Te stare, rozłożyste drzewo rosnące w pobliżu jeziora zawsze przyciągało amatorów wspinaczki. Grube, nisko osadzone gałęzie to ułatwiają. Wejść nie jest tam trudno, a widok na jezioro i pobliskie tereny jest cudowny. Uczniowie lubią tu odpoczywać, plotkować lub się uczyć.
Ojacie, jak fajnie! Będzie mogła paradować w niej po szkole i chwalić się wszystkim, jaki z niej aniołek. W sumie, zły pomysł to to nie jest. Na pewno też przytrafią się takie osoby, które zapewne będą na nią patrzeć krytycznym wzrokiem, ale Kath to naprawdę nie obchodziło. Nigdy nie interesowała się opinią innych, dlatego też robiła wszystkim na przekór i to, co chciała. Nie mogłaby sobie wyobrazić, co by zrobiła osobie, która zaczęłaby jej rozkazywać. O Merlinie! Co ja gadam? Po takiej osobie już dawno zostałaby miazga! - Bardzo mądrze - skomentowała wybór przyjaciółki dotyczący, ilu to też Kathryn zaprosi chłopaków na imprezę. Nawet jeśli przyszłoby ich więcej i zamierzali zrobić zadymę... a co tam! Niech się tłuką czymkolwiek i jakkolwiek. Dzięki temu byłaby jeszcze większa frajda. - Jak to? Sugerujesz, że co zrobię? - Zaśmiała się, odbierając jej alkohol. - Kotku, to studenci. Ich się nie traktuje tak samo jak uczniów. Znają nas z plotek lub innych... - i tu odchrząknęła - rzeczy. Przy nich trzeba się zachować perfekcyjnie i dojrzale. Pociągnęła duży łyk z butelki, po czym zauważyła, że jest ona już niemal pusta. - Cholera - zaklęła, pokazując opróżnioną zawartość butelki towarzyszce. Resztki ostrego płynu zabulgotały na jej dnie, a w tym samym momencie Katherine głośno zaburczało w brzuchu. Dziewczyna wybuchnęła niepohamowanym śmiechem, opierając głowę o ramię przyjaciółki i lekko szturchając ją w bok.
I w sumie to było zajebiste w Kath, że się nie przejmowała opinią innych. Kathy w sumie była podobna z tym, że w innym sensie. Ona się nie przejmowała opinią innych póki ta opinia była zgodna z tym co myślała. W innym przypadku albo niszczyła osobe która rozpuszczała plotki albo… w sumie nie było innego albo. Po prostu niszczyła daną osobę, mając nadzieje że zapamięta lekcje i więcej tak nie będzie gadać. Zwykle to skutkowało z czego była bardzo zadowolona. Nie musiała się męczyć po raz drugi przy tej samej osobie. - Ja? Ja nic nie sugeruje, kotku – powiedziała z szerokim uśmiechem na ustach. Widzac jak zabiera alkohol i mówi z takim dostojnym tonem nie mogła się powstrzymać i wybuchła śmiechem. – I mowi to gówniara, która ma latac z aureolą na głowie. – śmiała się wesoło. Przestała jednak się śmiać kiedy zobaczyła, ze butelka jest pusta. Zrobiła tak zwana podkówkę i spojrzała na przyjaciółkę. - Wypilas wszystko! – wykrzyknęła z niby oskarżeniem w glosie. Kiedy jednak w brzuchu Kath zaburczało, nie wytrzymała i tez się zaczęła śmiać. Pogłaskała ją po głowie. – Nakarmić dziecko? – zapytała rozbawiona.
Ach, ach… bycie słodkim, przystojnym i pełnym uroku chłopcem było takie na rękę! No bo, kiedy patrzył na kogoś nieogarniającymi oczkami, ten drugi ktosiek wszystko mu tłumaczył. Gdyby był brzydki albo był Elenką, owy osobnik by go zbył, wyśmiał i nazwał go głupim. Oczywiście, słyszał to słowo już miliony razy, ale w takim przyjemnym tonem raczej. No wiecie „Och, mój ty głuptasie, dwa dodać dwa od zawsze równało się cztery, a nie pięć. Ale nie przejmuj się, oczywiście nauczę cię dodawać w obrębie dziesięciu. To będzie czysta przyjemność.” Więc nie brał tego tak do siebie. Ale, ale! Jeśli ktoś powiedział, że jest idiotą, bo zamiast uprać białe skarpety z białymi gaciami, uprał je z czerwonymi, nie było już przyjemne. NIE BYŁ IDIOTĄ. Był słodziutkim głuptasem, a to przecież ogromna różnica! Dziś usłyszał to słowo już cztery… a może pięć razy (nadal nie bardzo orientuje się w tych wszystkich cyfrach), a humor nadal miał wyśmienity! No wiecie, i tak nie rozumiał, kto co do niego mówi i w jakim języku, więc co mu tam! A jak ktoś mu rano mówił, że Ogrodnik go szukał, to pobiegł na błonia szukając owego mężczyzny koszącego trawniki czy coś. I wiecie co? Skurczybyk tak się schował, że nie mógł go znaleźć. Następnym razem facetowi pokaże rękę i każe do niej mówić, bo cała reszta nie będzie miała na to ochoty, o. Pff… nieważne, że chodziło o Katarzynę, którą sam przecież nazywał Ogrodnikiem. Jego płaski musk nie zarejestrował tej drobnej aluzji. Teraz siedział więc obrażony na cały świat w cieniu drzewa i próbował wyglądać na inteligentnego człowieka, co mu nie wychodziło, bo w końcu nawet nie wiedział, co to znaczy. Po prostu… usłyszał kiedyś, że laski lecą na takich facetów, więc postanowił to sprawdzić, o.
Bycie słodkim miało swoje zalety, oczywiście! Wystarczy spojrzeć tylko na takiego Gideona. Nic, tylko sam seks! Poza tym on BYŁ inteligentny, a przecież w tych czasach rzadko się to zdarza, prawda? Inteligentny i ładny - ha! to aż nie wchodziło w grę! Ale owszem, owszem. Tak właśnie było. Z drugiej strony jednak zdarzały mu się dziwne wpadki albo dziwne aluzje z jego strony, nieodpowiednie na daną chwilę. Owa wpadka ze skarpetkami także miała u nie miejsce, ale to tylko dlatego, że przecież śpieszył się na lekcje (na które oczywiście musiał być punktualnie!). I nie, on wcale nie wstaje na ostatnią chwilę z łóżka, żeby potem wokół siebie zrobić ogromny burdel i nie sprzątając od razu udał się na lekcje! To byłoby przecież takie zue i nikczemne! Co by sobie na jego temat przyjaciele z dormitorium pomyśleli? No właśnie. A jeśli mam coś dodać na temat skarpetek... Może i był kujonem, ale NIGDY nie założyłby skarpetek do sandałów, no naprawdę. I dlatego to kolejny dowód na to, że chłopak jest jednak znacznie inteligentny niż znaczna połowa Ślizgonów, czy tam Puchonów. Nie obrażając nikogo, oczywiście. I dlatego w ramach odpoczynku udał się nad jezioro, a konkretnie pod drzewo nad jeziorem, gdzie będzie sobie mógł usiąść, odpocząć i... POCZYTAĆ. I dlatego zabrał ze sobą książkę! CÓŻ ZA INTELIGENT, HE HE HE. Ale mniejsza z tym. W każdym razie Krukon po chwili znalazł się nad jeziorem i usiadł pod drzewem z półprzymkniętymi oczętami. Ach, jak przyjemnie, to Turek camembert! Biedaczek, w ogóle nie zauważył, że po drugiej strony drzewa siedzi ktoś jeszcze. ALE SIĘ ZDZIWI, GDY ZOBACZY KTO TO. A tutaj wstawiamy Wuba. Jednak z racji tego, że nie mogę, napiszę tylko: HŁE HŁE.
Gideon nie był znowu tak strasznie słodki. Przynajmniej z punktu widzenia Andrzeja, który był trochę zazdrosny, że Krukon jest takim psem na baby. Słodkim psem na baby. Oczywiście – mu wystarczyła w zupełności Katarzyna Ogrodnik, ale odkąd do gazetki wypłynął ten artykuł o przypadkowym pocałunku jego i Masłowskiej coś się między nimi popsuło i było mu źle. No racja. BYŁ, ale nie jest, haha. Jak był mały to wpadł do kotła z głupotą i już dorównuje minusowym poziomem IQ Andrzejowi. Jej, to było wredne, przepraszam. Gideoś chyba by się przeraził, gdyby usłyszał, że ktoś go porównał do takiego idioty jak Canavan. Hmm… aluzje były zbyt trudne na pluszowy mózg misia Andrzeja, więc wszyscy mogli je sobie schować do rękawa i nie wyciągać, aż nie znajdzie się ktoś choć trochę bardziej inteligentny, który zrozumie, o co tak właściwie chodzi. HA! Mam go! Odnotuję sobie w moim zeszyciku, że jest potwornym brudasem i jak go złapię, to mu nagadam. Albo zlecę to misiowi, bo z niego jest straszny pedant (nie mylić z pedałem, on nawet nie ma rowera). Nigdy nie mów NIGDY. Może kiedyś będzie zimno i będzie miał ze sobą jedynie sandały i skarpetki. I co wtedy? Pójdzie boso? Jak w tej piosence? Raczej że nie – założy to i pokaże wszystkim swoje polskie korzenie, o których sam nawet nie wie. Ey, Ey… nie obrażaj Puchonów okej? Bo będzie fpierdol, a nasze postacie miały się lubić! Yyy… POCZYTAĆ? Matko boska, z kim on się zadawał! Z kujonami i molami książkowymi, boję się o niego, naprawdę! A ta książka nie była przypadkiem z obrazkami? Aha! Czyli książka nie była do poczytania, tylko do podłożenia sobie pod dupencję, żeby nie pobrudzić spodni, right? No bo… z półprzymkniętymi oczami czytać nie mógł. I wychodzi na to, że jest luz, blues i orzeszki! No bo skoro nie czytał, to był zacnym ziomem i można mu poświęcić trochę uwagi. - Ja i mój JJ, u boku po lewej To układ, że hej! Hej, to ja i mój JJ Pod skorupką to lemurów rośnie Król, Już ząbki mu się rżną, że weź go tylko tul! Będzie tylko mój! Na wyłączność mój! Tak! Nie zauważył Gideosia, sorry. Był zbyt zajęty sobą. Jak zawsze zresztą. Chyba, że byłby akurat z Ogrodnikiem. Wtedy całą swoją uwagę zwraca na nią, o. To musi być miłość.
Nigan od pewnego czasu przebywa w zimnej Anglii i mieszka w zimnych murach Hogwartu. Ach! Jak mu brakuje tego Nowo Zelandzkiego słońca, plaży, lasów tropikalnych i wiele wiele innych rzeczy obdarowanych przez matkę naturę. A chłopak musiał się z tym pogodzić i być skazanym na swetry. I w sumie to miał na sobie, zielono-pomarańczowy w paski, który sięgał mu aż do kolan. Skoro poznał już wewnętrzną część Hogwartu czas by się wybrać poza jego mury. I takim oto cudem doszedł pod jakieś drzewo. Było idealne aby wdrapać się na niego i troszeczkę podrzemać. Nigga to bardzo pomysłowy chłop i postanowił, że zorganizuje akcję ,,Doba dla natury" lub ,,Poczuj się jak w dziczy". Timaru po paru minutach namysłu zebrał kilka dużych liści (sam nie wie jakiego drzewa) po czym w mig znalazł się na jednych z konarów drzew. Przykrył się liśćmi, a zaraz po tym pomyślał sobie co by było gdyby na nim usiadły jakieś ptaszki. Pewnie by go ufajdały kupą, a on uznałby to za darmową maseczkę. Po jakimś czasie Nigan nie zwracając na nikogo zapadł w sen. Czyli poszedł spać xd.
To plotki. To TYLKO plotki. Na pewno. Na pewno, na pewno. Bo jak inaczej? No, ale z drugiej strony, nawet jak to plotka, jakieś ziarno prawdy w tym jest. O nie! I co teraz?! Koniec świata, A P O K A L I P S A! Niech ktoś zwiąże Endżi, bo dostanie nerwicy! A! wy nie wiecie o co chodzi. Już mówię. Otóż Puchonkę doszły słuchy, jakoby jej ukochany, Tłan zalecał się do innej. Oburzające i niewiarygodne, co nie? Na pewno tą plotkę dostarczyła dziewczynie jakaś wredna, znająca psychikę rudowłosej zołza. Tak, świetna zabawa, znęcać się nad biedną Endżi psychicznie. Baaardzo zabawne. Jak zresztą wszystko, mała wzięła sobie do serduszka te okropne pomówienia i nie tyle co płacze, ale chodzi cała w nerwach. Żeby zrobić z sobą COKOLWIEK, byleby się nie zadręczać, postanowiła się przejść. Z miejsca wyruszyła na błonia, nie myśląc, żeby cokolwiek brać ze sobą. Prawie przebiegła przez te ciemne, kamienie korytarze, aby wydostać się na świeże powietrze. Uff. Taak, średni wietrzyk owiewający twarz i 'zaczesując' niesforne kosmyki do tyłu dodały jej opanowania. Może będzie umiała lepiej spojrzeć na całą sprawę? W sumie, ktoś by powiedział, że głupie dziecię, przejmuje się, że jakaś nieznajoma wyszeptała jej na korytarzu głupie głupstwo. No ale to jest Endżi i kropa, o. Nieświadomie znalazła się pod jakimś drzewem nad jeziorem. Nie no, wiedziała, że gdzieś zmierza, ale tak była zamyślona, że nie wiedziała dokąd. No, ale już wie. I co teraz? W wakacje w swoim mugolskim domu oglądała taki program, gdzie pani radziła, że gdy mamy jakiś problem, i nie umiemy sobie poradzić z własnymi myślami, powinniśmy je wypowiadać na głos (tak męczą się mugole i biedniejsi czarodzieje bez myśloodsiewni). Puchonka sobie to przypomniała i postanowiła zastosować się do tej rady. No to lecimy. - Tłan mnie kocha, to wiem na pewno. Wiem jeszcze na pewno, że nie znam tej dziewczyny. A może ja sobie ją wymyśliłam? Nie...taka porąbana chyba nie jestem? - Po ostatnim pytaniu musiała chwilkę pomyśleć. Owszem, to mógł być wymysł jej wyobraźni. Nie kwestionuje stanu zdrowia psychicznego mojej postaci, no ale.. - Dobra. Mogę się domyślać, że... kłamała, ale mogę też domyślać się, że mówi prawdę. Och. Nie!- zapiszczała okropnie przykładając sobie ręce do ust.
Leżąc na długi, grubym i dosyć mocnym konarze Nigan nawet przez sen mógł coś usłyszeć. Ale zanim to nastąpi porozważajmy jego myśli i tym podobne. Byleby post był dłuższy. Nigan leżąc cały przykryty liśćmi raz myślał co się dzieje w jego słonecznej Nowej Zelandii, a raz o...bógwiejakich ludziach. To dziwne dlaczego nie myślał o Mireli. Przecież to jego dziewczyna, a w dodatku coś nie za często się spotykają. A może ona ma jakiś romans? Nie no to by było przegięcie, bo gdyby miała to by nasz biedny Nigga popadł w depresje, zająłby sobie jakieś drzewko w Hogwarcie, wziąłby z dziesięć ognistych i by pił i pił, aż mu wątroba wysiądzie i zarośnie jak jakiś człowiek w stylu pożalsięboże. I będzie leżał pod drzewkiem jak jakiś Stasiek lub Wiesiek pod monopolowym. Ale wracając do rzeczywistości. Leżał sobie i leżał ,aż usłyszał pewien głos. Dziewczęcy głos. Przez chwilę uznał, że nie będzie wstawał, bo to pewnie jakiś przechodzień. A jednak nie! Czyżby ona gadała do siebie?! Nigan cały czas przykryty liśćmi słuchał z zaciekawieniem co mówi nieznajoma. Ach! Ten Angielski charakter - pomyślał chłopak, po czym podrapał się w tyłek, bo go swędziało. A tu bach! Spadł z drzewa, niczym prawdziwy menszczyzna, awww. Taaak człowiek z buszu to ja!!! Chłopak po ja kimś czasie zebrał się do kupy po czym poprawił swoje niesforne blond loczki jednym machnięciem głowy. Ach! Niczym scena ze słonecznego patrolu. Hmmm, ciekaw jestem jak zareaguje na to dziewczyna, ha! -Alohaa - przywitał się z dziewczyną po czym wstał i otrzepał się. Cóż, nie przypadek spotkać gadającą do siebie dziewczynę, a szczególnie tak zdenerwowaną. I z racji tego, że Nigan to bardzo dobry chłopak postanowił zmienić dzisiejsze nastawienie do życia. -Czemu gadasz do siebie? - No w sumie to Nigga powinien inaczej się do niej odezwać, ale moi drodzy! Nigan był inaczej wychowywany i sami wiecie, no!
Mike wybrał się nad jezioro, szedł powoli aż doszedł do drzewa bardzo rozłożystego. "Na pewno z góry będzie super widok" pomyślał chłopak. Stanął przed drzewem i spojrzał z każdej strony, gałęzie wyglądały na bardzo mocne, a wspinaczka gdzieś na wyższą gałąź dla młodego nie sprawi problemu. Krukon chwycił się pierwszej gałęzi i oprał się nogą o kolejną później dalej z drugiej strony i tak parę razy, na końcu się podciągnął i był już na tyle wysoko że wystarczy gruba gałąź aby zasiąść. Usiadł na najgrubszej gałązi jaką widział. Wiatr poruszał bezszelestnie liśćmi na gałęziach, chłopak oparł się wygodnie o koniec gałęzi tak aby kolana złożyły się w kierunku twarzy. Spoglądał na okolice rozkoszując się widokiem.
Jaaaa... Dzisiaj znowu padało. Ba, kolejna burza miesiąca. Lało jakby ktoś na górze odkręcił kran z wodą. I chociaż wszyscy normalni uczniowie siedzieli w ciepłym i suchym zamku, ja jak zwykle musiałam iść w jakieś nieludzkie miejsce. Tym razem padło na jezioro. Dokładniej - miałam ochotę wspiąć się na jakieś drzewo i zwyczajnie sobie tam posiedzieć. Szybko przebiegłam przez błonia i obiegłam jezioro. Zatrzymałam się pod wysokim i rozłożystym dębem. Odszukałam wzrokiem najlepsze miejsca do wspinaczki i chwyciłam się rękami nisko położonej gałęzi. Raz-dwa dotarłam do ulubionego miejsca. Ale był mały problem. Ktoś już tam siedział. Był wysoki i miał czarne włosy. Wyglądał na jakieś 19 - 20 lat i na mundurku miał naszywkę z krukiem. Ciekawe, co on tu robił w taki deszcz. Pragnę ci przypomnieć, że wyglądasz jak zmokła wiewióra, a taki wygląd nie sprzyja nowym znajomościom. Cicho tam. Jest za późno, by się jakoś ogarnąć. Różdżka tkwiła w kieszeni bluzy, gotowa do ewentualnych "negocjacji". Podciągnęłam się na gałąź obok i spytałam chłopaka: - Co taki Krukon jak ty robi w taką pogodę jak ta na drzewie? Nie powinieneś siedzieć w ukochanej bibliotece i weterować kolejne księgi? Miałam wyrobiony pogląd o krukoniastych. Jeśli nie są wredni, jak ta cała Young, to siedzą w zamku i czytają. Zastanawiało mnie, czemu on tego nie robi. - Tak btw, to jestem Ev.
Mike spojrzał na dziewczynę która również jak on mimo pogody znalazła się w dziwnym miejscu i o nieprzyzwoitej porze. Było to dość zabawne, bowiem Mike był przekonany że raczej nikt nie chętnie ruszy się z zamku, i to spotkanie na drzewie, również dziwna okoliczność, gdzie jak gdzie ale nad jeziorem w beznadziejną pogodę na drzewie, logicznie to nie miało żadnego sensu, lecz jednak się wydarzyło. Krukon spojrzał na dziewczynę o rudziutkich włosach, wyglądała słodko mimo że była do poszewki morka. Spoglądał na dziewczynę bardzo uważnie, zdawała się naprawdę przyjacielska mimo że jej jeszcze nie znał. Wyciągnął różdżkę z szaty i celując w młodą gryfonkę szepnął, Episkey Aqua, małe niebieskie światło wystrzeliło w kierunku dziewczyny, nie minęło parę sekund i dziewczyna zdawała się sucha ja nigdy dotąd, no tylko włosy miała nie równo rozłożone. Spojrzał na dziewczynę uśmiechnął się. Dopiero teraz wypowiedział pierwsze słowa w jej kierunku. - No hej, zapraszam siadaj... Pokazał w tym momencie miejsce dla Gryfonki. Spoglądał w jej kierunku i kontynuował - Miło mi Ev, jestem Mike, Mike Otto. Ogólnie nie wiem jak tu trafiłem, w sumie wczoraj miałem ciężki dzień pełen nauki więc dzisiaj zrobiłem sobie nadzwyczajny spacer. Uśmiechnął się radośnie w jej kierunku ciągle pokazując naprawdę grubą gałąź na której aktualnie siedział.
Zrozpaczona Quai dotarła nad jezioro. Nie wiedziała co ją tu przyciągnęło, ale po prostu szła przed siebie, ocierając w rękaw słone łzy. Spojrzała na drzewo. Wydmuchała dość głośno nos, po czym stanęła jak wryta. Na gałęziach siedział Mike... Nie był sam. Koło niego spoczywała jakaś czerwonowłosa dziewczyna. Z pewnością nie była to Krukonka. Valette nie miała odwagi powiedzieć "cześć" przyjacielowi. Ominęła ostrożnie drzewo w nadziei, że ją nie zauważył i jakby nigdy nic usiadła kilkanaście kroków od niego, patrząc się w dal. Nie chciała podsłuchiwać rozmowy. Chciała po prostu popatrzeć na Mike'a z daleka. Po kilku minutach niemalże bezszelestnie opuściła teren kierując się w stronę szkoły.
Jej, ten Krukon musiał się znać na czarach, bo wreszcie nie byłam mokra. Za to masz na głowie niezłą szopę. Oj tam oj tam. Zdjęłam gumkę z nadgarstka i związałam włosy w koński ogon. - Mike Otto... mam wrażenie że już kiedyś cię widziałam, i to nie na korytarzu... - przykucnęłam na wyższej gałęzi tak, że patrzyłam na chłopaka z góry. Może grał w quidditcha? Nieee, raczej nie. Wpatrywałam się z zaciekawieniem w chłopaka. Dziwnym było że w ogóle chciało mu się tu przychodzić. W zasadzie to tylko ja i niegdyś Con przychodziłyśmy tu w taki deszczowy dzień i knułyśmy spiski przeciwko krukoniastej i Kjelling. Ach, stare dobre czasy. Nagle usłyszałam ciche smarkanie gdzieś pod drzewem. Gwałtownie spojrzałam w dół. Widok zapłakanej i mokrej Krukonki jakoś mną nie wstrząsnął. No ludzie, ile można użalać się nad każdą napotkaną zatroskaną dziewoją. Dziewczyna usiadła kawałek dalej i wpatrywała się w Mike'a jakby nie wiem kurczę co. Para jakaś, czy co? - Znasz tę dziewczynę? - spytałam, wskazując na Krukonkę.
Mika nie zdziwiło pytanie zadane przez Ev, wręcz czekał aż dziewczyna o coś zapyta. Odwrócił wzrok w jej kierunku, uśmiechnął się delikatnie i odpowiedział. - Znam tą dziewczynę, jest to dobra znajoma nazywa się Quai, nie wiem czemu płacze ale nie lubię gdy ktoś ma twarz całą we łzach. Obydwoje wiemy że to nie stosowne ale może zapytamy jej co się stało. W taką pogodę każdemu będzie raźniej. Spoglądał dziewczynie prosto w oczy mówiąc ze stoickim spokojem. Sam nie był zadowolony z zaistniałej sytuacji gdyż chciał posłuchać szumu liści tutaj na górze, ale zwyczajnie nie zostawia bliskich w potrzebie. Quai pewnie go potrzebowała. Jednak co pomyśli sobie Ev, nie chciał żeby to wszystko wyglądało jakby był dobrą mamą, przynajmniej nie teraz i w tych okolicznościach.
Wzruszyłam ramionami. - Jak chcesz. Ale nie wiem, czy zamierzasz lecieć za nią przez te zapadane błonia czy wolisz przesiedzieć deszcz tu, w drzewie, gdzie jest w miarę sucho. Rozsiadłam się na gałęzi i wyciągnęłam różdżkę. Szybkim machnięciem i zaklęciem Accio przywołałam swoją torbę. Znowu masz fazę na czekoladę z orzechami? Będziesz gruuubaaa! Głos ironii jak zwykle musiał mnie wkurzyć. Ech... Dobrze wiesz, że ta czekolada jest z Miodowego Królestwa. Nie tuczy. Wyciągnęłam ukochaną tabliczkę i odłamałam kawałek. Nie gryzłam jej, tylko trzymałam w ustach, delektując się mlecznym smakiem kakaowca i orzechów laskowych.
/sorry, nie miałam weny, za to miałam nadmiar pracy domowej ;>/
Mike zobaczył jak młoda gryfonka zajadała się czekoladą, siedząc na tej samej gałęzi, wziął głęboki oddech i zapytał. - Dasz kawałek Uśmiechnął się w jej kierunku. Chwile później jego wzrok skierował się na Quai która siedziała nie opodal dzewa przy jeziorze. Ciemne chmury znowu zdawały się zbierać na niebie. "Oj zaraz będzie padać" pomyślał chłopak. - Tutaj jednak jest bezpieczniej masz rację Ev, tylko spójrz na te chmury, to jakiś obłęd z tą pogodą...
- Obłęd jak obłęd, normalna angielska jesień - wzruszyłam ramionami. We Włoszech padało tylko zimą, i to wcale nie śniegiem. Prawdziwy śnieg zobaczyłam dopiero jak przyjechałam do Hogwartu. Ten cały puch wyglądał jak biały piasek, tylko roztapiał się na rękawiczkach po dotknięciu go. Wyciągnęłam różdżkę i mrucząc pod nosem "Wingardium Leviosa" dałam jedną z tabliczek Krukonowi. Nagle coś mi kapnęło na nos, a potem na policzek. Deszcz zaczął przeciekać przez liście. Musiało padać całkiem mocno. Ruchem różdżki wskazałam koronę drzewa nad nami i wypowiedziałam zaklęcie. - Impervius! No, teraz nie powinno przeciekać - stwierdziłam, i ponownie ugryzłam kawałek czekolady, wpadając w stan błogości. Kolor moich włosów nieoczekiwanie zmienił się na beżowo - pomarańczowy. Potrząsnęłam głową, wyrywając się z przyjemnego stanu. Włosy ponownie stały się rudoczerwone. - Sorry, nie do końca nad tym jeszcze panuję - uśmiechnęłam się przepraszająco do Krukona.
- Nic nie szkodzi i tak wyglądasz dobrze. Powiedział do Gryfonki. Spoglądał jak zajada się czekoladą. Pogoda była naprawdę fatalna, wręcz zachęcała do głębszych przemyśleń albo tylko i wyłącznie snu. Jeżeli będzie tak przez długie dni, Mike zacznie odczuwać nie przyjemny ból głowy a tego właśnie nie lubił. Spojrzał na niebo którę było tak ciemne jak koloro jego szaty. Spojrzał na dziewczynę i zapytał. - Jak myślisz długo jeszcze taka pogoda się utrzyma? Nie miał dzisiaj głowy do niczego nawet nie wiedział czy ta rozmowa wyciągnie konkretnie coś przyjemnego. Jednak nie miał co narzekać towarzystwo dziewczyny sprawiało mu wiele radości.
Wyglądam dobrze? HA! Coś ten Krukonek jest za miły, ale no dobra. Się trafił kompan na drzewie, to teraz coś wymyśl, żeby nie umrzeć tu z nudów, korka. Wzdrygnęłam się. No cóż, jest różnica między słoneczną, ciepłą i suchą Italią a szarą, deszczową i zimną Anglią. A ja szczerze wolałam tą pierwszą. - Znając Anglię to owszem, a nawet powiem ci, że tak będzie całą jesień, zimę i wiosnę. Czyli radzę przygotować ci cały stos książek do czytania. Omg, na serio robiło się coraz nudniej. Skończyły się tematy do gadania, a przecież się stąd nie ruszę, co nie? Westchnęłam ciężko i zagwizdałam przeciągle. Po paru chwilach przez gałęzie przedarł się sokół. Miał zakrwawiony dziób. - Co, znowu ci przeszkodziłam w obiedzie? - ptak popatrzył na mnie z wyrzutem - no dobra, dostaniesz żarełko w domu. Nie rozumiem tylko jednego. Czemu musisz polować ZAWSZE kiedy pada? Potem się zastanawiam czemu mam mokry rękaw. - gdyby sokoły miały ramiona, Falcon na pewno by nimi wzruszył. Otrzepał się z wody, chlapiąc i mnie i Krukona. - Wyglądasz jak przerośnięty gołąb. Pióra ci się napuszyły - zaśmiałam się z wyglądu ptaka. No bo jak tu się nie śmiać, jak twój sokół wygląda jakby dopiero co wyszedł spod suszarki?
Przysiadł pod konarami, opodal brzegu, obok siebie ułożył swą laskę. Siadł po turecku i zamknął oczy, pomału zaczął delikatnie medytować, oczyszczając umysł. Pozostawał w bezruchu skupiając się i przygotowując się mentalnie. Wokół niego panowała cisza, wiatr delikatnie pieścił liście woda szumiała pośród trzcin, szum wiatru pośród łodyg i liści trzcin grał spokojną muzykę. Złożył dłonie na nogach, rzucił niewerbalnie i bezróżdżkowo, zaklęcie Waterbubble [6]. Z powierzchni jeziora oderwała się i uniosła kula wody, zwierająca w sobie parę malutkich rybek pływających w środku, kula zawisła nad nie cały metr nad lustrem, a pół metra przed twarzą Aleksa który otworzył oczy i obserwował krążące wewnątrz rybki, spokojnie medytując.
Kobieta spacerowała po błoniach. Szczerze mówiąc to jeszcze nie znała za dobrze tej szkoły więc zwiedzała. Wszędzie, gdzie trafiła przypadkiem kogoś spotykała, ciekawe czy i teraz tak będzie. Idąc w stronę jeziora rozciągnęła się, aż nagle zauważyła mężczyznę, który medytował. Rozpoznała go prawie natychmiast, jednak nie podeszła. Obserwowała go z daleka nie chcąc mu przeszkadzać. Oparta o pień drzewa spoglądała kątem oka na jego wyczyny. Oblizała usta po kilku minutach. Nadal miał zamknięte oczy. A więc ruszyła w jego stronę jak najciszej mogła i usiadła za nim. Już chciała coś zrobić, kiedy Aleksander zaczął ‘bawić się’ wodą, a ona w milczeniu przyglądała się mu.
Czuł jej obecność za swymi plecami, słyszał każdy jej krok i ruch, gdy do niego podchodziła i przysiadła, czuł jej oddech pieszczący jego szyje oraz jej zaciekawiony wzrok. Lecz mimo tego pozostał skupiony, lata ćwiczeń pozwoliły mu kontynuować trening. Pozostając w bezruchu zogniskował swoją wolę na cieczy, która przed nim się znajdowała. Z początku nic z kulą się nie działo, pozostawała w bezruchu, wciąż lewitując nad lustrem jeziora, w jej wnętrzu wciąż baraszkowały małe rybki. Stan ten jednak wkrótce zaczął ulegać zmianie. Wpierw z wodnej sfery odłączyły się mniejsze zawierające w sobie wodne stworzenia na nowo zwracając im wolność, pozostała część wody rozprysła się na setki kropelek, wiszących bez ruchu w powietrzu. Na czole Aleksandra zaczęły pojawiać się kropelki potu świadczące o wysiłku umysłowym, wykonał wydech i skoncentrował się na. Krople zadrżały w powietrzu, po chwili ruszyły by na nowo zbić się w jedność, tym razem zamiast idealnej sfery, woda zaczęła przyjmować zupełnie inny kształt…
Kobieta wpatrywała się zafascynowana, jak kropla wody ponownie się przeistacza. Były to na początku proste figury, które z czasem przeobraziły się w różnorodne przedmioty. To było cudowne, chciała coś powiedzieć, ale… ale nie mogła. Jeden szmer, każdy najmniejszy dźwięk mógł wybić Aleksandra z ‘transu’. A nie chciała, by przerwał to, co tak bardzo się jej podoba. Co teraz? Czym teraz ją zaskoczysz? Krople wody zaczęły się zbierać, tworząc jedną wielką kulę, na której mężczyzna zaczął rzeźbić obraz. Powoli docierało to do niej, czyżby to była…
/Nie byłam pewna jak to zrobić, ale mam nadzieje, że dobrze./
Kropla po kropli, mililitr po mililitrze, cząstka po cząstce, woda poddawała się jego woli. Samą siłą woli, wykonywał to co kiedyś z różdżką w dłoni robił w parę chwil, teraz jednak tkał pomału energię kształtując ciecz która przed nim się znajduje. Zamknął oczy i przeszedł do etapu tworzenia, zwizualizował w swych rękach narzędzia rzeźbiarskie i garncarskie, natomiast Wodę, jako glinę, którą przyjdzie mu kształtować, tylko w co zamyślił się na moment, wiedział że Jasmin patrzy mu przez ramię, a to zrobimy jej psikusa. Rozpoczął kreacje chwila po chwili przemieniał formę, która stawała się coraz bardziej humanoidalna. Po dłuższym czasie zaczęła nabierać Formy Jasmin stojącej na tafli jeziora odzianej jedynie w strój tancerki Hula, po chwili zresztą wodny konstrukt zaczął tańczyć taniec Hula. Suknia z trzcin falowała wraz z wieńcami kwiatów które ledwie zakrywały jej kształtne piersi. Tańcząca Jasmin
Kobieta wpatrywała się w ciszy w każdy ruch wody. To było bardzo interesujące, zwłaszcza, że nie potrzebował do tego różdżki. Sama siła woli wystarczała mu, by stworzyć tą wodną rzeźbę… wróć… rzeźba dopiero jest tworzona. Wpatrywała się z zaciekawieniem na to jak krople wody zlatują uderzając o tafle jeziora i tworząc na nim kręgi. Dziwna figura zaczynała przeistaczać się w człowieka, a kiedy otrzymała końcową postać Jasmine spojrzała na Aleksandra z wściekłością w oczach. Piękna ona zaczęła tańczyć nad jeziorem. To było takie upokarzające! Miała ochotę mu przywalić! Ale tak nie postępuje Jasmine Rosalie Lluvia Verano. Ona jest dostojna, sprytna i wredna… nie jest głupią i nieopanowana laleczką, która daje ponieść się emocjom. Wzięła głęboki wdech i spojrzała z chytrym uśmieszkiem na jego twarz. Wybacz Aleksandrze, ale musimy Cię zdekoncentrować. Zwinnie przemieściła się tak, by siedzieć przed nim. Miał zamknięte oczy, co było dla niej wielkim plusem. Zanim zdążył cokolwiek zauważyć oparła ręce na jego torsie i popchnęła go do tyłu kładąc na trawie. Zapewne tancerka rozpadła się. - Cześć – wyszeptała zbliżając się ustami do jego ust. Jednak nie pozwoliła mu rozkoszować się pocałunkiem. Kilka milimetrów przed jego ustami oblizała się i odsunęła natychmiast, by nie miał szansy przyciągnąć ją do siebie. Usiadła jak gdyby nigdy nic i kierując w jego stronę ten chytry uśmieszek wydukała. – Co porabiasz kochanie?
Daniel po wyjściu z dziedzińca postanowił odwiedzić błonie. Jezioro przecież było tak interesujące. W końcu okna w salonie Slytherinu ukazywały głęboką toń jeziora. Zawsze można było obserwować znajdujące się tam zwierzęta, ale czasem ciekawsza stawała się tafla wody niż wodorosty. Daniel podszedł do drzewa i usiadł przy pniu. Oparł się plecami o korę drzewa i zaczął obserwować taflę wody, która odbijała chmury wiszące nad głową Ślizgona. Wyciągnął różdżkę i zaczął bawić się nią przez co wylatywały z niej iskry, mini fajerwerki i inne takie świecące cuda. Nie miał humoru. Właściwie nigdy go nie miał, ale dzisiaj jego skala humoru spadła do -100 dzięki smarkuli z Gryffindoru. Jeszcze jej pokaże, że z nim się nie zadziera. Nie rzuca się ot tak w niego zaklęć mając jeszcze czelność sądzić, że nie oberwie za to...
_______
bardzo, bardzo później....
Daniel wstał, spakował się i wyszedł. Nic dodać, nic ująć. [zt]