Ta sala jest idealna dla tych, którzy lubią oglądać siebie ze wszystkich stron. Jest to dosyć duże pomieszczenie, na którego trzech ścianach zawieszone są przeróżne lustra – niektóre działają jak zwykłe lustra, inne zniekształcają sylwetkę. Pod ścianą niepokrytą lustrami, tą samą, w której znajdują się drzwi wejściowe, stoją kanapy i fotele, które można łatwo przemieścić i ustawić w dowolnym miejscu. A oświetlenie? Nie wiadomo skąd pochodzi. Gdy ktoś wchodzi do środka, pomieszczenie staje się jasne, jakby cały czas panował dzień. Idealne miejsce do ćwiczenia swoich tanecznych umiejętności.
***
Gabrielle, podekscytowana spotkaniem z przyjacielem z dzieciństwa, którego nie widziała przecież od tylu lat, szybko napisała notkę, która miała poinformować Pierre'a o tym, że czekała na niego. Najpierw pobiegła do sowiarni i wysłała ją, w niej zmieniając miejsce spotkania (w Salonie Wspólnym już ktoś był). Później szybko udała się do Sali, mając nadzieję, że nie spóźni się i że to ona nadejdzie tam pierwsza, tak, jak obiecała, a nie on. Na szczęście, gdy tylko weszła do pomieszczenia, okazało się, że nie było w nim nikogo oprócz niej. Także usiadła na jednym z foteli i czekała, przy okazji obserwując swe oblicza odbijające się w lustrach. A niektóre wyglądały prześmiesznie.
Do głowy gryfona wpadł jeden pomysł. W sumie jeżeli dziewczyna narzeka, że jej nie wygodnie na ziemi to... -Masz może ochotę wybrać się ze mną do Hogsmeade ? -Zapytał się. Cóż on chętnie wyrwie się z tego zamku. Miał ochotę zrobić wypad do jakiegoś pubu i napić się ognistej, albo czegoś innego.
Słysząc Jego pytanie ucieszyła się. -Jasne, czemu nie. -powiedziała zadowolona patrząc na Niego. -W końcu wyrwę się z tego zamku. -dodała i wstała z twardej i niewygodnej podłogi. -Auć, tyłek mnie boli. -powiedziała robiąc smutną minkę.
Kame za to nie miał najmniejszego problemu ze wstaniem. Otrzepał sobie tylko tyłek i spojrzał w kierunku drzwi. -No to chodźmy- Powiedział i otworzył dziewczynie drzwi puszczając ją przodem. Kiedy wyszła zamknął za sobą drzwi. I od razu skierował swoje kroki w kierunku wcześniej wspomnianej wioski. z/t x2
Trafiła tu zupełnym przypadkiem. Wiedziała, że Faleroyowi się to miejsce spodoba, zwłaszcza, że uwielbiał się na pewno przeglądać w lustrach, a w tym momencie mogło być to sensualnym doświadczeniem, skoro… Był tak bardzo otwarty na jej jakże super propozycję. I ona już zrobi wszystko żeby zapomniał o tej całej Mandy. Och, tak! Winter już sobie poradzi, bo przecież ta cała Saunders to ostatnio miała jakieś dziwne napięcie, którego Teixeira nie potrafiła zrozumieć. Jednak nie o tym mowa, bo moje słodkie maleństwo szykowało się na to spotkanie doprawdy… Doprawdy długo, wszak wiedziała, że układ jest prosty. Ona naga. On nagi. Chociaż może pozwoli jej zostać w bieliźnie? Agent Provocateur, to przecież nie takie byle co, a już na pewno lepiej nasyciłby tym zmysły niż tym, że będzie naga! No Merlin, nie bądź taki napalony, wszak nie umówiliście się tutaj na jakieś seksy, tylko na robienie artystycznej fotografii tematycznej zahaczającej o akt. Ona nie podchodziła do tego erotycznie, bo jednak była bardzo grzeczną i poukładaną personą. Musicie mi zaufać. No dobra, Faleroy to wil, wiadomka, że pewnie mu ulegnie, ale nie będzie miał z nią łatwo, bo mimo, że nie była w siebie zapatrzona to uwielbiała być doceniana. Uwielbiała przeglądać się w lustrach. Ciekawe, dwa narcyzy w takiej sali? To nie może się dobrze skończyć! W każdym razie pamiętała ich ostatnie spotkanie. Pamiętała, że dziwnie zareagował gdy pokazała mu zdjęcia, a na wspomnienie Mandy po prostu się krzywiła. Nie rozumiała zachowania dziewczyny, ale co się dziwić, skoro to maleństwo mało komu się przyznawało do prywatnego życia. To było zbędne. Nie potrzebowała takich rozmów, bo była za młoda, żeby trapić swoją śliczną główkę jakimiś bardzo wyimaginowanymi problemami! Nie. Nie. To zupełnie nie było w jej stylu, a co za tym szło, musiała zrezygnować. Odpuścić. Musiała zrobić cokolwiek, ale nie to z czym mogła się zgadzać. Mandy jej nie chciała? W porządku. Znajdzie sobie inną Mandy – zwłaszcza, że przecież nie były ze sobą jakoś bardzo blisko. Ze Scarlett to co innego. Ale właśnie teraz przemierzała korytarze, byleby jak najszybciej dotrzeć na piętro, w którym znajdowała się lustrzana sala. Nie ważne, że będzie na niego czekać. Poczeka – wszystko przygotuje. Poprawi pończochy. Fryzurę, ewentualnie makijaż. Będzie perfekcyjna, choć i do tego będzie jej daleko, wszak nadal czekała ją sesja z wilem! I lepiej dla niego będzie jeśli jej nie wystawi, bo to by było bardzo, ale to bardzo nie na miejscu, no i złamałby jej serduszko, a dziewczę by się pewnie załamało!
Silas Clark
Rok Nauki : I
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 189
C. szczególne : Długie dredy często wiązane na czubku głowy
Silas dostał znowu kolejny list od Komisji Projektu "Złoty Sfinks" . Odebrał wytyczne i opuścił obserwatorium by w ciszy pomyśleć jaki znak zodiaku powinien umieścić właśnie w swojej mapie. Teraz chodził ze swoją idealnie zrobioną mapą po zamku i rozmyślał. W pewnym momencie dotarł do jakiegoś pomieszczenia z lustrami. Dziwne miejsce, u niego w szkole takiego nie było. Długo przyglądał się lustrom, później jednak usiadł na jednej z kanap, rozłożył na stoliku swoją mapę i przyglądał się jej w zamyśleniu. Nie miał pojęcia jak to rozgryźć, całkowicie. Coś jednak mu mówiło, że to musi być tuż tuż zaraz obok niego, jeszcze chwila i całkowicie to odgadnie. Takie umysłowe łamigłówki zawsze sprawiały mu dużo radości.
Malakias nieustannie gubił się w tym głupim zamku. Za każdym razem irytował się niesamowicie, kiedy w pewnym momencie nie miał zielonego pojęcia gdzie jest. I tym razem Egede szedł korytarzem nie do końca pewny gdzie się znajduje. Naprawdę, musi robić coś, żeby jego wizje dotyczyły jedynie Hogwartu i ich korytarzy, by w końcu nauczył się gdzie ma chodzić. Wszedł do jakiejś dziwnej sali, rozejrzał się wokół i zobaczył chłopaka, który był zdecydowanie z ich projektu. Kojarzył go, bo był jednym z nielicznych ciemnoskórych, na dodatek był również w Ravenclawie. - Hej, możesz mi pomóc w którą stronę muszę iść do naszej wieży? – zapytał podchodząc bliżej. Zerknął na stolik, gdzie leżała jego mapa. Najwyraźniej chłopak nie rozwiązał jeszcze zadania, a on całkiem niedawno wpadł na to jak to zrobić, kiedy był przymusowo zamknięty w toalecie. - Możesz zawęzić szukanie gwiazdozbioru. To pewnie ktoś ci bliski, jeśli nie ty sam. Ja miałem znak zodiaku swojej dziewczyny – podpowiedział mu, w nadziei, że dzięki temu ten z przyjemnością powie mu którędy wraca się do wieży.
Silas Clark
Rok Nauki : I
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 189
C. szczególne : Długie dredy często wiązane na czubku głowy
Silas chyba zbyt intensywnie pogrążył się w swoich myślach bowiem wybudziły go słowa jakiegoś chłopaka. Ten pytał go jak dotrzeć do ich wieży. Szybko przeanalizował sobie w głowie mapę drogi, którą ostatnio odbył. -Na szczęście moja pamięć jest wręcz fotograficzna. Zachodnia wieża jest naszą wieżą- powiedział siląc się na lekki uśmiech. Przekręcił lekko mapę po czym ponownie się jej przyjrzał. -Tak, na pewno zawężenie będzie tutaj dobrym rozwiązaniem, też o tym myślałem. Wiesz jestem raczej typem ścisłego umysłu- wyjaśnił po czym wyciągnął w jego kierunku swoją dłoń. -Silas Clark, grupa Noctis, eliksiry- przedstawił się po czym nagle zamarł przez chwilę bo w swoim odbiciu dostrzegł na szyi wisiorek, który zawsze nosił przy sobie a w nim zdjęcie swojej matki. Otworzył go i przyjrzał się jej uśmiechniętej twarzy. -Ktoś mi bliski, no jasne, że matka. W końcu nikogo innego nie mógłbym tutaj uwzględnić, nawet nie mam pojęcia kiedy urodził się mój ojciec- wykrzyknął odrobinę podekscytowany, że udało mu się rozwiązać tą zagadkę. -Więc musimy zaznaczyć tutaj Strzelca, dzięki kolego- powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.
Colton w lustrzanej sali. Chyba nikogo ten widok nie dziwi? Przechadzał się właśnie po Hogwarcie, kiedy to jego oczom ukazały się drzwi sali pełnej luster. O, proszę. Idealnie. Nie, żeby Gregers był próżny. Skądże znowu. On przecież był taki skromny. Chwycił klamkę i pewnym krokiem wszedł do środka. Stanął przed jednym z luster. Zobaczył siebie ubranego w błękitną koszulę i marynarkę. No i ciemne jeansy. Akurat postanowił zdjąć szatę, a co tam. Kto powiedział, że trzeba ciągle łazić w szatach? To nudne i wszyscy wyglądają tak samo.
Co Lorrain robiła na trzecim piętrze? Szczerze powiedziawszy kompletnie nie wiedziała. Kiedyś to piętro było ponoć zakazane tak? Teraz tego nawet nie wiedziała, ale chyba nie. Na całe szczęście. Tutaj była sala lustrzana w której się zakochała od pierwszego wejrzenia. Odkryła ją dopiero w drugiej klasie, wcześniej tutaj nie była, ale od razu to miejsce stało się jej ulubionym. Przechodząc koło tej sali nie mogła się oprzeć i musiala wejść do środka. Gdzie się nie obejrzała widziała siebie. Nigdy tutaj z nikim nie była, dlatego zdziwiła się na widok ślizgona. -Colton, Colton... - mruknęła. Szczerze to ostatnio bardzo rzadko się widywali, a przecież ona miała cholerne szczęście do tych ślizgonów, nie ma co. - Patrzysz na swoją przeuroczą twarzyczkę? - zapytala uśmiechając się do niego. No co jak co,ale ten chłopak był na prawdę przystojny, uwielbiała blondynów, więc ten ją rzeczywiście urzekał.
Słysząc czyjś głos, nawet nie musiał się odwracać. Widział odbicie w lustrze. - Adrienne. - Powiedział i stwierdził, że jednak wypada patrzeć rozmówcy w twarz. Co by nie było, wobec ludzi, których lubił, potrafił być uprzejmy. A przynajmniej, okazywać im chociażby ten minimalny szacunek. - Co tu robisz? Zdziwił się, widząc dziewczynę w lustrzanej sali. Zazwyczaj nikogo tu nie było, choć on sam nie przychodził często. Lustra były także w łazienkach, więc mógł także tam bez problemu podziwiać swoją twarz. No, może bez przesady - aż tak zadufany w sobie nie był, aczkolwiek lubił oglądać swoje odbicie. Uważał, że wygląda całkiem dobrze i zresztą starał się, żeby tak było. Kto wie, kogo spotkam po drodze? Może akurat będzie trzeba zrobić dobre wrażenie? A w końcu ,, jak cię widzą, tak cię piszą ''- mówi stare, mugolskie przysłowie, z którym Colton w zupełności się zgadzał.
Owszem to miejsce było na tyle dobre, że nikt nie mógł nikogo tak na prawdę zaskoczyć swoją obecnością, chociaż jak tutaj ostatnio była to chyba miała jakieś halucynacje i widziała w nich Anthony'ego. Albo widziała duchy, albo te lustra mają coś jeszcze w sobie czego sama nie wiedziała, a nie można powiedzieć, ale puchonka przeglądała niektóre informacje na temat tego pomieszczenia i podpytywała się nauczycieli, jak jeszcze była młodą czarownicą, ale Ci za dużo jej nie powiedzieli i już wtedy wyglądało to trochę dziwnie, ale dziewczyna jakoś się tym wtedy nie przejmowała, ale gdy zobaczyla tutaj ślizgona za którym można powiedzieć, że jednak tęskni to zrobiło jej się to na prawdę bardzo podejrzane miejsce. Przecież od tego można zwariować. - Ja co tu robię? To ja jestem tą wrażliwą puchonką i to miejsce jest przeznaczone dla mnie, a nie dla Ciebie Colton... - mruknęła i kolejny raz się uśmiechnęła. Miala dzisiaj na sobie tę zwiewną sukienkę którą ubrała przy Meadow w dormitorium. - Gdybyś tutaj częściej przychodził wiedziałbyś, że jestem tutaj bardzo częstym gościem. - powiedziała. Okręciła się na pięcie i przyjrzała sukience. Nie mogła się sama przyzwyczaić do widoku samej siebie w takim wyglądzie.
Colton uniósł wysoko brwi. - Czyżby wrażliwa Puchonka miała jakiś problem? - Może pytał poważnie, może z ironią. Można jednak stawiać na to pierwsze, bo w końcu lubił tą dziewczynę, więc czemu miałby być tym perfidnym chamem? - Co widzisz w lustrze? Utkwił w dziewczynie swoje przenikliwe spojrzenie. W końcu on sam widział rzeczy, które wywoływały u niego pewien... sentyment? No, bez przesady, w końcu Colton był sentymentalny tylko po alkoholu. Jakby był nietrzeźwy, pewnie włączyłby się tryb Gregersowych rozważań nad życiem, ale że nie pił od wczoraj ( trzeba to zmienić ), to nie zwracał uwagi na pojawiające się w lustrach wspomnienia i twarze. -Nie potrafisz się rozstać z przeszłością?
- Może i mam, a może i nie mam... Ale nie mam zamiaru Ci o tym mówić. To jest tylko i wyłącznie moja sprawa. - powiedziała do niego i łagodnie się uśmiechnęła. Po co miała mu o tym mówić, na pewno znał Anthony'ego przecież byli w tej samej klasie i w tym samym domu. Na pewno chłopcy znali się od pierwszej klasy, razem robili różne psikusy i w ogóle. Wolała zresztą nie rozmawiać o nim, było minęło. - A skąd mój drogi wiesz, że chce się rozstać ze swoją przeszłością? - zapytała. Owszem chciałaby, ale to jest niemożliwe. Za bardzo jej zależało, ażeby tak teraz o tym zapomnieć, tak po prostu. - Ale odnoszę wrażenie, że Ty również masz taki problem. - spojrzała na niego podejrzliwie. Czyżby Coltonowi pękło serduszko.
-No jasne. - Gregers po raz kolejny zlustrował ją swoim spojrzeniem. Na pewno coś było nie tak, ale nie należał do ludzi, którzy pytają dwa razy. No chyba, że byłoby to w jego interesie. Tym razem nie było, więc po prostu dał spokój. Skąd wiedział? Często przychodzą tu ludzie, którzy patrząc w lustra, chcą zobaczyć jakieś wspomnienia. Coś, co było, ale już nie wróci. Lustra często to pokazują. - W końcu niektóre lustra pokazują przeszłość, nie? - Uniósł wysoko brwi. - Pomyślałem, że może o to chodzi. Mogła równie dobrze widzieć cokolwiek innego. Akurat trafnie strzelił, ale przecież się do tego nie przyzna. Woli, żeby pomyślała, że ma dobrą intuicję. No bo w końcu ma, nie? Ach ten Gregers, taki skromny. - Ja? - Wskazał kciukiem na siebie. Skąd, on i powracanie do przeszłości? Chyba tylko po pijaku. Aktualnie w lustrze widział wyłącznie swoją osobę, no i był z tego całkiem zadowolony. - Ja i przeszłość? Żyję chwilą obecną. - Uśmiechnął się łobuzersko. Taka była prawda. Gregers Colton nie myślał o tym, co było, a o tym, co jest. Również nie zastanawiał się nad przyszłością, co parę razy miało przykre konsekwencje, ale zazwyczaj ich unikał. Ot, cały on.
Czy kiedyś baliście się swojego odbicia w lustrze? Nie? Tak? Szczerze mówiąc nieważne, bo nie przyszedłem tu na pogaduszki. Przyszedłem opowiedzieć wam pewną historię, która przemyka przez gładką taflę, wśród której jesteście wy. Młodzi, piękni, niewyspani? Nawet się nie zorientujecie... Jeśli tylko spojrzelibyście teraz na zegarek zorientowalibyście się, że jest już grubo po ciszy nocnej... Gdybyście jednak spojrzeli w jedno z luster zauważylibyście jak często przebiega po nim tajemniczy cień. Problem w tym, że nie ma jego źródła.
Kolejna osoba pisząca decyduje, czy zerka na zegarek i zauważa bardzo późną porę mimo tego, że przyszliście tu stosunkowo niedawno czy jednak woli spojrzeć w lustro i dostrzec cień.
Wszystko w waszych rękach. Wybierzcie mądrze i to jedną opcję.
Cieszyła się, że mimo wszystko chłopak nie chciał się dowiedzieć o tym co by tak bardzo chciała zobaczyć w lustrach. Jedynie słyszała, że one pokazują przeszłość, ale czy to była prawda? Z nikim o tym nie rozmawiała, jedynie z nauczycielami, którzy udawali niewiadomych i kompletnie nie wiedzieli o czym dziewczyna mówi. Być może paru z nich na prawdę nie wiedziało o czym dziewczyna mówi, mimo tylu lat spędzonych w Hogwarcie można nie odkryć tych miejsc. Ona na przykład nigdy nie była w pokoju życzeń, chociaż wiele o nim słyszala, nie raz z koleżankami chciała je odkryć, ale ich starania spełzły na niczym i do tej pory dziewczyna nie wie gdzie może tego pokoju poszukać. - Nie wiem... Nie mam zielonego pojęcia czy te lustra pokazują cokolwiek nie raz tutaj byłam i nic w nich nie zobaczyłam... - powiedziała do niego, oczywiście skłamała, bo to właśnie tutaj ostatnio widziała Anthony'ego, ale nikomu się do tego nie przyznała, nawet swoim przyjaciółką. - Tak właśnie myślałam. - mruknęła przewracając oczami. Ile razy spotyka właśnie takich ślizgonów co nic ich kompletnie nie obchodzi tylko żyją z dnia na dzień, nie przejmują sie tym co było, ani tym co będzie. Szczerze powiedziawszy trochę im tej zdolności zazdrościła. Przez chwilę ani on ani ona nie wypowiedziało żadnego słowa dlatego dziewczyna przyjrzała się lustrom, może znowu zobaczy ślizgona? Jednak zamiast ślizgona zauważyła dziwny cień mknący przez odbicie. Spojrzała w tamtym kierunku, ale nic nie zobaczyła. - Widziałeś to?! - zapytała lekko przestraszona. Jednak po chwili uświadomiła sobie, że to może był duch, w szkole jest ich pełno.
- Ponoć pokazują. - Wzruszył ramionami. Tak, Gregers. Tobie lustra nigdy nic nie pokazały, kłamco. - Słyszałem o tym. Jeden gościu kiedyś mi coś opowiadał, ale gadał tak długo, że w połowie przestałem słuchać. Widział w lustrze swojego ojca, którego nienawidził. Czy coś w tym stylu. - Adrienne nie znała raczej historii Coltona, więc skąd mogła wiedzieć, że mówi o tym, co sam zobaczył pewnego dnia w lustrze? Na pewno jej nie znała, bo skąd? On nie jest typem człowieka, który dopuszcza do tego, by fakty o nim krążyły po szkole. Jakby tylko się dowiedział, że ktoś puścił parę... Marny los tego skurwysyna. A nie od dziś wiadomo było, że Ślizgoni są mściwi. Szczególnie Gregers Colton. - Tak. - Powiedział, marszcząc brwi. Dotknął swojej kieszeni, by sprawdzić, czy aby na pewno jego różdżka nadal tam jest. Musiał być czujny. - Nie mam pojęcia, co to było. Jednakże ani myślał uciekać stamtąd. Skądże. Takie sytuacje są dla tego chłopaka ekscytujące. To co, że mógłby zaraz oberwać jakąś Avadą, czy innym przemiłym zaklęciem. Skoki adrenaliny były tego warte.
Może i on kłamał, ale puchonka o tym nic nie wiedziała. Jednak ten nieco ją uspokoił, że już nie sfiksowała tylko po prostu jej pragnienie, aby zobaczyć człowieka, którego kochała, albo możliwe że jeszcze kocha było realne. W świecie magii wszystko było realne, już chyba nic jej na prawdę nie zaskoczy. - Mnie nauczyciele nic nie powiedzieli, a nie raz prosiłam ich o jakieś wyjaśnienia co do tego miejsca. Albo mówili, że nie wiedzą o które mi miejsce chodzi, albo po prostu mówili, że to zwykłe lustra, które nic nie wnoszą w życie. - może i tak, ale skoro pokazuje pragnienia, ludzie mogą zgłupieć. Na szczęście Adrienne miała zamiar zapomnieć o Anthony'm, a więc nie groziło to tym, że może sobie coś przez to miejsce zrobić. Skoro i ślizgon i ona widzieli to faktycznie coś tutaj było. - Nie wzięłam ze sobą różdżki, więc musisz mnie w razie potrzeby ratować. - powiedziała do niego i uśmiechnęła się do niego, ale takim uśmiechem pełnym strachu. Nie na żarty się wystraszyła.
- Bo to nauczyciele. - Wywrócił oczami. - Myślą, że jak wspaniałomyślnie nic nam nie powiedzą, to sami jesteśmy na tyle głupi, że nie dowiemy się prawdy. - Ślizgon wzruszył ramionami. Jak ktoś chce, to się dowie, nie? Do dociekliwych należy świat, a przynajmniej takiego zdania był Gregers. Jeśli chciał, potrafił wiele wyciągnąć od ludzi. Nie dziwne więc, że trochę o Hogwarcie wiedział. Spojrzał jeszcze raz na lustro, by sprawdzić, czy coś się pojawi. Patrzył dobre parę sekund, ale nic nie było widać. Dziwne. Może to jakiś duch? Ale czy duchy w ogóle odbijają się w lustrach? Tego nie wiedział. Tak, czy inaczej, parę mocnych zaklęć znał, więc w razie ataku, nie pozostanie bezbronny, a Adrienne też nie stanie się krzywda. W końcu jestem gentlemanem. Tak, Colton, tak. W ostateczności rzucisz jakąś Avadą i będzie po sprawie. - Z przyjemnością. - Powiedział z szarmanckim uśmiechem. Nie lubił się pojedynkować. To znaczy, na różdżki. Wolał walkę słowną, aczkolwiek, jeśli trzeba, to nawet taka sprawi mu niemałą przyjemność. W końcu, to też adrenalina.
Owszem, ona również była tego samego zdania. Dziewczyna dążyła do celu, przynajmniej starała się dążyć za wszelką cenę. Co prawda w porównaniu do innych wszystkiego by nie oddała, ale jednak szybko się nie poddaje. Czasami się dziwila, że nie należy do Slytherinu, może dlatego ma takie dobre kontakty z tym domem? Uwielbiała Hufflepuff, ale to już każdy przywiązał się do swojego domu, gdyby należała do Ravenclaw, czy Gryffindoru również by się do nich przywiązała. Miała nieco z charakteru ślizgona, jednak Tiara bez żadnych wątpliwości wskazała jej kolor żółty i wykrzyczała na głos dom do którego ją przydziela. Teraz nigdy by się nie zamieniła, ale jak to mała dziewczynka ciekawiło ją jak to jest być w innych domach, ale teraz na prawdę ją to mało obchodziło. - Nauczyciele wiedzą mniej niż my. Oni nawet za czasów szkolnych pilnowali się regulaminu, pewnie każdy z nich był prefektem i im nie przystało łamać regulamin nie to co my. - powiedziała. Pewnie Colton mógłby sobie pomyśleć, co ona takiego zrobiła, ale o dziwo wiele razy była już w kozie i z dziewczynami często odwalały jakieś akcje. - Panie Colton ja panu ufam i mam nadzieję, że to nie jest mój ostatni wieczór w Hogwarcie. - mruknęła i lekko się uśmiechnęła, jednak po chwili doszła do wniosku, że jednak to nie był dobry moment na żarty. Nie wiadomo co to było, być może już się to nie pokażę i będą mogli kontynuować rozmowę.
- Sądzę, że część z nich nie raz łamała regulamin. Nie wierzę, że wszyscy byli tacy ,, święci ''. - Uniósł dłonie do góry i zgiął dwa palce, jakby chcąc nakreślić w powietrzu ten cudzysłów. Po czym parsknął śmiechem. Nie znosił tego. Teraz są tacy przykładni. Karzą uczniów, kiedy ci zrobią coś złego. A jakby zobaczyć ich parę lat temu, pewnie robili dokładnie to samo. Co za absurd. Między innymi dlatego tak nie znosił tych profesorów. Zresztą, on był przeciwny jakimkolwiek zakazom i nakazom. Można by według niego znieść ten Pierdolony regulamin, którego i tak prawie nikt się nie trzyma. Bo wiadomo nie od dziś, że to, co zakazane, kusi najbardziej. Co więc jeśli wszystko byłoby dozwolone? Niestety nie dowie się tego, ponieważ ci wszyscy genialni nauczyciele muszą mieć jasno ustalone zasady, bo inaczej nie poradzą sobie z uczniami. Idioci.- Oj, ja bym sobie tak nie ufał. - Wyszeptał wręcz i zmrużył oczy, patrząc na Adrienne. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Nieznaczny, naprawdę. Chyba żartował. No, ale kto wie? Może rzeczywiście nie warto mu ufać? W końcu, to Gregers Colton, a nie jakiś potulny uczniak. Jest Ślizgonem. Ślizgonom się z zasady nie ufa, to powinien wiedzieć każdy. Różne pomysły im wpadają do głowy.
Wiadomo, że nikt się nie przyzna do tego, że nauczyciele również łamali regulamin tylko teraz nauczyciele muszą grać za tych najlepszych co ponoć traktują bardzo dobrze i z szacunkiem regulamin. - No ale jak widać to miejsce jest niebezpieczne, nauczyciele powinni o tym mówić i nas ostrzegać. - powiedziała do niego i prychnęła. Na prawdę zaczęła się tego miejsca na poważnie obawiać. Kto wie co to tak na prawdę dzisiaj było. Duch, zmora? cokolwiek? Tylko że to cokolwiek mogło im zrobić krzywdę, a czarodziej bez różdżki to jak żołnierz bez karabinu. Musiała mieć różdżkę ażeby się chronić w czarodziejskim świecie. Innej rady nie było, na różdżkę napastnika nic nie poradzi jeżeli nie ma się przy sobie swojej. Ty robisz źle, ale tak samo jest kiedy ma się swoje dzieci, chce się ich uprzedzić przed swoimi błędami. No cóż, owszem. Zawsze można się starać, ażeby tak było, ale nigdy tak nie będzie. Zatrute jabłko smakuje najlepiej, prawda? Ale czy dobrze by było gdyby na prawdę ten regulamin całkowicie nie był, nie istniał? Sama nie wiedziała, jednak regulamin ma trochę do powiedzenia i wchodzi w życie, nie można powiedzieć że nie. - To wystarczy, że ja Ci ufam i się tego trzymajmy. - mruknęła i nieco się przybliżyła do ślizgona żeby w razie potrzeby schować się za nim.
- Pewnie sami o tym nie wiedzą. Oni zajmują się zbieraniem delikwentów z Zakazanego Lasu. - Parsknął na znak swojej pogardy wobec profesorów. Doprawdy większości z nich nie cierpiał. Pewnie znalazłby się jeden, może dwóch którego Colton w miarę znosił, ale cała reszta, to tylko hipokryci, którzy zajmują się nie tym, co trzeba. - Banda idiotów... - Tak, Gregers wyrażał swoje zdanie jasno. Oczywiście, o ile takiego profesora nie było w pobliżu. Wtedy byłby uśmiechnięty, pomocny i w ogóle och, ach. W końcu jakoś trzeba zapunktować, nie? Ślizgon był zwykłym manipulantem i potrafił zmieniać się niczym kameleon, przez co wielu darzyło go sympatią. Tymczasową, ale to nieważne. Nie potrzebował ich uprzejmości, kiedy już dostał to, co chciał. Nie byli kimś, na kim w jakikolwiek sposób mogłoby mu zależeć. Widząc, że Adrienne chowa się za nim, wsadził ręce do kieszeni. - A czemuż to miałbym Cię bronić? - Zapytał, obracając się w jej stronę i utkwił w dziewczynie uważne spojrzenie, uśmiechając się przy tym łobuzersko. Oczywiście, wiedział, czemu, ale przecież można trochę podyskutować, nie? On to lubi. Był ciekawy, jak potoczy się rozmowa.
Miło tutaj się zapewne siedzi i nie narzeka się na nic plus ten widok w lustereczku... No raj. Pewnie nawet nie zauważyliście, kiedy osobnik z lustra, którego dostrzegliście, oplótł wasze stopy niewidzialną nicią łącząc was z co mniej ciężkimi zwierciadłami. Teraz jeden ruch i zapewne wszystko gruchnie. A czy jedno lustro to nie jest przypadkiem siedem lat nieszczęścia? Jak sądzicie? Cóż, nie pozostaje wam nic innego jak tylko liczyć na szczęście... Ale w tym samym momencie możecie usłyszeć szczęk przekręconego klucza w drzwiach... Jakbyście już musieli zostać uwięzieni we własnych odbiciach. Co robi?
Adrienne. kostka parzysta - gdy tylko przyjdzie Ci do głowy ruszyć stopą przewrócisz trzy zwierciadła, które gruchną o ziemię. W tym przypadku rzucasz jeszcze raz kostką, jeśli będzie parzysta to ranisz się w łydkę odłamkiem szkła, jeśli nieparzysta to również się ranisz, ale w udo. Rama krwawi dość obficie. kostka nieparzysta - Jeśli się ruszysz, to faktycznie zauważysz, że coś drży, ale w odpowiednim momencie zapewne zaniechasz manewru. W każdym razie przez nitkę przebije taki chłód, że aż posinieje Ci stopa. I co masz zrobić jeśli nie możesz się z tego uwolnić?
Gregers: Ty masz chłopcze zdecydowanie łatwiej. Orientujesz się szybko, że coś się dzieje nie tak jak trzeba i ruszasz żwawo w kierunku drzwi (o dziwo twoich ruchów nie krępuje nić)! Parzysta - zdążyłeś pchnąć drzwi, gdy tylko ktoś je zamykał, ale nie udało Ci się odzyskać klucza. Nie mniej jednak przestraszyłeś chyba osobnika, bo czmychnął szybko po drodze przewracając się na schodach. Nieparzysta - Gdy tylko dostajesz się do drzwi są już zakluczone. Zapewne przez chwilę z nimi walczysz, ale wszystko na marne. W każdym razie powinieneś chyba poszukać gdzieś tutaj sposobu na uwolnienie się z sali, bo zaklęcie "alohomora" nie działa. Zatem co robić? Poszukać gdzieś zapasowego klucza? Ponowny rzut kostką: parzysta - żmudne poszukiwania pozwalają Ci na to by rzeczywiście coś znaleźć, ale klucz nie pasuje do drzwi. Czyżbyście musieli tu zostać na całą noc i wezwać pomoc? Tylko jak?! Nieparzysta - odnajdujesz klucz zawieszony na ścianie pod jednym z luster. Pasuje? Chyba tak! Ale drzwi ustępują z nieprzyjemnym trzaskiem. Chyba swoje znalezisko musisz oddać woźnemu i obgadać z nimi sprawę, gdy ktoś inny podwędza mu klucze.
Co się, kurwa, dzieje?! Dlaczego Adrienne nie może zrobić nawet kroku do przodu? Wydawało się, że coś krępuje jej ruchy. Otworzył szeroko oczy, kiedy przypomniał sobie cień, przemykający przez lustro i usłyszał szczęk przekręcanego klucza. Cholera... Gregers poczuł, że serce mu szybciej bije, kiedy pomyślał, że on na pewno również został unieruchomiony. Jednakże, ku jego ogromnemu zdziwieniu, nie miał problemu ze zrobieniem kroku. Pierwszy, drugi krok... Trzeci, czwarty, piąty i Ślizgon już stał przy drzwiach. Tylko jak je otworzyć? - Alohomora! - Wykrzyknął. Nic. Drzwi nadal zamknięte. Powtórzył zaklęcie jeszcze raz. Nawet nie drgnęły. Obrócił się i spojrzał na Adrienne, która nadal męczyła się, nie mogąc wykonać jakiegokolwiek ruchu. Co robić? Colton stanął na chwilę w miejscu. Nie chciał dać się ponieść emocjom, w końcu jest Gregersem Coltonem, a nie jakąś Pizdą, która nie radzi sobie w takich sytuacjach! Zmarszczył brwi i po chwili znalazł rozwiązanie. Trzeba poszukać dodatkowego klucza, tak. Rozejrzał się po sali i znalezienie go okazało się niezwykle łatwym zadaniem, dzięki obecności luster. Poszedł szybkim krokiem gdzieś w prawą stronę i zdjął z haczyka zawieszonego na ścianie, mały kluczyk. Wsadził go do zamku, ale... Nie pasował. - No żeż kurwa... - Mruknął pod nosem. Nie znał innego zaklęcia na otwieranie drzwi, a przynajmniej w tym momencie żadne nie przychodziło mu do głowy. Ślizgon przetarł twarz ręką. Co robić? Najlepiej byłoby wezwać pomoc, ale jak?! Zerknął jeszcze raz na Adrienne.
- Czemu miałbyś mnie bronić? Bo jesteś chyba mężczyzną, nie? Innego tutaj nie widzę. - powiedziała do niego i westchnęła. Chyba, że jest obojniakiem, kto go tam wie, ona mu w rozporek nie patrzy. Przynajmniej jeszcze. Nie, nie. Adrienne taka nie jest, więc chłopak na pewno nie musi się jej obawiać, chociaż wcale nie ukrywała tego, że ślizgon na prawdę jej się podobał. Gdy usłyszała głos zamykających się drzwi przełknęła śliną. Szczerze powiedziawszy do tej pory Hogwart był dla niej na prawdę życzliwy i nigdy jeszcze nie zrobił jej żadnego psikusa więc nie była do tego przyzwyczajona. Ruszyła się chcąc po prostu przybliżyć się do chłopaka, ale poczuła jakby ciągnęła za sobą lustra. Cholera. W momencie stanęła i postanowiła się nie ruszać. Chyba już nigdy tutaj nie przyjdzie. Co to ma być? Jakieś mamy Cię? Może ktoś sobie robi żarty, ale czy uczniowie potrafią robić coś takiego, bo chyba nauczyciel nie może tego robić, prawda? Jeśli może to ona na prawdę się będzie zastanawiać czy nadal uczyć się w tej szkole czy sobie po prostu darować. Spojrzała na swoje nogi, które nieco zsiniały. Tak jakby na prawdę ktoś zawiązał sznury w okół jej kostek i mocno ciągnął. Colton mógł się poruszyć, więc chociaż tyle. - Czujesz to zimno które ja czuje? - zapytała w końcu doszła do wniosku, że nogi zsiniały jej tylko i wyłącznie dlatego, że chłód odbijał się od jej nóg.