To pomieszczenie o dużych rozmiarach przypomina trochę salę kosmiczną, ze względu na obecność wielkiego nieba, zastępującego ściany. Są one po prostu zaczarowane. Jednak w tym miejscu widać podłogę, jest grawitacja, dlatego można stąpać pewniej po ziemi. W nieregularnych odstępach rozmieszczone są specjalne teleskopy, z których korzystają zarówno studenci, jak też młodsi uczniowie. Dzięki nim można swobodnie oglądać niebo.
Autor
Wiadomość
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Astronomia, jak już wspomniałam, nie była jej najmocniejszą stroną i nawet nie do końca miała pomysł, jak się za to wszystko zabrać. Wokoło było stanowczo zbyt dużo znajomych twarzy i w duchu modliła się, żeby nikt jej nie zaczepił. Nie chciała udawać, że nic się nie stało, że czuje się świetnie, a jej życie to pasmo sukcesów, ale jeszcze bardziej nie chciała się przyznawać, że coś jest nie tak. Dlatego przykleiła się do swojego teleskopu i bezsensownie zaczęła obserwować niebo, nie mając bladego pojęcia, co robić, jak się zabrać do poszukiwania planety. Wyliczenia i mapy nieba to stanowczo nie jej działka, podobnie jak zajmowanie się czymś tak abstrakcyjnym i odległym jak gwiazdy. Zwłaszcza teraz, kiedy jej życie stało się wyjątkowo smutne, a patrzenie w gwiazdy tylko boleśnie jej przypominało o fakcie, że świat uczuć na dobrą sprawę przestał dla niej istnieć. Nie czując specjalnej presji, bo profesor Aristov był osobą łagodną i życzliwą, oglądała sobie niebo kawałek po kawałku, próbując przypomnieć nazwy poszczególnych konstelacji i nie przejmując się faktem, że zapewne nie zdoła znaleźć wylosowanej przez siebie planety. Otóż była w błędzie, szczęście się do niej uśmiechnęło i nagle natrafiła na coś, co wyglądało jak planeta, a po dłuższym zastanowieniu i sprawdzeniu parametrów okazało się, że to właśnie tego szukała! W tym momencie profesor ogłosił koniec czasu, a Isolde nie mogła uwierzyć we własne szczęście. Na jej pobladłej, poważnej twarzy błysnął uśmiech i nawet się trochę odprężyła.
[5]
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Fokus. Pełna koncentracja na zajęciach była konieczna, co z tego, że raczej ciężka do osiągnięcia, gdy w sali zebrało się tyle ludu. Rasheed niespecjalnie zwracał uwagę na tłumy, dlatego większej różnicy mu to nie robiło. Kiedy jednak widział miny niektórych, to aż w myślach krótko podziękował matce za robienie z ich rezydencji przejazdowej kawiarni dla jej znajomych. Przywykł do ludzi już za młodu i nauczywszy się pracować w większości warunków nie martwił się o swoje powodzenie, nawet jeśli przypomnimy sobie, że to przecież astronomia. Nie taki diabeł straszny? Przekonamy się. Również skinął na powitanie do Rains, odpowiadając w ten sposób na jej gest i zwyczajnie wysłuchał co mają zrobić. Umysł ostry jak żyletka, koncentracja full wypas i można było żyć oraz mierzyć się z wyszukiwaniem planety. Odpowiednie ustawienie teleskopu, kilka łatwych obliczeń, porównanie z tabelami. To wszystko dzisiejszego dniawieczora … dzisiejszej nocy wydawało się być wręcz banalne. Nawet mugolska metoda losowania aż tak bardzo go nie zmroziła, bo i niespecjalnie się jej przypatrywał. Zwyczajnie wyciągnął swoją kartkę i przystąpił do pracy. Rekin łaskawca i zbawiciel.
Nie robiło mu różnicy, jaką planetę wylosuje, dlatego włożył rękę do woreczka z losami, wyciągnął pierwszy los z brzegu, a przeczytanie wypisanej na nim nazwy nie zrobiło na nim wrażenia. Planeta jak każda inna, a że nie wiedział, gdzie szukać jakiejkolwiek, zapowiadała się zabawa. Niektórzy prowadzili skrzętne obliczenia, ale on, gdyby nawet chciał, nie miałby pojęcia, jak się za nie zabrać. W związku z tym nawet nie próbował. Postawił na starą, sprawdzoną metodę gapienia się przez teleskop w przestrzeń, z założeniem, że jak będzie miał szczęście, to trafi. Niestety, przez większość czasu albo nie widział tego, co powinien, albo widział, ale nie wiedział, że to to. Jedno z dwóch i chyba bez znaczenia, w czym było więcej prawdy. Odsunął się od teleskopu i spojrzał na Rains. - Umiesz to policzyć czy też szukasz na chybił-trafił? Trochę w ogóle to bez sensu. Takie duże niebo, tyle tam tych kropek, a my mamy znaleźć jedną konkretną. Absurd - szepnął do niej z uśmiechem. W końcu wrócił do szukania swojej planety. Już mu się właściwie odechciało, ale stwierdził, że i tak już końcówka czasu, to popatrzy jeszcze przez tę chwilę. I niecałą minutę przed końcem zamarł. Znalazł. Widzi tę planetę. Znalazł ją! Szok. Unieruchomił teleskop, żeby na pewno paskudy nie zgubić i spojrzał na Ślizgonkę triumfalnie.
Właśnie miało się okazać kto tak na dobrą sprawę radzi sobie z astronomią, a Hargreaves nie spodziewał się niczego poza zaprezentowaniem własnej nieporadności wszystkim zebranym w sali. Nigdy nie radził sobie z tym przedmiotem i być może właśnie dlatego zupełnie z niego zrezygnował, gdy już okazało się, że tak właściwie to nie musi uczęszczać na te lekcje. Odnajdywanie planet za pomocą teleskopu i rzędy skomplikowanych obliczeń może i w jakiś sposób apelowały do lepszej natury jego osobowości, a konkretnie tej cierpliwej i życzliwej, ale z drugiej strony to nie było to samo co leniwe mieszanie w bulgocącym kociołku, a tych dwóch rzeczy wręcz nie dawało się ze sobą porównać. Jednakże nie ma co się nad tym rozwodzić, bo i Rience nie miał zbyt dużo czasu na to, aby rozprawiać ze samym sobą nad poprawnością swoich osądów. Profesor Aristov rozpoczął zajęcia i półwil sprawnie wyłowił spośród kartek tę jedną planetę, którą miał się zajmować. Ku jego zaskoczeniu, nie nastręczyło mu to większych trudności i już po paru chwilach mógł z zadowoleniem wyprostować się i rozejrzeć jak idzie pozostałym. Mimo, że wcześniej przywitał się z Bell to teraz nie chciał się jej naprzykrzać, zwłaszcza, że dotarła do jakiejś swojej znajomej i po prostu tak zupełnie losowo podszedł do Isolde, którą kojarzył ze względu na to, że za czasów jego przyjazdu na studia była prefektem Gryffindoru. - Cześć. - przywitał się z nią, uśmiechając przy tym uprzejmie. Zdaje się, że chciał się do niej przylepić, aby brnięcie przez kolejne zadania profesora nie było aż takie traumatyczne. - Jak Ci poszło? Masz na to jakiś „patent”, którym możesz się podzielić? Przydałby się na przyszłość, raczej się nie lubimy z astronomią.
Poszukiwanie planet nudziło Halvorsena. W końcu kto to widział, żeby całą noc wpatrywać się w niebo? Nie można było chyba znaleźć mniej interesującego zajęcia, a przynajmniej w jego własnej, osobistej opinii, którą wcale nie chciał się z innymi dzielić. To zdecydowanie było dobre posunięcie, gdyż w innym wypadku zapewne naraziłby się na gniew niebios w osobistym wykonaniu Ettore lub nawet w tym, który zaprezentowałby mu Aristov. Jednak skoro już się zjawił to chyba dobrze byłoby coś z tych zajęć wynieść, prawda? Na poprzednich nie był, także nie mógł powiedzieć czy podobała mu się astronomia w wykonaniu Slavomira (a astronomia zazwyczaj mu się po prostu nie podobała). Po poleceniu nauczyciela, Enzo bez słowa zapoznał się bliżej ze swoim teleskopem. Sporo się namęczył zanim w ogóle go ustawił, także wyczynem miesiąca można było nazwać fakt, że udało mu się odnaleźć ciało niebieskie bez większego kłopotu. Pal tam sześć obliczenia, to akurat nie było trudne, a porównywanie wyników z tabelką i odwrotnie też przecież było łatwe. Sama obsługa sprzętu po tak długiej absencji już niekoniecznie. Dobrze, że chłopak miał kogo podpatrywać i wreszcie, po ściąganiu z Ettore, ukończył zadanie.
W dalszym ciągu miała trudności, żeby przemóc się do uczęszczania na zajęcia. Weszła do pomieszczenia mocno spóźniona, próbując nie rzucać się w oczy. Trudno było jej wyczuć profesora, ale zwykle, w jej szkole lepiej było nie przeszkadzać w przebiegu zajęć. Dlatego nie odezwała się słowem, tylko jak najbardziej możliwie cicho przetransportowała się do swojego stanowiska. Wyszło jej to, trzeba przyznać, bardzo zgrabnie. Jedynie jej szata zaszeleściła nieznacznie w powietrzu, w momencie, w którym zrzuciła z siebie torbę, bezgłośnie kładąc ją na ziemi pod teleskopem. Włosy zaczesała na jedno ramię, wpatrując się z uwagą w profesora. Nikt z obecnych w pomieszczeniu nie przyciągnął jej uwagi na tyle, by mogła mu poświęcić swoje spojrzenie. Mrugnęła parokrotnie powiekami, próbując przeanalizować co takiego wymagał od niej profesor. Musiała wychylić się zza swojego teleskopu, zauważając, że przy większości stanowisk leżała kartka z krótkim napisem. Po oględzinach tej należącej do osoby znajdującej się najbliżej, dotarła w końcu spojrzeniem do oczu zadziwiająco znajomo wyglądającej osoby, choć nigdy wcześniej nie widziała go – tak, mowa o chłopaku – na oczy. Blondyn o bardzo regularnych rysach twarzy posiadał bardzo zjawiskowe, jasne włosy, których ruda wila mogła mu pozazdrościć. Automatycznie przeciągnęła dłonią po swoich miedzianych pasmach nim z prychnięciem odepchnęła się dłonią od teleskopu, kierując się po swoją karteczkę. Już z konkretną nazwą planety, po krótkiej analizie odległości od gwiazd, bardzo automatycznie odnalazła na nieboskłonie szukany obiekt, pozostawiając teleskop w tej pozycji, kiedy sama wycofała się, siadając na schodkach na środku obserwatorium. Oparła się rękoma za sobą, zakładając nogę na nogę, wzrokiem nie sięgając dalej niż na własny sprzęt do oglądania nieba. Wąsko postrzegała przestrzeń wokół siebie.
Bell to za Elenka tak prawdę mówiąc nie przepadała, ale uważała ją za bardzo ciekawą i pełną sprzeczności osobę, toteż kiedy tylko miała okazję zamieniała z nią parę słów. - No tak, wykształcenie to bardzo ważna rzecz - stwierdziła poważnie. Z tego co wiedziała, Elenka była od niej starsza o rok a mimo to zatrzymała się na pierwszym roku studiów. Bywa. Przynajmniej uparcie dążyła do skończenia studiów, bo przecież już dawno mogła sobie odpuścić. - To dajmy z siebie wszystko - powiedziała wesoło, kiedy zobaczyła, że profesor już zbiera się do zabrania głosu. Zadanie miało proste polecenie, ale poza tym wcale nie wydawało się takie łatwe. Gdyby punkty w kuferku były oddzielne dla wróżbiarstwa i dla astronomii, to w tym drugim Bell miałaby może maksymalnie z pięć. Wierzyła jednak w swoje szczęście i że jej się uda. Gdzieś tam międzyczasie przywitała się z Riencem, który swą urodą promieniał bardziej niż te wszystkie gwiazdki na niebie, a potem wylosowała swoją planetę i przystąpiła do szukania. Szukała jak profesor powiedział - przeczesując kawałek po kawałku całe niebo i wcale nie była to taka dobra metoda. Zachichotała pod nosem słysząc gdzieś obok słowa Felixa. No właśnie, jak niby miała tę kropkę znaleźć? Co chwila zerkała na zegarek i kiedy już minęło dziewięć i pół minuty, wreszcie się udało. Bell wywróżyła w książce gdzie szukać i jakimś cudem zadziałało.
- Cześć - odpowiedziała cicho Felixowi, gdy tylko zajął miejsce tuż obok niej. To było zadziwiające, jak dobrze ostatnio było z nim rozmawiać, nawet jeśli tylko na zajęciach, bo jeśli miała być szczera, nie licząc lekcji, praktycznie nie ruszała się z dormitorium. Może warto byłoby wyskoczyć z nim gdzieś i pogadać? Był Gryfonem, ale... cóż, trudno. Zdawał się być też przyjacielem. To słowo zawsze dziwnie brzmiało w jej głowie. - Merlinie, potraktowałbyś to poważnie - rzuciła do chłopaka z dezaprobatą, gdy wyrwał ją z zamyślenia tekstem o dużym niebie i kropkach. Z jakiegoś przeklętego powodu nie potrafiła się jednak na niego złościć. Był taką koszmarną... ciapą. Jej... ciapą. Chyba. - To nie takie trudne - dodała nieco łagodniej. - I sporo można z nich wyczytać. To znaczy... z planet i gwiazd. Jak na wróżbiarstwie. W każdym razie dobrze znać konstelacje. Wtedy jest o wiele łatwiej zorientować się w położeniu tego wszystkiego. Znasz chociaż jedną? - zapytała z czystej ciekawości, orientując się nagle, że sama nawet jeszcze nie zaczęła szukać, a czas prawie się skończył. Łut szczęścia sprawił, że błyskawicznie odnalazła to, czego szukała, ignorując przez krótki moment obecność Felixa. Dopiero gdy jej zadanie było skończone, znowu się do niego odwróciła. - To ta - rzuciła, podsuwając mu pod nos zapisany szlaczkami pergamin i odsuwając się od teleskopu, by mógł w niego zerknąć.
Kostka: 3
Wszyscy otrzymują przymusowe [zt] w związku z nieaktywnością nauczyciela, który zadecydował o niekontynuowaniu lekcji.
Sunny miała dziś gorszy dzień i nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Krzątała sie po obserwatorium mrucząc coś pod nosem. Po dłuższej chwili zastanowienia usiadła na parapecie a puszysty kotek wskoczył na jej kolana. Westchnęła cichutko i pogładziła jego puchate futerko. -Gizmo tylko ty mnie rozumiesz..-powiedziała cichutko i ponownie westchnęła nie przestając gładzić jego futerka. Tylko ten kociak ją rozumiał, zawsze wiedział gdy potrzebowała pocieszenia i przychodził do niej. W sumie nie miała zielonego pojęcia dlaczego przyszła właśnie tutaj do Obserwatorium. Może dlatego, ze widok gwieździstego nieba i planet sprawiał że stawała się spokojniejsza? A może dlatego, ze nie wiedziała gdzie ma iść? Ponownie z jej ust wydobyło się cichutkie westchnięcie. Wstała biorąc Gizmo na ręce i wtuliła sie w niego. Wyciągnęła dłoń do góry i powoli opuszkami palców zaczęła wodzić w powietrzu jak by chciała dotknąć gwiazd. Spojrzała na swojego kota a dokładniej w jego śliczne hipnotyzujące oczka. -Mam nadzieję, ze mnie nie zawiedziesz jak wszyscy faceci.. -wymamrotała pod nosem kręcąc głową na boki. Po króciutkiej chwili zmarszczyła nosek i znów spojrzała w górę. Nagle usłyszała ciche kroki. Drgnęła niespokojnie i zrobiła dwa kroki w tył po czym odwróciła się w stronę wejścia do Obserwatorium. Już po chwili pojawił się w nim chłopak, wyraźnie młodszy od niej. Sunny zmrużyła delikatnie oczka wpatrując się w nieznajomego. Gizmo zaprychał cicho jeżąc futerko. -Ciii..nie bój sie. Wszystko jest ok. -wyszeptała kotu na ucho, a ten nieco się uspokoił. Puściła kociaka na ziemię a ten popędził do nieznajomego i zaczął krążyć wokół niego zapoznając się. Sunny zaś stała w milczeniu wpatrując się w nieznajomego z zaciekawieniem.
William, pomimo tego, że był w ostatniej klasie Hogwartu, wcale nie czuł się jakby osiągnął swój zamierzony cel. Zawsze mierzył jak najwyżej i ukończenie tej szkoły na pewno nie jest jego najwybitniejszym sukcesem. Właściwie to jej jeszcze nie ukończył, ale ostatecznie był u końca tej ciężkiej podróży, jakim była kariera uczniowska. Cieszył się oczywiście, że mógł dostąpić tego zaszczytu uczęszczania, jako jeden z uczniów Hogwartu i poznawać tajniki sztuki magicznej. Czasami jednak zastanawiał się jakby to było, gdyby jego życie potoczyło się inaczej. Miał świadomość tego, że jest półkrwi i gdyby się uparła jego matka, to mógłby uczęszczać równie dobrze i do mugolskiej szkoły, nie zdając sobie sprawy z istnienia czarodziejów i czarownic na tym ziemskim padole. W ogóle o wielu rzeczach nie miałby pojęcia. Zaakceptował jednak ostateczny stan rzeczy i to, kim jest, postanawiając, że będzie z dnia na dzień stawał się coraz lepszy. I nie chodziło tutaj tylko o bycie lepszym w sztukach magicznych, ale i lepszym człowiekiem. Czy uda mu się nie zboczyć z tej obranej przezeń ścieżki? Kroki swoje w dniu dzisiejszym skierował swoje w kierunku obserwatorium, które od zawsze, kiedy tylko udawało mu się tutaj znaleźć sam na sam, intrygowało. Dzisiaj nie dana mu była samotnia, bo okazało się, że ktoś w środku już był. W dodatku wokół niego zaczął się wałęsać jakiś kociak. Lubił zwierzęta, ale mimo wszystko wolał nieco większe i bardziej okazalsze jednostki. - Ups, przepraszam. Myślałem, że nikogo nie będzie. – powiedział i odwrócił się w stronę wyjścia, ale w jego kierunku się nie udał, tylko stał w miejscu. Patrzył się w nieznajomą, a kątem oka obserwował tego jej kociaka. - Jeśli przeszkadzam, to oczywiście mogę się stąd usunąć. – dodał po chwili wskazując palcami na wyjście. Oczekiwał odpowiedzi, choć w głębi duszy przeczuwał, że nie zostanie wygnany. - Jestem William. William Blake. – przedstawił się Puchon.
Kiedy chłopak w koncu sie odezwal spojrzala na niego uwaznie. -Umm, nie jest ok. Nic sie nie stalo. .nie musisz isc. Jesli chcesz to zostan, nie przeszkadza mi to. -powiedziala cichutko nie spuszczajac z niego wzroku. Sama nie do końca wiedziala czy chce zostac sama..czy jednak woli jakies towarzystwo. Po chwili przeniosla wzrok na Gizmo, ktory krzatal sie pod nogami nieznajomego. Podeszla powolido kociaka i wziela go na rece. -Gizmo..nie wolno tak robic. Moze ktos nie lubi kotow? - powiedziala karcacym tonem i pokrecila glowa na boki. Zrobila dwa krokiw tyl i spojrzala na nieznajomego. Slyszac jak sie przedstawia na jej twarzy pojawil sie delikatny usmiech. -Milo mi Cie poznac. Jestem Sunny..-odpowiedziala melodyjnym glosemi ponownie delikatnie sie usmiechnela. Jej oczy zablyszczaly delikatnie. Gizmo zaczal sie niespokojnie wiercic, puchonka spojrzala na kota i uniosla delikatnie brew ku gorze. Puscila go, ten skoczyl na ziemie i wyniegl z obserwatorium. A to bylo dopiero dziwne..Gizmo nigdy sie tak nie zachowywal. Ciekawe co mu odwalilo tym razem. Ten kot byl troche psychiczny i czasami robil rozne dziwne rzeczy, wiec Sunny nie bardzo przejelq sie jego zachowaniem. Przeniosla swoje czekoladowe teczowki na Willa, ktory stal przyglądając jej sie. -Jestes nowy? Nigdy Cie tu nie widzialam..-zadala mu pytanie nie przestając mu sie przygladac z zaciekawieniem. Nigdy nie widziala tego chlopaka, albo po prostu nie zwracala na niego uwagi. Przez chwile starala sie sobie przypomnieć czy gdzies juz go widziala, ale jej starania byly na nic. Za nic nie mogla go skojarzyć.
William przez chwilę nawet się.. wystraszył, ale ostatecznie starał się to ukryć przed nowopoznaną koleżanką. - Nie, nie. Jest okej. – odparł na wypowiedź koleżanki. Uklęknął, a następnie próbował pogłaskać kota, który krzątał się między jego nogami. - Co prawda wolę psy, albo nieco bardziej niebezpieczne zwierzątka jak tygrysy czy lwy.. – ugryzł się w język, bo ta powiedź z jego ust brzmiała nie tylko dziwacznie, ale zbyt kozacko. - Ale ogólnie koty mi nie przeszkadzają. Szczególnie, że Twój kot wcale nie jest taki zły. Gizmo, tak? – i w tym momencie zaczął drapać kociaka po jego w podbródek. - Bardzo ładne imię. Gizmo. O ile dobrze pamiętam to było imię jednego z Gremlinów. – stwierdził. - Jestem półkrwi. Czasami oglądałem mugolskie filmy. Gremliny to takie.. dziwne stworki. Nawet sympatyczne. Ale jednak nie przebiją Twojego kota. - i w tym momencie wstał i wyprostował swoje nogi, bo już trochę było niewygodnie. Zresztą, ile mógł głaskać kota, nawet tak sympatycznego jakim był kot należący do Sunny? - Ciekawe i niecodzienne imię. – rzekł William. - To oczywiście komplement. – skinął głową i uśmiechnął się jak najszczerzej potrafił do koleżanki ze swojego domu. Była naprawdę urocza i sympatyczna. I fakt, wcześniej jej tu nie widział, tak jak i ona jego. Jak to możliwe? Szkoła oczywiście była wielka, ale znowu nie tak żeby ktoś był tu tak zupełnie anonimowy. - Nie, chodzę do Hogwartu od początku, od pierwszej klasy. A Ty? – zapytał z ciekawości. W istocie nie kojarzył owej dziewoi. Ale miał nadzieję, że od dnia dzisiejszego to wszystko się zmieni. - Hogwart. Bardzo ciekawe miejsce. Wielki zamek, wielka szkoła, a myślałem, że mimo to nie da się być tu anonimowym. – zaśmiał się, a następnie odprowadził wzrokiem tego jakże uroczego kota o przedziwnym imieniu Gizmo. - Zawsze się tak zachowuje? Czy może ja go wystraszyłem? – zadał pytania.
Stala w chwilowym milczeniu wpatrujac sie w Williama. Sluchala jego wypowiedzi na temat zwierzat nieco zaskoczona. Grozniejsze zwierzeta? No coz, jak kto woli. -A nie boisz size, ze cie ugryza? Lub cos innego?-spytala unoszac jedna brew ku gorze. Spojrzala katem na Gizmo, ktoremu wyraznie podobaly sie pieszczoty. William bardzo dobrze radzil sobie z kociakiem. Na ustach Sunny automatycznie pojawil sie uroczy usmiech. -Tak Gizmo. Nie czesto widze go tak milutkiego dla nieznajomych.-dodala po czym cichutko zachichotala. Jej kot przewaznie byl zdystansowany do nieznajomych a tu taka niespodzianka. Musialo byc cos w tym Puchonie co sprawilo, ze Gizmo pozwolil mu sie dotknac. Gdy Puchon wspomnial o mugolskich filmach zmruzyla delikatnie powieki. -Tak rozumiem l co Ci chodzi. Moja mama czesto puszczala talkie filmy. Moj ojciec ich nie znosil.-powiedziala nieco rozbawiona po czym wywrocila teatralnie oczyma. Jej ojciec nie znosil takich filmow za to matka kochala. Jak widac przeciwienstwa sie przyciagaja. Kiedy wspomnial o jej imieniu zagryzla delikatnie zabkami dolna warge. -Dziekuje. To mile..-powiedziala cichutko, a usmiech z jej twarzy nie znikal nawet na sekunde. Chlopak wydawal sie bardzo mily. Slyszac jego slowa na temat hogwartu nieco sie zdziwila. -Ja..przenioslam sie tutaj. Chodze do Hogwartu od VI klasy.-odpowiedziala uwaznie obserwujac swojego towarzysza. Byl bardzo przystojny i mily. Czyzby facet idealny? W sumie wygladal dosc mlodo. Wiec byl wyraznie mlodszy od niej. On chodzil tu od pierwszej klasy wiec dlaczego go nie widziala wczsniej? Hmm no coz..nie wazne. Przeciez moga to nadrobic teraz, gdy juz sie spotkali.
- Do odważnych świat należy. – odpowiedział. - Nie boję się. – uśmiechnął się. - Poza tym nie z takimi kociakami sobie radziłem. - puścił do niej oczko. Wcale nie miał na myśli tutaj akurat zwierząt, ale tego jej nie chciał wyjaśniać. Jeszcze uznałaby go za jakiegoś babiarza, czy jak kto woli psa na baby i nie byłoby już tak miło jak to jest w tym momencie. - Czyli mam rozumieć, że zaszczyt mnie kopnął? – zaśmiał się William. Nigdy by nie pomyślał, że przez jakiegoś kota zaszczyt go kopnie. No ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Mówią, że pierwszy raz boli, ale w sumie ten pierwszy raz z bólem się minął. - Czemu Twój ojciec ich nie znosił? Co w nich jest nie takiego? – oburzył się William. - Ja uważam, że są one.. bardzo ciekawe. – powiedział i przewrócił oczyma. Odwrócił się i odszedł parę kroków w tył, a następnie odwrócił się do niej. - Ale Ty nie jesteś nikim z pokroju Śmierciożerców? Nie wspierasz ich? – zapytał dość niepewnie. - Wiem, że ich szefuncio już dawno kopnął w kalendarz, ale jego poplecznicy gdzieś się tam pałętają po świecie. Wolałbym nie mieć z nimi do czynienia. Jestem odważnym człowiekiem, ale chyba mimo wszystko na walkę o śmierć i życie nie chciałbym się otrzeć. – odpadł dalej będąc wzburzonym. Spuścił wzrok na dół unosząc jednocześnie rękę. - Jeśli jesteś kimś z tych.. osobników.. to wolałbym zakończyć tę rozmowę. – powiedział, a potem uspokoił się, choć potrzebował do tego wziąć kilka głębszych wdechów i wydechów. W rezultacie nawet jeśliby miała kogoś takiego w rodzinie, nawet ojca, to wcale nie musiałaby być kimś takim samym. Jest wolnym człowiekiem, więc może robić i mówić, co tylko jej się podoba, wcale nie krocząc ścieżką zła. - A skąd się przeniosłaś? O ile to nie tajemnica. – pytał Will. Nie było to pytanie podejrzliwe. Gdyby tak było to zadałby je w zupełnie innym tonie. Poza tym baczniej by ją obserwował. Na razie powrócił do statusu quo, bo nie czuł w niej zagrożenia. Choć trzeba było przyznać, że przez chwilę pewne obawy były. Ale ona była.. taka niewinna. Do tego miała takie słodkie imię, że aż bycie czarnym charakterem do niej nie pasowało. - I czemu się przeniosłaś? Dlaczego nie byłaś tutaj od początku? – zachowywał się momentami jakby byli na jakimś przesłuchaniu. A może to były po prostu jego przymiarki już pod jego przyszły zawód? - Jeśli Cię któreś pytanie uraziło to przepraszam. Nie było to moim zamiarem. – dodał po chwili.[/b][/b]
Julie miała dość krążenia po zimnych bloniach. Bo kto o zdrowych zmysłach chciałby choć dłuższa chwilę tam spędzić? No na pewno nie ona. Zresztą była zmarzlakiem lubiła ciepłe miejsca. Zimne strasznie ją od siebie odpychały. Szła więc przez błonia do zamku który znała chyba już na pamięć. Ta krucha istota na jaką teraz wyglądała skierowała jednak swoje kroki w jedno z ulubionych miejsc w całej szkole. A mianowicie do obserwatorium w którym normalnie przebywać potrafiła po kilka godzin. Szła całą szkolę nieważne że znała skróty do tego miejsca. Chciała po prostu znów przejść się po szkole bo za ledwie dwa lata miała się stąd wynieść na zawsze. Po raz pierwszy w swoim życiu nie miała przy sobie książki. Jeśli ktoś zna Juliette bardzo dobrze wiedział że widok jej bez książki był naprawdę rzadki i zasługiwał na zapisanie go w kalendarzu. Jednak wracając do wątku. Doszła do miejsca swego przeznaczenia i totalnie bez uprzedzenia weszła do srodka. Jakze zdziwiona była jej mina gdy zobaczyła w nim swoją przyjaciółkę? Otóż otworzyła szeroko oczy i momentalnie się usmiechnela. Nic nie powiedziała tylko wpatrywala się w przyjaciółkę i jakiegoś chłopaka z którym gadala. - Czyżby moja przyjaciółka w końcu znalazła faceta?- wypaliła nim się powstrzymała. Ach ta jej niewytlumaczalna gadatliwość. Rzadko się jej to zdarzało ale bywały takie momenty w jej życiu. Na chłopaka do tej pory aż tak uwagi nie zwracała ale w końcu skierowałana niego swój wzrok - Julie jestem a Ty? Cholera by wzięła też te jej cholera ciekawość mogłaby sobie w końcu ją odpuścić. Po tych jednak słowach ruszyła w stronę przyjaciółki.
Wymamrotala cos niezdozumialego pod nosem I westchnela cichutko. Sluchala go nieco rozbawiona. -A gdyby jednak Ci cos odgryzl? Co wtedy? Tez bys tak mowil?-spytala smiejac sie cichutko. Zmierzyla Willa uwaznie wzrokiem I wbila wzrok w schody, ktorymi uciekla Gizmo. -No moze cos w tym stylu.-powiedziala krecac delikatnie glowa w prawo oraz w lewo. Kiedy spytal o to dlaczego jej ojciec nie lubi filmow o potworkach wzruszyla delikatnie ramionami. -W sumie to sama nie wiem. Nigdy nie podal powodu. Mowil tylko, ze ich nie znosi.-odpowiedziala zastanawiajac sie nad tymi filmami. Nie raz w domu byly klotnie o to co beda ogladac, ale jakos sie dogadywali. -Przeprowadzilam sie z Francji. Sprawy rodzinne. -wyjasnila. Kiedy puchon wypalil o zlym charakterze Sunny otworzyla szeroko oczy. Az ja zatkalo! Kompletnie nie wiedziala co ma powiedziec. Chlopak na prawde ja zdenerwowal. Podeszla do niego szybkim krokiem I zatrzymala sie tuz przed jego twarza. Zmruzyla delikatnie powieki i wycelowala palcem wprost w jego nosek. -Jak..jak mogles..-wyjakala. Po chwili jednak otrzasnela sie I zacisnela wargi nie spuszczajac wzroku z Willa. Dlaczego on w ogole pomyslal cos takiego? Czy ona zrobila cos nie tak? -Dlaczego w ogole wpadlo ci do glowy cos takiego? Jestem Puchonka, dodatkowo chce zostac uzdrowicielka. Nie usmiercicielka! -wrzasnela. Byla zla..bardzo zla. Czy cos ja urazilo? Tak! -Czy ja wygladam name kogos zlego?-spytala patrzac mu prosto w oczy. Chciala wiedziec dlaczego tak ja ocenil od razu gdy ja poznal. Uslyszala znajomy glos. Spojrzala w kierunku z ktorego doszedl. Ujrzalka Jules stojaca w progu. Odskoczyla od Willa jak oparzona. -Co? Chlopaka? Nie! My tylko dyskutowalismy..bardzo zawziecie..-warknela wsciekla na puchona. Sunny zlozyla rece na piersi I zazgrzytala zebami. -Juliette czy ja jestem zla? Czy jestem grozna? Czy kiedykolwiek zrobilam komus krzywde? Fizyczna nie psychiczna..-powiedziala zdenerwowana patrzac na Willa a pozniej name Julls.
- Wtedy bym zmienił swoje nastawienie i byłoby o jednego kota mniej na tym świecie. – uśmiechnął się, ale nie był to uśmiech radości, a przypominał on iście ironiczną postawę tego mieszkańca Puchonlandu. Przez dłuższy czas William się nie odzywał, bo był zmuszony wysłuchiwać w tym momencie swojej koleżanki. No w sumie nie tyle zmuszony, co kulturalnie dał się jej wypowiedzieć, gdyż nie lubił nikomu przerywać. Sam nigdy nikomu nie przerywał, bo tego go nauczono za młodu, więc i on sam nie chciał popełniać tego typu gafy. Co jak co, ale kultury nie można mu było odmówić. - Z Francji? Imię raczej niefrancuskie. No ale nie wnikam. – odparł. Wiedział kiedy powinien przestać wyciągać jakiekolwiek informacje od kogokolwiek. W tym momencie Sunny na pewno by mu nie opowiedziała dokładnie o swoich korzeniach. Choć Blake skłamałby, gdyby powiedział, że to go w ogóle nie interesowało. Sunny przynajmniej miała się kim pochwalić, on niestety nie miał takiej bogatej historii. Przynajmniej według jego skromnej opinii. - Wolałem się upewnić. – powiedział tonem normalnym, aczkolwiek można by powiedzieć, że lekko zaskoczonym i może przestraszonym. Starał się jednak oba te uczucia stłumić w sobie w środku żeby nie wyjść na jakąś szkolną fujarę. Zresztą, jako że nie chciał sobie robić wrogów pod koniec swojej kariery szkolnej to postanowił, że przeprosi za swoje zachowanie. - Przepraszam. – powiedział. - Nie, wręcz przeciwnie. Wybacz moje spostrzeżenie. – dodał po chwili William. Nagle niespodziewanie do pomieszczenia, w którym on i Sunny prowadzili konwersację, wpadła jakaś dziewczyna, którą zobaczył po raz pierwszy w swoim życiu. Poza tym jej sposób wejścia tutaj był co najmniej nonszalancki i z lekka oburzył zdziwionego Puchona. Will jednak postanowił, że będzie udawał, iż wziął to wszystko za swego rodzaju formę żartu. - Ee.. że co? – zapytał zaskoczony William. Nie wiedział kim jest owa dziewczyna, ale sądząc po jej wypowiedzi znała Sunny i to bardzo dobrze. - William. – powiedział w dalszym ciągu będąc w szoku, spoglądając jednocześnie na nowoprzybyłą, jak również na Sunny.
Jules w ogóle nie była zadowolona z tego co właśnie insynuował jej przyjaciółce ów chłopak ale ona nie chciała się dziś kłócić więc spojrzała tylko na swoją kochaną Sun i uśmiechnęła się. - Coś Ty! Ty? Już prędzej posądziłabym o to mojego brata niż Ciebie Sun... A co ktoś mówi że jesteś zła? Mów kto to mu nakopię- powiedziała pół żartem pół serio i uśmiechnęła się w stronę chłopaka. -Sorry za wparowanie ale nie wiedziałam że ktoś tu jest a to jedno z moich ulubionych miejsc wybaczycie mi? Spytała, mimo wszystko w końcu była dobrze wychowana nie prawdaż? Uśmiechnęła się nonszalancko do przyjaciółki i do niej właśnie skierowała swe słowa. - Nie chcesz się ze mną i swoim nowym kolegą wybrać do Hogs? Chciałabym się nieco rozluźnić a samemu to dość głupio iść- Cóż jak łamać zasady to z kimś jak iść przez życie to lepiej samotnie. Taką zasadą Jules szła przez życie. DLa niej liczyła się tylko rodzina i przyjaciele. Nawet szczerze zastanawiała się co się dzieje z jej siostrą Lilith ale pewnie znów włóczyła się tam gdzie ją nogi poniosły. Uśmiechała się patrząc to na jedno to na drugie. Czekanie na odpowiedzi było nużące prawda prawda prawda prawda... Patrzyła na nich chwilę i w końcu usiadła na posadzce. - Długo będziecie myśleć?- spytała bo ich odpowiedzi nie było słychać wcale a ona lubiła jasno postawione sytuacje.
Spojrzala na Willa dosc dziwnym spojrzeniem. Wywrocila oczyma I westchnela cichutko. Co on sie tak o wszystko czepial..Ksiazke pisal czy co..A to musiala miec Francuskie imie bo tam sie urodzila? Jej mama wolala innie I niespotykane imiona. Miala isc do niej teraz name skarge bo nie ma francuskiego imieni? No blagam.. Spojrzala na puchona mruzac powieki. - Ja nie rozumiem w czym jest problem. Moja mama nie lubi francuskich imion. Podobalo jej sie Sunny bo gdy pierwszy raz mnie zobaczyla usmiechalam sie. Nazwala mine tak jak chciala. Mi to nie przeszkadza, bardzo lubie moje imie.-wyjasnila nie spuszczajac wzroku z chlopaka. Odkaszlnela cichutko I oparla sie plecami o zimna sciane obserwatorium. Nie dosc ze przyczepil sie do jej nie francuskiego imienia to jeszcze uwarzal, ze jest jakas psychopatka. No na prawde..szczyt glupoty. Hogwart schodzi na psy.. -Na poczatku mnie obrazasz a teraz myslisz, ze jedno slow wszystko zmieni?-spytala z cichutkim westchnieniem. Sposcila wzrok I wbila go w posadzke. Julls podeszla do niej I wypalila z pytaniem czy pojda z nia do Hogs sie rozluznic. Sunny spojrzala name krukonke unoszac brew ku gorze. W sumie to nie byl taki zly pomysl. Moze gdy troche wypije to zapomni o tej przykrej sytuacji z Williamem. -Dobra. Jestem za! Gdzie chcesz isc?-spytala zerkajac z zaciekawieniem na przyjaciolke. Zerknela katem oka na puchona I znow na krukonke. Znala Julke na tyle dobrze by znac jej reakcje na ociagajacego sie z odpowiedzia Willa. Juliette bardzo szybko sie niecierpliwila, ale puchon jeszcze o tym nie wiedzial. Niedlugo jednak to sie zmieni I pozna ich cechy. No ale nie wazne. Teraz wazna byla wyprawa do Hogs, napicie sie czegos I zrelaksowanie. Zero klotni I nieprzyjemnych rozmow.
- Winy są Ci wybaczone. – odpowiedział w stronę Juliette. Szczerze powiedziawszy sam nie wiedział, co ma myśleć sobie na temat tej dziewczyny, która wparowała im do pomieszczenia robiąc lekkie zamieszanie. Oczywiście nie odbierał jej w sposób negatywny, a wręcz przeciwnie, ale nie wyjawiał tego na zewnątrz. Wychodził z tego założenia, że pewne rzeczy mogą przynajmniej przez jakiś czas pozostać w ukryciu, tak jak i jego zdanie na pewne tematy. Kto wie, czy Juliette by się spodobało to, co on o niej myśli? Tego niestety nie mógł przewidzieć i wolał nawet nie próbować tego uzewnętrznić. Zresztą nawet nie dane mu byłoby to zrobić, o Sunny najwyraźniej była bardzo poruszona tym, co on o niej przed paroma momentami powiedział. Czuł się teraz w tym momencie trochę niezręcznie i nie wiedział za bardzo jak powinien zareagować. Przepraszam tutaj nie pomoże, bo owa Puchonka tak łatwo chyba nie odpuszcza. Mimo wszystko czuł, że stworzył z nią jakąś pozytywną relację i tak to będzie się toczyło. - Rozumiem, że ja Paniom już nie jestem potrzebny? – zapytał patrząc się na Juliette, a następnie kąt oka rzucił na pannę z Hufflepuffu.
Jules chwilę słuchała ich pokickanej w kij rozmowy ale co za idiota zapraszany na imprezę pyta czy nie będzie już potrzebny? Boże spojrzala na niego jakby miała go zabić. Jednakże usmiechnela się lekko i odwróciła wzrok by nie wybuchnąć śmiechem. Głos przyjaciółki potwierdzający wypad podniósł ją na duchu. Bynajmniej sama nie pójdzie. Zwróciła się do chłopaka. - Wytłumaczyć mi której części mojego pierwszego pytania nie zrozumiałeś a dwa czemu po prostu spontanicznie nie powiesz słuchaj chętnie pójdę się z Wami napić?- no mówiąc szczerze troszkę ironizowala no ale ile do cholery można potrzebować czasu na podjęcie spontanicznej decyzji? Wszyscy wiemy że spontaniczne decyzje są najważniejsze - Wiesz jak chcesz to ja Cię przekonam Powiedziała i scisnela dłoń przyjaciółce na znak tego że właśnie chce zacząć się wkrecac w imprezę i zaczęła powoli poruszając seksownie biodrami ruszać w stronę chlopaka. Cały czas patrzyła mu w oczy i tylko Sun wiedziała że zapowiada się nie zobowiązujący flirt. To chyba miała bardzo rodzinne bo u nich w domu robili to już wszyscy. Usmiechala się i patrzyła oczami wręcz filtrującymi na chłopaka. A co tam należy jej się od życia. Całe 7 lat byłabardzo porzadna raz na ruski rok już nie musi.
Wpatrywala sie w Williama z szeroko otworzonymi oczyma. Co?! Dziewczyna zaprasza go na impreze a on pyta czy jest jeszcze potrzebny? Matko jedyna gdzie oni go wychowali? W piwnicy czy jak? No na prawde..on jest tym facetem czy nie? No bo kto normalny reaguje w ten sposob gdy ktos go zaprasza na impreze? Ludzie..ten swiat staje sie coraz gorszy I glupszy. Jak to mozliwe? Na poczatku wydawal sie taki mily. A tu nagle osadza ja o jakies nie wiadomo co I jeszcze glupio sie pyta czy moze juz sobie isc?! Toz to szczyt..glupoty!! -Ze co?! Idziemy na impreze a ty razem z nami.-powiedziala stanowczym tonem Sunny. Gdy zobaczyla reakcje Julki na slowa Williama az rozdziawila usta. Czy ona na prawde chciala posunac sie do tego po 5 minutach od przedstawienia sie? Boze ona na prawde byla idealna przyjaciolka! Swietnie sie dogadywaly I mialy podobne glupie pomysly. Puchonka usmiechnela sie zadziornie I uwaznie obserwowala poczynania Julki. Bardzo ciekawila ja reakcja Williama. No bo skoro tak glupio zareagowal na zaproszenie na impreze to jak on moze zareagowac na niewinny flircik? A jesli ucieknie z krzykiem?
- Ja ma pić z Wami? – zapytał zdziwiony. To bardzo dziwnie by wyglądało jakby osobnik płci męskiej miałby teraz nagle iść na imprezę z dwoma kobietkami i to w dodatku jeszcze miałby sobie popić. Oczywiście nie mówił nie, ale musiał to głęboko w sobie przemyśleć, żeby potem nie było jakichś niedomówień. Zresztą, wiedział doskonale jak się zachowuje po alkoholu, a więc i musiałby zachować odpowiedni hamulec. W końcu nie chciałby za jakiś czas dowiedzieć się, że z którąś z nich przespał się i okazało się, że zrobił jej dzieciaka. Potem miałby jeszcze płacić takiej alimenty, bo pewnie jeszcze by nie chciała, aby on widywał się ze swoim dzieckiem. On oczywiście by je uznał, no bo skoro zamoczyłby pitola to czemu miałby wówczas udawać, że nic się nie stało? Nie był taki, że migał się od odpowiedzialności. Jak już coś wyczynił to miał odwagę się do tego przyznać i nie udawał, że jest inaczej niż mogłoby być. Zresztą, jak już się powiedziało czy zrobiło A to trzeba powiedzieć lub zrobić B. Tak mu dopomóż Merlin… William patrzył na Juliette i aż mu się śmiać zachciało, ale ostatecznie powstrzymał się od śmiechu. Wolał już się nie kompromitować, bo wystarczająco już do tego doszło przez ostatnie paręnaście minut. Czas więc trochę naprawić swoje błędy. - No dobra. Idę z Wami. Prowadźcie więc, drogie Panie. – powiedział i gestem zapraszającym wskazał im drogę do wyjścia.
Juliette patrzyła zarówno na przyjaciółkę jak i na chłopaka. Nadal uwodząco kręciła biodrami. A kto bogatemu zabroni? Uśmiechała się przy tym nieco złośliwie co dodawało jej niewątpliwego uroku. No przyznać trzeba że Jules była ładna i nikt nie mógł temu zaprzeczyć. A niechby spróbował to zapewne miałby do czynienia z Sun i Angelem. Uśmiechnęła się tylko na słowa koleżanki i stwierdziła że nadal pozwoli sobie na ten jakże niezobowiązujący flirt. Zresztą brat jej nie widział więc nie wiedział że powoli upodabniała się do niego, do Lilith i w jakimś tam sensie do ojca. Nie... spokojnie nie puszczała się. To nie w jej stylu. Zresztą za wysoko się ceniła. Co by o niej powiedział jej brat wtedy? Przecież Ona miała być nieskazitelna i w ogóle. Zwróciła wzrok na przyjaciółkę. - Patrz... Dopiero zrozumiał- powiedziała śmiejąc się. W między czasie jednak podeszła do Williama i lekko pogłaskała go po ramieniu. No nikt nie powie że było to nie miłe. W końcu ona była bardzo miła nieprawdaż? To była Jules. Ta niegdyś najbardziej ułożona z całej trójki Scorpionów uczących się w Hogwarcie. To że po pewnym czasie obserwacji zbyt flirtującego z dziewczynami brata przejęła nieco jego nawyki to wcale nie była jej wina. Uśmiechała się delikatnie i flirtująco do Willa. Skierowała nawet swoje kroki w jego stronę tak że stanęła tak blisko niego iż mogła wyczuć jego perfumy i zapach szamponu którego używał do mycia włosów. Był naprawdę dość kuszący. Jules lubiła kuszące zapachy. Rozczulała się przy nich zupełnie jak w tym momencie. - Williamie ale mam nadzieję że naprawdę nie gniewasz się na moje wparowanie do tego pomieszczenia tak kolokwialnie mówiąc jak niewychowany bachor?- Mówiła to bardzo delikatnie z nutą takiej jakby czułości. Ojć flirt zaczął się na ostro. - Dobra ludzie idziemy do Hogs cafe... i Nie pytajcie czemu tam... powiedziałam to co pierwsze ślina mi na język podała.- Powiedziała i żwawo ruszyła w kierunku wyjścia z obserwatorium. Nie zapominajmy że nadal kręciła tyłeczkiem. Na myśl jak musiała teraz wyglądać prawie wybuchnęła śmiechem. Widząc jednak że oboje stoją jak kołki cofnęła się i wzięła przyjaciółkę za dłoń i po chwili również Williama pod pachę. A co! Raz się żyje co nie? Instynktownie również patrzyła na wszystkie reakcje Williama. Czy też ucieknie z krzykiem? A może wręcz odwrotnie zacznie grać z nią w tę bardzo niewinną grę. No patrząc po zachowaniu Jules była bardzo bezpośrednia i wiedziała czego chce. Czy jednak uda się jej doprowadzić do tego niewinnego flirtu? To zależy od osoby do której wystartowała z tym flirtem. - Dobra kochani, tak wracając obaj puchoni ale to że Sun umie pić to wiem a czy Ty potrafisz?- Pytanie było czysto retoryczne bo Jules i Sun miały dość mocne głowy do picia. Tyle że Jules lubiła śpiewać po wypiciu więc pewnie będzie całkiem ciekawie.
Stała jak wryta wpatrując się w poczynania Julki. Znała ją aż za dobrze i wiedziała jak to wszystko się potoczy gdy tylko chłopak da jej najmniejszy znak, który by ją zachęcił do dalszej zabawy. No w sumie ona postępowała tak samo, ale nie teraz. Nie z tym chłopakiem. Kiedy go zobaczyła pierwszy raz poczuła, że jest w nim coś..coś.. Coś takiego, że może mu zaufać we wszystkim. Może pierwszy przyjaciel płci przeciwnej? Może kiedyś nim zostanie..jeśli nie będzie zachowywał się tak jak wcześniej. Eeee, nie. Przecież już jej przeszło. W ogóle to za ostro zareagowała. William chciał się tylko upewnić, ze nie rozmawia właśnie z jakąś dziewczyną, która interesuje się czarną magią i w ogóle jest zła do szpiku kości. Czemu ona w ogóle tak dziwnie zareagowała? Czemu poczuła się tak źle? Czyżby słowa Williama aż tak mocno ją zabolały? Przecież ona nigdy nie przejmowała się opinią innych, chyba że swoich przyjaciół. A miała ich bardzo mało. Dwie przyjaciółki @Juliette Scorpion i @Adrienne Lorrain. Nikogo więcej, niestety. A może stety? W sumie nie przeszkadzało jej to, że miała tylko dwie przyjaciółki. One jej wystarczyły i nie potrzebowała więcej. Miała dwie prawdziwe, oddane przyjaciółki i cieszyła się z tego, nawet bardzo. Kiedy William zobaczył zachowanie Juliette od razu zgodził się by iść do Hogsa. To było dość zabawne, ale nie odezwała się. Nadal stała w milczeniu wpatrując się w swoją przyjaciółkę i Willa, którzy stali za blisko siebie. Julka nie przestawała swoich gierek, wręcz przeciwnej. Wkręciła się jeszcze bardziej. Sunny uniosła jedną brew ku górze i słuchała uważnie jej słów. Pokręciła głową w prawo i w lewo mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Matkoo, czego ona nauczyła tą krukonkę. Może powinna mówić i pokazywać jej mniej? W sumie gdyby pokazała i nauczyła ją mniej to nie było by super zabawy! Już nie gniewajmy się na Sunn za to czego uczyła Juliette. Chociaż wiedziała, że starszy brat jej przyjaciółki był na nią o to zły. No bo jaki starszy brat jest dumny z tego, że jego siostra zmieniła się we flirciare i tak dalej. Nie żeby była ladacznicą czy coś bo Sunny też nie była. Po prostu lubiła się zabawić jak każdy, niewinny flirt nikomu jeszcze nie zaszkodził. A przynajmniej nie słyszała o takim przypadku..jeszcze. Sunny drgnęła gdy krukonka złapała ją za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia. To oznaczało, że ta bardzo się zamyśliła iż przegapiła resztę dość interesującego przedstawienia. Mogła poobserwować sobie to czego jej przyjaciółka nauczyła się od niej i udoskonalała. Było to świetne i Sunny nigdy nie spodziewała się, ze uczeń przerośnie mistrza. No tak bywa, czasami. Jej to jednak nie przeszkadzało, w ogóle. Lubiła oglądać Juliette w akcji i wystarczyło jej to, że sobie popatrzyła. Nie musiała się wtedy w to mieszać gdy nie miała na to ochoty. Puchonka mruknęła cichutko zatrzymując się przed schodami. Spojrzała na krukonkę i Williama uważnie. -To gdzie w końcu idziemy? Wybraliście już jakieś miejsce?-spytała mrużąc delikatnie powieki. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który jak na razie nie miał zamiaru znikać. Na razie..ciekawe jak długo tam będzie.
- Nie, nie gniewam się. – uśmiechnął się na wypowiedź nowopoznanej koleżanki, a mianowicie Juliette Skorpion. Była lekko świrnięta, ale w rezultacie uznał, że nie stwarza żadnego zagrożenia. Można ją więc było uznać nawet za pozytywną osobę. Ale i tak prawdziwe jej oblicze pewnie pozna za czas jakiś. - Piję z umiarem. – odpowiedział spokojnie spoglądając na Juliette. Była dziwna, ale nawet zaryzykowałby stwierdzeniem, że ją lubi, choć znał ją dopiero od kilku minut. Był ciekaw czy to jej ostatnie pytanie było związane z tym, że ona ma zamiar naprawdę się upić, czy tylko go podpuszczała? O tym się przekona już za niedługo. - Hogs Cafe… Czy jakoś tak… Twoja koleżanka wie lepiej. – wskazał na pannę Scorpion. - Idziemy. – powiedział, a następnie cała trójka opuściła obserwatorium i udała się w ustalone miejsce.
Zt x 3 (Juliette, Sunny, William)
// zacznijcie pisać w nowym temacie, a ja się dołączę //