To pomieszczenie o dużych rozmiarach przypomina trochę salę kosmiczną, ze względu na obecność wielkiego nieba, zastępującego ściany. Są one po prostu zaczarowane. Jednak w tym miejscu widać podłogę, jest grawitacja, dlatego można stąpać pewniej po ziemi. W nieregularnych odstępach rozmieszczone są specjalne teleskopy, z których korzystają zarówno studenci, jak też młodsi uczniowie. Dzięki nim można swobodnie oglądać niebo.
Niebo... czyż ono nie było piękne? Czyż nie przyciągało swoją tajemniczością i ogromem? Ile ono miało odsłon. Nawet kameleon by się nie powstydził. Nie wiedziała, dlaczego niektórzy ludzie bali się nocy. Czym ona różniła się od dnia? Tu księżyc, tam słońce. Jasno, ciemno. To wszystko. Dzień był mniej tajemniczy. To na pewno. Ale noc miała w sobie niepowtarzalną magię. Przyciągała i przerażała zarazem. Jak można jej nie kochać? No jak? Elliott leżała właśnie na jednym z materacy i wpatrywała się we wszystko, co ją otaczało. Granatowa sukienka idealnie pasowała do obecnego koloru nieba. Czekała z niecierpliwością na Angie. Gdzie jesteś mała? Nie miała bladego pojęcia, ile już tu sterczy, ale nie przeszkadzało jej to. Tu można by siedzieć godzinami. Mimo to chciała już się zobaczyć z przyjaciółką. Tak dawno się nie widziały. Tyle miały sobie do opowiedzenia.
No oczywiście! Ona miała spotkanie z Elliott, a musiała się spóźnić! Dlaczego? Otóż gdy Angie wróciła z lekcji w szatach szkolnych, chcąc przebrać się na spotkanie w mugolskie ciuchy, okazało się, że ktoś rzucił na jej ulubione fioletowe rurki i zieloną bluzkę zaklęcie niewidzialności! Puchonka nie miała czasu dochodzić kto dopuścił się tego jakże niecnego występku, bo zajęta była przywróceniem odzieży widzialności. Gdy się z tym uporała, przebrała się w to szybko, zrobiła porządek na swojej rudej czuprynie i pognała ile sił w nogach do obserwatorium. Gdy zdyszana dotarła na miejsce, otwierając drzwi zaniemówiła z wrażenia. Gdy się ocknęła, zaczęła szukać wzrokiem Elli. Jest! Leży sobie na materacu. Angie, nie myśląc długo, po cichu położyła się przy niej, patrząc w niebo. - Hej, Eliotku. Chcesz słuchać moich usprawiedliwień? - przywitała się cicho - Czy mam się wstrzymać?- Angie miała wrażenie, że za dużo mówi w tym magicznym miejscu, ale inaczej nie umiała.
Nie wiedziała, ile czasu minęło odkąd tu przyszła, ale nie przeszkadzało jej to ani trochę. W tym pokoju czas się zatrzymywał. Przynajmniej dla niej. Usłyszała stukot butów na kamiennej posadzce, więc wyrwała się z zamyślenia i spojrzała na Angie. Uśmiechnęła się do niej, po czym uniosła się na łokcie, by lepiej widzieć dziewczynę. Zdmuchnęła włosy z twarzy. - Jeśli chcesz, to możesz mi o tym opowiedzieć. Jestem bardzo ciekawa, co znowu zmajstrowałaś. - Zaśmiała się cicho.
Chciała powtórzyć ruch dziewczyny podnosząc się na łokcie, jednak w połowie zrezygnowała co wyglądało jakby Angie miała drgawki. Uznała, że leżąc, będzie lepiej widziała towarzyszkę. Uraziło ją to, że Elli pomyślała, iż to Puchonka coś zmajstrowała. Jednak patrząc obiektywnie, przy Twanie się trochę zdemoralizowała. Bo czy grzeczna dziewczynka turla się w śniegu z górki ze starszym chłopakiem? - Tym razem to mnie coś majstrowano. Jestem niewinna - powiedziała z równie niewinną i pokrzywdzoną minką. - Ktoś rzucił na moje ulubione ciuchy zaklęcie niewidzialności! - Powiedziała głośniej, gwałtownie podnosząc się do pozycji siedzącej. - Jednak jestem zdolna i odczarowałam ciuchy - z westchnieniem ulgi opdała z powrotem na materac. No i się przebrałam i szybko tu do ciebie przybiegłam. - Uśmiechnęła się na zakończenie. - No, a o czym chciałaś pogadać? - zapytała przyjaźnie.
Patrzyła na pokrzywdzoną minkę Angie ze zmarszczonymi brwiami. W sumie patrzyła na całą dziewczynę, ale to na jej twarzy zatrzymała się na dłużej. - No dobrze... niech ci będzie, jesteś zdolna - przewróciła oczami. - I niewinna też. Ale sama przyznasz, że do aniołków nie należysz. Pokazała Angie język. Gest dziecinny, śmieszny i jeden z jej ulubionych. - O wszystkim i o niczym. Opowiadaj! Jak się sprawy mają w twoim życiu? Jesteś szczęśliwa? Zakochałaś się? Matko... tak dawno nie rozmawiałyśmy. W ogóle nie orientuję się, co u ciebie. - Zrobiła przerażoną minę, po czym wybuchła śmiechem. - Przepraszam, ale ostatnio mam bardzo dobry humor. Nie dziw się, jeśli będę się śmiała z czegoś, co właściwie nie jest śmieszne. Wyszczerzyła się do Angie.
Przecież Angie jest aniołkiem! No, może nie do końca...A może w ogóle? Nie, trochę aniołkowości jednak w niej jest. - Do aniołków? No, chyba jednak nie - uśmiechnęła się niby złowrogo Zabawnie wywalony język Elli, przypomniał jej jej wiecznie obrażoną czteroletnią siostrę. Uśmiechnęła się kontemplując to wspomnienie. Szybko stawiane pytania Elliott jednak sprowadziły ją na ziemię. - Spoko, spoko - również się do niej wyszczerzyła - Szczęśliwa? No pewnie! Chwila, od czego zacząć opowiadanie? - podrapała się po brodzie niczym prawdziwy detektyw. A, wiem! - dostała jawnego olśnienia - Ty nawet nie załapałaś się na Nate'a? No tak: Byłam małym, nieśmiałym puchoniątkiem.....Nie śmiej się, tak było! - wtrąciła Puchonka widząc wyraz twarzy towarzyszki który mówił, iż właścicielka niedługo parsknie śmiechem. - No, i wtedy wiesz, przystojny, napakowany chłopak namieszał mi w głowie. Nie dość, że traktował jak niewolnicę, to jeszcze kręcił z innymi pannami! No, a wtedy pojawił się Twan. No ok, nie pojawił, bo był, ale bardziej zaistniał. Wiesz, to było coś. Przy nikim się tak nie czułam. Spotkałam się z Natem w Trzech Miotłach, a dupek zrobił mi awanturę, rozumiesz? - Angie na samo wspomnienie oburzyła się nie na żarty i usiadła - No, ale wtedy Twan zabrał mnie na zakupy i spędziliśmy cały dzień razem! I nie tylko ten - Angie skrzyżowała nogi i wygodnie się podparła. - Odtąd jesteśmy prawie nierozłączni. Po prostu Angie i Twan...- rozmarzyła się. No, a co u ciebie? Ja się produkuję, a o tobie mało wiem! - Trochę zawstydzona skierowała pytanie do Elli.
Rzeczywiście o mało nie parsknęła śmiechem, kiedy usłyszała o małym, nieśmiałym Puchoniątku. Ale powstrzymała się, widząc minę dziewczyny. Z radością słuchała o jej szczęściu. Znała Twana, choć niezbyt dobrze, ale wydawał jej się naprawdę miły. Wiedziała przynajmniej, że jej przyjaciółka nie trafiła na jakiegoś bezmózgiego mięsniaka czy kobieciarza od siedmiu boleści. Sam ten fakt był wielce pocieszający dla osóbki takiej jak Elliott. - Ależ nie ma sprawy. Produkuj się dalej, jeśli chcesz. - Wyszczerzyła się, spoglądając kątem oka na rozgwieżdżone niebo. - Ja za to spotkałam się w końcu z moją kuzynką. Nasz kontakt się urwał odkąd poszłyśmy do Hogwartu, ale w końcu tak nie może być. Jeśli chodzi o chłopaków... jestem samowystarczalna. Zachichotała. - Poza tym coraz częściej chodzę do Zakazanego Lasu i siedzę przy ognisku. No i oczywiście tworzę, śpiewam, gram, ćwiczę, uczę się i takie tam. W sumie nic ciekawego, ale przynajmniej nie dzieje się nic złego. A to już jakiś postęp. - Spojrzała uważnie na Angie.
Słuchała Elli patrząc w rozgwieżdżone niebo. Dużo osób się takim zachwycało, ba! nawet poświęcało życie na poznawanie nieba. Cóż, dla Angie było ono piękne, a i owszem, ale nie nie rozpływała się nad jego wspaniałością. Samowystarczalna? Czy Angie nie mówiła tak o sobie jakiś czas temu? - Samowystarczalna? Pewnie się zdziwisz, ale ja też kiedyś taka byłam. Widzisz, jedno Gryfoniątko może przewrócić świat do góry nogami! - Zaśmiała się serdecznie. Angie bardzo lubiła Gryfonów. Miała tam zresztą wielu znajomych, jak i przyjaciół. Zaraz, do Zakazanego Lasu? Ale przecież tam może jej się coś stać! - Eliotku, na prawdę twierdzisz, że jesteś tam bezpieczna? - zapytała z trwogą w głosie. Zawszę martwiła się o wszystkich. - Przy ognisku? Z kim? Kiedy? Fajnie jest? - pytała jak nakręcona, Zmieniając nastawienie do usłyszanej nowości. - Chętnie bym posłuchała jak śpiewasz. Grasz na gitarze? Co tworzysz? Co ćwiczysz? Weźmiesz mnie kiedyś? - Jej troska i trwoga o bezpieczeństwo przyjaciółki wypadły z rudej główki Puchonki, którą pochłonęły wizje w których siedzi ona z Elliott i innymi przy ognisku w Zakazanym Lesie...
- Na razie się na to nie zanosi, ale jestem skłonna przyznać ci rację. Kiedyś najprawdopodobniej się to zmieni. - Taką przynajmniej miała nadzieję. Wyobraziła sobie siebie za jakieś 10 lat z wspaniałym mężem u boku i dzieckiem na rękach. Wiedziała, że przyszłość nie zawsze rysuje się tak kolorowo, ale pozwoliła sobie żyć marzeniami. Teraz jeszcze mogła. Ocknęła się akurat wtedy, kiedy Angie z zawrotną szybkością zaczęła jej zadawać pytania. Spojrzała na nią z lekkim strachem. Za dużo! Za dużo! Wolniej! No i bach... już nie pamiętała, o co dziewczyna pytała na początku. Musiała wytężyć swój umysł, żeby do tego dojść. - W Zakazanym Lesie? Myślę, że tak. Choć to nie jest do końca pewne. Ale nie bój się. Kiedy tak jestem zawsze mam na sobie kilka zaklęć obronnych. - Uśmiechnęła się uspokajająco. - Przy ognisku, popijając czekoladę z proszku albo zajadając pianki. Najczęściej w nocy z przyjaciółmi. Morgane, Jane, Katherine czy Natanielem. - Oj, nie byłabym taka pewna czy byś chciała. - Zaśmiała się. - Gram na gitarze i fortepianie. Tworzę... najczęściej piosenki, melodie, utwory. Ćwiczę ciało, zmysły i samoobronę. No wiesz... fechtunek, sztuki walki czy sparingi, jeśli mam z kim. I bardzo, bardzo chętnie cię ze sobą zabiorę, kiedy pójdę tam następnym razem. - Teraz moja kolej. - Uśmiechnęła się chytrze, mając w głowie parę pytań do przyjaciółki. - Jak spędzasz wolny czas? Co tam u Twana? Jakiej muzyki słuchasz? Będę mogła zrobić ci kiedyś zdjęcie? Zbieram fotografie do albumu z ważnymi osobami w moim życiu. Czym się interesujesz? Umiesz jeździć na łyżwach? Mogłybyśmy kiedyś się wybrać na jezioro...
Angie z wielką uwagą słuchała Elliott, leżąc na materacu. Czuła sie wspaniale, lecz to się zmieniło, gdy przypomniała sobie o górze prac domowych czekającej na nią. Angie miała nie jasne wrażenie, że wypracowania wzywają ją telepatycznie , nie dając prowadzić spokojnej rozmowy. Postanowiła jednak odpowiedzieć na wszystkie pytania Elliott, grzecznie się pożegnać i iść do Pokoju Wspólnego. Tak też zrobiła. - Czas? Jak spędzam czas? - zapytała trochę w roztargnieniu - Różnie, na prawdę. Eliiotku nie pogniewaj się, ale muszę zmykać kiedy indziej wszystko ci powiem. - powiedziała podnosząc się z przepraszającym uśmiechem. Zaraz, Nathanielem? Czy to nie ten Ślizgon, którego spotkała w lochach? Z przerażeniem spojrzała na przyjaciółkę. On jest przecież niebezpieczny! - Elli, a ty jesteś pewna co do tego Nathaniela? - zapytała ostrożnie do wpół lezącej Elliott, po czym zaczęła się cofać ku wyjściu, czekając na odpowiedź - Uważaj na siebie, pa - pożegnała się nie słysząc odpowiedzi. Roztrzęsiona wiadomością o przyjaźni Nathaniela i Gryfonki pędziła przed siebie, wybiegając z Obserwatorium. Potrącała biegnąc na korytarzach ludzi, nie zwracając na to większej uwagi. Gdzie ona miała teraz być? A tak, w dormitorium! Przyczyną już nie zaprzątała sobie głowy.
Lekko zdezorientowana patrzyła na Angie. Czyżby powiedziała coś nie tak? Dziewczyna tak nagle zerwała się z materaca, że miała poważne dowody na prawdziwość owej tezy. Oj, głupia, głupia, głupia. Chociaż z drugiej strony czo mogło Puchonkę aż tak wystraszyć? Przecież pytała tylko o podstawowe sprawy. Podniosła się na łokcie i patrzyła jak dziewczyna się zbiera. -Elli, a ty jesteś pewna co do tego Nathaniela? No proszę... kolejna osoba, która miała co do niego jakieś wątpliwości. Czyżby się do bała? - Tak. Jestem pewna. Stuprocentowo. - Spojrzała Angie w oczy, by dodatkowo ją w tym upewnić. Ufała Natanielowi. Miał tyle okazji, by coś jej zrobić, ale żadnej nie wykorzystał. - Do zobaczenia! - Wykrzyknęła za przyjaciółką i z powrotem opadła na plecy, wpatrując się w niebo. Po paru minutach, a może godzinach doszła do wniosku, że również musi już iść. Niechętnie wstała i udała się do drzwi, tęsknie spoglądając w gwiazdy i księżyc.
Wszedł spokojnie zrelaksować się obserwując niebo i gwiazdy, Lugh siedział mu na ramieniu ostatnimi czasy wolałem trzymać go przy sobie, poza tym lubiłem jego ciepło i obecność. Rozejrzałem się i siadłem w rogu przy teleskopie rozglądając się za siedziskiem jest okej przyciągnąłem go bliżej, rozsiadłem się i zacząłem obserwować konstelacje które lśniły na niebie, Lugh, delikatnie zaczął śpiewać, napełniając salę swą pieśnią, którą opiewał piękno nocy.
Szukałą go po całym skrzydle studenckim. Już myślała, ze zniknął za posągiem centaura, gdy stanęła przed jednymi drzwiami. Nie wyglądały na schowek na miotły, a były chyba jedynymi, których jeszcze nie otworzyła. Chwyciła za klamke i lekko pchnęła drzwi. Zaskrzypiały lekko, a na ów dźwięk dziewczyna lekko sie skrzywiła. Jak kot weszła do wielkiej sali i aż zaniemowiła. Zamiast ścian było nocne, rozgwieżdżone niebo.Oglądala te czary z niemym zachwytem. Nagle zobaczyła mężczyznę, siedzącego do niej tyłem i patrzącego przez jeden z teleskopów. Podeszła do niego bezszelestnie i sanęła za nim. Chyba jej nie zauważył. na jego ramieniu siedział feniks śpiewając przepięknie. -Piękne miejsce Aleksandrze.- powiedziaął łagodnie. Nie chciałą go zezoscić.
Lugh umilkł widząc zbliżającą się El, strosząc grzebień, patrzył na nią uważnie. - Zgodzę się piękne- podniósł się znad teleskopu, poważny i spokojny, Nie wyrażając żadnych uczuć, ni zamiarów, jego głos był chłodny i profesjonalny. -Dobra rada nie próbuj się skradać w tej sali, dźwięk się tu niesie nawet jeśli próbujesz się zakradać, a tym bardziej nie próbuj zachodzić po cichu od tyłu się do człowieka z feniksem na ramieniu- mówił to cały czas nie odwracając się do niej, delikatnie dostrajając w trakcie przemowy Teleskop- Teraz powinno być dobrze-pochylił się do soczewki wpatrując się w niebo.
-Przepraszam, nie wiedziełam, ze jesteś taki groźny.- uśmiechnęła sie. Irytował ją fakt iż mężczyzna siedzi do niej tyłem, ale jakoś dawała radę. -Nawiasem mówiąc lepiej doceń przeprosiy. Żadko kiedy to robię.- powiedziaął podchodząc do sąsiedniego teleskopu i majstrjąc coś przy nim. -Myślałam, ze feniksy to łagodne stworzenia.- powiedziała kończac ustaianie ostrości i spoglądając w okular.
Spokojnie obserwował niebo, co jakiś czas dostrajając ostrość. -Feniksy, mimo że roślinożerne i na ogół spokojne, należą do stworzeń o znacznej sile i ostrym dziobie i pazurach. Spójrz na Lugha to samiec, posiada dumę i wojowniczość, czas spędzony w klatce nie służył mu dobrze, do tego przez wieki swego żywota nie raz obserwował ludzi, ma wiele talentów i głębokie zrozumienie świata, choć nie mówi jest świetnym kompanem i doskonale ocenia ludzkie charaktery. Podniósł się od teleskopu by pogładzić Lugha po głowie - Chociaż wiesz za co przepraszasz, bo jeśli nie znasz powodu słowa nic nie znaczą- Odwrócił się do niej.
-Właśnie dlatego tak zadko to robię.- Powiedziała dalej pochylona nad teleskopem. Najpierw on nie odwracał sie do niej, to teraz ona zrobi to samo. A jak! Pobawmy się trochę! -Nieźle tańczysz...- powiedziała swym zwłykłym głosem "królowej śniegu". Poprawiła ostrość sprzętu i znow spojrzała na niego. Tym razem jednak gdzies w innym kierunku. Patrzyła zafascynowana na gwiazdy ukladajace sie w gwiazdozbior centaura. Jak była mała wykradała się nocą z domu do ogrodu. Kładła się wtedy an trawie i patrzyła w niebo. Lubiła gwiazdy. i noc. niosła ze sobą tajemnicę, mrok i schronienie. Mzna się było w niej schowac jak w labiryncie, ale nie zgubić. Jednak zawsze po księżysu nastaje słońce. A wraz z nim dzień. I znów wszystkobyło jak wcześniej.
Nic nie pojęła, nic nie zrozumiała. pokręcił głową i wrócił do teleskopu, poprawił ostrość kierując go na Libre, patrząc w gwiazdy można zrozumieć małość i pokorę. -Zdarza mi się tańczyć, i jakoś nie wypada mi nie umieć tańczyć- Odparł- poza tym jeśli czegoś się uczę staram się być w tym jak najlepszy- Skupił się na wspomnieniu bali i imprez na których musiał się pojawić, wystarczy że wygląda się tak specyficznie jak ja plus mój rodowód, patrzeć na tą całą hipokryzje na te udawane wyrazy współczucia na te uśmieszki, ale jak tylko zacznę na takich balach tańczyć to zaraz milkną i znikają uśmieszki.
Nic nie dopowiedziała. Jezu! Tak jak zawsze jej takie gierki przychodziły z łatwością, tak teraz nie wiedziaał co ma powiedzieć. Westchnęła głęboko i nie odrywajac glowy od teleskopu zapytała. -Jesteś na m,nie zły?- spytała obojętnym glosem, ale tak na prawdę nie było jej to obojętne. Pierwszy raz w życiu jej zależało na znajomości z kimś. Może to dlatego, ze Aleksowi ufała? Nie miała zielonego pojęcia dlaczego, ale po prostu miała wrazenie, ze on ja rozumie... Ale dlaczego?
- Zły raczej nie bardziej zawiedziony, jeśli osoba o takich zdolnościach, wykazuje się małostkowością- Spokojnie obserwował gwiazdy, jego głos był spokojny- miałem co do ciebie nadzieje, ale niestety okazały się próżne. Widzisz obracam się w towarzystwie, spotykam osoby które bywają próżne, które nie zważają na słowa, uważają się za lepszych niż są w rzeczywistości, zakładają maski hipokryzji, co w pewnym sensie doprowadza mnie do smutku. Sam przybieram maski w znaczeniu dosłownym, jako i metaforycznym, ale jestem do tego zmuszony i nie robię tego dla przyjemności no może czasem by nie wyjść na hipokrytę. ale patrzeć na tych co przybierają pozę która nie jest im należna lub używają terminów których nie rozumieją to zupełnie inna historia.
Już chciałą się z nim wykłucac co do tej "malostkowosci", ale on mówił dalej. Gdy skończył podniosła glowę i spojrzała na niego. -No, przykro mi bardzo,a le tak zostałam wychowana. Zdaniem, które najlepiej pamiętam z dzieciństwa brzmi "Zawsze dąż do celu po trupach. Choćby nie wiem, kto by maił byc tym trupem.".- powiedziała spokojnie i chłodno.- Zostałam wychowana w rodzinie bez milosci, w... czekaj, jakby to określili mugole?- to ostatnie słowo wypowiedziaął z odrazą.- Ach tak! Patologia. Oni by powiedzieli, ze moja rodzina jest patologiczna. Ja tak nie twierdzę. Przerwała na chwilę, zeby pomyśleć nad ciagiem dalszym. -Tam na sali powiedziałeś mi, ze nie wiem, jaka wielka jest cena za delektowanie się czarna magią. Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz...- to wyszeptała bardziej do siebie niz do niego. Ale wiedziaął, ze on i tak uslyszał.
- O i właśnie dochodzimy do sedna, jak długo sądzisz rodziny takie jak Twoja wpływają na pokolenia trują młode umysły, sądziłem że jesteś mimo wychowania osobą która posiada nutkę pokory ale nie wykazałaś małostkowość i głupotę mówiąc że umiesz trucizny w małym palcu, to jest niemożliwe do osiągnięcia nawet jeśli studiujesz je całe życie, co do czarnej magi nigdy nie mów że jesteś nią przesycona bo nie jesteś jego głos był cały czas chłodny, mówił do niej spokojnie obserwując gwiazdy - Co do ceny za jej używanie czy poniosłaś stratę która ciąży Ci ponad wszystko czy twoje ciało ucierpiało w nieodwracalny sposób, bo taka jest cena i osoba która ją płaci nie pozwala sobie na mówienie że jest nią przesycona. Ta magia zabija krzywdzi powoduje ból i Cierpienie jej używanie wpływa na człowieka tak na ciało jak i ducha. Cały czas emanował z niego spokój, całą sprawę już przemyślał, i nie czuł gniewu.tylko żal nad kolejną skrzywdzoną osobą która niestety z pięknej i silnej czarownicy może stać się wrakiem
-Próbuję się zmieniać, ale, jak sie pewnie domyślasz, to nie jest łatwe.- powiedziaął również chłodno. -Jeśli chcesz wiedzieć, to nigdy nie straciłam nikogo na tyle mi bliskiego, by później tego załować. Jak już mówiłam zostałam wychowana w domu bez miłosci, toteż sama kochać nie potrafię. Byłam uczona by nikomu nigdy nie ufac, by do nikogo, ani do niczego się nie przywiazywac.- zaczęła chodzić wolno dookoła sali. -A co do ciała...- w tym momencie urwała. po chwili jednak kontynuowała.- Na stałe nigdy mi się nie zdarzyło, ale...- Znów urwała. Zzza paska przy sukience wyciagnęła mały sztylet. przyłożyła ostrze do lewej dłoni, zacisnęła ja i wyciagnęła nóż. Nie czóła bólu. Otworzyła dłoń. Ręka była ledwo umorusana krwią powoli sacząca sie z płydkiej rany. po chwili jednak rana zaczęła się pogłębiac i rozszerzać na calą dloś, a Elena stała niewzruszona z ręką wyciagnięta w stronę mężczyzny. Do czasu niewzruszona... W pewnym momencie poczóła potwoerny ból i nie wytrzymała... Krzyknęła, a własciwie syknęła. Cicho i krótko. Wiedziaal, ze nie może krzyczec, bo pokaże tylko, ze jest słaba. I wtedy znów zostanie ukarana. Potrząsnęła głową. ie, nie... Nie było tu jej ojca. Nikt jej nie ukarze. Na razie. Ale i tak nie krzyczała. Tylko jej oczy zaczęły się lekko szklić. W pewnym momencie dłoń odchyliła się pod dziwnym kątem w dół. Kości już praiw puściły. i wtedy rana się zatrzymała. Nie powiększała się dalej, jednak również nie cofnęła. Elena zamrugała kilkakrotnie, zeby stłumic łzy i dumnie wyprostowana apojrzała na aleksandra. -Czy taka cena wystarczy?- spytała głosen "królowej śniegu".
- Czy sądzisz że samookaleczenie można nazwać ceną- spojrzał jej głęboko w oczy, w jego oczach krył się smutek, -takie postępowanie cie zniszczy, co chciałaś w ten spokój uzyskać, poddając własne ciało męką, Spójrz na mnie spójrz mi w oczy spójrz na mą twarz, Takie czyny nic dobrego nie niosą ze sobą. ukazanie bólu nie jest słabością, choć wielu twierdzi inaczej. - Delikatnie skinął na Lugha dając mu znać po czym Feniks spojrzał w stroną Eleny i zrosił jej raną swoimi łzami lecząc tą ranę.
-Normalnie tego nie robię. Chciałam ci tylko pokazać co dzieje się z moim ciałem za każdym razem jak mnie ktoś uderzy, przetnie, czy okaleczy.-powiedziała twardo. -Co do okazywanie bólu... za kazdym razem jak podczas czegoś podobnego krzykęłam choć, od razu byłam karana jeszcze większymi katuszami.- jej głos był sppokojny i stanowczy. Gdy feniks uleczył jej rany była lekko zaskoczona, ale zaraz sobie przypomniałą, ze przecież łzy feniksa leczą każde rany. -Dziękuję. To jedyne lekarstwo, które może te rany uleczyć.- powiedziała przypominając sobie incydent nad jeziorem sprzed kilku miesięcy. Rana na nodze zagoiła się już dawno, lecz te na plecach i drugiej dłoni, były dalej widoczne i boleły przy większym nacisku. Ale nie narzekała. Z tego bólu czerpała siłę... Tego nauczył ją ojciec.