To miejsce ma swój specyficzny urok głównie w wietrzne dni. Mury tej wieży nie są zbudowane zbyt dokładnie, przez szpary dostaje się tu wiatr, świszcząc cicho. Ma ku temu bardzo sprzyjające warunki - mnóstwo mniejszych i większych otworów w ścianach. Niekiedy da się tu usłyszeć jakieś nieznane melodyjki, wygrywane przez podmuchy, chłodne, lub niekoniecznie. Miejsce to jest raczej dla osób, którym nie przeszkadza wiatr. Przecież musi dostawać się do środka, skoro ma tworzyć przeróżne dźwięki!
Nie będąc szczególnie przewidującą i zapobiegliwą osobą, Mia, w swoim podkoszulku zaczęła marznąć. Poczuła wychodzącą na ramionach gęsią skórkę i było jej niekomfortowo, ale nie miała zamiaru się stamtąd zabierać, skoro już przyszła. Najpierw miała zamiar opróżnić butelkę, choćby miała siedzieć do rana i całkiem skostnieć. Nie zdążyła się poruszyć ani o centymetr, kiedy usłyszała kroki. Coś takiego w tym zakmu było, że kiedy szukało się samotności i przychodziło do miejsc, które odwiedzane są raz na ruski rok, albo kogoś się tam spotykało, albo za chwilę przychodził ktoś inny, też spragniony samotności i też zawiedziony nieproszonym towarzystwem. Ale Mia nie poruszyła się nadal, słuchając tylko odgłosu kroków. Za chwilę dostrzegła czyjeś nogi, ale resztę przysłaniał jej wciąż nasunięty na oczy kapelusz. Mimo wszystko dalej leżała nieruchomo, póki ta osoba się nie odezwała. Rozpoznając głos Ioannisa uniosła lekko brwi, a półuśmiech zastygł na jej twarzy. Uniosła rękę i wykonała gest najbliższy salutowaniu, witając się w ten sposób, odsunęła lekko kapelusz, by zobaczyć twarz Greka i otuliła się ciaśniej jego płaszczem, który - och, ach! - chłopak wspaniałomyślnie jej ofiarował. - Mam przyjaciół, ale ich nie lubię - powiedziała, patrząc do góry nogami na chłopaka. - A pić nawet jeszcze nie zaczęłam. - W dowodzie pokazała mu nieotwartą jeszcze, pełną butelkę alkoholu, unosząc ją niezgrabnie nad głowę, o mało nie upuszczając jej na podłogę. - Będę mniej żałosna, jak też trochę wypijesz? Wprawdzie pierwotny plan zakładał samotność, stan kompletnej nieświadomości i tak dalej, Mia stwierdziła, że Ioannis jest godzien, by z nią zostać, ba - otrzymać kilka łyków Nektaru.
Powoli czuł ogarniający jego kościsty tyłek chłód. Mimo, iż ubrał się naprawdę ciepło, wręcz za ciepło, jednak nie tyczyło się to spodni - przecież nie będzie nosić takich dziwnych wynalazków jak kalesony czy ciepłe majciochy! Jednak zacisnął zęby i postanowił ignorować zimny beton, na którym siedział. Przy tym wciąż wpatrywał się w Mię, zastanawiając się, co ma w sobie szczególnego, że poznał ją "z daleka"? Może te wszystkie przyjaźnie zawarte w dzieciństwie i mity z tym związane to może jednak... znajduje się w nich choć ziarenko prawdy? Pochłonął się w tych rozmyślaniach bez reszty, zastygając wzrokiem gdzieś w okolicy twarzy Krukonki, kiedy w końcu do jego mózgu dotarła informacja o słowach wypowiadanych przez nią. Zamrugał szybko, przetwarzając zdobyte dane, a potem... roześmiał się. Krótko, powściągliwie, ale zaśmiał się. Przyrzekam! Przekręcił jeszcze głowę lekko na bok, przyglądając się butelce. Tym razem. - Ja też ich nie lubię. Lepiej dogaduję się z wrogami - dodał coś od siebie, a potem sięgnął po trunek od Mii i przeczytał etykietę. - A, nie, lepiej nie. Pij na zdrowie - rzucił, oddając jej własność i mając w pamięci fakt, iż upija się nader szybko. Szybciej nawet niż... kobiety? Ale obciach! W każdym razie nie wiedzieć czemu mignęło mu jak przez mgłę wspomnienie o... rusałce. Potrząsnął aż łbem, aby nieco "otrzeźwieć". W zasadzie cóż za nietakt, odmawiać wspólnego picia? Ale nie przejmował się tym za bardzo. Był ciekawy reakcji, dlatego ponownie przerzucił wzrok na dziewczynę. Powinna się ucieszyć - wszak więcej Nektaru dla niej!
Właściwie jakiekolwiek mity i legendy prawiące o przyjaźniach z dzieciństwa były Mii nieznane. Była w tym jednakowoż jakaś magia, bo nie zdarzało się często, żeby dziewczyna darzyła jakąś znajomość sentymantem, w czasie kiedy dziecinne podboje z Ioannisem czasami wspominała, do tego z lekkim uśmiechem, a nie obojętnością i machnięciem ręki. No i nie przeszkadzało jej, że przyszedł, w czasie gdy kogokolwiek innego, z małymi wyjątkami, zrzuciłaby ze schodów, zirytowana, że śmieli wtargnąć w jej intymność. Jej brwi znów podskoczyły na chwilę ku górze, bo mogłaby przysiąc, że słyszała tak unikalny i niespotykany dźwięk, jak śmiech Gavrilidisa. A nie pamiętała, żeby po słyszała go kiedykolwiek po jego wyjeździe do Hogwartu. Poczuła nawet swoistą dumę. - No - potwierdziła inteligentnie. - Wolałabym nawet, żeby niektórzy moi przyjaciele byli wrogami. - Ależ skąd, nie miałaś na myśli nikogo konkretnego. Gdzieżby! Przecież nic nie czujesz, zimna rybo. Mia mrużąc oczy i zaciskając lekko warki w swojej specyficznej minie wyrażającej pobłażanie, przegręciła się, by usiąść po turecku naprzeciwko Ioannisa. Dla wygody wsunęła ręce w rękawy jego płaszcza, trochę w nim tonąc, ale ciepełko to ciepełko, pogardzić się nie da. No i musiała wyglądać przeuroczo, no nie? Dopiero kiedy usadowiła się wygodnie, odebrała swoją butelkę, otworzyła ją sprawnie i przycisnęła szyjkę do ust. Upiła dwa szczodre łyki, nieeleganco otarła wargi wierzchem dłoni a potem wyciągnęła rękę z butelką w stronę chłopaka z miną nieznoszącą sprzeciwu. Nie ma takich, jej się nie odmawia. Jak już przyszedł, to ma pić, a nie się wzbraniać jak ta baba. Zwłaszcza że Mia nie miała na tyle mocnej głowy, żeby dotrwać do momentu, w którym mogłaby śmiać się z niego, że się szybko upija. Taki argument więc dla niej nie istniał, i już. I chociaż nic konkretnego nie powiedziała, wszystko powyższe dało się odczytać z jej twarzy.
Och, gdyby Ioanni znałby myśli Mii, z pewnością połechtałyby jego i tak już znacznie wygórowane ego. Ale cóż jest w tym złego? Każdy chyba chciałby być doceniany w ten czy inny sposób. I on nie należał w tym przypadku do wyjątków. Choć sam nie potrafił często kogoś skomplementować, czy po prostu obdarzyć go jakąś formą uznania. Dlatego dziwił się często, jak to się stało, że miał jeszcze w pobliżu takie osoby, z którymi lubi przebywać, które ceni i z którymi mógłby się podzielić swoimi przemyśleniami. Jednak największym problemem było to, że gdyby ich zabrakło... nie obeszłoby go to specjalnie. O Gideonie już prawie nie pamiętał, został marnym wspomnieniem gdzieś w odmętach rozumu. Uniósł nieznacznie brwi ze zdziwienia, kiedy usłyszał jej słowa. Jednak pokiwał powoli głową i machnął ręką w powietrzu w nieokreślonym geście. - Wiesz, wrogów zawsze warto mieć blisko siebie - skomentował na swój sposób, nie mając pojęcia, o co jej chodzi. Więc rozmowa w jego przypadku była czysto teoretyczna, a wręcz pozostająca na płaszczyźnie luźnych, oderwanych od siebie myśli, z tym, że wygłaszanych na głos. Owszem, wyglądała przeuroczo, dlatego Ioanni uniósł lekko jeden z kącików ust, ale po chwili się pohamował i twarz wróciła do poprzedniego, obojętnego wyrazu. Przyglądał się uważnie jej czynnościom, a potem miał ochotę skrzywić się znacznie, na widok podawanej mu butelki i tej nieprzejednanej miny Krukonki. Na jego buźce pojawił się cień grymasu, jednak szybkim ruchem wziął od niej naczynie i podjął się wyzwania upicia się. Pochłonął kilka sporych łyków alkoholu, by znów podać go właścicielce. - Czy niepamięć naprawdę jest taka fascynująca, że wszyscy po nią sięgają? - spytał cicho, bardziej siebie niż Mii, z wyraźnym niezadowoleniem. On nie miał o czym zapominać. Jeszcze. A może... jednak?
Szkoda, że Ioanni nigdy tego nie usłyszy! Chociaż może to i lepiej. Ewentualnie już po tym, jak Mia się trochę upije, ale skoro Janek ma słabą głowę, to i tak tego nie zapamięta. Bo chociaż Mia w przeciwieństwie do Gavrilidisa owszem, potrzebowała ludzi, z którymi mogła podzielić się myślami, nawet jeśli przy tym nic nie mówiła, bo przecież tak się zdarza, nie umiała i nie lubiła tego okazywać, więc zazwyczaj takie osoby pozostawały tego nieświadome. Właściwie tylko raz, dokładnie raz w życiu wyjawiła komuś swoje uczucia. I to nie osobiście, a w liście. Pomińmy kwestię tego, że w chwili obecnej bardzo tego żałowała. W każdym razie MRU nie lubiła zostawać zupełnie sama, lubiła mieć kogoś obok, chociaż czasami. Albo mieć świadomość, że w ogóle istnieje ktoś w jakiś sposób jej bliski, komu nie musi nic tłumaczyć i kto dobrze rozumie przekazy jej milczenia. Mia, rozważając jego słowa - jakby słyszała je pierwszy raz w życiu, a to przecież taka popularna makzyma - wbiła wzrok w ścianę za Ioannisem. Pomyślała przy tym o Chiarze. Ale na razie ta myśl była nieuporządkowana i dziewczyna odłożyła ją na później. Przecież po to tu przyszła, żeby chociaż na chwilę zapomnieć o tych sprawach. Po chwili więc znowu spojrzała na Ioannisa, który właśnie zwrócił jej butelkę. Wzięła ją i utomatycznie pociągnęła kolejne łyki. - Czy ja wiem, czy taka znowu fascynująca - mruknęła raczej niewyraźnie, osuszając usta skrajem rękawu ioannisowego płaszcza. - Ale przez chwilę jest trochę lepiej, niż zazwyczaj. - Bo Ursulis właściwie rzadko się upijała. To dlatego, że pod wpływem alkoholu zachowywała się... bardzo jak nie ona. Właściwie miała te samo objawy, co każdy: mówienie nieodpowiednich rzeczy, czasami śpiewanie, próby tańca, szalone i spontaniczne poczynania. Ale z jej naturą o wiele bardziej to kontrastowało, dlatego wolała upijać się na smutno. Tym razem chyba jednak zanosiło się na coś innego. Ciekawe, jak dużo czasu zostało, zanim Mia przestanie panować nad tym, co robi. - Ale nie wmówisz mi, że nie lubisz od czasu do czasu znaleźć się w takim stanie. Albo przynajmniej bez krępacji zrobić coś głupiego.
No właśnie, nie będzie nic pamiętał, więc co mu po takiej wiedzy? Będzie mu najwyżej przyjemnie przez pierwsze parę minut, a potem znów będzie żyć w błogiej nieświadomości! Czyż to nie czyni z niego bohatera tragicznego?! A przynajmniej w jego mniemaniu by czyniło. Ale i tak nawet to nie trwałoby zbyt długo; przywykł do wyrzucania porażek niczym cuchnących śmieci do kosza, znajdującego się daleko, daleko stąd. Dlatego w danym momencie coś mu się bardzo, ale to bardzo nie podobało i wciąż nie wiedział co. Może to rzeczywiście miało związek z Melką, ale póki co jego mózg nie dopuszczał do siebie takiej ewentualności. No bo jak to tak, Gavrilidis, zależy ci na czymkolwiek/kimkolwiek? Chyba sobie kpisz. Dlatego ostentacyjnie to wszystko ignorował, a przynajmniej próbował. Wychodziło raz tak, a raz jeszcze inaczej. Swoją drogą to zabawne, że siedzą tu razem i każdy ma tak odmienne myśli, że na dobrą sprawę, gdyby wypowiadali je na głos, to już po chwili można byłoby zgłupieć i zaplątać się w nich bardzo paskudnie. Ja o niebie, ty o chlebie. Ale nic takiego się nie zdarzyło; cisza, która wypełniła na moment pomieszczenie idealnie oczyściła rzeczywistość ze wszelakich zbędnych nieporozumień i nieścisłości. Myśli nigdy się nie skrzyżowały, tylko zostały uwięzione w odrębnych płaszczyznach, gdzie nie miały prawa się spotkać. Któreś z nich musiałoby posiadać zdolność legilimencji i oklumencji, a tak oczywiście nie było. Na Rowenę, jak dobrze! Kiedy skończyła pić, znów odebrał jej butelkę, by samemu spożytkować kilka kolejnych łyków. No skoro chciała, aby z nią pił, to musiał się dostosować do panujących zasad, czyż nie? - Nie wiem, nie lubię robić niczego głupiego - odparł, wykrzywiając twarz w lekkim uśmiechu. - Nie masz czasem wrażenia, że ludzie są zbyt głupi na trzeźwo, by jeszcze dawać im do tego alkohol? - dodał, uśmiechając się jeszcze szerzej. Nie wiem, co mu jest, że się tak szczerzy, naprawdę nie wiem.
Może w takim wypadku gdyby zdołał przekonać Mię i tragiźmie swojej sytuacji, usłyszałby to znowu! Ale najpierw musiałby ją trochę czymś odurzyć, bez tego by się nie obyło. Ale może gdyby Mia zapomniała o swoich słowach, a Ioanni jej nie przypominał, mógłby zachować dla siebie tę wiedzę i móc cieszyć się nią do końca swoich dni! I wtedy za każdym razem, gdy przychodziłyby gorsze dni, mógłby przypomnieć sobie o tym i tak dalej. To faktycznie trochę zabawne. A Mia zdawała sobie z tego raczej sprawę i jej się to bardzo podobało. Nie lubiła, jak ktoś zbytnią gadatliwością odciąga ją od własnych przemyśleń, a z Ioannisem jej to w żadnym przypadku nie groziło. - I nic spontanicznego, niestosownego, uważanego ogólnie za złe? - spytała, unosząc znów brwi i odbierając mu butelkę, która, nota bene, była już prawie w połowie opróżniona. Po tym, jak Mia znów przyssała się do szyjki, nawet w więcej, niż połowie. A ta część, która przypadła w udziale Mijce już zaczynała tańczyć jej w głowie. Uśmiechnęła się równie szeroko co on, w ten sposób zgadzając się z jego wypowiedzą. Swoją drogą powinna czuć się zaszczycona, że się tak do niej szczerzył. A wcześniej jeszcze się zaśmiał! Może Mia powinna specjalnie założyć pamiętnik, żeby to w nim zapisać! Ursulis, zaraz po tym szczerzeniu się do siebie nawzajem, znów wcisnęła mu butelkę, a potem obruciła się znowu na plecy, ciaśniej owijając się płaszczem, bo świszczący raz po raz wiatr wdzierał się w rękawy i za kołnierz, a przy tym spadł jej kapelusz i potoczył się po podłodze. - Ioannis - powiedziała zupełnie innym tonem, bardzo poważnie, chociaż cały czas się szczerzyła, w stronę sufitu tym razem. - Czy jesteś szczęśliwym człowiekiem?
Ach, doprawdy, w tak postawionej sytuacji Ioanni z pewnością byłby wniebowzięty. Spisałby sobie jej słowa i powiesił nad łóżkiem, oprawiając oczywiście uprzednio w kolorową ramkę i codziennie składałby modły do bóstwa, które to napisało. Oczywiście, oczywiście, zachowanie typowe dla niego, a jakże! Pewnie gdyby sam zainteresowany o tym wiedział, popukałby się w głowę, ale kto by się tym przejmował? Poruszył się trochę na tej podłodze, bo powoli zaczęły go boleć półdupki. Jednak manewr ten przyniósł jedynie tymczasową ulgę i ostatecznie wstał, wciąż będąc jednak dostatecznie blisko Mii. Na tyle blisko, aby się schylić i odebrać od dziewczyny butelkę. Upił kilka łyków, krzywiąc się coraz bardziej. A powinno być przecież zgoła inaczej - grymas powinien pojawić się za pierwszym razem, a aparat gębowy w miarę upływu czasu picia powinien przyzwyczajać się do tego smaku. U niego jak zwykle wszystko było odwrotnie. To spowodowało, iż szybko oddał resztki alkoholu krukonce. - Mhm - potwierdził niemrawo, wsłuchując się w melodie grane przez wiatr. Zabawne, jakoś nigdy nie doceniał tego miejsca, o walorach dźwiękowych nawet nie myśląc; jedyne, co go interesowało, to niezły zapiździel przyprawiający o gęsią skórę i to bynajmniej nie z ekscytacji. - Tak na dobrą sprawę, co jest fajnego w tym, iż ludzie uważają cię za idiotę? - spytał retorycznie, przerzucając wzrok z jednej szczelin na Mię. - Wiesz, radość może dawać wiele innych rzeczy, niekoniecznie głupich czy niestosownych. Chociaż... jeżeli towarzystwo miałoby odpowiednie zniesmaczone miny, mógłbym zrobić cokolwiek wstrząsającego tylko po to, aby to zobaczyć - dodał naprędce, ponownie się uśmiechając, tym razem jednak ironicznie. Na następne pytanie dziewczyny uniósł nieznacznie brwi do góry, ale trwało to zaledwie chwilę. - Oczywiście - odpowiedział, będąc o tym święcie przekonany. A przynajmniej sprawiał takie nieodparte wrażenie. - Niczego mi w życiu nie brakuje - dopowiedział. Ach, no tak, oprócz bliskiej osoby, na której by ci zależało. Ale, to taki tam drobiazg, zupełnie nic nie znaczący, nieprawdaż Gavrilidis? - A ty? - spytał, choć nie wiedział czemu. Przecież cię to nie interesuje, nie? A może jednak?
Przyjęła butelkę i potrząsnęła resztkami zawartości, a potem wychylając się, żeby się nie oblać, wypiła wszystko do dna i z głośnym stuknięciem odstawiła puste naczynie na bok. - Nie stój tak nade mną - powiedziała mrukliwie, bo bardzo nie lubiła, kiedy ktoś tak robił. Zamiast jednak poczekać na jakąkolwiek reakcję na jej prośbę, sama podparła się na łokciach, by chwiejnie się podnieść i stanąć obok Ioannisa. Świat zatoczył kilka kółek, ale na szczęście na tyle powoli, żeby Mia nie zataczała się za specjalnie. Może lekko się chwiała, ale nieznacznie. Prychnęła w odpowiedzi na jego słowa. - A co fajnego jest w tym, że ludzie uważają cię za kogoś zajebistego? - Wzruszyła ramionami, uśmiechając się kpiąco do Gavrilidisa. - Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie, co uważają ludzie. Zwłaszcza że to w dziewięćdziesięciu procentach kompletni idioci. - Mia przestąpiła z nogi na nogę, by zaraz odwrócić się i przejść wzdłuż pomieszczenia, potrącając przy tym nogą pozostawioną wcześniej butelkę, która przewróciła się, zagłuszając grę wiatru i przetoczyła pod samą ścianę, docierając do niej zaraz po dziewczynie, która zaczęła przyglądać się dokładnie sieci szczelin. Przejechała po nich palcem wskazującym, jakby to było coś szalenie fascynującego. - I naprawdę nigdy wcześniej nie zrobiłeś nic takiego? - zapytała, obracając głowę przez ramię, by ze zdziwieniem spojrzeć na rozmówcę. - Nie znasz życia, śmiertelniku - mruknęła, chociaż sama nie za często dawała się ponieść chwili, właściwie robiła to, kiedy ktoś ją długo namawiał lub kiedy była bardzo pijana, no i nie zawsze była zadowolona z efektów. Odeszła od ściany, znów kopiąc butelkę, która, znów przy akompaniamęcie nieprzyjemnych brzęków, potoczyła się aż pod nogi Ioannisa. A Mia podążyła za nią, stając tuż naprzeciwko Greka i zastanawiając się nad odpowiedzią na pytanie. - Zależy jak zdefiniować człowieka szczęśliwego - powiedziała, wkładając dłonie do rękawów, jak ci mnisi, czy kto tam i patrząc w nieokreślony punkt gdzieś w kącie. - Ale w sumie co za różnica - stwierdziła na szczęście, bo jeszcze zaczęłaby rozpamiętywać niedawne wydarzenia, o których już zdążyła zapomnieć, bo przecież to chciała osiągnąć.
Ioannis wzruszył obojętnie ramionami na jej mruknięcie, burknięcie i w ogóle niegodne odzywki! Wszak zamarzł i rozbolał go tyłek, nie zamierzał go dłużej katować tym ohydnym betonem. Teraz owiewał go delikatny wietrzyk, tak, jak powinno być, ot co. Odruchowo jednak chwycił ją za ramię, kiedy tak niepewnie stanęła obok. Jeszcze by się wywaliła i trzeba byłoby reanimować, a co wtedy? No, może nie miałby nic przeciwko znanej metodzie usta-usta, ale jeżeli w ostateczności miałaby się nabawić jedynie guza, lub umrzeć z powodu krwotoku, to on się na to nie pisał, zdecydowanie. Uśmiechnął się krzywo na jej dalsze wywody, acz całkiem sympatycznie. Tylko zastygła w grymasach niezadowolenia twarz Gavrilidisa po prostu nie opanowała jeszcze perfekcyjnego i płynnego uśmiechania się, szczególnie w tej ciepłej odmianie. - W zasadzie, cokolwiek powiedzą ludzie, ja i tak jestem zajebisty - odrzekł tryumfalnie, a potem spostrzegł się, że wciąż trzyma Mię za ramię. Lekko speszony zabrał rękę i jakby odruchowo wcisnął dłonie do kieszeni bluzy, którą miał na sobie. Tak, tak, milion warstw. - Tylko w dziewięćdziesięciu? - spytał, a jego uśmiech się poszerzał. - Ja bym rzekł, iż w dziewięćdziesięciudziesięciu - skusił się na pijackiego sucharka, a potem oparł się bokiem o ścianę, przyglądając się towarzyszce rozmowy. Powoli zaczęły mu się świecić oczka, a świat dookoła jakby zwolnił. Wyszczerzył zęby. On nie zna życia? Phi! - Orientuj się kogo pouczasz, padawanie - odparł śmiertelnie poważnie, ale po chwili kąciki ust same zaczęły grać w takt świszczącego wiatru. - Zrobiłem wiele głupot w życiu - dopowiedział, tym razem już poważnie, przerzucając wzrok gdzieś na bok. - No rzeczywiście, obojętnie, czy ktoś jest szczęśliwy czy nie. Żadnej różnicy! - zawołał żywo i spojrzał Mii w oczy. Czemu? Bo tak.
Wprawdzie trzeba o wiele więcej (no dobra, nie wiele, ale jednak więcej) niż marne pół butelki alkoholu, żeby powalić Mię! Aczkolwiek wcale jej nie przeszkadzało, że Ioannis ją podtrzymał i Mia pożałowała, że ten jego płaszcz, który na sobie miała, był aż taki gruby, że nie mogła poczuć ciepła jego dłoni kontrastującego z chłodnymi podmuchami. Ale to tylko na chwilę zajęło jej myśli. Mia parsknęła krótkim śmiechem, słysząc jego suchar. Gdyby myślała bardziej przytomnie, pewnie zakonotowałaby anomalię w postaci żartującego Ioanniego. I jeszcze się szczerzył! Jeszcze trochę i naprawdę będzie trzeba rozważyć założenie pamiętnika, żeby to w nim zapisać. Ewentualnie można jeszcze kupić kalendarz. - Bez przesady, uchowało się jeszcze trochę wartościowych osób na tym pięknym świecie - mruknęła trochę niewyraźnie, z odrobinę chytrym chytrym uśmiechem opierając się plecami o ścianę tuż obok Ioannisa. - Dokładniej dwoje! - dodała raźno, obracając głowę w stronę chłopaka. Mia, z pobłażaniem na twarzy obróciła się przodem do Gavrilidisa. Była pewna, że jej doświadczenie w robieniu głupot znacznie przewyższa jego i miała święte prawo go pouczać w tej kwestii. - Taa? - Z brwiami uniesionymi w wyrazie sceptycyzmu, ale dalej się uśmiechając, zmrużyła oczy i stanęła na palcach, żeby przysunąć twarz do twarzy chłopaka na odległość kilku centymetrów, niby to mierząc go badawczym spojrzeniem mającym wychwycić każde kłamstwo. Ale z jej równowagą nie było na tyle dobrze, żeby móc sobie tak stać na palcach w nieskończoność, więc wyciągnęła ręce, by się czegoś chwycić. Trafiło na skraje kieszeni ioannisowej bluzy. - Jak głupich? - spytała.
Ioannisowi z kolei nie trzeba było niczego więcej, by zaczął słyszeć przyjemny szum w uszach, aczkolwiek niespowodowany wiatrem, by mógł się nieco rozluźnić i nie do końca kontrolować, co w zasadzie robi czy mówi. Dlatego stał tutaj przed nią, z zaróżowionymi delikatnie policzkami, świecącymi oczkami i czymś na kształt uśmiechu na zastygłej twarzy. Tak, a kiedy się nawet wyszczerzył i zażartował, nikt już nie mógł mieć wątpliwości, że Gavrilidis jest lekko podchmielony. Ale i tak jedynie leciutko, bardzo! Zaciekawiony słowami Mii uniósł jedną brew w wymownym geście niedowierzania. O kogóżby mogło chodzić? Oczywiście, że o niego. Tak podpowiadał mu wrodzony egoizm i zadufanie w sobie. Choć nie tego był uczony w domu, oj nie tego. - Ja i kto jeszcze? - spytał z ciekawością, rozchmurzając się i rozluźniając napięte dotąd mięśnie. Oczywiście, że ta wredna istota wymaże jego chwalebny czyn w postaci byciem wartościowym, ale absolutnie nie zamierzał jej słuchać, phi! Tylko głupcy nie dostrzegają w nim tych fantastycznych cech, którymi jest obdarowany. Nie inaczej. Zdziwił się nieco posunięciu dziewczyny, kiedy tak zbliżyła się do niego. Zamrugał gwałtownie i odruchowo odsunął nieco twarz do tyłu, jednak już po chwili w jego główce wykiełkował iście szatański pomysł. Z kamienną miną przybliżył się do niej jeszcze bardziej, tak, że niemalże stykali się nosami i spojrzał jej bezczelnie w oczy. - Mam ci powiedzieć, żebyś wszystkim rozgadała? - spytał głębokim tonem. - Ale wiesz, że najgłupsze rzeczy, jak większość ludzkości, robię po pijaku? - dodał, co by ją bardziej nastraszyć. Och, powinien być wyśmienitym aktorem.
Tak samo było z nią. Ktoś, kto ją znał już na pierwszy rzut oka mógł stwierdzić, że coś piła. W końcu na codzień nie była aż tak rozmowna i uśmiechnięta, o wiele więcej ironizowała i raczej nie wykazywała takiej spontaniczności, jaką już w jakimś stopniu zaprezentowała. Aż dziwne, że czasami jeszcze tyka alkohol, bo zazwyczaj niekomfortowo się później czuje, przypominając sobie swoją radość i beztroskę, co jest przecież do niej w gruncie rzeczy niepodobne. Ale tym razem przecież chciała o czymś zapomnieć. Oczywiście na początku miała na myśli Ioannisa, ale po jego słowach przywołała na usta pobłażający uśmieszek. - Zasadniczo to jestem ja i mój ojczulek. W końcu po kimś mam ten gen - wyjaśniła ze znudzeniem mogącym sugerować, że robi Ioannisowi wielką łaskę, w ogóle poświęcając mu swój cenny czas. Kiedy początkowo się odsunął, w jej oczach zamajaczyło rozbawienie i trwało tam nadal, kiedy przybliżył się spowrotem, chociaż uśmieszek zniknął, zastąpiony pozorną obojętnością. A sama nie pozostała bierna i zbliżyła się o jeszcze te kilka milimetrów, tak, że czuła łaskotanie na czubku nosa. I również bezczelnie nie odwracała wzroku, bo intensywność tej wymiany spojrzeń bynajmniej jej nie peszyła, wręcz odwrotnie. - Ewentualnie mogłabym zachować to dla siebie. - Kąciki jej ust zadrgały lekko. - No, mam nadzieję. To będzie ciekawy widok. - W wypowiedzianych niby mimochodem słowach wyraźnie słychać było wyzwanie.
Tak, obydwoje w tym stanie rzucali się w oczy. Jednak według Ioannisa Mia była teraz bardzo urocza, z tym swoim poczuciem humoru i spontanicznością. W zasadzie gdyby miał się zastanowić, jaką stronę dziewczyny lubił bardziej, nie potrafiłby jednoznacznie odpowiedzieć. Nie wytrzymałby z ciągle wesołą krukonką, tak samo jak z ciągle zirytowaną. Chyba właśnie ta cudowna złożoność ludzkich charakterów była tak ujmująca. Tylko, czy będzie musiał ją ciągle upijać, jeżeli chciałby z nią rozmawiać, kiedy ona ma dobry humor? Chociaż to nieco zalatuje hipokryzją, bo uświadczyć Gavrilidisa w dobrym nastroju to jak czekanie na pełne zaćmienie słońca. Istna katorga. Och, wiedział, że tak będzie. Niczym go nie zaskoczyła. Przewidywalna do bólu, ot co! Ale i tak było to na swój sposób fajne. - Oj, nie drażnij się ze mną - powiedział, uśmiechając się lekko. - Doskonale wiemy, że chodzi o nas! - dodał, tym razem przyjmując inną taktykę. Nie ujmując sobie i jej, co przecież wcześniej zrobił. Ale to też tylko w formie delikatnego przekąsu, nic poza tym! A więc podjęła grę, jak to stwierdził w duchu Ioanni. Przyglądał się jej uważnie, po czym spuścił wzrok na jej usta. Były takie ładne i... och. Nim się zorientował, nachylał się wciąż w tym kierunku, aż tuż przed nimi jego wargi zmieniły trajektorię lotu, co spowodowało, iż musnął nimi jej policzek, docierając tak aż do ucha. Wydychał ciepłe powietrze na okolicę szyi Mii, przy okazji czując jej zapach. Całkiem fajny, warto dodać. - I myślisz, że ci uwierzę? - spytał cicho, wprost do jej ucha, czyli tam, gdzie zaznaczył delikatny ślad ustami. Oj, ale sobie teraz pogrywał, nono.
W sumie na codzień nie było aż tak źle, nie była bez przerwy zirytowana, tylko czasami, w takiej samej skali, jak każdy inny. Tyle tylko, że myła bardziej złośliwa i sarkastyczna, ale czasami zdarzały się dni, kiedy miała na tyle dobry humor, żeby zażartować raz czy dwa. Tylko na codzień się nie emocjonowała, a przynajmniej tego nie okazywała. Mogłoby się więc może obejść bez wpędzania Mii w alkoholizm. A z kolei ona prawie bez wahania wybrałaby tego trochę podchmielonego Ioannisa, a to dlatego, że była przyzwyczajona do tego, że ludzie, z którymi się zadaje, neutralizują jej podejście do rzeczywistości, z kolei Ioanni był po prostu za bardzo do niej podobny, czy też na odwrót, a, trzeba przyznać, Mia miała w sobie jednak trochę mniej pokładów ironii i szybciej dawała za wygraną, kiedy już wdawała się w słowne potyczki, niż on. Więc chociaż na codzień też go lubiła, zwyczajnie łatwiej i wygodniej było przebywać z Gavrilidisem w tym stanie. Ale to raczej tajemnica. Prawie dała się złapać na to zagranie, przez chwilę już planowała przyznać mu posłusznie rację. W ostatnim momencie zmieniła zdanie. - Wtedy byłaby mowa najprędzej o półtora wartościowego człowieka - powiedziała tym samym tonem, którego użyła wcześniej, a jeden kącik ust uniósł się lekko w górę. - Jeśli by uznać, że jakaś część mojej fajności spłynęła na ciebie. Wcześniej, kiedy Ioannis dopiero zawitał w wieży, nigdy nie powiedziałaby, że sprawy przybiorą taki obrót. I raczej nie powiedziałaby, że aż tak jej się to spodoba. Kiedy ich usta minęły się o włos, zaśmiała się bardzo cicho, raczej wydmuchując po prostu powietrze niż wydając jakiś dźwięk i przymknęła oczy, skupiając się na dotyku na swoim policzku. Przy tym jej ręce przestały zaciskać się na kieszeniach Ioanniego, za to powędrowały w górę, w efekcie zaciskając się w piąstki na materiale na jego piersi. Potem obróciła lekko głowę, sunąc nosem po jego skroni. - A czy kiedyś cię okłamałam? - zapytała niewinnie, muskając ustami skrawek skóry między kością policzkową a uchem.
Tak, ich podobieństwo do siebie nawzajem bywało irytujące. Prawie tak bardzo jak oni sami. Ale z drugiej strony, kto lepiej zrozumie drugiego człowieka, niż ten, który przechodzi przez to samo? Który myśli i czuje podobnie? Który ma podobne doświadczenia? Wszystko jak zwykle ma swoje plusy i minusy. Bo nie wpadną sobie w objęcia i nie będą się wypłakiwać na swoich ramionach. Nie dodadzą sobie otuchy, tylko będą się strofować nawzajem. Ale może to by ich do czegoś zmobilizowało? Któż to wie. Nie dała się nabrać na to zagranie! Niedobrze, niedobrze. Chociaż on i tak wiedział swoje. Jest najzajebistszym człowiekiem chodzącym po tej ziemi, ot co. I żadna Mia go od tego nie odwiedzie! Pokręcił pobłażliwie głową z ironicznym uśmiechem. Wiatr mierzwił im włosy, a jemu było tak cudownie ciepło, kiedy stał tak blisko niej. I robiło mu się jeszcze cieplej, kiedy czuł jej dotyk na swojej skórze, kiedy on mógł jej dotykać. Było mu wtedy cieplej niż po tym całym alkoholu. - Jestem przekonany, że wciąż nie mówisz całej prawdy - odparł cicho, niskim tonem głosu. - Ale ja poczekam - dodał, już nieco bardziej rozbawiony. Uniósł brwi w wymownym geście, który zachęcał do przyznania mu racji. Tej, o której myślał, a którą nie do końca wypowiedział. Tak, Ioanni nie planował tego wszystkiego. Ale to ona go do tego sprowokowała! Miała dać za wygraną, a wciąż w to brnęła. Nie wiedział dlaczego, ale uznał, że musi wygrać. Dlatego wciąż błądził ustami i nosem w okolicy jej policzka, ucha, szyi. To było niesamowicie fajne. - Cały czas kłamiesz - mruknął czule, aż zbyt czule jak na niego i zmrużył oczy. To było dziwne, bo czuł się teraz, jakby był kotkiem, którego trzeba pogłaskać. To chyba jednak wina tych procentów, zdecydowanie.
Taka relacja była trudna i wymagająca, ale właściwie z perspektywy Mii o wiele bardziej potrzebna. Już sama świadomość istnienia osoby, która dokładnie ją zrozumie bez zbędnego tłumaczenia czy nawet odzywania się, była krzepiąca. A wypłakiwanie się w czyichś ramionach? To dla niej było raczej krępujące i nienaturalne, stresujące wręcz, niż w jakikolwiek sposób pomocne czy potrzebne. Nienawidziła, kiedy ktoś próbował wyciągnąć z niej jakiekolwiek wyznanie, sądząc, że ją w ten sposób zbawi. A ze strony Ioanniego nie musiała się czegoś takiego obawiać! Tak samo jak nie musiała się bać, że uzna ją za idealną powierniczkę i będzie oczekiwał pocieszenia, a takie zachowania również ją przerażały. - Czekaj sobie, czekaj - odpowiedziała, już nie do końca zdając sobie sprawę z tego, o czym właściwie rozmawiają. Nie potrafiła dobrze się na tym skupić, kiedy z każdą sekundą robiło jej się coraz cieplej, kiedy całą jej uwagę absorbował dotyk na szyi, na policzku, na uchu, ciepły oddech, delikatne łaskotanie. Była na tyle zamroczona, że gdyby znowu próbował zmusić ją podstępem do przyznania, że też uważa, że Ioanni jest najzajebistrzym człowiekiem świata, przytaknęłaby posłusznie, nie chcąc tracić czasu na droczenie się, kiedy można poświęcić go na fajniejsze czynności. Nie chciała go też tracić na odpowiadanie na jego kolejne stwierdzenie. Ale też nie wiedziała, co mogłaby odpowiedzieć na coś wypowiedzianego tym tonem, który ją zwyczajnie urzekł. Chyba po prostu za mało doświadczyła w życiu czułości i wystarczyło jej tak niewiele, żeby Mia była rozbrojona i szczerzyła się jak głupia. Więc, zupełnie już zniecierpliwiona, wyciągnęła lewą rękę, by obrócić w swoją stronę twarz Janka, musząc się przy tym o niego oprzeć jeszcze bardziej, by się nie przewrócić i pocałowała go. Postanowiła zająć się roztrząsaniem tego, czy to dobrze, czy to źle, że tak jej się to podobało trochę później.
Dlatego tak bardzo cenił sobie Mię. Choć pewnie gdyby przyszła do niego zaryczana, nie omieszkałby jej objąć i poklepać po plecach. Sam nie wiedział, dlaczego by tak zrobił, ale tak by było. Choć i jego takie sytuacje krępowały, dlatego wolał ich unikać za wszelką cenę. On sam nie odczuwał potrzeby, aby komuś się tak wyżalać. Jak chciał coś przeboleć, upijał się, a potem dnia następnego już wszystko było mu obojętne. Dzięki temu podniósł się z wielu bolesnych przeżyć w swoim życiu. Czyż to nie dziwny człowiek? Kto jest go w stanie tak naprawdę zrozumieć? Zamiast coś odbudować, ucieka do prymitywnych metod i uważa, że potem jest OK. Czy zawsze? On też już nie wiedział, o czym oni w ogóle gadają i co się dzieje dookoła. Już nawet nie czuł na sobie chłodnego wiatru, nie słyszał jego gwizdów, kiedy to mocował się w szczelinach. Nie czuł obolałego tyłka, szumu w głowie, nie widział wirującej ziemi. Stał sobie, tak o, przy kimś, kto przecież nie był dla niego ważny. Może i cenny, ale wcale nie tak ważny. Prawda? PRAWDA? Czemu było mu w to ciężko uwierzyć na chwilę obecną? Zabłądził w labiryncie jej skóry, włosów, zapachu. I co gorsza przyłapał się na tym, że nie chciał się odnajdywać. Chociaż trzeba przyznać, że był zaskoczony tym, co się później stało. Nie do tego zmierzał i nie tego się spodziewał. Dlatego stał parę sekund oszołomiony, ale wkrótce odwzajemnił pocałunek. Czule, nieco leniwie, ale po prostu był delikatny. Sam również się nie zastanawiał nad tym, co robi na obecną chwilę. Objął ją tylko mocniej, co by nie poleciała na ziemię. Choć nie do końca był to dobry pomysł, bo on sam nie stał jakoś super pewnie na nogach. Ale to nieistotne. Spodobało mu się to wszystko. Nawet nie wiedział, że poczuje kiedykolwiek taką przyjemność przy pocałunku.
Co prawda Mia byłaby dość skonsternowana widząc zryczanego Ioannisa, wolałaby nie uświadczyć nigdy czegoś takiego, ale niewątpliwie byłaby gotowa rzucić wszystko i iść się z nim upić do nieprzytomności, gdyby przypadkiem ją o to poprosił. I ona też nie miałaby bladego pojęcia, dlaczego w sumie tak by się stało, bo nie należało to raczej do charakterystycznych dla niej zachowań. Gdyby poprosił ją chociażby taki Marian, z którym przecież też się przyjaźni, a ona nie myślałaby akurat dokładnie o tym samym, zapewne by się wykręciła nauką, najprawdopodobniej. A tu nie, w przypadku Ioannisa byłaby gotowa poświęcić te kilka godzin dodatkowego snu i spokojny poranek. A tymczasem zupełnie się zatraciła w zaistniałej sytuacji. Przestała myśleć, słyszała tylko uderzenia swojego serca, zdającego się bić gdzieś w okolicach krtani i ich ciche oddechy. Na te kilka sekund pierwszego szoku Gavrilidisa stężała, przez chwilę obawiając się, że Janek odsunie się i ogłosi koniec zabawy. Ale nie, za chwilę obejmował ją mocniej, a ona wplatała palce w jego włosy, opuszkami drugiej ręki muskając skórę na szyi, zupełnie zaskoczona charakterem tego pocałunku. Bo jeszcze nigdy nie była tak całowana: z uwagą i czułością zamiast zniecierpliwienia i niezgrabności. I o wiele, wiele bardziej jej się to spodobało, zwłaszcza w połączeniu z przyjemnym ciepłem, które od niego biło. A chyba najlepsze było to, że właściwie dopiero teraz zgodnie z planem zapomniała o Fabiano i wydarzeniach w Izbie Pamięci, w naturalny sposób opuściło to jej myśli; nawet gdyby pamiętała, w tym momencie nie miałoby to dla niej większego znaczenia, teraz chciała tylko opleść ramiona wokół szyi Ioanniego, co zresztą zaraz zrobiła, wzdychając głucho.
Ioannis sam byłby skonsternowany widząc siebie zaryczanego, bo jeszcze mu się to nigdy nie zdarzyło. No, pomińmy czasy bycia berbeciem i przewracanie się na krawężnikach i inne takie urocze ekscesy z dzieciństwa. Dlatego gdyby nawet odczuwał taką potrzebę, aby się rozpłakać, co jest bliskie zeru, zrobiłby to w samotności tak, aby nikt się o tym nigdy nie dowiedział. Cóż za hańba by była! Nie kontrolował tego, co robi. Gdzieś w odmętach rozumu kłębiło się pytanie CO TY U LICHA ROBISZ, ale skutecznie je ignorował, poświęcając całą swoją uwagę na całowanie Mii. Co sprawiało, że było mu tak ciepło i cholernie przyjemnie, jak dawno nie było. Przez chwilę też sądził, iż krukonka zaraz się odsunie z tekstem HALO HALO KOLEGO, NIE ZAGALOPOWAŁEŚ SIĘ? Albo w każdym razie z czymś równoznacznym, jednak nic takiego nie nastąpiło. Co więcej, poczuł jak wplata palce w jego włosy, jak oplata rękoma jego szyję. On jedną ręką wciąż obejmował ją w talii, drugą błądził po jej plecach i tym samym po swojej własnej kurtce. I zatracił się w tym pocałunku, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co będzie potem. No bo co takiego? Czy oboje będą o tym pamiętać? Czy będą udawać, że nic takiego się nie stało? Czy wręcz przeciwnie, odkryją, że to jest właśnie TO? Albo jednak będą zbyt zakłopotani i postanowią unikać siebie nawzajem? Za dużo było pytań, a za mało odpowiedzi. Gavrilidis usilnie próbował odepchnąć je na dalszy plan, te jednak uparcie cisnęły się również na język. Miał ochotę się teraz spytać Ursulis o wszystko, ale to było tak naprawdę bez sensu. Dopiero kiedy bardziej otrzeźwieją mogłoby coś z tego być. Poza tym... nie chciał psuć tego pięknego momentu, którym się napawał. Bliskością z Mią. Chyba brakowało mu ostatnio w życiu takich momentów. Pełnych czułości, a nie pośpiesznych do szybkiego numerka. I nawet, gdyby to się miało za chwilę skończyć raz na zawsze, to chyba było warto.
Mii też zdecydowanie brakowało takich chwil. W ogóle brakowało jej wszelkich przejawów czułości. Po części była to jej wina, bo się przed takimi rzeczami broniła, ale jednak była tylko człowiekiem! Pewnie gdyby nie była podchmielona, zaczęłaby odczuwać pewien niepokój dotyczący tego, co się działo, właśnie dlatego, że to było zbyt przyjemne, mogłaby się wtedy, Boże broń, do tego przyzwyczaić i, co jeszcze gorsze, poczuć coś do Ioannisa. Bo przecież nie czuła do niego nic więcej od tego, co się czuje do przyjaciół, prawda? Oczywiście, że prawda! Mogłaby naprawdę trwać tak w nieskończoność, rokoszować się tą chwilą, tą bliskością, ciepłem rąk na plecach, przenikającym w dziwny sposób nawet dość gruby materiał kurtki. Ale wszystko ma swój koniec, tak było i tym razem, bo gdy Mia przesunęła lekko nogę, natrafiła na pustą butelkę, która potoczyła się, wydając z sieie wtedy, wydawałoby się, ogłuszający wręcz łomot i Ursulis z zaskoczeniem obróciła głowę do tyłu, tym samym przerywając pocałunek. Widząc naczynie na chwilę ogłupiała, patrząc na nie w oszołomieniu i oddychając głęboko, z rękami wciąż oplecionymi wokół szyi Ioannisa. Przedłużyła ten moment, przez chwilę trochę obawiając się na niego spojrzeć, bo, no właśnie, co ma być teraz? Ale w końcu zebrała się na odwagę i powoli obróciła głowę z powrotem w jego stronę, nawet spojrzała mu w oczy, dzielna dziewczyna.
Oczywiście, nic do siebie nie czuli, tak, tak właśnie było, skąd komukolwiek mogło coś takiego przyjść do głowy? Zupełnie bez sensu, tak, dokładnie tak. Całowali się dłuższą chwilę, coraz bardziej się w to angażując, aż Mia stanęła na tą nieszczęsną butelkę. Ale może to i lepiej? Kto wie, gdzie to mogło zabrnąć... A tak? Oderwali się od siebie, Ioannis stał chwilę zamroczony i nie wiedział, co zrobić. Z jednej strony to było fajne, a z drugiej było mu głupio. Szczególnie, że Mia się w ogóle nie odezwała. Tylko spojrzała na niego... tak dziwnie. Przełknął głośno ślinę. - Emmm... pójdę już - rzucił niepewnie i podrapał się po karku z zakłopotaniem. - Odezwę się - dodał po chwili i ruszył na dół schodami, jakby go ktoś gonił.
Dzień może nie był wietrzny, ale mimo to było tutaj dzisiaj słychać lekkie świszczenia wiatru. Ciepłe powiewy wygrywały przedziwne, czasem zabawne a czasem smutne melodyjki. To miejsce naprawdę koiło nerwy, koiło duszę. Dlatego to właśnie tutaj się wybrała, by móc w spokoju pomyśleć. To właśnie tutaj na ziemi usiadła pozwalając, by wiatr rozwiewał jej włosy i białą, niewinną sukienkę, którą na sobie miała. Czarne baletki postawiła obok siebie patrząc, jak jej ukochany szczurek siedzi jej na nagich stopach i ogonem przytrzymuje się kostki. Była już pewna, że długo nie zejdzie. A więc długo jej stąd nie wypuści. Ale to dobrze. To naprawdę świetnie. Dzięki temu może długo siedzieć, tak jak teraz. Mając przymknięte oczy, lekko uchylone wargi i śpiewając pod nosem jakąś piosenkę, która jakiś czas temu napisała. Jak zwykle przesiąkniętą uczuciami. Jak zwykle sprawiała, że jej świadomość znajdowała się w innym świecie chwilowo. W przeszłości. Jej przyszłość istnieje w przeszłości. Tam, gdzie zawsze była. Dlatego nic dziwnego, że tak często do niej powracała. W tym momencie konkretnie do dni spędzonych z Finnem, który teraz jest przeszczęśliwy z kimś innym, a ona jak głupia czeka na kolejny list od niego... Otworzyła oczy, spojrzała jeszcze raz na puchatą kulkę i pogłaskała ją. Dużo się już dzisiaj na biegał. Pewnie był tak zmęczony, jak ona. Choć dziewczyna raczej z powodu niedawnej pełni nie umiała się jeszcze pozbierać i prosto przejść korytarza bez przymykania się jej oczu. Może i teraz sobie przyśnie?
Ver łaziła sobie po Hogwarcie z zamiarem odkrycia nowych, fajowych miejscówek. W końcu w zamku było jeszcze tyle nieodkrytych komnat i zakamarków! Nawet nie zauważyła, że znalazła się już na ostatnim piętrze, i to na dodatek przy wejściu do jakiejś wieży. I na dodatek Ver chyba nigdy jeszcze do niej nie zawitała. Już chwilę po uchyleniu drzwi w jej twarz uderzył duży podmuch dość ciepłego powietrza (bo w ogóle było ciepło), na co Vercia zareagowała wyrzuceniem z ust bardzo skomplikowanej wiązanki liter wiążącej się w coś na kształt słowa, która można by zapisać jako dxjhbghdsfb. Odgarnęła czerwone włosy z oczu i weszła do pomieszczenia. Wieża sprawiała wrażenie jakiejś takiej... niedorobionej, bo co chwilę można było poczuć lekkie podmuchy wiatru. Początkowo myślała, że w środku jest pusto, lecz po chwili zauważyła, że jakaś postać (na szczęście nie mroczna Elenka w czarnej pelerynie i mordem w oczach) siedzi sobie na ziemi. - Coriiiiiiiiiin - wypiszczała, podbiegając do dziewczyny i zwalając się jej na plecy. Jakie to słodkie!
Corin grzecznie sobie siedzi, nikomu nie zawadza, patrzy w przestrzeń i zastanawia się kiedy w końcu wiatr ucichnie... Aż tu nagle boże gwałcą, napadają! Miała ochotę krzyknąć „Srebrne sztućce są w szufladzie! Nie zabijajcie mnie!”. Ale nie zdążyła, bo udało jej się rozpoznać po głosie ów napadacza – o ile jest w ogóle takie słowo – i również wydała z siebie pisk i to w wysoki C, żeby nie było! - Veeeeeeerrrrr – Wydała z siebie chwilę później jakże przeciągając doniośle „e” i „r” - Ty żyjesz! A już ci miałam zamawiać wieniec i szykować zemstę na Elenę. W coś ty się z tą paskudną maszkarą wpakowała, że już takie ploty chodzą? - Koniecznie musiała wiedzieć wszystko na ten temat. W końcu Corin musi być zawsze na czasie, jeśli chodzi o najnowsze newsy szczególnie na temat takich zajebistych osobistości w Hogwarcie, że aż normalnie każdy chciałby być taki sam. Mowa oczywiście o nich dwóch, bo w ońcu Veronique i Cornelia to są Vip'y nad vip'ami! A jak ktoś w to wątpi, to mu się nieźle oberwie! W końcu połączenie wężoustej i wilkołaczki to wybuchowa mieszanka i może doprowadzić do niezłej katastrofy... Dla kogoś innego.
omg caly czas zamiast corin pisze koni XD nie moge
Ich cudowne piski rozniosły się po caaaaałej wieży, tworząc echo z dodatkiem odgłosów wiatru, co tworzyło bardzo śmieszną całość! - Ja żyję, taka Elenka by mi krzywdy nie zrobiła! - oburzyła się, chwilę potem odsłaniając małe pozostałości po ugryzieniach na szyi - No może poza tym, ale to w sumie częściowo moja wina. W każdym razie to było tak, że Elenka sobie siedziała, ja przyszłam, ona zaczęła subtelnie rzucać we mnie mięsem i miała taki dziwny notes, więc żeby ją rozruszać to jej ten notes zabrałam, ale ona mnie złapała i znowu obrzuciła mięsem, to ja ją w królisia zamieniłam i zaczęłam czytać ten zeszycik. Nie przeczytałam zbyt dużo, bo Elenka się odmieniła, przyszła nauczycielka i dała nam szlaban, ale SŁUCHAJ, ona ma serio jakieś mroczne plany!!! Taki oto potok słów wypłynął z jej ust i mam nadzieję, że Corin dobrze słuchała, bo inaczej pewnie nic nie zrozumiała, ehehehe.