Brzeg ciągnie się niemal bez końca. Im bliżej brzegu tym wilgotna trawa powoli ustępuje błotu i mokremu piachu. Fale szkolnego jeziora są niemal niewyczuwalne. W tym miejscu zazwyczaj uczniowie wylegują się na słońcu zaś w zimie niejednokrotnie miłośnicy sportu urządzają sobie jogging.
Victoria nie czuła się komfortowo, to nie ulegało najmniejszej nawet wątpliwości. Woda ją wciąż przerażała, czuła się tutaj niepewnie, a porażki były dla niej co najmniej męczące. To, że Mulan osłoniła ją przed kolejnym zaklęciem, było całkiem pocieszające i może spowodowało, że przestała zachowywać się, jak przerażone stworzenie, a wzięła się faktycznie do działania. Zaczęła obserwować uważniej to, co się dookoła niej działo, by po chwili spostrzec zaklęcie mknące wprost w jej stronę. Tym razem niewerbalne protego okazało się odpowiednią osłoną, ale jej ręka nie zawahała się, gdy postanowiła odpowiedzieć atakiem. Nie chcąc robić nie wiadomo czego na tych zajęciach, chociaż oczywiście by mogła, uciekła się do prostego niewerbalnego expelliarmusa, licząc na to, że zdoła posłać różdżkę przeciwnika w wodny niebyt, czyli dokładnie tam, gdzie powinna się znaleźć.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Danielle Carlton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 163
C. szczególne : cydrąż wyglądający z rękawa szaty, ciemne jak noc oczy, zapach jabłek
Adrenalina opuszczała jej ciało wyjątkowo powoli i choć już od jakiegoś czasu były na lądzie, wciąż wstrząsały nią dreszcze, jakby lodowata woda jeziora w dalszym ciągu obmywała jej kark i członki. Im dłużej stała na uszkodzonej stopie, tym bardziej czuła, jak wraz z pulsującą krwią, pulsował również ból płynący z rany wygryzionej przez błotoryja. Na pewno będzie musiała odwiedzić Skrzydło Szpitalne. Nie potrafiła jednak odeprzeć wrażenia, że to nie ona należała do tych poszkodowanych na lekcji. Jakby nie patrzeć, nie trafiło w nią żadne zaklęcie. Spotkanie w wodnym stworzeniem może nie należało do przyjemnych i przysporzyło jej trochę cierpienia, ale nie należało do faktycznych zagrożeń, z którymi miała się spotkać na lekcji. Może miała po prostu szczęście, że dla grupy stworzeń nie jawiła się jako atrakcyjny cel - a może po prostu była za słaba? W końcu poddała się, nim straciła jakiekolwiek "życie". Poddała się, zanim naprawdę zaczęła walczyć. To było tak bardzo w jej stylu... Patrząc jak Cleo opiera się i szuka komfortu w ciele młodszego Ślizgona, poczuła, że tu też "przegrała", choć nie był to ani wyścig, ani realna "walka" o... No właśnie, o co? O dziewczynę? Dee parsknęła pod nosem, porażona i zaskoczona własnym tokiem myślowym. Wyszła, by stanowić dla niej wsparcie. Wyszła, bo czuła w środku, że @Cleopatra I. Seaver potrzebowała ochrony. Ale chyba źle oceniła tę sytuację - na brzegu Dee nie była jej już potrzebna. Otuchy najwyraźniej mógł udzielić jej ktoś inny. Poczuła się głupio. Nie przysiadła obok, zamiast tego stała jak kołek, zapuszczając korzenie cienką witką wijącej się po lepkiej glebie krwi. Gryzła dolną wargę aż poczuła metaliczny posmak w ustach.
Gabriel A. Gaughan
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : silny szkocki akcent | czarny sygnet na małym palcu prawej dłoni
Atak: - Modyfikatory: - Dodatkowe działanie: NIE Wydarzenie losowe: NIE
Zaczynałem się dobrze bawić, co właściwie nie przydarza mi się na lekcjach. Zaklęcia wchodziły jak nigdy, a ja obrastałem w piórka. Skakałem po śliskich kamieniach, zupełnie nie patrząc pod nogi i ochlapując się zimną wodą po same łokcie. Tuzin zaklęć osuszających tu nie wystarczy. Włosy właziły mi do oczu, serce waliło od adrenaliny i endorfin, generalnie było zajebiście. Aż w pewnej chwili trafiło we mnie zaklęcie rozbrajające. Zdążyłem tylko popatrzeć kątem oka na @Victoria Brandon, która odpłaciła mi pięknym za nadobne i skutecznie ukróciła moje popadanie w samozachwyt. Nie miałem możliwości odbicia zaklęcia czy uchronienia się przed nim, bo zwyczajnie nie uważałem. Różdżka z impetem wypadła mi z ręki i choć próbowałem ją złapać, to na nic zdały się moje akrobacje. Usłyszałem tylko plusk wody. — Nosz kurwa... — byłem zły na siebie jak diabli. Ostatnie, na co miałem ochotę, to brodzenie w tej wodzie w poszukiwaniu tonącej różdżki. Zanim ją wyłowiłem, zdążyłem znaleźć w tej tonie mułu mnóstwo śmieci i kamyków. Właśnie odbyłem przymusową lekcję pokory.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
ŻYCIA:★ ★ ★ Obrona: - Modyfikatory: - Dodatkowe działanie: TAK - obrona @Harmony Seaver, ale nieudana link Wydarzenie losowe: NIE
Miała wrażenie, że naprawdę szło jej całkiem dobrze skoro wybroniła się sprawnie przed dwoma zaklęciami, które zostały w nią ciśnięte jedno po drugim. Być może dlatego poczuła się niezwykle rozochocona i stwierdziła, że w zasadzie nic nie stoi jej na drodze do tego, aby wspomóc jakoś jakiegoś innego członka swojej drużyny. Dosyć szybko zorientowała się w tym, że podobnej asysty potrzebuje Harmony, na którą zasadzał się inny Gryfon. Co to za zdrada domu! Może i udałoby jej się odegrać rolę niezwykłej i heroicznej bohaterki, ale w momencie, gdy odwracała się w stronę dziewczyny gotowa do tego, aby rzucić w jej kierunku zaklęcie obronne to jednak stało się coś niespodziewanego. Mulan poślizgnęła się na jakimś rozmiękłym liściu czy kij wie czym i zamiast ognistej Gryfonki w akcji wszyscy mogli podziwiać niezwykle zgrabnie wywiniętego orła, gdy tylko przygrzmociła grzbietem w glebę. No to się naprawdę popisała. Miała tylko nadzieję, że nikt nie skorzysta z okazji do tego, aby szybko ją dobić, gdy leżała bezbronna, próbując podnieść się na nogi.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Obrona:17 – 90 = -73 Modyfikatory: -90 za wszystkie nieudane działania Dodatkowe działanie: NIE Wydarzenie losowe: TAK, i jak mam scenariusz, to może być samogłoska E = znowu syrenka
Lekcja OPCM, w dodatku w terenie, powinna zachęcać do tego, by mieć oczy dookoła głowy. No i z początku nawet je miała, ale wszystko było takie rozbiegane, że i tak zgubiła rachubę w tym co widziała, czego nie widziała i czy przypadkiem znowu nie mignęła jej ta syrena?! Mogła się spodziewać, że takie rozproszenie przyjdzie ugryźć ją potężnie. Tudzież użądlić. Zdecydowanie straciła czujność. Nie będąc trafioną ani razu, gdy w innych sypał się grad zaklęć, pozwoliła sobie, co tu dużo mówić, na nieuwagę. Był to ogromny błąd taktyczny z jej strony przypłacony potężnym uderzeniem zaklęcia, które to trafiło w nią z takim impetem, że w momencie znalazła się w mule. - Kuźwa, to kłuje! – jęknęła, próbując się otrzepać od niewidzialnych użądleń i z całkiem też widzialnego błota, wypatrując sprawcy tego podłego ataku. – Ale żeby friendly fire?! W Gryfona?! – krzyknęła ze śmiechem, oskarżycielko celując w @Gabriel A. Gaughan różdżką. Było to bardziej zaczepne pogrożenie, niż faktyczne zagrożenie, chociaż spróbować nikt by jej nie zabronił. No chyba że @Victoria Brandon, pierwsza rzucająca zaklęcie. - Haha! Dzięki! – posłała Krukonce promienny uśmiech, zaraz też zauważając @Mulan Huang, która wywinęła pięknego orła w wodzie. – O rany, dziewczyno! Wszystko w porządku? – spytała, podając jej rękę i rozglądając się, czy przypadkiem znów ktoś ich nie miał na celowniku.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
ŻYCIA:★ ★ ★ Obrona: - Modyfikatory: - Dodatkowe działanie: TAK - obrona @Harmony Seaver? i to udana?link Wydarzenie losowe: NIE
Grzmotnęła całkiem silnie o ziemię, ale starała się tym nie przejmować. To chyba była taka firmowa cecha Huang, że nie zwracała większej uwagi na wszelkie możliwe niedogodności losu. Zwłaszcza, że tutaj odbywała się zacięta walka. Zrezygnowała nawet z prób podnoszenia się, aby spróbować rzucić miewerbalne Metusque w kierunku Harmony, licząc na to, że jednak zdąży ją uchronić przed wrogim atakiem. - Żyję! - krzyknęła, wiedząc, że teraz pewnie będzie mogła śmiało stanąć o własnych siłach bez przejmowania się o zdrowie drugiej Gryfonki.
Nad brzegiem poniósł się donośny dźwięk gwizdka. Papadakis zamachała ramionami i dała znak, aby wychodzić z wody na piach. Wyglądała na całkiem zadowoloną, poklepując co rusz kogoś z przechodzących po plecach. - Rozgrywki zakończone zwycięstwem grupy stworzeń, brawa, brawa. - zaklaskała. - Każdy z was zarobił po piętnaście punktów dla swojego domu. Możecie być z siebie dumni. Chwilę trwało nim uczniowie zebrali się w kupkę dookoła i przestali z ekscytacją gadać. - No powiem wam, że było ostro. - odezwała się nauczycielka z zastanowieniem, spoglądając na przemoczonych, zasapanych i poturbowanych uczniów. - Dokładnie tak, jak mogłoby być podczas prawdziwego ataku. Pamiętajcie, że w faktycznej walce wszystkie chwyty są dozwolone, dlatego nie zamierzałam zabraniać taktyk, które do tego są bardzo skuteczne. To nie pojedynki, gdzie trzeba się kłaniać i stawać do siebie tyłem. Chociaż nie wątpię, że takie niektórzy by woleli. - uśmiechnęła się, zachęcając, aby osoby, które chciały skorzystać z jej pomocy stanęły bliżej, aby mogła ich magicznie wysuszyć i ogrzać. - Jestem z was naprawdę dumna! Używaliście różnorodnych zaklęć, do tego widziałam u obu stron bardzo ładną pracę grupową. Wydaje mi się, że o wyniku zaważyło głównie... o, właśnie. Nie będę mówić, bo chciałabym, abyście sami nad tym pogłówkowali i napisali pracę domową. Sprawdziła i spisała sobie wszystkie osoby, które potrzebowały pomocy pielęgniarki. Resztę Papadakis odesłała do zamku, aby odpoczęli. Z pozostałymi uczniami ruszyli grupką do skrzydła szpitalnego, gdzie otrzymali stosowną pomoc. Ostatecznie miała nadzieję, że każdy się czegoś nauczył.
_______________________________________________ KUNIEC! Dzięki za liczne pisanie postów! <3 Ostatecznie każdy zdążył, więc jest super. Wszystkie rany zostały wyleczone, każdy otrzymał odpowiednią opiekę (jeśli tego chciał).
PRACA DOMOWA DLA CHĘTNYCH:
Określ, co Twoim zdaniem zaważyło o wygranej grupy Stworzeń. Czy dobór zaklęć, taktyka, współpraca czy ogólnie lepsze umiejętności? Wymień co najmniej dwa zaklęcia, jakich użyli oraz opisz ich efekty. Napisz co uważasz, że powinni byli zrobić Uczniowie, aby wygrać.
Rzut k6:
Rzucacie k6, aby określić jak dobrze poszło wam pisanie pracy i jaką ocenę wystawia wam nauczycielka. Niski wynik możecie wyjaśnić chociażby tym, że dużo się działo i nie widzieliście wiele: 1 - Troll 2 - Okropny 3 - Nędzny 4 - Zadowalający 5 - Powyżej Oczekiwań 6 - Wybitny (+5 punktów dla domu)
Możecie sobie jednorazowo podwyższyć o jedną ocenę w górę za opisanie co najmniej czterech zaklęć. Pracę przesyłacie na pocztę profesor. Dostaniecie za nią jeden punkt do kuferka oczywiście. Czas do 22.11.
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Zwykle unikała angażowania się w jakiekolwiek aktywności szkolne bardziej niż było to od niej wymagane, ale czasami po prostu nie mogła inaczej. Głównie dlatego, że tym razem po raz kolejny była dręczona przez Lockiego, aby z czymś mu pomogła. Normalnie zapewne, by go olała, ale wiedziała, że nie da jej świętego spokoju tak jak było to w przypadku treningów quidditcha, na które nie zamierzała przychodzić, a często jednak i tak na nich kończyła. Tym razem jednak ich zadanie miało być związane z jazdą na łyżwach. Nie ogarniała kompletnie po co i dlaczego miałaby to robić, ale w końcu uległa Ślizgonowi, któremu najwyraźniej bardzo na tym wszystkim zależało. Jak zwykle przybyła na miejsce ze swoim typowym brakiem energii i łyżwami przewieszonymi przez ramię. Westchnęła ciężko i odgarnęła do tyłu włosy, które postanowiła upiąć w niechlujny kok, spoglądając na swojego aktualnego partnera. - Dobra, to co takiego my mamy właściwie robić? - zapytała go jeszcze, aby wytłumaczył jej konkretnie na czym polegać miało ich zadanie. Liczyła na to, że nie będzie to nic skomplikowanego i będzie mogła szybko wrócić do dormitorium, gdzie czekała na nią książka oraz gorąca herbata miętowa.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Mówią, że w domu węża ciężko o lojalność i przyjacielskie oddanie względem siebie wzajemnie, bądź czegokolwiek w życiu. Swansea, kiedy został przydzielony do Slytherinu tych kilka ledwie lat temu był zaskoczony surowością z jaką podchodziło się do oceniania wychowanków Salazara. Niemniej jego najserdeczniejsi przyjaciele byli właśnie ślizgonami, a taka Hawthorne, chciała czy nie, bardzo szybko i bezwysiłkowo uplasowała się w ścisłej czołówce jego ulubionych węży. Mina była bezproblemowa, co więcej, nawet jak miała z czymś problem to wyjaśniali sobie temat po lekcjach za garażami, a nie po babsku musiał chodzić wokół niech jak pies wkoło jeża zastanawiając się cóż odjebał tym razem. Ostatnio musiał nauczyć się, by nie wilhelminować jej zbyt głośno, najlepiej nie na głos, ani w jej towarzystwie, a idealnie to byłoby wcale tego nie robić, tylko, że był kretynem i ciężko przychodziły mu takie nauki. Potrzebował oderwać się od codzienności szkolnej pogoni za ocenami, od zbliżających się egzaminów końcoworocznych, a kiedy dowiedział się, że Forester wymyślił jakieś fantastyczne zadanie związane z łyżwami - nie mógł sobie odmówić. Kochał łyżwy, bo kochał hokej i ubolewał nad tym, że w Hogwarcie nie pielęgnowano tego sportu tak jak w Trausnitz, w którym się właściwie wychował. - Jeździłaś kiedykolwiek? - zapytał z niemal pretensją w głosie, załamany tym, że na myśl o łyżwiarstwie nie tryskała energią, choć powinien był być już całkiem przywykły do jej braku entuzjazmu w czymkolwiek - Forester chce, żebyśmy zrobili jakiś układ łyżwiarski dla dzieciaków z domu dziecka. - nie zdążył nawet dokończyć zdania, a już stał na lodzie obuty w łyżwy, podpierając się pod boki wyczekująco i unosząc brwi - No. Raz, raz. - zachęcił niezbyt zachęcająco.
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Z pewnością na domu Slytherina ciążyła swego rodzaju negatywna reputacja, ale Hawthorne jakoś nieszczególnie to odczuwała. Głównie dlatego, że jeszcze większe brzmienie spoczywało na niej ze względu na fakt, że należała do osób wężoustych. To były dwa powody, dla których ci bardziej uprzedzeni i przezorni mogliby ją brać za potencjalną wielką czaroksiężniczkę. Była jednak od samego początku gotowa na to, że inni będą szeptali na jej temat i odsuwali się od niej z obawą. Nie zwracała na to uwagi. Sama w pewnym sensie się izolowała i zajmowała się sobą oraz swoimi zainteresowaniami, nie zabiegając o niczyją uwagę. Naprawdę nie rozumiała tego czemu i właściwie jak Lockie w pewnym momencie się z nią zaprzyjaźnił. To było naprawdę dziwne. Niemniej na pewno miła była świadomość tego, że w razie czego miała w pobliżu kogoś na kogo mogła liczyć. Z pewnością można było przyznać, że ze zbliżającym się końcem aktualnego semestru było coraz więcej pracy w Hogwarcie, bo część profesorów wyraźnie chciała zacząć sprawdzać ich wiedzę i to jak prezentowała się w środku roku szkolnego. Zapewne powinni teraz gdzieś się zaszyć z podręcznikami, a zamiast tego stali przy jeziorze z łyżwami w rękach. - Dawno, ledwo to pamiętam - przyznała bez bicia, bo nie chciała mu w żaden sposób kłamać na temat tego, że wymiata na lodzie. W tej szkole było dużo więcej ludzi, do których mógłby się zgłosić z podobną prośbą, a jednak z jakiegoś powodu wybrał właśnie ją. Chyba tak właśnie wyglądała desperacja. - Chce żebyśmy... zrobili układ... dla dzieciaków... z domu dziecka... - powtórzyła jeszcze raz dużo wolniej niż Swansea zupełnie jakby teraz uczyła się na nowo angielskiego i starała się przyswoić znaczenie właśnie usłyszanego zdania. - Chce żebyśmy z tym występowali przed kimś? Serio zaciągnąłeś mnie do czegoś takiego? - zapytała, ściągając brwi w niezadowoleniu. Nie nadawała się do wystąpień publicznych. Zwłaszcza z czymś podobnym. Myślała, że po prostu ma mu pomóc w nauce jakiegoś układu, który potem odbębni przed Foresterem i fajrant, ale nie. Musiało to być bardziej skomplikowane. Zrezygnowana, westchnęła ciężko, schylając się po to, by zastąpić ciężkie buty zimowe przytachanymi łyżwami. Jeszcze raz: czemu się na to zgodziła?
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Swansea orłem nauki nie był nigdy i nie pretendował do takiego tytułu. Nie wiedział nawet, co właściwie chce w życiu ze sobą zrobić, więc nawet nie umiał określić które przedmioty chciałby zaliczać na koniec roku. Dlatego też, mając okazje wbić się w łyżwy, zrobił to bez zawahania, ciągnąc ze sobą biedną, Merlina ducha winną Minę. Cieszył się mrozem, który szczypał go lekko w policzki, bo hokej na lodzie był czymś, co mu zawsze sprawiało przyjemność. Przynajmniej w czasach, kiedy zdrowie pozwalało mu na bycie sportowcem, a nie tylko udawanie, że nim jest. Zaśmiał się z jej zdziwienia: - Spokojnie, nic nie musisz prezentować. - uspokoił ją lekkim tonem, bo i sam nie planował wirować na łyżwach w jakiejś szopce dla dzieci - Chcę tylko wymyślić jakiś element układu, który mogę mu pokazać, żeby już ktoś, kogo to obchodzi i jest zaangażowany przejął pałeczkę. - dodał, myśląc, że na pewno reprezentacją tańczącą na lodzie jest drużyna gryfońsko-puchońskich oczek w głowie Forestera. Kiedy wdziała na siebie łyżwy, wyciągnął do niej rękę, by pomóc jej dostać się na lód. Nie wiedział, czy ma, musi, czy powinien ją asekurować, bo przecież był ostatnim człowiekiem na ziemi, który by kobiecie umniejszał w zakresie samozaparcia i możliwości zmierzenia się z trudnościami. Jednocześnie nie chciał jej zostawić samej na, cóż, lodzie. - Możesz się trzymać mnie, jeżeli potrzebujesz asekuracji, zanim poczujesz, o co w tym chodziło. - zaproponował, przyglądając się jej uważnie i trzymając ją dalej za rękę, ruszył powoli, tyłem, po lodzie, chcąc zachęcić ją tym samym, by się trochę rozruszała. Wierzył, że z łyżwami jest jak z jazdą na rowerze, więc kilka rundek wzdłuż brzegu na pewno przypomni Hawthorne jak przebierać nogami.
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Akurat w tym jednym mogli być zgodni, bo Mina poza tym, co ją najbardziej interesowało również nie należała do czempionów nauki i szczególnie uzdolnionych. Żeby nie powiedzieć, że olewała pewne przedmioty i zawalała je niemalże całkowicie. Póki jednak oficjalnie nie miała żadnego trolla to wszystko było w porządku. Trudno było jej jakoś szczególnie podzielać ekscytację Lockiego odnośnie mrozów. Jej jakoś szczególnie nie zachwycały, ale na pewno były o wiele lepsze niż wszechobecny gorąc i upał, którego nie dało się wprost wytrzymać poza lochami. - Dobra, czyli po prostu musimy coś razem przećwiczyć i na tym koniec? Ulżyło mi - przyznała, gdy tylko Swansea wyjaśnił jej dokładnie na czym ma polegać ich zadanie. Przynajmniej faktycznie nie musieli nigdzie jeździć i pokazywać się ludziom na żywo. Trudno nawet stwierdzić czy to, że nie znałaby ich byłoby lepsze czy gorsze. Z jednej strony zbłaźniliby się przed kimś kogo pewnie widzieliby tylko raz w życiu, ale z drugiej jakoś nie uśmiechało jej się to, by stać się pośmiewiskiem przy kimś przed kim nie mogłaby w jakikolwiek sposób zatrzeć tego durnego pierwszego wrażenia. - W takim razie do dzieła, panie łyżwiarzu - zarzuciła jeszcze po czym wciągnęła głośno powietrze, starając się jakoś uspokoić. Oczywiście, że przyjęła jego pomoc. Kiedy tylko Lockie wyciągnął do niej rękę, Mina chwyciła go mocno za przedramię, mając nadzieję, że dzięki temu będzie mogła się lepiej uziemić i złapać równowagę. Minęło naprawdę sporo czasu odkąd jeździła na łyżwach i nawet jeśli pamiętała mniej więcej, co się na nich robiło to kiepsko widziała ich początki. - Jasne, że będę cię trzymać. Jeśli pójdę na taflę to ty razem ze mną - uprzedziła chłopaka, zaciskając mocniej palce na jego ręce. Pierwsze kroki, które postawiła na lodzie były naprawdę niepewne i niewiele brakowało do tego, aby faktycznie nogi rozjechały jej się na boki po nieostrożnym kroku. Z pewnością wymagała asysty i pomocy w tym, aby się ogarnąć.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Skinął głową, rozpinając kurtkę, bo wiedział, że za moment sie zmacha i w ogóle będzie ją wyrzucał gdzieś w zaspę. - Mam nawet pomysł, musisz tylko się rozgrzać i mi, no, zaufać. - parsknął. To była zabawna perspektywa, nie wiedział, czy w tej szkole jest chociaż jedna osoba, która bez cienia wątpliwości powiedziałaby, że ufa Lokiemu Swansea. Nie miał pretensji, uważał, że to bardzo zdrowe, niemniej bawiło go to jakoś, że chciał od Hawthorne teraz tego zaufania i to w perspektywie zbicia dupy na lodzie- Zaraz Ci pokaże, najpierw ustój na nogach. - wyjaśnił. Jego przedramię, niewzruszone jak kłoda, stanowiło stabilny punkt podpory, kiedy ni to ją asekurował, ni to holował powoli po lodzie, obserwując uważnie jej nogi. - Bardzo dobrze, takim ślizgającym ruchem, jakbyś chciała coś wytrzeć z buta. - podpowiadał - Lewaaa i prawaaa. - dyktował tempo, przyspieszając nieco, kiedy czuł, że Mina łapie równowagę, ale zwalniając natychmiast, kiedy nogi rozjeżdżały się jej niebezpiecznie blisko szpagat - Zawsze jak się czujesz niepewnie albo czujesz, że jedziesz za szybko, skieruj palce do środka. - tak mówił mu ojciec, kiedy uczył go łyżwowania. I tak też zapamiętał. Co innego, że on to sie albo nie zatrzymywał, albo zatrzymywał mordą na ziemi, rozgniatając drugiego zawodnika, bo brutalny sport to jedyny sport, który uznawał, ale tego Mince mówić nie musiał. - Czujesz? - podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się lekko. Wyglądała tak całkiem uroczo, z tym skupieniem na twarzy, policzkami rumianymi od mrozu, trzymając go z taką pewnością i wiarą, jakiej nikt mądry i rozsądny w nim nie pokładał- Ustoisz? To Ci pokaże, co wymyśliłem. - upewnił się, że ma się stabilnie, nim jej nie puścił i kilkoma szusami nie oddalił się na pewną odległość. - Ty podjedziesz tak! - zawołał, prezentując ruch, który jej zaplanował - I zrobisz nogami o tak - pokazał również dziwne nożyce na lodzie - A ja... ja wtedy zrobie tak! - zatoczył półkole po zamrożonej tafli i zrobił jakiś popierdolony wślizg z półpiruetem, cudem nie lądując na mordzie - To najlepszy trick w hokeju na podebranie krążka spod kija przeciwnika, ale jak dodać do tego muzykę i się jakoś postarać to może być i fiku miku dla pipek na figurówkach. - powiedział, kiedy do niej podjechał, ściągając z pleców kurtkę i spojrzał na nią pytająco, by poznać jej opinie.
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
W dziewięćdziesięciu procentach przypadków, gdy tylko ktoś mówił jej, że musiała mu zaufać to kończyło się to w jakiś sposób tragicznie. Mina była już wyczulona na podobne teksty, które zwiastowały niemalże wyłącznie kłopoty. Dlatego właśnie intuicja podpowiadała jej, że powinna powiedzieć chłopakowi "nie" i odwrócić się na pięcie, ale jakaś ślizgońska duma sprawiała, że jednak nie była w stanie wycofać się z tego, co planowała zrobić. - Dobra, niech ci będzie - odparła jedynie bez większego przekonania w duchu już przeklinając się za to, że się zgodziła. Nie miała nawet pojęcia czy jego wskazówki pomagały jej w czymkolwiek czy może po prostu nawet jej przeszkadzały przez to, że zaczynała jeszcze bardziej analizować swoje ruchy i zastanawiać się nad nimi przez co traciły one na swojej płynności i naturalności. - Paradoksalnie nim szybciej tym mniejsza szansa, że się wypierdolisz, nie? - zapytała go jeszcze, bo taką dziwną zasadę zaobserwowała już w momencie, gdy babcia starała się ją nauczyć chodzenia na szpilkach. Do dzisiaj nie rozumiała do czego miałaby jej się przydać ta umiejętność i nikt nie miał większych wątpliwości, co do tego, że preferowała oficjalne stroje będące bliższe modzie męskiej, ale zauważyła wtedy, że im szybciej szła tym łatwiej było jej zachować równowagę na tych cholernych obcasach. Zakładała, że łyżwy działać będą tak samo. Kompletnie nie była gotowa na podobne akrobacje, które zaczął jej prezentować Swansea. Może i dla niego wydawały się one być niezwykle proste, ale dla niej była to już zdecydowanie wyższa szkoła jazdy. - Dobra, panie Ostrza Chwały, wszystko zajebiście, ale może najpierw pokazałbyś mi jak w ogóle to wszystko się robi? - zapytała, podjeżdżając do niego bliżej i zupełnie jakby na potwierdzenie swoich słów, jedna z nóg wykręciła jej się bardziej w bok przez co wylądowała w trybie ekspresowym na dupie.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Widział wątpliwość na jej twarzy. Możliwe, że dlatego, że zazwyczaj jej twarz wyrażała niewiele, więęc kiedy już pojawiały się na niej jakieś wyraźne emocje, widać je było jak psidwacze gówno w śniegu. W sensie, że bardzo wyraźnie. Wątpliwość niemniej była całkiem spodziewaną emocją, brak zaufania był oznaką zdrowego rozsądku, szczególnie że to, co jej proponował, zasadniczo zakrawało o brawurę, a z tej nie był znany ani on ani ona. Ale słowo się rzekło, tak? - T-tak. - potwierdził, kłamiąc. W jego opinii, w sporcie, szansa na wypadek zależała od braku rozsądku, a prędkość wpływała jedynie na to, jak rozległe mogą być po nim obrażenia. To jednak przemilczał, mając wrażenie - a przynajmniej wmawiając sobie, że widzi jej postępy. Już otwierał usta, by jej - dość przemądrzałym tonem - wyłożyć podstawy, kiedy fiknęła szybciej, niż zdołał zareagować. Lockie był dzbanem, ale z jakiegoś powodu odruchy miał zaskakująco troskliwe, zmartwił się więc na twarzy, zanim zdążył zapanować nad swoją mimiką i ukucnął, podając jej rękę: - Halo, miało nie być padania na lód beze mnie. Wstajemy, raz raz. - zarządził, wyciągając do niej rękę, by pomóc jej wstać - Nie rozgniotłaś Faust? - upewnił się, wiedząc, że gdzieś pod jej kurtką na dziewięćdziesiąt dziewięć procent chowa się wąż. Podniósł ją na nogi, zapierając się o lód i jej łyżwy jedną stopą. - Twoje zadanie to jechać prosto, zatrzymać się bokiem i wyciągnąć jedną nogę do przodu. - wyjaśnił - No i będzie też spoko, jak mi nie upadniesz na głowę... - dodał po namyśle- Gotowa spróbować? Zrobimy to razem.[ - zaproponował, łapiąc ją za rękę, by ruszyć przed siebie i zatrzymać się bokiem, nie puszczając jej, żeby się znów nie wypierdoliła na lód. Uniósł pytająco brwi, unosząc jedną nogę, bo nie był już wcale pewien czy była gotowa na takie poświęcenie. Nawet dla niego.
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Miała co prawda sporo zastrzeżeń i wątpliwości, ale wychodziła z założenia, że jednak skoro się tu już pojawiła to nie ma sensu wracać od razu do zamku i powinna chociaż postarać się zrobić cokolwiek w kierunku wykonania tego jakże wspaniałego zadania. Czy jej się to podobało? Nie do końca, ale czego się nie robi dla swojego domu? (Zupełnie jakby jej w jakikolwiek sposób zależało na tym, co osiągnie Slytherin.) Mądrym posunięciem było to, że postanowiła zignorować wszelkie wątpliwości będące do wychwycenia w głosie chłopaka. Miała już swoje zdanie na ten temat i stwierdziła, że będzie się go trzymała. Przynajmniej jej samej wydawało się, że ma niezwykle dobre wytłumaczenie odnośnie działających na świecie zasad. Może i reakcje miał szybkie, ale nie na tyle, aby ochronić ją od wylądowania tyłkiem na lodzie. Syknęła jeszcze coś ledwo zrozumiałego pod nosem, co równie dobrze mogło być jakimś przekleństwem w wężomowie albo podobnym komentarzem w języku walijskim. Nigdy nie było wiadomo, którego z nich Ślizgonka akurat użyje. - Twoja wina, bo zostawiłeś mnie bez asekuracji - mruknęła, chwytając go za rękę i podciągając się na równe nogi. - Nie. Wiedziałam, że będziesz chciał coś dziwnego i specjalnie zostawiłam ją w dormie. To była jedna z tych wyjątkowych sytuacji, gdy Hawthorne nie towarzyszył jej wąż. I całe szczęście, bo jednak takie wspólne jeżdżenie na łyżwach mogłoby się okazać dla Faust niezbyt przyjaznym przeżyciem. - Dobra. Poprowadź mnie przez to jak mam to dokładnie zrobić i może dam radę... - przyznała, bo jednak potrzebowała wsparcia ze strony Swansea. Nie miała nawet większego wyjścia niż złapać Lockiego za rękę i starać się zrobić, co tylko w jej mocy, aby jednak powtarzać jego ruchy przez co cały czas patrzyła na jego łyżwy i to jakie ruchy wykonywał.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Lockie już od jakiegoś czasu utwierdzał się w diagnozie, że ze wszystkich domów - jak na wzór ambicji - Slytherin ma w jakiekolwiek wyniki w nauce niesamowicie wysrane. Ani quidditch i wyniki w meczach nikogo szczególnie nie obchodziły, ani punktacja domów, ani nawet wyniki na lekcjach, co zmuszało go do poważnego zastanawiania się, czy nie powinni zmodyfikować tych cech poszczególnych domów, albo dobrze wyprać tiary bo coś partoliła robotę. Niemniej, choć sam lubił udawać, że nic go nie obchodzi, czuł ogień w dupie jak się okazywało, że komuś coś wychodzi lepiej albo idzie sprawniej. Czy w związku z tym czuł satysfakcję widząc, że Hawthorne radzi sobie słabo? Ano jakimś trafem akurat niekoniecznie. - Jasne. - przyznał kornie, bo rzeczywiście niepotrzebnie ją puścił. Ostatnie czego chciał, to żeby sobie coś zbiła albo nadwyręczyła. - To chociaż tyle dobrego. - jeszcze gorszym wynikiem tego treningu by była sytuacja, gdyby któreś z nich rozpłatało Faust łyżwą albo Mina rozgniotła ją dupą. - Nie ma sprawy, poprowadzę Cię jak przed ołtarz. - puścił jej oko z durnym uśmieszkiem, jednak w bardzo konkretny i wspierający sposób zaczął jej pokazywać powoli wymyślone przez siebie kroki tegoż niesamowitego układu tańca na lodzie. Nigdy by siebie o to nie oskarżył, że miał takie zacięcie nauczycielskie, ale zawsze jak trafiała się okazja poduczenia kogoś z czegokolwiek to pomimo deprecjonowania swojej wiedzy i umiejętności na każdej możliwej płaszczyźnie, był zawsze niezwykle skory i chętny do pomocy. Przećwiczyli zatrzymywanie się, a potem zatrzymywanie bokiem, a kiedy Mina była już z tym na tyle stabilna zaczął jej pokazywać jak zrobić ten rozkrok w taki sposób, by zablokować się łyżwą o lód, a nie zrobić szpagat.
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Niektórzy może i Ślizgonom faktycznie przypisywali takie cechy jak ambicja, ale ci raczej byli skupieni na sobie niż na jakimś ogólnym dobru czy czymś podobnym. Woleli dużo bardziej poświęcać się temu, co sprawiało im najwięcej przyjemności i najbardziej interesowało. No, ale czy ktokolwiek mógł ich za to winić? Czarodziejski świat i tak był już wystarczająco dziwny i okrutny, by dodatkowo mieli się katować tym niezwykle intensywnym wyścigiem szczuroszczetów. Mruknęła coś potwierdzająco, bo nawet jeśli dzięki magicznemu szalikowi Faust nie cierpiała z powodu mrozów to jednak i tak pozostawała zwierzęciem, które wolało ciepłe klimaty. Dlatego też nie miała wyrzutów sumienia z powodu tego, że zostawiła ją śpiącą w dormie pod ciepłą kołdrą. W końcu ona też zasługiwała na odpoczynek. - Z tym prowadzeniem przed ołtarz się nie rozkręcaj, bo to na pewno by nie wyszło - odparowała, nie czując ani trochę jego zaczepnej nuty i entuzjazmu. Nie miała pojęcia co też takiego sprawiło, że Lockie uparł się na takie formy żartów, sugerujące jego zainteresowanie osobą Hawthorne, ale niemalże za punkt honoru brała sobie cel zniechęcenia go do podobnych śmieszków, co zapewne jedynie odnosiło odwrotny skutek. Obserwowała uważnie to jak Swansea prowadził łyżwy i starała się naśladować jego ruchy, co wychodziło jej różnie, ale póki ją trzymał to jednak nie było tak źle i jakieś proste manewry była w stanie wykonać. Dalej nie była gwiazdą wirującą na lodzie i najlepiej jakby do tego zadania chłopak znalazł sobie inną partnerkę, ale była zdeterminowana do tego, aby jednak wykonać całe to absurdalne zadanie.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Parsknął, widząc jak Hawthorne się krzywi. Faktycznie im głośniej na te szczenięce zaczepki warczała, tym z większą ochotą miał czelność je kontynuować, bo gdzieś mu się ten żart już utrwalił w pustej głowie. Cały proces trwał trochę czasu. Mina niekoniecznie czuła się pewnie na lodzie, a Lockie, choć wprost przeciwnie na lodzie czuł się świetnie, to z łyżwiarstwem figurowym miał przyjemność pierwszy raz. Jakimś jednak cudem ich dwójka stworzyła ten duet i po wstydliwie długim czasie, ale jednak coś zaczęło im wychodzić. Swansea inkorporował ruchy z hokeja, próbując nadać iim finezji, acz jego finezyjność byłą dokładnie taka, jakiej można było się po tym wieprzu spodziewać — ociężała. Mimo to, kiedy Hawthorne zdołała już sama ustać na nogach, zatrzymać się bokiem i wyciągnąć nogę, dla pewności zrobił wślizg modląc się do brody Merlina, by mu nie obcięła głowy łyżwą. Chciał jednak wiedzieć, czy ten popis ma sens. Usatysfakcjonowany tym niecodziennym i pewnie jedynym w życiu treningiem pomógł ślizgonce przedostać się na brzeg zamarzniętej tafli jeziora, a potem jeszcze spróbował namówić ją na małe włamanie do kuchni, żeby się w nagrodę za ten wysiłek opić gorącą czekoladą. Bo czemu nie.
Minęło sporo czasu, od kiedy była jakimś tematem aż tak podjarana. Teraz prawie że biegła nad brzeg jeziora, gdzie umówiła się z bratem na spotkanie. Kiedy tego poranka przyleciała do niej sowa (znalazła ją w dormitorium po śniadaniu), Imogen była zaskoczona wielkością paczki, jaką ta ze sobą dźwigała. Nie spodziewała się, że raptem dwa dni po rozpoczęciu roku szkolnego rodzice będą przysyłać im takie zapasy (od razu założyła, że paczka miała też dotyczyć ich rodzeństwa), tymczasem Ci, jak zwykle ich zaskoczyli. Kiedy trzy sowy rzuciły duży pakunek na łóżko Skylight, a czwarta sowa niewielkich rozmiarów kopertę z listem, Imogen była jeszcze bardziej tym wszystkim zafascynowana. Szybko złapała za list a oczy niemalże zaczęły wychodzić jej z orbit z każdym kolejnym przeczytanym zdaniem. Drżącymi palcami odpakowała zawiniątko i aż westchnęła z zachwytu, widząc dwie miotły wyścigowe prosto ze Skylight inc. Delikatnie pogładziła trzonek pierwszej z nich napawając się ich pięknem. Były idealne; mahoniowe rączki lakierowane na czarno, długie, niezakrzywione do środka witki, nieco pogrubiony kształt trzonka w miejscu siedziska, czarne podpórki. Merlinie, zachwycała się ich wyglądem z listem wciąż ściskanym w dłoni. Tam ojciec precyzyjnie opisał, co te miotły potrafią i w jakie dodatkowe zaklęcia zostały wzbogacone. Imogen znała tylko jedną osobę, z którą mogła je przetestować, toteż bardzo szybko nakreśliła kilka słów do Ike i wysłała list. Przerzuciła obie miotły przez bark i zaraz to niemalże biegiem ruszyła w stronę brzegu jeziora. Wcześniej jednak zadbała o to, aby transmutować te cudeńka w stare nimbusy 2006, tak aby żaden nauczyciel się nie czepiał. Chyba jeszcze nigdy nie pokonała drogi z zamku nad jezioro w tak ekspresowym tempie. Nie przejmowała się tym, że być może ominie jakieś ważne lekcje, bo prędzej czy później nadrobi materiał. Teraz miała o wiele ważniejsze rzeczy na głowie. Kiedy tylko dotarła na miejsce ich spotkania, delikatnie położyła miotły na trawie i rzuciła zaklęcie, przywracając ich pierwotny wygląd. Jeszcze raz westchnęła z zachwytem nad nimi napawając się ich finezyjnym wyglądem. Z tylnej kieszeni spodni wyjęła list od ojca i ponownie zaczęła wertować tekst, aby przypomnieć sobie, co pisał o tych miotłach, zanim przyjdzie Ike. Prawie że podskakiwała w miejscu z ekscytacji. Merlin jej świadkiem, że dawno się tak nie cieszyła na myśl o lataniu.
Ścigał się z nią, kto pierwszy dobiegnie na miejsce. Żadne z nich tego oficjalnie nie powiedziało, ale Ike czuł presję rywalizacji, kiedy wbiegał po schodach podziemi w górę. Zwolnił krok dopiero, kiedy pokonał połowę drogi na błoniach, bo obok zwycięstwa liczył się też image, dlatego w rytmicznym marszu i długich krokach uspokoił oddech, rozmierzwiając włosy, które dziś sięgały mu za brwi, dłonią i przyśpieszył znów, dopiero, kiedy dostrzegł siostrę na murawie. Wzrokiem wybadał szybko miotły, które leżały obok niej na trawie. Nawet z daleka widział ich kunszt, jakiego nie osiągały masowo produkowane miotły Brandonów. Nie przywitał się z siostrą, podchodząc do niej, kucnął od razu przy tych cudeńkach, jedno z nich biorąc w dłonie, gładząc palcami obły kształt rączki zgrabnie przechodzący w łuk aż po witki. Widok prawie dorównujący kształtowi kobiecego ciała. Równie perfekcyjny i wyważony. Zagwizdał z uznaniem dla tatulka, bo dawno nie stworzył czegoś tak eleganckiego. W dbałych wykończeniach widział z kolei rękę matki, nie tyle uzdrowicielską, co po prostu estetyczną konsultację. — Spokojnie mogliby ją zamknąć w gablotce w Muzeum Quidditcha, jako rzeźbę tych czasów – mruknął z uznaniem, ale jak wiadomo, wygląd to nie wszystko. Nie było litości nawet dla pięknego tworu. Obok kształtów i estetyki liczyła się także lotność, manewrowość i nowe funkcje, które mieli przetestować. Już wiedział, co Imogen czyta. Dlatego stanął nad jej ramieniem, opierając podbródek na jej barku, kiedy czytał zza niej wymienione funkcje do przetestowania. — Jak włączać niewidzialność i tryb nawigacyjny? Jaka nie byłaby odpowiedź, wsiadł na miotłę jako pierwszy, bo świerzbiło go do tego już od pierwszego momentu, kiedy zobaczył miotłę.
MECHANIKA:
Rzuć kostką 3xk6 na swój refleks, a także 3xk6 na test zwrotności, prędkości i szybkości reagowania miotły.
Jeśli twój refleks jest większy niż test:
zwrotności / prędkości / szybkości reagowania miotły – ta miotła jest jak stworzona pod Ciebie, idealnie wyczuwasz daną cechę miotły, dzięki czemu czujesz się, jakbyś to Ty sam latał, nie mając niczego pod sobą. Idealnie się siedzi, idealnie manewruje – jakbyś był integralną częścią miotły.
Jeśli Twój refleks jest mniejszy o 0-2 niż test:
zwrotności – ups, wykonujesz niespodziewanego bączka w powietrzu, przychodzi Ci on tak lekko i naturalnie, że nie możesz się powstrzymać i przez kilka minut wirujesz w powietrzu, kręcąc kółka dopóki nie zakręciło Ci się w głowie – rzuć dodatkową kością, żeby dowiedzieć się, jak długo odstawiasz Daniila Egorova na miotle w piruecie (1 oczko = 1 minuta).
prędkości – nie spodziewając się takiego pędu, zsuwasz się z miotły na jej tył, ale odkrywasz, że siodełko bardzo dobrze trzyma cię w miejscu, ratując Cię przed upadkiem.
szybkości reagowania miotły – siła reakcji miotły jest na tyle niespodziewanie mocna, że na chwilę odrywasz ręce od trzonka i wykonujesz niekontrolowanego fikołka – zyskujesz +10 punktów do stylu i efektywności.
Jeśli Twój refleks jest mniejszy o 3-5 niż test:
zwrotności – to nie wina miotły, tylko Twoja, że brakuje Ci skilla, żeby wydobyć z niej cały potencjał. Obracasz się na niej zdecydowanie zbyt szalonym, gryfońsko-ślizgońskim zrywem i wpadasz prosto na drugą osobę.
prędkości – pęd miotły i jej zebranie się do osiągnięcia maksymalnej szybkości w krótkim czasie, zaskakuje Cię w takim stopniu, że wywijasz na niej fikołka i upadasz na murawę.
szybkości reagowania miotły – nie spodziewasz się tak skutecznego chamowania, więc przelatujesz przodem miotły. Rzuć dodatkową kością na ostatnią szansę na ratunek. Jeśli parzysta – udaje Ci się zachować równowagę i zaprzeć rękoma na trzonku. Jeśli nieparzysta – nurkujesz na główkę na murawę.
KOD DO POSTA:
Kod:
<zgss>Zwrotność, prędkość, szybkość reagowania:</zgss> X, X, X <zgss>Refleks:</zgss> X, X, X
Co tu dużo mówić; Imogen po prostu zachwycała się pięknem stworzonej przez jej rodzinę miotły, bo to naprawdę zapierało dech w piersiach. Widać było kunszt twórcy, każdy aspekt był dopracowany wręcz perfekcyjnie. Nie było nawet jednej nieodpowiedniej w tym miejscu krzywizny czy zgrubienia. Dbałość o szczegóły była tutaj wręcz imponująca. Zachwycała się tak dalej nawet wtedy, gdy Ike w końcu przybył na miejsce. Nawet na niego nie zerknęła, kiedy z czymś na kształt namaszczenia kucnął obok mioteł i zaczął z nimi obcować tak, jakby to były przynajmniej najukochańsze przez niego kobiety. - No wiem - westchnęła tylko, kiedy to jej brat wyraził swoje zdanie na temat nowego dzieła ich rodziny. Imogen podzielała w pełni jego opinię. Chwilę później znów skupiła się na tym, aby faktycznie zapoznać się ze szczegółową instrukcję, którą dostali jako dodatek do tej miotły. Machinalnie poklepała delikatnie brata po policzku, kiedy to oparł swój podbródek o jej bark. - Z tego co tutaj napisali, trzeba użyć odpowiedniej inkanta… IKE! - jęknęła na koniec, kiedy to chłopak zdecydował się na to, aby porwać miotłę i rozpocząć testy. Nie była mu dłużna, co to, to nie! Zaraz to odrzuciła instrukcję gdzieś na trawę i złapała drugą z mioteł. Szybko przerzuciła nogę przez trzonek i mocno odbiła się od ziemi -Wooow! - zapiszczała, bo miotła zareagowała w ułamku sekundy i to z taką mocą, jakiej mogłyby jej pozazdrościć stare błyskawice. Zatrzymała się w powietrzu i z nieskrywanym zachwytem na twarzy spojrzała na brata. - Twoja też tak cudownie reaguje?! - krzyknęła w jego stronę i jakby na potwierdzenie swoich słów, znów pochyliła się nad trzonkiem. Miotła jakby czytała w jej myślach, bo zaraz to zaczęła idealnie dostosowywać się do każdego ruchu ciała dziewczyny. Minimalny skręt czy odchylenie, aby zwolnić powodowało to, że miotła robiła dokładnie to, co miotlarka chciała. Zachwyt, to gościło na piegowatym licu Gryfonki. Czysty i bezbrzeżny zachwyt.
Co go inkantacje, jak już rwało go do przetestowanie miotły w ruchu. Zaraz po tym, jak na nią wskoczył, pierwsze co zrobił to szarpnął miotłą na boki, sprawdzając jej zwrotność podczas lotu w miejscu, jak i chwilę później przeleciał kawałek slalomem sprawdzając ją już w praktyce. "Woow" bardzo dobrze opisywało jego odczucia. Imogen jakby wyrwała mu te słowa z ust, bo miał dokładnie te same odczucia w pierwszym zetknięciu się z miotłą. Zaśmiał się gromko, czując jakby był zespolony z tym kawałkiem drewna. Ojciec to jednak potrafił... Przeleciał kilka kółek wokół Imogen, nie mogąc jednak zaszczepić jednego pytania w powietrzu: — Myślisz, że ojciec tak nas zna, że instynktownie projektuje miotły wprost jak pod tyłek swoich dzieci, czy ona po prostu jest zajebista? W to też by nie wątpił, ale potrzebowali więcej prób i więcej głosów. Nie tylko swoich, ale najlepiej kogoś spoza rodziny. — Rzuć hasło wśród znajomych. Ja spróbuję namówić Bena. I może takiego... tego. Jak mu... Egorova. Wiesz, ten ładny rosjanin. Ostatnio wywijał takie kółka na treningu, że na pewno różne tańce nią wyczyni w powietrzu. Jak na hasło, sam też w tym momencie wzrokiem odszukał sobie ewentualną trasę do pokonania, jaka mogłaby mu pomóc przetestować wszystkie cechy miotły.
Miotła reagowała idealnie na każde, nawet najmniejsze ruchy ciała dziewczyny. Nie stanowiło dla niej żadnego problemu wprowadzenie swojego pomysłu w życie, bo miotła zdawała się być idealnie zintegrowana z nią samą. I faktycznie, tak jak Ike, miała podejrzenia, że to było aż za dobrze zaprojektowane pod dwoje Skylightów. - Nie no, daj spokój. Nie projektowałby mioteł do masowego użytku typowo pod nas. Przecież my możemy sobie przekształcić tyłki, żeby było nam wygodniej - zripostowała zgodnie z tym, co sądziła. Trzeba było po prostu przyznać, że miotły były doskonałe w każdym calu i tyle. Skylightowie wiedzieli, w jaki sposób powinny one być zaprojektowane, aby uzyskać jak największy komfort ich użytkowania. Jak się okazało, miotła była tak czuła, że kiedy Imogen chciała zatrzymać się w powietrzu, nieco za bardzo przechyliła się w lewo. Miotła wpadła w rezonans i zaczęła kręcić się wokół własnej osi z naprawdę dużą prędkością. Imogen krzyknęła głośno, nieco tym faktem wystraszona i kurczowo złapała mocniej trzonek w dłoń, aby mieć pewność, że dzięki temu nie spadnie. W końcu miotła zatrzymała się (Imogen nie wiedziała ile czasu to trwało) z pozieleniałą na twarzy od tych wiraży Gryfonką w powietrzu. Dziewczyna wzięła kilka głębokich oddechów, aby się uspokoić. - Merlinie, ta miotła nie jest dla niedoświadczonych miotlarzy. Widziałeś, co właśnie wyczyniała w powietrzu?! - kiedy jej żołądek się uspokoił, nawet uśmiechnęła się w stronę brata w odpowiedzi na to, co wyczyniała jej miotła. - Ciekawe, czy to wada konstrukcyjna, czy tak duża czułość, to zamierzony efekt - zastanawiała się jeszcze nad tym, choć tych słów Ike mógł nie usłyszeć, ponieważ Imogen bardziej wyrażała na głos swoje myśli, niż skierowała te słowa bezpośrednio w stronę brata.
Ike nie mialby nic przeciwko, gdyby miotłę zaprojektowano specjalnie pod niego, nie myślał w kategoriach biznesowych, bo nigdy nie chciał przejmować interesów ojca, więc ekonomia nie leżała w jego zakresie zainteresowań. Wzruszył ramionami, bo jeśli chodziło o jego, to mógł karmić swoje ego miotłą nawet podpisaną jego imieniem. A interes ojca wolał rozsławiać i promować na swój własny sposób. — Może twój tyłek wymaga przekształceń, ale mój… perfekcji się nie zmienia. NIe wiadomo, czy takie było jego zdanie, czy chciał tylko podroczyć się z siostrą, bo kącik ust wyraźnie powędrował mu ku górze, przez co na chwilę stracił panowanie nad miotłą, ale wisiał tylko w zawieszeniu w powietrzu, więc nie był to stan żadnego zagrożenia. Musiał przyznać, że nawet w bezruchu miotła wydawała się idealnie skrojona pod niego. Ale to nie bezruch chciał testować najbardziej. Oddalił się na jeden z końców jeziora i spróbował nabrać prędkości, najwięcej jak się dało. Miotła zareagowała lepiej i dynamiczniej niż się tego spodziewał, bo pęd powietrza zepchnął go na jej tył. Już myślał, że przeleci przez witki i zaliczy glebę, ale zatrzymało go siodełku. — Uuaaaa! Siedzisko, jak mięciutkie poduchy na latającym dywanie. Zapisz. Nigdy nie latał dywanem, ale podejrzewał, że tak mógłby się czuć, gdyby latał. Notować miała Imogen nie wiedział dlaczego, bo właśnie się zatrzymał, obserwując, jak od dłuższego czasu kręci bączki. Od samego widoku zawirowało mu w głowie, ale póki była bezpieczna, perfidny uśmieszek wstąpił na jego usta, a chwilę potem jego krótki śmiech wypełnił przestrzeń. Mimo to, zbliżył się do niej, gotów złapać ją w każdym momencie, gdyby stan bezpieczeństwa miał się zmienić. — Skill issues – skomentował krótko, chociaż po tym pokazie tańca baletowego w powietrzu musiał przyznać, że z większą dozą ostrożności traktował teraz manewry swoją miotłą. Może ojca jednak trochę poniosła fantazja. A może dało się ten impet obrotowy wykorzystać skutecznie na boisku podczas gry? — To nie typowa miotła sportowa. Trzeba tatka sprowadzić do porządku, bo zwykły użytkownik wyryłby już twarzą o ziemię. Nie każdy jest tak zdolny jak jego dzieci. Rzucił nawet komplement za plecami Imogen, bo właśnie przestała zwracać na niego uwagę, więc testował jej uważność. Jak się spodziewał, musiała go nie usłyszeć, zajęta swoimi myślami. Gwizdnął. — Ziemia do Imogen.
Jak widać, bliźniaki jednak się nieco od siebie różnili, choć na podobnym poziomie oboje mieli pierdolca dotyczącego quidditcha. Kochali latanie na miotłach i jak widać tego typu spotkania dawały im więcej przyjemności niż cokolwiek innego na świecie. Prychnęła tylko słysząc, jak egoistyczny okazał się znów być Ike, choć w zasadzie nie była tym faktem jakoś szczególnie zaskoczona, ponieważ nie spodziewała się wiele więcej po swoim bliźniaku. Ot, normalne zachowanie z jego strony, nic nadzwyczajnego. Kochał siebie i poniekąd Imogen zazdrościła mu tej umiejętności. Owszem, zapisała, ale w swojej głowie, że siedzisko było idealnie wyprofilowane względem użytkowania. Wiele wskazywało na to, że miało ono być naprawdę dogodne dla każdego użytkownika, bez względu na wiek czy płeć, a jak wiadomo, struktura anatomiczna kobiet i mężczyzn znacząco się różniła. Mówiło się, że jeśli coś jest dobre dla wszystkich, to nie jest dobre dla nikogo. Ta miotła zdecydowanie przeczyła temu określeniu. - No jest naprawdę wygodne! - przyznała Imogen, rozsiadając się na miotle niczym na naprawdę wygodnej kanapie. Zaraz to jednak zaczęła kręcić w powietrzu takie bączki, że nie była w stanie w żaden sposób zatrzymać się w miejscu. Słyszała śmiech Ike w związku z tym, ale jej samej było mało do śmiechu, bo zemdliło ją niemiłosiernie. Nie sądziła, aby jej umiejętności miotlarki były niewystarczające dla tego konkretnego modelu. Podejrzewała, że to musiała być jakaś wada. - Myślę, że trochę przesadzili z grupą docelową, jeśli chodzi o te miotły - zawyrokowała, patrząc na brata. Pokiwała głowa, bo zgadzała się z nim w pełni. Mniej doświadczony miotlarz już dawno pozostawiłby swoje zęby na murawie. Kiedy gwizdnął, wzdrygnęła się, bo faktycznie własne myśli pochłonęły ją na tyle, że straciła kontakt z rzeczywistością. Zawisła w powietrzu i wyciągnęła kartkę z tylnej kieszeni spodni, bo właśnie sobie coś przypomniała. - Ej, mieliśmy przetestować to zaklęcie niewidzialności i przyspieszenia! Z tego, co tutaj piszą, aby osiągnąć niewidzialność, należy w odpowiednim momencie wypowiedzieć tę inkantację. Nie trzeba wykonywać ruchu różdżką, ale trzeba mieć ją w dłoni - wskazała Ike palcem odpowiedni ustęp. - Co zaś tyczy się przyspieszenia... Ej! Tu pod spodem trzonka jest faktycznie przycisk do tego! - oj podnieciła się na samą myśl, że zaczną testować takie rzeczy! - To co, najpierw przyspieszenie i nagłe hamowanie?
Kostki: Rzucamy 2x kostkę literka i k6 Pierwsza kostka odpowiada za przyspieszeni przy czym litera mówi nam o ile % przyspieszyliśmy, tj. A-10%, J - 100%. Kostka k6 mówi o tym ile sekund potrzebowaliśmy na rozpędzenie się do tej prędkości. Kolejna kostka literka mówi o tym, jak bardzo udało nam się wyhamować, przy czym A - straciliśmy 10% prędkości, J - 100%, całkowite zatrzymanie.