To miejsce ma swój specyficzny urok głównie w wietrzne dni. Mury tej wieży nie są zbudowane zbyt dokładnie, przez szpary dostaje się tu wiatr, świszcząc cicho. Ma ku temu bardzo sprzyjające warunki - mnóstwo mniejszych i większych otworów w ścianach. Niekiedy da się tu usłyszeć jakieś nieznane melodyjki, wygrywane przez podmuchy, chłodne, lub niekoniecznie. Miejsce to jest raczej dla osób, którym nie przeszkadza wiatr. Przecież musi dostawać się do środka, skoro ma tworzyć przeróżne dźwięki!
No kocha, kocha, ale Spensiu nie wiedział, że spotka tutaj taką seksiastą dupcię. Nie posiada szóstego zmysłu, co nie? Przyszedł przypadkowo na chwilę, został na dłużej! Jak w McDonaldzie. - Nie musisz mnie tak pieszczotliwie nazywać, Kociaku - mruknął Spencer, nie przejmując się tonem, jakim wypowiedziane było owe MAK GÓWNO. - Widzę, że jesteś trochę... zaskoczony. Ale nie dziwię ci się! Bo przecież to ja, młody, cudow... - widząc minę Lukosława, zamilkł raptownie. Stwierdził, że chłop musi się napatrzeć, bo wiecie, po takiej długiej przerwie zobaczyć takie zjawisko... Uczta dla oczu! A niech podziwia, he he! I zaklina matkę naturę, że go takimi bicepsami na piętach nie obdarzono, a co! - Ach, Krasula... - zmieszał się odrobinkę, po czym nachylił się do Luke'a. - Kociaku, ona nic dla mnie nie znaczy... naprawdę. - skłamał, połykając głośno ślinę. Miał nadzieję, że ona się nigdy w życiu nie dowie, co takiego właśnie powiedział! - Krasula... Jesteś od niej lepszy, serio - serio. Więc się nie denerwuj... Zresztą, wiesz co, Kociak? Twe prychanie brzmi tak... podniecająco. - dokończył, po czym spojrzał na niego triumfalnie. Tak, teraz Luke na pewno wie, że nic mu nie zagraża i jest dla niego najważniejszy! Przekonał go, nie ma co. Użył takiej zdolnej argumentacji... Patrzcie, jakie urocze rumieńce wystąpiły na jego twarz! A nie, czekajcie, to nie rumieńce, za to ma coś na łbie... ŻE CO?! LUKE Z WYMIONAMI NA GŁOWIE?! Spencerek zatoczył się do tyłu i przetarł oczy ze zdumienia. Wymionka zniknęły... O NIE, TO ZEMSTA KRASULI! Przerażony do granic możliwości zaczął obgryzać łokcie (co tam dla niego polizanie się po łokciu! On umie je gryźć, i nadużywa tej umiejętności). Z opóźnieniem do niego dotarło pytanie zadane przez Luke'a. - Cco-oo? - zająknął się, ale stwierdził, że musi przecież sprawiać dobre wrażenie. Jest mężczyzną! Weź w garść masło i je rozpuść, Spenc! Jesteś męski i cudowny, na Święty Zagajnik Mariolki! - Oooo... Ekhm, tak, tak. Jest nieźle. No wiesz, laski za mną latają - Tu właśnie przejechał dłonią po włosach, a później nimi zarzucił. - Ale wiesz... Może być jeszcze lepsze. Możesz mnie... uszczęśliwić. - zakończył, uśmiechając się do niego FIGLARNIE. Tak, tą sztukę też opanował!
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Osłupiał. No dosłownie wbiło go w ziemię. Słyszał różne milusie określenia, ale na pewno K o c i a k a jeszcze nie było. Wziął głęboki oddech (opłacały się wizyty u psychologa znajomych Oriona z młodszymi, irytującymi dzieciakami, podczas których Luke musiał być nadzwyczaj spokojny) i spojrzał na Spenca morderczym wzrokiem, który już zaczął wymieniać czyjeś cechy charakteru. No bo na pewno nie swoje. - Nie musisz mi przypominać moich zalet. Ja je wszystkie doskonale znam - zapewnił chłoptasia i próbował powrócić do czytania. Próbował, bo Spencer zaraz się nad nim nachylił, co Lucka przyprawiło o mdłości, ale dzielnie to wytrzymał. Jestem z niego dumna! To znaczy chwilowo. Bo jak usłyszał po raz trzeci w ciągu pięciu minut śliczne określenie Kociak omal nie zszedł z tego świata na zawał serca. Nie denerwuj się... Zachowaj spokój, Luke. Nie zabijaj go, bądź mężczyzną. No, nie wydurniaj się. Wdech i wyde... - MAK GÓWNO!!! - wydarł się na biednego Ekierkę, który na chwilę zaniemówił i zatoczył się do tyłu. Wdech i wydech, Lucian, błagam, oddychaj. - Po prostu nie lubię kotów - odparł już o wiele ciszej. Och, ależ ciekawe wytłumaczenie. Ale zaraz, zaraz! Gringott nie musi się nikomu tłumaczyć. Wrzasnął? No tak, i koniec tematu. Widocznie miał powód, o. A pfff.. KOCIAK. Merlinie.. KOCIAK! Niech Spencer cieszy się, że jeszcze żyje! W miarę spokojnie wysłuchał wywodu farmera dopóki nie usłyszał rzeczy absurdalnej. Że niby on ma uszczęśliwić McGovneya?! No toż to są żarty. Jak nic, Linijka nagle zaczął gustować w czarnym humorze. Chyba. Nie wiem czy to dobrze określiłam. W każdym bądź razie, Luke omal nie dostał apopleksji. To znaczy na zewnątrz wszystko było okej, ale wewnątrz.. Pan Gówienko chyba właśnie obudził wulkan zwany Gringottem. I nie chyba, a.. na pewno. Cóż. Przynajmniej umrze patrząc na taką ładną buźkę! - SŁUCHAM?! - zapytał grzecznie. No dobra - c h a m s k o. - A nie masz przeczucia, że zaraz się z nim.. pożegnasz?
Jak nie swoje, jak swoje? Ja wiem! Przez Lukosława przemawia zazdrość, i tyle! Wszyscy mu przecież powiedzą, iż Spencerek jest seksowny, uroczy, cudowny, zabawny, inteligentny, zna się na wszystkim... w ogóle, jest ideałem, i zapewne wszyscy na niego lecą! Luke też, ale on zgrywa tajemniczego i niedostępnego, he he ! To nawet fajnie, bo McGovney podejmie się tegoż wyzwania! - Ależ ja wieem - machnął niedbale ręką i z dezaprobatą przewrócił oczami. - Każdy ma jakiś sposób na dowartościowywanie się! Ale, musisz to przeżyć, przy mnie wyglądasz jak kurze z tyłka wyjęty! Jednak spokojnie, inni wyglądają przy mnie jeszcze gorzej! Wiesz, to był komplement i... NAPRAWDĘ, NIE MUSISZ SIĘ WŚCIEKAĆ, PO PROSTU.. PA-PASUJEMY DO SIEBIE! - zakończył szybko, a później zakrył głowę rękami i padł na podłogę, aby wykonać obronnego żółwia, czy tam pancernika! Ocuciło go głośne SŁUCHAM?!, które brzmiało w ustach Lucjana, jak zaproszenie do dalszej zabawy, jak komplement, jak urocze alleluja! - MÓÓWIIIIŁEEEEM, ŻEEE MOOOJEE ŻYYYCIEEE JEEEST WSPAAANIAAAŁE III MÓÓÓGŁBYYYŚ SPRAWWWIĆĆ, ŻEEE BĘĘĘDZIEEE JEEESZCZE LEEEPSZE! - mówił baaaaardzo głośno i baaaaardzo powoli, aby mrochny Gryfon wszystko dokładnie zrozumiał! - Może powinieneś zainwestować w A P A R A T S Ł U C H O W Y ?! - spytał, dokładnie wszystko literując, a co! To wielka troska z jego strony, o słuch trzeba dbać! Naprawdę nie wymówił tego w zgryźliwy i wredny sposób, doceń to, K, czy tam L! - Pożegnam? Alle-ee, że ze słuchem? No, jak będziesz tak dalej się wydzierał, to bardzo możliwe, bowiem w moim uchu środkowym może się coś uszkodzić w sposób mechaniczny, bądź może nastąpić uszkodzenie nerwu, który odbiera wszystko z zewnątrz, przez co... - zamilkł raptownie i widząc, że Luke zaraz eksploduje, schował się szybciutko pod stół. No cóż, MIŁOŚĆ WYMAGA POŚWIĘCEŃ.
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
TAK, TAK, wmawiajmy sobie dalej! Of kors, że Spens jest cudniasty i tym podobne, ale ten.. Wiadomka, że Luke i tak przebija go w każdej z możliwych kategorii: uroda (ach, te loczki! Swoją drogą, Wers, weź kup Farmerowi lokówkę. Też będzie LOCZKIEM!), pozycja, pieniądze, rodzina.. I długo by tak wymieniać. Coś czuję, że Luke podczas tego spotkania umrze. No ciśnienie mu już tak podskoczyło, że aż strach się bać co będzie dalej. Zwłaszcza, iż McGovney aktualnie opowiada, jak to Luks jest kurze wyjęty z dupy. Ach tak. CO? Nie, nie, nie, wu te ef? Wzrok Luke'a mówił sam za siebie: stul pysk, bo inaczej tak ci złoję tyłek, że zapomnisz jak się nazywał wujek Stach. Ale to tak w tej wersji light, jestem taka troskliwa, że tą pierwotną ocenzurowałam, abyś się znowu nie zakrztusiła czy coś. No z nerwów, nie? Przecież, że nie ze śmiechu. DOBRA, zmieniam temat. Wracając do scenki, w której Spencer leży na ziemi w pozycji Franciszka, a Luke stoi nad nim z dłońmi zaciśniętymi w pięść, aby czasem przypadkiem nic mu nie zrobić. Przecież tyle tłumaczenia w ministerstwie by było, że szkoda na to czasu. Ech, lepiej żeby jakaś krasula go udusiła. Takie tam.. Prima Aprilis. Alleluja! No ja doceniam, owszem, ale wiesz.. Gorzej z Lucianem. Sprawić aby życie Spencera było jeszcze lepsze... Co to ma w ogóle być? Gryfon uniósł lewą brew do góry i chciał stwierdzić, że głuchy nie jest, ale ten mały, śmierdzący, zapchlony Ekierka właśnie go uprzedził. No i po części Gringott się wściekł. Musi popracować nad emocjami, oj musi. Jego oczy nie były już takie piękne jak te srebrne księżyce, aktualnie znajdowały się tam dwa morphfejsy. Też tak fajnie płonęły! Oczywiście w przenośni. Pokiwał lekko głową, aby ukazać swoją dezaprobatę. No wiadomo, że jak zakończy jego życie to i pożegna się ze słuchem, nie? Czy to takie trudne do zakumania? Najwidoczniej tak, ale cóż, nie każdy został obdarzony taką inteligencją jak Luke. - Zabawy w chowanego już dawno wyszły z mody - poinformował pana Gówienko, bo JAKŻE INTELIGENTNIE wydedukował, iż Mak Gówno chce się pobawić w: trzyyy, dwaaa, jedeeeeen, szukaaaam! RAZ, DWA TRZY, ZAKLEPUJĘ ZOŚKĘ ZA DRZEWEM. No czy blondyn wygląda jak ktoś, kto w ogóle się BAWI? Nie bałdzo.
To może nauczymy Luksa się BAWIĆ?! Znam taką jedną zabawę, a raczej, Spencer zna! Wiele ludzi marzy o skoku w basen pełnego płynnej, mlecznej czekolady, albo bynajmniej o tym słyszało... Przenieśmy się więc w tą cudowną wizję! Szanowny Luke ubrany w urocze, czerwone slipy (no barwy Gryffindoru zobowiązują!), rozgrzewa się do skoku... Kładzie więc swe mięskie dłonie na bioderkach i kręci nimi w rytm One Way Ticket takiego subtelnego i jakże cudownego zespołu jak Boney M, którzy swego czasu byli w mej mieścinie z okazji dni miasta. Wera wraz z mamą hulała w rytm ich bitów jakieś cztery lata temu, he he. Obok stoi Spencer w swych płetwach, obcisłych gatkach, które na bokach mają uszy krowy i pływaczkach dla dzieci, które sam wykonał w wieku dziewięciu lat! Tak jak i Luke kręci bioderkami z zamkniętymi oczami, wczuwają się w ten rytm. Nagle bierze rozbieg, popycha Lukosława i siuu! wskakuje w siedlisko wszelakich bakterii, bowiem w tej wersji zastąpiono czekoladę łajnem, które wydziela nie tylko przyjemny zapach, ale jest też naturalną kuracją i masażem dla ciała, oraz powoduje usuwanie stwardniałego naskórka pod paznokciami! Tak więc McGovney rozpływa się w swym szczęściu i postanawia się zabawić, niczym króliczki plejboja. Łapie więc gówienko w swe łapki (króliczki miały bitą śmietanę... Naprawdę nie wiem, co one w niej widzą fajnego!) i celnie trafia nim prosto w pęciny Gringott'a, oczekując, kiedy mu odda i rozpocznie się BITWA FARMERÓW 2011, którą zawsze wygrywał... Spencer, he he. I CO? KTO TU JEST LEPSZY? MCGOVNEY ZDOBYWA NAGRODY W TEJ SZLACHETNEJ DYSCYPLINIE SPORTU CO ROKU! Farmerek chciał nawet zaproponować Gryfonowi udział w tejże zabawie, ale stwierdził, że to nie ma sensu, bo wiadomo, iż Loczysław nie pogodzi się z przegraną, a chciał mu oszczędzić bólu i rozczarowania samym sobą. Wylazł więc odważnie spod stołka, poprawił okulary i zalotnie spojrzał mu w płonące oczęta. Płonące pożądaniem, zapewne, no bo czym innym? - Może się rozgrzejesz... Co powiesz na wizytę w mym pokoju? Ja to bym chętnie się napił jakiegoś wodnistego guano z dodatkiem włosia pająka brunatnego. No wiesz, dla twardzieli. - dodał, patrząc, jakie wrażenie wywarł na Lukosławie. Guano nie jest dla cieniasów! - Ale... zrozumiem, jeżeli odmówisz. Tobie mogę zaproponować na pierwszy raz... Wywar z jeszcze żywej pomarańczy, wymieszany ze śliną kapucynki szerokonosej! A następnie... - Tu przejechał palcami po nosie Luke'a, który obnażył zęby niczym jakieś zwierze, bądź Edłord, podczas obrony swej Belli, która co miesiąc dostarczała mu obowiązkowej dawki jej słodkiej krwi - przejdziemy do czegoś bardziej... ekscytującego.
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Tak, WIDZĘ TO! Tylko zapomniałaś dodać, że gdy Lucian kręci swoimi bioderkami (łan łej tiket, łan łej tiket..) to jego cudniaste loczki podskakują jak baranki, które zawsze liczę podczas bezsennych nocy. Chociaż do Boney M nic nie mam (niestety nie miałam okazji hulać do ich fantastycznych piosenek i podziwiać układ taneczny, zwłaszcza ten krok z machaniem głową!!!, jednak powiem ci, że u nas bawi się do Gosi Andrzejewicz, taki widzisz szpan i lans na maksa) to ja proponuje jako tło muzyczne Twist in my sobriety. Zapuść sobie i wyobraź Luke'a, który kiwa na Spencera zachęcająco palcem, uśmiechając się tajemniczo oraz ruszając brwiami i kiwając się do rytmu. Ach, ten "filmik" w mojej głowie powoduje u mnie atak histerycznego śmiechu. Prawie tak mocny jak wciskanie Miszeli Ce fig damskich, hy hy. Albo obserwowanie Gringotta jako szamana... No mniejsza o to. A scenka rzucania się (mak)gównem byłaby doprawdy ciekawa! Tylko, że nie przewidziałaś jednej ważnej rzeczy - Luke prędzej skoczyłby z mostu niż wytaplał się w końskim łajnie, ych. I to jeszcze ze Spencerem. PRZECIEŻ ON GO NIE BĘDZIE USZCZĘŚLIWIAŁ, co to to nie. I wypraszam sobie - Lukosław wcale nie ma pęcin, bo w potocznym słownictwie oznacza to długie KOBIECE nogi, a Luks ma idealne, umięśnione kończyny dolne, ot co. Pfff, będziesz go tu porównywała do jakichś blondi czy też Bóg wie kogo. - Podziękuję za zwiedzanie starej szopy - wycedził, już resztkami silnej woli powstrzymując się od aktu fizycznej przemocy na Spencerze. Należy mu pogratulować, że do tej pory jeszcze nic nie zrobił Ekierce. Podkreślam: JESZCZE, bo właśnie oto Farmer własnoręcznie postanowił zapewnić sobie ponad miesięczny pobyt w skrzydle szpitalnym. Tak jak napisałaś - obnażył zęby jak Edłord, tyle, że on nie chronił swojej Belli, a.. NOSA. Toż to taki piękny, malutki, zgrabny nosek, wtf, wiadomka, że nie wolno go DOTYKAĆ. - McGovney, kurwa mać, precz z łapami - syknął i odsunął się z obrzydzeniem od Krukona. Ekscytujących wrażeń to Spencer mu raczej nie dostarczy, wręcz przeciwnie - oferuje podnoszenie ciśnienia.
Nie rozumiem, o co ci chodzi! Pęciny to takie zacne słówko... I Luke powinien być dumny, że jego nóżki zostały porównane do kobiecych kończyn przyszłej tap madl - Oliffci! Proszę się więc tu nie oburzać, a wylecieć z Hogwartu na błonia w podskokach, drąc się, że Lukosława kopnął w partie dolne taki zaszczyt. A czy podnoszenie ciśnienia, to też nie jest jakieś ekscytujące przeżycie? Sama napisałaś, że Luksowi zrobiło się gorąco i w ogóle, taki nagły skok w górę... To może oznaczać tylko jedno - LUKE JEST NAPALONY NA SPENCERKA, EHE. - A czy ty wiesz, co ja mam w tej szopie....? - rzekł zaś farmer zalotnie, wyciągając z kieszeni koci nos własnej roboty. Otóż ostatnio Spencer lubuje się w programie Pana Robótki, a ten nauczył go właśnie, jak wykonać owe cudo! Już mówię, czego potrzebujesz: - opakowanie po jajach (o to trudno nie było!) - klej - coś, z czego możesz zrobić wąsy - wycięte kawałki czarnego papieru, czy jakieś niteczki sztywne... W każdym bądź razie to było nudne, a wiadomka, że McGovney lubi zaszaleć! Dlatego też powycinał z dupska napotkanego kota trochę sierści. Później zabrał się za prawdziwe wąsy i schował je szybciutko do małego pudełeczka, aby później brać nogi za pas, bo czarny kotek się obudził i chyba nie był zachwycony wyciętym znakiem anarchii (ale ze Spencerka buntownik!) na tyłku. Teraz przejdźmy do wykonania... Wiedzcie, że można zrobić to w...MINUTKĘ! No więc odcinasz jeden kawałeczek z tym wybrzuszeniem na jajca, aby móc włożyć tam swój nochal. Po bokach robisz dziurki i przewlekasz przez nie niteczkę, bądź, żeby było bardziej ekologicznie, włos łonowy bawoła szwedzkiego. Malujesz to na czarno i przyklejasz wąsy oraz sierść, jeżeli chcesz mieć uroczą bródkę. Wiążesz i... tadaaaam! Gotowe! Możesz teraz ruszyć w drogę i zmysłowo parskać oraz prychać! - Możesz się zaraz dowiedzieć, co też takiego w tej szopie, jak to nazwałeś, pochowałem... mrraaauu! - mruknął seksownie i wykonał zmysłowy ruch swą ręką, po czym padł na kolana i zaczął... ocierać się o nogi Luke'a, mrucząc przy tym z zachwytu.
TAK, JESTEM WALNIĘTA.
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Oczywiście, już się robi. Luke właśnie patatajta z bananem na swojej szlachetnej twarzy na błonia i ogłasza wszem i wobec, że ma pęciny. A co do wielkiej Tap Madl Oliffci to proszę się jej nie czepiać, ona jest taka piękna, te wszystkie miny, ochyachy. SZKODA TYLKO, IŻ JEST NISKA, mwehehe. Kropka kropka kropka. Spojrzał jedynie na KOCI NOS Spencera i zaśmiał się krótko i pogardliwie. To smutne, że nie docenił trudu, jaki Ekierka włożył w zrobienie tego cudu z instrukcjami Pana Robótki, ale cóż, on w dzieciństwie jadał bezmięsne parówki, a nie oglądał bajki na CBeebies w telewizji (precz z mugolami). No, ale jeśli miałby to zrobić to z opakowaniami po jajach nie byłoby problemu, Jocelyn by mu załatwiła, klej.. no też, a wąsy, HM, byłby kłopot i to niemały, bo Lucjan nie ma w zwyczaju wycinać kotom na tyłkach znaki anarchii. Prędzej pacyfki, się wie! No ale mniejsza o to, PRZECIEŻ ON JEŚLI CHCIAŁBY BYĆ MIĘSKI TO ZAPUŚCIŁ BY SWÓJ, TO OCZYWISTE. No chyba nikt nie wątpi w męskość Luke'a Abraxasa Oriona Gringotta? Pf. Jeśli Spencer oczekiwał, że Gryfon będzie miał w tej jakże zjawiskowej chwili kisiel w gaciach to się mylił. I to nawet bardzo, bo pierwsze co przyszło Luksowi na myśl to zamknąć go w puszce po sardynkach (ave). Tzn. McGovneya, nie kisiel. I szczerze mówiąc to był zbytnio zszokowany, aby cokolwiek zrobić. Nie spodziewał się, że Krukon zniży się do poziomu napalonych fanek i zacznie tarzać się po podłodze. Choć akurat jeśli chciał się na coś przydać to dobrze trafił, bo to podłoże potrzebowało natychmiastowego kontaktu ze ścierą.. Czyli idealnie. - Na Merlina, ty zapchlony kundlu, czy oni karmili cię kocimiętką w dzieciństwie? - spytał, odsuwając się od niego z obrzydzeniem. NIC A NIC GO TO NIE WZRUSZYŁO ANI NIE ZDENERWOWAŁO ANI NIC. No, może troszkę.. Troszeczkę.. Odrobinkę... MCGOVNEY!!!!!!!!!!!!
Spencerek nie zrażał się reakcjami Lukosława, bo wiadomka, że chciał mu jak najbardziej zaimponować! A to dobrze, że nie jest tak łatwo, bo wiecie, Spencer koocha wyzwania, dlatego też kiedyś... a nie, to Jocelyn zawsze wygrywała, no cóż! Jego zadań karnych wspominać tu nie będziemy - przecież nie chcemy zniszczyć samopoczucia McGovney'a, który zbiera siły na dalsze zachowania i teksty, aby móc rzucać nimi w kierunku Luke'a. Musi mu się wryć jak najbardziej w pamięć, aby później gryfon mógł o nim myśleć po nocach... Ale byłoby romantycznie! Luks leży sobie w łóżku pragnąć obecności farmera, a on jak na zawołanie zjawia się przy nim, a potem na swoich wąsach gra mu piękną kołysankę, ehe. - Kocimiętkami może nie. - rzekł, podnosząc się z podłogi. Poprawił przekrzywione okulary i przybrał poważną minę, stając przed Lukosławem. - Kocimiętka działa na ludzi podobnie jak na koty: wabi nas swoim zapachem, koi nerwy i wprowadza w dobry nastrój. Kocimiętka w ziołolecznictwie ma zastosowanie jako środek napotny i nasenny. Wchodzi w skład produktów spożywczych i perfum. - wyrecytował na jednym oddechu, a kiedy skończył stwierdził, że teraz na pewno Luke go zapamięta do końca życia! Spojrzał na jego minę i uśmiechnął się zalotnie, niczym śmieciarz do swojego nowego celu. Roooaaarr.
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Ja na miejscu Spencera zdecydowanie wolałabym zadania karne od Jocelyn, bo w głowie Luke'a rodziło się już tyle nikczemnych planów jak zniszczyć Ekierkę, że.. strach się bać, no naprawdę. I nie, nie było to nic w stylu przytrzaskiwania mu kociego nosa bądź majtkowanie. Z Lukiem jest wyższa szkoła jazdy, bez żadnych nadziei dla Spenca, bo nie o to mi teraz chodzi! Tak, to doprawdy cudowny widok, ach, tylko co Farmer robiłby w sypialni Gryfonów, hm? Ale jeśli już jakimś dziwnym trafem by się tam dostał to proponuję, aby Sp zagrał mu.. Bella's Lullaby. Upodobniłby się do Edłorda, który wisi teraz na każdych drzwiach, a wiadomo, że Edzio jakimś cudem jednak z nią był!!! Luke, nie wiem jakim cudem, wysłuchał wykładu Ekierki ze stoickim spokojem o kocimiętce i zrezygnowany oparł się o ścianę. Wiatr hulał jak oszalały, a Gringott zastanawiał się którego zęba najpierw wyrwać McGovney'owi. Spojrzał na niego z powątpiewaniem i w duchu stwierdził, że z tego człowieka nic już nie można zrobić. Nawet przekształcony na pasztet będzie ludzi nękał jak psychopata.
Spencer nie wierzył, po prostu nie wierzył, w jaki sposób można być tak opanowanym i nie oddać się namiętności i uczuciu, które zapewne teraz grzmiało w ciele Luke'a. Wytrzeszczył na niego oczy czując, że kocha go jeszcze bardziej, bo Luke był ostrożny i wiedział, że to nie jest odpowiednia pora ani miejsce na romantyczne uniesienia! Podrapał się po nosie przyglądając mu się badawczo, a później spojrzał do swojego harmonogramu i jęknął zrozpaczony, widząc pozycję "Rozmowa z Jocelyn - KRYJÓWKA - SZAFA". - No cóż, widocznie spotkamy się kiedy indziej. - rzekł smutno, poprawiając swoje okulary i pociągnął nosem. - Teraz lecę, ale pamiętaj, że łóżko pod numerem 17 jest wolne i gorące! - rzucił, a później zbliżył się do Gringott'a. - Czekaj na mnie o 21... Ziemniaki same się nie obiorą! - szepnął mu na ucho, i odsunął się, czując, jak dreszcze przechodzą przez ciało gryfona. Wyszczerzył zęby w triumfalnym uśmiechu, bo już teraz udało mu się go rozgrzać i rozpalić do czerwoności - nie będzie musiał tego robić później, aby miał sprawniejsze rączki przy manewrowaniu nożykiem przy ziemniakach. SUKCES! Pomachał jeszcze szybciutko Luksowi, pokręcił zgrabnym tyłeczkiem i wypruł na dół jak guma z gaci.
Przyszła tutaj od razu po wyjściu z obserwatorium. Miała ochotę wejść gdzieś wysoko i żeby nikogo nie spotkać. A przecież jest teraz tak zimno, że ludzie najczęściej siedzą w cieplutkich dormitoriach, prawda? A nie na jakiejś tam wieży gdzie wieje wiatr. Wciąż była lekko zdenerwowana spotkaniem z Villemo. Było jej przykro, że musiały się rozstać. Dziewczyna naprawdę była dla niej ważna. Na tyle, że nie chciała by cierpiała. Ale nie wyglądała na taką co by się przejęła zerwaniem. A to że prawda była zgoła inna? Całe szczęście, że Desiree o tym nie wie bo by się kompletnie załamała i wpadła w jeszcze większą rozpacz. A to jakie jej była planuje wobec niej i Tristana rzeczy to już przechodzi ludzkie pojęcie. Gdybym jej o nich powiedziała to zapewne schowałaby się w szafie i nie chciała wyjść. Ale nie wyprzedzajmy faktów tylko wróćmy do Wieży Wiatrów gdzie zawitała Ślizgonka. Oczywiście nikogo tu nie było więc mogła siąść i pomyśleć. No i posłuchać co tam te wiatry mają jej do powiedzenia. Jeśli coś mają oczywiście. Desiree weszła o schodach na wieżę i od razu chwyciła za papierosa. Zapaliła go zaklęciem Incendio i zaciągnęła się. Oparta o ścianę wsłuchiwała się w szum wichru, który bądź co bądź szalał tu jak nie wiem. Całe szczęście, że Des była ciepło ubrana coby się nie przeziębiła. Czuła zimny powiew na swojej twarzy i na plecach. Nie zauważyła, że oparła się akurat o miejsce gdzie w ścianie znajdowała się pokaźnych rozmiarów dziura. Ale prychnęła tylko obojętnie i stała dalej w tym samym miejscu. W końcu co ją obchodzi jakaś tam dziura? Świst i szeleszczenie lekko ją uspokoiły, serce już jej tak nie biło a łzy wyschły. Teraz trzeba by się jeszcze zastanowić nad Tristanem. Desiree uśmiechnęła się. Ot tak, po prostu. Samo pomyślenie imienia Puchona ją rozweseliło. Była zakochana ale jednocześnie coś ja niepokoiło. Martwiła się. Wtedy, na dachu, miała wrażenie, że nie do końca jej uwierzył. Miał jakby jakieś wątpliwości. Nie chciała by je miał. Ona naprawdę go kochała! No cóż, może po prostu nie była go godna. I wcale bym się nie zdziwiła jeśli tak by było. W końcu bardzo go zraniła wcale nie tak dawno temu. Ale studentka chciała by chłopak jej uwierzył! Bardzo tego chciała! Musi do niego napisać list z prośbą o spotkanie. Koniecznie. Potrzebowała mu wyjaśnić co nieco. A Villemo? Desiree czuła, że bez niej też długo nie wytrzyma. Też darzyła ją uczuciem, chociaż nieco slabszym niż Tristana. Ale nie chciała jej stracić, co zapewne było nieuniknione. Dlatego było jej cholernie źle. Desiree westchnęła ze zrezygnowaniem i lekko wyczuwalną nostalgią. Przymknęła powieki i wsłuchała się w szum wiatru. Lubiła to miejsce. Zawsze było ciche i spokojne. Nikt jej tu nie przeszkadzał. A co mówił jej ten wiatr, który dostawał się tutaj przez te duże dziury w ścianie, coraz bardziej szalejąc? Nie wiem, ale Desiree ten dźwięk przypominał jakby...marsz żałobny. Może muzyka wiatru odzwierciedlała stan duszy przebywającego w tym miejscu osobnika? Bo Ślizgonka na pewno nie była wesoła. Miłość przeplatana z rozpaczą, rozdarciem emocjonalnym, poczuciem beznadziejności i wyrzutami sumienia nie jest zbyt pozytywną mieszanką, prawda?
Święta święta i po świętach. Chłopak nawet ich nie poczuł! Oczywiście jak na złość musiała być akurat w tym czasie pełnia. Tak więc całe święta Ramiro spędził, w zakazanym lesie. Po prostu cudownie! Najgorsze było napisanie listu do jego wuja, z przeprosinami i tanią wymówką. Lecz co miał innego zrobić? Nie mógł w pełnie księżyca wyjechać z Hogwartu. Tylko w tym zamku, mógł bezpiecznie się ukryć. Mimo wszystko jednak młody Hiszpan, nie był w złym humorze. Był w takim obojętnym stanie. Oczywiście bolał go fakt, iż nie spędził tych świąt ze swoich ukochanym krewnym, lecz mimo wszystko tutaj źle także nie było. Szkoda jedynie że chociażby chciał, to nie spędzi nowego roku z wujem. Ten postanowił odwiedzić pozostałych krewnych, w tym jego babcie i siostrę. Zaś ci nie tolerowali go, i uważali za dziwadło, więc spędzania z nimi nowego roku, w sympatycznej atmosferze. Było tak samo możliwe, jak to iż Ramiro przestanie się przemieniać w bestie co miesiąc. Młodzieniec ubrany, jak zwykle schludnie ładnie i elegancko wyszedł się przejść. Nie, nie był ubrany bogato lecz elegancko. Czarne buty połówki, równie czarne spodnie, czarna koszula zapięta od dołu, aż do trzeciego guzika licząc od góry. Wciągnięta w spodnie, a na to jego czarna zamszowa kurtka. Dzięki swojemu wujowi ubierał się na "poziomie" Naprawdę go kochał, wkładał w niego nie wyobrażalne pieniądze, a sam przecież bogaty nie był! Chłopak chciał mu się odwdzięczyć jakoś, lecz za miast tego przynosi mu same troski i zmartwienia. Ramiro przeczesał ręką swoje włosy, co często robił w sytuacjach zakłopotania. Osobiście uważał iż pomaga mu to myśleć. Tak jak by miał z tym jakiekolwiek kłopoty. Czasami w sytuacjach bez wyjścia, dotleniał się nikotyną, lecz to było bardzo wielką rzadkością. Tak więc młody Hiszpan szedł ku wierzą. Czemu właśnie tam? Bowiem było tam pewne pomieszczenie, w którym czuł się naprawdę dobrze. Może dla tego, że ów pomieszczenie było tak zrujnowane iż przypominało mu jego stary dom? Ramiro wspiął się po schodach i wszedł do, wydawało by się pustego pomieszczenia. Jego noga natrafiła na delikatną warstwę śniegu. No tak w końcu była zima, a tutaj było mnóstwo dziur, więc jak bowiem śnieg miał tutaj nie napadać? Chłopak wziął głęboki wdech, i rozkoszował się zimnym powietrzem, które wypełniło się jego płucem. Rozejrzał się teraz nieco dokładniej, i to co dostrzegł, nie przeraziło go. Lecz z pewnością dziwiło. Ukrył jednak zdziwienie, przysłaniając je lekkim łagodnym uśmiechem. Stała bowiem przed nim dziewczyna, lat około osiemnastu. Która miała poważne rozterki, niemal obłęd i rozpacz w oczach. Uczucie szczęścia, bezradności, oddania, tęsknoty i rozdarcia. To wszystko powinno zostać niezauważone. Powinno, lecz dla Ramiro nic nie pozostawało niezauważone, a czasami bardzo by chciał by tak było. Dla przykładu. Myślice iż sobie życzył widzieć więcej? Słyszeć więcej? Czuć więcej? Nie życzył sobie być napiętnowany przekleństwem nie darem. Dla tych którzy nie poczuli tego co on, nie przeżyli tych nocy i bolesnych przemian. Może zdawać się że Ramiro jest naznaczony darem. Lecz i tak chłopak życzył im, by ci nie mieli okazji przekonać się w jakim znajdują się błędzie. Wszystko trwało nie więcej niż sekundę. Lecz to nie jego wilcze zdolności pozwoliły mu zobaczyć te wszystkie uczucia, lecz jego wrodzona zdolność spostrzegania, obserwacji i chłodnego myślenia. Mówiąc krótko jego inteligencja. Chłopak podszedł do jednej z dziur i zapatrzył się hen daleko. Zapatrzył się w coś co powinno zostać niezauważone, lecz on widział, a chciałby nie widzieć. Stojąc tak bokiem do dziewczyny, z rękami skrzyżowanymi za plecami, i oddychając głęboko, jak gdyby napawając się tym mroźnym powietrzem. Zastanawiał się, czy przypadkiem dziewczyna nie rozchoruję się stojąc plecami do dziury. Lecz cóż, nie wypadało o to pytać. Ramiro zamknął oczy, pozwalając by przypadkowe myśli pojawiały się, i znikały. Nie obawiał się ataku z "zaskoczenia" Bo jak można było go zaskoczyć? Żaden ruch nie może być wykonany tak cicho by on tego nie usłyszał. Za to czuł, czuł perfumy które mieszają się z zimnym powietrzem, tworząc nawet ciekawą kompozycje. Szkoda że nikt inny nie mógł tego poczuć. Ramiro miał świadomość tego, że nie powinien jej przeszkadzać. W końcu dziewczyna była tutaj pierwsza czyż nie? Ale jak już tutaj wszedł, to nie wypadało wychodzić. Zresztą równie dobrze mogą siedzieć w milczeniu, nie zważając jedno na drugiego. Do tego wystarczy odrobiny tolerancji, i dobrego wychowania czyż nie? Oczywiście wiedział że obecność drugiej osoby, może nieco przeszkadzać. Na przykład w momentach kiedy chcemy sobie, popłakać w samotności. Lecz ona nie wyglądała jak by miała się rozpłakać. A może miała taki zamiar? Ramiro musiał by jej się lepiej przyjrzeć by to dostrzec. Poświęcił na nią o jakieś dwie sekundy za mało, by wiedzieć w jakim jest stanie. To co widział to tylko spostrzeżenie, widoczne na pierwszy rzut oka. Dajcie mu jeszcze dwie sekundy, a powie o dziewczynie, więcej niż sama zdaję sobie sprawę. Nie sam owita inteligencja która nie zawsze jest doceniana. Dla tego chłopak, często przemilcza i udaje że nie widzi. Tak jest łatwiej, i bezpiecznej. A przecież chłopak nie chce nikogo oceniać. Bowiem jak on mógł kogoś oceniać? On który był bestią? Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień...
Desiree stała paląc papierosa i rozmyślając. Ciekawe co tam u Tristana. Widziała go zaledwie wczoraj, no ale jak się jest zakochanym to czas staje się zupełnie nieważny. A Des na przykład już za nim tęskniła. Ale nie mówmy teraz o tym bo nie ma sensu. Spotkają się, wyjaśnią sobie wszystko i będzie gut. Ślizgonka spojrzała na swojego papierosa, który powoli już się kończył. To jej o czymś przypomniało. Musi wybrać się do Londynu. Dawno tam nie była a powinna bo zapasy dawno już się skończyły a ona korzysta z tego co zwinie albo czym zostanie poczęstowana. Ale długo tak pociągnąć nie może. Trzeba będzie się teleportować z Hogsmeade. Szkoda, że Tristan jest jeszcze uczniem i nie może przebywać poza Hogwartem, poszłaby z nim. Może w jego towarzystwie nawet teleportacja nie byłaby dla niej tak uciążliwa. No i by się gdzieś wybrali, do Lodziarni, albo Rozingu. Des nie często bywała w Londynie, jedynie w tym jednym, mugolskim sklepie. Ale wcześniej, przed ucieczką często bywała w tym magicznym klubie. Nie wiedziała czy Tristanowi odpowiadałoby takie coś ale może jakoś by go przekonała. Odetchnęła głęboko ostatni raz się zaciągając i wyrzuciła peta za siebie. To był jedyny papieros jaki posiadała. A z racji tego że długo nie wytrzyma...postoi sobie jeszcze chwilę i wyruszy do Londynu. Skrzyżowała ręce na piersi i rozejrzała się po pomieszczeniu. Skrzywiła się lekko zauważając że nie jest sama. Parę metrów od niej stał jakiś chłopak. O jakiś rok młodszy od Ślizgonki i nawet dość przystojny jak na jej gust. Ale było w jego postawie coś dziwnego, ni to dzikiego ni majestatycznego. Ale nie jej to oceniać, nie zna go, choć oczywiście skądś kojarzy. Ale co on tu robi, w takie zimno i w ogóle? Desiree to rozumiem, masochistka, jej nic nie przeszkadza, ale on? Nie to że się o niego troszczyła, broń Boże! Wkurzyła się, że tu przyszedł. Chciała być sama. No ale cóż. Nie miała zamiaru się odzywać. Nie chciała by wchodził jej w drogę, więc uda, że go nie zauważyła. Chce to niech stoi. Dopóki nie oczekuje, że Desiree będzie z nim prowadziła wesołą pogawędkę to jej nie irytuje aż tak bardzo. Na szczęście zapewne uznał, że nie warto się odzywać. Stała oparta o ścianę patrząc na chłopaka, a raczej na jego plecy, obojętnym spojrzeniem. Nie chciała się wgapiać, jeszcze by coś sobie pomyślał. Ale tak już miała w zwyczaju. Lubiła gapić się na ludzi i ich tym drażnić. Mimo tego, że nie chciała towarzystwa denerowało ją ignoranctwo chłopaka. Nie patrzył na nią, wręcz udawał że jej tu nie ma. Nikt w jej towarzystwie się tak nie zachowywał. No co ja mogę poradzić? Lubiła być w centrum uwagi, nawet negatywnej jakby miała się z kimś powiedzmy kłócić. Wszystko lepsze niż obojętność. Wobec niej oczywiście. Sama mogła i chciała być obojętna względem obcych. Ale nikt nigdy nie odważył się jej zignorować. Gapił się w tę cholerną dziurę jak sroka w gnat nawet się nie ruszając. Na pewno miał dobre zamiary ale i tak mógł się chociaż spytać czy nie przeszkadza. Wtedy mogłaby się przynajmniej na nim wyżyć, powiedzieć żeby spierdalał czy coś. Jak zwykle w takich sytuacjach. Mało prawdopodobnym było by chłopak w jakiś sposób miał sobą ją zainteresować. Wyglądał na milczka. Desiree odwróciła się od niego. Jeszcze zauważy że się na niego gapi i sobie coś pomyśli. Wyjrzała na błonia. Znowu padał ten cholerny śnieg, brr. Ślizgonka nie cierpiała zimy, świąt i tych innych pierdoł. Ta pora roku i okoliczności wzbudzała w ludziach dziwne ożywienie i fałszywe uprzejmości. A bycie fałszywym nie popłaca. Już lepiej mowić komuś prosto w twarz co się o nim myśli. Studentka pogapiła się chwilę ale krajobraz jaki widziała był na tyle przygnębiający że ponownie wróciła myślą do Wieży. -Hej. -mruknęła nieświadomie. A po co to zrobiła? Nie wiem, ja jej nie znam. Najpierw się wścieka i chce być sama a teraz zaczyna rozmowę. Dziwna dziewczyna. Ale pewnie pomyślała sobie, że może chłopak będzie dziwakiem i będzie miała przynajmniej trochę rozrywki wyżywając się na kimś. Ostatnio zupełnie się zmieniła i dawno z nikogo nie szydziła ani nie kpiła. A przecież to jej natura! Nie może zupełnie zaprzestać swoich zwyczajów. A że nie widziała ostatnio nikogo ze stałych ofiar to chyba jasne, że musi sobie znaleźć kogoś nowego.
Ramiro stał z zamkniętymi oczami, z rękami skrzyżowanymi za plecami. Stał i.. No stał nic więcej. Jego klatka piersiowa niemal się nie poruszała. Zobaczyć że on faktycznie oddycha można było by, gdyby wpatrywać się w nią z odległości centymetra. Jego serce praktycznie nie wywoływało żadnego hałasu. Nie łomotało, niemal nie pracowało. Ogółem można powiedzieć, iż chłopak wyglądał jak kolorowy posąg. Jego ciało nie przesunęło się nawet o milimetr. Można powiedzieć że to była stojąca medytacja. Stał z zamkniętymi oczami pozwalając swym myślą pojawiać się, i ulatniać według własnej woli. Wsłuchany w pieśń którą niesie wiatr. Wiatr z natury niósł żałobne melodie, pogrzebowe niosąc za sobą płacz, chaos i zniszczenie. Może właśnie ta płatka śniegu, która wylądowała na jego twarzy, by po chwili stopnieć. Była czyjąś łzą? Porwaną przez szalony wiatr i zamarzniętą przez ogarniający chłód? Czuł na sobie spojrzenie dziewczyny, nie potrzebował do tego swych wrodzonych czy też zdobytych umiejętności by poczuć na sobie jej wzrok. Wgapiała się w niego od dłuższego momentu. Młody Hiszpan, stał jednak niewzruszenie. Nagle szelest, skrzypnięcie pod butem, i otarcie ubranie o kamienną ścianę. Do tego przestał czuć jej spojrzenie. Tak, dziewczyna odwróciła się. Normalnie nie powinien tego usłyszeć. Normalnie, lecz czy on był normalny? Powierzchownie pewnie tak. Powierzchnia, niczym nie wzbudzona tafla wody. Zaś w środku pożar, chaos, przerażenie i wstyd. Woda i ogień. Tutaj krzyżuje się ich droga. Ogień co miesiąc ma zielone, woda stoi w korkach. Dziwne porównanie prawda? Dziewczyna ponownie się odwróciła, mruknęła "Hey" na przywitanie. Ramiro uśmiechnął się sam do siebie, delikatnie i łagodnie. Zresztą dziewczyna nie mogła tego spostrzec. Nie mogła też wiedzieć że najmniejszy szelest czy też szept, w jego uszach brzmi niczym krzyk. Nie odwrócił się, nadal z zamkniętymi oczami stał niewzruszony. Jego myśli biegały gdzieś daleko, był jedynie obecny ciałem. Duchem był zupełnie gdzie indziej, a gdzie? Tu i tam. Dopiero po bardzo długiej chwili, chłopak wrócił myślami do stanu obecnego. Otworzył oczy. Z daleka widział słowika siedzącego na drzewie, widział jak wiatr porusza gałązkami drzew. Zaś śnieg, ciężko o siadywał na gałązkach sprawiając ich minimalne poruszenie się w dół. Dziewczyna poruszając się, sprawiała iż po wierzy roznosiły się jej perfumy które, niemal natychmiast łączyły się z powietrzem. Ramiro przyglądał się otoczeniu, pozwalając sobie jeszcze chwile porozmyślać o niczym. Jej ton głosu powinien być obojętny, i sprawić dreszcze u chłopaka prawda? Najprawdopodobniej obojętny to on był. To dlaczego Ramiro wyczuł w nim nieświadomość wypowiadanych słów, ochotę zwrócenia na siebie uwagi, pomieszane z uczuciem tęsknoty i rozmyślenia o kimś? Nie wiedza to błogosławieństwo, współczujmy tym którzy są obdarzeni przekleństwem wiedzy... - Cześć. - Odpowiedział po jakiś piętnastu być morze dwudziestu minutach chłopak. Nadal skupiony na czymś odległym, obserwując taniec śniegu, poruszające się nikłe liście na drzewie. Nie obrócił się nawet o milimetr. Jego głos był miły, nastawiony przyjaźnie lecz także łagodny i nie wzbudzający podejrzeń. Lecz nie było tych uczuć w nadmiarze. Już bardziej przypominał zobojętniały a wręcz chłodny ton głosu. Tak to już z ludźmi jest. Jeżeli nie zobaczą w twoich uśmiechu lub w oczach, przesyconych uczuć dobroci i miłości. To od razu jesteś chłodny i nie czuły. Lecz nie każdy tryskał pozytywnymi uczuciami. A sam Ramiro nie był ani miły ani zły. By nauczyć się postrzegać jego delikatne uśmiechy i zrozumieć że on właśnie taki jest. Trzeba go lepiej poznać, a to nie zdarzyło się zbyt wielu osobom. Prawda że to była wyłącznie jego wina, nie ulegała wątpliwości. Lecz bał się z kimś zaprzyjaźnić na tyle, by naprawdę dać się poznać. Oczywiście są i takie osoby, dla przykładu Cassandra. A właśnie ona! Ramiro od dłuższego czasu, planuje jej powiedzenie prawdę. Gdyby nie to przekleństwo pewnie byli by razem, chłopak to wiedział i już. Lecz gdyby nie to przekleństwo byłby zupełnie innym człowiekiem, i wiódł by zupełnie inny żywot. Ale jest jak jest, a wracając do swych rozmyśleń. Nad którymi teraz zatopił się Ramiro obserwując wcześniej wspomnianego słowika. To jak dziewczyna przyjmie prawdę o nim? Czy zaakceptuję to CZYM jest? Czy nadal będzie chciała go znać, chcieć mu zaufać? Czy nadal będzie chciała go zdobyć, i mieć wyłącznie dla siebie? A morze go znienawidzi i uzna za wstrętne dziwadło? Młodego Hiszpana wcale by to nie dziwiło. Był dziwadłem wszędzie. W świecie mugolskim dla tego że był czarodziejem. W świecie czarodziejów, dla tego że był szlamą. A gdyby się jeszcze dowiedzieli że jest wilkołakiem? Lepiej o tym nie myśleć. Myśl a raczej obraz Cassandry rozpłynęła się. Nie wiadomo jak ona to przyjmie, wiec nie warto było rozmyślać i pobudzać dodatkowych wątpliwości. Nie warto było rozpalać i podsycać ogień zwątpienia i strachu. I tak wystarczająco chłopak bał się tego dnia kiedy jej powie. O ile w ogóle jej powie. Zbiera się do tego tak intensywnie, jak pies do jeża.
Desiree znowu odwróciła wzrok. Chłopak był na serio dziwny. Taki jakiś...nieruchawy i nieprzenikniony. Stał jak ten posąg wpatrzony w jeden punkt i wcale się nie ruszył. Ale Ślizgonka w sumie zachowywała się całkiem podobnie, nie powinno jej to dziwić. Usiadła sobie na podłodze, nie chciało jej się już stać. Nie wiem co ją pojebało. Zimna, brudna podłoga, gdzieniegdzie pokryta śniegiem. Dupa jej zmarznie i odpadnie, ot co! Ale Desiree nigdy nie przejmowała się swoim zdrowiem. Nic dziwnego skoro paliła i piła, prawda? Bo ćpanie...dawno nic nie brała i niby ją ciągnęło do tego ale jakoś nigdy nie chciało jej się myśleć nad sposobem zdobycia narkotyków. Niby dla chcącego nic trudnego, ale i tak jej się nie chciało specjalnie wysilać. A zdrowie? Wychodziła z założenia, że nic gorszego od zjebanej psychiki jej nie spotka. Trochę jej było zimno ale nie zważała na to. Wyprostowała nogi i oparła głowę o równie chłodną ścianę. Nieważne. Czuła się trochę zmęczona. Całą noc myślała o Vill i Tristanie. Cholerny grudzień, przyniósł tyle zmian, że nawet ja tego nie ogarniam. Wcześniej Desiree nie miała nikogo tak na poważnie. Bawiła się, często kosztem innych. A teraz? Kocha dwie osoby, jedna jej nie do końca wierzy, z drugą zerwała...No i ona sama nie jest już taka jak kiedyś. Zmieniła się. Na razie jeszcze to do niej nie doszło, inaczej wpadlaby w panikę. Nie lubila zmian. Ale martwiła się brakiem papierosów. Siedziała zbyt bezczynnie, brakowało jej czegoś czym mogłaby zająć ręce. A właśnie w takich chwilach paliła. Tak szczerze, to kiedy ona nie pali? Jeśli kiedyś zobaczycie ją bez fajki w rękach to napiszcie do mnie, bo to będzie oznaczało coś bardzo złego. A teraz nawet nie miała papierosa. Burknęła pod nosem stok przekleństw i rozejrzała się wokół. Ach ten nałóg! Studentka z nudów zanurzyła ręce w śniegu formując z niego małą kulę. Nie zważyła nawet na to cholerne zimno, które ogarnęła ją gdy dotknęła tego lodowatego puchu. Po chwili jednak dłonie zaczeły ją boleć i drętwieć więc rzucila śnieżkę przed siebie by ta uderzyla o przeciwległą ścianę wieży i rozpadła się. Cholerne nudy i brak fajek...Dziewczyna dopiero teraz przypomniała sobie, że nie jest sama. Podniosła wzrok i ocierając dłoń i o dłoń, a także krzywiąc się z bólu podczas tej czynności, spojrzała na towarzysza. Stał w tej samej pozycji co kilkanaście minut temu. Nie ruszył się nawet o krok. Przypominał jej w tym momencie Edłorda, wiecie, tego ze Zmroku. Tamten też potrafił tak stać i stać. A Desiree zaczynała się wkurzać. Faceci w jej towarzystwie zazwyczaj szaleli i nie mogli oderwać od niej wzroku. A ten...nie obdarzył jej ani jednym spojrzeniem. Irytował ją swoją postawą! Taki jakiś...dziwny. Jakby była dawną i wolną Desiree od razu by go rozruszała, a co! No ale jak już mówiłam trochę się zmieniła. Teraz już całkiem bezczelnie się w niego wgapiała. W końcu kiedyś odwzajemni spojrzenie, no nie? Niby jej odpowiedział ale nic poza tym. Nawet się nie obejrzał! Jak się mówi to się patrzy na rozmówcę, no! Znowu zamilkł. Nie wyglądał też na takiego co milknie bo ona go onieśmieliła. Jego działanie było raczej celowe. Więc co, gej? Niee, na takiego też nie wygląda. Więc o co chodzi? Desiree niecierpliwiła się. Mogła przecież zignorować go i wyjść, więc czemu tego nie zrobiła? Nie wiem, taki miała kaprys. A poza tym potrzebowała kogoś na kogo mogłaby trochę poburczeć. Prychnęła. Nie znała go a już ją denerwował. Niezły rekord. W końcu przestała się na niego gapić. Skoro on na nią nie patrzy to po co ona ma to robić. Nie miałoby to sensu. -Co tu robisz w taką pogodę? -spytała jakby od niechcenia. Może chłopak w końcu się poruszy i odezwie, dziwak jeden. Studentka nie cierpiała być olewaną i ignorowaną. Przemawiała przez nią istna próżność. No i może jeszcze jej aphanisis czy monofobia, które o dziwo już od dawna nie dawały o sobie znać. Ale cii...próżność, nic więcej. Trzymajmy się tej wersji.
Jaki sens by teraz był, gdyby Ramiro zamknął oczy, i chciał by się ponownie zatopić w swych myślach, pozostając sam na sam ze swymi uczuciami? Żaden. Jak można się skupić, skoro ktoś obok robi więcej hałasu, niż bomba atomowa. No dobra dziewczyna nie robiła praktycznie żadnego hałasu, ale dla młodego Hiszpana, i jego nad wrażliwym suchu, wydawało się iż dziewczyna robi straszny hałas. To jest właśnie jedna z wad słyszenia więcej niż się powinno. Mimo wszystko, pozostał niezmienny. Stał dumny, wyprostowany z wzrokiem wpatrzony w słowika, który jakiś czas temu odleciał. Chłopak odprowadził go wzrokiem, do póki nie natrafił na mur przez którego nawet on nie przeniknie. Przy czym, oczywiście nie poruszył nawet na milimetr głowy. Dziewczyna zaś, po tym jak usiadła wysypała swoje przekleństwa, po których normalny stary moher dostał by zawału. Zapomniała o chłopaku. Słyszał jak bawi się śniegiem, i jak przeklina na brak papierosa. Cóż za zbieg okoliczności, gdyż Ramiro papierosy miał. Zawsze je przy sobie miał. Dlaczego? Jak wspominałem, w przypadkach beznadziejnych gdzie nie ma żadnego wyjścia, Ramiro dotlenia się nikotyną. Nigdy nie wiemy kiedy ów nikotyna może okazać się przydatna. Dla tego chłopak zawsze miał paczkę papierosów przy sobie. Teraz pytanie czy jej dać ów papierosa? No tak Ramiro nigdy nie był mściwy, zwłaszcza że nie miał powodów by wobec dziewczyny być. Lecz jeszcze długą chwilę odczekał, nie tylko z poczęstowaniem dziewczyny papierosem, lecz także z odpowiedzią na jej pytanie. Nie chciało mu się odchodzić, od tego miejsca. Lubił tak stać, stać i nic nie robić. Znacznie to wolał, niż spacery czy też leżenie w łóżku. Stanie w miejscu, go uspokoiło. Dawało nie jasne przeczucie spokoju i równowagi. Zresztą lepiej mu się myślało, kiedy tak postał sobie w miejscu jakiś czas. A to że nie poruszył się nawet o milimetr przez ponad godzinę, i wcale mu się nie chciało poruszać. Czy to naprawdę źle? Każdy ma swoje metody do uspokajania się, wewnętrznego skupienia, i zebrania w całość rozbieganych myśli. On przynajmniej nie truje siebie, i innych w otoczeniu. A z skąd wiedział że minęła już godzina? Po położeniu bladego, oślepiającego słońca. Czyż to nie oczywiste? Swoją drogą, wiedzieliście że najlepiej opalać się w zimę, przy minusowej temperaturze? Albo że woda zamarza jedynie przy temperaturze zeru stopni? Dobra już się nie wymądrzam. Ramiro na chwilę przymknął oczy, korzystając z tej nikłej chwil, idealnej ciszy. Przerywanej jedynie pięknym na swój sposób, żałobnym śpiewem wiatru. Odwrócił się ku dziewczynie z gracją, jak gdyby stanowił jedność z powietrzem. Śnieg pod jego butami, nawet nie zaskrzypiał, czy też nie zapiszczał. Jak gdyby był tylko płatkiem śniegu. Popatrzył się na dziewczynę. Raz, dwa , trzy. Trzy sekundy i wiedział już wszystko. Dziewczynie się nudzi, jednak nie ma ochoty z stąd iść, jest na niego wściekła do tego jest jej zimno. Ręce ma zmarznięte od śniegu, który przed chwilą rzuciła w przeciwległą ścianę. Do tego najbardziej wkurzają ją dwa fakty. Pierwsza obojętność chłopaka wobec jej osoby, druga brak papierosów. Prawda jest taka, iż Ramiro jej nie ignorował. Po prostu nie był typem, który chętnie podejmuje nowe znajomości, i który tryska energią i skaczę wokół drugiej osoby, chcąc wejść jej w dupę. Po pierwsze nigdy nikomu nie właził, i nie będzie właził w dupę. Albo akceptujesz takim jakim jest, albo idź do tych lizusów żeby ci śliniaczek podłożyli gdy jesz. Po drugie Ramiro zawsze maił pewien dystans, nawet do osób które już lepiej znał. Nie mógł pozwolić sobie na taką swobodę, jak inni. On miał swój sekret który nie mógł wyjść na jaw, i który go ograniczał. Młody Hiszpan, zrobił dwa kroki do dziewczyny, w między czasie wyjmując jeszcze nie otwartą paczkę papierosów. Otworzył ją nawet nie odwijając foli. Po prosto ofoliowaną paczkę papierosów otworzył, razem ze sreberkiem. Ruchem sprawnym jak u kota, wszystko wyrzucił przez otwór ścianie, przy którym nie dawno stał. Pomijając fakt, iż teraz trochę go dzieliło od otworu, a folia i sreberko z papierosów, powinno upaść na podłogę tuż przy nim. Zważając też na to iż wiatr wiał w jego stronę, a nie przeciwną. Mówiąc prościej rzucił to pod wiatr, a nie z wiatrem. Wysunął jednego papierosa, i poczęstował dziewczynę. Przy czym podając jej także swoją kurtkę, z której wcześniej wyjął. Swoją różdżkę i schował do tylnej kieszeni spodni. Kultury i trocki o innych go nauczona, więc nie mógł pozwolić by nauki wuja poszły na marne, prawda? - Trzymaj. - Powiedział spokojnie. Jego ton głosu był miły i opanowany. Przypatrzył się w oczy dziewczyny. Fakt brzydka nie była, lecz dla niego uroda powierzchowna, liczyła się tak bardzo, jak śnieg który spadł osiemdziesiąt lat temu. Kiedy dziewczyna już wzięła papierosa i kurtkę, schował paczkę do kieszeni spodni. Niech sobie sama odpali, on przecież nie jest jej sługą! Dobra zrobił co miał zrobić. Ponownie podszedł do otworu, (po drodze wypuszczając swą koszulę, ze spodni) akurat gdy słowik (Ten sam) Wracał z popołudniowego lotu. Jego wzrok ponownie skierował się na niego. - To samo co ty. - Powiedział jeszcze, nim zatopił się w swoich myślach. No fakt nie był do końca sobą. A może był? Przecież był miły. I zawsze się tak zachowywał wobec innych ludzi. W sposób delikatny i niezauważony zrażał ich, by ci uznali go za nie godnego uwagi. Tak było prościej i łatwiej. Nie chciał mieć na swych barkach, kolejnej osoby którą zmuszony jest okłamywać. I tak się czuł paskudnie wobec tych osób które okłamuję. Tak, między innymi Cass. Ramiro skrzyżował ręce za sobą, i zapatrzył się w słowika, który znajdował się tak daleko. Że nikt prócz niego nie mógł go zauważyć. Mimo wszystko nie otaczał się murem przez którego nie można się przebić, to była bardziej otoczka dymu która miała zmylać. Murem otaczają się osoby które ukrywają kim naprawdę są. Chłopak nie ukrywał tego kim jest, ukrywał tylko fakt CZYM jest, a to pewna różnica. Dla tego nie musiał się otaczać murem, lecz tylko otoczką zmyłki. Niech ludzi widzą to co chcą by on zobaczył. Prosty chłopak nie warty uwagi, do tego szlamowatej krwi. Tyle mieli widzieć. Nie którzy jeszcze w nim widzieli geniusza. No cóż nie mógł zaprzeczyć iż ma niezwykły dar do nauki. W końcu jako pierwszy w historii szkoły. Wyczarował patronusa za pierwszym podejściem. Tylko on spędzał nie więcej niż jeden dzień w zbiorze całego roku szkolnego. I tylko on zdawał z najwyższymi ocenami. Żaden przedmiot nie sprawiał mu problemu. A pamięć miał tak dobrą, że śmiało mógł powiedzieć co o tej porze jadł cztery lata temu. Lub jaki był deser podczas jego pierwszej wielkiej uczty. To był dar z którego był dumny. I który dawał mu pewną przyszłość w tym świecie. Byle by tylko ukryć to iż jest wilkołakiem, a może do końca swych dni będzie żył w miarę normalnym, i spokojnym życiem.
No dobra, może dziewczyna trochę przesadziła z tym wgapianiem się. No ale co ja mogę na to poradzić. To baaaaaaardzo próżna dziewczyna. Nie znosi jak ktoś nie zwraca na nią uwagi. A chłopak nie zwracał. Miał wokół siebie tak grube mury jakich Des nigdy jeszcze nie widziała. Nawet ona sama takich nie ma. Siedziała tak czekając na jego odpowiedź. Serio, czuła się tu coraz dziwniej. Powoli zaczęła planować pójście stąd. Krukon nie był zbyt dobrym towarzyszem. A Desiree niby nie potrzebowała towarzystwa ale tak jakoś dziwnie jej było ze świadomością, że ktoś jest obok niej a tak jakby go nie było. Owszem, nie lubiła jak ktoś zagadywał do niej i był natrętny ale i tak chłopak wydał jej dziwny. Stał i gapił się nie wiadomo na co. Desiree wstała i ostatni raz spojrzała na chłopaka. Nie miała zamiaru się żegnać. Po co? Był jej kompletnie obojętny a ona jemu. Ale w ostatniej chwili chłopak się odwrócił w jej stronę i spojrzał jej w oczy. Prosto w oczy. No cóż, przynajmniej się poruszył. A spojrzenie miał...dziwne. On cały taki był, więc czemu tu się dziwić. Jego oczy, ni to szare ni błękitne przeszyły ją swoją mocą. Jakby chciały wedrzeć się do jej duszy i odkryć to co w niej gra. Magnetyzujące. Ale na Des to nie działało. Obserwowała jedynie poczynania chłopaka. Wyjmował coś z kieszeni. Ślizgonce od razu zaświeciły się oczy. FAAAAAAJJJJJJKKKKKKIIIIIII! Czyżby aż tak bardzo było widać że ich potrzebuje? O, i jeszcze podał jej kurtkę. Dziwne zachowanie zważywszy na to że przez ostatnie pół godziny na nią nie spojrzał. Może wydawało się, że jest jej zimno ale w sumie wcale tak nie było. No dobra, może w dłonie. Ale była odporna na chłód, miała go dużo w samej sobie, nie przeszkadzał jej zbytnio. A dłonie też trochę roztarła i było zdecydowanie lepiej. Siedziała na zimnej podłodze i bawiła się śniegiem ale niewiele ją to obchodziło. Ale skoro chłopak zdecydował się na ten gest to przyjmie go, a co tam. Chwyciła ubranie oraz papierosa, którego od razu zapaliła i mruknęła coś w rodzaju podziękowań. Szybko zaciągnęła się. Ach, zbawienny dym w płucach...Studentka od razu poczuła się lepiej, jakby bardziej zrelaksowana. I o dziwo, były to jej ulubione fajki, te które sama paliła. Dziwny zbieg okoliczności, prawda? Jej towarzysz znowu wrócił na swoje stare miejsce. Ale powiedzmy sobie szczerze, Desiree przestało to ją już obchodzić, już i tak zbyt dużo uwagi i myśli mu poświęciła. Chce to niech ją ignoruje i udaje, że jest sam. Lepiej dla niej. Też jakoś nie miała ochoty na wesołą pogawędkę. Odwróciła się do niego plecami i spoglądając przed siebie pogrążyła się w swoich rozmyślaniach paląc tego zbawiennego papierosa chcąc się nim nacieszyć jak najbardziej, w końcu nic innego jej nie pozostało. Śnieg padał coraz mocniej i w coraz większej ilości, wydawało się że będzie tak opadał przez kilka dni. W powietrzu robiło się od niego coraz gęściej a dzień chylił się ku zachodowi. Nad jeziorem wytworzyła się lekka mgła. Cisza i spokój panowały nawet w pogodzie. Nie wiał wiatr, nie było burz czy też innych nawałnic. Tylko ten wszechogarniający śnieg i lodowaty mróz gryzący w nos i policzki. Po prostu, zima zawitała na dobre czy tego chcieli czy nie. Desiree była jedną z tych co nie cierpiała takiej pogody dlatego widząc co się dzieje na zewnątrz skrzywiła się i jedną ręką otuliła się mocniej kurtką nieznajomego. Czarny zamsz. Dziewczyna też miała podobną kurtkę, poczuła się więc bardziej znajomo. Wypuściła dym z ust sprawiając, że owionął on trochę całe pomieszczenie w jakim się znajdowała. I zgodnie ze swoim postanowieniem nie zważała już na swojego towarzysza. Było jej dobrze, paliła papierosa, rozkoszowała się nikotyną i tyle.
Zdecydowanie chłopak nie zgodził by się że jego spojrzenie jest magnetyzujące, ani z tym że próbuję się wedrzeć do jej duszy. Mówią że spojrzenie to odzwierciedlenie duszy. Dla Ramiro była to bardziej jak otwarta księga. Jeżeli potrafisz czytać z tej księgi to czytaj, tak długo aż ta druga osoba ci na to pozwala. Jeżeli nie to twoja strata. Dla tego Chłopak starał się unikać kontaktu wzrokowego. To tak jak by czytał komuś w myśli. Jedno spojrzenie, i już wiedział jakie uczucie targają drugą osobą. Jedno spojrzenie i mógł o tej osobie, powiedzieć więcej niż ona sama by sobie życzyła. Młody Hiszpan obserwował słowika siedzącego na gałęzi. Podwinął rękawy koszuli, do łokci gdyż było mu zdecydowanie za ciepło. Dziwne prawda? Śnieg na niego pada, ogółem jest tutaj chłodniej, niż na zewnątrz. A jemu jest za ciepło. No ale z drugiej strony może to nie takie dziwne? W końcu miał w sobie bestie o futrze, pozwalającym przeżyć bez problemu na Syberii. Tak czy inaczej Ramiro przypatrując się słowikowi. Rozmyślał o wszystkim czyli właściwie o niczym. Lubił takie chwile, spędzone w samotności. Nie użalał się nad sobą, bo to i tak by nie przyniosło żadnych rezultatów. Po prostu lubił cisze, spokój i chwile bez wartości taka jak ta. Chwila bez znaczeniu, która nic nie zmieni w jego dotychczasowym życiu. Młody Hiszpan nauczył się że lepiej marnować swój czas, niż ma się zdarzyć coś, co na zawsze zmieni twoje życie. Nagle słowik wystartował z gałęzi, niczym samolot z pasu startowego. Lecąc z wiatrem, doleciał do Ramiro. Przysiadł na wyrwie z muru i przyglądał mu się. Chłopak przykucnął przy nim, lecz nie wykonał żadnego ruchu by nie spłoszyć ptaszka. Zwierzęta mają nie zwykle rozwinięty zmysł instynktu. Ptaszek najprawdopodobniej wiedział iż Ramiro na swój sposób jest zwierzęciem, i że nie należy się go obawiać. I prawdopodobnie wiedział że chłopak go ciągle obserwuje. Oczywiście były to tylko przypuszczenia, z tym że w jego przypadku zmieniało to tyle co nic. Słowik czesał czy też czyścił, swoje pióra dziobem, kompletnie nie zważając na to iż jest centymetr od człowieka. Chłopak przyglądał mu się, na jego ustach zagościł delikatny uśmiech. Kiedy słowik przestał się czyścić, rozpoczął swój śpiew, który zmieszał się ze śpiewem wiatru. Wszystko brzmiało, bardzo dziwnie lecz pięknie. Kiedy słowik odleciał, chłopak wciąż kucając. Odprowadzał go wzrokiem. - To miejsce...- Zaczął powoli, głosem pełnym rozmyślenia. - To miejsca, pozwala ludziom zapomnieć o tym kim są, i jakie mają problemy. Nie uważasz? - Ramiro nadal nie odwrócił się do dziewczyny, za to podniósł się, i delikatnie przekręcił, głowę z ukosa patrząc na dziewczynę. A właściwie na jej plecy. - Widząc tutaj kogoś, wiem że ktoś ma kłopoty. Ludzie szukają najdziwniejszych miejsc by móc w spokoju pomyśleć. Czy gdybyś miała wybór, ponownie wybrałabyś to samo życie? O słuszności decyzji, świadczy to czy podjęlibyśmy tą samą decyzję po raz drugi. Powiedział w zamyśleniu. Właściwie nie wiedział co mówi, lecz przypuszczał że dziewczyna może potrzebować właśnie takiej, beztroskiej lecz głębokiej rozmowy. Rozmowy z ogólnikami, nie mówiąc nic o swych uczuciach. Wiecie, to jak rozmowa "Moja koleżanka ma taki problem..." A tak naprawdę, to my jesteśmy tą koleżanką, tylko nie chcemy się do tego przyznać. Zresztą jeżeli nie będzie chciała z nim rozmawiać, to niech sobie pójdzie. Przecież nie stoi jej na drodze prawda?
Desiree tak właśnie odebrała spojrzenie Krukona. Wydawało jej się, że chłopak w ciągu krótkiej chwili mógłby ją zahipnotyzować i odkryć wszystkie jej tajemnice, wszystko to co siedzi w jej sercu i głowie, o czym myśli. Jedna taka osoba jej w zupełności wystarczy, dzięki. Spojrzenie jako otwarta księga...Des nie życzyłaby sobie by młodzieniec z niej "czytał", niech więc faktycznie lepiej nie patrzy. Ona jest zbyt zamknięta w sobie i tajemnicza. Gdyby Ramiro, nie daj Boże, odkrył coś co miało pozostać zakryte i ją o to spytal, mogłoby się to dla niego źle skończyć. Niby Ślizgonka się zmieniła, ale cięty język i sprawną różdżkę miała nadal. Ta sytuacja cholernie przypominałaby mi to co zdarzyło się na korytarzu na II piętrze. Wszyscy wiemy jak to się skończyło więc lepiej niech tak się nie kończy, hehe. To byłoby zbyt duże deja vu. A o czym myślała dziewczyna? W zasadzie o niczym szczególnym. Obserwowała to co dzieje się na zewnątrz, spokojnie paląc ukochanego papierosa. Serio, boję się o nią. Jeszcze sobie zaszkodzi. No ale co ja poradzę, zawsze jak jej to wypominam to prycha i wychodząc z domu trzaska drzwiami. A zimno jest, to fakt. Studentka jest masochistką ale i tak wolała się otulić ciepłą kurtką. Gdyby zauważyła, że chłopak z gorąca podwija rękawy to by śmiało mogła powiedzieć, że jest stuknięty. Tak czy inaczej, już wcześniej uznała go za dziwaka i przestała zwracać na niego uwagę. Prawie o nim zapomniała. Miała teraz co innego na głowie, bo dotarło do niej jak bardzo się zmieniła. No bo na przykład, dawno nic nie piła. A wcześniej nie było dnia by pod jego koniec nie chodziła najebana. No i od dawna nie bawiła się na żadnej imprezie. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że to dlatego iż żadnej nie było, ale co ja tam wiem, nie znam się. A Swairee mogła sama jakąś urządzić jakby chciała. Dla chcącego nic trudnego. Wystarczyło tylko skrzyknąć ludzi i załatwić flaszki. Ale jakoś ostatnio nie miała głowy do myślenia o takich rzeczach. Ona, jedna z największych imprezowiczek nie miała do tego głowy! O rany, serio źle z nią. Ponadto ostatnio przegapiła imprezę studencką nie wiadomo z jakiego powodu. Odbiła to sobie spotykając się z... kimś. Cholera, spędziła noc z jakimś uczniakiem a nie pamięta nawet jego imienia. No cóż, to u niej w końcu nic dziwnego. Ważne, że miała jakieś miłe zastępstwo imprezy. A miło było. Ale Ślizgonce trochę brakowało tego życia. Imprez, alkoholi, narkotyków...No ale, niedługo Sylwester i jakoś trzeba go zorganizować, może znowu wpadnie w ten znajomy jej wir imprez. Dawno też nie widziała swoich znajomych. Anki, Julki, Ariany, Czarki...Prawie że za nimi tęskniła. Jak już ogarnie swoje życie, to wróci do dawnej formy spędzania czasu. Nie ma innej opcji. Westchnęła i z tym mocnym postanowieniem zaciągnęła się ponownie racząc płuca kolejną porcją dymu. Wyglądała też przez okno, nie zatrzymując wzroku na niczym konkretnym. Lubiła tak sobie stać, palić i myśleć. To ją odprężało i pozwalało zapomnieć o całym świecie zewnętrznym. Cisza i spokój, chwile nie wnoszące do życia nic konkretnego, ale w pewien sposób przyjemne dla ciała i ducha. Desiree przeżyła zdecydowanie za dużo chwil, mających zmienić całe jej istnienie, na pewno więc zgodziła by się z Ramiro, że od takich momentów lepsze jest marnowanie czasu. To właśnie robiła od kilku lat, marnowała czas. Oparła glowę o mur gdy usłyszała jakiś ruch. Na początku była sploszona bo zapomniała, że jest sama. Po chwili opamiętała się o obróciła w stronę chłopaka. Zaskoczyło ją to co zobaczyła. Hiszpan kucał i łagodnie się uśmiechał wpatrując się w słowika, małego, bezbronnego ptaka, stojącego dosłownie kilka centymetrow od chłopaka. Wyglądało to jakb przyglądał się chłopakowi. Nie przejmował się też obecnością ludzi, po prostu w spokoju czyścił sobie swoje brązowo-szare pióra. Nie no, co najmniej dziwne. Że też się nie bał! Naprawdę niezwykłe. Po chwili ptaszek rozpoczął swój śpiew. Donośny i z radoscią. W końcu robił to co kochał nie przejmując się nawet tym iż w jego towarzystwie są ludzie. Dźwięk ten wdzierał się w dusze i poruszał serca. Desiree zauroczona uważała, aby tylko nie zrobić żadnego ruchu i nie spłoszyć zwierzęcia. Gdy ptak zakończył swój "występ" i odleciał, Ślizgonka patrzyła za nim ,aż nie zniknął jej z oczu. -Niebywałe.- szepnęła komentując zdarzenie. Wciąż była lekko otępiała i zamroczona. Odwróciła się dopiero gdy usłyszała, że chłopak o coś ją pyta. To miejsce pozwala ludziom zapomnieć o tym kim są i jakie mają problemy? Hm. Desiree zastanowiła się chwilę. Oczywiście, że mogła wziąć i wyjść, jakoś nie miała dziś ochoty na głębokie rozmowy. Ale jak już mowiłam, dziewczyna ostatnio zachowuje się jakby wbrew swojej naturze, więc postanowiła odpowiedzieć. Może to było właśnie to czego potrzebowała, kto wie? -Nie mam pojęcia. Ja przyszłam tu własnie po to by pomyśleć o problemach. Mam niezły mętlik w głowie, szczerze mówiąc. A o tym kim jestem? Nie wiem i chyba nigdy się nie dowiem, więc nie mam czego zapominać. - odpowiedziała od niechcenia i spojrzala chłopakowi w oczy, zaciągając się papierosem. Zaintrygował ją tym pytaniem. -Wiesz...nie wiem po co ci o tym mówię. Jesteś mi zupełnie obcy, ja tobie też. Nie wiesz o mnie zupełnie nic i nawzajem. Ale chyba tylko z nieznajomymi można by tak naprawdę szczerym, nie uważasz? Moje życie ostatnio się pokomplikowało. Zmieniłam się, musiałam podjąć wiele trudnych decyzji. Wydaje mi się, że są słuszne, ale czy na pewno? Nie wiem. Ale gdybym miała podjąć je ponownie, rozwiązania byłyby takie same. Ale to już jest niezależne ode mnie. Czasami mam wrażenie, że nawet moje życie, nie jest ode mnie zależne. Do tej pory żyłam beztrosko, nie myśląc o niczym ani o nikim innym. Podobało mi się to co robiłam. A teraz jestem rozdarta, mimo iż podjęłam decyzję, która zapewne zmieni moje życie, choć w niewielkim stopniu. Ale z drugiej strony jestem szczęśliwa, że postąpiłam tak a nie inaczej. Mam nadzieję, że wyjdzie mi to na dobre. A może zmieniając zdanie uciekłam od woli przeznaczenia? Wierzysz w nie? Z drugiej strony, narobiłam w życiu wiele głupot. Jednych żałuję, innych nie, różnie bywa. a co do zmian...miałam niefajne dzieciństwo. Szybko musiałam dorosnąć i radzić sobie sama. Gdybym miała możliwość dokonania jakiejś zmiany, chciałabym inaczej spędzić pierwsze piętnaście lat swojego życia. Zdecydowanie. -przerwała na chwilę i zaczęła mówić dalej. Dawno się tak nie rozgadała. -A skąd w ogóle to pytanie? Nie wyglądasz mi na filozofa. Jak to jest u ciebie? Niczego nie żałujesz?- spytała głupio dziewczyna. Nie wiedziała czemu, ale chłopak zaintrygował ją rozpoczęciem takiego a nie innego tematu. Kto wie, może wyniknie z tego jakaś ciekawa rozmowa?
Ramiro uśmiechnął się nieco delikatniej, na komentarz dziewczyny. "Niezwykłe" Tak to z całą pewnością, było niezwykłe. Bowiem sytuacje, gdzie można z bliska usłyszeć śpiew słowika, a tym bardziej zobaczyć go z bliska niczym nie spłoszonego, są wielką rzadkością. Przynajmniej w świecie dziewczyny, dla Ramiro było to niemal codziennością, co nie zmieniało faktu iż za każdym razem, czuł w sobie dziwne mrowienie i zachwycał się ponownie słysząc ów śpiew. Chłopak przyglądał jej się, i słuchał uważnie. Na całe szczęście miał dosyć zimnej krwi i rozumu, by nie wypalić tego wszystkiego co już wiedział o dziewczynie kiedy ta, stwierdziła iż się nie znają. A co wiedział? Nic po za tym co widział w jej oczach. Imprezowiczka która nie zważa na ilości alkoholu nikotyny i innych używek. Lecz nie piła i nie brała od dłuższego czasu. To bowiem odbijało się na jej cerze. Niby ładna i miękka, lecz z poblaskiem bladości, który widać jak się dokładniej przyjrzeć. Wiele mieszanych uczuć do osoby, być morze więcej niż jednej. Miłość, rozdarcie szczęście, oddanie, tęsknota i rozżalenie z powodu podjętej decyzji. Oczy które nie tak dawno, wylewały łzy. Do tego dziewczyna musiała cierpieć na jakąś chorobę psychiczną, być morze na więcej niż jedną. Bowiem była zbyt niezdecydowana, jej ruchy zbyt niepewne. Ogółem była zbyt sprzeczna co do swojej natury. Nawet człowiek najbardziej niezdecydowany, pozostaje zgodny co do swojej natury. Bo jego naturą, jest niezdecydowanie, to chyba logiczne. Ale dziewczyna? W jej oczach widniało zdecydowanie, i niepewność. Słuszność podjętej decyzji, a jednak ochota by owej decyzji nie podejmować. Tak jak mówiłem, oczy to księga. Ramiro odwrócił wzrok i ponownie spojrzał się za wyrwę w ścianie. Wolał nie patrzeć w jej oczy. Każdy powinien mieć swoją własną prywatność, a myśli wyłącznie dla siebie samego. Lecz cóż on mógł poradzić na to, iż potrafi przebić się przez wszelki mury człowieka, i dostrzec ukrywane piękno? To jest tak samo, jak by mieć pretensje do słowika, iż ten tak pięknie potrafi śpiewać. Ramiro stojąc przy murze, zaczął kierować się ku drzwiom. Robił to niezwykle wolno, ręką przejeżdżając po kamieniach. Jak gdyby je badał. Był to widok z pewnością niezwykły, gdyż jego ruchy były bardzo płynne. Śnieg nie skrzypiał pod jego butami, a Ramiro poruszał się z gracją, płynnie lecz także jakoś tak dziwnie, jak by nie do końca ludzko. No nie wiem jak to opisać, lecz chyba wiecie o co chodzi. Młody Hiszpan, przeszedł koło drzwi, i kierował się dalej, obchodząc całe pomieszczenia, sprzecznie z ruchem skazówek zegara. Kiedy doszedł, do dziewczyny której nie znał nawet z imienia, oparł się plecami o ścianę, i spojrzał przed siebie. Dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. - Przeznaczenie.. - Powiedział wolno Ramiro, jak gdyby ważył swoje słowa. Jego ton głosu był niczym najdelikatniejszy szept, barwa głosu oznaczała głębokie rozważanie, lecz była także łagodna i pozytywnie nastawiona. Wzrokiem patrzył przed siebie, obserwując mrówki które próbowały się wygrzebać ze śniegu. Swoją drogą ciekawe co robiły tak wysoko? Ręce chłopaka, były założone na piersi, a koszula wypuszczona ze spodni, delikatnie falowała, i mimo iż był w samej koszuli, z podciągniętymi rękawami. To nie było mu zimno. - Na swój sposób w nie wierze. Możliwe że to zlepek przypadkowych wydarzeń. Ale możliwe także iż to co się dzieje, ma swój głębszy sens. Od niektórych rzeczy nie możemy uciec, po prostu one muszą się wydarzyć. Lecz są w życiu takie chwile, kiedy podejmujemy decyzje jak dalej będzie wyglądało nasze życie. Nie wierze że z góry jest mi pisane jak będzie toczyć się moje życie, lecz wiem iż uciekanie od niektórych rzeczy nie ma sensu. Trzeba się z tym zmierzyć, nie pytać dlaczego nas to spotkało. Lecz zastanowić się co teraz trzeba zrobić by nie zmarnować swoje życie. - No tak, to było mocno filozoficzne. Lecz ujęte dosyć prosto, z głęboką nutą tajemnicy. Dziwny człowiek, gada dziwnie o dziwnych rzeczach. Jak by to ujął pewien człowiek. "Przestań tak gadać, bo mózg mi rysujesz" Ramiro uśmiechnął się nieznacznie, by po dłuższej chwili milczenia kontynuować. - Owszem żałuje. Jest jeden moment mojego życia którego mocno żałuje. Miało to być najwspanialsze przeżycie mojego życia, lecz zamieniło się w katastrofę która każdego dnia piętnuje mnie na nowo. Lecz widzę dobre strony tego zdarzenia. Zrozumiałem że im silniejsi się stajemy, tym więcej ciosów na nas spada. Życie albo nas złamie, albo sprawi że staniemy się nie wyobrażalnie silni. Możemy pokazać jak silni jesteśmy, o ile starczy nam odwagi. Tak naprawdę nie boimy się naszej ciemnej strony. Boimy się tej jasnej strony. - Ramiro zamilkł i przymknął oczy. Co on właściwie wygaduje, i po co? Wiedział że dziewczyna go zrozumie, jak nie dziś to jutro. Prędzej czy później zrozumie sens jego słów. Rozwijanie świadomości, można powiedzieć że to go "podniecało" Dawało energie i motywowało do dalszego życia. Lubił uświadamiać ludzi, przekazywać im swą wiedzę. Oczywiście nie pouczał ani nie nauczał. Po prostu nazywał po imieniu rzeczy które są oczywiste, dla każdego człowieka. Każdy człowiek o tym wie, lecz nie każdy zdaję sobie z tego sprawę. - Naszym największym lękiem nie jest to że jesteśmy do niczego. Naszym największym lękiem jest to, że jesteśmy silni ponad miarę. Możemy mordować skałę, ranić kamień i hospitalizować cegłę. Możemy uprawiać zapasy ze smokiem i bić się z bazyliszkiem. Możemy zakuć w kajdanki światło i wsadzać do więzienia grzmot. Pytanie brzmi tylko czy starczy nam na to odwagi? Czy przestaniemy bać się tego kim jesteśmy, i jak będą na nas inni patrzeć? - Ramiro zamilkł, to była bardzo skomplikowana a zarazem bardzo prosto wypowiedź. Kiedy spojrzał się na dziewczynę, przechylając delikatnie głowę i patrząc w jej oczy, powiedział już nieco mniej zamyślonym tonem głosu. - Nauczyłem się cieszyć z każdego dnia, i przestać się zastanawiać czy w tedy miało się tak stać. Czy może jednak to był jego bunt? Czy sprzeciwił się gwiazdom jak niegdyś Firenzo? Przestałem o tym myśleć, nauczyłem się żyć chwilą. Cieszyć się z każdego nowego dnia, z podmuchu wiatru i kropli deszczu. Wszystko co jest naturalne, i dla innych ludzi obojętne. Dla mnie jest czymś nowym i zachwycającym. Bo wiem że byłem od krok, od utraty tego wszystkiego. Trzeba coś stracić by coś docenić. Żeby odzyskać trzeba się zmienić. - Chłopak zamilkł. Zdał sobie sprawę, iż jego wypowiedź była głębsza niż chciał. Być morze nawet zbyt głęboko, by dziewczyna od razu zrozumiała o czym on mówi. No ale cóż, pytała to dostała odpowiedź. A że jest nieco pogmatwana i skomplikowana, to już nie do końca jego wina. Ramiro odwrócił wzrok, i ponownie spojrzał się przed siebie. Długo milczał zastanawiając się, do czego zaprowadzi ich ta rozmowa. - Melancholia, depresja. Schizofrenia, zaburzenia emocjonalne. I wiele, wiele innych chorób. Nie są oznaką tego że ktoś jest słaby. Lecz tego że ktoś, był zbyt długo silny.
Spojrzała na chłopaka. -Musisz lubić zwierzęta a słowik to wyczuł i zrozumiał,że nie ma po co się ciebie bać. -tak, była realistką i twardo stąpała po ziemi. Najczęściej znajdowała jakieś racjonalne wyjście z opresji. -Ale tak czy inaczej- niezwykła sytuacja. -cały czas patrzyła się na Ramiro próbując go rozgryźć. Nie spotkała nigdy kogoś tak tajemniczego i dziwnego jak on. Otóż Krukon wyglądał jakby WIEDZIAŁ. Wydawałoby się, że Hiszpan widzi i wie wszystko. I to co na zewnatrz i to co wewnątrz. Jakby potrafił zajrzeć w głąb ciebie i powiedzieć o tobie coś czego ty sam o sobie jeszcze nie wiesz. Taka, wiecie, inna wersja legilimenty. Ale całe szczęście, że Desiree nie zdaje sobie jeszcze z niczego sprawy. Od razu rzuciłaby na niego...nie wiem, Obliviate...i by wyszła. Nie mieściłoby się w jej głowie, że można rozgryźć kogoś tak szybko i tak cholernie trafnie. A na dodatek jaki ogrom wiedzy o niej zebrał! Odkrył w niej te pokłady emocji, których ona nawet nie potrafiła nazwać! Poznał jej nałogi, uczucia, rozdarcie emocjonalne, nawet to że nie prowadzi takiego zycia jak dawniej i że za tym tęskni! Gdyby Des się o tym dowiedziała na pewno nie mogłaby tego zrozumieć i pojąć. A zdawałaby sobie sprawę, że jako racjonalista powinna. Ale są takie rzeczy, które nie śniły się nawet największym filozofom a co dopiero takiej pannie Weaver. Nie umniejszając jej inteligencji, of course. Ale to prawda, była pełna sprzeczności. Niby zdecydowana, ale nie do końca. Choroby psychiczne...chłopak odkrył nawet je! Haha, nikt nigdy nie odkrył, że jest chora, a dowiedzieli się o tym jedynie wybrańcy, osoby naprawdę jej bliskie. A jest ich niewiele. Nawet wtedy, gdy już poznali stan jej psychiki mówili, że wcale tego po niej nie widać, że nigdy w życiu nie powiedzieliby, że coś z nią nie tak. A Ramiro? Nie znał nawet jej imienia a już wiedział, że jest chora. Ekstra. Jej to by się, delikatnie mówiąc, nie spodobało. Byłaby zdziwiona umiejętnościami odkrywczymi chłopaka jak i wkurwiona na niego, gdyż poznał jej tajemnicę, a nie miał prawa. Od zabicia go powstrzymałaby ją pewnie kara jaką miałaby dostać później. Tak więc dla własnego dobra niech on lepiej nie zdradza się z tym, że coś wie. I niech sobie odwraca wzrok, to i tak nic nie da. I tak wie o niej praktycznie wszystko. A przynajmniej większość. A nad tymi jej niepewnymi, wskazującymi na chorobę ruchami muszę tak czy inaczej popracować, żeby czasem się znowu w coś nie wpakowała jak spotka kogoś podobnego do Ramiro. Ale chyba zbyt dużo czasu poświęciłam już na ten temat. A jest tyle jeszcze do napisania, że nie warto rozwodzić się nad drobnostkami, o których Desiree jeszcze nawet nie wie. Nie wie, a mimo to czula się pod wpływem spojrzenia Hiszpana jak pod ostrzałem. Odetchnęła więc z ulgą gdy odwrócił wzrok. Sama też spojrzała gdzie indziej. Samo to, że stoi sobie tutaj z obcym chłopakiem i prowadzi głęboką rozmowę było dziwne i niezbyt normalne jak na nią? Ale czy ona jest normalna? No cóż. Po chwili usłyszała szuranie w śniegu więc odwróciła głowę. Krukon krążył po pomieszczeniu ręką cały czas dotykając muru i głaszcząc go. Jego ruchy były tak delikatne niczym ruchy lekarza badającego swoją pacjentkę. Chłopak szedł niezwykle wolno i spokojnie. Desiree przypominał w tej chwili poważnego i majestatycznego arystokratę. Ciekawe co powiedziałaby gdyby wiedziała, że chłopak urodził się i wychował na biednej, hiszpańskiej, mugolskiej dzielnicy. Ramiro doszedł do niej i zatrzymał się kilka centymetrów dalej, opierając się o ścianę i wpatrując w odległy punkt. Po chwili odezwał się łagodnym tonem, jakby zamyślonym. Ślizgonka spojrzała na niego. Widząc, że Krukon ma podwinięte rękawy, u falującej na wietrze koszuli, od razu zrobiło jej się zimno. Hiszpanowi jednak najwidoczniej wcale nie przeszkadzało. Desiree słuchała go bardzo uważnie chcąc dobrze zrozumieć. -Tak, masz rację. Gdzieś słyszałam, że od przeznaczenia nie można uciec. Ale może losem człowieka jest uciekanie przed nim by po pewnym czasie się z nim pogodzić? Ponadto przeznaczenie człowieka często nie ma nic wspólnego z tym, w co się wierzy lub czego się obawia. Po prostu tak jest i koniec. Ale nie wierzę w to, że gdzieś z góry jest ustalone jak żyć. Człowiek uczy się na własnych błędach, a popełnia ich zazwyczaj wiele. Nie sądzę, aby takie działanie było ustalone, by tak miało być. Robię to co robię, zmierzam się z tym. Być może marnuję swoje życie, być może nie, nie wiem. Ale inaczej nie potrafię. -westchnęła i wyrzuciła spalonego już papierosa. Gdy skończy rozmowę z chłopakiem wyrusza do Londynu, to postanowione. Po chwili kiwnęła głową. Nie wiedziała o jakim wydarzeniu mówi chłopak. Nie miała też zamiaru go o to wypytywać. I tak jej nie powie, przecież jej nie zna. A nawet jeśli powie, to zapewne będzie oczekiwał od niej, że też mu się zwierzy. A takiego zamiaru nie miała. -Nie wiem o jakim wydarzeniu mówisz i nawet cię o nie nie spytam. Wiem, że mi nie powiesz. Ale wiem o czym mówisz. Czasem są takie zdarzenia, które zmieniają twoje życie. Na lepsze lub na gorsze. Niestety głównie na gorsze. Ale takie sytuacje tylko nas wzmacniają. Czy chcemy czy nie musimy sobie z nimi radzić. Stajemy się przez to życiowo mądrzejsi i dojrzalsi. Jasna strona i ciemna strona...Do niedawna myślałam, że nie mam tej lepszej strony swojej osobowości. Że nie potrafię współczuć, kochać. Że nie zasługuję na uczucia. Byłam wredna i mi to odpowiadało i nadal odpowiada. Ale trochę się w moim życiu zmieniło. Nie wiem czy to nie przesada ale...czuję, że się trochę inna. Niewiele ale jednak. Spotkało mnie coś miłego. Ale wiem, że na to nie zasługuję. Po prostu wiem. Boję się tego, jaka będę później. Czy będę...lepsza. I chyba nie chcę taka być. Odpowiada mi moje ślizgońskie zachowanie. Nie wiem jaka będę, będąc inną. Od wielu, wielu lat nic a nic się nie zmieniłam. Przyzwyczaiłam się do tego. Lubię się taką jaka jestem. -po chwili ściszyła głos, nie wiedząc że chłopak i tak ją słyszy. - Ale...jeśli chcę z nim być...zniosę każdą zmianę. Na tym polega miłość. Kocham go, nie zasługuję na niego, jest zbyt dobry, zbyt kochany. -poczuła wzrok chłopaka na sobie i zamilkła. Jeszcze wyjdę na wariatkę, która gada sama do siebie. -Nie można udawać, że jest się silnym. Każdy ma prawo do chwili słabości i nikt nie powinien z tego powodu drwić czy też śmiać się. Naszą siłą jest to, ze potrafimy okazać niemoc, przyznać się do niej. Nie powinno się przejmować tym co ktoś inny powie. Bo gdy będziemy za dużo udawać...Możemy nie wytrzymać tego psychicznie. Udając niewzruszonych niszczymy samych siebie. Ukrywamy emocje w środku, nie wiedząc, że kumulowane one w końcu wybuchną. Nie uważasz? -zerknęła na chłopaka. No no...nieźle się rozkręciła z tym filozofowaniem. Ostatnią wypowiedzią ją zaciekawił. -Żeby odzyskać trzeba się zmienić...-Merlinie, Desiree oniemiała. Czy to jest to? To co powinna zrobić? Zmienić się by odzyskać to co dla niej najważniejsze? Nie wiem czy jest na to gotowa ale...-tak, chyba to jest to! To powinnam zrobić, by mieć to co dla mnie najważniejsze! Ale boję się. Boję się zmian. Nie wiem co mnie czeka jak już stanę się inna. I nie wiem czy chcę być inna. Ale muszę! Skoro to jedyne wyjście...-dziewczyna już sama nie wiedziała do kogo to mówi. Do siebie czy do chłopaka...Ale nie było to ważne. Musiała to przemyśleć. Krukon jej to uświadomił. - Ja raz byłam o krok od utraty wszystkiego. Ale nie przejęłam się tym. Było mi to obojętne. Nie miałam po co żyć. Niszczyłam się. I odpowiadało mi to! Lubiłam swój tryb życia. Naprawdę. Żyłam chwilą, tak, to dobre określenie. Niczym się nie przejmowałam, niczym. A teraz...nie wiem jak będzie dalej. -powiedziała Desiree zamyślonym tonem i wbiła wzrok w ścianę wpatrując się w nią jakby była niezwykle interesującym obiektem. Po chwili Krukon powiedział coś co sprawiło, że dziewczyna zamarła. Wymieniał choroby...i wszystkie ona ma albo miała! A na myśli miał zapewne więcej, które studentka też ma! Des nieźle się przeraziła. Czyżby wiedział? Może plotki...albo jest legilimentą? Ale nieeee....to niemożliwe... Ale jak, co. O Merlinie! Dobra. Desiree, zachowaj spokój. -Skąd ty w...-zaczęła zduszonym szeptem sycząc lekko, co bylo oznaką zdenerwowania. -To znaczy, tak do tego właśnie może doprowadzić takie udawanie silnego i kumulowanie tego w sobie. To prawda. -mruknęła zażenowana i ponownie odwróciła wzrok modląc się by to był tylko przypadek, że wymienił akurat te choroby i przypadłości. Przecież niby skąd i od kogo miałby się dowiedzieć?
Ramiro w między czasie, odwrócił się do wyrwy, opierając się bokiem o kamienną ścianę, i przyglądając się gdzieś tam hen daleko. Co widział? Nic, aktualnie nie działo się nic ciekawego. Wiecie nawet jego wzrok ma ograniczenia, z pewnością widzi kilka razy więcej niż normalny człowiek. Lecz i tak jego wzrok nie był, jakiś nieograniczony. Słuchał się wypowiedzi dziewczyny. Słowik go lubi? Nie wystarczy lubić zwierzęcia, żeby się do niego zbliżyć. Powiedz bazyliszkowi że go lubisz, i miej nadzieje że ten cie nie zabije. No ale z drugiej strony, dziewczyna musiała to sobie jakoś wytłumaczyć. I lepiej że sobie tak to wytłumaczyła, niż miała zadawać snuć niebezpieczne podejrzenia. Wiecie młody Hiszpan, był rad ze swych wrodzonych umiejętności. Widzicie, dzięki nim, mógł on zachowywać odpowiedni dystans z rozmówca. Wiedział tyle ile powinien wiedzieć o drugiej osobie, chociaż często się zdarzało iż wiedział więcej. Jak chociażby teraz. Lecz dzięki temu miał on swojego, asa w rękawie. Gdyby zaczynał mu się palić grunt pod nogami, zawsze mógł odwrócić kota ogonem. W tedy ratował siebie, a to że psuł sobie relacje między ludzkie, nic dla niego nie oznaczało. No dobrze, już dobrze. Oznaczało i to dużo, chłopak w końcu nie był typem człowieka, który ma w nosie innych ludzi. Lecz wiedział że nie może pozwolić sobie na zbliżenie do innej osoby. Ramiro zdecydowanie był, typem który kierował się rozsądkiem, i nie kierował się chwilą, ani uczuciem. No ale, w końcu był krukonem czyż nie? Tyle że większość krukonów, potrafi oddać się chwili, dobrze się bawić i zapomnieć o obowiązkach. On nie potrafił, lecz miało to swoje powody. Ramiro zastanawiał się, czy dziewczyna wie iż teraz zachowuje się, jak Krukonka połączona z naturą Puchonów. Czy wie, że mówi sama o sobie? Czyż ona nie dusiła w sobie, wszelkich uczuć? Mówi że myślała iż nie potrafi kochać, i współczuć. Nie ma ludzi którzy tego nie potrafią. Po prostu są ludzie, którzy wmawiają sobie iż tak jest. Bo tak było łatwiej, i na swój sposób przyjemniej. Tak nawiasem mówiąc, ciekawe kto ją zmienił? Ramiro uśmiechnął się jedynie delikatniej, kiedy dziewczyna szeptała sama do siebie, mając nadzieje że ten jej nie usłyszy. Jego uśmiech nie zniknął z ust, kiedy ta zaczęła wręcz syczeć w jego kierunku. Mimo wszystko nie odwrócił się do niej, nie dał po sobie absolutnie nic poznać. Wie bo wie i koniec. Zawsze on może udawać że nie wie, a dziewczyna może zadowolić się myślą, iż to był zwykły przypadek. Tak było prościej i mniej boleśnie czyż nie? - Przeznaczenie... - Podjął ponownie Ramiro. Dziwnym nienaturalnie spokojnym, łagodnym szeptem. Po chwili jednak zmarszczył brwi, co dodało mu uroku. Wyglądał teraz jak by dostrzegł coś niezwykłego, i tak było w istocie. Do zakazanego lasu, bowiem zmierzały dwóch ludzi. W przydziale wiekowym, od czternastu do szesnastu lat. Pytanie brzmiało tylko, po co się tam kierowali? Oczywiście byli zbyt daleko, by mógł ich dostrzec, jako normalny człowiek. Dla tego nie odezwał się nic a nic, o tym co widzi. Obserwował ich jedynie z uwagą, dopóki ci nie zniknęli gdzieś w lesie, zasłonięci i schowani między wysokimi drzewami. Ramiro jeszcze przez dłuższy czas patrzył się, w tamtym kierunku, zastanawiając się po co oni się tam kierowali. Ale najprawdopodobniej mieli oni swoje powody, a jemu nic do tego. A przynajmniej nie teraz. - Jeżeli w nie wierzymy, musimy zadać sobie pytanie do czego one nas zaprowadzi. Jeżeli w nie, nie uwierzymy, musimy zadać sobie pytanie do czego z własnej woli zmierzamy. - Powiedział chłopak przymykając oczy, i pozwalając oszalałym płatkom śniegu, opadać na jego ciało. Wdychał zimne powietrze, które aż kuło w piersi. Jak gdyby same lodowe igły, wbijały się w jego płuca. Fakt że nie było mu zimno nie wydawał się aż taki dziwny. Miał w sobie gorącą latynoską krew, i w końcu był przedziwnym chłopakiem, więc to nie powinno aż tak dziwić. Ramiro jeszcze przez długi czas nie otwierał oczu. Zazdrościł dziewczynie. Wiecie tęsknota spowodowana nie widzenia się z kimś przez kilka godzin czy dni, jest znacznie lepszą tęsknotą. Niż ta odczuwana z braku kogokolwiek. Lecz przecież Ramiro, świadomie i z premedytacją, wybrał sobie takie życie. Gdzie, wróć! On nie wybrał, on był zmuszony. Czy naprawdę na tym świecie morze istnieć taka niesprawiedliwość? Niestety tak, przecież sam był tego przykładem. Jak to się mówi " Co ma być to będzie. Piekło znajdę wszędzie" A tak właściwie to, to "wszędzie" Ograniczało się do raz w miesiącu, ale dobra zostawmy ten temat. - Miłość to bardzo niebezpieczne uczucie. Morze zniszczyć każdego. Możemy robić rzeczy o jakich nam się nie śniło, czuć się szczęśliwym i spełnionym. W objęciach tej drugiej osoby możemy tonąć na całe miesiące i zapominać o całym świecie. Lecz co jeśli zakochamy się nie szczęśliwie? Czy starczy nam odwagi by walczyć o tę drugą osobą? Czy będziemy przyglądać się jak biernie jak ta druga osoba jest szczęśliwa? A może będziemy jej pomagać na wszelkie możliwe sposoby w tym związku, i sami siebie okaleczać? - Miłość, to chyba najbardziej skomplikowane uczucie na tym świecie. Które przychodzie nie proszone, staramy się go uniknąć, by później nie cierpieć. Lecz także pragniemy, by to uczucie i tak nas znalazło, dosięgło byśmy i my mogli choć na chwilę, poczuć się szczęśliwi i nie ograniczeni przez nic, ani przez nikogo. Człowiek to najbardziej destruktywna i skomplikowana maszyna wojenna do zabijanie siebie i innych na tym świecie. - Najgorsze jest to, że boimy się nadchodzących zmian. A nie dostrzegamy tego, że to nie zmiany są złe. Lecz to ze zostaniemy tacy sami. Każda zmiana to przejście na nowy poziom, w naszym życiu. Wkroczenie w nowy poziom naszego życia. Jak sama powiedziałaś. Stajemy się mądrzejsi życiowo i dojrzalsi. Nasze doświadczenia nas zmieniają, a my tak często uciekamy od tych zmian, że nie zdajemy sobie sprawy iż zatracamy się bezpowrotnie. - Jego głos był zamyślony,. łagodny a zarazem taki majestatyczny, płynny i jak by smutny. Lecz to ostatnie może być tylko wrażeniem, spowodowanym iż mówił szeptem. Niedługo nowy rok, jakie macie życzenia noworoczne? W głębi duszy, Ramiro pragnąłby być kimś życzeniem noworocznym. Każdy pragnie miłości, wsparcia i oddania i bezgranicznego zaufania. Każdy bez wyjątku, nawet młody Hiszpan. I chociaż serce krajało się nie raz i nie dwa, z żalu i bezradności. To jednak chłopak wiedział, że jest tak jak powinno być. To nie jest prawda, że każdy ma swą drugą połówkę. Że każdemu pisane jest szczęście. Dla niego nie było nic a nic. Mrok i wszech ogarniająca pustka, świat czarny z odcieniem szarości. Przyszło mu żyć w takim świecie, i nie chciał teraz zastanawiać się dlaczego. To i tak, by niczego nie przyniosło. Był zmuszony pogodzić się z tym, zaakceptować to kim jest, zaakceptować swoje otoczenie. Sprawiedliwość na tym świecie nie istnieje, lecz czy kiedykolwiek istniała? Ramiro uśmiechnął się sam do siebie. Dziewczyna uświadomiła sobie coś ważnego, on ją jedynie delikatnie naprowadził w tym kierunku. Delikatnie pchnął ją na odpowiedni tok myślenia, zrobił to tak by dziewczyna sama tego nie zauważyła. By myślała iż sama na to wpadła. Taka mała psychologiczna gierka. Jak to się mówi, Ramiro pokazał jej drzwi, lecz przejść przez nie musiała już ona sama. Ramiro pamiętał wykład pewnego profesorowa z Hiszpanii. Mówił on, że możemy nauczać innych jak chodzić. Lecz to od nich samych zależy gdzie pójdą. Myśl głęboka i wiele znacząca, a zarazem prosta, płytka i zrozumiała dla każdego. Ramiro otwierał spokojnie oczy, wichura już dawno ustała, lecz on jak gdyby zatrzymał się przez chwilę w miejscu. Nie zdając sobie sprawy, że od dobrych kilkunastu minut, jego klatka piersiowa nie unosiła się nawet o milimetr. Jak gdyby chłopak przestał oddychać. A może faktycznie na tą chwilę przestał? Tak czy inaczej chłopak przyjrzał się ostatni raz otoczeniu. W końcu odwrócił wzrok, napotykając oczy dziewczyny. Jego twarz jednak była inna. Nie uśmiechał się. Był śmiertelnie poważny, w tym momencie powaga wręcz biła od niego na kilometr. - To co wydarzyło się kilka lat temu... - Zaczął śmiertelnie poważnie. Może i był dziwny, lecz tak poważnego człowieka, dziewczyna z całą pewnością jeszcze nigdy nie widziała. - Umarłem... - Powiedział ze śmiertelną powagą. Na jego twarzy nie było chociażby najmniejszego cienia, który zdradzał by, że jest inaczej. Teraz jest najwłaściwszy moment, by przypomnieć sobie od początku całe ich spotkanie. Słowik który się go nie boi, jego majestatyczne ruchu, niewrażliwość na chłód. Dziwne przenikliwe spojrzenie i to że potrafi godzinami stać bez ruchu, i wyglądać jak gdyby nie oddychał. Naprawdę jak gdyby się przyjrzeć temu głębiej, to można pomyśleć iż Ramiro faktycznie nie żyje! Takie wrażenie potrafił sprawiać przy osobach które go znały, więc jak miał takiego nie sprawiać przy niej? To tylko taka mała niespodzianka, rozmowa z truposzem. Milutko prawda? Ramiro odwrócił się, i powolnym lecz pewnym krokiem zaczął kierować się ku drzwiom...
Taki miluśki zwrot akcji, żeby nam nudno nie było :D
A Desiree stała i, od tak, od niechcenia, patrzyła się na chłopaka. Coraz bardziej ją intrygował. Taki tajemniczy, poważny, niezwykły...normalnie niczym Edłord.Ale nieważne, nie będziemy przecież o Zmierzchu teraz rozmawiać. Tak więc stała i czasem zerkała w tą samą stronę co Krukon, chcąc dociec na co on tam ciągle patrzy. Ale oczywiście jej się nie udało, nie jest w końcu żadnym wilkołakiem czy kimś takim. A co do tego słowika...Ślizgonka niezbyt znała się na zwierzętach, nie obchodziły ją ich zwyczaje czy inne rzeczy. One po prostu były i tyle, więc nie miała pojęcia jakby to inaczej wytłumaczyć. Wiedziała jedynie, że najbardziej ciągną do tych co je lubią, nic więcej. Stąd też wysnuła wniosek taki, a nie inny. Na razie wolała nie zgłębiać się w analizowanie zachowania chłopaka głębiej niż robiła to do tej pory, więc i podejrzeń nie snuła. Ale nie wiadomo co też ona tam w swoim Ślizgońskim łbie wymyśli później. Lepiej żeby nie myślała nic, bo nie wiadomo dokąd ją to doprowadzi. (nie wiem czy mówię o niej czy osobie ale dobra, o jednej i drugiej ;d ) Dziewczyna także chciałaby mieć jakieś niezwykłe zdolności. Zawsze marzyła o tym by umieć hipnotyzować innych. Wtedy nie musiałaby się specjalnie wysilać by kogoś zdobyć. Ale jednak dobrze, iż tego uzdolnienia nie posiada, zdecydowanie lepsza zabawa była gdy robiła to własnym uporem i wdziękiem. A jakby była wilą to już w ogóle! Ale taki na przykład lepszy wzrok i słuch, przydałby się każdemu. Chłopak wiedząc więcej o kimś niż ten ktoś mu mówi z jednej strony ma dobrze, a z drugiej nie. Niby lepiej jak się wie o kimś dużo, wtedy można swobodniej rozmawiać. Ale z kolei rozmowa jest wtedy lekko dla niego nużąca, skoro o pewnych rzeczach już wie. A ratowanie się dzięki swoim zdolnościom jest według mnie trochę nie fair w stosunku do rozmówcy. A psucie relacji międzyludzkich też nie jest dobrą rzeczą. W końcu zostanie sam, i co wtedy? Może sobie wmawiać, że to mu nie przeszkodzi itd. Ale to nieprawda. Każdy potrzebuje obecności drugiego człowieka, nawet gdy uważa, że jest wręcz odwrotnie. Taka jest po prostu natura człowieka. Nie jesteśmy samotnymi jednostkami. Wśród innych, to wtedy dopiero czujemy się lepiej. Tak jak Desiree. Niby odgradza/ła się murem od innych, lekceważyła ich, a tak naprawdę, przez cholerne lęki by bez nich nie przeżyła. I to ją właśnie wkurzało jeszcze bardziej. Że jest zależna. A nie chciała być. Pragnęła samowystarczalności. Ale za bardzo odbiegłam od tematu. Chłopak nie może wiecznie kierować się tylko rozsądkiem. Mimo wszystko, jest zwykłym człowiekiem, który potrzebuje miłości, przyjaźni. Nie może się wiecznie dystansować. Hahaha. Padłam. Krukonka z naturą Puchonów powiadasz? Oj oj oj. Dobrze, że Desiree tego nie usłyszała. Od razu jebnęłaby Kedavrą albo czymś podobnym. Mimo, że kilkoro jej znajomych było Krukonami, a jej chłopak nawet Puchonem, to owo porównanie nie spodobałoby jej się. Jest Ślizgonką i w tej roli czuje się najlepiej. Ale jej zachowanie faktycznie jest dziwne. Myślę, że zdaje sobie sprawę, że mówi do siebie. Tak jak już to zostało zauważone, panna Weaver jest pełna sprzeczności. Zdecydowanie miesza się z niezdecydowaniem. A uczucia...były tak różne, że nie da się tego określić! A ona często je w sobie dusi, to prawda. A tłumaczy to sobie tym, że ich po prostu nie ma. Wiecie, udająca zimną i obojętną Ślizgonka. Jednak stereotypy się zgadzają, przynajmniej w jej sytuacji. Miłość...wcześniej nie kochała nikogo więc skąd miała wiedzieć, że potrafi? Dopiero Tristan obudził w niej te pokłady uczuć, które dotychczas były jej zupełnie obce. Zastanawiając się nad tym wszystkim widziała jak Ramiro się uśmiecha. Nie miała pojęcia dlaczego, ale mało ją to interesowało. W pewnej chwili Hiszpan spojrzał gdzieś w stronę Zakazanego Lasu, unosząc brwi. Także Desiree tam spojrzała mrużąc oczy. W oddali zauważyła dwie, małe kropki zmierzające właśnie w tym kierunku, w którym spoglądali. Zapewne uczniowie. Nie było w tym nic niezwykłego, przynajmniej dla niej. Wiele razy tam była i zupełnie nie miała czego się bać w Zakazanym Lesie. A w Hogwarcie było więcej właśnie łamaczy prawa i osób ciekawskich niż takich typowych kujonów co to siedzą jedynie w książkach i podlizują się nauczycielom. Widok nastolatków wchodzących tam gdzie teoretycznie nie powinni był więc na początku dziennym. Nie poświęcając tej sprawie ani chwili uwagi dziewczyna odwróciła wzrok kierując go z powrotem na towarzysza, który właśnie nawiązał do ich poprzedniego tematu. -Tak, masz rację. Sami podejmujemy decyzje nas dotyczące.- cały czas obserwowała chłopaka, dziwiąc się cóż on wyprawia. Odchylił się i pozwalał płatkom śniegu opadać na siebie. A że jego kurtkę miała na sobie dziewczyna, Rami musiał odczuwać zimno. Ale wyglądał jakby tak nie było. To tak bardzo zaskoczyło naszą Desiree. Krukon był przedziwny. Może mieszka na Syberii, czy gdzieś tam, dlatego więc przyzwyczajony jest do takiej temperatury? Nie, to niemożliweee. Po pierwsze, Ślizgonce przypominał raczej kogoś z gorącego południa, a po drugie, gdyby pochodził skądinąd, nie chodziłby do Hogwartu. Także pierwsza myśl była błędna. Jaka jest więc prawidłowa? Studentka nie miała teraz ochoty się nad tym zastanawiać. Tęsknota...Tęsknota, tęsknota... Uczucie najbardziej niewypowiedziane, stan próżny wszelakiej ulgi, ucisk serca ciągły i jednostajny. Tak, brak kogokolwiek jest jeszcze gorszy. Bo wtedy tęsknimy, ale nie wiemy za czym. Czujemy pustkę. Pragnąc jej zapełnienia wiemy, że nie zależy to w żaden sposób od nas. A jaki jest świat, gdy nie mamy nikogo bliskiego, choć chcemy tego z całego serca? Jak wygląda świat, kiedy życie staje się tęsknotą? Wygląda papierowo, kruszy się w palcach, rozpada. Każdy ruch przygląda się sobie, każda myśl przygląda się sobie, każde uczucie zaczyna się i nie kończy, i w końcu sam przedmiot tęsknoty robi się papierowy i nierzeczywisty. Tylko tęsknienie jest prawdziwe, uzależnia. Być tam, gdzie się nie jest, mieć to, czego się nie posiada, dotykać kogoś, kto nie istnieje. Ten stan ma naturę falującą i sprzeczną w sobie. Jest kwintesencją życia i jest przeciwko życiu. Przenika przez skórę do mięśni i kości, które zaczynają odtąd istnieć boleśnie. Nie boleć. Istnieć boleśnie – to znaczy, że podstawą ich istnienia był ból. Toteż nie ma od takiej tęsknoty ucieczki. Trzeba by było uciec poza własne ciało, a nawet poza siebie. Upijać się? Spać całe tygodnie? Zapamiętywać się w aktywności aż do amoku? Modlić się nieustannie? Nigdy nie wiadomo co ze sobą w takich momentach zrobić. Ci, którzy kogoś mają to prawdziwi szczęściarze, mimo wszelkich kłopotów i zmartwień. A życie jest niesprawiedliwe. Prawie nigdy nie układa się tak jak chcemy. A nierzadko nawet zupełnie odwrotnie od oczekiwań. Spojrzała na chłopaka. Poruszył teraz zagadnienie, o którym ludzie napisali wiele książek, nakręcili ogrom filmów...A nikt tak naprawdę jeszcze do końca jej nie zrozumiał. Ona dopiero to poznawała a mimo to wiedziała dość dużo na ten temat. -Tak, zgadzam się z tobą. Człowiek szuka miłości, bo w głębi serca wie, że tylko miłość może uczynić go szczęśliwym. Jest niebezpieczna, to prawda. Potrafi zmienić człowieka o sto osiemdziesiąt stopni, zanim się zorientujemy. Rani, krzywdzi, zatraca...Ale to właśnie ona jest naszym "motorem", naszym "paliwem", które pozwala nam istnieć. Nie kochając nikogo, nie istniejemy. Jesteśmy puści, bezradni. Nawet najbardziej raniące nas uczucie daje nam szczęście. Wiążąc się z kimś powiedzmy...z kryminalistą...wiemy, że to błąd. Ale i tak go popełniamy, kochamy tą osobę jak nikogo innego, jest ona dla nas najlepszym błędem jaki możemy popełnić i nie żałujemy tego. Zdobywamy nowe szczyty, nowe doświadczenia. Z miłości jesteśmy w stanie przenosić góry! Dobrze wiemy, że uczucie przynosi najgłębszy smutek, jako że jest najwyższym wysiłkiem na jaki człowiek się porywa aby wyjść z samotności. A mimo to dąży do miłości w nieustępliwym uniesieniu. Mimo wszystko. A nieszczęśliwe zakochanie? Osobiście uważam, że to dobry stan. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Ktoś kiedyś powiedział, że lepiej jest kochać, niż być kochanym. To, że mamy miłość w sercu uskrzydla nas. A uczucie drugiej osoby? Jak jest to okej. Gdy go nie ma...jest źle, ale my sami i tak czujemy się dobrze, bo mamy miłość w sobie. A to czy obiekt westchnień odwzajemni uczucie nie zależy od nas. Nie mozemy też narzucać się, bo bardziej ją do siebie zrazimy wcale nie przynosząc tym szczęścia. Szczególnie gdy ta osoba jest już w związku. Uważam, że nie powinno się wtedy specjalnie zabiegać. Liczy się przede wszystkim szczęście naszej sympatii. A jeśli ma jej dawać to kto inny? Mówi się trudno i żyje się dalej. Takie jest moje zdanie. -och, aleś się rozgadaaaała Des! Ale ten temat, akurat był jej bliski, teraz. Mówiąc o miłości cały czas uśmiechała się myśląc o Tristanie. To takie...nierealne ale prawdziwe. "Stało się coś niemożliwego. Pokochała. Pokochała prawdziwie. Słońce odnalazło gwiazdę, fala linię brzegu, Gorsza Strona swą Lepszą; początek spotkał koniec i na odwrót, życie jedną sekundę spośród miliardów, mury kogoś, kto zdołałaby je obalić słowem, spojrzeniem, dotykiem... A pionek? Pionek odszukał swego właściciela - przy połączeniu ścieżek, gdzie rozpoczyna się początek, a jednocześnie zapada pożegnanie. " Jakże trafne są te słowa w jej przypadku. Niczego się nie spodziewała, a to po prostu...nadeszło. Teraz to wiedziała. Spojrzała na chłopaka za zadumą. Ona mnie coraz bardziej zadziwia...Zakochuje się, sypie mądrościami jak z rękawa...No, no, no. Nieźle. Zmiany najwidoczniej także przyszły niespodziewanie. To co mówił chłopak, tym swoim smutnym, spokojnym tonem... Z jednej strony było jasne, oczywiste. Ale z drugiej...Nie zgadzała się z tym. Ponownie jej umysł wyrażał dwie sprzeczności. Mruknęła coś pod nosem po chwili jednak odzywając się głośniej trochę poirytowana. -Tak, może masz rację. Ale gdy człowiek od urodzenia jest taki sam...powoli się do tego przyzwyczaja. Podoba mu się taki jaki jest i nie chce niczego zmieniać. Nie sądzę, że zmiany są złe, a skąd! Ale...czasami nie wychodzą nam na dobre. Często też ludzie chcą być takimi samymi jakimi byli dotychczas. I to jest ich zupełnie świadomy wybór. A zmiany...często przybierają niekorzystny obrót. Dzieją się tak szybko że nie możemy tego skontrolować. Stajemy się zupełnie innymi, co nas bardzo przeraża. To tak samo jakby no nie wiem...ptak nagle przeobraził się w słonia i zostaŁ tak już do śmierci. Może to nie jest dobry przykład ale ilustruje to co chcę powiedzieć. Ptak jest ptakiem i podoba mu się że nim jest. Może sobie latać, robić to co chce....Jest wolny. A tutaj nagle staje się cięższy, grubszy, ma trudności z tak lekkim poruszaniem się jak do tej pory...Zmienił się choć wcale nie chciał i nie wyszło mu to na dobre. A jeśli chodzi o mnie? Ja mogę się zmienić, czemu nie. Ale...to wtedy nie będę ja. Nie będę tą samą Desiree Weaver co do tej pory. Nie wiem czy się sobie spodobam w tej innej wersji, tej...nudniejszej i spokojniejszej. Nie mam pojęcia. -skończyła mówić wpatrując się w przestrzeń i w głębi duszy analizując swoje słowa. Oczywiście, że każdy pragnie miłości. I powiem więcej: każdy na nią zasługuje, nawet Ramiro! A zwłaszcza on! Powinien miec w swoim życiu odskocznię od codzienności, kogoś kto będzie go kochał i wspierał! Kogoś przy kim będzie mógł choć na chwilę się rozluźnić i mimo wszystko cieszyć się życiem. O tak, jestem tego pewna. Chłopak nie zasługuje tylko na czerń i mrok. Powinien mieć swoje własne słońce, które choć na chwilę rozproszy chmury. Nie wolno mu myśleć inaczej. Każdy zasługuje na radość, na chwilę wytchnienia. Taka jest normalna kolej rzeczy przecież! No ale, ja mu kazań prawić nie będę. Możemy innych nauczyć chodzić lecz to od nich samych zależy gdzie pójdą...Tak, to bardzo słuszna uwaga. Możemy kogoś nakierować na jakis tok myślenia, ale same decyzje dotyczące naszego zycia podejmujemy my sami. Nikt inny nie może za nas decydować co mamy robić, jak mamy robić, w co mamy się ubierać, co jeść, czym się zająć w życiu...Powinniśmy słuchać rad innych ale uczyć się na własnych, tylko i wyłącznie własnych błędach. Desiree otrząsnęła się z kilkunastominutowego zamyślenia zdziwiona brakiem odzewu ze strony chłopaka. Podniosła wzrok i spojrzala na niego. Stał nadal w tym samym miejscu nie poruszając się. Czy on w ogóle oddychał? Dziewczynie trudno było to stwierdzić ale nic na to nie wskazywało. Chłopak był naprawdę dziwny. Zbyt poważny i tajemniczy jak na swój wiek, serio. Przypominał jej kilkudziesięcioletniego staruszka, który przeszedł już tak wiele,że teraz może to tylko z rozrzewnieniem wspominać. Był....inny. Nie poruszał się, był niewrażliwy na chłód, zwierzę się go nie bało, powaga biła od niego na kilometr, jego majestatyczne ruchy, dziwne spojrzenie, nie poruszająca się klatka piersiowa...Dopiero doszło do niej jego dziwne zachowanie. Wyglądał jakby...nie żył. Naprawdę. Czyżby był wampirem? Ot, taka głupia myśl przyszła jej do głowy. I gdy to powiedział Desiree tylko mruknęła coś pod nosem. Rozmowa z nim też była niezwykła. Nie poruszał tematów zwykłych dla siedemnastolatka. Jego słowa były poważne, mądre i przemyślane. Lubił filozofować i zastanawiać się nad głębokimi sprawami. Spojrzała na niego. Teraz też wyglądał śmiertelnie poważnie. -Wiesz...Jest w tobie coś dziwnego czego nie rozumiem. Jesteś inny. Jeszcze nie wiem co o tym myśleć. -stwierdziła całkiem szczerze. Aby lepiej go poznać musiałaby się zapewne nieźle nagimnastykować. Krukon nie wyglądał wg niej na takiego co szybko zawiera znajomości. Zauważyła, że chłopak dość szybko zaczął się kierować ku drzwiom. Postanowiła go nie zatrzymywać. Ta rozmowa była w ogóle dziwna i dała jej dużo do myślenia. Tak więc powinna to najpierw na spokojnie przeanalizować. A do dyskusji może jeszcze kiedyś wrócą. Lecz jeśli nie to nie będzie zbyt wielka strata. W jego towarzystwie czuła się odrobinę niekomfortowo. Ale niewątpliwie ją zaintrygował i gdy spotkają się następnym razem może być ciekawie. -Na razie!- krzyknęła jeszcze za nim gdy wychodził. Po czym odwróciła się i opierając ręce o mur wyjrzała przez "okno", które było dość dużą dziurą w murze. Po chwili jednak wleciał przez nią dość silny wiatr niosąc za sobą jeszcze więcej śniegu, który oprószył dziewczynę. Strzepując z siebie biały puch przypomniała sobie o kurtce Hiszpana. Przecież mu jej nie oddała! -Cholera, nie będę teraz za nim lecieć...-mruknęła do siebie. No nic, trudno. Odda mu ją gdy napotka go następnym razem o ile takowy raz będzie. Gdy już otrząsnęła się ze śniegu, opatuliła mocniej ciało kurtką chłopaka, którego imienia nawet nie znała i rozmyślając nad tym co jej mówił ruszyła do dormitorium po mugolskie pieniądze, które trzymała głęboko na dnie kufra, by następnie udać się do Londynu po zapas ulubionych fajek i alkoholu. Kupiła tego dość sporo, teleportacja tutaj nieźle dała jej się we znaki, nie wiadomo kiedy zdecyduje się na następną wyprawę.
Ta raczej oddalona wieża jest miejscem, do którego przychodzi się, by posłuchać gry wiatru, otrzeźwić się rześkim powietrzem. Porozmyślać, odpocząć, pobyć samemu. Mia przyszła tam, żeby się upić. Niosąc ze sobą dużą butelkę whisky, nic nie widząc zza nasuniętego na oczy kapelusza w czarno-białą pepitkę, właściwie poruszając się na wyczucie, z przyzwyczajenia obierając drogę i pokonując rozliczne zakręty, Ursulis doczłapała na sam szczyt. Było jej zimno z odkrytymi ramionami, w cienkim, prześwitującym białym podkoszulku, ale miała nadzieję, że wkrótce rozgrzeje się dzięki temu napojowi bogów olimpijskich. Uczucie pustki, gnieżdżące się na dnie żołądka zaśmiało się dobrodusznie, gdy dziewczyna położyła się na podłodze, na samym środku niewielkiego pomieszczenia, kładąc sobie butelkę na brzuchu, jedną dłoń wkładając pod głowę i patrząc tępo w sufit. Znów pamiętała tylko jedno słowo: "przepraszam", odbijające się od kilkunastu godzin po czaszce. Nieprawdopodobne, że już tak dużo czasu upłynęło od jej jak dotąd największej życiowej pomyłki. Westchnęła cicho, zastanawiając się, czy szybko by ją znaleźli, gdyby miała w tej wieży dokonać żywota. A potem wyobraziła sobie minę Fabiana patrzącego na to, jak wynoszą stąd jej ciało i uśmiechnęła się asymetrycznie.
Ioannis od jakiegoś czasu czuł dziwaczną pustkę. Melanie nie widział od bardzo dawna. Nie, żeby jej szukał, czy czekał na jakieś spotkanie, oczywiście! Ale wolał mieć ją na oku, o. Żeby w razie czego udzielić jej surowej reprymendy, powiedzieć, że jest beznadziejna, a potem... a potem nic. Puśćmy na to zasłonę milczenia. W każdym razie... z kim ma się teraz kłócić? No? Tak, to irytowało go dodatkowo, choć nie dawał tego po sobie poznać. No, poza paroma wrednymi żartami na każde pojawienie się w klasie. Ale w zasadzie, czy zachowywał się jakoś inaczej niż zwykle? W końcu uznał, iż ma dosyć przebywania z wiecznie uczącymi się kujonami, bądź też kompletnymi idiotami, dlatego postanowił rzucić się z wieży pobyć trochę w samotności. A z pokoju wspólnego najbliżej było do wież, mimo wszystko. Dlatego ubrany okazale, wszak ciepłolubny Grek nie będzie o tej porze roku chodzić obnażony. Jeszcze, gdyby było dla kogo... ale sądził, iż będzie sam, dlatego żadnego zachwyconego pisku na widok jego klaty nie usłyszy, jaka szkoda. Kiedy jednak się doczłapał na miejsce, jego źrenice rozszerzyły się nieznacznie. Mia? Ale co ona tu robi? Żyje w ogóle? Milion myśli przemknęło mu przez łeb, ale ostatecznie podszedł do niej raźnym krokiem i po paru sekundach obserwacji pokiwał głową z politowaniem. - Samotne upijanie się. Czy to nie żałosne? Nie masz przyjaciół czy jak? - zaczął monolog, zamiast standardowego "cześć" i jego odmian. Wspaniałomyślnie ściągnął z siebie płaszcz i ją trochę przykrył (na Merlina, tu jest przecież jak w lodówce, a ona leży w podkoszulku!). Widzieliście, jaki miły i szarmancki? A potem już bez słowa klapnął obok niej, na ziemi, krzyżując nogi, jednak unosząc kolana wysoko. Oparł na nich ręce, które teraz bezwładnie zwisały i przewiercał Mię swoimi brązowymi tęczówkami. Hm?