Drzwi z kołatką strzegą wejścia do dormitoriów Krukonów. Pod magiczną kołatką nie jeden uczeń spędził długie godziny próbując rozwiązać zadaną przez nią zagadkę. Aby wejść do pokoju Ravenclaw każdy prawdziwy Krukon musiał rozwiązać podany przez nią rebus. Niestety niejednokrotnie zdarzało się tak, że i Ci, którzy bez wątpienia do niebieskiego domu pasowali, długo głowili się nad odpowiedzią.
- Odpowiednią inteligencją. - Powtórzył mechanicznie za Bell. - Trzeba powiedzieć jakieś zaklęcie? - Gdzieś już się z tym spotkał, dostawali opis skutku użycia jakiegoś zaklęcia i trzeba było powiedzieć o jakim zaklęciu mowa. Myślał, że trzeba znać hasło, tak jak w przypadku Pokoju Wspólnego Hufflepuffu. A to proszę, niespodzianka. Ale w końcu to Krukoni, musieli w jakiś sposób wykazać się swoją inteligencją. Był pewny, że gdyby jakimś cudem trafił do Ravenclawu, to codziennie sterczałby pod wejściem i czekał, aż przyjdzie ktoś kto zrobi za niego te zadanie. Zresztą za bardzo się rozpędził, może wcale nie trzeba robić żadnego zadania? Nagle przypomniał sobie jak dużo schodów musiał pokonać, by tu wejść. A teraz czeka go zejście na sam duł. Czemu te pokoje musiały być, aż tak daleko od siebie?!
Wyciągnęła różdżkę i skierowała ją na drzwi. - Alohomora. Nie raczej, nie działa - uśmiechnęła się i okręciła magiczny patyk w placach. - Możesz rzucać w nią jakimi chcesz zaklęciami, ale wątpliwe by jakkolwiek zareagowała. Trzeba po prostu rozwiązać zagadkę. Nic, więcej - powiedziała i chwyciła kołatkę, by zastukać nią dwa razy. Po chwili dziób poruszył się i zadał pytanie, na które Bell po jakimś czasie zastanowienia odpowiedziała. - Raz trafiają się łatwiejsze, raz trudniejsze. Zależy od szczęścia. Dobranoc, Roger. - I teraz, na pożegnanie, cmoknęła go w policzek, rzuciła jeszcze krótsze spojrzenie i zniknęła za kamienną ścianą, w pokoju wspólnym.
Szczęście. Wolał stawiać na pamięć, by zapamiętać hasło otwierające wejście. Mimo tego, że pewnie Bell żegna się w taki sposób z prawie każdym to mimowolnie się uśmiechnął. W końcu takie pożegnanie jest o wiele lepsze od tego, które sprawiła mu pewna Gryfonka w jednej z sal lekcyjnych. Gdy Krukonka zniknęła mu z pola widzenia, lekko oszołomiony jej zapachem, przypomniał sobie, że miał zamiar się przejść. Skierował się na schody, jeszcze nie wiedział gdzie pójdzie, ale miał parę rzeczy do przemyślenia, a w Pokoju Wspólnym na pewno, nawet o tej porze jeszcze ktoś hałasuje. Potrzebował teraz ciszy i spokoju.
Drzwi z kołatką ... Tak ciekawe i to zadające pytania ... Sądząc z informacji jakie zebrał o domach w tej szkole drzwi oraz wygląd kołatki przypominały by zwyczaje .... a więc to tu pewnie mieszkały małe kruki tego zamku ...Zimny uśmiech pojawił się na twarzy chłopaka gdy myślał o możliwościach jakie daje znajomość miejsca snu potencjalnych klientów i ofiar. Dla kogoś takiego jak wiedza ta rysowała wręcz cudowny wachlarz możliwości podreperowania swojego budżetu.
Wychodziła z dormitorium, gdy wpadła na jakiegoś chłopaka. Włosy zasłaniały jej oczy, więc nie była pewna, czy to Krukon czy nie. - Przepraszam Cię -mruknęła i ruszyłą przed siebie. Chciała się przejść... nie bardzo jeszcze wiedziała gdzie. Gdzie nogi ją poniasą. Jane musi tylko pomyśleć. Nieświadoma do końca tego co robi, skierowała się w stronę lochów.
Poczekał aż nieznajoma odejdzie i delikatnie zaczął oglądać drzwi... ich budowę i strukturę miał nadzieje że pozna z jakich materiałów je stworzono i jak można sforsować ich zabezpieczenia....Delikatnie musną palcami kołatkę czując w opuszkach palców wiek przedmiotu i siłę drzemiących w nim zaklęć Wiedział że proste zaklęcia nie dadzą rady nic zrobić lecz mimo to postanowił zbadać przejście szukając zamka albo rys.
Było już dość późno kiedy Bell postanowiła opuścić wieżę Krukonów i pójść co zjeść. Co prawda na śniadanie już nie miała co liczyć, bo doskonale wiedziała, że nawet w niedzielę nie stało tak długo, ale za to była idealna pora na obiad. Tak to jest kiedy siedzi się do drugiej, a potem jeszcze przez jakieś dwie godziny czyta przy malutkim światełku różdżki. W efekcie, obudziła się dopiero przed trzynastą, a i tak wiele ją kosztowało, żeby tak naprawdę podnieść się z łóżka. Nie mówiąc już o wyjściu z Pokoju Wspólnego, w którym było naprawdę taaak bardzo wygodnie, cieplutko i przyjemnie, dzięki wesoło palącym się ogniu w kominku. Uznała w końcu, że nie chce być potem głodna aż do kolacji, a do kuchni jest za daleko (i za zimno, przede wszystkim). Wbrew temu, co niektórzy myśleli, czasem była naprawdę okropnym leniem. Z rozmachem otworzyła drzwi prowadzące na korytarz i bum! w coś przywaliła. Przestraszyła się, że oto zwaliła z nóg jakieś biedne, małe Krukoniątko, które nie umiało rozwiązać zagadki i czekało aż ktoś zrobi to za nie. Tyle, że chłopak jakiego zauważyła nie wyglądał ani na biedne, ani na małe, a tym bardziej Krukoniatko, co nie zmieniało tego, że z jakiegoś powodu tu stał. Zatrzasnęła drzwi nogą i spojrzała na niego nieufnie. - Czyżbyś starał się tam dostać? - zmrużyła oczy. Co prawda mógł też na kogoś czekać... ale z pewnością nie tak blisko kołatki.
Uderzenie zwaliło go z nóg ...Zdziwiony błyskawicznie sięgną dłonią do paska z ukrytym na plecach nożem i... zamarł. Dziewczyna nie wydawała się być groźna ale odznaka którą nosiła oznaczała że jest wysoko postawionym prefektem. No dobra ... Zmiana planów pomyślał a złośliwy uśmiech błysną w jego oczach. Oklapł szybko na ziemie i złapał się za głowę ... - Ahhh moja głowa... masz tupet pani prefekt ... - Najpierw mnie bijesz i obalasz a potem oskarżasz o próbę włamania tylko dlatego że jestem ślizgonem. nieładnie to prawie nadużycie władzy.... -Wstał udając ciężko poranionego i poobijanego a w jego oczach błyszczał szczery żal niesłusznie poranionej dobrej duszy. - Więc może zaczniemy na nowo ? Natanie Kruk do usług pani.
Gdyby dostrzegła, że chłopak wyciągnął nóż może i by się przestraszyła, albo zdziwiła. Bo kto normalny, kiedy zostanie (niechcący!) walnięty drzwiami (i to z własnej winy, ha), od razu chce tego kogoś zadźgać? Proste - nikt. Tym bardziej, że Hogwart raczej z takich morderstw nie słynął, a przynajmniej Bell o nich nie słyszała. Cóż, może była po prostu niedoinformowana, kto wie. - Ach, tak? Wiedz, Ślizgonie, że nic do twojego domu nie mam - powiedziała, skoro już dowiedziała się, że owym Ślizgonem jest. Właściwie, to trochę kłamała (ale tylko odrobinkę!). Założyła ręce na biodra, nieustannie się mu przyglądając. Ta, jasne, akurat. Ale nie będzie przecież się kłóciła, że wcale go nie uderzyła. - A jaki mógłby być inny powód twojego... przytulania się do drzwi? - uniosła brew do góry. Nie oczekiwała odpowiedzi, swoje i tak wiedziała, bez względu na to co chłopak by wymyślił. Nim się podniósł, patrzyła na niego z góry, a potem okazało się, że jest wyższy. Jak każdy zresztą, no i stawanie na palcach na nic by się nie zdało, dlatego zrobiła dwa kroki do tyłu. "Szczery żal niesłusznie poranionej dobrej duszy" z pewnością na nią podziałał, przynajmniej na tyle, by uznać, go za biedne, słodkie Ślizgoniątko, ale znowu nie miała zwyczaju na innymi się litować, pocieszać czy coś w tym stylu. - Miło słyszeć, że będziesz mi służył, Nathanielu - uśmiechnęła się. - Ja jestem Bell Rodwick.
-Oczywiści panienko za odpowiednią opłatą z chęcią zostanę nawet lokajem panienki. A musze przyznać że znam wiele ciekawych umiejętności wartych mojej ceny. Ukłonił się lekko Uśmiechając się przy tym z lekką kpiną. -Swoją drogą wspaniałe drzwi. moja rodzina słynie z otaczania się pięknymi przedmiotami a szczególnie antykami. Wybacz więc że z taką natarczywością przyglądałem się im lecz fascynowały mnie. ( jego wyglądające na całkowicie szczere spojrzenie patrzało w oczy dziewczyny) - Może opowiesz mi nieco o ich historii i o miejscu do którego prowadzą? Jednocześnie gdy to mówił schował klingę do pochwy na plecach.
Ależ ja mam szczęście. Wychodząc zza rogu korytarza prawie wpadłam na wysokiego, ubranego na czarno chłopaka chowającego coś na plecach . Jakież było moje zdziwienie gdy w nieznajomym rozpoznałam słuchacza znad jeziora. Nie był jednak sam , obok stała prefekt naczelny domu kruka- Bell. - Beklager. O rzesz, przecież oni nie znają norweskiego. -Przepraszam. Naprawdę nie przeszkadzajcie sobie. Już znikam. Nie byłabym jednak sobą gdybym z czystej złośliwości nie powtórzyła manewru znad jeziora. Dobrze, że ten chłopak jest prawie mojego wzrostu. To zdecydowanie ułatwia sprawę. Nie zastanawiając się wiele , przechodząc obok dotknęłam ustami jego policzka. Niech ten drań się w końcu przedstawi. Mnie już zna. Nachyliłam się nad kołatką i cicho odpowiedziałam na pytanie. Znikając w pokoju wspólnym nie oglądałam się za siebie. Wątpliwości moralne, albo kac moralny, o nie to zdecydowanie nie ja.
Zamrugał ze zdziwienia i poczuł jak krew zaczyna mu huczeć w żyłach ... -Pani wybaczy pani prefekt. Mówił nienaturalnie miłym i spokojnym głosem i tylko żar w jego oczach i błysk, rozbawienia zdradzał w jak dobrym jest nastroju. Jednym szybkim ruchem ujął kołatkę i zapukał do drzwi czekając na zagadkę... - Niedoczekanie twoje Sigrid i nawet nie myśl że tak będziemy sobie pogrywać...Ton głosu i sposób w jaki to powiedział oraz spojrzenie którym obdarzył drzwi mogło by przerażać, ale efekt psuł szczery uśmiech z którego obecności chyba nawet on sam nie zdawał zbytnio sprawy . Nic jednak nie mogło zmienić faktu że skoro zdecydował się wejść do środka to wejdzie choćby miał przy okazji wysadzić te cholerne drzwi rozwalić ścinane czy przejść po trupach...no może lekko przesadził ciałach powalonych wrogów .jakaś mała część patrzała z przerażeniem na nieprofesjonalne zachowanie chłopaka ale chrzanić to powiedział sobie sam nie wiedział co mu się stało ale zdecydowanie podobały mu się uczucia które teraz czuł i energia która go rozpierała i popychała do działania.
Biegła schodami, nie chcąc spóźnić się na spotkanie z przyjaciółką. Gdy przed wejściem ujarzała tego chłopaka o mało się nie przewróciła. - Jakieś fatum -mruknęła pod nosem i ruszyła przed siebie. -Yyy...przepraszam ?-powiedziała do niego, przeciskając się obok. Nachyliła się i cicho odpowiedziała na pytanie. Weszła do dormitorium, zostawiając ślizgona samego. Miała dość ciągłego wpadania na tego chłopaka.
- Naprawdę? A cóż to za cena by była? - ciągnęła dalej, ciekawa co też odpowie. Cóż, nie na co dzień dostawała tak interesującą ofertę. Wsłuchała jego opowiadania o rodzinie interesującej się antykami, właściwie to nie miała powodu by mu nie wierzyć, chociaż swoim początkowym zachowaniem wzbudził nutkę nieufności. Mimo wszystko, postanowiła ją zignorować. - Jak zapewne już wiesz, prowadzą do wieży Ravenclaw... - Oczywiście, mówić więcej nawet nie miała zamiaru, w końcu nie pozwoli, by jakiś Ślizgon właził sobie do jej Pokoju Wspólnego, ale nawet nie musiała mu tego mówić, bo przyszly dwie Krukonki, jedna nawet z jej rocznika, i przeszły przed drzwi, jednak rozmawiając z kołatką tak cicho, że chłopak nie powinien był usłyszeć i nadal myśleć, że potrzebna jest znajomość hasła. - Ymm, miałam zamiar iść do Wielkiej Sali. Jak chcesz, to tam ci coś o tym opowiem - powiedziała, za cel mając właściwie tylko odciągnięcie go od tego miejsca.
-Oczywiści z przyjemnością .Był już opanowany i spokojny a na twarzy wykwitł mu uśmiech jaki pojawia się na twarzach filmowych kamerdynerów lub lokajów. Świetnie fundusze się przydadzą szczególnie że mógł się świetnie bawić przy okazji przebywania z tą sprytną uroczą krukonką. Nie była co prawda w jego typie ale zaczynał ją lubić już po pierwszej rozmowie. No i była jedyną jak dotąd osobą poza członkami rodziny która obaliła go i ciągle żyła. Zaraz zaraz co on sobie myśli ?! lubić kogoś i może jeszcze ufać ? Ta szkoła powoli rozmiękczała mu mózg a był tu zaledwie od tak niedawna... Straszne nic dziwnego że w Anglii niema porządnego podziemia przestępczego skoro w szkole uczy się takiej beztroski.
Parę godzin temu, Wilkie dostał od Amayi list. List, który nie dawał mu spokoju i niemiłosiernie pobudził jego sumienie. To jego wina, że nie napisał, iż brak mu czasu. Zupełnie zapomniał o spotkaniu.
Jak przystało na rodowitego, ostatniego palanta.
Jednakże... dlaczego się z nią umawiał, skoro zdawał sobie sprawę z zaistniałej sytuacji? Z tego, że to koniec półrocza. Z tego, jakie ma zaległości. Stanowczo nie mógł się z nią spotkać. Nie potrafiłby spojrzeć w oczy ojcu, biorąc pod uwagę oblaną astronomię, historię magii i numerologię. Musiał zrobić co w jego mocy, aby poprawić oceny. Zwłaszcza, że ojciec już podgrzewał mu wygodne stanowisko w ministerstwie magii u swojego boku, które miał objąć jak tylko skończy studia. Cóż, tyle, że on nie ma zamiaru iść na studia. Zaraz po skończeniu Hogwartu, pragnie poddać się ścieżce, którą przewidywał dla siebie od najmłodszych lat. Miał zamiar zostać obrońcą w jakiejś zawodowej drużynie Quidditcha. Nie pogardzą przecież kimś, kto przez całą siódmą klasę nie wpuścił ani jednej bramki. Okej, raz niemalże przegrali, ale prędko zastąpił Gab (która nawet u licha nie była z ich domu) i nic już nie wpuścił. Jakaś młoda złapała znicz i udało im się wygrać. Przygryzł dolną wargę i z wrodzony brakiem cierpliwości wystukiwał jakiś nielogiczny rytm na ścianie, czekając na Amayę i mając nadzieję, że ona nie wystawi go tak, jak on wystawił ją.
Amaya była zaniepokojona tym wszystkim, co działo się przez ostatnie miesiące. Nic nie szło jej tak jak powinno, a nawet zaczęła mieć kłopoty ze swoim ulubionym przedmiotem, którym bez wątpienia były eliksiry. Dlaczego tak bardzo myślami odbiegała od aktualnie wykonywanych czynności ? Nawet ona nie była w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie. Któregoś dnia jednak zaczęła się bać o ważne, podupadające relacje, co doprowadziło do pewnego punktu wyjścia... Miała okazję spotkać się z Wilkiem, jednak on ostatecznie nie zjawił się w umówionym miejscu. Należy pominąć fakt, że brunetka stała na mrozie parę długich godzin. Dopiero potem zrezygnowała i odrobinę smutna wróciła do ciepłego zamku, bo nie widziała w tym wszystkim sensu. Po odebraniu listu od ślizgona, niepospiesznie wyszła ze swojego dormitorium, wchodząc do salonu, gdzie rudy kot skakał po kanapie i ostrzył pazury. Momentalnie skrzywiła się i przeszła na korytarz z założonymi rękoma na klatce piersiowej, jednocześnie wzrokiem doszukując się Twycrossa. Jej postawa zdradzała zirytowanie, zdenerwowanie, choć tak naprawdę bardzo mocno tęskniła za brunetem. Miała nadzieję, że po raz kolejny nie będzie sobie z niej robił 'żartów'.
Nie musiał długo czekać. Droga z lochów, gdzie mieściło się dormitorium ślizgonów, była i tak dostatecznie długa. Dziewczyna wyszła z dormitorium niemalże zaraz po tym, jak się zjawił. Gdy na nią spojrzał, na jego usta momentalnie wkradał się uśmiech. Chciał przytulić dziewczynę, porozmawiać i marnować kolejne godziny na pieszczotach. Coś go jednak od tego odciągało. Nie znosił napięcia. W dodatku ich relacje nie były ostatnio najlepsze. Wydawało mu się, jakby nie widzieli się już od wielu lat. Jakby coś się zmieniło. Nie chciał tego. Już stracił dla niej głowę. Nie miał jednak pojęcia jak przerwać tę kłopotliwą ciszę. Parę miesięcy temu potrafił pod wpływem impulsu wymyślić nawet zabawną piosenkę na przeprosiny. Teraz nie był w stanie chociażby cokolwiek wydukać. Nie wiedział co. - Hej... - Zaczął, mierzwiąc nerwowym ruchem czuprynę. Automatycznie po przywitaniu wyciągnął w jej stronę ręce, chcąc przytulić, ale prędko się opanował. Wiedział, że sytuacja nie jest ku temu odpowiednia. - Nie wiem co powiedzieć. Chyba najodpowiedniej byłoby przeprosić... - Mruknął cicho, po czym odchrząknął, wbijając wzrok w jakiś punkt za plecami Amayi. - Przepraszam. I słuchaj, nie wiem co się ostatnio pomiędzy nami dzieje, ale nie podoba mi się to. Cholernie im się nie podoba.
Kiedy tylko popatrzyła na Wilkiego, od razu poczuła się tak, jakby przed nią stał zwykły znajomy. Oczekiwana radość nie przyszła w odpowiednim momencie, co zaskoczyło Amayę w taki sposób, że to ślizgon musiał zacząć całą rozmowę, podczas gdy ona próbowała przywrócić się do porządku. W rzeczywistości zajęło jej to niecałą minutę. - Hej - mruknęła jakby niepewnie, obserwując jak dłonie chłopaka lekko się wysuwają, po czym chowają. Coś go powstrzymywało przed tym, aby się do niej przytulić, więc czy ona też nie powinna się pohamować ? - Nie przepraszaj, rozumiem - wtrąciła mu się w zdanie, jednakże owe przeprosiny otrzymała niedługo później. Opuściła bezradnie dłonie, wcześniej założone na klatce piersiowej, patrząc na Wilkiego ze zdezorientowaniem. I co miała powiedzieć ? - Nie tylko ty dostrzegasz tu potknięcia... Ile razy jeszcze będziemy chcieli wszystko zmieniać ? - zapytała, łapiąc swoje włosy i przekładając je na lewą stronę, jak to ostatnio miała w zwyczaju - Proponowałabym jednak przejść w inne miejsce, tu jest zimno... No, chyba, że masz tylko czas na wymienienie się paroma słowami - wzruszyła ramionami. Obojętność także odgrywała tutaj znaczną rolę, co do krukonki w ogóle nie było podobne.
Musiał skłamać. Bo co miał powiedzieć? Oświadczenie, że nie ma dla niej dzisiaj czasu, byłoby w tym momencie czymś więcej niż bezczelnością. - Piętro niżej jest takie pomieszczenie... - Zaczął, ignorując jej ostatnie zdanie - Gdzie ostatnio odbywała się impreza. Tam jest ciepło. - Odparł, prostując się i ruszając w stronę Tęczowego Pokoju. Nie wiedział, jak się zachować. Czuł się dziwnie, nie idąc z Amayą za rękę. Spojrzał na nią, próbując wybadać co myśli i ona. Jej wyraz twarzy nie zdradzał czegokolwiek. Nikt nigdy nie zrozumie tych krętych i chaotycznych dróg, które prowadzą do pojęcia kobiety. Doszli już do schodów, kiedy chłopak zatrzymał się wpół kroku, ujął Amayę za dłoń i z roztargnieniem badał wzrokiem jej smukłe palce, które ściskał teraz w swojej dłoni, próbując uspokoić myśli. - Słuchaj, nie możemy tego dłużej odkładać. Sądzę, że nie będziemy na ten temat rozmawiać długo. Nie musimy nigdzie specjalnie zachodzić. - Westchnął ciężko, po czym zesztywniał i w bezruchu, przeniósł tylko wzrok na nią. Patrzył jej w oczy, powoli wypowiadając kolejne zdania. - Powiedz mi tylko, czy coś jeszcze do mnie czujesz. Jeżeli nic, to zrozumiem... przynajmniej w pewnym stopniu. Masz rację, wciąż się od siebie oddalamy. Można rzec, że regularnie.
Nie miała sił na takie rozmowy, tym bardziej, że wcześniej czy później będą musieli porozmawiać o uczuciach - nienawidziła poruszać tego tematu gdy wszystko się zawalało. Doskonale wiedziała do którego pomieszczenia proponuje przejść chłopak, więc skierowała się w kierunku schodów, nawet nie zerkając na Wilkiego. Bez słowa stawiała kolejne kroki, aż do chwili, w której ślizgon złapał ją za rękę. Brunetka popatrzyła na swoją dłoń, żeby następnie skierować nieco zakłopotane spojrzenie na Twycrossa. Czemu zakłopotane ? Nie, nie z powodu tego gestu, a słów. Przez chwilę miała ochotę zapaść się pod ziemię, zupełnie tak, jakby mówiła otwarcie o emocjach po raz pierwszy w życiu. A co jeśli on przestał darzyć ją głębszym afektem? Nieporadnie byłoby teraz uciekać i odwlekać rozmowę, dlatego krukonka zebrała w głowie wszystkie myśli, próbując wydostać z siebie prawdę. - Skoro regularnie się od siebie oddalamy, to moja wypowiedź może już nie mieć znaczenia... - mruknęła, wbijając wzrok w podłogę. Była stała w uczuciach, ale także żyła w przekonaniu, że do pewnych rzeczy nie ma sensu wracać. Przecież nie chciała miliony razy zrywać kontakt z Wilkiem - były to dla niej katusze, niepotrzebny ból. Na pewno istniało jakieś światełko w tunelu. - Gdyby mi nie zależało, nie wysyłałabym listu - podsunęła mu ostateczną odpowiedź pod nos, unosząc tęskne spojrzenie na niego.
Słysząc jej ostatnie zdanie, smutny uśmiech, który od pewnego czasu bezustannie wisiał smętnie na jego ustach, objął również oczy. To było już znacznie prawdziwsze. - Am... - Wyszeptał, i objął ją jedną ręką, drugą wkładając do kieszeni. Czoło oparł na jej szyi, ponownie napawając się jej zapachem. Uwielbiał ten zapach; zapach perfum Amayi. Wiedział, że zapewnianie o uczuciu jakim ją darzy, byłoby teraz sztuczne. W takim razie wolał ją o tym przekonać w jakiś inny sposób. W wyjątkowy sposób. Najlepiej teraz. Okej, miał na dzisiejszy dzień trochę nauki, ale od zawsze był nieodpowiedzialny. Nie miał zamiaru teraz do niej wrócić. Dostrzegł najnowszy numer gazetki szkolnej, który leżał bezbronnie, zawierając w sobie tyle kontrowersyjnych, wyssanych z palca opowieści. Wiedział, że o nim nic nie będzie. Ostatnio był baaaardzo grzeczny. Ale może obsmarują czymś Howarda? Albo Kirei? Musi im czymś dokopać! Westchnął radośnie i sięgnął po najnowszy numer, chowając go pod pachą. Zaraz potem, przestając uśmiechać się złośliwie, wrócił do Am. Nie wiedząc czemu, zamiast zacząć marudzić na szkołę i chwalić się swoimi osiągnięciami w Quidditchu, zadał jej tak infantylne pytanie. - Masz jakieś marzenia? - Spytał, po czym z gazety podniósł wzrok na nią, lustrując ją uważnie swoimi oczyma.
Am... ? Tylko tyle ? Dziewczyna trochę się zdezorientowała i nie miała pojęcia co miało znaczyć to wypowiedzenie zdrobnienia jej imienia. Wszak można było to interpretować zupełnie inaczej niż należało ! Objęcie jednym ramieniem zaczęło coś podpowiadać Amayi, jednak dalej nie miała pewności co Wilkie chciał przekazać. A tak z innej beczki, doskonale wiedziała, że nauka jest ważna - sama wkuwała nocami - ale jak można było zaniedbywać znajomości przez coś takiego ? Przyszłość przyszłością, jednak czy warto przypłacać to stopniową utratą najpiękniejszego uczucia ? Nieee, bez przesady! - Mam jedno. - złapała Twycrossa za dłoń i zmierzając z nim w kierunku ściany, pod którą zaraz usiadła, ciągnąc za sobą chłopaka - Chcę żeby wszystko wróciło do normy - odparła po niedługiej chwili. Przez cały ten czas nie odważyła puścić się jego ręki, a nawet pod chwilą słabości, przytuliła się do Wilka. Nie miała sił na toczenie wewnętrznej walki z własnymi myślami. Wystarczyła jedna chwila, a wkopałaby się jeszcze w jakiś dołek. Liczyła, żeby powie chociaż coś, co nasunie jej odpowiednią hipotezę dotyczącą tej sytuacji. I co tęsknota potrafiła zrobić z człowiekiem ? - A ty ? Masz jakieś marzenie ? - zapytała, wciąż obejmując go ramionami, a jednocześnie przytykając lekko usta do jego szyi podczas tego lekkiego uścisku. Wyglądało to zupełnie tak, jakby właśnie chciała być możliwie najbliżej niego. Potrzebowała krótkiej minutki, żeby móc znowu wziąć się w garść. Tylko minutki!
- Nie chodzi mi o takie marzenie. - Brnął dalej i podążając za nią, usiadł tuż obok, czując koło siebie jej ciepłe ciało. Poczuł się nagle niesamowicie rozluźniony. Ani myślał iść teraz do dormitorium i wkuwać kolejne godziny. Mówiąc szczerze, stęsknił się za nią. Cholernie się stęsknił. Nawet nie zdawał sobie z tego wcześniej sprawy. Wcześniej czuł się jakiś taki wyprany z pozytywnych emocji. Myślał tylko o nauce i końcu roku, który zbliżał się tak nieubłaganie szybko. Teraz znów się uśmiechał i czując ciepło emanujące z jej ciała, poczuł, że ma na to wyjebane. Istnieje coś o wiele ważniejszego od ulotnego gniewu ojca, a nawet braku pracy. - Chodzi mi o marzenie, które chciałabyś zrealizować po skończeniu szkoły. Albo nawet jeszcze w szkolnych latach. Bardzo chciałbym wiedzieć. - Brnął, uśmiechając się pod nosem. Po chwili usłyszał jej pytanie i już otworzył usta aby odpowiedzieć, gdy poczuł jej wargi na swojej szyi, które kompletnie go zdekoncentrowały. Już zapomniał jak działały na niego pocałunki Amayi. - No pewnie - Odparł szybko, próbując wziąć się w garść. - Ja od zawsze chciałem grać w Quidditcha. Chciałbym umieć zignorować ojca, jego plany względem mnie i móc samemu obrać ścieżkę, którą będę później podążał.
Wysłuchała ślizgona, dalej się w niego wtulając. Dosłownie po tej minutce uspakajania, wreszcie pozwoliła sobie popatrzeć chłopakowi w oczy z nieco większej odległości. - Wiesz, chciałabym podróżować. Poznawać nowe, czarodziejskie kultury... Marzeń mam tyle, że ich wymienianie zajęłoby mi parę godzin. Nie mam ściśle określonego celu - powiedziała cicho, czując wszechogarniający spokój. Nie miała pojęcia czy była to sprawka Twycrossa czy może ciszy, która ogarniała tamtejsze korytarze. - Och, Wilkie. Daj spokój. Wiem, że jesteś świetnym graczem... Masz zamiar w przyszłości pluć sobie w brodę z powodu wcześniejszego spełnienia głupiej zachcianki ojca ? Spójrz prawdzie w oczy, jeśli to zrobisz, nigdy nie będziesz do końca szczęśliwy - powiedziała, odsuwając się od niego, a w rezultacie przytykając plecy do zimnej ściany. Całe szczęście, że pofatygowała się ubrać swój ulubiony sweter w czarno-białe paski. Wyglądała jak zbieg z mugolskiego więzienia! Szkoda tylko, że nie miała jeszcze tych śmiesznych spodni.