Ścieżka zdrowia obejmuje spory teren otaczający wielki dąb. Spotkać tu można najwięcej oczywiście sportowców bądź zawodników quidditcha, którzy pracują nad kondycją poprzez bieg z przeszkodami. Nie brakuje również pojedynczych osób dbających po prostu o formę.
______________________
Autor
Wiadomość
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Olivia stanowiła całkowite przeciwieństwo chłopaka. Rzadko kiedy poddawała się impulsom, najczęściej analizując sytuację, aby później podjąć odpowiednią decyzję, a co za tym idzie - unikała ryzyka, obawiając się konsekwencji, które musiałaby ponieść. I choć taką postawę prezentowała najczęściej, coraz bardziej jej to ciążyło, podświadomie czuła, że nie taka w rzeczywistości jest. Nawet jeśli chciała kontrolować sytuacje lub nie brała w nich bezpośredniego udziału to i tak obrywała, więc dlaczego wciąż miała powstrzymywać się przed tym na co miała ochotę? Im częściej o tym myślała, tym bardziej widoczny był bunt dziewczyny przed takim stanem rzeczy. Nic więc dziwnego, że zwykła, ludzka ciekawość, która pchała wiele pokoleń naprzód oraz pozwalała odkrywać coraz więcej była dla niej idealnym powodem przez który chciała przekroczyć linię drzew, wchodząc do zupełnie obcego świata, niebezpiecznie pociągającego. Oczywiście Boyd byłby wkurwiony, gdyby Eskil powtórzył mu, jakie zamiary miała jego młodsza siostra, jednak Oliv wodzona intuicyjną wiedziała, że ten nie zdradzi jej przed bratem. W zasadzie nie sądziła nawet, że chłopaki się znają, poza tym jaki cel miałby w tym Ślizgon? Relacje Callahanów wciąż stanowiły niestabilny twór, a do tego rzadko też przebywali w swoim towarzystwie. Czy można było jeszcze mocniej nadszarpnąć zażyłość, która ich kiedyś łączyła? - Bo tak brzmisz. Przedstawiasz las jako okrutne miejsce, podobnie jak nauczyciele. Zdaje sobie sprawę, że może być tam naprawdę niebezpiecznie, a jednak ty sam też się tam zapuszczałeś - zauważyła, zaraz dodając - Dlaczego? - po raz kolejny ciekawość wzięła nad nią górę, chociaż nie miała prawa pytać o to, chociażby dlatego, że byli sobie zupełnie obcy, a może właśnie dlatego dużo łatwiej było jej zadawać pytania? Otoczone tajemnicą i historiami przepełnionymi grozą miejsce musiało wywoływać lęk, aby nikt nie chciał się tam zapuszczać. To było naturalne, świat magii podobnie jak ten należący do mugoli musiał gdzieś ukrywać swoje tajemnice, a rozległe tereny, porośnięte gęstym lasem, krzewami i trawami wydawał się do tego idealny. - W zasadzie nigdy nie byłam na prawdziwych wagarach - przyznał, podając to jako swoje usprawiedliwienie na wypad do zakazanego miejsce, skoro ciekawość według Eskila była niewystarczającym powodem. Przeszła jeszcze kawałek, by po jego słowach zatrzymać się gwałtownie. Dlaczego musiał wysuwać tak trafne stwierdzenia? Głośne westchnienie opuściło usta Oliv, a wraz z nim pozbyła się kilku wewnętrznych hamulców. Ruszyła naprzód. - Widzisz. Zawsze byłam odpowiedzialna, rozważna, stawiałam sprawy jasno bez żadnych ukrytych intencji a i tak dostawałam po dupie, niezależnie od tego czy rzeczy wokoło działy się z moim udziałem czy nie. Dlaczego, więc skoro i tak ponoszę konsekwencje za innych, nie mogę po prostu z tego skorzystać i oberwać za własne decyzje? - obdarzyła blondyna pytającym spojrzeniem. Schylając się podniosła z trawy dłuższy kij, którym zaczęła kreślić przed sobą znaki.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nie odmówiłby wejścia do lasu gdyby zostało to przedstawione jako plan do zrealizowania z wyznaczonym celem. Nie musi być górnolotny, jedynie aby ktoś taki jak Eskil na tym skorzystał. Dzisiejszy dzień nie był na to dobry. Może nie był tak głupi jak niektórzy mogliby go o to posądzać. Prychnął pod nosem słysząc słowa dziewczyny. - Nie mówię jak nauczyciele, ja tylko mówię co mnie spotkało. Profesor powie ci, że nie wolno i że dostaniesz szlaban, a ja, że sidła chciały mnie udusić. - trochę się naburmuszył, bo przecież niefajnie jest być porównanym do nudnych i sztywnych dorosłych, którzy nie wiedzą jak się bawić, a najchętniej to dają kary. Oczywiście profesor Dear zaczęła się wyłamywać z tego stereotypu, ale był to dopiero raczkujący wyjątek od reguły. Zacisnął mocniej usta kiedy zadała trafne pytanie. Uśmiechnął się po chwili i przeciągnął leniwie. Zbliżali się powoli na teren szkolnych błoni. Nie chciało mu się już biec. - Nie umiem tego opisać. - zaśmiał się i chyba lekko zawstydził. Co innego wyjaśniać to Robin, a co innego obcej dziewczynie, która być może nawet nie zdaje sobie sprawy z jego pochodzenia wszak bystre oko dostrzeże to od razu, a inni potrzebowali na to więcej czasu. - Chodzę tam po… spokój. - tak, teraz poniżej jego kości policzkowych rozlał się lekki rumieniec, a więc przyspieszył kilka kroków, aby szybszy chód i chłodne powietrze ostudziło ten kolor. - Zawsze musi być ten pierwszy raz!- zawołał przez ramię na wieści o tym, że nigdy nie wagarowała. - A łamałaś zasady? - dopytał jeszcze kiedy się zrównali, a jego cera wróciła do normalnego kolorytu. Wcisnął ręce do kieszeni spodni, bo gdy nie biegli to było coraz zimniej. Zatrzymał się kiedy i ona gwałtownie przerwała chłód. Zdziwiony wysłuchiwał jej słów, nie bardzo rozumiejąc jakiejś połowy, ale robił dobrą do tego minę. Podrapał się po policzku lekko skołowany. - No, to brzmi niesprawiedliwie.- obrywanie za coś na co się nie miało wpływu było okropne. Coś na ten temat wiedział i mógł tutaj to zrozumieć. - Beznadziejnie. No ale wiesz, jak już łamać zasady to lepiej z klasą. - odpowiedział tonem człowieka, któremu szlabany nie były obce. - W taki sposób, aby mieć z tego solidne korzyści i przede wszystkim w dobrym towarzystwie, żeby ktoś cię nie wsypał albo nie zrzucił na ciebie całej winy. - doradził na wypadek gdyby chciała w przyszłości działać wbrew ustalonym zasadom szkolnym. Stanął niemal nad jej ramieniem i zerkał jej ziemne rysunki, próbując odgadnąć co ta rysuje.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Eskil oczekiwał tak niedużo, a jednocześnie wymagał naprawdę wiele, bo jego cel nie zawsze musiał iść w parze z tym, jaki obrałaby sobie Gryfonka. Dojście w tej kwestii do porozumienia nie było takie proste, chyba, że to właśnie Ślizgon miałby jakiś interes w tym, by iść do zakazanego lasu, a ona po prostu by mu towarzyszyła - wówczas osiągnęliby równowagę. W pierwszej chwili nie brała takiego scenariusza pod uwagę, ale teraz wydawał się jedynym wyjściem, chyba że chciała iść tam w pojedynkę, co nie było mądre, a dodatkowo napełniało ją strachem. Nie podzieliła się jednak swoimi przemyśleniami z chłopakiem, niepewna czy kiedykolwiek przyjdzie im się jeszcze spotkać. Fakt, że dopiero teraz mieli okazję poznać się trochę lepiej - a przynajmniej zamienić więcej zdań niż tylko kilka niewybrednych komentarzy - świadczył jedynie o tym, że obracali się w zupełnie innych kręgach. Uparcie milczała, z delikatnym uśmiechem na ustach wysłuchując jego słów, z którymi ciężko było się nie zgodzić. - Też chciałabym, żeby coś mnie spotkało - mruknęła niczym mała dziewczynka, której odmówiono czegoś, co było dla niej zbyt niebezpieczne, lecz zaraz się rozchmurzyła, wiedząc doskonale, co blondyn ma na myśli, nawet jeśli w żadnym stopniu nie ostudziło to zapału dziewczyny. Czując na twarzy chłodniejszy podmuchu wiatru, unosiła delikatnie brodę, chcąc by powietrze ostudziło jej rozgrzane policzki. Dodatkowo czując jak wydziera się pod poły materiału potarła ramiona, próbując się ogrzać, chociaż niczego to nie zmieniało, zaraz po tym jak przestali biec temperatura zaczęła być dotkliwiej odczuwalna. Słysząc odpowiedź na zadane przez siebie pytanie, ściągnęła delikatnie brwi, nie do końca rozumiejąc, co chłopak ma na myśli mówiąc o spokoju. - To trochę pokręcone. Miejsce, które napawa cię lekiem, jednocześnie budzi spokój - zauważyła, jednak nie zamierzała drążyć tematu, jeśli chłopak sam nie był skory do wyjaśnień. Zaraz jakby z zawstydzeniem przygryzła dolną wargę, kręcąc przecząco głową w odpowiedzi na pytanie dotyczące łamania zasad. - Nawet jeśli chciałam to kończyło się to fiaskiem, nie jestem w tym dobra - zaśmiała się, bo rzeczywiście coś w tym było. Raz tylko z Cassiano nieświadomie próbowała uwarzyć nielegalny eliksiry, co oczywiście nie wyszło. - A jak to jest łamać zasady z klasą? - dopytywała, kładąc nacisk zwłaszcza na to ostatnie słowo, bo dla niej złamanie zasad było złamaniem zasad, nie sądziła, że istnieją jakieś rodzaje. To dawało jej kolejny temat do przemyśleń, dlaczego nikt wcześniej o tym nie wspomniał? - To bardzo dobra rada, na pewno wezmę ją sobie do serca - oznajmiła, pokazując mu białe zęby, kiedy odwróciła się widząc jak zagląda przez jej ramię. Ruszyła dalej, kończąc rysunek uśmiechniętego słoneczka.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Zaśmiał się krótko kiedy z takim wyrzutem powiedziała, że też chce, aby "coś" ją spotkało. Na Merlina, dobrze, że nie widziała nigdy jego wewnętrznej harpii. Miałaby dość wrażeń na połowę życia. - Mów głośniej to w końcu coś cię spotka. Tylko uważaj, żeby cię nie zjadło.- lekko ją szturchnął zanim przystanęli i uśmiechał się przy tym swobodnie. Te "bieganie" wcale nie jest takie złe jak się ma niezłe towarzystwo. Oczywiście według sportowców to się oboje strasznie obijali, a robiło się coraz zimniej. Powoli nastawiał się psychicznie do tego, aby wrócić do pełnego ruchu bo w tym tempie oboje pozamarzają, a to Lucas znał czar rozgrzewający organizm od środka. - No, jest pokręcone. - przytknął. - Ale żeby to rozumieć to trzeba mnie znać, a żeby mnie znać, nie można być nauczycielem. - parsknął śmiechem jakby opowiedział wyjątkowo zabawny żart. To też niejako znak, że trudno przychodziło mu zaufać tym tak zwanym dorosłym. Całe szczęście, że miał kuzyna, któremu może powiedzieć wszystko. Stęsknił się za gościem. Będzie musiał kiedyś z nim gdzieś wyjść, na piwo albo coś, aby pogadać i może w końcu poznać jego dziewczynę-smokolożkę. Uniósł brwi zdziwiony jej nieudanymi próbami łamania zasad. Nie słyszał jeszcze by ktoś miał z tym jakiś szczególny problem ale najwyraźniej za bardzo tkwił we własnym świecie, aby to zauważać. - To między innymi znaczy łamać zasady w taki sposób, aby trudno było ci to udowodnić. Aby ktoś musiał się namęczyć ze zbieraniem dowodów. Albo łamać zasady poprzez czyjeś ręce, a nie własne. Zależy co aktualnie potrzeba i jakie metody perswazji się posiada.- wzruszył ramionami i jednocześnie niejako wprowadzał ją we własne sposoby działania kiedy zabierał się do łamania regulaminu. - No i wybierać dobre miejsca na to. Niedostępne dla każdego.- przypomniał sobie ten stary kominek gdzie muszą być do tej pory ślady krwi po tamtych wydarzeniach. Nie poszedł tam ani razu, unikał tego miejsca jakby się go bał. - Zimno, biegnijmy.- zakomunikował i sam ruszył w trucht, powoli, bardzo powoli kierując ich ścieżkami między pagórkami, które w końcu zaprowadzą ich na dziedziniec szkolny. Mają tam na spokojnie z dwadzieścia minut rozmowy bo tempo było narzucone dosyć słabe, ale czego oczekiwać po zawodowym leniu, który odświętnie próbował coś ze sobą zrobić.
+
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
- Wtedy przynajmniej dowiedziałabym się czy jestem smaczna - oznajmiła, śmiejąc się uroczo w głos, wciąż szukając dobrych stron sytuacji, chociaż wcale nie była typem optymistki. Zdecydowanie Olivia należała do osób, które skrzywdzone nieco przez los twardo stąpały po ziemii, nawet jeśli na co dzień nie traciła humoru. Pochwaliła siebie w duchu, że nie drążyła tematu dotyczącego tego całego spokoju w miejscu które budziło grozę, wychodząc z założenia, iż może to być zbyt osobiste, by otwarcie o tym mówić. Wrodzona ciekawość dziewczyny, niezaspokojona wydawała się być niezadowolona, jednak Oliv zignorowała jej krzyk. Ona również czuła, że powinni w końcu ruszyć z miejsca, nie ograniczając się tylko do spaceru, który ostatecznie mógł zakończyć się przeziębieniem. Podskoczyła kilka razy w miejscu na nowo rozgrzewając miejsce, co było znakiem, że przygotowuje się do biegu. - Brak zaufania do dorosłych, dobrze rokujesz - stwierdziła, dając mu kuksańca w bok. Sama Wykazywała się podobnym podejściem, chociaż teraz - kiedy zawiodła się na osobach ważnych w jej życiu - mało komu ufała. Starała się zachowywać zdrowy dystans, który w relacjach okazywał się nie tylko bezpieczniejszy, ale również zdrowszy, bo wiązał się z brakiem zaangażowania. Wzruszyła ramionami widząc zdziwioną minę chłopaka, cóż… była wyjątkiem na tle innych, którym z łatwością przychodziło łamanie kolejnych punktów regulaminu, będącego swoistą listą wyzwań. Z uwagą słuchała rad Ślizgona i choć w teorii brzmiało to naprawdę prosto Callahan nie raz przekonała się na własnej skórze, że teorię od praktyki dzieli ogromna przepaść. - Tu wiele zdziałać mógłby mój urok osobisty - zaśmiała się, odgarniając teatralnie włosy do tyłu. Nie dało się ukryć, że była ładną dziewczyną, ale rzadko kiedy wykorzystywała ten fakt, wychodząc z założenia, że na człowieka należy patrzeć przez pryzmat tego, co sobą reprezentuje, a nie jak się prezentuje. - Kto pierwszy przy bramie? - rzucała, początkowo dostosowując swoje tempo do chłopaka, by zaraz minąć go z uśmiechem, ducha rywalizacji miała we krwi - nie bez powodu trafiła do Gryfonów, a ta między czerwonymi i zielonymi była już tradycją.
zt x2 +
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Treningów nigdy za wiele. Dłuższą przerwę pomiędzy zajęciami zdecydował się wykorzystać aktywnie, zwłaszcza, że pogoda naprawdę dopisywała i aż żal było tego nie wykorzystać. Uznał, że skupi się na technice samego lotu, więc prócz swojej Błyskawicy przerzuconej przez ramię nie zabrał żadnych dodatkowych pomocy, gdy żwawym krokiem skierował się ku ścieżce zdrowia. Nim jednak wskoczył na miotłę, zdecydował się w ramach krótkiej rozgrzewki przebiec całą trasę – dobre rozruszanie mięśni przed jakimkolwiek intensywniejszym wysiłkiem w końcu ważna sprawa, ostatnie czego pragnął to kontuzjować się z podobnego niedopatrzenia. Byłby to wręcz wstyd w przypadku zawodowego sportowca, żeby uczynić podobną głupotę i nie dopilnować czegoś tak elementarnego, jak rozgrzewka. Włączył sobie nawet podczas biegu stoper, żeby zmierzyć sobie czas. Nie szarżował podczas pokonywania ścieżki, chcąc oszczędzać siły na docelową – powietrzną – część swojego treningu, ale i tak nie mógł narzekać na swoje tempo, kończąc cały bieg z dość przyzwoitym czasem. Po wykonaniu jeszcze kilku ćwiczeń rozciągających w końcu znalazł się w powietrzu. Rozpoczął od standardowego lotu, trzymając się przy tym trasy utworzonej przez ścieżkę zdrowia. W miarę okrążenia stopniowo przyspieszał, pochylając się nad trzonkiem Błyskawicy dla nabrania bardziej aerodynamicznej pozy; wkrótce leciał już niemal z pełną prędkością oferowaną przez ten model. W tym miejscu, na otwartej przestrzeni, mógł sobie na to pozwolić bez ryzyka, że nie wyrobi się na jakimś zakręcie i skończy chociażby w trybunach, kasując przy okazji połowę ich konstrukcji. Miał już okazję posmakować tej wątpliwej przyjemności i zdecydowanie nie chciałby tego powtarzać kiedykolwiek. Zrobił tak około dwóch okrążeń, by potem dołączyć do tego kolejny element – ostre nawrotki po jak najciaśniejszym łuku, po jakim tylko był w stanie. Ile razy w końcu podczas meczy musiał gwałtownie zawracać, żeby gonić za przeciwnikami, którzy podebrali jego drużynie kafla? Albo gdy samemu go przejął i ruszał na pętle oponentów? Manewr niby prosty jak budowa cepa, ale jakże przydatny! Po kilkunastu powtórzeniach uznał, że na dziś wystarczająco to przećwiczył i wytraciwszy nieco prędkości przeszedł do następnego ćwiczenia – lotu zygzakiem, czyli popularnego Woollongong Shimmy. Starał się możliwie jak najpłynniej wchodzić w kolejne zygzaki, zachowując przy tym stałą prędkość. Z początku miał z tym drobne problemy, ale bardzo szybko złapał właściwy rytm i wykonywanemu przezeń manewrowi niewiele dałoby się zarzucić. Przećwiczywszy to powrócił do standardowego lotu, ponownie przyspieszając, który jednak tym razem urozmaicił sobie wykonywaniem w jego czasie korkociągów, beczek oraz pętli, co i rusz wprawiając swój sprzęt latający w ruch rotacyjny. Nie tylko pomagało to ćwiczyć utrzymanie się na miotle, zwłaszcza podczas gorszych warunków atmosferycznych, ale i stanowiło po prostu świetną zabawę, a jakby nie patrzeć podczas meczu nie miał za bardzo czasu na podobne akrobacje, co jednak nie oznaczało, że ich zupełnie nie robił. Każdy w końcu lubi się czasem nieco popisać! Trening zdecydował się zakończyć poćwiczeniem równowagi – stopniowo zwolnił, by następnie spróbować stanąć na rączce miotły i tym samym spróbować na niej surfować w powietrzu. Pierwsze podejście niestety zakończyło się niemal upadkiem, ale wyrobiony przez lata refleks go nie zawiódł i niemal w ostatnim momencie zdołał się chwycić trzonka Błyskawicy i tym samym nie zaliczyć bolesnego spotkania z glebą. Druga próba poszła już lepiej i tym razem zdołał przelecieć tak całkiem solidny odcinek trasy nim go przeważyło. Powtórzył to jeszcze kilkukrotnie, po czym obniżył pułap lotu i bez problemu wylądował. To wszystko zwieńczył kilka ćwiczeniami rozprężającymi nim zadowolony z tego całkiem owocnego treningu udał się w kierunku szatni, żeby wziąć szybki prysznic.
| z/t
+
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Ubrany w jeansy i koszulę w kratę napawał się wspaniałością nowych ubrań od rodziców. Tylko mugolskie. Szkoła, tak! Znowu szkoła i znowu zajęcia. Największa zmora Wiktora ale również jego największa rozrywka. W szkołach z internatem zawsze się coś działo. Wziął swojego nowego przyjaciela bo wyścigi już niebawem i trzeba coś zacząć. Słońce po raz pierwszy od wielu tygodni zalało swą złotą poświatą tereny starego zamczyska. Łąki nabrały soczystego, zielonego koloru; na suchych gałęziach pojawiły się młode liście i świergoczące bez ustanku ptaszyska. Ze splecionymi za głową rękami i nijaką ochotą na dalszy spacer, zmrużył powieki, stojąc w cieniu (jak był gdzieś) Czas płynął leniwie dalej w szkole. Krawczyk przemknął niebieskimi tęczówkami po okolicy. - Więc zaczynamy RED - Mruknął do zwierzątka i wydobył z czeluści skórzanej torby trochę smakołyków z kuchni. Jednak wszystko będę miał pod kontrolą, tutaj nie kręciło się stosunkowo niewiele ludzi. Puchon przekręcił głowę lekko w lewo i zmrużył prawe oko, by dokonać szczegółowej identyfikacji terenu. Więc mamy czas dla siebie tylko ty i ja. Ah bym zapomniał będziemy mieli towarzystwo nie narób mi wstydu.
- Strzała! Do jasnej ciastek możesz wyjść spod mojego łóżka? - brązowowłosa dziewczyna zwracała się do swojego króliczka, który z prędkością torpedy umiejscowił się pod jej łóżkiem, a wyciągnięcie go na marchewkę, jabłuszko oraz inne przysmaki i pieszczoty zajęło jej nieco czasu.
Kiedy, ta trudna sztuka udała się, Camelia zabrała swojego uroczego przyjaciela na zewnątrz. - Strzała posłuchaj idziemy się zobaczyć z moim przyjacielem i drugim Jackalope. Będziemy trenować i dobrze się bawić, bo już niedługo wyścig. - wytłumaczyła zwierzakowi, trzymając go w dłoniach i drapiąc między uszkami, co przy okazji powodowało, że śmiesznie nimi poruszał.
-Hej, Wiktor. - podeszła do chłopaka stawiając na ziemi swojego króliczka, by przywitał się z drugim przyjacielem swojego gatunku. - Cześć, ty też jesteś śliczny i puchaty. - wyciągnęła w stronę zwierzaka powoli dłoń by ten się nie wystraszył i jeśli pozwolił pomiziała go za uszkami. - Strzała bądź, miły dla kolegi. - wyprostowała się, obdarzając Wiktora spojrzeniem. - Twój Red, też się chował pod łóżkiem?- spytała z czystej ciekawości.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
- Cześć Piękna o zobacz chyba się polubilimruknął w powitaniu do koleżanki i się uśmiechnął. Wokół panowała przyjemna cisza i przede wszystkim mogli się skupić na treningu i wyścigach. A po treningu zasłużony odpoczynek i posiłek co ty na to. Rudzielec miał tylko nadzieję, że wszystko będzie dobrze szło. To zaczniemy od malej rozgrzewki w miejscu o tak do przodu i do tyłu pokazał aby zwierzątka też zrobiły. Młodzieniec wzruszył bezsilnie ramionami. Jego twarz na chwilę przybrała jednak całkiem inny wyraz. No postaraj się RED w przód i w tył, potem skaczemy między kamieniami. -Chyba to dobry początek jak na trening raczej nie ucieka pod łóżka.-zwrócił się do @Camelia Robbins Tak się kończy samozwańcza nauka zwierzątka.-Dalej nic? -Miałem przez chwilę cichą nadzieję, że chodź trochę sie ruszysz Red. Wyciągnął dłoń z marchewką w kierunku zwierzątka a ten po czasie coś zaczął robić kilka razy do przodu i do tyłu. - Nie przejmuj się -dobrze jak na początek jeszcze kilka razy wszystko ok. Uśmiechnął się szczerze i całkiem wesoło, widzą poczynania przyjaciela do wyścigu i towarzysza koleżanki.
Camelia Robbins
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172
C. szczególne : Gibki jak lunaballa (zręczność), Powab willi (zwierzaki),Mocno zmaterializowany, Dwie lewe różdżki (transmutacja)
- Cześć przystojniaku. - uśmiechnęła się witając się z kolegą, z którym umówiła się tutaj. Był to rodzaj całkiem żartobliwego przywitania, a ta dwójka zwykła witać się w ten sposób robiąc sobie żarty z tego jak do siebie się zwracają.
- Chyba tak, bo mój króliczek to straszny wstydzioch. - zaśmiała się. Czytała o tych zwierzętach i faktycznie w ich naturze leżało bycie dosyć płochliwymi. Teraz jednak dwójka tych zwierząt poznawała się ze sobą z widocznym zaciekawieniem, poruszając swoimi uszami, oraz uroczymi malutkimi noskami. Sama Cam zaczęła zaś się rozciągać robiąc kilka podskoków, wymachów czy przysiadów, po chwili spoglądając na kolegę obok. - A ty co? Nie rozciągasz się? Daj mu dobry przykład.- spojrzała na Reda, a później na Wiktora dając mu do zrozumienia, że fajnie by było, gdyby i on począł brać udział w ćwiczeniach i się postarał.
Kiedy tylko rozgrzewka dobiegła końca Cam westchnęłą widząc jak Wiktor i Red sobie średnią radzą. - Może najpierw trzeba wytłumaczyć? - stwierdziła, kucając przy swoim zwierzaku. - Strzała posłuchaj, niedługo jest wyścig i w wyścigu chodzi o to, by jak najszybciej dobiec, do miejsca, gdzie czeka na Ciebie nagroda. - tutaj zamyślała się na chwilę. -.... ummm, taka marchewka! - pokazała warzywo, zwierzakowi. - Więc trzeba skakać i poruszać się najszybciej jak to tylko możliwe. - kontynuowała tłumaczenie. Po skoczeniu oddaliła się kawałek, dosłownie kilka kroków, wyciągnęła talarek marchewki. - Strzała, choć marchewka czeka.- uśmiechała się czekając na reakcje ze strony Strzały.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Westchął pod nosem i wypuścił mocno powietrze z płuc. Uśmiechnął się nieco do koleżanki. Przestał się rozgrzewać i stanął prosto zaglądając przez ramię spoglądając czy słońce dziś wyjdzie. - No weż przykład z kolegi, zobacz masz jabłko i marchewkę no kicaj na góre, musisz być w dobrej formie bo wież wyścigi to nie przelewkidodał. Oczywiste było to żeby tylko po trenować przed wyścigami i do dalszej rozmowy. -Jakie lubisz przedmiotu i jakie są twoje klimaty książek- Zapytał się dziewczyny. Podbiegł do zwierzaka i poczochrał lekko po głowie, by po chwili obiec od tyłu i koleżankę i zaczpić ją. Znów był z przodu i gładził zwierzaka po grzbiecie.
Spojrząła na króliczka kolegi uśmiechając się uroczo.
- Red, choć- poczęła i go zachęcać. Kiedy zaś zwierzaki dobiegły, wręczyła im ich nagrody patrząc jak je smacznie jedzą. Pogłaskała jej również po ciałkach, prostują się po chwili.
- Wiesz co hmmm... lubię opiekować się zwierzakami, tańczyć, czasami dobrze mi wychodzi podawania kafla. A co do książek ostatnio w ręce wpadła mi księga z ciekawostkami o fotografii. -stwierdziła. Za chwilę się zaśmiała, kiedy chłopak ją minął. - Popatrz, popatrz, ktoś tu jest szybszy niż zwierzak, którym się nim opiekuje.
-Takiś cwany? - spojrzała zaczepnie na niego, podbiegając i delikatnie klepiąc go w ramię, po chwili uciekając kawałek.
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Spojrzał na nią i uśmiechnął się naturalnie. W sumie przy nikim innym nie był taki swobodny, rozluźniony. -Przy niej jakoś Wiktorowi udawało się więcej mówić.Dzisiaj na szczęście jest w miarę spokojnie a tak to prawie pusto tutaj. Nawet miał ochotę coś opowiedzieć. Ale to zostawimy na inny czas. Niesamowite. A masz jakieś swoje ulubione miejsce w szkole znaczy pomieszczenie? To do roboty Redd's ostatni raz i przerwa czy wracamy do zamku spojrzał na koleżankę. Zaraz cię złapie i nie puszcze a w tedy co zrobisz. -Redd"s powtarzamy jeszcze raz tak jak poprzednio o tak i ruszył Wiktor dalej biegnąć w stronę koleżanki. O robimy postępy ładnie nawet Strzała się przyłączyła chyba się lubią. -Ciekawe czy po wyścigach będzie można je zatrzymać
Uśmiechała się, kiedy króliczki wesoło kicały. Wyminęła chłopaka patrząc jak Strzała pokicał do niej by po chwili obrócić się i wrócić do Red'a delikatnie go zaczepiając. Oba króliczki poczęły po chwili się bawić biegając za sobą, a raczej kicając. Cam zaśmiała się patrząc na ten widok, po chwili przenosząc wzrok z zwierzaków na rudzielca.
- Lubię łódkę na błoniach przy jeziorze... lubię sale ćwiczeń, wieżę astronomiczną... Hogsmeade z przyjaciółmi albo nocą. - na to ostanie stwierdzenie, opuściła głowę, uśmiechając się na wspomnienie pewnej sytuacji. Oczka zaświeciły jej się przez chwilę.
- Ehiuu, one chyba wolą się ze sobą pobawić. A co zatrzymania ich. No nie wiem, ktoś musiałby sobie zasłużyć. A co chciałabyś zatrzymać Reda?- spojrzała pytająco na chłopaka.
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Dobrze że, zima się skończyła, więc szkoła będzie ogrzewała się za pomocą słońca. Może w końcu ubrać sie lekko. Chyba zapytam któregoś z nauczycieli. -Ja odkryłem szkicowanie malowanie rysowanie tutaj w szkole odkąd sie znalazłem, przeważnie zwierzęta lub co wpadnie mi w oko-dodał spoglądając na koleżankę. Nie szło rudzielcowi najgorzej, najlepiej szkicował węglem i ołówkiem. Wyrobił sobie styl rysowania. Skoro zwierzaki się bawią to my też, złapał ją lekko w pasie(jak pozwoliła na takie coś)i okręcił się wokół własnej osi. Również ucałował ją w policzek. Uśmiech nigdy nie schodził z twarzy rudego puchona , gdy spotykał się z @Camelia Robbins. Coś jest tak chorobliwie zaraźliwe że nie dało się przy Cameli pozostać smutnym. Tym bardziej dziewczyna by na to nie pozwoliła. -Prawda?
Camelia Robbins
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172
C. szczególne : Gibki jak lunaballa (zręczność), Powab willi (zwierzaki),Mocno zmaterializowany, Dwie lewe różdżki (transmutacja)
- A narysowałeś już tego przystojnego króliczka?- spojrzał na stworzenie, cwanie się uśmiechając. Przez chwilkę zastanowiła się czy rudowłosy naszkicował lub namalował swojego zwierzaka. Rękę miał nawet niezłą do wszelkiego rodzaju twórczości, zwłaszcza tworząc prace z użyciemmołówka o czym Cam miała okazję się przekonać, również na zajęciach artystycznych.
Kiedy została chwycona przez wpół w pasie zręcznie dała się obkręcić. Po chwili poczuła buziaka w policzek i spojrzała na niego, marszcząc swój nos.
- Co ty robisz? Co się szczerzysz?- złapała go za policzki, ściskając je niczym u chomiczka. Humor jej się zdecydowanie popsuł.
- Wracam do treningu.- podeszła do Strzały i zawołała zwierzaka. Przysiadła w dogodnym dla siebie miejscu. - Zrobimy ci masaż byś był wypoczęty i zrelaksowany.- zaśmiała się i poczęła masować łapki zwierzaka, brzuszki, plecy a później długie uszka.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Zabawne w relacji dwójki Puchonów było też to, że przez tak krótki okres czasu zdążyli się poznać. Lubił z nią rozmawiać, lubił z nią przebywać i lubił nawet te jej dziwne humorki i gierki(jeśli ma)dopóki w pewnym momencie na własne życzenie nie zepsuł sprawy. Mówią, że wina zawsze leży po obydwóch stronach, nigdy po jednej. - Uśmiechnij się - po tych słowach spojrzał na zwierzątka oba. Po chwili przysiadł obok dziewczyny stykając się z nią ramieniem. Z torby wyciągnął szkicownik i ołówek i zajął się rysowaniem. -Za 15 minut będziesz miała Strzałe i Redd'sa. Wiktor kończył już jeden z rysunków, który kosztował chłopaka sporo pracy od rana. Przewrócił jedynie oczami na zwierzątka wziął czystą kartkę ze szkicownika na nowo rysując usadawiając się wygodniej, niż siedział. Wrócił do dokańczania rysunku. Kilka kresek, małe cieniowanie.. I odsunął ołówek od kartki, dmuchając na nią i pozbywając się niechcianych drobinek ołówka i gumki. Skończyłem. -Przepraszam za po...oo ...pocałunek dla ciebie.dał jej kartkę ze zwierzątkami jak się bawią razem. Na drugi raz zapytam o zgodę na całusa chyba że sama będziesz chciała.
Relacja ich dwójki była całkiem dziwna umówmy się. Powoli zaś Cam zaczynała się coś klarować w głowie i nie wiedziała czy jej się to podoba, czy też nie. Poczęła przez chwilę się nad tym zastanawiać masując puchaty brzuszek Strzały po chwili całując zwierzaka w nosek, który pogładziła jeszcze kilkukrotnie paluszkiem. Z zamyślenia wyrwało ją stwierdzenie, by się uśmiechnęła. Spojrzała, więc na rudzielca i to, co tam rysuje.
- Spokojnie, nie musisz się spieszy, a 15 minut to strasznie mało czasu. - westchneła, odkładając zwierzaczka, który dosłownie się rozpłynął od jej masażyku. Po chwili zabrała się za bieganie z zwierzakiem, zachęcaniem go do tego i nagradzając. Wmieszała w to wszystko również Reda dobrze się przy tym bawiąc. Kiedy króliczki trochę się zmęczyły pozwoliła im rozłożyć się i powygrzewać w wiosennym słońcu.
Podziękowała również za rysunek, poczochrała rudzielca po jego włosach. Razem z Wiktorem trenowali zwierzaki razem jeszcze przez jakiś czas. A potem opuścili to miejsce.
ztx2
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Zbliżający się mecz z Puchonami, ostatni dla nich w tym sezonie, mógł już nic nie zmieniać w ich położeniu, ale to nie znaczyło, że powinni spocząć na laurach i czekać z założonymi rękami; wręcz przeciwnie – zwycięstwo to zawsze solidny kop do morale, a ta drużyna zdecydowanie tego potrzebowała po tej serii porażek, którą zaliczali od właściwie już poprzedniego roku szkolnego. Miał zamiar dołożyć wszelkich starań, żeby przygotować ich jak najlepiej do tego starcia – taka w końcu była jego rola jako kapitana – i już na wstępie nie zawieść pokładanych w nim nadziei, że może w końcu postawi tą drużynę na nogi. Mogli rozpocząć ten sezon słabo, ale to wcale nie przekreślało możliwości, żeby zakończyć go mocnym akcentem właśnie w postaci wygranej i to nie dla punktów w tabeli. Dla nich samych, by sobie udowodnić, że są w stanie to zrobić. Czekał na nich przy ścieżce zdrowia, gdzie zarządził zbiórkę, decydując się ją wpleść w dzisiejszy trening – należało w końcu korzystać z dobrodziejstw oferowanych przez błonia. — Nie będę się długo rozwodził i prawił wam jakichś motywacyjnych mów, bo trening sam się nie zrobi, a nadchodzący mecz z Puchonami nie wygra — oznajmił na wstępie z uniesionym kącikiem, rzecz jasna po przywitaniu się z każdym z przybywających z osobna krótkim salutem. — Miotły na razie na bok, nie będą wam chwilowo potrzebne, bo w ramach rozgrzewki trochę sobie pobiegacie, nie bez powodu zresztą zebrałem was w tym miejscu. Do pokonania macie ścieżkę zdrowia i nie jest to żaden wyścig, każdy niech pobiegnie na miarę swoich możliwości, jasne? Przesunął po wszystkich zgromadzonych spojrzeniem, by następnie dać im sygnał do tego, żeby ruszyli, bo nie było w końcu czasu do stracenia.
Etap I - bieg na przełaj W ramach rozgrzewki - bieg przełajowy po ścieżce zdrowia, nie ma tu żadnej większej filozofii.
Wykonujecie tutaj rzut k6 na to jak Wam poszło.
Kosteczki:
1 - Śmigasz po tej trasie niczym jakiś rączy jeleń/rącza łania, a żadna z naturalnych przeszkód nie stanowi dla Ciebie dziś większego wyzwania; wszystkie pokonujesz z przysłowiowym palcem w nosie. Na metę docierasz rześki i zmotywowany do dalszych ćwiczeń. | +1 do kostki w następnym etapie
2 - Biegniesz sobie spokojnie, utrzymując przy tym równe i miarowe tempo. Pewnie pokonałbyś tak całą trasę, gdyby nie perfidny korzeń, który "nagle" wyrósł Ci pod stopami. Potknąłeś się o niego i choć udało Ci się w ostatnim momencie odzyskać równowagę, to stało się to kosztem... rozdartego ubrania! Wykonaj dorzut k6:parzysta - no i dupa, trochę dosłownie, bo Ci poszedł szew w spodniach i masz tam teraz wielką dziurę, przez którą widać Twoje gacie; nieparzysta - na szczęście to tylko koszulka/bluza, którą zahaczyłeś o wystający, nieco ostry głaz pobliskiej ścianki.
3 - Wszystko byłoby całkiem dobrze, gdyby nie te głupie kamienne stopnie! Źle postawiłeś stopę na jednym z nich, kawałek się odłupał, a ty wyrżnąłeś jak długi i rozwaliłeś sobie ten głupi ryj przeciąłeś sobie wargę. Mało tego kompletnie nie zauważyłeś 10 galeonów, które wypadły Ci przy tym z kieszeni. Stratę odnotuj w odpowiednim temacie.
4 - Biegniesz, pokonujesz kolejne naturalne przeszkody na ścieżce, w niektóre musząc włożyć nieco więcej wysiłku i w sumie... nic się nie dzieje. Może jedyne tyle, że się zauważalnie spociłeś, ale to nie przeszkadza - Tobie przynajmniej - w odczuwaniu zadowolenia, że poszło Ci tak gładko i bez niespodzianek.
5 - Jest dobrze - Twoje tempo nie jest może jakieś powalające, ale z drugiej strony to przecież nie wyścig, prawda? A dzięki temu, że nie szarżowałeś na łeb, na szyję udało Ci się ze szczytu kamiennych stopni dostrzec jakiś błysk w trawie nieco niżej. Wykonaj dorzut k6:nieparzysta - po zbliżeniu się okazało się, że to galeony, dokładniej 10 galeonów. Czyjś pech, to Twoje szczęście! Zysk odnotuj w odpowiednim temacie; parzysta - to tylko kamyczek, ładny nawet, ale w sumie nic nie warty, choć jak chcesz to możesz go zachować, nikt nie broni.
6 - William jasno dał do zrozumienia, że to nie jest wyścig, ale Ty i tak z jakiegoś powodu postanowiłeś być hop do przodu, nadając sobie mordercze tempo od samego początku. Nikogo raczej nie zaskoczy, że nie udało Ci się go utrzymać do końca trasy. Wykonaj dorzut k6:nieparzysta - mimo wszystko uparłeś się, by dobiec do końca, choć miałeś wrażenie, że zaraz sobie płuca wyplujesz, na mecie byłeś ostatni | -2 do kostki w następnym etapie; parzysta - nie dałeś rady pokonać całości biegiem, odpuściłeś sobie gdzieś w trzech czwartych trasy i resztę pokonałeś spacerem | -1 do kostki w następnym etapie.
Przerzuty - 1 za każde 10 pkt w GM, bez sprzętu; pula obowiązuje na cały trening, więc korzystajcie z nich z głową Termin - 14/04, godz. 21:21 15/04, tak do ok. 16-17, bo się niestety nie wyrobiwszy z postem
Ostatnio zmieniony przez William S. Fitzgerald dnia Sro Kwi 14 2021, 23:37, w całości zmieniany 1 raz
Po ostatnim treningu, zorganizowanym przez Fitzgeralda, który odbył się zaledwie dwa tygodnie temu, Lucas był pełen nadziei jeśli chodziło o spotkanie z Puchonami, które ich czekało. Oczywiście, nagle nie będą zawodnikami najwyższych lotów, ale naprawdę wydawało się jakby nowe dowództwo w postaci Williama wprowadziło nową atmosferę i inne podejście do gry, wśród członków drużyny. A przynajmniej Sinclar miał takie wrażenie. Dlatego widząc kolejne powiadomienie odnośnie spotkania w wężowym gronie, ucieszył się niezmiernie i stawił się danego dnia na ścieżce zdrowia. - Hej. Jak obiecałem, tak się pojawiam. - odezwał się do Fitza z wyszczerzem na ustach, podając mu rękę na przywitanie i przystając obok niego, zanim pozostali się nie zebrali. - Czyli tym razem nie ciuciubabka tylko rajd po wzgórzu... Dla mnie bomba, bo już nie łapie tak szybko zadyszki, jak jeszcze miesiąc temu - zaśmiał się do kumpla, zanim to nie wyruszyli każdy w swoim tempie, przemierzając ścieżkę zdrowia, z przyspieszonym oddechem i coraz wyższym tętnem. W końcu o to chodziło w rozgrzewce, prawda? A Lucasowi pokonanie tej trasy nie sprawiło najmniejszych problemów, bardzo sprawnie truchtał do góry, z uśmiechem kończąc swój bieg na mecie. Po takim wstępie, pełen energii i chęci, był gotowy na drugą część treningu.
Musiała postawić sprawę jasno. Szczerze gardziła sportem, jakim był quidditch i nie miała zamiaru jakkolwiek się z nim bliżej wiązać. Jednak kondycja fizyczna nie była jej obojętna, a że dużyna zielonych miała nowego kapitana, Irvette postanowiła sprawdzić, czy chociaż treningi nie mogą dać jej jakiejś korzyści. Słyszała, w jakim stanie jest ich skład i była ciekawa, czy to samo zobaczy dzisiaj. Dotarła więc na wiele mówiącą ścieżkę zdrowia i czekała na resztę. W końcu pojawił się Will i inni uczniowie Domu Węża i mogli przejść do początku treningu. Ruda ucieszyła się na myśl o biegu przełajowym. Szybko związała swoje włosy w schludny kucyk i zabrała się do roboty. Spokojnym tempem ruszyła przed siebie, pewnie pokonując kolejne metry ścieżki. Niestety w pewnym momencie nierozważnie postawiła stopę potykając się o jeden ze schodków i upadła na twarz, rozcinając sobie wargę. Co gorsza, zgubiła przy okazji 10 galeonów, czego nawet nie zauważyła. Nie miała zamiaru siąść i użalać się nad sobą. Otrzepała się i podniosła, ocierając z twarzy zgromadzoną tam krew, po czym ruszyła dalej. Nieco uważniej stawiała teraz kroki i na szczęście udało jej się ukończyć bieg bez kolejnych podobnych niespodzianek.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Uniósł kącik ust na słowa Lucasa, kiwając przy tym głową i odwzajemniając jego uścisk dłoni. Miło było widzieć, że byli wśród nich tacy, którzy rzetelnie podchodzili do sprawy i nie zlewali treningów. Organizował je w końcu dla nich, ale nie miał zamiaru nikogo zmuszać do udziału – dawał im możliwości do rozwoju swoich umiejętności, reszta leżała już w ich gestii. Za nich w końcu ćwiczył nie będzie, takich cudów magia nie potrafiła zdziałać. — No no, kondycja ważna sprawa, więc tak trzymać — odparł kumplowi, błyskając w jego stronę zębami, ciesząc się, że taka forma rozgrzewki przynajmniej komuś przypadła do gustu. Jakby nie spojrzeć, nie wszystko dało się wyrobić siedząc wyłącznie na miotle. Widział, że wśród nich znalazła się też osoba spoza drużyny, czemu nie miał nic przeciw – chętnym Ślizgonom udziału w treningu nigdy nie odmówi, nawet jeśli chcieli jedynie niezobowiązująco poćwiczyć. Mimo że bardzo chętnie by się do nich przyłączył i samemu pokonał tak dobrze już mu znaną trasę, to dziś skupiał się przede wszystkim na obserwowaniu jak sobie radzą. — Mam nadzieję, że jesteście dobrze rozgrzani po tym biegu, bo teraz czeka was nieco latania — oznajmił, kiedy już wszyscy z powrotem się znaleźli przy nim. — Wypuszczę zaraz całą chmarę złotych zniczy, a waszym zadaniem będzie w ciągu kwadransa wyłapać jak najwięcej z nich. Tych prawdziwych rzecz jasna, bo część to tylko czekoladki łudząco do nich podobne. Na mój sygnał ruszacie na łowy, wszystko jasne? Rozdysponował każdemu po koszyku, żeby mieli gdzie chować swoje łupy. Następnie otworzył skrzynkę, którą tu ze sobą przytargał, a powietrze niemal od razu zaroiło się od furkoczących złotych piłeczek, które szybko rozleciały się we wszystkie strony świata. Odczekał moment, po czym dał im znak, żeby wznieśli się w powietrze i zabrali się do roboty.
Etap II – zniczołowy Waszym zadaniem jest wyłapać jak najwięcej spośród wypuszczonych zniczy w wyznaczonym przez Williama czasie, tych prawdziwych rzecz jasna, bo wśród nich latają także ‘fałszywki’, czyli czekoladki łudząco je przypominające i pod presją czasu trudne do rozróżnienia od ich metalowych odpowiedników. Kto chodził na lekcje u profesora Walsha zapewne je dobrze kojarzy.
Na ilość wyłapanych zniczy rzucacie najpierw 2x k6 – określi ona liczbę skrzydlatych piłeczek, którą udało Wam się zgromadzić.
Dodatkowo rzucacie k100 na losowe zdarzenie w trakcie swoich zniczołowów:
Zdarzenie losowe:
1-15 – Latasz sobie swobodnie w pogoni za zniczami, łapiesz je z mniejszym lub większym sukcesem aż tu nagle… sowa! Ty się wystraszyłeś, ptaszysko też się wystraszyło i chlasnęło Cię w panice pazurami po twarzy, pozostawiając na policzku trzy niezbyt głębokie zadrapania. W krótkiej szarpaninie z ptakiem nie zauważyłeś też jak zwiały Ci dwa spośród już zgromadzonych zniczy. | -2 znicze
16-30 – Absolutnie nic się nie dzieje, po prostu sobie latasz i skupiasz się na wyłapywaniu zniczy, z czym sobie mniej lub bardziej radzisz.
31-45 – Tak niefortunnie ustawiłeś się w pogoni za jednym ze zniczy, że aż oślepiło Cię na kilka chwil słońce, które właśnie wyłoniło się zza chmur, co niestety skończyło się tym, że wypuściłeś z dłoni dopiero co schwytaną skrzydlatą piłeczkę. | -1 znicz
46-60 – Jeden ze zniczy w pewnym momencie niemal wplątał Ci się we włosy, a jakby tego mało – kolejny zaledwie moment później w Ciebie wleciał, oba oczywiście udało Ci się zgarnąć bez żadnych problemów. Może to Twój szczęśliwy dzień? | +2 znicze
61-75 – Absolutnie nic się nie dzieje, po prostu sobie latasz i skupiasz się na wyłapywaniu zniczy, z czym sobie mniej lub bardziej radzisz.
76-100 – W pewnym momencie Twoją uwagę przyciąga… cicha melodyjka? Dość szybko orientujesz się, że jej źródłem jest skrzydlata piłeczka krążąca wokół Ciebie – to złoty znicz pozytywka. Może komuś nawiał? Nie będzie się wliczał do puli, ale jeśli chcesz to możesz go przygarnąć! Upomnij się o niego w odpowiednim temacie.
Następnie dorzucacie tyle literek, ile macie zgromadzonych zniczy (włącznie z uwzględnieniem ewentualnych modyfikatorów z k100 i pierwszego etapu) – określą one czy złapana piłeczka jest prawdziwa, czy jest jedynie czekoladową fałszywką. Spółgłoska – prawdziwy znicz, samogłoska – czekoladowa podróbka.
Przerzuty – tak jak poprzednio 1 za każde 10 GM bez sprzętu, pula się nie odnawia, co oznacza, że dysponujecie tym, czego nie wykorzystaliście wcześniej! Termin – 17/04, godz. 19:09
Jakby ktoś z Węży jeszcze chciał wziąć udział – wyjątkowo daję taką możliwość. Z tym, że musicie najpierw napisać osobny post z pierwszym etapem, potem dopiero z aktualnym. W tej sytuacji uznajecie, że na treningu jesteście od samego początku.
Kod:
<zg>Punkty GM:</zg> sam kuferek, bez sprzętu <zg>Przerzuty:</zg> pozostałe/posiadane <zg>Zdarzenie losowe:</zg> rzut k100 <zg>Ilość zniczy:</zg> 2x k6 + ewentualne modyfikatory, w tym te z pierwszego etapu + ile zniczy jest prawdziwych/fałszywych
Punkty GM: 25 Przerzuty: 0/2 teraz wykorzystałam dwa i nic mi z tego... Zdarzenie losowe:3 Ilość zniczy:10 +1 (z poprzedniego etapu) - 2 (zdarzenie losowe)-> 9 a w tym 4 prawdziwe(były przerzuty, ale nic nie zmieniły )
Bieganie najwyraźniej mu podeszło, bo pokonał ścieżkę zdrowia w trymiga i wcale nie sprawiło mu to większych trudności, ani nawet specjalnej zadyszki. Czuł tylko podniesione tętno i odrobinę przyspieszony oddech, co było dobrym znakiem, idealnie przeprowadzonej rozgrzewki. Mogli więc przystąpić do głównej części programu treningu. W pogoni za czekoladowymi zniczami? Chyba kiedyś już to było - u Walsha na zajęciach i Lucas śmiał się, że kiedy wszyscy za cel postawili sobie łapanie tych prawdziwych złotych piłeczek, tak on - fan słodyczy i wszelkiej cukrowej rozpusty - bardziej wodził za tymi wykonanymi z czekolady. Ale tym razem, pośmiać się mógł, ale musiał skupić się, by zebrać ich jak najwięcej. Wskoczył wiec na miotłę, zgodnie z zapowiedzią Fitza, a następnie miał piętnaście minut na polowanie. Na początku wydawało mu się, że dobrze mu szło, bo pierwsze dwa, które zwinnie wylądowały w jego dłoniach były prawdziwe. Jednak po tym nastąpiła seria porażek. Kolejne, które mu się trafiały były tylko magicznymi słodkościami i nie dawały mu satysfakcji. W dodatku, w pewnym momencie prawie miał kolizję z nadlatującą sową i właśnie to sprawiło, że następne dwie sztuki mignęły mu tylko przed oczami i zniknęły. Cóż, jednak na szukającego to on się nie nadawał. Lepiej niech zostanie przy kaflu i obronie obręczy.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Punkty GM: 0 xD Przerzuty: 0/0 Zdarzenie losowe:9 Ilość zniczy:7 - 2 (za k100) + 5x spółgłoska - wszystkie prawdziwe
Bieg nie obył się bez małych przeszkód, ale liczyła, że na miotle pójdzie jej lepiej. Trzymać się na tym środku transportu potrafiła, choć nie była to jej preferowana metoda poruszania się. Dzisiaj jednak świadomie pojawiła się tutaj, więc nie miała prawa grymasić, gdy wskakiwała na szkolnego Nimbusa. Oderwała się od ziemi wpatrując w chmarę zniczy, latającą po szkolnych błoniach. Pochyliła się nad trzonkiem i rozpoczęła akcję łapania złotych kuleczek. Jako, że doświadczenia w sporcie tym nie miała zbyt dużego, szło jej to trochę gorzej niż innym. W jednym momencie coś na nią wpadło. Dziewczyna stała się ofiarą zagubionej lub najebanej sowy, która w szarpaninie zostawiła na policzku Irvette trzy ślady pazurów. Na pewno pięknie komponowały się z rozciętą wargą, jaką przyprawiła sobie podczas biegu rozgrzewkowego. W efekcie tej kolizji ślizgonce sprzed nosa uciekły niestety dwa znicze, na które się czaiła. Ostatecznie udało jej się jednak pochwycić pięć piłeczek i z zadowoleniem mogła stwierdzić, że wszystkie one są prawdziwe. Nie wychwyciła ani jednej podróbki, co dość podniosło ją na duchu.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Tak jak i wcześniej, teraz również ograniczył się jedynie do roli obserwatora – wskoczył na swoją Błyskawicę i krążył wokół, śledząc z uwagą jak sobie radzą z postawionym zadaniem. Mogło się to wydawać bardziej zabawą niźli faktycznym, profesjonalnym ćwiczeniem, ale dawało sposobność do przećwiczenia w dość przystępnej formie swojej szybkości, zręczności, a także spostrzegawczości – w końcu na pierwszy rzut oka wcale nie było tak łatwo odróżnić czekoladowych imitacji zniczy od ich prawdziwych odpowiedników. — Koniec czasu! — krzyknął, uzupełniając to o donośny gwizd, gdy wyznaczony przezeń kwadrans dobiegł końca. Musiał przyznać, że był całkiem pod wrażeniem Irvette, która pomimo tego, że nie posiadała prawie żadnej styczności z miotłami z tego co kojarzył – złapanie małej, zwinnej i szybkiej jak diabli piłeczki wcale nie było łatwą sztuką, a jej udało się zdobyć ich pięć, a do tego wszystkie były prawdziwe. Lucasowi poszło trochę lepiej z ilością, bo miał dziewięć, ale większość to były czekoladowe fałszywki. — Dobra robota — pochwalił rudą Ślizgonkę, kiwając do niej głową. — Możesz zatrzymać czekoladki, niech ci choć trochę osłodzą dzień — rzucił z kolei w kierunku Sinclaira, unosząc przy tym kącik ust i dłonią klepiąc go po plecach. Po tym jeszcze podziękował za obecność i po odprawieniu ich sam wrócił na miotłę, by wyłapać pozostałe jeszcze w powietrzu znicze, których nie udało się pochwycić reszcie, zapewniając tym samym i sobie pewną dawkę treningu.
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Ciężki oddech poruszał jego klatką głębiej niż się tego spodziewał. Dawno nie wycieńczył tak bardzo organizmu. Całkowite zmęczenie bywało jednak odświeżające. Pochylił się do kolan, wspierając na nich dłonie i uniósł bluzę, przecierając jej krawędzią zgrzaną twarz. Dymek wywołany rozgrzanym powietrzem z jego ust zamglił mu spojrzenie, ale nawet przez tę zasłonę, nie mógł jej z nikim pomylić. Wyprostował się, nagle żałując, że przeciążył ciało, bo w razie potrzeby, nie mógł stąd tak łatwo się ulotnić. Potrzebował chwili na regenerację. — Hej — mruknął, kiedy zbliżyła się do punktu jego postoju. Biegała? Nie wyglądała na taką. W gruncie rzeczy, nigdy nie przyglądał jej się bardzo dokładnie, ale zawsze zdawała mu się chuda, wątła. Niestworzona do sportu. Jak zawsze z nią, znów się w czymś mylił. Kaptur na głowie przysłaniał mu widok, dlatego pociągając nosem, poprawił go i zaciągnął się chłodnym powietrzem, dopiero teraz móc komfortowo się jej przyjrzeć. — Biegasz — stwierdził, nie spytał i przechylił krytycznie głowę na bok — Chcesz się zmierzyć? Przebieżka całą trasą ścieżki zdrowia. Przegrany… Zawiesił ton… czy jako gajowemu wypadało mu zakładać się z uczniami? Odchrząknął i przerwał myśl. O co tak naprawdę chciał się założyć? Oparł dłonie w pasie, bo za mało się rozgrzał, więc czuł lekkie kłucie w boku, choć to nagłe nim zainteresowanie mogło być bardziej spowodowane kupieniem sobie czasu na dokończenie zdania. — … stawia kremowe piwo — mruknął w końcu dziwnie niepocieszony, bo wolałby, żeby to było ogniste whiskey.