Nie mów mi że ja się nie znam pf. Znam się, tylko inaczej. Patrzę przez swoje cztery oka na świat jak prawie każdy człowiek i w ogóle takie tam. Różnica minimalna. No a poza tym ja go doskonale rozumiem. Myślisz, że nie lubie plotkować jak on? No bo w sumie to nie lubie... Ale na pewno nie pogardzę zalewać ludzi falami hejtu jak to on zazwyczaj miał w zwyczaju. W ogóle wiesz co ja ostatnio znalazłam?! Ha ha haaaa, teraz ci nie powiem, ale może jutro jak będziesz grzeczny. - Ależ kochanie, wcale się nad tobą nie znęcam. - Stwierdziła oczywiście fakt, jakże inaczej. Ona była dla niego bardzo dobra i takie tam, wiesz jak jest. - Już chcesz wychodzić? Dopiero przyszliśmy. - Uniosła brwi patrząc na niego w udawanym zaskoczeniu i w ogóle. Dopiero co przed chwilką się przywitali, a ten już chciałby się ruchać. No dobra, w ramach prezentu Szarlotka dostała od niego kieliszek, uroczo. Ale to nie oznacza że od razu rzuci mu się w ramiona i będą pod stołem się pieprzyć czy w ogóle gdziekolwiek na tej sali. Pokiwała główką, całkowicie się z nim oczywiście zgadzając. To, że pasowali do siebie jak mało kto było wiadomo od ich przybycia do szkoły. Takie dwa kundelki w ogóle słitaśne. Jak ten no... Jak sie kurcze ta bajka nazywała o tych psach? OJ WIESZ O CO MI CHODZI - Vanbergowi kurwa. Naleigh, a komu. - Zirytowana łaskawie oświadczyła mu z kim tam za jego plecami się porozumiewa, oczywiście uważała, że za gwałtownie zareagował i w ogóle wydarł się jej do ucha. Ale jako że było to z czystej zazdrości, która tak na marginesie strasznie się jej podobała, dostał od niej jeszcze jednego całuska. No jak ona się dla niego stara to ja nie wierze. Też to doceń kurwa
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
Bonawentura spojrzał z pogardą na Mormiję. Czuł satysfakcję, że udało mu się ją wyprowadzić z równowagi. I nazwała go bucem, jak słodko. - Tak samo jak ty mogłaś mnie uszczypnąć. – powiedział, nawet na nią nie spoglądając. Powoli zaczynał już mieć dość tej kobiety, która za życiowy cel postawiła sobie doprowadzanie go do gorączki. We wszystkich tego słowa znaczeniach! Co ona sobie wyobraża? Że jak jest kobietą, to może więcej? Ciekawe, co ona by zrobiła jakby on odważył się ją uszczypnąć? Ach, cóż to byłby za jazgot! Od samego myślenia o tym rozbolała go głowa. - Może po prostu wstydzę się tańczyć z tobą, co? – prychnął rozdrażniony, szukając po Sali innej dla siebie partnerki do tańca. Albo chociaż kogoś z kim by mógł porozmawiać bez rzucania się sobie do gardeł, o. Po chwili zobaczył jak do Sali weszła Faith – wyglądała przepięknie, jak zawsze z resztą. Bonawentura nie mógł ominąć okazji do tańca ze swoją ulubienicą! - Przepraszam.. –wymruczał do bibliotekarki, podnosząc się z krzesła i kierując swe kroki do panny Llewellyn. Miał nadzieję, że wywoła to w Cajger chociaż trochę zazdrości. Nie żeby mu na tym zależało, nie skądże znowu! Ale, no, po prostu...No, wiecie. Z szerokim( i co najważniejsze szczerym) uśmiechem podszedł do studentki. - Czy mógłbym cię poprosić do tańca? – zapytał nonszalanckim tonem. Brzmiał trochę staroświecko? No cóż. Taki już był; konserwatywny i hołdujący tradycjom. Urocze, no nie?
O szalona, miotasz tymi postami jak szatan. A mi wychodzą coraz krótsze i mnie to zaczyna przerażać, matko kochana. Chyba pora wrócić do wklepywania bzdur w celu wydłuzenia go. - Jak dla mnie możemy to zrobić nawet na środku sali. Albo wiesz co, teraz już nie. Nie ma podglądania - No i znowu pokazanie nowego Gilberta. Stary Slone na pewno przystałby na to z ochotą i rzuciłby się od rozbierania jej w samym centrum. Ale nowy on? Oj w życiu. Nie dość, że musiał być grzeczny to jeszcze nie chciał żeby ktokolwiek patrzył na roznegliżowaną Szarlotke. Do tego ma prawo tylko i wyłącznie on, niech sobie nie myślą, żal. - Dexter? Co za gej. Gdzie on jest, będzie wpierdol. A w ogóle czemu on nie śpiewa tylko jakaś. Kto to w ogóle jest? - Gilbert odwrócił się w stronę sceny spoglądając na dupeczkę, która wylewała z siebie siódme poty żeby zwrócono na nią uwage i w ogóle żeby wszyscy byli nimi zachwyceni niczym na balu sławetnego pottera jędzami. Niestety, to nie ten sam zespół. Ale oczywiście Gilbert ją znał! Całkiem odruchowo zaczął tupać nóżką w tym i pod nosem mrucząc słowa jej piosenki. Na szczęście zdał sobie sprawe z tego co robi po jakiś dwóch wersach i szybko się otrząsnął wracając do bojowej postawy szukającej tego kto chce mu żone poderwać. No dobra, narzeczoną. Hm. Co leci w moich głośnikach? Albo nie. Ciekawostki zawsze spoko! Podczas japońskiego ukłonu ważne jest by mieć czyste buty, ponieważ ich czystość zostanie uważnie oceniona. W obrębie murów miasta York wolno zamordować Szkota jedynie pod warunkiem, jeśli niesie on łuk z kołczanem. Ależ to są szalone rzeczy!
Jako ironii wielka znawczyni oczywiście wyczuła ją w tych słowach, nawet bez odpowiedniego tonu. Ale co tam, skoro już ją przypasowywał do stereotypu zbuntowanej nastolatki, która wszem i wobec oznajmia, że wszystko ma w dupie, proszę bardzo, może tak o niej myśleć. W sumie to nawet było zabawne, kiedy każdy ją za taką miał. I było też wygodne. - Czyli jednak mnie ktoś rozumie! – rzekła więc z zadowoleniem. – Szkoła to nie miejsce na zdobywanie punktów, ja tam wolę od czasu do czasu sprać jakiegoś żałosnego Puchona lub inną szlamę, niż się uczyć. Nie musiał jej długo do tego namawiać, bo spodobała się jej ta jego buteleczka, nawet za bardzo. Jej zawartość przyjemnie tumaniła umysł, a nie trzeba było powstrzymywać grymasu i potrzeby wyplucia tego natychmiast. Tak więc już zaraz ponownie pociągnęła łyk z butelki, tym razem odrobinę szczodrzej. Naprawdę za bardzo się jej ona spodobała. - Lepiej to ode mnie zabierz – powiedziała w przypływie zdrowego rozsądku po trzecim łyku, co ją samą zdziwiło. – Nie mam zapewne tak mocnej głowy jak ty. W ogóle nie mam. Jak się przyssę, to zaraz skończy się moje balowanie. – Wcisnęła mu w ręce alkohol, żeby się przypadkiem nie rozmyślić. Nieważne jak niezłomną grała, nie lubiła tych imprez, które urywały się dla niej w połowie, a rano budziła się nierzadko w raczej niekomfortowych sytuacjach. W zamian nalała sobie srebrnego ponczu, czy też raczej zaczerpnęła go od razu do kubeczka, szklaneczki, nieważne, nawet się przy tym nie podnosząc, a potem wróciła do obserwowania partnerki Vanberga, która patrzyła w ich stronę z zapewne udawaną dumą. Nieważne co się głośno mówi, każdy odczuwał dyskomfort, kiedy źle się na niego patrzyło. Niektórzy tylko trochę szybciej o tym zapominali. Melanie uśmiechnęła się więc do niej półgębkiem, pogardliwie unosząc brwi i obróciła głowę w stronę Merlina, - Ona w ogóle wygląda raczej na taką, która najpierw trochę poudaje, że wcale nie jest łatwa, bo ma nadzieję, że jak każe mu się trochę pozdobywać, to się Vanberg w niej zakocha – oceniła. Zakładając nogę na nogę i z przyzwyczajenia podnosząc rękę do ust. Poncz okazał się za słaby. Nie dało się tego pić. - No właśnie. A ona nie jest ładna, nawet z makijażem. Właśnie dlatego do siebie pasują. – Wygłaszając tę wymyśloną w nagłym przypływie weny teorię znów rzuciła okiem na Vanberga. Wcale nie uważała, że nie jest przystojny. - Gdyby nie był sławny, nikt nawet nie lubiłby słuchać jego darcia mordy. Ma chłopczyna szczęście, mając za ojca ikonę muzyki, przynajmniej ma okazję trochę ciekawiej poużywać sobie życia.
No widzisz, jestem miszczem w nakurwianiu krótkich postów! Co tam, że piszesz takie, gdyby były trochę dłuższe to pewnie nie miałabym już takiej siły w czytaniu ich ani odpisywaniu i znowu musiałbyś czekać na odpis co najmniej dwa dni. A tak jest szybko w pisaniu, jeszcze sobie na luziku rozmawiamy, nie marudź już tak. - Ostatnim razem chciałeś wręcz przeciwnie. Jestem po wrażeniem. - No ostatni raz był właśnie taki, że Gilbertowi zależało na obserwatorach albo najlepiej na wielkiej orgii, bo przecież po co można patrzeć jak można robić, nie? Szarlotka zdania do tej pory nie zmieniła, nie ma kija żeby mogłaby się przy wszystkich tutaj znajomych i nie tylko rozebrać no. I w sumie podobał jej się sposób, w jaki podchodził do tego i Gilbert. - Skup się, błagam. Po co ci jakiś tam Dexter jak masz tu teraz mnie, pf - Jakby impulsywnie złapała go za rączkę i przyciągnęła do siebie, żeby się nigdzie nie ruszył ani nic, tylko stał grzecznie przy niej. Będzie się teraz jakimiś Vanbergami zajmował, jak tu ma ją i w dodatku biedna studentka rozkminia nad tym czy rzeczywiście zrobić mu ten wakacyjny prezent i się mu oddać właśnie dzisiaj. Ale on woli od niej sobie iść, no pewnie! Bo i po co tutaj siedzieć z taką nudną Francuzką jak można w sumie to samo robić z kimś innym, ale oczywiście byłoby to o wiele ciekawsze? Pf O matko, ten post jest beznadziejny. I krótszy pewnie od twojego, pociesz się tym
Tak przypuszczałaś, że Vanbergowi na dragach z pewnością przypadnie do gustu twój pomysł. Dlatego gdy tylko chłopak odgarnął ci włosy z czoła, skinął głową z aprobatą, zerwałaś się z huśtawki zaraz za nim. Już nawet nie usłyszałaś do końca słów, wypowiadanych przez Dex'a, chuj z nimi! Mieliście plan, całkiem niegłupi plan, ponieważ większość uczniów zdecydowane bardziej wolałoby posłuchać drącego się do mikrofonu solisty Veritaserum i rodzącej się gwiazdy jeszcze nie powstałego zespołu Rennevarte, niż jakiejś rudej Dyanne, która śpiewała jakby chciała, a nie mogła. Kogo by obchodził tytuł piosenki, jaka chodziła Dexterowi po głowie?
- Wbiegamy, zrzucamy ją w tłum, kradniemy mikrofony i śpiewamy! - poprałaś pomysł chłopaka i pociągnęłaś go za sobą w stronę sceny, przedzierając się przez roztańczony tłum uczniów. Przykro, że zostałaś zmuszona do tak drastycznych czynów, jak wbicie jakiemuś chłopakowi łokcia w brzuch, stanięcie komuś obcasem na palce czy przypadkowe kopnięcie w krocze. Ojejej, naprawdę nie chciałaś!
Ale pierdolić ich wszystkich, wy tu mieliście plan, który trzeba było wprowadzić w życie raz-dwa! Dlatego gdy dotarliście do sceny uśmiechnęłaś się triumfalnie do Vanberga, niepewna, czy kontaktuje on jeszcze ze światem i zawahałaś się. Chociaż... Nie, to nie było dobre określenie. Po prostu zakręciło ci się w głowie, zdecydowanie za dużo alkoholu we krwi, nawet jak na ciebie, mózg zaczynał ci się lansować, powoli pojawiał ci się drugi równoległy świat i nie bardzo wiedziałaś, co jest prawdą, a co nie. To śmieszne, czasami po alkoholu reagowałaś tak, jakbyś zażyła narkoty... Ach, zapomniałam. Przed balem nie omieszkałaś zapalić czegoś mocniejszego, co, Nightshade? Teraz pomieszałaś zioło z ginem i masz mieszankę wybuchową!
- Idź - popchnęłaś lekko Vanberga na schody, gotowa ruszyć tuż za nim na podbój świata muzycznego Hogwartu.
Ostatnio zmieniony przez Rosaline Nightshade dnia Pon Cze 18 2012, 21:27, w całości zmieniany 1 raz
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Nero w sumie nieco spóźniony, ale ważne, że obecny wkroczył na salę jakże dostojnym krokiem. Ubrany w garnitur naturalnie czarny, jakże by inaczej. Tuż po przekroczeniu progu zauważył gigantyczny motłoch, dziejący się w biały... Białą noc. Tam piją, tam tańczą i ogólny rozgardiasz. Jednak jakoś w tłumie się trzeba odnaleźć. Postanowił więc najpierw zahaczyć o stół z przekąskami. Na dobry początek. Więc ruszył powolnym krokiem i z iskrą nadziei w sercu, iż spotka kogoś znajomego sobie. Gdy już dotarł, rozejrzawszy się ujrzał stojącą niedaleko i popijającą osóbkę znaną jako Cornelia Somerhalder. W końcu swój. Więc niby niechcący, tak przypadkiem podszedł do niej. Zaczepił ją i z uśmiechem na twarzy rzekł; OOO proszę! Cornelia. W końcu ktoś kogo znam. Dawno Cię nie widziałem. I tak w ogóle to nie tańczysz? I jak tam życie?
Rzucił prędko jednym tchem nie dopuszczając Corin do słowa. Ale skończył i czekał na odpowiedź.
Spodziewała się dłuższej zabawy z Jaszczurem szczerze mówiąc. Chwila moment, a tu już została ponownie sama. Dlatego niemal od razu udała się do stołu i nalała sobie ponczu. Przyłożyła wierzch kubeczka do ust i napiła się z uśmiechem. Zastanawiała się o jakiego ślizgona mu chodzi. Kto go aż tak mógł druzgotać spojrzeniem? Rozglądała się zaciekawiona. Wtedy też dostrzegła pomiędzy tłumem wysoką blond czuprynę i... Wyśmiała swoje własne myśli. Przecież Draconek nie mógł być zazdrosny. To na pewno nie o niego chodziło. Więc kto jeszcze? Mimo to obserwowała ślizgonka. Jego włosy, oczy z daleka. Potem ogólnie całą jego posturę. Wyglądał naprawdę świetnie, ale powie mu o tym potem, jak już podejdzie. W końcu co to za bal bez Dracona, któremu w tańcu ledwo sięgała do torsu? Czasem mu stawała na nogach, wtedy było całkiem zabawnie. Mniejsza jednak o tym. Ponownie rozglądała się za czymś interesującym. Już miała zamiar odejść w tłum, kiedy nagle usłyszała głos nad sobą. Odwróciła się z zaciekawieniem i... Nero? Kopę lat. Kiedy ostatnio z nim rozmawiała? Parę dni po gwałcie. Kiedy była załamaną dziewczynką wiecznie płaczącą nad swoim losem. Potem trafiła do psychiatryka i zmieniła się. Była zdecydowanie bardziej twarda. I była lepszą aktorką, ale to już inna bajka. Uśmiechnęła się do nauczyciela. - Hey. Naprawdę kopę lat. Dlaczego nie tańczę? Bo czekałam cały czas aż mnie poprosisz! - Puściła mu oczko odkładając kubeczek i wystawiając dłoń w jego stronę – No, całuj i proś grzecznie, to może pokażemy tym amatorom jak się należy bawić – Przekżywiła głowę w bok czekając na odpowiedź. Naprawdę miło było go zobaczyć.
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Nero był zdziwiony reakcją Corin. Poznała go... A nawet- zapamiętał ją jako lekko zdołowaną i zgorzkniałą dziewczynę. Najwyraźniej rozbiła swoją miskę i ulepiła nową (xD). Wtedy Corin odłożyła kubek i wyciągneła dłoń w jego stronę. No cóż. Podejście ma bardzo zabawne. Ale jak dama to dama. Chwycił delikatnie jej rękę, złożył szarmancki całus na dłoni i nieco przychylony spojrzał się jej w oczy mówiąc; Czy mógłbym prosić panią o jeden skromny taniec?. Ach, przydały się te rygorystyczne uczenia kultury i szarmancji ojca.
Timpton, nawet jak na przedstawicielkę Puchonów, była głupiutką trzpiotką. Ale nie można jej było odmówić sprytu – chytrego języka, zgrabnych kłamstw i przebiegłych uników. Jednak przyzwyczaiła się że ludzie z „mądrych domów” patrzą na nią z góry. Nie lubiła tego, ale cóż. Trudno by było zmienić w pojedynkę opinię o całym domu. - Oczywiście. – pokiwała głową i wyrwała mu rękawiczki z ręki, po czym niezbyt porządnie wepchnęła je sobie do miniaturowej torebeczki. W końcu – zielony nie pasował do jej dzisiejszego outfitu, no! – Faceci w rękawiczkach, pf! Hiacynta uśmiechnęła się serdecznie i założyła włosy za ucho. Żeby jej nie przeszkadzały czasem, o. I podążyła za chłopakiem do stolika. Należy dodać, że jeszcze nawet nie wiedziała jak na imię ma jej Adonis. I z którego jest domu – w końcu nie ma na sobie mundurku, nie? Usiadła na krzesełku przy stoliku, oparła głowę uroczo na łokciu i spoglądała raz po raz na twarz swojego nowego znajomego. - Mam na imię Hyacinth. – powiedziała w końcu po długiej chwili – Hyacinth Timpton. Z Hufflepuffu. – uśmiechnęła się serdecznie – A ty? Chyba nie od puszków, no nie? Znałabym Cię wtedy na pewno! – zapewniła go z szerokim uśmiechem.
Minimalna zazdrość w oczach bibliotekarki dodała jej skrzydeł. Wiedziała, że gdyby postarała się bardziej, gdyby wzięła więcej magicznych kolorowych fasolek mogłaby odlecieć wysoko jak nadmuchany balon na festynie rodzinnym. W sumie szkolny bal nie różnił się specjalnie od wyżej wymienionej "imprezy". - Źle to zaczęliśmy - odparła poważnie i choć czuła, że to nieodpowiednie miejsce na taką rozmowę to po prostu MUSIAŁA to powiedzieć. Poza tym nie myślała trzeźwo. Bez dodatkowej pomocy nie da się dobrze przemyśleć paru spraw. - Powinniśmy najpierw wylać z siebie hektolitry żalu, dopiero potem pluć lawą. Usiadła na huśtawce. Upiła łyk ponczu, który zwinęła parę sekund wcześniej i skrzywiła się delikatnie, czując jak napój wypala jej wnętrze. Rozpieprzone organy. Mimo to uśmiechnęła się lekko do Regisa, spokojnie udając, iż jest w porządku. Nie przyznawaj się do porażki.
I bardzo dobrze. Na pewno wesoła dziewczyna bawiąca się życiem jest zdecydowanie lepsza niż smęcąca na korytarzu i gapiąca się tępo w przestrzeń, prawda? Trudno było do siebie wrócić, ale ośrodek w Norwegii zdecydowanie jej w tym pomógł. W tym i w wilkołactwie, ale to już całkiem inna bajeczka. - No nie wiem. Zasługujesz na to? - Spytała spoglądając na jego twarz, ale nie pozwalając by zagłębił się w jej oczach. W końcu w nich widać prawdę, a tą trzeba zawsze przed światem chować. Cokolwiek się stanie nie powinno się pokazywać swojego szczerego oblicza. Tak się zastanawiała, czy nie przeszkadza mu mówienie do niego na „ty”, ale najwidoczniej nie, skoro się tym ani razu nie przejął. Zresztą, przecież nie będzie mówiła do niego przez „pan”, skoro gdyby chciała to mogłaby go w każdej chwili zaciągnąć do łóżka. Hm... A może pomyśli o tym głębiej? Byłoby całkiem fajnie. Z nauczycielem to w końcu coś... Przepełnionego adrenaliną.
Faith odwróciła głowę gdy usłyszała męski głos. Och, to pan Dalgaard! Ktoś w końcu uratował ją przed spędzeniem wieczoru z milczącą ślizgonką. Wzruszyła tylko ramionami, chyba Desiree nie będzie miała nic przeciwko. No to chyba byłoby już śmieszne! Przyjrzała się uważnie psorowi. Miał ładny oryginalny garnitur, nie tak jak wszyscy czarny oklepany. No i wyglądał w nim całkiem przyzwoicie, jak na jej gust. Gdyby była starsza o jakieś dziesięć lat, może by nawet starałaby się zwrócić na siebie jego uwagę. Ale w końcu to nauczyciel i trzeba zachować umiar, nie Faith? Obróciła się w stronę ulubionego psora, ignorując obecność dziewczyny. -Oczywiście, że tak.- powiedziała uśmiechając się lekko. Podała rękę nauczycielowi. W sumie to nawet go lubiła. Ciekawie prowadził lekcje i nie zadawał jakiś okropnych prac domowych. No i w końcu uczył tak cudownego przedmiotu! Ale zaraz, czy on aby przypadkiem nie miał partnerki? Pani Mormija znalazła kogoś innego? Jeśli Faith ma być szczera, to właśnie ona pasowała do jej ulubionego nauczyciela. No i teraz dziewczyna miała nadzieję, że nie wystawiła go dla byle jakiego faceta z Hogwartu. A pani bibliotekarka i psor od Niebezpiecznych Roślin nawet ładnie ze sobą wyglądali. -Wybiera się pan na wakacje?- zapytała miło i zrobiła krok w stronę nauczyciela. Może on będzie wiedział, gdzie się wybierają? Ale raczej mu zakazano mówić...Choć, chyba nauczyciele też mają niespodziankę, nie? -Oby to było jakieś ładne miejsce- zamyśliła się na chwilę, a w jej głowie pojawił się obraz dużego jeziora otoczonego ciemnym lasem- I z dostępem do wody! No tak, dziewczyna uwielbiała pływać. Nie widziała możliwości by nie mogła tego robić przez długie dwa miesiące. Nawet jeśli się niczego nie dowie, to bardzo przyjemną perspektywą było snucie z kimś swoich założeń na temat wyjazdu. Założyła jasny kosmyk za ucho i uśmiechnęła się szerzej. Zerknęła ostatni raz ku ślizgowce i skinęła jej głową. Na pewno sobie kogoś znajdzie, a nawet jakby nie to Faith nie odczułaby obojętnie jakich wyrzutów sumienia. Co ona, jakaś matka Teresa? Przygarnia wszystkich niechcianych? Bardzo śmieszne, choć gdyby to nie była Llewellyn…
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Kiedy tylko usłyszał słowa słowa Corin odparł zdecydowanie: MMM... Nie pożałujesz tańca ze mną. Gwarantuję. Mówił to z maluteńkim, wręcz niezauważalnym uśmiechem na twarzy. Hmmm seks z nauczycielem. Kto wie może i ciekawe przeżycie dla uczennicy... I myślę, że również dla strony przeciwnej, mianowicie nauczyciela. Czy nie przeszkadzało mu mówienie na "ty"? Otóż nie. Nie był zwolennikiem takich zwrotów na lekcji, kiedy jest w pracy, ale po pracy to już przecież życie prywatne. I z resztą nie uważał się za starego pryka to którego każdy mówi Pan. Pff. Bez przesadyzmu. Tak to możemy pogadać za 40 lat.
W sumie jej granica wiekowa kończyła się w momencie 27 lat u chłopaka, ale skoro Nero miał 29 lat? To przecież nie wiele przekracza tą liczbę, prawda? Dlatego też nie miałaby z tym większego problemu. Koniecznie będzie musiała mu zaproponować ów bliski kontakt. I była niemal pewna, że się zgodzi. A ona spożytkuje swój nimfomanizm. Ale dosyć o tym, przecież dziewczyna nie tylko o tym rozmyśla całymi dniami. - No dobrze – Przytrzymała więc jego rękę i pociągnęła go w stronę parkietu, na sam środek. Uśmiechnęła się do niego nie mogąc się doczekać. Jak więc chce się pan psor do siebie zbliżyć podczas tańca? Piosenka nawet wolna, dość zmysłowa. Proszę działać, aby Corin nie pożałowała ów wieczoru.
Mormija nie spodziewała się tego, że Bonawentura tak bezczelnie wstanie od stolika i ją zacznie ignorować. Ją, Mormiję Cajger, jego towarzyszkę na balu, którą powinien rozpieszczać i całować po rękach, ze zgodziła się z nim iść! Jego zadaniem było zabawianie jej, usługiwanie, podawanie drinków i masowanie stóp po tanecznym wieczorze. Tak, to powinien robić Bonawentura, a nie rozglądać, się za młodymi studentkami! Bezczelni, śmiał poprosić o taniec Faith, na oczach Mormiji, miał tupet na parkiet zaciągnąć młodszą i ładniejszą, mniej zrzędliwą i mniej złośliwą!
Mormija podążała wzrokiem za parą i miała taką minę jakby miała zaraz eksplodować ze złości. Była tak wściekła i upokorzona, ze nawet nie miała sił i ochoty rzucać obelgami w stronę Bonawentury. Dalej zaskoczona i kurzona odwróciła wzrok, by nie patrzeć na te wyszczerzone zęby Dalgaarda. Szybko sięgnęła po kieliszek i nalała sobie sporo ponczu. Wypiła szybko, po czym dolała drugą porcję. I trzecią. Wstała od stolika, z kieliszkiem w dłoni i ruszyła między stolikami w stronę parkietu. Nie, nie była jeszcze pijana, mogła stać na tych obcasach w miarę prosto. Jednak problemem nie byłą trzeźwość Mormiji a jej gniew. - Och, przepraszam, może ktoś by się zajął damą, gdy jej partner uznał, ze ją będzie ignorować? - zaczęła mówić jakby sama do siebie, wędrując niedaleko parkietu i podjadając oliwki (których do końca nie lubi) z innych stolików. - Wyśmienita impreza milordzie. - mruknęła dopijając drinka. Stanęła gdzieś niedaleko, z bardzo, ale to bardzo niezadowoloną miną, tupiąc w rytm muzyki.
Czuła, ze jak ktoś coś do niej powie to wrzaśnie na całe gardło.
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Gdy tylko Corin zaciągneła go na sam środek parkietu odetchnął i starał się sobie przypomnieć jak to się robiło. Ale przecież takich rzeczy się nie zapomina. W sumie lepiej wychodzi mu tańczenie pod podkładem bardziej żywych muzyk, ale jak mus to mus. Zbliżył Corin do siebie. Następnie powolnym, wszak zmysłowym ruchem objął ją w talii prawą ręką, zaś lewą złapał jej prawą rękę. Lekki galimatias ale wszyscy wiedzą o co chodzi. Naturalnie rama i wtedy to zaczął się namiętny taniec. Nero żył w dosyć surowej wszak kulturalnej rodzinie. Pojęcia taniec, szacunek itd. Nie były mu obce. Krok za krokiem, obrót za obrotem coraz bardziej wczuwał się w rolę tancerza. Jednak czy jego zacna partnerka umie tańczyć?
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
Bonawentura objął Faith jedną ręką w pasię, drugą zaś chwycił jej dłoń. Jak cudownie jest tańczyć z kimś, kto go nienawidzi! Miał pewność, że nie podepcze (jeszcze bardziej) mu stóp, ani na pewno go nie uszczypnie, o. To dobrze wychowana młoda dama, nie stara kaczkowata jędza mszcząca się za nie-wiadomo-co. Bonawentura prowadził dziewczynę z gracją po parkiecie, wymijał inne pary i generalnie tańczył jak na eleganckiego mężczyznę przystało. Nie zbliżał się do niej zbyt blisko, nie ocierał się o nią, ani nic podobnego. O, nie – w przeciwieństwie do niektórych wie, że nie należy się zbytnio z uczniami spoufalać. - Wakacje? – powtórzył za dziewczyną - Jadę ze szkoły, oczywiście. Pilnować, żebyście dobrze się zachowywali. – zaśmiał się krótko – I jeszcze sam nie wiem dokąd w tym roku jedziemy. – nie mówili tego nawet nauczycielom! – Mam tylko nadzieję, że to nie będzie żadna pustynia! Bo naprawdę – jakby miał pojechać w miejsce, w którym nie ma żadnych roślin chyba by zwariował. Poza tym – wyjazdy z Hogwartu zawsze są dobra okazją do zebrania nowych okazji do jego cieplarni. Ach, jak cudownie! Starał się ignorować pijackie zachowania Cajger. Nie patrzył w jej kierunku i powoli oddalał się od miejsca, w którym kobieta właśnie stała. - A czy ty jedziesz z nami? – zapytał z zainteresowaniem w głosie – Bez ciebie chyba się zanudzę z tymi półgłówkami. – ostatnie słowa właściwie wypluł. Nikt w tej szkole „nie czuł” roślin. Idioci, kretyni, debile!
Jego zacna partnerka położyła dłoń na jego ramieniu z lekkim uśmiechem. Szczerze? Kompletnie nie umie tańczyć. Jedyne, co jej tak naprawdę wychodzi to przytulanic. Tam się nie trzeba wysilać. Jedynie bujanie w te i we wte... Nic nadzwyczajnego. Ale o dziwo radziła sobie jakoś. Mówią, że człowiek potrafi tańczyć tylko z odpowiednim partnerem. Widocznie Nero musiał być w tym dobry, skoro nawet taka kaleka nie nadepnęła mu jeszcze na palce bezczelnie je łamiąc. W każdym razie piosenka powoli się kończyła. Może to i dobrze? Dziewczyna dość szybko się męczyła. No i przecież miała jeszcze plany na wieczór! Zająć się Nero, pogadać z przyjaciółmi i spić się w trupa.
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Piosenka chyli się ku końcowi, a Nero wcale się nie zorientował, iż Corin nie umie tańczyć. Nie dało się poznać, jako, iż tańczyła dosyć dobrze. I jego palce były całe. Na koniec jeszcze piękny obrót, piosenka się skończyła a Nero ucałował dłoń swej partnerki i spytał z dozą entuzjazmu: Czy moja partnerka zechciałaby zostać ze mną chwilę i napić się jakiegoś trunku, czy może ma inne plany na ten wieczór? W głębi duszy liczył, że Corin z nim zostanie. W końcu nie ma wielu znajomych, a ona okazuje się być jedyną z towarzystwa. I pomimo ich zgrzytów na lekcji, polubił ją. Tak jakby zmieniła się. My znamy przyczynę, zaś on nie.
Taranowanie tłumu było naprawdę super elementem! Chyba parę razy przywalił komuś mocniej niż to było konieczne, no ale oczywiście wszystko ze względu na to, że Dyanne akurat kończyła swoją piosenkę, co było idealnym momentem na zrzucenie ją w rozszalały tłum pod sceną. Tam gdzieś kogoś odepchnął na tyle, że poleciał gdzieś do tyłu, tam gdzieś kogoś uderzył, ale dotarli. W końcu znaleźli się tuż pod sceną, gdzie było naprawdę gęsto od ludzi. To uczucie porwania przez tłum było niesamowite. Miał ochotę skoczyć ze sceny i znaleźć się na fali. Tak chciał płynąć na tłumie tych wszystkich rąk, dać się temu ponieść, w tej sennej mgle. To byłoby zajebiste. Ale póki co ani nie znajdował się na scenie, by móc się z niej rzucić, a na dodatek Rosa chyba coś do niego mówiła. Co? A tak, miał iść, miał wejść po schodach na górę. Dziewczyna popchnęła go mocno, więc od razu wbiegł na scenę, nawet nie zdążył wciągnąć za sobą koleżanki. Z resztą musiał wykorzystać tą chwilę, nim ktokolwiek zareagował, podbiegł i popchnął Dyanne w rozszalały tłum, by to ona znalazła się na fali. On sobie tam skoczy trochę później. - Siema - przywitał się ładnie, gdy już został na scenie zamiast tej rudowłosej dziewczyny i spoglądał sobie na zaskoczonych uczniów. Właśnie, a gdzie ta ciemnowłosa? Rozejrzał się za Rosą i kiwnięciem głowy zachęcił ją by tu zaraz podeszła. Wszakże mieli śpiewać razem. - Nie wiem jak was, ale mnie to już nudziło - To tak adekwatnie Dyanne przed momentem śpiewającej swoje super hity, a teraz jedynie unoszącej się na rękach szalonego tłumu. Boże, i on jeszcze miał ten nieszczęsny gin w ręku. Co właśnie dopiero zauważył. Prawdę powiedziawszy w tym biegu do sceny całkiem sporo go rozlał, ale coś tam jeszcze było, więc podchodząc do ludzi z zespołu szybko wypił nieco alkoholu i gdzieś tam go odstawił. Muzykom pokrótce wyjaśnił co mają zagrać. I wrócił do mikrofonu. Pierw gitara, potem i perkusja, Sex On Fire rozbrzmiało w Wielkiej Sali, a wraz z nim charakterystyczny, zachrypnięty głos Dextera Vanberga. Cholernie dawno już nie koncertował.
- Bardzo chętnie – Odpowiedziała na jego pytanie, kiedy już stanęli. Dzięki temu iż nadal trzymała go za rękę miała możliwość zaciągnięcia go pod stół i dopiero wtedy puszczenia. Rozejrzała się za czymś mocniejszym. Ognista Whisky była jak na początek najlepszym wyborem, dlatego też nalała sobie dość sporo ów trunku i wypiła niemalże naraz połowę. Dobrze mieć dobrą głowę do alkoholu, chociaż i tak bardzo łato potrafił urwać jej się film, a tego nie znosiła. - Gdzie byłeś tyle czasu? - Spytała wodząc palcem wskazującym po stole i obserwując go dokładnie. Naprawdę bardzo dawno się nie widzieli. A poza Bonawenturą to był jedyny nauczyciel, który ją lubił. Dlatego też dobrze, że był w szkole. Bo miała wrażenie, że w razie kolejnych afer będzie mogła liczyć na jego wsparcie.
Vanberg wbiegł na scenę, a ty nadal jak ten kołek sterczałaś przy schodkach. Niby mieliście śpiewać razem, ale poczułaś się trochę onieśmielona. Dziewczyno, właź tam, przecież już nie raz razem występowaliście, prawda? Ach, nigdy przed szkołą? A ty myślisz, że w tych wszystkich klubach i na tych koncertach nigdy nie było nikogo ze szkoły? Naprawdę w to wierzysz, Rosie? Ładuj się na scenę, bierz mikrofon i do dzieła!
Ach, uwielbiam być ty głosikiem rozsądku przemawiającym do ciebie, Rosaline, bo jak powiedziałam, tak też zrobiłaś. Wdrapałaś się z niemałymi problemami na podwyższenie, postawione wcześniej z myślą o występie Dyanne (która już od jakiegoś czasu płynęła ładnie na rękach tłumu), pochwyciłaś mikrofon, który podał ci jakiś członek zespołu i zajęłaś miejsce nieco bardziej z tyłu. Spojrzeniem pełnym niemego wyrzutu obrzuciłaś Dex'a, który sam opróżnił do końca butelkę po ginie (a to chuj, nie podzielił się!), a potem zaczęłaś czuć muzykę.
Nigdy nie śpiewaliście razem tej piosenki, ale ty doskonale wiedziałaś kiedy wejść. Jakby mówiła ci to podświadomość, bo na pewno trzeźwo nie myślałaś. I już po chwili po Wielkiej Sali potoczyły się wasze połączone głosy, zachrypnięty Vanberga i ten tak charakterystyczny tobie, dosyć niski i mocny. Cholernie dobrze brzmieliście jako duet, pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że niektóre piosenki wykonywaliście lepiej niż przy występach solowych.
Śpiewając zamarzył ci się - po raz kolejny - twój własny zespół. Piosenki się pisały, ale brakowało ci perkusji i gitary. I brakowało menadżera albo po prostu kogoś, kto pomógłby ci w rozkręceniu grupy, wprowadzeniu jej na deski sceny. Ale byłaś jeszcze za młoda. Siedemnaście lat to niedużo, zwłaszcza że twoje piosenki brzmiały jakbyś była co najmniej dziesięć lat starsza.
Dlatego na razie zadowalałaś się śpiewaniem razem z Dex'em, niech ludzie poznają twój głos, a potem zamartwisz się swoją karierą.
Ostatnio zmieniony przez Rosaline Nightshade dnia Wto Cze 19 2012, 20:45, w całości zmieniany 1 raz
W sumie krótkie posty też nie są złe, szalejmy. A akurat przy takim wydarzaniu nie chce mi się specjalnie rozpisywać, więc dobraliśmy się idealnie. jak zwykle. - Widzisz jak się dla ciebie zmieniam. A raczej staram. Ah ta miłość. Troche jak wódka, nie? - No tak. Porównać miłość do ostrego najebania się do bardzo romantyczne. W stylu starego Gilberta, nie ukrywajmy. Ale kogoś takiego jak on niestety nie stac na głębsze porównania, a to było całkiem trafne. Po alkoholu tez się z człowikiem dzieją dziwne, niezidentyfikowane rzeczy. Po trunku nie jest pewny wszystkiego i szumi mu w głowie, nie jest w stanie skoncentrować myśli na tym na czym by chciał, latają mu za to we wszystkich kierunkach. Przez moment czuje dziwne ciepło, czasem przyspiesza mu tętno. Nie no, nie ukrywajmy. To porównanie jego życia, powinien zostać poetą i raczyć świat swoim darem - Dexter jest mniej cnotliwy - Mimo wszystko z chęcią przyglnał do swej wybranki zachowując pozory. Że niby się fajnie przytuli, że pogłaszcze po policzku, a ręce i tak powędrowały na tyłek w celu oficjalnego zmacania owego narządu, bo przecież była cała jego, mógł sobie macać co cchce i kiedy chce. Poza tym, to doskonały sposób na wyrażenie miłośc. Niestety, nie mogli skupić się na sobie. Właśnie przez Dextera, który nagle zajął miejsce tej jak jej tam i zaczął wyć do mikrofonu. Gilbert rozejrzał się pewnie i zasmucony brakiem zainteresowania przyjacielem, pociągnął Szarlotke za krawat wprost pod scene krzycząc żeby rzuciła w niego stanikiem, poczuje się doceniony. Przynajmniej mogli sobie zorobić takie mini i troche bezsensu pogo, ale kto by się tym przejmował. Niewiele czasu minęło, a zajebista bluzka Slone poleciała wprost na twarz wokalisty. Ślizgon śpiewał sobie znów piękny tekst wiedząc z niego tylko sex, ale cicho. To już całkiem sporo. No i w ogóle było super, bo miał kolejną okazje do zmacania swojej super narzeczonej podczas robienia dobrze Dexterowi, jakkolwiek to teraz nie brzmi. No i miał okazje do obserwowania dupy jaką przyprowadził ze sobą Dexter bez opierdolu od Szarlotki. Ale osom!
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Ujrzawszy swoją partnerkę popijającą Ognistą Whisky, postanowił przyłączyć się. Napełnił kubek, mocnym trunkiem i sączył go dużymi łykami. Na jej pytanie odpowiedział: AA. Sprawy rodzinne. Mój dawno zaginiony brat wydawał się dawać oznaki życia. Jednak pomimo starań i poszukiwań, nie udało mi się go odnaleźć. Cóż taka kolej rzeczy. Potem włuczyłem się po świecie, musiałem zaplanować co dalej zrobić z tym życiem. Jednak nie będę Cię zanudzał moimi historiami i opowieściami. Co u Ciebie? Zmieniłaś się tak jakby. I myślę, że to zmiana na lepsze Powiedział z dozą nieśmiałości. Bał się reakcji Corin. Mógł ją uraźić, a nie chciał stracić jej sympatii. Ale cóż. Co się stało, to się nie odstanie.
Dobrze było być prowadzonym przez kogoś kto umiał tańczyć. Z łatwością przemieszczali się po parkiecie omijając inne tańczące osoby. Sporo z nich kojarzyła, więc nawet uśmiechała się na przywitanie do niektórych. Lubiła tak powoli poruszać się po sali, bez większego celu. -To postaram się nie robić kłopotu kadrze, swoim zachowaniem.- zaśmiała się dźwięcznie- Och, tak pustynia nie brzmi zachęcająco... Czy jechała? Oczywiście, choć miała na początku wątpliwości. Bo niby powinna odwiedzić matkę w szpitalu, tęskniła za nią. Ktoś musiał trochę z nią porozmawiać. Faith podjęła decyzję, dopiero wtedy gdy dziadek zapewnił ją, że będzie regularnie odwiedzać kobietę. No i musiała porozmawiać z paroma osobami, a ostatnio nie widziała ich w Hogwarcie. To ją bardzo irytowało, gdzie są jej przyjaciele jak ich potrzebuje? No gdzie? -Tak, jadę- uśmiechnęła się szerzej na komentarz nauczyciela. Można powiedzieć, że potraktowała to jako komplement.- No proszę Pana, na wakacjach nie można się nudzić! Sam wyjazd do nowego miejsca jest bardzo inspirujący! Obojętnie gdzie, byle w miejsce w którym jeszcze nie była. Przechyliła głowę i dostrzegła kobietę, która najwyraźniej zamierzała upić się w trupa. Mało nie pisnęła na widok Mormiji. Co ona sobie zrobiła, dobry Boże? Wyglądała jakby chciała kogoś zabić! Czyżby pan profesor coś jej zrobił? No byłą w kropce, bo psor nie wyglądał na takiego, który doprowadza kobietę do takiego stanu. A może jednak? Chciała coś powiedzieć, gdy nagle piosenka się urwała. Z zdziwionym wyrazem twarzy zerknęła ku scenie. Na niej pojawił się, nie kto inny jak Vanberg. Można było się spodziewać, że jakiś muzyk rzuci się do mikrofonu. Ale żeby zepchnąć poprzednią wokalistkę i posłać ją w tłum? Tak, tego się nie spodziewała po tym balu. Odsunęła się od pana Dalgaarda i wzruszyła tylko ramionami. -No widzi Pan, chyba nie dadzą nam dokończyć.- z uśmiechem pokręciła głową.- Ale bardzo dziękuję za taniec. Może i lepiej? Niech Bonawentura zajmie się swoją partnerką, bo ta była już w kiepskim stanie. A chyba nikt nie chce, by komuś coś się stało, nie? Poszła w storonę ludzi pod sceną. Trochę potańczyła sama, a potem udała się ku wyjściu. Musiała się przygotować na wyjazd do USA.
zt
Ostatnio zmieniony przez Faith Prudence Llewellyn dnia Sob Cze 23 2012, 17:27, w całości zmieniany 1 raz