Brzeg ciągnie się niemal bez końca. Im bliżej brzegu tym wilgotna trawa powoli ustępuje błotu i mokremu piachu. Fale szkolnego jeziora są niemal niewyczuwalne. W tym miejscu zazwyczaj uczniowie wylegują się na słońcu zaś w zimie niejednokrotnie miłośnicy sportu urządzają sobie jogging.
Autor
Wiadomość
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Stare dresy z trzema paskami, które pozostawił po sobie w szafie były na nią zdecydowanie za duże, ale niespecjalnie o to dbała. Grunt, że były wygodne i zakrywały nieapetycznie chude, pozbawione kobiecych krągłości ciało. W sumie to, nie chciała się do tego przyznawać, ale wprost je uwielbiała. Ten komplet to jedyne i najlepsze, co miała po swoim ojcu. Gdy dotarła na miejsce, pomachała nieśmiało Remy, która była pochłonięta w rozmowie ze znajomymi i… nieznajomymi. Val uniosła brwi, spoglądając na chyba jakiegoś ucznia z wymiany czy coś. Albo po prostu przyjechał z zagranicy? W każdym razie - nie zamierzała się póki co z nim witać, poprzestała na na złapaniu kontaktu wzrokowego z Seaver i posłania jej ciepłego uśmiechu. Kurczę, nie gadały od… Venetii? Zrzuciła z ramienia torbę, w której w razie co miała wodę. I rozejrzała się dookoła. Półnagi Wacław trochę zbił ją z pantałyku. Trudno powiedzieć z jakiego powodu świecił cyckami, ale nie jej to oceniać. Wcale się przez to nie speszyła! Spostrzegła obok niego Saskię, która do tematu podeszła chyba poważnie bo w najlepsze już się rozgrzewała. Okej, no dobra. Val splotła ręce i zaczęła powolutku rozgrzewać nadgarstki. A po chwili kostki.
Zgodnie z poleceniem profesora Scrivenshafta, ubrała się w jakieś wygodne sportowe wdzianko, czyli zwykłe dresy, bo nie było co cudować i szukać nie wiadomo czego. Zielonego pojęcia nie miała, po co to wszystko było, ale ostatnio działo się sporo dziwnych rzeczy, więc postanowiła się nie rozwodzić nad szczegółami. I tak w ciągu kilku, może kilkunastu minut miała się dowiedzieć, jaki był temat tych zajęć. Rozłożona siatka i jakieś taśmy na piasku nie mówiły jej kompletnie nic. Wpatrywała się w nie ze zmarszczonymi brwiami, zastanawiając się, czy może będą mieć tu jakieś zawody. A może to miał być test sprawności? Kto niżej przejdzie pod siatką, ten wygrywa, coś jak mugolskie limbo, w które bawiła się w dzieciństwie. Ale wtedy po co były te linie... Tak dużo pytań, a tak mało odpowiedzi. Westchnęła, przebiegając wzrokiem po zebranych uczniach i decydując się podejść do znajdującej się niedaleko @Valerie Lloyd. - Jak myślisz, co to może być? Chyba nie będziemy przez to... skakać, prawda? - zapytała niepewnie, choć wydawało się to absurdalnym pomysłem. Siatka była zawieszona za wysoko, jak ktokolwiek mógłby ją przeskoczyć?
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Pędzę jak na skrzydłach z @Zoe Brandon nad brzeg jeziora, gdzie nasz s z e f organizuje zajęcia z mugoloznastwa. - Ciekawe co tym razem wymyślił - zastanawiam się, bo Mikel był wyjątkowo milczący na wczorajszej zmianie i nie chciał powiedzieć ani słowa na temat najbliższej lekcji, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że to nie będzie nic dobrego. Im bardziej Scrivenshaft jest tajemniczy, tym gorzej wszyscy na tym kończą, a ja z Zosią wiemy to aż nazbyt dobrze. Z wrażenia jest mi tak gorąco, że zdejmuję ortalionową bluzę i zostaję w samej żonobijce. - Na swoje usprawiedliwienie tylko powiem, że nie mieliśmy głowy ostatnio, żeby robić pranie, a August ma ich tyle, że pozwoliłem sobie pożyczyć - tłumaczę Zosi skąd ten mój mało mecenasowski outfit, w którym wyglądam jak ofiara jakiegoś kataklizmu. - Wiesz, ja mam nadzieję, że on sobie z Julką wszystko poukłada i będziemy mogli chodzić na podwójne randki - dodaję jeszcze i pąsowieje lekko, gdy wspominam o randce, bo choć bycie z Zofindą jest dla mnie naturalne to dalej łapię się na tym, że wciąż niedowierzam, że taka mecenas-to-be odwzajemnia moje uczucia. Łapię ją za rękę i podchodzimy na miejsce spotkania i patrzę zdziwiony na jakieś linie i rozwieszoną siatkę. - Pamiętasz jak opowiadał, że był gdzieś na jakichś wojażach i dotarł do kultury, w której zawijali ludzi w siatkę, a reszta ich atakowała? Na pewno się tym zainspirował i dam sobie rękę uciąć, że tą ofiarą będę ja - opowiadam zdruzgotany i przerażony, w międzyczasie jeszcze machając do @Ruby Maguire, która wesoło gawędziła ze swoim ziomkiem.
______________________
i read the rules
before i break them
Zoe Brandon
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : dużo gada, nie zawsze z sensem; pachnie konwaliowymi perfumami
Lekko przerażona, ale i podekscytowana zmierzała u boku @Thomas Maguire na lekcję, na której wydarzyć się mogło dosłownie w s z y s t k o, a znając Mikela i jego pomysły, niekoniecznie musiało się wiązać z dobrą zabawą; miała spore podejrzenia, że gra jaką zaraz im przedstawi będzie albo szalenie niebezpieczna albo tak skomplikowana że nikt nie zrozumie zasad. Z dwojga złego, już lepsze to drugie, wtedy stracą tu tylko czas a nie życie lub zdrowie. W przeciwieństwie do zgrzanego z emocji Tomasza, było jej trochę zimno, bo postawiła na kuse sportowe szorty i koszulkę z krótkim rękawem, dlatego gdy dżolero zdjął z siebie ortalionową bluzę, przywłaszczyła ją sobie. Od razu lepiej. - Według mnie fajnie wyglądasz w tym podkoszulku, tak męsko... - stwierdziła, zalotnie muskając go po wątłym bicepsie, cała w pąsach z wrażenia, że trafił jej się taki atrakcyjny chłopak i pokiwała z głową na super propozycję randki. - Och, to by było fenomenalnie, też im z całego serca kibicuję... chociaż wiesz... jeśli przeznaczenie przygotowało dla nich kogoś innego, to nie ma na to siły - dodała, wzdychając dramatycznie, bo sama doskonale wiedziała, że ta o d p o w i e d n i a osoba trafia się w życiu tylko raz. Cała rozemocjonowana, że wchodzę na lekcję oficjalnie jako p a r a, za rękę, szła nad jezioro dziarsko z szerokim uśmiechem i nawet widok dziwacznej siatki nie zbił jej z tropu. Zachichotała na wspomnienie opowieści Mikela. - Czy ta historia się nie kończyła tak, że zawinęli jego, a on wygryzł w siatce dziurę dzięki temu że ma silną szczękę od opychania się żelkami, i w nagrodę chcieli go mianować wodzem, ale odmówił bo nie miałby serca nas zostawiać samych w sklepie?? - przypomniała sobie, bardzo ubawiona, ale potem spoważniała i oznajmiła stanowczo: - Nie dam cię zawinąć w żadną siatkę, wmanewrujemy go żeby sam się tam wsadził. Albo będę udawała że coś sobie złamałam i odprowadzisz mnie do Skrzydła - i cmoknęła mecenasa w policzek na przypieczętowanie tego doskonałego planu. Rozejrzała się po zgromadzonych uczniach i zawołała wesoło "Hejka Liz!!!" do @Elizabeth Brandon, a także poszła w ślady Tomasza i energicznym machaniem przywitała się ze s z w a g i e r k ą @Ruby Maguire. Oficjalnie nie znały się zbyt dobrze, ale były teraz prawie rodziną więc Zofia zamierzała dbać o dobre relacje z Gryfonką.
Gabriel A. Gaughan
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : silny szkocki akcent | czarny sygnet na małym palcu prawej dłoni
Lato na dobre ustępowało miejsca jesieni. Słońce było coraz to słabsze, a jego promienie mniej ostre, nienachalne, przez co trzeba było narzucać na siebie więcej warstw, gdy wypełzało się poza mury zamku. A od jeziora zacinało szczególnie. Czy byłem fanem takiej pogody? No, niespecjalnie. Ale jednak zmobilizowałem się do tego, by udać się na lekcję Mugoloznastwa. Nie to, żebym był jakimś sportowym świrem, ale byłem po prostu bardzo ciekawy przebiegu tego spotkania. Trochę już wiedzieliśmy, co nas czeka, trochę zdradzała zadana uprzednio praca domowa. Wrzuciłem więc na siebie luźne ciuchy, a mianowicie bordowe spodnie od dresu i szarą koszulkę już-nie-pierwszej-świeżości, ale taką ze stosu rzeczy za czyste do przeprania, za brudne do kufra. Bez ciepłego polaru jednak się nie obyło i tak myślę, że zostanie on ze mną aż do drugiej fazy rozgrzewki. Dotarłem na miejsce zbiórki jako jeden z ostatnich i szybko przeanalizowałem w głowie, czy dzisiaj chcę być wyjątkowym outsiderem, czy tylko umiarkowanym. Padło na to drugie, bo przecież czekała nas gra z e s p o ł o w a. Rzuciłem więc względnie radosne i entuzjastyczne: — Siema! I stanąłem w jakimś randomowym miejscu, by leniwie przeciągnąć się, a potem jeszcze zrobić ze dwa skłony, na rozluźnienie spiętego kręgosłupa. Kątem oka wypatrzyłem, że pewna Puchonka, @Valerie Lloyd, ma na sobie bardzo ciekawy outfit, naprawdę zrobił na mnie wrażenie. Magia trzech pasków – od razu czuje się szacunek. Nie mogłem powstrzymać się od skomplementowania tego dresu, ale żeby nie wcinać się w rozmowę pomiędzy nią a @Elizabeth Brandon, to tylko uśmiechnąłem się półgębkiem i zawołałem w tamtą stronę: — Prawilny strój! — miało to brzmieć sympatycznie. Jak wyszło? Się okaże.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Val obróciła się w kierunki Brandon, która zadała najbardziej niekonwencjonalne pytanie, które w życiu słyszała. Chociaż ostatnio humor jej raczej nie dopisywał, teraz po prostu się roześmiała. - To siatka do takiego mugolskiego sportu. Nieee, nie będziemy przez nią skakać - rzuciła, zmieniając co kilka sekund rozgrzewaną kostkę. Posłała jej pełne sympatii spojrzenie, bo trochę było jej teraz głupio, że zareagowała w taki sposób. Gdyby ktoś śmiał się z niej za każdym razem, gdy nie rozumie czegoś z magicznego świata, chyba spłonęlaby ze wstydu. - Przepraszam, już tłumaczę. Dwie drużyny stoją naprzeciwko siebie, oddziela je ta siata. Odbijają piłkę w określony sposób i w ten sposób zdobywają punkty. Tak z grubsza, tak mi się coś kojarzy. Wiesz, w Kornwalii raczej gra się w rugby. Ale widziałam to w telewizji - wzruszyła ramionami, nie czując się na tyle kompetentna, aby ukazywać jej meandry tego cudownego sportu. Val czekała na odpowiedź, szczerze zaniepokojona. Trochę się bała, że popełniła faux pas, czy coś. Kątem oka zauważyła Gryfona, którego kojarzyła z rocznika wyżej. Czy on właśnie powiedział jej komplement? Dawniej spaliłaby buraka i po prostu zamilkła, spojrzała na swoje buty. Ale coś w niej ostatnio pękło, sprawiło, że wszystkie towarzyskie hamulce puściły. Od Pure Luxe zrozumiała, że jeśli całe życie będzie się wstydzić i wycofywać to nikt nie zwróci na nią uwagi. Gdyby go lepiej znała odparłaby głośne żartobliwie “Cześć i sława”. Doprawdy, trudno stwierdzić z jakiego konkretnie powodu. Powiem więcej, gdyby nie było tu tak wiele osób zrobiłaby również imitację pewnego mugolskiego aktora, który zachęcał z niekłamanym zacięciem, by po prostu to zrobić. Co konkretnie? Tego nie wiedziała, ale takie miała głupie poczucie humoru i była pewna, że dobrego znajomego to by nawet rozbawiło. Zabrakło jej jednak na to wszystko odwagi, toteż poprzestała na szczerym i wcale niecichym. - Dzięki! A także... szerokim uśmiechu posłanym w stronę starszego chłopaka. Jak na nią to i tak już bardzo dużo.
Profesor pospiesznie przybiegł na brzeg jeziora, ocierając pot z czoła i łapiąc oddech, bo nie miał w zwyczaju się spóźniać na własne zajęcia. Uśmiechnął się do uczniów, unosząc rękę i odchrząkując, by zwrócić ich uwagę na swoją osobę. - Dzień dobry, uczniowie! - rozpoczął dziarskim tonem, odwracając się do wszystkich i ustawiając tak, by było go dobrze widać i słuchać- Dzisiejsza lekcja może was nieco zaskoczyć, ale zapewniam, że będzie bardzo ciekawa! Za nim lewitowały dziwne, skórzane piłki, które po chwili zebrały się w kupkę pomiędzy nimi. - Mugole, czyli niemagiczni ludzie, wymyślili mnóstwo fascynujących gier i sportów. Jednym z nich jest... siatkówka! To zespołowy sport, w którym dwie drużyny próbują przesłać piłkę przez siatkę tak, by upadła na ziemi po stronie przeciwnika. - zaczął, słowem wstępu. Zabawne miny uczniów mówiły, że choć słyszeli o quidditchu, eksplodujących kartach i magicznych szachach, ta gra wydawała się przynajmniej niektórym zupełnie obca. - Siatkówka - kontynuował Profesor - choć może nie używa magicznych przedmiotów ani zaklęć, ma swój własny czar! To gra strategii, zespołowej pracy i refleksu. - podkreślił, wyczarowując lewitującą tablicę, na której zaczęły pojawiać się różne obrazki postaci w akcji, ustawione po obu stronach siatki. Niektóre z postaci wyskakiwały do góry, by uderzyć w coś podobnego do skórzastej piłki. Inne postaci próbowały ją złapać lub odbić- Nie możecie używać różdżek ani zaklęć podczas tej gry. Tylko wasze ręce. - wyjaśnił, wskazując ruszające się obrazki. - To jak łapanie złotego znicza tylko... większe. - dało się słyszeć gdzieś spomiędzy zebranych. Profesor uśmiechnął się: - Dokładnie. A teraz, podzielmy się na drużyny. Pokażę wam, jak się serwuje, jak ustawiać blokady i jakie są zasady gry. Być może, gdy poznacie tę mugolską grę, zechcecie założyć pierwszy w historii Hogwartu klub siatkówki! - ucieszył się i zaczął organizować grupy ćwiczeń po obu stronach siatki.
Mechanika Postacie zostały dobrane w pary. Uczniowie odbijają między sobą piłkę przez siatkę. Każda z postaci rzuca 5 x literę, gdzie samogłoska oznacza nieudane odbicie piłki podanej przez drugiego gracza. Komu pierwszemu nie uda się odbić, ten przegrywa. Wygrana osoba z pary dostaje +5 pkt dla swojego domu. Jeśli obie osoby w parze wylosują po 5 spółgłosek, nauczyciel uznaje, że idzie wam super i oboje dostajecie po 5pkt ekstra. Jeśli druga osoba w parze nie odpisze, nauczyciel założy, że to wy wygraliście.
Kod:
<zgss>Kostki:</zgss> [url=LINK]literki[/URL]
Uwaga Czas na odpisy jest do 23.10 do północy. Później wszyscy dostają zt i lekcja zostanie rozliczona jednym punktem do dowolnej umiejętności.
Zanim na brzegu pojawił się profesor Scrivenshaft, to zdążyła się już rozgrzać aż do zadyszki. Ku jej zdziwieniu, nikt inny nie pojawił się w stroju do piłki plażowej - co nieco ją zbiło z pantałyku, tym bardziej blisko trzymała się @Wacław Wodzirej, który jako jedyny podzielał jej negliż. Pewnie dlatego zostali przydzieleni do jednej pary, albo to ten widoczny nawet gołym okiem zapał do sportów sprawił, że profesor po prostu bał się, że zmiotą innych amatorów. W końcu te wyćwiczone nadgarstki, rozciągnięte łydki i stopy, miały zaraz sprawdzić się w akcji. Zrzuciła buty, co by poczuć prawdziwy klimat w postaci piasku między palcami - i już obserwowała piłkę. O dziwo, szło jej całkiem nieźle. — Wacenty, możesz uderzać mocniej, nie bądź pipka — krzyknęła z uśmiechem, chcąc dodać co nieco ognia tej rozgrywce, bo takie przerzucanie przez siatkę już po chwili zdawało jej się po prostu być nużące.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przywitał się z kim trzeba, ale powstał na nogi dopiero, gdy profesor zebrał ich do gry. Szczęście Solberga wciąż pozostawało zerowe, bo chłopaka oczywiście nauczyciel przydzielił sobie do pary. Max czuł, że jakoś nie będzie to specjalnie wymagająca rywalizacja, ale mógł się pomylić. Jednak mimo wszystko, nawet jeśli posiadał najszczersze chęci, to po prostu miał rację. Udało mu się odbić każdy jeden atak Scrivenshafta i pięknie go przejąć. Sam starał się posłać w stronę mężczyzny dość mocne piłki, co uważał poniekąd za swój pałkarski obowiązek. Co jak co, ale nie mógł zjebać czegoś tak banalnie prostego jak siatkówka.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Nie spodziewała się nawet, że ktoś okaże większe zainteresowanie Faust i podejdzie po to, aby zapytać o węża. Oczywiście ktoś inny niż Jamie, bo do tego, że drugi Ślizgon był jednym z większych ulubieńców pytona to zdążyła już przywyknąć. Dlatego też nieco zdziwiło ją to, gdy tylko usłyszała koło siebie głos Krukonki, na którą przeniosła wzrok. - Faust - odpowiedziała dosyć lakonicznie, ale gad w tym momencie wydał się nieco bardziej ożywiony. - Przyjaciółka? - zasyczała z zaciekawieniem, przyglądając się uważnie @Marcella Hudson i badając swoim wężowatym językiem powietrze otaczające szatynkę. - Nie znam jej - syknęła jeszcze w odpowiedzi Hawthorne nim zrezygnowała z wężomowy, aby odpowiedzieć dziewczynie. - Cóż, my nie bardzo się tym przejmujemy. Jesteśmy razem od początku Hogwartu. Może i miałaby szansę do nawiązania dłuższej rozmowy z Krukonką, ale wtedy też w zasięgu jej wzroku znalazł się student, o którym jeszcze niedawno myślała, a sama Faust powitała go wesołym syknięciem i niemalże wsadziła mu łepek w dłoń, aby mógł ją szczodrze pogłaskać. - Mówi, że całkiem nieźle i cieszy się na twój widok - przetłumaczyła jeszcze dobiegające do niej syki, które pyton wydawał w kierunku @Jamie Norwood. - I jasne. Daj mi tylko chwilę, aby wrócić do dormu i możemy lecieć gdzie chcesz. Była niemalże zawsze gotowa do tego, aby zbierać różnego rodzaju składniki. Wychowywała się w rodzinie zielarskiej więc podobne zadania powinny być dla niej prawdziwą prościzną. Dodałaby coś jeszcze, ale mniej więcej w tym czasie przyszedł nauczyciel, który postanowił rozpocząć zajęcia i podzielić ich na pary. Pożegnała się szybko ze swoim towarzystwem, aby przejść do @Lockie I. Swansea, który miał być jej partnerem w czasie gry w siatkówkę. Hawthorne nie należała do szczególnie wysportowanych osób, ale jakimś cudem odbijanie piłki nie okazało się jakoś szczególnie trudnym zadaniem. Zwłaszcza, że nie mieli narzuconych jakiś zbytnio skomplikowanych zasad gry, a musieli tylko przebić jakimś cudem piłkę na drugą stronę siatki. Zadanie dosyć proste chociaż biorąc pod uwagę, że było to jedno z zadań lekcyjnych to nie sprawiało jej na tę chwilę jakiejś szczególnej frajdy.
Marcella Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : piegi na całej twarzy, gęste brwi, rumiane policzki i pomalowane usta
Nadawanie imion swoim pupilom zawsze jest to takie podniosłe wydarzenie. - Faust musi być bardzo interesującym rozmówcą. - Odpowiada @Mina Hawthorne, przyglądając się pytonowi. Chociaż rozumie syki, postanawia nie wtrącać się w rozmowę — to niegrzeczne. Zresztą, jeśli się nawet nie znało Marcelli, to wiadomo, że gdzieś jakaś krukonka jest wężoustą, przecież nie było ich tak wiele, a Hudson nie kryje się ze swoim darem. Na pewno nie trzeba być wężoustym, żeby pogłaskać Fausta, jak robi to Jamie, ale widocznie ma on rękę do gadów. Tyle o tym chłopaku się musiała jeszcze dowiedzieć! Jego powitanie nie uchodzi uwadze Hudson, aż miło się robi w serduszku. - Spryciarz z Ciebie Jamie, ale to tak nieładnie mieć tajemnice przed najbliższymi. - Mówiąc to, uśmiecha się do @Jamie Norwood, ale już ślizgon zakiełkował w niej tę diaboliczną myśl. Przyjaźń to bardzo fajna rzecz trochę Marcella im zazdrości, że po lekcji Mina i Jamie wybiorą się na wspólne przygody; ale ona też może. W końcu ma swoich druhów. - To pa.- Żegna się z nimi, na chwilę kierując uwagę na Fausta, posyłając mu swoje uwodzicielskie prawe oczko. Profesor jest, czas zacząć siatkówkę! - Cześć przystojniaku. Ja serwuje.- Śle swój cudny uśmiech @Gabriel A. Gaughan, bierze piłkę i uderza.
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Oczekując na przybycie profesora, zabrałam się za rozgrzewkę, zwracając szczególną uwagę na partie ciała, które były potrzebne do gry w siatkówkę. Samej nie miałam zbyt dużej możliwości do grania, pamiętając jedynie czasy kilku pierwszym lat mugolskiej podstawówki. Jakieś tam rzeczy kojarzyłam, co mogło mnie postawić nieco wyżej w porównaniu do moich magicznych kolegów i koleżanek. Zdziwiłam się, kiedy o godzinie rozpoczęcia lekcji profesora nadal nie było. Ten przybiegł chwilę później, widocznie bardzo się śpiesząc. Byłam ciekawa, co takiego musiało się stać, że mężczyzna spóźnił się na zajęcia. Miałam nadzieję, że nie było to nic przykrego - Scrivenshaft wyglądał na miłego mężczyznę, który miałby problem ze skrzywdzeniem muchy. Odbijanie piłki w parze okazało się zadaniem stosunkowo trudnym. Miałyśmy z partnerką problemy z płynnością ruchów, co skutkowało lataniem piłki po okolicznym terenie. Pomimo tej małej niedogodności, całość zdołała sprawić mi całkiem niezłą zabawę.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Puchon się starał, ale sport lepiej wychodził mu w ubraniu bądź na konsoli niż w prawdziwym życiu. Jednak to problem, który nie przeszkadzał mu w czerpaniu dobrej zabawy z każdego siniaka, którego się nabawił podczas tej parodii wf-u. A takiej lekcji Wacław w polskiej szkole liznął przez cały jeden rok i mimo swojego obrzydzenia do sportu, chodziłby na te zajęcia. Teraz chociażby ze wzgląd na gorących prowadzących. - Gdybym umiał odbić piłkę to bym walnął mocniej - żachnął się, czując się jak paraolimpijczyk w tej rozgrywce. Okazuje się, że @Saskia Larson była urodzoną sportsmenką i ogrywała wszystkich [Wacława] tak łatwo jak jej się tylko chciało. Po kilkunastu minutach Puchon cieszył się z rezultatów, bo jego strój [brak stroju] spisał się świetnie, kiedy jego ciało samo z siebie produkowało ciepło, a on sam cieszył się okoliczności pogody. - Poza tym i tak jestem pipą - zauważył śmiało, bo takie słowa nawet go nie prowokowały.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Ze sportów to on znacznie preferował hokej, którego mu niesamowicie brakowało w Anglii ale mając okazję do ruchu się wcale nie migał. Cieszyć się mógł, że mu nic nie wysiadło w drodze na zajęcia, ani w czasie oczekiwania na nauczyciela. Podniósł rękę do Miny puszczając jej zawadiackie oko, po czym puszczając drugie do Faust, która miała śliczny biało-siny kolor i wydawała się być niezwykle bystra, a nie letargiczna jak zazwyczaj kojarzyły mu się węże. - To mój pierwszy raz. - szepnął do niej pół-żartem, bo nigdy nie grał w siatkówkę- Bądź delikatna. - zaśmiał sie cicho, po czym przeszedł na drugą stronę siatki i zaczęli odbijać. Starał się nie wyglądać desperacko, rzucając się po piasku jak dzikie zwierze, ale też nie chciał tak po prostu odpaść przy pierwszym odbiciu, a Hawthorne okazała się być wcale niezłą graczką. Poodbijali tak chwilę, po czym podziękował jej za wspólną rozgrywkę nim lekcja się skończyła.
Widząc jak Faust chętnie wyciąga głowę w jego stronę, Jamie uśmiechnął się szeroko. Jego dobry humor jedynie wzmocnił się, kiedy Mina przetłumaczyła syczenie węża. O takich znajomych trzeba było się starać! - Możemy też umówić się na rano. Właściwie mam plan, więc po prostu umówmy się na rano… Tak, tak będzie lepiej - dodał jeszcze, uśmiechając się lekko do przyjaciółki. Chciał porozmawiać jeszcze, ale profesor dotarł na plażę, zarządzając od razu podział w pary. Norwood pożegnał się z dziewczynami i skierował w stronę @Harmony Seaver aby przystąpić z nią do ćwiczeń. Jakkolwiek wydawało mu się, że nie do końca rozumiał tłumaczenie profesora, w jaki sposób piłka ma być odbita, kiedy przyszło do praktyki szło mu całkiem dobrze. Każde odbicie wykonał poprawnie, ale nie mógł powiedzieć, żeby stał się fanem tego mugolskiego sportu.
Emily Evans
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 150
C. szczególne : pełne usta, oczy zielone, włosy niemal czarne
Kostki:Kostki - Page 30 - J,G,E,B,A +5 pkt ja i Elaine mamy po 3
Rozbudziła się momentanie gdy tylko nauczyciel przemówił i Emily wstała z ziemi i otrzepała lekko swoje ubrania, choć i tak miała świadomość, że zaraz czyste to one nie będą. A na dodatek fajnie było przypomnieć sobie podstawy, które nieco się rozmazały w jej głowie. Także po krótkich przypomnieniach dostała się do pary razem z Elaine, uśmiechnęła się na ten fakt, rzucały między sobą w miarę nieźle, raz im wychodziło raz nie, a mimo to dobrze się bawiła. Fajnie było przypomnieć sobie grę, zanim przyszłą do Hogwartu, treraz gdy jest tutaj, nie miała czasu, aby się pobawić w ten niemagiczny sposób. Także jej serce się radowało niesamowicie, że może spędzić czas w ten sposób.
Gabriel A. Gaughan
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : silny szkocki akcent | czarny sygnet na małym palcu prawej dłoni
Odwzajemniłem uśmiech Puchonki, nieco przedłużając złapane spojrzenie. Właściwie sam nie wiem, co sobie w tej chwili myślałem i jakie miałem pobudki. Chyba pierwszy raz od dawna nie analizowałem swojego każdego następnego kroku. I było to całkiem przyjemne. Może powinienem częściej odpuszczać i dać się ponieść nieco... spontaniczności? Wykonałem do końca swoją prowizoryczną rozgrzewkę, skupiając się głównie na ramionach, nadgarstkach i wreszcie samych palcach, bo te lubią kontuzjować się najbardziej. A jak sobie jakiegoś wyłamię, to jak będę grał na próbach? Nastawianie zaklęciami kości też nie należy do najprzyjemniejszych, wiem, co mówię. I późniejsza zwięzła przemowa profesora tylko utwierdziła mnie w tym, że dobrze zrobiłem — dłonie będą tu najważniejsze. Odbijanie piłki nie brzmiało jakoś skomplikowanie, ale czy śmiałbym narzekać? Absolutnie! Idąc tu, liczyłem na to, że będzie prosto, miło i przyjemnie. I wszystko na to wskazywało, bo jeszcze zostałem przydzielony do pary z taką uroczą Krukonką jak @Marcella Hudson, no ludzie! Limit dobroci od losu wyczerpany na cały rok akademicki, a jak! — Spokojnie, piękna, dam Ci fory... — nie mogłem powstrzymać się od tego delikatnego sarkazmu, może nawet pomieszanego z odrobiną flirtu. Ale przecież to ona zaczęła, rozpoczynając naszą współpracę od zaserwowania mi swojego uśmiechu, zamiast piłki. A ja lubię się odwdzięczać, zwykle tym samym. Przyjąłem jej podanie bez większego problemu, i, nie spiesząc się, odbiłem piłkę z powrotem na jej stronę. Dość lekko, ale bez przesady. Tak naprawdę nie musiałem ani trochę zaniżać swoich umiejętności, Hudson radziła sobie świetnie, a ja się jedynie droczyłem. — Nieźle, nieźle. — znów podanie i odbicie, miękkie i wyważone — Co otrzyma wygrany? — uśmiechnąłem się zaczepnie, wiedząc, że mam jeden punkt przewagi. Odezwał się we mnie gryfoński duch rywalizacji. Ale zajęcia jeszcze się nie kończyły, wszystko mogło się wydarzyć.
Marcella Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : piegi na całej twarzy, gęste brwi, rumiane policzki i pomalowane usta
Ten sport nie ma przed nią żadnych tajemnic. Wychowana wśród mugoli, chodząc do niemagicznej placówki, każdy tam wiedział, co to jest siatkówka i jak się w to gra. To taka oczywista gra jak dla czarodziejów Quidditch, tylko że mniej bolesna, a na pewno trudno było sobie coś tu złamać uderzeniem samą piłką. Prędzej postawienie krzywo nogi, zderzenie się z kimś z drużyny; ale dzisiaj grali tylko w parach, na spokojnie prawie że dla relaksu. Od razu podoba się jej towarzysz z pary. Jego słowa oznaczone silnym szkockim akcentem — przyjemne już na samym wstępie. Jaki z niego dżentelmen! Uderza w piłkę, a on odbija ją bez problemu. Piłka śmiga lekko i elegancko. Kolejne odbicie z jego strony powoduje, że Marcella tylko dotyka lekko palcami piłki. Nie wychodzi jej następne odbicie, ale to nie tak, że Gabriel nie popełnia żadnego błędu, nikt nie jest idealny. - Całusa? - Odwzajemnia jego uśmiech, puszczając mu jedno niewinne, mrugniecie prawym oczkiem. Kontynuują grę, ale już wiadomo, kto wygra.
Nie jestem czystokrwisty i choć w moim życiu mugolskich elementów nie było za wiele, to jednak posiadłem wiedzę o niemagicznych sportach na tyle, by wiedzieć, że to, co właśnie robiliśmy, miało niewiele wspólnego z prawdziwą grą w siatkówkę. To była jedynie namiastka, samo podawanie piłki, serwowanie jej i przejmowanie. O wiele mniej wymagające niż docelowa rozgrywka. Tak czy owak — do Quidditch'a siatkówka nie miała nawet podjazdu. Zupełnie inne emocje, kompletnie różna dynamika i poziom adrenaliny. Ale może nie jestem w tym osądzie obiektywny. Nie liczyłbym punktów, nie dbałbym o to, kto wygra, ale ta rywalizacja zaczynała robić się coraz ciekawsza. Przeciągałem strunę, droczyłem się z Krukonką bardziej, a do głowy wpadały mi kolejne zaczepne teksty, które jednak przesiewałem przez sito przyzwoitości. Podobał mi się jej sposób żartowania, ten coraz to bardziej bezpośredni flirt. Wygrywałem, tak to wyglądało. Czy na pewno? — Całusa? — powtórzyłem, przekrzywiając głowę i podchodząc na krok bliżej. To było pytanie czy sugestia? Zaśmiałem się mimowolnie, bo przecież to były żarty... Pytanie tylko, czy ona zdawała sobie sprawę, że w tych żartach mogę posunąć daleko. Znacznie dalej. Zrobiłem jeszcze kolejny krok w jej stronę, skracając dystans, już grubo poza wyznaczoną normę tej rozgrywki. Przejąłem od niej piłkę, po raz ostatni. Nie odbijałem jej już, tylko oparłem sobie o lewe biodro. — No to czekam... — zbliżyłem się już na tyle, że dziewczyna musiałaby lekko zadrzeć głowę, chcąc nawiązać bezpośredni kontakt wzrokowy. Chwilowo miałem gdzieś lekcję i wszystkich ludzi dookoła, w tym samego prowadzącego. Byłem ciekaw, co dalej się wydarzy, testowałem swoją granicę, ale przede wszystkim sprawdzałem, na ile Hudson posunie się w swoich ruchach. Zaczynałem czuć swój puls, a na usta wpełzał mi drobny uśmieszek. Witaj adrenalino, kochana przyjaciółko. A jednak da się ciebie odnaleźć i podczas tak błahej czynności, jak odbijanie piłki.
Val przysłuchiwała się z uwagą słowom profesora. Obojętne było jej to, że się spóźnił – ona sama była nieuważna na tych zajęciach. Dużo więcej uwagi poświęciła nieznajomemu Gryfonowi, który niedługo później dał się porwać flirtom z inną dziewczyną. Z cierpliwością wysłuchała tego, jak profesor Scrivenshaft tłumaczy poszczególne ruchy. No cóż, nie było to takie ciekawe jak jej rodzimy krykiet czy magiczne sporty, ale wciąż. Całkiem niezłe. Podzielona na pary pomachała ochoczo do Terry’ego, który serwował piłkę w jej stronę. Czy szło jej dobrze? Oczywiście, że nie. Spieprzyła już pierwsze odbicie. - Oops – zaśmiała się ze swojej niezdarności. Zaserwowała więc piłkę, która wcześniej upadła na ziemię, wielce ciekawa czy młodszy od niej Puchon poradzi sobie lepiej.
Wygrana się nie liczy, chociaż każdy lubi smak zwycięstwa, ale to tylko towarzyska siatkówka z przystojniakiem z gryffindoru. Mogła wygrać, ale ten jeden raz piłka nie trafia w jej ręce i to przesądza o tym, kto przegrał, czyli ona. Tylko czy całus nie jest dla obu zwycięstwem? Marcella z chęcią pocałowałaby ciemnego bruneta o oczach piwnych. Ale jest lekcja, z pewnością profesor Scrivenshaft nie pochwali tego zachowania, jednak przecież sama zasugerowała całusa, prawie że złożyła obietnice, wcale nie daleko było jej do przysięgi. A teraz on stoi przed nią, opierając piłkę o swoje lewe biodro i czeka. - Powiedziałeś, że dasz mi fory. - Robi kilka kroków w jego stronę i oboje już są tak blisko siebie, że Marcelli serce przyspiesza lekko, a jednak wyczuwalnie. Bo tak nie można, bo z pewnością zarobi minusowe punkty albo szlaban, chociaż w duchu wierzy, że nauczyciel Mike ją bardzo lubi. - Kłamałeś? - Wyciąga swoje ręce w stronę jego głowy, kładąc dłonie po obu stronach na policzkach, zniżając ją delikatnie; jest wyższy od niej. Może się wyrwać, może ją odtrącić, ale przecież właśnie czeka na całusa. Utrzymuje kontakt wzrokowy, aby po chwili przybliżyć usta do jego ust, składając lekki pocałunek, który jest niczym muśnięcie wiatru. Zamyka na chwile oczy, słysząc tylko gwałtowne bicie swojego serca.
Sporty drużynowe! I to na dodatek takie zwykłe, niemagiczne! Nareszcie coś, w czym Terry czuł się pewnie i mógł popisać się umiejętnościami. W duchu nie mógł się doczekać, by zobaczyć sromotną klęskę tych spośród szkolnych kolegów, którzy najczęściej dokuczali mu ze względu na jego pochodzenie i brak wiedzy o czarodziejskim świecie. Liczył, że profesor podzieli ich na dwie drużyny, by mogli rozgrać pełnoprawny mecz siatkówki, jednak został szybko sprowadzony na ziemię. No tak, przecież to plażówka. Nie tracąc dobrego humoru pomachał do Val, z którą przyszło mu ćwiczyć odbicia przez siatkę. Cieszył się, że trafiło właśnie na nią, w końcu i ona uczęszczała do zwykłej szkoły, nim trafiła do Hogwartu, a co za tym idzie, przez kilka ładnych lat brała udział w lekcjach wychowania fizycznego. Na pewno potrafiła grać. Komu innemu może dałby fory, biorąc pod uwagę nieznajomość dyscypliny, jednak stając naprzeciwko Puchonki chłopak nie miał oporów, by zaserować z całej siły, posyłając piłkę z zatrważającą prezycją na drugą połowę boiska. Jakież było jego zdziwienie, kiedy Val nie udało się odebrać - czy pomylił się w swoich założeniach? Może dziewczyna wcale nie przepadała za wuefem? - Nie przejmuj się, to przez brak rozgrzewki! - krzyknął do niej, machnięciem dłoni zbywając całą sytuację, po czym zachęcił przyjaciółkę do kontynuowania rozgrywki. Szło im całkiem nieźle, kiedy już wyrobili sobie rytm odbić, potwierdzając teorię chłopca, że początkowe problemy wynikały z zasiedzenia i braku ćwiczeń. W końcu ostatni raz grali w siatkówkę lata temu. Pod koniec Puchonce szło tak dobrze, że i on upuścił piłkę, która poturlała się aż na brzeg jeziora. - Ładnie! - rzucił, po czym pobiegł odzyskać szkolną własność, nim ogromna kałamarnica nie rozerwie jej na strzępy.
Gabriel A. Gaughan
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : silny szkocki akcent | czarny sygnet na małym palcu prawej dłoni
W tej chwili spodziewałem się niespodziewanego. W tym momencie nie myślałem o minusowych punktach czy szlabanach. Jeden w tą czy w tamtą, nie robiło mi to różnicy. A punkty? Kto by to liczył! Poza tym... lepiej nie będzie, nic do stracenia. Z mojej perspektywy, a ze strony Hudson? Przecież mogła mieć zupełnie inne podejście do łamania regulaminu, do takich posunięć. A mimo to zrobiła te kilka kroczków, jednak zdawała się brnąć w tę grę, choć stąpała po cieniutkiej warstewce lodu. Mea Culpa, jak będzie trzeba, to wezmę wszystko na siebie, choćbym miał siedzieć na dywaniku u Voralberga. Teraz nie było odwrotu, nie chciałem się wycofać z tych podchodów, zżerała mnie ciekawość, adrenalinka pchała naprzód, odczuwałem pewną ekscytację. — Czasem małe kłamstwo się opłaca... — wypowiedziałem te słowa niemalże szeptem, tak była już blisko. Gdy poczułem chłód jej palców na swojej twarzy — byłem już pewny, że to zrobi, choć z tyłu głowy miałem wizję, że za sekundę oberwę z liścia w mordę. Byłoby to równie zasłużone, co wygrany całus, wszak kłamałem. Jeśli Piekło istnieje, to kiedyś mnie pochłonie. I nagle to się stało. Jej delikatne wargi zetknęły się z moimi, a sekundy stały się wiecznością, czas spowolnił, choć nikt nie rzucił żadnego zaklęcia. Poczułem znajomy ścisk w żołądku, wezbrało we mnie podniecenie i przestałem na moment myśleć. Puściłem piłkę na mokrą trawę i wolną ręką objąłem Krukonkę w talii, przyciągając ją do siebie, tym samym odwzajemniając pocałunek, ale... intensywniej. Nie było to zaplanowane, dałem się ponieść chwili, zupełnie jak w tych wszystkich powieściach, mniej lub bardziej ambitnych. Nie analizowałem tego, co będzie potem, czy złamię jej serce tym żartowaniem, czy będzie liczyć na coś więcej, czy jednak pozostawimy to tej jednej, jedynej lekcji, która wyjątkowo była ciekawsza, niż zamierzano. — Myślę, że możemy uznać to za remis. — palcem wskazującym przetarłem swoje wargi, napawając się jeszcze przez sekundę tym słodkim smakiem jej ust. I może trochę tuszując tym ruchem swój uśmiech, który teraz ciężko było zdjąć mi z twarzy. Faktycznie czułem się jak wygrany. Niczego nie żałuję, choćbym miał szorować kible w łazience Ślizgonów.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Punkty z OPCM: 73pkt. Ubiór: dres i kurtka Kondycja: 9/10 i umie pływać Preferencje: brak
Musiał przyznać szczerze, że nie do końca słuchał Papasmerfa na poprzedniej lekcji, choć pewnie wyglądało to inaczej. Postanowił więc przyjść dzisiaj, licząc w końcu na coś przydatnego, bo nie usłyszał nic o części praktycznej, czy kontynuacji tematu, jaki poruszyli na poprzednich zajęciach. Zdziwił się słysząc o miejscu zajęć, ale nie takie pojebane rzeczy działy się w tej szkole. Nie mając zamiaru się przeziębić, wskoczył w cieplejsze ciuchy niż normalny mundurek, choć dresik był drużynowy, więc wciąż dumnie reprezentował barwy swojego domu. Co prawda przykrywając je w większości czarną kurtką, ale zawsze!
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Gale O. Dear
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : szkocki akcent | mała blizna przy dolnej wardze po prawej stronie
Punkty z OPCM: 8 pkt Ubiór: płaszczyk z godłem Slytherinu, sweter, zwykłe spodnie i eleganckie buty, wszystko to w ciemnych kolorach Kondycja: przeciętna i umie pływać Preferencje: zaklęcia ofensywne
Na sobie ma ciepły sweter, a poły płaszczyka z godłem Slytherinu lekko poruszają się przy każdym jego kroku. Różdżka tkwi odpowiednio przymocowana do wnętrza szaty. Praktyka nad brzegiem jeziora. Zapowiada się ciekawie. Nie jest jednak pewien czy chce tu być. Ma jednak nadzieję, że profesor Papadakis nie zmusi ich do pływania i mierzenia się z wodnymi potworami Hogwartu. Wspomnieniami wraca na chwile do swojej drużyny z ostatniej lekcji; Anderson, Larson i Wodzirej. Może nie wygrali, może się nie lubili, a praca szła im jak krew z nosa, a jednak poradzili sobie. Nie przepada za Terrym, ale musiał przyznać, że chłopak na swój sposób jest zaradny i jakoś ogarnia. Jeśli przyjdzie im znowu pracować w grupie, może nie zignoruję puchona, głupim prychnięciem. Podchodzi bliżej wody, wpatrując się w ciemną odcień jeziora, gdyby ktoś chciał, mógłby go popchnąć, a on z pewnością wpadłby do wody.
Gabriel A. Gaughan
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : silny szkocki akcent | czarny sygnet na małym palcu prawej dłoni
Punkty z OPCM: 12 pkt Ubiór: szkolna szata jako okrycie wierzchnie, pod spodem sweterek, ciemne spodnie i trampki Kondycja: większa zwinność i szybkość niż wytrzymałość, pływa przeciętnie Preferencje: zaklęcia ofensywne
Na poprzednie zajęcia nie dotarłem, tak wyszło. Tłumaczyć się nie będę, tym bardziej przed sobą, bo autokrytyki mam już serdecznie dość. Nie ma co się użalać nad rozlanym piwem kremowym, trzeba iść dalej, przed siebie, dawać dobry przykład, czy coś... Tym bardziej teraz, jak zgodziłem się przyjąć funkcję Prefekta. Jest dużo do zrobienia, dużo do nadrobienia, ale czy mi się uda? Czas pokaże. Obecność na lekcji to już jakiś początek. Każda okazja do wyjścia z tych dusznych, zimnych murów jest dobra. Na zewnątrz wcale nie było tak źle, nawet wilgoć zawiewająca od jeziora mi nie przeszkadzała. Lubiłem jesień, nawet w jej najgorszym wydaniu, a dzisiaj była wyjątkowo łaskawa. Dotarłem na miejsce zbiórki jako jeden z pierwszych, miałem więc cenną chwilę na kontemplację i podziwianie widoków. Było coś w tej wodzie hipnotyzującego. Coś, co przyciągało uwagę i nie nudziło. Mogłem się wgapiać w ciemnogranatową taflę bez końca, niczym w kominkowy ogień. Stałem tak, w milczeniu i w bezruchu, oglądając jak odbicia chmur przesuwają się wolno, zmieniając nieznacznie barwy lustra wody. A moje myśli odlatywały razem z nimi, w coraz to dalsze rejony mojego umysłu.