Te stare, rozłożyste drzewo rosnące w pobliżu jeziora zawsze przyciągało amatorów wspinaczki. Grube, nisko osadzone gałęzie to ułatwiają. Wejść nie jest tam trudno, a widok na jezioro i pobliskie tereny jest cudowny. Uczniowie lubią tu odpoczywać, plotkować lub się uczyć.
Nie no, nie bądźmy tacy okrutni. Ona zauważyła ten gest, który przecież do niego był tak nie podobny. Zauważyła i doceniła, ale przecież nie będzie się z tym obnosić i chwalić, jakby to było nie wiadomo co. Poza tym dla niej ważne były takie drobne gesty, bo pozwalały wyrabiać sobie opinię o ludziach i często później procentowały na przyszłość. I owszem, może Sean nie był milutkim chłopczykiem, jednak to, że się z nim zadawała, znaczyło, że pod powłoką sarkazmu i kpiny dostrzegała w nim coś więcej, niż większość ludzi. Jakoś nie zdziwiła się, gdy chłopak stanął naprzeciwko niej. Czyżby tak usilnie szukał z nią kontaktu wzrokowego, że kiedy ona nie odwróciła się do niego, to on podszedł do niej? - Dlaczego tak uważasz? - spytała cicho, zastanawiając się nad tym. Bo chciała, nie chciała rozmawiać? Zapominała ciągle, że przecież z jej twarzy, a w szczególności oczu można było czytać jak z książki i trafnie odgadnąć jej myśli i odczucia.
W przeciwieństwie do niej on był dla niej zagadką. Stał z rękoma wsadzonymi do kieszeni spodni, mimiką swojej twarzy wyrażając dogłębne NIC. Wnikliwym spojrzeniem szarych oczu mierzył jej tęczówki. Potrzebowała rozmowy. Zdecydowanie tak. To co wyczuł w jej oczach znał bardzo dobrze na swojej skórze. Tak mu się przynajmniej zdawało. Dziewczyna miała jakieś problemy, ale może wcale nie chciała o tym gadać? A jego koniec końców to nie interesowało. Chciał sobie udowodnić, ze potrafi być miły i udowodnił. Nie zamierzał naciskać na dziewczynę. Niieeee, to do niego byłoby niepodobne. Wzruszył więc tylko nieznacznie ramionami, odzywając się słowami, które nieco naginały prawdę. - Może tak nie uważam? Może rzuciłem sobie takim stwierdzeniem od tak? Nie wyraził tymi słowami niczego, w żaden sposób się nie zdradził. Nie pokazał, że lepiej niż ona dostrzegał iż mogłaby się teraz komuś wygadać. W sumie to nie była jego sprawa, a nie wtranżalał nosa tam gdzie nie trzeba. - Ale skoro nie chcesz gadać to zawsze mogę sobie pójść - rzucił zupełnie poważnie. Nie potrzebował sytuacji, w której postrzegałoby go jako gościa, który narzuca innym swoje towarzystwo. Na ogół to jemu inni zwalali się na głowę.
Był zagadką, jednak taką, którą człowiek był w stanie rozwiązać, jeśli tylko użył swojego mózgu przez jakiś czas. I wystarczało obserwować chłopaka uważnie, rozmawiać z nim, a poszczególne elementy układanki łączyły się powoli w jedną całość. I nawet jeśli był to długotrwały proces, to było warto podjąć się tego wyzwania, bo rezultaty okazywały się zaskakujące. Pozytywnie. Owszem, trafnie podejrzewał, że miała problemy. Jednak ona nie była jedną z tych osób, które zwierzają się każdej napotkanej osobie ze swoich kłopotów, nie. Także nie wiem, czy akurat Sean o nich kiedykolwiek usłyszy. - Nie kłam. Gdybyś tak nie myślał, nie powiedziałbyś tego, przynajmniej w tym przypadku. Stwierdzając ten fakt, uświadomiła sobie, że to była poniekąd oznaka tego, że chłopak interesował się samopoczuciem innych, nawet jeśli to bywało tylko sporadyczną czynnością i nie miało jakichś trwalszych konsekwencji. - Skoro zdecydowałeś się tu przyjść i tu jesteś, to nie możesz sobie tak iść szybko, więc zostań jeszcze, proszę - odpowiedziała naprędce, zdając sobie sprawę, że przecież potrzebowała obecności kogoś, kto nie będzie tylko pocieszał jej, mówiąc standardowe formułki - przykro mi, współczuję ci. Co tak naprawdę nie przyniosłoby nic dobrego, a tylko pogorszyło jej stan psychiczny. Ona w tej chwili potrzebowała właśnie kogoś, kto nie będzie się nad nią zbytnio rozczulał. A to sprawi, że ona będzie musiała zachowywać się w miarę normalnie. I nie mogłaby użalać się nad sobą.
Przestąpił z nogi na nogę przyglądając się dziewczynie w milczeniu. Nie docenił jej. Była bardziej domyślna niż mu się wydawało skoro udało się jej go rozgryźć. Żyli w jednym Domu od co najmniej sześciu lat i jeszcze nie zauważył jak bystra potrafiła być. W sumie nie powinien być zdziwiony. Taka była domena krukonów. Nie zamierzał jednak dać po sobie poznać, że został "odkryty", to byłoby niemal jak obnażenie się przed jej osobą. - Nie znasz mnie, nie możesz wiedzieć kiedy kłamię - zauważył przytomnie, wyciągając ręce z kieszeni spodni leniwym ruchem. Wyrażało to poniekąd jego stosunek wobec dziewczyny. Jak dotąd postawa zamknięta, teraz była postawą tylko pół-zamkniętą, bo stał dla odmiany z rękoma założonymi wygodnie na piersi, patrząc na dziewczynę z pewną dozą ciekawości, jak na to zareaguje. Będzie potrafiła znaleźć argumenty, które dowiodą jej racji? Spojrzał na chwilę w bok. Może sprawiał wrażenie jakby jej nie słuchał, ale było wręcz przeciwnie. Słuchał, dokładnie analizując co mówiła. Na jedno słowo: proszę, które padło, z powrotem przerzucił na nią spojrzenie. - Jestem tu zupełnym przypadkiem i jakby nie patrzeć nic mnie tu nie trzyma. Co więc jesteś w stanie zrobić, żeby dowieść, że faktycznie NIE MOGĘ sobie pójść? Patrzył na nią bez choćby cienia uśmiechu na twarzy. Taki typ człowieka. gdyby był inny, pewnie teraz wstąpiłby na jego twarz cwany uśmieszek. Teraz był też ciekawy jak na to dziewczyna zareaguje.
A była, była. Miała mózg i potrafiła go używać w odpowiednich momentach. Zazwyczaj. Bo nawet najlepszym zdarzały się momenty zaćmienia umysłowego. Ale wracając do jej osoby, to dodać trzeba jeszcze, że Gabrielle nie była doceniana do końca tak, jak powinna. Traktowano ją dosyć lekceważąco choćby przez jej naiwność, której przecież się powoli pozbywała; z każdym dniem było jej coraz mniej. Uważano ją też za nieszkodliwe dziecko i wcale ona nic zamierzała tego zmieniać. Bo i jej się nie chciało. Poza tym lepiej było, jak nie wszyscy znali ją na wylot, przed niektórymi trzeba było stwarzać pozory. Tak, jak to robił co dnia Sean, co mnie wcale nie dziwi. - Potrafię stwierdzić, czy dana osoba kłamie, czy nie - odparła stanowczo, pomijając fakt, iż bywały wyjątki, gdy jej się to nie udawało. Nie uszło jej oczom, że chłopak wyjął ręce z kieszeni i teraz miał je skrzyżowane na piersi. Jej nie mierziła ta postawa, bo i jej zdarzało się takową przyjmować. Poza tym ona nie musi być tylko oznaką lekceważenia, za jaką jest uważana, a może być po prostu takim gestem charakterystycznym dla danej osoby. W tym czasie, gdy mówiła, obserwowała też uważnie jego mimikę i ruchy, wyczekując okazji, by złapać go na czymś dla niego niezwykłym. Ale nic z tego. A takiego pytania to się nie spodziewała. - Innych pewnie zainteresowałyby moje wrodzone zdolności metamorfomagiczne, jednak wątpię, żeby ciebie to zainteresowało. Ty chyba oczekujesz czegoś innego, jednak nie mam żadnego pomysłu, co by to mogło być. Teraz i na jej twarzy pojawił się beznamiętny wyraz, co w przypadku Krukonki mogło przerażać.
- Masz rację, nie zrobi to na mnie wrażenia - przyznał jej rację, wątek o jego potencjalnym kłamstwie całkowicie ignorując. Miał to do siebie, że jak jakiś temat mu nie odpowiadał, bądź uznał go za mało znaczący, po prostu go mijał. Nieważne czy wykazywał tym samym lekceważącą postawę wobec innych, podważał ich autorytet, czy po prostu narażał się na to, ze innym się to nie spodoba. Robił to co uważał korzystne dla siebie samego. Inni jakby nie mieli na niego żadnego wpływu. Może czasem sprawiał wrażenie jakby interesował się czyimś losem. Ale kto go tam wiedział? Tak naprawdę z momentu na moment mógł przybrać całkiem inną postawę, równie wiarygodną co poprzednią. Nikt nie był w stanie powiedzieć jaki był prawdziwy Sean. być może sam Sparks tego nie wiedział. Nauczył się za to obserwować innych, a z obserwacji naprawdę wiele można było wywnioskować. Z wyczekiwaniem przypatrywał się dziewczynie jakby oczekując, że może jednak czymś go zaskoczy. Nie zaskoczyła, więc rozplótł ręce i rozprostował jedną z nich rozciągając ją drugą z rąk, jak to się robi na wfie. Cały czas patrzył na dziewczynę, mimo, że jego uwaga na moment została zachwiana, w momencie, w którym przeleciał nad nimi jakiś ptak. Pewnie sowa z pocztą. Potem jednak całe swoje skupienie poświęcił dziewczynie, przyglądając się uważnie masce jaką przybrała. - Ten wyraz twarzy zupełnie do Ciebie nie pasuje. Wyglądasz trochę jak z tanich horrorów.
Kiwnęła głową na znak, że zrozumiała, iż nie musi tego robić. I dobrze - nie lubiła pokazywać swych zdolności każdej napotkanej osobie, jakby w obawie, że mogłoby to zostać wykorzystane przeciwko niej. Bo faktycznie, przecież mógł ją ktoś później o wszystko oskarżać, ktoś jej nieprzychylny, tłumacząc, że przecież mogła zmienić wygląd. Ale... wracając do sytuacji nad jeziorem, to tak, zauważyła pominięcie tamtego wątku, jednak nie zamierzała roztrząsać tamtej sprawy, bo uznała, że nie warto. Nie chciała się kłócić, bo i po co? Już lepsza była taka neutralna rozmowa, zdecydowanie. Poza tym emocjonalne działanie nie wychodziło na dobre. Może jednorazowo tak, ale nigdy na dłuższą metę. Nie zaskoczyła go jeszcze, bo myślała nad tym, co mogłaby powiedzieć takiego, co autentycznie wstrząsnęłoby nim na tyle, by chciał pozostać tu na dłużej. Zapadła między nimi cisza, która nie była wielce krępująca. Dziewczyna poprawiła włosy, które zaczęły łaskotać jej szyję, a potem zaraz cisza została zmącona przez słowa chłopaka. - Być może. Nie mam lustra, więc nie jestem w stanie sprawdzić tego na własne oczy - stwierdziła, w tym momencie przybierając bardziej normalny dla niej wyraz twarzy, bo gdzieś tam krył się uśmiech, który jeszcze musiał poczekać, by pokazać się całkowicie. Miała już pomysł i zamierzała go ujawnić. - Można się zapisać do twojego klubu? - zapytała prosto z mostu, nie bawiąc się w żadne ceregiele.
Jak dotąd nie wykazała się niczym szczególnym. Jeśli miałby kurczowo trzymać się każdego swojego słowa, już pewnie teraz byłby w trakcie drogi powrotnej do budynku Hogwartu. Na szczęście dziewczyny, nie miała okazji dowiedzieć się czy faktycznie był gotowy ją opuścić czy nie. I dobrze – być może zostawiając ją samą pod drzewem ugodziłby w jej dumę. Prawdę mówiąc pewnie nawet by się tym nie przejął – cholerny egocentryk. Zaczął w znudzeniu nasłuchiwać liści drzewa, jednocześnie uderzając w tylko sobie znany rytm, butem o ziemię. W myślach liczył do dziesięciu, kto wie, co miał zamia zrobić po doliczeniu tych dziesięciu sekund? Skończył na czterech, przerywając w momencie, w którym dziewczyna się odezwała. Pierwszą jej wypowiedź wpuścił jednym, a wypuścił drugim uchem. Nad drugą się dłużej zastanowił. Nie odzywał się przez moment. Powracał do stanu trzeźwości umysłu. Najpierw przestał w znużeniu uderzać podeszwą buta o podłoże. Potem wyprostował się gładko, przerzucając jednocześnie dość leniwie, ale w pewien sposób szarmancko spojrzenie z własnych butów na dziewczynę. Patrzył na nią z dziwnym wyrazem wypisanym w oczach, jednocześnie jego kąciki ust drgnęły, w czymś na kształt półsekundowego uśmiechu. Choć trudno powiedzieć czy w pozytywnym, czy negatywnym znaczeniu. - Do klubu? Mówisz poważnie? Teraz? – upewnił się i podszedł bliżej dziewczyny, obchodząc ją dookoła w irytujący sposób, tak jakby próbował ją ocenić, choć w rzeczywistości, jego wzrok nawet nie obejmował jej osoby. - Grywasz w szachy? – zadał głupie pytanie i stanął przed nią, patrząc na nią wyjątkowo natarczywym spojrzeniem. Czekał na odpowiedź z nieukrywaną ciekawością.
Na pewno zraniłby jej dumę, gdyby teraz sobie tak po prostu poszedł. Na początku byłaby zła na niego, bo jak on mógł pójść. A potem zrobiłoby jej się przykro i byłaby zła na siebie, z tego względu, iż nie umiała wzbudzić w nim aż tyle zainteresowania. Jednak, szczęśliwie on nie zamierzał iść, toteż mogła ta kwestia pozostać tylko w postaci hipotetycznej. Co wcale nie znaczyło, że czuła się znacznie lepiej. Miała wrażenie, jakby była na targu niewolników i oceniana była jej przydatność do pracy - nadawała się, więc ją kupowano. To może brutalne porównanie, ale czuła się podobnie. Przez jej głowę przelatywały różne myśli i, czyżby bała się? Nie, nie przesadzajmy. W końcu uświadomiła sobie, że przecież to tylko rozmowa, a nie rozprawa sądowa, na której miały się ważyć jej losy. Ale mimo wszystko jednak ta rozmowa była w pewien sposób ważna, bo mogła ona coś zmienić. Tylko jeszcze nie wiem dokładnie, co. - Każdy moment jest na to dobry - mruknęła w tym czasie, gdy ją obchodził i oparła swe ręce na biodrach. Jedna z póz, jakie zwykła przybierać. - Gdybym powiedziała ci, że tak, to co byś zrobił? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. I teraz to ona czekała na jego odpowiedź, będąc ciekawą, co też on rzeknie.
Wsadził ręce do kieszeni spodni, żałując, ze nie ma za nim drzewa. Chętnie oparłby się o nie plecami, dając sobie chwilę rozluźnienia. Ale skoro nie, trzeba było sobie radzić w inny sposób. Oparł swój ciężar na jednej nodze nie spuszczając z dziewczyny wzroku. Po jej słowach odezwał się dość poważnie. - Wyśmiałbym Cię. Słowa te były całkowicie szczere. Byś może mogły się wydawać dziwne z uwagi na wcześniej zadane pytanie, ale zgodne były z prawdą. - Klub nie jest dla typowych kujonów i ludzi udających mądrych tylko po to by się do niego zaciągnąć. Prawdę mówiąc, mam gdzieś czy grasz w szachy czy nie. Sprawdzałem Twoją odpowiedź. Co jak widzę zauważyłaś. Obszedł ją znów, tylko po to by oprzeć się o drzewo kawałek za jej plecami. Jednak nie mół się powstrzymać. Splótł ręce na piersi zginając jedną nogę w kolanie, aby wygodniej było mu opierać się o konar za sobą i rzucił obojętnie. - Ok., jesteś przyjęta. O ile w najbliższym czasie będziemy mieli jakieś spotkanie to Cię zawiadomię. Możesz się czuć członkiem klubu.
Ta rozmowa była co najmniej... dziwna. Tak to można było ująć. Słowa niezbyt się tu liczyły, często były kłamstwem albo półprawdą, za którymi kryły się różne intencje, często niespodziewane. Nawet ton wypowiadanych słów aż tak się nie liczył, choć bardziej niż ich treść. Najbardziej liczyły się gesty wykonywane przez ich obojga, a także mimika ich twarzy. Choć... to także mogły być pozory. A czy były? Oceńcie sami. - Że mnie to jakoś wcale nie dziwi. Wyczuła od razu, że on ją tylko podpuszczał, że to były omyłkowo wypowiedziane słowa tylko po to, by sprawdzić, czy jest tak naiwną, a także taką pozorantką i tak głupią, że udawałaby wielce mądrą? Poza tym, wbrew pozorom, nie była stereotypową kujonką, nawet jeśli mogło się tak wydawać. Miała już odpowiedzieć coś w stylu "nie jestem głupia", ale przygryzła język i przemilczała. Uznała, ze nie warto odpowiadać na pewne rzeczy, choćby po to, by nie rozpoczynać niepotrzebnych kłótni. Bo i po co? Nie lubiła, gdy ktoś znajdował się za jej plecami, toteż odwróciła się, gdy tylko Sean znalazł się za nią. - Dziękuję, to dla mnie wielki zaszczyt - odpowiedziała z nieukrywaną ironią. Nie, żeby nie zależało jej na byciu członkiem klubu, ale... bez przesady. Nie traktujmy tego jak jakieś nie wiadomo co.
Tak naprawdę z ogrodu nad jezioro nie było daleko. Ale ta pogoooda… Ugotować się można było w pewnych momentach toteż dziewczyny sobie przeskakiwały z cienia w cień. Przy okazji rozwinęła się bardzo interesująca dyskusja skąd wytrzasnąć coś do picia. Oczywiście coś konkretnego i najlepiej alkoholowego. Na szczęście nad jeziorem sa takie punkty jak to duże drzewo. Bez żadnych problemów przegoniły dzieciarnię, tak aby mieć najlepsze miejsca w cieniu. Ah, te przywileje bycia w najwyższej klasie. Kath klapnęła sobie na trawie i odpaliła kolejnego papierosa. Spojrzała z dołu na przyjaciółkę. - Zostaje nam albo iść do zamku, albo przywołać coś z dormitorium. – powiedziała podsumowując ambitną rozmowę. Szczerze to nie miała ochoty lecieć teraz do zamku, chociaż w lochach na pewno jest o wiele przyjemniej niż tutaj. Największym jednak problemem było ruszyć się i iść. Nie miała na to ani ochoty ani siły, co akurat w jej przypadku nie było zbytnią nowością. Była potwornie leniwa, ale tez się na szczęście z tym nie kryła. - W sumie jakie mamy święto, że zawitałaś aż w Ogrodzie? – zapytała rozbawiona podciągając nieco koszulkę, aby trochę ochłodzić ciało. Na niewiele się to zdało, chociaż jak zawiał wiatr to było przyjemniej.
Jezu, jak dobrze, że dziewczyny rozwaliły się pod tym drzewem, naprawdę. Katherine to prawie już się gotowała, a najlepiej to wyskoczyłaby z ciuchów i szła w samych majtkach i staniku, o. Przy okazji by się trochę opaliła, co nawet wyszłoby jej na zdrowie. Wyganiając pierwszoroczniaki z tej przytulniej miejscówy pod drzewem, wygodnie kładąc się obok przyjaciółki, a potem spojrzała na nią z ukosa. - O nie, nie, nie. Pierdolę, nie idę. - pokiwała energicznie głową. Tak naprawdę to wolała już nie mieć nic do picia, niż przemierzać kolejny półmetek tylko po to, by wyciągnąć zza swojego łóżka wódkę. Jednakże, zawsze mogła spróbować przywołać te butelki. Wielce wątpiła, że się uda, ale nie zaszkodziłoby spróbować. - Accio... eeee... whisky? Tak, właśnie. Accio whisky - powtórzyła. Po jakimś czasie nic nie przyleciało, nic nie zmaterializowało się obok nich. - No trudno - powiedziała, wzruszając ramionami, a potem znów odwróciła się w stronę dziewczyny. - Pierwszy dzień wiosny? - Zapytała. - Nie, już był dawno. Chyba. Wprawdzie święto żadne, a może brak towarzystwa? Kij tam wie. Zmieniła pozycję, zakładając nogę na nogę i wymachując ręką z trzymanym papierosem - co tam w ogóle słychać? - Zapytała. W końcu czas nareszcie pogadać o różnych sprawach, a nie tylko pierdolić o byle czym. Po chwili coś uderzyła Kath w głowę i jej oczom ukazała się... BUTELKA WHISKY! Dziewczyna aż podskoczyła, ujrzawszy nią. - Przyleciała!!! - Zagruchotała wesoło, dźgając przyjaciółkę w nogę.
W sumie to nie bylby zły pomysł. Przynajmniej by się ochłodziły, a tak patrząc na tą pogode ich bielizna by wyschła w ciągu pięciu minut zapewne. Jednak tu się pojawia kolejny problem. Znowu trzeba wstać, rozbierać się i w ogóle. A co jeżeli ktoś im ciuchy podkradnie? Co prawda dana osoba by już nie miała życia w szkole, ale zdarzają się takie oszołomy. Z nadzieją patrzyła na zamek, jednak ku jej rozczarowaniu faktycznie nic nie przyleciało. Bieda. Cóż, trzeba będzie jakoś przeżyć. W ostateczności mają wodę z jeziora, albo sterroryzuje się kolejną dzieciarnię. - Brak towarzystwa i twoim pechem trafiłaś na mnie i tą dziwną puchonkę. – powiedziała podkładając ściągniętą przed chwilą bluzkę pod glowę. A czego się będzie wstydziła? – Swoją drogą, ta laska była mega dziwna. – mruknęła przypominając sobie ten dziwny wzrok blondynki. - Nic nie słychać. Wyszłam zobaczyć jak wygląda świat, a świat chce mnie zagotować od środka. – odprała ze skrzywieniem lekkim. Spojrzała na Kath. – U ciebie nowości? Kiedy przyjaciółka dźgnęła ja w noge miała ochotę jej oddac dwa razy mocniej. Zaraz jednak zobaczyła butelkę bursztynowego napoju i oczy dosłownie się jej zaświeciły. Kathryn momentalnie usiadła przodem do przyjaciółki. - Zdolna dziewczynka. Jestem z ciebie dumna. – zaśmiała się.
Gdy Kath zobaczyła, że jej towarzyszka ściąga koszulkę, ta od razu miała ochotę zrobić to samo. Jednak był pewien problem - miała na sobie letnią sukienkę. Gdyby ją ściągnęła, musiałaby siedzieć w bieliźnie. W końcu dała za wygraną. - Oj tam, jakim tam pechem - zaśmiała się. Przecież lubiła spędzać czas z panną Valmont. Była jej najlepszą przyjaciółką, rozumiały się jak nikt inny! Jak tu nie chcieć spędzać z taką osobą czasu? Zanim zabrała się do odpowiedzi na drugie pytanie, zdążyła posłać jej jeszcze kpiący uśmieszek. - Była dziwna. I to jak. W dodatku Puchonka. - prychnęła - Skąd się w ogóle tacy ludzie biorą? Zastanowiła się chwilę. co się u niej przez ten czas działo? Cóż, to i owo, ale tak naprawdę nic ciekawego. - Zero totalne. Było kilka imprez, mecz quidditcha, ale tak naprawdę to nic nadzwyczajnego. Zwykła nuda. Poza tym wkurza mnie już ten cały Turniej Trójmagiczny. Ludzie o niczym innym nie mówią, jak o tym. Gdy Katherine dorwała butelkę, od razu ją otworzyła i upiła spory łyk, a potem podała ją towarzyszce, uśmiechając się na jej komentarz. Potem wstała i powoli zaczęła ściągać sukienkę. - Wskakujemy do wody, ale już! - Zarekomendowała, łapiąc przyjaciółkę za rękę i ciągnąc ją, żeby ruszyła zadek z miejsca. Po chwili już wskoczyła do jeziora, chlapiąc wkoło wodą. - WŁAŹ! - jeszcze raz krzyknęła w jej stronę, a potem zanurkowała pod powierzchnię jeziora. Woda była cudownie chłodna i koiła skórę, jednak dziewczyna wiedziała, że jest to dość ryzykowny pomysł, tym bardziej jeśli za chwilę się nawalą wódką - mogą utonąć.
To faktycznie może być problem o ile w ogóle dziewczyna by się przejmowała tym, ze ktoś ją w bieliźnie zobaczy. Skoro by nie miała nic przeciwko lataniu w samym staniku, to co za różnica czy gacie też jej będzie widać? Chyba, że miała niedobrana bieliznę to cos zupełnie innego. - życiowy, że kiedykolwiek na mnie trafiłaś – mrugnęła do niej rozbawiona. Cóż, ciężko jej było przyznać, że nie lubiła panny Butterline. Nie było drugiej takiej osoby z która by się tak dobrze dogadywała i bawiła. Poza tym tyle się znały, tyle czasu ze sobą spędziły, że gdyby teraz miały się rozstać to by chyba nie potrafiły, przynajmniej nie Kath. Bez Katherine jest jakoś tak głupio pusto i cicho. – Nie wiem, dziecko słońca. – mruknęła pod nosem. Spojrzała na nią zaciekawiona kiedy wspominała o tym wszystkim. - Turniej jest ciekawy póki bierzesz w nim udział, więc w sumie nie dziwię się, że cie wkurza. A wiesz coś o jakiejś najbliższej imprezie? Zabawiłabym się. – westchnęła cicho. Ostatnio jej życie zionęło nuda i musiała coś ze sobą zrobić, żeby po prostu nie zarąbać się w akcji. Oczywiście kiedy przyjaciółka podała jej butelkę od razu upiła kilka łyków. Cudownie, whisky na orzeźwienie podczas upałów. Upiją się dwa razy szybciej niż normalnie, a jeszcze zachciało im się skakać do jeziora. - No daj mi się rozebrać. – powiedziała wstając. Ściągneła z siebie spodniczkę i resztę zbędnych ciuchów zostając w samej bieliźnie. Po chwili wskoczyła do jeziora, wynurzając się kilka sekund później ze śmiechem. – Nie drzwyj się na mnie, dziecko. – dodała rozbawiona podpływając do przyjaciółki. Po chwili skoczyła jej na glowę, żeby ją podtopić. Ale tak delikatnie, przecież nie chciała aby jej się coś stało.
Gdy Kathryn weszła do wody i wskoczyła Kath na ramiona, ta od razu zaczęła się wierzgać i podtapiać, co chwila wypluwając coraz to więcej wody. Po chwili jednak udało jej się uciec przyjaciółce, i tym razem to ona wskoczyła jej na plecy, chlapiąc dookoła. - A masz! Zua, okropna istoto! - Podtopiła ją, trzymając pod wodą z jakieś dziesięć sekund. Potem zrobiła fikołka w tył i znów wylądowała w wodzie. Po chwili zdała sobie sprawę, że przyjaciółka ją o coś zapytała. - Impreza... - Zastanowiła się. Wiedziała, że jakieś imprezy były, ale ona w żadnej z nich nie uczestniczyła. Właśnie! Niedawno obchodził urodziny jej kuzyn - Manuel, a ta nawet nie złożyła mu życzeń. Cóż, byli nielubianym kuzynostwem, ale jednak życzenia mogła wysłać. Pokiwała przecząco głową, waląc się otwartą dłonią w twarz. - Ach tak! Impreza była też na trybunach, gdy trwał mecz - odpowiedziała, nie wspominając, że w tamtej też nie uczestniczyła. Tak w ogóle to w tym tygodniu (miesiącu... semestrze...) nigdzie nie bywała. Cudem było dla niej ruszyć się na łóżku, a co dopiero wyjść z pokoju. - Zawsze można urządzić własną. - Wzruszyła ramionami, patrząc na nią z półprzymkniętych powiek. Położyła się na plecach i unosząc się na wodzie, zaczęła patrzeć w bezchmurne i błękitne niebo. Po chwili zerwała się, wypływając na brzeg i z powrotem siadając pod drzewem. - Chłodno mi - stwierdziła, biorąc butelkę z Ognistą i upijając spory łyk. Po kilku minutach odpoczynku znowu wskoczyła do wody. Tym razem wylądowała idealnie obok przyjaciółki. - To jak z tą imprezą? - Szczerząc się od ucha do ucha, znów niespodziewanie na nią skoczyła. - Kogo zapraszamy? Twojego męża, chłopaka czy kochanka? Boże, jak ona uwielbiała droczyć się z Kathryn! W dodatku tamta nigdy się na nią za to nie gniewała. Przyjaciółka idealna, no.
Kath była dosyć szybka i zanim Valmont się zorientowała zaraz tez była podtapiana. Oczywiście nie dawala jej się łatwo, próbowała się wydostać i zrzucić ją z siebie, co na szczęście udało jej się szybko zrobić. - Znalazł się aniołek. – prychnęła i weszła na chwile pod wodę. Pociągnęła przyjaciólke za nogi, tak że dziewczyna znalazła się pod wodą. Ze śmiechem się wynurzyła i odgarnęła włosy z twarzy. Jakaś gumka by się przydała. - To urządzamy własną. Nie ma sensu liczyć na innych. – powiedziała podpływając trochę bliżej środka jeziora. Zaraz jednak się zawróciła, przypominając sobie, że gdzieś tam czai się ośmiornica. Wolała nie zostać jej ofiarą, chociaż czasem miała wrażenie, ze ta cała ośmiornica to mit wymyślony przez starszych uczniów, żeby straszyć dzieciarnię. Po chwili pływania również wyszła na brzeg mijając przyjaciółkę, z tym że napiła się i wzięła butelkę ze sobą. Po co mają latać nie wiadomą ilość razy, skoro mogą mieć alkohol cały czas przy sobie? Tylko zakrętki jeszcze chwile szukała, tak na wszelki wypadek. - Hm… męża i kochanka to lekko kiepsko by było. To tylko kochanka. – wyszerzyła się do dziewczyny, chwalac w myślach pomysł zakręcenia butelki, bo zaraz znalazła się pod wodą. Wynurzyła się z uśmiechem i napiła się kolejnego łyka podając przyjaciółce alkohol. A najwyżej się upiją i utopia. Przynajmniej umrą w dobrych nastrojach. – Ale jeszcze będzie trzeba twój harem zaprosić. Ah, to od razu wielką Salę trzeba będzie wynająć. Wystawiła jej język zadziornie. I to wlasnie było boskie w ich przyjaxni. Mogły na siebie jechać, a i tak żadna się nie obrazi, bo przecież to nie było na poważnie. Cudownie!
- Aniołek, aniołek - odpowiedziała jej, pokazują język i wykonując zabawny gest, polegający na tym, że uniosła wysoko jedną rękę i zakręciła wskazującym palcem wokół swojej głowy okrąg, tworząc tak zwaną aureolkę. O, teraz mogła być oficjalnie aniołkiem. Wprawdzie aureolka była niewidzialna, ale co tam. Pomysł w imprezą wydał jej ciekawy. Mogłyby urządzić huczną imprezkę i zaprosić tylko wybrane przez nie osoby. Żadnych Puchonów, mugolaków i innych debili. Tylko ich zgrana, wspólna paczka. No i pewnie byłoby fajnie w dobrym towarzystwie; dużo picia, może nawet wykombinowało by się też jakieś dragi, ale o to trzeba się już bardziej postarać. A co do ośmiornicy; była, lub nie była. Kath raczej uważała, że jednak była. Dziewczyna nie należała do ludzi przesądnych, ani nawet nie była wierząca, czy coś tam, ale po prostu w jej podświadomości zakodowała sobie, że ta ośmiornica TAM JEST. I KONIEC KROPKA, O. I tak było od początku jej przybycia do szkoły, gdy była jeszcze pierwszoroczniakiem. Ludzie zawsze mówili, że w tym jeziorze żyje ten olbrzymi stwór. Ślizgonka to chyba nawet się go nie bała. Wręcz przeciwnie, bo bardzo chciałaby go kiedyś zobaczyć. Podpłynęła do przyjaciółki. - W takim razie mamy pierwszą osobę na liście - twój kochanek. W prawdzie dziwi mnie, że tylko jeden, no ale... - Zaśmiała się - Oj tam, nie przesadzajmy. Wielką Salę to może i nie, ale Małą Aulę już tak - zażartowała. No właśnie, na auli wszyscy by się ładnie pomieścili. Pytanie tylko, czy studenci dopuszczą ich do swojego skrzydła? No i czy nie będzie przypadkiem zajęte. W ich przyjaźni było tyle dobrze, że po prostu mogły robić ze sobą wszystko. Mogły na siebie nazadawać, obrażać i krzyczeć, dopóki to wszystko działo się na żarty. Chyba nigdy jeszcze nie pokłóciły się tak na serio, żeby poważnie uszkodzić ich przyjaźń. Nie.. tak nie było. Poza tym, kto chciałby kłótni dwóch pokrewnych dusz? W końcu dziewczyny były do siebie strasznie podobne. Z jednego domu, z jednego dormitorium*, jedyne co je różniło to wiek, bo Kathryn była starsza od Katherine o rok. Ale to i tak zbytniej różnicy to nie robiło. * A tak sobie wymyśliłam, że z jednego dormitorium. W końcu Katherine nie ma współlokatorki, więc mogłaby Kathryn do siebie przygarnąć. Jeśli oczywiście ci to odpowiada <3
Miała do wyboru albo igranie z wierzbą bijącą, albo nieco bardziej przytulne miejsce. Wybrała to drugie, postanawiając na razie dać spokój biednej, starej wierzbie, a i szczerze powiedziawszy większej ochoty na obcowanie z nią nie miała. Takim też sposobem dotarła prosto pod rozłożyste drzewo, które dumnie rosło nad jeziorem i stwarzało idealne warunki na oglądanie okolicy z pewnej wysokości. W prawdzie Daphne nigdy nie była amatorką wspinaczek, a raczej każda próba wspięcia się na cokolwiek kończyła się upadkiem na tyłek, jednakże panna Thwaite należała do ludzi szalenie wytrwałych i dopóki nie osiągnęła sukcesu nie odpuszczała. Tak było i tym razem. Gdy tylko usiłowała wspiąć się na drzewo, noga momentalnie zjeżdżała jej na dół i próba kończyła się fiaskiem. Co z tego, że przy każdej następnej próbie klęła jak szewc, co niby miało jej pomóc w osiągnięciu obranego celu. Nie pomogło, a jedynie spowodowało, ze była jeszcze bardziej się wściekała, ale bynajmniej nie na siebie, a na przeklęte drzewo, które niczego nie chciało jej ułatwić. Dopiero przy około piętnastej próbie udało jej się wejść, choć przy tym o mało co nie spadła z drzewa. W końcu usadowiła się w miarę wygodnie na jednym z konarów i zaczęła się bawić liśćmi. Zaraz jednak wyciagnęła swoją różdżkę, którą z wdziękiem wodziła po gałęziach i liściach drzewa. - Incendio - wypowiedziała formułę zaklęcia podpalając liście, które zaczęły się palić pięknym, żywym ogniem. Kącik jej ust delikatnie uniósł się ku górze, prezentując złowieszczy uśmieszek, który wykwitł na jej twarzy. Z ogromną fascynacją obserwowała jak ogień trawi zielone liście i przechodzi na gałązkę. To było zdecydowanie coś, czego było jej potrzeba. Przy okazji w ogóle nie zwracała uwagi na to, że ogień wciaż się rozprzestrzeniał i nie stanowiło problemu dla niej to, że mogłaby spłonąć wraz z drzewem. Generalnie w tej chwili nic się nie liczyło, oprócz tegoż interesującego płomienia, który na tę chwilę był źrodłem jej największego szczęścia.
Spacerek każdemu dobrze zrobi, prawda? No właśnie. A on lubił spacerować po dworze, to takie spokojne i odprężające. A odprężenie przyda mu się w każdej sytuacji, cóż tu kryć. Jakiś taki dziwnie spiety był ostatnio, w ogóle nie rozumiał dlaczego. Się czymś biedny zestresował i teraz ma problemy z własną, kruchą psychiką. A co najgorsze to pojęcia ni ema co powinien na to poradzić i właściwie co on ma ze sobą zrobić. Częste zjawisko w jego przypadku, fakt. Wyszedł więc raźnym krokiem na słoneczko po drodze wrzucając sobie jakieś dwie tabletki niewiadomej nazwy i pochodzenia, ale nie, przecież on już nie jest lekomanem i... pognał w stronę jeziora. Bo tam zawsze jest przyjemnie. A cudem wody się nie boi, więc szaleństwo, wohoo. A co z ogniem? Też nie był taki straszny. No na pewno mniej okropny od czekolady, weży, psów i jego ojca. Brr. Aż mu się słabo robiło. No i niewiasta siedząca sobie tuż obok tego płomyczka perfidnie odbijającego się w gładkiej tafli jeziorka. Jeszcze chwila, a poczuje w sobie rycerza pędzącego na ratunek! Tylko to ona powinna być dziewicą...cicho! -Wieeeesz, że się podpalisz ? - Zatrzymał się tuż przy konarze, niepewnie przyłożył do niego rękę jakby bojąc się, że i jego podpali jak tylko spróbuje przybliżyć się do niej na wysokość... ale on tylko chciał popatrzeć na płomyczek. Fajnie się człowiekowi przy tym oczy świecą, no ej. A on akurat lubił wszelkiego rodzaju świecidełka. Póki owe świecidełka nie zamierzają go zamordować, no wtedy już przestaje być tak mega kolorowo. ojtam ojtam !
Nie lubiła, jak ktoś przerywał jej tak intereujące zajęcie, jak podziwianie tegoż jakże wspaniałego zjawiska, które niemal ją hipnotyzowało. Zawsze wtedy miała mętlik w głowie i nie bardzo wiedziała co ma robić. To było prawie tak, jakby ktoś wybudził ją z jakże pięknego snu i w mgnieniu oka musiała powrócić do otaczającej ją rzeczywistości. Jej reakcja więc nie różniła się od innych, kiedy ktoś usilnie starał się zwracać na siebie jej uwagę i jednocześnie próbując ugasić płomienie. Na całe szczęście nikt nie próbował tego robić, za co była naprawdę wdzięczna, tylko tak nieco w głębi siebie, w ogóle tego nie uzewnętrzniając. Bo i po co? Tak więc, gdy usłyszała czyjś głos, który wyrwał ją z tego transu, syknęła przeciągle i ze zmarszczonym czołem, zwróciła swe niebieskie oczka w stronę na chłopaka, który śmiał sugerować, że może się podpalić. Zawsze uważała, ze to kontroluje. Poparzyła się tylko jeden jedyny raz, więc można by uznać, że jak na tyle incydentów z ogniem, to naprawdę niezły wyczyn, więc nie było możliwości, aby mogła się podpalić. - Nie ma na to szans - pokręciła głową, lustrując go wzrokiem pełnym wyraźnych wyrzutów. - Wszystko jest w jak najlepszym porządku - dodała po chwili i znów, spojrzała na płomień, ktory sprawiał, że się uśmiechała. To się nazywa miłość. Miłość do ognia.
Nie wiedział właściwie kogo powinien obserwować. Czy ogień, który mógł zachować się dość dziwne i nieprzewidywalnie i w ogóle był żywiołem, ale był całkiem ładny... czy może dziewczyne której się widać owy płomyk podobał i Kurt miał nieodparte wrażenie, że gdyby tylko miał fajne właściwości łatwopalne to zapaliłaby go jednym ruchem. Sam nie wiedział czy powinien się bać któregoś z nich czy może oboje na wieki pokochać albo nie wiadomo co jeszcze. Biedny chłopiec był pełen dylematów, których jak zwykle nie był w stanie rozwiązać. -To kwestia jakiś chorych fantazji ? - Mimo wszystko zrezygnował z wejścia na drzewo. Czy to kwestia braku chęci zakłócania jej osobistej przestrzeni czy obawa przed nią albo płomyczkiem czy jeszcze coś innego, trudno powiedzieć. Na pewno nie brak umiejętności wspinaczkowych. Akurat na drzewach to on zamieniał się w małpkę i bez problemu był w stanie dostać się na taką gałązkę jaką sobie kto tylko zażyczy. Ale z drugiej strony, pozycja na dole też była w porządku. Mógł na spokojnie gładzić kore drzewka badając jaj strukturę, patrzeć na sytuacje z bezpiecznej odległości i az na jakiś czas, kątem oka, spojrzeć na tyłek krukonki. No może daleko mu było do największych podrywaczy w zamku, ale mimo wszystko... był facetem. Nie no, naprawdę. Pozory mylą, to jest jednak chop. I lubi damskie kształty. Od tego też się oczka świecą.
Niechże ktoś powie, że ogień nie jest piękny, a prawdopodobnie Daphne zaraz przekonałaby go, że jest inaczej. Choć zawsze stara się szanować czyjeś zdanie, przekonania i opinie, to wiadomo, że nie zawsze wychodzi tak jak trzeba. Akurat panienka Thwaite mogłaby się wydać osobą nieco apodyktyczną, co by się w gruncie rzeczy zgadzało, aczkolwiek to właśnie tylko przy sprawie ognia przejawia aż tak chorobliwą chęć wpojenia innym, że to najwspanialsze zjawisko jakie może istnieć. Czegoś takiego zdecydowanie powinno się bać. A już z pewnością ci, którzy tego ognia się boją. - Fantazji może i tak, jednakże czy chorych, to akurat jest już kwestią sporną - odrzekła, wciąż ciesząc oczy tym widokiem. Tak naprawdę było to odrobinę chore, ale panna Thwaite nigdy w życiu by się do tego nie przyznała. Ona w końcu nawet jeżeli ma problem, to go nie ma. Może to i lepiej że chłopak nie raczył wejść na drzewo. O ile Daphne potrafiła się uchronić przed płomieniami, to już nie ręczyła za nie, kiedy robiły nieodwracalne szkody, więc gdyby chłopak nawet się przez przypadek podpalił nic by z tym nie zrobiła, tylko patrzyła zafascynowana i pozostawiła biedaka na pastwę losu, no chyba, że jakoś sam by sobie poradził. - A ty tu tak na dole stoisz rekreacyjnie, czy może chciałeś tu wejść? - zapytała, w końcu łaskawie kierując na niego swój wzrok. Dłoń natomiast przybliżyła do płomieni, by poczuć to przyjemne ciepło.
Zacisnął wargi słysząc jej odpowiedź, która również podległa dyskusji. Ale mogli tak sobie rozmawiać do nie powiem jakiej śmierci. Jedno ma swoje zdanie, a drugie swoje i póki któreś z nich nie odpuści, na pewno siebie argumentami nie przekonają. A zapewne tak szybko nikt, by się nie poddał. Takie przynajmniej wrażenie miał Kurt. -W sumie, zawsze przydaje się troche ognia w związku - Mruknął wzruszając sobie ramionami. No tak, wyjątkowo trafna uwaga, doprawdy! Ale jakże prawdziwa. Nudno, by bylo bez jakichkolwiek płomieni w relacjach damsko-męskich. A może męsko-męskich? Ewentualnie damsko-damskich, nie dyskryminujmy nikogo! Ale czy właśnie o taki ogień chodzi? Lepiej jest się pokłócić raz na jakiś czas, pokrzyczeć, pieprzyć, a nie kochać... czy zwyczajnie sie podpalić? No, Niemiec z pewnością dostał temat idealny do rozważań na długie poranki, które i tak spędza poza łóżkiem. Swietne wykorzystanie czasu, no nie ma co. Eh, gdzie ten swiat zmierza... -Rekreacyjnie. No wiesz stanie... dobrze działa na przepływ krwi i...takie tam - Jego ręka powędrowała na kark pocierając go dość niepewnie. No pytania zbyt mądrego mu nie zadała, siłą rzeczy odpowiedź też nie mogła być genialna. Ale właściwie stanie zawsze wpływa dobrze na człowieka. Oczywiście stanie przez odpowiednią ilość czasu. I oczywiście nie mówie tu tylko o staniu na dwóch nogach pod drzewem czy pod czymkolwiek jeszcze -A ty zamierzasz podpalić błonia czy spalasz drzewko...rekreacyjnie? - Klapnął sobie na trawce, obok pnia, oczywiście w ten sposób żeby mieć dobry widok na... pare na drzewie.
//kontynuacja poprzednich postów. Wybacz Kath, ze tak dlugo nic, ale weny nie miałam :( a co do dorma, to spoko <3
- Aniołek, to chyba tylko w snach. – powiedziała rozbawiona widząc jej gesty. Niewidzialna czyli nie ma! O i tu jest pomysł, Kath stwierdziła, że jak będzie miała chwilkę i nie zapomni to zrobi przyjaciółce aureolkę, żeby w niej łaziła. Niech sę wszyscy dowiedzą jakim jest aniołkiem. Idealna impreza to bez tych wszystkich udziwnień, jak puchoni czy inne tego typu stworzenia. Oni nie umieją się bawić, są zbyt wrażliwi i wszystko biora do siebie. Nie było sensu nawet im wysyłać zaproszeń, bo pewnie by się przestraszyli na słowo „alkohol”. Chociaż to nie dziwne, pucholandia to pewnie był jedyny jeszcze nie zdeprawowany dom w szkole. Chciałaby zobaczyć, ale nigdy nie widziała. Nie była pewna czy ktokolwiek widział tą ośmiornicę, która rzekomo istnieje. Kathryn jakos na początku tego roku, stwierdziła, że jej nie ma. To było po prostu niemożliwe coś tak wielkiego zyło w tym jeziorze i przez prawie siedem lat się nie pojawiło. Tak więc, jak dla niej ten mit był obalony i nie było sensu do tego wracać. - Jeden, bo jak zaprosze więcej to się pobiją kto jest lepszy. – powiedziała mrugając do przyjaciółki. Popiła łyka alkoholu i zastanowiła się nad propozycją dziewczyny. W sumie ta aula to nie byłby zły pomysł. Tylko trzeba by pogadać ze studentami, ale ładnie się uśmiechną i będzie dobrze. - Jasne, jasne. Już ja cie znam. – odparła kręcąc głową. Po chwili podała dziewczynie butelkę jakby chciała się też napić. Właśnie to się nazywa prawdziwa przyjaźń. Pewnie, obrażały się czasem na siebie o jakieś gówna, ale to nie było tak, że nienawiść do końca życia. Zresztą tak pewnie by się nie dalo, zbyt dobrze im było ze sobą, jakkolwiek lesbijsko to brzmi. I jeszcze miały to szczęście, że razem w dormie mieszkały. Po prostu żyć nie umierać. A co do wieku… Kath i tam zamierzała iść na uniwerek, więc będą się widywały. Rzadziej niż teraz, ale prawdziwa przyjaźń przetrzyma wszystko.