W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
Sama nawet nie zauważyła, jak wiele zmian w jej życiu wprowadziło pojawienie się Dunbara pod tym mostkiem w Hogwarcie. Kompletnie nieświadomie cały czas towarzyszyło jej dziwne przeświadczenie, że za chwilę obudzi się z tego snu i znów będzie tą Larą, która wręcz rozpaczliwie potrzebowała pomocy. Tymczasem dzień mijał za dniem, a ona wciąż miała obok siebie kogoś, kto był w stanie wyciągnąć ją nawet z największego bagna emocjonalnego. Nic więc dziwnego, że nawet teraz, kiedy zwyczajnie miała ochotę kląć na czym świat stoi, siedząc obok Dżemiego, jakoś nie mogła tego zrobić. Bo nagle przestawała widzieć w tym sens. Bo wolała się delikatnie uśmiechać zamiast wprowadzać się w jeszcze większą złość. No i nie ma co ukrywać, jego uśmiech był tak zaraźliwym że nie sposób było przejść obok niego obojętnie. Chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak pozytywny wpływ na nią posiadał. Nadal towarzyszył jej uśmiech na ustach kiedy przedstawiał jej doskonały plan stania się kopią słynnego hrabi. - Raczej nie polecam tych soczewek. Z tego co zauważyłam bardzo łatwo dzięki nim wystraszyć ludzi - na całe szczęście, jego nie wystraszyła, bo dalej dzielnie siedział obok niej. A może to właśnie dlatego że nie mógł obecnie zobaczyć jej oczu? Prychnęła pod nosem na wzmiankę o Irytku. Nienawidziła serdecznie tego gada od momentu, kiedy jej noga pierwszy raz przekroczyła próg zamku. Na samą myśl, że mogła jeść coś, do czego on coś dorzucił, brało ją na mdłości. Już miała rozchylić palce swoich dłoni, aby sprawdzić, o co mu dokładniej chodziło, ale jednak nie było jej to potrzebne. Od razu po słowach przeszedł do czynów, gdzie po chwili z równie wielką gorliwością go całowała, kompletnie nie zwracając uwagi na cały świat wokół nich. Przecież przyzwolenie otrzymali od samego prefekta naczelnego! Grzechem by było nie skorzystać. Jakoś tak instynktownie przesunęła się do niego jeszcze bliżej, całkowicie zatracając w tej cudownej pieszczocie. Co jak co, ale doskonale wiedział, jak poprawić jej nastrój. Odsunął się w końcu, nawet nie wiedząc, dlaczego to robi. Oddech miała mocno przyspieszony, a wzrok wrócił do normalności, co przywitała z nieskrywaną ulga. Złapała dłoń chłopaka i podniosła się z zajmowanego miejsca. - Ruszaj tyłek, miałeś mi pokazać swój autorski taniec - uśmiechnęła się do niego zachęcająco, bo miała dziwne przeczucie, że jeśli, zostaną dłużej w tym miejscu, to skończy się to szlabanem za bardzo nieodpowiednie zachowanie. - A do mnie i sukni się nie przyzwyczajaj - dodała, by pociągnąć go w stronę parkietu.
Bal majowy:
Wielki Bal Majowy
Taniec otwierający
Gdy namiot zamieni się w wielobarwne motyle, na scenie pojawia się zespół, który daje znać, że nadszedł czas otworzyć bal tradycyjnym tańcem Beltane. Pierwsza na parkiecie pojawia się Dyrektor Wang w akompaniamencie samego Ministra Magii, a za nią drepta kochany przez wszystkich Profesor Craine z dyrektorka Mahukotoro. W momencie, gdy wchodzicie na parkiet, wasze stroje wyjściowe zamieniają się w te tradycyjne, które mieliście okazję szyć podczas przygotowań (nie martwcie się, ponownie zmieniają się na wasze szaty galowe, po zakończeniu otwierającego utworu). Z każdą kolejną parą na parkiecie, jeden z użytych do dekoracji kwiatów zakwita, symbolizując obecność tych, których przez Bitwę o Hogwart już z nami nie ma.
Utwór otwierający
Zasady: Do tańców na otwarcie święta zaproszony jest każdy czarodziej, pamiętajcie jednak, że odbywa się on w parach! By wziąć udział w wydarzeniu, każdy musi rzucić kością k6, by dowiedzieć się, co stało się w trakcie układu! Każdy czarodziej, który wziął udział w lekcjach tańca może jednorazowo przerzucić kostkę.
Wydarzenie:
1. Oh nie! Magiczna zamiana stroju nie zadziałała na Tobie! Doskonale wiesz, że miałeś swoje tradycyjne przebranie gotowe, ale magia musiała cię złośliwie ominąć. Musisz tańczyć w swoim balowym stroju.
2. Duchy Beltane musiały stwierdzić, że chyba za szybko przebierałeś nogami, albo po prostu chciały sobie zażartować, bo przy każdym Twoim kroku z ziemi wyrastają nowe pnącza kwiatów i łapią cię za kostki!
3. Zaklęcie faktycznie sprawiło, że na czas tańca pojawił się na Tobie tradycyjny strój z przygotowań. Jednak magia chyba kiepsko na niego wpłynęła, bo zmienił rozmiar. Rzuć k6, liczba parzysta oznacza, że jest trochę za luźny i co chwila musisz go poprawiać w trakcie tańca bo się z ciebie zsuwa. Liczba nieparzysta oznacza, że jest trochę zbyt ciasny i z każdym kolejnym krokiem coraz mocniej rozchodzi się w szwach.
4. Tak pięknie wirujesz w tańcu, że wróżki postanawiają wyróżnić ciebie i Twojego partnera, swoją magią unosząc Was trochę ponad tańczące pary. Chociaż znajdujecie się jakiś metr nad ziemią, nie czujecie niewygody.
5. Duchom Beltane spodobał się Twój taniec, nie tylko to widzisz, ale i czujesz i przeżywasz, gdy Twoje włosy zostają ozdobione całym welonem świeżych, polnych kwiatów.
6. Tańczysz jak natchniony, jakby same duchy tego święta w ciebie wstąpiły! I nie ma w tym aż tak dużo przesady. Ty i Twój partner zaczynacie widzieć wokół siebie migające niczym gwiazdy sylwetki, które tańczą wśród Was i nikt inny zdaje się ich nie dostrzegać. Nie czujesz jednak z tego powodu przerażenia, a letnie ciepło, to dobry omen. Kroki tańca zdają ci się przy nich naturalnie proste, a blask jaki niosą duchy zdaje się z Tobą zostać. Do końca balu twoje oczy świecą się tysiącem gwiazd.
Magiczna moc ognia!
Tradycja mówi, że ogniska, rozpalane podczas obchodów Beltane, nie były stosami przypadkowo zebranych drewienek i chrustu. Ich magiczna moc tkwiła bowiem w odpowiednim przygotowaniu. Trzech ludzi trzykrotnie udawało się, by zgromadzić drewno z dziewięciu gatunków drzew. Dopiero tak odpowiednio przygotowane ogniska płonęły świętym ogniem Beltane. Wydarzenie to trzeba było jednak trochę zmodyfikować, by każdy uczestnik mógł wziąć w niej udział! Na okazję balu użyto zaklęć, by zasadzone specjalnie drzewa były gotowe do ścięcia i stworzenia z nich wielkich ognisk na obchodach. Każdy czarodziej może dołożyć się do tej zabawy i za pomocą zaklęć przynieść jeden z dziewięciu gatunków drewna. Kto wie, może i na niego spłynie błogosławieństwo celtyckiej nocy!
Zasady: Każdy czarodziej, który decyduje się dołożyć własny bal drewna, rzuca kostką eliksiru. Każdy eliksir to inny gatunek drzewa, a co za tym idzie - inne błogosławieństwa lub przekleństwo. By dowiedzieć się, czy moc magicznego ognia była po Twojej stronie, rzuć k6, gdzie wynik parzysty oznacza dar, z kolei nieparzysty - nieszczęście.
Dąb - bełkoczący napój
Parzysta:
po odstawieniu balu na ognisko, czujesz przyjemną sensację w gardle, zupełnie jakbyś jadł najdelikatniejszą z czekolad, a zaraz po tym przychodzi otwartość umysłu. Nie wiesz skąd i w jaki sposób, ale niezależnie od języka, którym ktoś się posługuje, rozumiesz wszystko, do tego stopnia, że nawet szmery zwierząt stają się dla ciebie czytelne. Do końca balu jesteś w stanie używać dowolnego języka jak najlepszy czaroglota! Jeżeli zdecydujesz się wziąć udział w przywoływaniu magicznych istot, ignorujesz rzut kością i sam wybierasz, co przyjdzie.
Nieparzysta:
czujesz dziwną sensację, jakby ogień zajął ci całe gardło jak podczas najgorszego zapalenia. Boli cię krtań i migdałki, dostajesz ataku kaszlu, ale nawet przepicie wodą nie pomaga na ból. Ten znika dopiero po kilku minutach, za to zostawia za sobą ślad - co zdanie mylisz jakieś słowa i mieszasz ich znaczenia. Chcesz powiedzieć jedną rzecz, a wypada jej zupełne przeciwieństwo, lub coś zupełnie niepowiązanego z całym tematem. Oby twój partner był dobry w języku migowym!
Jesion - euforii
Parzysta:
wraz z ułożeniem stosu, czujesz też niesamowicie przyjemne ciepło na ustach, jak po najwspanialszym pocałunku! Aż nie możesz się nie uśmiechnąć! Czyż ten dzień nie jest wspaniały? Śmiech sam formuje ci się w gardle, a ty masz wprost doskonały humor! Odczuwałeś zmęczenie? Całkowicie minęło i nie zapowiada się, by wróciło! Jeżeli dosięgnie cię dowolny negatywny efekt fizyczny na jakiejkolwiek atrakcji podczas balu - możesz go jednorazowo zignorować.
Nieparzysta:
wieczór ledwo co się zaczął, a ty już odczuwasz zmęczenie, jakby przenoszenie tego drewna wyssało z ciebie wszelkie siły. Chcesz się bawić, ale oczy zdają ci się same zamykać. Do końca wieczoru będziesz chodził senny, a jeżeli chcesz wytrzymać i skorzystać z wszystkich atrakcji, lepiej po każdej uwzględnij jakąś krótką formę odpoczynku!
Klon - postarzający
Parzysta:
czujesz ciepło pod czaszką, nie jest to jednak nieprzyjemne uczucie, a przyjemne, jak położenie się na poduszcze. Jeżeli bolała cię głowa, uczucie to przechodzi, a zamiast niego pojawia się olśnienie. Twój umysł otwiera się na wiele tematów, jakby w ciągu kilku minut pochłonął wiedzę wielu ksiąg. Jeżeli zdecydujesz się wziąć udział we wróżeniu, rozpatrujesz tylko wynik pozytywny wylosowanej wróżby.
Nieparzysta:
masz wrażenie, jakby twoja głowa płonęła a migrena rozchodziła się ognistym bólem przez całe twoje ciało, wypalając na nim znaki czasu. Rzuć k6, gdzie każde oczko to kolejne 10 lat, o które postarzyło Twoją postać do końca balu.Postać odczuwa fizycznie wszystkie efekty wylosowanego wieku.
Wierzba - amortencja
Parzysta:
czujesz ciepło w sercu, które aż zaczyna Ci mocniej bić, jakbyś przeżywał zakochanie zupełnie na nowo i ze zdwojoną siłą. Po chwili sama sensacja znika, ale uczucie zostaje i to nie tylko Tobie. Jeżeli przyszedłeś tutaj z partnerem, obydwoje odczuwacie cudowny przypływ miłości, jeżeli twój partner wylosował negatywny wynik tutaj, może go zignorować. Jeżeli przyszedłeś tutaj sam, roztaczasz wokół siebie aż do końca balu nieodpartą aurę kuszącą do flirtowania, roznosząc przy tym zapach amortencji.
Nieparzysta:
wraz z ciepłym uczuciem w sercu czujesz też coś innego, amortencję. Amortencję, która nachodzi cię zewsząd, im bardziej kogoś lubisz - tym mniej ją czujesz. Im bardziej kogoś nienawidzisz - tym bardziej nie jesteś w stanie powstrzymać się przed adorowaniem tej osoby i traceniem dla niej głowy.
Lipa - Gregory’ego
Parzysta:
ogień postanowił podarować ci moc nieodpartej perswazji, aż po samą umiejętność hipnozy. Jesteś w stanie swoich rozmówców tak głęboko przekonać do bycia ich przyjacielem, że są w stanie zrobić absolutnie wszystko dla Ciebie, cokolwiek im nie rozkażesz.
Nieparzysta:
równie silnym uczuciem co przyjaźń jest i nienawiść, nie wiesz dlaczego, ale przyciągasz do siebie gniewne spojrzenia. A może i nie tylko je same? Wybierz postać, która dostanie disadvantage na następnym rzucie - będzie musiała rzucić podwójną kostką i wziąć jej gorszy wynik. Do końca balu wraz z tą postacią stajecie się najbardziej zaciętymi wrogami.
Buk - spokoju
Parzysta:
ciepło, które rozeszło się po Twoich ramionach jak najlepszy masaż zdaje się sprowadzać na Ciebie dużo spokoju. Wciąż chcesz się bawić, jest to jednak dużo większy relaks psychiczny, niż z początku zakładałeś. Wszelkie troski odchodzą w niepamięć, a ty możesz po prostu skupić się na wspaniałym tu i teraz. Jeżeli dosięgnie cię dowolny negatywny efekt psychiczny na jakiejkolwiek atrakcji podczas balu - możesz go jednorazowo zignorować.
Nieparzysta:
czujesz się tak, jakby ktoś zrzucił na twoje barki ciężar całego tego drewna, które dopiero przeniosłeś. Tematy, które chodziły za Tobą w trakcie ostatnich dni stają się dużo bardziej obecne, a Ty sam odczuwasz więcej zmartwień. Rzuć k6 przy każdej próbie pójścia na atrakcję. Wynik parzysty oznacza, że przełamujesz wątpliwości i bierzesz w niej udział. Wynik nieparzysty sprawia, że nie jesteś się w stanie przemóc i musisz zaczekać, aż Twój partner na bal wróci z atrakcji.
Brzoza - felix felicis
Parzysta:
ogień dosłownie Cię pobłogosławił, gdy przechodzić obok jednego z już płonących ognisk, przenosząc swój bal drewna, płomień zatańczył na twojej ręce. Nie oparzył Cię jednak, a zostawił malutki znak iskierki, który zostanie z Tobą do końca dnia. Póki go nosisz, czujesz, jakby żadne nieszczęście nie mogło stanąć na Twojej drodze. Zdobywasz jeden przerzut kostki i wybranie lepszego wyniku na dowolnej atrakcji. Wraz z wykorzystaniem przerzutu znak znika.
Nieparzysta:
- gdy dokładałeś bal do ognia, ten zatańczył na Twojej dłoni, parząc ją boleśnie i zostawiając czarne smagi, które będą widoczne aż do końca dnia. Póki go nosisz, czujesz, jakby widniało nad Tobą złe fatum. Przy następnej atrakcji musisz rzucić podwójnie i wybrać gorszy wynik. Wraz z wypełnieniem przerzutu znak znika.
Olcha - ridikuskus
Parzysta:
czujesz, jak nagłe ciepło rozchodzi się po Twoim ciele aż po same stopy! Które same rwą Cię do tańca! Magiczna atmosfera tego miejsca sprawia, że chcesz się bawić i szaleć do rana, a aura tak cię dopadła, że aż roztaczasz ją dookoła siebie nieodpartą charyzmą! Wszystkie Twoje żarty są śmieszne dla innych (nawet, jeżeli nigdy byś nie pomyślał, że śmieszne mogłyby być) i każdy kto się do ciebie zbliży od razu zyskuje lepszy humor! Dzisiaj po prostu nie da się ciebie nie lubić!
Nieparzysta:
masz wrażenie, jakby podłoże zaczęło cię palić! Przestępujesz z nogi na nogę, ale to nic nie pomaga, masz wrażenie, jakby ktoś podpalił twoje stopy, choć przecież nie są w ogniu! Sensacja znika po chwili, a wraz z jej gorącem masz wrażenie, że zrobiło Ci się trochę zimniej i mniej swobodnie. Może nie zauważasz tego od początku, ale Twoje poczucie humoru na pewno. Zabawa sama w sobie jest przyjemna ale dlaczego wszyscy tak słabo żartują? Ich kawały i zaczepki jakoś szczególnie cię nie bawią, a gdy sam próbujesz opowiedzieć dowcip - rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że się udał. Wynik nieparzysty znaczy, że wyszedł obraźliwie i nietaktownie. Lepiej do końca zabawy uważaj na język!
Topola - veritaserum
Parzysta:
wraz z błogosławieństwem ognia przyszło i błogosławieństwo prawy. Twoja aura staje się tak ciepła i kojąca, niczym płomienie w kominku, że ktokolwiek z Tobą rozmawia nie jest w stanie Cię okłamać.
Nieparzysta:
prawda potrafi być przekleństwem, szczególnie, gdy samemu jest się zmuszonym do jej mówienia. Ktokolwiek by cię dziś o coś nie zapytał - musisz odpowiedzieć szczerą prawdą.
Dowolny gatunek - bujnego owłosienia Nie ma swoich kostek, wybierz dowolny rodzaj drzewa! Pamiętaj, żeby wciąż rzucić k6 na efekt!
Wróżby
Jako ukłon w stronę ważnego wydarzenia, szkoły i Ministerstwa, centaury postanowiły dodać cegiełkę do tego wydarzenia. Obserwując obchody z polany na skraju lasu, chętnie przyjmują każdego, kto chce dowiedzieć się, co gwiazdy zapisały na temat jego przeszłości. Ostrzegają jednak, że nie zawsze są to wiadomości dobre.
Ze względów technicznych jesteśmy zmuszeni umieścić wróżby w osobnym poście, znajdziecie go z poście poniżej!
Jedzenie
Z okazji Beltane krasnoludzcy kucharze sporządzili najlepsze, celtyckie menu! Wszystkie potrawy zapisane w historii zarówno ludzi jak i magicznych istot zostały przygotowane z najwyższą starannością, a o ich smaku może poświadczyć sam fakt, że od miesiąca były testowane przez czarodziejskich adeptów gotowania pod czujnym okiem mistrzów tego fachu! W sam dzień Beltane otwarta kuchnia wrze emocjami zapalonych krasnoludów równie mocno, co cudownymi zapachami. Roześmiane istoty zapraszają do próbowania tych specjałów, oczywiście razem z obowiązkowym kuflem miodowego piwa! Jedzenie kosztuje 10 galeonów, opłatę odnotuj w odpowiednim temacie! Rzuć k6 by zobaczyć, jakie danie krasnoludy przygotują dla Ciebie!
Panicium - potrawka prosa, fasoli i soczewicy z dodatkiem warzyw i mięsa, gotowana podobnie jak risotto.
Efekt:
- to był naprawdę dobry i pożywny posiłek, który dodał ci sił! I to wiele sił! Tyle, że byłbyś w stanie podnieść nawet trzech krasnoludów! Lepiej panuj nad swoimi ruchami, po jednym klepnięciem w pień możesz obalić drzewa. Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile rund efekt się utrzyma.
Laverbread - stworzony z wodorostów, które po zagotowaniu przekształca się w puree, dodaje do niego bekon i piecze na kształt bułeczki.
Efekt:
- nie tylko wodorosty są wyjęte z wody, ty też tak wyglądasz! Zupełnie nagle stajesz się przemoczony do ostatniej nitki, a twoje włosy i strój unoszą się i falują, jakbyś cały czas był pod powierzchnią wody! Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile rund efekt się utrzyma.
Ciasto hevva - ostro przyprawiane, sypkie ciasto z dodatkiem suszonych owoców w środku.
Efekt:
- czyż to nie było aż zbyt ostre?! Niby słodycz, ale jak piecze! I to tak bardzo, że po każdym zdaniu zioniesz ogniem! Rzuć k6 żeby zobaczyć, ile rund efekt się utrzyma.
Colcannon - kremowe puree ziemniaczane wymieszane z kapustą i podawane z szynką.
Efekt:
- kremowość była tak doskonała, że przeszła i na ciebie. Twoja skóra lśni, błyszczy i aż zachęca, żeby ją pogłaskać. Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile rund będziesz posiadać nieodparty urok wili.
Tablet - wytwarzana z cukru, skondensowanego mleka i masła, które jest gotowane do stanu miękkiej kuli i pozostawiane do skrystalizowania. Często jest przyprawiany wanilią, a czasem zawiera kawałki orzechów.
Efekt:
- słodki jak ciągutki i lepki jak ciagutki. Przyjemna słodycz nie rozchodzi się tylko w Twojej buzi ale i po tobie całym, przyklejając do Ciebie pierwszą osobę, którą dotkniesz! Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile odpisów (łącznie) będziecie ze sobą sklejeni.
Haggis - żołądek zwierzęcy nadziewany sercem, wątrobą i płucami owcy, zmieszany z owsem, łójem, przyprawami i cebulą, jest o wiele bardziej apetyczny, niż się wydaje. I często podaje się go z rzepą i ziemniakami.
Efekt:
- w trakcie jedzenia czujesz dziwne mrowienie w ciele, a po jego zakończeniu wyrastają ci:
Spoiler:
Rzuć k6 by się przekonać Króliczy ogon Rogi jelenia Skrzydła kruka Kolce jeże Orle szpony Owcze kopyta Rzuć k6 by zobaczyć, na ile postów utrzyma się efekt
Skakanie przez ogniska
Tradycyjnie planujący długie wyprawy ludzie przeskakiwali przez ogień trzykrotnie, aby zagwarantować sobie pomyślność. Gdy płomienie nieco przygasały, przeskakiwały przez nie młode kobiety, którym miało to zagwarantować dobrych mężów. Do zabawy przyłączały się także dzieci. Gdy w palenisku zostawał niemal sam żar, po popiołach przechodziły nawet kobiety ciężarne, z nadzieją, że przyniesie im to szczęśliwe rozwiązanie. Tlące się pozostałości po ognisku rozrzucano pomiędzy roślinami, aby zapewnić owocny plon. Każda rodzina zabierała także żarzące się węgle, by rozpalić nimi ogień w domowych paleniskach. Na balu można dołączyć do kultywowania tej tradycji, wiele małych ognisk tli się wśród ludowych instrumentów i wesołej muzyki, a odważni czarodzieje mogą spróbować trzykrotnie skoczyć nad płomieniami dla zapewnienia sobie pomyślności! Oczywiście, nic co daje szczęście, nie może być takie łatwe, magiczny ogień też chce się bawić! Co chwilę to bucha w górę, to dymi straszliwie, to obniża się do najdrobniejszego żaru, by zaraz podnieść się znowu. Sami mówimy, tylko dla najodważniejszych!
Zasady: Każdy czarodziej, który decyduje się wziąć udział w skakaniu przez ogniska, rzuca kością litery na wydarzenie, jakie spotkało ich podczas trzykrotnego pokonywania płomieni. Jeśli masz cechę gibki jak lunaballa dostajesz jednorazowy przerzut dowolnej kości.
wydarzenia:
A jak Ała jak boli! - jak widać wysokie loty to Twoja domena (i to nawet bez miotły)! W ostatnim momencie przed wybiciem się do skoku mocniejszy płomień buchnął tuż przed Tobą! Żeby w niego nie wpaść, skoczyłeś naprawdę wysoko, a magiczny ogień postanowił dołożyć do tego swoje trzy galeony i uniósł cię na dymie jeszcze wyżej. Przez chwilę czułeś się, jakbyś latał! Dopóki nie uderzyłeś głowa prosto w gałąź… Będzie bolało. B jak Beltane! - czujesz ducha święta aż po… Samego swojego ducha! Magiczny dym tworzy Twoje kopie, która pomagają Ci przeskakiwać, wręcz przenoszą Cię przez płomienie! C jak Confringo - gdy skaczesz nad ogniem, zmienia się on we fioletowo różowe płomienie! Każde Twoje lądowanie kończone jest dźwiękiem głośnym jak wybuch, któremu towarzyszą iskry lecące spod Twoich stóp! Rzuć kością k6. Jeżeli wynik jest parzysty, wszystko to tylko niegroźne efekty na pograniczu iluzji. Jeżeli wynik jest negatywny, wybuchy te ogłuszają cię do tego stopnia, że przez dwie następne rundy masz problemy ze słuchem. D jak Dymi się - wydaje ci się, że całkiem nieźle poradziłeś sobie ze skokami… Dopóki nie poczułeś smrodu spalenizny i Twoim oczom nie ukazał się dym, kopcący się z Twojego stroju! Lepiej szybko go ugaś! E jak Erupto Ignem - nie wiadomo czym aż tak zdenerwowałeś duchy Beltane, ale te postanowiły się Tobą nieźle zabawić, przy każdym skoku posyłając z ognia w Twoją stronę kule białego ognia! Rzuć 3k6, gdzie każda liczba parzysta to trafienie przez kulę, a nieparzysta - chybienie. Jeżeli udało się trafić dwa lub trzy razy lepiej, żeby ktoś uzdrawianiem przynajmniej 15 pkt szybko obejrzał te rany. F jak Feniks - to było przerażające! I dla ciebie i dla całej widowni, kiedy przy jednym ze swoich skoków potknąłeś się, lądując prosto w ogniu! Magiczne płomienie jednak nie zrobiły ci krzywdy, zamiast tego zatańczyły między Tobą, po czym otworzyły drogę, wypuszczając cię przy ozdobie szkarłatnego blasku. G jak Gumochłon - to zdecydowanie nie Twój dzień! Sukienka zbyt ciasna? Nogawka w spodniach za długa? A może wymęczyłeś się na tańcu? Cokolwiek by to nie było, zdecydowanie utrudnia ci skoki, co chwilę się potykasz i lądujesz zdecydowanie zbyt wcześnie, by nazwać to bezpiecznym. Twoje buty mogą ci tego nie wybaczyć… H jak Halucynacje - chcesz przeskoczyć przez ogień, a zamiast tego dym zajmuje całą Twoją wizję, zamykając cię w całej mgle obrazów. Rzuć k6, wynik 1-2 oznacza, że jakiekolwiek obrazy się tam nie pojawiły, wprawiły się w rozbawiony nastrój; 3-4 zapewniły ci flirciarski nastrój; 5-6 sprawiły, że posmutniałeś, może pomoże przytulenie drugiej połówki? I jak Inkantacja - może przypodobałeś się jakiejś wróżce, a może ta po prostu się nad Tobą zlitowała, cokolwiek by to nie było, jedna z nich właśnie towarzyszy Twojej przeprawie i wypowiada magiczne słowa, które zmuszają ogień do posłuszeństwa i zmieniają do w zwykłe płomienie. Od razu łatwiej skakać! Choć może warto też zapamiętać tę inkantację? Zyskujesz +1pkt do Zaklęć! J jak Jasnowidz - nie wiesz skąd ta nagła jasność myślenia, ale wszystko zwalnia i czujesz się, jakbyś mógł przewidywać następne wydarzenia. Wiesz, w którym momencie ogień buchnie, w którym ustąpi, jakby twoje wyczulenie stało się wręcz magicznym zmysłem. Tańczysz przez ogień jak natchniony, dając przy tym niezły popis.
Tańce przy ogniskach
Tańce przy wielkich stosach ogniskowych miały przynieść szczęście i ochronę przed wszelkimi chorobami, był to także sposób na zjednanie się z naturą i czczenie nadejścia lata. Wielkie stosy zapaliły się wielkim, magicznym ogniem, a pomiędzy nimi wygrywa skoczna, taneczna, tradycyjna muzyka z taką pasją, jakby grajkowie mieli nigdy się nie zmęczyć! Wszystkie czarodziejskie istoty, które były zaproszone do przygotowań, wychodzą teraz na środek pomiędzy stosy i zaczynają tańce, zachęcając wszystkich magów do dołączenia! Niech radość Beltane i stukot rozgrzanych stóp usłyszą nawet po same gwiazdy! Sam magiczny ogień też zdaje się tańczyć, swoimi płomieniami i dymem tworząc kształty i sylwetki rozbawionych, magicznych istot wielu gatunków, zjednoczonych w obłędnym, opętańczym wręcz tańcu. Kto wie, może jeśli wystarczająco długo będziesz patrzeć w ogień i on zdradzi ci ciekawe historie.
Zasady: W tańcach można brać udział nieograniczoną ilość razy! Będą trwać od samego rozpalenia stosów aż po wschód słońca, nieustannie czcząc witające świat lato. Każdy czarodziej może na nie wchodzić i z nich wychodzić, jednak za każdym razem musi rzucić na kość litery określającą wydarzenie. Efekty działają od wejścia na parkiet do zejścia z niego - przy ponownym wejściu należy rzucić na nowy efekt.
Wydarzenie:
A jak akrobacje - muzyka, rytm, taniec, śpiew cała ta atmosfera jest niesamowita! Porywa cię taniec i bawisz się nieziemsko! I to całkiem dosłownie! Ogień widząc jak oddałeś się zabawie, sam postanowił się do tego dołożyć, zgarniając ciebie i Twojego partnera pomiędzy ogień! Płomienie Was nie parzą, chcą z Wami tańczyć i uczestniczyć w tej zabawie, dosłownie niesiecie ze sobą po trawie ognisty huragan! B jak bajki na dobranoc - wydawało ci się, że ogień coś opowiadał, malował płomieniami fascynujące sceny aż zapatrzyłeś się na niego za bardzo. Nagle całe to kołysanie tańca staje się dużo mniej pobudzające, a wręcz usypiające. Historia opowiedziana przez ogień sprawia, że oczy same ci się przymykają. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że płomienie skutecznie opowiedziały ci bajki do snu i wręcz słaniasz się w ramionach partnera, musicie na chwilę odejść na bok, żebyś odpoczął. Wynik negatywny oznacza, że co prawda wygrywasz ze snem, ale Twoje kroki są bardzo niezsynchronizowane, jakby ciało i tak zdecydowało się pójść spać. C jak cacanki macanki - czy Twój partner od zawsze był tak pociągający? Do stopnia, w którym nie możesz opanować swoich rąk? Masz ochotę komplementować swojego partnera w najbardziej naturalny i nieskrępowany sposób - swoim własnym dotykiem, by wiedział, jak bardzo jest pożądany. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że zauważasz, że coś jest nie tak i że nie panujesz nad rękami, to nic nie zmienia względem ich błądzenia po ciele partnera, ale możesz się z tego wytłumaczyć. Wynik nieparzysty oznacza, że zupełnie zwariowałeś na punkcie drugiej osoby, a magia, która zawładnęła Twoimi dłońmi, włada i umysłem. D jak z dymem poszło - magicznemu ogniowi bardzo musi się podobać Twój taniec, bo jedna z dymnym postaci podchodzi do ciebie i Twojego partnera, próbując cię co chwila wyrwać z jego rąk i samej z Tobą zatańczyć. E jak epilepsja - z początku roztańczony, buchający ogień i wszystkie jego obrazy są przepiękne, niesamowite! Przyglądasz się im w zachwycie aż… Zaczynają migać zbyt szybko! Czy to figury w ogniu przyspieszyły w obłąkańczym tańcu, czy sprowadziły to też na ciebie?! Nie wiesz, jednak strasznie kręci ci się w głowie, obrazy zaczynają wirować i migać zupełnie jak płomienie i dym na tle nocnego nieba. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że kręcenie w głowie stało się tak obezwładniające, że aż ty dołączyłeś do niego! Wirujesz zupełnie jak ogień, znajdując się umysłem niemalże poza ciałem! Wszystko się kręci, faluje i jest niesamowite! Wynik negatywny oznacza, że było to za dużo bodźców jak na Twoją głowę, omdlewasz na parkiecie. F jak firebird - nie wiesz co w ciebie wstąpiło, czy masz doświadczenie z tańcem, czy też nie, nagle czujesz się jak profesjonalny artysta. Skąd znasz te wszystkie ruchy? Te wszystkie taneczne skoki? Nie masz pojęcia, ale nagle wykonujesz firebirda, ku zaskoczeniu nie tylko wszystkich tańczących, ale i samego ognia. Płomienie wystrzeliwują w Twoją stronę i… Tworzą dla ciebie ogniste skrzydła. Od teraz aż do zejścia z parkietu możesz z nich korzystać jak z prawdziwych skrzydeł w trakcie tańca. G jak goły i wesoły - ależ przy tych ogniach gorąco! Kto by się spodziewał, że może być aż tak upalnie w angielską noc! Jeżeli masz na sobie okrycie wierzchnie, czujesz potrzebę jego zdjęcia, rozpięcia koszuli czy rozsunięcia zasuwaka sukienki. Cokolwiek, byle tylko choć trochę się schłodzić! H jak harce hulańce! - oddajesz się tańcu z partnerem i wspólnej zabawie tak bardzo, że aż gubisz buta! Lepiej byłoby go znaleźć, choć wśród rozhulanych świętujących może to nie być najprostsze. Rzuć k6, wynik to ilość razy, gdy ktoś na ciebie wpadł, podeptał itd. podczas poszukiwań. I jak i do kółeczka - jeżeli myślałeś, że potańczysz ze swoim partnerem, pomyśl jeszcze raz! Magiczne istoty wszelkich gatunków zaciągają cię do wspólnego, szaleńczego koła tańca, co chwilę zamieniając się w tym, kto prezentuje swoje ruchy na środku! Niech twój partner uwzględni tańczenie w kółku w swoim wylosowanym wydarzeniu! Rzuć k6, jeżeli wynik jest parzysty Twoje ruchy tak spodobały się magicznym istotom, że aż wyczarowały ci ozdobne ognie przyczepione do Twoich obcasów, żeby pokazać, jak niesamowity z ciebie tancerz! Jeżeli wynik jest negatywny, ogień bynajmniej nie jest ozdobą, to najprawdziwsze płomienie, mające parzyć Twoje stopy, byś szybciej nimi przebierał! Bierz się w obroty, to nie walc! To Beltane! J jak jak ja cię kocham! - wiesz, że przecież nie wybrałeś swojego partnera na przyjście na bal bez powodu, ale teraz wydaje się to tak proste i jasne! Niezależnie od tego, co Was łączyło przed tym tańcem, teraz czujesz się, jakby Twoje ciało, serce i dusza należało do tej jednej osoby i chcesz jej całe je oddać. Bliskością, przytuleniem, pocałunkami, jakkolwiek pokazać, jak bardzo Twoja miłość jest wręcz ognista!
Słup majowy
W Celtycką Noc mężczyźni przygotowywali go ze ściętego drzewa, z którego usuwano gałęzie i tak powstały pal, wbijano w ziemię, a następnie przyozdabiano roślinami i wstążkami. Na szczycie umieszczano kwietny wianek. Wokół tego słupa odbywały się tańce. Uczestnicy podczas trwającej zabawy trzymali w rękach kolorowe wstążki, które splatały się w tańcu, tworząc barwne wzory na majowym słupie. Na obchodach balu także pojawiły się majowe słupy, przyozdobione wieloma wiankami stworzonymi przez czarodziejów i wyposażone w wiele wstążek, by każdy mógł wziąć udział w zabawie. Weseli grajkowie zapewniają wspaniałą, taneczną muzykę, która aż sama zaprasza do pójścia w tan, a wesołe śmiechy i piski goniących się uczestników zapowiadają wspaniałą zabawę!
Zasady: W zabawie w słupy majowe można brać udział w parach bądź też osobno. By dołączyć do zabawy, należy postępować zgodnie z kostkami!
Jeżeli bierzecie udział w zabawie w parze - tylko jedna osoba rzuca na kolor. Jeżeli nie masz pary i jeszcze nie masz osoby do której chcesz dołączyć - rzuć na swój kolor. Jeżeli nie masz pary i chcesz łapać inną osobę bez pary - bierzesz ten sam kolor co ona.
Rzut k6 na kolor wstążki:
1. Fioletowy - nawet jeżeli druga osoba to tylko twój przyjaciel lub, co gorsza, wróg(!) nie możesz odeprzeć uczucia, że jest po prostu przepięknym człowiekiem. Tego wieczoru wszystkie jego cechy fizyczne podobają ci się najbardziej na świecie. To twój ideał! 2. Żółty - czujesz się niesamowicie zawstydzony przy drugiej osobie, Twoje serce cały czas nieznośnie łopocze ci w klatce, a Ty sam masz nieustanną ochotę się rumienić. Słowa z trudem przechodzą ci przez gardło, jesteś zbyt onieśmielony swoim wybrankiem i masz po prostu chęć schować się w jego ramionach… Jednocześnie płonąc przy tym ze wstydu. 3. Niebieski - jesteście dla siebie całkowicie i bezapelacyjnie stworzeni! Do tego stopnia, że o cokolwiek druga osoba nie poprosi, pierwsza wykona wszystko. Oczywiście działa to w dwie strony. 4. Różowy - łączy Was nie tylko kolor wstążki, ale i każda myśl. Dosłownie. Po złapaniu za wstążkę łapiecie ze sobą połączenie myślowe, mogąc rozmawiać telepatycznie! 5. Zielony - czy kiedykolwiek byliście tak spragnieni dotyku? Chyba jeszcze nigdy. Nie możecie się od siebie oderwać, a każdy kontakt fizyczny jest na wagę złota. Macie ochotę cały czas trzymać się za ręce, przytulać… A może i nawet coś więcej? 6. Pomarańczowy - zapłonęło w was nie tylko ciepłe uczucie do partnera, ale coś znacznie bardziej niebezpiecznego - pożądanie. Macie ochotę być ze swoim partnerem dużo bardziej fizycznie, nawet teraz rozglądając się, gdzie moglibyście uiścić parę figli. Rzuć kostką k6 i podziel ją przez dwa, by dowiedzieć ile postów utrzymają się efekty, po zakończeniu tej atrakcji. Podzielony wynik zaokrąglamy w górę.
Jeżeli jesteście parą - sami ustalacie jak długo się goniliście i czy finalnie udaje się Wam złapać. Jeżeli dobraliście sobie partnera dopiero w trakcie zabawy, każde z Was rzuca k100. Wygrywa wyższy wynik; jeżeli należy do osoby goniącej, udaje jej się złapać osobę łapaną; jeżeli należy do osoby łapanej, udaje jej się uciec przed osobą goniącą.
Kiedy już udaje Wam się odnaleźć w ganianym tańcu na około majowych słupów, Wasza wstążka związuje Was ze sobą jako symbol partnerstwa. Jeżeli bierzecie udział w zabawie w parze - tylko jedna osoba rzuca na związanie (ta, która nie rzucała na kolor). Jeżeli nie miałeś pary i rzucałeś na kolor - teraz dogoniona osoba rzuca na związanie.
Rzut k6 na związanie:
1. Nadgarstki - nic niezwykłego, wstążka tradycyjnie związała Wasze dłonie. 2. Talia - wstążka związała was w pasie w pozycji idealnej do tańca! Może czas wykorzystać tę sytuację? 3. Kostki - wstążka wycelowała naprawdę nisko i związała Was w kostkach, powodzenia z dograniem ruchów! 4. Łopatki - jest to zdecydowanie dziwna pozycja, gdy stoicie odwróceni do siebie plecami i związani na wysokości łopatek… Co teraz? 5. Ręce - wstążka zdecydowała się związać Wasze ręce po całej długości, opakowując je jak jakąś mumię. 6. Głowy! - Beltane naprawdę strzeliło wstążce do… Nitek? Związała Was głowami, przodem do siebie, stwarzając fantastyczną sytuację do zacieśniania więzi. No co? W takiej pozycji na pewno łatwo szeptać sobie swoje sekrety!
Rzuć kostką k6 i podziel ją przez dwa, by dowiedzieć ile postów utrzymają się efekty, po zakończeniu tej atrakcji. Podzielony wynik zaokrąglamy w górę.
Wiklinowe kukły
Jedną z tradycji Celtyckiej Nocy jest palenie wiklinowych kukieł na znak nadejścia lata. Czarodzieje przez cały miesiąc tworzyli te wspaniałe, magiczne figury, by teraz w swoim finalnym tańcu i pokazie mogły zapłonąć w imieniu Beltane i na szczęście ich twórcom. Zanim jednak całkowicie spłoną, prezentują one ostatnie, magiczne układy, mające uczcić celtycką noc i pomyślność wszystkich czarodziejskich stworzeń. Ich przedstawienie jest naprawdę piękne, powoli tląca się wiklina, płomienie sięgające coraz wyżej, aż do nieba, pachnący dym, od którego zapachu aż lepiej rozumie się przekaz i emocje, aż widzi się obrazy, które kukły chcą wymalować swoimi ruchami. Im dłużej przyglądacie się temu tańcowi, tym głębiej przeżywacie emocje towarzyszące pożegnaniu chłodnej pory roku w imię odrodzenia. Wszak wiklina, z której ludziki były wykonane, była magiczna.
Rzuć k6 na towarzyszącą emocję:
1. Radość! Coś się kończy a coś zaczyna, a to coś może być czymś pięknym i wesołym! Tak jak te obchody! Uśmiech sam wychodzi ci na usta, masz ochotę krzyczeć o tym, jak jest cudownie! Wesołe tańce kukieł sprawiają, że chcesz wraz z nimi zakręcić się po raz ostatni, by zaraz dzielić się tą radością ze swoim partnerem. Życie jest piękne! 2. Nadzieja! Dostrzegasz w tańcu kukieł opowieść o tym, że nie wolno się poddawać. Że cokolwiek by się nie działo, jutro też będzie dzień. Chciałeś coś dzisiaj zrobić? Powiedzieć o czymś drugiej osobie? Przyznać się do czegoś? To najlepszy na to czas, teraz wszystkie wątpliwości mogą spłonąć razem z kukłami i przynieść ukojenie. 3. Smutek! Układ wiklinowych ludzików był bardzo poruszający, do stopnia, w którym omal nie chciało ci się płakać. Wiesz, że to wesołe święto, ale złapała cię nagła nostalgia. Czy jest coś, za czym tęsknisz? Do czego chciałbyś powrócić? Może coś utraconego? Czujesz, jak to napływa do ciebie wraz z tymi tańcami i ich wizjami, płonąc w ogniu na Twoich oczach… 4. Zakochanie! Kukły opowiadają najpiękniejszą historię miłosną! A miłość ta… Chyba ty też możesz mieć na nią szansę? Jeżeli jesteś ze stałym partnerem, przeżywasz zakochanie zupełnie na nowo i nie możesz oderwać się od swojej drugiej połówki. Jeżeli jeszcze nie wyznałeś tej osobie miłości, cóż, czujesz przemożną ochotę przytulenia jej, pocałowania, powiedzenia wszystkiego, co leży na dnie serca. Kiedy, jak nie teraz? 5. Złość! Widzisz w tym tańcu kukieł gotowość do przejścia dalej, ale ty jeszcze sam na to nie jesteś przygotowany! To za szybko! Zbyt dużo na raz! Nikt nie pytał się o zdanie, czy życzysz sobie takich zmian. Jeżeli jest w twoim życiu teraz coś, co doprowadza cię do szału, złości lub chociaż zmarszczenia brwi w dezaprobacie, teraz się nasila. Musisz natychmiast wyżyć się z tych wszystkich emocji! 6. Ciekawość! Nowy początek to nowe możliwości, a w pokazie wiklinowych lalek widzisz ten niesamowity zapęd do odkrywania, całą gamę przygód, o których opowiadają swoim tańcem! Ty też chcesz na przygodę! Najlepiej już, teraz natychmiast! Jesteś gotowy podjąć się każdego wyzwania, a jeżeli ktoś ci coś zaproponuje, wszystko bierzesz dosłownie, gotowy wykonać to od ręki! Efekty trwają aż do przejścia na następną atrakcję, chyba że autor będzie chciał, by zostały na dłużej, może wtedy rzucić kostką k6, efekty utrzymają się przez x÷2 następnych rund po zakończeniu tej atrakcji (wynik zaokrągl w górę).
Kulning
Na przygotowaniach do święta wszyscy czarodzieje mogli zapoznać się z tą starożytną techniką przywoływania zwierząt. Teraz, kiedy oficjalny taniec rozpoczął obchody tak, jak tradycja nakazała, a ogniska na cześć świętego ognia i nadejścia lata zostały rozpalone, można zacząć zapraszanie innych istot do dołączenia do obchodów, by wspólnie czcić ten dzień połączenia z przyrodą i przyjścia urodzaju. Bariery obronne nie pozwolą niczemu i nikomu niebezpiecznemu dostać się na teren obchodów, ale każda dusza o czystych zamiarach i chęciach złożenia hołdu rozpoczynającemu się lecie może wkroczyć pomiędzy czarodziejów. Trzeba je tylko zaprosić śpiewem.
Zasady: Każdy czarodziej, który decyduje się wziąć udział w kulningu, rzuca kością k100, gdzie trafienie w okrągły numer (10, 20, 30… itd.) oznacza przyjście magicznego stworzenia. Magiczne stworzenia dokładnie rozumieją czym jest to pradawne święto i przyniosą dar czarodziejowi, który je wezwał. Nie martwcie się jednak, każdy numer sprowadza jakieś zwierzę, wszak przyroda nie odmówiłaby tak dobremu zaproszeniu.
Rzuć k100 by zobaczyć, co przyszło:
1-9 - stado zająców wybiegło spomiędzy krzaków i zaczęło skakać pomiędzy Twoimi nogami, zapraszając Cię do chwili wygłupów, po której z powrotem odbiegają w las. 10 = Abraksan - Przed Tobą pojawił się przepiękny, złoto-brązowy pegaz, który z gracją podszedł do Ciebie, kłaniając się lekko. Pozwolił się dotknąć i wtedy, zauważasz, że jedno z piór w jego skrzydłach ma zupełnie inna, śnieżnobiałą barwę. Abraksan potrząsnął swoim ciałem, a pióro wylądowało tuż obok Ciebie. W oczach istoty widzisz znak, że jest to prezent, który możesz ze sobą zabrać. Pióro pegaza zastąpi Ci dowolny składnik odzwierzęcy II lub III poziomu, przy warzeniu eliksirów uzdrawiających! 11-19 - dwa lisy wychyliły noski ze swoich norek i przez chwilę podejrzliwie na Ciebie zerkają, jednak po usłyszeniu Twojego śpiewu witają cię swoim własnym, lisim chichotem. 20 = Żabert - Może spodziewałeś się czegoś majestatycznego, ale Twój śpiew przywołał niezwykle nieelegancką krzyżówkę żaby i małpy. Żabert uśmiecha się do Ciebie, ukazując ostre zębiska, pomiędzy którymi można jeszcze dostrzec resztki jakiejś biednej jaszczurki, która stała się jego dzisiejszą kolacją. Twoją uwagę szybko jednak odwraca podarek, który zwierzę Ci wręcza, po czym szybko znika pomiędzy pobliskimi krzakami. Otrzymujesz fałszoskop. 21-29 - cała chmara świetlików musiała poczuć wibracje Twojego głosu, bo wyleciały z gęstego lasu, zdobiąc Cię swoim blaskiem jak najpiękniejszym ze strojów. Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile rund zostaną na Tobie, zapewniając efekty świetlne. 30 = Błędne ognik - Ogniki musiały wyczuć, że w jakimś sensie potrzebujesz wsparcia i przybyły oświetlić Ci życiową drogę. Podążasz za nimi przez krótki moment, a gdy w końcu zatrzymujecie się, istoty tworzą niewielki krąg nad wydrążoną w drzewie dziuplą. Wkładasz tam dłoń i ze zdumieniem wyciągasz z niej kompas marzeń. 31-39 - gdy śpiewasz kulning, co kilka nut odpowiada Ci wycie. Dopiero po kilku powtórzeniach zdajesz sobie sprawę, że wycie to jest coraz głośniejsze, albo raczej - bliższe. 40 = Nieśmiałek - malutka, zielona istotka wdrapuje się do Ciebie po najbliższej gałęzi drzewa i zaczyna bujać się w rytm kulningu. Nieśmiałek był zdecydowanie za mały, żeby dać radę coś do Ciebie dodźwignąć, ale bardzo chętnie spędza z Tobą czas, a nawet w pewnym momencie wchodzi na Twoje ramię. Co więcej nie chce z niego zejść, znajdując sobie wygodne miejsce w Twoim stroju! Aż do końca balu towarzyszyć Ci będzie Nieśmiałek. Jeżeli napiszesz jednopostówkę pobalową, możesz zatrzymać go jako swoje zwierzątko. 41-49 - wydaje ci się, że nic nie przyjdzie, wszak niczego dookoła siebie nie widzisz. Myślisz tak, dopóki nie czujesz tupotu małych stóp na swoim ciele… I pod strojem! Udało Ci się przyzwać myszy! I chyba stwierdziły, że stanowisz darmową podwózkę do jedzenia! Przyzywać zwierzęta już umiesz, ale czy potrafisz je odganiać? 50 = Elf - O mało co, a zdeptałbyś niewielkiego elfa, który przeglądał się właśnie w pobliskiej kałuży. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że istota nawet Cię nie zauważyła, ale za to, gdy potrząsnęła skrzydełkami, trochę elfiego pyłu spadło na Ciebie. Czujesz, że promieniejesz niezwykłym, naturalnym pięknem, przyciągając spojrzenia do końca balu. Otrzymujesz +1pkt. do DA. Wynik nieparzysty oznacza, że istota zauważyła Twoją obecność. Znając elfią próżność, prawisz jej komplement, a ta z zachwytu podarowuje Ci nieco swojego pyłu. Elfi pył zastąpi Ci dowolny składnik odzwierzęcy, podczas warzenia eliksirów zwykłych: prostych lub złożonych! 51-59 - stado sarenek wyszło na łąkę, słuchać Twojego kulningu. Z początku tylko się Tobie przyglądały, jednak po pierwszym oswojeniu się, zaczęły spokojnie rzuć trawę w Twoim towarzystwie. 60 = Jednorożec - Masz wyjątkowy zaszczyt, bo oto podchodzi do Ciebie majestatyczny jednorożec. Delikatnie i niepewnie pozwala Ci się pogłaskać po pysku, po czym sam trąca Cię swoją głową, w przyjaznym geście. Czujesz, że coś twardego spada Ci na dłoń. Kawałek rogu jednorożca odłamał się i został podarowany Ci w prezencie. Róg jednorożca zastąpi Ci dowolny składnik każdego poziomu do eliksirów leczniczych 61-69 - spomiędzy krzaków wyłania się bardzo rozpoznawalna głowa, a później całe ciało. Skunksa da się poznać wszędzie, ten jednak, w przeciwieństwie do stereotypów, nie unosi ostrzegawczo ogona, a po prostu przygląda Ci się z daleka, kiwając główką do rytmu. 70 = Kudłoń - Dzisiejsze święto jest doprawdy magiczne. Twój kulning przywołał kudłonia, co jest o tyle niesamowite, że te zwierzęta zwykle mocno stronią od ludzi. Tym razem jednak spotkał Cię zaszczyt nie tylko w postaci interakcji, ale i prezentu. Istota podarowuje Ci jeden ze swoich włosów. Włos kudłonia zastąpi jeden, dowolny składnik odzwierzęcy, przy warzeniu eliksirów zwykłych. 71-79 - locha razem ze swoimi małymi dzikami wyszła z lasu usłyszawszy Twój kulning. Normalnie samice bronią swoich młodych agresywnie, ale po usłyszeniu pieśni wiedziała, że mogła bezpiecznie podejść. Małe warchlaczki radośnie kwikają, podbiegając do Ciebie za każdym razem, gdy zaczynasz śpiewać i odbiegając, gdy zaprzestajesz. 80 = Lunaballa - Widzisz, jak w Twoją stronę radośnie przebiera nóżkami jedna z najsłodszych, magicznych istot. Wielkie oczy lunaballi błyszczą, odbijając światło gwiazd i księżyca. Dorzuć k6. Wynik parzysty oznacza, że otrzymujesz od zwierzęcia lunaskop. Wynik nieparzysty sprawia, że trafia Ci się fiolka ze łzami lunaballi, które zastąpią Ci dowolny składnik roślinny przy warzeniu eliksirów leczniczych progu zaawansowanego lub wyżej! 81-89 - choć większość ptaków nocą śpi, są gatunki, które są aktywne. Jedna z sów musiała usłyszeć Twój śpiew. Nie wiedziałeś, że się zbliża, skrzydła sowy są bezszelestne, dopóki nie wyłoniła się w świetle ognia w całej swojej okazałości. Ląduje Ci na ramieniu, coś pohukuje i po kilku chwilach wraca w mrok nocnego nieba. 90 = Paqui - Wśród wszechobecnych kolorów i kwiatów dostrzegasz, że jeden z barwnych krzaków zaczyna się do Ciebie zbliżać. Po chwili widzisz, że to nie roślina, a zwierzę - przepiękny, magiczny paw. Istota widocznie chciała dołączyć do wszechobecnych śpiewów, bo zaczyna gruchać, jakby chciała zharmonizować się z Twoim kulningiem. Co prawda jest to raczej przykra dla uszu muzyka, ale warto przeżycia, gdyż po chwili paqui rozkłada swój ogon, podarowując Ci jedno ze swoich piór. Pióro paqui może zastąpić Ci dowolny składnik przy specjalnych eliksirach! 91-99 - na łąkę wychodzi sam król lasów, wielki jeleń o wspaniałym porożu. Przygląda Ci się uważnie, bada spojrzeniem, fuka nieufnie. Rzuć k6, jeżeli wynik jest parzysty, jeleń uznaje Twój śpiew i kłania się delikatnie, by zaraz w Twojej obecności zjeść trochę trawy. Jeżeli wynik jest nieparzysty, jeleń unosi się dumnie na dwóch nogach, po czym biegnie w kierunku lasu. 100 = Hipogryf - na pewno nie spodziewałeś się takiego gościa, a i gość ten nie spodziewał się tak godnego zaproszenia, na które chętnie i równie godnie odpowiedział. Wylądował przed Tobą, wpatrując się w Ciebie ciekawskim wzrokiem. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że pozwolił Ci się pogłaskać i nawet dotknąć swoich skrzydeł. Wynik nieparzysty sprawia, że hipogryf, gry tylko pogłaskałeś jego skrzydła, kładzie się na ziemi, zapraszając Cię na swój grzbiet i krótką, podniebną przejażdżkę. Jeżeli jesteś z partnerem, on także może z Tobą wejść na grzbiet hipogryfa.
Modyfikatory do rzutu:
Wzięcie udziału w nauce kulningu na przygotowaniach do Beltane pozwala na rzucenie dwiema kostkami wydarzenia i wybranie lepszej opcji. Dowolna specjalizacja z ONMS pozwala na przerzut dowolnej kostki w tej atrakcji lub +/- do 2 punktów z dowolnej kostki z tej atrakcji. Każde 10pkt z ONMS w kuferku pozwala +/- do 2 punktów z dowolnej kostki z tej atrakcji. Cecha powab wili pozwala na przerzut dowolnej kostki w tej atrakcji. Cecha świetne zewnętrzne oko pozwala na +/- do 2 punktów z dowolnej kostki z tej atrakcji.
Wodne wianki
Jedną z tradycji Celtyckiej Nocy jest puszczanie wianków na strumieniach, jeziorach czy rzekach, chcąc zaskarbić sobie przychylność rzecznych duszków. Nie bez powodu czarodzieje mieli szansę zapleść swoje własne wianki w trakcie przygotowań do święta. Miały one być nie tylko ozdobą i pamiątką, ale także częścią obchodów. Jeżeli jednak ktoś nie zrobił własnego wianka, nie musi się martwić. Miasto wykupiło ich wiele od uczestników przygotowań, mając cały zapas dla chętnych do uczestnictwa w zabawie. Tej nocy cała okolica wrze od magii, wrze także i rzeka, bulgotając na dziwne sposoby. Nad powierzchnią unoszą się wodne bąbelki, wśród szumu prądu słychać psotliwe, radosne śmiechy i śpiewy, a co jakiś czas coś gdzieś pluska w nietypowy sposób. A, jeżeli masz szczęście, dasz radę dostrzec kształty stworzone z wody przypominające ludzi, wyglądające znad nabrzeżnych kamieni. Duszki wodne także zgromadziły się na Beltane, czekając na swoje własne dary. Czy zdecydujesz się puścić z nurtem swój wianek i zobaczyć, czy zadowala on te żywiołowe istoty?
Zasady: Każdy czarodziej może wziąć udział w zabawie w wodne wianki, wystarczy, że rzuci kostką k6 na reakcję duszków. Jeżeli czarodziej robił swój własny wianek na przygotowaniach do święta, może rzucić kostką dwa razy i wybrać bardziej odpowiadający mu wynik.
1 - kilka wodnych postaci wyłania się spod tafli śmiejąc się i chichocząc. Wyciągają w Twoją stronę dłonie. Z rzeki zamiast szumu zaczyna napływać muzyka, a Ty nie umiesz odmówić im tańca, wchodząc z nimi za rękę do kółka na wodzie. Kto by pomyślał, że będziesz się razem z nimi nad nią unosić? Cóż za wspaniałe uczucie! Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że w porę orientujesz się w ich zamiarach i po chwili przyjemnego tańca wycofujesz się z tafli; wynik nieparzysty oznacza, że popadasz w zatracenie w ich tańcach, aż w końcu wrzucają Cię do wody! Sam nie potrafisz z niej wypłynąć przez ich magię! Lepiej niech ktoś szybko cię wyłowi! 2 - wianek złapała bardzo kształtna wodna duszka, która uwodzicielskim krokiem podchodzi do Ciebie i, nim się orientujesz, kradnie Ci pocałunek swoimi wodnymi ustami. I choć ci go zabrała, w darze zostawiła coś w zamian - teraz to Ty czujesz przemożną potrzebę całowania każdej osoby, która zamieni z Tobą słowo. Rzuć kostką k6, efekty utrzymają się przez x÷2 następnych rund po zakończeniu tej atrakcji (wynik należy zaokrąglić w górę) 3 - nim jeszcze zdążyłeś położyć wianek na tafli wody, spod rzeki wyskakuje bardzo zalotny wodny duszek w taki sposób, że ozdoba ląduje na jego głowie. Nie tylko to zwraca Twoją uwagę, ale i naszyjnik na jego szyi. Duszek szybko nachyla się, żeby pocałować cię w policzek w podziękowaniu, a kiedy zauważa, że przyglądasz się jego biżuterii, ściąga ją z siebie i ci ją zakłada. 4 - jeden z wodnych duszków siedział na brzegu i przygrywał melodię na niewielkim instrumencie, kiedy obił się o niego wianek. Duszek wydawał się tym nie tylko zachwycony ale i zawstydzony, złapał wianek, spojrzał w Twoim kierunku i pomachał szybko, wydawało się, że z nim zniknie, ale wtedy spod wody wypłynęła do Ciebie w zamian za ten kwietny dar magiczna karimba (+2 OPCM). 5 - wystarczyła chwila nieuwagi, a może po prostu nie spodziewałeś się, że trzy nastoletnie, wodne duszki wyskoczą na ciebie spod wody jak krokodyl. W jednej chwili dostrzegasz ruch, w drugiej już jesteś pod powierzchnią, kiedy te ściągają cię na dno. Nie chciały ci zrobić krzywdy! Tylko popsocić i coś pokazać… Zapominając, że czarodzieje nie oddychają pod wodą! Oby ktoś był obok, bo nie chcą cię puścić! To było przerażające przeżycie, przez następny miesiąc na wszystkie czynności kostkowe związane z wodą rzuć podwójnie i wybierz gorszy wynik. 6 - wianek wpłynął wprost na głowę jednego, bardzo młodego wodnego duszka. Kształt wodny ma wielkość zaledwie kilkuletniego dziecka i wyraźnie ucieszyło się ono z prezentu. Wychodzi do Ciebie na brzeg i… Rozcina swoją wodną powłokę? Pokazuje Ci, żebyś wystawił dłonie, na które nalewa Ci wody i instruuje migowo do jej wypicia. Magiczna woda młodego wodnego duszka sprawia, że możesz wyleczyć dowolną, chorobę, która nie jest śmiertelna. Jeżeli na żadną nie chorujesz, możesz zatrzymać ją sobie jako jedną z dwóch opcji - eliksir wiggenowy lub felix felicis.
Głosowanie na Majową Królową i Zielonego Człowieka
Tradycyjnie spośród grona niezamężnych panien wybierano Majową Królową, która następnie dobierała sobie „małżonka” – Zielonego Człowieka. Nazwa ta wywodzi się od dawnego boga natury i odrodzenia. Parę sadzano na ukwieconym powozie i obwożono po całej osadzie. Mieli oni symbolizować boską parę, jedność słońca i ziemi. Na obchodach jednak nie chciano nikogo wykluczyć, a także dać równe szanse na zostanie wybranym do tej fantastycznej atrakcji, jaką jest przejażdżka kwiecistym powozem po nieboskłonie, zaprzęgniętym w Aetany! Każdy czarodziej biorący udział w balu może zagłosować na Majową Królową i Zielonego Człowieka! Co więcej, nie trzeba wcale trzymać się przypisanych płci, nikt nie powiedział, że Majowy nie może być Król!
Zasady: Każdy czarodziej może głosować! Każda postać ma jeden głos! Prosimy, by oddawane głosy pasowały do głosującej postaci (przecież nikt nie głosowałby na swojego zaciętego wroga do dania mu takiej nagrody). By oddać swój głos należy wypełnić kod i wysłać go na konto Słodkiej Swatki w prywatnej wiadomości!
Zupełnie nieświadoma tego jaką woń wokół siebie roztacza za sprawą cydrowej magii musiała zaczepić Marisol, aby pochwalić jej suknię, gdyż dziewczyna naprawdę wyróżniała się wśród tłumu bawiących. Sama po sobie wiedziała, że dobre słowo, nawet jeśli posłane od bliskich, mogło poprawić humor i podnieć na duchu. Każdy lubił słyszeć miłe rzeczy na swój temat, a jeśli była to prawda to dlaczego Odeya nie miała powiedzieć tego na głos i sprawić, że Ślizgonce przyjemność? Widząc jak dziewczyna otwiera usta, ale nie wypływają z nich żadne słowa Ode, uniosła pytająco jedną brew. Odwzajemniła, tym razem nieśmiało uśmiech, który posłała w jej kierunku, zastanawiając się czy to może za sprawą magii halloweenowej dziewczyna nie mogła jej odpowiedzieć. Może któraś przystawka była zaczarowana w ten sposób, że powodowała tymczasowy zanik strun głosowych, czy coś... Czekała, zgodnie poleceniem Marisol, aż ta wyciągnie notatnik i coś do pisania, a po kilku chwilach przeczytała słowa, naskrobane na papierze. Uśmiechnęła się ponownie, również przyjmując z wdzięcznością komplement. - To w takim razie dlaczego stoimy tutaj bez partnerów, skoro mamy takie zachwycające stroje? - spytała jej rozbawiona, bezpośrednio oceniając stan rzeczy i wcale nie przejmując się tym, że do Ślizgonki za chwilę może ktoś dołączyć. Postanowiła zażartować, choć nie znała zbyt dobrze swojej towarzyszki, ale widziała, że może zająć ją miłą pogawędką. - Jak masz na imię? - zapytała śmiało z uśmiechem, zajadając kolejną serową miotełkę i przypominając sobie, że nie wie jak ma się do niej zwracać. Niewielkie nietoperze na jej włosach, co chwilę gdzieś wokół nich krążyły, a teraz zatańczyły tuż przed jej oczyma, po czym oddaliły się, zostawiając ją wreszcie w spokoju. Ale musiała przyznać, że ładnie komponowały się z jej strojem. Zobaczywszy, że Marisol zapragnęła poczęstować się dobrociami, które przygotowali organizatorzy, Gryfonka także nalała sobie soku dyniowego i sączyła go powoli. Cydr, serwowany przy wejściu, nie pachniał jej zbyt apetycznie, a to dlatego, że nie przepadała za połączeniem jabłek i przypraw. Po prostu nie lubiła. Rozejrzała się po tłumie, który zbierał się przy scenie, gdzie odbywało się karaoke i w jednej chwili podjęła decyzję. - Idę spróbować swoich sił. Trzymaj kciuki. - zwróciła się do Ślizgonki, szczerząc śnieżnobiałe ząbki, po czym odłożyła szklankę z napojem i ruszyła w kierunku zaczarowanych mumii, które zbierały zapisy na występy. Szybko poszło jej wybranie utworu, który chciała zaśpiewać i nim się obejrzała, stała na scenie z fioletowym mikrofonem w ręku, a muzyka zabrzmiała znikąd.
Upiłam się Tobą, bez planów i gry Wisiałam w powietrzu, opadłam bez sił Zabawne jest życie, nie każdy to wie Kto wie, niech się życiem zabawia jak chce
Cały dzień, całą noc Myślę czy (myślę czy), to był błąd (to był błąd) Mniejsza z tym, mamy czas Zróbmy to jeszcze raz, jeszcze raz Jeszcze raz, jeszcze raz Jeszcze raz, jeszcze raz
Spośród ogromnej listy piosenek jej wybór padł na bardzo znany przebój Celestyny Warbeck, który bardzo entuzjastycznie przyjęła cała publiczność, znajdująca się pod sceną. Śpiewali razem z nią, klaskali, gwizdali - jednym słowem widać było, że im się podobało. Schodząc z podestu usłyszała nawet od kogoś, że nie można było oderwać od niej wzroku i że hipnotyzowała swoim śpiewem. Otóż dostał jej się taki mikrofon, dzięki któremu jej głos wydawał się iście syreni; melodyjny, pociągający, niezwykle atrakcyjny. Sama nie zdawała sobie z tego sprawy, jednak kiedy dowiedziała się, że swoim występem zgarnęła główną nagrodę, aż krzyknęła z radości. Z pewnością wszyscy ją słyszeli. Kiedy wracała do Mari, już z daleka widać było jej promienny uśmiech satysfakcji. - Kurcze, chyba poszło mi całkiem dobrze. Lubię ten kawałek - odezwała się do Mari, kiedy ponownie stanęła obok niej i łapiąc za dyniowego pasztecika nadgryzła kawałek. - Ojej, czemu masz wampirze kły? Wyglądają jak prawdziwe... Zwłaszcza z tą czerwoną barwą. - przyznała, zauważając dopiero teraz efekt zjedzonej przez nią babeczki.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Będąc na jej miejscu prawdopodobnie sam byłby rozbawiony, gdyby usłyszał podobne wytłumaczenie w obecnej sytuacji, ale miał nieszczęście znaleźć się po przeciwnej stronie i chwilowo wcale mu do śmiechu nie było – te wszystkie odczucia wydawały się tak cholernie realne, nawet jeśli w istocie żadnej burzowej chmury ani niczego takiego nad sobą nie miał. Tylko pokiwał głową, gdy starała się go w tym zapewnić, nie zauważając jak usiłuje wstrzymać przy tym cisnący się na usta uśmiech; mimowolnie łypnął kątem oka w stronę dyni, ale ta rzeczywiście dawała jedynie światło i nie mogła być źródłem tego dziwacznego wrażenia, jakie go męczyło. Niemal zupełnie wyłączył się na bodźce z zewnątrz, koncentrując się w pełni na dziewczynie. Jej bliskość była kojąca, z każdą mijającą chwilą, gdy ją obejmował, napięcie coraz bardziej z niego schodziło, a niewytłumaczalne uczucie niepokoju zanikało. W momencie, kiedy poczuł dotyk jej dłoni na policzku i podniósł głowę, żeby móc na nią spojrzeć, nie pozostał po nim żaden ślad – zupełnie jakby to był jedynie jakiś zły sen i nic więcej. — I czuję się o wiele lepiej — odparł, odwzajemniając przy tym uśmiech, a jego ciemnobrązowe ślepia nabrały z powrotem blasku, zdecydowanie bardziej dlań charakterystycznego. Nie oponował, gdy przyciągnęła go bliżej, oddając bez zawahania pocałunek, a nawet go odrobinę przedłużając. Wcale też nie odsunął się zanadto, kiedy puściła jego wargi, na których momentalnie pojawił się zawadiacki uśmiech. — Szczególnie teraz. Przeniósł jedną z dłoni na jej policzek – drugą wciąż ją obejmując – i delikatnie pogładził go palcem, podtrzymując przy tym kontakt wzrokowy. — Na całe szczęście do tego nie doszło, więc nie musieliśmy się o tym przekonywać — odparł i uniósł przy tym kącik ust, aczkolwiek jego spojrzenie wyraźnie mówiło, że w razie czego mogłaby w pełni na niego liczyć. — I… przepraszam, nie wiem co to było, ale zdecydowanie cieszę się, że już minęło — dodał nieco przyciszonym głosem, nie przestając patrzeć jej wprost w oczy, by moment później zupełnie zniwelować tą już i tak niewielką odległość między nimi i ponownie złączyć ich wargi w pocałunku, jakby w ten sposób chciał wyrazić swoje podziękowanie za to, że przy nim była. Na kilka następnych chwil właściwie zapomniał o tym, że byli na balu, a wokół było mnóstwo innych bawiących się osób; równie dobrze czas mógłby się teraz całkowicie zatrzymać. Niby słyszał, że coś się wokół działo, ale kompletnie się tym nie przejmował, przynajmniej do chwili, gdy się odrobinę odsunął, by móc spojrzeć na jej twarz. — Nie wiem jak ty, ale ja chyba chwilowo odpuszczę sobie kosztowanie innych tutejszych specjałów — odezwał się, zerkając kątem oka w stronę suto zastawionych stołów i choć wszystko wyglądało naprawdę wybornie oraz zachęcająco, to po tym cydrze i jego efekcie póki co chyba stracił nieco apetyt. Jeden Merlin wie na co mógłby jeszcze trafić, a nie chciał zaliczyć powtórki z rozrywki. — Może zobaczymy za to o co chodzi z tym łowieniem jabłek? Wygląda na całkiem interesującą zabawę — zaproponował po krótkiej chwili z uśmiechem, delikatnym ruchem głowy wskazując w kierunku jeziora i tratw.
Wzięła głęboki oddech, żeby odpowiedzieć na jego pytanie, ale nie zdążyła tego robić – za chwilę niemal udławiła się tym powietrzem, kiedy poczuła na sobie jego dłonie, a sam Gunnar znalazł się bardzo, bardzo blisko – tak, że musiała mocno zadzierać głowę, żeby móc mu się przyglądać. Słowa wyparowały jej z głowy, chociaż usta wciąż miała otwarte w gotowości do odpowiedzi – ich jedynym zajęciem było jednak łapanie płytkich oddechów. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że automatycznie pochyliła się o kilka milimetrów do przodu, jeszcze bardziej skracając odległość między nimi. Jej ciało zadziałało samo, bez jej przyzwolenia czy wiedzy i zdecydowanie wbrew rozsądkowi. Kolejne pytanie Ragnarssona spowodowało uderzenie gorąca na jej policzkach. Sprostowywanie sprawy chyba nie miało sensu – bo tak, miała chłopaka, który okazał się później gejem, ale Gunnarowi chyba nie chodziło w tym wszystkim o trzymanie się za rękę, do czego tak naprawdę ograniczał się tamten związek, w dużej mierze przypominając po prostu bardzo bliską przyjaźń. Niewiele się mylił w swoim przypuszczeniu, co potwierdziło milczenie ze strony Bird, która na chwilę uciekła wzrokiem, ponownie kierując spojrzenie na ślizgona dopiero, kiedy przemówił ponownie. Przełknęła głośno ślinę i chociaż bardzo starała się wyglądać, jakby ta propozycja nie robiła na niej żadnego wrażenia, raczej na niewiele się to zdało. Prześledziła spojrzeniem linię jego uśmiechu, na którego widok szybciej zabiło jej serce. Dopiero po kilku sekundach do głosu doszedł rozsądek, dzięki któremu wreszcie przypomniała sobie, jak się mówi. – Najpierw musisz trochę bardziej mnie oswoić – powiedziała. Drżenie w jej głosie kontrastowało z pewną stanowczością, z jaką wypowiedziała te słowa i strąciła z siebie jego dłonie, tak jak i to, że jeszcze przez moment nie spieszyła się z odsunięciem, wypatrując na jego twarzy reakcji na te słowa. Zrobiła to dopiero po chwili, wymijając go, właściwie bezmyślnie idąc w kierunku, w którym ją wcześniej prowadził. Ukradkiem powachlowała dłonią rozgrzaną rumieńcem twarz, zanim odwróciła się przez ramię w stronę Gunnara. – Chciałeś usiąść? – zapytała, bo ślizgon nigdy nie wyjaśnił, dlaczego ściągnął ją tak gwałtownie z parkietu. Niezależnie od tego, co odpowiedział, sama ruszyła w stronę jednego ze stolików. Potrzebowała chwili na oddech. – W zasadzie nie przepadam za takimi dużymi imprezami. Nie lubię tłumów. A ty? – mówiła trochę bezmyślnie, usiłując zmienić temat i dać okazję do zblednięcia rumieńcowi. Nie bardzo zdawała sobie sprawę z tego, co mówi. Wszystko zdawało się odrobinę odrealnione, kiedy serce wciąż galopowało w piersi.
Marisol Wright
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.79 m
C. szczególne : Pieprzyk nad górną wargą po lewej stronie. Szpecące blizny pokrywające szyje i prawą dłoń.
Potrawa: Babeczki Carmilli Efekt: Otóż już po pierwszym gryzie wydłużają one kły osoby, która je spożywa i barwią je na krwistoczerwony kolor.
Dostrzegła coś prawdziwego w @Odeya Worthington. Jej słowa były szczere, a może Marisol chciała tak sądzić. W jej głowie krążyły wielkie i małe paranoje, ale była pewna jednego, mogła się odprężyć. Za nim tu przyszła miała wrażenie, że panika ogarnie jej ciało i umysł. Wszystko to jednak podchodziło pod iluzje, którą sama kreowała. Strach wcale nie był taki straszny, kiedy znalazła się na miejscu. Wręcz przeciwnie, znowu czuła się niczym dawna Marisol, czyli robiła wrażenie na innych. Chociaż tak naprawdę nadal stawiała niepewne kroki, mimo że głowę trzymała dumnie i nie pozwalała sobie na upadek — żaden. Tak naprawdę nie wiedziała, czego chce. Czy naprawdę pragnęła poczuć się jak dawna Wright. Bała się, że ktoś uchwyci jej wahanie. Przejrzy ją, a nie zamierzała sobie na to pozwolić. Pytanie, które padło z ust młodej gryffonki było niczym ostrze tnące przez mięso i wbijające się w kość. Bolesna prawda. Ślizgonka miała powód, aby nie pokazywać się z żadnym mężczyzną. Trzymała ich na dystans, ale też kto chciałby ją — taką zepsutą? Strój nie zakryje tego, czego nie widać.
Dobre pytanie, ale nie znam odpowiedzi.
Ponownie nakreśliła na kartce odpowiedź. Pięknie, cały bal będzie pisać niczym jakaś kelnerka. Nic jednak nie mogła poradzić. Nie teraz.
Marisol.
Pokazała kartkę dopiero co poznanej dziewczynie, aby po chwili dopisać.
A Ty?
Właśnie kim była stojąca przed nią młodziutka gryffonka? Wright znała niegdyś wiele osób, ale no właśnie to było kiedyś. Teraz nikogo nie znała i nikt jej nie znał — smutna prawda, a może wybawienie? Przyglądała się podejrzanym nietoperzom, które krążyły wokół Worthington, aż w końcu sobie odleciały, na co Marisol odetchnęła z ulgą, nawet jeśli były to ozdoby. Paskudy. Powoli i woń amortencji uleciała, ale Odey nie stała się przez to mniej ładniejsza, po prostu Wright już nie patrzyła na nią jak na kogoś, kogo miałaby ochotę przytulić czy nawet pocałować. I tak ta mała miała w sobie to coś, jej uroda nie była przeciętna. Ślizgonka jednak nie mogła za bardzo określić, skąd pochodziła gryffonka, jakie miała korzenie, rodzinne, ale to teraz nie było ważne. Nie przyszła tu, aby robić wywiad. Pomachała jej na "powodzenia", kiedy pobiegła na scenę. O, będzie śpiewać. Na tym Marisol Wright kiedyś się znała. Udała, że trzyma kciuki, ale tak naprawdę ściskało ją z zazdrości. Otworzyła się jakaś uraza, gdyby ona miała głos... Oh, ta scena byłaby jej, a tak to należała do Odey, dziewczyny, której nawet nie znała. Śpiewała ślicznie, więc ślizgonka zaczęła zajadać się babeczkami, starając się nie poryczeć. W końcu dziewczyna wróciła i to z nagrodą, prawda należała się jej, ciężko było przełknąć gorzką prawdę, że Marisol Wright już nie należała do tego świata.
Zazdroszczę.
Nakreśliła to jedno słowo i uśmiechnęła się najlepiej, jak umiała. Czy jej uśmiech był szczery, to było mało ważne. Uczyła się samą siebie nie ranić. Grać pod publikę lepiej być miłym, kiedy nie ma się władzy, kiedy utraciło się talent, który sugerował, że jest się od kogoś lepszym. Musiała zrównać się z nimi, na nowo stać się zwykłą dziewczyną. Uprzejmość ułatwiała. Ludzie kochali pięknych, uroczych, miłych ludzi. Nie pisała już nic. Wskazała na babeczki, które przyprawiły ją o wampirze kły. To one są temu winne. Pomyślała, nie sięgając już po kolejną.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Wpatrywał się w jej tęczówki oczu z góry z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Chociaż uśmiechł już zgasł na jego ustach, cała jego postawa zdawała się w dalszym ciągu emanować tą nutą pozytywności, którą czasem było po nim widać. Radziej bez wpływu magii, ale czasem też miał kaprys na bycie zwyczajnie… milszym. Ubawionym. Teraz splótł ręce na piersi, patrząc na nią z pobłażaniem. Słowa, choć godziły w jego dumę, odbiły się od niego wyjątkowo bez echa. Uśmiechnął się tym razem kątem ust, zauważając słusznie: — Z naszej dwójki to Ty chwaliłaś się oswajaniem ludzi. Sam nie ukrywal, że dawno wyszedł z wprawy w udobruchaniu sobie innych czarodziei. W znacznie lepszych stosunkach pozostawał ze zwierzyną. O czym świadczył choćby obecny brak przyjaźni w Hogwarcie. Odwrócił się za nią, odprowadzając ją wzrokiem, kiedy ruszyła na siedziska. Owszem, nie wyjaśnił w jakim celu zerwał się do chodu. Szybkim spojrzeniem omiotając @Marisol Wright, ostatecznie przesunął w czasie konfrontację, zamiast tego poświęcając swoją uwagę Bird. Powoli opuszczając ręce na boki, odwrócił się leniwie za puchonką, z absolutną szczerością udzielając jej pełnej odpowiedzi: — Nie. Chciałem kogoś zaczepić, ale to może poczekać. Jego głos z początku wypowiedzi doszedł ją z odległości kilku metrów, ale wystarczyło kilka długich kroków, a nie musząc nawet przyśpieszać kroku, zrównał się z nią poziomami. — Lubię DOBRE imprezy i lubię odosobnienie. To się nie wyklucza. Ale ten bal póki co ssie. Chodź to naprawić. Ragnarsson, znacznie mniej dystansujący się z fizycznym kontaktem, z łatwością łamał jej przestrzeń osobistą, nie doszukując się drugiego dna w swoim geście, kiedy chwycił ją za przegub i pociągnął w przeciwnym kierunku. Najpierw do siebie, przy swoim gwałtownym szarpnięciu amortyzując jej chwiejną sylwetkę, przytrzymując ją przy swoim boku. Dopiero wtedy, kiedy stała prosto, puścił jej dłoń i jej talię, kiwając na nią głową, żeby ruszyła za nim w kierunku tratw. Z pewnością obrał najkrótszą drogę w linii prostej. Przebijając się nawet przez sam środek tańczących par, torując Birdie czystą ścieżkę zaraz za jego plecami. Kiedy dotarli do tratw, nie pytał, czy chce wziąć udział w łowieniu jabłek. Chwycił ją w pasie, razem z nią przeskakując na tratwę i odstawiając ją zarządził zmianę scenerii. Środek jeziora wydawał się wystarczająco ustronny do rozmów. A jeśli chodziło o jabłka, nieszczególnie mu zależało, żeby je złapać, to też nie zabrał się do tego od razu. Jednakże kucnął, pozwalając by woda przelała mu się przez palce, kiedy przewoźnik tratwy odbił od brzegu. — Nie zapraszałem Cię do łóżka… Tak w ogóle. Skąd w Tobie tyle nieczystych myśli, Złotko? – parsknął w sumie rozbawiony, wracając do porzuconego na parkiecie tematu. Dopiero teraz zastanawiając się, że kobiety czują potrzebę “oswojenia ich” zwykle wtedy, kiedy sprawy przybierają poważniejszy obrót. Jego żart nie sięgał jednak tak daleko. Miał na myśli znacznie bardziej niewinne: “pierwsze razy”. Aż zaśmiał się pod nosem do swoich myśli, które mimochodem pognały galopem w zupełnie nieoczekiwanym kierunku, dlatego chwilę potem otaksował ją spojrzeniem, który absolutnie przeczył przed chwilą wypowiedzianym słowom. Było w nim zbyt dużo intensywności i wyobrażeń, które zachował do siebie, unosząc leniwie kącik warg ku górze.
Bird Burroughs
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 155
C. szczególne : kwiatowy zapach, szeroki uśmiech i radosne iskierki w spojrzeniu; piegi; na szyi zawsze nosi medalik ze św. Antonim.
Zagryzła na chwilę dolną wargę, splatając ręce za plecami. – Ale ty pytałeś tylko o ujarzmienie – zauważyła równie słusznie. Już podczas ich pierwszej rozmowy zaznaczyła – zdawało się jej, że wystarczająco dosadnie, żeby zrozumiał – że w jej przypadku można było mówić tylko o tym pierwszym. Za chwilę sięgnęła dłonią do szyi, bezmyślnie gładząc opuszkiem palca swój medalik. – Babcia Gwen zawsze mówiła, że w każdej relacji wkładany wysiłek powinien się wyrównywać, żeby wszyscy byli zadowoleni – powiedziała z uśmiechem. Zaczesała włosy za ucho, odwracając wzrok, którym przejechała po okolicy bez wyraźnego celu. – Zresztą, do tej pory nie szło ci to źle – powiedziała, wciąż nie patrząc w jego stronę. Jakby nie patrzeć, zgodziła się pójść z nim na bal i nie unikała jego towarzystwa, pomimo tego, że nie wszyscy w jej otoczeniu – żeby nie powiedzieć nikt – nie uważali tego za dobry pomysł. Mimo wszystko, Bird widziała w nim coś, czego być może nawet nie starał się pokazywać, ale co skłaniało ją do wpadania na niego i kontynuowania rozmów. Skinęła niemrawo głową na jego wyjaśnienie, lekko unosząc brwi ku górze. Nic nie powiedziała, chociaż zastanawiała się teraz, czy w ogóle słyszał, co do niego mówiła, pomijając kwestie, które przykuły jego uwagę. Nuta zawodu przeszła jej przez twarz, ale odwróciła głowę, nie dając jej po sobie poznać. Zamiast tego mówiła sobie, że wciąż przebywał w jej towarzystwie, próbując tym argumentem przekonać samą siebie, że… właściwie nie wiedziała, do czego próbowała się przekonać. Niemniej, ta myśl odrobinę ją pokrzepiała. Musiała oprzeć na nim swój ciężar, gdy znów tak gwałtownie ją pociągnął, a gdy znalazła równowagę, ruszyła w ślad za nim, szybko przebierając nogami, żeby nadążyć za dużo szybszym tempem jego kroków. Jak na siebie, dosyć zwinnie dostała się na tratwę. Przynajmniej jeśli wypadnie za burtę, nie będzie potrzebowała pomocy z poruszaniem się. Spojrzała na niego z uśmiechem, uświadamiając sobie, że to już ich drugi wspólny rejs na jeziorze, ale zanim zdążyła podzielić się tą uwagą, Gunnar podzielił się swoją – na którą odwróciła głowę, chowając twarz we włosach. – Uhm… czy ja coś mówiłam o łóżku? – zapytała dosyć niemrawo – bo, faktycznie, właśnie to przeszło jej wcześniej przez głowę, przez co ciężko jej było zachować obojętny ton. Wszystko przez ten bezprecedensowy – i dosyć jednoznaczny w jej odbierze – gest z jego strony. Miała ochotę schować twarz w dłoniach albo zanurkować w jeziorze, ale powstrzymała się przed zrobieniem którejkolwiek z tych rzeczy. Za chwilę spojrzała na niego kątem oka. – Dokąd to było zaproszenie, w takim razie? – zapytała, nie myśląc zupełnie o tym, że trochę w ten sposób zaprzecza swoim poprzednim słowom. Na chwilę wyłapała jego spojrzenie, jeszcze bardziej bezpośrednie niż jego zachowanie sprzed chwili. Oprócz tego, że zamieszało jej w głowie, wzmogło jej ciekawość. – Powiedziałbyś to samo, gdyby moja odwiedź była inna? – dodała po chwili, zanim zdążyła ją powstrzymać. Nie patrzyła już na niego, gdy wypowiadała te słowa, wypatrując w okolicy odpowiedniego jabłka do wyłowienia. Głównie żeby uniknąć jego spojrzenia, bo znów lekko poczerwieniała. Namierzyła spojrzeniem jabłko, które wyglądało najbardziej interesująco i dosyć szybko uporała się z jego wyłowieniem, z lekkim uśmiechem przyjmując znajdującą się w jego wnętrzu nagrodę. Skrzyżowała nogi, rozsiadając się wygodniej na tratwie, przyglądając się poczynaniom Gunnara, chociaż tym razem unikała parzenia na jego twarz.
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
— Czy puchonom wolno tak bezczelnie kłamać? — zawtórował jej pytaniu, zerkając na nią z dołu. Jej reakcja mówiła więcej niż chciała mu powiedzieć. Nie do końca rozumiał zależności między mieszkańcami jednego domu. Dlatego pytanie, które przed chwilą zadał było pełne kpiny. Ponieważ w gruncie rzeczy, wolał traktować każdego jednostkowo, a nie przez pryzmat domu, do którego ktoś należał. Utrzymując jej spojrzenie, wynurzył dłoń z wody, dalej nie śpiesząc się z wyławianiem jabłek, kiedy jego uwagę skupiała teraz ta rozmowa. Patrząc na nią z dołu znów się uśmiechnął. Ni to enigmatycznie, ni to bezczelnie, zanim udzielił jej kolejnej, bezpruderyjnej odpowiedzi. — Oczywiście, że nie. Jestem facetem. Wzruszył ramionami, jakby to miało jej wszystko wyjaśnić, ale Bird nie była jak większość dziewcząt jakie poznał, więc mimo wszystko, odczuł, że mógłby jej jakoś przybliżyć swój tok rozumowania. Zadarł więc głowę w górę, przypatrując się nieboskłonowi, kiedy rozważał jak subtelnie ubrać to dla niej w słowa. Bo jeśli chodziło o niego, preferował proste komunikaty. — Skorzystałbym. Spójrz na siebie. Dlaczego miałbym chcieć to naprostować? Podniósł się, ponownie nad nią górując wzrostem, choć z większej odległości to wrażenie nie było aż tak dominujące. A on w gruncie rzeczy wcale nie planował jej przytłaczać swoją osobą. Dlatego pozostał w swoim miejscu, po prostu szukając jej spojrzenia, mimo wszystko, z bliższego jej twarzy poziomowi patrzenia. — Gdybyś podeszła do dowolnego mężczyzny i spytała go, czy chce się z Tobą przespać, każdy z nich pomyślałby: “tak”. “Nie” odpowiedzieliby tylko ci, którym brak pewności siebie. Pomijając odmienne orientacje, czy facetów w związku, ale wierzył w jej błyskotliwość i fakt, że podobnie jak on, za wzór w tym przykładzie uzna sprzyjające warunki. Kiedy już udzielił jej odpowiedzi, porzucił ten wątek na rzecz następnego pytania. W sumie pierwszego w kolejności, które zadała: “Dokąd to było zaproszenie, w takim razie?”. — Powiem ci, jeśli jesteś pewna, że chcesz wiedzieć. Jesteś? Jego słowa z jakiejś przyczyny brzmiały jak ostrzeżenie. Chciała przyjąć wyzwanie?
Bird Burroughs
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 155
C. szczególne : kwiatowy zapach, szeroki uśmiech i radosne iskierki w spojrzeniu; piegi; na szyi zawsze nosi medalik ze św. Antonim.
Mruknęła coś niewyraźnie w odpowiedzi na to pytanie. Chciała przez chwilę ciągnąć temat, rozważając, czy da się skłamać, zadając pytanie – ale dobrze wiedziała, że przed chwilą właśnie to zrobiła, a Gunnar, odnosząc się do jej przynależności do domu dumnego z uczciwości swoich członków, skutecznie ją od tego odwiódł. Zmarszczyła brwi na jego słowa – nie dlatego, że nie rozumiała, co próbuje przez to powiedzieć, ale bardziej dlatego, że zwyczajnie sceptycznie podchodziła do tej teorii. Pokręciła nawet lekko głową, zastanawiając się, czy Gunnar przypadkiem nie chce w ten sposób wymigać się od powiedzenia czegoś innego, co ma na myśli. Nie była pewna – czasami tak robił, chociaż jednocześnie zazwyczaj był bardzo bezpośredni. Spojrzała więc na niego pytająco. Zgodnie z jego sugestią, spojrzała po sobie – z dezorientacją odmalowaną na twarzy. Nie uważała się za atrakcyjną. Nie sądziła, żeby była brzydka, ale też nie poświęcała dużej uwagi swojemu wyglądowi. Uważała się za przeciętną i jej dotychczasowe doświadczenia z płcią raczej potwierdzały tę teorię – nie opędzała się od mężczyzn, nie dostawała zaproszeń na randki na porządku dziennym. Prychnęła nawet lekko na jego słowa. – Chcesz powiedzieć, że wszystkim facetom jest wszystko jedno, z kim idą do łóżka? – zapytała, wciąż sceptycznie marszcząc brwi. – Jakoś w to nie wierzę – stwierdziła. Może naiwnie. Wiedziała, że często sposób, w jaki widziała świat, właśnie taki się okazywał. Ale może to nie o naiwność tu chodziło, a o fakt, że to ona w stanowiła w tym przypuszczeniu przykład i była oporna przed uwierzeniem, że w jej przypadku by się to sprawdziło – nawet jeśli przed chwilą Gunnar potwierdził, że w jego przypadku byłaby to prawda, co zdawało się zupełnie do niej nie docierać. Wyglądała raczej, jakby opowiedział jej żart. Spojrzała na niego dopiero, gdy zadał kolejne pytanie. Ciekawość błyszczała w jej oczach. Wyprostowała się w miejscu, kącik jej ust mimowolnie powędrował w górę, układając się w krzywym uśmiechu. – Jestem – powiedziała, odchylając się odrobinę, żeby dobrze widzieć ślizgana.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Rozmowa przybrała ciekawy kierunek, dlatego Gunnar zanim rozwinęła się głębiej, skierował swoje spojrzenie na przewoźnika tratwy. Mruknął do niego kilka słów, że poradzą sobie sami z prowadzeniem tratwy i może sobie zrobić chwilę przerwy. Wysadzając go przy brzegu niedaleko stolików. Tratwa i tak poruszała się sama, więc nie bardzo rozumiał ideę przyzwoitki na pokładzie... Widocznie tylko niektórzy, losowi nieszczęśliwcy dostawali swoich przewodników. Kiedy zostali sami, dopiero wtedy Gunnar kontynuował rozmowę. — Tak. Faceci mają swoje potrzeby. Nie rozwijał tego szczerze, bo MUSIAŁA wiedzieć, co ma przez to na myśli, nawet jeśli nie przyjmowała tego do wiadomości. Był jednak jej kolegą, nie ojcem, dlatego nie poczuwał się, żeby rozwijać to stwierdzenie, które zdawało się dość oczywiste. — Co nie znaczy, że ZAWSZE jest nam wszystko jedno. Był w wybitnie dobrym humorze, skoro dalej cierpliwie dopowiadał dodatkowe kwestie, żeby go lepiej zrozumiała. Jednak nie byłby sobą, gdyby się przy tym z nią nie drażnił, z każdym takim stwierdzeniem, zbliżając się do niej o odległość jednej stopy, dlatego ostatecznie i tak znów znalazł się zaraz przed nią. Teraz zastanawiając się czy raz nie przekłamał prawdy. Patrząc na nią z góry, w jej błyszczące tęczówki, obserwując jak światło rozświetlającej ich drogę dyni odbija się w jej oczach... zawahał się przykładając dłoń do jej policzka. Chociaż gwarantował jej odpowiedź, milczał. W ciszy wodząc wzrokiem po jej rumianej twarzy. Od wstępujących na policzki rumieńców, po usta, czy oczy. Czekał, czy się od niego odsunie. Do ostatniego momentu dając jej na to czas. Chociaż powiedział, że jej coś powie, chciał jej pokazać, a później wyjaśnić. Mimo to, zawiesił się w tym postanowieniu, gładząc zamiast tego kciukiem jej policzek, zapamiętując miękkość jej skóry pod opuszką palca. — Chciałem ukraść ci pierwszy pocałunek. Ale wiesz co jest zabawne...? W końcu się odezwał, zamiast do jej ust, pochylając się do jej ucha. — Dzięki tobie wiem, że mogę chcieć więcej. A jednak nie sięgnął po nic. Ani po tytuł złodzieja pierwszych pocałunków, ani tym bardziej innych pierwszych razów. Przez to przemknęło mu przez myśl, że jednak mógłby nie skorzystać, gdyby to ona zaprosiła go do łóżka. Była to jednak tak samo ulotna myśl, jak jego wstrzemięźliwość, bo chwilę potem jej zwykle ledwie dostrzegalnie rozchylone w niezrozumieniu usta, wydały się zbyt dużą pokusą. Chciał wiedzieć, czy smakują tak słodko, jak wyglądają. I czy dostanie w twarz, jeśli ich skosztuje. Składając wargi na jej ustach odkrył dwie ciekawe rzeczy. Ich rozedrganie rozchodzi się mrowiącym dreszczem wzdłuż kręgosłupa i nie chciał żeby odmówiła mu przyjemności pogłębienia tego wrażenia. Dlatego pochylił się niżej, stanowczym, ale nie agresywnym naparciem na jej wargi, zachęcając ją do rozchylenia jej ust. A co zrobiła? ...
Bird Burroughs
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 155
C. szczególne : kwiatowy zapach, szeroki uśmiech i radosne iskierki w spojrzeniu; piegi; na szyi zawsze nosi medalik ze św. Antonim.
Skinęła głową. Tyle wiedziała, chociaż ciężko było jej to sobie przyswoić. Może dlatego, że jedyny chłopak, z którym była, odnosił się do kobiet zupełnie inaczej, niż heteroseksualni mężczyźni, a jej ojciec nie był tym typem, który straszy córkę, próbując ją przekonać, żeby wystrzegała się przed adoratorami. Ledwo dostrzegał, że dorosła do wieku, w którym to mogło jej dotyczyć – o ile dostrzegał. Zazwyczaj nie był wystarczająco przytomny, żeby uświadomić sobie takie fakty, a życie córki było dla niego dosyć odległe, nie tylko przez to, że należeli do dwóch zupełnie różnych światów. – To kiedy nie jest? – zapytała. Szczerze próbowała to zrozumieć – zrozumieć jego. Chociaż tak na dobrą sprawę jedyne, co mogła w tej kwestii zdziałać, to przyjąć do wiadomości to, co mówił, bo coś w jej wnętrzu chciało brnąć w polemikę w tej kwestii. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że to zabawne, że tak otwarcie i prawie bez skrępowania rozmawia na te tematy. Ale zaraz dostrzegła, że Gunnar stopniowo zbliża się w jej stronę. Spojrzała na niego pytająco, przechylając lekko głowę i czekając, aż odpowie na jej pytanie, to które zadała wcześniej. Zaskoczyło ją ciepło jego dłoni na twarzy – a może sama delikatność tego gestu, tak bardzo różna od tego, jak obchodził się z nią wcześniej. Znów nieświadomie wychyliła się w jego stronę, wzrokiem automatycznie podążając w stronę jego ust. Miała wrażenie, że wszystko dookoła ucichło, chociaż w istocie po prostu cała jej uwaga była skoncentrowana na nim. Zadrżała, słysząc go tuż przy uchu, czując jak jej ciało wpada w drżenie, rezonując z tembrem jego głosu. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła się skupić na tyle, żeby ubrać jakąkolwiek myśl w słowa. Tym razem rozsądek nie włączył się do rozmowy, żeby powstrzymać ją przed lekkomyślnym postępowaniem. Cieszyła się z tego w duchu. Chciała postąpić lekkomyślnie. Dlatego nie odsunęła się, nie odepchnęła go, nie powiedziała, żeby przestał. Czy to kradzież, jeśli ta druga strona pozwala złodziejowi wziąć to, czego chce? Na początku znieruchomiała, kiedy ją pocałował. Dopiero w następnej sekundzie wyciągnęła dłoń, kładąc ją na jego ramieniu. Pustka w głowie sprawiła, że poddała się zupełnie wrażeniom wywołanym dotykiem jego ust – elektryczności osiadającej na skórze, delikatnemu łaskotaniu w żołądku. Rozwarła wargi, a gdy Gunnar skorzystał z tego zaproszenia, wyrwało jej się ciche westchnienie. Zacisnęła mocniej palce na jego ramieniu. W sposobie, w jaki ją całował, było dużo wprawy – której ona zdecydowanie nie miała. To właśnie ten kontrast wyrwał ją z letargu, skłaniając do odsunięcia się od niego na niewielką odległość. Jej serce biło tak mocno, że zdawało jej się, że słyszy szum pędzącej żyłami krwi. – Jakie „więcej” masz na myśli? – zapytała cicho, wciąż z trudem łapiąc oddech. Chyba znała odpowiedź na to pytanie – ale coś w wyrazie jej spojrzenia mogło podpowiadać, że od odpowiedzi zależało jego powodzenie w tej kwestii. Nie oczekiwała od niego teraz żadnych zobowiązań. Chyba po prostu chciała sprawdzić, czy dotarło do niego to, co powiedziała mu wcześniej – i czy wziął to sobie do serca, czy traktował jako coś, co można obejść i zignorować.
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
Co tu dużo mówić, występ Cassiana zdecydowanie zniwelował skutki magicznej babeczki, przywołując uśmiech na twarz Mościckiego, nawet jeśli co chwilę rzucał niepokojące spojrzenia w stronę swojego prezentu. Niby przypadkiem przygwoździł kwintopeda do ziemi butem, jednocześnie uważnie obserwując chłopaka. Musiał przyznać, że... prezentował się dosyć efektywnie w światłach reflektorów. Jednocześnie nie mógł też nie zauważyć tego, iż jego drobne poprawki względem stroju również podkreślały jego atutu. Wręcz dodawały mu animuszu. Ignacy odwrócił na moment wzrok od rozpiętej koszuli Cassiana, nieświadomie zwiększając siłę nacisku na swoją nową maszkarę. Kiedy karaoke dobiegło końca, czekał cierpliwie, gdy skończą się brawa i wróci do niego jego partner. – Jak się teraz czuję? – powtórzył niepokojącym głosem, który mu został po występie, jakby nie do końca wiedział, jak odpowiedzieć na to pytanie. Zamilkł na chwilę, a po chwili na jego usta wypłynął delikatny uśmiech. Ignacy zmierzwił lekko Cassianowi włosy. – Jakbym właśnie wyszedł z koncertu lepszej wersji Amortentii. A to sporo mówi o tym i o tamtym. Puchon spróbował uścisnąć swojego towarzysza, jednocześnie cały czas przygniatając butem do ziemi kwintopeda, który jęczał wyraźnie niezadowolony z takiego obrotu spraw. Cóż, co tak właściwie mógł z nim zrobić? Przecież nie puści go samopas! Sama warstwa wizualna wyglądu tego stworzenia odstraszała i zapewne nikt go dostrzeże, nie będzie tym faktem zachwycony. W najlepszym razie ludzie pokrzywią się trochę i odejdą w inne miejsce, starając się jak najszybciej zapomnieć o tym spotkaniu, wlewając w siebie kolejny kieliszek szampana, jednak... Była jeszcze ta druga opcja, prawda? Jeśli ktoś chociaż pomyśli, że ten zwierzak jest niebezpieczny i powiadomi o tym jakiegoś nauczyciela lub – co gorsza – kogoś z Ministerstwa Magii, kto akurat odwiedził bal, mogłoby to się skończyć niezbyt ciekawie. Mimo wszystko Ignacemu udało się w miarę komfortowo objąć Cassiana, klepiąc go lekko po plecach i mrucząc mu do ucha słowa gratulacji za wspaniały występ. Co tu dużo mówić, trafił dużo lepiej niż on. Przynajmniej nie musiał zdzierać gardła, aby zadowolić publiczność, jakimś przedziwnym utworem. Na samą myśl o czarnym mikrofonie, spojrzenie chłopaka od razu powędrowało do kwintopeda. – Masz jakiś pomysł, co powinienem z tym zrobić? – spytał z wyczuwalnym zwątpieniem, wzdychając cicho. Naprawdę nie chciał kończyć imprezy tak wcześniej, biorąc pod uwagę, że dopiero co zaczęli się rozkręcać, jednak miał poważne obiekcje co do tego, czy może spuścić tego zwierzaka z oka na dłużej niż kilka sekund. Aura studenta dosłownie emanowała podenerwowaniem. Już chyba wolałby się zadowolić pucharem podobnym do tego, jaki otrzymał w nagrodę gryfon. Co ta mumia sobie w ogóle wyobrażała? Czy ktokolwiek ustalał z nią warunki przyznawania fantów za udział w tym karaoke? – Dobrze, że przynajmniej ty lepiej trafiłeś – mruknął, wyciągając różdżkę i za pomocą odpowiedniego zaklęcia, unosząc kwintopeda kilka centymetrów nad ziemią. Chwilę później ujął swojego partnera pod rękę i poprowadził ich w nieco bardziej odizolowaną część błoni, przeznaczonych na bal. Musiał się poważnie zastanowić co chciał z tym wszystkim zrobić. Tym bardziej że Beaumont chyba w końcu zaczął się dobrze bawić i naprawdę nie chciał mu zrobić przykrości swoim ulotnieniem się. Nawet jeśli miało to na celu zapewnienie wszystkim uczestnikom imprezy bezpieczeństwa.
Trzeba było powiedzieć, że ta bezpośredniość i szczerość, bijąca od Worthington nie wszystkim się podobała. Jedni obrażali się czasami za jej słowa, drudzy twierdzili, że jest delikatnie mówiąc "nie mądra", że wyraża to co myśli na zewnątrz z tają łatwością, bo nie wszystko powinno być powiedziane na głos. A ona twierdziła, że zatajanie prawdy, tego co się myśli rzeczywiście, czy kłamstwa, tylko utrudniają egzystencję i ludzie sami robią sobie przez to pod górkę. Oczywiście nie oznaczało to, że ona nie miała żadnych problemów - wręcz przeciwnie przez ta szczerość miała ich nawet więcej, bo musiała nie raz tłumaczyć się ze swoich słów. Cóż, dobrze, że dziewczyna (@Marisol Wright) stojąca obok niej nie kazała jej wyjaśniać dlaczego akurat uznała, żeby wyrazić swoje myśli i powiedzieć jej komplement. Merlinie, jak można wymagać aby ktoś tłumaczył się z takich rzeczy. Nie rozumiała tego, ale niektórzy ludzie tego właśnie chcieli. Jednak Ślizgonka, która jej towarzyszyła ewidentnie potrafiła docenić miłe rzeczy, które kierowało się do niej i nie widziała problemu czy podstępu w tym, że ktoś obcy pochwalił jej strój. Zaśmiała się tylko na odpowiedź, którą uzyskała od dziewczyny, bo w sumie jej słowa wcześniej były wypowiedziane w formie żartu, więc miała nadzieję, że nie przejęła się nimi za bardzo. I tutaj widać było pewien problem, jeśli chodziło o rozmowę z nieznajomą osobą, bo jednak nie można było wyczuć na ile można sobie pozwolić w żartach. Ale w sumie Ode zawsze wtrącała w konwersacji swoje poczucie humoru niezależnie od tego czy rozmawiała z koleżanką czy z profesorem. - Odeya. - przedstawiła się ponownie z uśmiechem, nie dając po sobie poznać tego, że zdziwiło ją, że musiała powtórzyć drugi raz swoje imię. Może zwyczajnie dziewczyna tego nie wychwyciła, w końcu Ode zaczepiła ją tak nagle. Ślizgonka mogła jej nie znać, bo jeśli nie interesowała się Quidditchem to tak naprawdę brunetka nie wyróżniała się zbytnio na tle innych uczniów w szkole. Czasami zarabiała szlabany, ale kto ich w swojej edukacji nie miał. Tak samo Odeya nie zdawała sobie kompletnie sprawy z tego, że Marisol może z żalem patrzeć na jej występ na scenie, dlatego, że straciła głos na stałe. Gdyby tylko wiedziała o tym przykrym fakcie, pewnie nie popełniłaby takiego faux pas. Więc jak tylko wróciła, pochwaliła się tym, że jest zadowolona z tego jak wypadła i otrzymała zdawkową odpowiedź, która dała jej do myślenia, rozdziawiła lekko usta i ucichła na moment. - Ale Ty... to nie efekt jedzenia? Merlinie, przepraszam, nie pomyślałam, że... to dla Ciebie może być... przykre - wydusiła z siebie, jednocześnie było jej tak głupio, że musiała wybrać akurat karaoke, kiedy jej towarzyszka nie mówiła. Wszystko przez to, że Ode myślała, że to tylko efekt halloweenowej zabawy... Na szczęście potem rozmowa przeszła na babeczki, które to sprawiły właśnie, że Ślizgonka stała się wampirzycą i w połączeniu z tą cudną, białą suknią wyglądała jak femme fatale, która właśnie wyssała krew ze swojego kochanka. Naprawdę ciekawy efekt. A przynajmniej Ode to fascynowało. - Fajnie to wygląda. Spróbowałabym, ale chyba w byłoby to za dużo w moim przypadku - skazała na swój strój upiora. Co za dużo to nie zdrowo, mawiają. - Nie spodziewałam się, że będzie aż tyle atrakcji. I aż tyle ludzi. Szczerze, to myślałam, że będzie nudno. No i jedzenie jest świetne - dodała po chwili, sięgając po smakołyk w kształcie dyni i nadgryzając go. Skrzywiła się od nadmiaru cukru i kremu.
Marisol Wright
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.79 m
C. szczególne : Pieprzyk nad górną wargą po lewej stronie. Szpecące blizny pokrywające szyje i prawą dłoń.
Nadal odczuwała wampirze kły w buzi, jednak nic się w nich nie zmieniło. Na szczęście zęby nie rosły w miarę jedzenia. Nie pomyślała o tym, zajadając się puszystym ciastem z nadzieniem malinowo-żurawinowym, kiedy zajadała frustracje i cały ból, który zadał jej świat. Postanowiła, że już nie tknie ich, mimo że były naprawdę dobre. Musiała dbać o figurę. Zapewne dziewczyna przedstawiła się wcześniej, ale umknęło to Marisol, kiedy Odey pochwaliła jej kreacje. Wright spodziewała się raczej jakiegoś upokorzenia i dziwnych spojrzeń niż tego, że wywołała na jakiejś twarzy szok. Lubiła to uczucie i słuchała fałszywych pochwał, nie spodziewała się jednak szczerości w słowach innych. Tą szczerość zafundowała jej ta młoda gryffonka. Może właśnie była jeszcze za młoda, aby to zrozumieć? Zrozumieć fałszywość świata. Marisol postanowiła teraz zanurzyć się w obłudzie i kłamstwie, nieważne jak głęboko wpadłaby w tą otchłań, tylko to jej pozostało, jeśli chciała być kochana. Marisol nie znała Odey Worthington. Nawet jeśli była ścigającą drużyny Gryffindorów. To nie tak, że ślizgonka nie interesowała się Quidditchem, niegdyś sama grała w reprezentacji swojego domu. Teraz nie chciała wsiadać na miotłę i pokazywać się światu. Ludzie stali się dla niej anonimowi, a kiedyś wiedziała o nich niemal wszystko. Wypadła z tego wszystkiego na jakieś dwa lata i wróciła odmieniona niczym... No właśnie niczym kto? Czy naprawdę była odmieniona? Raczej żałosna.
Meriln nie ma tu nic do rzeczy. Chciałabym, żeby to było przez jedzenie.
Napisała ponownie na kartce i odsłaniając swoje niezdarne pismo przed Worthington. Zaśmiała się niemo, jakby to naprawdę było śmieszne, bo tak było. Kiedy ludzie nie wiedzieli, nie dostrzegali tego, co już inni dawno w niej dostrzegli — przeżywała na nowo ich zaskoczone spojrzenia. Dzisiaj do nich należała młoda gryffonka.
Prawda.
Potwierdziła jej słowa. Nie było nudno, naprawdę wiele się działo. Może trochę za dużo słodkości, emocji i paranoi Marisol Wright, ale nie żałowała, że tu przyszła.
A więc, gdzie podział się Twój partner? Ja z oczywistych pobudek nie mam.
Wystarczy na mnie spojrzeć. Albo wejrzeć w duszę. Na szczęście nikt nie mógł uczynić tego drugiego. Przyszła tu sama. Nikt jej nie zaprosił, a nawet jeśli — odmówiłaby. A teraz stała tu z Odey. Przybyła tu czując, jakby przełamała w sobie jakąś barierę. Wiedziała, że jest silna i żaden mężczyzna jej tego nie odbierze już nigdy.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Liczył na to, że ta dziwna słabość minie, że mroczki przed oczami odpuszczą i że wszystko szybko wróci do normy. Nie pomylił się, choć trzymało go dłużej, niż przypuszczał. A może po prostu wszystko działo się szybciej? Może Krukon w smoczym przebraniu dołączył do niego raptem po chwili? Nie potrafił ocenić i winił za to specyficzną atmosferę na tym upiornym balu. Może wszechobecna mgła była zaczarowana i powodowała coś na zasadzie halucynacji? Nie zdziwiłby się zbytnio. Postanowił więc przestać analizować wszystko dookoła i popracować nad szybszą adaptacją do zmian. Przecież nie był nowicjuszem! - Czekam na odpowiednią okazję i równie odpowiednią duszyczkę. - poszerzył uśmiech, uwydatniając swoje zmarszczki mimiczne, choć nie było to super widoczne spod obszernego, czarnego kaptura. Podwinął postrzępione rękawy swojej szaty, by mieć łatwiejszy dostęp do stołu pełnego różnych smakowitości. W końcu jedzenie to jeden z najważniejszych elementów bali wszelakich! Nie mógł się jednak zdecydować; wszystko wyglądało podejrzanie. Pysznie, zachęcająco, ale nadal podejrzanie. - Z drugiej strony... jakby było słabo, to zawsze możesz się, no wiesz, ulotnić. - poszedł za ciosem i pokusił się o wyjątkowo suchy żart słowny, którego chwilę później pożałował. Przydałoby się coś do popicia, coś mocnego i... w dużych ilościach. W pewnym momencie przed twarzą przeleciała mu serowa miotełka. Chwycił ją bez zastanowienia, rzucił okiem i zjadł, tak po prostu. Nie odczuł zupełnie nic, żaden bodziec go nie zaniepokoił i już myślał, że obędzie się bez efektów ubocznych, kiedy to zobaczył swoje przeraźliwie białe dłonie. Przestraszył się, że zaraz znów zrobi mu się słabo i chwiejnie, że zaraz straci przytomność, ale... nic bardziej mylnego. Czuł się dobrze, jedynie pobladł. Takie ekscesy był jeszcze w stanie zaakceptować. - Bez różnicy. Jak zacznę tańczyć, to i tak uciekniesz. Ty i wszyscy dookoła. - znów się uśmiechnął, trochę żartując, a trochę nie. Nie był dobrym tancerzem. - To co, chcesz się przekonać? - zapytał, ale nie czekał na odpowiedź. Coś go tchnęło do tego, żeby rozpocząć tę parkietową masakrę. Akurat zagrali jakiś luźniejszy, bardziej dynamiczny kawałek, więc poszedł na całość, realizując najgłupsze choreograficzne pomysły, jakie tylko przyszły mu do głowy. Wygłupiał się, jak zazwyczaj, ale... grunt, to mieć dystans do siebie i swoich ułomności, prawda? Wymachiwał szatą i szczerzył się jak debil. No i nieźle się przy tym bawił. Jeśli w Azkabanie robiliby potańcówki, to na pewno wyglądałyby w ten sposób!
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Magia przychodziła jej z łatwością i stanowiła rozwiązanie większości drobnych problemów. Sięganie po nią było czystym odruchem i nie wyobrażała sobie tego, by miała się gdzieś wybrać bez różdżki przy boku. Czuła się bez niej jak bez ręki. Wolała być zawsze gotową do tego, by rzucić choćby najprostsze zaklęcie. Miała nadzieję, że uda jej się skutecznie rozgrzać Puchonkę, którą przyciągnęła bliżej siebie. Miała tylko nadzieję, że to coś da i faktycznie uda jej się uzyskać upragniony efekt. Nie odpowiedziała nic na żaden z komentarzy dziewczyny, bo nie bardzo miała jak. Zresztą te chyba nie potrzebowały zbytnio dodatkowego komentarza. Całe szczęście towarzyszący im podejrzany gość postanowił, że jednak mogą zawrócić i skierować się w stronę brzegu zgodnie z życzeniem Williams, której pomogła zejść z pokładu, gdy tylko dobiły do miejsca swojego przeznaczenia.
Nie miała pojęcia jakie myśli kłębią się w głowie Ślizgonki (@Marisol Wright), a jej aparycja wcale nie wskazywała na to, że czuła się źle sama ze sobą. To znaczy nie tyle źle, co chyba nie miała zbytniej wiary w siebie i trochę sobie umniejszała. Odeya jej nie znała i nie wiedziała o tym jaka była wcześniej, dlatego wydawało jej się, że musi ona nie mieć problemów. Jest śliczna, zgrabna, dostała się na studia... Co prawda kilka minut później Gryfonka dowiedziała się, że utraciła ona mowę na stałe, a nie był to efekt jedynie tymczasowy, przez co doszła do wniosku, że to musiało być dla niej trudne. Z pewnością nie było prosto pogodzić się z tym, że nie można komunikować się z innymi tak jak cała reszta i mogło źle to wpływać na jej nastawienie. Ale przecież sposoby na porozumienie się są różne. Przecież to nie oznaczało koniec świata. Pewnie dla Marisol na początku tak, ale myliła się. Nie odezwała się ani słowem na temat tego, że już wcześniej zdradziła dziewczynie swoje imię, bo było to nie istotne. Najważniejsze, że teraz już obie się znają (przynajmniej po imieniu) i mogą miło sobie pogawędzić. Worthington nie miała pojęcia o przeszłości Ślizgonki, o tym, że kiedyś grała w Quidditcha, że była w tym dobra. Z pewnością, gdyby jasnowłosa jej to zdradziła, to miałyby idealny temat do rozmowy. Jednak ostatecznie okazało się, że Odeya popełniła gafę i dziewczyna miała poważną dysfunkcję, a ona postąpiła niezbyt dyskretnie jeszcze lecąc na scenę i śpiewając. - Wybacz - powtórzyła jeszcze raz, bo naprawdę było jej głupio z tego powodu. A chwilę później z powrotem rozmawiały o stroju Ślizgonki, aby za moment ta spytała Ode o partnera. Dziewczyna wydęła usta, a następnie cmoknęła nimi delikatnie. - Wystawił mnie. - oznajmiła krótko, wzruszając po chwili ramionami i rozglądając się wokoło. Ale sekundę później wróciła do niej wzrokiem i zmarszczyła brwi. - Czekaj... Jak to "z oczywistych pobudek"? Przecież jesteś piękna, zgrabna i przemiła - dlaczego ktoś miałby Cie nie zaprosić? - spytała, oczywiście nader delikatnie i z wyczuciem (aut.: ironia!), bo nie wpadła na to, że to też może dziewczynę zaboleć, skoro stoi tutaj sama. Jeszcze przez kilka dobrych minut tak rozmawiały, jednak Odeya uznała, spoglądając na bawiących się świetnie znajomych, że wszystko tutaj przypomina jej o tym, że to nie tak miało wyglądać. Przyszła na ten bal tylko dlatego, że Daemon ją zaprosił. Ta impreza nie interesowała jej wcześniej. A tymczasem, Ślizgon się nie pojawił, a Worthington nachodziły coraz gorsze myśli co do zemsty na chłopaku. Chyba nie chciała już dłużej tu być. - Przepraszam Cię najmocniej, ale ja muszę już wracać. Skoro mój... towarzysz się nie pojawił do tej pory, to chyba oznacza, że już tego nie zrobi. - zaczęła z lekką nutą goryczy w głosie, po czym nieco się rozpromieniła i posłała dziewczynie delikatny uśmiech. - Naprawdę sympatycznie się rozmawiało i miło było Cię poznać, Sol. Do zobaczenia. - pożegnała się z nią ciepło i nawet przytuliła jasnowłosą, po czym oddaliła się, aby ruszyć w kierunku zamku. Było chłodno i czuła to kiedy przekroczyła magiczną barierę, dlatego opatuliła się szczelnie szalikiem i przyspieszyła kroku. Mimo, że Avrey ją wystawił to przyjemnie spędziła te pare godzin w towarzystwie Marisol i nie żałowała, że pojawiła się na imprezie halloweenowej.
//zt
Talia L. Vries
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
Być może ktoś w tle śpiewał. Być może robił to nawet tak niesamowicie, że tłum wpatrywał się w niego zahipnotyzowany. Być może, gdyby była nieco bliżej i ciut bardziej zainteresowana, to i jej spojrzenie błądziłoby sylwetce mężczyzny, który wydobywał z siebie dzikie dźwięki w rytm piosenki, która niosła się echem po tafli jeziora, zapewne budząc nawet mieszkające w głębinach wodne żyjątka. Vries była jednak zbyt daleko, by urok zaklętego syreniego pucharu objął ją swoim działaniem. Właściwie cały czas zastanawiała się co zrobić i w którą stronę pójść – jednocześnie chcąc się nieco rozerwać, jak i z każdą mijającą sekundą czując się coraz bardziej nieswojo. Nie przeszkadzał jej fakt, iż prawie nikogo nie znała, jednak samotne spędzanie balu wprawiało ją w dziwaczne otępienie. O tak, czuła się nieswojo. W końcu ile można stać z boku i zamykać sobie usta papierosem? No cóż, jak na razie ta forma aktywności wychodziła jej niesamowicie. Czasem łatwo ulatywał jej z pamięci fakt, że nie ma kilkuset lat, tylko dopiero dobiega do granicy trzydziestki. Zapominała się sama w sobie, odpychając gdzieś wszelakie popędy – ale to Anglia działała na nią tak przygnębiająco. Kraj ten był smutny jak pizda, a do tego pachniał deszczem, który jeśli nie padał, to leżał odłogiem w głębokich kałużach na chodnikach. Tutaj wszyscy wydawali się jakby całun mizerności opadł im na ramiona, snując się szarymi ulicami.
Popiół opadł samoistnie, wyrywając ją z zamyślenia. Stopy same zaprowadziły ją w stronę ciężko zastawionych stołów, które uginały się od różnych przekąsek. Koszmar tego, który ma problem z byciem decyzyjnym. Sama raczej przyglądała się, nie zamierzając się na nic zdecydować. Tym bardziej, że wzrok utkwiony miała już nieco dalej, w innym miejscu. A raczej - w osobie. Gdzieś na wysokości grdyki, która osłonięta była… koloratką. Znała tą szyję. Znała tę twarz, na którą opadało leniwe światło latarni, pochłoniętą teraz w rozmowie z kimś dla niej obcym. Być może patrzyła na niego o sekundę za długo, by tego spojrzenia móc nie posądzić o dodatkowe, ukryte emocje. Ciekawość rozbijała się jednak o kości jej czaszki, podsuwając pytanie – co do jasnej ciasnej, robił tu @Dean Cassidy? Czy gubił się tak jak ona? Nie, był zbyt pragmatyczny na takie nieuzasadnione ruchy. Jeśli tu jest, to znaczy, że ma konkretny interes. A jeśli Vries nie myliła się w swoich przeczuciach, tym bardziej postanowiła mu nie przeszkadzać.
Ktoś za to postanowił przeszkodzić jej. Głos skracał „r” w charakterystyczny sposób, który był jej tak znajomy, że odpowiedziała naprędce, zanim odwróciła się do jego źródła. — Vous plaisantez, non? Jedyny alkohol jaki masz tu szansę znaleźć to najwyżej sok owocowy, który zaczął fermentować od tego ciepła. Odpowiedziała, zerkając za ramię. Mężczyzna wydawał się starszy niż większość zebranych na balu, a mimo to sprawiał wrażenie, jakby należał do najbardziej rozbawionej czołówki. Nie uszło jej uwadze, że niektórzy zerkają na niego, szepcząc coś do siebie, a inni jeszcze biją brawa, jakby ten co najmniej zamienił wodę z jeziora w wino. Czy coś pominęła? Patrząc na niego, chyba coś poczuła. Delikatną wibrację, która metaforycznie popchnęła ją w jego stronę – dlatego zrobiła to, co następuje. Miała ochotę tańczyć. Miała ochotę do niego mówić. Właściwie, to miała ochotę też coś zniszczyć. Zamiast tego, zaczęła od poruszenia biodrem, o które oparta miała torebkę na cienkim pasku – przedmiot w niej wydał charakterystyczny dźwięk cichego dzwonienia, jak wtedy, kiedy coś obija się o szklaną butelkę. Uśmiechnęła się, przechylając głowę. — Na szczęście zawsze jestem przygotowana na wszelakie okoliczności. Zboczenie zawodowe. Faktycznie miała przy sobie napoczętą butelkę ginu, którą zgarnęła ze swojej nocnej szafki w ostatnim, machinalnym geście przed teleportacją. Domyślała się, że szkolna impreza raczej będzie odbywała się na grzecznego, ale i tak niemile rozczarowała się, gdy cydr smakował jabłkami i… jabłkami. Żadnej nuty czegoś mocniejszego. Może to i lepiej, biorąc pod uwagę, że znając spust niektórych, pewnie czyjaś kąpiel w jeziorze skończyłaby się jego wiecznym zamieszkaniem? Bez żadnych, najmniejszych ograniczeń, wsunęła swoją dłoń w dłoń mężczyzny, wskazując podbródkiem nieco oddalone miejsce, gdzie drzewa porastały brzeg gęściej. — Jeśli nie chcesz dostać szlabanu, powinniśmy chociaż udawać, że nie łamiemy zasad na widoku. Chyba, że czyszczenie pucharów Ci nie straszne? Dodała, kierując wzrok na ten, który trzymał w wolnej ręce. Fan staroci, czy co?
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
Uśmiech, który pojawił się na twarzy Ignacego zdecydowanie pokrzepił chłopaka. Wydawać by się mogło, że po smutku, który wydawał się być dominującym przez ostatnie chwile pozostało już jedynie wspomnienie, a gryfon nie wiedział co sprawiło teraz tak szybką zmianę, tym razem w pozytywnym kierunku. Niemniej jednak liczyło się to, że było lepiej... Cassian schodząc ze sceny przeczesał swoje krótko ostrzyżone włosy jakby odruchowo, będąc przyzwyczajonym, że w sytuacji takiej jak ta, te swobodnie opadają mu na twarz. No cóż... Nie tym razem. - W porządku... Co jest zadziwiające. - Posłał mu ciepły i serdeczny uśmiech. - Dobrze, że ten mikrofon był zaczarowany... - Klepnął go w klatkę piersiową, w momencie komentarza o lepszym występie niźli oryginał.
Beaumont nie potrafił śpiewać i nie mówił tak z powodu wrodzonej skromności. Jego szanty na łodzi zdecydowanie bardziej przypominały śpiew trytona na powierzchni niźli jakikolwiek inny znany człowiekowi dźwięk. Niemniej jednak był bardzo wdzięczny za to doświadczenie, bo... Zdecydowanie go rozruszało. Wpadł w wyśmienity humor co było widać po zaróżowionych policzkach chłopaka.
Przyjemny uścisk, w który wpadł chwilę po zobaczeniu Ignacego zdawać by się mogło, że trwał zaledwie kilka sekund, ale wywołał w chłopaku nieodparte wrażenie pogrążania się w nim. Czegoś magicznego co w nim kiełkowało i czegoś, czego nie chciał przerywać. Przywarł bokiem swojej głowy do jego piersi ocierając policzek w koszulę. Wszystko, mimo swojej naturalności, sprawiało, że Cassian nie był w stanie w to uwierzyć, że poddawał całość w wątpliwość. Finalnie jak piękny by ten sen nie był to nigdy nie jest miłe uczucie, kiedy budząc się ze snu, niczym pękająca bańka mydlana wracamy do rzeczywistości. - Będzie idealne, żeby trzymać na tym kufer, nie uważasz? - Odparł rezolutnie starając się znaleźć jakiś pozytyw.
Generalnie nie dziwił się pewnemu zmieszaniu, które towarzyszyło chłopakowi. Sam nie wiedziałby, jak powinien zareagować na nagrodę. Z jednej strony to przedziwny przedmiot do prawdy i na dobrą sprawę nie wyobrażał sobie trzymać czegoś takiego w domu. Z drugiej... Nie wypadało odrzucić nagrody. Chłopak spodziewał się, że prędzej czy później wyląduje to na śmietniku, ale teraz... By nie zasmucić organizatorów powinni to zabrać. - No ja mam syreni puchar, który... Chyba swoje wycierpiał na dnie jeziora. - Zaśmiał się wskazując na pokrywającą go rdzę i niedoskonałości. Jednocześnie dał się prowadzić chłopakowi nie wiedząc co ten planuje. Czuł jednak, że bal na dobrej zabawie naprawdę szybko im mija i... Powoli przychodzi czas na zakończenie tego wszystkiego. Nie chciał wracać jeszcze do dormitorium, ale bańka... Zdawała się pękać. Chociaż, może..?
Upiorny sezon. Niestety, jak pokazuje szkolna rzeczywistość, tylko w teorii. Przypomniał sobie, że dawno nie przeżył czegoś, co byłoby w stanie go wystraszyć, nie mówiąc już o innych odstawionych do szafy emocjach. Szukać wrażeń pozostało mu na inne sposoby. Dla przykładu takie zagadywanie do nieznajomych przedstawicieli płci przeciwnej zawsze było dla niego swego rodzaju ruletką. Miało to swój urok. Pierwsze wrażenie. Poznawanie czegoś nowego. Zapisywanie świeżej karty, a później gonitwa za odkryciem wszystkich niewiadomych. Im więcej wiesz, tym większą masz przewagę. Dopóki ktoś nie usłyszy za dużo, nie zobaczy za dużo albo dowie się czegoś, czego tak właściwie nie chciał się dowiedzieć. Ah shit, here we go again. Nieznajoma w pierwszej kolejności sprawiła mu małą niespodziankę, odpowiadając w ojczystym dla niego języku. Maska skryła brew mężczyzny uniesioną do góry w reakcji na jej słowa, lecz nie mogła skryć błysku w jego oczach. — Je suis sérieux. — odparł z nutą powagi, po chwili gubiąc wątek, kiedy zaczął się jej przyglądać. Bezpardonowo machnął różdżką, która nagle znalazła się w jego dłoni, i zwinnym ruchem rozświetlił jedną z latających na ich głowami dyń, a powłoka jasnego światła spowiła sylwetkę kobiety. Skupiony na niej wzrok mężczyzny przemieszczał się od jej twarzy w dół po skąpo odzianym ciele. Bez pośpiechu wędrował swoim spojrzeniem po jej skórze i elementach prześwitującego ubioru, wyłapując jej rysy i zapisując ten obraz w pamięci. Już wcześniej dostrzegł jej strój, ale dopiero teraz miał okazję ujrzeć nieznajomą w pełnej okazałości. Dźwięk uderzanego szkła dochodzący z jej torebki spowodował szybki powrót na ziemię. Jej uśmiech potwierdził jego przypuszczenia - miała jakiś trunek w zanadrzu. Czyżby spadła mu z nieba? Kolejny upadły anioł błąkający się po ziemi w bliżej nieokreślonym celu? Nie. Jeszcze za wcześnie na takie wnioski. — Zawsze przygotowana? — tutaj celowo zrobił pauzę, po czym kontynuował — Masz jeszcze jakieś inne zboczenia zawodowe? — zapytał prowokująco z czystej ciekawości jej odpowiedzi. Nawet nie dociekał, czy posiadany przez nią alkohol to coś mocniejszego bliżej 40% objętości, czy jakaś namiastka do popijania. Wziąłby wszystko, co chociażby pachnie procentami. Bez wahania przystał na jej propozycję udania się w nieco oddalone miejsce. Co prawda ani szlaban ani czyszczenie pucharów nie było mu straszne, ale nie powiedział jej tego. W zamian przytaknął. — Masz rację. Lepiej łamać zasady nie będąc na widoku. — stwierdził tajemniczo, po czym chwycił jej dłoń i pewnym krokiem udał się z nią w stronę drzew. Kobieta wydawała mu się wyjątkowo otwarta, pewna siebie i odważna, co było miłą odmianą w porównaniu do ostatnich doświadczeń z płcią przeciwną. Nadal czuł w kościach swój niedawny upadek, lecz alkohol przyćmiewał ten ból. Nawet mu nie doskwierał. Jedynie przypominał mu, że nadal żyje. Oraz że dał się zrobić swoją własną różdżką. — Chyba się nada do picia. Przynajmniej będzie jakiś pożytek z tej nagrody. — ocenił swój podniszczony puchar, przyglądając mu się przez moment, a następnie podstawił go bliżej nieznajomej w oczekiwaniu na uzupełnienio go odpowiednim płynem. Znów zaczął przeszywać ją wzrokiem. — Nie kojarzę tej twarzy. Jesteś tu nowa, czy przysłali Cię z ministerstwa na zwiady do Hogwartu? — zażartował, choć nawet by się nie zdziwił, gdyby tak właśnie było.
Efekt mikrofonu(hipnotyzujący głos) - 1/3 posty
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Sama również poczuła się o wiele lepiej, kiedy Will wrócił do siebie. Nie potrafiła wyobrazić sobie tego dziwnego uczucia, które mogli mu wcześniej towarzyszyć, ale nawet nie próbowała tego zrobić. Szczerze mówiąc chciała, aby poszło to jak najszybciej w niepamięć i nie przeszkadzało im w dalszej zabawie, bo przecież po to tu właśnie przyszli. Ten niefortunny incydent za nic w świecie nie powinien rzutować na resztę wieczoru. Dość szybko jednak opuściły ją jakiekolwiek wątpliwości z tym związane, na szczęście. A zresztą jak mogło być inaczej, skoro jej myśli zostały zupełnie zdominowane przez chłopaka, w którego objęciach właśnie się znajdowała? Bez żadnego problemu mogła stwierdzić, że nie był już tak spięty jak jeszcze kilka minut temu, a sposób na rozluźnienie, który w wakacje podał im podczas trwania pamiętnego rytuału dziękczynnego stary Ebenezer najwyraźniej działał bez zarzutów. Zachichotała na jego słowa o chwilowym powstrzymaniu się od spróbowania innych potraw przygotowanych specjalnie na tę okazję, ale przytaknęła kiwnięciem głowy. Sama nie dość że nie była głodna, to wolała po prostu jeszcze przez jakiś czas uniknąć ewentualnych kolejnych 'efektów ubocznych'; tym bardziej rozumiała w tej sprawie stanowisko Willa. - Pewnie. Mam nadzieję, że na czas balu uśpili kałamarnicę albo jakoś ją przekonali, żeby się nie bawiła gośćmi... z gośćmi chciałam oczywiście powiedzieć - wyszczerzyła się, kiedy ruszyli w stronę tratw. Nie mogła również nie przypomnieć sobie, jak razem z Larą widziały to legendarne stworzenie z bliska, jeszcze w zeszłym roku szkolnym. Może nie całe, ale w każdym razie wystarczającą jego część, aby być pewnym, że jest tak wielkie, jak się mówi. - Myślisz, że te tratwy są stabilne? - spytała, wchodząc niepewnie na jedną z nich. Jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że przecież była to impreza szkolna, więc wszystko powinno być tak dopięte na ostatni guzik, aby nikomu nie stała się krzywda. A jednak nie mogła pozbyć się tych obaw, które wciąż siedziały jej gdzieś z tyłu głowy. - Okej, płyniemy, więc jest chyba dobrze - stwierdziła. Istotnie tak właśnie było - z każdą kolejną sekundą znajdowali się coraz dalej od brzegu, ale jabłka zdawały się jakby od nich uciekać. A w każdym razie od niej, bo w wodzie po jej stronie tratwy nie pływało ani jedno, które znajdowałoby się choćby na wyciągnięcie ręki. Niedbałym ruchem dłoni machnęła nad głową i tym samym przygasiła nieco światło, które rzucała dynia, po czym zmrużyła oczy, uformowała usta w dziubek i z takim zawziętym wyrazem twarzy wpatrywała się w taflę jeziora, jakby w ten sposób miała przywołać nieposłuszne owoce. - Może te jabłka to była tylko iluzja? - rzuciła, prostując się wreszcie z cichym westchnięciem i odwracając w stronę chłopaka.
Student uścisnął Cassiana, a następnie poklepał go pokrzepiająco po ramionach. Było im tak zapewne nawet przyjemnie, jednak gdy Gryfon wyrzucił sobie z siebie pewien komentarz, Ignacy parsknął lekko, odsuwając się minimalnie. – Widzę, że żarty się ciebie trzymają – odparł, starając się powstrzymać grymas, wypływający na jego twarz. Najgorsze było to, że ta sytuacja wcale nie była zabawna, ponieważ w gruncie rzeczy bardzo skomplikowała im cały wieczór. Gdyby Mościcki wiedział, że przystąpienie do karaoke skończy się w taki sposób, to z miejsca zaciągnąłby Cassiana na parkiet lub jakiejś innej atrakcji, które były do wyboru podczas tej imprezy. – Przynajmniej puchar nie wygląda tak, jakby miał zamiar rozszarpać na kawałki najbliższą osobę przechodzącą obok – mruknął, wciąż przyglądając się kwintopedowi z niedowierzaniem. Widział to w jego oczach. Magiczny potwór wodził wzrokiem od jednej osoby do drugiej, skupiając się jednak przede wszystkim na swoim nowym właścicielu oraz Cassianie. Ignacy skrzywił się i dla pewności powtórzył zaklęcie lewitujące, aby uniknąć jakiegoś przykrego incydentu. W ostatnim czasie Hogwart nawiedziło tyle problemów, że atak stwora wygranego w konkursie karaoke w samym środku balu, raczej nie zostałby zbyt pozytywnie przyjęty przez kadrę pedagogiczną lub gości przebywających na co dzień poza murami tej szkoły. Westchnął cicho. Naprawdę nie chciał kończyć tej nocy w ten sposób, akurat w momencie, gdy jego towarzysz najwidoczniej zaczynał się lepiej bawić i przyzwyczajał się do atmosfery, jednak... Rozsądek podpowiadał mu, że powinien się stąd ewakuować z uwagi na bezpieczeństwo reszty grupy. Co tu zrobić, co tu zrobić? Nagle jego oczy rozbłysły Przecież większość uczniów i studentów przebywała właśnie tutaj i raczej nie zaczną w środku nocy buszować po całej szkole, zaglądając we wszystkie zakamarki. Może mógłby zamknąć swojego nowego zwierzaka w jakimś schowku lub przechować go w kufrze jakiegoś znajomego w dormitorium Hufflepuffu? Dzięki temu udałoby mu się zyskać te dwie, może nawet trzy godziny, aby jeszcze spędzić trochę czasu ze swoim partnerem tego wieczora. – Co powiesz na mały spacer? – zaproponował dyskretnie, rozglądając się dookoła, jakby ktoś zaraz miał go zganić za ten pomysł. Zanim Gryfon zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, młody student zaczął wyjaśniać mu szczegóły całego planu, licząc, że ten nie będzie zawiedziony tym, że tak szybko znikają z przyjęcia, aby poszukać sobie miejsca gdzieś indziej. Jakby się tak nad tym zastanowić, to wszystko, czego potrzebowali, mogliby znaleźć w zamku. Jedzenie? W kuchni było go pełno. Muzyka? Też by się dało zorganizować. Gdy oboje doszli do porozumienia w tej kwestii, Ignacy i Cassian opuścili bal, starając się jak najmniej przyciągać uwagę przypadkowych gości. Nie było to łatwe zadanie, biorąc pod uwagę, że na Gryfonie wciąż ciążyły efekty magiczne efekty spożytego posiłku, a powietrzu lewitował kwintoped, jednak jakimś cudem udało im się przemknąć do wyjścia, unikając interwencji ze strony nauczycieli. Kto by się spodziewał?
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Uniósł kącik ust w odpowiedzi na jej stwierdzenie odnośnie kałamarnicy, po cichu mając nadzieję, że organizatorzy faktycznie jakoś zadbali o to, żeby naczelny rezydent hogwarckiego akwenu był na tyle udobruchany, żeby odpuścić sobie zabawy z uczestnikami balu. — Prezentują się dość solidnie — odparł, przyglądając się badawczo ich pojazdowi nim sam się na nim ulokował. Tratwa moment później odbiła od brzegu i zaczęła się kierować w głąb jeziora, coraz bardziej się od niego oddalając. Kiwnął przytakująco głową, gdy się ponownie odezwała, by następnie dodać z zawadiackim uśmiechem: — A w razie czego będę cię asekurować. I tak sobie płynęli, płynęli i jeszcze raz płynęli, a po jabłkach ani śladu. W pewnym momencie odwrócił głowę w jej stronę, z delikatnym rozbawieniem obserwując jej starania, po czym cicho się roześmiał na jej spostrzeżenie jakby owoce miały być jedynie iluzją. — Może za słabo się rozglądasz? Bo to mi wygląda na całkiem realne. — Wskazał podbródkiem na jedno z jabłek, które znalazło się całkiem blisko ich tratwy po jego stronie; na tyle, że nie powinien mieć większego problemu ze złapaniem go w zęby, a wyglądało na takie, które może sobie skrywać jakiś cenny fant. I faktycznie chwycenie go nie przysporzyło mu większych trudności – wystarczyło, iż się nieco bardziej nachylił i owoc był jego. — Ficisz? Prafcife — oznajmił z triumfem, choć nieco niewyraźnie, nie wypuszczając swojej zdobyczy z ust i jednocześnie zwracając głowę w stronę Puchonki, wyraźnie ukontentowany. Oczywiście kompletnie nie przewidział faktu, że na to konkretne było więcej amatorów, a konkretniej jeden – druzgotek, bardzo niezadowolony z faktu, że ktoś poważył się capnąć upatrzone przez niego jabłko. Nie wiedzieć czemu, może jest na jakiejś diecie owocowej? Bądź co bądź liczyło się jedynie to, że się wkurzył i ledwie Ślizgon wziął owoc do ręki, żeby sprawdzić co właściwie dał radę upolować, gdy ten na niego wyskoczył, z miejsca przypuszczając atak. Chłopak z przekleństwem wypuścił jabłko, które sturlało się z powrotem do wody, usiłując się jednocześnie opędzić od tego zaciekłego furiata. W końcu dał radę i stworzenie z powrotem wylądowało w akwenie, aczkolwiek niestety nie obyło się bez strat. — Go hIfreann leat a shlíomadóir lofa! — sarknął jeszcze w irlandzkim zaśpiewie, łypiąc w stronę miejsca, gdzie zniknął druzgotek, ale ten już raczej nie miał zamiaru się z nim więcej bawić. — Kałamarnicy ktoś najwyraźniej powiedział, żeby nie włączała się do zabawy, ale druzgotkom chyba nikt tego nie przekazał — zwrócił się do swojej towarzyski z nutą sarkazmu w głosie, by następnie spojrzeć na swoją lewą rękę, od której pulsowało bólem i wyraźnie się skrzywić; w ferworze walki nie zwrócił na to większej uwagi, ale ta mała cholera pokąsała go dotkliwiej niż przypuszczał. Można wręcz powiedzieć, że rozorała mu zębami przedramię, z którego teraz sączyła się dość obficie krew. — Nie wierzę… jesteś w stanie coś na to poradzić? Zakładam, że vulnus alere tu za wiele nie da... — Uśmiechnął się nieznacznie, starając się przy tym zrobić dobrą minę do złej gry, choć bez trudu mogła zauważyć, że go to zwyczajnie boli. — I czy to tylko ja, czy ta tratwa wcale nie kwapi się, żeby wracać do brzegu…? — Zauważył po krótkiej chwili. Oddalili się już od niego dość znacznie, jabłek wokół ani sztuki, a ich pojazd wodny dryfował sobie dalej w najlepsze. No fajna ta zabawa w łowienie jabłek, taka niezbyt bezpieczna.
Naprawdę zaczynała nabierać przekonania, że te jabłka to po prostu jakaś farsa i nic z tym jeziorze nie ma... ale nie miało to najmniejszego sensu, bo po co ktoś miałby coś takiego robić. A może owoce miały jakiś szósty zmysł i podpływały do osób, które sobie upatrzyły? Albo to ona zwyczajnie była beznadziejna w tej zabawie. - O przepraszam bardzo, czy ty właśnie sugerujesz, że mam problemy ze wzrokiem? - prychnęła i spojrzała na niego z uniesionymi wysoko brwiami, jakby chciała powiedzieć 'jak w ogóle mogłeś tak pomyśleć'. - Ranisz moją dumę - uznała, przyglądając się jego próbie złapania jednego z pływających tuż obok... jabłek. Odwróciła się na chwilę, aby spojrzeć na jezioro roztaczające się za nią, ale ponownie nie dostrzegła ani jednego owocu. Czy to był jakiś marny żart? Przecież to niemożliwe, żeby wszystkie znajdowały się tylko po tamtej stronie! Kiedy się odwróciła, słysząc triumfalne słowa Ślizgona, nie zdążyła nawet mu pogratulować czy w ogóle odezwać się w żaden sposób, bo nagle z wody wyskoczył druzgotek, a ona instynktownie się skuliła, obejmując rękami głowę i oczywiście wydając przy tym pisk. Co jak co, ale tego to się nie spodziewała, zresztą nie była chyba jedyna. - Nie zrozumiałam z tego ani słowa i chyba nie chcę zrozumieć - stwierdziła, odgarniając z twarzy włosy i nieco oddalając się od brzegu tratwy, bo zauważyła, że - o zgrozo - od jeziora dzieli ją tylko kilka centymetrów. - Nie wierzę, że to się wydarzyło. Dosłownie kilka, kilkanaście minut temu rozmawialiśmy dokładnie o tym- na grób Merlina, przecież ty krwawisz! - krzyknęła, nie kryjąc swojego przerażenia, no bo nie było to nic dobrego. Zszokowana patrzyła na rękę Willa. Nie sądziła, że druzgotek okaże się tak zawzięty na to jabłko, bo z tego co do tej pory sądziła, one jadły inne rzeczy. Cóż, niespodzianka. - Nie, nie da rady. Idealne byłoby Vulnera Sanentur, chociaż Vulnera Arcuatum też mogłoby dać sobie radę... Tyle że nie umiem żadnego z nich - jęknęła, z rezygnacją przymykając oczy. W dodatku tratwa faktycznie stała w miejscu, dość daleko od brzegu. Co jeszcze będzie przeciwko nim? - Myślę, że najlepszym wyjściem będzie po prostu wezwać jakiegoś nauczyciela na pomoc. Nie chcę, żeby coś poszło nie tak - powiedziała zmartwiona i wystrzeliła ze swojej różdżki snop czerwonych iskierek, chyba dość jednoznaczny sygnał. Na szczęście nie musieli długo czekać, aż ktoś z kadry obserwującej brzeg zauważy sygnał i już wkrótce sytuacja nie była tak dramatyczna. Co więcej, zostali przetransportowani na brzeg, aby na pewno nic więcej się im nie stało. - Nie spotkałam jeszcze kogoś, kto aż tak przyciągałby niebezpieczeństwa - rzuciła, próbując unieść kąciki ust w niemrawym uśmiechu. - Mam nadzieję, że chociaż rana została dobrze uleczona? - spytała, patrząc czujnie na chłopaka. Nie chciała, żeby później okazało się, że jednak tak się nie stało i wynikną z tego jakieś problemy.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
— Ja? Gdzieżbym śmiał! — odrzekł na jej urażone prychnięcie, obdarzając ją przy tym niewinnym, promiennym uśmiechem z rodzaju „co złego to absolutnie nie ja, nie wiem w ogóle o czym mówisz”. Naprawdę nie spodziewał się tego, że przyjdzie mu stoczyć zacięty bój z druzgotkiem o jabłko podczas atrakcji na halloweenowym balu. Wydawać by się mogło, że organizatorzy chociaż raz zadbają o pełne bezpieczeństwo i upewnią się, że w rejonie jabłkowych łowów nie będzie żadnych wodnych stworzeń, które mogłyby się zasadzić na niczego nie podejrzewających uczestników zabawy, ale to chyba za duże oczekiwania. Są w końcu na terenie Hogwartu, a tu raczej mało kto przejmował się przepisami BHP czy czymś takim. Generalnie fantu nie miał, nawet jabłka na pocieszenie nie dostał, bo w trakcie szarpaniny z druzgotkiem wylądowało z powrotem w wodzie i całkowicie przepadło (a nawet jeśli nie, to i tak nie miał zamiaru go odzyskiwać, niech ta menda się nim zadławi, skoro tak bardzo je chciała), a jedyne co mu pozostało to rozorana i ociekająca krwią ręka. Dałby temu takie 2/10 i raczej nikomu nie polecił brania udziału w tej konkretnej atrakcji. Dobrze, że nie kazali im płacić za to, bo jak nic po powrocie do brzegi zażądałby zwrotu gotówki. — To nic takiego, kazałem tylko temu małemu parszywcowi zjeżdżać tam, gdzie jego miejsce — rzucił z delikatnym wzruszeniem ramion, przytaczając bardzo ogólnie znaczenie irlandzkiej frazy, którą z siebie wyrzucił. Dla kogoś kto nie był zaznajomiony z jego ojczystą mową mogło to w sumie zabrzmieć trochę jak jakaś paskudna klątwa czy coś w tym rodzaju. — Ach, to? Nie ma powodu do paniki, to tylko draśnięcie — stwierdził, starając się wpleść w swój ton żartobliwą nutę dla rozluźnienia atmosfery, kiedy Ola z przerażeniem zareagowała na widok jego zmasakrowanej, okrwawionej ręki. Cóż, to zdecydowanie nie było tylko draśnięcie, ale no… chciał dobrze! Westchnął jedynie cicho i kiwnął głową, gdy oznajmiła, że nie ma wystarczających umiejętności, żeby cokolwiek zrobić z jego ręką. Nie ma co, naprawdę nieźle go ten mały skurczybyk załatwił. — Masz w sumie rację, to najrozsądniejsze wyjście — zgodził się, gdy zaproponowała, żeby wezwać któregoś z nauczycieli na pomoc. Zaraz potem wystrzeliła czerwone iskry i wcale nie musieli długo czekać, żeby ich nieszczęsna tratwa została przyholowana do brzegu, a jemu udzielona odpowiednia pomoc medyczna. — Musisz jednak przyznać jedno – na pewno nie możesz narzekać przy mnie na nudę — odpowiedział jej z rozbawieniem, błyskając przy tym zębami, gdy już było po wszystkim. — Tak, wygląda na to, że wszystko już z nią w porządku — dodał, unosząc przy tym rękę, żeby sama mogła zobaczyć; nie było na niej nawet śladu po furiackim ataku wodnego stworzenia. Zostało mu jedynie naprawić zniszczone ubranie, co też zaraz zrobił przy pomocy niewerbalnego reparo. — Wiesz, gdzie nie grożą nam dziwne efekty uboczne napojów ani rozszalałe druzgotki gustujące w jabłkach? Na parkiecie — oznajmił po krótkiej chwili, kątem oka zerkając w stronę specjalnie przygotowanego do tańca miejsca. — Czy zechcesz więc ze mną zatańczyć, moja droga? — zapytał z czarującym uśmiechem na ustach, kłaniając się przy tym lekko i w iście szarmanckim geście wyciągając w jej stronę dłoń. Byli w końcu na balu i grzechem byłoby nie zatańczyć choć raz.
- Oj, nuda to ostatnie, co przyszłoby mi do głowy jeśli miałabym opisać nasze spotkania - zgodziła się ze śmiechem. Ale taka była prawda! Praktycznie zawsze coś się działo, chociaż w większości nie były to niestety miłe rzeczy. Krawczyk jednak wyznawała zasadę, że równowaga w przyrodzie musi być zachowana i dlatego była pewna, że w końcu ta 'zła passa' się skończy. Poza tym nic nie może trwać wiecznie, a po każdej burzy wychodzi słońce. Trzy razy na tak, dziękujemy bardzo! - Oczywiście, z przyjemnością! - odpowiedziała zadowolona i jeszcze nim ujęła jego dłoń, dygnęła delikatnie. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz miała okazję tańczyć, ale chętnie skierowała się razem z chłopakiem na parkiet. - I wiesz, polemizowałabym, czy nic nam tu nie grozi, bo przecież możemy w każdej chwili na kogoś wpaść - zaczęła po krótkiej chwili, wprost nie mogąc się powstrzymać, a w miarę jak mówiła dalej, uśmiech na jej twarzy stawał się coraz szerszy, choć początkowo starała się go ukryć i utrzymać powagę. Żałosne próby. - Albo mogę cię podeptać, przewrócić się... O, albo jedna z dyń lewitujących nad naszymi głowami spadnie prosto na nas - kontynuowała, w duchu nie dowierzając, że potrafiła znaleźć aż tyle złych scenariuszy. A to nie było wszystko! Więcej już jednak postanowiła nie dodawać. - Żartuję tylko. Ale wiesz co, może kiedyś sprzedasz prawa do napisania książki o tych twoich wszystkich przygodach? Jestem pewna, że na oferty nie mógłbyś narzekać, a kto wie, może nawet byłbyś później sławny? - powiedziała, tym razem całkiem poważnie, chociaż w jej oczach nadal tańczyły figlarne iskierki. Gdyby tak na to spojrzeć, to może rzeczywiście nie był to wcale taki głupi pomysł, jak by się mogło zdawać? - I nie, nie śmieję się z ciebie mówiąc to - zapewniła jeszcze, tak na wszelki wypadek, bo tak to mogło zabrzmieć. Na chwilę położyła sobie także dłoń na sercu, chcąc w ten sposób dodatkowo pokazać, że mówi poważnie. A potem po prostu skupiła się na tańcu, nie chcąc zgubić kroków. - Gdybym jeszcze tańczyła lepiej niż ty to zaczęłabym się mocno zastanawiać, kto z naszej dwójki faktycznie nosi spodnie - odezwała się rozbawiona po jakimś czasie, kiedy już nie mogła wytrzymać nic nie mówiąc. Żartowała, oczywiście że tak, ale znowuż - to było silniejsze od niej. Na niektóre rzeczy po prostu nie dało się nic poradzić.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Ujął dłoń Puchonki, gdy ta z entuzjazmem przystała na jego propozycję tańca, żeby poprowadzić ją w stronę parkietu. Sam także od dość długiego czasu nie miał okazji do tańczenia, ale nie czuł się tym ani trochę zdeprymowany – nieważne w końcu jak, to nie był żaden konkurs, ważne z kim. Nie dał rady powstrzymać parsknięcia śmiechem, gdy dziewczyna zaczęła wymieniać kolejne czarne scenariusze tego, co mogło pójść nie tak na parkiecie. — Skąd u ciebie aż takie pokłady optymizmu, co? — rzucił w końcu wyraźnie rozbawiony, jedną ręką ujmując jej dłoń, a drugą kładąc na jej talii, by następnie zacząć wraz z nią sunąć po parkiecie w rytm rozbrzmiewającej muzyki. Wilcze Głowy były raczej znane z mocniejszych brzmień, ale obecnie grana muzyka była z tych spokojniejszych, choć całkiem żywych, wprost idealna do wspólnego tańca. — A może tym razem, tak dla odmiany, zostaniemy zaskoczeni tym, że nie stanie się nic nieprzewidzianego. Ta opcja brzmi dobrze, nie sądzisz? W pewnym momencie obrócił ją, szybko jednak przyciągając do siebie z powrotem, jakby nie chciał, żeby ten drobny dystans trwał zbyt długo. Lawirowanie wraz z nią pomiędzy innymi parami na parkiecie nie sprawiało mu żadnych problemów – bo oczywiście odruchowo przyjął rolę prowadzącego w tańcu – choć kompletnie nie zwracał na resztę uwagi, poświęcając ją całkowicie swojej partnerce. Zaśmiał się znów, gdy stwierdziła, że powinien komuś odsprzedać prawa do napisania książki o swoich przygodach. — Mówisz? — Raz jeszcze wykonał nią obrót, po czym od razu przyciągnął z powrotem; wyglądał jakby to faktycznie rozważał. — Nie mam wątpliwości, że tak by było, ale chyba wolałbym jednak stać się sławny w inny sposób niż jako gość, który ma notorycznie pecha. Chociażby dzięki Quidditchowi. Mógłbym nawet dać komuś napisać swoją biografię, jak już odniosę sukces. — Błysnął w jej stronę zębami. Nawet nie pomyślał, że to mogłaby być jakaś forma przytyku – wydawał się jedynie całkiem rozbawiony podobną ideą. Jego życie byłoby w sumie świetnym materiałem na jakąś tragikomedię, choć ostatnio nie mógł akurat narzekać – odkąd zdecydował odciąć się od despotycznych rodziców wszystko zdawało się układać w najlepsze. Ani na moment nie przerwał tańca, dostosowując się jedynie tempa nadawanego przez muzykę, a nie da się ukryć, że miał całkiem niezłe wyczucie. Jako osoba pochodząca z takiego, a nie innego środowiska wstydem byłoby dlań, gdyby zupełnie nie potrafił tańczyć. — No wiesz… chyba powinienem poczuć się w tym miejscu urażony, że we mnie wątpisz — mruknął z udawanym wyrzutem na jej żarcik, ale figlarne iskierki w ciemnobrązowych ślepiach najpewniej z miejsca go zdradziły, zaraz zresztą jego wargi opuścił cichy śmiech. — Zresztą mówiłem ci już chyba kiedyś, mam liczne talenty. Melodia spowolniła, więc i on zwolnił tak, że przypominało to teraz bardziej kołysanie niż jakieś brylowanie prawie rodem z jakiegoś tanecznego show (powiedzmy). I tak sunęli po tym parkiecie, prowadząc przy tym dalej niezobowiązującą rozmowę przeplataną śmiechem, a on kompletnie stracił rachubę czasu – w całości skupił się na swojej partnerce i na czerpaniu przyjemności z tego wspólnego tańca. Nawet nie byłby w stanie stwierdzić, jaką konkretnie część tej nocy przetańczyli, ale musiała to być dobra chwila, bo nadjeziorne balowe tereny zaczynały coraz bardziej pustoszeć, gdy wreszcie zeszli z desek parkietu…