco prosto i wiem, że zawdzięczam to także wyjątkowej stabilności miotły, która zdaje mi się pomagać - ledwo się ześlizguję, a już zaraz siedzę na niej ponownie. Przy drugiej próbie chyba gubi mnie buta; chcę za szybko, za energicznie, zbyt gwałtownie, przez co wytrącam miotłę z równowagi i sięgam jedynie czołem do trzonka. Trzecia próba jest znowu udana... cóż, tak mi się wydaje, gdy spinam się i siadam tryumfalnie ponownie na miotle. Moje zwycięstwo nie trwa jednak długo. - Och, kurw- sorry - mamroczę, nie zlatując bezpiecznie, a bardziej zeskakując z wysokości, bo czuję jak mdłości się nasilają. Kwas podchodzi mi do gardła i mam tylko krotką chwilę by dopaść do trochę wyższej trawy i tam puścić eleganckiego pawia. Jeżeli pogłoski o zamieszkujących to miejsce duchach są prawdziwe, to bardzo im współczuję tego nowego elementu wystroju. No ale przynajmniej teraz mi trochę lżej...
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Siły na zajęcia: 5 -> 6 Miotła: własna - błyskawica doskonała +6GM Przerzuty: dwa były i dwa wybyły (24 + 6 = 30) Okoliczności: 5, 2, 6 Wykonanie ćwiczenia154+20=74, 1832+20=52, 21+20=41 Użyte modyfikatory + 5 za nastrój, +5 za swoją miotłę, +10 za bycie w drużynie
Ostatecznie przed tym jak zaczął się trening, zdążył szybko uścisnąć profesora. Dobrze że do nich wrócił, chociaż lekcje z Brandon też nie były aż tak złe. Szczerze to miał nadzieję że dziś dostaną mały wycisk na treningu. Wciągnięcie się na miotłę po opuszczeniu się z niej wydawało się czymś co naprawdę może się im przydać na przykład w sytuacji kiedy tłuczek by go strącił. No i przede wszystkim całkiem lubił podciąganie. Nie było łatwo bo jego miotła nienajlepiej reagowała na to jak zaczął się podciągać i zaczynała się niebezpiecznie chwiać. Na szczęście nic złego się nie stało, a nawet za pierwszym razem podciągnął się na tyle żeby mieć głowę nad trzonkiem. W pewnym momencie nawet do paszczy wleciał mu czekoladowy złoty znicz, którego odruchowo pożarł. Nawet się nie zastanawiał skąd się wziął, tylko dalej kontynuował ćwiczenie. No i później go zemdliło nieco i puścił rzyga. Psy jednak nie reagują najlepiej na czekoladę... Albo to dlatego że zjadł całkiem sporo?
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Siły na zajęcia: 6! + 1 = 7! Miotła: własna Przerzuty: 3/6 Okoliczności:2 | 5 | 2 Wykonanie ćwiczenia:84 + 30 = 114 | 60 → 59 → 89 + 30 = 119 | 39 → 89 = 119 Użyte modyfikatory: +5 do k100 za nastrój | +5 do k100 za własną miotłę | +10 do k100 za bycie członkiem drużyny | +10 do k100 za bycie zawodowym graczem [razem +30]
— Nie ma co do tego wątpliwości, profesorze — odparł uniósłszy przy tym kącik ust, by następnie skinieniem głowy podziękować za gratulacje. — Włożyłem sporo wysiłku i serca, żeby postawić tą drużynę z powrotem na nogi. — Nieskromnie mówiąc okazał się po prostu odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu, dzięki czemu Slytherin z samego dna wzniósł się na sam szczyt. W oczekiwaniu na rozpoczęcie oparł się nonszalancko o jeden z menhirów, swoją Błyskawicę lokując obok. Na rozpoczynającej rozgrzewce i tak nie miała być mu potrzebna, jak się zaraz okazało, gdyż Joshua zarządził kilka okrążeń slalomem wokół kamieni. Bieg był całkiem przyjemnym wstępem; rudzielec nie forsował się, ale i tak zdołał utrzymać przez całość ćwiczenia mocne tempo, utrzymując się przy tym w czole stawki. Po biegu pozwolił sobie jeszcze na kilka lekkich ćwiczeń rozciągających, kiedy Walsh tłumaczył cel i przebieg pierwszego zadania. Podciąganie się na miotle nie było niczym czego by już nie ćwiczył we własnym zakresie, była to w końcu całkiem przydatna umiejętność; no i ćwiczenie samo w sobie dobrze robiło na mięśnie. Zanim wskoczył na miotłę zdjął jeszcze koszulkę żeby swoją obnażoną klatą przyciągnąć więcej osób na zajęcia dla nieco większej wygody oraz swobody, licząc na to, że nikogo tym nie zgorszy. Zawisł na Błyskawicy na wysokości około dwóch metrów i zsunął się, trzymając się rączki samymi dłońmi. Miotła przy tym manewrze nieco się obróciła, co sprawiło, że promienie słoneczne świeciły mu prosto w twarz. Obrócenie w obecnej pozycji nie wchodziło w rachubę, więc musiał zacisnąć zęby i spróbować zignorować tą lekko irytującą niedogodność. Mimo wszystko nie stanowiło to jakiegoś dużego utrudnienia i ostatecznie bez większego problemu podciągnął się i usiadł z powrotem na Błyskawicy. Poprawił trochę swoje położenie, żeby słońce go znów nie oślepiło i już miał się zsunąć ponownie, gdy wokół jego głowy… zawirował złoty znicz. A dokładniej rzecz ujmując – imitująca go czekoladka, którą oczywiście zgarnął bez zawahania. Nie było w końcu opcji, żeby sobie odmówił czegoś słodkiego! Zwłaszcza, że jeszcze samo do niego przyleciało, więc aż grzech byłoby nie skorzystać. Odpakował łakoć i wrzucił ją sobie do ust, a papierek upchnął do kieszeni nim w końcu przeszedł do drugiej próby, która okazała się równie udana co pierwsza – w jego wykonaniu to ćwiczenie mogło wyglądać wręcz na banalnie proste, gdy bez jakiegoś zauważalnego trudu z powrotem znalazł się na miotle. Błyskawica musiała dziś mieć jakieś humorki czy coś w tym guście, bo przy trzecim podejściu znowu delikatnie się obróciła, kiedy się z niej zsuwał, przez co ponownie został częściowo oślepiony przez poranne słońce. Irytowało to, fakt, ale raz jeszcze nie okazało się żadną przeszkodą w wykonaniu ćwiczenia, więc i tym razem dość sprawnie wciągnął się na swój sprzęt zamiatająco-latający.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Obserwowanie, że niektórzy studenci naprawdę czekali na jego powrót, że cieszyli się z zajęć, jakie przeprowadzał, było na swój sposób rozczulające. Wystarczające wynagrodzenie za podjętą, ostateczną już, decyzję. Nie było jednak czasu na sentymenty, a prędzej na wycisk serwowany miotlarzom. Uśmiechał się lekko pod nosem, kiedy obserwował ich zmagania z miotłą. Widać było, kto już miał styczność z podobnymi manewrami, kto zdecydowanie lepiej panował nad swoją miotłą. Zastanawiał go stan Violi, która choć uśmiechnęła się do niego, wyglądała raczej kiepsko. Jednak jej zdolności świadczyły o raczej dobrej formie, więc ostatecznie pokiwał lekko głową, nie zamierzając póki co dopytywać, czy coś jest źle. W końcu każdy mógł czuć się gorzej przez brak księżyca i związane z tym anomalie, a już szczególnie, jeśli jego zainteresowania wybiegały dalej niż tłuczek w czasie meczu. Julia zdecydowanie także stanęła na wysokości zadania, pokazując, że zawodowstwo jednak popłacało. Zdumiał się, widząc jak dziewczyna odlatuje dalej, przepraszając krótko. Patrzył w ślad za nią, zastanawiając się, czy zapomniała się przy śniadaniu i zemdliło ją, czy zwyczajnie mogło chodzić o coś innego. Jakkolwiek nie czuł się zmartwiony jej stanem, nie mógł po prostu lecieć za dziewczyną, obserwując pozostałych. Szczęśliwie wkrótce Brooks wróciła do kręgu, uspokajając tym profesora. Nie była jedyną, której zebrało się na wymioty, co w pewnym stopniu bawiło Josha, Obserwował Gryfona, który dawał sobie całkiem dobrze radę, nie będąc w żadnej z zawodowych drużyn, o ile dobrze Walsh pamiętał. A jednak również i on pochylił się nad trawą. Profesor jedynie pokręcił lekko głową, decydując się robić im w przyszłości zajęcia w czasie śniadania, przykazując, aby jedynie napili się wody przed nimi. Wtedy co prawda musiałby jeszcze zadbać o coś do jedzenia po zajęciach dla nich, ale podejrzewał, że skrzaty domowe z chęcią przygotują odpowiednie przekąski. Zmarszczył nieznacznie brwi, widząc pozostałych Gryfonów. Widział, że pannie Huang szło raczej gorzej niż lepiej, przez co zastanawiał się, czy poradzi sobie przy kolejnej części zajęć. Tak samo Drake, zdaniem Walsha powinien potrafić lepiej panować nad miotłą, ale ostatecznie każdy mógł mieć rankiem gorszą formę. Uznał, że nie będzie zwracał na to jeszcze uwagi, przyglądając się im bardziej w następnej części zajęć. Od Fitzgeralda nie mógł spodziewać się czegoś gorszego, niż to pokazał i z powodu tego Ślizgona nie mógł doczekać się kolejnego ćwiczenia. Choć jednocześnie musiał przyznać, że rozbawił go widok chłopaka bez koszulki (dop. aut. <333333). Z drugiej strony w dalszej części zajęć mogło okazać się dla niego również wygodne, więc Josh nie komentował tego. - No dobrze, to można powiedzieć, że rozgrzaliście się odpowiednio i sprawdziliście swoją kondycje na dziś. Teraz przechodzimy do odrobinę większych akrobacji, więc proszę was o ostrożność. Jeśli nie będziecie w stanie czegoś zrobić, zrezygnujcie, albo poproście o pomoc – zaznaczył stanowczo, nie chcąc widzieć połamanych kończyn na pierwszych zajęciach po powrocie. Na kolejnych, w jego ocenie, będą mogli próbować się łamać. - Wskakujemy ma miotły i znów wznosimy się na tę samą wysokość, co wcześniej. Niezależnie od tego, na której gracie pozycji, zdarza się, że albo musicie unikać tłuczka, zderzenia z przeciwnikiem, albo chcecie nagle odebrać komuś kafla, odbić tłuczka, złapać znicz w mniej typowy sposób – zaczął mówić, gestykulując przy tym żywo, aż nagle odwrócił miotłę zwisając z niej głową w dół. - Z tej pozycji również możecie odbić, albo przejąć piłkę. Macie więc odwrócić się na miotle i puścić ją rękami. Trzymacie się mocno nogami. Sięganie dłońmi do ziemi i podciągacie się w górę. Chwytacie drążek dłońmi i puszczacie nogi, zwisając z miotły, jak przy poprzednim ćwiczeniu. Podciągacie się i siadacie na miotle. Poproszę tak z pięć powtórzeń! Kto czuje, że sobie nie poradzi, ma mnie wołać, wtedy pomogę – wyjaśnił zadanie, pokazując samemu, co należy robić, dając w końcu sygnał do rozpoczęcia ćwiczeń.
KOSTKI – ETAP II, termin pisania to 20.05 krótki termin, bo jednak nas mało… takie kameralne zajęcia
Modyfikatory – pozostają bez zmian, miejcie coś z życia zawodowcy Przerzuty – jeśli ktoś wykorzystał dostępne mu przerzuty, może poprosić o pomoc Walsha wówczas przysługuje ci jeszcze jeden przerzut, ale proszę wyraźnie zaznaczyć to w poście.
Litera zwis i dotknięcie trawy A, B, C – coś poszło nie tak i zamiast zatrzymać się głową w dół, zrobiłeś wpierw cały jeden obrót, co nieznacznie cię skołowało, sięgnięcie trawy stanowiło przez to wyzwanie, ale poradziłeś sobie (-10 do k100) D, E, F – o ile odwrócenie się na miotle nie stanowiło problemu, tak z jakiegoś powodu nogi nie chciały cię dziś słuchać i ledwie dotknąłeś trawy, jedna noga zsunęła ci się z miotły, podnosząc się szybko nie zwróciłeś uwagi na miotłę, destabilizując ją (niezależnie od wyniku k6 musisz ją przerzucić – nie możesz wyniku przerzucić drugi raz wykorzystując własny przerzut) G, H, I – ćwiczenie nie sprawia ci problemu, a może tak spróbować rzeczywiście z tej pozycji przejąć kafla/odbić tłuczek/złapać znicz przy następnym meczu? (+5 do k100) J – przedobrzyłeś przekręcając się na miotle i gdy zdałeś sobie sprawę z tego, że miotła zdecydowanie opadła za nisko, było już za późno – puszczając ręce, aby sięgnąć trawy, głową uderzasz LEKKO o ziemię, musisz się jednak dźwignąć, żeby wykonać ćwiczenie raz jeszcze (rzuć jeszcze raz literą, jeśli drugi raz wypadnie J masz zawroty głowy - nie możesz użyć modyfikatorów do k100)
K6 – okoliczności do podciągania pozostają bez zmian K100 - podciąganie – kości pozostają bez zmian z poprzedniego etapu
Rzucamy jeden raz na post. Wystarczy jeden post na zaliczenie etapu. Więcej postów da nieco więcej punktów dla domu, ale nie jest konieczne do zaliczenia lekcji
Kod:
<zg>Siły na zajęcia:</zg> możesz rzucić k6, albo samemu ocenić gdzie 1 to zupełna niechęć do zajęć, niewyspanie, ogólne złe samopoczucie, a 6 to podekscytowanie, szczęście, wręcz ma cię roznieść z radości <zg>Miotła:</zg> własna (musi być w kuferku), drużynowa (musisz być wpisany w skład), szkolna <zg>Przerzuty:</zg> wykorzystane/dostępne (pkt w kuferku bez sprzętu - wyjątek własna miotła) <zg>Zwis i dotknięcie trawy</zg> rzucamy literą <zg>Okoliczności podciągania:</zg> rzucamy k6 <zg>Wykonanie ćwiczenia</zg> rzucamy k100 <zg>Użyte modyfikatory</zg> wypiszcie, będę wiedzieć jak podkręcić na następne zajęcia
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Siły na zajęcia: 7! + 1 = 8! Miotła: własna Przerzuty: 3/6 Zwis i dotknięcie trawyH [+5 do k100] Okoliczności podciągania: 3 [+1 do nastroju] Wykonanie ćwiczenia 74 + 35 = 109 Użyte modyfikatory +5 do k100 za nastrój | +5 do k100 za własną miotłę | +10 do k100 za bycie członkiem drużyny | +10 do k100 za bycie zawodowym graczem [razem +30]
Czuł się wyśmienicie i absolutnie nawet nie starał się tego ukryć. Naprawdę brakowało mu lekcji prowadzonych przez Walsha, a i zafundowana im całkiem solidna porcja wysiłku to było to, co takie tygryski jak on lubią najbardziej, więc nic dziwnego, że jego już i tak wyborny nastrój jedynie wywindował jeszcze bardziej. Wykonawszy zalecone powtórzenia obniżył pułap i zeskoczył na murawę. Przeciągnął się, by następnie ponownie podeprzeć o jeden z obelisków w oczekiwaniu aż wszyscy skończą i Josh przedstawi im kolejne ćwiczenie. Jako iż nie został w żaden sposób upomniany za świecenie gołą klatą, to na razie wstrzymał się z zakładaniem koszulki z powrotem. Było wprawdzie ciut chłodnawo, jak to rano jeszcze bywa, ale nie na tyle, żeby miało mu to bardzo przeszkadzać. I dobrze, że jej nie zakładał, bo następne zadanie okazało się być dość podobne do pierwszego, ale z jednym dodatkowym elementem, który czynił je znacznie bardziej akrobatycznym. Po wysłuchaniu oraz uważnym obserwowaniu prezentacji w wykonaniu profesora, wskoczył na miotłę i ustawił się na pułapie około dwóch metrów, jak wcześniej. Zgodnie z wytycznymi obrócił się wraz z Błyskawicą do góry nogami i trzymając się pewnie trzonka kończynami dolnymi, puścił górne. Dotknięcie gruntu nie sprawiło mu żadnego problemu (powinien zdecydowanie rozważyć stosowanie tego manewru częściej przy przechwytywaniu kafla), podobnie zresztą jak cała reszta ćwiczenia – płynnym ruchem podźwignął się, by następnie chwycić się miotły dłońmi i tym razem puścić nogi, a zaledwie moment później już siedział z powrotem na Błyskawicy. W jego wykonaniu całość prawdopodobnie mogła sprawiać wrażenie banalnie prostej, ale było ono raczej złudne – w końcu dzięki regularnym treningom pozostawał w szczytowej kondycji.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Siły na zajęcia: 0+2 (bo ryży bez koszulki) = 2 Miotła: własna (+7 GM) Przerzuty: 2/6 Zwis i dotknięcie trawyi Okoliczności podciągania:2 Wykonanie ćwiczenia r69 (nice) + 5 (literka) + 25 (modyfikatory) = 99 Użyte modyfikatory Zawodowy gracz (+10), członek drużyny (+10), własna miotła (+5)
Czuła się fatalnie, choć akurat widok rudego bez koszulki nieco poprawił jej humor. Gdyby tylko tak Josh postanowił wziąć z niego przykład… Niestety, nauczyciel zamiast negliżu, postawił na dalsze ćwiczenia, co było w sumie czymś zrozumiałym. Koniec końców byli na lekcji miotlarstwa, prawda? Dziewczyna jedynie jęknęła głośno, słysząc, co mają zrobić. Doskonale zdawała sobie bowiem sprawę, że przy takich akrobacjach, jej żołądek odwróci się na drugą stronę, jak sweter podczas prania. A to zwiastowała dalsze ozdabianie krzaczków zawartością własnego żołądka. Nie chcąc tego, by reszta była świadkiem jej torsji, nagięła nieco zasady. W czasie, kiedy inni szykowali się do dalszego etapu, ona podeszła do plecaka, z którego wygrzebała różdżkę, aby rzucić na siebie zaklęcie kinetosis. Pomogło, choć nieznacznie, ale wystarczająco, by mogła kontynuować trening. Wkrótce podążyła za resztą. Warunki miała średnie, bo słońce zdawało się na nią uwziąć i waliło jej po oczach, przez co widziała drobne mroczki. Nie przeszkodziło jej to bynajmniej w ćwiczeniu, bo jednak te tysiące godzin spędzone na miotle na coś się zdały. Tak więc podciągała się, siadała, a następnie zwisała z miotły z gracją leniwca, skupiając się na tym, żeby nie spaść i sobie nie zrobić krzywdy. Akurat w tym ostatnim była ostatnią prawdziwą mistrzynią.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Siły na zajęcia: nadal 6 Miotła: własna - błyskawica doskonała +6GM Przerzuty:aktualnie brak | k6 przerzut wymuszony literką Zwis i dotknięcie trawyF Okoliczności podciągania: 3 -> 3 Wykonanie ćwiczenia 30 + 20 = 50 Użyte modyfikatory + 5 za nastrój, +5 za swoją miotłę, +10 za bycie w drużynie
No podciąganie się nie poszło mu niestety najlepiej ale nadal był w miarę pozytywnej myśli. Co innego że teraz mieli zrobić coś co wymagało znacznie więcej finezji, a on niestety do najzręczniejszych osób nie należał, co nie raz było widać. Podczas zwisu udało mu się trawy dotknąć, ale niestety jego noga się ześlizgnęła i niemalże zleciał z miotły, bo ta się zdestabilizowała. Na szczęście udało mu się jakoś na nią wleźć i uspokoić. Nie był z siebie zadowolony i było to trochę widać. Mógł to chyba też zrzucić na to że nadal chyba się nie obudził, a wisząca w powietrzu czarna magia i brak księżyca również się przyczyniły do jego porannej nieudolności.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Siły na zajęcia: 2 Miotła: własna Przerzuty: 0/6 Zwis i dotknięcie trawyE Okoliczności podciągania:6 po literkowym przerzucie Wykonanie ćwiczenia100+25=125 Użyte modyfikatory +10 zawodowstwo, +10 drużyna, +5 własna miotła= +25
Wiedziała, że jej stan może martwić i każdy zdawał sobie z tego sprawę, ale jednak nie chciała przyznawać głośno tego, że jednak nie do końca sobie radziła. Chociaż czasami mogła sprawiać wrażenie, że właściwie było inaczej, bo jednak nawet osłabiona była w stanie robić pewne rzeczy. Nie na długo jednak, bo jak się okazało bardziej skomplikowane manewry na miotle nie mogły się skończyć dla niej dobrze. W sumie samo w sobie ćwiczenie nie poszło jej źle, bo wykonała je poprawnie. Może poza lekkim zdestabilizowaniem miotły i tym, że chyba od ciągłego wiszenia na miotle zaczęło robić jej się niedobrze. Na tym etapie naprawdę trudno było stwierdzić czy był to kolejny skutek zniknięcia księżyca czy faktyczny skutek jej ćwiczeń. Z pewnością jednak jej organizm postanowił się zbuntować po raz kolejny choć tym razem w zupełnie innej formie. Ledwo udało jej się zejść z miotły i podejść do jednego z kamieni, by oprzeć się o niego i na wpół omdlałą wyrzucić z siebie swoje dosyć skromne śniadanie, do którego zjedzenia zmusiła się przed wyjściem z domu. Może lepiej byłoby w ogóle nic nie jeść? Tego nie była pewna. Brzuch bolał ją, targały nią torsje nawet jeśli żołądek nie miał już więcej treści do wydalenia. Naprawdę nie mogła się doczekać tego aż to wszystko się skończy. Tylko o tym mogła myśleć, przytykając spocone czoło do kamiennej płyty.
Eugene 'Jinx' Queen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne i mniej drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
Siły na zajęcia: 3 Miotła: drużynowa Przerzuty: już brak Zwis i dotknięcie trawyG (+5 k100) Okoliczności podciągania: 5 Wykonanie ćwiczenia 28 + 20 = 48 Użyte modyfikatory +10 za drużynę, +5 za miotłę
Jakkolwiek uwielbiam sport i nie jestem osobą, która łatwo się poddaje, to jednak najchętniej dałbym sobie już na dzisiaj spokój; grunt to przecież znać swoje granice i tak dalej. Skoro jednak nauczyciel ogłasza dalsze akrobacje, a wszyscy obecni bardziej lub mniej chętnie się za nie zabierają, to nie mogę się wycofać. Faktycznie czuję się trochę lepiej niż chwilę temu. Pamiętam, że czytałem o tym zwisie niedawno w podręczniku, więc wypróbowanie go pod okiem profesjonalisty to okazja, z której szkoda byłoby nie skorzystać. Gdy znajduję się już na miotle na odpowiedniej wysokości i przymierzam się do wykonania akrobacji, przez chwilę żałuję, że nie wziąłem ze sobą moich uskrzydlonych butów, które w razie czego na pewno uchroniłyby mnie przed drastyczną porażką. Okazuje się jednak, że samo zawiśnięcie nie jest takie trudne. Miotła trzyma się dość stabilnie, a ja z tej perspektywy dostrzegam świat na nowo; to wydaje się być dobrą metodą na pochillowanie po ciężkim dniu. Problem pojawia się, gdy mam się na nowo podciągnąć. Większość sił zużyłem podczas poprzednich prób, a jednak nie chcę się przeforsować i znowu zamartwiać żołądkiem. Zresztą, zaraz rozprasza mnie mały czekoladowy znicz kręcący mi się koło głowy - i jeśli mam do wyboru skończenie zadania lub złapanie tej nagrody pocieszenia, to chyba wiadomo, na co się decyduję.
/przepraszam za taki meh post ale czas mnie goni :c
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Siły na zajęcia: 6! Miotła: szkolna Przerzuty: 0/1 Zwis i dotknięcie trawyD Okoliczności podciągania:2 Wykonanie ćwiczenia94+5=99 Użyte modyfikatory +5 za humor
Może i faktycznie z początku nie zrobiła jakiegoś piorunującego wrażenia na Walshu, ale dopiero się rozgrzewała. Tak, to zdecydowanie był taki przypadek. W końcu była całkiem sprawna fizycznie, bo jednak praca wymagała od niej biegania po lesie i w ogóle wysiłku fizycznego. Po prostu nie przywykła jeszcze do końca do mioteł, które w sumie nie były aż tak do końca nieruchome. Na trzepaku pewnie by zrobiła to wszystko bez większego problemu. Także profesorze, chodź za garaże. Po uzyskaniu kolejnych instrukcji od Josha, który postanowił pokazać im kolejne nieco bardziej skomplikowane manewry, Mulan mogła jedynie wziąć się w garść, postanawiając, że z pewnością tym razem osiągnie o wiele lepszy efekt. I faktycznie choć słońce przy zwisaniu świeciło jej w oczy, a miotła jakoś do końca nie była stabilna to jednak Gryfonka radziła sobie niemalże wzorcowo na miotle. Tu się opuścić, tutaj złapać, tu puścić. Chyba faktycznie musiała jedynie się nieco rozruszać i rozgrzać mięśnie, aby następnie pokazać w pełni na co dokładnie było ją stać. A jak widać była zdolna do wykonywania nawet takich akrobacji miotlarskich!
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Z uśmiechem na twarzy przyglądał się kolejnym zmaganiom dzieciaków, gdy mniej lub bardziej sprawnie radzili sobie z ćwiczeniem. @William S. Fitzgerald jak zwykle skończył ćwiczenie szybciej, sprawiając, że Josh zaczął się zastanawiać nad zwiększeniem trudności swoich zajęć, wracając do mugolskich pomysłów. Zdecydowanie musiał zwiększyć poziom zajęć, aby zawodowcy się nie nudzili i choć nawet między nimi były różnice, domyślał się, że nie zależały one w dużej mierze od intensywności zajęć, co od ogólnego samopoczucia graczy. Z tego powodu widząc, jak @Violetta Strauss wymiotuje, choć uśmiechnął się lekko pod nosem, wiedział, że nie może im odpuścić. Zamierzał od września zwiększyć poziom zajęć. Widział, że @Julia Brooks rzuciła na siebie jakieś zaklęcie, ale wiedział, że nie istniało żadne, które nagle poprawiłoby czyjeś zdolności. Mogły za to uspokoić nudności. Pokiwał lekko głową do własnych myśli, gdy obserwował, jak Krukonce idzie wykonywanie ćwiczeń, zadowolony, że była w stanie dotrwać do końca mimo wcześniejszych wymiotów. Chwilę strachu zapewnił mu @Drake Lilac zwisając na jednej nodze z miotły. Josh ruszył ku niemu, gotów łapać go, żeby się nie połamał. Szczęśliwie Gryfon poradził sobie sam, kończąc poprawnie ćwiczenie. Najważniejsze, że nie spadł z miotły. Podobnie jak jego kolega z domu, @Eugene 'Jinx' Queen, który sprawiał wrażenie nie do końca skupionego na zajęciach, choć gdy Josh dostrzegł błysk czekoladek, nie mógł go winić. Sam z chęcią poleciałby za jednym, pamiętając jak świetny miały smak. @Mulan Huang zaskoczyła go pozytywnie podciągając się sprawnie na miotłę. Wyglądało na to, że rzeczywiście potrzebowała czasu, aby się rozkręcić. Było to coś, co z jednej strony było dobre, gdy przeciwnik mógł ją nie docenić, a przez to przegrać. Josh miał jedynie nadzieję, że dziewczyna nie będzie z tego powodu miała problemów w trakcie gier, pozwalając przeciwnikom na uzyskanie przewagi. Szczęśliwie quidditch był grą zespołową i tam, gdzie jeden z zawodników miał słabą stronę, ktoś inny mógł mieć mocną. - Brawo! Napijcie się wody, odpocznijcie chwilę, zanim wrócicie do zamku. Jestem zadowolony z waszej kondycji, ale… Od nowego roku szkolnego zwiększymy intensywność zajęć. Postaram się dopracować je tak, żeby członkowie zawodowych drużyn nie nudzili się, a pozostali nie mieli zbyt ciężko. Niemniej, dziękuję za dzisiejszą lekcję - powiedział, uśmiechając się szeroko do wszystkich. Zaraz też przypomniał sobie o drobnym szczególe, którym mimo wszystko chciał się z nimi podzielić. Wymienił wpierw spokojnie komu przyznaje ile punktów domu, za zajęcia, chwaląc tych, którym szło zdecydowanie lepiej i zachęcając do dalszych ćwiczeń tych, którzy mieli gorszy dzień. - Nie wiem, czy wiecie. Nasz dawny gajowy, pan O'Connor wrócił również do zamku, ale został teraz profesorem zielarstwa. Czytajcie więc uważnie ogłoszenia, gdyż nie każde dotyczące profesora Walsh będzie dotyczyć mnie - oznajmił z lekkim błyskiem w oku, po czym raz jeszcze podziękował ogłaszając koniec lekcji.
/zt dla wszystkich, chyba że ktoś chce jeszcze podejść porozmawiać to Josh jest do dyspozycji!
5 pkt za post w trakcie etapów, kto napisał więcej, zgodnie z obietnicą, więcej punktów dla domu. Oceny - Josh jest cynamonką i widział, że każdy dawał z siebie wszystko - Powyżej Oczekiwań dla każdego.