Nazwa "Lumos" nie tylko nawiązuje do nazwiska właściciela, Mefistofelesa Noxa. Jej celem jest również zapewnianie innym światła... Jest to przestronny lokal o jasnym wystroju, w którym można spotkać przedstawicieli najprzeróżniejszych magicznych ras - przychodzą tu wilkołaki, gobliny, wile, czarodzieje... Szczęśliwcy mają szansę wpaść również na skrzaty, wampiry czy nawet centaury. Lokal opiera się na bezwzględnym zakazie przemocy (o co bardzo dba wyszkolona pod kątem OPCM obsługa), nawołuje też do pełnej tolerancji i ograniczenia używania magii (zwłaszcza wbrew innej istocie) do minimum. W Lumos każdy znajdzie coś dla siebie - miejsce pozornie szemrane i omijane przez niektórych szerokim łukiem (a także regularnie sprawdzane przez magiczne władze), w rzeczywistości szczyci się przytulną atmosferą i niezwykle personalnym podejściem. Wzmacnianej podłodze nie są straszne twarde kopyta, zaś pomniejszenie niektórych mebli zapewnia wygodę nawet najmniejszym gościom. Bar znajduje się na skraju Hogsmeade - można do niego wejść zarówno prosto z lasu, jak i z głównej alejki. W budynku znajduje się parę malutkich pomieszczeń, które zamiast dodatkowych składzików służą jako awaryjne sypialnie. Za symboliczne 15 galeonów istnieje możliwość zarezerwowania pokoju. "Lumos" czynne jest codziennie, za wyjątkiem dnia poprzedzającego pełnię Księżyca - wtedy zamyka się kilka godzin przed zachodem słońca. Menu mięsne i bezmięsne zawierają podstawowe pozycje, do których dołączają sezonowe potrawy. Można tu zamówić wszelkie możliwe magiczne (i część zwykłych) alkoholi, z kolei dwie duże gablotki ustawione na sali, otwierające się jedynie za stuknięciem różdżki pracownika, przepełnione są dobieranymi każdego dnia słodkościami.
Menu mięsne:
Idealne dla wilkołaków, wampirów i wszystkich fanów mięsa/krwi. Dania mają na celu trafienie w wyszukane gusta bardziej "drapieżnych" stworzeń. • Stek z mięsa reema, podawany z sosem na bazie miodu bzyczków, warzywną sałatką i puree ziemniaczanym lub dyniowym. • Burger z wołowiny, z warzywami i sosem (z hibiskusa ognistego lub dyptamu). Podawany z frytkami z ziemniaków lub batatów. • Żeberka w sosie z tykwobulwy i/lub hibiskusa ognistego. Podawane z surówką i świeżymi bułeczkami. • Naleśniki z krwią zwierzęcą, przekładane kawałkami mięsa. Podawane z powidłami żurawinowo-trelkowymi.
Menu bezmięsne:
Przeznaczone dla bardziej leśnej, delikatnej klienteli. Nie zawiera mięsa, za to pełne jest wegetariańskich/wegańskich kombinacji. • Sałatki: - Z mango, rzepą, sałatą, rukolą, czarnym sezamem, ogórkiem, orzechami, sosem na bazie miodu bzyczków lub ziaren dymnicy; - Z komosą ryżową, nasionami słonecznika, sałatą, dynią, ogórkiem, awokado, sosem na bazie miodu bzyczków lub ziaren dymnicy. • Burger (wegetariański lub wegański) ze skaczącej bulwy, z guacamole i sosem (z hibiskusa ognistego lub dyptamu). Podawany z frytkami z ziemniaków lub batatów. • Quiche z sezonowymi warzywami, w wersji pikantnej (z węglowymi świetlikami) lub łagodnej (z krwawym zielem). • Naleśniki ze szpinaku i/lub rukoli, przełożone kremem z kwiatów księżycowej rosy.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Czuł się niemal nieodpowiednio, niespiesznym krokiem przemierzając Hogsmeade z cicho pobrzękującymi kluczami w ręku, rozglądając się po poszarzałej od licznych deszczy okolicy, którą nawet teraz wykrzywiały leniwie przecinające powietrze krople. Gdy zatrzymał się przed barem, chwilę walcząc z niewyrobionym jeszcze zamkiem, spojrzenie uciekło mu raz na jeden bok, a raz na drugi, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że ta rzeczywistość, w której się znajduje, nie należy do niego. Wydawała się zbyt dobra, jak gdyby wilkołak ukradł rozdziały z czyjejś książki i dokleił je do swojej, czekając tylko aż ktoś zauważy błędną numerację lub niespójną czcionkę. Ale nikt nie okrzyknął go włamywaczem, nikt nie przegonił go z ulicy i nikt nawet nie zakwestionował jego pewnego wejścia do nowego lokalu, choć przecież połyskujący szyld "Lumos" nie wyglądał jak zachęta dla jakiegokolwiek Noxa. Nie zamknął za sobą drzwi na klucz, ściągając płaszcz i przeczesując palcami zwilgotniałe włosy, przed kolejnymi krokami sięgając po różdżkę, by przy jej pomocy pozbyć się ewentualnych śladów naniesionego z dworu brudu. Rozejrzał się po jeszcze niemal martwym, ledwo naruszonym żywą obecnością miejscu, kierując się do małego biura, które na szybko poskładał ze starych, podniszczonych już mebli, wciskając je obok kuchennej spiżarni. Siedząc na blacie stołu (Bez powodu! A już na pewno nie dlatego, że wiecznie odnawiany fotel telepał się uparcie we wszystkie strony, wypominając Ślizgonowi bezsens oszczędzania na takich drobiazgach), przeglądał na szybko pełne segregatory papierów, pobłogosławionych skylerowym systemem, by upewnić się, że niczego nie pominął; co chwilę zerkał przez uchylone drzwi pomieszczenia na niby przestronną, a jednak ubogo wyposażoną kuchnię, która jeszcze nie doczekała się takiej użytkowości, jaka zadowalałaby nowych lumosowskich szefów kuchni. I to na niej skoncentrować miała się ekipa remontowa, która w końcu przybyła, w zaledwie kilka godzin odmieniając całe wnętrze. Z kolejnymi obowiązkami wcale się nie spieszył, znowu w samotności zabierając się za pracę nieco mozolnie. Inwentaryzacja na tak początkowym etapie wydawała mu się odrobinę nudna, więc też chętnie przeszedł do rozpakowywania całych skrzyń alkoholu, wybierając co wystawić za bar i gdzie, żeby najlepiej przyciągnęło uwagę - w tym odnalazł więcej artyzmu, nawet jeśli co chwila zerkał na drzwi wejściowe, czekając aż pojawi się w nich najważniejszy pracownik.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Od czasu drobnego incydentu z teleportacją, obiecywał sobie, że do każdej pojedynczej będzie przykładał większą uwagę, a jednak ledwie wyskoczył poza łuk bramy wejściowej Hogwartu, a już kolejny krok stawiał przed swoim ulubionym sklepem spożywczym, by już w środku, mimo pośpiechu, zatrzymać się na chwilę pomocy szefowej w dobraniu ozdoby na witrynę. Nieco niecierpliwie przeskakiwał z nogi na nogę, gdy zatrzymała go, by poczekał na darmową kawę na wynos, choć ani na moment nie tracił uprzejmego uśmiechu, który poszerzył się dopiero, gdy przekraczał próg Lumos z ogromnym papierowym kubkiem w jednej dłoni i nieco rozchyloną od dorodności jaj wytłaczanką w drugiej. - Szefie - wymruczał na powitanie, brzegiem nadgarstka wycierając kroplę deszczu z czoła, szarością za oknem nijak nie dając sobie zepsuć tej radości i ekscytacji, która przyjemnie ogrzewała mu serce. Zaszurał nieco o wycieraczkę i pospiesznie zgarnął z ust posmak kawy, by wychylić się do swojego Wilka po powitalny pocałunek. - Dokupiłem jajka, bo jak starczy czasu, to chcę zrobić babeczki - poinformował, odstawiając kubek na blat, by przemknąć uwolnioną w ten sposób dłonią po barku swojego chłopaka, chcąc drobnym rozmasowaniem sprawdzić na ile łapie go stres lumosowego debiutu. - Uuu, naprawdę ładnie to wygląda. Przyszły już wszystkie zamówienia? - dopytał ciekawsko, drobnym pogładzeniem żegnając mefistofelesowe plecy, znikając za barem, by sprawdzić w jakim stanie jest kuchnia, zaraz drobnymi zaklęciami doczyszczając ledwie widoczne ślady obecności ekipy remontowej i odstawiając zakupione jajka na półce chłodzącej. Wymacał wszystko, co tylko dało się wymacać, niemal wyliczając co do sztuki wszelkie sprzęty kucharskie, chętnie uzupełniając asortyment Lumos o swoją zwierzęcą klepsydrę, nie potrafiąc już sobie wyobrazić pracy bez niej. I dopiero dobrze zapoznając się ze wszystkimi nowościami, cofnął się do swojego chłopaka, w ostatniej chwili hamując się przed tym, by nie uwiesić mu się na szyi, nie chcąc wytrącić mu z dłoni drogiego alkoholu. - Masz dla mnie jakieś zadania czy mam iść się rządzić w kuchni? Swoją drogą - Kocham ją - wyrzucił z siebie nieco szybciej niż zwykle, nie do końca opanowując swój głos z poganiającej go do działania ekscytacją, zaraz już wykręcając się, by oprzeć łokcie o blat baru i zachwyconym spojrzeniem przetoczyć po wnętrzu lokalu.
Ostatnio zmieniony przez Skyler Schuester dnia Sro 11 Lis 2020 - 22:05, w całości zmieniany 1 raz
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Niby spoglądał na drzwi, a jednak ominął nadejście swojego chłopaka, zbyt zaciekle walcząc z układaniem świetlistych kul naokoło regału, by znaleźć odpowiednie kąty, dzięki którym każda ciecz połyskiwałaby w butelce z odpowiednią intensywnością. I chociaż był zajęty, w rękach niemal żonglując cennym szkłem, to i tak zaśmiał się cicho na puchonie powitanie, zagłuszając łagodny szum wzmagającego się na zewnątrz deszczu. Chętnie pozbył się płynnego lumosowego dobytku, wychylając się po pocałunek, który bezwiednie przeciągnął, chcąc zabrać Sky'owi trochę tej radosnej ekscytacji, bo on sam - choć niewątpliwie cholernie się cieszył - potrzebował odrobiny wyraźniejszego sukcesu, by odetchnąć i uznać początek za udany. - Wiesz, że nie? - Skrzywił się lekko, powracając spojrzeniem do obszernej rozpiski, na której odznaczał wszystkie zamówienia. - Na chwilę obecną jest zdecydowanie za dużo alkoholu względem jakichkolwiek dodatków, więc jak ktoś sobie wymyśli wyszukanego koktajlu, to chyba trzeba będzie się dyskretnie teleportować do sklepu - przyznał, pozwalając by głos niósł się mocniej, docierając do zwiedzającego kuchnię Sky'a. Wspiął się po drabinie wyżej, upewniając się machnięciem różdżki, że na półkach nie znajdzie ani grama kurzu, by dopiero wtedy zabrać się za pieczołowite rozstawianie najdroższych i najbardziej nietypowych wizualnie alkoholi na samej górze, nie chcąc by niżej drażniły różnice kształtów czy wysokości. - Ej, masz gdzieś jakąś kartkę? Na pewno masz, wszędzie są jakieś kartki- weź zapisz, żebym kupił samopiszące pióra - poprosił, przypominając sobie o tym luksusie, na którego wykorzystanie nie wpadł. Czuł, że zdecydowanie bardziej by sobie ufał, gdyby wiedział, że pióro notuje zgodnie z każdą jego myślą, a nie czeka aż przerwie pracę i weźmie się za notatki; jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało, Mefisto nie zależało tylko na sukcesie, ale też drodze jaka do niego prowadziła. I przytłoczony tak banalną czynnością, jaką było odstawianie i odhaczanie na liście alkoholi, w pełni zapomniał o tym, że w tylnej kieszeni spodni ma nie tylko cały notes, ale też przy okazji ołówek. - No mam nadzieję, że ją kochasz... Pokochasz jeszcze gablotki, ale poskładam je dopiero zaraz... I tak w sumie, to trochę mam zadanie - zadecydował, zerkając na swojego chłopaka z góry w zamyśleniu. - Musisz zająć się spiżarnią i zamówieniem jedzeniowym, bo niby coś już mamy, ale no... no właśnie, dokupiłeś jajka i nie chcę żebyś jeszcze ganiał dodatkowo do sklepu, bo potem będziemy się bujać z tym co było kupione na prywatny rachunek, a co powinno być z Lumos - zauważył, schodząc już z drabiny, żeby przyciągnąć Sky'a do ciasnego przytulenia, w którym odetchnął cynamonową perfekcją, oczyszczając sobie myśli. - Także potrzebny plan. Nie musi być teraz, ale dobrze byłoby to jeszcze dzisiaj wysłać...
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Uśmiechnął się mimowolnie, zgodnie z poleceniem swojego szefa notując już jego przypominajkę, nie zamierzając pozwolić sobie na jakikolwiek bałagan, a więc i od razu posyłając karteczkę do drobnego biura Mefisto, by przykleić ją do blatu jego biurka. Gdzieś tam przez chwilę pojawiła się w jego głowie myśl, że póki jego Wilk nie zakupi wspomnianego pióra, to on sam może pełnić tę rolę w każdej wolnej chwili i tak naprawdę ogranicza ich tylko brak stałego kontaktu, a więc i wyobraźnia pomknęła mu do jakiegoś magicznego komunikatora, który umożliwiałby im swobodną rozmowę bez żadnych przerw, ale też i bez zbędnego zajmowania im rąk. Wykręcił się, by tyłem oprzeć się o bar, łokcie i przedramiona wspierając o czysty jak łzy feniksa blat i zawiesił się nieco na przyjemnym widoku pracujących mięśni, z pewnym opóźnieniem łapiąc się na tym, że w nowym miejscu pracy może mieć o wiele większy problem z koncentracją, niż miał przez ostatnie dwa lata u Pani Chambers. Odchrząknął cicho, próbują nadrobić sens wypowiedzi Mefisto, niechętnie odrywając od niego spojrzenie, by zmusić się do sięgnięcia po kubek kawy, do samego mężczyzny powracając dopiero wtedy, gdy mógł już z bliska zerknąć w zielone oczy, wolną dłonią przygarniając go do przytulenia. - Prawdę mówiąc... - wymruczał cicho, specjalnie obniżając nieco głos, jakby liczył, że wykorzysta w ten sposób mefistofelesową słabość do tych tonów - To mocno się porządziłem i wziąłem fakturę... - przyznał się, przysuwając się ustami bliżej jego ucha i wtulił się w niego nieco mocniej, by oderwać się od baru i sięgnąć dłonią do tyłu własnej kieszeni, wyciągając stamtąd dwie zgrabnie złożone kartki, od razu rozkładając je machnięciem nadgarstka, by przy ponownym wsparciu o bar pokazać dokumenty swojemu chłopakowi. - Drobna machlojka po znajomości, musisz tylko podpisać, a ja jutro rano podrzucę kopię do sklepu - wytłumaczył, bezwiednie przesuwając kawę po barze w tę i z powrotem - Daisy nas zna, nie zliczę ile razy robiłem u niej zakupy, no i kilka razy robiłem to samo, gdy Pani Chambers nie było na miejscu, a potrzebowaliśmy czegoś na szybko - dodał, wzruszając ramionami, by porzucić w końcu swoją kawę, drugą dłonią przekazując złożone znów dokumenty do tylnej kieszeni Mefisto, wsuwając je tam z niezbyt subtelnym zbłądzeniem palcami. Uśmiechnął się tak czarująco, jak tylko potrafił, wykorzystując wszystkie pokłady swojego uroku, gdy wolnymi w końcu dłońmi przesuwał po tak dobrze znanych bokach ukochanego ciała, pewnie opadając ku wilczym biodrom, by przyciągnąć go do siebie ciaśniej, sięgając po pełny niecierpliwej energii pocałunek. - Musi być teraz. Mefu, jutro już wszystko powinno być gotowe. I to dużo wcześniej, niż dzisiaj otwieramy - upomniał go nieco, chcąc sprowokować go do większej decyzyjności w jego rozkazach, bo o ile on sam i tak bez ponagleń zabierze się do pracy, to gdy dołączy do nich ktoś obcy, może nie osiągać pożądanych efektów. - A skoro dziś i tak tylko bar... może zamiast babeczek zrobiłbym jakieś przekąski? Krakersy? - zaproponował, muskając jeszcze jego wargi ustami, zanim nie odsunął się, zaklęciem przywołując do siebie jadłospis i czystą kartkę, by zasiąść po przeciwnej stronie baru, chcąc mieć na oku pracującego Mefisto, samemu zabierając się już za wypisywanie wszystkich potrzebnych im składników. Na razie nie brał jeszcze pod uwagę obecnych już zapasów, chcąc przygotować rozpiskę, z której będą mogli korzystać przy każdym zamówieniu, kopiując powstały formularz i zaznaczając na nim brakujące pozycje z dopiską o ilości, w jakich chcą się w nią zaopatrzyć.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Mefisto miał wrażenie, że stres zjada go od wewnątrz nieustannie, a jednak to właśnie ta ciągłość najbardziej podnosiła go na duchu. Ekscytacja podbudowywała go wiernie przy każdej najdrobniejszej utracie sił, gdy wilkołak przyzwyczajał się do tak ciężkiej świadomości, że to wszystko jest jego - że nikt go nie uratuje, jeśli coś pójdzie nie tak; że genialny szef z latami doświadczenia nie wyskoczy nagle ze swojego biura, w najgorszym momencie odnajdując najlepsze wyjście; że Mefisto w tym momencie pracował tylko na swój wizerunek, swoje wynagrodzenie i swój sukces. Nerwy napinały się wraz ze zdradziecko okazującymi to mięśniami, kotłując się między plusami a minusami, żeby tylko dotrwać do tego oficjalnego otwarcia, żeby już spróbować tej rzeczywistości w pełni, zamiast podjadać okruchy. Poniekąd spodziewał się, że dodatkowym wyzwaniem będzie bliska praca ze swoim ukochanym - mimo wszystko rozpoczynanie biznesu nie było szczególnie prostą sprawą i sam Sky pisał się na całą serię dodatkowych obowiązków, zarwanych nocy i katastrof, których nowy właściciel jeszcze nie potrafił wystarczająco szybko opanować. I nie było niespodzianką, że takie sytuacje mogą skutkować znaczącym wzrostem frustracji, a jednak... Merlinie, jak Mefisto cieszył się z puchoniego towarzystwa. - Ooo, słusznie - przytaknął mu od razu, ciesząc się na samą wzmiankę o fakturze, bo w gruncie rzeczy właśnie o ten porządek mu chodziło, żeby nie zaplątać się zaraz w papierach i nie dojść do wniosku, że jest coś komuś winny, nawet jeśli miałoby chodzić o tak drobne kwoty jak kilka jajek. Zerknął pobieżnie na pokazywany mu dokument, marszcząc lekko brwi podczas dalszego słuchania swojego chłopaka. - Ale machlojek nie popieram, więc- wiesz co, ciebie to na chwilę spuścić z oka, a ty już na samym początku kombinujesz - wytknął mu z rozbawieniem, mrugając do Sky'a wesoło z pomrukiem aprobaty przy tej subtelnej pieszczocie, która rozesłała dreszcz wzdłuż jego kręgosłupa. Chętnie oddał się pocałunkowi, zawieszając ręce na puchoniej szyi, by ten przypadkiem nie spróbował mu za szybko uciec; trochę tonął w tej błogiej przyjemności, pozwalając sobie na zapomnienie o tym, że czas uparcie rwie do przodu, a oni zaraz będą musieli już dbać o pozorną przyzwoitość. - Nie musi być teraz - powtórzył pewnie, podgryzając lekko jego wargę w ramach kary za podważanie jego luźnej decyzji. - Ma być dzisiaj. Nieszczególnie mnie obchodzi czy zrobisz to za pięć minut czy za trzy godziny, słoneczko... i, na szczęście, jutrzejszym otwarciem dużo mniej się martwię - przyznał, przymykając lekko powieki, by dokładniej sobie poukładać myśli. Kuchnia nie była jego broszką, a kelnerowaniem się nie martwił. Dzisiaj faktycznie oceniany miał być tylko on, po raz pierwszy, więc stres sam się zakradał, podsuwając wilkołakowi tak abstrakcyjne wizje jak pęknięcie shakera czy magiczne rozbicie wszystkich poustawianych na regale butelek. - Mmm, krakersy brzmią super - przytaknął mu, wracając leniwie do swoich obowiązków, chcąc już skończyć pracę za barem i zabrać się za kolejne czynności, byle tylko otworzyć drzwi z jak najlżejszym sercem. - Chociaż babeczki też byłyby ciekawe, jakieś takie mniej typowo słodkie... Albo w ogóle wytrawne? - Podsunął, zerkając na Sky'a i mimowolnie skubiąc wetknięty w wargę kolczyk, gdy dotarło do niego jakie ciepło chwyciło go za serce na sam widok tego pracującego u jego boku skarbu. - Ej, w ogóle, będę miał do ciebie prośbę, booo... no pomagałem trochę przy tej kuchni i chcę jeszcze poskładać gablotki, więc... chcę się przebrać później - poinformował go, zaklęciem odsyłając puste skrzynie na zaplecze, żeby zająć się nimi w wolnym czasie. - I wziąłem sobie koszulę na zmianę, ale - tylko nie padnij mi tu z wrażenia - jest nieuprasowana... - Co jak co, ale dobrze było mieć wszechstronnego kucharza z dobrym gustem nie tylko w kwestii jedzenia.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
To, co najbardziej rozluźniało Mefisto, jego faktycznie martwiło najbardziej. Nie wątpił w jego umiejętności, zarówno te dotyczące zarządzania, jak i te tyczące się samego tworzenia znanych mu przecież doskonale mieszanek alkoholowych. W swoje własne umiejętności wątpił też już dużo mniej, odkąd miał okazję sprawdzić się podczas kursu w restauracji, upewniając się, że podoła podczas tej zmiany pola swojej wiedzy gastronomicznej. Martwiło go tylko to, czy faktycznie pożądanie przegra z profesjonalizmem; czy ich współpraca nie zaowocuje przypadkiem nie tylko nierozładowaną frustracją seksualną, ale też konfliktami związanymi z organizacją, co, jak niestety miał świadomość, mogło wiązać się z jego własnym pedantycznym podejściem do wielu rzeczy i niezależnie jak bardzo Mefisto by go nie kochał, w końcu może zacząć irytować go chociażby to, jak Sky po raz kolejny rzuci zaklęcie czyszczące na przed chwilą wyczyszczony przez Noxa blat. Teraz jednak wciąż uśmiechał się niewinnie, zbywając z siebie to drobne upomnienie ukochanego, próbując nie martwić się na zapas i zwyczajnie cieszyć się dzielonym pocałunkiem, chwilą bliskości, którą podświadomie i tak ukrócał narzuconą sobie zadaniowością, nie chcąc ocknąć się w pełni zadowolonego zmęczenia, orientując się, że dzielący ich od otwarcia czas spędzili na nieco zbyt intensywnej integracji na linii pracownik-szef. - Wolę to zrobić teraz, by później być wolny, gdybyś mnie do czegoś potrzebował - mruknął cicho, próbując zaznaczyć, że nie buntuje się w imię idei, a dość konkretnych planów i z pewnym rozczuleniem przyglądał się przymkniętym powiekom ukochanego, zaraz dłonią otulając jego policzek, by zostawić kilka drobnych całusów na jego kości policzkowej, skroniach i właśnie tej zmęczonej od natłoku myśli powiece, zanim nie uciekł od tego przyjemnego ciepła, odgradzając ich ladą baru. - Zrobię co tylko chcesz - przytaknął mu na pomysł babeczek, w głowie i tak odmierzając już ilość składników, by wyliczyć ile czego potrzebuje, jeśli zdecyduje się na zrobienie zarówno mefistofelesowej, ale i własnej propozycji słonych przystawek, zastanawiając się już czy na wyposażeniu kuchni na pewno mają już odpowiednie blachy lub chociaż solidniejsze foremki, poniekąd będąc gotowym na to, że będzie musiał podskoczyć do Puchońskiej Komuny po kilka swoich własnych przyborów. Zamruczał bezwiednie, nie odrywając spojrzenia od powolnie nakreślanych liter, dając wyobraźni podsunąć mu widok swojego Wilka przy pracy fizycznej, zaraz uśmiechając się z cichym śmiechem, gdy tylko zrozumiał jakie będzie jego kolejne zadanie. - Obiecuję paść z wrażenia dopiero wtedy, gdy będziesz się już przebierał - odpowiedział, wiernie nie przerywając notowania, aż nie dodał cichego "albo wręcz odwrotnie", przekręcając stronę menu, by przejść do kolejnych pozycji, subtelnie pomijając doprecyzowanie o jaką odwrotność mu chodzi. - Tylko pamiętaj, że trzeba będzie sprawdzić chłodzenie w gablotkach, żebyśmy potem nie musieli rozsyłać fiolek z po-zatruciowym w odpowiedzi na skargi o salmonelli - dodał, pamiętając dobrze ten jeden dzień upalnego lata, gdy mugolska elektronika postanowiła się zbuntować i dziadek, nie chcąc ryzykować, pozbył się ogromnej ilości ciast, powtarzając potem przez resztę tygodnia, że ryzyko można podjąć, gdy chodzi o zysk, ale nie wtedy, jeśli sami stawiamy na szali swoją reputację i zdrowie innych. Upił kilka solidnych łyków przesłodzonej kawy, wczytując się w nakreślone przez siebie tabelki, zaraz wykręcając notes do góry nogami, gdy jasne spojrzenie łapało już dla siebie widok piekielnie atrakcyjnego szefa. - Zostawiłem Ci miejsce, jeśli chcesz coś dopisać do szablonu. Wiesz, jakieś owoce lub warzywa, których będziesz potrzebował regularnie - poinformował, wymijając już bar, na chwilę gubiąc rytm w krokach, gdy instynktownie chciał pójść zaczepić nieco swojego Wilka, w ostatniej chwili samego siebie upominając, by grzecznie zniknąć w mefistofelesowym gabinecie. Z pewną czułością przesunął opuszkami palców po potrzebującym jego pomocy materiale, zaraz wygładzając go zaklęciami bez większego pośpiechu, by wyczuć pod dłonią znajome ciepło zaklęć, odsuwając się dopiero wtedy, gdy upewnił się co do pozbycia się każdej z drobnych rys, choć miał tę świadomość, że Mefisto zapewne i tak szybko wygniecie rękawy, podwijając je niemal do łokci.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Skinął lekko głową, zdecydowanie zgadzając się z ostrożnością swojego chłopaka, bo sam zdążył się już tym namartwić na zapas, kiedy próbował wybrać odpowiedni model gablotek. Ostatecznie stanęło na jednym z nowszych, który miał podtrzymywać ciepło lub chłód, w zależności od rzuconego na nie przy aktywacji zaklęcia. I przynajmniej tym Mefisto nie musiał się stresować, w umiejętność rzucania tak podstawowego zaklęcia w swoim wykonaniu w pełni wierząc. Na chwilę obecną jedynym problemem mogło być poskładanie mebli, chociaż i tutaj starał się za bardzo nie nastawiać na ciężką walkę - niby wolał typowo mugolskie rękodzieła, a jednak miesiące pracy w magicznym warsztacie samochodowym nauczyły go łączenia siły fizycznej z tą czarodziejską. Upewnił się, że za barem wszystko jest wysprzątane i poukładane, dbając o aspekty wizualne nawet tych szafek, na które spojrzenie klientów nie miało możliwości paść; może i na zapleczu naniósł już nieco swojego chaosu, ale w gruncie rzeczy bałagan Mefisto dalej był systemem, którego wiernie pilnował. Poprawił ostatnie butelki, zajrzał do perfekcyjnie zaklętej chłodziarki i dopiero kiedy chrupał kawałek skruszonego lodu, zastanawiał się nad potrzebnymi mu produktami. Nad nimi też przypomniał sobie o wetkniętym w kieszeń notesie, z którego zgarnął ściągę, bo sam przemyślał to już wcześniej; przemknął jeszcze spojrzeniach po zapisanych wymaganiach swojego chłopaka, w końcu posyłając ich wspólne dzieło do gabinetu. Szybko doszedł do wniosku, że gablotki zostały stworzone nawet dla najmniej wprawionych użytkowników, więc ze składaniem nie powinno być problemu; trzeba było poświęcić trochę uwagi przy pilnowaniu śrubek i rozprowadzaniu zaklęć podtrzymujących i zlepiających, ale to tyle. - Ej, słońce! - Zawołał, przez wydzielone wysiłkiem endorfinki pozwalając sobie na bezczelne gwizdnięcie, by przywołać do siebie chłopaka jak najszybciej, nawet jeśli miało nim kierować oburzenie. Mefisto wytarł dłonie w powyciągany T-shirt, który jeszcze miał na sobie, żeby dopiero potem zadbać o doczyszczenie każdej szybki, szykując się na rzucenie zaklęcia chłodzącego, a jednak najpierw chcąc zaprezentować gablotkę Sky’owi. - No powiedz mi, że nie jest piękna, I dare you. W ogóle, mój ojciec kiedyś miał taki zwyczaj, że każdy obiekt, w który miał jakiś wkład - czyli go naprawiał albo składał - nazywał jakimś imieniem? Nie żebym pokochał tę gablotkę, aaaaale… - Przystanął za Puchonem, obejmując go od tyłu z cichym westchnieniem przy jego uchu, wpatrzony w ten niepozorny dowód na to, że Lumos nie było jego, ale ich. W jakiś bardzo pokręcony sposób widział pewnego rodzaju połączenie ich w tym prostym, dopasowanym pod miejscami niemal szorstką wizję Mefisto, ze znacznie słodszym i pięknym wypełnieniem Sky’a. - Już cię nie męczę głupotami, możesz szaleć w kuchni. Po prostu… strasznie się cieszę, że tutaj jesteś - wyszeptał ciepło, porzucając resztki stresu na rzecz uciechy z tej błogiej bliskości.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Miał już wychodzić z mefistofelesowego gabinetu, ale okręcił się już niemal na progu, by jednak poprawić układ kilku rzeczy na szafce, nie mogąc się też powstrzymać przed dosunięciem krzesła do biurka i właśnie te dwie czynności odmierzyły mu idealny czas do tego, by w jego ręce znów trafił zapisywany wcześniej notes. Zerknął na znane sobie pismo, kierując się już do kuchni, chcąc sprawdzić dokładny stan spiżarni, a jednak zatrzymał się, słysząc zawołanie Mefisto, zaraz prychając z niedowierzaniem na przeciągłe gwizdnięcie, a jednak nie wahał się ani przez chwilę, z cichym śmiechem kierując się do swojego Wilka. - Ej, co to za gwizdy w barze - rzucił od razu, wychylając się zza łuku i przyciągnął go do siebie za koszulkę, by z bliska spojrzeć w tę najpiękniejszą zieleń, tylko w tym widząc szansę, by Mefisto nie dostrzegł rozedrganych od rozbawienia kącików ust - Myślisz, że jak jesteś moim szefem, to nie złoję Ci skóry za bycie bezczelnym? - dopytał, mrużąc nieco oczy w bliższym przysunięciu i właśnie wtedy już nie wytrzymał, odciskając uśmiech w zagarnianym dla siebie pocałunku, nieco dając się rozproszyć ciepłem bijącym od jego Wilka, a jednak musząc zmusić się do kroku w tył, niemal od razu wymijając Mefisto, by z cichym pomrukiem uznania przyjrzeć się rozstawionej gablotce. - ...aaaale urzekła Cię myśl krzyczenia z baru do kuchni czegoś w stylu "Sky, włóż coś w Amelię"? Bo nie jestem pewien czy to dobra reklama - zauważył niepewnie, zaraz dłońmi ciągnąc jego przedramiona do mocniejszego wtulenia, nie chcąc psuć mu tej radości, a jednak czując się w obowiązku do szczerości. - W ogóle Asmo dał Ci trzy imiona, mogłem się spodziewać po nim czegoś takiego - dodał, odchylając już głowę w tył, by wesprzeć ją na jego ramieniu, drobnymi wgryzieniami już za chwilę szukając jego szyi, jakby drobny ból miał go rozgrzeszyć za to marudzenie, dla stabilności sięgając jedną ręką w tył, by przytrzymać go przed potencjalną ucieczką. - Cieszę się, że tu jestem - szepnął od razu, rozcierając całusy na wytatuowanej skórze, niemal mrucząc z zadowolenia od ukochanego zapachu i błogiego ciepła na ustach, a jednak zamiast tego jęknął niemal cierpiętniczo, musząc odsunąć się od Mefisto, bo już zaczynał wykręcać się do niego przodem. - Przyjdziesz do mnie jak skończysz męczyć naszą piękną gablotkę? - dopytał jeszcze, już wycofując się powoli z proszącym spojrzeniem zawieszonym na zieleni jego oczu, wciąż czując ten niedosyt wspólnie spędzonego czasu, a jednak mając świadomość jego nieubłaganego upływania. Dlatego też starał się pospieszać swoje ruchy, a jednak nie mógł pozwolić sobie na niedbałość, dwukrotnie licząc czekające na niego zapasy, od razu notując wszystkie szacowanie potrzebne składniki na najbliższe dni, za chwilę mogąc posłać wypełnioną listę na biurko Mefisto, rozkładając według własnego systemu potrzebne mu do babeczek półprodukty. Umył ręce, odruchowo dezynfekując dodatkowo miejsce pracy i strzelił cicho gumką nakładanych na dłonie czarnych silikonowych rękawiczek. Nie za bardzo mógł pozwolić sobie na wybrzydzanie co do dostępnych aktualnie warzyw, sięgając po cebulę i paprykę, wprawiając się przy okazji w użycie samosiekającego noża, by wpaść już w ten rytm szybkiej pracy, której wymagać będzie od niego ta praca. Nie ufając na tyle pracy ostrza, nieświadomie kochany przez wszystkich czosnek obrał i zmielił drobno zaklęciami, dorzucając go do reszty pokrojonych warzyw. I choć niemal odruchowo zaklęciem rozpalił ogień pod patelnią z masłem, ledwie pilnując podsmażającej się mieszanki, tak jednak przyprawił ją zupełnie po mugolsku, to w drażniących drobinkach między palcami odnajdując najwięcej samokontroli i wyważenia smaków. Ubijając białka zdał sobie sprawę, że mimowolnie spina się podczas pracy, która przecież zawsze go rozluźniała i dopiero łącząc już masę w kolorową jedność, dotarło do niego, że nie włączył jeszcze pieca, więc z soczystym przekleństwem do samego siebie skoczył by naprawić swój błąd.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- A może właśnie mam nadzieję, że złoisz mi skórę jak nigdy wcześniej? - Podsunął mu niby niewinnie, odruchowo przytrzymując sobie jego biodra przy tym przyjemnym przyciągnięciu, by pocałunkiem stłumić drżący mu już w krtani śmiech. I wyjątkowo chętnie zagarnął dla siebie tę słodką odrobinę atencji, nawet jeśli ograbiane pięć minut sławy miało należeć do nowej gablotki. Z cichym prychnięciem pokręcił głową nad puchonim brakiem zrozumienia dla tego pięknej tradycji, przekazywanej już niemalże z ojca na syna, wedle której każdy poznany od strony technicznej obiekt miał wykształcić jakąś cząstkę duszy, zyskując dla siebie zaszczyt posiadania imienia. I chociaż nie zamierzał tego już przyznawać, to kiedy rozleniwione zbieranymi pieszczotami spojrzenie opadło z powrotem na gablotkowe półki, w głowie Mefisto rozbijało się już tylko tak luźno zaproponowane imię, zaraz z niejaką czułością przysuwając się do Amelii. - Mmm, tak, ale to bliźniaki - zauważył, wskazując na pudło stojące w drugim kącie, by zaraz uśmiechnąć się cieplej do swojego chłopaka, zachwycony tym spokojnym rytmem pracy, którego dopiero się uczyli, korzystając z ostatnich chwil bez jakiegokolwiek towarzystwa. - Ale już wiem jak to wygląda, więc pójdzie szybko - zapewnił go jeszcze, zabierając się już za wypakowywanie poszczególnych części i zdecydowanie sprawniejsze składanie ich. Najwięcej czasu siedział nad samymi zaklęciami chłodzącymi, rozprowadzając je równomiernie i pod koniec sprawdzając kilkukrotnie, czy aby na pewno wszystko działa dokładnie tak, jak powinno. Wiedział, że testów wcale nie koniec, a dopiero początek, a jednak na chwilę obecną mógł z czystym sumieniem pójść do kuchni, przy okazji odnosząc śmieci. - I jak ci się pichci na nowym sprzęcie, w nowym miejscu, z nowym nadzorcą? - Zagadał Sky’a wesoło, gdzieś w tym przemykaniu z kąta w kąt z wiecznie mnożącymi się obowiązkami i tak znajdując chwilę na czułe muśnięcie go po plecach. Zatrzymał się przy drzwiach gabinetowych, w typowej dla siebie uważności dostrzegając te subtelne zmiany i uznając to też za dobrą motywację do lepszego zapanowania nad swoim chaosem, żeby nie tylko on czuł się w nim dobrze; zresztą, musiał zabić trochę czasu, nie chcąc zamiast tego znaleźć nowych zmartwień. Przy pomocy różdżki porozsyłał dokumenty i ważniejsze papiery w odpowiednie miejsca, to mając całkiem przygotowane, teraz z nieco większą inwencją twórczą podchodząc do tych notatek, które chętnie pozostawiał na każdym kroku. I nie zamierzał ukrywać, że tutaj nigdy nie będzie perfekcji, bo potrzebował w każdej chwili mieć pod ręką jakiś świstek, po którym mógłby bazgrać jak nie rzeczy do zapamiętania, to wzorki, które jakoś rozbudzały mu wyobraźnię lub zwyczajnie oczyszczały myśli. Ale wszystkie przylepiane notki szybko pomknęły w stronę drzwi, na nich tworząc drobną mozaikę.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Złapał się na tym, że ledwo powstrzymał się od odskoczenia od włączanego pieca, jakby Mefisto przyłapał go na gorącym uczynku, faktycznie nieco wstydząc się takiego błędu nowicjusza, a jednak upominając się już w myślach, że to przecież wciąż przede wszystkim jego Mefisto, przed którym nie ma sensu kłamać, ukrywać się z czymkolwiek czy czegokolwiek naprawdę się wstydzić. - Przyjemnie - odpowiedział jednak, niezbyt precyzyjnie, uśmiechem komentując nie tylko to wilcze przybycie, ale i muśnięcie pleców, które zdawały się choć trochę rozluźniać spięte mięśnie. - Ale… Inaczej. Myślałem, że będę się czuł swobodniej - poprawił się, unosząc nieco głos, by Mefisto mógł go dalej słyszeć, gdy brwi nieco ściągały mu się w próbie odnalezienia właściwych słów. - Nie zrozum mnie źle, jest super. Ty jesteś super, miejsce jest super i sprzęt też jest super, tylko mięśnie muszą się przyzwyczaić do innego układu w pomieszczeniu, a mózg musi przestać kojarzyć kuchnię z kursem i egzaminem - spróbował wyjaśnić, płynnym ruchem bujając szklaną miską, by wyczuć czy konsystencja masy jest odpowiednio gęsta, by zaraz machnąć drugą dłonią w stronę haków ze sprzętem. - Mefu, możemy to jednak przenieść na drugą ścianę? - dopytał, wychylając się na chwilę, by zerknąć w stronę drzwi do biura, zaraz już sięgając po gruby pędzel, by ręcznie odpowiednio natłuścić metalowe formy. - Przemyślałem to teraz, tak bardziej w praktyce i przyprawy przywołuje się zaklęciem niemal odruchowo, a po noże, chochle i takie tam, sięga się ręcznie, więc... - urwał, w domyśle dając całe to "pomyliłem się", decydując się na układ, który sprawdzał się w piekarni, a który nie miał jednak takiego sensu w restauracyjnej kuchni. Zamilkł, sam siebie próbując naprowadzić na tory większego skupienia, niezadowolony z tego jak jego umysł szukał wciąż czegoś, co mógłby poprawić, ciągle dochodząc do wniosku, że nie zrobił czegoś odpowiednio dobrze, zaczynając od złych reakcji na gablotki, przez przemilczane niezorganizowanie, aż do źle niewystarczająco równo rozkładających się kawałków papryki w rozlanej do formy masie. Faktycznie rozluźnił się nieco, dobierając przyprawy do wyrabianego ciasta na krakersy, przede wszystkim jednak odnajdując przyjemną bezmyślność w ręcznym wyrabianiu twardej masy, czując jak napinające się w wysiłku ramię zabiera wszelkie spięcia mięśni z pleców. Zerknął na zwierzęcą klepsydrę, instynktownie już wyłapując upływ pewnych partii czasu, więc sprawdził pospiesznie stan zarumienionych już babeczek, wyciągając całą partię z pieca, by zastąpić blaszki blachami z wykrojonymi w gwiazdy krakersami. Skoczył za bar, sprawdzając godzinę tym razem na własnym zegarku, by do gabinetu wparować w kubkiem zimnej już kawy w jednej dłoni i gorącą babeczką w drugą. - Kochanie, musisz ją przetestować - zarządził, przysiadając na brzegu biurka, od razu wyciągając w jego stronę dłoń z babeczką, bezczelnie opierając ją już o wilcze usta, by ten nie wymigał się przypadkiem od rozdziewiczającego testu gastronomii Lumos. - Rozpędziłem się i dałem paprykę do wszystkich.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Doskonale rozumiał ten brak pełnej swobody, bo chociaż ekscytowała go każda sekunda spędzona w ścianach Lumos, to czuł się nieco nie na miejscu nawet przy błahym wchodzeniu do środka. To była duża zmiana i nawet jeśli mieli pocieszenie w postaci swojego towarzystwa, to dalej potrzebowali tego cennego czasu na oswojenie się z nowym otoczeniem i zorientowanie się, czy są w dobrym miejscu. - Znaczy no wiesz, jeśli chcesz, to mogę cię egzaminować… tylko raczej wolę nagrody od dyplomów - poinformował go, pozwalając by rozciągnięty na ustach uśmiech zabarwił ton wypowiadanych słów, pomimo mało porywających czynności sprzątających wykonywanych przez wilkołaka. Jeszcze nie wiedział jak poczuje się za barem, niby już tam będąc, a jednak nigdy u siebie. Nie mógł wiedzieć ile to zmienia. - Hm? - Dopytał, wychylając się szybko do kuchni, by przemknąć spojrzeniem we wskazywane przez Sky’a kierunki, szybko oceniając ile dodatkowej roboty spadało na jego barki i z zadowoleniem stwierdzając, że nie było to nic wielkiego. - Żaden problem, słońce. Zaraz to zrobię, tylko najpierw tu dokończę - przytaknął, wracając jeszcze na chwilę do gabinetu, upewniając się czy wszystko zostało dopięte na ostatni guzik; przygotował zamówienia do wysłania, posegregował wszystkie zezwolenia i, Merlinie, zanotował sobie raz jeszcze przypomnienie o tych produktach, które jeszcze nie przyszły, a o które zamierzał się stanowczo dopominać. I gotów był znaleźć sobie jeszcze całą masę innych zajęć, w razie ewentualnie odnalezionej wolnej chwili po prostu zanurzając się w obszernych zapiskach z kursu barmańskiego, a jednak szybko oderwał się od tych banalnych czynności, by podnieść zielone spojrzenie na swojego ukochanego. Odruchowo zapadł się mocniej na fotelu, by jego oparciem lekko uderzyć w ścianę, blokując to niewygodne chybotanie, które do tej pory próbował ignorować, a którym nie chciał się przed Sky’em chwalić. Otworzył usta, chcąc odpowiedzieć, ale zamiast tego wgryzł się w babeczkę, jeszcze szukając kontaktu wzrokowego z najpiękniejszymi kryształami. - Mam nadzieję, że nie są niewygodne do robienia - zaczął powoli, przeżuwając jeszcze i rozkoszując się smakiem, próbując wyłapać nie tylko każdy z bardziej wyrazistych składników, ale też przy okazji szukając posmaków przypraw. Zmysły zawsze były dla niego ważne, a jednak Mefisto przyzwyczaił się do mocniejszego opierania na węchu, dopiero przy Sky’u dochodząc do wniosku, że również smak można spróbować ciekawie rozwinąć. - Bo chcę je kiedyś w domu. Zajebiste - mruknął w końcu, cmokając szybko puchonie palce, by rozproszyć je przed kradzieżą reszty babeczki, z którą już wyskoczył do kuchni. Drugą ręką odnalazł różdżkę, ostrożnie zabierając się za przestawianie półek z hakami, potem jeszcze bez magii sprawdzając, czy wszystko dobrze się trzyma. - Love it. Dobra, muszę się ubrać już chyba, co? - Stwierdził, pozwalając sobie na ten powrót do rzeczywistości dopiero w momencie, w którym przełknął ostatniego kęsa. Zerknął na perfekcyjnie wyprasowaną koszulę i bezwiednie przygryzł twarde kółeczko kolczyka. - Ej, daj mi jeszcze chwilę uwagi - poprosił ciszej, nieco niepewnie, ciągnąc Sky’a do siebie, o ile tylko ten nie musiał biec do krakersów czy czegokolwiek innego. Ujął jego twarz w dłonie, kciukami badając miękkość policzków, ze spojrzeniem skaczącym między jasnymi oczami. - Chcę żebyś wiedział, że nie sądzę, żebym otworzył Lumos bez ciebie w moim życiu. I tym bardziej się cieszę, że tu ze mną jesteś, ale… potrzebuję żebyś mi obiecał, że jeśli kiedykolwiek poczujesz, że to nie jest twoje miejsce, że coś nie jest w porządku, że coś chcesz zmienić… to mi powiesz. I wtedy coś zaradzimy, bo słoneczko, to nic złego - wyjaśniał, mimowolnie ściszając głos, jak gdyby poza oczywistą prywatnością pustego lokalu potrzebował jeszcze większej intymności. - Potrzebuję ciebie w moim życiu, ale jeśli Lumos ma kiedykolwiek przechylić szalę twojej cierpliwości czy twojego szczęścia, musisz mnie o tym uprzedzić. Bo… damy radę, serio. Pomyśl ile razy ja zmieniałem pracę. - Musnął jego wargi swoimi, bezgłośnie dodając myśl, której nie chciał i chyba nie był w stanie wyartykułować, wstydząc się tej bezczelności, którą mogła ze sobą nieść. Zmień pracę, ale nie zmieniaj partnera.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Poczuł się lepiej już od samej tak bezproblemowej zgody Mefisto. Te kilka ciepłych słów od razu przypomniało mu o tym, jak chętny do współpracy jest jego Wilk; jak wiele jest w stanie dla niego zrobić i że nigdy nie odmówi mu tylko dlatego, że może. I może w tym wszystkim za mocno myślał o ich prywatnej relacji, nie potrafiąc wycofać się na tyle, by spojrzeć na ich zachowanie według standardów szef-podwładny, a jednak powoli dochodził do wniosku, że to nigdy nie miało prawa działać w ten sposób. Niezależnie od tego, jak bardzo by się starał, nie jest w stanie odgrodzić się nie tylko od tych wszystkich uczuć względem Wilkołaka, ale też tego, ile pewności siebie dzięki niemu odczuwa i tylko kwestią czasu będzie to, że i samo Lumos będzie sprawiało, że od razu będzie czuł się pewniej, zapewne podświadomie dając sobie większe prawa, niż będą mieli inni pracownicy. I chyba właśnie tego zrozumienia, poszanowania dla szefostwa Mefisto, a jednak nie odgradzanie się od niego profesjonalizmem potrzebował, bo mając już swojego chłopaka przed sobą, z widocznym zadowoleniem z zaserwowanej mu przekąski, odnalazł znów ten luz, ekscytację i optymizm, które kręciły się w jego głowie, gdy przekroczył dziś próg Lumos. - Są banalne i tanie, ale mają jeden minus - mruknął, drobnymi muśnięciami opuszków palców żegnając się z mefistofelesowymi ustami, zaraz przystając w drzwiach do jego gabinetu, by oprzeć się o framugę, mogąc przyglądać się z uznaniem, dla jego sprawnej pracy - Na drugi dzień są już strasznie suche. No- Zazwyczaj znikają tak szybko, że nie muszę się o to martwić, ale teraz zrobiłem więcej, niż robię w domowych warunkach - dokończył, pokonując krótką trasę do pieca, by zerknąć czy krakersy wykazują już jakiekolwiek zainteresowanie otaczającą ich temperaturą, zaraz z cichym pomrukiem zadowolenia zerkając na finalny efekt błyskawicznie spełnionej obietnicy. - Mefu, nawet nie wiem jak Ty to tak szybko… Dziękuję - przerwał sam sobie, przeskakując do podziękowań, przy których z wesołym mrugnięciem posłał Mefisto buziaka, ledwie zabierając się za zaklęcia czyszczące, chcąc od razu doprowadzić kuchnię do stanu pozornej dziewiczości, a już znów unosił głowę, wiernie podążając ku swojemu ukochanemu, nieco zagubionym wzrokiem błądząc za zielonym spojrzeniem, przeskakując to z prawego, to z lewego oka, jakby przez te ułamki sekund prowadzili jakąś niemą rozmowę, która nawet w braku zrozumienia potrafiła ścisnąć go rozczuleniem za serce. Uśmiechnął się lekko, wstrzymując w sobie protest na pierwsze z mefistofelesowych słów, będąc pewnym, że ten z pewnością otworzyłby Lumos i bez niego, choć z pewnością wtedy bar przybrałby nieco inne kształty. I może też nie spieszyłby się z tym aż tak bardzo; może dałby sobie więcej czasu na uzbieranie oszczędności; a może wręcz przeciwnie, otworzyłby bar nawet szybciej, bo nie miałby tylu wydatków związanych ze swoim ledwo zarabiającym chłopakiem. - Kochanie… - mruknął ciepło, gładząc jego boki dłońmi z niezrozumiałym sobie rozczuleniem, jakby tym muśnięciem ich ust faktycznie miał szansę usłyszeć niewypowiedziane myśli. - Damy radę - przytaknął mu, nie za bardzo mając w głowie jakiekolwiek słowa, które mógłby wypowiedzieć po tak zgrabnie dobranych i szczerych, więc po prostu wtulił się ciasno w to swoje szczęście, dopiero gdzieś kryjąc się w jego ramionach, napinając swoje własne, by czuć jak najwyraźniej mocne przytulenie, poczuł, że drży nieco z mieszanki krążących mu po ciele emocji. - Ale ta szczerość ma być obustronna - zastrzegł z cichym prychnięciem w mefistofelesowy bark, korzystając z chwili, że ten nie ma na sobie jeszcze koszuli, by podgryźć go czule, zaraz i tak odsuwając się nieznacznie, by złapać jego usta do krótkiego pocałunku. - Nie mogę się doczekać, aż skończę studia i będę mógł się w pełni zaangażować w to miejsce - przyznał, mając małą nadzieję, że takimi słowami nieco uspokoi niepokój swojego Wilka, ale też chcąc przypomnieć tym samemu sobie, że nawet jeśli będzie mu czasem ciężko, a Lumos nie będzie jeszcze sprawiało wrażenia drugiego domu, to jest duża szansa, że to uczucie minie, gdy zdejmie ze swoich barków ciężar obowiązków ciasno związanych z Hogwartem. - Kocham Cię. I kocham Lumos - wymruczał mu jeszcze w usta, zaraz odsuwając się tylko po to, by pojedynczym klapsem w pośladek pogonić go do przebrania się, licząc na jakiś mały pokaz striptizu, dopiero później zabierając się za porzucone sprzątanie kuchni. - Jak mogę Ci dziś jeszcze pomóc? - dopytał, zaklęciem wygaszając piec, gdy przesypywał już krakersy do przygotowanego pojemnika, chcąc zamknąć je szczelnie. - I jak bardzo muszę się przyłożyć do nauki zaklęć, jeśli nie chce zostać zwolniony?
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Myślę, że się nie zmarnują - zapewnił swojego kulinarnego mistrza, próbując sobie już zakodować w głowie, że nie może podjadać co chwilę i samemu wyrobić normę tego dnia. Ale dojadając babeczkę zorientował się, że to podłapanie słonych przystawko-przekąsek nie było wcale przemyślaną decyzją, bo to właśnie to najbardziej kusiło wilkołaka… o ile sam kucharz nie był brany pod uwagę. Drobny remoncik w kuchni nie był szczególnie dużym problemem, zwłaszcza kiedy ręce Mefisto same rwały się do pracy, nie będąc w stanie teraz zaakceptować jakiejkolwiek bierności. I pewnie też dlatego tak chętnie trzymał przy sobie Sky’a, potrzebując jego ciepła na przypomnienie sobie nieco delikatniejszych, mniej przemyślanych a bardziej naturalnych ruchów. Jeszcze chwilę temu wiernie otaczał się zaklęciami, by dopiero teraz - bez różdżki w ręku, z opuszkami palców uparcie badającymi miękkość puchoniej skóry - przypomnieć sobie o prawdziwej magii, którą kradł dla siebie pewnym zagarnianiem uwagi kryształowych tęczówek. I chciał tego jak najwięcej, bezczelnie powoli przekazując swoje myśli, byle tylko tkwić przy nim jak najdłużej. - Obiecuję - wymruczał szybko, chociaż to on sam domagał się zapewnień. Nie mógł ukryć tego przyjemnego dreszczu, które przemknęły wzdłuż jego kręgosłupa przez słowa Puchona, więc tym chętniej się w niego wtulił, by dzielić każde drżenie niespokojnych mięśni. - I też cię kocham - westchnął jeszcze, odsuwając się dość niechętnie, chociaż na ustach dalej rozciągnięty miał uśmiech. - No i co to za molestowanie w miejscu pracy… - zaśmiał się, podczas podchodzenia do gabinetu już ściągając koszulkę, w pierwszej chwili wolnością braku ubrań niemal zachłystując się przyjemnie łapanym powietrzem. - Pomóc… tak szczerze mówiąc, to ty dzisiaj tylko przygotowujesz się na jutro, więc chyba byłoby na tyle. Znaczy no, docenię towarzystwo i jak będziesz się nudził, to znajdę ci coś za barem - wyjaśnił, lekkim wzruszeniem ramion przyznając, że skylerowy natłok obowiązków jeszcze się nie zaczął. - I w ogóle cieszę się, że pytasz o te zaklęcia, bo w sumie miałbym kilka, które chciałbym przećwiczyć - przyznał, opierając się ramieniem o framugę i leniwie przemykając spojrzeniem po puchoniej sylwetce, gdy palce niespiesznie zapinały równe pasmo koszulowych guzików. - Nic szczególnie trudnego i nic niezbędnego, bardziej kilka przydatnych zaklęć, głównie służących defensywie oczywiście, o których znajomość chciałbym pytać nowych pracowników na rozmowie rekrutacyjnej. Expulso, Accenure, Expelliarmus, Immobilus, Protego… trochę leczniczych, typu Anapneo czy Vulnus alere. Muszę jeszcze posprawdzać dokładnie, nie chcę też ludziom stawiać jakiejś wysokiej poprzeczki, no ale dla wszystkiego można znaleźć jakiś zamiennik, to tylko przykłady… Zresztą, ty i tak już jesteś mocno do przodu, bo umiesz patronusa, a to wygodne. - Podwinął rękawy i rozłożył ręce, z uniesieniem brwi zawieszając spojrzenie na oczach Sky’a. - To jak wyglądam? - Dopytał szybko, pozerkując już na swój zegarek, by upewnić się co do godziny i może jednak przestać teraz snuć wielkie plany, skoro wypadało uśmiechać się za barem.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Już nigdy miało mu się nie znudzić oglądanie pracy pokrytych tatuażami mięśni, nie będąc pewnym czy to magia tak finezyjnie porusza ciasnymi splotami tuszu, czy to jego własne myśli wariują od wrażenia, pod jaki wprowadza go ten widok, narzucając mu przed oczy woalkę iluzji. Pewne było, że nie chciał odrywać wzroku od tego ukochanego ciała, jeśli tylko nie musiał zająć się w danej sekundzie czymkolwiek innym, zawsze tak samo zachwycony perfekcją jego sylwetki. - Mogę… usiąść przy barze, robić sztuczny tłum, pilnować czy nie przeginasz z flirtem... i jednocześnie pisać wypracowanie o wykorzystaniu tojadu w takiej jednej książce o Wilkołaku - zaproponował, w ostatniej chwili przypominając sobie o tym, co powinien jako pierwsze wymienić na liście swoich obowiązków, a jednak wiedział, że uwijający się za barem Mefisto, nawet jeśli wcale nie będzie go zaczepiał, nie pozwoli mu odpowiednio skupić się na pełnoprawnej nauce. Ściągnął brwi w drobnym zmartwieniu, prostując się mimowolnie w skupieniu, gdy jego szef wymieniał zaklęcia, które niekoniecznie były mu znane w zadowalającym stopniu i westchnął już ciężko w nagłym zrozumieniu, że tak oto dostał odpowiedź na dawne już zadane pytanie - nie, nie dostałby tej pracy, gdyby musiał przejść prawdziwą rozmowę kwalifikacyjną. Zanim jednak zdążył przymarudzić swojemu Wilkowi, to już sam siebie upomniał, że teraz nie miało to już żadnego znaczenia. Nie było żadnego sensu w tym, by teraz wyrzucać sobie jakiekolwiek braki i nie pozostało mu nic innego, jak ciężko pracować, by podciągnąć swoje umiejętności. - Mówiąc, że chciałbyś je przećwiczyć- Może lepiej weź mi spisz listę i sobie o nich poczytam najpierw…? - zaproponował, niezbyt chętny na rozczarowanie Mefisto, co do swojego poziomu, woląc "przećwiczyć" zaklęcia samemu, zanim zacznie to samo robić na oczach ukochanego. Nieco zakłopotany nowym zmartwieniem, w głowie już wyolbrzymiając go kilkukrotnie, podrapał się krańcem różdżki w policzek, za chwilę rzucając jeszcze kilka kolejnych drobnych zaklęć, którymi wspomagał się w organizacji i końcowemu sprzątaniu, które przerwał tylko ze względu na wchodzącego do kuchni Mefisto. - Profesjonalnie i niewiarygodnie seksownie. Dopiero na Tobie widać jak dobra to jest koszula - przyznał, unosząc nieco brwi i podchodząc już do swojego Wilka, by pogładzić przyjemny w dotyku materiał na jego torsie, wcześniej doceniając jakość materiału, ale nie potrafiąc sobie wyobrazić, że ten może aż tak dobrze układać się na ludzkim ciele. - Piękny jesteś. Leć, ja dokończę i zaraz przyjdę, by nie wzdychać tam od samego początku przy tym Twoim uśmiechu - mruknął, poganiając go nieco, poniekąd tym ślepym wypuszczeniem go samego do klientów chcąc zbudować w sobie więcej zaufania i spokoju, by uświadomić sobie, że wcale nie musi go pilnować. Nie powinien go pilnować. Dokończył sprzątanie, w większości raczej po prostu pozbywając się tego nieznośnego zapachu sztucznej nowości, część przygotowanych zapasów jedzenie przekładając do poręcznych pojemników, by w końcu móc pozbyć się z dłoni czarnych rękawiczek i z szacunkiem odwiesić fartuch na jego miejsce. Już kierował się w stronę baru, a jednak zawrócił się ku tylnemu wyjściu, by wymknąć się na deszczowe powietrze i zapalić papierosa dygocząc nieco z mroźnej wilgoci, za ochronę przed ciężkimi kroplami mając jedynie drobny daszek nad głową. Dym i ostry smak Błękitnych Gryfów przyjemnie łaskotał go jeszcze w gardle, gdy z wspomnianą wcześniej książką siadał na skraju baru z nieskrywanym zauroczeniem wpatrując się w płynne ruchy Mefisto. Nawet, gdy w końcu pochylił już głowę, to i tak w pewnym momencie złapał się na tym, że zamiast czytać, wodzi tylko wzrokiem po niezgrabnej czcionce, myślami wciąż będąc przy swoim chłopaku. - Okropna ta książka, ale faktycznie uwagi o tojadzie przydatne… Mam nadzieję, że jej nie czytałeś, bo tylko byś się powkurwiał - zagadnął, opierając się przedramionami o blat, a przy okazji i o solidne tomiszcze "Włochaty pysk, lecz dusza ludzka”, by wychylić się nieco do przodu, gdy tylko Mefisto znalazł dla niego więcej czasu, po części chcąc już wyciągnąć się mocniej, by wydęciem ust poprosić o drobnego całusa, a jednak szybko korygując się i udając, że wcale nic takiego nie przemknęło mu przez głowę. - Wygląda trochę tak, jakby autor napisał książkę, po czym redakcja bez większych starań próbowała go ocenzurować, wszędzie gdzie się da podkreślając, że likantropia jest straszną chorobą.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Pokiwał głową w zamyśleniu, nieco pomijając kwestię wspomnianej przez Sky’a książki, bo zawieszając się już na wymienianych zaklęciach; dopiero niedawno wpadł na ten pomysł, dochodząc do wniosku, że nawet jeśli nie są one jakieś wyjątkowo niezbędne, to warto o ich znajomość chociażby pytać. Wydawało mu się, że brakuje tego w innych barach - nigdy nie słyszał, by ktokolwiek wspominał o czymś takim przy relacjonowaniu rozmowy kwalifikacyjnej, a sam Mefisto doskonale kojarzył liczne bójki w tego typu lokalach, podczas których znajomość części wymienionych uroków z pewnością wyszłaby na dobre. - Pewnie, spiszę. Tym lepiej, bo ułożę po prostu opcje dla przyszłych pracowników… nie żeby szef kuchni musiał ćwiczyć rozbrajanie kogoś, ale no, skoro już prosisz… - zaśmiał się cicho, nie biorąc zupełnie pod uwagę, że mogłoby to być dla Sky’a jakimś problemem i jednocześnie nie widząc w ewentualnych kłopotach przeszkody w obejmowaniu posady, która dla Puchona właśnie miała być tą główną - bo gdyby przyszedł do Lumos jako obcy czarodziej, nie miałby raczej opcji skakania z kuchni za bar, więc też nie potrzebowałby tej wymyślonej przez Mefisto defensywy. - Słodzisz mi - wytknął mu z rozbawieniem, kręcąc lekko głową, ale chętnie przysuwając się do tych ostatnich czułości, na które mogli sobie pozwolić. I nie powstrzymał się wcale od skradnięcia jeszcze jednego krótkiego buziaka, nim z luźno szepniętym “wish me luck” nie oddalił się rzeczywiście na salę. Zgodnie z zasadą, wedle której za barem zawsze było coś do zrobienia, Mefisto wcale nie nudził się w oczekiwaniu na pierwszych klientów. Upewnił się, że muzyka dobrze niesie się po pomieszczeniu i nie będzie przeszkadzać, doczyścił przy pomocy magii wszelkie szkło i, kiedy już myślał, że może odetchnąć, chrupiąc kolejny kawałek lodu, musiał już uśmiechem witać grupkę czarownic. Miał wrażenie, że w pierwszej chwili zupełnie go zmroziło, jak gdyby nie znał nawet najprostszych koktajli, właśnie wtedy sięgając bardziej po zdolność czytania ludzi. Luźno dopytał o preferowany alkohol, a widząc już sympatyczne podejście kobiet pozwolił sobie na zdradzenie, że są pierwszymi klientkami; słuchał ich, kończąc koktajle i witając kolejnych gości. Płynnie przeskakiwał pomiędzy czystą magią, pilnującą temperatur i czystości, a bardziej fizycznymi czynnościami, na które składało się chociażby krojenie, wyciskanie czy wstrząsanie. Z tego zupełnie nowego świata dał się wyrwać widokiem siadającego przy barze Sky’a, skubnięciem kolczyka próbując powstrzymać cisnący się do niego uśmiech, jakby miał w jakiś sposób zdradzić łączącą ich relację. - Mmm, a co to? - Dopytał, upewniając się czy chłodziarka odpowiednio działa i na wszelki wypadek krusząc trochę więcej lodu. - “Włochaty pysk, lecz dusza ludzka”? - Strzelił, rozpoznając te kilka stron, które zdołał wychwycić. - Czytałem. Niby trochę nieznośna, ale właśnie wydaje mi się, że bardzo w niej widać co chciał autor przedstawić, a co zostało zmienione… - Przytaknął mu, pozerkując nieustannie na salę. - Tooo… chciałby się pan może czegoś napić? - Zaproponował, teraz już szczerząc się bezczelnie od ucha do ucha, gdy pochylał się do swojego chłopaka z różdżką niecierpliwie stukającą w blat.
/zt x2
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Deportowała się niedaleko domu Skylera jednak po odkryciu jego nieobecności od razu skierowała swoje kroki w kierunku ich niedawno otwartego baru. Nie wspomogła się teleportacją głównie po to, aby po drodze zebrać myśli, uspokoić oddech i przede wszystkim nie wyglądać jak siedem nieszczęść. Starannie zatuszowała cienie pod oczami wywołane wieloma wylanymi łzami, które już dawno odeszły w zapomnienie ustępując miejsca innym emocjom. Potrzebowała pogadać o nich z kimś kto zrozumie. Z niewyjaśnionej przyczyny przed oczami wyobraźni dostrzegła Skylera, który to wielokrotnie zapewniał ją, że gdyby potrzebowała to może do niego przyjść. Czy mogła skorzystać w końcu z jego oferty? Dojście do baru nie zajęło jej wiele czasu, a dostrzegła pierwsze zabudowania już z daleka. Im bliżej podchodziła tym szerzej otwierała oczy ze zdumienia. Dlaczego wydawało się jej, że znajdzie się w ciemnym pomieszczeniu pełnym magicznej mgły, aury grozy czy złowrogiego warkotu dochodzącego spomiędzy cieni? Nie, nie powinna sugerować się wyglądem Mefistotelesa. Podobno był przyjazny, a więc jej serce nie powinno łomotać tak mocno kiedy przekroczyła próg baru. Jasny wystrój i pewna doza przytulności podniosły ją na duchu. Zaplotła palce na cieniutkim pasku torebki uzmysłowiwszy sobie, że przez dłuższy czas wyginała swoje dłonie w geście ewidentnie zdradzającym nerwowość. Była przekonana, że jeśli znajdzie Mefistotelesa to chwilę później dostrzeże Skylera, a co tu dużo mówić, zdecydowanie łatwiej jest wyłowić spojrzeniem wytatuowanego wysokiego chłopaka i to w dodatku właściciela tego miejsca. Powiodła wzrokiem po klienteli i mogłaby przysiąc, że słyszała gdzieś odgłos stąpających kopyt. Potrząsnęła głową i nieco żwawiej podeszła do kontuaru. Oparła dłoń o blat i rozglądała się ukradkiem po barze. Nie mogła zaprzeczyć, że było tu przytulnie, a z tego co Puchoni opowiadali miejsce znajdzie tu każdy. Dosłownie każdy. Nagle podwójnie zapragnęła towarzystwa więc gdy tylko dostrzegła Mefistotelesa to od razu do niego podeszła. Energicznie, absolutnie nie było po niej widać pośpiechu, prawda? - Ymm... przepraszam. Masz... masz chwilę? - o Merlinie, czas przełamać swoje zakłopotanie i popatrzeć mu w oczy z nizin swojego wzrostu. - Bardzo elegancki bar. Robi wrażenie... naprawdę. - odchrząknęła i próbowała pozbyć się uczucia skrępowania. - Nie zastałam Skylera w waszym domu, wiesz może gdzie mogłabym go znaleźć? - powinnaś najpierw się przedstawić! On przecież nie wie kim jesteś, dziewczyno! Dopóki nie znajdzie się blisko ciepłego, dobrodusznego Skylera o twarzy iście anielskiej to nie było opcji aby miała się rozluźnić. Szczerze powiedziawszy dzisiaj nie pogardziłaby jakimś dobrym napitkiem, aby dodać sobie odwagi.
Szybko okazało się, że informowanie wszelkich możliwych znajomych o otwarciu Lumos było dobrym pomysłem; Mefisto miał wrażenie, że każda twarz pojawiająca się w jednych lub drugich drzwiach wejściowych wydawała się znajoma, a nawet jeśli wyjątkowo tak nie było, to goście zaraz w powitaniu zdradzali jakieś koneksje. Tym łatwiej było się uśmiechać i testować barmańsko-właścicielskie możliwości zacieśniania więzi ze swoimi klientami... jednocześnie tym częściej Ślizgon łapał się na pełnej naganie (dla siebie samego) za entuzjastyczne szastanie zniżkami. Ale prawda była taka, że właśnie od słowa do słowa najwygodniej rozkręcało się biznes, więc gdy któreś popołudnie z kolei przyniosło mu tak samo akceptowalny tłumek, nie narzekał; starał się opanować klasyczny chaos baru, który nie przypominał już sztucznej nowości, z każdym nowym gościem nabierając więcej życia. Im ciemniej, tym więcej ludzi, chociaż jesień nie tyle zdawała się przechodzić w zimę, co bardziej biec w stronę lodowej sadzawki. Mefisto po raz kolejny przyłapał się na bezwiednym nuceniu lecącej akurat piosenki, tylko tym czyszcząc sobie głowę pomiędzy kolejnymi zamówieniami - no, może jeszcze nieco chłodniejsze powietrze pomogło, gdy niemal przy drzwiach witał kolejnych gości. - Mam tyle chwil, ile tylko potrzeba - zapewnił drobne dziewczę, które zdawało się na niego pozerkiwać wyjątkowo niepewnie, co pewnie było głównym powodem, dla którego Mefisto zmusił się do zatrzymania w miejscu, zamiast ciągnięcia jej przez cały bar, do jakichś drobniejszych obowiązków. Tylko spojrzenie raz mu tam uciekło, upewniając się czy wszystko jest w porządku, by zaraz pełnię uwagi poświęcić już ciemnowłosej. Wydawała się zatroskana, nieśmiała, może po prostu znajomi wypchnęli ją w ramach żartu do zagadania barmana? - Elegancki, tak myślisz? Dziękuję - podjął, unosząc spojrzenie na zwisającą z sufitu zieleń, którą trochę uznawał za element przenoszący z wykwintnego lokalu na łono nieco brutalniejszej natury. Odruchowo uśmiechnął się szerzej, zadowolony z przyjemnego brzmienia domu ochrzczonego jako należący do "nich", jednocześnie po prostu ciesząc się na wieść o przybyciu jakiejś znajomej Sky'a, nawet jeśli nie był w stanie skojarzyć z jej twarzą jakiegokolwiek imienia. - Wiem, siedzi przy tamtym stoliku - pokazał jej. - Aleee zanim do niego uciekniesz, może masz na coś ochotę? Coś do picia, do przegryzienia? W gablotkach są słodkości iiii cóż, nikt nie opowie o nich lepiej niż sam Sky, więc o to zdecydowanie uderzaj do niego, ale z całą resztą mogę pomóc.
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
To i tak sukces, że została przez niego zauważona na tyle, aby poświęcił jej minutę bądź dwie. Obiecała sobie szybko wybadać gdzie podział swojego chłopaka i nie będzie więcej narażać go na zaniedbywanie obowiązków. Mimowolnie zaczęła analizować w myślach czy istnieje szansa, aby jej opinia na temat baru miała go urazić i po głębszym zastanowieniu przyznała sama sobie, że zabrzmiała po prostu głupio. - Jest tu oryginalnie. - zreflektowała się, a jej policzki pokryły się szkarłatem. Czy kiedykolwiek nauczy się w poprawny sposób komunikować z ludźmi? Nabrała powietrza do płuc i podniosła wzrok akurat wtedy aby zderzyć swoje spojrzenie z jego szerokim uśmiechem. Wow. - O, jest tutaj? Fantast... - zareagowała znacznie żywiej, ale urwała w połowie kiedy zaoferował napitek, poczęstunek. Wygięła usta w znacznie naturalniejszym uśmiechu. - Niech zgadnę, to on upiekł i przygotował te wszystkie słodkości? - była niemal przekonana, że mógł maczać w tym palce. Co prawda nie mogła pozwolić sobie na zbyteczne kalorie i po raz kolejny musiała odmówić sobie słodyczowej rozpusty tak uznała, że choć raz może pozwolić sobie na więcej i drinkom nie odmówi. Zwinęła pukiel włosów za ucho i ponagliła się w myślach byleby nie zajmować mu więcej czasu. - Znajdzie się trochę "miętowego memortka" albo kumysu? Coś, co nie zwali mnie z nóg po pierwszym łyku. - zlokalizowała wzrokiem siedzącego przy stoliku Skylera i nagle przypomniała sobie dlaczego go szukała. - To ja... ja będę przy tamtym stoliku. Nie chcę cię dłużej zatrzymywać. D-dzięki. - nie mogła w pełni skoncentrować się na rozmowie o barze kiedy wszystkie moce świata pchały ją by wyrzuciła z siebie swoje żale. Włożyła sporo uwagi w uśmiech, którym poczęstowała Mefistotelesa na pożegnanie i ruszyła we wskazanym kierunku. Nie zatrzymała się ani nie rozejrzała dopóki nie znalazła się przy stoliku Puchona. - Cześć, Sky. W końcu cię znalazłam. - odchrząknęła, aby pozbyć się chrypki. - Znajdziesz dla mnie... dłuższą chwilę? Przepraszam, że ci przerywam. Jeśli nie masz czasu to w porządku, innym razem, to nic pilnego... - co było kłamstwem bo im więcej mówiła tym trudniej było utrzymać spokojny wyraz twarzy. - Twój... chłopak jest bardzo miły. Te słodkości to twoja sprawka? - próbowała zagaić na luźniejszy temat byleby nie wypadać od razu ze swoimi problemami. Nie usiadła dopóki Skyler tego nie zaproponował.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Zawsze wydawało mu się, że do nauki potrzebował ciszy i dopiero ostatni rok edukacji uświadomił mu, że o wiele skuteczniejszym pomocnikiem okazywał się ten równomierny hałas, przywołujący mu wspomnienia z poprzedniej pracy. Łatwo było mu odciąć się od toczonych dookoła rozmów, zwłaszcza gdy te przybierały nieznane mu formy obcojęzyczne i nakładały się na siebie ciasno. Dużo prościej było też okiełznać swoje myśli, gdy te nie uciekały mu ku Mefisto, nie musząc zastanawiać się czy nie jest mu przypadkiem potrzebny, dość pewny tego, że w razie czego zostanie przez swojego Wilka zawołany. Chętnie więc zanurzał się w tej wygodzie, na własność zagarniając już wybrany stolik, który dumnie zwał "swoim", całą uwagę koncentrując na skrupulatnie wypełnianych tabelkach z testowanymi do pracy dyplomowej ingrediencjami. Bezwiednie raz po raz sięgał do miseczki ziołowych krakersów, których smak i tak za chwilę przepłukiwał słodką kawą, to właśnie białą filiżankę musząc odciągnąć od swoich ust, by uśmiechnąć się nie tyle na widok, ale już na sam dźwięk znajomego głosu, który poderwał go ku rzeczywistości. - Bonbon - przywitał się ciepło, szybko jednak dając się zaalarmować wyrazem jej twarzy, rumieńcom na policzkach i temu drobnemu drżeniu niepewności w jej głosie, od którego zdążył się już odzwyczaić, mając wrażenie, że zdołał oswoić tę uroczą istotę, by nie płoszyła się pod jego wzrokiem. Uśmiech zelżał nieznacznie, spadając z radosnej ekscytacji do uprzejmego komfortu, gdy odsuwał już krzesło koło siebie, chcąc by dziewczyna zajęła jak najbliższe mu miejsce. - Jasne, siadaj, siadaj - zapewnił ją, gdy zgarniał już swoje książki na jeden stos, pozwalając pergaminom pozwijać się w dorodne rolki. - Nie, on tak lubi słodzić, czaruś jeden - odpowiedział bez namysłu, przysuwając niemal już pustą miseczkę z krakersami w jej stronę, z opóźnieniem orientując się, że Puchonka wcale nie mówiła o rzucanych przez Mefisto komplementach, a prawdziwych słodkościach skrytych w błyszczących od nowości gablotkach, a więc i przygryzł wargę, by wstrzymać w sobie to drobne rozbawienie swoją pomyłką. - Tak, słodkości są ode mnie, bo mogę je przygotować w dowolnym czasie, bo no... Nie mam jeszcze czasu na pełen etat w kuchni - poprawił się, próbując dodać jak najwięcej od siebie do tej luźno zaproponowanej rozmowy, choć przecież już od samego stwierdzenia "w końcu cię znalazłam" spodziewał się, że musiało stać się coś złego. Serce mimowolnie zabiło mu szybciej na samą myśl, że może to być związane z plotką na temat Boyda, do której sam dołożył dość solidną cegiełkę. - Dobrze Cię widzieć - zapewnił, mając na uwadze, że ostatnio nie mieli okazji dłużej porozmawiać, raczej tylko mijając się gdzieś w pokoju wspólnym; ze związku z nowymi obowiązkami coraz rzadziej mając okazję próbować uraczyć ją swoimi ciastkami. Lekki uśmiech nie opuszczał jego twarzy, gdy ciepłym spojrzeniem rozgościł się już w jej oczach i sam odruchowo sięgnął dłonią do jej przedramienia, na ten krótki moment zamykając tam palce w przyjacielskiej trosce, gdy nieświadomie parafrazując Mefisto dodawał: - Mam dla Ciebie tyle chwil, ile tylko potrzeba.
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Nie miała bladego pojęcia jak on to robił ale ilekroć napotykała jego spojrzenie to momentalnie łagodniała. Skyler miał coś w swoim spojrzeniu co sprawiało, że nie dało się być przy nim spiętym. Co innego przy jego wytatuowanym i wysokim chłopaku, ale to już kwestia innych przypadków. Uśmiechnęłaby się wobec jego francusko-cukierkowego powitania jednak wyczerpała dzisiejszy zapas wesołości. Kąciki ust nie chciały już jej słuchać i być co rusz uniesione. Usiadła naprzeciw niego i nim zdążyła odwiesić torebkę to zebrała zlatujące ze stolika dwie kartki pergaminu po czym ułożyła je na stosiku znajdującym się przed Puchonem. Tknęło ją sumienie, że zajmuje mu czas. Potrzebowała tej drobnej kradzieży kawałka tego wieczoru jednak kim była, aby dopominać się o jego uwagę? Tak bardzo podupadła z wiarą w siebie i właśnie z tego powodu musiała do kogoś otworzyć usta. Z początku chciała złapać go w zamku jednak stwierdziła, że wówczas będzie odciągać go od obowiązków, a więc najlepiej było zlokalizować go w miejscu gdzie czas przestaje mieć znaczenie. Okazuje się, że bar "Lumos" nadawałby się do tego idealnie. Delikatnie pokręciła głową odmawiając poczęstunku. W stresie nie przełknie nawet kęsa. - Powinieneś założyć własną cukiernię. - zasugerowała ciekawe rozwiązanie. - Byłbyś świetną konkurencją dla Miodowego Królestwa. - dodała czując potrzebę sprawienia mu choć odrobiny radości swoją obecnością bowiem jeśli zacznie mówić o tym co ją boli to jego uśmiech może zniknąć, a była przekonana, że "Lumos" nie będzie wtedy tak przytulne. - Mefisto też tak mi odpowiedział. - kąciki jej ust zadrgały w ulotnym uśmiechu. Niemożliwe, aby byli ze sobą tak mocno zsynchronizowani! - J-jesteście niesamowici. - dodała znów drżącym głosem i przypomniała sobie co straciła. Zamknęła na moment oczy i starała się nie rozpłakać pod jego ciepłym gestem. - Ja... po prostu... - nerwowo skubała skórki przy paznokciach, które były już w stanie wołającym o pomstę do nieba. Otworzyła powieki i popatrzyła na Skylera szarymi oczami pokrytymi teraz cienką łzawą zasłoną. - Rozstałam się z B-boydem i chyba... chyba potrzebuję o tym porozmawiać. - widać było po niej walkę byleby nie rozbeczeć się, bo wtedy wyglądała odstręczająco. - Koleżanki myślą, że jak będą na niego psioczyć to poczuję się lepiej a tak nie jest, a ty wydajesz się... że jakoś to zrozumiesz. Nie wiem czemu mam takie wrażenie, ale jesteś teraz jedyną osobą, która mi przyszła na myśl. - posłała mu pełne skruchy spojrzenie jakby przyznawała się właśnie do popełnienia przestępstwa. Była niemalże przekonana, że Victoria przyznałaby jej rację, że jeśli pogadać o sercowych sprawach to ze Skylerem. Jeśli nie on to pójdzie ze spuszczoną głową do Joshuy wierząc, że ten nie będzie się zbyt mocno na nią wściekać.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Przytaknął jej cichym mruknięciem zastanowienia, niemal odruchowo dziękując za pokładaną w jego możliwościach wiarę, nie zamykając się całkowicie przed pomysłem otwarcia cukierni w przyszłości, a jednak woląc myśleć o tym jako o możliwości dalszego rozwoju i poszerzenia współpracy z Mefisto, a nie konieczności rozpoczęcia biznesu o własnych siłach, chcąc wierzyć, że nie tylko nic go z jego Wilkiem nie poróżni na tyle, by musiał szukać innej pracy, ale też, że Lumos osiągnie wieloletnią stabilność. - Tutaj też mi dobrze, tylko muszę jeszcze skończyć studia... - zaznaczył subtelnie, nie chcąc rozwijać tematu, by nie odciągać ciężaru rozmowy zbyt ku swoim prywatnym sprawom, a więc i zdanym niedawno kursie magicznego gotowania, dzięki któremu mógł poczuć się dużo pewniej przy zmianie pola swoich zainteresowań gastronomicznych. Uśmiechnął się delikatnie, uparcie nie pozwalając sobie utracić tego drobnego uniesienia kącików ust, jakby potrzebował choć tym nadrobić widoczny już wyraźniej smutek dziewczyny. Serce ściskało mu się od sprzecznych uczuć, które splatały się ze sobą ciasno, z jednej strony czując to ciepło irracjonalnego zadowolenia z dopasowania do ukochanego w tak drobnej sprawie, a z drugiej nie mogąc w pełni się z tego ucieszyć, gdy mimowolnie przyjmował już na siebie emocje Bonnie. Wstrzymał powietrze, gdy brwi wygięły mu się w złamane łuki, jeszcze zanim usłyszał z czym właściwie dziewczyna do niego przyszyła, zaraz już wzdychając cicho z pewną dozą zrozumienia dla zagubienia, jakie pojawiało się po zerwaniu, niezależnie od tego, po której jego stronie się stało. - Oj, Bons - mruknął cicho w mimowolnej dawce współczucia, której wcale nie chciał pokazywać, a jednak wylewała się z niego niepostrzeżenie, nie mogąc pomieścić się w nim, gdy całe miejsce zajmowały już wspomnienia własnych rozstań. - Zanim cokolwiek więcej powiesz... Niezależnie od tego, z której strony to wyszło, ani co było przyczyną- Czy w ogóle była jakaś przyczyna... Chcę Ci powiedzieć to, czego zrozumienie zajęło mi za dużo czasu i chciałbym, żeby ktoś mi to powiedział wcześniej - zaczął powoli, każde słowo pieczołowicie i uważnie układając sobie w ustach, by jak najlepiej wczuć się w to, co sam chciałby usłyszeć po którymkolwiek ze swoich zerwań, doskonale wiedząc, że najgorszą opcją było machnięcie ręki z pozytywnym "Jest wiele innych plumpek do złapania!". - Masz prawo być smutna lub zła. Tak długo, jak tylko potrzebujesz. Nawet jeśli ktoś nazwałby to dramatyzowaniem. Masz prawo czuć się źle i próbować z tym walczyć na różne sposoby, ale masz też prawo po prostu... poczekać aż samo minie - pociągnął dalej, starając się utrzymać ciepłe spojrzenie na szarościach jej oczu, mimowolnie pochylając się nieco w jej stronę, bo i ton miękł mu i ściszał się stopniowo, instynktownie budując to poczucie prywatności, które zdawało się wymagane przy tak delikatnym temacie. - Bo minie. Gwarantuję Ci, że nie będziesz się czuła w ten sposób wiecznie, nawet jeśli teraz wydaje się, że będzie inaczej. Będzie lepiej - dokończył, pozwalając sobie na delikatny uśmiech, gdy jedną dłoń kładł na swoim sercu w niemej przysiędze obietnicy, a drugą ścisnął krótko tę należącą do Bons, chcąc dodać jej trochę puchońskiej otuchy.
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Przez swoje zakochanie zaniedbała niektóre relacje. Gdy tak teraz spoglądała na Skylera za stosem pergaminów zdała sobie sprawę, że od nowego roku nie będzie go już w szkole. Powinna więcej uwagi zwracać na otoczenie skoro już nie jest… skoro już nie ma… skoro na nowo jest samotną szarą myszą. Złożyła sobie obietnicę, że będzie częściej tu przychodzić ale też po to, aby po prostu zrelaksować się a nie jedynie z własnymi problemami. Chłopaki przenieśli do pubu pierwiastek przytulności, który roztaczał się niczym ciepłe ramiona w zaciszu ich komuny. Nie poczuła się urażona wyrazem współczucia w jego spojrzeniu. Przygarbiła jedynie ramiona poruszona wydarzeniami ostatniego miesiąca. Musiała ułożyć to wszystko w swojej głowie jednak do tego potrzebowała pomocy kogoś kto, przykro to mówić, zna się na odnajdywaniu na nowo w rzeczywistości po rozstaniach. Wstrzymała na moment oddech i powstrzymała potok słów czekając na te, które według Skylera powinny jej ułatwić przejść przez tę drogę goryczy i obwiniania się. Powinna powiedzieć, że Boyd był jej pierwszym chłopakiem? To on miał zapaść na zawsze w jej pamięć jako jej pierwsza, myślała, że odwzajemniona, miłość. Zwinęła palce w małą pięść. - Sky, ale ja nie wiem jak mam z tym… w-walczyć. Sumienie nie daje mi spokoju, robię sobie wyrzuty choć wiem, że nie mam na sobie pełnej winy. - wplotła palce w swoje włosy, zacisnęła je w pięści i próbowała wyciszyć sumienie które wyło jej w głowie "to twoja wina". Pomyślała o złości. O tak, była wściekła, ale na tyle przy tym przepraszająca iż nie miała odwagi wyzwolić sobie złości w towarzystwie Skylera. To Boyd zachował się okropnie w odwecie za to, że… że nie była fajniejsza. Nie wiedziała co ma myśleć. Popatrzyła w dobrotliwe ciepłe oczy Puchona, szukając w nich odpowiedzi na te wszystkie pytania. - Chcę wierzyć, że to minie. Tylko czemu to musi tak boleć przy każdym oddechu? - zniżyła głos do szeptu. Gdyby nie jego postawa to nie byłaby w stanie wszystkiego z siebie wyrzucić. - Cały czas mam wrażenie, że jestem tak nudna, że miał mnie dość. - głos się jej załamał kiedy wyszeptała największą bolączkę - brak jakiejkolwiek wiary w siebie. Ukryła twarz w dłoniach aby podtrzymać cisnącą się rozpacz. Przeżywała wszystko tak jak prawdziwa nastolatka po utracie pierwszej miłości. Była z siebie dumna, że się nie popłakała. Potrzebowała usłyszeć, że nie była nudna. Rozstania zdarzają się, to nie jest przecież nic nienaturalnego. Po sześciu miesiącach związku dostrzegła w końcu wady Boyda, tak wyraźnie i dobitnie, że zastanawiała się jak to możliwe, że wcześniej ich nie widziała. Jakaś jej część westchnęła z żalu. Gdyby jednak im wyszło to mogłaby pokochać i te wady. Może nie od razu, ale w końcu by tak się stało. Potrafiła być wyrozumiała, ale zdecydowanie nie umiała podejść do sytuacji tak zdrowo jak Skyler. Samo to, że ją wysłuchuje dodaje jej wiele otuchy.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Nie mógł nic poradzić na drobne drżenie brwi w zmartwieniu, bo Merlinie, doskonale wiedział jak idiotyczny jest to mechanizm. Jak człowiek szuka się winy w sobie; jak dopatruje się swoich błędów i wybrakowań, nawet jeśli miałyby się wykluczać. Bo przecież logika nie musiała wcale iść w parze z niską samooceną, której rozstanie nigdy nie mogło podwyższyć. I dokładnie pamiętał to uczucie, które i teraz osiadło mu na klatce, choć znacznie delikatniej, niż kiedykolwiek wcześniej, bo niesiony nie jego własnymi uczuciami, a raczej zwykłą, ludzką empatią. Wiedział aż za dobrze, jak nieprzyjemnie to uczucie potrafiło przykleić się do człowieka i utrudniać zaczerpnięcie oddechu, jakby płuca sklejała jakaś oleista maź. Jak kładło się z nadzieją, że jutro będzie lepiej, ale budziło się rano, w zmęczeniu po bezsennych godzinach i wiedziało się doskonale, że ulga jest tymczasowa, bo już po kilku minutach po porzuceniu senności, ciężar znów wracał i mościł się na klatce. Jakby odnalazł w końcu swoje ulubione miejsce i nie planował już nigdy więcej go opuszczać. - Nie jesteś - zaprzeczył od razu, mimowolnie pochylając się w jej stronę, jakby to miało pomóc w mocniejszym złapaniu szarości jej oczu w objęcia jego własnego spojrzenia. - Rozumiem, że... Na pewno masz teraz dużo negatywnych myśli, ale musisz pamiętać, że to są tylko myśli. To nie są fakty - zaczął, w pierwszej kolejności chcąc jakoś odnieść się do tego, jak własny mózg potrafi ciągnąć człowieka w dół, wciąż podpowiadając co jeszcze jest w nas złego, niegodnego miłości innych. - Wyrzuty sumienia też są normalne... I ja- Ja wcale nie mam żadnej złotej rady, jak można to uciszyć, przyspieszyć, by znów wszystko było dobrze, bo za każdym razem jest zupełnie inaczej i każdy też potrzebuje czegoś innego... - przyznał powoli, ściągając brwi nieco mocniej przez poczucie jak bezużyteczny musi się wydawać, a jednak chciał wierzyć w to, że samą dostępnością swojego towarzystwa w jakiś sposób pomaga Puchonce. - Hobby pomaga. Zawsze dużo piekłem, ale... nie będę udawał, że nie pomagałem sobie różnymi używkami. Po każdym zerwaniu- Bons, tylko mi palić nie zaczynaj - przerwał, zastrzegając od razu nieco ostrzejszym tonem, poniekąd domyślając się już, że papierosy mogą skusić ją bardziej od kalorycznego alkoholu. Wybił się z myśli, nie potrafiąc wrócić do tego, co właściwie chciał przekazać, teraz nie widząc nic dobrego we wspominaniu tego, że po Ezrze na stałe przykleił się do Błękitnych Gryfów, a nawet po zerwaniu udawanego związku z Mattem nie potrafił odessać się od butelki rumu. - Wiem, że to trudne, zwłaszcza przy pierwszej miłości, ale wydaje mi się, że najlepiej sprawdza się zasada, by wybić klin klinem - dodał powoli, każdym drobnym mięśniem twarzy zdradzając niepewność tej rady, samemu nie wiedząc, co myśli o kierowaniu takich słów do wrażliwej Puchonki. - Zresztą... Popatrz na mnie i Mefisto. Gdybym nie próbował pocieszać się po zerwaniu, to kto wie, czy bylibyśmy teraz razem, a przysięgam Ci, nigdy z nikim nie byłem tak szczęśliwy, wiec... - urwał, wzruszając delikatnie ramionami, nie potrafiąc przepchnąć przez usta tego "wszystko się ułoży, będzie dobrze", bo przecież sam nie wierzył w te słowa, gdy ktoś próbował go pocieszać. - Jesteś młoda, piękna, inteligentna, a przy tym zabójczo urocza, Mam nadzieję, że Boyd jest świadom tego, co stracił - dodał, przegryzając na chwilę wargę, by nie zdradzić, że domyśla się, co jeszcze stracił Gryfon i może to właśnie przymus zastrzyków testosteronu doprowadził do rozstania tej parki. - Myślę, że powinnaś sobie odpuścić... pozwolić sobie na wsłuchanie się we własne zachcianki, by zrozumieć czym potrzebujesz się pocieszyć i po prosto bez poczucia winy po to sięgnąć, niezależnie od tego, czy będzie to jedzenie, alkohol czy no... Bliskość.
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Kiedy zobaczyła w jego oczach pełne zrozumienie to płacz ścisnął ją za gardło i odebrał na moment zdolność mówienia. Nie spodziewała się ujrzeć w czyimkolwiek obliczu ogrom takiego współodczuwania. Dla niej było to wszystko nowością, to ciężkie uczucie odrzucenia, bycia niechcianym, a także rozczarowania związanego z kimś, kogo była przekonana, że kocha. Cała ta sytuacja była niczym kubeł zimnej wody wylany na głowę w samym środku zimy. Trzęsła się, drżała z emocjonalnego wychłodzenia bowiem nagle musiała sama zadbać o równowagę. Czy to możliwe, że tak bardzo przyzwyczaiła się już do obecności i wsparcia Boyda, że bez niego nie mogła funkcjonować? Tak bardzo za nim tęskniła, a jednak ilekroć o nim pomyślała to jej serce atakowały ukłucia wyrzutów sumienia. Przeniosła swoje zziębnięte dłonie z kolan na stolik, a dokładniej na wysuniętą dłoń Skylera. Ścisnęła ją jak najmocniej potrafiła (a zatem było to średnio odczuwalne) i wpatrywała się w swoje odbicie w jego oczach kiedy wypowiadane słowa trafiały prosto do jej serca. Ciężar odrzucenia zelżał bowiem był na świecie ktoś, kto to rozumiał i ba, był szczęśliwy. Sama Bons odnosiła wrażenie, że już nigdy przenigdy nie będzie czuć się tak dobrze jak przy Boydzie. - Ale myśli są takie... ciężkie. Nie umiem ich nie słuchać. - wyżaliła się i zazdrościła mu logicznego spojrzenia na sytuację. Jak to możliwe, że gdy jej oczy były przesłonięte łzami, a jednak uśmiechnęła się gdy ją przestrzegł tonem starszego brata? - Nie będę palić ani wagarować. - obiecała solennie i odchrząknęła chcąc pozbyć się chrypki. - Hobby? Hmm... brzmi dobrze tylko jedno z moich hobby akurat mi się z nim kojarzy. - posłała mu smutny uśmiech jakby chcąc udowodnić, że gdzie się nie odwróci i gdzie nie spojrzy to znajdzie coś, co jej przypomni o Boydzie i o tym, że go straciła z powodu swojej głupoty. Odruchowo odwróciła się przez ramię, aby odnaleźć wzrokiem Mefistotelesa. - Wizualnie jesteście od siebie tak różni... czyli to prawda, że przeciwieństwa się przyciągają. - odchrząknęła kolejny raz i z już większym spokojem powróciła spojrzeniem do skupionego Skylera. Był żywym przykładem, że po złamaniu serca da się pozbierać i na Merlina, chciała mu w to wszystko uwierzyć! Być może za parę dni albo za tydzień uda się jej zaufanie osobie bardziej doświadczonej. Nie potrafiła powstrzymać grymasu kiedy ją skomplementował. Powoli na nowo reagowała alergicznie na wszelakie miłe słowa dotyczące jej wyglądu. Poprawiła bransoletkę na nadgarstku byleby zająć czymś ręce. - To bardziej ja straciłam jego niż on mnie. Przecież jest popularny, do tej pory nie wiem jak to się stało, że zwrócił na mnie w ogóle uwagę. - wydukała pod nosem. Szczerość przychodziła jej z coraz większą łatwością bowiem miała już pewność, że jest w pełni rozumiana i Skyler uszanuje wszystkie jej odczucia. - Wczorajszego dnia dostałam zaproszenie na kawę... i nie wiem czy iść. Mam ochotę schować się pod kołdrą i nigdy spod niej nie wychodzić, ale to takie przykre. - radziła się Puchona, bowiem żywiła przekonanie, że i w tej kwestii coś doradzi albo chociaż wyrazi swoje zdanie. Hunter był naprawdę miłym chłopakiem, ale to zaproszenie na kawę brzmiało zaiste niczym randka. Teoretycznie uzgodnili, że to zwykła kawa bez żadnego zaplecza ale czuła, że to tak nie działa.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Przykrył jej dłoń, zamykając ją w ciepłym objęciu swoich własnych, jakby ogrzaniem jej palców naprawdę miał szansę ocieplić też jej samopoczucie. Przytaknął jej cichym mruknięciem na znak, że doskonale rozumie to uczucie, że nawet coś, co wcześniej sprawiało nam przyjemność, teraz nie potrafi tego robić przez zbyt silne powiązanie z osobą, której wspomnienia wciąż wywołują ból, a jednak nie potrafił znaleźć na to żadnej prostej rady, samemu mając uraz do wielu miejsc czy czynności, które zbyt silnie kojarzyły mu się z konkretnymi wspomnieniami, by móc powrócić do nich bez żalu. Dopiero po kilku stabilnych miesiącach z Mefisto nabierał w sobie więcej dystansu, potrafiąc usiąść znów na uwielbianej przez siebie kamiennej ławeczce i nie patrzeć na nią przez pryzmat pierwszych rozmów z Finnem czy w pełni samolubnych pocałunków z Mattem. - Nie rezygnuj z hobby tylko dlatego, że Ci się z nim kojarzy... - poprosił cicho, dość miękko, nie mając w sobie na tyle bezczelności, by zamienić to zdanie w poradę czy rozkaz, dopuszczając do siebie myśl, że może właśnie tej chwilowej rezygnacji Bonnie potrzebuje, a jednak chciał wierzyć, że pasja zwycięży nad złamanym sercem. - Chodzi o zwierzęta? O piekę nad nimi? - dopytał, nieco krępując się tym, że nie jest pewny co do zainteresowań koleżanki, nie chcąc kłamać, że jest inaczej i wykorzystując po prostu te strzępy rozmów, które pamiętał i które mogły naprowadzić go na poprawną odpowiedź. Instynktownie zerknął w stronę baru na to porównanie go do Mefisto, uśmiechając się lekko, nie chcąc wylewać tu swoich niknących już przecież kompleksów, by nie tylko nie odciągać uwagi od Puchonki, która powinna stać teraz na pierwszym miejscu, ale też nie chcąc wprawić ją w zakłopotanie, że jej komentarz niekoniecznie brzmiał dla niego jak komplement. W końcu patrząc na umięśnionego, absurdalnie przystojnego mężczyznę, chciał wierzyć, że aż tak się od siebie nie różnią, krok po kroku poprawiając swoje nawyki, by z dnia na dzień pracować nad własną sylwetką. I może nawet kolejne pojawiające się na jego ciele tatuaże zdradzały, że i w tym próbuje nieco upodobnić się do swojego chłopaka. - Bons... - zaczął, ale zamilkł od razu, ściągając brwi w złamane łuki, ledwo powstrzymując się od wylania swojej niezbyt pozytywnej opinii o Boydzie, nie widząc w tym nic dobrego w tym momencie i biorąc też pod uwagę, że część jego zachowań faktycznie mogła wynikać z problemów, o których on sam nie miał pojęcia. - Popularność to nie wszystko... - mruknął więc tylko, na chwilę uciekając spojrzeniem w bok, bezwiednie podążając nim za przyglądającym się słodkościom w gablotce goblinowi, by westchnąć cicho, nie wiedząc jak zawalczyć z niską samooceną dziewczyny. - Moja Flora mówi bardzo podobne rzeczy. Nie rozumiem jak tak wartościowe osoby mogą mieć tak słabą opinię o sobie. Może... może to kwestia tego, że za dobrze myślicie o wszystkich innych - zastanowił się na głos, powracając do dziewczyny smutnym spojrzeniem, bo znów złapał go żal do samego siebie i nagła świadomość, że nie będzie w stanie poprawić samooceny Bons, którą zerwanie musiało dodatkowo nadszarpnąć, skoro przez tyle czasu nie zdołał nic zrobić z tą florkową. Zerknął na zbliżającego się do nich Mefisto, nie podejrzewając, że ten kieruje się z zamówieniem do ich stolika, pozwalając uśmiechowi mimowolnie krystalizować się wraz z zanikaniem dystansu między nimi, a jednak powstrzymał się od sięgnięcia do niego dłonią, zaciskając ją na własnym udzie, nie chcąc pozwalać sobie na czułości przed kimś, kto wciąż cierpiał po ich utracie. - Myślę, że jak nie pójdziesz, to potem możesz żałować - odpowiedział w końcu z namysłem, przemykając spojrzeniem po postawionym przed dziewczyną mojito z dymnicą, przygryzając na chwilę wargę w walce z samym sobą, by nie poprosić Mefisto o szklankę tego słodko miętowego napitku, próbując racjonalnie spojrzeć na to, ile nauki jeszcze dziś go czekało. - Może to odciągnie Cię od negatywnych myśli i pomoże znaleźć nowe... hobby.