Pełen wygodnych kanap i foteli. Urządzony dość surowo i chociaż wnętrze robi wrażenie, nie jest przepełnione zbędnymi ozdobami. Obok stołu i kanap znajduje się jedynie imponujących rozmiarów kominek.
Jadalnia
Połączona z salonem. To tutaj odbywają się wszelkie spotkania rodzinne i towarzyskie. Tuż obok ogromnego stołu znajduje się bar, za którym znajduje się niezliczona ilość przeróżnych alkoholi i dodatków. Po przyrządzonym przez skrzata posiłku, od razu jest się w salonie,w którym znajdują się wygodne kanapy na których można odpocząć.
Gabinet
Dolna część pomieszczenia jest dostępna dla wszystkich. Znajduje się tu wiele szafek z książkami, wygodne fotele, bilard i szachy. Wchodzenie po schodkach na górę jest jednak surowo zabronione - to mała świątynie ojca Emily, niewielki, ale gustowny gabinet, w którym mężczyzna może liczyć na całkowity spokój.
Pokój Dominika
Trochę bardziej nowoczesny niż reszta domu. Urządzony zgodnie z gustem Dominika i chociaż chłopak już tu nie mieszka, wszystko zostało w dokładnie takim stanie, w jakim go zostawił.
Pokój Emily
Kiedy przekroczy się próg tego pokoju, trudno nie zauważyć jak bardzo nie pasuje on do reszty domu. Kiedy w rodzinie pojawiła się pierwsza dziewczynka, ojciec Emily nie miał pojęcia jak urządzić jej pokój tak, żeby na pewno jej się spodobało. Postanowił zadbać więc o kontrast - skoro "męskie" pomieszczenia były ciemne, ona otrzymała bardzo jasny, ale elegancki i stonowany pokój. Ślizgonka czuje się tu bardzo dobrze.
Kuchnia
Najprędzej zastaniesz tu skrzata, ewentualnie Emily. Mężczyźni w tym domu nie gotują i jakkolwiek dziewczyna nie chciałaby się przeciwko temu buntować - jej żołądek nie zniósłby nawet ich prób. Nie tylko nie mieli zapału do siedzenia w kuchni, nie mieli po prostu umiejętności.
Łazienka
Przestronna i wygodna. W ogromnej, narożnej wannie można spędzić wieczność.
Ogród
Znajdzie się tu i miejsce na ognisko i przestrzeń, w której można popływać, z której Emily oczywiście nie korzysta. Spora część jest pod dachem, w związku z tym nawet w przypadku gorszej pogody można spędzić czas na świeżym powietrzu.
Autor
Wiadomość
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dusił się. Teraz już dosłownie... Niby zarejestrował moment, w którym Nathaniel wysuwał różdżkę i kierował ją na niego, ale Mefisto ani drgnął. Zmusił się do bierności, maksymalnie prowokując i przy okazji sprawdzając, do czego Nathaniel będzie zdolny się posunąć. Na początku nie było nawet tak źle... To nie był pierwszy raz, kiedy Collardo rozlało się bólem po drogach oddechowych wilkołaka. Potrzebował chwili na to, by w końcu ten dech stracić, by gubić jeden za drugim. I chodź zanosił się kaszlem, dla osób postronnych mogło wyglądać to na szaleńczy napad śmiechu. Mefisto w tym wszystkim dalej się uśmiechał, dopiero przy pochyleniu się „z braku sił” wyjmując własną różdżkę. Wyprostował się już spokojny, z kącikami ust lekko uniesionymi i falującą klatką piersiową. Wbił spojrzenie w Nathaniela, obracając różdżkę w palcach. Nie kierował jej do nikogo, nie zamierzając robić scen na przyjęciu. Ktokolwiek by nie zaczął, to Nox i tak zostałby uznany za winnego. Dla niego i tak już liczyła się słodka świadomość, że wyprowadził Bloodwortha z równowagi. - Wystarczy tego dobrego... - Odetchnął, poprawiając koszulę. - Tak bardzo ci zależy na mojej opinii w kwestii całowania? Czy tańczenia? Co dokładnie mam odszczekać? Moje słowa nie powinny mieć większego znaczenia, chyba... chyba, że Emily potwierdza? Nie miał pojęcia, co jest między tą dwójką. Zaczepne spojrzenie przeniesione zostało na blondynkę. Wyjaśni, opanuje jakoś Nathaniela? Czy jednak te oferty jaśnie panicza z załatwieniem spraw na zewnątrz zostaną wykorzystane...
- Przestań, w tej chwili! Nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji. Wiedziała, że to spotkanie to tykająca bomba, a w momencie, kiedy Mefisto zaczął tak otwartą prowokację, wybuch zbliżał się nieuchronnie. Spodziewała się jednak, że Nate go uderzy, albo rzuci jakieś nieprzyjemne, nieszkodliwe zaklęcie. No dobrze, to może i było naiwne, ale byli na przyjęciu, miała nadzieje, na minimum opanowania. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie wiedziała jak się zachować. Dopiero po chwili wyciągnęła różdżkę oburzona i już miała wytrącić z ręki tę, należącą do Nathaniela, ale w końcu Nox, zupełnie opanowany, przerwał działanie zaklęcia. Przerażał ją fakt, że nawet nie wyglądało na to, żeby Bloodworth miał to przerwać sam z siebie. A przecież mógł mu wyrządzić prawdziwą krzywdę. Nox jedynie trzymał różdżkę w pogotowiu i to dość niedbale, ale Emily nie zamierzała kierować jej w przestrzeń. Wycelowała ją prosto w mężczyznę, patrząc na niego. Była wściekła. Mefisto ewidentnie bawił się sytuacją, ale ona nie uważała tego za zabawne, w żadnym stopniu. Chyba nigdy by sobie nie wybaczyła, jakby stała mu się jakakolwiek krzywda z rąk z Nate'a. - Jeszcze raz podniesiesz na niego różdżkę i przysięgam, będziesz tego żałował – syknęła cicho. Mierzenie w narzeczonego mogło przyciągać spojrzenia, ale gdyby próbowała czegokolwiek więcej, wywołałaby prawdziwy skandal. Co prawda hamował ją ojciec, znajdujący się na sali, ale po pierwsze - Nate o tym nie wiedział, a po drugie – obrona Mefa w tej chwili wydawała jej się równie istotna. Nawet, jeśli z ich trójki to ona miała najmniejsze szanse w jakichkolwiek pojedynkach. Jej największą przewagą w tej kwestii była świadomość Nate'a, że Emily nie nalezy do osób, które potrafią zapanować nad emocjami i nie dba o opinie zgromadzonych.
....Éléonore nie sądziła, że swoimi podziękowaniami może wywołać zgrzyt w małżeństwie Państwa Dear. Nie miała takiego zamiaru, nie planowała psuć nastroju nikomu na tej imprezie. No... może za wyjątkiem Bloodworth'a. Czuła ogromną wdzięczność względem Doriena i nie wyobrażała sobie, że mogłaby nie podziękować mu po raz kolejny. Dręczyłyby ją ogromne wyrzuty sumienia. Toteż zdziwiło ją, gdy zarówno on, jak i jego żona (której zapomniała się przedstawić, a przecież nie znała jej imienia, bo skąd), nieco zmieszali się po jej słowach. Dostrzegła cień strachu malujący się na twarzy mężczyzny i to, że uciekał od niej wzrokiem. Zupełnie, jakby powiedziała coś, co było nie na miejscu. Towarzysząca mu małżonka lustrowała ją wzrokiem, Élé wręcz czuła jej przenikliwe, badawcze spojrzenie. A może oceniające? Choć kobieta świetnie ukrywała swoje emocje, to Swansea wiedziała już, że poruszyła drażliwy temat i niejako... wkopała Doriena. Podziękowała Aurorze za komplement i posłała jej ciepły uśmiech. Przytaknęła na stwierdzenie, że jej małżonek jest przesadnie skromny. A potem ponownie spojrzała na niego. Wahała się, czy ciągnąć ten temat. W jej głowie bójkę dotyczyły dwa głosiki: pierwszy - podpowiadający, że lepiej uciąć wątek na tym etapie i nie pytać sobie biedy, a drugi - namawiający do kontynuacji i cieszenia oka z późniejszego rozwoju wydarzeń. Normalnie skłoniłaby się ku pierwszej opcji, ale dzisiejszego wieczoru... towarzyszył jej iście zgryźliwy humor. - Ależ mam za co dziękować - podkreśliła, nadal się uśmiechając - Zawdzięczam Ci życie- dodała, akcentując ostatnie słowo. Sama sobie się dziwiła. Chyba lepiej będzie, jak czym prędzej przekroczą próg rezydencji, a ona spożytkuje swoją energię na rzucanie obelg w kierunku Nathaniela. Raffaello chyba czytał jej w myślach, bądź zobaczył, co się święci, gdyż sprawnie otworzył drzwi domu i przepuścił je przodem. Tak, jak przypuszczała: od progu było czuć napiętą atmosferę. ....Skierowali się do salonu, prowadzeni przez skrzaty domowe. Od razu zostali też uraczeni kieliszkiem szampana. Jakby było co świętować. - Tak, w jak najlepszym porządku - odpowiedziała Aurorze, jednocześnie ujmując w dłoń szkło z trunkiem. Domyślała się drugiego dna tego pytania, ale przecież odpowiedziała zgodnie z prawdą. Obecnie wszystko układało się pomyślnie. Żyła. O dziwo - A u Pani? - zapytała, bo wymagała tego etykieta i zwyczajna grzeczność. Czy powinna jeszcze dodać coś o aktualnej pogodzie? Éléonore nigdy nie przepadała za takimi nic-nie-wnoszącymi pogawędkami, ale chyba jest do nich zobligowana na tej kolacji. Już żałowała, że tu przyszła. ....I wtedy go dostrzegła. @Nathaniel Bloodworth we własnej osobie, a jakże. Kto inny mógłby przystawiać różdżkę do gardła innemu czarodziejowi na własnych zaręczynach? Tylko ktoś taki, jak on. Kim był ten biedak? W oczach Swansea pojawiły się niebieskie płomienie. Nagle wszyscy inni przestali istnieć, nie zwracała już uwagi na Aurorę, Doriena czy nawet Rafikiego. Rzuciła im krótkie "pardon" i ruszyła w stronę Bloodworth'a. Przystanęła w połowie, gdy zobaczyła, że i @Emily Rowle dobyła swojej różdżki. Zawahała się, nie była pewna, czy powinna się wtrącać. Sytuacja wyglądała na napiętą. Ale może właśnie powinna zareagować? Lepiej, żeby to była ona, niż ktoś wpływowy bądź nieświadomy tego, jaką szują jest Nathaniel. Zaryzykowała: - Bloodworth, to tak traktujesz gości? - zawołała w stronę gospodarza. Zakołysała kieliszkiem szampana i upiła ostentacyjnie spory łyk. Odczekała chwilę, by potem zwrócić się łagodnym i serdecznym tonem do jego, o zgrozo, narzeczonej. - Pięknie wyglądasz, Emily. Cudowna kreacja - był to szczery komplement. Dziewczyna wyglądała prześlicznie. Éléonore jeszcze bardziej utwierdzała się w tym, że ten śmieć nie jest jej wart. Naprawdę było jej szkoda tej biednej dziewczyny. I Dominika, że będzie miał w rodzinie taką szumowinę. Ciekawe czy jest tego świadomy? Koniecznie musi go odszukać i porozmawiać z nim tego wieczoru. Może jeszcze da się to wszystko odkręcić? Powinien strzec swojej młodszej siostry, niech więc ją ochroni przed ponurą przyszłością.
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
To było przyjemne - napawać się władzą, jaką dało mu nad nim zaklęcie, słuchać kasłania i wyobrażać sobie, że zaraz padnie na kolana, zarówno z niemocy, jak i w chęci błagania o życie. Można było sobie wiele wmawiać, ale w gruncie rzeczy ludzie byli prości. Podejrzewał, że nawet najzagorzalszy pacyfista zaczerpnął by z tego choć odrobinę satysfakcji, a on nigdy do takowych nie należał. Kiedy wilkołak przerwał działanie zaklęcia, poczuł niedosyt, ale nie odważył się na użycie różdżki po raz drugi. Przede wszystkim dlatego, że zabrakło iskry, która wcześniej jakby sama pokierowała jego ręką. Rzeczywistość zaczęła docierać do niego coraz wyraźniej, a wobec tego chęć ciskania w innych klątwami znacznie zmalała. Nie znaczyło to jednak, że zdołał odzyskać zdrowy rozsądek. Mefisto zadał nader trafne pytania, na które Bloodworth nie znał odpowiedzi. Na czym mu zależało? Co chciał osiągnąć? Co takiego chłopak miał odszczekać? Chciałby to wiedzieć. Kierowała nim złość – gromadzona od kilku dni, wzburzana wieloma różnymi sytuacjiami furia. I alkohol wymieszany z krwią, oczywiście, ten był mu dziś głównym doradcą. — Łżesz jak pies — zapomniawszy się, podniósł głos który poniósł się ponad szmerem rozmów zebranych tu gości — Nie byłem z Tobą na żadnym festiwalu. Czyżby? Był wtedy pijany (a jakże!), ale dobrze pamiętał co wówczas uczynił. Nigdy nie poruszyli tematu tamtego wieczoru z Emily i w normalnej sytuacji mogłoby być to zastanawiające, ale, cóż, oni nie byli normalni, a rozmowa nie była tym, co przychodziło im z łatwością. Na Merlina, czy im w ogóle cokolwiek przychodziło z łatwością? Nie potrafili nawet zaręczyć się jak na ludzi przystało. Zamierzał usilnie wypierać z siebie pradopodobieństwo, jakoby pocałował wtedy nie Emily, a Mefisto, który tylko wyglądał jak ona, ale nawet mimo tego, że szło mu to całkiem dobrze, zrobiło mu się niedobrze. Nie chciałby go nawet dotknąć, a co dopiero… czuł, że na długo nie da mu to spokoju. Skrzywił się, bo choć mógł ignorować protesty narzeczonej, tak dzierżona w jej ręku różdżka skierowana w jego stronę była argumentem, który tylko głupiec odważyłby się tak po prostu zignorować. Zaczerpnął potężny haust powietrza, a potem opuścił różdżkę, choć z przezorności nie schował jej całkiem. Była to, jak się okazało, rozsądna decyzja, gdyż do różdżek w pogotowiu dołączyła kolejna, należąca do @Éléonore E. Swansea. — Moja droga — popatrzył na Éléonore, odezwał się do niej po francusku i wygiął wargi w uśmiechu, choć nie miał na niego najmniejszej ochoty — to nie jest mój gość, to zwykły odpad społeczny.Ty jesteś moim gościem i uwierz mi, poświęcę Ci zaraz tyle uwagi, ile tylko będziesz chciała. Choć ton jego głosu tonął w nadmiarze słodyczy, wewnątrz dalej cały się gotował. Pojawienie się Swansea było mu ewidentnie nie w smak; gdyby nie ona, najpewniej rzuciłby się na wilkołaka z pięściami, a tak? Musiał pozostać bierny. Nawet w tym stanie nie był aż tak głupi, żeby dyskutować z mocą trzech różdżek.
Ostatnio zmieniony przez Nathaniel Bloodworth dnia Sro 6 Lis 2019 - 10:37, w całości zmieniany 1 raz
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Ludzkie dramaty nie powinny interesować osób postronnych. A jednak podczas luźnej rozmowy z czarującą towarzyszką, kątem oka dostrzegł zamieszanie, w którego centrum byli szczęśliwi narzeczeni i nietypowy gość będący "szkolnym" wilkolakiem. Kilka osób wokół, wyciągnięte różdżki. - Cśś. - mruknął do Killi, nie odrywając wzroku od dziwnie wyglądającego Mefisto. Nie był pewien co mu było, jednak udało mu się domyślić, że został potraktowany zaklęciem. Dusił się? Wstrzymał oddech, przekrzywił lekko głowę i z zimnym spokojem obserwował zamieszanie. Mord w oczach Nathaniela, jeszcze większy u jasnowłosej Emily. Wyciągnięte różdżki gości… czyli dramaty podczas spotkań towarzyskich czarodziejów pochodzcych z tak zwanych wyzszych sfer. Czy nie powinien czuć niesmaku? Czemu go to ciekawi i u licha, żałował, że Nathaniel nie zdenerwował się bardziej. Żałował, że ten nie wybuchł i nie zdradził jakiego zaklęcia użył. Emocje wymalowane na twarzach gości… to było… hipnotyzujące. Jeśli Killa coś mówiła, to nie do końca kontaktował, aby przyzwoicie zareagować. Świdrował błękitnymi oczyma zbiegowisko, krzyżując przy tym ramiona. Na usta cisnął się uśmiech, z wielkim trudem dziś powstrzymywany. To pragnienie, by jednak skoczyli sobie do gardeł i rozzłościli wytatuowanego wilkołaka było niebywale intensywne. Osobiście nie miał nic do Mefisto, no ale trzeba przyznać, że jego dziki potencjał intrygował, zwłaszcza, że to Bloodworth chciał go ukatrupić. Westchnął z żalu, że odpuścił. - Mało brakowało, a jednak by się pobili. Dramaty wysoko urodzonych. To niezłe urozmaicenie. - odezwał się do swej towarzyszki, jedynie muskając ją spojrzeniem. Czuwał. Może jednak komuś puszczą nerwy, a on będzie mógł się delektować ich dramatem?
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Jak to jest, że jeszcze przed chwilą ciążyło na nim ofensywne zaklęcie, a teraz wygrywał? Satysfakcja płynnie przeszła z Nathaniela na Mefisto, który teraz z zachwytem szukał kolejnych oznak tego, że mężczyzna nie wie co się dzieje. Był zagubiony, musiał być - w końcu to nie była błaha informacja. W dodatku wilkołaka łatwo było posądzić o kłamstwa... Zwycięstwo nie było czymś typowym dla Noxa, w dodatku teraz zdawało się strasznie niepełne. Brak kolejnego ataku odebrał z tak dużą nutą zawodu, że aż sam siebie zaskoczył. Przykrył końcówkę różdżki Emily dłonią, uniemożliwiając jej tym samym rzucenie jakiegokolwiek zaklęcia w Bloodwortha. To nie byłoby warte wszystkich problemów, które później by ją spotkały... Podniósł wzrok na jasnowłosą dziewczynę, która do nich podeszła. Schował swoją własną różdżkę, cmokając z niezadowoleniem na to, jak Nathaniel niekulturalnie przerzucił się na inny język. Z francuskiego to rozumiał takie ochłapy, że wstyd się przyznawać... I to... miało być tyle? Mefisto nie czuł się spełniony, a i z Nathaniela raczej nie zeszły wszystkie emocje. Likantrop musiał czuć się wybitnie samobójczo, skoro tak uparcie szukał sposobów na wyprowadzenie pana narzeczonego z równowagi. - Macie jakąś datę wybraną? Weźcie pełnię... przyniosę wam do ołtarza obrączki... - Żartował nieznudzenie, by zaraz dodatkowo puścić oczko do czystokrwistego czarodzieja. - Chyba, że moja obecność na ceremonii wpłynie na twoją decyzję? Nie chcę rozbijać związku, w końcu tamta impreza nam chyba wystarczy...
Sytuacja wymykała się z pod wszelkiej kontroli. Prawdę mówiąc, Emily zwątpiła w słuszność swojej decyzji. Nie wiedziała, jak daleko posunie się Nathaniel. Na szczęście wyglądało na to, że wyciągnięta w jego kierunku różdżka chociaż na chwilę podziałała, nawet jeśli Nox bez sensu postanowił ją zakryć. W dodatku zjawiła się @Éléonore E. Swansea, której obecność była w tej chwili prawdziwym zbawieniem. Dwójka obok niej raczej nie podzielała jej zdania, ale taki obrót sytuacji był najlepszą opcją. Uśmiechnęła się do niej, chociaż daleko jej było do dobrego humoru, jak chyba im wszystkim. Niestety, nie znała francuskiego, więc nie miała pojęcia, co mówi Nate, ale skoro wybrał sobie obcy język, to nie mogło być nic miłego. Nie zamierzała jednak dopytywać, bo jeśli obraził Mefisto, nie chciała tego rozumieć i wolała, żeby chłopak też tego nie rozumiał. Nawet jeśli sprawiał wrażenie, że jest mu zupełnie wszystko jedno. Dziwiła się, że ani trochę go to wszystko nie ruszało, naprawdę był uodporniony na takie zachowanie? To było jeszcze bardziej niepokojące. - Dziękuje - odpowiedziała tylko dziewczynie i upiła łyka szampana, skoro mogła na chwilę zaczerpnąć powietrza. - Dobra, chce wiedzieć. Co się działo na tym festiwalu? Całowaliście się? Czy coś... jeszcze? - dopytała nieufnie, mając nadzieje, że Nox nie postanowił jednak tak bardzo poszaleć. Nie w jej ciele. Prawda? Pewnie taka bezpośredniość, jeszcze w obecności innego gościa, nie była wskazana, ale jej już było wszystko jedno. Jeśli Élé miała być świadkiem roztrząsania tych chorych, zawiłych relacji, to trudno. Wszelka dyskrecja tego wieczoru i tak i tak była już pogrzebana. A ślizgonka, jakby nie patrzeć, miała prawo wiedzieć, co się wyprawiało na festiwalu, na którym zamieniła się z nim ciałami. On pewnie też miał, ale to był zupełnie osobny temat. W zasadzie nie miała nawet żalu - jeśli to było coś, co teraz tak bardzo zdenerwowało Bloodwortha, było warto. Może wręcz powinna podziękować ślizgonowi, że tak łatwo to osiągnął?
....Czyżby... zadziałało? Nie chciała od progu wdawać się w konflikty i ciskać zaklęciami na prawo i lewo. Ba! Nie miała zamiaru skupiać na sobie uwagi osób postronnych. Zależało jej tylko na tym, by dopiec Bloodworth'owi, napsuć mu trochę krwi, a nie mierzyć w niego różdżką. Po prawdzie to nie mierzyła, a jedynie spokojnie trzymała ją w dłoni, wpatrując się raczej w swój kieliszek z szampanem... Obmyślanie zaklęć zeszło na dalszy plan. Na samo przyjęcie przyszła ze względu na Emily i Dominika. No i też... ktoś musiał. Rodzice i Elijah sprytnie wykręcili się z tego przykrego obowiązku. Zaskoczyło ją, że tak łatwo poszło i Nathaniel opanował nieco swoje mordercze zapędy. Z trudem, ale jednak. ....Nie widziała go przeszło dwa lata, a nie zmienił się ani trochę. Wciąż ten sam drwiący uśmieszek, wciąż to samo pogardliwe spojrzenie płynące z zielonych oczu. Dokładnie tak go zapamiętała. To zabawne, ale czuła się w tym momencie tak, jakby cofnęła się w czasie i znów była w Riverside. Czy to ten moment, kiedy roni łzę wzruszenia i pogrąża się w nostalgii? Skądże znowu. - Mon dieu - westchnęła teatralnie, gdy tylko usłyszała, że Nathaniel zwraca się do niej po francusku. Cwana bestia. A przy tam jaka nietaktowa! Troszkę to niekulturalnie wypowiadać się w języku, który jest obcy dla większości zgromadzonych. Popatrzyła na niego, przekrzywiając nieco głowę. - Cóż za zaszczyt! Główne przedstawienie właśnie się zaczęło, czy dopiero się rozgrzewasz? - odpowiedziała, również po francusku, z nienagannym akcentem. Tak naprawdę zrobiła to tylko dlatego, by udowodnić mu, że biegle włada tym językiem, choć w istocie miała z nim mniej styczności. Wpatrywała się na zmianę w Nathaniela i w mężczyznę, którego zielonooki jeszcze przed chwilą przyduszał przy pomocy zaklęcia. Wydawało jej się, że go kojarzy. Być może z lat szkolnych i zamkowych korytarzy - Poświęć uwagę swojej pięknej, przyszłej żonie i nie rób skandali - zasugerowała. Oparła się plecami o pobliską ścianę i skrzyżowała ręce na piersi. - Porozmawiajmy w języku, który znają wszyscy - dodała, już po angielsku. Po chwili usłyszała wypowiedź Emily dotyczącą spraw, o których Éléonore nie miała pojęcia, a i też nie chciała się w nie wtrącać. Mało interesowały ją kolejne gierki Bloodworth'a. Już i tak wystarczająco się nasłuchała. Jej obecność była więc zbędna. Mogła wrócić do Raffaello i wraz z nim poszukać szwedzkiego stołu. Albo lepiej! Barku z alkoholem, o. Odsunęła się od ściany, wypiła resztkę szampana i odstawiła pusty kieliszek na pobliski stolik. - Albo jednak Wy porozmawiajcie między sobą. Nic tu po mnie, chciałam się tylko przywitać - posłała Nathanielowi najbardziej słodki uśmieszek, jaki była w stanie wykonać - I... pogratulować - dodała, zwracając się do młodej Rowle. Tym razem w jej głosie można było wyczuć smutek i współczucie. Popatrzyła na dziewczynę smętnie, by następnie zacząć szukać wzrokiem swojego partnera.
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Jego spokój ewidentnie zdziwił otaczające go osoby, ale prawda była taka, że nie był on tak trwały, jak mogło by się zdawać. Ba, nie był to nawet spokój jako taki, a nałożona na złość maska – chwilowe powściągnięcie emocji, które choć w obecnym stanie było utrudnione, przez lata weszło mu w krew na tyle, że był do niego zdolny. — Obawiam się, że to dopiero początek, chociaż wolałbym zbliżać się już ku końcowi. — odpowiedział, a przy jej następnych słowach jedynie prychnął cicho, kręcąc nieznacznie głową. „Przyszła żona” jako określenie Emily brzmiało dla niego niedorzecznie. Sam przekonywał ją, że zaręczyny to całkiem niezłe wyjście z ich pokręconej sytuacji, ale ślub? To zdecydowanie przerastało możliwości jego wyobraźni. Do tej pory sprawnie wypierał z siebie, że taka jest kolej rzeczy i narzeczeństwo w istocie jest tylko stanem przejściowym, preludium do czegoś większego i nieodwracalnego. Nie przeszkadzało mu to, że wykazał się nietaktem, używając języka znanego w tym gronie tylko jemu i Éléonore, ba, o to mu przecież w pewnym sensie chodziło. Przeszkadzało mu za to, że przy koleżance ze studiów, a przede wszystkim osobie niewtajemniczonej w ich sprawy (do czego to doszło, żeby miał z Noxem jakieś wspólne sprawy...), tak otwarcie opowiadali o wydarzeniach z Sahary. Zwłaszcza Emily, która jak gdyby nigdy nic zasugerowała, że miałby przespać się z mężczyzną. Z zawszonym psem. Wykorzystując resztki samokontroli, uśmiechnął się raz jeszcze do Éléonore, tak na pożegnanie, gdyż dziewczyna szybko się oddaliła, najwyraźniej czując, że przebywanie w ich towarzystwie nie było bezpieczną opcją. Cóż, miała rację. Kiedy tylko odeszła, wsunął różdżkę z powrotem za pasek spodni, wziął głębszy wdech i z całej siły zamachnął się na niego lewą pięścią, celując rzecz jasna w twarz. — Stul psi pysk — warknął, znów czując mdłości. Brzydził go, z każdą chwilą coraz bardziej. Jeśli Mefisto go nie zatrzymywał, Nathaniel po wypowiedzeniu tych słów wyszedł do ogrodu.
Damn. Jeśli Éléonore wkopała go celowo, a w błysk w jej oku totalnie na to wskazywał, to ’Screw you, więcej cię nie uratuję’. Nie powiedział żonie o tym ‘wypadku w pracy’, bo i tak nie można było cofnąć biegu wydarzeń, nic poważnego mu się nie stało, więc po co ją martwić. No i jak niby miał to zrobić? Wrócić z pracy i od progu rzucić ‘Hej Kochanie, o mało co dziś nie dostałem avadą!’, czy może poczekać aż Willow zaśnie i siądą we dwoje do kolacji? Zatrzymał to dla siebie, a w pracy osobiście zajrzał do dokumentów. Przecież jakby ona tam wpadła, to posłałaby cały oddział na Nokturn, ryzykując pewnie też ich zdrowiem i życiem, by odnaleźć tego oprycha, który groził Élé, a Deara prawie zabił, i dokonać na nim samosądu. Tycia, ale dzielna. Dorienowi też już odeszły wszelkie chęci na branie udziału w tym przyjęciu, szczególnie ze względu na nagłe pogorszenie humoru Aurory. Znał już ją na tyle, że potrafił to wyczytać z jej niby niewzruszonej miny. Ewidentnie dostanie za to od niej po uszach. Ciekawe, czy będzie zła czy bardzo zła, i na jak długo zawartość pudełka spod łóżka zapewni jej wieczorne uciechy. Panie przeszły, za nimi Dorien i Rafaello. Od razu każde z nich dostało po lampce szampana. Na całe szczęście ‘zawdzięczająca mu życie’ blondynka odeszła od nich, nie przysparzając mężczyźnie już więcej problemów. Całą sytuację uratowała nieco Nessa, która chyba wychodziła z imprezy zanim ta się jeszcze dobrze zaczęła. Dała parze po całusku, a potem zapytała o Willow, co nieco rozchmurzyło Aurorę. - Stań za mną - mruknął do żony i wystąpił pół kroku do przodu, widząc to niespokojne poruszenie wśród gospodarzy przyjęcia.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Ostatnimi czasy panna Dear była zdecydowanie jak huragan. Nigdy nie można było przewidzieć kiedy i w jaki sposób zmieni się jej charakter oraz jak zaatakuje. Próbowała panować nad samą sobą, choć z dnia na dzień stawało się to coraz większym wyzwaniem dla kobiety. Tak wiele różnych nagromadzonych emocji nie dawało jej spać, racjonalnie myśleć, czy funkcjonować. Nic dziwnego, że Dominik mógł mieć problem z przewidzeniem tego, co zrobi w tym momencie. Od dawana nie była sobą. Zastanawiała się tylko, czy raczej przez ostatni rok udawała kogoś innego, czy może przez ostatnie kilka miesięcy. Naprawdę nie chciała go w tym momencie krzywdzić. Coś jednak w jej głowie mocno informowało ją o tym, że tylko powiedzenie szczerej prawdy Dominikowi, może w jakikolwiek sposób pomóc jej samej. Pragnęła zrozumienia, pewnie bardzo niechętnie przyznałaby przed samą sobą, że również pomocy. Czy powiedzenie wszystkiego tego, co zalegało w jej sercu nie mogło stać się jaką opętańczą próbą pogodzenia się ze wszystkim, co od tak długiego czasu w niej kiełkowało? Zaskoczona uniosła wzrok na jego twarz, kiedy złapał ją za dłonie. Próbował ją powstrzymać, tylko przed czym? Przed kolejną ucieczką? Nie planowała już żadnej. Uznała, że jest dorosłą dziewczynką. A dorosłe dziewczynki dzielnie stawiają czoła kłopotom, które je napotykają. - Nigdy o nic Cię nie obwiniałam. Nie mogę powiedzieć, że przez Ciebie czy przez kogokolwiek innego zrobiłam to, co zrobiłam. Sama podjęłam się takich działań. - Zdążyła tylko powiedzieć pomiędzy kolejnymi jego słowami. Nie mogła oderwać wzroku od jego roziskrzonych tęczówek. Nie była pewna czy widzi w nich strach, złość, rozgoryczenie czy jakiekolwiek inne emocje. Po prostu były tam, w pewien sposób dodając mu mocy z której istnienia prawdopodobnie nawet nie zdawał sobie sprawy. W końcu poruszyli temat, który tak naprawdę wszystko zapoczątkował. Gdyby tylko wtedy wiedziała, że dla niego również miało to znaczenie... Można powiedzieć, że oboje popełnili znaczące błędy w tamtym momencie. Myśleli o tym, o czym myśleć nie powinni. Zarówno ona jak i on. Oboje byli porównywalnie winni temu wszystkiemu i nie mogli się w żaden sposób wytłumaczyć. -Nie mów tak. - szepnęła, wciąż patrząc w jego oczy. Nie mogła płakać, nie chciała tego robić. Obiecała sobie, że nie uroni już nawet jednej łzy więcej. Chciała tego słowa dotrzymać sama przed sobą. Tylko było ciężko w momencie, gdy słyszała, że ona też nie była mu obojętna. Zamknęła na chwilę oczy i odetchnęła głęboko. Upajała się jego bliską obecnością, rozkoszowała dłońmi wciąż zaciśniętymi na jej nadgarstkach. - Nigdy nie chciałam Cię skrzywdzić. Nie wiem, czemu zrobiłam to, co zrobiłam. - znów szeptała, tym razem nie uchylając powiek. Dopiero po chwili otworzyła oczy, znów zatapiając się w tych ciemnych tęczówkach. - Moje uczucia względem Ciebie również nigdy nie przeminęły. - dodała po chwili i zrobiła coś, za co będzie się nienawidzić, bądź dziękować sobie w duchu. Wspięła się na palce i pozwoliła na złożenie delikatnego pocałunku na jego wargach. Miała nadzieję, że tym samym upewni go w swoich przekonaniach. Cofnęła się, otwierając oczy i próbując cokolwiek wyczytać na jego twarzy. Wciąż nie była pewna, czy gorzko nie pożałuje swojej odwagi i nie uzna jej za niedługo za skrajną głupotę.
Pogubił się w sytuacji zaistniałej pomiędzy państwem Dear a Éléonore. Nie wtrącał się, z uprzejmym uśmiechem jedynie słuchając. Nie zamierzał wyciągać tez nieprzyjemnych spraw na wierzch, toteż jedynie zanotował w myślach, by kuzynkę o podejrzane zajście dopytać. Spędził czas na rozglądaniu się po wnętrzu domu, z zaciekawieniem pozerkując na poczęstunek, ale również gości. Tego typu imprezy kojarzone były ze sztywnymi i nudnymi, ale wystarczyło wykrzesać w sobie odrobinę kreatywności, by piękno odnaleźć chociażby w barwnych kreacjach czy postaciach. Raffaello z zaskoczeniem przyjął nagłe odejście swej partnerki, acz nie podążył za nią z oczywistych powodów - nie wiedział, czy nie potrzebuje chwili dla siebie. Wymigał się zatem z konwersowania z Dearami za pomocą banalnej wymówki o chęci zwilżenia gardła. Pokręcił się trochę przy jednym ze stołów, odbył nieznaczącą pogawędkę z nieznajomym odnośnie doboru alkoholi, a później już tylko wodził wzrokiem po sali, zalewając gardło szampanem. - Norko? - Podszedł cicho i subtelnie, wyczuwając napięcie pośród gospodarzy. Niby uśmiechem powitał domniemaną narzeczoną, ale w gruncie rzeczy bardziej zajął się Swansea. To ją chwycił za prawą rękę, ciągnąc ku sobie gdy nagle doszło do rękoczynów. Nie chciał, żeby się mieszała w to wszystko... - Może lepiej pozwólmy im to rozwiązać w spokoju? - Dodał cicho, trochę licząc na koniec tym podobnych rozrywek.
Sama się sobie dziwiła, że tak zachowywała się tego wieczoru. Czyżby jakaś głęboko ukryta, drzemiąca w niej drama queen nagle się obudziła? Same wieści o tych zaręczynach wzburzały już krew w jej żyłach. A widok Nathaniela jeszcze bardziej ją rozjuszył. Była na siebie zła, że dała się tak łatwo swoim emocjom. Powinna trzymać fason, zachowywać się z klasą i robić dobrą minę do złej gry. A tego wieczoru... wyjątkowo jej to nie szło. Chciała jakoś porozmawiać z Emily, życzyć jej w życiu jak najlepiej (co w głowie Éléonore równało się ze zmianą planów odnośnie małżeństwa z Bloodworth'em), ale sytuacja mocno wymykała się spod kontroli. A oni mieli jakieś prywatne potyczki i sprawy do wyjaśnienia, w które ona nie chciała się mieszać. Na całe szczęście Nathaniel wyszedł z rezydencji. Dobrze zrobił, ochłonie to i opanuje swoje chęci do bójki. Może i Swansea powinna wyjść się przewietrzyć? Czy mają tutaj boczne drzwi? Nie pamiętała, czy kiedykolwiek była w tym domu. Czuła się tu nieswojo, szczególnie będąc obserwowaną przez tylu ludzi, których nie znała, a powinna. W końcu udało jej się wypatrzyć Raffaello. Odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się w jego kierunku krótko. Tak naprawdę nie było jej do śmiechu. - Masz absolutną rację - przytaknęła i dała się prowadzić swojemu partnerowi. Patrzyła na niego wdzięcznym wzrokiem i w głębi duszy liczyła na to, że nie będzie miał jej za złe tych wszystkich słów, które dzisiaj wypowiedziała na głos, a które powinny pozostać jedynie jej myślami. Zerknęła w stronę stołu z przekąskami - Może coś przekąsimy? - zaproponowała. Będzie miała okazję przyglądać się temu cyrkowi z bezpiecznej odległości i w przyjemnym otoczeniu jedzenia. A i drinka sobie nie odmówi, a co! - Na Merlina, co tu się wyprawia. Biedna, biedna Emily... - dodała ciszej, by tylko Rafiki mógł ją usłyszeć - Masz ochotę? - zapytała, wskazując na butelkę jakiegoś prestiżowego czerwonego wina, które stało na widoku wraz z kompletem kieliszków, czekając aż goście się nim poczęstują. Zapewne dobry rocznik. Chętnie skosztuje...
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
Tak ją zaskoczył mocnym złapaniem za dłonie, że spojrzała na niego z wyrazem zaskoczenia, jakby zapomniała, że się złości i może ze zdziwieniem, że on też potrafi być stanowczy? Może to jego wada, może zwykle jest zbyt łagodny, zbyt pobłażliwy. Kobiety chyba wolą tych twardych, nieco chłodnych, może brutalnych mężczyzn. Może w tym tkwi jego błąd? Ale jak można nazwać błędem swój charakter? Nie, to nie był czas na roztrząsanie swojego wnętrza ani zarzucanie sobie czegoś. Przyjął z ulgą jej słowa, że go o nic nie obwinia. Jej poprzednie wypowiedzi, podszyte złością na samą siebie, miały wydźwięk raczej atakujący i Dominik nie był pewny czy ma się zdenerwować czy może jej współczuć. Teraz spuściła z tonu i widział w jej twarzy już bardziej smutek i rezygnację, niż wściekłość, która przed chwilą nią kierowała. Sam dobrze to znał, że po wielkich emocjach przychodzi czas wyciszenia, ewentualnie rezygnacji. Taka pustka, kiedy nie wiesz już, co masz myśleć, co czuć, co zrobić... Ta pustka ogarnęła go teraz po jego wywodzie, kiedy powiedział, co chciał powiedzieć, a ona wyglądała teraz tak bezbronnie mówiąc "nie mów tak". Westchnął głęboko i nieco rozluźnił uścisk, próbując jednocześnie pozabwić swoją twarz wyrazu zdenerwowania i emocji. Wierzył jej, że nie chciała go skrzywdzić. W końcu dlaczego miałaby to robić celowo? Niestety było to skutkiem ubocznym jej problemów i braku pomysłów na ich rozwiązanie. Wybrała najgorszy z możliwych, raniąc nie tylko siebie, ale i innych. Czasem tak bywa, że podejmuje się takie decyzje, których potem się żałuje. Ale może i one po coś są. Ponownie myślał, że teraz już oboje się uspokoją i może porozmawiają już o sprawach błahych, jak starzy przyjaciele, którymi - chyba - nadal byli. Jednak Beatrice miała dla niego kolejne rewelacje. W związku z tym, że nie dotarli nawet do fazy związku i na głos nie wyznali sobie uczuć, to Dominik, po ucieczce Trice, starał się przetrawić wszystko, co się stało i nie pielęgnować uczucia, które zaczynało kiełkować. Chciał zdusić je w sobie (a przecież miał w tym doświadczenie...), aby niepotrzebnie nie cierpieć, skoro - jak wtedy myślał - dziewczyna nie czuła tego samego i odeszła bez słowa. Teraz wiedział więcej, ale nie spodziewał się po tej rozmowie nic ponad to, że chciała wytłumaczyć mu swoje zniknięcie. Ona tymczasem wyznała, że jej uczucia nie minęły. Tego się nie spodziewał, a tym bardziej pocałunku, który złożyła na jego ustach tuż po swoich słowach. Pocałunek był krótki, trochę niepewny, mający podkreślić wagę i szczerość jej słów. Dominik przymknął oczy, kiedy mógł znów poczuć jej usta na swoich. Tylko jak na to zareagować? Mętlik w jego głowie wzmógł się i czuł się teraz jak dziecko we mgle. Złość na samego siebie rosła w nim, bo nie potrafił powiedzieć nic mądrego, bo sam nie wiedział, co czuje. Żenujące. Te kobiety mnie wykończą, myślał w przypływie wisielczego humoru. Kiedy się odsunęła otworzył oczy. Spoglądał w jej twarz, lekko spiętą, czekającą na to, czy Dominik się zdenerwuje czy wręcz przeciwnie. Czekała na jego reakcję, a on musiał zareagować. Uśmiechnął się lekko. - Rok temu oddałbym wszystko, żeby to usłyszeć. Cieszę się, że jesteś ze mną szczera i ja też chcę być. W tym momencie mam taki mętlik w głowię, że nie potrafię dać ci takiej samej odpowiedzi, tu i teraz - mówił ostrożnie, nie chciał, żeby się spłoszyła i myslała, że ją zbywa. - Jesteś dla mnie ważna i mam nadzieję, że więcej nie stracimy kontaktu - lekko ścisnął jej dłonie, które nadal trzymał w swoich. Liczył też, że nie obrazi się na niego i nie wybiegnie, sądził, że podszedł do sprawy raczej dojrzale i będą się zachowywać jak dojrzali ludzie. Przyciągnął ją do siebie i uścisnął krótko. - Cieszę się, że wróciłaś - wyszeptał jeszcze. Mimo wszystko lekkie wzburzenie znów trochę rozgorzało wewnątrz niego, to nie była łatwa sytuacja. Spojrzał więc na pustą szklankę i ponownie ujął ją w dłonie. - Wróćmy do środka - zaproponował, potrząsając wymownie szklanką. Posłał jej zachęcający uśmiech, który mógł wypaść dość krzywo na skutek emocji dzisiejszego wieczoru. Wszedł do środka i skierował się do stołu z napojami, aby uzupełnić swoją szklankę trunkiem, który najbardziej lubił. W tym momencie jego wzrok padł na dziewczynę w wyrazistej czerwonej sukience. Talia. Nie spodziewał się zobaczyć jej tutaj, więc jej widok wytrącił go ponownie z równowagi. Nabrał powietrza, nie sądził, że po ich rozmowie znów zareaguje na nią takim zaskoczeniem i ściskaniem w dołku. Tego wszystkiego było dzisiaj za dużo. Szybko uzupełnił swoją szklankę i rozejrzał się wśród ludzi, ale nawet ich nie widział, dopóki jego wzrok nie padł na jego niedawną modelkę. No, tak, przedstawiciele rodu Swansea oczywiście również zostali zaproszeni na to cudowne wydarzenie. Jej ciemnoniebieska sukienka ładnie współgrała z bladą cerą i jasnymi blond włosami. Jego twarz chyba wyraźnie emanowała wzburzeniem i brakiem równowagi, bo zdołał przyciągnąć jej wzrok i uśmiechnąć się niepewnie na przywitanie.
Na kilka sekund splotła swoje palce z jego. Jakby próbowała sobie dodać otuchy – ściskała jednak jego dłoń tak mocno, że aż krew odpłynęła jej z palców, powodując kłujący skurcz. Uśmiechnęła się przepraszająco, dosyć przelotnie, by wrócić wzrokiem do domu, z którego wnętrza biło zapraszające światło i stłumiony dźwięk. Do miejsca tak znajomego i obcego zarazem. Czuła się tu jak nieproszony gość, jakby zaproszenie jej było sztuczną uprzejmością, podszytą nadzieją, że jej stopa nigdy więcej nie stanie na podjeździe. A Ty, na jego miejscu chciałabyś tu siebie widzieć? Zmalała o połowę, kuląc się pod naporem swoich myśli. Myślisz tylko o sobie. Dosyć! Tylko i wyłącznie o sobie. Błagam, dosyć. Pozwoliła się jednak poprowadzić, przybierając sztuczny uśmiech na usta. Nie chciała być rozgryziona przez Leonela, nie chciała by wiedział, że panicznie boi się tu być, że każdy krok wydaje jej się grząźć w ziemi, jakby co najmniej miała przytwierdzone do stóp ciężarki. Jego ramię było dla niej jednocześnie podporą, jak i obietnicą spokoju. Dlatego trzymała się jego tak kurczowo, wczepiając paznokcie w rękaw jego koszuli. - Zacznijmy od szampana – Głos drżał jej bardziej, niż się tego spodziewała, więc odkaszlnęła szybko i powtórzyła swoją prośbę pewniejszym tonem. Następne słowa dodała szybko, puszczając przy tym oczko, co nadawało jej nieco łobuziarskiego wyrazu. – Jeden kieliszek na ogrzanie, drugi na uspokojenie, a trzeci… trzeci na cokolwiek. – Czy wyczytał z ruchu jej warg, że tak naprawdę planuje utopić swoje obawy w trunku? Wsunęła luźny kosmyk blond włosów za ucho, przesuwając palcami po linii swojej szyi, aż do dekoltu. Jej skóra była miękka i ciepła, zapraszała wręcz do dotyku. Na chwilę przytuliła się bokiem do towarzyszącego jej mężczyzny, opierając mu głowę na barku. Wyczuwając jak napinają mu się mięśnie, pewnie pod uściskiem jej dłoni, dlatego rozluźniła palce, więcej nie maltretując bogu winnego mężczyzny. Zawsze odczuwała wdzięczność za jego obecność, dzisiaj jednak była ona nie do opisania. Gdyby wyszła z siebie i stanęła obok, obiektywnie uznałaby też, że dobrze się razem prezentują. Jeśli kilka tygodni temu ktoś przyszedłby do niej i powiedział jej, że nie tylko będzie rozmawiać z Dominkiem, ale także wróci jej kontakt – ba, co tam kontakt, że będzie towarzyszyć Leonelowi jako jego para, to pewnie zastanawiałaby się jak mocno ktoś uderzył w głowę, że tak bredzi. Albo, że w bardzo kiepski sposób się z niej nabija. Po raz kolejny jednak uświadomione jej zostało, że życie pisze scenariusze zbyt wybujałe, by jej wyobraźnia mogła je ogarnąć. Gdy przekroczyli próg posiadłości, w twarz uderzyło ją przyjemne ciepło. Jednak zaraz za ciepłem ukryło się coś jeszcze. Coś ciężkiego, co wykrzywiło jej twarz, gwałtowniej niż się spodziewała. Znajoma sylwetka snuła się za swoją (chyba) towarzyszką, prowadząc kobietę do głównego salonu. Oddychaj. Oto stało kilka metrów przed nią ucieleśnienie marzeń i koszmarów panny Vries. Wdech, wydech. Dominik Rowle we własnej osobie. Powtórz. Wdech, wydech. Miała wrażenie, że na milisekundę spotkali się wzrokiem, szybko decydując, że moment ten nie jest jeszcze odpowiedni na rozmowę. Że oboje mają swoje zobowiązania, więc lepiej złapać się później. Jeśli w ogóle nadarzy się taka okazja. Lia spojrzała się w bok, w stronę schodów, które prowadziły do sypialni mężczyzny. Pamięć przywołała jej obraz, kiedy to oboje po cichu wspinali się na szczyt, próbując nie obudzić żadnego z domowników swoim śmiechem. Wielka kula, która pojawiła się w jej gardle, opadła w dół, w stronę żołądka, przywołując aurorkę do rzeczywistości. I chociaż zaczynały boleć ją policzki, ponownie przywołała nienaturalny uśmiech na swoją twarz. Oto aktorka jednej roli, najszczęśliwsza zwierzyna złapana w potrzask. Niechcący w myślach wracała jednak do ich spotkania sprzed kilku dni. Wtedy, kiedy siedziała przed nim, zaproszenie na dzisiejszy wieczór prawie wypalało jej dziurę w kieszeni. Cały czas czuła wtedy kartonik, który wbijał swoje rogi w jej ciało. Nawet podniosła ten temat, rozpoczęła długą drogę do zaalarmowania go, że dostała zaproszenie, jednak w ostatniej chwili się zawahała. Głównie dlatego, że nie była wtedy jeszcze pewna swojej decyzji. Nie chciała mu się narzucać. Właściwie wszystko co robiła w ostatnim czasie, w mniejszym lub większym stopniu było podyktowane pod niego. Gdyby Dominik wziął ją za mankiet i wyrzucił na próg, pewnie jeszcze by mu za to podziękowała. Jeśli kazałby się jej teleportować, zrobiłaby to bez mrugnięcia okiem. Jeśli jej obecność była dla niego chociaż w połowie tak trudna, jak jego dla niej, to oboje znaleźli się w cholernie trudnej sytuacji. Na szczęście jej uwagę przykuło niemałe poruszenie przy gospodarzach dzisiejszego wydarzenia, a Dominik zniknął wśród gości. Lia odnalazła wzrokiem twarz Nathaniela, którą wykrzywiał teraz grymas złości i nieco zagubioną Emily, która dyskutowała o czymś z inną kobietą. Aurorka nikogo więcej nie kojarzyła, chociaż twarz jednej z zaproszonych (@Éléonore E. Swansea) wydawała się jej dziwnie znajoma, jakby już ją kiedyś widziała. Czy to możliwe, że ich drogi przecięły się gdzieś w Ministerstwie? A może miały przyjemność minąć się w Londynie? Nie, to chyba nie to. Po chwili uznała, że być może to przypadek, a jeśli nie – cóż, przypomni się jej prędzej czy później. Teraz jednak zwróciła się w stronę Fleminga. - Powinniśmy im przeszkodzić? Atmosfera wydaje się… napięta. Może nie dolewajmy oliwy do ognia? – Dodała cicho, nachylając się w stronę chłopaka, jakby nie chciała, by ktoś jeszcze to usłyszał. Emily na pewno nie będzie zadowolona na jej widok. I o ile w tym momencie to Bloodworth wyglądał na wzburzonego, to jego przyszła żona może zaraz do niego dołączyć. Jeśli w ogóle do małżeństwo dojdzie. Wbrew swoim słowom, kobieta pociągnęła Leonela w stronę narzeczonych, w duchu uznając, że lepiej mieć już to za sobą. Ba, nawet woli zrobić to przed pierwszym kieliszkiem szampana, biorąc całą powagę wydarzenia na barki, zamiast próbował rozcieńczyć ją w musujących bąbelkach. W pewnym momencie przyśpieszyła kroku, zostawiając go za sobą, na moment skupiając się tylko na gwieździe wieczoru. Teraz albo nigdy. W końcu dzieliła je już niewielka odległość, mogły spojrzeć sobie w oczy i ukraść kawałek chwili z tego całego harmideru, który wokół nich się odbywał. Z boku Talia słyszała, że Nathaniel komuś się odgraża – dawno nie warczał tak groźnie, jak teraz. W tej sekundzie nie był on jednak dla aurorki istotny. - Pięknie wyglądasz, Emily. Dobrze Cię znowu widzieć. Chyba wypada mi życzyć Ci wszystkiego dobrego. Moje… - kondolencje – gratulacje. – Panna Rowle naprawdę wyglądała zachwycająco, zgarniając cały blask ku sobie, prawie emanując nim na całe pomieszczenie. Nic jednak nie ukryłoby smutku, który czaił się w kącikach jej ust. Przezwyciężał on nawet urwane uśmiechy, które gościły na jej ustach, kładąc cień na jej twarzy. Talia położyła dłonie na ramionach Emily i nie bez zawahania, objęła ją, przyciągając ku sobie. Miała ochotę wyszeptać jej do ucha, że… no właśnie, co chciałabyś jej powiedzieć? Myśli w jej głowie pędziły, a z każdą sekundą robiło się coraz bardziej niezręcznie, dlatego ostatecznie Lia puściła tę drugą, wzdychając tylko pod nosem. - Cóż za... udane przyjęcie. – Rzuciła, raczej tylko po to, by coś powiedzieć, zanim panna Rowle nabierze powietrza i wyrzuci z siebie emocje. Nie mogła się powstrzymać, by nie odwrócić się za ramię, szukając wzrokiem jego. Jego. Leonela? Dominika? Skrzata z tacką pełną kieliszków wypełnionych winem? Kogo szukasz, zagubiona bestyjko?
Éléonore chyba miała wielką radość z gotowania krwi, która płynęła Aurorze w żyłach. Należało pamiętać, że pani Dear była Gryfonką w gorącej wodzie kąpana i naprawdę ledwo wytrzymywała w tej sytuacji. Dorien miał szczęście, że nie robiła mu żadnych scen w miejscu publicznym, bo była zdania, że takie rzeczy się załatwia między sobą, a nie z widownią. Nie zmieniało to faktu, że odczuła w pewnym sensie zażenowanie, złość i irytację, co pewnie mógł zauważyć w jej oczach. Kiedy blondynka wspomniała o ratowaniu życia ledwo się powstrzymała od otworzenia ust w geście zdziwienia. Jedyne co się wydarzyło, to jej uśmiech lekko przygasł, a jej dłoń zaciśnięta na przedramieniu pana Dear zacisnęła się, co pewnie wyraźnie odczuł. Weszła do posiadłości, z ulgą puszczając ramię małżonka. Może to pomoże jej się uspokoić. Élé chyba postanowiła odpuścić, bo nie wpakowała Doriena w jeszcze większe kłopoty, jedynie miło odpowiedziała na jej pytanie. Ech, akurat w tym momencie Aurora liczyła na więcej szczegółów, jakieś wspomnienie tego całego ratowania życia czy chociażby krótkiego pobytu w Mungu. Nic takiego się nie wydarzyło, więc po prostu upiła łyk z kieliszka, który został jej wręczony w drzwiach. Wiedziała, że nie powinna zbyt wiele pić, miała zbyt długą przerwę przez Willow, by szampan nie uderzył w nią bardzo szybko. - Cieszę się. Byłoby przykro, gdyby po akcji mojego męża, byłoby u Pani źle. - Uśmiechnęła się, ucinając temat. - U mnie w porządku. Nasza córka ostatnio lepiej sypia, chyba dlatego, że jej tata jest częściej w domu, więc jest wręcz cudownie. - Czyżby w jej głosie można było wychwycić lekką zazdrość? I czy właśnie z tego powodu wspomniała Éléonore jaką cudowną rodziną to oni nie są? Inna sprawa, że słowa Aurory mogły uświadomić Swansea jak wiele amnezjator ryzykował, pomagając jej w tej uliczce i jak wiele ona mogła stracić, gdyby Avada nie chybiła. Po chwili kobieta odłączyła się od nich, a Aurora została sama ze swoim mężem. Zaczekała na niego, aż ten do niej podejdzie. Nie miała jednak czasu, żeby się do niego odezwać, bo pojawiła się przy nich Nessa, którą Aurora kojarzyła z kilku rodzinnych imprez. Kuzynka, ja? Rudowłosa miała wyczucie czasu, bo wspomnienie o córce sprawiło, że Aurora rozluźniła się na tyle, że zapomniała na chwilę o karygodnym czynie Deara. Chwilę potem, kiedy ta poszła jej mąż zaczął bawić się w bohatera. To chyba było ostatnimi czasy jego ulubione zajęcie. - Nie musisz mnie bronić. W przeciwieństwie od niektórych kobiet, ja nie potrzebuję bohaterskiego Doriena Dear, który uratuje mi życie. Poradzę sobie sama. - I celowo ominęła jego postawną sylwetkę, po czym zaciskając palce na ukrytej różdżce ruszyła ku organizatorom. Chyba bardziej zrobiła to, żeby wkurzyć swojego męża niż dla utrzymania konwenansów. Nikt by raczej nie powiedział nic złego, gdyby do narzeczeństwa podeszli odrobinę później. Niestety, nie zdążyła zrobić dwóch kroków, a Emily odeszła od tego całego zamieszania, a Nathaniel zamachnął się pięścią na tego wytatuowanego kolesia, co pojawił się również na ich weselu. Zawahała się, po czym uznała, że nie będzie się wtrącać i odwróciła się do męża, co stał praktycznie za nią. - To jednak nie jest najlepszy pomysł. No chyba, że ratowaniem mężczyzn w potrzebie też się zajmujesz. Tym razem chociaż będę o tym wiedzieć, więc proszę, feel free. - Powiedziała dość cicho, dalej utrzymując słodki uśmiech na ustach, gdyby ktoś im się przypatrywał.
Musiał przyznać przed samym sobą, że zachowywał się też nieco niesprawiedliwie w stosunku do Emily. Powinien jej o sytuacji na festiwalu powiedzieć dużo wcześniej, właściwie od razu... Ale jakoś nie mieli okazji dokładniej omówić tego, co działo się gdy ich ciała uległy magicznym zmianom. Może też trochę nie chcieli? Przez chwilę mogli być kimś zupełnie innym, a to bardzo wyzwalające uczucie. Gdyby nie Nathaniel, Mefisto pewnie w ogóle zapomniałby o tym, że prezentuje sobą przyjaciółkę, a nie jakieś randomowe dziewczę. To też przez tego cholernego panicza wilkołak czekał; zastanawiał się kiedy przyjaciółka zdobędzie się na odwagę i wyjaśni mu ich relację. Nie chciał naciskać, a jakoś tak nieśmiało przewidywał, że swoim zachowaniem niczego im nie popsuł. To przyjęcie... Cóż. Było kolejną niewiadomą, która frustrowała Noxa. Może w jakiś niegroźny sposób chciał też dopiec Ślizgonce, żeby zauważyła w jak dziwnej sytuacji wszyscy się znajdują. - Tańczyliśmy, całowaliśmy - odparł zgodnie z prawdą, odprowadzając wzrokiem blondynkę, która chyba nieco zdołała doprowadzić pana narzeczonego do porządku. I... nic bardziej mylnego. Mefisto cofnął się o krok pod wpływem uderzenia, cichym sapnięciem oznajmiając swoje zaskoczenie. Gdy podniósł wzrok na napastnika, dotykał już pulsującej tępym bólem szczęki. Nie był oburzony, nie był też niezadowolony czy zdenerwowany. Jego zdziwienie wydawało się niemal przyjemne - w zielonych tęczówkach mignęło coś na zasadzie zadowolenia. Udało mu się wyprowadzić Bloodwortha z równowagi... - Koniecznie musimy potem porozmawiać, skarbie - poinformował Emily, gestem prosząc ją, żeby tutaj została. Nie powinien jej opuszczać, ale nie potrafił ograniczyć się do tego, by wspierać ją jedynie na imprezie. Patrzył na większy obrazek, podążając za Nathanielem. - To tyle? - Rzucił w jego plecy, pobieżnym spojrzeniem przesuwając po ogrodzie. - Tak po prostu uciekasz, zamiast cokolwiek wyjaśnić? I zostawiasz ją?
Czy spodziewała się, że ta luźno rzucona sugestia jeszcze bardziej rozwścieczy Nathaniela? Merlinie, mogła się oszukiwać, że było inaczej, ale przecież poznała go już na tyle, naprawdę mogła się tego spodziewać. Dlaczego podjudzała sytuację, którą przed chwilą jeszcze próbowała opanować? Zaczęła się poważnie nad sobą zastanawiać. Co ona właściwie wyprawiała? Wciągała niczemu niewinnego Mefisto w tę pokręconą sytuację, żeby na chwilę zobaczyć, jak Nate traci kontrolę. Czy to naprawdę było tego warte? Sama już przestawała się poznawać. Mężczyzna miał na nią chyba gorszy wpływ, niż można było przepuszczać na pierwszy rzut oka. A miało być tylko gorzej, to był dopiero początek ich wspólnej drogi. Co oczywiście nie oznaczało, że jego brutalny ruch był jakkolwiek usprawiedliwiony. To wszystko działo się tak szybko, że Emily znowu nie wiedziała jak zareagować, tym razem jednak szybciej obudziła się z amoku. - Kurwa, Bloodworth, co z tobą jest nie tak? - przekleństwo nie brzmiało dobrze w jej ustach, nie bez powodu zresztą prawie nigdy po nie nie sięgała. Teraz jednak własne emocje ją przerastały i nie potrafiła, a nawet nie chciała ugryźć się w język. Chciała wyjść za nimi, ale kiedy Mef zasugerował jej, że powinna zostać, jedynie kiwnęła głową w odpowiedzi na jego stwierdzenie i faktycznie odpuściła. Zresztą goście i tak i tak co chwila do niej podchodzili, nie zostawiając jej większego wyboru. Wiedziała, że Mef w tej kwestii nie potrzebował obrońcy - od razu było widać, kto miał większe szanse w bezpośredniej, bezróżdżkowej konfrontacji. Nie wyglądało jednak na to, żeby wilkołak zamierzał się bronić, a dziewczyna naprawdę już nie wiedziała co robić. Było jej już wszystko jedno, co działo się na Saharze (zresztą trudno, żeby miała jeszcze teraz do Noxa pretensje). Chciała tylko przerwać te farsę i samej obudzić się z tego dziwnego stanu w którym trwała. Nie było to jednak łatwe, kiedy bodźce z zewnątrz nie były sprzyjające. Zwłaszcza, że przed jej oczami jakby wyrosła @Talia L. Vries. Tego jeszcze brakowało w tym cyrku na kółkach. Spojrzała na nią, najpierw trochę nieprzytomnie, a potem z ogromnym niedowierzaniem. Nie potrzebowała dużo czasu, żeby doszła do tego złość. - Masz tupet, żeby tu przychodzić - syknęła i nawet nie starała się być miła dla kobiety. Ta witała się z nią jak ze starą znajomą. Może faktycznie ich ostatnie spotkanie minęło w przyjemnej atmosferze - kiedy spotykała się z Dominikiem, dogadywały się naprawdę dobrze. Jednak po tym co mu zrobiła, nie trudno się było domyśleć, że pozytywne stosunki to tylko wspomnienie. Dalekie. Nie miało teraz znaczenia, że są pokłóceni. Wiedziała, że Dominik, jak tylko ją zobaczy, znowu będzie cierpiał. - Nie opowiesz mi, jak się bawiłaś w ostatnim czasie? Wiesz, wtedy, kiedy mój brat przechodził załamanie, bo żałosna laska postanowiła się zabawić jego uczuciami i odlecieć, jak zwykły tchórz. O, a teraz Leo? Widzę konsekwentnie odhaczasz moją rodzinę. Na sali jest też gdzieś Charlie, rozejrzyj się, może uda ci się złapać dwa w jednym i szybciej znowu znikniesz nam z oczu. Byłoby miło, bo naprawdę nie chcę, żeby mój brat cię tu oglądał - może normalnie bardziej by nad sobą panowała. To znaczy, umówmy się - w żadnych okolicznościach nie byłaby dla niej miła, na pewno nie przy pierwszym spotkaniu. Ale kto wie, może zareagowałaby choć trochę łagodniej na jej obecność? Może nawet spróbowała zrozumieć, że kobieta miała swoje powody i chociaż Dominik zawsze był na pierwszym miejscu i solidarność z nim nie pozwoliłaby spojrzeć na nią przychylnie, to darowałaby sobie tego typu komentarze. Teraz jednak była wściekła. Rozbita swoimi własnymi problemami. Kolejna iskra naprawdę nie była jej potrzebna, to musiało w końcu wybuchnąć. Talia miała rację, że dolewanie teraz oliwy do ognia to był fatalny pomysł. Z tego wszystkiego nawet nie przywitała się z Leonelem, któremu w jej opinii, pozostało jedynie współczuć doboru takiej, a nie innej partnerki.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
U niej niestety rezygnacja pojawiła się już dawno. A dokładniej mówiąc w momencie, gdy zdała sobie sprawę z tego, jak wiele rzeczy w jej życiu miało już na zawsze pozostać zaprzepaszczonymi. I bynajmniej nie dlatego, że ona sobie tak życzyła! Po prostu, nie miało już być od niektórych decyzji odwrotu. Miała tę świadomość, gdy je podejmowała, niestety ciężar tego faktu spadł na nią o wiele później. Mogła przypuszczać, że tak się stanie, zawsze to, co złe, atakowało znienacka przecież. A potem rzeczywiście przychodziła ta pustka. Ta sama, która ich obojga zaatakowała w tej chwili. Chyba każde z nich powiedziało to, co chciało powiedzieć, prawda? Po co mieli dalej cokolwiek przed sobą ukrywać? Przeszłości nie mogli już zmienić, teoretycznie wciąż mogli decydować o swojej przyszłości. W końcu, każde wydarzenie mogło nauczyć nas, albo czegoś pozytywnego, albo negatywnego. Skoro popełniali błędy, to wiedzieli, jak uniknąć ich w przyszłości. Czy ta rozmowa nie była właśnie tym? Próbą uniknięcia niedomówień w przyszłości? O ile jakakolwiek dla nich jeszcze istniała. Czego Beatrice nie była w ogóle pewna. Beatrice jednak się niczego nie nauczyła. Postanowiła spuścić na niego bombę, która wywarła wręcz piorunujące wrażenie, widziała to wyraźnie. Najpierw te słowa, potem ten czyn. Jakim głupim należało być, by robić coś takiego w tak beznadziejnym momencie? Może dziewczyna faktycznie po prostu postawiła na szczerość tego dnia i nie zamierzała dłużej niczego ukrywać. Nie wiedziała, jak to wytłumaczyć i śmiertelnie wręcz obawiała się jego reakcji na jej czyny. Cisza przedłużała się w nieskończoność. Niby trwała zaledwie kilka chwil, ale dla niej minęły lata od tamtego momentu. W tym czasie w jej głowie zdążyło wykiełkować milion wizji zakończenia tego wieczoru. A każda kolejna gorsza od poprzedniej, gdzie pierwsza zakładała najłagodniejszy scenariusz, prostego zbesztania jej osoby. Wpatrywała się w twarz Dominika, dziękując Merlinowi za zdolność metamorfomagii, która zakrywała rumieńce wstępujące na jej policzki. Przynajmniej nie wyglądała na jeszcze większą idiotkę, niż się czuła. - Jasne. - odpowiedziała głucho, słysząc jego słowa. Poczuła, jak coś niemiłego przewraca się w jej wnętrzu, ale nie dała po sobie poznać, że tak jest. Zbyt wiele kart odsłoniła tego wieczoru, więcej nie zamierzała. I tak skazywała się na... ciężko określić nawet na co. Odchrząknęła delikatnie i zmusiła swoje wargi do wykrzywienia ich w uśmiechu. - Rozumiem cię doskonale. - nie, kompletnie cię nie rozumiem! krzyczał jej umysł, jej ciało, choć z całych sił zmuszała się do samokontroli. Niczego nie mogła od niego wymagać. Niby z jakiej racji? To ona zawaliła wszystko i to ona musiała być tą, która będzie oczekiwać na cudzą decyzję. Tylko... czy faktycznie musiała? Uścisk był krótki, ale pokrzepiający w jakiś dziwny sposób. A potem cały czar sytuacji prysł, kiedy Dominik stwierdził, że musi wrócić do środka po więcej alkoholu. Pokiwała tylko głową i ruszyła również do wnętrza tego domu, świadoma faktu, że wcale nie chciała w nim być. Nie obchodzili ją Rowle i całe to aranżowane małżeństwo. Interesował ją tylko Dominik, a nie ten teatrzyk wystawiony pod publiczkę. Ileż to razy podobny obserwowała w rodzinnym domu? Po co oglądać jeszcze jeden. Szła za Dominikiem, kiedy wyłapała jego zawahanie. Instynktownie podążyła wzrokiem w tym samym kierunku i poczuła, jakby ktoś wbił jej nóż w brzuch, a potem gwałtownie przekręcił rękojeść, gdy zobaczyła Talię. To musiała być ona. - Dominik? - gdy zwróciła uwagę mężczyzny na siebie, ponownie zmusiła swoje usta do uśmiechu. - Sądzę, że powinnam już iść. Chciałam tylko z tobą porozmawiać, a wydaje mi się, że na ten moment nie powinniśmy mówić nic więcej. Nie uciekam, mam nadzieję, że niedługo ponownie się spotkamy. - to powiedziawszy pozwoliła sobie na jeszcze jeden czuły gest względem mężczyzny, po czym ucałowała go w policzek i delikatnie uścisnęła jego dłoń. - Do zobaczenia. - dodała, po czym odwróciła się i ruszyła do drzwi. Nie chciała uciekać, ale wiedziała, że dłużej nie da rady. Z dużo emocji kłębiło się w jej ciele i zbyt wiele wysiłku musiała włożyć w utrzymanie czaru metamorfomagii. Jeszcze chwila, a wszystko trafiłby szlag. Kiedy tylko znalazła się na zewnątrz i poczuła podmuch zimnego powietrza na rozgorzałych policzkach, teleportowała się, byle dalej od tego miejsca.
Z nieukrywanym zadowoleniem przyjęła aprobatę swojego towarzysza odnośnie rozpoczęcia tej zgrabnej butelki wina. Pozwoliła mu przejąć szkło i je odkorkować. Niech czyni honory! Oparła się swoimi pośladkami o brzeg stołu i miała gdzieś, że wygląda to może mało elegancko. I tak nikt na nich nie patrzył... A może właśnie się myliła? Wzięła od Raffaello kieliszek wypełniony burgundową cieczą. Zanim skosztowała, zakołysała kieliszkiem niczym profesjonalny sommelier i zanurzyła się w woni wytrawnego wina. Nie była koneserką ani znawczynią tego trunku, ale już po samym zapachu mogła ocenić, że jest to dobry alkohol, z wyższej półki. Upiła mały łyk. Wyborne. Chyba zaopiekuje się tą butelką podczas dzisiejszego wieczoru. Poza tym kieliszek z winem idealnie dopełniał jej stylizację i pasował do kreacji. Wizualnie dodawał jej klasy, o. Wzniosła z Rafikim toast za spokojny wieczór, choć w głębi duszy czuła, że wcale taki nie będzie. Skubnęła ze stołu z przekąskami jakiegoś koreczka i kilka owoców. Jakoś przeszła jej ochota na jedzenie, czuła nieustanny ucisk w żołądku. Uśmiechała się jednak do swojego partnera, gdy zaczęli rozmawiać o wszystkim i o niczym, to zachwalając pewne elementy wystroju salonu, to krytykując muzykę grającą w tle. Miała ochotę już wracać do domu. Poczuła na sobie czyjś wzrok. Podążyła za tym odczuciem i ujrzała Panią Dear. Posłała jej najpiękniejszy uśmiech, na jaki było ją stać w tej chwili. Mocno wymuszony, choć chyba bardziej dlatego, że nie do końca dobrze się czuła. A potem powróciła do swojego kieliszka i rozmowy z wujaszkiem. Skupiała całą swoją uwagę na nim, dzięki niemu czuła się o wiele pewniej i swobodniej na tej wyśmienitej imprezie. W pewnej chwili coś ją jednak rozproszyło. A raczej ktoś. Dziewczyna w pięknej kreacji, która podeszła do Emily. Chyba ją kojarzyła, tylko skąd? Éléonore oderwała się na moment od konwersacji ze swoim partnerem i skupiła na wspominaniu przeszłości. Talia? Chyba tak miała na imię. I chyba... była kiedyś w związku z Dominikiem. Tego Swansea nie była pewna, bo od pewnego czasu nie śledziła już miłosnych perypetii swojego dawnego crusha. Jednakże widok dziewczyny przypomniał jej o tym, że bardzo chciała porozmawiać podczas tego wieczoru z Dominikiem. Przypatrywała się dziewczynie i jej rozmowie z młodą Ślizgonką, jednakże nie była w stanie dosłyszeć, o czym rozmawiają. Jedynie z mimiki i żywych gestów wywnioskowała, że nie może to być przyjemna pogawędka. Nie chciała być nachalna, więc szybko odwróciła głowę i... napotkała wzrok wyżej wspomnianego brata Emily. Był wyraźnie wzburzony, czy to też wynikało z obecności Talii? Éléonore przytrzymała dłużej jego spojrzenie i uśmiechnęła się do niego ciepło. Miała ochotę do niego podejść, jednak nie chciała znów uciekać od Rafikiego. On chyba jednak zrozumiał, co dziewczyna ma na myśli, bo westchnął głęboko i wyraził niewerbalną zgodę na to, by poszła przywitać się z Dominikiem. - Będę grzeczna, obiecuję - szepnęła na odchodne do Raffaello i ruszyła w stronę stolika z napojami, przy którym stał Rowle. Zanim dotarła na miejsce, zobaczyła, że dziewczyna, z którą Dominik wszedł do salonu, właśnie się z nim żegna i wychodzi. Tej persony Élé nie znała już wcale. A może znała, tylko nie była w stanie rozpoznać? - Wyśmienite wino - uśmiechnęła się krótko, upijając kolejny mały łyk z kieliszka - Miło Cię znów zobaczyć - dodała po chwili. Zdecydowanie był jednym z nielicznych pozytywnych "elementów" tego wieczoru. Choć i on nie bawił się dobrze. Nie była pewna, czy powinna mu zawracać głowę, ale skoro już podeszła... Nie będzie jednak miała mu za złe, gdy bez słowa od niej odejdzie. W pełni to zrozumie. To przyjęcie i tak rządzi się swoimi prawami...
Ponownie zwrócił uwagę na Beatrice, kiedy wypowiedziała jego imię i machinalnie posłał jej lekki uśmiech, choć twarz wyrażała raczej ledwo utrzymywane opanowanie. Skinął głową, kiedy postanowiła już iść. Miała rację, że nie potrzebują już mówić nic więcej - muszą przetrawić i przemyśleć to, co zostało już wypowiedziane. Wydawało mu się, że ta rozmowa nie potoczyła się najgorzej i naprawdę wewnętrznie cieszył się, że wróciła. Jednak to, co się stało już się nie odstanie i trzeba pozwolić, aby emocje opadły i dać sobie czas na unormowanie emocji i wszystkich wydarzeń. Odwzajemnił uścisk jej dłoni i spojrzał w jej twarz. - Jasne, odezwij się niedługo, do zobaczenia - pożegnał się, jeszcze przez kilka kilka chwil wpatrując się w plecy dziewczyny, kiedy wychodziła z tego nieszczęsnego przyjęcia. Trochę jej zazdrościł. Kiedy powrócił wzrokiem do wnętrza sali, tuż obok zjawiła się Élé. Jej obecność w dziwny sposób go uspokajała, jakby przywiodła ze sobą powiew... normalności. Może zdoła go oderwać od tych wszystkich emocji wieczoru. Uśmiechnął się lekko kpiąco. - Na taką uroczystość wszystko musi być najlepsze. Trzeba przyznać, że tatuś wiedział też jakie whisky kupić - powiedział, unosząc lekko szklankę, aż zadzwoniły świeżo wrzucone kostki lodu. - Nawet nie wiesz, jak mi miło ponownie zobaczyć ciebie - objął ją wolną reką, w której nie trzymał szklanki i musnął na przywitanie jej policzek. - Szczególnie tutaj. I teraz. - dodał, a w jego oczach pojawił się wyraz podziwu. - Pięknie wyglądasz. Niezłe przyjęcie, prawda? - podjął. - Choć, szczerze mówiąc, do tej pory większość spędziłem na zewnątrz. Przegapiłem coś? - zapytał, nie sądząc, że rzeczywiście coś się działo. Myślał bowiem, że przyjęcie będzie tak oficjalne i suche jak się tylko da, odbębnią obowiązkowe formalności i do widzenia. Nie docenił chyba jednak Emily, jej narzeczonego i przyjaciół. Oczywiście, nie przewidział też pojawienia się Beatrice i Talii, ale to już były jego prywatne sprawy, niezwiązane z przyjęciem.
Już w dniu otrzymania listownego zaproszenia na tę radosną uroczystość Éléonore zastanawiała się, co powie Dominikowi, gdy się z nim tam zobaczy. Nie miała pojęcia o tym, jakie stosunki łączą go z Nathanielem. Darzył go pozytywnym uczuciem, obojętnością czy może ich relacja była nieco bardziej skomplikowana, chłodna? Nie chciała od tak, na wejściu, uraczyć go sowitą wiązanką na temat Bloodworth'a. Wziąłby ją za wariatkę. Choć dzisiejszego wieczoru zdecydowanie nie była sobą i prawdopodobnie byłaby do tego zdolna. Szczególnie, że widziała się już z gospodarzem, a raczej: widziała go w akcji. I choć z jednej strony zdawała sobie sprawę z tego, że to swego rodzaju maska, że specjalnie kreuje się na takiego casanowę, tuszuje w ten sposób swoje prawdziwe emocje, to... I tak nie mogła pominąć tych jego wszystkich podbojów i występków. Trochę się nasłuchała przez te wszystkie lata, a i niektórych rzeczy doświadczyła na własnej skórze lub była ich świadkiem. Czy nie było innego czarodzieja czystej krwi, z którym mogłaby się związać Emily? Z pewnością znalazłby się jakiś lepszy... Jednak gdy podeszła do Dominika, to wszystkie słowa, które sobie gdzieś w głowie przygotowała - uleciały. Nagle przestały mieć znaczenie. Owszem, nadal chciała z nim na ten temat porozmawiać, ale chwilowo odłożyła to na dalszy plan, na później. Poza tym widziała bijące od niego rozdrażnienie, a nie chciała mu dokładać, nie miałaby serca. - Może to celowy zabieg? Goście upiją się wytwornymi trunkami i zapomną o niesnaskach? - rzuciła w odpowiedzi, nie kryjąc rozbawienia. Kącik jej ust drgnął nieco ku górze. Na Merlina, ona dzisiaj nadawała się do jakiejś loży szyderców... Rowle zaskoczył ją tym ciepłym powitaniem. Gdyby nie alkohol, który dodawał jej odwagi i pewności siebie, to na pewno oblałaby się rumieńcem. Zarówno na skutek jego słów, jak i... dotyku. Choć odrobinkę się zmieszała, to odpowiedziała mu ciepłym uśmiechem. - Dziękuję. Ty też wyglądasz jak milion galeonów, szczególnie z tą szklanką whisky. - pokiwała głową z uznaniem, nadal się uśmiechając. Upiła kolejny mały łyczek wina. Wyjątkowo dobrze wchodziło. Ciekawe czy Raffaello zostawił jeszcze coś w butelce... Strapiła się odrobinę, gdy Dominik zapytał ją o to, czy coś przegapił. Nie była pewna, czy powinna mu wspominać o tym, że Nathaniel prawie udusił jednego z gości, a w ruch poszły różdżki. Może lepiej, że był w tym czasie na zewnątrz i ominął go ten cały cyrk. Zmarszczyła brwi i zawahała się, zanim cokolwiek mu odpowiedziała. By zyskać na czasie - upiła kolejny łyk szkarłatnego płynu. - Och, ominęło Cię tylko moje ciepłe przywitanie z Bloodworth'em. - ironizowała w najlepsze - A jak atmosfera na dworze? Czuć... miłość w powietrzu? - kończąc to zdanie, zaśmiała się krótko. Czyżby wino zaczynało działać? A może po prostu opadały z niej emocje? Nie wiedziała, czy tego właśnie spodziewała się po kolacji zaręczynowej Emily i Nathaniela... Chyba nikt z zebranych tutaj osób nie czuł się w pełni komfortowo i swobodnie. Choć w tle przygrywała przyjemna, spokojna muzyka, a wszyscy dookoła mieli przyklejone uśmiechy na twarzach, to napięcie po prostu dało się wyczuć. Éléonore naprawdę chciała szczerze porozmawiać z Dominikiem, ale do tego musiała się przygotować i odpowiednio... znieczulić. I problem nie leżał w nim. To ona nie wiedziała od czego zacząć. Dobrze, że Bloodworth wyszedł się przewietrzyć. Jego obecność nie ułatwiałaby i tak jej trudnego położenia.
Dominika zapewne jeszcze dużo czekało rewalicji, jeśli chodziło o narzeczonego Emily. Znał go w szkole, nawet się kumplowali, ale jak to często bywa ich drogi w pewnym momencie się rozeszły. Jednak Dominik miał o nim raczej pozytywne wspomnienia, więc miał się jeszcze niepomiernie zdziwić, słysząc jaki Nathaniel jest obecnie. Na razie jednak myślał tylko, że przyszli państwo młodzi są zwyczajnie niezadowoleni z narzucanej im woli ojców. Gdyby wiedział, co Emily musiała przeżyć i w jakie wydarzenia się uwikłała... Raczej by się tego nie spodziewał. Kąciki ust zadrgały mu w uśmiechu, który potem lekko rozjaśnił jego twarz. - Mówisz? Może i taki był cel, ale nie od dziś wiadomo, że po alkoholu część ludzi robi się agresywna, niektórzy zbyt szczerzy i swobodni... Nie wiem czy dzisiaj to dobre połączenie - stwierdził i upił łyk swojego trunku. On się raczej nie upijał, ale dzisiejszy wieczór i tak jest tak abstrakcyjny, że kto wie... - Wolałbym, żeby wszyscy odbębnili konieczne formalności i sobie poszli - zaśmiał się gorzko. - A jak się napiją to jeszcze się rozhulają i nie wiadomo, ile ta farsa będzie trwać - rzucił jeszcze, zerkając na grupę ludzi z jego siostrą na czele. Nie wyglądała na zadowoloną, ale czy ktoś mógłby się temu dziwić? - No, chyba, że my też upijemy się razem i przestanie nam przeszkadzać całe to zgromadzenie - wzruszył ramionami i upił kolejny łyk ze szklanki. Uśmiechnął się z zadowoleniem, słysząc komplement z jej ust. - Cóż, to dzisiaj mój główny atrybut - powiedział, wskazując na szklankę. - A skoro tobie się podobam w takim wydaniu to chyba nie ma sensu się ograniczać - dopił resztkę płynu i uzupełnił ponownie rudym trunkiem, skoro i tak stali przy barze. Uniósł szklankę. - Twoje zdrowie, kochana! Lekko zmarszczył brwi, kiedy w jej głosie zabrzmiał chłód i ironia, gdy mówiła o Nathanielu. Zaniepokoiło go to, bo jednak naiwnie myślał, że Emily jest głównie niezadowolona z samego faktu zaręczania jej na siłę, a nie z wyboru narzeczonego. Musi się dowiedzieć, jak jest naprawdę. Nie może pozwolić, żeby jego siostra wyszła za kogoś nieodpowiedniego. Jednak na jej kolejne słowa zesztywniał lekko. Czyżby zgromadzeni widzieli lub słyszeli rozmowę jego i Beatrice? I jeszcze to słowo "miłość"... Widział, że Trice ukrywała prawdziwe emocje, kiedy nie mógł odwzajemnić jej uczuć w tamtym momencie ale to było zbyt skomplikowane. Rozmowa jednak, na szczęście, zakończyła się nie najgorzej. - Poniekąd - powiedział tylko, bo nie do końca wiedział, co Élé ma na myśli, jak również nie chciał na razie myśleć o niczym innym niż panna Swansea. Nie mieli między sobą żadnych trudnych spraw, obecność dziewczyny odrywała go myślami od jego problemów i miał nadzieję, że spędzą tak resztę tego nieszczęsnego wieczoru. W tak pięknym towarzystwie powinno mu się udać doczekać zakończenia. Zaczynało mu jednak szumieć w głowie, co go zdziwiło, bo raczej swojej whisky potrafił wypić sporo bez żadnych konsekwencji. Cóż, może zmęczenie i nadmiar emocji wpłynęły na jego zdolność przyjmowania alkoholu. Nic to, niech sprawy się toczą, jak chcą, widział zresztą, że na Élé jej kieliszek też już lekko wpłynął, więc może być zabawnie i przetrwają ten wieczór bez większych szkód. Jednak o jedną rzecz musiał zapytać... - Znasz dobrze Nathaniela? - zapytał, nie wyłapując wzrokiem Bloodwortha wśród gości. Czyżby to on wyszedł na zewnątrz? Dominik musiał chyba to przeoczyć. - Usłyszałem raczej niepochlebne tony w twoim głosie, kiedy o nim wspomniałaś - dodał, zaciskając mocniej dłoń na szklance.
Och, ile prawdy było w jego wypowiedzi. Chyba nawet nie zdawał sobie z tego sprawy... Éléonore nie planowała bawić długo na tym bankiecie. Właściwie mieli przyjść jedynie jako delegacja Swansea, by złożyć życzenia i gratulacje, wypić toast za zdrowie zakochanych i chwilę później udać się z powrotem do domu. Taki był plan. A jak wypadła jego realizacja? Zgoła inaczej. Posypało się jeszcze zanim przekroczyli próg rezydencji Państwa Rowle, tak więc... co stało na przeszkodzie, by i teraz Éléonore ignorowała swój głos rozsądku? Wyjątkowo miała w głębokim poważaniu opinię innych, choćby byli to najbardziej wpływowi czarodzieje świata. I tak są postrzegani jako ród dziwaków - ekscentrycznych artystów. A więc w duchu artyzmu będzie sączyć to ekskluzywne wino i wyśmiewać wprost fałszywą kurtuazję. Etykieta? Pojęcie względne. - Ta farsa się dopiero zaczyna... - mruknęła, przyglądając się swojemu kieliszkowi z przesadnym zainteresowaniem. Tak naprawdę nie chciała, by Dominik dosłyszał te słowa. Alkohol zaczynał działać i stawała się zbyt wylewna i... szczera. Oderwała się w końcu od szkła i podążyła wzrokiem za spojrzeniem swojego rozmówcy. Oczywiste było, że doglądał, jak miewa się Emily. Élé poczuła ukłucie w żołądku, którego nie tłumił nawet stan lekkiego upojenia. Martwił się o nią, to oczywiste. Doskonale to rozumiała, a jego strapienie trochę się jej udzielało. W duchu pobłogosławiła związek Elaine z Fairwynem i podziękowała, że jej siostra trafiła tak dobrze. Oby. Słowa Dominika wybiły ją z zamyślenia. Chyba wspominał coś o upijaniu się? Popatrzyła na niego i uśmiechnęła się lekko. Patrzyła w skupieniu na to, jak dopija do końca zawartość swojej szklanki. W zastraszającym tempie. Zaskoczył ją. Uniosła brwi ku górze, a wraz z nimi swój kieliszek. Wzniosła niewerbalny toast (już któryś raz tego wieczoru) i również wyzerowała swój napitek. Czuła, jak fala ciepła zalewa jej klatkę piersiową, a w głowie zaczyna jej wirować. Odkaszlnęła, przystawiając dłoń do ust. Oj tak, bardzo by chciała, żeby to owe zgromadzenie przestało jej przeszkadzać. Tak niewiele było tu miłych jej czarodziejów. Mogłaby doliczyć się ich na palcach jednej ręki. Jakie szczęście, że u boku jednego z nich właśnie się znajdowała. - Masz rację, nie ma co się ograniczać. - powiedziała to z niemałym rozbawieniem, a po chwili, dość ostentacyjnie, wyciągnęła w jego kierunku rękę ze swoim opróżnionym szkłem. No co? Nie będzie się ograniczać raptem do jednego rodzaju trunku. Spróbuje dziś wszystkiego, a co! Poza tym... nie bardzo chciała wracać tak szybko do Raffaello i prosić o dolewkę. Gdzieś tam jeszcze, z tyłu głowy, miała resztki instynktu samozachowawczego. Posłała mu niewinny uśmiech, sugerując, by nalał jej nieco whisky do kieliszka od wina (skoro i tak dolewa sobie). Cóż za profanacja, no nie godzi się! Kolejna tego wieczoru złamana zasada... - Oj, nie, wypijmy za Twoje zdrowie. Santé! - zaśmiała się krótko, odchylając swoją głowę nieco do tyłu. Jeszcze trochę i zacznie się chwiać... Wspominając o miłości unoszącej się w powietrzu, miała na myśli ogólny wyraz wydarzenia - koniec końców zebrali się tutaj, by celebrować zaręczyny. Gdyby wiedziała, co zadziało się w ogrodzie i z jakimi myślami bił się Rowle - na pewno nie pokusiłaby się o tak głupi tekst... Dostrzegła zmianę w jego spojrzeniu, w jego twarzy. Właśnie to ją powstrzymywało przed rozpoczęciem tematu Bloodworth'a. Wiedziała, że Dominik znał się z Nathanielem jeszcze dłużej niż ona, a przy tym znacznie lepiej. Jednak ona miała pojęcie o tym, w jaki sposób traktuje kobiety i jak... destrukcyjny może być. Nie wiedziała natomiast, czy Emily darzy go miłością, czy to jedynie związek z przymusu. Miała cichą nadzieję, że jest pomiędzy nimi jakieś uczucie, inne niż odraza bądź pogarda. W mniemaniu Swansea ciężko było wyobrazić sobie, że ktoś mógłby żywić ciepłe uczucia względem właśnie jego persony. Przez moment zrezygnowała z pomysłu poruszania tego wątku; miała nawet ochotę machnąć ręką na to wszystko, na ten związek. Aczkolwiek... już zapytał. - Cóż, pewnie wiesz, że studiował w Riverside... - zaczęła niepewnym tonem, a podczas tej krótkiej pauzy upiła nieco swojego nowego trunku. Zdecydowanie nie powinna była mieszać alkoholi. Najpierw szampan, potem wino, teraz whisky... To się może skończyć źle. - Nigdy nie... nadawaliśmy na tych samych falach.- kontynuowała wymijająco - Jaki jest w stosunku do Emily? Dobrze ją traktuje? To taka miła dziewczyna, zasługuje na kogoś wyjątkowego. - mówiąc to, ponownie spojrzała w kierunku młodej Rowle. A potem kolejny raz zamoczyła usta w bursztynowej cieczy. Szum w głowie narastał, a język robił się coraz to bardziej rozwiązły... Nie, nie była obiektywna względem Nathaniela, ale czy mogłaby być?
Dominik z kolei miał nadzieję, że to przyjęcie szybko się skończy, a on odbębni wszystkie oficjalne ceregiele i będzie mógł wrócić do domu, żeby postarać się poukładać sobie wszystko w głowie. Wieczór jednak dziwnie się przeciągał i przyniósł tyle emocji, że chłopak się tego nie spodziewał. W takiej sytuacji dobrze było mieć pod ręką whisky. I Élé. A raczej powinien powiedzieć na odwrót. Nieważne. Alkohol chyba już na dobre rozgościł się w jego żyłach. Chciała czy nie, usłyszał jednak jej słowa i uśmiechnął się gorzko. Odniósł je do całej sytuacji, nie tylko aktualnego wieczoru. Nie chodziło przecież o to, żeby zrobić cyrk, przeżyć przyjęcie i żyć dalej jak gdyby nigdy nic. Jego siostra miała być wydana za mąż, jej życie miało być wywrócone do góry nogami. Wbrew jej woli. To nie było fair. Postanowił, że nie można do tego dopuścić, choćby ojciec wściekał się do granic możliwości. Zaskoczył ją? No, może nic w tym dziwnego. Zwykle był raczej opanowany, ale dzisiaj nie jest zwykle. Dzisiaj jest abstrakcją, miał wrażenie, że ten wieczór był tak nierealny, że nie mógł wydarzyć się naprawdę i Dominik nie zachowywał takiego chłodnego rozsądku jak zwykle. Emocje wzięły górę, nawet on, który musiał być silny przez wszystkie lata, miał prawo zostać wyprowadzony z równowagi. A to skutkowało nieracjonalnym zachowaniem, chociażby piciem jednej szklanki whisky za drugą. Jednak teraz nie liczył się z niczym, nawet jeśli miałby zrobić jakiś skandal. Walić to. Czemu to zawsze on ma być tym opanowanym, niesprawiającym kłopotów? Może w końcu raz nie będzie się niczym przejmował? Nie wiedział, że mysli Éléonore płyną podobnym torem. Wobec tego dobrali się dzisiaj idealnie! Uśmiechnął się kątem ust, spoglądając jak dziewczyna również wypija zawartość swojego kieliszka do zera. Podczas gdy on uzupełniał szklankę o rudy trunek, ona wyciągnęła do niego swoje puste naczynie. Dominik na chwilę zawiesił wzrok na kieliszku, a potem przeniósł zaintrygowane spojrzenie na Élé. Wyglądała tak uroczo, kiedy czuła się coraz bardziej rozluźniona, a procenty wywołały delikatny rumieniec na jej twarzy. Rowle czuł się przy dziewczynie swobodnie, nie oceniała go, tylko razem płynęli z prądem. Dosłownie. Zabrał z jej dłoni kieliszek i nalał swojej ulubionej whisky. Potem z galanterią lekko się ukłonił, zwracając jej własność. - Smacznego - powiedział, patrząc z zainteresowaniem, jak zareaguje na to, co jej zaserwował. Jego twarz rozjaśniła się w szerszym uśmiechu, kiedy uniósł szklankę. - A więc nasze zdrowie - poprawił siebie i ją, zanim ponownie wypił kilka łyków. Mieli zastraszające tempo. Dominik nigdy by nie pomyślał, że będzie w stanie pić w takim tempie, zwykle wolał się delektować, a w upijaniu do nieprzytomności nie widział nic ciekawego. Cóż, ostatnie dni wiele zweryfikowały... Może potrzebował takiego resetu i odreagowania, aby podejść do wszystkiego na trzeźwo. Choć... na trzeźwo to chyba niezbyt fortunne sformułowanie w tej sytuacji. Wysłuchał jej słów o Nathanielu, ale nie bardzo umiał się na tym skupić. Nie był jednak jeszcze aż tak pijany, aby nie wyczuć w jej słowach chłodu. Rzucił okiem wgłąb sali, aby po chwili ponownie zawiesić wzrok na Élé. - Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia - stwierdził z lekkim przerażeniem. - Ja sam dowiedziałem się o tym wszystkim całkiem niedawno i poza kolacją zaręczynową nie widziałem ich razem. Emily też nic mi nie mówiła, bo przecież jest na mnie śmiertelnie obrażona - powiedział z przekąsem, krzywiąc się lekko. Jej fochy też mogłyby się już zakończyć. - W każdym razie do ślubu dopuścić nie można. To nie w porządku - dodał jeszcze, pociągając ze szklanki. - Nie wiem jak to zrobię, ale zrobię - powiedział pewnie i zaśmiał się. - Taki ze mnie superbohater właśnie - zaśmiał się znowu, jednocześnie ganiąc się w myslach za ten głupi śmiech. Czyżby jednak za dużo procentów? Wziął głęboki oddech, mając nadzieję, że powie tym razem coś mądrego. - Drętwo tu jakoś. Bardzo mądre. - Ojciec nie potrafi nawet zorganizować porządnej imprezy - westchnął, odwracając się tyłem do baru, o który oparł się łokciami. - Trzeba coś zrobić albo zmienić lokal - stwierdził stanowczo. Już gdzieś miał całe to przyjęcie. Przyszedł tu tylko dla Emily, ale ta była przecież na niego zła, więc pewnie i tak nie zalezy jej na obecności brata. Taki zły i niedobry, na co on komu?
Gdyby kilka godzin temu ktoś powiedział Éléonore, że będzie mieszać wszelkie dostępne alkohole w towarzystwie swojego hogwardzkiego crusha - nie uwierzyłaby. A jednak! Życie lubi zaskakiwać. Z pewnością nie było to jedyne zaskoczenie tego wieczoru. Zarówno jej brak wstrzemięźliwości, szybkie tempo spożycia alkoholu przez Rowle'a, jak i cały format tej uroczystości wprawiały dziewczynę w niemałe zdumienie. Tylko zachowanie Nathaniela było do przewidzenia. Nic się nie zmienił przez te wszystkie lata... Nie powinna tyle pić i na pewno nie tak szybko. Głosik rozsądku stawał się coraz to cichszy, nie miał siły przebicia w szumiącej od nadmiaru procentów głowie. A ona nie zważała na żadne sygnały ostrzegawcze, jak chociażby lekko wirujący świat dookoła. Jej zachowanie było w pewnym sensie buntem przeciwko tej sztuczności panującej na bankiecie. Gdyby sobie przeanalizowała ten pomysł na spokojnie, na trzeźwo, to prawdopodobnie szybko by się opanowała. No ale po co w ogóle logicznie myśleć! Dominik też chyba potrzebował takiego resetu, odskoczni od problemów, zmartwień. Coś ich łączyło. A czy przez to popełnią tego wieczoru jakieś błędy? Teraz Swansea zdawała się o tym nie myśleć. Dygnęła, odbierając z uśmiechem swój kieliszek. Whisky wyglądała w nim... co najmniej nietypowo. Bardzo ją to bawiło i jeszcze bardziej była z tego powodu zadowolona. Jakiś wewnętrzny chochlik zacierał ręce, ciesząc się na pogwałcenie wszelkich zasad etykiety. Upiła demonstracyjnie spory łyk bursztynowego trunku. Zawsze lubiła whisky, ale ta była wyjątkowo smaczna. A wchodziła jak... - Masz dobry gust. - przyznała, posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie. Alkohol dodał jej odrobinę odwagi i z łatwością mogła pokusić się o takie dwuznaczności. Nie bała się oceniania z jego strony, choć miałby do tego pełne prawo. Nigdy nie widział jej w takim stanie. Nie byli nigdy aż tak blisko. Dosłownie i w przenośni... Pomimo wirującego otoczenia i szumu w uszach, skupiła się na słowach chłopaka. Praktycznie zamieniła się w słuch. Zasmuciła ją ta wypowiedź. Nie przypuszczałaby nawet, że mogą być jakieś zgrzyty pomiędzy nim, a Emily. No ale przecież nie znała ich relacji aż tak dobrze. A w każdej, nawet najlepszej rodzinie, zdarzają się nieporozumienia. Miała nadzieję, że to nic poważnego. Zdziwił ją też fakt, że sam Dominik o zaręczynach dowiedział się w ostatniej chwili. Potwierdzało to przypuszczenia wszystkich Swansea odnośnie wymuszania małżeństwa przez ojca młodej Rowle. Wszystko to było takie pokrętne i cholernie przykre, a przecież miało być swego rodzaju ułatwieniem... Upiła kolejny łyk ze swojego kieliszka, patrząc smętnie na jego zawartość. Doceniała, że w jej rodzinie ustawiane małżeństwa odeszły już do lamusa. Wolałaby zostać na zawsze sama, niż być w związku bez miłości, z przymusu. W pewnym sensie zaimponował jej zapewnieniem, że do ślubu ma nie dojść, że nie chce do niego dopuścić. Był taki zdeterminowany, słychać było to w jego głosie. A jego późniejszy śmiech był taki... rozbrajający. Élé też się nawet zaśmiała, biorąc kolejny łyk whisky, której podejrzanie szybko ubywało. - Prawdziwy starszy brat. Zawsze chciałam takiego mieć. - powiedziała, posyłając mu pogodny uśmiech. Podeszła do niego bliżej i zatrzymała się przy tym samym barku. Również odwróciła się do niego plecami i delikatnie na nim wsparła. Tak czuła się bezpieczniej, miała jakieś oparcie i pewność, że się nie zachwieje. Jeszcze tego by brakowało. Patrzyła się przed siebie, na bliżej nieokreślony punkt, non stop się delikatnie uśmiechając. Zaśmiała się ponownie, na wzmiankę o organizowaniu porządnej imprezy. Fakt, było drętwo. Ale niczego innego się nie spodziewała. Właściwie teraz całkiem nieźle się bawiła, upijając się przy Dominiku. Niby nic, a jednak... - Co chciałbyś zrobić? - przechyliła głowę w jego kierunku, patrząc nań badawczym wzrokiem. Zmienianie lokalu nie było najlepszy pomysłem z jej perspektywy. Teleportacja "na trzeźwo" wychodziła jej źle, a w obecnym stanie na pewno poszłoby znacznie gorzej. Poza tym nie mogła zapomnieć o swoim partnerze, którego zostawiła przy szwedzkim stole. Choć on zdawał się być jakiś taki... nieobecny. Aczkolwiek chętnie urozmaiciłaby sobie ten wieczór. Nawet jeśli nazajutrz będzie czegoś żałować. Niech żyje bal!