W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
Sama nawet nie zauważyła, jak wiele zmian w jej życiu wprowadziło pojawienie się Dunbara pod tym mostkiem w Hogwarcie. Kompletnie nieświadomie cały czas towarzyszyło jej dziwne przeświadczenie, że za chwilę obudzi się z tego snu i znów będzie tą Larą, która wręcz rozpaczliwie potrzebowała pomocy. Tymczasem dzień mijał za dniem, a ona wciąż miała obok siebie kogoś, kto był w stanie wyciągnąć ją nawet z największego bagna emocjonalnego. Nic więc dziwnego, że nawet teraz, kiedy zwyczajnie miała ochotę kląć na czym świat stoi, siedząc obok Dżemiego, jakoś nie mogła tego zrobić. Bo nagle przestawała widzieć w tym sens. Bo wolała się delikatnie uśmiechać zamiast wprowadzać się w jeszcze większą złość. No i nie ma co ukrywać, jego uśmiech był tak zaraźliwym że nie sposób było przejść obok niego obojętnie. Chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak pozytywny wpływ na nią posiadał. Nadal towarzyszył jej uśmiech na ustach kiedy przedstawiał jej doskonały plan stania się kopią słynnego hrabi. - Raczej nie polecam tych soczewek. Z tego co zauważyłam bardzo łatwo dzięki nim wystraszyć ludzi - na całe szczęście, jego nie wystraszyła, bo dalej dzielnie siedział obok niej. A może to właśnie dlatego że nie mógł obecnie zobaczyć jej oczu? Prychnęła pod nosem na wzmiankę o Irytku. Nienawidziła serdecznie tego gada od momentu, kiedy jej noga pierwszy raz przekroczyła próg zamku. Na samą myśl, że mogła jeść coś, do czego on coś dorzucił, brało ją na mdłości. Już miała rozchylić palce swoich dłoni, aby sprawdzić, o co mu dokładniej chodziło, ale jednak nie było jej to potrzebne. Od razu po słowach przeszedł do czynów, gdzie po chwili z równie wielką gorliwością go całowała, kompletnie nie zwracając uwagi na cały świat wokół nich. Przecież przyzwolenie otrzymali od samego prefekta naczelnego! Grzechem by było nie skorzystać. Jakoś tak instynktownie przesunęła się do niego jeszcze bliżej, całkowicie zatracając w tej cudownej pieszczocie. Co jak co, ale doskonale wiedział, jak poprawić jej nastrój. Odsunął się w końcu, nawet nie wiedząc, dlaczego to robi. Oddech miała mocno przyspieszony, a wzrok wrócił do normalności, co przywitała z nieskrywaną ulga. Złapała dłoń chłopaka i podniosła się z zajmowanego miejsca. - Ruszaj tyłek, miałeś mi pokazać swój autorski taniec - uśmiechnęła się do niego zachęcająco, bo miała dziwne przeczucie, że jeśli, zostaną dłużej w tym miejscu, to skończy się to szlabanem za bardzo nieodpowiednie zachowanie. - A do mnie i sukni się nie przyzwyczajaj - dodała, by pociągnąć go w stronę parkietu.
Bal majowy:
Wielki Bal Majowy
Taniec otwierający
Gdy namiot zamieni się w wielobarwne motyle, na scenie pojawia się zespół, który daje znać, że nadszedł czas otworzyć bal tradycyjnym tańcem Beltane. Pierwsza na parkiecie pojawia się Dyrektor Wang w akompaniamencie samego Ministra Magii, a za nią drepta kochany przez wszystkich Profesor Craine z dyrektorka Mahukotoro. W momencie, gdy wchodzicie na parkiet, wasze stroje wyjściowe zamieniają się w te tradycyjne, które mieliście okazję szyć podczas przygotowań (nie martwcie się, ponownie zmieniają się na wasze szaty galowe, po zakończeniu otwierającego utworu). Z każdą kolejną parą na parkiecie, jeden z użytych do dekoracji kwiatów zakwita, symbolizując obecność tych, których przez Bitwę o Hogwart już z nami nie ma.
Utwór otwierający
Zasady: Do tańców na otwarcie święta zaproszony jest każdy czarodziej, pamiętajcie jednak, że odbywa się on w parach! By wziąć udział w wydarzeniu, każdy musi rzucić kością k6, by dowiedzieć się, co stało się w trakcie układu! Każdy czarodziej, który wziął udział w lekcjach tańca może jednorazowo przerzucić kostkę.
Wydarzenie:
1. Oh nie! Magiczna zamiana stroju nie zadziałała na Tobie! Doskonale wiesz, że miałeś swoje tradycyjne przebranie gotowe, ale magia musiała cię złośliwie ominąć. Musisz tańczyć w swoim balowym stroju.
2. Duchy Beltane musiały stwierdzić, że chyba za szybko przebierałeś nogami, albo po prostu chciały sobie zażartować, bo przy każdym Twoim kroku z ziemi wyrastają nowe pnącza kwiatów i łapią cię za kostki!
3. Zaklęcie faktycznie sprawiło, że na czas tańca pojawił się na Tobie tradycyjny strój z przygotowań. Jednak magia chyba kiepsko na niego wpłynęła, bo zmienił rozmiar. Rzuć k6, liczba parzysta oznacza, że jest trochę za luźny i co chwila musisz go poprawiać w trakcie tańca bo się z ciebie zsuwa. Liczba nieparzysta oznacza, że jest trochę zbyt ciasny i z każdym kolejnym krokiem coraz mocniej rozchodzi się w szwach.
4. Tak pięknie wirujesz w tańcu, że wróżki postanawiają wyróżnić ciebie i Twojego partnera, swoją magią unosząc Was trochę ponad tańczące pary. Chociaż znajdujecie się jakiś metr nad ziemią, nie czujecie niewygody.
5. Duchom Beltane spodobał się Twój taniec, nie tylko to widzisz, ale i czujesz i przeżywasz, gdy Twoje włosy zostają ozdobione całym welonem świeżych, polnych kwiatów.
6. Tańczysz jak natchniony, jakby same duchy tego święta w ciebie wstąpiły! I nie ma w tym aż tak dużo przesady. Ty i Twój partner zaczynacie widzieć wokół siebie migające niczym gwiazdy sylwetki, które tańczą wśród Was i nikt inny zdaje się ich nie dostrzegać. Nie czujesz jednak z tego powodu przerażenia, a letnie ciepło, to dobry omen. Kroki tańca zdają ci się przy nich naturalnie proste, a blask jaki niosą duchy zdaje się z Tobą zostać. Do końca balu twoje oczy świecą się tysiącem gwiazd.
Magiczna moc ognia!
Tradycja mówi, że ogniska, rozpalane podczas obchodów Beltane, nie były stosami przypadkowo zebranych drewienek i chrustu. Ich magiczna moc tkwiła bowiem w odpowiednim przygotowaniu. Trzech ludzi trzykrotnie udawało się, by zgromadzić drewno z dziewięciu gatunków drzew. Dopiero tak odpowiednio przygotowane ogniska płonęły świętym ogniem Beltane. Wydarzenie to trzeba było jednak trochę zmodyfikować, by każdy uczestnik mógł wziąć w niej udział! Na okazję balu użyto zaklęć, by zasadzone specjalnie drzewa były gotowe do ścięcia i stworzenia z nich wielkich ognisk na obchodach. Każdy czarodziej może dołożyć się do tej zabawy i za pomocą zaklęć przynieść jeden z dziewięciu gatunków drewna. Kto wie, może i na niego spłynie błogosławieństwo celtyckiej nocy!
Zasady: Każdy czarodziej, który decyduje się dołożyć własny bal drewna, rzuca kostką eliksiru. Każdy eliksir to inny gatunek drzewa, a co za tym idzie - inne błogosławieństwa lub przekleństwo. By dowiedzieć się, czy moc magicznego ognia była po Twojej stronie, rzuć k6, gdzie wynik parzysty oznacza dar, z kolei nieparzysty - nieszczęście.
Dąb - bełkoczący napój
Parzysta:
po odstawieniu balu na ognisko, czujesz przyjemną sensację w gardle, zupełnie jakbyś jadł najdelikatniejszą z czekolad, a zaraz po tym przychodzi otwartość umysłu. Nie wiesz skąd i w jaki sposób, ale niezależnie od języka, którym ktoś się posługuje, rozumiesz wszystko, do tego stopnia, że nawet szmery zwierząt stają się dla ciebie czytelne. Do końca balu jesteś w stanie używać dowolnego języka jak najlepszy czaroglota! Jeżeli zdecydujesz się wziąć udział w przywoływaniu magicznych istot, ignorujesz rzut kością i sam wybierasz, co przyjdzie.
Nieparzysta:
czujesz dziwną sensację, jakby ogień zajął ci całe gardło jak podczas najgorszego zapalenia. Boli cię krtań i migdałki, dostajesz ataku kaszlu, ale nawet przepicie wodą nie pomaga na ból. Ten znika dopiero po kilku minutach, za to zostawia za sobą ślad - co zdanie mylisz jakieś słowa i mieszasz ich znaczenia. Chcesz powiedzieć jedną rzecz, a wypada jej zupełne przeciwieństwo, lub coś zupełnie niepowiązanego z całym tematem. Oby twój partner był dobry w języku migowym!
Jesion - euforii
Parzysta:
wraz z ułożeniem stosu, czujesz też niesamowicie przyjemne ciepło na ustach, jak po najwspanialszym pocałunku! Aż nie możesz się nie uśmiechnąć! Czyż ten dzień nie jest wspaniały? Śmiech sam formuje ci się w gardle, a ty masz wprost doskonały humor! Odczuwałeś zmęczenie? Całkowicie minęło i nie zapowiada się, by wróciło! Jeżeli dosięgnie cię dowolny negatywny efekt fizyczny na jakiejkolwiek atrakcji podczas balu - możesz go jednorazowo zignorować.
Nieparzysta:
wieczór ledwo co się zaczął, a ty już odczuwasz zmęczenie, jakby przenoszenie tego drewna wyssało z ciebie wszelkie siły. Chcesz się bawić, ale oczy zdają ci się same zamykać. Do końca wieczoru będziesz chodził senny, a jeżeli chcesz wytrzymać i skorzystać z wszystkich atrakcji, lepiej po każdej uwzględnij jakąś krótką formę odpoczynku!
Klon - postarzający
Parzysta:
czujesz ciepło pod czaszką, nie jest to jednak nieprzyjemne uczucie, a przyjemne, jak położenie się na poduszcze. Jeżeli bolała cię głowa, uczucie to przechodzi, a zamiast niego pojawia się olśnienie. Twój umysł otwiera się na wiele tematów, jakby w ciągu kilku minut pochłonął wiedzę wielu ksiąg. Jeżeli zdecydujesz się wziąć udział we wróżeniu, rozpatrujesz tylko wynik pozytywny wylosowanej wróżby.
Nieparzysta:
masz wrażenie, jakby twoja głowa płonęła a migrena rozchodziła się ognistym bólem przez całe twoje ciało, wypalając na nim znaki czasu. Rzuć k6, gdzie każde oczko to kolejne 10 lat, o które postarzyło Twoją postać do końca balu.Postać odczuwa fizycznie wszystkie efekty wylosowanego wieku.
Wierzba - amortencja
Parzysta:
czujesz ciepło w sercu, które aż zaczyna Ci mocniej bić, jakbyś przeżywał zakochanie zupełnie na nowo i ze zdwojoną siłą. Po chwili sama sensacja znika, ale uczucie zostaje i to nie tylko Tobie. Jeżeli przyszedłeś tutaj z partnerem, obydwoje odczuwacie cudowny przypływ miłości, jeżeli twój partner wylosował negatywny wynik tutaj, może go zignorować. Jeżeli przyszedłeś tutaj sam, roztaczasz wokół siebie aż do końca balu nieodpartą aurę kuszącą do flirtowania, roznosząc przy tym zapach amortencji.
Nieparzysta:
wraz z ciepłym uczuciem w sercu czujesz też coś innego, amortencję. Amortencję, która nachodzi cię zewsząd, im bardziej kogoś lubisz - tym mniej ją czujesz. Im bardziej kogoś nienawidzisz - tym bardziej nie jesteś w stanie powstrzymać się przed adorowaniem tej osoby i traceniem dla niej głowy.
Lipa - Gregory’ego
Parzysta:
ogień postanowił podarować ci moc nieodpartej perswazji, aż po samą umiejętność hipnozy. Jesteś w stanie swoich rozmówców tak głęboko przekonać do bycia ich przyjacielem, że są w stanie zrobić absolutnie wszystko dla Ciebie, cokolwiek im nie rozkażesz.
Nieparzysta:
równie silnym uczuciem co przyjaźń jest i nienawiść, nie wiesz dlaczego, ale przyciągasz do siebie gniewne spojrzenia. A może i nie tylko je same? Wybierz postać, która dostanie disadvantage na następnym rzucie - będzie musiała rzucić podwójną kostką i wziąć jej gorszy wynik. Do końca balu wraz z tą postacią stajecie się najbardziej zaciętymi wrogami.
Buk - spokoju
Parzysta:
ciepło, które rozeszło się po Twoich ramionach jak najlepszy masaż zdaje się sprowadzać na Ciebie dużo spokoju. Wciąż chcesz się bawić, jest to jednak dużo większy relaks psychiczny, niż z początku zakładałeś. Wszelkie troski odchodzą w niepamięć, a ty możesz po prostu skupić się na wspaniałym tu i teraz. Jeżeli dosięgnie cię dowolny negatywny efekt psychiczny na jakiejkolwiek atrakcji podczas balu - możesz go jednorazowo zignorować.
Nieparzysta:
czujesz się tak, jakby ktoś zrzucił na twoje barki ciężar całego tego drewna, które dopiero przeniosłeś. Tematy, które chodziły za Tobą w trakcie ostatnich dni stają się dużo bardziej obecne, a Ty sam odczuwasz więcej zmartwień. Rzuć k6 przy każdej próbie pójścia na atrakcję. Wynik parzysty oznacza, że przełamujesz wątpliwości i bierzesz w niej udział. Wynik nieparzysty sprawia, że nie jesteś się w stanie przemóc i musisz zaczekać, aż Twój partner na bal wróci z atrakcji.
Brzoza - felix felicis
Parzysta:
ogień dosłownie Cię pobłogosławił, gdy przechodzić obok jednego z już płonących ognisk, przenosząc swój bal drewna, płomień zatańczył na twojej ręce. Nie oparzył Cię jednak, a zostawił malutki znak iskierki, który zostanie z Tobą do końca dnia. Póki go nosisz, czujesz, jakby żadne nieszczęście nie mogło stanąć na Twojej drodze. Zdobywasz jeden przerzut kostki i wybranie lepszego wyniku na dowolnej atrakcji. Wraz z wykorzystaniem przerzutu znak znika.
Nieparzysta:
- gdy dokładałeś bal do ognia, ten zatańczył na Twojej dłoni, parząc ją boleśnie i zostawiając czarne smagi, które będą widoczne aż do końca dnia. Póki go nosisz, czujesz, jakby widniało nad Tobą złe fatum. Przy następnej atrakcji musisz rzucić podwójnie i wybrać gorszy wynik. Wraz z wypełnieniem przerzutu znak znika.
Olcha - ridikuskus
Parzysta:
czujesz, jak nagłe ciepło rozchodzi się po Twoim ciele aż po same stopy! Które same rwą Cię do tańca! Magiczna atmosfera tego miejsca sprawia, że chcesz się bawić i szaleć do rana, a aura tak cię dopadła, że aż roztaczasz ją dookoła siebie nieodpartą charyzmą! Wszystkie Twoje żarty są śmieszne dla innych (nawet, jeżeli nigdy byś nie pomyślał, że śmieszne mogłyby być) i każdy kto się do ciebie zbliży od razu zyskuje lepszy humor! Dzisiaj po prostu nie da się ciebie nie lubić!
Nieparzysta:
masz wrażenie, jakby podłoże zaczęło cię palić! Przestępujesz z nogi na nogę, ale to nic nie pomaga, masz wrażenie, jakby ktoś podpalił twoje stopy, choć przecież nie są w ogniu! Sensacja znika po chwili, a wraz z jej gorącem masz wrażenie, że zrobiło Ci się trochę zimniej i mniej swobodnie. Może nie zauważasz tego od początku, ale Twoje poczucie humoru na pewno. Zabawa sama w sobie jest przyjemna ale dlaczego wszyscy tak słabo żartują? Ich kawały i zaczepki jakoś szczególnie cię nie bawią, a gdy sam próbujesz opowiedzieć dowcip - rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że się udał. Wynik nieparzysty znaczy, że wyszedł obraźliwie i nietaktownie. Lepiej do końca zabawy uważaj na język!
Topola - veritaserum
Parzysta:
wraz z błogosławieństwem ognia przyszło i błogosławieństwo prawy. Twoja aura staje się tak ciepła i kojąca, niczym płomienie w kominku, że ktokolwiek z Tobą rozmawia nie jest w stanie Cię okłamać.
Nieparzysta:
prawda potrafi być przekleństwem, szczególnie, gdy samemu jest się zmuszonym do jej mówienia. Ktokolwiek by cię dziś o coś nie zapytał - musisz odpowiedzieć szczerą prawdą.
Dowolny gatunek - bujnego owłosienia Nie ma swoich kostek, wybierz dowolny rodzaj drzewa! Pamiętaj, żeby wciąż rzucić k6 na efekt!
Wróżby
Jako ukłon w stronę ważnego wydarzenia, szkoły i Ministerstwa, centaury postanowiły dodać cegiełkę do tego wydarzenia. Obserwując obchody z polany na skraju lasu, chętnie przyjmują każdego, kto chce dowiedzieć się, co gwiazdy zapisały na temat jego przeszłości. Ostrzegają jednak, że nie zawsze są to wiadomości dobre.
Ze względów technicznych jesteśmy zmuszeni umieścić wróżby w osobnym poście, znajdziecie go z poście poniżej!
Jedzenie
Z okazji Beltane krasnoludzcy kucharze sporządzili najlepsze, celtyckie menu! Wszystkie potrawy zapisane w historii zarówno ludzi jak i magicznych istot zostały przygotowane z najwyższą starannością, a o ich smaku może poświadczyć sam fakt, że od miesiąca były testowane przez czarodziejskich adeptów gotowania pod czujnym okiem mistrzów tego fachu! W sam dzień Beltane otwarta kuchnia wrze emocjami zapalonych krasnoludów równie mocno, co cudownymi zapachami. Roześmiane istoty zapraszają do próbowania tych specjałów, oczywiście razem z obowiązkowym kuflem miodowego piwa! Jedzenie kosztuje 10 galeonów, opłatę odnotuj w odpowiednim temacie! Rzuć k6 by zobaczyć, jakie danie krasnoludy przygotują dla Ciebie!
Panicium - potrawka prosa, fasoli i soczewicy z dodatkiem warzyw i mięsa, gotowana podobnie jak risotto.
Efekt:
- to był naprawdę dobry i pożywny posiłek, który dodał ci sił! I to wiele sił! Tyle, że byłbyś w stanie podnieść nawet trzech krasnoludów! Lepiej panuj nad swoimi ruchami, po jednym klepnięciem w pień możesz obalić drzewa. Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile rund efekt się utrzyma.
Laverbread - stworzony z wodorostów, które po zagotowaniu przekształca się w puree, dodaje do niego bekon i piecze na kształt bułeczki.
Efekt:
- nie tylko wodorosty są wyjęte z wody, ty też tak wyglądasz! Zupełnie nagle stajesz się przemoczony do ostatniej nitki, a twoje włosy i strój unoszą się i falują, jakbyś cały czas był pod powierzchnią wody! Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile rund efekt się utrzyma.
Ciasto hevva - ostro przyprawiane, sypkie ciasto z dodatkiem suszonych owoców w środku.
Efekt:
- czyż to nie było aż zbyt ostre?! Niby słodycz, ale jak piecze! I to tak bardzo, że po każdym zdaniu zioniesz ogniem! Rzuć k6 żeby zobaczyć, ile rund efekt się utrzyma.
Colcannon - kremowe puree ziemniaczane wymieszane z kapustą i podawane z szynką.
Efekt:
- kremowość była tak doskonała, że przeszła i na ciebie. Twoja skóra lśni, błyszczy i aż zachęca, żeby ją pogłaskać. Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile rund będziesz posiadać nieodparty urok wili.
Tablet - wytwarzana z cukru, skondensowanego mleka i masła, które jest gotowane do stanu miękkiej kuli i pozostawiane do skrystalizowania. Często jest przyprawiany wanilią, a czasem zawiera kawałki orzechów.
Efekt:
- słodki jak ciągutki i lepki jak ciagutki. Przyjemna słodycz nie rozchodzi się tylko w Twojej buzi ale i po tobie całym, przyklejając do Ciebie pierwszą osobę, którą dotkniesz! Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile odpisów (łącznie) będziecie ze sobą sklejeni.
Haggis - żołądek zwierzęcy nadziewany sercem, wątrobą i płucami owcy, zmieszany z owsem, łójem, przyprawami i cebulą, jest o wiele bardziej apetyczny, niż się wydaje. I często podaje się go z rzepą i ziemniakami.
Efekt:
- w trakcie jedzenia czujesz dziwne mrowienie w ciele, a po jego zakończeniu wyrastają ci:
Spoiler:
Rzuć k6 by się przekonać Króliczy ogon Rogi jelenia Skrzydła kruka Kolce jeże Orle szpony Owcze kopyta Rzuć k6 by zobaczyć, na ile postów utrzyma się efekt
Skakanie przez ogniska
Tradycyjnie planujący długie wyprawy ludzie przeskakiwali przez ogień trzykrotnie, aby zagwarantować sobie pomyślność. Gdy płomienie nieco przygasały, przeskakiwały przez nie młode kobiety, którym miało to zagwarantować dobrych mężów. Do zabawy przyłączały się także dzieci. Gdy w palenisku zostawał niemal sam żar, po popiołach przechodziły nawet kobiety ciężarne, z nadzieją, że przyniesie im to szczęśliwe rozwiązanie. Tlące się pozostałości po ognisku rozrzucano pomiędzy roślinami, aby zapewnić owocny plon. Każda rodzina zabierała także żarzące się węgle, by rozpalić nimi ogień w domowych paleniskach. Na balu można dołączyć do kultywowania tej tradycji, wiele małych ognisk tli się wśród ludowych instrumentów i wesołej muzyki, a odważni czarodzieje mogą spróbować trzykrotnie skoczyć nad płomieniami dla zapewnienia sobie pomyślności! Oczywiście, nic co daje szczęście, nie może być takie łatwe, magiczny ogień też chce się bawić! Co chwilę to bucha w górę, to dymi straszliwie, to obniża się do najdrobniejszego żaru, by zaraz podnieść się znowu. Sami mówimy, tylko dla najodważniejszych!
Zasady: Każdy czarodziej, który decyduje się wziąć udział w skakaniu przez ogniska, rzuca kością litery na wydarzenie, jakie spotkało ich podczas trzykrotnego pokonywania płomieni. Jeśli masz cechę gibki jak lunaballa dostajesz jednorazowy przerzut dowolnej kości.
wydarzenia:
A jak Ała jak boli! - jak widać wysokie loty to Twoja domena (i to nawet bez miotły)! W ostatnim momencie przed wybiciem się do skoku mocniejszy płomień buchnął tuż przed Tobą! Żeby w niego nie wpaść, skoczyłeś naprawdę wysoko, a magiczny ogień postanowił dołożyć do tego swoje trzy galeony i uniósł cię na dymie jeszcze wyżej. Przez chwilę czułeś się, jakbyś latał! Dopóki nie uderzyłeś głowa prosto w gałąź… Będzie bolało. B jak Beltane! - czujesz ducha święta aż po… Samego swojego ducha! Magiczny dym tworzy Twoje kopie, która pomagają Ci przeskakiwać, wręcz przenoszą Cię przez płomienie! C jak Confringo - gdy skaczesz nad ogniem, zmienia się on we fioletowo różowe płomienie! Każde Twoje lądowanie kończone jest dźwiękiem głośnym jak wybuch, któremu towarzyszą iskry lecące spod Twoich stóp! Rzuć kością k6. Jeżeli wynik jest parzysty, wszystko to tylko niegroźne efekty na pograniczu iluzji. Jeżeli wynik jest negatywny, wybuchy te ogłuszają cię do tego stopnia, że przez dwie następne rundy masz problemy ze słuchem. D jak Dymi się - wydaje ci się, że całkiem nieźle poradziłeś sobie ze skokami… Dopóki nie poczułeś smrodu spalenizny i Twoim oczom nie ukazał się dym, kopcący się z Twojego stroju! Lepiej szybko go ugaś! E jak Erupto Ignem - nie wiadomo czym aż tak zdenerwowałeś duchy Beltane, ale te postanowiły się Tobą nieźle zabawić, przy każdym skoku posyłając z ognia w Twoją stronę kule białego ognia! Rzuć 3k6, gdzie każda liczba parzysta to trafienie przez kulę, a nieparzysta - chybienie. Jeżeli udało się trafić dwa lub trzy razy lepiej, żeby ktoś uzdrawianiem przynajmniej 15 pkt szybko obejrzał te rany. F jak Feniks - to było przerażające! I dla ciebie i dla całej widowni, kiedy przy jednym ze swoich skoków potknąłeś się, lądując prosto w ogniu! Magiczne płomienie jednak nie zrobiły ci krzywdy, zamiast tego zatańczyły między Tobą, po czym otworzyły drogę, wypuszczając cię przy ozdobie szkarłatnego blasku. G jak Gumochłon - to zdecydowanie nie Twój dzień! Sukienka zbyt ciasna? Nogawka w spodniach za długa? A może wymęczyłeś się na tańcu? Cokolwiek by to nie było, zdecydowanie utrudnia ci skoki, co chwilę się potykasz i lądujesz zdecydowanie zbyt wcześnie, by nazwać to bezpiecznym. Twoje buty mogą ci tego nie wybaczyć… H jak Halucynacje - chcesz przeskoczyć przez ogień, a zamiast tego dym zajmuje całą Twoją wizję, zamykając cię w całej mgle obrazów. Rzuć k6, wynik 1-2 oznacza, że jakiekolwiek obrazy się tam nie pojawiły, wprawiły się w rozbawiony nastrój; 3-4 zapewniły ci flirciarski nastrój; 5-6 sprawiły, że posmutniałeś, może pomoże przytulenie drugiej połówki? I jak Inkantacja - może przypodobałeś się jakiejś wróżce, a może ta po prostu się nad Tobą zlitowała, cokolwiek by to nie było, jedna z nich właśnie towarzyszy Twojej przeprawie i wypowiada magiczne słowa, które zmuszają ogień do posłuszeństwa i zmieniają do w zwykłe płomienie. Od razu łatwiej skakać! Choć może warto też zapamiętać tę inkantację? Zyskujesz +1pkt do Zaklęć! J jak Jasnowidz - nie wiesz skąd ta nagła jasność myślenia, ale wszystko zwalnia i czujesz się, jakbyś mógł przewidywać następne wydarzenia. Wiesz, w którym momencie ogień buchnie, w którym ustąpi, jakby twoje wyczulenie stało się wręcz magicznym zmysłem. Tańczysz przez ogień jak natchniony, dając przy tym niezły popis.
Tańce przy ogniskach
Tańce przy wielkich stosach ogniskowych miały przynieść szczęście i ochronę przed wszelkimi chorobami, był to także sposób na zjednanie się z naturą i czczenie nadejścia lata. Wielkie stosy zapaliły się wielkim, magicznym ogniem, a pomiędzy nimi wygrywa skoczna, taneczna, tradycyjna muzyka z taką pasją, jakby grajkowie mieli nigdy się nie zmęczyć! Wszystkie czarodziejskie istoty, które były zaproszone do przygotowań, wychodzą teraz na środek pomiędzy stosy i zaczynają tańce, zachęcając wszystkich magów do dołączenia! Niech radość Beltane i stukot rozgrzanych stóp usłyszą nawet po same gwiazdy! Sam magiczny ogień też zdaje się tańczyć, swoimi płomieniami i dymem tworząc kształty i sylwetki rozbawionych, magicznych istot wielu gatunków, zjednoczonych w obłędnym, opętańczym wręcz tańcu. Kto wie, może jeśli wystarczająco długo będziesz patrzeć w ogień i on zdradzi ci ciekawe historie.
Zasady: W tańcach można brać udział nieograniczoną ilość razy! Będą trwać od samego rozpalenia stosów aż po wschód słońca, nieustannie czcząc witające świat lato. Każdy czarodziej może na nie wchodzić i z nich wychodzić, jednak za każdym razem musi rzucić na kość litery określającą wydarzenie. Efekty działają od wejścia na parkiet do zejścia z niego - przy ponownym wejściu należy rzucić na nowy efekt.
Wydarzenie:
A jak akrobacje - muzyka, rytm, taniec, śpiew cała ta atmosfera jest niesamowita! Porywa cię taniec i bawisz się nieziemsko! I to całkiem dosłownie! Ogień widząc jak oddałeś się zabawie, sam postanowił się do tego dołożyć, zgarniając ciebie i Twojego partnera pomiędzy ogień! Płomienie Was nie parzą, chcą z Wami tańczyć i uczestniczyć w tej zabawie, dosłownie niesiecie ze sobą po trawie ognisty huragan! B jak bajki na dobranoc - wydawało ci się, że ogień coś opowiadał, malował płomieniami fascynujące sceny aż zapatrzyłeś się na niego za bardzo. Nagle całe to kołysanie tańca staje się dużo mniej pobudzające, a wręcz usypiające. Historia opowiedziana przez ogień sprawia, że oczy same ci się przymykają. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że płomienie skutecznie opowiedziały ci bajki do snu i wręcz słaniasz się w ramionach partnera, musicie na chwilę odejść na bok, żebyś odpoczął. Wynik negatywny oznacza, że co prawda wygrywasz ze snem, ale Twoje kroki są bardzo niezsynchronizowane, jakby ciało i tak zdecydowało się pójść spać. C jak cacanki macanki - czy Twój partner od zawsze był tak pociągający? Do stopnia, w którym nie możesz opanować swoich rąk? Masz ochotę komplementować swojego partnera w najbardziej naturalny i nieskrępowany sposób - swoim własnym dotykiem, by wiedział, jak bardzo jest pożądany. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że zauważasz, że coś jest nie tak i że nie panujesz nad rękami, to nic nie zmienia względem ich błądzenia po ciele partnera, ale możesz się z tego wytłumaczyć. Wynik nieparzysty oznacza, że zupełnie zwariowałeś na punkcie drugiej osoby, a magia, która zawładnęła Twoimi dłońmi, włada i umysłem. D jak z dymem poszło - magicznemu ogniowi bardzo musi się podobać Twój taniec, bo jedna z dymnym postaci podchodzi do ciebie i Twojego partnera, próbując cię co chwila wyrwać z jego rąk i samej z Tobą zatańczyć. E jak epilepsja - z początku roztańczony, buchający ogień i wszystkie jego obrazy są przepiękne, niesamowite! Przyglądasz się im w zachwycie aż… Zaczynają migać zbyt szybko! Czy to figury w ogniu przyspieszyły w obłąkańczym tańcu, czy sprowadziły to też na ciebie?! Nie wiesz, jednak strasznie kręci ci się w głowie, obrazy zaczynają wirować i migać zupełnie jak płomienie i dym na tle nocnego nieba. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że kręcenie w głowie stało się tak obezwładniające, że aż ty dołączyłeś do niego! Wirujesz zupełnie jak ogień, znajdując się umysłem niemalże poza ciałem! Wszystko się kręci, faluje i jest niesamowite! Wynik negatywny oznacza, że było to za dużo bodźców jak na Twoją głowę, omdlewasz na parkiecie. F jak firebird - nie wiesz co w ciebie wstąpiło, czy masz doświadczenie z tańcem, czy też nie, nagle czujesz się jak profesjonalny artysta. Skąd znasz te wszystkie ruchy? Te wszystkie taneczne skoki? Nie masz pojęcia, ale nagle wykonujesz firebirda, ku zaskoczeniu nie tylko wszystkich tańczących, ale i samego ognia. Płomienie wystrzeliwują w Twoją stronę i… Tworzą dla ciebie ogniste skrzydła. Od teraz aż do zejścia z parkietu możesz z nich korzystać jak z prawdziwych skrzydeł w trakcie tańca. G jak goły i wesoły - ależ przy tych ogniach gorąco! Kto by się spodziewał, że może być aż tak upalnie w angielską noc! Jeżeli masz na sobie okrycie wierzchnie, czujesz potrzebę jego zdjęcia, rozpięcia koszuli czy rozsunięcia zasuwaka sukienki. Cokolwiek, byle tylko choć trochę się schłodzić! H jak harce hulańce! - oddajesz się tańcu z partnerem i wspólnej zabawie tak bardzo, że aż gubisz buta! Lepiej byłoby go znaleźć, choć wśród rozhulanych świętujących może to nie być najprostsze. Rzuć k6, wynik to ilość razy, gdy ktoś na ciebie wpadł, podeptał itd. podczas poszukiwań. I jak i do kółeczka - jeżeli myślałeś, że potańczysz ze swoim partnerem, pomyśl jeszcze raz! Magiczne istoty wszelkich gatunków zaciągają cię do wspólnego, szaleńczego koła tańca, co chwilę zamieniając się w tym, kto prezentuje swoje ruchy na środku! Niech twój partner uwzględni tańczenie w kółku w swoim wylosowanym wydarzeniu! Rzuć k6, jeżeli wynik jest parzysty Twoje ruchy tak spodobały się magicznym istotom, że aż wyczarowały ci ozdobne ognie przyczepione do Twoich obcasów, żeby pokazać, jak niesamowity z ciebie tancerz! Jeżeli wynik jest negatywny, ogień bynajmniej nie jest ozdobą, to najprawdziwsze płomienie, mające parzyć Twoje stopy, byś szybciej nimi przebierał! Bierz się w obroty, to nie walc! To Beltane! J jak jak ja cię kocham! - wiesz, że przecież nie wybrałeś swojego partnera na przyjście na bal bez powodu, ale teraz wydaje się to tak proste i jasne! Niezależnie od tego, co Was łączyło przed tym tańcem, teraz czujesz się, jakby Twoje ciało, serce i dusza należało do tej jednej osoby i chcesz jej całe je oddać. Bliskością, przytuleniem, pocałunkami, jakkolwiek pokazać, jak bardzo Twoja miłość jest wręcz ognista!
Słup majowy
W Celtycką Noc mężczyźni przygotowywali go ze ściętego drzewa, z którego usuwano gałęzie i tak powstały pal, wbijano w ziemię, a następnie przyozdabiano roślinami i wstążkami. Na szczycie umieszczano kwietny wianek. Wokół tego słupa odbywały się tańce. Uczestnicy podczas trwającej zabawy trzymali w rękach kolorowe wstążki, które splatały się w tańcu, tworząc barwne wzory na majowym słupie. Na obchodach balu także pojawiły się majowe słupy, przyozdobione wieloma wiankami stworzonymi przez czarodziejów i wyposażone w wiele wstążek, by każdy mógł wziąć udział w zabawie. Weseli grajkowie zapewniają wspaniałą, taneczną muzykę, która aż sama zaprasza do pójścia w tan, a wesołe śmiechy i piski goniących się uczestników zapowiadają wspaniałą zabawę!
Zasady: W zabawie w słupy majowe można brać udział w parach bądź też osobno. By dołączyć do zabawy, należy postępować zgodnie z kostkami!
Jeżeli bierzecie udział w zabawie w parze - tylko jedna osoba rzuca na kolor. Jeżeli nie masz pary i jeszcze nie masz osoby do której chcesz dołączyć - rzuć na swój kolor. Jeżeli nie masz pary i chcesz łapać inną osobę bez pary - bierzesz ten sam kolor co ona.
Rzut k6 na kolor wstążki:
1. Fioletowy - nawet jeżeli druga osoba to tylko twój przyjaciel lub, co gorsza, wróg(!) nie możesz odeprzeć uczucia, że jest po prostu przepięknym człowiekiem. Tego wieczoru wszystkie jego cechy fizyczne podobają ci się najbardziej na świecie. To twój ideał! 2. Żółty - czujesz się niesamowicie zawstydzony przy drugiej osobie, Twoje serce cały czas nieznośnie łopocze ci w klatce, a Ty sam masz nieustanną ochotę się rumienić. Słowa z trudem przechodzą ci przez gardło, jesteś zbyt onieśmielony swoim wybrankiem i masz po prostu chęć schować się w jego ramionach… Jednocześnie płonąc przy tym ze wstydu. 3. Niebieski - jesteście dla siebie całkowicie i bezapelacyjnie stworzeni! Do tego stopnia, że o cokolwiek druga osoba nie poprosi, pierwsza wykona wszystko. Oczywiście działa to w dwie strony. 4. Różowy - łączy Was nie tylko kolor wstążki, ale i każda myśl. Dosłownie. Po złapaniu za wstążkę łapiecie ze sobą połączenie myślowe, mogąc rozmawiać telepatycznie! 5. Zielony - czy kiedykolwiek byliście tak spragnieni dotyku? Chyba jeszcze nigdy. Nie możecie się od siebie oderwać, a każdy kontakt fizyczny jest na wagę złota. Macie ochotę cały czas trzymać się za ręce, przytulać… A może i nawet coś więcej? 6. Pomarańczowy - zapłonęło w was nie tylko ciepłe uczucie do partnera, ale coś znacznie bardziej niebezpiecznego - pożądanie. Macie ochotę być ze swoim partnerem dużo bardziej fizycznie, nawet teraz rozglądając się, gdzie moglibyście uiścić parę figli. Rzuć kostką k6 i podziel ją przez dwa, by dowiedzieć ile postów utrzymają się efekty, po zakończeniu tej atrakcji. Podzielony wynik zaokrąglamy w górę.
Jeżeli jesteście parą - sami ustalacie jak długo się goniliście i czy finalnie udaje się Wam złapać. Jeżeli dobraliście sobie partnera dopiero w trakcie zabawy, każde z Was rzuca k100. Wygrywa wyższy wynik; jeżeli należy do osoby goniącej, udaje jej się złapać osobę łapaną; jeżeli należy do osoby łapanej, udaje jej się uciec przed osobą goniącą.
Kiedy już udaje Wam się odnaleźć w ganianym tańcu na około majowych słupów, Wasza wstążka związuje Was ze sobą jako symbol partnerstwa. Jeżeli bierzecie udział w zabawie w parze - tylko jedna osoba rzuca na związanie (ta, która nie rzucała na kolor). Jeżeli nie miałeś pary i rzucałeś na kolor - teraz dogoniona osoba rzuca na związanie.
Rzut k6 na związanie:
1. Nadgarstki - nic niezwykłego, wstążka tradycyjnie związała Wasze dłonie. 2. Talia - wstążka związała was w pasie w pozycji idealnej do tańca! Może czas wykorzystać tę sytuację? 3. Kostki - wstążka wycelowała naprawdę nisko i związała Was w kostkach, powodzenia z dograniem ruchów! 4. Łopatki - jest to zdecydowanie dziwna pozycja, gdy stoicie odwróceni do siebie plecami i związani na wysokości łopatek… Co teraz? 5. Ręce - wstążka zdecydowała się związać Wasze ręce po całej długości, opakowując je jak jakąś mumię. 6. Głowy! - Beltane naprawdę strzeliło wstążce do… Nitek? Związała Was głowami, przodem do siebie, stwarzając fantastyczną sytuację do zacieśniania więzi. No co? W takiej pozycji na pewno łatwo szeptać sobie swoje sekrety!
Rzuć kostką k6 i podziel ją przez dwa, by dowiedzieć ile postów utrzymają się efekty, po zakończeniu tej atrakcji. Podzielony wynik zaokrąglamy w górę.
Wiklinowe kukły
Jedną z tradycji Celtyckiej Nocy jest palenie wiklinowych kukieł na znak nadejścia lata. Czarodzieje przez cały miesiąc tworzyli te wspaniałe, magiczne figury, by teraz w swoim finalnym tańcu i pokazie mogły zapłonąć w imieniu Beltane i na szczęście ich twórcom. Zanim jednak całkowicie spłoną, prezentują one ostatnie, magiczne układy, mające uczcić celtycką noc i pomyślność wszystkich czarodziejskich stworzeń. Ich przedstawienie jest naprawdę piękne, powoli tląca się wiklina, płomienie sięgające coraz wyżej, aż do nieba, pachnący dym, od którego zapachu aż lepiej rozumie się przekaz i emocje, aż widzi się obrazy, które kukły chcą wymalować swoimi ruchami. Im dłużej przyglądacie się temu tańcowi, tym głębiej przeżywacie emocje towarzyszące pożegnaniu chłodnej pory roku w imię odrodzenia. Wszak wiklina, z której ludziki były wykonane, była magiczna.
Rzuć k6 na towarzyszącą emocję:
1. Radość! Coś się kończy a coś zaczyna, a to coś może być czymś pięknym i wesołym! Tak jak te obchody! Uśmiech sam wychodzi ci na usta, masz ochotę krzyczeć o tym, jak jest cudownie! Wesołe tańce kukieł sprawiają, że chcesz wraz z nimi zakręcić się po raz ostatni, by zaraz dzielić się tą radością ze swoim partnerem. Życie jest piękne! 2. Nadzieja! Dostrzegasz w tańcu kukieł opowieść o tym, że nie wolno się poddawać. Że cokolwiek by się nie działo, jutro też będzie dzień. Chciałeś coś dzisiaj zrobić? Powiedzieć o czymś drugiej osobie? Przyznać się do czegoś? To najlepszy na to czas, teraz wszystkie wątpliwości mogą spłonąć razem z kukłami i przynieść ukojenie. 3. Smutek! Układ wiklinowych ludzików był bardzo poruszający, do stopnia, w którym omal nie chciało ci się płakać. Wiesz, że to wesołe święto, ale złapała cię nagła nostalgia. Czy jest coś, za czym tęsknisz? Do czego chciałbyś powrócić? Może coś utraconego? Czujesz, jak to napływa do ciebie wraz z tymi tańcami i ich wizjami, płonąc w ogniu na Twoich oczach… 4. Zakochanie! Kukły opowiadają najpiękniejszą historię miłosną! A miłość ta… Chyba ty też możesz mieć na nią szansę? Jeżeli jesteś ze stałym partnerem, przeżywasz zakochanie zupełnie na nowo i nie możesz oderwać się od swojej drugiej połówki. Jeżeli jeszcze nie wyznałeś tej osobie miłości, cóż, czujesz przemożną ochotę przytulenia jej, pocałowania, powiedzenia wszystkiego, co leży na dnie serca. Kiedy, jak nie teraz? 5. Złość! Widzisz w tym tańcu kukieł gotowość do przejścia dalej, ale ty jeszcze sam na to nie jesteś przygotowany! To za szybko! Zbyt dużo na raz! Nikt nie pytał się o zdanie, czy życzysz sobie takich zmian. Jeżeli jest w twoim życiu teraz coś, co doprowadza cię do szału, złości lub chociaż zmarszczenia brwi w dezaprobacie, teraz się nasila. Musisz natychmiast wyżyć się z tych wszystkich emocji! 6. Ciekawość! Nowy początek to nowe możliwości, a w pokazie wiklinowych lalek widzisz ten niesamowity zapęd do odkrywania, całą gamę przygód, o których opowiadają swoim tańcem! Ty też chcesz na przygodę! Najlepiej już, teraz natychmiast! Jesteś gotowy podjąć się każdego wyzwania, a jeżeli ktoś ci coś zaproponuje, wszystko bierzesz dosłownie, gotowy wykonać to od ręki! Efekty trwają aż do przejścia na następną atrakcję, chyba że autor będzie chciał, by zostały na dłużej, może wtedy rzucić kostką k6, efekty utrzymają się przez x÷2 następnych rund po zakończeniu tej atrakcji (wynik zaokrągl w górę).
Kulning
Na przygotowaniach do święta wszyscy czarodzieje mogli zapoznać się z tą starożytną techniką przywoływania zwierząt. Teraz, kiedy oficjalny taniec rozpoczął obchody tak, jak tradycja nakazała, a ogniska na cześć świętego ognia i nadejścia lata zostały rozpalone, można zacząć zapraszanie innych istot do dołączenia do obchodów, by wspólnie czcić ten dzień połączenia z przyrodą i przyjścia urodzaju. Bariery obronne nie pozwolą niczemu i nikomu niebezpiecznemu dostać się na teren obchodów, ale każda dusza o czystych zamiarach i chęciach złożenia hołdu rozpoczynającemu się lecie może wkroczyć pomiędzy czarodziejów. Trzeba je tylko zaprosić śpiewem.
Zasady: Każdy czarodziej, który decyduje się wziąć udział w kulningu, rzuca kością k100, gdzie trafienie w okrągły numer (10, 20, 30… itd.) oznacza przyjście magicznego stworzenia. Magiczne stworzenia dokładnie rozumieją czym jest to pradawne święto i przyniosą dar czarodziejowi, który je wezwał. Nie martwcie się jednak, każdy numer sprowadza jakieś zwierzę, wszak przyroda nie odmówiłaby tak dobremu zaproszeniu.
Rzuć k100 by zobaczyć, co przyszło:
1-9 - stado zająców wybiegło spomiędzy krzaków i zaczęło skakać pomiędzy Twoimi nogami, zapraszając Cię do chwili wygłupów, po której z powrotem odbiegają w las. 10 = Abraksan - Przed Tobą pojawił się przepiękny, złoto-brązowy pegaz, który z gracją podszedł do Ciebie, kłaniając się lekko. Pozwolił się dotknąć i wtedy, zauważasz, że jedno z piór w jego skrzydłach ma zupełnie inna, śnieżnobiałą barwę. Abraksan potrząsnął swoim ciałem, a pióro wylądowało tuż obok Ciebie. W oczach istoty widzisz znak, że jest to prezent, który możesz ze sobą zabrać. Pióro pegaza zastąpi Ci dowolny składnik odzwierzęcy II lub III poziomu, przy warzeniu eliksirów uzdrawiających! 11-19 - dwa lisy wychyliły noski ze swoich norek i przez chwilę podejrzliwie na Ciebie zerkają, jednak po usłyszeniu Twojego śpiewu witają cię swoim własnym, lisim chichotem. 20 = Żabert - Może spodziewałeś się czegoś majestatycznego, ale Twój śpiew przywołał niezwykle nieelegancką krzyżówkę żaby i małpy. Żabert uśmiecha się do Ciebie, ukazując ostre zębiska, pomiędzy którymi można jeszcze dostrzec resztki jakiejś biednej jaszczurki, która stała się jego dzisiejszą kolacją. Twoją uwagę szybko jednak odwraca podarek, który zwierzę Ci wręcza, po czym szybko znika pomiędzy pobliskimi krzakami. Otrzymujesz fałszoskop. 21-29 - cała chmara świetlików musiała poczuć wibracje Twojego głosu, bo wyleciały z gęstego lasu, zdobiąc Cię swoim blaskiem jak najpiękniejszym ze strojów. Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile rund zostaną na Tobie, zapewniając efekty świetlne. 30 = Błędne ognik - Ogniki musiały wyczuć, że w jakimś sensie potrzebujesz wsparcia i przybyły oświetlić Ci życiową drogę. Podążasz za nimi przez krótki moment, a gdy w końcu zatrzymujecie się, istoty tworzą niewielki krąg nad wydrążoną w drzewie dziuplą. Wkładasz tam dłoń i ze zdumieniem wyciągasz z niej kompas marzeń. 31-39 - gdy śpiewasz kulning, co kilka nut odpowiada Ci wycie. Dopiero po kilku powtórzeniach zdajesz sobie sprawę, że wycie to jest coraz głośniejsze, albo raczej - bliższe. 40 = Nieśmiałek - malutka, zielona istotka wdrapuje się do Ciebie po najbliższej gałęzi drzewa i zaczyna bujać się w rytm kulningu. Nieśmiałek był zdecydowanie za mały, żeby dać radę coś do Ciebie dodźwignąć, ale bardzo chętnie spędza z Tobą czas, a nawet w pewnym momencie wchodzi na Twoje ramię. Co więcej nie chce z niego zejść, znajdując sobie wygodne miejsce w Twoim stroju! Aż do końca balu towarzyszyć Ci będzie Nieśmiałek. Jeżeli napiszesz jednopostówkę pobalową, możesz zatrzymać go jako swoje zwierzątko. 41-49 - wydaje ci się, że nic nie przyjdzie, wszak niczego dookoła siebie nie widzisz. Myślisz tak, dopóki nie czujesz tupotu małych stóp na swoim ciele… I pod strojem! Udało Ci się przyzwać myszy! I chyba stwierdziły, że stanowisz darmową podwózkę do jedzenia! Przyzywać zwierzęta już umiesz, ale czy potrafisz je odganiać? 50 = Elf - O mało co, a zdeptałbyś niewielkiego elfa, który przeglądał się właśnie w pobliskiej kałuży. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że istota nawet Cię nie zauważyła, ale za to, gdy potrząsnęła skrzydełkami, trochę elfiego pyłu spadło na Ciebie. Czujesz, że promieniejesz niezwykłym, naturalnym pięknem, przyciągając spojrzenia do końca balu. Otrzymujesz +1pkt. do DA. Wynik nieparzysty oznacza, że istota zauważyła Twoją obecność. Znając elfią próżność, prawisz jej komplement, a ta z zachwytu podarowuje Ci nieco swojego pyłu. Elfi pył zastąpi Ci dowolny składnik odzwierzęcy, podczas warzenia eliksirów zwykłych: prostych lub złożonych! 51-59 - stado sarenek wyszło na łąkę, słuchać Twojego kulningu. Z początku tylko się Tobie przyglądały, jednak po pierwszym oswojeniu się, zaczęły spokojnie rzuć trawę w Twoim towarzystwie. 60 = Jednorożec - Masz wyjątkowy zaszczyt, bo oto podchodzi do Ciebie majestatyczny jednorożec. Delikatnie i niepewnie pozwala Ci się pogłaskać po pysku, po czym sam trąca Cię swoją głową, w przyjaznym geście. Czujesz, że coś twardego spada Ci na dłoń. Kawałek rogu jednorożca odłamał się i został podarowany Ci w prezencie. Róg jednorożca zastąpi Ci dowolny składnik każdego poziomu do eliksirów leczniczych 61-69 - spomiędzy krzaków wyłania się bardzo rozpoznawalna głowa, a później całe ciało. Skunksa da się poznać wszędzie, ten jednak, w przeciwieństwie do stereotypów, nie unosi ostrzegawczo ogona, a po prostu przygląda Ci się z daleka, kiwając główką do rytmu. 70 = Kudłoń - Dzisiejsze święto jest doprawdy magiczne. Twój kulning przywołał kudłonia, co jest o tyle niesamowite, że te zwierzęta zwykle mocno stronią od ludzi. Tym razem jednak spotkał Cię zaszczyt nie tylko w postaci interakcji, ale i prezentu. Istota podarowuje Ci jeden ze swoich włosów. Włos kudłonia zastąpi jeden, dowolny składnik odzwierzęcy, przy warzeniu eliksirów zwykłych. 71-79 - locha razem ze swoimi małymi dzikami wyszła z lasu usłyszawszy Twój kulning. Normalnie samice bronią swoich młodych agresywnie, ale po usłyszeniu pieśni wiedziała, że mogła bezpiecznie podejść. Małe warchlaczki radośnie kwikają, podbiegając do Ciebie za każdym razem, gdy zaczynasz śpiewać i odbiegając, gdy zaprzestajesz. 80 = Lunaballa - Widzisz, jak w Twoją stronę radośnie przebiera nóżkami jedna z najsłodszych, magicznych istot. Wielkie oczy lunaballi błyszczą, odbijając światło gwiazd i księżyca. Dorzuć k6. Wynik parzysty oznacza, że otrzymujesz od zwierzęcia lunaskop. Wynik nieparzysty sprawia, że trafia Ci się fiolka ze łzami lunaballi, które zastąpią Ci dowolny składnik roślinny przy warzeniu eliksirów leczniczych progu zaawansowanego lub wyżej! 81-89 - choć większość ptaków nocą śpi, są gatunki, które są aktywne. Jedna z sów musiała usłyszeć Twój śpiew. Nie wiedziałeś, że się zbliża, skrzydła sowy są bezszelestne, dopóki nie wyłoniła się w świetle ognia w całej swojej okazałości. Ląduje Ci na ramieniu, coś pohukuje i po kilku chwilach wraca w mrok nocnego nieba. 90 = Paqui - Wśród wszechobecnych kolorów i kwiatów dostrzegasz, że jeden z barwnych krzaków zaczyna się do Ciebie zbliżać. Po chwili widzisz, że to nie roślina, a zwierzę - przepiękny, magiczny paw. Istota widocznie chciała dołączyć do wszechobecnych śpiewów, bo zaczyna gruchać, jakby chciała zharmonizować się z Twoim kulningiem. Co prawda jest to raczej przykra dla uszu muzyka, ale warto przeżycia, gdyż po chwili paqui rozkłada swój ogon, podarowując Ci jedno ze swoich piór. Pióro paqui może zastąpić Ci dowolny składnik przy specjalnych eliksirach! 91-99 - na łąkę wychodzi sam król lasów, wielki jeleń o wspaniałym porożu. Przygląda Ci się uważnie, bada spojrzeniem, fuka nieufnie. Rzuć k6, jeżeli wynik jest parzysty, jeleń uznaje Twój śpiew i kłania się delikatnie, by zaraz w Twojej obecności zjeść trochę trawy. Jeżeli wynik jest nieparzysty, jeleń unosi się dumnie na dwóch nogach, po czym biegnie w kierunku lasu. 100 = Hipogryf - na pewno nie spodziewałeś się takiego gościa, a i gość ten nie spodziewał się tak godnego zaproszenia, na które chętnie i równie godnie odpowiedział. Wylądował przed Tobą, wpatrując się w Ciebie ciekawskim wzrokiem. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że pozwolił Ci się pogłaskać i nawet dotknąć swoich skrzydeł. Wynik nieparzysty sprawia, że hipogryf, gry tylko pogłaskałeś jego skrzydła, kładzie się na ziemi, zapraszając Cię na swój grzbiet i krótką, podniebną przejażdżkę. Jeżeli jesteś z partnerem, on także może z Tobą wejść na grzbiet hipogryfa.
Modyfikatory do rzutu:
Wzięcie udziału w nauce kulningu na przygotowaniach do Beltane pozwala na rzucenie dwiema kostkami wydarzenia i wybranie lepszej opcji. Dowolna specjalizacja z ONMS pozwala na przerzut dowolnej kostki w tej atrakcji lub +/- do 2 punktów z dowolnej kostki z tej atrakcji. Każde 10pkt z ONMS w kuferku pozwala +/- do 2 punktów z dowolnej kostki z tej atrakcji. Cecha powab wili pozwala na przerzut dowolnej kostki w tej atrakcji. Cecha świetne zewnętrzne oko pozwala na +/- do 2 punktów z dowolnej kostki z tej atrakcji.
Wodne wianki
Jedną z tradycji Celtyckiej Nocy jest puszczanie wianków na strumieniach, jeziorach czy rzekach, chcąc zaskarbić sobie przychylność rzecznych duszków. Nie bez powodu czarodzieje mieli szansę zapleść swoje własne wianki w trakcie przygotowań do święta. Miały one być nie tylko ozdobą i pamiątką, ale także częścią obchodów. Jeżeli jednak ktoś nie zrobił własnego wianka, nie musi się martwić. Miasto wykupiło ich wiele od uczestników przygotowań, mając cały zapas dla chętnych do uczestnictwa w zabawie. Tej nocy cała okolica wrze od magii, wrze także i rzeka, bulgotając na dziwne sposoby. Nad powierzchnią unoszą się wodne bąbelki, wśród szumu prądu słychać psotliwe, radosne śmiechy i śpiewy, a co jakiś czas coś gdzieś pluska w nietypowy sposób. A, jeżeli masz szczęście, dasz radę dostrzec kształty stworzone z wody przypominające ludzi, wyglądające znad nabrzeżnych kamieni. Duszki wodne także zgromadziły się na Beltane, czekając na swoje własne dary. Czy zdecydujesz się puścić z nurtem swój wianek i zobaczyć, czy zadowala on te żywiołowe istoty?
Zasady: Każdy czarodziej może wziąć udział w zabawie w wodne wianki, wystarczy, że rzuci kostką k6 na reakcję duszków. Jeżeli czarodziej robił swój własny wianek na przygotowaniach do święta, może rzucić kostką dwa razy i wybrać bardziej odpowiadający mu wynik.
1 - kilka wodnych postaci wyłania się spod tafli śmiejąc się i chichocząc. Wyciągają w Twoją stronę dłonie. Z rzeki zamiast szumu zaczyna napływać muzyka, a Ty nie umiesz odmówić im tańca, wchodząc z nimi za rękę do kółka na wodzie. Kto by pomyślał, że będziesz się razem z nimi nad nią unosić? Cóż za wspaniałe uczucie! Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że w porę orientujesz się w ich zamiarach i po chwili przyjemnego tańca wycofujesz się z tafli; wynik nieparzysty oznacza, że popadasz w zatracenie w ich tańcach, aż w końcu wrzucają Cię do wody! Sam nie potrafisz z niej wypłynąć przez ich magię! Lepiej niech ktoś szybko cię wyłowi! 2 - wianek złapała bardzo kształtna wodna duszka, która uwodzicielskim krokiem podchodzi do Ciebie i, nim się orientujesz, kradnie Ci pocałunek swoimi wodnymi ustami. I choć ci go zabrała, w darze zostawiła coś w zamian - teraz to Ty czujesz przemożną potrzebę całowania każdej osoby, która zamieni z Tobą słowo. Rzuć kostką k6, efekty utrzymają się przez x÷2 następnych rund po zakończeniu tej atrakcji (wynik należy zaokrąglić w górę) 3 - nim jeszcze zdążyłeś położyć wianek na tafli wody, spod rzeki wyskakuje bardzo zalotny wodny duszek w taki sposób, że ozdoba ląduje na jego głowie. Nie tylko to zwraca Twoją uwagę, ale i naszyjnik na jego szyi. Duszek szybko nachyla się, żeby pocałować cię w policzek w podziękowaniu, a kiedy zauważa, że przyglądasz się jego biżuterii, ściąga ją z siebie i ci ją zakłada. 4 - jeden z wodnych duszków siedział na brzegu i przygrywał melodię na niewielkim instrumencie, kiedy obił się o niego wianek. Duszek wydawał się tym nie tylko zachwycony ale i zawstydzony, złapał wianek, spojrzał w Twoim kierunku i pomachał szybko, wydawało się, że z nim zniknie, ale wtedy spod wody wypłynęła do Ciebie w zamian za ten kwietny dar magiczna karimba (+2 OPCM). 5 - wystarczyła chwila nieuwagi, a może po prostu nie spodziewałeś się, że trzy nastoletnie, wodne duszki wyskoczą na ciebie spod wody jak krokodyl. W jednej chwili dostrzegasz ruch, w drugiej już jesteś pod powierzchnią, kiedy te ściągają cię na dno. Nie chciały ci zrobić krzywdy! Tylko popsocić i coś pokazać… Zapominając, że czarodzieje nie oddychają pod wodą! Oby ktoś był obok, bo nie chcą cię puścić! To było przerażające przeżycie, przez następny miesiąc na wszystkie czynności kostkowe związane z wodą rzuć podwójnie i wybierz gorszy wynik. 6 - wianek wpłynął wprost na głowę jednego, bardzo młodego wodnego duszka. Kształt wodny ma wielkość zaledwie kilkuletniego dziecka i wyraźnie ucieszyło się ono z prezentu. Wychodzi do Ciebie na brzeg i… Rozcina swoją wodną powłokę? Pokazuje Ci, żebyś wystawił dłonie, na które nalewa Ci wody i instruuje migowo do jej wypicia. Magiczna woda młodego wodnego duszka sprawia, że możesz wyleczyć dowolną, chorobę, która nie jest śmiertelna. Jeżeli na żadną nie chorujesz, możesz zatrzymać ją sobie jako jedną z dwóch opcji - eliksir wiggenowy lub felix felicis.
Głosowanie na Majową Królową i Zielonego Człowieka
Tradycyjnie spośród grona niezamężnych panien wybierano Majową Królową, która następnie dobierała sobie „małżonka” – Zielonego Człowieka. Nazwa ta wywodzi się od dawnego boga natury i odrodzenia. Parę sadzano na ukwieconym powozie i obwożono po całej osadzie. Mieli oni symbolizować boską parę, jedność słońca i ziemi. Na obchodach jednak nie chciano nikogo wykluczyć, a także dać równe szanse na zostanie wybranym do tej fantastycznej atrakcji, jaką jest przejażdżka kwiecistym powozem po nieboskłonie, zaprzęgniętym w Aetany! Każdy czarodziej biorący udział w balu może zagłosować na Majową Królową i Zielonego Człowieka! Co więcej, nie trzeba wcale trzymać się przypisanych płci, nikt nie powiedział, że Majowy nie może być Król!
Zasady: Każdy czarodziej może głosować! Każda postać ma jeden głos! Prosimy, by oddawane głosy pasowały do głosującej postaci (przecież nikt nie głosowałby na swojego zaciętego wroga do dania mu takiej nagrody). By oddać swój głos należy wypełnić kod i wysłać go na konto Słodkiej Swatki w prywatnej wiadomości!
Nie poszedł z nią na ten bal tylko dlatego, żeby zrobić jej przyjemność. Sam wiedział, że potrzebują spędzić więcej czasu w swoim towarzystwie, ponieważ ostatnio, przez jego kujoństwo bardzo niewiele go dla siebie mieli (no dobra - on niewiele miał go dla niej). Z początku nie chciał też wymyślnych strojów, jednak kiedy zobaczył, że dla niej to ekscytujące zadanie, uszyć coś z mugolskiej bajki, stwierdził, że zrobi to dla niej (choć nie przewidział tych rajstop). W każdym razie widząc ją w tej chwili w tym stroju, stwierdził, że bardzo dobrze zrobił zgadzając się na przebranie, bo bo Alise wyglądała przecudownie, a charakteryzacja na bajkową wróżkę bardzo do niej pasowała. Zwłaszcza te skrzydełka i brokat. No i oczywiście uśmiech, który miała na co dzień wręcz przyklejony do twarzy. Przywitała się z nim ciepło i czule, a od jakiegoś czasu czuł ulgę, że Krukonka zmieniła zdanie co do publicznych całusów i nie teraz sama go w ten sposób wita. Zaśmiał się na jej słowa o magicznym pyłku, po czym otoczył ją ramionami, aby przez chwilę przyjrzeć się jej z bliska. Widać, że obecność tutaj sprawiała jej wiele radości, a jeśli ona była w tej chwili szczęśliwa to on również był i już nie mógł się doczekać aż spędzą ten wieczór razem. - Kiepską macie tę kopalnię, Dzwoneczku - skomentował krótko, nieco się z nią drażniąc i posyłając jej łobuzerski uśmiech. Trzeba przyznać, że zarówno jej strój jak i jego były idealnie dopracowane i prezentowały się świetnie, dlatego kiedy po chwili wspomniała o procesie szycia przebrania, kiwnął głową w geście aprobaty. - Dokładnie. A Tobie genialnie wyszły te stroje i nawet nie muszę wiedzieć jak Ci bohaterowie prezentowali się w oryginale. Bez tego, wiem, że przeszłaś samą siebie - powiedział, zerkając na nią z boku, kiedy ruszyli w stronę jeziora. Cydr oferowany już od wejścia na teren, gdzie odbywał się bal był nieco podejrzany, ale kto by się tym przejmował. Smakował ciekawie, dlatego nawet uderzenie gorąca nie sprawiło, że w jakikolwiek sposób się tym przejął. Za to zauważył, że Alina nie jest zbyt ciepło, bo dostrzegł na jej ramionach gęsią skórkę. Między innymi dlatego chwilę później chwycił ją za dłonie, jakby sprawdzając czy nie są chłodne. W porównaniu z jego skórą były, jednak martwił go bardzo ten zauważalny dreszcz na ciele dziewczyny, dlatego ustawił się za nią, aby przytulić ją od tyłu i przy okazji oddać jej trochę ciepła. - Mnie jest gorąco, ale widzę, że tylko mnie. Teraz w porządku? - spytał dla pewności, pochylając głowę nad jej ramieniem i przekręcając głowę, aby móc na nią spojrzeć. Kiedy spytała o rumieniec, zmarszczył brwi, nie zupełnie wiedząc o co jej chodzi. - Bo... bo jestem grzecznym Ślizgonem, a Ty mnie zgaszasz swoją kusą spódniczką, o! - oznajmił wielce poważnie, ale na jego ustach błąkał się uśmieszek. Mógłby z nią tak zostać przez resztę wieczoru i całą noc, ale skoro przyszli się tutaj bawić to raczej nie będą stali jak kołki. I o tym najwidoczniej pomyślała także dziewczyna, kiedy odpowiedziała mu, wspominając o tańcu. Hiszpańskie wtrącenia uznał za celowy zabieg, dlatego tylko się na nie uśmiechnął i puścił ją, aby po chwili stanąć obok. - Chociaż na coś się przydaję - rzucił rozbawiony, dając jej buziaka w usta, aby chwilę później posłać jej czarujący uśmiech. - Mamy mnóstwo czasu, kochanie. Może... przejażdżka tratwą po jeziorze? Widzę, że mają tam klimatyczne stoliki. - zasugerował jej, po czym dodał jeszcze: - Spokojnie, ze mną nic Ci nie będzie. Nie pozwolę Ci utonąć - zażartował. Chwycił ją za rękę, po czym delikatnie pociągnął w stronę stolików na wodzie. Tam będą mogli trochę odetchnąć po cydrze, który trochę zamieszał im w głowach, no i pobyć trochę z dala od wścibskich oczu. Weszli na jeden z pływających podestów i usiedli, a zaczarowana tratwa sama po chwili zaczęła odpływać od brzegu. Na stoliku zaś w mgnieniu oka pojawiły się różnego rodzaju przekąski od serowych miotełek, marchewkowych tarteletek po dyniowe paszteciki. Podniósł wzrok na Alise, ujmując jej rękę przez blat stołu. - I jak się czujesz? Nadal jest Ci zimno? - spytał zmartwiony, przypominając sobie jej niewyraźną minę jeszcze na brzegu.
- Patrząc po waszych jedzeniach zabawowych? Dużo. Nie sądziłam, że można ją przygotować na tyle sposobów! Uniwersalna roślina.- zauważyła z odrobiną zaskoczenia, ale może i podziwu w głosie, pozwalając sobie na kolejny, krótki uśmiech. Młot nie mógłby zabić, jedyne co, to guza nabić, więc powinien być spokojny, nawet jeśli ktoś by ją zdenerwował i by nim rzuciła. A w tym była całkiem niezła, znacznie lepsza niż w czarach. Jego pytanie nieco zbiło ją z tropu, zdziwiło. Nie była przyzwyczajona, przez co nie do końca wiedziała, jak powinna zareagować. Przez ułamek sekundy na jej buzi przemknęło niezdecydowanie, malowane na przemian zaskoczeniem. Milczała chwilę, zbierając myśli i przesuwając spojrzeniem błękitnych oczu po jego twarzy, zmrużyła je nieco, zatrzymując na wysokości jego własnych i wyłapując spojrzenie. Bał się? Martwił się? Pół wile, owszem, bywały paskudne, brzydkie i niebezpieczne i wcale nie dziwiła się ostrożności, która mu towarzyszyła. Nawet jeśli pracowała nad sobą, to osiągnięcie w tym perfekcji i stanu kwiatu lotosu podczas medytacji, było niemożliwe. Przymknęła oczy, wzdychając cicho i kręcąc głową, wydała z siebie ciche mruknięcie na znak tego, że było w porządku. Nie chciała go w żaden sposób zmanipulować i skrzywdzić, ale to powinien już wiedzieć. Był przecież inteligentny, prawda? - Wszystko dobrze, nie martw się. Spędzisz wieczór z moją ludzką połową, a nie zwierzęcą. A przynajmniej tak mi się wydaje. - puściła mu oczko, wzruszając ramionami. Brzmiała trochę poważnie, trochę serio. Astrid nie lubiła składać obietnic, których nie miała pewności, że spełni. - Dobry z Ciebie Potworek, marynarzu. Dodała jeszcze cicho, bardziej pod nosem, zaciskając nieco mocniej palce na ramionach studenta i zmniejszając nieco dzielącą ich odległość, utkwiła spojrzenie gdzieś w materiale jego bluzki, dając się prowadzić i zwyczajnie ciesząc tańcem, który tak dobrze mu wychodził. - Nie jestem pewna, czy wiem, co to znaczy, ale to chyba nic złego, że tańczysz z takim doświadczeniem. - przekręciła głowę na bok w zastawieniu, powtarzając w myślach wypowiedziane przez niego słowa. - A może to kwestia tradycji? Lubiła mówić o domu, o rodzinnych stronach. Lasy otaczające jej wieś były naprawdę piękne, przesiąknięte pradawną magią oraz zaklęciami, o których współczesny świat dawno zapomniał. Widok z fiordów natomiast w towarzystwie morskiej bryzy zapierał dech w piersiach. Czy dla anglików spanie nagrobkach brzmiało dziwnie? Mówiąc to w ich języku, odniosła takie wrażenie. - Jak planujesz dalej czarować pół wile, zamiast ona Ciebie, to śmiało. - odwzajemniła uśmiech z brutalną szczerością, puszczając mu przy okazji oczko i ruchem głowy zgarniając jasne pukle na plecy, a następnie przymknęła powieki, czując, jak ciało kieruje się ku obrotowi. - Tak. Byłeś tam? - dopytała z ciekawością na jego zainteresowanie miejscem jej pochodzenia, zanim złapała równowagę i znów była naprzeciw niego, wyłapując jeszcze ruch podbródka. - Z dynią? Zniesiesz to? Brzmiała poważnie, chociaż rozbawienie trudno było jej ukryć. Kiwnęła tylko głową, zatrzymując się i rozglądając dookoła, złapała go za rękę, tym razem przejmując dowodzenie i ciągnąć go w stronę straganów. - Może mają mięso? Albo ryby? Czy naprawdę nawet mięso jest dyniowe? Zmarszczyła brwi w zaniepokojeniu, łapiąc głębszy oddech po wyjściu z parkietowego tłumu, gdzie zapach perfum i ilość ludzi dookoła była odrobinę przytłaczająca. Przesunęła spojrzeniem po stragach. Nawet jeśli wszystko było roślinne, wyglądało naprawdę ładnie. - A Ty dasz się namówić na piwo?
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren pokręcił głową. Jeśli na Gwiazdkę baranina wychodziła mu uszami, to podczas Nocy Duchów nie mógł patrzeć już na nic, co miało w sobie choć trochę dyni - nawet jeśli były to żelki w kształcie tego warzywa. Zresztą - na temat kulinariów i tak nie miał za wiele do powiedzenia. Wiedział, że wiele osób w Hogwarcie uważało gotowanie za pełnoprawną dziedzinę magii, jednak Shaw nie podzielał tego sentymentu i wolał nie zaglądać na zajęcia z tego przedmiotu jeśli nie był do tego absolutnie zmuszony. Jeśli chodzi zaś o to, czy Krukon bał się półwili - ciężko było nazwać to "strachem". Był po prostu przezorny i ostrożny - równie dobrze Astrid mogłaby posądzać go to że boi się latać na miotle, bo zakładał ochraniacze kiedy fruwał po boisku podczas meczu quidditcha. Już na pierwszy rzut oka był to wniosek całkowicie pozbawiony logiki - choć Darren zdążył się już spodziewać głównie takich po dziewczynie, której obecnie najwyraźniej największym marzeniem była przechadzka po Zakazanym Lesie z toporkiem w dłoni. Słysząc znowu swoje przezwisko Shaw przewrócił oczami. - Mogłem zostać dalej Shrekiem, bardziej pasowałoby do "potworka" - jęknął, po czym rozejrzał się po przebraniach innych studentów. Niestety, zielonego ogra nigdzie nie widział - chociaż mignął mu potwór doktora Frankensteina, którym tak naprawdę był podczas jarmarku w Hogsmeade Darren, nawet jeśli ubzdurał sobie że był Shrekiem. - Nie, nie, to nie znaczy że tańczę czterdzieści lat, tylko że kroki są sprzed tylu lat - żachnął się Krukon tonem dziwnie bojowym jak na rozmowę na temat tanecznych pląsów z kolorowych lat osiemdziesiątych. Po chwili jednak rozluźnił się i pokręcił głową z delikatnym uśmiechem - Nigdy mi się nie zdarzyło być w Norwegii, ale słyszałem na razie... hmpf... - zrobił krótką pauzę - ...wiele dobrego. Na kolejne pytanie Astrid prefekt wyciągnął szyję i przyjrzał się dokładnie przygotowanym smakołykom - przy okazji sycząc jakieś niedbałe przeprosiny co najmniej dwa razy, kiedy jego stopa wylądowała niebezpiecznie blisko palców Gryfonki. W końcu zaprzestał prób spoglądania ponad głowami tłumu na parkiecie i spojrzał na półwilę. - Dynie, dynie, dynie - westchnął - Chyba tylko muffinki nie są z tego szajsu... to znaczy, z dyni. Pytanie o piwo zbiło nieco Darrena z tropu. Co prawda obiecał jej wypad, ale do Hogsmeade, bo picie na terenie zamku było przecież surowo zabronione. Z drugiej strony... Shaw przewrócił oczami, łapiąc za losową przekąskę z którejś z przelatujących tacek. Okazało się, że trafił na dyniowy pasztecik. Westchnął głośno i wgryzł się weń, prowadząc ze sobą wciąż wewnętrzną walkę. - Dziwna sprawa - odezwał się do Astrid, łapiąc za kilka butelek dyniowego soku - Napadł mnie właśnie nagły przypadek głuchoty, uwierzysz? - spojrzał na nią surowo, łapiąc za rękę i prowadząc w stronę jeziora - Łowicie jabłka w Norwegii, czy przy takich okazjach w zęby chwytacie łososie? - spytał ją, wskazując na taflę jeziora wypełnioną dryfującymi owocami i dwuosobowymi łódkami.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Bale organizowane przez szkołę zawsze należały do tych wywołujących efekt "wow". Tym razem także nie było inaczej i choć mogłoby się wydawać, że organizacja imprezy na zewnątrz o tej porze roku będzie mocno utrudniona, to jednak wszystko wydawało się być dopięte na ostatni guzik, a przynajmniej takie odniosła wrażenie, kiedy rozglądała się po przyjeziornych terenach. Nie było zimno, a dzięki latającym nad ich głowami dyniom mieli też stałe źródło światła, które dodatkowo mogli regulować na własne życzenie, jak się okazało. Naprawdę, dopiero co przyszli, a jej już się strasznie podobało, choć zapewne jeszcze nie zdążyła zobaczyć wszystkiego. Cydr, po który sięgnęli na dobry początek miał tak nieziemski zapach jabłek i korzennych przypraw, że aż zakręciło jej się od niego trochę w głowie, ale dzielnie trwała w przekonaniu, że to ktoś ją szturchnął od tyłu i dlatego musiała mocniej przytrzymać się ramienia Willa. Nie próbowała się wyswobodzić, kiedy przyciągnął ją bliżej siebie, bo po pierwsze dzięki temu szanse na wywalenie się malały praktycznie do zera, a po drugie... no, nie miała nic przeciwko takiemu zmniejszeniu dystansu między nimi, a nawet wręcz przeciwnie, z oczywistego chyba powodu. - Ha ha, rzeczywiście bardzo śmieszne - rzuciła sarkastycznie, wywracając przy tym oczami i upewniając się, że to widział. Nie jej wina, że na tę jedną chwilę ziemia zafalowała pod jej nogami! Coś ewidentnie musiało być z tym cydrem. Alkohol z racji uczestnictwa w balu młodszych, niepełnoletnich uczniów nie wchodził w grę (poza tym to była szkoła, więc raczej i tak by się nie pojawił), ale z drugiej strony może któryś ze studentów uznał, że trzeba nieco poprawić smak napoju, choć w to nie chciało jej się wierzyć, bo wokół kręcili się nauczyciele i z pewnością zauważyliby jakieś podejrzane zachowanie. W każdym razie nie miała wątpliwości, że nie był to takie najzwyczajniejszy w świecie cydr. - Dobrze, że ty nie masz problemów z utrzymaniem równowagi - dodała jeszcze z figlarnymi iskierkami w oczach i półuśmiechem. Dosłownie moment później usłyszała, jak ktoś wypowiada, a nawet śmiało można powiedzieć, że wykrzykuje jej nazwisko i wcale nie potrzebowała wiele czasu, aby rozpoznać ten głos. Bez problemów udało jej się też namierzyć owego osobnika. - Kto go tam wpuścił? - roześmiała się, nie oczekując odpowiedzi na to pytanie. Solberg na scenie, tego to chyba jeszcze nie było. Musiała jednak przyznać, że wybór repertuaru i magicznie zmodyfikowany głos fajnie się połączyły, choć nie podziwiała całego jego występu. Nie zareagowała co prawda od razu, kiedy poczuła jak Will mocniej ją objął, ale po odwróceniu głowy w jego stronę rozbawienie szybko ustąpiło miejsca najpierw lekkiej dezorientacji, a następnie zmartwieniu. - Will? Co się dzieje? - spytała, przyglądając mu się ze zmarszczonymi brwiami. Widziała, że coś jest nie tak, ale nie miała pojęcia co, bo przecież nie chodziło raczej o Solberga i jego wygłupy na scenie. - Matko, jesteś cały spięty - stwierdziła cicho, wyraźnie zaniepokojona jego stanem. Takie bezczynne stanie było okropne i powoli budziło się w niej uczucie bezsilności, ale kompletnie nie wiedziała co powinna zrobić i czy w ogóle coś powinna. - Źle się czujesz? Potrzebujesz pomocy? Zobaczyłeś kogoś, kogo nie lubisz? - Pytania same z niej wypłynęły i aż na to jęknęła, bo jakoś nie wydawało jej się, żeby miało to w jakikolwiek sposób pomóc chłopakowi.
Pragnęła uciec w jej objęcia, niczym w ramiona stęsknionego kochanka. Z trudem przychodziło jej teraz zrozumienie, jakim cudem ludzie mają w nawyku nią pogardzać, uciekać od niej i odrzucać jej słodkość – cudownie nijaką, nudną i nużącą, która jest jak bezpieczna przystań po bardzo długiej podróży.
Ona z takowej podróży właśnie wróciła. Na krótki, urwany z intensywnych miesięcy moment. Gdyby znała opowieść o kopciuszku, pewnie odnalazłaby w niej pewne odniesienia do siebie; kilka magicznych godzin skradzionych z trudnej, przytłaczającej codzienności. Tylko gdy jedna chciała wyrwać się w szalony, ekscytujący świat, Talia raczej marzyła o rutynie, o braku szczególności, dniach osłoniętych całunem szarości. O czasach, których się na dłuższą metę nie zapamięta, bo zlewają się one w całość, tworząc istną czarną dziurę. Skąd to pragnienie? Może stąd, że każdy baczny obserwator mógł bez mrugnięcia okiem stwierdzić, że nastały czasy szczególnie trudne. Kipiące swoją brutalnością i niezrozumieniem, zatargami i tworzącymi się coraz wyraźniej podziałami. A tam, gdzie się paliło, zawsze musiała być ona – gotowa do tego, by ugasić ogień, nawet jeśli musiałaby walczyć z pożogą trzymając w dłoni kubek z wodą. Do Ministerstwa wciąż napływały zgłoszenia: napady, groźby, zniszczenia mienia, otrucia, porwania… i próby morderstw. W tym to jedno, które wciąż miała pod powiekami, za każdym razem gdy zamykała oczy. Wyraźna, ostra czerwień. Lepka maź na dłoniach. Nasiąknięte krwią skórzane buty. Krzyk, który odbijał się echem po jej głowie. I ten ból, który -
Stop, koniec. Może naprawdę się do tego nie nadawała. A może to właśnie jej wrażliwość sprawiała, że w aurorskich kręgach miała utartą pozycję. W końcu szło za nią wielkie oddanie.
Wyjście na bal zdawało się jej być tak trywialną, zwyczajną decyzją; cudownie wyrwaną z kontekstu, niepasującą do poprzedzających ją wydarzeń. Niczym rzeczywisty sen. Czerń pasowała jej do dzisiejszego wieczoru. Nie bawiła się jednak w żadne kostiumy – może gdyby miała czas, może gdyby nie zdecydowała się na udział w ostatniej chwili… ale klamka zapadła, a ona została z tym, co znalazła w starej szafie (dzięki Merlinowi, że babka wciąż wierzyła w to, że Talia w końcu podąży w arystokrackie ślady, na wszelki wypadek wyposażając ją w najnowsze kreacje, które wyszły spod małych, francuskich rączek ekstrawaganckich szwaczek).
Delektowała się tym cudownym, świeżym i zaskakująco ciepłym powietrzem, które przesuwało się po odsłoniętych fragmentach jej skóry, jednocześnie maskując jego zapach papierosowym dymem. Dziś, do pełni szczęścia, brakowało jej kogoś. Kogokolwiek. Oderwała wzrok od zamku, który malował się na horyzoncie – a raczej światła w oknach, które wyglądały jak świetliki na nocnym niebie, rozglądając się dookoła siebie. Cmoknęła niezadowolona, przesuwając spojrzeniem po uczestnikach imprezy. Miała nadzieję, że grono absolwentów będzie chociaż ciut większe, że gdzieś zobaczy te pizdeczki z jej szkolnych lat - pewnie jednak uwiązane były do kołysek, kubków wypełnionych pół na pół herbatą z whisky oraz do mężów, przy których dochodziły jedynie do wniosku, że nie tak wyobrażały sobie swoje życie. Oczywiście wyolbrzymiała, nie było już w niej tej goryczy, ale przebywanie na terenie zamku, pozwalało szkolnym wspomnieniom przebić się wprost do świadomości. Dziwne, pomyślała, jak wiele się zmieniło. Lia z przeszłości, obecnej Talii nierówna - za to bardzo teraz nieznajoma i niezrozumiała.
Zaciągnęła się i wypuściła spomiędzy pomalowanych warg dym. Muzyka grała gdzieś obok, a wiatr wciąż był jej nierozłącznym towarzyszem w tym naparstku zwyczajności.
Rozglądając się, nie wiedziała, na czym powinna zawiesić oko. Wszystkiego było za dużo. Ludzi, śmiechu, atrakcji... Nie udało jej się skupić uwagi na jednej rzeczy, ciągle coś stawało jej na drodze. Przeważnie uczucie, irracjonalne, niespotykane nigdy dotąd w takiej skali. Spojrzała w dół, na cydr, który trzymała jeszcze w dłoni i który musiał być odpowiedzialny za jej aktualny stan. Czuła się tak, jakby z niemocy zaraz miała tupnąć nogą. Jak dziecko. Doskonałe określenie, szczególnie że właśnie tym była w tym przebraniu. Dzieckiem, które za zamkniętymi drzwiami przybiera coś, czego nie powinno... Zakazany owoc, a smakowanie go przecież tak do niej pasowało. Podskoczyła, chociaż w normalnych warunkach nie byłaby tak poddenerwowana. Nawet nie chodziło o to, że miała być czym. Nie była zagubiona, doskonale wiedziała, gdzie jest jej miejsce... A jednak jej serce zabiło cztery razy szybciej niż normalnie. W innych warunkach uśmiechnęłaby się szeroko i skomentowała fakt, że kazał jej na siebie czekać. Teraz spoglądała na niego szeroko otwartymi oczami, z lekko rozchylonymi ustami. Przez sekundę tylko się w niego wpatrywała, aby po chwili bezceremonialnie go objąć. Uniosła się na palcach, ściskając go trochę za szybko i trochę za mocno. Odsunęła się, przypominając sobie o potencjalnym towarzyszu chłopaka, o którym przecież wspomniała w liście. Jej serce wciąż biło, teraz jednak z innego powodu. Nie kontrolowała się. I poczuła się jak zwykły śmiertelnik.-Wszystko, co tylko zapragniemy.-Powiedziała z szerokim uśmiechem, jakby jej chwilowego opętania wcale nie było. Jakby nie była przerażoną wizją siebie w tym stroju i tego, co reprezentował. Pretensje to ostatnie, czym zaprzątała swoje myśli. Przekrzywiła lekko głowę i dopiero teraz przyjrzała się jego strojowi, chociaż jej uwagę przykuł bardziej makijaż. Bardzo wiele niepokojących rzeczy kojarzy jej się z tym konkretnym obrazem.-Byłam pewna, że tutaj przyjdziesz. Nie przejmuj się.-Machnęła lekceważąco dłonią i dopiero wtedy dostrzegła wychylającego się węża. Próbowała powstrzymać uśmiech przez zagryzienie dolnej wargi. Byli niesamowitym połączeniem i nawet ten przeklęty cydr nie mógł tego zmienić. Na pewno poczuł na sobie jej sceptyczne spojrzenie, wzbogacone mocnym makijażem. I chociaż wciąż czuła niecodzienny dyskomfort oraz zagubienie, nie miała najmniejszego problemu w wyciągnięciu dłoni. Już raz użyczała swojej ręki wężowi, nie pamięta, aby było to nieprzyjemne uczucie. Powiedziałaby, że niecodzienne, trochę podniecające. Czy stanowiło to ryzyko? To pytanie dla niej nie istniało.-Cudownie. Mam mnóstwo zakamarków, do których może się schować.-Zaśmiała się i wyciągnęła dłoń w kierunku Proximy, czekając, aż wąż zmieni swoje miejsce. W momencie, w którym łuski zetknęły się z jej nagą skórą, dreszcz przeszedł przez jej ramię aż do kręgosłupa. Kiedy już przestała przyzwyczajać się do nowego kompana, podniosła wzrok na Shawna.-I zaryzykujemy własnym życiem? Cudownie.-Uśmiech powoli rozchodził się po jej twarzy, spokojnie, jakby musiała przyzwyczaić skórę do tego napięcia. Ruszyła w kierunku stołów, odkładając swój cydr na bok, jakby nie mogła już dłużej na niego patrzeć. Miała nadzieję, że ten stan nie potrwa długo... Nieważne w jakim stanie upojenia, zawsze czuła się sobą. -Wybierz dla mnie truciznę.-Powiedziała spokojnie, przyglądając się każdej potrawie z osobna. Wyglądały normalnie, wręcz nijako. Podniosła spojrzenie na chłopaka, ciekawa jego wyboru. Czy faktycznie coś im się stanie? Ten rodzaj niewiedzy był ekscytujący, jeszcze bardziej, że nie robiła tego sama.
Cóż, może faktycznie młody puchon miał na celu zorganizowanie czegoś w rodzaju marszu wstydu, aby w ten sposób przestrzec Cassiana przez tym, jak może się skończyć nadmierne zadzieranie z nim poprzez mieszanie mu w głowie swoimi sprzecznymi gestami. Wiedział, że chłopak nie wyrwie mu się podczas tego małego spaceru przede wszystkim przez to, że nie będzie chciał zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi, której już i tak unikał. Jak to mówią, najlepiej jest ukryć się na widoku, więc i oni nie przykuwali jakoś wybitnie oczu pozostałych uczestników zabawy. Widząc minę szkota, gdy pozbawił go możliwości wpakowania w siebie pierwszej z zapewne wielu tego wieczora przekąsek, parsknął cichym śmiechem. Zauważył wprawdzie to, że Beaumont zesztywniał nieco, gdy zaczął poprawiać jego koszulę, jednak nie zwrócił na to wielkiej uwagi. A może raczej starał się nie okazywać, że to umknęło to jego oczom. Poprawiając po raz ostatni poły koszuli towarzysza, niby przypadek zahaczył palcami o odsłonięty fragment jego klatki piersiowej, nie przerywając jednak czynności, jaką było doprowadzanie jego ubioru do względnego porządku. – Muszę przyznać, że takiej reakcji się nie spodziewałem – parsknął, lekko zdezorientowany tonem głosu swojego partnera. – Staram się pomóc ci się nieco zrelaksować po tym całym pierdol... chaosie związanym z ostatnimi wydarzeniami, aty od razu kwestionujesz moje zdrowie psychiczne? Nie uważasz, że to trochę niegrzeczne? Ignacy zmierzył go wzrokiem, opierając się jednocześnie o stolik, jednak trudno było nie zauważyć tego, że jego uśmiech minimalnie przygasł, jakby nagle nawiedziły go jakieś negatywne myśli. Czy naprawdę kwaśne słówka i sarkastyczne komentarze, którymi rzucał mimochodem na prawo i lewo w połączeniu z okazjonalnym wytykaniem mankamentów w zachowaniu spowodowały, że Cassian miał teraz w głowie całkowicie skrzywiony obraz jego osoby? A co jeśli było tak źle, że nawet nie zwrócił uwagi na ten prosty akt dobroci z jego strony? Może powinienem nad tym popracować?, pomyślał, jednak to zwątpienie zniknęło równie szybko, jak się pojawiło. Zmarszczył nieco brwi. Miał wrażenie, że zamiast pogrążać się w swoich rozważaniach, jak to miał w zwyczaju, po prostu pozwalał im odejść, nie zwracając na nie zbytniej uwagi. Zamiast tego, jego usta wykrzywiły nieświadomie w lekkim uśmiechu. Nie czuł się spięty czy znudzony tym, co się działo wokół niego. Wręcz przeciwnie, był zadowolony z tego, czy tu jest i po prostu było mu dobrze. Nawet lepiej niż dobrze. Wręcz nie mógł się doczekać, co jeszcze może im przynieść ten wieczór. – Powinieneś tego spróbować – stwierdził bez mrugnięcia okiem, sięgając na pobliską tacę z małymi babeczkami z motywem Gryffindoru. Zupełnym przypadkiem. – Może wyzwolą w tobie lwa, Beaumont. Uniósł jedną brew w górę w rozbrajającym geście. Skoro już się zgodził tutaj przyjść, to równie dobrze mógł się postarać, aby jego młodszy towarzysz spędził miło czas, jak jego rówieśnicy. Biorąc pod uwagę, że gryfon tak się wszystkim zamartwiał, a w samym epicentrum tego stresu były egzaminy, to zasłużył na to, aby wykorzystać tę okazję do relaksu, która zapewne nie zdarzy się ponownie zbyt szybko.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Na jej sarkastyczną uwagę i towarzyszące temu teatralne wywrócenie oczami odpowiedział jedynie szerszym wyszczerzem oraz nieco wymownym ruchem brwi, nie kryjąc przy tym w ogóle swojego rozbawienia. — Któreś z nas dwojga w końcu musi — odparł z kolei na słowa o równowadze i uśmiechnął się zawadiacko, by następnie nachylić się w jej stronę i musnąć krótko jej wargi, bo przy tej bliskości trudno było mu się oprzeć, jeszcze nim sam zdecydował się skosztować cydrowego grzańca. Nie da się ukryć, że to bez dwóch zdań nie był zwyczajny cydr i nawet jeśli faktycznie nie było w nim ani krzty alkoholu, to i tak miał jakiś wpływ, mniej lub bardziej przyjemny. W jego przypadku zdecydowanie mniej. Krótkotrwałe problemy z błędnikiem i falująca pod stopami ziemia wydawały się czymś bardzo trywialnym w porównaniu do tego bad tripa czy co to właściwie było, który go spotkał. Niczego innego nie pił ani nie jadł, więc jedynym podejrzanym był ten jabłkowo-korzenny napitek, co trochę nie miało sensu. Nie dopił go jednak do końca, odstawiając gdzieś na bok, jakby w obawie, że może to wydłużyć tą dziwaczną fazę. Ślizgon skupił w końcu swoje nieco błędne spojrzenie na twarzy Aleksandry, gdy tylko dobiegł go jej głos; w tym momencie mogła jeszcze wyraźniej zauważyć, że coś jest nie tak. Początkowo nie udzielił jej żadnej odpowiedzi, jedynie kręcąc przecząco głową, bo… sam sobie zadawał to pytanie i wciąż za nic nie potrafił tego sensownie wyjaśnić. — Nie wiem, nie potrafię tego wytłumaczyć, po prostu… — urwał i zmarszczył brwi, szukając w myślach słów, które najdokładniej oddałyby co teraz odczuwał. — … czuję się dziwnie nieswojo? Wiem, że to głupie, nie mam do tego żadnego powodu, ale nie potrafię się oprzeć wrażeniu, jakbym miał jakąś burzową chmurę nad głową czy coś w tym rodzaju. — Westchnął, bo w jego uszach to wszystko brzmiało wprost niedorzecznie, wolną dłonią przeczesując sobie czuprynę i całkowicie tym samym burząc starannie ułożoną fryzurę. Zaraz po tym objął ją i przyciągnął jeszcze nieco bliżej siebie, zanurzając twarz we włosach dziewczyny i cicho przy tym mrucząc: — Wydaje mi się jednak, że to zaraz powinno minąć. A przynajmniej taką miał nadzieję, bo już było jakby troszeczkę lepiej niż w pierwszym momencie, nie był też już aż tak bardzo spięty, choć to nieznośne i niewytłumaczalne uczucie niepokoju wciąż go męczyło. Naprawdę liczył na to, że nie będzie się go to trzymało do końca wieczoru, bo zależało mu na, żeby to wspólne wyjście było udane i żeby oboje dobrze się bawili, a przy takich jazdach to chyba trochę średnio możliwe. Zupełnie nie zwracał w tym momencie uwagi na otoczenie, koncentrując się w pełni na Puchonce.
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Rudzielec po wypiciu słodkiego napoju pochwycił piernikowego borsuka i połknął ją w całości. Jeszcze tyle rzeczy trzeba zrobić! Oczywiście wszystko zawsze było na Puchona głowie, gdyż inni woleli marzyć o niebieskich migdałach. Wiktor przyglądając się bawiącym uczniom postanowił ponownie złapać jabłko lecz średnio mu to wychodziło. Żałośnie, tak żałośnie! -Nie, ale zawsze może być ten pierwszy raz. - wypił ostatni łyk soku. Po co tutaj przyszedł? Co powinien robić?
JABŁKA:2/2
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Cóż całkiem prawdopodobne było to, że w pewnym momencie po prostu przeniosą się gdzie indziej i będą świętowały to na swój sposób, bo oczywiście może i wokół było sporo różnych atrakcji, ale nie wszystkie przypadły jej do gustu i zdecydowanie wolałaby spędzić ten czas w jakimś innym miejscu. Choćby miały to być jedynie ściany jej własnego pokoju, po których przemykałyby tajemnicze cienie, a na parapecie tliłyby się zapalone świece. Nie miała nic przeciwko temu, by Puchonka trzymała się blisko niej. I faktycznie mogłaby jedynie zaświadczyć o tym jak niepraktyczne były podobne suknie. Choć dla niej właściwie większość sukni była niepraktyczna. Dużo lepiej czuła się w wygodniejszych zupełnie inaczej skrojonych ubraniach. Miała nadzieję, że powstały wskutek wypicia dawki cydru rumieniec dosyć szybko zniknie z jej lica. Nie mogła go kontrolować i to nieco ją drażniło. Jak naprawdę wiele rzeczy ostatnio. Starała się jednak nie zwracać na to większej uwagi i zachowywać się w miarę naturalnie. Faktycznie mogła jedynie przytaknąć na to, że okolice jeziora wyglądały naprawdę wspaniale, a dochodzące z daleka odgłosy imprezy odbijające się od powierzchni wody nadawały tej scenerii wyjątkowego charakteru. W zasadzie gdyby nie było tak zimno z chęcią jeden dzień spędziłaby wypływając na sam środek jeziora wykradzioną z hangaru łodzią, by położyć się na jej dnie i pogrążyć w lekturze jednej z książek. Z pewnością musiało to być naprawdę cudowne uczucie. Kły faktycznie się przydały i ułatwiły jej nieco całe to zadanie. Niestety próba wyłowienia jabłka w wykonaniu Nancy nie poszła już tak łatwo. Krukonka mogła jedynie obserwować jak ta wpada do wody. Violetta automatycznie przysunęła się bliżej krawędzi tratwy i wkrótce mogła odetchnąć, gdy tylko zauważyła jak Puchonka wyłania się z odmętów jeziora. Niemal automatycznie wyciągnęła ręce w jej kierunku, pomagając jej się wdrapać z powrotem na dryfujący kawałek drewna. Uśmiechnęła się z rozbawieniem na jej komentarz i sięgnęła do swojej różdżki, by rzucić szybkie zaklęcie osuszające i rozgrzewające. Miała nadzieję że tyle wystarczy choć dla pewności otoczyła jeszcze na chwilę dziewczynę ramieniem i przyciągnęła bliżej siebie. Może i wyczarowane ciepło wystarczyło, ale Strauss była naprawdę skora do tego, by podzielić się własnym.
Impreza wydawała się powoli chylić ku końcowi, lecz wtedy pojawił się on, cały na czarno.
W ręku dzierżył otwartą butelkę czerwonego wina, a jego krok wydawał się co najmniej dziwny. Utykał, jakby potrzebował laski do wspierania swojego chodu. Chociaż mógł też być "lekko" wstawiony. Ledwo pozbierał się po incydencie w katedrze kryształowych kul, a już wieczorem był na wydarzeniu organizowanym przez szkołę. W wielu miejscach na ciele nadal odczuwał ból, lecz właśnie po to był mu potrzebny jego ulubiony znieczulacz - alkohol. Gdyby nie fakt, że owe wydarzenie jest swego rodzaju maskaradą i dzięki temu woźny ma na sobie maskę śmierciożercy, to byłoby widać jego obitą twarz, która jeszcze kilka godzin wcześniej ociekała krwią. Czarne ubranie również powinno skryć w cieniu nocy wszystkie inne ewentualne krwawienia, jeśli któraś z ran przypadkowo by się otworzyła.
Dzisiaj jest halloweenowy bal. Dev zjawił się na ostatnią chwilę, ponieważ informacja o tej imprezie dotarła do niego dość późno, niemal przypadkiem, kiedy po drodze do kanciapy znalazł w kącie korytarza ulotkę. Był przekonany, że w tym roku zorganizują coś wielkiego. W końcu kto ma obchodzić należycie ten zwyczaj, jak nie czarodzieje? Zawsze w tę noc wszyscy przebierali się za jakieś straszydła i szli podbijać ulice w poszukiwaniu słodyczy lub w przypadku tych, co nie są łasuchami pozostawało płatanie innym figlów. Mężczyzna zdecydowanie należał do tej drugiej grupy. Może tej nocy będzie okazja, żeby sprawdzić się w tej roli? Dopiero docierając na miejsce dostał odpowiedź na to pytanie. Było tutaj nieziemsko spokojnie. Ludzie kłębili się w małych grupkach, w tle słychać było jakieś śpiewy, ktoś tam coś majstrował przy jeziorze. Liczba atrakcji było dość... ograniczona. Nie opuszczało go przeświadczenie, że można było wymyślić wiele ciekawych aktywności związanych z halloween, które angażowałyby wszystkich uczestników. Coś, co nawet mogłoby przestraszyć większość zebranych. Może po prostu spóźnił na to i ominęło go najlepsze? Sam chciał ich wszystkich wystraszyć, żeby w końcu kurwa zaczęli się bawić, jak na bal przystało. Nie mógł jednak zbytnio szaleć przy tak wielkiej widowni. Westchnął tylko głęboko, rozglądając się ukradkiem po okolicy w poszukiwaniu ciekawego zajęcia. Padło na miejsce, z którego dochodził śpiew - przynajmniej tam mogła go czekać jakaś namiastka imprezy. Poza tym, coś go tam ciągnęło i chciał się przekonać, co to takiego.
Docierając do mniejszej sceny dostrzegł śpiewającą osobę, która porwała tłum swoją energiczną piosenką. Wyglądem przypominała japonkę, co przykuło jego uwagę, ale to właściwie jej śpiew ciągnął go bliżej do sceny. Czuł się niemal... hipnotyzowany. Co prawda nie była to hipnoza, którą on stosował i której kiedyś był poddawany, lecz mimo to nie był w stanie oderwać od niej oczu. Co to za czary? - zastanowił się i zanim się obejrzał był dosłownie pod sceną. W tym momencie piosenka się skończyła, a urok prysnął. Nim zdążył się stamtąd usunąć zaczepiła go jakaś mumia, namawiając do karaoke i obiecując, że każdy dostanie za udział nagrodę. Wstawionego Levitta nie trzeba było długo namawiać. Na szybko włożył czubek butelki pod maskę i przechylił ją, dopijając resztę tego, co w niej zostało, po czym postawił ją pustą pod sceną. Następnie wylosował jeden z mikrofonów, niespecjalnie zwracając uwagę na jego kolor, a po chwili dostał listę najpopularniejszych popowych piosenek z ostatnich miesięcy. Wielu z nich nie kojarzył, wielu nie chciał zaśpiewać, a ostatecznie padło na jedną według niego najbardziej chwytliwą. Jej tekst znało się chcąc nie chcąc, jeśli chociaż trochę przebywało się w mugolskim świecie i słuchało chociażby radia.
4. MIKROFON FIOLETOWY wybrałeś najpopularniejszą piosenkę popową ostatnich miesięcy, na którą wszyscy zareagowali dość żywo i energicznie. Publiczność bardzo Cię wspiera podczas intra i gwiżdżę z zachwytu, gdy tylko zacząłeś śpiewać. Brzmisz pięknie i hipnotyzujesz innych, nie można oderwać od Ciebie oczu. Okazuje się, że wylosowany przez Ciebie mikrofon ma efekt głosu syreny, a Ty wygrałeś główną nagrodę — Podniszczony Syreni Puchar (+1 Transmutacja, +1 Eliksiry).
Kiedy dostał się na scenę zrobił szybką próbę mikrofonu. - Raz, dwa. Raz, dwa, trzy. Możecie psocić, nauczyciel nie patrzy. - zawadiacko się uśmiechnął, choć pod przykryciem maski nie dało się dostrzec tego gestu. Pora była zaśpiewać swoją piosenkę. Z głośników poleciał uroczo oldschoolowy utwór niczym z lat 80, przenosząc wszystkich w dyskotekowy klimat w rytm pulsującej, żywej elektroniki. Brakowało tylko neonowego parkietu! Nie szkodzi! Wszyscy zaczęli wiwatować, gwizdać i radować się, kiedy francuz zaczął śpiewać! Sam nie wierzył, że potrafił wydobyć z siebie tak czysty głos, idealnie trafiając w każdą nutę, jakby to on był autorem tego utworu. Dodał do tego kilka popisowych ruchów tanecznych, na które publika reagowała jeszcze donośniejszym krzykiem, kiedy śpiewali tekst razem z nim. Wyglądało na to, że bal halloweenowy nie jest jeszcze stracony. Levitt zaczął skakać po scenie, kiedy wchodziły momenty bez śpiewania, kompletnie nie zważając na stan swojego ciała. Połączenie alkoholu z dawką adrenaliny uśmierzyło jego ból, a on mógł bawić się w najlepsze. Na koniec występu dostał wielkie owacje, a oprócz tego wręczono mu główną nagrodę - Podniszczony Syreni Puchar! Dopiero po wszystkim okazało się, że to wszystko sprawka mikrofonu, który miał efekt, jak przy śpiewie syreny - hipnotyzował. Choć była to łagodna forma hipnozy, to jednak skuteczna i nawet po odłożeniu mikrofonu utrzymywała się. Pewnie nie na długo, ale Dev nie mógł na to narzekać. W razie czego może sam sobie przedłużyć ten efekt.
Po ochłonięciu postanowił poszukać więcej alkoholu. Potrzebował o wiele więcej. Po drodze mijał wiele znajomych z widzenia studentów oraz nauczycieli, kiedy on sam pozostawał dla nich niewiadomą. Bardzo mu się podobał ten stan rzeczy. Nagle jego uwagę zwrócił dym. Miał cichą nadzieję, że to nie był zwykły papieros. Podszedł bliżej i ukazała się przed nim intrygująca postać kobiety, której w ogóle nie był w stanie skojarzyć. Zaciekawiło go to tym bardziej, że znał prawie całą szkołę przynajmniej z twarzy. Jednak tej jednej jeszcze nie znał. - Pardon madame, czy jest gdzieś tutaj jakiś dobry alkohol? Może też być niedobry. - zaczepił nieznajomą w nadziei, że będzie w stanie go pokierować. Jego akcent zdradzał francuskie korzenie, a głos hipnotyzował, czy tego chciał, czy nie. W tym przypadku raczej chciał.
Uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi na jego oburzenie, ale w jej spojrzeniu odbiło się twarde postanowienie i, gdy odwróciła na chwilę wzrok, skrzętnie skrywana gorycz – jedyne podpowiedzi, że za niechęcią do uczestnictwa w pijaństwie kryło się coś więcej niż jedynie niewinne podejście do świata albo ambicje bycia dobrą. – Pijam alkohol, po prostu… powoli – powiedziała, zamiast te powody wytłumaczyć. Ani nie miała ochoty, ani okazja nie była sprzyjająca. Pytanie, które zadał było dużo lepszym tematem do rozmowy. Spojrzała na niego z zaciekawieniem, gdy zaczął mówić. Natychmiast na jej twarzy odmalowała się mieszanka zażenowania i rozbawienia – utrzymywała się aż do momentu, w którym Bird spostrzegła jego spojrzenie, skierowane na jej usta. Uśmiechała się z pewnym wahaniem. Przełknęła ślinę, spuszczając wzrok. Słuchała go, obserwując chmurę świecących dyń przesuwających się nad uczestnikami balu. Spojrzała na niego dopiero, gdy przyszła jej kolej. – Nigdy nie paliłam… nie paliłam tytoniu – zaczęła, trochę potykając się na zdaniu, które prawie zostało kłamstwem. Zarumieniła się lekko, aczkolwiek nie z zażenowania. Nie zawsze długo trzeba było z nią negocjować, żeby dała się namówić na odstępstwa od przestrzegania zasad i to był jeden z przypadków, w którym argumenty przemówiły do niej bardzo szybko, ale nawet wspominaniu tego mimochodem i nie wprost wtórował napływ adrenaliny. – Nigdy nie jechałam konno… w sumie nigdy nie dosiadałam żadnego zwierzęcia. Nigdy nie uniosłam się na miotle wyżej, niż na pięć metrów. Nie wątpiłam, że magia istnieje. Nikogo nie nienawidziłam. Dzięki, już mi lepiej. – Zawroty głowy zniknęły. Na szczęście, efekt działania cydru nie był długofalowy. Kiedy pewniej stanęła na nogach, odsunęła się nieco od Gunnara – nie na dużą odległość, ale znaczącą. Miała dużo czasu na rozważania od ich rejsu po jeziorze i chociaż zbyt dużo chaosy gnieździło się w jej myślach, żeby wyniknęły z tego jednoznaczne postanowienia, konkretne założenia, to jednak wiedziała, że niemądrze byłoby wskakiwać na główkę w to dziwne uczucie, które się w niej ostatnio pojawiło. A gdy Ragnarsson stał tak blisko, ciasno ją obejmując, trudno było myśleć rozsądnie. Zagryzła na chwilę wargę, zanim dokończyła swoją wyliczankę. – Nigdy nie chodziłam z chłopakiem, który nigdy nie całował faceta. – Trochę więcej zadumy, niż miała w planach okazać, zabrzmiało w jej głosie. Nie mówiła konkretnie o nim – może trochę, ale raczej próbowała w ten sposób powiedzieć o tym, że brakuje jej doświadczenia w kwestii umawiania się z kimkolwiek. Chociaż próbowała nie traktować tego osobiście, na jej pewności siebie też odcisnęło to swoje piętno.
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
Potrawa: Muffinka Wylosowana kostka:4 Efekt: Cassiano maleje o dodatkowe 10 centymetrów.
Zakłopotanie wywołane całą tą sytuacją było bardziej spowodowane szokiem, który Ignacy wywołał w chłopaku, że to faktycznie się dzieje, niźli faktycznie samym dotykiem. Wręcz przeciwnie, pozytywnych aspektów błądzących rąk puchona po górnej partii ciała Cassiana było więcej niż jedynie przyjemne dreszcze raz po raz wzdrygającymi chłopakiem. Czuł przyjemne ciepło płynące od mężczyzny, a także czuł, że ruchy, które ten wykonuje są bardziej spięte niźli przy standardowej czynności, którą wykonywał. Z drugiej strony czuł też pewną zuchwałość i zachłanność płynącą z ich strony, jakby samo zakwestionowanie zdania chłopaka było niewystarczającym aspektem. Czuł szorstkość jego dłoni spotykających się ze skórą obojczyka czy szyi, czuł jak obszerne w gestykulację są te gesty. - Ja wiem... I ja naprawdę doceniam. - Powiedział ujmując jego wolną rękę w obie swoje i mocno się na niej zaciskając w dziękczynnym geście. Teraz on chciał poczuć to, na co jeszcze przed chwilą pozwalał sobie Mościcki. Badał każdym opuszkiem najmniejsze zgięcie, najmniejszą skazę jego skóry poznając ja dokładnie. - Niemniej... Bardzo pobladłeś. - Powiedział odchylając odrobinę wierzchu dłoni chłopaka i pokazując białą, niczym kartka papieru powłokę.
To, że jest to efektem magicznego jedzenia było więcej jak pewne, ale... Cassian wiedział, że potrzebują zastępczego tematu, bo bąbelki nad wyraz już zdążyły mu poluzować wiążące go zasady obyczajowe, a także rozhulać język, który raz po raz zdawał się pleść każde, nawet najbardziej nieprawdopodobne zdanie. Pozwolił chłopakowi przyjrzeć się całości, zaobserwować zachodzącą w nim zmianę i dać możliwość odczynienia się zaistniałemu zjawisku. Niemniej... Efekt powoli jakby zdawał się ustępować, bo kolor już po kilku dłuższych chwilach ustępował, a zdrowy odcień skóry chłopaka powracał tak na jego dłoń jak i całe ciało. - Dobrze... - Powiedział przejmując od mężczyzny podejrzaną babeczkę. Po tym co przed chwilą zauważył nie miał najmniejszych cieni wątpliwości, że i z nim stanie się coś podejrzanego. Już po pierwszym gryzie kolorowego wypieku czuł się nad wyraz dziwnie. Niemniej postanowił tak czy siak dokończyć słodycz wiedząc, że stan, w który popadnie nie będzie przecież permanentnym.
Odsunął się jeden krok od Ignacego stwierdzając, że coś mu w tym wszystkim nie gra... i faktycznie wzrost, który dzielił tę dwójkę pozwolił się już do siebie przyzwyczaić tak jednemu jak i drugiemu, niemniej teraz odległość ich dzieląca zdawała się być jeszcze większa, nieznacznie, ale... Zauważalnie. Posłał zdziwione spojrzenie Ignacemu nie czekając w sumie nawet na komentarz. - Ewidentnie ten bal jest przeklęty. - Powiedział na poły żartując, a na poły szukając jakiegoś uzasadnienia dla pecha, który go ostatnio spotyka. - Tydzień temu wyłysiałem, a teraz jeszcze zmalałem. Jak źle to wygląda? - Zagaił zastanawiając się jakie w tym wszystkim jest zdanie chłopaka. Jednocześnie nie mógł odeprzeć wrażenia, że teraz musieli wyglądać nad wyraz komicznie. Biorąc pod uwagę jakieś dwadzieścia centymetrów różnicy wzrostu. Jakby student przyszedł na bal z trzecioklasistą.
Muffinka:1 -> Trafiła Ci się strrrasznie czekoladowa muffinka z miniaturowym Dementorem na czubku. Jest bardzo smaczna, jednak po jej zjedzeniu czujesz się trochę dziwnie i bez energii, jakby na moment wszystkie miłe wspomnienia uleciały z Twojej pamięci. (efekt utrzymuje się przez jeden post)
Trudno by było stwierdzić, czy myśli Cassiana w istocie były proste z prawdą i faktycznie z subtelnych ruchów puchona można było odczytać swego rodzaju zachłanność, czy też zuchwałość. Sam zainteresowany zapewne stwierdziłby, gdyby został zmuszony do zdradzenia swoich tajemnic i zamiarów pod wpływem veritaserum, że jego gesty stanowiły jedynie podkreślenie jego obecności, czy coś w tym rodzaju. Na szczęście żadne z nich nie nosiło przy sobie eliksiru prawdy, aby sprawdzić, czy faktycznie tak było, więc można było z powodzeniem założyć, że był to jedynie niewinny dotyk. Zamarł na moment, gdy jego dłoń znalazła się w uścisku Cassiana, jednak nie oderwał jej. Zamiast tego, pomimo tego, że ruchy miał stosunkowo utrudnione, starał się w dalszym ciągu poprawiać koszulę swego partnera. Ignacy przetarł oczy ze zdziwienia, kiedy obserwował proces, w którego trakcie Beaumont zmniejszył się o dziesięć centymetrów. To miał być jakiś żart, nieudane zaklęcie, czy kolejne niespodziewany efekt słodyczy, jakich było tu pełno z okazji święta Halloween? – Mniej więcej tak, jak to sobie w tej chwili wyobrażasz – parsknął, powstrzymując się od tego, aby nie poklepać go po głowie, co miał ułatwione bardziej niż kiedykolwiek przez efekty magicznych wypieków. – Przynajmniej w krótkich włosach nieźle wyglądasz. Nie, żeby w dłuższych czegokolwiek ci brakowało. Wzruszył ramionami, rozglądając się dookoła kątem oka. Do tej pory, nikt raczej nie zwracał na nich zbyt dużej uwagi, pomimo spektakularnego wręcz wejścia Cassiana na teren balu pod rękę z prefektem Hufflepuffu. Teraz jednak sytuacja uległa lekkiej zmianie, ponieważ spojrzenia mijających ich par czy grupek uczniów, zaczęły w końcu lądować na sylwetce gryfona, który teraz zdecydowanie wyróżniał się z tłumu. Mimo wszystko na obchody balu zimowego nie wybrało się zbyt wielu nastolatków poniżej czternastego roku życia. Zwracał uwagę, co z jednej strony Ignacego martwiło, ale z drugiej sprawiało mu to lekką uciechę. Może w ten sposób pozbędzie się tej nocy paru kompleksów, o które jeszcze niedawno tak się martwił? Ignorując wzrok postronnych, puchon odwrócił się ponownie w stronę stołu i z lekkim ociąganiem sięgnął po jedną z babeczek, które chwilę wcześniej wpychał w ręce swemu towarzyszowi. Czy na niego zadziała podobnie? Cóż, wystarczyło parę gryzów, a zaczął odczuwać efekty magicznego przysmaku. Te jednak wcale nie były tak cudowne, czy zabawne, jak się tego spodziewał. Wprawdzie czekoladowe nadzienie zadowoliło podniebienie chłopaka, jednak to, co nadeszło potem, nie było już takie zachwycające. Oblizał dolną wargę i zmarszczył brwi, nagle bardzo podirytowany. Jeszcze chwilę wcześniej czuł się świetnie, a teraz...? Teraz miał wrażenie, że to wszystko nie miało żadnego znaczenia i prowadzi do jednej wielkiej katastrofy. Czyż nie było mu jeszcze mało? Przeżył już przemianę w ducha, która na pewno pozostawiła na jego psychice niezbywalny ślad, potem musiał się mierzyć z przepełniającą go dziką magią, a po powrocie do szkoły ledwo uniknął nagany od Pattona. Nie wspominając już o tragicznym meczu towarzyskim, który odbył się we wrześniu i kompletnie go zdołował, jednak nawet tego zdarzenia nie miał szansy odpowiednio przepracować, biorąc pod uwagę, że dosłownie chwilę później rozpoczęła się inwazja niuchaczy i chochlików. – Chyba jednak miałeś rację – wydukał, sięgając po puchar wypełnioną zimną wodą. – Ten bal to jeden wielkie przekleństwo. Nie zdziwię się, jak na koniec zaatakuje nas banda trollów górskich i wszyscy zginiemy. A nasze ciała zostaną spalone i pożarte przez smoki, które nadlecą z pobliskich gór, aby również spróbować odbić te tereny, jak nasi ostatni goście. Upił jeden łyk z naczynia, które ściskał w dłoniach. Zapowiadała się świetna zabawa.
Potrawa: Grzany Cedr Wylosowana kostka:3 Efekt: Niby niewielki kubeczek, a jednak silne działanie. Przez kolejne dwa posty czujesz wokół siebie przyjemny zapach Twojej Amortencji. Czy właśnie tak pachnie Twój partner/partnerka?
Rozmowy trwały w najlepsze. Wszyscy mówili o balu, wszyscy żyli balem. Marisol nie zamierzała na niego iść. Prawdziwe czasy szkolne miała za sobą. Cudowne chwile i piękne stroje, a także spojrzenia tych zawistnych panienek, kiedy zwracała uwagę ich partnerów do tańca, chłopców, kochanków — oh, tak! Kiedyś to były bale. Nie teraz. Miała tam iść i opierać się o ściany. Być jak te szare myszki, na które nikt nie zwracał uwagi. Życiowe niedorajdy, obawiające się odbić od ścian i zawalczyć o swoje szczęście. Żałosność, że sama kwalifikowała się do tej grupy, powodowało, że miała ochotę się rozpłakać i to potwierdzić. Nie, nie, nie! Marisol Wright taka nie była. Nie dzisiaj. Pójdzie tam, większość zapewne jej nie zna, a ci, co znają, zapewne nie pamiętają. Zniknęła już dawno z gazet i ust w dobrym, czy złym tego słowa znaczeniu. Stała się anonimowa. Mogła zacząć od nowa swoje życie. Stać się kimś innym, jednak ona nie chciała być kimś innym. Pragnęła siebie. Tej szokującej, odważnej Marisol, nieobawiającej się niczego. Spóźniła się. Tak naprawdę nie chciała tego robić. Musiała przyjść w odpowiednim momencie, czyli jak najpóźniej. Kiedy już wszyscy się najedzą i zabawią, nikt nie będzie zwracał uwagi, kto był, czy nie był. Jednak nie zamierzała ubierać tych dziwacznych strojów. Przebierać się w postacie wymyślone, historyczne czy mugolskie. Nie miało to sensu. Wiedziała jak zaszokować, ale kiedy ubrała się w białą suknię, ułożyła włosy i nałożyła na twarz delikatny makijaż — spanikowała. Chciała usiąść. Ściągnąć z siebie to debilne przebranie, jedynie co mogła zrobić to wystraszyć siebie i właśnie się jej udało. Zaczęła się śmiać, mimo, że z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Absurdalność tej sytuacji spowodowała, że miała ochotę się rozpłakać, ale ze śmiechu. Wiedziała, że zepsułaby makijaż, więc delikatnie poprawiła kąciki oczów i ruszyła. Miała dobry humor, dopóki nie znalazła się nad jeziorem. Nie uciekaj. Powtarzała sobie w myślach. Nie była przecież głupim kopciuszkiem, czy inną idiotyczną postacią z bajki. Przypomniała sobie swoją reakcję przed przyjściem tutaj i uśmiechnęła się do siebie. Kroczyła dumnie przed siebie, tym razem nie zakrywając blizn na szyi i prawej dłoni. Zimno uderzyło ją tylko na początku, kiedy wychodziła z zamku, aby tu dotrzeć, bo teren na bal miał swoje zabezpieczenia przed wiatrem i nieprzyjemnymi warunkami atmosferycznymi. Nie rozluźniła się, za bardzo. Nadal dopadały ją paranoiczne myśli, ale już mniej. To był bal, będzie się świetnie bawić. Tak postanowiła. Na wejściu chwyciła za puchar z grzanym cedrem i zaczęła go powoli sączyć. Rozglądała się po innych dzieciakach i studentach, zadowolona, że nikt nie miał ochotę w nią rzucić jabłkiem tylko dlatego, że miała na nazwisko Wright. Wyczuła w ustach jabłka, miód, a także mnóstwo korzennych przypraw. Cudowne. Nie to jednak zrobiło na niej takie wrażenie, jak zapach który wydawał się dochodzić ze wszystkich stron — zapach amortencji. Czy to wina tego napoju, czy to może stojąca niedaleko @Odeya Worthington, chciała ją uwieść?
Levi O. R. Dare
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Ok. +5cm wzrostu przez eleganckie buty na obcasie; dołeczki w policzkach; dużo pierścionków; pomalowane paznokcie; tatuaże
Nie wiem, czego spodziewać się po hogwarckiej imprezie. Może dlatego idę na nią z takim zainteresowaniem? Szybko przekładam wszystkie inne plany, decydując się na spędzenie pełniowego Halloween właśnie w tym zaklętym zamku, którzy przecież wydaje się samym sercem magicznego świata. Postanawiam zostać smokiem, prawdopodobnie tylko dlatego, że mam ochotę pokazać nieco więcej ciała - jako opalooki antypodzki zamierzam błyszczeć. Srebrną koszulę pozostawiam rozpiętą do połowy, a biały garnitur niedbale gniotę. Dopiero wtedy nakładam na przedramiona, dłonie, szyję i policzki perłowy makijaż, nie szczędząc przy tym brokatu. Włosy zaczesuję w tył przy pomocy magicznego żelu, do kieszeni spodni wciskam pomniejszony podręcznik numerologiczny, do którego jeszcze nigdy nie zajrzałem, a potem... potem jestem gotów podbijać świat. Zaczynam spokojnie, od hogwarckich błoni, po których przechadzam się z niejakim zaciekawieniem w zielonych oczach, niepasujących do różnobarwnych tęczówek opaloodzkiego. Nie wiem, czy ktokolwiek w ogóle rozpozna, czym powinienem być - zresztą, akurat światła zbyt wiele tu nie ma, chociaż szybko przyczepia się do mnie jakaś przydatna dyńka. Zerkam na nią ufnie, nawet kiedy prowadzi mnie w stronę stołu z jedzeniem, zatrzymując się obok zdecydowanie bardziej potwornego imprezowicza. - Pocałowałeś już dzisiaj kogoś? - Pytam bezpośrednio, sięgając przy okazji po jedną z babeczek, nieszczególnie przejmując się jej nazwą. Słodkości to słodkości, nie zamierzam wybrzydzać; wgryzam się w słodziutkie ciasto i aż wzdycham w jakiejś mieszance zaskoczenia i zadowolenia, w nietypowym smaku dostrzegając magiczne wydłużenie moich kłów. Uśmiecham się do dementora szeroko, prezentując ten bonusowy dodatek do smoczego stroju.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Jeśli czegoś się spodziewała po tym halloweenowym balu, to na pewno nie tego, że już zaraz po wejściu, jeszcze zanim dobre zaczną się bawić, coś pójdzie nie tak. I to mocno nie tak, zważywszy na stan, w jakim znajdował się Will. Powiedzieć, że Puchonka była zdezorientowana to jak nie powiedzieć nic. Kotłowało się w niej w tej chwili tyle uczuć, że sama nie potrafiła ich wszystkich nazwać, chociaż najbardziej spośród nich wybijał się chyba niepokój. Niepokój, który powoli zaciskał swoją pięść wokół jej gardła, sprawiając tym samym, że gdzieś w jej środku budziła się panika, którą starała się za wszelką cenę stłumić. Ona na pewno w niczym by nie pomogła, a wręcz przeciwnie - odebrałaby zdolność trzeźwego myślenia, tak teraz ważną. Musiała się przecież dowiedzieć, co się stało, chociaż sam Ślizgon z początku jej tego nie ułatwiał i była gotowa poprosić kogoś o pomoc, kiedy spojrzał na nią wzrokiem, jaki widziała u niego po raz pierwszy w życiu. I już w tej chwili była pewna, że nie chciała powtórki. Patrzyła na niego wyczekująco, gdy w końcu zaczął mówić, dość szybko jednak przerywając. Powinna to uznać za zły znak i zacząć rozglądać się za pomocą tak na poważnie? Raczej bez większych problemów udałoby się kogoś znaleźć i... - Na różdżkę Merlina - wyrzuciła z siebie, wypuszczając przy tym z płuc powietrze, które całkiem nieświadomie wstrzymała i nawet lekko się śmiejąc. Kiedy już mniej więcej jasny był powód dziwnego zachowania Willa, własna wcześniejsza reakcja wydała jej się niemożliwie wręcz śmieszna, chociaż w tym rozbawieniu kryła się także ulga. A może właśnie przede wszystkim ulga. - Zapewniam cię, że nad twoją głową nie wisi żadna burzowa chmura. Widzę tylko dynię, ale ona daje światło, więc no, na pewno ci nie zagraża ani nic, możesz być spokojny - powiedziała, starając się utrzymać powagę zarówno w mimice jak i głosie, ale kąciki ust lekko jej drgały. Miała nadzieję, że chłopak nie weźmie tego za naśmiewanie się z niego czy bagatelizowanie sprawy, bo wcale tak nie było, ale naprawdę mocno jej ulżyło, kiedy powiedział, co i jak. Nie wydawało się to też czymś bardzo strasznym; obawiała się, że może być gorzej. - Na pewno właśnie tak będzie - odparła na jego słowa i przymknęła oczy, kiedy się w nią wtulił. Mogła dać sobie uciąć rękę, że w tamtym momencie czas po prostu się zatrzymał, nic nie miało znaczenia. Nie docierały do niej żadne dźwięki towarzyszące tak hucznie obchodzonej imprezie, żadne światła, których źródłami były dynię i nie tylko - nic. Czuła, że Will nie jest już taki spięty jak był wcześniej na co ponownie odetchnęła z ulgą, tym razem w duchu. Było zdecydowanie lepiej i liczyła na to, że w końcu to okropne uczucie całkowicie go opuści. Najlepiej jak najszybciej. Odsunęła się ociupinkę i położyła dłoń na jego policzku, dając tym samym znak, aby podniósł głowę i na nią spojrzał. - Wyglądasz o wiele lepiej - stwierdziła, z lekkim uśmiechem poprawiając mu fryzurę, którą nie tak dawno nieco zniszczył, choć w sumie ciężko było to tak nazwać, bo jej zdaniem prezentował się teraz jeszcze lepiej niż wcześniej. W pewnej chwili stanęła na palcach, jednocześnie kładąc dłoń na jego karku i przyciągając go do siebie tylko po to, aby finalnie złożyć na jego ustach delikatny pocałunek. - Nieźle mnie wystraszyłeś, wiesz? Mało brakowało, a zaczęłabym panikować i co wtedy? - mruknęła cicho i uniosła pytająco brwi, wyraźnie oczekując odpowiedzi. Nie odsunęła się wcześniej, wobec czego nadal znajdowała się bardzo blisko chłopaka, praktycznie stykając się z nim nosami. Cholernie się cieszyła, że sprawa nie okazała się poważniejsza i wszystko wracało do normy.
Pozostawało się jedynie cieszyć właśnie z tego względu - nikt nie przywiązywał doń specjalnej wagi i Cassian był z tego bardzo zadowolony. Faux pas goniło faux pas, a przynajmniej miał takie wrażenie... Po początkowym ferworze spowodowanym nagromadzonymi w chłopaku bąbelkami nie było już nawet śladu, a on z chwili na chwilę wysyłał coraz to bardziej sprzeczne sygnały. jednej strony ciągnął chłopaka w swoim kierunku jak tylko mógł, by kilka chwil później zrobić krok w tył i chcieć zakopać się pod ziemię. Zaistniałe tutaj sytuacje wcale nie ułatwiały tego wszystkiego, bo chociaż nigdy nie narzekał na swój wzrost, a jeśli już to robił to tylko w żartach, to odczuwał brak tych magicznych dziesięciu centymetrów - nie był już na tyle pewny siebie jak jeszcze chwilę temu, bo chociaż silnie skonfliktowany, to potrafił posunąć się do tych i bardziej śmiałych zagrywek. - Ależ słodzisz... - Odparł niewinnie przewracając oczami. Komplement odnośnie krótkich włosów był miły i mimo wszystko wywołał delikatny rumieniec na jego twarzy.
Gryfon widząc wędrującą muffinkę z osadzonym nań dementorem aż się wzdrygnął. On sam na akurat tę by się nie zdecydował, a późniejsza sytuacja jedynie go w tym utwierdziła. Posłał chłopakowi silnie zaniepokojone spojrzenie kompletnie tracąc zorientowanie w tym co się właściwie działo. Nie miał jedynie obiekcji względem tego, czym spowodowana jest tak drastyczna zmiana humoru u chłopaka, ewidentnie babeczki miały więcej niż jeden efekt, a co za tym szło były nieustającą loterią względem tego co kogo może tutaj spotkać. Cassian wyciągnął resztki babeczki z ręki Ignacego i położył na jakimś przypadkowym talerzu znajdującym się tuż obok nich. - Ej, Ignacy... Co się dzieje? - Zagaił ze zmartwieniem przywierając wręcz do niego. - Spokojnie... Nic się nie dzieje. - Po raz kolejny posłał zniesmaczone spojrzenie w kierunku resztki muffinki. - Myślę, że powinniśmy już zrezygnować z jedzenia tutaj. - Odparł przechylając ostatni łyk cydru, który się mu ostał w kieliszku.
Chłopak rozejrzał się po terenie balu szukając dla nich jakiejś rozrywki. W sumie... Działo się tutaj więcej niż dużo, a to powodowało w Cassie jakiś taki dziwny konflikt, bo... Nie wiedział w sumie, gdzie teraz powinien zabrać Mościckiego. Zdecydowanie bardziej wolałby ten zastanawiający obowiązek zrzucić zdecydowanie na swojego kompana, ale ten... Nie wiedział w sumie czego powinien się po nim spodziewać. Jeszcze raz przeskoczył spojrzeniem po całej sali i zwrócił się do Ignacego. - Masz ochotę czegoś spróbować? - W głębi siebie zaciskał jedynie kciuki, żeby ten nie odparł, że z chęcią skorzystałby z karaoke.
Cassian śpiewał wręcz tragicznie, a co więcej niespecjalnie za tym przepadał. Zdarzało mu si zanucić jakąś zwrotkę szanty, czy powtórzyć kilka nut mrucząc, ale to było wszystko... Niczego więcej w sumie nie praktykował, bo najzwyczajniej w świecie nie chciał narażać ludzi na swój okropny głos.
4 - choć na początku byłeś pewny/a, że zawieszone nad stołem nietoperze to tylko dekoracja, tak teraz nie jesteś przekonany/a… Tym bardziej, że trzy z nich podlatują do Ciebie i siadają Ci na głowie. Bez paniki, nie są agresywne! Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że dodają Twojej charakteryzacji swoistego uroku. O ile nie boisz się takiego mroku…(efekt utrzymuje się przez dwa kolejne posty)
STRÓJ:
Co prawda organizowanie balu halloweenowego przy brzegu jeziora o tej porze roku, mogło się wydawać niezbyt dobrym pomysłem, ale Ode cieszyła się właśnie z tego miejsca, gdyż była to jej ulubiona miejscówka na terenie Hogwartu. W lecie mogła przesiadywać tu bezkarnie i cieszyć się otaczającą przyrodą i przede wszystkim spokojem, jednak jesienią z wiadomych przyczyn przychodziła już tutaj rzadziej. Dlatego możliwość spędzenia czasu w właśnie w tej części błoni, wydawała się naprawdę ekscytująca, w dodatku z tak silnymi zaklęciami, które chroniły wszystkich uczestników balu przez zamarznięciem. Częstując się serowymi miotełkami i wodząc wzrokiem raz po raz po przecudnych strojach, jakie stworzyli niektórzy uczniowie, wyglądała Daemona. Nie wiedziała ile czasu minęło odkąd przyszła i czy ten kretyn właśnie każe jej na siebie czekać, ale powoli przestało jej się podobać to, że Ślizgon się spóźnia. Bo najpierw właśnie tak myślała. Chociaż przez kilka ostatnich dni miała obawy co do tego czy to całe zaproszenie to nie jest przypadkiem żart - tak teraz jeszcze przekonywała samą siebie w duchu, że Avrey postanowił zrobić wejście smoka pół godziny po rozpoczęciu imprezy. Biorąc do ust kolejną serową przystawkę, uśmiechnęła się lekko widząc niewielkiego nietoperza, który znów krążył wokół jej "upiornej" fryzury, aby zasiąść kilka chwil później na jej włosach. Mijały kolejne minuty a jej partnera nigdzie nie było. Zaczęła powoli utwierdzać się w przekonaniu, że jednak nie powinna w ogóle tutaj przychodzić, nie powinna brać na poważnie słów Daemona, bo od początku było wiadomo, że ten nigdy nie potraktuje poważnie ich relacji. Powoli miała dość jego stosunku do niej i tego jak ją traktuje. Teraz już totalnie przegiął. I on uważał się za chłopaka z arystokratycznej rodziny, zachowując się w ten sposób? Prychnęła pod nosem i obracając się plecami do sceny, na której zaczęto śpiewać karaoke, oparła się o stół z przystawkami, próbując pomyśleć co ma w tej chwili zrobić. Niby mogła zostać, bo tak się spodziewała widziała wielu znajomych, jednak oni przyszli tutaj ze swoimi towarzyszami, wiec głupio, byłoby im przeszkadzać. Z drugiej strony - zmyć się i przeklinać w dormitorium przez reszt wieczoru tego idiotę, też nie było idealnym planem. Stwierdziła więc, że zostanie jeszcze chwilę, przynajmniej mieli dobre jedzenie. A nóż, może stanie się coś ciekawego lub będzie jakaś super atrakcja, w której weźmie udział. Odwróciła się z powrotem w stronę parkietu, gdzie bawił się już spory tłumek i w tym momencie zauważyła dziewczynę, która przystanęła niedaleko niej. Dlaczego zwróciła na nią uwagę? Wyglądała nieziemsko... Nie dość, że jej uroda przyćmiewała większość żeńskiej części zebranych, to jeszcze ta przepiękna suknia wręcz powalała. Ode musiała panować nad odruchem rozdziawienia ust, w geście chwilowego przyćmienia tym widokiem. Ostatecznie jednak zamrugała kilka razy i przybrała pogodny wyraz twarzy, aby po chwili posłać blondynce łagodny uśmiech. - Hej. Jestem Odeya. - odezwała się, zerkając na Ślizgonkę. Naprawdę nie mogła oderwać od niej oczu. Czy ona nie była przypadkiem pół wilą? - Chciałam tylko powiedzieć, że wyglądasz... oszałamiająco. - dodała po chwili, wymownie lustrując wzrokiem po raz kolejny jej kreację. Szczerość i czasami rozbrajająca bezpośredniość to zdecydowanie były najbardziej kontrowersyjne cechy w Worthington. Czy takie zaczepienie laski, na tak eleganckiej imprezie rozumiało się już jako tani podryw?
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Nie zrobił tego specjalnie. Ale Gunnar, chociaż czasami wydawał się bardziej elokwentny, czasami nawet miły, w istocie… pozostawał tylko Gunnarem. Dlatego, chociaż sam podjął się wątku wymieniając wszystkie rzeczy, jakich nie próbował w życiu, zgubił swoją uwagę. Nawet pomimo faktu, że ta dotychczas spoczywała całkowicie na Bird. Był ciekawy jej odpowiedzi i jednocześnie pozwolił sobie, żeby ta mu umknęła. W jednej chwili śledził reakcje Burroughs, a już w następnym momencie, kiedy wodził wzrokiem od jej opuszczonego na ziemię podbródka i przenosił go z jej twarzy na ramiona, za plecami blondynki dostrzegł pewną ślizgonkę. Tyle wystarczyło. Opuścił luźno ręce, pozwalając im zsunąć się po talii Bird, kiedy zatrzymali się w tańcu. Z ciekawością podążył wzrokiem za @Marisol Wright. Nie była sama. Przyszła tu z inną dziewczyną. Zlustrował je obie uważnym spojrzeniem, tracąc pierwsze zdania puchonki. Dopiero po chwili, powracając do niej swoją koncentracją, choć chwycił ją za przegub dłoni, prowadząc ją między latającymi dyniami w konkretnym kierunku. Może lepiej, że właśnie w tym momencie. Ponieważ jeszcze sekundy temu, niefortunnie jego dłonie znalazły się na jej pośladkach. Doceniłby tą okoliczność bardziej, gdyby nie dzielił swojej uwagi pomiędzy kilka osób jednocześnie. Nie zauważył więc, że Bird w tym czasie zdążyła się do niego zdystansować. Tym razem nagiął jej przestrzeń osobistą, zupełnie bez perfidii. Przenosząc palce z jej przegubu na dłoń, nie chciał jej zgubić, kiedy przebierając krótkimi nóżkami podążała za nim, w stronę, jaką obrał za cel. Zatrzymał się dopiero na ostatnie usłyszane zdanie dziewczyny. — Chodziłaś z gejem? — pytał bezpośrednio, może trochę prostacko wręcz, ale umówmy się… to był XXI wiek. Jaki był sens owijać w bawełnę i kręcić się wokół tematu? Patrząc jednak w jasne oczy dziewczyny, dopiero chwilę póżniej naszła go inna możliwość. Przeniósł wzrok z jednej strony jej twarzy na drugą i zbliżył się o krok, tym razem już specjalnie łamiąc cienką granicę przyzwoitości między nimi. Górując nad nią wzrostem, a teraz także śmiałością, przyciągnął ją do siebie za biodra, testując własne podejrzenie. — Zaraz… a może z żadnym? Z jednej strony nie powinien być zdziwiony. Przedstawiał mu się jej spójny wizerunek. Taki brak doświadczenia jedynie dodawał jej uroku. Z drugiej jednak… żyli w dwóch zupełnie różnych rzeczywistościach, w których Gunnar nieczęsto spotykał tak niewinne istotki. Dlatego, tak. Jego ton jednak wyraził jakiś rodzaj… zaskoczenia. Jak na dotyk młodego mężczyzny reagują niedoświadczone dziewczęta? Zadał sobie to pytanie śmielej zaciskając palce po bokach jej ciała, pochylając się nieco w dół, do jej twarzy. Zupełnie inaczej patrząc teraz na ten rumieniec, jaki czasem pojawiał się na jej buzi. — Mogę być Twoim pierwszym — zaproponował zaczepnie, unosząc kącik ust w łobuzerskim uśmiechu. Winił za to cydr, który wprawił go w taki nastrój.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Myślał, że to już koniec i że za chwilę będzie musiał opuścić teren imprezy, bo inaczej wyląduje pod stołem. A najgorsze w tej myśli było to, że przecież nie zdążył jeszcze nic wypić! Wykrzesał z siebie resztki sił i równowagi, by rozejrzeć się dookoła i dostrzec choć jedną osobę, która reaguje na to grzane ustrojstwo podobnie. Niewiele mu to dało i nie podbudował się psychicznie ani trochę. Pozostawało dalej wpierać się o blat i liczyć na polepszenie koordynacji. Kostki palców pobielały mu od tej heroicznej walki z błędnikiem, czarny kaptur opadł aż na nos. Oddychał ciężko, zrezygnowany i z poczuciem, że zaprzepaścił taką okazję do dobrej zabawy i małej odskoczni od codzienności. A mógł nie pić tego jabłkowego cholerstwa, no! Przecież nawet nie przepadał za cydrem... I pewnie stałby tak nad tym stołem jeszcze z pół godziny, gdyby nie charakterystyczny podmuch wiatru, jasno wskazujący na przybycie jakiejś persony. Ktoś do niego dołączył, a on jeszcze nie wiedział kto. To chyba oczywiste, że taka sytuacja wymagała największego poświęcenia i zwalczenia uczucia chwiejności, czyż nie? Musiał (i chciał) odwrócić się w stronę nowego towarzysza. Bądź towarzyszki, to miało się okazać. Odbił się więc od blatu i spojrzał z ukosa na człowieka, którego nie poznał od razu. Może wynikało to z tego, że nie znali się za dobrze, a może... dlatego, że był to bal kostiumowy. Zlustrował chłopaka od czubków butów po samą twarz, na której zawiesił oko na dłużej. Charakteryzacja była imponująca i Tarly miał wrażenie, że coś mu tam w głowie świta. Kim Krukon dzisiaj był? - C-co? - zapytał cicho (i durnowato) ze skonfundowanym wyrazem twarzy, jak gdyby Dare właśnie wybudził go z hibernacji czy innej estywacji. Dopiero po sekundzie zrozumiał sens tego pytania i dopiero wtedy był w stanie spojrzeć na chłopaka normalniej - czyli bez wpatrywania się w jego ekstrawagancki makijaż. Zamrugał. - Ach, tak... Znaczy się... nie. Jeszcze nie. - wyjaśnił, na koniec biorąc głęboki wdech i długi, powolny wydech, któremu towarzyszyło przymknięcie oczu. Plus tego był taki, że było mu już... lepiej. Odzyskał władzę w nogach i od razu poczuł się pewniej. - Czekaj, to smok? Jesteś smokiem? - wypalił nagle, łącząc kropki na tym kolorowym obrazku. Kto jak kto, ale Tarly to się akurat na smokach znał. Nie wybaczyłby sobie, gdyby nie rozpoznał takiego kostiumu. - Gdzie masz skrzydła? - i ile osób już zwęgliłeś? Delikatny uśmiech wpełzł na gryfońską twarz, gdy ten skrzyżował ramiona na piersi i czekał na odpowiedź. Może też powinien zjeść jakąś muffinkę?
Widzę, że coś jest nie tak, ale nie mam pojęcia co. Zastanawiam się, czy powinienem w ogóle tego biednego dementora zagadywać, bo ten nie wydaje się szczególnie przejęty imprezą. W mojej głowie rozgrywają się już setki scenariuszy, które mogły popchnąć tę zjawę do chowania się po kątach; może ktoś go właśnie wystawił, może wypił za dużo, może jest chory? Ale daję mu jeszcze chwilę, bo nawet jeśli brzmi jakbym wyrwał go ze snu, to dalej potrafi mnie zaintrygować - zresztą, nie mam niczego ciekawszego do roboty, niż szukanie sobie jakiejś ofiary. Jak epicko brzmiałoby pokonanie dementora? - "Jeszcze" nie? - powtarzam po nim, dojadając babeczkę, chociaż trochę przygryzam sobie przy tym dolną wargę, nieprzyzwyczajony do takich nienaturalnie wydłużonych kłów. Rozglądam się za jakimś zwykłym sokiem do picia, ale w końcu nalewam sobie do kubeczka trochę grzanego cydru, jedynie potakującym pomrukiem komentując pierwsze z pytań swojego rozmówcy. - Nie wiem, czy ta impreza jest na tyle odlotowa, żeby od razu wyciągać skrzydła - przyznaję, chociaż w gruncie rzeczy jest to bardziej żart, bo w moim pseudoklasycznym stroju brakuje tego kluczowego elementu. Biorę kilka łyków słodkiego napoju, z zaskoczeniem dochodząc do wniosku, że ten zdaje się pachnieć nie jabłkami, a bardziej karmelem, atramentem i starym papierem; dopiero po chwili dociera do mnie, że choć zapach niewątpliwie unosi się koło mnie, to wcale nie pochodzi od nieszczęsnego cydru. - Powinienem od ciebie uciekać, czy może jednak zaprosić cię do tańca?
Karaoke: → Mikrofon Czarny. Ostre, metalowe brzmienie sprawiło, że uczestnicy balu podskoczyli w miejscu, gdy tylko znalazłeś się na scenie. Trudno się dziwić zaskoczeniu na ich twarzy, kiedy zacząłeś śpiewać niczym Upiór w Operze, osiągając niezwykle wysokie dźwięki. To połączenie było z pewnością interesujące, zyskałeś nawet kilku fanów. Otrzymujesz od mumii Kwintopeda!
Ignacy zerknął na Cassiana rozkojarzony, jakby nie do końca wiedział, czego się od niego tak właściwie w tym momencie oczekuje. Przecież już nic nie miało najmniejszego sensu. Koniec wszechrzeczy był już zapieczętowany i nic nie mogło go powstrzymać. Niedługo tereny Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie pogrążą się w mroku, a z mroku narodzi się chaos, któremu towarzyszyć będzie jedynie odgłosy wydawane przez stado zbuntowanych smoków. Jedynym światłem, jakie dostrzegą w nadziei na ocalenie, będą płomienie wydzielane z paszcz ogromnych bestii. A wtedy jednoznacznie i definitywnie ich egzystencja dobiegnie końca. Już nie mogli zbyt wiele zrobić. Mimo wszystko chłopak nie wypowiedział ani słowa, nie zdradzając reszcie świata swojej katastroficznej wersji zdarzeń, a zamiast tego podążył wzrokiem w stronę atrakcji, której tak bardzo starał się uniknąć gryfon. Ma niezły pomysł, przyznał, przenosząc wzrok na swego towarzysza. Zaśpiewanie ostatniej piosenki, jaką usłyszą ci biedni ludzie, zanim smoki rozerwą je na strzępy, było wyśmienite. Odpowiedni sposób na odprawienie zarówno znajomych, jak i nieznajomych na tamten świat. – Możemy zaśpiewać, póki jeszcze żyjemy – zaproponował z nie lada entuzjazmem. Żart. Ekscytacja, jaką wykazywał Mościcki względem tego pomysłu, jawiła się na poziomie bliskim zera, głównie przez tę przeklętą babeczkę, którą spożył zaledwie chwilę wcześniej. Mimo wszystko nie powstrzymało go to przed pociągnięciem Cassiana za sobą w stronę mumii, która organizowała magiczne karaoke. Po wylosowaniu mikrofonu puchon bez większego wahania wkroczył na scenę. W końcu co miał do stracenia, skoro niedługo i tak dokona już żywota? Piosenka, na którą się zdecydował była w sporej mierze przypadkowa i był to jeden z utworów zespołu Abraxan. Ignacemu obiło się o uszy informacje o tym zespole i czasami nawet zdarzało mu się słuchać ich twórczości, jednak nigdy wcześniej nie zachwycili go jakoś szczególnie. Cóż, teraz będzie musiał się przekonać czy uda mu się porwać publiczność... Chłopak zaczął śpiewać i ku jego własnemu zaskoczeniu, jego głos uległ całkowitej transformacji, jakby oberwał jakimś naprawdę dziwnym zaklęciem. Śpiewał jak profesjonalny wykonawca piosenek metalowych... i było to coś, co kompletnie nie pasowało do niego zarówno pod względem charakteru, jak i wyglądu, biorąc pod uwagę, że miał na sobie garnitur i był jednym z najmniej prawdopodobnych gości koncertu w tym stylu. Publiczności jednak najwidoczniej się spodobało jego podejście do tematu, ponieważ nagrodzili go stosunkowo gromkimi brawami, chociaż można było zauważyć tu i ówdzie parę zdegustowanych min, głównie ze strony starszej publiczności. Trudno jest zadowolić każdego, oj trudno... Gdy nadszedł koniec występu, Ignacy zorientował się, że Cassian tak na dobrą sprawę nawet do niego nie dołączył, a zamiast tego kręcił się pod małą scenę, jakby zastanawiał się, czy lepszą opcją byłoby zapadnięcie się pod ziemię, czy natychmiastowa ewakuacja. Nie można było tego tak zostawić! – Ty też musisz spróbować. Ku chwale żywych! – zarządził, prowadząc go do mumii, przedstawiając im całą sytuację. Zanim jednak nawet dotarł do pierwszej połowy swego wywodu, jedna z mumii wepchnęła mu w ręce jakieś paskudztwo z pięcioma nogami, z czego każda kończyła się zdeformowaną stopą. Po raz pierwszy od jakichś pięciu-dziesięciu minut do Ignacego wrócił jakikolwiek nastrój, ponieważ skrzywił się z obrzydzeniem, przyglądając się tej bestii i niemalże natychmiast odstawiając ją na ziemię. Co to miało być na Merlina?! Ignacy rozglądał się na około, jakby szukał pomocy.
Potrawa: Babeczki Carmilli Efekt: Otóż już po pierwszym gryzie wydłużają one kły osoby, która je spożywa i barwią je na krwistoczerwony kolor.
Nadal czuła przyjemny zapach bijący od @Odeya Worthington. Miał w sobie tą kuszącą amortencje, woń pożądania — brzoskwinie, bazyliszkowe macchiato i specyficzny zapach papierosów Volde-Mortów. Tak właśnie Marisol Wright wyczuwała w powietrzu unoszącą się miłość. Na szczęście nie była homoseksualna, gdyby Odey chociaż trochę przypominała mężczyznę... Ale to może kiedyś, w innym życiu ślizgonka nie oparłaby się jej urokowi. Teraz nawet najsilniejsza amortencja nie mogła zmusić ją do dotknięcia kogokolwiek, a tym bardziej pocałunku. Zjawiając się tu, czuła się niczym desperatka, jakby pragnęła jakiejkolwiek atencji. Potwierdzenia, że jest warta uwagi, zwykłych, przeciętnych osób — nie jakichś świrów, którzy wstrzykują truciznę i pozbawiają przyszłości, a także normalnego funkcjonowania w świecie magii, jakimkolwiek świecie. Słowa gryffonki były takie przyjemne i miłe, już dawno nie słyszała czegoś podobnego w swoją stronę, oprócz bezsensownych komplementów rodzeństwa. Być może chcieli ją podbudować, ale bywało, że często przesadzali. Chciała odpowiedzieć Odey, a sama otworzyła usta, jakby jej własna kreacja naprawdę robiła i na niej oszałamiające wrażenie. Zamknęła usta. Spojrzała z uśmiechem na Worthington, wyrażając w ten sposób swoją wdzięczność. Uniosła palec wskazujący do góry, w ten sposób mówiąc "czekaj". Wyjęła z małej torebeczki, pasującej do sukni notes i pióro, z którymi nie rozstawała się ani na moment. Zabawne musiała używać tych zwykłych przedmiotów, ponieważ różdżka na nic jej się nie przydawała. Nie potrafiła nawet prostych zaklęć, które pomogłyby jej w komunikowaniu się ze światem. Magia niewerbalna wymagała większego wysiłku, a ona po prostu to olała. No cóż, teraz musiała ponosić tego konsekwencje.
Dziękuje. Uważam, że to twoja kreacja zasługuje na słowo "oszałamiająca".
Litery napisane może niezbyt zgrabnie, na pewno były czytelne. Pokazała notes dziewczynie. Czy Marisol Wright z przeszłości pochwaliłaby strój Odey? Oczywiście, że nie. Zapewne zjechałaby ją przy wszystkich i plotkowała z koleżankami — tak robiła niegdyś. Nie zauważała, tego, co powinna. Nie obchodziły ją uczucia innych. Teraz naprawdę mogła powiedzieć, że jej suknia podobała się Marisol i te rozczochrane włosy. Możliwe, że woń amortencji, która kręciła się wokół gryffonki, mieszała wiele w postrzeganiu tej dziewczyny przez ślizgonkę — jednak bez przesady. Kobiecie w białej sukni nie uszło uwadze, że coś wręcz ruszało się we włosach dopiero co poznanej koleżanki. Po chwili zauważyła, że to nietoperze. W końcu to bal Halloween zapewne to była jakaś upiorna dekoracja. Nie lubiła takich rzeczy. Przerażały ją lub wprawiały w obrzydzenie. Dzisiaj jednak nic nie mogło wprawić ją w zły nastrój — chyba. Nadal była zdumiona tym, że gryffonka pochwaliła jej kreacje, całkowicie ignorując blizny. To suknia zwracała uwagę. Marisol Wright zwracała uwagę, a nie jej skazy. Podeszła do stołu z pozostałymi smakołykami, oczywiście nie oddalając się za bardzo od swojej towarzyszki. Miała nadzieje, że nie przyszła tu z kimś, ale kogo ona chciała oszukać. Każdy tu miał kogoś. Jej dłoń z blizną powędrowała po słodką babeczkę Carmilli, a gdy ugryzła, jej wzrok skupił się na @Gunnar Ragnarsson też tu był i jak widać, nie był sam. Całkowicie zignorowała ślizgona, nie zapamiętując go z ostatniego spotkania zbyt przyjaźnie — jeśli można było to nazwać spotkaniem. Poczuła, jak jej zęby wydłużają się, nie miała jednak możliwości zobaczyć ich krwistoczerwonej barwy.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Fakt, że zamiast utonąć ze wstydu, wróciła na tratwę, śmiejąc się z całego tego wydarzenia, świadczył o tym, że czuła się w towarzystwie Violi coraz bardziej swobodnie. Oczywiście, wciąż zdarzały się sytuacje, które wprowadzały ją w zakłopotanie i przy nikim innym nie rumieniła się z taką częstotliwością, ale coraz mniej się tym przejmowała. Po wyjściu z wody wystarczyła chwila, by poczuła, jak kończyny drętwieją jej z zimna, a całe ciało wpadło w niekontrolowane drgawki. Pewnie zamieniłaby się w bryłkę lodu, zanim dotarłaby do domu, by się przebrać, ale na szczęście miała tuż obok czarownicę, która była zdecydowanie bardziej rozgarnięta i mimo braku strun głosowych zaklęcia rzucała lepiej niż Williams. Dwa machnięcia różdżką i wróciła mniej więcej do stanu sprzed wypadku. - Dziękuję. - uśmiechnęła się i przysunęła bliżej Violi, by oprzeć głowę na jej ramieniu, kiedy ta ją objęła. Wciąż lekko drżała, ale ciepło stykających się ciał rozgrzewało lepiej niż niejedno zaklęcie. Chociaż miejsce, w którym się znajdowały i otaczające je widoki były niesamowite, to jednak wolała już wrócić na brzeg. Nie ufała tej tratwie, nie ufała sobie i bardzo nie chciała zaliczyć kolejnej kąpieli. - Ja chyba zrezygnuję z tych jabłek. Wracajmy. - zarządziła i kiwnęła głową na przewoźnika-żartownisia, któremu również ani trochę nie ufała. Chciała znaleźć się jak najdalej od niego, w razie jakby chodził mu po głowie kolejny szatański pomysł. - Chyba jednak wolę te letnie święta. Zdecydowanie więcej się tam dzieje. Bieganie za wstążkami, szukanie kwiatu paproci, magiczne rytuały... - uśmiechnęła się do wspomnień, prowadząc rozmowę sama ze sobą. Przyzwyczajała się do tego, chociaż coraz bardziej tęskniła za głosem Strauss. Szczególnie tym wypowiadającym jej imię ściszonym głosem... - No i jest... Ciepło. Ciepło to duży plus. - dodała, wtulając się w brunetkę jeszcze bardziej. Może jednak nie było tak źle na tej łódce?
Karaoke:4 - MIKROFON FIOLETOWY wybrałeś najpopularniejszą piosenkę popową ostatnich miesięcy, na którą wszyscy zareagowali dość żywo i energicznie. Publiczność bardzo Cię wspiera podczas intra i gwiżdżę z zachwytu, gdy tylko zacząłeś śpiewać. Brzmisz pięknie i hipnotyzujesz innych, nie można oderwać od Ciebie oczu. Okazuje się, że wylosowany przez Ciebie mikrofon ma efekt głosu syreny, a Ty wygrałeś główną nagrodę — Podniszczony Syreni Puchar (+1 Transmutacja, +1 Eliksiry).
Nagła przemiana, którą przeszedł Ignacy była tak bardzo nieoczekiwana jak i przerażająca. Cassian na dobrą sprawę gubił się w tym jak powinien się zachować, czego od niego oczekiwano i co właściwie... Co on miał teraz począć? Chciał bardzo uspokoić swojego towarzysza, jednak... To chyba nie zmierzało w kierunku, w którym powinno. Gryfon czuł się w lekkim potrzasku nie potrafiąc wyrwać chłopaka z marazmu i mrocznych wizji, które zdawały się zaprzątać jego umysł. Babeczka okazała się bardziej zwodnicza niż początkowo mógł przypuszczać. W międzyczasie postanowił nosić na takie sytuacje kilka kropel eliksiru euforii... W końcu powinien się zabezpieczać przed potencjalnymi klapami. - Mhm... - Mruknął, kiedy pogrążony w katastroficznych wizjach Ignacy powziął decyzję o popełnieniu zbrodni na ludzkości. W tym momencie Cassian był w stanie się z nim zgodzić, że szykował się Armagedon.
Młody Beaumont nie lubił śpiewać. Co więcej... On tego nie potrafił i każdorazowo przyznawał się do tego bez większego zarzutu. Nie lubił też, kiedy wymagano od niego zanucenia czegokolwiek, czy jakkolwiek poruszano temat muzyki jako talentu. Czuł się delikatnie skrępowany brakiem odpowiednich predyspozycji do wydobywania z siebie określonych dźwięków, ale względem tego... Nie był w stanie nic począć.
Wybór repertuaru przez Ignacego wywołał na twarzy gryfona ogromne zdziwienie. Jego usta rozwarły się w niemym o, a brwi uniosły ku górze nie mogąc opaść. Kompletnie nie wiedział, jak powinien to skomentować. Nie był osobą, której odpowiadała taka muzyka, ale... Na dobrą sprawę szanował chyba wszystkie gusta więc nie chciał go oceniać przez ten pryzmat. Niemniej... Ignacego posądziłby chyba jako ostatniego względem podobnej piosenki. I faktycznie z każdą kolejną minutą występu usta otwierały się jakby szerzej i szerzej a on coraz bardziej nie mógł uwierzyć... Niemniej na koniec występu posłał mu uśmiech i zaczął klaskać. Wspierał go całym sobą - To był doprawdy... - Zrobił delikatną pauzę jakby szukając odpowiedniego słowa. - Kompletnie zaskakujący występ. Ja oniemiałem. - Powiedział i w sumie... Chyba wyszło całkiem pozytywnie biorąc pod uwagę, że go nie okłamał. Faktycznie przedstawione przez niego odczucia takowe były.
Kiedy przynieśli domniemaną nagrodę za występ Cassian zmierzył ja od góry do dołu. Kompletnie nie miał pojęcia czym tak właściwie był kwintoped, ale... Nie wyglądał zbyt pozytywnie. DO tego wszystkiego kompletnie nie wyglądał jak nagroda, a zatem chłopa śmiał wątpić, że zastosowań tegoż czegoś może być więcej niż jedno. Niemniej jednak czując wzrok chłopaka na sobie wiedział, że musi go zostawić z tą zagadką, a samemu udać się na skazanie jakim było karaoke. Kiedy podszedł do mumii i wylosował fioletowy mikrofon nawet ucieszył się, że pula piosenek popowych jest dla niego dostępna. Zdecydował się na jedną z piosenek Amortenti West. Liczył, że ta sława przysporzy mu chociaż odrobiny szczęścia.
Jakże wielkie jego zdziwienie było, kiedy wykonując utwór zdawał się porwać publiczność... Mikrofon zdawał się modyfikować jego głos zamieniając go w syreni śpiew i tylko dzięki niemu zawdzięczał kompletny brak kompromitacji. Uśmiechnął się w duchu zaczynając drugą zwrotkę i widząc jak wszyscy wokół niego się bawią... Można powiedzieć, że teraz już musiał się uspokoić.
Zszedł ze sceny w towarzystwie aplauzu i wiwatów i podszedł do Ignacego uśmiechając się. Po chwili i mumia łaskawie obdarowała go nagrodą za występ w balowym karaoke, a zdziwienie, które zdawał się namalować syreni puchar na jego twarzy było jeszcze większe niż wcześniej. - Puchar? - Westchnął zachwycony. Na dobrą, sprawę przynajmniej znał jego zastosowanie. - Jak się teraz czujesz? - Zapytał troskliwie sprawdzając czy wizje śmiertelnej porażki ludzkości nad smokami zostały przezwyciężone w głowie Ignacego, czy jeszcze powinni znaleźć jakieś inne zajęcie.