- Widzę, że ty też nie grzeszysz nagannym humorem. - Powiedziałam, a po chwili obie śmiałyśmy się jak dwie szajbuski. Po chwili zdałam sobie sprawę, że wszyscy siedzący na sali patrzą na nas jak na ostatnie kretynki, a mój brzuch nadal szalał. No cóż, w końcu ta sałatka to moja dzienna porcja warzyw. Więcej już jeść nie będę, więc władowałam sobie ogromną ilość warzyw na talerz. Tak samo uczyniłam z talerzem siedzącej naprzeciwko Elliott, uśmiechając się do niej. - Jesteś chuda jak patyk, dziewczyno. Powinnaś też coś jeść. - Dodałam, widząc jej zdezorientowaną minę. - A teraz, ładnie, siup. - Nabiłam na widelec sałatę i wcisnęłam jej do buzi. Sama później też sobie władowałam. Pewnie wyglądałyśmy teraz jak chomiki, z pełną ilością jedzenia zgromadzonego w policzkach.
Noc! Jakże wspaniałą porą dnia jest, jeśli tylko w ciągu niej wiele się dzieje. Oczywiście, tylko o psotach mówimy. W nocy również wszyscy anemiczni ludzie śpią, śniąc o dalekich krainach, miejscach, których nie odwiedzili, czy jak w przypadku niektórych panienek, których jeszcze nie zaliczyli. Owa pora dnia nie byłaby tak wspaniała gdyby nie to, że wszyscy prefekci po 22 dawno nie patrolowali zamku. Trzeba również zaznaczyć, że nijaki Thomas Kennedy nigdy nie zapomina. On tylko czeka na odpowiedni moment, aby zaatakować i zniszczyć swojego wroga. Wszystko mogłoby się potoczyć inaczej, gdyby ktoś nie był aż takim tchórzem, żeby przyznać się do własnego błędu. Wierzył bowiem, że owa osoba sama utraciła przytomność lub poprosiła kogoś o rzucenie zaklęcia nań. Steve mimo wszystko uważać, że kontakt z nią był błędem. Zwłaszcza tak bliski. Lecz on nigdy starał się nie zapomnieć, nawet jeśli seks był kiepski (a był). Jeśli miałby dziewczynę, przyznałby się, a co. Zdrada o czymś świadczy, a nie niczym przestraszony pies uciekać do najprostszej drogi. Oczywiście owy stan zdenerwowania nie spowodowała tylko ta sytuacja. Później się dowiedział o wielu rzeczach, które aż brzmiały niesmacznie. Nie znosił, gdy "świętość" jest przydzielana osobie zupełnie na to nie zasługującej. Dlatego też zebrał swoje szeregi (a dokładniej zgadał do jednej panienki z wydziału astralnego), aby ta mu pokazała, gdzież śpi taka ślicznotka. Nie musiał długo pracować nad tym, aby wpuściła go do dormitorium. Kiedy przypadkowo zjadła jedną z czekoladek Weasley'ów, zmorzył ją głęboki sen. Wtem Steve odnalazł kufer Tamary i wykradł całą bieliznę. Wymknął się po kryjomu z dormitorium, udając się pędem do Wielkiej Sali. Tam właśnie po rozwieszał owy nabytek na każdej lampie. O tak, idealnie to wyglądało. Tam koronka, tam gacie babcine. Och, biedny Dimitri jeśli musiał na nie patrzeć. Dopiero po chwili, gdy uznał, że wszystko pięknie wisi, zabrał się za pisanie czekoladą wielkiego napisu "Slut" przy stole studentów oraz strzałki na siedzenie Tamary. Och tak, dokładnie pamiętał, gdzie zajmowała zwykle miejsce i obok kogo. Po skończonym psikusie, pochwycił mandarynkę, a następnie biegiem udał się do własnego dormitorium, aby oddać się w ramiona Morfeusza. Ach, czy życie nie jest piękne, gdy można podkładać komuś świnie i nie zostać za to złapanym?!
Kath czuła się tak samo, jak jej towarzyszka. W końcu teraz, w tym momencie miała ochotę po prostu wszystko najnormalniej w świecie wysadzić. O, i nie byłoby pieprzonej szkoły, z pieprzonymi nauczycielami i tym całym popieprzonym regulaminem! Gdy Alexis podała jej paczkę papierosów... och, jak od razu zrobiło jej się lepiej! Z entuzjazmem wzięła dwie szlugi, które wiedziała, zostaną wypalone zanim dziewczyny dojdą do zamku. W końcu Kath uwielbiała wszystko, których mottem były wzmianki o zatruwaniu organizmu lub z napisem na etykietce: + 18. Ona sama kiedyś tam miała w planach rzucenie jej wszystkich nałogów, ale nigdy się do tego wystarczająco nie przyłożyła. Z resztą obecnie nie przeszkadza jej to, że pali, pije, czasem ćpa. A nawet zyskuje przy tym większy rozgłos, co jej oczywiście bardzo odpowiada. Gdy już doszły do zamku i Kath wdzięcznym i pewnym siebie kroku wmaszerowała do Wielkiej Sali, tak jak przypuszczała, oba papierosy już dawno wypaliła. - Gdzie siadamy? - Zapytała Alexis, rozglądając się po sali. Oczywiście miała zamiar usiąść przy stoliku Ślizgonów. Nigdy nie dosiadała się do innego stołu. Nawet wtedy, gdy byli przy nim jej znajomi. Po jakimś czasie dziewczyna upatrzyła jedną fajna miejscówkę niedaleko, więc bez zbędnych komentarzy ruszyła do niej. Siadając, jeszcze raz popatrzyła po uczniach będących w pomieszczeniu, a potem odwróciła się do towarzyszki. - Na szczęście nie ma dziś tłoku - Zaśmiała się cierpko. - Tak właściwie, to sala świeci pustkami. A miałam taką ochotę na jakąś rozrywkę - Skrzywiła się. Pewnie Alexis myślała podobnie, bo w końcu obie przyszły do WS w tym samym celu. No, ale miejmy nadzieję, że jeszcze ktoś głupi i bezmyślny tutaj przyjdzie, a wtedy dziewczyny nieźle się zabawią.
Richard spędził prawie pół dnia szukając jasnowłosego złodzieja po całym zamku. W końcu dość zrezygnowany uznał, że bieganie w kółko po tak wielkim terenie jest co najmniej głupie. po paru chwilach namysłu nabrał ochoty by uderzyć głową w ścianę nad własną głupotą. JAK mógł o tym nie pomyśleć?! Wielka Sala! Porcelanowa laleczka w końcu MUSI przyjść na któryś z posiłków... przez bezmyślność przegapił obiad ale zbliżała się już pora kolacji więc.. Szybkim krokiem ruszył do wielkiej sali. Zawahał się przy drzwiach, z zastanowieniem zerkając na studencki stół. Nie. Lepsze szanse będzie miał czekając przy drzwiach. Oparł się o ścianę tuż za wejściem do wielkiej sali rozglądając się uważnie i czekając aż blondyn w końcu się pojawi.
Jak zwykle spóźniony gwiazdorskie piętnaście minut, pełnym eleganckiej gracji krokiem zbliżał się do Wielkiej Sali. Nie spieszył się, kolacja będzie jeszcze trwać, a w swej wspaniałomyślności dzieli się swoim pięknem z każdym, kogo mijał.
Wystrojony od stóp do głów w kostium, który z powodzeniem mógłby być teatralnym strojem ukradkiem rozglądał się by zobaczyć ile osób nim się zachwyca. Ach, jakże cudownie być prawdziwym, królewskim oczkiem tego świata. Kiedy jednak już chciał przekroczyć próg i olśnić zebranych w Wielkiej Sali swoim boskim pięknem, zatrzymał się gwałtownie. Pobladł, jeśli jeszcze bardziej można było. Ach, niech tego przystojnego studenciaka szlag trafi! Uśmiechnął się jednak uprzejmie i udając, jakoby wcale nie pożyczył własności Richarda, przeszedł obok.
Richard oderwał się od ściany marszcząc brwi i zwężonymi oczami wpatrując się w blondyna. No co za bezczelny mały skubaniec! Szybkim krokiem podszedł do chłopaka i złapał go za ramię zatrzymując w miejscu. - Szukałem cię. NATYCHMIAST masz mi oddać moje notatki mały złodzieju!
Zwrócił ku niemu niewinne spojrzenie, zalotnie mrugając długimi rzęsami. - Przepraszam? Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli... wszystko w porządku?
Doskonale pamiętam o tej mugolskiej książce do pisania i osobliwym patyczku. Nie zamierzał się jednak przyznawać do pożyczania. Nikt przecież nie może się dowiedzieć z jaką fascynacją traktuje coś tam infatylnego, jak mugolskie przedmioty.
Richard z trudem opanował się by nie potrząsnąć irytującym blondynem. Nie mógł uwierzyć, że ktoś potrafi tak bezczelnie kłamać, patrząc mu prosto w oczy. Zacisnął usta, groźnie patrząc na chłopaka - Zdecydowanie NIE jest w porządku. Widziałem cię mały złodzieju! Przysunął się bliżej, górując nad Narcissem - Masz natychmiast oddać mi moje notatki!
Zmarszczył brwi w szczerym oburzeniu. Z pośród wszystkich obelg, jakie słyszał, ta była najbardziej absurdalna! Można posądzić go o grzesznie boski wygląd, o niemoralne piękno i zabójczy seksapil, ale o kradzież?! To wykracza poza wszelkie granice! - Nie mam pojęcia o jakich notatkach mówisz! - prychnął, wojowniczo spoglądając mu w oczy. Dla podkreślenia swojej wyższości skrzyżował ręce na piersi i zadarł nos jak prawdziwy panicz.
Nawet nie próbował powstrzymać morderczego spojrzenia jaki zmierzył blondyna. Zacisnął ciut mocniej palce na jego ramieniu - WIDZIAŁEM cię! Wyciągnąłeś z mojej torby zeszyt z notatkami. MASZ. MI. JE. ODDAĆ. Pochylił się patrząc prosto w niebieskie oczy chłopaka - Jeśli nie zawsze możemy pójść do dyrektora.
Szybko spuścił spojrzenie i odsunął się, próbując strącić rękę Richarda. Niewiele mógł zrobić w takiej sytuacji, choć zawsze udawał, że jest inaczej. - Tylko pożyczyłem te rzezcy - burknął cicho, rzucając mu gniewne spojrzenie. Ściszył głos do szeptu, nie chcąc, by ktokolwiek go uslyszał. - To tylko kartki i jakiś patyk!
Richard westchnął ciężko i puścił jego ramię, odzywając się zrezygnowanym tonem - To mugolskie rzeczy. Zeszyt i długopis.. Zmęczonym gestem potarł palcami oczy - Uganiam się za tobą pół dnia. Nawet nie chce wiedzieć CO ci wpadło do głowy, chce tylko odzyskać swoje notatki jasne?
Wydął lekko watgi, patrząc na niego z żywą nienawiścią. Dlaczego niby miał to oddawać? Podoba mu się ten zeszyt i... hm... długopis. Sa bardzo atrakcyjne i takie mugolskie! - Po co ci to? - burknął urażony, rozważając różne sposoby morderstwa. Nie jest to zbyt eleganckie, ale gdyby Richard przepadł to nie potrzebowałby już tych mugolskich przedmiotów.
Aż zgrzytnął zębami z czystej frustracji. No co za bezczelny dzieciak! - CO za idiotyczne pytanie! PO CO mi moje własne notatki? Odetchnął parę razy głęboko - Dam ci jakiś inny cholerny zeszyt ale chce odzyskać moje badania! ROZUMIESZ?
Nie mógł powstrzymać radosnego uśmiechu, który rozświetlił jego twarz. Ach, jego własny, czysty, nieużywany zeszyt! Hmm, może mógłby wynegocjować nieco więcej mugolskich przedmiotów? Czułby się tak spełniony! Zdecdowanie musi go zaszantażować... - Zeszyt, hmmm? Cóż, no nie wiem, czy to odpowiednia cena... czy badania nie są więcej warte? - zapytał z błyskiem w oku, starając się tłumić swą przebiegłą radość.
- Argh! Z trudem powstrzymał już uniesioną rękę by nie przyłożyć małemu idiocie. Zacisnął zęby i wycedził wściekłym głosem - Mogę cię zabrać nawet do jakiegoś głupiego papierniczego w Londynie ale masz mi natychmiast oddać notatki. Jeśli nie za minutę zaciągnę cię do dyrektora mały złodzieju!
- Papie... - zaciął się, wpatrując się w niego mało dworskim, maślanym spojrzeniem. - Och, sklep w Londynie! Niemal zaświergotał, natychmiast obejmując go za ramię i ciągnąc w stronę schodów. - Z przyjemnością oddam ci twoje notatki, mój najdroższy! Ach, kiedy pojedziemy do Londynu? Będzie mogli obejrzeć wszystkie mugolskie urządzenia!
Uwaga, uwaga! Tak oto do Hogwartu powraca Bojowy Skrzat Irosław lub w skromniejszej wersji Irek. Otóż, Ireneusz był w Meksyku! Taaak, tylko pozazdrościć. Postanowił się nieco opalić, jednak jego zielona skóra nie chciała się przypiec. Paskuda jedna. A tak na poważnie to nasz kochany nauczyciel Quidditcha musiał jakoś odreagować stres. Kupa roboty z turniejem (dyrektor obarczył Irka wieloma tajniackimi zadaniami!), uczenie latania pierwszaków oraz cała sytuacja z fanatykiem czarnej magii i porwaniem przyjaciół było dla niego naprawdę ciężkim przeżyciem. Jeszcze czuł smak krwi Miszcza, fuj! Co jak co, ale ręce czasem wypada myć, Panie Czarnoksiężniku! Ach, jak przyjemnie znów być w domu. W Meksyku ciężko było zdobyć jakiekolwiek ogórki, a co dopiero te kiszone. No ale Irek to skrzat zaradny – wziął swoje kiszone wraz z Julkiem. Zwiedził okolice, kupił sobie kowbojski kapelusz z ogromnym rondem (który swoją drogą miał na głowie) oraz zdobył parę butelek tamtejszego alkoholu. Już nie wspomnę o grupie znajomych, która zaproponowała mu nocleg, hy hy. Skoro mowa już o wódce to.. Cholera, coś dawno imprezy nie było! Trzeba to baaaardzo szybko nadrobić. KONIECZNIE! Co za wstyd, Irku… Co za wstyd! Szef, który nie robi żadnych popijaw. Tak, po pysznym obiadku będziesz musiał wszystko przygotować. Usiadł przy stole nauczycielskim na swoim ulubionym i (rzecz jasna) podwyższonym krześle. W kielichu zamiast soku dyniowego miał rum (och, te znajomości w kuchni). Tak więc sobie jadł, popijał i co chwila machał ulubionym uczniom (ależ nie, on nikogo nie faworyzuje). Należy również dodać, że co trzydzieści sekund podziwiał w srebrnych półmiskach swoje odbicie. Ten kapelusz jest naprawdę twarzowy! Życie to coś wspaniałego, mhm. Wystarczy spojrzeć na Irosława z Irką na czubku nowego nakrycia głowy, który szczerzył się jak głupi do ogórka. Nic tylko brać z niego przykład!
Nagła zmiana w zachowaniu Narcissa całkowicie go zaskoczyła. Do tego stopnia, że nie dość, iż zapomniał co chciał powiedzieć, to jeszcze zatoczył się lekko gdy chłopak pociągnął go za ramię w stronę wyjścia. Otrząsnął się dopiero po parunastu krokach, gdy zbliżali się już do zejścia do podziemi. - Cze.. czekaj moment! Otrząsnął się lekko, w pełni odzyskując zdolność logicznego myślenia - Po co to było? Okradłeś mnie tylko po to by wyrwać się do Londynu?!
Na dworze była dość ładna pogoda. Co też zachęcało do wyjścia, pomimo tego maleństwo postanowiło pozostać w środku zamku. Bowiem jakoś jej się nie spieszyło w tłum starszych uczniów, przez których by musiała się przedzierać. Podczas kiedy tak przemierzała szkolne korytarza, podziwiała majestat Hogwartu, różne portrety zbroje. Ogólnie rzecz biorąc wszystko co mijała. Nawet nie zauważyła kiedy dotarła do drzwi które, prowadziły do wielkiej sali. Długo nie czekając od razu udała się w ich kierunku, a kiedy stanęła, wspięła się na paluszkach i je otwarła. Na szczęście dla niej, stoły uginały się od jedzenia. Mała wytłumaczyła sobie, że to przecież być może pora podwieczorku. Więc korzystając z okazji podeszła do stołu w barwach swojego domu. Kiedy zasiadła od razu przysunęła sobie puchar z dyniowym sokiem, i sałatkę. Nawet nie zdziwiła ją pusta jaka panowała w pomieszczeniu. Możne dlatego że głód robił swoje.
Ostatnimi dniami, według Davis, Wielka Sala stała się jakby mniej uczęszczana, czyżby uczniowie przestali jeść? A może swoje posiłki spożywali gdzie indziej? Takie myśli przebiegały przez jej głowę, ale dobrze wiedziała, że to nie w tym rzecz. Po prostu ona zawsze trafiała w te miejsca, gdzie było najmniej ludzi. Przynajmniej tak było w ciągu ostatniego miesiąca. - Uch. - Byłaby się wywróciła bo zatrzymała spojrzenie na jakiejś młodej Krukonce. Była pewna, że to pierwszoklasistka, bo nie dość, że nigdy wcześniej nie zwróciła na nią uwagi, to jeszcze była taka mała. Usiadła przy swoim stoliku i zawiesiła się zastanawiając czym by się poczęstować.
Z braku laku i nudów weszła do Wielkiej Sali. No bo co innego mogła zrobić? nie chciało jej sie gadac z którymś ze znajomych, zreszta tez dużo ich nie miała... Tak wiec weszła do Wielkiej Sali i przeszła między stołami Sytha i Ravu. Po drodze poślizgnęła sie na mokrej posadzce- widocznie ktoś coś rozlał- i wpadła na jakąś Ślizgonkę. -Sorry.- rzuciła cicho i chciałą ją wyminąć, ale zorientowaął się, że przy upadku rozwiązało jej sie sznurowadło. Tak więc przykucnęła, zeby je zawiązać.
Brwi blondynki niebezpiecznie powędrowały ku górze. Na usta cisnęło się jej tylko zdanie "jak łazisz pokrako?!", ale powstrzymała się. W pomieszczeniu nie było wielu Ślizgonów, więc nie było się przed kim popisać, a poza tym dziewczyna, która się przewróciła była od niej zdecydowanie młodsza. W zjechaniu jej nie byłoby tyle przyjemności co w kimś starszym. Było jeszcze coś... ona sama przed chwilą też prawie się poślizgnęła na tej podłodze. - Przeżyję. - Stwierdziła spokojnym tonem. - Ale nie musisz przede mną klękać, nic ci nie zrobię! - Dodała szybko. Nie zdawała sobie sprawy, że dziewczyna kuca tylko dlatego, że wiąże buta, a zdawała sobie sprawę, że niektórzy mogą się jej bać. - Wstawaj.
Spojrzała na dziewczynę zdezorintowana i nagle sobie uprzytomniła, ze przecież klęknęła tuż przed nią i moglo to wyglądać jakby oddawała jej pokłon. Skończyła wiązac buta i wstała. - Wiazałąm tylko buta.- powiedziała z lekkim uśmiechem i wskazując na swoje buty. Trochę ja zdziwił fakt, ze dziewczyna, bedąca Ślizgonką, jest dla niej taka miła. -Jestem Diana.- przedstawiła się nieiwele myśląc. W końcu ze ślizgonami najlepiej jest się zakumplować... Lepiej nie miec w nich wrogów.
- Och... szkoda. - Udała, że jest jej smutno z powodu, że ta jednak się przed nią nie ukłoniła. - Już myślałam, że mam takie poważanie, albo, że to jakieś nowe niepisane zasady względem Ślizgonów. - Wzruszyła ramionami. To by było jej na rękę, ale cóż. Przesunęła się trochę, robiąc nowo poznanej miejsce. Mogła też usiąść przy stole Krukonów, bo był naprzeciw. - Ja jestem Angie. Miło mi. Tak późno, a ty jeszcze nie śpisz? W której jesteś klasie? - Zaciekawiła się. Raz na jakiś czas mogła być miła nawet dla Puchonów. Szczególnie, że z tego domu była jej najlepsza przyjaciółka. Swoją drogą ostatnio jej nie widywała. Od czasu gdy gdzieś wyjechała na święta... tak chyba właśnie od wtedy.
Cisza która panowała w wielkiej sali wydawać się mogła nie przerwana. Tak się zdawało maleństwu. Kiedy tu nagle ku jej zaskoczeniu, usłyszała czyjeś kroki. Z pewnością przez chwilę była zdezorientowana i speszona. Jednak kiedy poczuła na sobie wzrok nieznanej osoby swoje spojrzenie błękitnych tęczówek przez chwilę zawiesiła na niej. Jednak nie minęła sekundka, kiedy do wielkiej sali przyszła kolejne osoba. To też chwilowo przeniosła swoje spojrzenie na nią. Po chwili z powrotem wróciła do jedzenia sałatki.
-No niestety, nie tym razem.- zażartowała i zachichotała. Co ona robiła o tej porze w Wielkiej Sali? Hmm... mogło być dużo powodów... Na przykład bezsennośc, fakt, ze cały dzień nic nie jadła, a stoły tu były jeszcze nakryte, myśli, które jej się nasowaly w łóżku... i wiele, wiele innych. Ale zdecydowała się na te dwa pierwsze. -Z czartej...- powiedziaąl z miną i tonem dziecka, które ie wie co ktoś od niej chce. -A nie śpie, bo spac nie umiałam... I jestem dłodna. Cały dzień nic nie jadłam.- To powiedziała już normalnym tonem. Widząc, ze dziewczyna robiła jej obok siebie miejsce usiadła obok niej. -A ty?- spytała zaciekawiona.