Te stare, rozłożyste drzewo rosnące w pobliżu jeziora zawsze przyciągało amatorów wspinaczki. Grube, nisko osadzone gałęzie to ułatwiają. Wejść nie jest tam trudno, a widok na jezioro i pobliskie tereny jest cudowny. Uczniowie lubią tu odpoczywać, plotkować lub się uczyć.
Uśmiechnęła się i podpłynęła nieco bliżej Alaski. - Już? Jejku, w twojej głowie chyba kłębi się sto pomysłów na minutę - zaśmiała się przypominając sobie jak kiedyś miała tyle pomysłów na książki, że w końcu wszystkie rozpoczęła, a żadnej nie skończyła. Alaska chyba ma podobnie w życiu. Zaczyna jakąś czynność, potem ma nowy pomysł, więc zostawia to, co robiła i idzie dalej.
- Haha, gdybyś ty wiedziała, co jest w mojej głowie - uśmiechnęła się, bardziej do siebie niż do Ashley. Nie chciała się nad tym zastanawiać, coraz częściej miała dość swojego mózgu, swoich myśli - robiła różne szalone rzeczy, by skupić się na teraźniejszości i żeby tyle nie myśleć. - Musimy wspiąć się na to drzewo - wskazała kierunek ręką. Może to było niegrzeczne? Pewnie nie powinna zakładać, że Krukonka zgodzi się na każdy jej pomysł. Ale ten pomysł był genialny i gwarantował świetną zabawę. Kogo obchodzi dobre wychowanie? - Kiedy ostatni raz chodziłaś po drzewach? - zapytała znienacka, mówiąc jeszcze szybciej niż zwykle i gubiąc jedno "r".
- No cóż, może cię to zdziwi, ale w zeszłym miesiącu - powiedziała. Taak, bardzo dobrze to pamiętała. Rodzinna wycieczka do lasu zakończyła się totalną porażką, kiedy okazało się, że z dziwnych powodów w okolicy ich obozowiska pojawiły się różne dzikie zwierzęta. Dobrze, że w dzieciństwie lubiła takie rozrywki. Teraz robiła to raczej z konieczności. Za bardzo skupiała się na nauce i innych rzeczach. Zwykle nie zajmowała się takimi gryfońskimi rozrywkami, ale trudno, raz może spróbować, co jej szkodzi? - Jakiż to pomysł zrodził ci się w tej szalonej główce? - uśmiechnęła się wesoło, jak jeszcze nigdy. Nie żeby w ogóle się nie uśmiechała, co to, to nie. Chodziło tylko o to, że pierwszy raz od dawna mogła zrobić coś dla czystej rozrywki. Gdzieś w środku jej dusza Krukonki mówiła stanowczo nie, ale chociaż raz postanowiła zrobić coś wbrew sobie.
Ach, cudowny żywot ludzi pozbawionych brzemienia posiadania sowy! Żyją swoim spokojnym życiem i nie przejmują się tym, gdzie właśnie jest ich sowa i czy przypadkiem nie wyjada komuś cukru z cukiernicy! Sielanka! Ruszył za dziewczyną i zaczął metodycznie przetrząsać krzaki. Bez większych sukcesów, bo Piórnik wybrał chyba lepsze miejsce na kryjówkę. Pewnie ich teraz obserwuje i podśmiewa się z ich z góry skazanych na porażkę prób. Pchylał się właśnie nad kolejną kępą zarośli, gdy poczuł, że coś go ciągnie do tyłu. To Clara, niezdarna jak zawsze, potknęła się i chcą złapać równowagę, pociągnęła go do wody. Z głośnym chlupotem wylądował, rozbijając sobie przy tym kość ogonową. - Aj... - jęknął, rozcierając sobie szanowne cztery litery. Westchnął, gdy zaczęła go przepraszać. Do takich rzeczy trzeba było się przyzwyczaić, gdy się chciało przebywać w pobliżu Clary. - Spoko, nic się nie stało - zapewnił ją. - Ale chyba, jeśli nie znasz jakiegoś zaklęcia suszącego to trzeba będzie olać poszukiwania i iść się przebrać...
-Nic ci się nie stało?-zapytała cała czerwona na twarzy, co jakąś chwilę spoglądając na chłopaka. -To dobrze-powiedziała słysząc jak chłopak mówi, że wszystko w porządku. Zaczęła gorączkowo myśleć, po chwili przypomniała sobie zaklęcie suszące. -Pamiętam-krzyknęła szczęśliwa. Gdy wyszli z wody, wyciągnęła swoją różdżkę -Silverto-użyła zaklęcia i już nie ociekali wodą, wyglądali tak jak parę minut wcześniej. -Może chodźmy gdzieś dalej-zaproponowała -Myślę że tutaj i tak go nie znajdziemy-uśmiechnęła się lekko, chcą jak najszybciej oddalić się od jeziora. Miała nadzieję, że chłopak już zapomniał o tym co się przed chwilą stało. Może ktoś uznałby to za śmieszne, ale ona nie uważała że jest niezdarna. O nie, ona nigdy. Może zdarzało jej się czasem przyczynić się do jakiegoś wypadku, lub nieszczęścia. No ale bez przesady, przecież nie zdarza jej się to codziennie. No dobra może tylko czasem na kogoś wpadnie, ale to się nie liczy. -Wiesz coś czuję, że już nigdy nie poprosisz mnie o pomoc w szukaniu Piórnika-zaśmiała się -Jeśli chcesz to mogę sobie pójść, pewnie gdyby nie ja to może już byś go znalazł-zastanowiła się nad tym dłużej. Uznała że to przecież całkiem możliwe, dość trochę czasu przez nią stracił. No ale w sumie chyba wiedział na co się godzi, gdy przyjął pomoc Clary. W końcu już jakiś czas ją zna i wie że nie zawsze los jej sprzyja.
- W zeszłym miesiącu? To i tak bardzo dawno. - czyli poznajcie punkt widzenia Alaski. Dla niej "wczoraj" można używać zamiennie z "dawne czasy". Co zabawne, określenie "ostatnio" może u niej oznaczać kilka minut albo lat temu. Czas jest taki nieistotny, a terminy oddawania pisemnych prac - niewarte pamiętania! Podpłynéła w stronę brzegu, by było jej łatwiej wybiec z wody. Nie oglądała się na towarzyszkę, liczyła, że tamta ruszy za nią. W końcu na filmach dziewczyny wychodzą z wody bardziej pojedyńczo, niż wchodzą. A to ciągle był dla Alaski kadr z filmu i ona odgrywała w nim zajefajną rolę. W przemoczonych ubraniach, ale z suchymi butami na nogach, była gotowa do wspinaczki. Po drodze wzięła jeszcze teczkę z rysunkami oraz jakiś ołówek i zaczęła wdrapywać się na drzewo. - Ja wcale nie jestem szalona - krzyknęła już z góry.
Westchnął i jeszcze raz zapewnił ją, że nic się nie stało. Cóż, zdążył się przyzwyczaić do jej drobnych (i tych nieco drobnych) wpadek, które zdarzyło jej się powodować, więc nawet specjalnie się nie przejął. - Wszystko w porządku, jakoś to przeżyję, naprawdę - powiedział, rozcierając kość ogonową. Cierpliwie poczekał aż ich wysuszy. Na szczęście tym razem obyło się bez wypadków. I dobrze, bo kąpiel była wystarczającą przygodą i nie chciał, żeby teraz ubranie zajęło mu się ogniem czy coś. No, ale bez przesady - Clara aż tak często wpadek nie zaliczała, naprawdę. No, od czasu do czasu, ale naprawdę rzadko. - Jasne, chodźmy gdzieś indziej. - zgodził się z nią, bo też na wszelki wypadek chciał oddalić się od jeziora. - Ej no... Nie chcesz mnie teraz zostawić z poszukiwaniami, co? - zapytał się jej, gdy zaczęła marudzić, że więcej jej nie poprosi o pomoc. Hej! Znają się już jakiś czas, więc spodziewał się różnych "przygód". - Jak sądzisz? Gdzie teraz moglibyśmy go poszukać? - zapytał się.
Uśmiechnęła się do Alaski idąc w stronę drzewa i zostawiając za sobą mokrą ścieżkę. - A czy ja coś takiego powiedziałam? - spytała i bez ociągania ruszyła za towarzyszką na górę zastanawiając się po co jej ołówek i blok rysunkowy. Gdyby się tak dłużej zastanowić... Zgrabnie zeskoczyła z drzewa i chwyciła swój zeszycik. Może uda jej się na górze napisać coś, co nie byłoby usiane błędami, które tylko ona była w stanie zauważyć? - Co my właściwie tu robimy? - spytała kiedy zrównała się z Alaską. Bardzo zastanawiała ją ta osoba. Żywiołowa, a jednocześnie nieco powściągliwa. Szybko zmienia temat i dość trudno za nią nadążyć. Może gdyby jednak udało im się w jakiś sposób zakumplować przywykłaby do tego, ale nie była pewna. Poznawanie ludzi zawsze przychodziło jej z łatwością, ale nie korzystała z tego. Wolała swoje własne towarzystwo i nie zależało jej na ogromnej liczbie znajomych. Wystarczyło jej ewentualne grono prawdziwych przyjaciół. Często pierwsze dobre wrażenie okazywało się potem tylko przykrywką. Dlatego wolała dobrze poznać drugiego człowieka, zanim cokolwiek o nim powiedziała. Alaska jednak wzbudzała w niej dziwną ufność i potrafiła ją namówić do takich rzeczy jak na przykład wspinanie się po drzewie, czego normalnie by nie zrobiła. Ciekawa była, co też ta dziewczyna wymyśli.
Nadal miała przepraszającą minę, w sumie nie schodziła ona z jej twarzy odkąd wrzuciła go do jeziora. Przyglądała się chłopakowi przez cały czas. -W sumie chyba najlepszym pomysłem będzie wejście na to drzewo i wypatrzenie Piórnika.-powiedziała -No bo szukać możemy cały dzień, a tam może chociaż ją wypatrzysz i będziemy wiedzieć w którą stronę się udać-zauważyła Od początku założyła, że to właśnie chłopak będzie się wspinał na drzewo, w sumie innej opcji nawet nie rozważała. Nie było nawet takiej możliwości, żeby to ona miała się wspinać. -Nie no teraz raczej nie było to zbyt miłe, na dodatek że przed chwilą wrzuciłam cię do jeziora.-uśmiechnęła się lekko, mimo wszystko bawiło ją to nieco -Myślałam że może ty nie będziesz już chciał mojej pomocy-powiedziała i ruszyła w stronę drzewa. Tym razem nie pociągnęła go za sobą, obawiając się, że może jeszcze coś mu zrobić
Na wspinanie się na drzewo: Parzyste - udaje mu się wspiąć na drzewo. Nieparzyste - spada.
Wyrzucona kostka: nieparzysta (3)
Teraz już trochę przesadzała. Nie był na nią wcale zły, żeby tak ciągle przepraszać i się kajać. Dobra, może go trochę ten cały wypadek zirytował, ale wysuszyła go i teraz wszystko było w najlepszym porządku. - Dobra, dobra, przestań już - powiedział. - Już ci wybaczyłem, więc jest okej. Westchnął, zerkając na drzewo, gdy wspomniała, że najlepszym wyjściem będzie wspięcia się na górę i wypatrzenie sowy stamtąd. To zdecydowanie była prawidłowa droga rozumowania, ale to drzewo było całkiem wysokie... Nie, że nie umiał się wspinać czy coś, ale jednak odczuwał pewien niepokój. - Masz rację - westchnął jeszcze raz. - Nic lepszego chyba nie wymyślimy... Podszedł do pnia i zerknął w górę. Z tej perspektywy wcale to tak źle nie wyglądało, ale z dołu wszystko zawsze wyglądało lepiej i prościej. Cóż... Ale Clara patrzy i nie ma co z siebie łamagi robić, prawda? Złapał się najniższej gałęzi i podciągnął się do góry. Na razie nie jest tak źle, przeszło mu przez myśl, po czym kontynuował mozolną wspinaczkę. Był już prawie w połowie wysokości drzewa, gdy ręka ześlizgnęła mu się z konaru i poczuł, że leci w dół. - Cholera... - zdążył tylko zakląć, po czym wpadł w krzaki, które rosły na dole pod drzewem.
Uśmiechnęła się lekko. Wiedziała że chłopak był nieco zły za tą kąpiel, ale teraz widziała, że zaraz będzie jeszcze gorzej, jeśli nadal będzie tak na niego patrzeć. Przestała więc i nic nie odpowiedziała. Tak jak Gryfon spojrzała na drzewo. Było dość spore, zastanawiało ją to jak chłopak sobie poradzić. Bynajmniej nie wątpiła w jego umiejętności, ale przecież zawsze, nawet najlepszym może się noga powinąć. - Trzymam kciuki. - powiedziała, gdy podszedł do pnia. Obserwowała go czujnie i uważnie. Nawet na chwilę nie spuściła z niego wzroku, w razie gdyby coś się stało. Wierzyła, że mu się uda. Była o tym święcie przekonana. Był już prawie w połowie drzew, aż tu nagle śmignął Clariss przed oczami i po chwili zobaczyła go leżące w krzakach. Przestraszyła się, przecież to nie są żarty. W końcu spadł z dość sporej wysokości. - Samuel! -krzyknęła i podbiegła do niego. - Wszystko w porządku? - była przerażona.
W pierwszej chwili nie wiedział co się stało. Jeszcze sekundę temu wspinał się na drzewo a teraz leżał w krzakach jałowca, które kuły go niemiłosiernie. Zamrugał kilka razy próbując to wszystko ogarnąć, po czym spróbował usiąść. Skrzywił się, bo bolały go wszystkie kości, ale wyglądało na to, że nic sobie nie złamał. - Nie wiem... Chyba wszystko w porządku...- powiedział do Clary, która zaniepokojona zaraz do niego podbiegła. Zupełnie w porządku to nie było. Na pewno mocno się potłukł i czuł, że na czole ma wielkie i krwawiące zadrapanie. Ale mimo wszystko w duchy dziękował, że nic poważniejszego się nie stało. Z takiej wysokości mógł nawet skręcić kark. Coś zahuczało tuż obok nich parę razy. Krzywiąc się odwrócił głowę w tamtą stronę. Na dużym kamieniu siedział, ni mniej nie więcej, Piórnik i wyraźnie się śmiał ze swojego właściciela, że mu się zachciało chodzić po drzewach. - Ty! - wysyczał przez zaciśnięte zęby. - Gdyby nie mnie tak wszystko nie bolało to bym ci pióra z dupy powyrywał! - zagroził niepokornej sowie. - Dobra... Mam swoją sowę i siniaki chyba wszędzie, gdzie się dało, więc chyba już sobie pójdę... - powiedział, łapiąc Piórnika i chowając go sobie pod połę kurtki. - Do zobaczenia w bardziej sprzyjających okolicznościach. - uśmiechnął się do dziewczyny, po czym ruszył w stronę zamku.
Spacer był zdecydowanie tym, czego w tym momencie Iris było trzeba. Początkowo nie mogła się zdecydować, w którą stronę iść. Ostatecznie padło na jezioro. Jak zwykle zresztą. Nie wiedziała co te miejsce ma w sobie, że tak bardzo lubiła tu przychodzić. Uwielbiała zapach wody, jaki unosił się w powietrzu. Tą ciszę, przerywaną jedynie odgłosami natury. Wolała kiedy nikogo w pobliżu tutaj nie było. Wspinała się wtedy po wielkich gałęziach na bezpieczną wysokość i siedziała tam tak długo, aż rozbolały ją kości. Zrobiła tak i tym razem. Kiedy już udało jej się wejść na górę, rozsiadła się wygodnie i zapatrzyła w jezioro. Mogła tak siedzieć cały dzień. Gdyby tylko nie fakt, że robiło się coraz chłodniej. Nienawidziła takiej pogody. Takie nie wiadomo co. Ale nie dała za wygraną, postanowiła, że spędzi tu cały wieczór, więc będzie siedzieć dotąd, aż wszystko na spokojnie przemyśli, aż się odstresuje i zapomni o świecie. Chociaż na małą chwile. Ze skórzanej torby wyciągnęła zmiętoszoną paczkę papierosów. Ups, chyba musiała niechcący na niej usiąść. Udało jej się znaleźć najmniej zgniecioną fajkę, więc ponownie sięgnęła do torby, tym razem szukając zapalniczki. Poszukiwania nie dały jednak wymarzonych efektów - po zapalniczce nie było śladu. - Świetnie.. - pomyślała - I wkurzona, rzuciła papierosa z powrotem do środka.
Nickodem tak dawno już nie był nad jeziorem, że nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo mu tego brakowało. To ono zazwyczaj go inspirowało i to tutaj wpadały mu do głowy najlepsze pomysły, jak choćby stworzenie szkolnego kółka teatralnego. Nic więc dziwnego, że kiedy miał już chwilę wolną od nauki i pisania nowych dramatów, postanowił wyjść na zewnątrz. Wieczór był dosyć chłodny, ale nie przeszkadzało mu to. Uwielbiał jesień, wieczorną mgłę unoszącą się nad wodą i kolorowe liście spadające z drzew. To istny poemat dla oczu. Idąc za instynktem, ruszył w stronę swojego ukochanego miejsca. Jeszcze nie zdążył zauważyć, że było już zajęte przez pewną Ślizgonkę, której nie miał szansy wcześniej poznać. Ale kiedy już się przekona, że nie był jedynym wielbicielem drzew i domostwa trytonów, pewnie nadrobi zaległości. Z papierosem w ustach wspiął się po pniu i gałęziach. Gdyby tylko Echo zobaczyła, że zaczął palić, pewnie grzmotnęłaby go jakimś zaklęciem prosto w łepetynę, aby ten pomysł wybić mu z umysłu już na zawsze. Przecież był takim przeciwnikiem tytoniu, a teraz co? Ulokował się na grubej gałęzi i przyjrzał uważnie dziewczynie, którą dopiero teraz spostrzegł. - Widzę, że nie tylko ja cieszę oczy jesiennym zachodem słońca – stwierdził, wypuszczając przy tym ustami dym.
Zapominając o nieszczęsnym papierosie Iris jak zahipnotyzowana wpatrywała się w tafle wody. Nie zauważyła nawet, kiedy niedaleko niej ktoś usiadł. Wyrwana z myśli przerażonym wzrokiem spojrzała na przybysza. Nigdy wcześniej go tu nie widziała. W ogóle nigdy wcześniej go nie widziała. Po pierwszej reakcji zaskoczenia trochę bardziej mu się przyjrzała. W oczy rzucił jej się papieros, który trzymał w buzi. Pojawiło się przy tym znajome uczucie głodu, o którym tak chciała zapomnieć. Potrzeba nie była jednak aż tak duża, aby na wstępie pytać o jakikolwiek ogień. Jak w każdym przypadku, kiedy nie spodziewała się nikogo w okolicy i tym razem nie miała ochoty na konwersacje. Tym bardziej, że nie znała faceta. To miał być jej wieczór. Przyjęła więc jedną z kamiennych min, rzuciła zdawkowe "Mhm.." w nadziei, że towarzysz nie okaże większego zainteresowania i z powrotem wróciła do obserwacji widoku. Kątem oka od czasu do czasu zerkała jednak w bok, oczekując reakcji Pana Tajemniczego.
Pan Tajemniczy? Z jednej strony to do niego pasowało, zwłaszcza kiedy spacerował mrocznymi korytarzami, często zamyślony albo wgapiony w swoje notatki, a z drugiej… Ani trochę nie trzymało się kupy. Nickodem uwielbiał ludzi i dlatego wiele osób go kojarzyło. Nigdy nie liczył na wielką popularność ani nawet do niej nie dążył. Po prostu uwielbiał rozmowę, szukanie inspiracji i talentu w innych. Często bawił się w takiego łowcę, który zbierał sobie ludzi kreatywnych i otaczał się nimi, jak gdyby w jakiś magiczny sposób mieli na niego pozytywnie działać. Ciekawiło go niezmiernie, co skrywała w sobie jego przypadkowa towarzyszka. - Nickodem Hamillton, miło mi – przedstawił się, wyciągając w jej stronę rękę. Skoro nie kwapiła się zbytnio do rozmowy, musiał nieco rozrzedzić tę napiętą atmosferę. Podobno najlepiej podziwia się naturę w ciszy, ale z drugiej strony jeśli ktoś czuje się niezręcznie, a Nickodem przez moment tak się czuł w towarzystwie niezbyt gadatliwej dziewczyny, nie można z tego czerpać zbyt wielkiej radości. - Jesteś przyjezdną? Nie widziałem Cię tu wcześniej. Jeśli jednak nie, wybacz moją niesubordynację.
Kątem oka widziała wiszącą w powietrzu rękę, czekającą na odwzajemnienie gestu. Bardzo powoli odwróciła głowę w strone właściciela, po czym równie wolno, lekko uścisnęła jego dłoń. Przez krótką chwilę patrzyła prosto w oczy przybysza, jakby chciała zajrzeć do jego myśli. Zawsze tak robiła. - Iris.. Iris Sorrentino - A jednak nie odpuścił. Szkoda. Wychodzi na to, że nici z samotnego wieczoru. Prawą ręką zebrała rozwiane wiatrem włosy, a następnie podwinęła lewą nogę tak, aby stabilnie trzymała się pnia drzewa. - Jestem na siódmym roku. I ja też raczej nigdy Cię nie widziałam - powiedziała, unosząc lekko jedną brew. Nikotynowy głód coraz bardziej dawał o sobie znać. Ah! Musiał palić akurat przy niej? Jak tylko mogła starała się unikać wdychania dymu, co mogło wyglądać dość komicznie, kiedy lepiej się temu przyjrzeć. W końcu ludzie nie wstrzymują oddechu co kilkanaście sekund.
- Czasem znikam, by po jakimś czasie i tak tu wrócić – przyznał, nawet do końca nie wiedząc, dlaczego jej to mówił. Mało kogo – poza najbliższymi przyjaciółmi – interesowały jego podróże. Najpierw ta dwuletnia po Europie, potem kwietniowe zniknięcie by wybrać się do Kazachstanu i lipcowa Rosja z Jeanette. Dużo się działo, a mimo to nadal był na bieżąco ze sprawami szkoły. Nie dziwiło go już jednak, że nie kojarzył siódmoklasistki. Przecież powinien był zniknąć ze szkoły w momencie, gdy ona kończyła naukę w trzeciej klasie, a wciąż tutaj przebywał. Uśmiechnął się lekko, dostrzegając jej reakcję na dym papierosa. Jeśli jeszcze bardziej będzie się odchylać, jeszcze zsunie się z drzewa. - Nie palisz? Czy wręcz przeciwnie? – Zapytał. Niektórzy przecież uciekali od dymu właśnie z tego powodu, z którego robiła to Iris. Albo żeby rzucić. Wypalił papierosa do końca i sięgnął po różdżkę, a po wymruczeniu Reducto wypuścił popiół z ręki, by zleciał gdzieś w trawę. Nie będzie przecież zaśmiecał błoni Hogwartu. Nie wypadało. - Osobiście uważam, że palenie nieco wyniszcza i to nie tylko budżet, ale trzeba przyznać, że niektórzy wyglądają dość seksownie z papierosem w ustach.
- Dobrze by było. Tak czasem zniknąć. Na szczęście i nieszczęście został mi ostatni rok. - powiedziała, próbując utrzymać równowagę, co było nie lada wyzwaniem, kiedy zawzięcie walczyło się z obłokami dymu. - Mhm, pale. - Najwidoczniej próby dyskretnego powstrzymywania głodu spełzły na niczym. Nie były może tak dyskretne, jak Iris się wydawało. Obserwowała Nickodema, jak ten zręcznie pozbywa się papierosa, wpatrując przy tym w spadający popiół - Może i dobrze, że wyniszcza budżet. Gdyby nie to, już dawno leżałabym w grobie. Właściwie.. Mógłbyś użyczyć mi trochę ognia. Najlepiej tradycyjnie zapalniczki, o ile ją masz -spojrzała na niego mrużąc oczy od zachodzącego słońca. Kiedy tak siedział, a na twarz padały mu ostatnie promienie słoneczne, strasznie jej kogoś przypominał. Za Chiny nie miała jednak pojęcia, kogo.
- Nie planujesz studiów? – Zdziwił się. Rzadko który uczeń Hogwartu rezygnował teraz po siódmym roku. Fakt, Nickodem sam zrobił sobie przerwę po ukończeniu ostatnio roku, zanim zdecydował się na dalszą naukę, ale mimo wszystko wrócił. – Jakie masz zatem ciekawe plany na życie? Uśmiechnął się do niej, żeby nieco wyzbyć się niezręcznej atmosfery. Inni ludzie bardzo go pasjonowali i powinna przygotować się na więcej pytań. - Zazwyczaj korzystam jednak z magii – odparł i pomachał różdżką. Wszelkie przedmioty z jego kieszeni często ginęły, dlatego przestał nosić zapalniczki czy zapałki. Z głową wiecznie w chmurach nie można zapanować nad wszystkim, co człowieka otacza, ot co. – Ale je śli się nie obawiasz, że cię podpalę, to mogę pomóc. Nie był znowuż taki zły z zaklęć, zwłaszcza że miał już z nimi jakieś doświadczenie.
Zawahała się, zanim odpowiedziała na jego pytanie. Zastanawiała się, po co właściwie mu to mówi. Zazwyczaj nie wdawała się w dłuższe konwersacje z dopiero co poznanymi osobami. Ale z drugiej strony, skoro już muszą siedzieć tu razem, czemu nie. Mało prawdopodobne było, że znowu się spotkają. Szkoła w końcu była spora, kto powiedział, że jeszcze kiedyś na siebie wpadną? Mogła sobie trochę odpuścić. - Nie sądzę. To nie dla mnie - powiedziała, marszcząc przy tym brwi - Ciekawe plany na życie? Nie mam żadnych ciekawych planów. Nie wiem co będę robić jutro, a tym bardziej za kilka lat - umilkła, zastanawiając się nad tym, co właśnie powiedziała. Tak, to chyba było dobre określenie. Nie miała żadnych planów. Przez chwilę miała ochotę powiedzieć mu, że chciałaby się stąd wyrwać już teraz. Objechać cały świat i wrócić, żeby zobaczyć, czy ktoś na nią jeszcze czeka. - Nie, nie, nie.. Bzdury - Sama do końca nie wiedziała, co takie myśli robią w jej głowie. Może za długo tutaj siedziała. Wyrwana z natłoku myśli spojrzała w zielone oczy towarzysza. Uśmiechał się do niej jakby nigdy nic. Kąciki jej ust nie chciały jednak współpracować. Zamiast tego odwróciła głowę z powrotem w stronę jeziora. Słońce już prawie schowało się za horyzontem. Czuła, że zbliżająca się noc będzie chłodna. Ale jakoś nie miała ochoty się stąd ruszać. - Tak się składa, że lubię ogień, więc możesz walić śmiało - ciągle wpatrując się przed siebie szelmowsko się uśmiechnęła.
Skoro już poznała Nickodema, on jej prawdopodobnie nie da spokoju, próbując zwerbować do swojego teatru. Odczuwał silną potrzebę angażowania w coś uczniów, zwłaszcza jako świeżo upieczony prefekt. Nie lubił patrzeć na to, jak jego koledzy niekiedy marnowali potencjał. Nie wiedział jednak, czy Iris przystałaby na jego propozycję, bo zupełnie nic o niej nie wiedział. - Mam rozumieć, że oddajesz się całkowicie sile przypadku? – Zapytał. Zabrzmiało to iście krukońsko, ale przecież należał do domu Roweny Ravenclaw, więc nikogo nie powinno to dziwić. Iris coraz bardziej go intrygowała. Nie miała poważnych planów na życie, a mimo to chciała zaryzykować i nie kontynuować nauki. Z drugiej strony Nickodem całe życie stawiał na to, że zostanie ministrem magii, a Jeanette tak namieszała mu w głowie, że zaczął myśleć poważniej o cyrku. Lub teatrze z komedią w tle. Wakacje niby nie trwają długo, a jednak potrafią wiele zmienić. Podróż po Rosji z Villeneuve i trupą cyrkową to najwyraźniej w tym momencie spełnienie jego pragnień. Sięgnął do kieszeni po paczkę papierosów, gdyby chciała się poczęstować. Nie wzięła bowiem swoich do ręki, więc nie mógł wiedzieć, że je posiadała. Jedno małe zaklęcie Incendio i nikotynowy głód Ślizgonki rozpłynie się niczym dym papierosa w panujących już wokół jesiennych ciemnościach.
Iris co prawda w graniu najgorsza nie była. W końcu musiała się jakoś nauczyć, jak zręcznie ukrywać emocje, tak czy nie? Jakoś musiała sobie radzić, kiedy nie miała najmniejszej ochoty na tłumaczenie wszystkim w okół, co tak na prawdę się z nią dzieje. Uważała siebie za osobę dość pomieszaną, jeżeli chodziło właśnie o uczucia. Faktem jest, że każdy ma jakieś granice i wcześniej czy później wypłyną na wierzch. Okropnie ją to jednak frustrowało. Nawet gdyby chciała, nie mogła wszystkiego ukryć. - Właściwie to tak. Jakoś niespecjalnie wszystko mam zaplanowane. Co ma być to będzie - jeszcze raz spojrzała w jego stronę, tym razem lekko z ukosa. - A co z Tobą? Dlaczego po prostu nie zostaniesz na miejscu? - spytała. Patrzyła na Nickodema, jak wyjmuje z kieszeni paczkę papierosów. Nie zdążyła jeszcze wyjąć swojej, ale skoro tak.. - Mam rozumieć, że chciałbyś mnie poczęstować? - unosząc głowę leciutko się uśmiechnęła. Robiło się coraz zimniej i zimniej. Nie wiedziała, że będzie tu siedzieć aż tak długo. Nie wzięła nawet żadnego okrycia, a zaczynała się powoli trząść. Siedziała jednak udając, że wcale każdy podmuch wiatru nie przyprawia ją o dreszcze.
Jeśli potrzebowała podszkolić się w grze i skrywaniu prawdziwych uczuć, by przywdziać maskę innej postaci, mogła śmiało zgłaszać się do Hamilltona. On od dziecka był wychowywany z szacunkiem dla sztuki i teatru ze względu na to, że jego ojciec został dyrektorem jednego z londyńskich teatrów. Sam praktykował w nim przez moment, między podróżami a nauką w Hogwarcie i dzięki temu zebrał doświadczenie w prowadzeniu warsztatów aktorskich. A to można było śmiało wykorzystać tutaj, w szkole magii. - Istotą sztuki jest pragnienie odkrywania wszystkiego na nowo - powiedział, a zaraz potem rzucił się do wyjaśnień. - Potrzebuję inspiracji, ale niekiedy znajduję ją własnie w tym miejscu, od którego wiele się zaczęło. Podróżuję, ale mam potrzebę wracania tu co jakiś czas. I oto znów jestem, siedzący na tym drzewie w dość chłodny wieczór. Skinął głową w odpowiedzi na zadane pytanie, a gdy się poczęstowała* wykonał odpowiedni ruch różdżką, wymawiając Incendio. To było lepsze niż zapalniczka. I o wiele zabawniejsze, gdy z drewna - które właściwie powinno stanąć w płomieniach - tryskały iskry, nie zajmując ogniem patyka. - Ciekawe, czy trytony dzielą się teraz swoją pieśnią ze stworzeniami wodnymi - powiedział, chyba bardziej do siebie niż do Iris, znów wpatrując się w jezioro. Po chwili jednak oprzytomniał i znów skierował wzrok na dziewczynę. - Za moment wypadałoby wrócić do zamku.
- Gdzie właściwie podróżujesz? - Iris spojrzała na niego zaintrygowana. Lubiła słuchać, kiedy ludzie dzielili się opowieściami o przebytych kilometrach. Podniecało ją to, a zarazem zachęcało do podróżowania coraz bardziej. Nie wyobrażała sobie, gdyby miała tu zostać na stałe. - Dzięki - odpowiedziała, wkładając papierosa do buzi. - Ja zawsze używam tradycyjnych metod. Jakoś się nie potrafię przestawić na różdżkę. Zapalniczka to zapalniczka. Z jednym minusem - ciągle ją gubię.. Patrzyła na Nickodema z lekkim rozbawieniem. Miał strasznie charakterystyczny sposób mówienia. Kojarzył jej się trochę jakby z innej epoki. Nic dziwnego, skoro interesował się sztuką. Ciekawiło, ją co na co dzień porabia jej towarzysz, więc po chwili namysłu spytała go o to. - Mhm, robi się chłodno.. Nie wiem czy mam ochotę jeszcze wracać. - mrużąc oczy lekko podniosła głowę, wpatrując się w niebo. Co jak co, ale nie chciała nigdzie się ruszać. Nie mogła jednak siedzieć tu w nieskończoność. Wcześniej czy później i tak ktoś by ją znalazł, a wtedy narobiłaby sobie tylko nowych kłopotów.
- Moją ostatnią podróż rozpocząłem od Kazachstanu, właściwie rozpoczęliśmy, bo nie podróżowałem sam. Później koleją transsyberyjską mieliśmy przemierzyć całą Rosję, żeby zakończyć w Chinach, ale w połowie drogi nieco się pokomplikowało i ostatecznie wysiadłem z pociągu – wyjaśnił. Właściwie nie musiał jej mówić o tych wydarzeniach, mógł tylko wymienić państwa bez głębszych opowieści. Tylko że słowa same wychodziły z jego ust, jak zawsze zresztą kiedy opowiadał o czymś, co go niezwykle pasjonowało. - Mamy coś wspólnego – odparł ze śmiechem na wzmiankę o zapalniczkach. Głównie dlatego posługiwał się różdżką. Jej w przeciwieństwie do drobnych przedmiotów nie gubił. Zawsze zostawała jeszcze zabawa ze światłem i szkłem powiększającym godnym Sherlocka Holmesa, ale w takich warunkach jak te trudno o taką możliwość. - Gdybym był centaurem, pewnie powiedziałbym, że Mars świeci dziś wyjątkowo jasno – zażartował, podążając za wzrokiem towarzyszki na niebo. Gwiazdy, konstelacje wędrujące po niebie, Orion i Plejady. Coś mu to niezwykle mocno przypominało, a te wspomnienia wywołały tylko uśmiech na jego twarzy. – Zawsze to mówią, kiedy tylko się na nie wpadnie.