Kości / Litery / Przerzuty:4 Kuferek:72 Własny sprzęt: Varápidos (+6) Wykorzystany sprzęt drużyny: kask (+1), ochraniacze (+1), koszulka (+1), kompas (+1) Łączna liczba punktów: 82 Pozostałe przerzuty: 7/8
Chociaż starała się bardzo, nie była w stanie niczym zastąpić tej adrenaliny, która towarzyszyła jej podczas rozgrywek. I właśnie dlatego tak bardzo kochała Quidditcha. Rywalizacja i zabawa, które świetnie ze sobą współgrały - uwielbiała to. Dodatkowo wrzawa widzów na trybunach w tle, dodatkowo zagrzewała ją do walki i nie wyobrażała sobie ich zawieść. Po przejęciu piłki, wiedziała, że nie ma wyjścia i musiała zdecydować się na podanie do Gryfona, który po chwili również został otoczony i wrócił kafla ponownie w jej dłonie. Sprawnie go przyjęła i wystrzeliła ku obręczom, aby szybko rozeznać się która z nich jest jednocześnie najbardziej dostępna dla niej, ale też najmniej w zasięgu O'Connora. Celując w jedną z bocznych poderwała się z miotły, aby wyskoczyć ku górze i stosując Łomot Finbourgha wykonać szarżę na pętle.
Autor
Wiadomość
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
K6:1 Kuferek: 8 Własny sprzęt: nic Wykorzystany sprzęt drużyny: cały set (+10) Łączna liczba punktów: 18 Pozostałe przerzuty: 0/1
Pierwsze odbicie poszło jej naprawdę dobrze. Tak dobrze, że o mało co zapomniała, jak bardzo nienawidzi tu być i jak bardzo tym sportem gardzi. Niestety "prawie" Robi ogromną różnicę i krążąc nad boiskiem, szukając okazji do ponownego wykazania się, ta gorycz ponownie zrodziła się w jej rudym sercu. W końcu jednak nadszedł ten moment. Irv zauważyła pędzącego tłuczka i puchona, który idealnie nadawał się na cel. Zamachnęła się więc pałką i posłała żelazną piłkę prosto w Mościckiego. Niestety, cel nie był perfekcyjny i tłuczek nie dotarł tam, gdzie dziewczyna by tego chciała. Mogła jedynie przekląć w myślach i skupić się na dalszej rozgrywce.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
K100 i litery: 2>2;4, J>A (łącznie 2 przerzuty na znicza); 48 Kuferek: 40 Własny sprzęt: koszulka, kask, ochraniacze, rękawice, gogle, błyskawica (+11) Łączna liczba punktów: 51 Pozostałe przerzuty: 2/5
Kręcę się teraz po drugiej stronie boiska, gdzieś bliżej naszych pętli, gdzie mam całkiem niezły widok na wszelkie akcje. Akurat puchoni zdobywają wtedy pierwsze punkty w tym meczu, no ale chyba nie ma co się dziwić, skoro rzuca taka Ola. Odrywam wzrok od kafla i poprawiam gogle, żeby na pewno być w stanie zobaczyć błysk znicza, gdyby gdzieś się pojawił. Standardowo obczajam co robi Narcyz i robię powolne pętle nad boiskiem, starając się mieć oczy naokoło głowy.
Narcyz Bez
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : Wiecznie goszczący na ustach uśmiech, twarda angielska wymowa z wyraźnymi końcówkami
K6:4,2 przerzucone na 3 K100 i litery: 4 i J Kuferek: 9 Własny sprzęt: Błyskawica (+6) Wykorzystany sprzęt drużyny: Kask, rękawice, gogle, kompas, zestaw ochraniaczy, koszulka (+6) Łączna liczba punktów: 21 Pozostałe przerzuty: 0/2
Słyszę, jak tłum podrywa się w radosnym wiwacie równocześnie z tym, kiedy wreszcie udaje mi się pochwycić spojrzeniem złoty błysk; chcę wykorzystać to, że gol mógł rozproszyć moją przeciwniczkę, więc obniżam się nieco na miotle, by przyspieszyć lot i jako pierwszy dopaść do skrzydlatej piłeczki. Zdecydowanie jednak odwykłem od tego, jak zwinna jest i jak szybko potrafi zmieniać kierunki. Ledwo udaje mi się zrobić zwrot przed zderzeniem z innym zawodnikiem, a kiedy się odwracam, piłeczki już dawno nie ma w okolicy. Marszczę nos niezadowolony, ale uspokajam się, widząc że Sophie także na razie daje się wodzić za nos.
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
K6:2 (po 3 przerzutach) K100 i litery: (tylko dla szukających) Kuferek: 66 +1* = 67 pkt. Własny sprzęt: „Błyskawica” z leszczynowymi witkami z goblińskimi obręczami (+7 GM), Sportowe rękawice (+1 GM) Wykorzystany sprzęt drużyny: Kask (+1 GM), Gogle (+1 GM), Kompas (+1 GM), Ochraniacze (+1 GM), Koszulka Quidditchowa (+1) Łączna liczba punktów: 67+13=80 pkt. Pozostałe przerzuty: 1/8 *Runa Algiz
Co tu dużo mówić, dobra passa musi się kiedyś skończyć. W wypadku Ignacego jej kres dobiegł w momencie, gdy William z drużyny Slytherinu wziął sobie za punkt honoru, aby wbić żółtym gola. Puchon robił co mógł, aby go powstrzymać, ale po prostu był zbyt wolny. Przedłużający się mecz zaczął dawać mu się we znaki i koniec końców wpuścił gola... Eh, może tą stratę jednak da się jeszcze nadrobić?
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
K6:3 Kuferek: 4 Własny sprzęt: - Wykorzystany sprzęt drużyny: cały Łączna liczba punktów: 14 Pozostałe przerzuty: 0/1
Jak do tego doszło nie miała pojęcia. W każdym razie na boisku panowało całkiem spore poruszenie i zamieszanie, a ona jedynie starała się jakoś lawirować między innymi zawodnikami i nie narażać się na tłuczki. Czemu nie zapytała wcześniej na czym ma polegać ta przysługa? Uniknęłaby tej całej sytuacji. Albo i nie... Kafel po raz kolejny trafił w jej dłonie, ale tym razem starała się wykonać szybkie podanie do znajdującej się niedaleko Cassandry. Przy czym 'starała się' jest kluczowym wyrażeniem. Oczywiście jak można się tego po niej spodziewać kafel poleciał zupełnie nie tam gdzie powinien i znalazł się po stronie przeciwników. Takie już jej szczęście.
Debiuty w szkolnej drużynie to nie była wcale taka łatwa sprawa, a jeżeli nie miało się właściwie w ogóle styczności ze sportem w ciągu ostatniego półrocza, cały pomysł brzmiał nieco abstrakcyjnie. Ale na propozycję Nancy nie dało się przecież machnąć ręką i odmówić, zwłaszcza, jeżeli chodziło o szansę zapisania się na kartach historii, a przy okazji spędzenia kilkudziesięciu świetnych minut w doborowym towarzystwie z wizją pysznych wypieków puchońskich królów kuchennego świrowania w ramach nagrody za wysiłki. Tylko, czy aby na pewno należała się jej będzie jakakolwiek nagroda, jeżeli aż tak źle uderzyła tłuczek, gdy już metalowa piłka zbliżyła się do niej i stworzyła okazję do ataku jednego z rywali?
K6: a weź Kuferek: 0 Własny sprzęt: szkolny full! Łączna liczba punktów: 10 Pozostałe przerzuty: 0
May Jupiter Farris
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krótka fryzura, zachrypnięty głos z trudnym do zidentyfikowania akcentem, papieros w ustach, ekscentryczne stroje, dziwaczny manieryzm i wieczny poker face
K6:5 Kuferek: 10 Własny sprzęt: - Wykorzystany sprzęt drużyny: całość Łączna liczba punktów: 20 Pozostałe przerzuty: 0/2
Uśmiecham się lekko, gdy Will trafia do pętli, a ścigająca, która przejmuje kafel od obrońcy natychmiast rzuca mi się w oczy jako kolejne słabe ogniwo. Czaję się na nią i kolejny raz mam rację – jej rzut jest na tyle niezdarny, że mogłaby mi równie dobrze podać. Chcę zawinąć od razu w stronę pętli, ale okazuje się, że kafel był lekko podkręcony, a ja odrobinę źle wymierzam tor jego lotu – wyślizguje mi się z ręki. Przeklinam cicho po hiszpańsku, patrząc, jak piłka wpada w ręce drużyny przeciwnej.
Cassandra Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : włosy przeważnie układają się w fale, farbowane na lato na blond, kolczyki w uszach i pomalowane usta, pierścionki na palcach
K6:6 Kuferek: 0 pkt Wykorzystany sprzęt drużyny: całość sprzętu drużynowego Łączna liczba punktów: 10 Pozostałe przerzuty: 0/1
Nie mogła się przecież tu rozbeczeć. Wtedy łzy zasłoniłyby jej twarz i cały świat stałby się rozmazany, a w takim stanie na pewno nie mogłaby przejąć ani złapać tego kafla. Teraz była święcie przekonana, że nie powinno tu jej być. Przecież przez to, że straciła kafla, mogli przegrać i... I to wszystko będzie jej winą. Nie zniesie tego. Miała nadzieje, że jakiś wredny ślizgon trafi ją tłuczkiem, a ona zapadnie w śpiączkę i już nigdy się nie obudzi! Istniało jeszcze inne rozwiązanie, aby reszta zapomniała o jej haniebnej utracie kafla, a także Cassandra mogłaby z tym żyć, a mianowicie złapanie znicza przez Hufflepuff. Wygrana potrafi zawrócić w głowie i nikt już nie pamięta o niezdarności poszczególnych zawodników. Męczyła się bardzo. Nie miała pojęcia, jak się tu znalazła. No tak musiała się zgodzić na zagranie w meczu. Czy przypadkiem nie zrobiła tego pod wpływem chwili, emocji? Czy ktoś jej przypadkiem nie upił? No cóż, co było, to było, teraz musiała ponieść tego konsekwencje. Miała nadzieje, że niezbyt poważne, chociaż jej psychika już dawno na tym ucierpiała. Wystarczyło, że wzbiła się w powietrze w stroju drużynowym. Teraz brnęła przez boisko, powstrzymując się od płaczu, z zamiarem przechwycenia kafla od ślizgonki imieniem May czy jakiejś tam bo przecież za dużo ślizgonów to nie znała. Śmignęła szybko do pętli, nie miała pojęcia jakim cudem. No i rzuciła. Teraz pytanie było takie czy obrońca węży przepuści jak ostatnia pizda czy jednak nie. Oby to pierwsze.
K6:3 przerzucone na 6 Kuferek: 33pkt Własny sprzęt: rękawice (+1), koszulka (+1), kompas (+1) Wykorzystany sprzęt drużyny: miotła (+4), kask (+1), gogle (+1), ochraniacze (+1) Łączna liczba punktów: 43pkt Pozostałe przerzuty: 0/4
Nie mógł sobie wybaczyć tego, że puścił tego gola. A, że akcja na boisku toczyła się w miarę spokojnie, rozpamiętywał przez chwilę moment rzutu Aleksandry, próbując dostrzec co takiego zrobił nie tak i jak mógł uniknąć tego błędu, który popełnił. Jednak nie było mu dane analizować tej chwili zbyt długo, bo zaraz tłuczek przeleciał metr od rączki jego miotły i oprzytomniał. Powiódł wzrokiem za dynamicznym ruchem graczy, którzy śmigali po boisku, aby w końcu spośród nich wyłoniła się dziewczyna o kręconych włosach, która trzymała pod pachą kafla. Od razu zmobilizował się i wycofał ku pętlom, aby uważnie obserwować poczynania Puchonki, a kiedy zaatakowała, momentalnie ruszył za piłką. I ostatecznie ją przechwycił. I tym razem znowu dał radę.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
K6:4 – podanie Kuferek: 156 Własny sprzęt: Błyskawica (+6), koszulka (+1), kompas (+1), gogle (+1), rękawice (+1), różdżka (+5) Łączna liczba punktów: 171 Pozostałe przerzuty: 17/17
Wyrzucił pięść w górę w geście radości, kiedy rzucony przezeń kafel wyminął obrońcę Puchonów i przeleciał przez jedną z pętli, dzięki czemu na tablicy widniało teraz 10:10. Wyglądało to już lepiej niż wcześniej, choć jeszcze lepiej byłoby, gdyby przewaga była po ich stronie, ale do tego jeszcze mają szansę dojść. Kafel po podaniu od Mościckiego zaczął dość dynamicznie zmieniać swoich właścicieli – najpierw znalazł się w dłoniach puchońskich, potem trafił do ślizgońskich, by niestety moment później znów powrócić do Borsuków. Ich akcja na szczęście zakończyła się fiaskiem dzięki niemal niezawodnej obronie Sinclaira. Przejął od niego kafla, ale nie zdążył ulecieć z nim zbyt daleko, kiedy zrobiło się zbyt gorąco, żeby był w stanie bezpiecznie kontynuować. Odszukał więc wzrokiem May i kiedy tylko znalazła się na dogodnej pozycji wykonał do niej podanie.
May Jupiter Farris
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krótka fryzura, zachrypnięty głos z trudnym do zidentyfikowania akcentem, papieros w ustach, ekscentryczne stroje, dziwaczny manieryzm i wieczny poker face
K6:1 Kuferek: 10 Własny sprzęt: - Wykorzystany sprzęt drużyny: całość Łączna liczba punktów: 20 Pozostałe przerzuty: 0/2
Trochę się dziwię, że ścigający puchonów w ogóle są w stanie wystosować jakiekolwiek strzały na naszych pętli, bo z całej trójki tylko jedna nie wygląda, jakby była tu kompletnie z przypadku. Na szczęście Lucas czujnie broni i podaje kafel do Willa, który natychmiast przerzuca go do mnie i... znowu wypuszczam go z rąk, próbując zbyt gwałtownie pomknąć na połowę przeciwnika. Zduszam w sobie rosnącą irytację, wypuszczając powietrze z płuc przez usta i ustawiam się z powrotem na wyjściowej pozycji. Będę musiała to wybiegać.
K100 i litery: 6 i 5>1>6 Kuferek: 40 Własny sprzęt: koszulka, kask, ochraniacze, rękawice, gogle, błyskawica (+11) Łączna liczba punktów: 51 Pozostałe przerzuty: 2/5
Gol rzeczywiście na chwilę odwraca moją uwagę, ale dosyć szybko orientuję się, że Narcyz coś widzi, więc rzucam się za nim w pogoń. Zdaje się, że ma ten sam model miotły co ja, więc wcale nie jest tak łatwo go doścignąć. Szybko jedna okazuje się, że znicz gdzieś znika, więc posyłam mu uśmiech i dalej wypatruję go na własną rękę. Międzyczasie okazuje, że jakaś sprytna pałkarka myśli, że uda jej się mnie zwalić z miotły, ale kiedy tylko widzę, że tłuczek niebezpiecznie zbliża się w mojej stronę to robię zwinny unik. Nie dam się tak łatwo wyeliminować! Skoro znicz już raz się pojawił (a przynajmniej tak twierdził Narcyz) to jest całkiem sporo szansa, że zaraz znowu gdzieś się pokaże, więc czujnie obserwuję otoczenie. I w końcu jest! Tym razem nie może to być tylko przypadkowy błysk, porusza się zbyt charakterystycznie. Nie oglądam się na drugiego szukającego, tylko lecę jak najszybciej, na ile pozwala mi moja Błyskawica i będąc już całkiem niedaleko, wyciągam rękę, żeby go złapać. Bez problemu udaje mi się zacisnąć na nim palce i przez chwilę nie mogę uwierzyć. Mam go! Wygraliśmy! Hamuję gwałtownie i ląduję, trochę czując się, jakbym przez te emocje nie miała się długo utrzymać się na miotle.
Ten mecz z pewnością nie należał to tych, które szły jak z płatka. I chociaż rzadko kiedy takie bywały, to w tym przypadku Lucasowi wydawało się, że cała rozgrywka trwa wieczność. Co chwilę ktoś szarżował na jego pętle, albo celował w niego tłuczkiem, więc taka dynamika gry sprawiała, że trzeba było być czujnym cały czas. Na szczęście po tym jak sam puścił gola, Will wyrównał wynik rzutem w obręcze przeciwników, co Sinclair zauważył dopiero, kiedy rozległa się wrzawa kibiców. I podobnie, zajęty obroną rzuty niejakiej Cassandry, nie dostrzegł też, że jego siostra wpadła na trop znicza. Kilka razy, owszem minęła mu gdzieś, ale po jakimś czasie, zapomniał o śledzeniu jej poczynań, przez co dopiero kiedy usłyszał radość ludzi na trybunach, przeniósł wzrok na Soph. Widząc zaciśniętą między jej palcami skrzydlatą piłeczkę, nie mógł uwierzyć własnym oczom. - Jesteś najlepsza, mała - rzucił do niej, kiedy już się do niej dopchał, gdy już wylądowali na murawie. Z rozciągniętym szerokim uśmiechem na twarzy, uściskał ją, rzucając jej cicho, że jest z niej dumny i ją kocha. Jego mała, wspaniała siostrzyczka.
Wbiła do pokoju wspólnego w eleganckim czerwonym welurowym dresiku, nie mogąc się doczekać reakcji @Murphy M. Murray na paradę atrakcji, które dla niego dzisiaj przygotowała. - No w końcu jesteś - klasnęła w dłonie, bardzo podekscytowana tą małą machlojką. - Słuchaj, zasada numer jeden - niczego nie możesz kwestionować. Wiesz, to niespodzianka i będzie mi przykro, jeśli jakoś niefortunnie skomentujesz moje działania. A po drugie musisz się angażować we wszystko, co się będzie działo. No, to możemy iść! - złapała go za nadgarstek, ciągnąc prosto na boisko do Quidditcha, po drodze opowiadając mu wszystko co wiedziała o ptakach. Stwierdziła, że jeśli będzie mu serwować komunikaty o lataniu, o którym zresztą tak marzył, to może mniej negatywnie podejdzie do lekcji miotlarstwa, na którą go właśnie zabierała. Gdy już widziała na jego twarzy namiastkę zrozumienia co tak naprawdę go czeka, wyszczerzyła się szeroko. - Przypominam, że musisz powstrzymać negatywne komentarze - zastrzegła szybko, zanim się odezwał i zaczął narzekać. - Ale piździ, wytrzymać się nie da - opatuliła się ciaśniej kurtką. - Czas na rozgrzewkę! Nie wiem, poruszaj się, poskacz, pompki porób. Albo pajacyki nakurwiaj, skoro i tak już wyglądasz jak klaun z tym czerwonym nosem. Sama oczywiście nie robiła nic oprócz wesołego chichotania.
______________________
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
en dzień nie różnił się specjalnie od innych. No, może nie licząc faktu, że w końcu opuściła Krucze dormitorium i wróciła do Londynu. Po krótkiej przerwie po lekcjach, zjadła podwieczorek w postaci cateringowego boxa, wypiła kawę, ubrała się w miotlarski sprzęt i z miotłą w dłoni aportowała się do Hogsmeade, aby dolecieć na lekcję miotlarstwa u Patki. - Pani Profesor – przywitała się z nauczycielką niskim ukłonem, szczerząc się przy tym jak głupia. Jak się szybko okazało, nie była pierwszą na zajęciach. Gdzieś z boku już stała dwójka Gryfonów, gotowa do działania.
- Fajny dresik. Podkreśla Twój tyłek – rzuciła do dziewczyny, aby po chwili odezwać się do chłopaka, którego miała okazję pokiereszować w Camelocie. – Hej. Sorry za ostatnie. Naprawdę nie chciałam zrobić ci krzywdy, tylko pomóc – wyjaśniła pokrótce, klepiąc go pocieszycielsko w ramię. I gdy już skończyli pogadanki, skupiła się na rozgrzewce. Wiało strasznie, nie miała więc wątpliwości, że będzie to ciekawa lekcja. Po odstawieniu miotły i zdjęciu kasku, usiadła na ziemi i zaczęła się rozciągać. Rozłożyła nogi w szpagacie i bez zbędnych ceregieli, zaczęła się dokładnie naciągać. Jeżeli cos stanowiło jej przewagę nad innymi, to nie wzrost i muskulatura, a właśnie gibkość, dzięki której mogła sobie pozwolić na więcej, niż reszta.
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Sro 3 Lis - 10:31, w całości zmieniany 1 raz
Murphy M. Murray
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 173
C. szczególne : często chodzi po szkole z rogami lub ogonem, a w chwilach wzmożonych emocji włosy zawsze informują o tym otoczenie swoim kolorem; blizna po ranie ciętej na lewym boku na wysokości pępka
– Jeśli to żart, to naprawdę całkiem niezły – powiedziałem, gdy zorientowałam się, że prowadzi mnie na trening Quidditcha. Naprawdę, doceniałem smaczki tego kabaretowego performensu, wymierzone bardzo celnie, w punkt, kafel w pętli że tak powiem. Ale ten dowcip zgubił mnie faktem, że Marla nie przestawała w stronę tego boiska zmierzać. Zaraz jednak odsłoniła się przede mną kolejna wastwa absurdu tego wspaniałego dowcipu, który mi zaserwowała. – Najśmieszniejsze jest to, że to w sumie było na mojej liście, żeby się nauczyć latać na miotle – zaśmiałem się na głos, chociaż mogła nie zauważyć, bo powiedziałem to tonem bardziej wskazującym na zadumę. W duchu jednak zrywałem boki. W końcu mogłem śmiać się albo płakać. Stwierdziłem jednak, że dam temu najlepszą szansę, jaką miałem jako totalny żółtodziób. Spełnię prośbę Marli. Narzekać będę co najwyżej na długo po tym wiekopomnym wydarzeniu. No może ewentualnie zaśmieję się tu i ówdzie. Podeszła do nas Julia, na widok której bezwidnie pomasowałem miejsce, w które ugodził mnie miecz, ale jednocześnie uśmiechnąłem się półgębkiem. Kiedy skomplementowała Marlę, z braku laku spojrzałem na swój własny dresik, niknący gdzieś w tle przez porównanie z czerwonym welurem. Faktycznie fajny, ten Marli. – Ma fajne suwaki – bąknąłem głupio, aż sam unosząc brwi na swoją nieśmieszność i dodając do rozgrzewki dziesięć pompek za karę. – A, za to dzięki, z głębi serca jestem wdzięczny za próbę ocalenia, miałem ci mówić – powiedziałem, jakby na potwierdzenie przykładając rękę do piersi. To była jedna z tych rzeczy, które jeszcze pamiętałem bardzo wyraźnie, że Brooks rzucała jakieś zaklęcie. Potem dopiero zrobiło się niewyraźnie i sennie. – Ale tak na wszelki wypadek, nie lecz mnie następnym razem, okej? – nie mogę się powstrzymać, żeby nie zażartować. Nie mam jej niczego za złe. W końcu co mam narzekać – stałem tam, cały i zdrowy. Zacząłem bez słowa wykonywać polecenia mojej prywatnej trenerki, zaczynając od pajacyków. – Jaki czerwony nos, o co ci chodzi? – spytałem niewinnie, jednocześnie metamorfomagicznie wzmagając zaczerwienienie i dodając sobie bladości, która podkreślała szkarłat nosa. – Mi jest ciepło dzięki tej rozgrzewce – dodałem, przechodząc do pompek, których pierwsze trzy wykonałem bezbłędnie – patrząc cały cza na Marlę, w czasie gdy moja czupryna czerwieniała, a na policzkach wykwitły niebieskie trójkątne rumieńsce w towarzystwie bardzo szerokiego, czerwieńszego od grzebienia koguta uśmiechu. – Patrz tylko, jaki jestem wysportowany – mówię teraz już z wysiłkiem próbując wycisnąć jeszcze ze trzy pompki. Żeby sobie oszczędzić totalnej kompromitacji, przeszedłem do skłonów, cały czas jednak z twarzą klauna.
Ostatnio zmieniony przez Murphy M. Murray dnia Nie 31 Paź - 11:58, w całości zmieniany 1 raz
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
// don’t mind me, ja jeszcze w czasoprzestrzeni meczowej, na lekcję będę wbijać później!
Było nieźle, naprawdę nieźle. Wystarczyło tylko skupić się na grze samej w sobie, a nie na tym przeciwko komu grają, żeby wszystko zrobiło się jakieś takie… prostsze. Przez większość spotkania koncentrował się na kaflu, więc dość późno zorientował się, że między szukającymi nastąpiło jakieś poruszenie, co musiało oznaczać ni mniej, ni więcej, że złoty znicz pojawił się na horyzoncie, a co za tym idzie – prawdopodobnie byli już na finiszu gry. Tylko na moment zerknął w kierunku Sinclairówny i szukającego Borsuków, żeby skontrolować co się dzieje, by nie tracić kafla na zbyt długo z oka, zwłaszcza, że Farris niedługo po jego podaniu go utraciła na rzecz przeciwników. Nie miało to już jednak żadnego znaczenia. Na krótki moment zapadła cisza, po której trybuny wybuchły wrzawą jeszcze większą niż w momencie przerzucenia kafla przez pętle – z trudem przebił się przez to gwizd sędziego kończący mecz. Rudzielec aż zatrzymał się w powietrzu i rozejrzał za Sophie, która właśnie nurkowała ku murawie, a w jej dłoni… błyszczał znicz. Musiała minąć chwila nim do niego dotarło co to oznaczało. Po raz pierwszy od niemalże dwóch sezonów wygrali, a on nawet nie był w stanie określić tego koktajlu emocji – oczywiście samych pozytywnych – który właśnie wybuchł w jego wnętrzu, kiedy sobie to z pełną mocą uświadomił. Wyglądało na to, że zupełnie niepotrzebnie się niepokoił o to czy są gotowi, bo jak najbardziej byli i właśnie to pokazali. Zeskoczył z miotły jeszcze nim dotknął stopami ziemi, czując jak rozpiera go dzika radość, której nie próbował w żaden pohamować, bo i dlaczego miałby? W końcu wygrali! — Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak szalenie jestem z was dumny, wszystkich bez wyjątku — odezwał się z szerokim wyszczerzem, kiedy już pierwsze emocje opadły, obejmując spojrzeniem całą drużynę, swoją drużynę, by następnie zwrócić się do każdego z osobna, poczynając od ich obrońcy. — @Lucas Sinclair, jak zawsze obrona pierwsza klasa, trzymaj tak dalej. — Klepnął mocno kumpla w plecy. — @May Jupiter Farris liczę na dalszą tak owocną współpracę. — Przeniósł spojrzenie na ich najnowszy drużynowy nabytek, wyciągając w jej kierunku dłoń. Potem jego uwaga powędrowała w stronę @Irvette de Guise. Kiwnął jej głową na znak uznania. — Mogę tylko zgadywać, jak wiele cię to kosztuje, ale dzięki, że znów nas poratowałaś, naprawdę to doceniam. Wreszcie skupił swoje spojrzenie na @Sophie Sinclair, która dziś niekwestionowanie błyszczała dziś najjaśniej, zapewniając im zwycięstwo. — Wiedziałem, że sobie poradzisz, dziewczyno, jesteś do tego wprost stworzona — rzucił w jej kierunku, niezmiennie mając szeroki uśmiech na wargach, by następnie uścisnąć ją po przyjacielsku. Po tym ponownie objął wszystkich wzrokiem. — Idźcie się teraz ogarnijcie, a potem zapraszam was na małą imprezę pomeczową do Hogsmeade, trzeba w końcu należycie uczcić naszą dzisiejszą wygraną, ale więcej szczegółów na ten temat podam później — oznajmił i kiwnął im głową, ale nim sam skierował się ku szatniom zdecydował się jeszcze zahaczyć o przeciwną stronę boiska, gdzie znajdowali się Puchoni, starając się choć odrobinę pohamować rozpierającą go wciąż radość, żeby nie wcierać niepotrzebnej soli w ich rany. Nie miał powodu, żeby to robić, zwłaszcza, że przecież pałał sympatią do borsuczego teamu. — Dzięki za mecz, to był kawał świetnej gry — zwrócił się do @Nancy A. Williams, kiwając jej głową i wyciągając dłoń, żeby wymienić się uściskiem jak kapitan z kapitanem. Nie omieszkał także odszukać @Aleksandra Krawczyk, by móc ją wyściskać. — Byłaś jak zawsze niesamowita, wiesz? Mam jednak nadzieję, że nie weźmiesz tego do siebie, po prostu zrewanżowaliśmy się za zeszły rok. — Uniósł wyżej kącik ust. Skradł Puchonce jeszcze pocałunek nim przyszła pora, żeby się rozejść. Czuł to nieprzyjemne ukłucie, przez które takich strać zdecydowanie nie polubi, oczywiście, ale dziś będzie musiała mu wybaczyć – Ślizgoni wygrali pierwszy raz od długiego czasu, jednocześnie była to również pierwsza wygrana na jego koncie, odkąd został kapitanem, więc chciał się tym odpowiednio nacieszyć. Wprawdzie trochę szkoda, że ich kosztem, ale tak czasem niestety bywa – w Quidditchu zwycięzca mógł być tylko jeden i tym razem byli to oni.
| z/t
The author of this message was banned from the forum - See the message
Wiatr:7 Rozgrzewka (opcjonalnie):4 - 1(za k100 mniejsze od 40) = 3
Przychodzenie na lekcje miotlarstwa nie należało do moich priorytetów i zazwyczaj wszystko co było związane z lataniem omijałem szerokim łukiem. Tym razem dopadł mnie mały kaprys, chęć zobaczenia o jakich grach była mowa. Raczej nie mogłem marzyć o czymś bez użycia mioteł, ale...czasem trzeba zrobić rzeczy na które nie ma się szczególnie ochoty. Nazwijmy to częścią mojego treningu dyscypliny. Ze względu na pogodę ubrałem się typowo jesienno, by dmący wiatr nie wywiał ze mnie całego ciepła. Zaglądnąłem po drodze do szkolnego schowka, wziąłem pierwszą lepszą miotłę i zarzuciwszy ją przez ramię skierowałem się na miejsce lekcji cicho przy tym pogwizdując. Wchodząc na boisko najpierw spojrzałem do góry, obserwując jedną z wysokich pętli-bramek. Ich rozmiar działał na mnie odpychająco, patrząc na nie z dołu czułem się jakbym miał lęk wysokości(którego przecież nie miałem). Poświęciwszy pętli dość mojej uwagi opuściłem głowę i podszedłem do nauczycielki. -Dzień dobry, pani profesor. - przywołałem przy tym lekki uśmiech. Zerknąłem na już obecnych i kiwnąłem głową każdemu z kim wyłapałem kontakt wzrokowy. Słysząc o rozgrzewce we własnym zakresie odszedłem kilka kroków na bok, położyłem miotłę na ziemi i wykonałem jedną ze swoich typowych rozgrzewek, myśląc przy okazji co dobrego będzie dzisiaj na obiad. Wynikiem tego była stosunkowa przeciętność moich ruchów, ale nie mogę powiedzieć, bym podszedł do tego w olewający sposób. Kiedy skończyłem podniosłem miotłę i przystanąłem, kręcąc lekko tułowiem w miejscu, stwierdzając przy tym, ze wiatr wcale jakiś straszny nie był. On mnie po prostu próbował zabrać do domu.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Będąc w szkolnej drużynie quidditcha nie mógł nie przyjść na lekcję miotlarstwa. Zwłaszcza po jego popisie jaki dał na egzaminie gdzie prostą przeleciał niesamowicie szybko, ale na torze przeszkód to już wleciał w dosłownie każdą przeszkodę jako się tylko dało. Cud że szkolna miotła tamto wytrzymała. Wziął ze sobą tym razem jeszcze nową miotłę, którą wysłała mu niedawno ciotka. Błyskawica Doskonała... Widocznie ta fanatyczka mioteł nieco się wnerwiła na to że nie zdobyli pucharu Quidditcha w zeszłym roku skoro postanowiła mu sprezentować coś takiego. Będąc już na miejscu, dostrzegł grupkę znajomych osób do której miał zamiar podejść. No i miał nadzieję że Brooks nie rzuci w niego tym razem termosem. Na dzień dobrzy rzucił też szybkie Aexteriorem żeby ten wiatr go za bardzo nie męczył przed lekcją. No, przynajmniej jego bo pojedynczym zaklęciem nie był raczej w stanie objąć całego boiska. Za to na pewno jakąś bańkę antywiatrową wokół siebie zrobił, z której jak ktoś chciał skorzystać to wystarczy że podejdzie. Oczywiście zaklęcie będzie chciał cofnąć, kiedy Profesor Brandon zarządzi początek lekcji. W końcu muszą nauczyć się latać w taką wichurę, jeśli na przykład podczas meczu taka ich zaskoczy. W międzyczasie rozglądał się jeszcze za osobami które mogły się tu pofatygować.
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Ostatnio dużo się działo, szukałem więc jakiejś okazji, która pozwoli mi się nieco wyluzować, nieco dodać do mojego życia czegoś nowego, nieoczekiwanego. Czym oczywiście nie był Quidditch tak w teorii, ale w mojej głowie był, bo od ostatniego treningu z Morganką już trochę minęło, fajnie więc było ponownie usiąść na miotle i wzlecieć w powietrze. Taką okazją była oczywiście lekcja od Patricii, nauczycielki miotlarstwa, u której chyba jeszcze nigdy nie byłem – za każdym razem jakoś tak się zdarzało, że omijałem te lekcje, a nie było ku temu konkretnych powodów. Tym razem postanowiłem jednak się pojawić, zaciekawiony samą osobą nauczycielki, która podobno kiedyś jakąś gwiazdą w świecie Quidditcha była i dzisiaj była weteranką, która postanowiła swoją wiedzę przelać w młodzież. Spoko, fajna sprawa. Na boisku pojawiłem się w legginsach i długiej bluzie z kapturem, tak więc trochę niestandardowy ubiór, ale w pełni oddający warunki sportowe dzisiejszej lekcji. Byłbym zdziwiony, gdyby akurat na tej lekcji przyczepiłby się ktoś o niemundurkowy ubiór. Na miejscu zobaczyłem parę znanych twarzy, ale skupiłem się na Drake’u, do którego miałem sprawę, nad którą myślałem już jakiś czas temu. - Siemasz Drake! – Przywitałem się, podłapując od niego pomysł z tym wiatrem, który może nie był jakiś totalnie irytujący, ale trochę był, tak więc podobnie jak Lilac, użyłem Aexteriorem na siebie i wyszczerzyłem zębiska w kierunku drugiej żyrafy (choć tej bardziej umięśnionej) Gryffindoru. Po drodze dołączyłem do rozgrzewki, żeby profesor Brandon się nie wkurwiła. - Nie chciałbyś może jakoś po zajęciach w któryś dzień się popojedynkować? Bez spiny, tak dla czystego funu. – Zobrazowałem pomysł, patrząc pytająco na kolegę z dormitorium, ciekaw czy ten się zgodzi. Uchodziliśmy za dwa największe talenty zaklęciowe naszego domu, tak więc taka walka byłaby zdecydowanie ciekawa.
Zza zamkniętych okien pogoda wyglądała wyjątkowo zachęcająco jak na końcówkę października i dopiero po opuszczeniu murów zamku Davies miała okazję przekonać się, jak bardzo była to złudna obietnica. Co prawda słonko bez zmian usiłowało swoimi promykami zniweczyć jesienną aurę, ale wiatr miał zdecydowanie inne plany. W skrócie - urywało łeb, a na otwartej przestrzeni boiska jeszcze bardziej stało się to odczuwalne. Na tyle, że miała problemy z ustaniem na nogach podczas prób rozciągania się w ramach rozgrzewki, a chwilę później jej 'bieg' okazał się dużo bardziej przebieraniem nogami w miejscu. I jakież to było mordercze! - Pani Kapitan. - zwróciła się do profesorki, oddając jej swego rodzaju hołd za zasługi minionych lat (i obecnych, ostatecznie nadal przykładała się do rozwoju kolejnych pokoleń miotłoświrów), choć z pewnością nie wyglądało to tak należycie, jakby chciała, głównie przez wymuszoną walkę z rozwianymi włosami rzucającymi jej się do oczu. Kiedy już udało jej się na powrót je związać, czuła się mniej lub bardziej gotowa do zajęć - nawet mimo rozgrzewki, która wyszła jej trochę na pół gwizdka. Pomachała więc jeszcze do zebranych w pobliżu Gryfonów, a potem zaczęła pilnie przyglądać się temu, jak walka z wiatrem i zasiedzeniem szła jej listopadowym rywalom.
Pogoda była przepiękna - i choć Jess zamiast na miotle wolałaby poszybować na Różoszponce (głównie przez wiatr, hipogryf zdawał się jednak stabilniejszym środkiem transportu aniżeli szkolna miotła), to jednak znalazła się na szkolnym boisku a nie w Exham Priory. Jeszcze zdąży dzisiaj wyciągnąć hipogryfy spod wiaty, żeby rozprostowały skrzydła. Jej samej przyda się trochę ruchu, bo już zdawała się równie zakurzona co książki, które namiętnie ostatnio wertowała. — Dzień dobry Pani Profesor — przywitała się z @Patricia D. Brandon próbując przekrzyczeć wiatr, nieco nerwowo poprawiając okulary i rozglądając się po pozostałych przybyłych uczniach. Sami Gryfoni - dosłownie, bo i Brandonówna była przecież wychowanką domu Lwa. Smith więc chrząknęła dla kurażu, dość niemrawym ruchem pozdrawiając czerwoną rzeszę - po czym przystąpiła do rozgrzewki. Zaczęła się rozciągać - jednak kiedy kolejny podmuch wiatru niemal ją przewrócił na murawę; dobyła swojej różdżki, próbując nie stracić jej tak jak równowagi. — Aexteriorem — mruknęła, otaczając się bańką zaklęcia. W końcu nie musiała zjadać własnych włosów, które nietargane już wiatrem grzecznie pozostawały w kucyku. Tak chroniona urokiem, ponownie zajęła się wykrokami, obmacując jeszcze swoje kieszenie w poszukiwaniu googli, które zapobiegawczo zwinęła z zapasów Ravenclawu. Przezorny zawsze ubezpieczony, w powietrzu różdżką wywijać nie będzie.
May Jupiter Farris
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krótka fryzura, zachrypnięty głos z trudnym do zidentyfikowania akcentem, papieros w ustach, ekscentryczne stroje, dziwaczny manieryzm i wieczny poker face
- Dzień dobry - mówię niedbale do nauczycielki, natychmiast przystępując do rozgrzewki. Lubię wietrzną pogodę - a już zwłaszcza do latania na miotle, kiedy podmuchy każą pozostać w skupieniu przy każdym ruchu. Nie ma dla mnie nic lepszego na relaks od ciężkiego treningu angażującego również głowę, w której nie może być wtedy miejsca na codzienne głupoty. Stopniowo rozciągam wszystkie mięśnie, zaczynajac od górnych partii ciała. Rozglądam się przy okazji za jakąś znajomą twarzą, ale nie zauważam nigdzie Jamesa ani nikogo innego z drużyny, więc koncentruję się w pełni na ćwiczeniach, wykorzystując ten moment na prowizoryczną medytację, poświęcając sto procent uwagi na rozciąganych mięśniach. Wpadam we flow, zewnętrzny świat na chwilę przestaje istnieć.
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Przyszłaby pewnie w swojej standardowej gryfońskiej obstawie, gdyby nie to, że tuż po obiedzie czekały ją obowiązki prefektki i zamiast na leniuchowanie w Pokoju Wspólnym, musiała udać się na dyżur, który był tego dnia wyjątkowo pracowity. Spotkała Irytka, zasmarkanego pierwszaka, który przez psikusy schodów nie potrafił znaleźć drogi do dormitorium i natrafiła nawet na sprzeczkę duchów, która, choć nie była jej problemem, zdecydowanie ją wciągnęła, ostatecznie przyczyniając się do jej spóźnienia. Ano właśnie – no bo była spóźniona. Wpadła do dormitorium jak kula armatnia, przetrząsnęła zawartość kufra, jej zdecydowaną większość wyrzucając na łóżko i w pośpiechu założyła na siebie cokolwiek, co nadawało się do ćwiczeń. Na błoniach pojawiła się więc w wyciągniętym dresie, który zapomniała zostawić w domu w czasie wakacji i założoną tył naprzód koszulką. Gryfoński lew, zwykle dumnie wypięty na piersi, teraz ryczał żałośnie prosto w bluzę – no ale nie miała przecież czasu, żeby to poprawić. — Dzień dobry! — wydobyła z siebie powitanie, któremu towarzyszyła słyszalna i bardzo dobrze widoczna zadyszka. Schyliła się, opierając dłonie na kolanach i stała tak przez moment, aż oddech wrócił do tempa choć odrobinę zbliżonego do standardowego. Bieg w takim wietrze, kiedy zmierzało się w zupełnie innym niż on kierunku był nie lada wyzwaniem. — Marzę o pozwoleniu na latanie na miotłach w Hogwarcie. Albo teleportację — wymamrotała do chłopaka, obok którego się zatrzymała, a którym w momencie kiedy podniosła głowę okazał się być ten student, który dołączył do nich w tym roku. — Tak naprawdę to nie, pierwszaki na nimbusach to byłby koszmar. Musisz robić szersze okrążenia, to lepiej się rozgrzejesz — zagadnęła go wesoło, starając się nie brzmieć przemądrzale, no bo przecież sama nie była bardzo wysportowana i wszystkiego co wiedziała, nauczyła się od Morgan. Zademonstrowała mu zaraz, machając ręką jakby zamierzała zamienić ją w śmigło i korzystając ze sprzyjających warunków, odlecieć w siną dal, zatrzymała ją jednak w górze, kiedy zauważyła Percy'ego i Drake'a. Pomachała do nich energicznie na powitanie i wróciła do ćwiczeń.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Wietrzna pogoda mu ani trochę nie przeszkadzała – musiał być gotów na każde warunki pogodowe; nie wszystkie mecze w końcu odbywały się w śliczne, bezchmurne dni z tylko lekkim zefirkiem w tle. Obecnie i tak nie było najgorzej, bo zawsze mogło dodatkowo zacinać deszczem, a poza rwącym wiatrem mogli się cieszyć całkiem przyjemną aurą podczas dzisiejszych zajęć z miotlarstwa, których rzecz oczywista pominąć ani myślał. Na boisku stawił się w stroju adekwatnym do warunków i po przywitaniu się z obecną już na miejscu nauczycielką powiódł spojrzeniem po zgromadzonych. Ekipa gryfońska była dość mocna, czego niestety nie był w stanie powiedzieć o Ślizgonach, dostrzegając wśród obecnych jedynie @May Jupiter Farris, jego świeżo upieczoną ścigającą, którą pozdrowił swoim zwyczajowym salutem, o ile dziewczyna w ogóle zwróciła na niego uwagę, gdyż wyglądała na zajętą rozgrzewką. Co się oczywiście chwali, odpowiednie rozgrzanie przed wysiłkiem ważna rzecz. Sam nie miał zamiaru próżnować, toteż zgodnie z poleceniem Brandonówny zabrał się także za ćwiczenia rozciągająco-rozgrzewające skupione na poszczególnych partiach mięśni uprzednio odłożywszy cały niepotrzebny mu na ten moment sprzęt na murawę. Postawił na swoją sprawdzoną rutynę treningową, jednocześnie starając się kontrolnie zerkać na to, kto jeszcze zjawia się na zajęciach, licząc oczywiście, że frekwencja Węży – zwłaszcza tych przynależących do drużyny – się poprawi, bo była jeszcze dobra chwila do rozpoczęcia lekcji.