To pomieszczenie o dużych rozmiarach przypomina trochę salę kosmiczną, ze względu na obecność wielkiego nieba, zastępującego ściany. Są one po prostu zaczarowane. Jednak w tym miejscu widać podłogę, jest grawitacja, dlatego można stąpać pewniej po ziemi. W nieregularnych odstępach rozmieszczone są specjalne teleskopy, z których korzystają zarówno studenci, jak też młodsi uczniowie. Dzięki nim można swobodnie oglądać niebo.
Nie znała Hogwartu ani zasad panujących tutaj, dlatego widząc nieznajomego chłopaka - nie powinna prawić mu żadnych morałów. Wolała trzymać się na uboczu, nie wchodząc mu w drogę i nawet nie pokazując, że w ogóle istnieje. Zawieranie wszelkiej maści nowych relacji wydawał jej się dość problematyczne, a już szczególnie wtedy, gdy ledwie przekroczyła próg szkoły i raz jeszcze musiała mierzyć się z chmarą dzieciaków, które zdawały się istnieć w zupełnie innej czasoprzestrzeni, gdzieś z dala od tego, co było jej znajome. Mogłaby szukać sposobów na odstresowanie, przeanalizowanie tego wszystkiego, co się wydarzyło w ciągu ostatnich dwóch lat, ale nie miało na to siły. Była wręcz osłabiona sytuacjami, które miały miejsce i tylko dlatego unikała za wszelką cenę odpowiedzialności przed przeszłości deptającej jej po piętach. Doskonale znała ryzyko i następstwa płynące z pochopnych decyzji, ale tym razem było inaczej. Mury Hogwartu, podobnie jak uliczki Londynu, przybierały niewyraźne kształty majaczące gdzieś w przeszłości, która grubym dłutem wbijała się między jej żebra i odbierała powietrze. Nie dopuszczała szansy na to, by zaczerpnąć oddechu i stanąć na równych nogach, ale czy musiała o tym myśleć? N i e. Niczego już nie była pewna, stąd pytanie nieznajomego sprawiło, że zastygła w bezruchu i spojrzała na niego kompletnie zaskoczona. - Nie jestem pewna - odpowiedziała zgodne z prawdą, w końcu... Nie wydarzyło się nic złego. Lekkie wzruszenie ramionami nadało temu inny wymiar, może trochę bardziej autentyczny lub całkowicie lekceważacy. Musiała się więc poprawić, bo nie chciała wyjść na ignorantkę, która nie chce rozmawiać. - Nie umiem się tu jeszcze odnaleźć - przyznała zgodnie z prawdą i zrobiła krok w przód. Cóż innego miała mu rzec? Była nowa i pozostawało to niezaprzeczalne. - A ty? Uciekasz przed odpowiedzialnością czy chcesz pomyśleć? Jeśli to drugie - mogę znaleźć inne miejsce - zaproponowała z pełnym przekonaniem, wszak nie zamierzała mu przeszkadzać w chwili zadumy i kontemplacji nad własnym sensem istnienia.
Pojawienie się zupełnie nieznajomej dziewczyny nieco rozbudziło Fairwyna. Do tej pory czuł się lekko zaćmiony, a teraz miał okazję do pogadania. Jako osoba bardzo towarzyska lubił spędzać czas z innymi ludźmi nawet jeśli ich nie znał. Delikatny uśmiech przebłysnął na twarzy Gryfona. Pomimo wyglądu nieprzyjemnego gangstera odzianego w przeróżne tatuaże, sprawiał, a przynajmniej starał się sprawiać wrażenie sympatycznego. Usiadł na barierce, tak starej, że nikogo by nie zdziwiło, gdyby się złamała. Na co dzień miała chronić przed wypadnięciem z wieży, ale w tym momencie została niebezpiecznym siedzeniem dla chłopaka. Kątem oka nawet zerknął za siebie, a serce mu nieco przyśpieszyło. Gdyby miał lęk wysokości, to już dawno zwaliłoby go na kolana, albo gorzej – na złamanie karku. Na szczęście Anglik lubił adrenalinę i igranie z niebezpieczeństwem. Beztrosko zaciągnął się papierosem i wypuścił kilka kółeczek. -Nowa w Hogwarcie? – zgadywał, bo nie znał dziewczyny. Jego strzał miał nawet jakieś podstawy. Sam zbyt często nie przebywał w szkole, ale nieznajomą widział pierwszy raz w życiu. Zresztą było wielu uczniów spoza wysp brytyjskich. Jakby się tak nad tym zastanowić to spora część jego znajomych nie pochodziła nawet z Europy. -A może po prostu się nudzę? – odparł pytająco na pytanie Krukonki. Taka odpowiedź po prostu mu najbardziej odpowiadała. Gdyby chciał przemyśleć sobie wszystkie skomplikowane sprawy, to nie starczyłoby mu czasu. By nie zaprzątać sobie głowy kolejnymi problemami, ograniczał się do pięciu minut przed snem. Co do ucieczki… Już dawno od niej uciekł, teraz po prostu tkwił w tym kłamstwie o młodości, ale nie narzekał, bo tak mu było dobrze. -Nie ma takiej potrzeby – obserwatorium było całkiem spore, spokojnie mogli je podzielić na dwoje. Max mógł dalej się nudzić, przy okazji obserwując zmagania z problemami dziewczyny. Zawsze to jakieś ciekawsze doświadczenie, a gdy się znowu znudzi, to albo sobie pójdzie, albo jako przykładny starszy kolega, okaże serce i szepnie dobrym słówkiem.
Potrzebował chwili spokoju, na którą nie mógł liczyć ani w swoim dormitorium, ani nawet w pokoju wspólnym, nie mówiąc o żadnym innym miejscu, w którym normalnie nikogo nie było. Żeby nawet jego ciche azyle w Hogwarcie były pełne ludzi! Nie chciał iść aż na wieże, ale, niestety, nie miał wyjścia. Każde inne pomieszczenie było zajęte, a w obserwatorium i tak rzadko kiedy pojawiała się większa grupka. Właściwie, nigdy nie było tam żywej duszy poza lekcjami astronomii, chociaż i te nie odbywały się tam zbyt często. Jego czarna bluza była przez całą drogę całkowicie zapięta, kiedy jednak wszedł do sali, odpiął ją do połowy, ukazując koszulkę w tym samym kolorze z logo Zobacz Testrala. Usiadł pod ścianą i głęboko westchnął, patrząc na niebo. Poprawił sznurówki szarych trampków i wyciągnął z kieszeni paczkę Lordków, od razu jednego wkładając do swoich ust, a pozostałość chowając. Za pomocą różdżki go zapalił, zaciągnął się, a po chwili z jego ust wydobył się dym. Odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy, rozkoszując się przed chwilę smakiem, jaki zostawił w jego ustach. Każdy czarodziej czuł coś innego, co dla niego było zaskakujące. Bo to przecież takie same opakowanie, taki sam papieros, dym, a jednak, wszyscy, z którymi chociaż raz rozmawiał o swoich ulubionych niszczycielach płuc, mówili o zupełnie różnych smakach. On sam czasem odczuwał niewielką zmianę, jednak twierdził, że to tylko przez zmęczenie, albo po prostu kupił nie to opakowanie co trzeba. Jakoś nigdy nie zagłębiał się w tajniki przyrządzania akurat tych papierosów. Miał świadomość, że niektóre działały nasennie, niektóre pobudzająco, a Lordki ponoć uzależniały najbardziej. Jakoś nie robiło mu to większej różnicy. Kolejny raz, ten sam schemat - zaciągnięcie, dwie sekundy przerwy, dym wypuszczony ustami. A on ciągle siedział pod ścianą i patrzył na niebo, czy też jego imitację, czując, jak wypełnia go ten dziwny spokój. Cisza, tego właśnie potrzebował. Bardziej niż tego chciał rozmowy, jednak stwierdził, że samotność z paczką ulubionych papierosów mu w zupełności wystarczy.
Benjamin Ash Benoui
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : Tatuaże na rękach, oraz orzeł na piersiach.
Co jak co, ale jemu podobała się opcja z pokojem wspólnym. Miejsce było nie do odwiedzania przez uczniów i bardzo dobrze. Już wystarczy, że musiał patrzeć na brata jak ten chrapie mu za uchem. Ehhh. Dlaczego on miał takiego pecha w życiu. Tak bardzo go nie trawił, a to wszystko jeszcze bardziej go w tym przekonaniu utrwala. Jeszcze jakiś czas temu mógł sobie myśleć, że jednak jakoś bracia się dogadają, ale ten tak bardzo działał mu na nerwy, że chyba jednak nie będzie takiej możliwości. Jest bo jest. Teraz nie za bardzo miał się gdzie podziać. Na całe szczęście kończył Hogwart i będzie mógł zamieszkać sam, bo z ciotką nie widziało mu się mieszkanie skoro tam będzie ten starszy Benoui. A może on się pierwszy wyniesie? On chyba dobrze odczuwał, że nie jest tam mile widziany. Nawet ciotka nie za bardzo za nim przepadała. Bądź co bądź kiedy Pokój Wspólny był nieosiągalny dla uczniów Slytherinu nie miał za bardzo co ze sobą zrobić. Włóczył się po całym zamku i znajdował co to nowsze pomieszczenia. Hogwart naprawdę posiadał wiele miejsc, które pewnie jeszcze kiedyś pozna i odwiedzi. Dzisiejszego dnia jednak nogi poniosły go aż do Obserwatorium. Nigdy aż tak wysoko się nie panoszył. Wiedział, że w tym miejscu raczej ślizgonów rzadko jest spotkać, a jednak o dziwo zauważył pana Hooker'a siedzącego pod ścianą. Uśmiechnął się cicho pod nosem i podszedł do niego wkładając tym samym ręce do kieszeni. - Poczęstujesz? - zapytał kiwając głową na papierosa. Sam miał ochotę zapalić. Zazwyczaj tego nie robił, ale dzisiaj naprawdę miał ochotę na to. Najchętniej napiłby się jeszcze czegoś mocniejszego, ale wiedział, że na terenach szkoły to jest naprawdę niebezpieczne. Może i lubił wszelakie problemy, szlabany, ale wiedział, że alkohol to już jest dość mocne przekroczenie regulaminu.
Słysząc kroki od drzwi, miał już ochotę wstać i wyjść, tak najzwyczajniej w świecie. Nie chciał przecież towarzystwa, a ktoś wyraźnie pchał się w drobną kłótnię, jeżeli nie większą sprzeczkę. Dopiero kiedy spojrzał w ich kierunku i ujrzał znajomą twarz, nieco mu ulżyło; uspokoił się. Kto denerwowałby się na przyjaciela bez powodu? Z resztą, rozmowa z nim na bank poprawiłaby mu humor, jednak nie mówmy o jakimś szczęściu. - A od kiedy palisz, Ben? - zapytał, o wiele bardziej retorycznie i wskazał na miejsce obok siebie, znów sięgając do kieszeni po paczkę i kierując ją w stronę przyjaciela. - Silnie uzależniające - dodał jeszcze, kiedy jego towarzysz poczęstował się zawartością paczki i usiadł obok. Znowu schował papierosy, znowu się zaciągnął, znowu wypuścił dym przed siebie i delikatnie westchnął, znów patrząc na sufit z imitacją nieba. Nawet przysunął się do przyjaciela, patrząc na niego. - Jakbyś potrzebował, chyba mam przy sobie ten mugolski wynalazek, za… zapłon… zapal… A, zapalniczkę, tak - tutaj zrobił “dramatyczną” przerwę, wkładając sobie papierosa do buzi i udając, że szuka tego specyficznego przedmiotu, jednak po chwili jedynie się zaciągnął, znów wypuszczając dym ustami. - Ale odpalenie ich magią jest prostsze - mrugnął do niego, wykorzystując swoją różdżkę i proste zaklęcie do odpalenia końcówki. Jego wzrok znów powędrował na niebo, zgiął jedną nogę w kolanie i tak patrzył, jakby Ash nawet nie siedział obok niego. Był świadomy jego obecności, jednak nie musiał na niego patrzeć. - Wiesz jak się zaciągać, prawda? - zapytał ze szczerej ciekawości, jednak nie odrywał wzroku od sklepienia.
Benjamin Ash Benoui
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : Tatuaże na rękach, oraz orzeł na piersiach.
Właśnie dlatego tutaj przyszedł, bo liczył na to, że będzie sam. Od jakiegoś czasu nie potrzebował kompletnie nikogo. Nawet Lennox był dla niego jakiś taki obojętny. Mimo iż byli kumplami to jednak miał jak na razie wszystkich dość. Dlaczego? Czy to wina jego brata? Sam nie wiedział. Śmierć matki trochę go skruszyła i na pewno wiele osób by go teraz nie poznało. Nieco inaczej się zachowywał, ale może potrzebował jakichś nowych znajomości żeby nieco zapomnieć? Trochę nowych wrażeń? Czekał z niecierpliwością na to co los mu przyszykował i weźmie wszystko z pocałowaniem ręki. Spojrzał na paczkę, którą podstawił mu ślizgon, ale nie miał najmniejszego zamiaru przejmować się tym, że papierosy były silnie uzależniające. Cóż. Jak to mówią na coś trzeba umrzeć, nie? Nie zawahał się i od razu wyciągnął sobie papierosa z paczki, dziękując skinieniem głowy. Aaren był jego dobrym przyjacielem. Lubił z nim spędzać czas. Poczekał chwilę, aż Aaron mu odpali papierosa, ale zwyczajnie tego nie zrobił. Wyciągnął różdżkę jednak to Aaron go zapobiegł. - Też tak uważam... - mruknął kładąc różdżkę na posadce obok siebie. Tak naprawdę to ona była teraz jego najlepszym przyjacielem. To tylko na nią mógł liczyć w stu procentach. - Mój drogi, nie zadawaj głupich pytań. - oznajmił i zaciągnął się papierosem. Od czasu do czasu zdarzało mu się zapalić papierosa, ale do tej pory zwyczajnie go to nie ciągnęło, a jedynie robił to zwyczajnie z potrzeby żeby urozmaicić sobie chwilę. Jednak do tej pory nie musiał, a jedynie chciał.
- Dawałem papierosy wielu osobom. Wszystkie się krztusiły, więc wolę tak dla pewności zapytać - odparł spokojnie, obracając głowę w kierunku chłopaka. Był ciekawy jeszcze jednej rzeczy. - Jaki smak czujesz? To pytanie mogło wydać się dziwne, kompletnie nie na miejscu. Przecież jaki smak może czuć osoba, która pali? Tytoniu, to nasuwa się automatycznie, a jednak Lordki miały w sobie coś szczególnego. Nie wiedział też, jak zareaguje na to pytanie, w końcu, kto normalny, z tak kamiennym wyrazem twarzy pyta o rzecz tak błahą? Kto zadaje pytanie dotyczące odczuwanego smaku zwykłego papierosa? Zwykłego, Hooker, najpierw je wychwalasz, a teraz sobie chcesz wmówić, że są zwykłe i niemal takie same jak te, które palą mugole? - Wiesz, każdy czuje coś innego - tutaj wzruszył ramionami, znów się zaciągnął i popatrzył na delikatnie pomarańczowy papierek w swojej ręce. - Ja na przykład czuję rabarbar z cynamonem - uniósł kącik ust w górę i znowu popatrzył na twarz Benoui. Miał to coś w oczach, ale Aaren nie mógł zidentyfikować, co takiego to było. O dziwo, działało to na niego w dość zaskakujący sposób. Po prostu nie mógł oderwać od nich wzroku. To niestosowne skarcił się w myślach i odwrócił wzrok, błądząc wzrokiem po sztucznym niebie.
Benjamin Ash Benoui
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : Tatuaże na rękach, oraz orzeł na piersiach.
- Kawy. - mruknął do niego. Benjamin nigdy nie ukrywał, że bardzo lubił zapach i smak kawy, więc nic dziwnego, że papierosy właśnie taki zapach i posmak oddawały. Słyszał o takich papierosach, chociaż nigdy jeszcze nie miał okazji ich palić. Może w końcu zacznie właśnie takie kosztować? Pewnie wydałoby mu się to pytanie za dziwne, jednak wcale takie nie było. Ciotka wiele razy takie właśnie miała w domu gdy siedział u niej w wakacje. Nie raz nie dwa je podpalał. Ona udawała, że nic nie widzi i nie spostrzegła się, jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że to właśnie była jego sprawka. Jednak to mu się właśnie w niej podobało, że nie mówiła mu na ten temat kompletnie nic. Pewnie myślała, że i tak nic mu nie przegada, a dobrze go znała i wiedziała, że może jeszcze pogorszyć sprawę takim mówieniem. Chyba też nie chciała, żeby Ben stracił do niej jakikolwiek szacunek, a takim zachowaniem mogła sobie o wiele pogorszyć ich stosunki. Widział, a raczej czuł wzrok na sobie pana Hooker'a, ale jakoś specjalnie się tym w ogóle nie przejął. Smakował papierosa i chłonął go tak jakby to była ostatnia rzecz jaką zrobiłby w swoim życiu. - Co tutaj robisz? - zapytał z czystej ciekawości.
- Kawa - uśmiechnął się lekko. Lubił kawę, jej smak i zapach, ale preferował czekoladę, nawet do końca nie wiedząc czemu. Może przez to, że napoje, które zapewniłyby jakikolwiek efekt pobudzenia, tak naprawdę na niego nie działały, a czekolada była czymś, co sprawiało, że jego humor minimalnie się polepszał. Dlatego pił kawę tak rzadko, a czekolada była najlepszym sposobem na podniesienie go na nogi. Sam zapach jest w stanie wybudzić go ze stanu snu nawet po najdłuższej zarwanej nocce. Ciężko było o wytłumaczenie dlaczego tak się działo, jednak nie było to niczym dziwnym. Na każdego działa coś zupełnie innego, a o takich rzeczach nie powinno dyskutować, czy chociażby napominać o tym w dyskusji. Temat tabu, niczym polityka przy rodzinnym stole. Zakazane, nawet nie powinno się tego dotykać, bo kto wie, jak to się skończy. Znaczy, na pewno nie dobrze, rozmowa o polityce i politykach z reguły nie kończy się dobrze, często tłucze się kilka talerzy, a relacje się nieodwracalnie psują.To chyba wystarczający powód do nie zaczynania rozmów na ten temat. - Prawdę mówiąc, potrzebowałem chwili ciszy - powiedział spokojnie, zatrzymując się na jednym gwiazdozbiorze. Mały wóz? Najprawdopodobniej mały wóz; nawet jeśli nie, to i tak go nie interesowało. - Sądzisz, że te smaki można jakoś zmieszać? Wiesz… kawy i rabarbaru? - znowu spojrzał na chłopaka, tuż po wydmuchaniu dymu w przestrzeń. - Nie będzie to chyba świetne połączenie, ale zawsze można je wypróbować - uniósł kącik ust w górę, oczekując reakcji przyjaciela. Zastanawiało go, czy już wie, co chodzi mu po głowie. A może i on o tym myślał? Albo to tylko spaprana wyobraźnia Hookera, w które i tak nie wiadomo, co się dzieje...
Benjamin Ash Benoui
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : Tatuaże na rękach, oraz orzeł na piersiach.
Czekolada również była dobra i Ben nigdy by sobie jej nie odmówił. Lubił wszelakie słodkości i nigdy sobie specjalnie tego nie odmawiał. Jak niekiedy dostawał od matki paczki świąteczne czy tak zwyczajnie bez powodu wpieprzał wszystko w mgnieniu oka, oczywiście się z nikim nie dzieląc. Bo komu miał niby coś dać? Lennox przychodził nieco za późno, a Aarena również musiało wtedy nie być, a może i był sam już dokładnie nie pamięta. Ale przecież chyba nikt mu nie będzie miał tego za złe, nie? Ale już od jakiegoś czasu nie miał nic słodkiego w ustach. No ale na pewno nie spałby w nocy bo musiałby zjeść tabliczkę czekolady, aż takiej obsesji na tym punkcie nie miał. Kawę owszem bardzo lubił, ale nie pił jej dość często. Kiedy miała ochotę to pił, ale czasami nawet brakowało mu na to czasu. - Też... Szczerze powiedziawszy w taką pogodę trudno jest znaleźć odpowiednie miejsce w szkole, żeby była cisza. - powiedział do niego. Nawet tutaj gdzie byli teraz. Oby dwoje wybrali się w tym celu, jednak nie byli sami. Ale akurat własne towarzystwo im na tyle nie przeszkadzało, że nie mieli zamiaru rzucać na siebie jakiekolwiek zaklęcia. Spojrzał na niego, ale dopiero po chwili zczaił o co mu chodziło. Zaśmiał się głośno. - Wiesz co nigdy nie piłem kawy o smaku rabarbaru, ale może jest do zniesienia. - mruknął udając że się ma zamiar nad tym zastanawiać. Miał swoje w głowie co ma na ten temat myśleć może Aaron mówił poważnie, a Ben się jedynie wydurni? Czekał na to co zrobi ślizgon, sam zresztą nigdy nie reagował na takie zaczepki, będzie chciał to sam zacznie to kontynuować, nie? Poza tym miał w głowie Toma, nie zapomnijmy też o Des... Jednak Des to już jest dla niego temat zamknięty. Dziewczyna była, funkcjonowała, ale mieli czysto fizyczny układ i tyle, oby dwoje mogą w każdym momencie przejść na inny tor. Tomowi również nic specjalnego nie obiecał, ani też nic specjalnego się między nimi nie stało. Gdyby nie ta cholerna klasa prawdy to pewnie do tej pory by się nie dowiedzieli niczego o sobie. Chwycił po raz kolejny filter papierosa w usta i zaciągnął się.
Słuchając odpowiedzi chłopaka patrzył na jego usta, przygryzając własne wargi, kompletnie nieświadomie. Dopiero po chwili spojrzał mu w oczy, delikatnie się uśmiechnął i zaciągnął się papierosem. Nie wypuszczał dymu, jednak w przeciągu tych kilku drobnych sekund pokonał odległość dzieląca ich usta, łącząc je w początkowo delikatnym, słodkim wręcz pocałunku. Nie był pewny reakcji ślizgona, mimo świadomości, że przecież jest biseksualny i taki kontakt nie powinien wywoływać u niego dyskomfortu. Czuł jednak pewien niepokój w sobie, może i adrenalinę; strach przed nagłym odrzuceniem, ale przecież bez ryzyka nie ma zabawy, prawda? I pomimo tego, że Hooker, jak to Hooker, całował się z niejedną osobą, usta Benjamina wydały mu się... Inne, wyjątkowe spośród tych, które całował. Może dlatego, że w większości całował kobiety, a te najczęściej na swych ustach miały pomadki, błyszczyki czy inne nawilżacze, przez co usta Benoui wydały mu się takie naturalne, czy też zwyczajnie lepsze od innych, w szczególności tych kobiecych. Korzystając ze swojej akcji dezorientacyjnej, zmienił swoją pozycję i znalazł się przed chłopakiem, ba, nawet pogłębił pocałunek, przez co wydmuchał dym w jego usta, samemu wyłapując resztki tego, co on palił. Ku jego zawodzie, smak pozostał taki sam, jednak nie zaprzestał pocałunku; spodobało mu się. Dopiero gdy zabrakło mu tlenu w ustach, odsunął się od chłopaka, czując dziwną dumę i nagłą dawkę pewności siebie, możliwe, że dlatego się uśmiechał. Kiedy jednak wypalił papierosa, a petem zwyczajnie rzucił o podłogę, to nagle z niego wyparowało. Popatrzył na twarz swojego dotychczasowego przyjaciela, przełknął cicho ślinę i westchnął. - Przepraszam, nie powinienem... - zaczął naprawdę cicho, spuszczając delikatnie głowę w dół. - Ale jak dla mnie świetne całujesz - dodał, możnaby powiedzieć, że nawet ciszej niż przedtem. Nie kłamał, dobrze mu się z nim całowało. Było to dla niego dziwnie zaskakujące, chociaż z drugiej strony podobało mu się, chciał więcej, ale... Jak zareguje Ben? To zaczęło go trapić. Co jeśli tak po prostu go odrzuci, zwyzywa od dziwek, pedałów i po prostu wyjdzie z obserwatorium, zostawiając go na ziemi z dziwnymi wyrzutami sumienia? Teraz po prostu zaczął się obawiać. A mówią najpierw pomyśl a potem zrób...
Benjamin Ash Benoui
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : Tatuaże na rękach, oraz orzeł na piersiach.
Zawsze bardzo dobrze czuł się w towarzystwie Hooker'a, podobnie jak w towarzystwie Lennoxa. Nie czuł się w żaden sposób skrępowany, jeżeli tak właśnie było przy innych osobach to zwyczajnie szybko kończył jakąkolwiek konwersacje. Nie lubił się czuć nieswojo i skrępowanie. Gdy coś mu nie pasowało od razu ruszał do akcji i przestawał to co zaczął. Często nie jednak dziewczyna się na nim zawiodła. Liczyła na coś więcej, ale Ben jedynie po zwykłym muśnięciu warg stwierdził, że dziewczyna nie podlega pod jego preferencje. Więc po co miał robić jakiekolwiek nadzieję? Powinny być mu wdzięczne, że od razu daje znak i to dość wyraźny. Z Hooker'em często rozmawiał, często się wygłupiali, ale dzisiaj to miało być kompletnie inne spotkanie, co prawda nieświadome, ale jednak. Nie zorientował się kiedy ten go pocałował. Przymknął oczy. Pewnie przy nie jednej dziewczynie dość szybko by to zakończył, żeby powiedzieć to co miał do powiedzenia. Teraz było inaczej. Czekał na to co się wydarzy, a wydarzyło się dość dużo. Byli przecież przyjaciółmi i to nie był taki zwykły pocałunek jak z Tomem. Tutaj o wiele bardziej się starał. Na szczęście nie zaprzestał, pocałunek jeszcze bardziej się pogłębił, jednak Ben tkwił w bezruchu. Nadal trzymał odpalonego papierosa w dłoni, a druga zwyczajnie podpierał się o posadzkę. Uśmiechnął się lekko kiedy w końcu chłopak się od niego odsunął. Spojrzał na jego ruchy, a później wysłuchał co ten miał mu do powiedzenia. Bez większych słów i bez większego zastanowienia nachylił się nad nim całując go po raz kolejny, dlaczego by nie? Papierosa zwyczajnie zgasił w bliżej mu nieokreślone miejsce, aby po chwili dłoń powędrowała na udo chłopaka. Nie miał zamiaru zaprzestać, czuł się jak w siódmym niebie. Sam nie wiedział czy coś czuł głębiej do niego, ale brakowało mu tego, brakowało mu bliskości z chłopakiem. Masował udo dłonią, cały czas muskając ustami jego usta, od czasu do czasu wkładając swój język głębiej w jego gardło.
Oczekiwał najgorszego. Przygotowany był na odrzucenie, wyzwiska od strony przyjaciela, śmiechy; czekał, aż rzuci go o podłogę i wyśmieje, niczym rasowy, nietolerancyjny ślizgon, za którego go przecież nie uważał, jednak wolał przygotować swoją psychikę na taką sytuację. W końcu, nienawidził czuć odrzucenia. Wystarczyło mu to, że za każdym razem odczuwał je podczas przebywania w domu, wśród swojej własnej rodziny. Przecież gdyby nie był czarodziejem, albo jego żoną okazałaby się mugolka, rodzice nie zawahaliby się przed wydziedziczeniem go z rodu, pozbawienia go praw do nazwiska, ignorowania go już pełnoprawnie; przecież nie byłby już członkiem rodziny Hooker. Co by wtedy zrobił? Pewnie nic, nadal zachowałby swoje prawo bycia Hookerem, nieważne, czy miałby do tego prawo, czy też nie. Jednak to, co się wydarzyło... Nie należało do jego oczekiwań. Nie sądził, że to wszystko tak się potoczy. Nie spodziewał się kolejnego pocałunku, na dodatek z tak wielkim uczuciem. Nie tak, że nie chciał, on zwyczajnie nie był na to przygotowany. Przejął się tak bardzo, że nawet wykluczył prawdopodobieństwo, że Ben będzie chciał to kontynuować, na dodatek sam zainicjuje kolejny pocałunek. Nie był na to przygotowany na taki obrót wydarzeń; przez moment po prostu siedział osłupiały. Dopiero czując dłoń na swoim udzie znów przymknął oczy; rozluźnił się. Swoim ciałem przywarł do Benoui, rękoma objął jego szyję i pchnął go delikatnie na ścianę, przywierając do niego. Czuł się kompletnie inaczej, może to przez to, że częściej całował kobiety, a poza tym, to on był tym, który dominował. Mimo, że starał się jeszcze zawalczyć o dominację, zwyczajnie mu to nie wychodziło, o te kilka sekund za późno oddał się tej pieszczocie, przynajmniej w jego przekonaniu. Jednak było mu dobrze, nie miał powodów do narzekania. Właściwie, stracił nawet poczucie czasu. Nie wiedział, czy trwali tak od kilku sekund, czy kilka minut, jednak nie przejmował się. Było mu naprawdę dobrze i z tego błahego powodu był szczęśliwy.
Ciszę przerwał tupot stóp i stłumione śmiechy. Tom i Patrick - dwójka pierwszorocznych Gryfonów - umilała sobie czas pozostawiając w przeróżnych miejscach łajnobomby. Zostawiali je na drzwiach tak, żeby spadły na kolejną osobę, ktora je otworzy. Nie spodziewali się, że zastaną kogoś w obserwatorium. Zatrzymali się w progu obserwatorium, widząc starszych Ślizgonów i odruchowo schowali łajnobomby za plecami. Pierwszy oprzytomniał Patrick. - Haha! - zaśmiał się, kiedy dotarło do niego na co patrzy i trącił przyjaciela łokciem - Pedały, pedały! Po chwili do obraźliwych okrzyków dołączył Tom. Nim Aaren i Ben zdążyli zareagować, poerwszy z Gryfonów posunął się o krok dalej i rzucił w nich łajnobombą. W następnej sekundzie dzieciaki wzięły nogi za pas.
--------------------- Jeden z Was rzuca kostką: 1 - łajnobomba wybucha, ochlapując fekaliami Was obu 2 - rzuć kolejną kością, łajnobomba wybucha, ochlapując fekaliami tylko a) parzysta - Ciebie b) nieparzysta - drugiego chłopaka 3 - łajnobomba jest niewypałem 4 - łajnobomba jest niewypałem, ale trafia Aarena, rozcinając mu łuk brwiowy 5 - łajnobomba jest niewypałem ani nie trafia żadnego z Was 6 - łajnobomba jest niewypalem, ale trafia Benjamina, rozcinając mu wargę
______________________
Benjamin Ash Benoui
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : Tatuaże na rękach, oraz orzeł na piersiach.
Może i Ben wyglądał na takiego, ale tak naprawdę nigdy by się tak nie zachował. Może dlatego, że był jego przyjacielem, a przyjaciół się tak nie traktuje. Nie dostałby w łeb, ale na pewno coś by mu powiedział, jednak jak najbardziej na spokojnie nie robiąc przy tym odpowiedniego szumu. Może i lubił gdy coś się koło niego działo, ale bez przesady. Jakoś by zrozumiał zachowanie Aarona i by normalnie pogadali. Jednak w ich przypadku było całkowicie inaczej, bo Ben lubił takie okoliczności z chłopakiem. Może i nie liczył na coś więcej, ale dlaczego miał się nie oddać chwilą przyjemności? Co jak co, ale tego z pewnością by sobie nie odmówił. Pocałunek z Aaronem był naprawdę cudowny. Czuł się jak w siódmym niebie i również stracił całkowicie poczucie czasu. Czuł, że ten pocałunek już nieco trwał, ale odpowiednio łapał oddech pomiędzy nimi i zwyczajnie się nie męczył. Jedynie to on mógł się zmęczyć i to przerwać, badź ktokolwiek inny. I na ich nieszczęście to przerwał ktoś kogo w życiu by się nie spodziewał. Dwójka młodych łebków zaczęło się z nich wyśmiewać i rzucili w ich łajnobombami. Smarkacze... Niech on się tylko dowie którzy to, bo w tym całym zamieszaniu nawet nie spojrzał na ich twarze. Jedynie widział postury chłopców przez co mógł spostrzec, że byli młodymi czarodziejami, pewnie dopiero co zaczęli naukę w Hogwarcie. Łajnobomka wybuchła, jednak Benowi kompletnie nie zaszkodziło, a jedynie go przestraszyło za to biednego Aaranona ochlapała różnymi fekaliami. To wcale nie było śmieszne. Wstał, żeby ruszyć za chłopcami jednak już ich nie było. - Małe skurwiele! - warknął za nimi odwracając się do przyjaciela. Spojrzał na niego z lekkim ukosem krzywiąc się. To było naprawdę obrzydliwe. - Oczyścić Cię z tego świństwa? - zapytał ale chyba znał już odpowiedź. Chyba nie miał zamiaru tak tutaj siedzieć i tak wyglądać.
Astronomia. Przedmiot, który o dziwo zahaczał w pewnym stopniu o prawidłowe funkcjonowanie świata. Być może ciała niebieskie nie były dla niej aż nadto tajemnicą, co nie zmienia faktu, że gdyby trenowała częściej i jeszcze częściej uczęszczała na lekcje, gdzie to znajdował się jeden z tych najbardziej zamyślonych profesorów Hogwartu, na pewno szłoby jej o wiele lepiej. Nie mogła być ze wszystkich przedmiotów doskonała - obecnie skupiała się wokół tych najprzydatniejszych (jej zdaniem), cała uwaga w związku z przystąpieniem do animagii była właśnie zwracana ku transmutacji. Na początku miała ochotę właśnie poprosić o pomoc profesora Bergamnna, aczkolwiek najwidoczniej daje sobie bez problemów radę sama - z czego chyba ma powód do dumy. Być może powinna nie pchać się na głębokie wody, co nie zmienia faktu, że w jej przypadku zawsze tak było, czy tego chciała, czy też i stanowczo nie przepadała za nadmiernym wysiłkiem. W chwili obecnej chętnie zapaliłaby papierosa, pozbyła się goryczki przeszywającej na wskroś kubki smakowe, a najlepiej to poszłaby na trening. Na razie nie mogła ryzykować, tudzież prowadziła stosunkowo normalne życie, polegające głównie na uczestnictwie w zajęciach szkolnych i dodatkowych. A szkoda - z miłą chęcią zapewne wsadziłaby szluga do ust, odpaliła zaklęciem oraz zwyczajnie zapomniała o problemach dnia codziennego; a te wgryzały się w jej podświadomość ostrymi jak żyletki zębiskami. Czekała zatem z odpowiednimi rzeczami w torbie na nauczyciela oraz innych uczniów; a tych było stosunkowo mało. Astronomia była jednak jedną z tych dziedzin, które ludzie unikali, tak samo było z Wróżbiarstwem. Winter nie dawała mimo wszystko i wbrew wszystkiemu ignorancji w stronę któregokolwiek z nich, opierając się o ścianę oraz oczekując na przyjście nauczyciela.
| NIE ZACZEPIAĆ - bo nie wiem, czy przypadkiem nie dzieje się to w godzinach, kiedy Winter powinna wypić eliksir animagiczny . Już można śmiało!
Ostatnio zmieniony przez Winter Rieux dnia 17.10.18 19:32, w całości zmieniany 2 razy
Co prawda Astronomia nie była jego ulubionym przedmiotem, ale jak obiecał matce miał zamiar w tym roku wziąć się za siebie. Tym bardziej, że właśnie z tego przedmiotu nie dał sobie rady. Nigdy nie był z niego dobry więc postanowił to nieco zmienić. Trzeba się przemóc, tak? W szkole nie było tylko eliksirów i musiał wybrać również inne przedmioty. Postanowił, że będzie to właśnie ten przedmiot, wolał go niżeli Runy czy Wróżbiarstwo. Dla niego były one bardzo nudne. Pamiętał jak zasypiał na tych zajęciach. Co prawda w domu uważali inaczej. Uważali, że wóżby mają coś w sobie w końcu należeli do świata czarodziejów więc powinni wierzyć w takie rzeczy. Jego matka była początkującą wróżbiarką, jednakże nie spełniła się w tym zawodzie. Niekiedy zajeżdżając do domu przyłapał ją jak udzielała rad kuli innej czarownicy. Ale nie chciała na ten temat z nim rozmawiać. Oczywiście nie mógł jej tego zabronić. Z tego co wiedział była bardzo utalentowaną czarownicą za czasów szkolnych, więc pewnie z każdym przedmiotem miała coś wspólnego. Miał zawieszoną na ramieniu drobną torbę. Za bardzo nie wiedział co wziąć na te zajęcia, ale zabrał kilka przydatnych książek. Może nauczyciel go zachęci do studiowania bardziej tego przedmiotu? No szczerze powiedziawszy na to liczył przychodząc tutaj. Zauważył krukonkę, która była z tego samego roku co on jednakże nie mieli ze sobą nigdy styczności. Wbrew pozorom nawet miał problem z utożsamieniem dziewczyny, dlatego nic się nie odezwał a jedynie czekał na pojawiene się profesora.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Nocna wizyta na szczycie jednej z wież nie była dla mnie niczym szczególnym. Nie dlatego, że fascynowała mnie astronomia. Mając w zwyczaju szwendanie się po nocach po korytarzach zamku, niejeden już raz obserwowałem stąd nocne niebo. Plakietka prefekta ogromnie mi to ułatwiała. Mogłem wejść prawie wszędzie i skrzętnie z tego korzystałem. W dodatku, profesor Kersey był jednym z tych nauczycieli, którzy zdecydowanie nie mieli nic przeciwko milczącemu towarzystwu. On spędzał godziny na notowaniu pozycji ciał niebieskich, nieomal nie odrywając twarzy od oka lunety, a ja robiłem dokładnie to samo w zdecydowanie przyziemniejszy sposób. Liczyłem gwiazdy, wyszukiwałem konstelacje. Napawałem się pięknem mrocznego nieba. A teraz mogliśmy cieszyć się nim w całej grupie. Pomimo grożącego mi niebezpieczeństwa, związanego z prawdopodobieństwem przegapienia porannych zajęć z transmutacji z Crainem, postanowiłem je zlekceważyć z pełną świadomością konsekwencji. Szansa, że wstanę wcześnie rano, aby pisać kolejny sprawdzian była niewielka, ale nie niemożliwa. Postanowiłem, że nie będę się zamartwiał, a po prostu wyluzuje. Widok nocnego nieba zawsze mnie uspokajał. Najpewniej dlatego, że kojarzył mi się z nocnymi spacerami z Terreyem i Tildą, jakie odbywaliśmy w Dolinie Godryka już niejeden raz. Przycupnąłem pod ścianą, naprzeciwko drzwi prowadzących do obserwatorium i czekałem. Rzuciłem spojrzenie zarówno Kieranowi, jak i Winter, jaka zdawała się zupełnie odcięta od otaczającego ją świata i raczej niechętna do rozmów. Uszanowałem to, również obdarzając ich jedynie suchą ciszą wypełnioną dłużącym się oczekiwaniem.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Włosy spięła w kucyk, niemalże wesoło bujający się z tyłu Fire. Ciemna, schludna szata, blade od niewychodzenia na słońce policzki i zaciśnięte wargi. Tak się prezentowała na co dzień, a teraz dochodziło tylko nieco ostrzejsze spojrzenie. Bo szła na astronomię. Nocą. Korytarze jaśniały pochodniami, a Blaithin podświetliła jeszcze różdżkę, żeby podle świecić nią w portrety. W Durmstrangu nie były aż takie pyskate... Na schodach nadal myślała o tym czy warto. Nie lubiła wchodzić na szczyty wież z oczywistych względów, ale w sali nie powinna czuć się źle. Najwyżej wyjdzie bez względu na to, czy Kersey'owi się to spodoba. Zazwyczaj co do nauczycieli miała wyraźne opinie (najczęściej negatywne), ale Kersey'a traktowała wyjątkowo. Był po prostu nikim w oczach Fire. Żadnego poważania, podziwu, niechęci - po prostu nic. Był, bo był, nauczał, bo nauczał, ale nic z jego strony nie mogło ruszyć Gryfonki. W gruncie rzeczy miał szczęście. Przy drzwiach spostrzegła wpatrzonego w gwiazdozbiór @Riley Fairwyn. A przynajmniej tak uznała po drobnym zbliżeniu się, bo było dość ciemno. Cicho jak kot podeszła jeszcze bliżej, żeby nachylić się nad ramieniem chłopaka. - Bu. - powiedziała, mając nadzieję, że ta drobna zasadzka się uda. Odsunęła się zaraz, poprawiając torbę na ramieniu. - Fairwyn. - powitała go naturalnym dla siebie tonem - nieco szorstkim, zwłaszcza gdy wymawiała to jakże sławne nazwisko. Ktoś obcy mógłby to bardzo łatwo pomylić z niechęcią, ale w gruncie rzeczy chłopak nie naraził się Blaithin jeszcze chyba ani razu. Co było osiągnięciem! Może nawet go lubiła. Skrzyżowała ramiona, czujnym spojrzeniem wodząc po całym otoczeniu. - Co tu tak cicho? Rieux odzywa się tylko, jak chce się popisać wiedzą przed psorami, a ten typ chyba nie ma żadnych znajomych... Zapomnij, że pytałam. Ew. - wykrzywiła wargę w brzydkim grymasie, chociaż wcale nie odczuwała w stosunku do pozostałej dwójki pogardy, ale jednocześnie nie uznawała, że musi to tłumaczyć głośno. Nie chciało się wierzyć, że byli tak małą grupą i do tego tak dziwnie złożoną - Winter musiała błyszczeć wiedzą na wszystkich lekcjach, ale takiego Horana słabo kojarzyła. Pewnie wagarował więcej niż rzeczywiście chodził na lekcje. Czyżby zostali tylko najwytrwalsi zwolennicy astronomii/totalne kujony? A może miał być jakiś super trudny egzamin o którym Gryfonka bladego pojęcia nie miała i dlatego wszystkich wywiało? Po spiętych mięśniach można było łatwo wywnioskować, że nie odnajduje się w obserwatorium. Dłuższą chwilę zajęło Fire spostrzeżenie piękna czarnego nieba usianego drobnymi, jasnymi punktami. Przywykła do zwracania uwagi na potencjalne zagrożenie, a nie na to co wzbudzało zachwyt i porywało serce swoją prostotą. Popatrzyła w górę i pozwoliła sobie na przesiąknięcie niesamowitą atmosferą tego miejsca, pełnego tajemnicy. Emanowało czystą magią i spokojem. Ale nie wierzyła w to, że będzie mogła odczuwać to już zawsze. Wszystko w końcu było tylko iluzją - wprawną i niemal doskonałą, ale nadal jedynie ułudą. Rzeczywistość zawsze ssała.
Wieczory oznaczały czas wolny dla Holendra. W południe prowadził zajęcia, później przyjmował uczniów w gabinecie, a kiedy słońce już zachodziło za horyzontem, miał chwilę dla siebie. Zazwyczaj wtedy spacerował po Hogwarcie, po jakiś pustych miejscach. Mógł w spokoju zapalić, z dala od niepotrzebnych komentarzy. Starał się tego nie robić przy uczniach, żeby po prostu nie dawać złego przykładu. Może trochę przesadzał, ale taki już głupi nawyk. Thijs mocno zdziwił się, kiedy w drodze na szczyt wieży astronomicznej do jego uszu dobiegły jakieś odgłosy rozmowy. Odruchowo spojrzał na zegarek i było już całkiem późno. Raczej zbyt późno, jak na samodzielne spacery uczniów. Uśmiechnął się na myśl, że mógłby przyłapać jakieś dwie zbłąkane duszyczki na nocnych szaleństwach po zamku. Ciemnowłosy od razu nieco przyśpieszył swój krok w drodze na górę i szybko podszedł do obserwatorium. Stojąc przy drzwiach rozejrzał się po tutejszym zgromadzeniu i dostrzegł czwórkę znajomych twarzy. Wyglądało to dosyć biednie jak na studencką imprezę. Dwie osoby stały gdzieś z boku, a kolejne dwie stanowiły ducha towarzystwa. -Co tu robicie o tej porze? - zapytał, podchodząc do Fire i Rileya. Znał ich tutaj najlepiej. Z dłońmi w kieszeni stanął tuż obok dwójki studentów i przyjrzał się im dokładnie. Raczej nie wyglądali, żeby coś kombinowali, więc Holender odetchnął w duchu. W innym przypadku mógłby mieć mały dylemat czy ich powstrzymać, czy może się przyłączyć. -Macie mieć tutaj jakieś zajęcia czy może jednak coś kombinujecie? - dodał z uśmiechem na twarzy, unosząc przy tym lekko brwi do góry. Wyglądał na dosyć zaciekawionego, w końcu zajęcia w nocy nie mogły być nudne.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Astronomia była z pewnością fascynująca i nawet Mefisto, który nie posiadał zbyt szerokiej wiedzy w tym temacie, musiał to przyznać. Pomijając już same w sobie aspekty "patrzenia na ładne, świecące punkciki", była to po prostu ciekawa dziedzina, w jakiś tam sposób poszerzająca wszystkie horyzonty i przynosząca wiele informacji odnośnie funkcjonowania wszechświata. Raz na jakiś czas można było przejść się na lekcje dla tych mniej zaawansowanych, żeby przynajmniej nie wychodzić na potwornego ignoranta, którym Nox i tak już się czuł. Tym razem wcale nie przyszedł z powodu poczucia obowiązku, czy tam dzikich ambicji, skrywanych głęboko w serduszku. Nie mógł spać i doszedł do wniosku, że nie wytrzyma ani chwili dłużej w dormitorium, do mieszkania nie ma sił się przedostawać, a poza tym nic mu się nie podoba. Wygrzebał się z łóżka, rezygnując z mundurka (czy ktoś zwróci na to uwagę w nocy? Może nie?) na rzecz bardziej domowych ubrań. Kiedy dotarł pod obserwatorium, z trudem panował nad przyspieszonym oddechem - proszę, jak łatwo można się zmęczyć... Musiał wyglądać tragicznie, taki ledwo rozbudzony i wyraźnie przyćmiony. Zawsze przed pełnią ma wrażenie, że męczy go gorączka; teraz nie było jeszcze aż tak źle, skoro w ogóle zdołał dostać się na samą górę, po drodze zahaczając o kuchnię. Kubek gorącej herbaty podtrzymywał możliwe teorie świadczące o chorobie. To samo zresztą robiły roztrzepane włosy, sińce pod oczami i przygarbiona postawa. Prawdę mówiąc, na nogach trzymała go tylko myśl, że przynajmniej swoją bezsenność wykorzystuje na coś względnie produktywnego... Nie zwrócił uwagi na innych uczniów, podobnie jak zignorował zagadującego ich nauczyciela; nie był to profesor od astronomii, więc nie wydawał się w tej chwili zbyt istotny. Zresztą, nic nie wydawało się zbyt istotne.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Wiedział, że ziemia nie była centrum wszechświata; nawet Ezrowy egocentryzm nie urósł jeszcze do tak krytycznego poziomu. Rozumiał, że astronomia była ważna, stanowiła odpowiednik fizyki, która męczyła umysły młodych ludzi w mugolskim świecie - musiał wspominać, że nienawidził fizyki, której zmuszony był się uczyć, aby nadążać za Ruth? Ezra nie planował jednak kariery na skalę wszechświatową; w zupełności wystarczała mu krajowa (w porywach na międzynarodową, ale nie chciał brzmieć zachłannie). Punkciki na niebie, istniejące całkowicie poza ludzkim zasięgiem, jakoś nie potrafiły rozbudzić w nim fascynacji. Zachwyt? Owszem, czasami. Były noce, kiedy niebo wyglądało wyjątkowo pięknie i dodawało atmosferze kilka punktów. Clarke zwyczajnie nie mógł zrozumieć fenomenu wielogodzinnego wpatrywania się w statyczne niebo i przywiązywał do tego tak małą wagę, że pomimo wieloletniej nauki, zapewne wciąż miałby problem ze wskazaniem Wielkiej Niedźwiedzicy czy Gwiazdozbioru Oriona. Na lekcjach astronomii zjawiał się, aby nie zapomnieć jeszcze położenia Gwiazdy Polarnej, bo to byłby już poziom ignorancji, którego by się wstydził. Biorąc pod uwagę powalająco niską frekwencję i robienie sztucznego tłumu przez profesora Corbijna, Ezra nie był jedyną osobą w Hogwarcie, podchodzącą do sprawy z lekceważeniem. Niewielka liczba osób była jednak ułatwieniem - Ezra mógł w pełni świadomie wybrać ofiarę dla siebie. - Och, nikt nie mówił, że takiego fenomenu będzie można doświadczyć w obserwatorium. Niby noc, a przed moimi oczami najprawdziwsze słoneczko - zatrajkotał, skrzyżnie siadając obok @Mefistofeles E. A. Nox i klepiąc go (lekko i przyjaźnie) w kolano. "Te dni" były u Ślizgona jeszcze łatwiej rozpoznawalne niż u kobiet, więc Clarke nawet nie wziął pod uwagę czegoś tak prozaicznego jak choroba. Zresztą, duży księżyc lśniący na niebie w ostatnich dniach w kolejnych fazach był całkiem wymowny. Ezra wyciągnął zaraz ręce w kierunku kubka, z którego unosiła się ciepła para, by oswobodzić go z uścisku Noxa. Liczył, że w obecnym stanie chłopak nie będzie miał ochoty o niego walczyć. - Co to? Nie ma w niej tojadowego? - upewnił się, unosząc naczynie i wdychając aromat herbaty, nim bezczelnie wziął jej spory łyk, prawie parząc się w język. Ale potem grzecznie oddał kubek w ręce Mefisto, nawet się do niego ładnie uśmiechając. Taki miał dobry humor!
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Ledwie zarejestrował moment, w którym osunął się po ścianie korytarza prowadzącego do obserwatorium. Z opóźnieniem dotarło do niego, że znalazł się na posadzce - tak było znacznie stabilniej. Dopiero kiedy znalazł się w pozycji zdecydowanie bardziej wygodnej, mógł pozwolić sobie na rozpatrywanie tego, czy nie wygląda trochę zbyt niepokojąco. Nie chciał ściągnąć na siebie zbytniej uwagi Corbijna, ani, prawdę mówiąc, nikogo innego z tu obecnych. Pozostawało liczyć na to, że ludzie albo już się przyzwyczaili, albo stwierdzą, że jest śpiący. Trochę nawet był, bo od kilku dni ledwo sypiał. Zatracanie się w marach sennych było najgorszym elementem, bo uciekał z nich bezwiednie w ostatnich momentach. Teraz też, czekając na Kersey'a, zaczął tonąć we własnych myślach, z coraz ciężej opadającymi powiekami... - W sensie, nie możesz na mnie patrzeć, czy jestem taki gorący? - Wymamrotał, nawet nie podnosząc wzroku na zdecydowanie zbyt entuzjastycznego Krukona. Wolałby podczepić się po drugą opcję, ale nie był w stanie na rzucanie aż tak narcystycznymi żarcikami; zresztą, chłopak rozproszył go tym klepnięciem w kolano. Cud, że gdy Mefisto wzdrygnął się z takim zaskoczeniem, nie rozlał tej herbaty. Może dlatego Ezra poczuł się w obowiązku przejąć kubek? - Nie ma... uważaj w tę pełnię - polecił, chociaż pewnie nie powinien żartować z braku wywaru tojadowego. Odpowiednią dawkę już, oczywiście, wypił. Teraz jedynie rozkoszował się ciepłem herbaty i ani myślał pozbawiać Clarke'a tej przyjemności. - Skąd w tobie tyle energii? Jest noc - westchnął, powstrzymując się od dodania "w dodatku koszmarna". Miał wrażenie, że wschodząca gwiazdeczka ma trochę więcej roboty i nie tryska tak radością, a raczej odsypia. Za dobrze go w tych teatrach traktowali...
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Chciała się oderwać. Zapomnieć o rodzinnych sporach i problemach i pobyć chodź chwilę z ludźmi których jakoś tolerowała. Musiała. Ojciec porządnie by ją ukarał, gdyby zdecydowała się postąpić wbrew jego woli i zacząć żyć własnym życiem. Przecież nawet matka była pod jego władzą. Niby kto inny kazałby Alkowi ich pilnować? Matka nie wpadła by ma to. Dała by im pożyć, odetchnąć ale ojciec to co innego. Nie widział jak były nieszczęśliwe. Nie widział, że nie chciały żyć pod jego kloszem. Widział jedynie czubek własnego nosa. Ze niby chronił rodzinę. Bujda. Na Eli też była troszkę zła. Miała iść z nią na te zajęcia. Alka nawet nie prosiła. Wiedziała, że by tego nie zrobił. Było to dla niego równie zbędne co mugoloznastwo. Z zabranym sprzętem, odpowiednim do tych zajęć, weszła do obserwatorium. Ludzi było sporo lecz nikogo z jej domu. No może poza Noxem ale na tym frekwencja jej domu się kończyła. Rozejrzała się raz jeszcze szukając potencjalnej ofiary do której mogłaby się przyczepić. Po kilku sekundach jej wzrok spoczął na jednym z gryfonów. Nie znała go lecz nie przeszkadzało jej to. Z delikatnym uśmiechem podeszła do niego mając nadzieję, że nie ucieknie. - Mam nadziej, że nie będziesz miał nic przeciwko jeśli przykleję się do ciebie. - wszystko mówiła żartobliwie. Nie chciała aby wziął ją za jakąś wariatke która nie ma znajomych. Chwila... Przecież ona nie miała znajomych, a przynajmniej nie na tej lekcji. Może gryfon (@Kieran Percival Horan) pozwoli jej przebywać w swoim towarzystwie.
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Nie mogłem zasnąć. Jak zawsze, gdy zbliżała się pełnia. Zaskakująco jasne światło księżyca zawsze było idealnym tłem dla nowego obrazu. Czy wiecie jak wspaniale lśni skóra, gdy padnie na nią taka księżycowa łuna? Nie? Cóż, ja nie będę was o tym uświadamiać. W okolicy znalazłem się przypadkiem. Tak jak co miesiąc skradałem się korytarzami w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca. Trudno powiedzieć czy na drzemkę czy szkicowanie. W dłoniach wciąż ściskałem gruby gładki zeszyt, pióro i kałamarz z kolorowym atramentem. Natknąwszy się na grupę uczniów w pobliżu obserwatorium, nie mogłem opanować ciekawości. Wsunąłem atrament w bezpieczne miejsce, a pióro zabezpieczyłem pomiędzy kartkami. - To prawie tak jak Ty, Dear, skoro musisz po nocach zaczepiać jakiegoś chłopaczka, który też nie istnieje towarzysko. - Rzuciłem natychmiast, dosłyszawszy końcówkę wypowiedzi Fire. Uśmiechnąłem się do nich zaskakująco przyjaźnie, zupełnie tak jakbym właśnie powiedział im komplement, lecz nim cokolwiek więcej zdążyło się wydarzyć, drzwi prowadzące do obserwatorium zaczęły się otwierać. A właściwie to z rozpędu trzasnęły o ścianę. - Kurwa - jęknąłem natychmiast, już wiedząc co tak naprawdę to oznacza. Na mojej twarzy pojawił się pierwszy przebłysk paniki. Chciałem się jeszcze wycofać, ale @Thijs H. Corbijn zastąpił mi drogę. Najpewniej jedynie wchodził do klasy, ale cholera jasna, przez tego bożyszcza nastolatek zaraz wezmę udział w lekcji tego pojeba Kerseya. Ja pierdole, pora umierać.
Jak zawsze zajęty, zamyślony, zakochany. W migoczącym blasku gwiazd i tajemniczych trajektoriach, jakimi się poruszały. Zaintrygowany zjawiskami, na jakie nie zwracało uwagę zbyt wielu czarodziejów. Po cóż, skoro astronomowie robili to za nich? Nieustannie wpatrzeni w soczewkę teleskopu, zarywający noce, niewzruszeni upływającymi dniami. Dla Kerseya liczył się jedynie czas po zapadnięciu zmroku. Teraz, gdy ciemność coraz szybciej brała niebo we władanie, jeszcze chętniej zapraszał uczniów do swojego królestwa. Prawdę mówiąc, zawsze najbardziej cieszyły go chwile samotności, ale w takie dni jak ten, samolubnym byłoby zostawić taką przyjemność wyłącznie dla siebie. I właśnie wtedy, gdy nikt z nich się nie spodziewał drzwi do obserwatorium otwarły się z trzaskiem. Uderzywszy o przeciwległą ścianę pewnie wystraszyły niejedną osobę. Lub chociaż porządnie zaskoczyły. Ciekawe czy @Ezra T. Clarke wciąż ma prawie pełen kubek herbaty? Darryl nie zwrócił na to większej uwagi. Po prostu wyjrzał z sali, rzucając na zebranych szybkie spojrzenie. - Wejdźcie - poprosił, zachęcając przybyłych cofnięciem się w głąb sali. W progu zatrzymał @Thijs H. Corbijn. Uśmiechnął się do niego w ten swój słynny, rozmarzony sposób. - Cieszę się, że jesteś. Czy mogę Cię prosić, abyś od czasu do czasu rzucił na nich okiem? Kiedy zacznę, mogę być trochę... nieobecny. - Och, cóż za niedopowiedzenie roku! Ale Darryl już nie czekał na odpowiedź. Odwrócił się plecami do nauczyciela zielarstwa i podszedł do swojego teleskopu - imponującej rozmiarami maszyny. Nowoczesnej, niezwykle kosztownej i gadżeciarskiej. Wokół trzonu rozwijały się długie ramiona, niczym pajęcze nogi krążące dookoła tułowia. Pełne tarcz, migających świateł i obracających się wskaźników. Ułatwiaczy, że tak to nazwę. Jeden ruch różdżką i wszystkie znaczniki wspomagające obserwację nieba nagle wygasły. Czas na prawdziwe wyzwanie. - Witajcie, zaprosiłem was dzisiaj z okazji zbliżającego się ciekawego zjawiska astronomicznego. Pozwólcie, że wyjaśnię w czym rzecz. - Odkaszlnął, wskazując palcem na nocne niebo. Poruszał nim tak, jakby uczniowie mogli coś na nim zobaczyć nawet bez użycia teleskopów. - Zaczyna się drugi miesiąc astronomicznej jesieni. Słońce przekroczyło już 10° deklinacji południowej i pozostanie na południe od niego przez najbliższe cztery miesiące, do drugiej dekady lutego przyszłego roku. W środę 24 października Uran przejdzie przez opozycję względem Słońca, a kilkanaście godzin później to samo uczyni Księżyc, co oznacza, że oba ciała Układu Słonecznego spotkają się na niebie niedaleko siebie świecąc przez całą noc, zaś Srebrny Glob pokaże tarczę, oświetloną w 100%. Pełnia naturalnego satelity Ziemi powoduje, że słabsze ciała niebieskie napotkają trudności z przebiciem się przez powodowaną przezeń łunę, zwłaszcza wędrująca coraz niżej kometa 21P/Giacobini-Zinner oraz wspominany już Uran z Neptunem. 2 dni później Wenus znajdzie się po przeciwnej stronie Słońca, przechodząc przez koniunkcję dolną ze Słońcem, mijając je w odległości ponad 6° i przenosząc się na niebo poranne, gdzie zacznie się pokazywać już za kilkanaście dni. Byłaby szybciej, gdyby mijała Słońce od północy, a nie od południa, ale jeszcze przed nowiem spotka się z nią Księżyc w fazie cienkiego sierpa. Jak można się domyśleć opisana sytuacja oznacza, że 24 października Słońce, Wenus, Ziemia, Księżyc i Uran znajdą się prawie na jednej linii. - Zrobił przerwę na głębszy oddech, zdając się nie zauważać (zapewne) zdezorientowanych min wszystkich zebranych. - Całkiem blisko niej są też niewidoczne u nas planety Merkury i Jowisz, odległe od Słońca o ponad 20°, jednak niekorzystne nachylenie ekliptyki do wieczornego widnokręgu uniemożliwia ich dostrzeżenie z dużych północnych szerokości geograficznych. Na niebie wieczornym można obserwować planety Saturn, Mars i Neptun oraz planetoidę Westa, choć dwa ostatnie ciała początkowo zginą w blasku Księżyca.* - Opuścił rękę, krzyżując ramiona na piersi. Spojrzał na zebranych tak, jakby dopiero teraz zaskoczyła go ich liczebność. - Biorąc pod uwagę te wszystkie składowe i fakt, że przesunąłem obserwację ze względu na jutrzejszą pełnię, jestem niezwykle pozytywnie zaskoczony, że ktoś postanowił skorzystać z tej okazji. Panie @Mefistofeles E. A. Nox, dziesięć punktów dla Slytherinu za determinację, ale radziłbym się położyć tuż po zakończeniu zajęć. - Po tych słowach odwrócił się w stronę jednego z teleskopów. Tak się złożyło, że stanął przy nim akurat @Ezra T. Clarke. - Dzisiaj nie uda nam się rozrysować pełnej mapy nieba. Księżyc w pełni bardzo utrudnia obserwację gwiazd, dlatego chciałbym jedynie sprawdzić jak poradzicie sobie z jego uciążliwym blaskiem. Jednak najpierw musicie ustawić swoje teleskopy. Dokładnie w ten sposób. - Pociągnął tutaj, stuknął tam, czymś pokręcił i voila. - Kiedy wszyscy skończą, rozpoczniemy obserwację. Wówczas naniesiecie dzisiejsze pozycje planet na nieoznaczone mapy nieba, żebym mógł z czego was rozliczyć. Do dzieła.
Kostki na teleskop:
Posiadanie punktów z astronomii nie zwalnia Cię z rzutu. Jeśli coś nie idzie po Twojej misji musisz założyć, że masz dzisiaj pecha. 1, 2 - Albo się na tym znasz, albo masz dzisiaj ogromne szczęście... a może po prostu potrafisz obserwować i wyciągać wnioski? Twój teleskop jest ustawiony absolutnie idealnie, dzięki czemu zyskujesz możliwość jednorazowego przerzucenia kostki w kolejnym etapie. Uwzględnij to swoim poście. 3, 4 - Prawdę mówiąc, szału nie ma. Wydaje Ci się, że wszystko dobrze nastawiłeś, a jednak coś w mechanizmie okropnie skrzypi, gdy próbujesz wygiąć soczewkę do góry. Teleskop po prostu okropnie się zacina, ale wystarczy odrobina siły, aby wszystko przyjęło odpowiednią pozycję. 5, 6 - Cholera, jak to leciało? Pociągnął tutaj, tam kręcił, a potem stuknął? Nie, to nie tak. Może w odwrotnej kolejności? Twoje działania zupełnie rozregulowują teleskop i nim się obejrzysz, wypadają z niego dwie śrubki. Po krótszych (lub dłuższych) poszukiwaniach znajdujesz jedną z nich i wpychasz na jedno z pustych miejsc. Ta druga chyba nie była aż tak potrzebna, prawda? Otóż, nieprawda. Twój teleskop jest niezwykle delikatny. Wystarczy lekko go dotknąć, a już ucieka Ci obraz. Musisz się bardzo natrudzić, aby cokolwiek przez niego zobaczyć. W następnym etapie nikt nie może Ci pomóc podczas ustalania pozycji gwiazd. Nie obowiązują Cię także ewentualne przerzuty.
Kostka na pomoc:
Osoby, które nie zawaliły ustawiania teleskopów mogą spróbować (jednorazowo) pomóc w tym innym, którym nie poszło tak dobrze. W przypadku sukcesu, ustawiają teleskopy wybranej postaci tak samo jak własny. Czyli, powiedzmy, osoba X wyrzuca 1, osoba Y ma 6. Osoba X pomaga (z sukcesem) osobie Y i teraz obie mają teleskop ustawiony tak jak postać X. Mechanika prosta jak zwykle: parzyście - sukces nieparzyście - niepowodzenie Jeśli wam się nie uda, śmiało możecie założyć, że Darryl wcale nie zaczekał na wszystkich... lub zwalić wszystko na teleskopy, to już wasz wybór! @Ezra T. Clarke z racji, że trafił Ci się teleskop ustawiony przez Darryla, jesteś wyłączony z pomagania, chyba że podczas pomocy skorzystasz z normalnych kostek (nie tych na pomoc) na ustawianie teleskopu.
*Sorki za kopiuj-wklej od osoby mądrzejszej ode mnie, ale ta szczegółowość cudownie pasuje mi do Kerseya. ★ Tutaj losowałam zwycięzce w konkursie na pomoc Kerseya. @Ezra T. Clarke, jeśli nie odpowiada Ci taki stan rzeczy, zamień się z kimś na teleskopy lub specjalnie w nim namieszaj, aby ponownie go ustawić. ★ Spóźnialscy zakładają od razu, że nie udało im się na czas ustawić teleskopów. Jeśli jednak nie boicie się felernych kostek (zachęcam się nie bać :'D), wpadajcie. Wciąż dostaniecie punkty jak za dwa etapy (taka jestem konsekwentna :'c). ★ Iii wypiszcie mi proszę ile macie punktów w kuferkach z astro (jeśli jakieś macie D:).