Widok z tarasu rozpościera się na drogę do Hogsmeade. Latem jest tu niezwykle przyjemnie - można miło spędzić czas przy kamiennym stole, a i zapewniona jest tu cisza i spokój. Jesienią jest tu bardzo wietrznie, a więc uważajcie na swoje tiary!
Aby dowiedzieć co się wydarzyło, rzuć kostką. Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
Spoiler:
1 - podchodząc do balustrady kątem oka zauważyłeś dziwny przedmiot, sprytnie ukryty tuż obok jednego posążku. Okazuje się to sakiewka, jednak wydaje się w środku dziwnie miękka. Zaglądasz do środka i od razu wiesz, że to był bardzo kiepski pomysł. Z sakiewki zaczyna wylewać się błoto... strumień gęstego błota, które w ciągu paru chwil pobrudziło Twoje buty, spodnie i połowę tarasu nim zdołałeś je wyrzucić/zamknąć. Do Twoich nozdrzy dobiega paskudny odór, jakby wymieszano błoto z łajnobombami? Jeśli chciałeś szybko opuścić to miejsce, to nic z tego! Profesor Bennett przechodziła akurat nieopodal i widząc sytuację na tarasie nakazała Ci posprzątać bagno pod groźbą utraty punktów. Obiecała sprawdzić efekt Twoich prac za równą godzinę.
2 - wygodnie usiadłeś sobie na ławce i robisz to, po co tu przyszedłeś. W pewnym momencie czujesz jakby coś Cię podgryzało na wysokości nogawki... Schylasz się i zauważasz bardzo krnąbrny model smoka (+1 do ONMS) - chińskiego ogniomiota. Wyraźnie Cię polubił i nie chce zostawić Cię w spokoju. Gratulacje! O przedmiot upomnij się w tym temacie.
3 - wspinając się na wieżę znajdujesz na schodach wyjątkowo rozgadany Atlas Gwiazd Południowego Nieba autorstwa Jasone'a Franklina, który postanawiasz wziąć do ręki. Ledwie zerkasz do środka, a nagle słyszysz tembr głosu profesora Darryla Keresy'a schodzącego właśnie z wieży astronomicznej. Widząc przedmiot trzymany w rękach, bardzo gorączkowo Ci dziękuje za pomoc w odnalezieniu zguby oraz nagradza Cię 10 punktami dla Twojego domu. Nieopatrznie przysłużyłeś się nauczycielowi. Gratulacje! Po punkty zgłoś się w w tym temacie - pamiętaj, aby podlinkować dowód!
4 - w pewnym momencie oparłeś się o balustradę. Pech chciał, że wybrałeś na to bardzo kruche miejsce - pod naporem Twojego ciała kilka kamiennych odłamków pęka i rani Twoją dłoń ostrymi krańcami. Choć rana nie jest duża, to dotkliwa. Jeśli masz znasz/masz wyuczone zaklęcie "Vulnus alere" możesz uleczyć się sam. Jeśli nie, poproś kogoś o pomoc. Do końca tego wątku (bądź jeśli jesteś tutaj sam, przez Twój następny) boli Cię ręka mimo uleczenia.
5 - wszedłeś na taras w złym momencie. Okazało się, że Irytek czyhał na swoją ofiarę tuż przy wejściu, a gdy tylko się pokazałeś, oblał Cię wiadrem fioletowej farby. Dodatkowo, w całej tej lekkiej szamotaninie, ukradł Ci 20 galeonów! Nim cokolwiek zdążyłeś zrobić, poltergeist zniknął w ścianie z obłąkańczym uśmiechem na ustach. Po utratę galeonów zgłoś się w tym temacie.
6 - postanowiłeś usiąść sobie na kamiennej ławce. Czyżby jakiś żartowniś ją zaczarował? Tak, bowiem gdy tylko jej dotknąłeś, ta zniknęła okazując się jedynie kopią oryginału. W efekcie upadasz na ziemię i obijasz sobie pośladki. Reszta elementów tarasu jest już normalna.
______________________
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Ruszyła po schodach na górę, w stronę jeszcze nie znanego sobie tarasu widokowego. Interesowała ją perspektywa, jaką oferował, bo już kilkukrotnie słyszała zachwyty na jego temat, ale jednocześnie nie dotarło do niej żadne wspomnienie, co dało się dostrzec z góry i na co warto było zwrócić uwagę. Najwyraźniej taras był również ciekawym miejscem dla profesora Kerseya, bo jego mapa walała się zagubiona po schodach, najwyraźniej zgubiona przez roztargnionego edukatora. Davies nawet nie kryła się z tym, że chętnie przygarnęłaby zgubę, jednak znała jej właściciela i była pełna obaw co do konsekwencji ewentualnego wciśnięcia jej sobie bez słowa do plecaka. Zresztą bardzo słusznie, bo sam zainteresowany niedługo potem wylągł zza jakiejś ściany i cały ucieszony przywitał Moe, odbierając jej znajdę i wielokrotnie dziękując. Najwyraźniej na tyle było to dla niego istotne, że Gryfonce oberwało się dodatkowymi punktami dla domu. Była to całkiem niezła rekompensata za brak możliwości przygarnięcia atlasu gwiazd, musiała się zatem z tym wszystkim pogodzić. Wreszcie wyszła na górę i zbliżyła się do balustrady. Uśmiechnęła się pod nosem, z tego wszystkiego wyciągając nawet pożyczony aparat z plecaka, aby uwiecznić widok na drogę do Hogsmeade, jaki rozciągał się pod nią. Zdążyła zatęsknić za wioską, może wybranie się tam w najbliższym czasie nie byłoby wcale złym pomysłem? Mogłaby przynieść stamtąd masę słodyczy. O ile nie zdążyłaby wszystkiego zjeść w drodze, do czego z reguły miała niepohamowane skłonności.
Nie rozumiał zbytnio zadania wymyślonego przez nauczycielkę. Jakieś zdjęcia, poznawanie się, na co to komu było? Nie przepadał być fotografowanym, jedyną osobą, której pozwalał na robienie mu zdjęć był Elijah. Teraz miał też pozwolić na to Gryfonce, której nie znał jakoś szczególnie. Z drugą częścią zadania nie miał takich problemów - uchwycenie drugiej osoby w sposób w jaki on ją widzi nie było żadnym problemem. Nie ważne czy używał szkicownika, aparatu czy słów. Morgan sprawiała wrażenie cichej osoby, ale pokazała już mu kilkakrotnie, że ma pazur godny lwicy i nie była taka... nijaka, jak wiele osób z dookoła. Był ciekawy jak pójdzie im ta współpraca. Taras wydawał się być idealnym miejscem na zdjęcia, miał piękne widoki, co zawsze było dobrym tłem do zdjęć, do tego był usytuowany w takim miejscu, że bardzo łatwo mogli bawić się światłem. Z tych kilku krótkich lekcji obycia z aparatem, które zapewnił mu Elio zapamiętał na tyle dużo, że nie powinni mieć problemów ze zrobieniem idealnego ujęcia. Bardziej go martwił temat tego wszystkiego, bo jak to tak - miał się przed kimś otworzyć? Kiedy dotarł na szczyt wieży zobaczył stojącą przy balustradzie Moe, która robiła zdjęcia czemuś w oddali. Uznał, że nie będzie jej przeszkadzał i po prostu mruknął cicho jakieś powitanie i rzucił swoje rzeczy koło ławki, na której chciał przyklapnąć i poprawić ponownie buta, który rozwiązał się gdzieś na ostatnich stopniach. Zdziwił się bardzo, kiedy jego wypatrzona kamienna ława po prostu zniknęła pod nim. Nie zdążył zareagować, uderzył z głośnym tupnięciem w ziemię i stęknął. Trochę zabolało, nie ważył tak mało, a wysokość nie była aż taka nieduża. Zapowiadało się pięknie, pierwsza minuta, a on już miał jakieś przeboje, Miał tylko nadzieję, że kiedy oprze się o balustradę ta nagle nie zniknie, a on nie spadnie na błonia.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Z zamyślenia i jakiegoś chwilowego kreatywnego polotu wyrwały ją odgłosy kroków. Gabriel. Spodziewała się go tutaj trochę wcześniej, zwłaszcza, że sama zdążyła się nieco zaciąć w drodze ze względu na Atlas i jego właściciela, ale nie przejmowała się takimi spóźnieniami. Przede wszystkim przecież nie nudziła się, tylko aktywnie spędzała czas, szukając widoczków do uchwycenia w jakiś ciekawy sposób. Gdy pojawił się na tarasie, kątem oka obserwowała go, a zatem dostrzegła również jego pierwszy upadek. No dobra, nie taki pierwszy, na Fire też nieźle runął niewiele wcześniej. - To nie ja! We mnie nie ciskaj urokami! - wykrzyczała słowa wyjaśnień z udawanym strachem, mocno nawiązując do niedawnego incydentu, po którym wlepiono mu szlaban. Jego utrata panowania nad miotłą skończyła się wylądowaniem na Blaithin, a potem wydarzenia rozwinęły się już same. I potoczyły się w całkiem niespodziewany sposób, a przy tym wyjątkowo satysfakcjonujący. Swansea zaimponował. Chyba wszystkim oprócz prefektów jego sztywniackiego domu. - Nie wiem, czy po Twoich popisach mogę się dowiedzieć o Tobie czegoś więcej. - zadanie Julii polegało właśnie na odkryciu jakiejś nieznanej strony, czy cechy drugiej osoby. Co pozostało jeszcze do odkrycia, kiedy znała miotlarskie umiejętności Gabriela (lub ich brak), jego artystyczne, rodzinne zresztą zapędy, a także na własne oczy poznała go ze strony odważnej, a chwilę potem akrobatyczno-naleśnikowej. Co jeszcze ukrywasz, Swansea?
Gabriel nienawidził się spóźniać. Uważał, że jeżeli jesteś z kimś umówiony to powinieneś chociaż udawać, że szanujesz tę osobę i pojawić się na czas. No chyba, że godzina spotkania była umowna, ale i tak zawsze wolał być chwilę wcześniej, niż później. Może to dlatego nie wyglądał na zbyt szczęśliwego, kiedy stanął już na szczycie schodów, przy tarasie. Głupio mu było, że nie jest pierwszy i że młodsza gryfonka musiała na niego czekać. Był pewny, że ta nie mogła aż tak długo stać na tym balkonie - jak wychodził z dormitorium nie był jakoś bardzo po czasie, ale najwidoczniej Moe zdążyła się już tak znudzić, że sięgnęła po aparat i zaczęła cykać zdjęcia krajobrazom. Dobrze, będzie miała co wysłać profesor Fikus, jeżeli żadne zdjęcie z jego twarzą nie będzie się nadawało. Na początku, kiedy upadł na twarde podłoże nie zrozumiał żartu Morgan. Wiedział, że ta raczej nie sprawiłaby, że ławka zniknęła - w tym momencie nie zauważył żadnego ruchu różdżką, a przecież pani prefekt nie mogła wiedzieć, że Gabriel od razu przysiądzie na marmurowej ławie. Uniósł jedną brew, po czym powiązał "żarcik" Davies z ostatnimi wydarzeniami na treningu. Uśmiechnął się lekko na samo wspomnienie tego pojedynku, który był definitywnie najlepszą rzeczą związaną z Quidditchem jaka go spotkała. Spojrzał na panię prefekt, nadal z nikłym uśmiechem na ustach, po czym podniósł się z ziemi i otrzepał swoje szanowne cztery litery. - Wiesz, Davies, kobiety atakuję tylko w samoobronie. - Gdyby Fire nie wszczęła, hehe, ognia, to Gabs nawet nie pamiętałby, że ma za pasem swoją różdżkę. To w ogóle był cholerny cud, że miał ją przy sobie, zazwyczaj na treningach nie miał przy sobie zbyt wiele, żeby nie psuć sobie aerodynamiki. Złamanie swoich postanowień wyszło mu na dobre, zaczął nosić różdżkę tak, żeby mieć ją zawsze pod ręką, gdyby ktoś chciał znowu przetestować jego umiejętności i refleks. - Popisach? - zapytał, bo on sam nie odbierał niczego za jakiś popis. Po prostu robił to, co należało. Kilka chwil przed tym całym wydarzeniem popisał się za to kompletnym brakiem panowania nad miotłą. A kilka chwil później kompletnym brakiem taktu, kiedy po prostu wyszedł z boiska olewając wszystkich. Cool guys don't look at explosions. Nie był pewien co jeszcze może zaoferować Moe, chyba jednak nie o to chodziło w tym zadaniu. Mieli zrobić zdjęcie swojemu partnerowi, odkryć to, czego o nim nie wiedzieli. Nie miał zamiaru specjalnie się odsłaniać, żeby Moe miała łatwiej. Miała przecież sama uwiecznić to, co według niej na uwiecznienie zasługiwało. - To kto pierwszy? Chcesz coś szczególnego wiedzieć? Poznać moje znaki szczególne? - Powiedział z uśmiechem majaczącym się gdzieś w kąciku jego ust. Miał humor do droczenia się, a to wszystko przez gryfonkę, która wspomniała o tych wydarzeniach na boisku.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Patrzyła się przez chwilę na Gabriela, po czym wymierzyła w niego obiektywem aparatu, jakby miała mu naciśnięciem spusty co najmniej zrobić krzywdę. Jeszcze nie robiła zdjęć, choć jedna z 'nowych' cech Swansea już zdążyła jej umknąć. Ciamajdowatość, kiedy runął tyłkiem na podłoże. Ale nie, nie powinna uznawać tego za cechę, a za najzwyczajniejszy wypadek, z którego szybko się podniósł. Równie dobrze mogłaby podpiąć pod tytuł 'ofiary losu' te jego wygibasy, gdy Dear rzuciła w niego Wibbly. A jednak również pomimo uroku walczył dalej i wykazał w tym na tyle determinacji (i wprawy), że zdobył sympatię i uznanie kilku osób, które nie zwykły szastać swoim szacunkiem na prawo i lewo. Może zatem powinna przypisać mu jakąś nieustępliwość? - Spodobałeś się Fire. A jeszcze nie miała okazji zmacać Cię po nagim torsie. - nie do końca dało się wyczuć, czy była to pochwała, żart, czy kpina. Davies uśmiechała się enigmatycznie, zastanawiając się jedynie nad tym, czy powinna mu wyjaśnić wspomnienie o popisach. Zrezygnowała. Wolała oszczędzić mu uwag o dolnych kończynach wijących się na tyle, że niemal powybijał sobie nimi zęby. - A jesteś jakiś szczególny? - pytanie mogło zabrzmieć agresywnie i być może wyłącznie Davies widziała w nim więcej niż jedno dno. W czarodziejskim świecie, gdzie wszystko było dla niej wyjątkowe, trudno było zabłysnąć czymś więcej niż drobną iskrą na tle trzaskającego ogniska. Również ona sama miała z tym przecież duży problem. Ambicje teoretycznie kazały cisnąć się przed szereg, jednak jak daleko należało przeć, aby osiągnąć cel? Co należało poświęcić w drodze do narodzin własnej legendy? Już jej potężna imienniczka była wystarczającym przykładem, ale nie brakowało ich też choćby w szkole. - Trochę się gubię w tym zadaniu. - przyznała po chwili, nie będąc w stanie pchnąć swojej wyobraźni w kierunku pomysłów na zdjęcia. Tło i światło były pięknymi uzupełnieniami, ale co z głównym aktorem? Nie, żeby z Moe było lepiej. Póki co, wbijała jedynie w bruneta wnikliwy wzrok, dłonie trzymające aparat były opuszczone. Co, Davies, chwila kryzysu?
Kiedy Moe wycelowała w niego aparatem podniósł ręce w górę, w obronnym geście, jakby serio miała w niego zaraz wymierzyć mordercze zaklęcie, a nie co najwyżej światło migawki. Elijah często robił mu zdjęcia. Blondwłosy Swansea wmawiał mu, że jest fotogeniczny i inne takie bzdury. Gabs jednak zbyt mocno szanował swojego kuzyna i zbyt zbyt mocno go kochał (w taki sposób, w jaki kocha się rodzinę), żeby mu na to nie pozwalać. Dzięki temu miał sporo własnych zdjęć gdzieś w odmętach aparatu lub szufladzie. Szybciej zamrugał, kiedy Davies oznajmiła mu, że spodobał się Dearównie. Och, czyli nie tylko jemu zaimponowała ta ich mała walka? Może to bycie szarmanckim i miłym gentlemanem, który pozbierał rzeczy blondynki i zdjął z niej klątwę zaplusowało? Kto to wiedział, Gabrielowi jednak zrobiło się bardzo miło z tego powodu. Szanował Fire, dlatego cieszył się, że nie była aż tak wkurzona przez tę ich walkę. - Mówisz, że macanie po nagiej klacie podniesie mnie w jej rankingu jeszcze wyżej? - prychnął lekko, bo trochę go to rozbawiło. Szczególnie, ze Moe miała okazję oblepiać jego nagi tors gliną na zajęciach. Nie chciał już pytać, czy to znaczy, że spodobał się także jej. Droczenie się, droczeniem się, jednak nie mógł zapomnieć, że Moe była jeszcze niepełnoletnia. - Każdy z nas jest chociaż trochę szczególny, nie uważasz? - Odpowiedział na filozoficzne pytanie w filozoficzny sposób, stukając się w zamyśleniu po ramieniu. - Nie ma dwóch takich samych osób, jedna cecha u kogoś może być pozytywna, a u drugiej osoby już nie bardzo. - Zawiesił się na chwilę, po czym pokręcił głową, bo zrobiło się zbyt enigmatycznie, zbyt sztywno, a on nie miał zamiaru robić zadania w takiej niezręcznej atmosferze. - No a ja jestem szczególnie przystojny - wyszczerzył się do niej, jakby właśnie opowiedział najlepszy kawał w życiu. Miał nadzieję, że to nie zabrzmiało aż tak żenująco i Moe nie ucieknie. Nie chciał, żeby go popierała czy zaprzeczała, chciał po prostu rozładować atmosferę. Prawda była taka, że naprawdę uważał każdego za kogoś wyjątkowego. Nawet w tych "złych osobach", od których większość by uciekała, on próbował znaleźć coś, co by mogło je usprawiedliwić lub sprawić, że on sam zacznie je rozumieć. Nawet w ludziach, którzy reprezentowali cechy, których kompletnie nie pochwalał znajdywał coś, czego mógłby się przy nich trzymać. - Nie jestem wybitnym fotografem, ale to chyba właśnie o to chodzi. Żebyś nie robiła zdjęcia, bo jest ładne, tylko dlatego, że je czujesz. Dlatego, że właśnie to chcesz uwiecznić. Zobacz, zdjęcia z udawanym uśmiechem są sztuczne, za to te, gdzie ktoś nie wie, że jest fotografowany i śmieje się do utraty tchu, nawet jak nie są najpiękniejsze mają coś w sobie. Chyba o to chodzi profesor Fikus. - Odpowiedział, patrząc gdzieś w dal. Nie chciał brzmieć jak jakiś znawca, chciał po prostu przekazać to co czuje swojej współtowarzyszce. Od dawna obserwował ludzi, nie w ten taki creepy sposób, po prostu zwracał uwagę na rzeczy, na które reszta przymykała oko. Szybciej niż reszta potrafił zobaczyć czyjeś zdenerwowanie lub szczęście. Był na tyle wprawnym obserwatorem, że ciężko było przed nim coś ukryć, szczególnie, jeżeli Gabriel znał tę osobę bardzo dobrze.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Przekrzywiła nieco głowę, wsłuchując się w kolejne przejawy droczenia się z nią i nie potrafiła zwalczyć myśli, że bardzo jej to pasowało. A skoro posunęli się już do takich kpiąco-przytykowo-podpuszczających gestów, nie miała zamiaru z tego rezygnować. Poprowadziła rzecz dalej. - W Twoim przypadku może lepiej pochwal się najpierw plecami. - doradziła całkiem poważnie, poniekąd posługując się empirycznymi wnioskami, a jednocześnie taktownie przemilczając wspomnienie o 'klacie' Gabriela. - No nie wiem, kogoś mi przypominasz. I nie chodzi o żadnego ze Swanseach. - skwitowała jego wywód, wcześniej z zainteresowaniem słuchając jego słów, po czym na moment się wyłączyła, rozważając w myślach, z kim mógłby jej się kojarzyć Gabriel. Ta mimika, te rysy twarzy, to wszystko było dla niej jakoś dziwnie znajome. - A to jest u Ciebie pozytywna cecha, czy jednak nie bardzo? - zaśmiała się po jego śmiałym stwierdzeniu dotyczącym przystojności. Przy okazji zbliżyła się do Krukona, minęła go po przelotnej wymianie spojrzeń i oparła się o barierkę, po raz kolejny wyglądając na rozciągające się poniżej widoki. Zdecydowanie potrzebowała chwili namysłu, aby rozważyć, co, oprócz tego, co już poznała, mogłoby przyciągnąć jej uwagę w kuzynie Elijah. Oraz co takiego on mógłby odnaleźć w niej, aby było warte uwiecznienia chociażby w ramach lekcji. - Czasem wolę pejzaże od ludzi. - mruknęła, nadal wpatrując się w widoczki, którym towarzyszyło leniwie zachodzące Słońce. Było w nich jednocześnie mniej i więcej treści niż w fotografiach z ludzkimi portretami. Wreszcie odwróciła się w stronę Gabriela, a na twarzy miała wymalowany bezczelny uśmiech. - Ściągaj to. - wyciągnęła ramię i palcem wskazującym stuknęła dwukrotnie w jeden z guzików koszuli Krukona. Jej ton nie był rozkazujący ani specjalnie żartobliwy. Mówiła stanowczo, jasno sygnalizując, czego oczekiwała.
Gabriel najwyraźniej czuł się na tyle swobodnie w towarzystwie Moe, że nie przeszkadzało mu droczenie się z nią jak ze starym przyjacielem. Może to macanko po całym ciele, po DA ich tak do siebie zbliżyło? Skoro na pierwszym spotkaniu już pokazywał się półnago, to dlaczego niby miałby teraz zachowywać się z jakimś dystansem? Chyba rzucony na głęboką wodę całkowicie zapomniał o tym swoim lęku przed nowymi osobami i Moe traktował, jakby znali się co najmniej kilka lat. - Uważaj, bo urazisz moje uczucia, brutalu - złapał się teatralnie za pierś, tak gdyby słowa dziewczyny bardzo go zabolały. Nigdy nie był przesadnie wysportowany, już sam fakt, że mógł się pochwalić plecami był wielkim sukcesem. Artyści nie musieli być super zbudowani, prawda? Nie wiedział kogo może przypominać Gryfonce, jeżeli jego kuzyni wypadali z tej gry skojarzeń. Dla niego to było raczej oczywiste, że największe podobieństwo jednak będzie widoczne w rodzinie, nawet jeżeli powierzchownie nie wyglądał jak większość swojej rodziny. Był bardzo ciekawy o kim mogła mówić gryfonka, ale nie zamierzał naciskać. W końcu jak myślisz nad czymś intensywnie to tym bardziej zapominasz o co mogło chodzić. To tak jak wtedy, kiedy masz jakieś słowo na końcu języka - pojawia się w twojej głowie w najmniej odpowiednim momencie. - Szczerze mówiąc, to ja jakoś tego nie zauważam. Więc chyba neutralna? Nie obchodzi mnie wygląd ani mój, ani innych osób. Taka Fire na przykład, nie ma oka, ale nie odbiera jej to uroku. I charakteru. - Chciał tylko zażartować. Serio nie uważał swoich cech fizycznych jako wielki atrybut, chociaż wiedział, że nie jest aż taki brzydki i niektóre dziewczyny nawet oglądały się za nim, on uważał to za bardzo małą zaletę. Sam nie patrzył zbytnio na wygląd, nie chciał nikogo w ten sposób skreślać i oceniać. Nienawidził szufladkowania. Oparł się o barierkę, uprzednio sprawdzając czy pod nim nie zniknie, tak jak to zrobiła ławka. Nie zamierzał pospieszać Moe, nie chciał wywierać presji. Sam nie lubił pracować z deadlinem, ale cóż mógł poradzić. Niektórzy nie rozumieją, że może to zabijać kreatywność. - Ja wolę ludzi. Ukrywają w sobie o wiele więcej niż załamania światła i podstawowe cykle przyrody. Oczy to takie... niebo duszy? W sensie niebo też ukazuje bardzo dużo i nigdy nie zrobisz takiego samego zdjęcia zachodu słońca, bo nawet jeżeli zrobisz zdjęcia w odstępie pięciu minut, to nie będą wyglądały tak samo. - zignorował widoczki, woląc się w milczeniu wpatrywać w profil Moe, żeby uchwycić w swojej pamięci coś, co będzie mógł potem sfotografować. Nigdy nie spodziewał się, że będzie z młodą gryfonką prowadził tak filozoficzną dysputę przez głupie robienie zdjęć. W jego oczach Davies zaczynała wyglądać na o wiele starszą i dojrzalszą niż reszta ludzi w jej wieku. W końcu ta odwróciła się w jego stronę i z tym bezczelnym uśmiechem kazała mu zdjąć koszulę. - Czy gryfonki zawsze są takie szybkie? - parsknął pod nosem, jednocześnie uśmiechając się półgębkiem. Zaczął rozpinać guziczki jego białej koszuli, jednocześnie patrząc się prosto w oczy pani prefekt. - Rozumiem, że mam się odwrócić tyłem? - Już wcześniej zostało zasugerowane, że klatą nie ma co się chwalić, a wątpił, że niższa brunetka kazała mu się rozebrać tylko dlatego, żeby się z niego pośmiać.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
W słownych przepychankach czuła się równie pewnie, co zawsze - to często dzięki nim potrafiła z miejsca wejść w pozytywną relację z rozmówcą, zwłaszcza, jeżeli dobrze wyczuła te z cech, które bez obaw mogła poruszać bez urażania drugiej osoby. Gorzej, gdy trafiła na kogoś z mniejszym dystansem i zdecydowała się na jakieś żartobliwe wbijanie szpil. Wtedy żarty się kończyły. - Jak Cię urażę to będę miała do czynienia z Fire. - tym razem jednak chyba padło na dobre podejście, bo kolejne uwagi padały bez cięć i negatywnych reakcji. Cieszyło ją to, zwłaszcza, że po tym, co zobaczyła ze strony Krukona, bardzo go ceniła. A podczas dotychczasowej okazji na nieco bliższe poznanie jeszcze zyskał w jej oczach. Nawet, jeżeli to, co mówił, można było równie dobrze włożyć w jakieś wytarte prawienia obłąkanych poszukiwaczy uniwersalnych prawd, jeżeli nie wypowiadał tego z pełną świadomością i wiarą we własne słowa. Na szczęście brzmiał przekonująco. Miejmy nadzieję, że dla samego siebie również. - Jeszcze pomyślę, że na szlabanie połączyło Was coś więcej niż pucowanie złota. - zagroziła z rozbawionym uśmiechem, całkiem poważnie zastanawiając się, dlaczego nagle akurat o Dear wspominał w kontekście nieprzeszkadzających mu cech fizycznych. Przemilczała jego wywód, choć z pewnością go nie zignorowała. Zdawała sobie sprawę, o czym mówił i doceniała sposób, w jaki to przedstawiał. Nie miała zupełnie nic do dodania. Przynajmniej na ten moment. Poza tym, jej głowę zaprzątała naciskająca na nią presja związana z koniecznością wysłania zdjęcia na już. - Tylko, jak nas coś goni. - skwitowała, jednocześnie odpowiadając mu rzeczowo, ale i okrężną drogą. Nie dziwiło jej, że Swansea nie miał problemu ze zdjęciem koszuli, zwłaszcza, skoro już mieli tę atrakcję za sobą. Kiedy jednak ich spojrzenia się spotkały, a ona dostrzegła coś w jego oczach, znajdującego się gdzieś pomiędzy bijącą pewnością siebie, a iskrą rozbawienia i cynizmu, zacisnęła zęby, przełknęła ślinę i musiała zebrać się w sobie, aby nie odwrócić wzroku i skupić się na tym, co przyszło jej do głowy. Zabrała mu koszulę z rąk, nie odrywając spojrzenia od oczu Krukona. - Chyba nigdy nie widziałam Cię w nie-białej koszuli. - przyznała, po czym wyciągnęła różdżkę z tylnej kieszeni spodni i odetchnęła ciężko przed karkołomnym transmutacyjnym wyzwaniem. - Priopriari. - mruknęła, ale nic się nie stało. A właściwie stało się tyle, że różdżka jakby wypuściła z siebie ostatni dech i odmówiła dalszej współpracy. Gryfonka zmrużyła oczy. Powtórzyła inkantacje, ale tym razem nie było reakcji. - Lumos. Lumos. Lumos. Szlag! - powtarzała raz po raz, wcześniej odwracając się i machając różdżką na tyle ostrożnie, aby nikomu nie zrobić krzywdy w ewentualnym porywie magicznych fajerwerków. Na nic takiego jednak się nie zapowiadało. - Spieprzona. A chciałam zobaczyć, czy pasuje Ci czerń. - westchnęła, ze zrezygnowaniem oddała Gabrielowi jego ciuch, którego starała się przesadnie (a najlepiej wcale) nie wymiąć. Tyle było z jej pomysłu na zdjęcie.
- Z Blaithin dam radę sobie sam. Nie będę jej mówił, że Gryfonki mogą mnie urazić, bo jeszcze uzna, że to wyzwanie. - uśmiechnął się do Moe, niezauważając, że sugeruje jakieś większe relacje z Dear. Ogólnie, ostatnimi czasy był szczególnie towarzyski, czym chyba zyskiwał w oczach innych. Kto by pomyślał, że wystarczy wszcząć bójkę na boisku, żeby połowa ludzi przestała Cię mieć za tego gorszego kuzyna Elijah. Gabriel naprawdę miał na myśli swoje słowa. Nie wypowiadał się na jakiś temat, jeżeli nie miał nic do powiedzenia, więc jeżeli już postanowił się uzewnętrznić to mówił tylko to, co serio odczuwał. Po co miał przekonywać samego siebie i pleść głupoty, w które same nie wierzył? Jego główną cechą była dociekliwość i obserwacja otoczenia, nic więc dziwnego, że miał takie głębokie przemyślenia na tematy, które go interesowały. - Pozostawię ten komentarz bez reakcji, pani Prefekt. Jeszcze dowalisz nam kolejny szlaban. - Uśmiechnął się do Davies. Nie chciał, żeby ta sobie zbyt wiele wyobrażała, jednak nie mógł sobie odpuścić tego drażnienia się z Moe. Okej, mimo wszystko bawiła go ta dociekliwość Gryfonki. Brzmiała jakby była pierwszą plotkarą albo była zazdrosna. Pytanie tylko czy o niego, czy o Fire. Patrzył w dal, samemu przyswajając sobie swój wywód. Nie wiedział, że był w stanie tak opisowo ująć własne myśli, szczególnie, że rzadko się dzielił nimi z obcymi osobami. Elijah może już kiedyś usłyszał podobne filozoficzne przemyślenia, ale ktoś kto nie nosił nazwiska Swansea? Wątpliwe. Nie skomentował wypowiedzi Moe, bo nie miał nic do dodania. Tak samo nie zwiesił wzroku nawet wtedy, kiedy atmosfera między nimi zaczynała się robić coraz bardziej niezręczna. Dokończył rozbieranie się i z zaciekawieniem spoglądał co młodsza dziewczyna wymyśliła. Starał się nie zaśmiać, kiedy jej czarowanie się nie powiodło. Nawet nie zapytał o genezę tego lumos. Chciał jej nawet w pewnym momencie przerwać, ale przedstawienie było wyborne. Kiedy oddawała mu koszulę ledwo powstrzymał śmiech, patrząc na jej zbolałą minę. Nie chciał jej pogrążać, więc nie zmienił koloru koszuli szybkim zaklęciem. Przechwycił od niej aparat, żeby mieć dobre ujęcie, po czym wyszczerzył się pięknie. - Och Moe, Moe. Dobrze, że masz przygotowanego modela - zmierzwił jej włosy, po czym po prostu wyjął z plecaka czarną koszulę, jednocześnie naciskając spust migawki robiąc zdjęcie zdumionej Gryfonce. Nigdy nie widział jej zdziwionej, zawsze była oazą spokoju. Narzucił na siebie ciemny materiał, po czym po prostu oparł się o mur, czekając na ocenę Davies. I co, pasowała mu czerń czy nie?
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Stwierdzenie, że Krukon da sobie radę z Fire skwitowała uniesieniem brwi i pobłażliwym spojrzeniem, sugerującym, że nieco mu nie dowierzała, jednak po chwili zmieniła nastawienie, zdając sobie sprawę z tego, że przy pierwszy ich spotkaniu, jakże zresztą płomiennym, całkiem zgrabnie (momentami nawet zbyt zgrabnie, biorąc po uwagi zwinnie pląsające nogi) nadążał. Wreszcie zdecydowała się jedynie na niespieszne skinięcie głową, wyrażające nadzieję na dotrzymanie przez niego tych słów i życzenie powodzenia. - Tylko, jak będziecie chcieli. - zapowiedziała swoją pozycję związaną z rozdawaniem szlabanów, powstrzymując się jednocześnie od propozycji, że może następnym razem pójdzie go odrabiać razem z nimi. Zdrowiej było nie przeciągać struny i nie podążać z domysłami zbyt daleko. O dziwo nawet nie była zawstydzona tym, że czarowanie w jej wykonaniu skończyło się taką parodią i nieporozumieniem. Zwykle zapadłaby się pod ziemię, gdyby pozwoliła komuś dostrzec przejawy swojej różdżkowej nieporadności. Teraz nawet nie była na siebie jakoś szczególnie zła, sytuacja wręcz ją poniekąd bawiła. Tylko szkoda, że pojawił się nowy problem w postaci konieczności kreowania w głowie nowego pomysłu na zdjęcie. Tylko czy na pewno? Zamrugała oniemiale, po czym parsknęła śmiechem, przyglądając sie reakcji Gabriela. Wtedy właśnie uwiecznił ją w ramach zadania domowego. Cwany lisek. Ale Davies nie miała zamiaru mu tego odpuścić. - Za chwilę październik, a Ty nadal nierozpakowany? - wolała nie pytać Krukona, co jeszcze skrywał jego plecak, choć nie ukrywała nawet przed sobą, że zaczęło ją to szalenie interesować. Swansea, do ciężko przechodzonej smoczej ospy z przerzutami na język, na jakie kataklizmy Ty się przygotowujesz nosząc ze sobą zapasową koszulę? - Podeślę też Fire. Pewnie lubi takich mrocznych łobuzów. - zadrwiła, jednocześnie korzystając z okazji, zabierając mu podczas przebieranek aparat i robiąc swoje upragnione zdjęcie. Nie chciała zdradzać, jak bardzo jej ulżyło, ale kamień, który spadł jej z serca mógłby z łatwością zabić jakiegoś przechodzącego pod tarasem Puchona. O ile można to zaliczać do jakichś osiągnięć.
Czemu miałby nie dać sobie rady z Fire? Może i ogień bywał niebezpiecznym i trudnym do ujarzmienia żywiołem, byli jednak ludzie, którzy potrafili z nim walczyć. Gabriel tą walkę podjął i chociaż jej nie wygrał, to także nie można było zaliczyć tego jako jego porażki. Ze wspólnego szlabanu też wyszedł cało, mógł więc powiedzieć, że radzi sobie z Fire w całkiem porządny sposób. Nawet jeżeli Moe mu nie wierzyła, co wyraźnie zakomunikowała pobłażliwym spojrzeniem to on się tym nie przejmował - wiedział swoje. Zbyt dużo wiedział o ludziach, żeby się przejmować ich opinią. - Wydaje mi się, że są lepsze sposoby na spędzenie czasu z drugą osobą niż pucowanie pucharów. - Skwitował dość trafnie propozycje Gryfonki. Gdyby chciał wziąć gdzieś Blaithin to znalazłby na to sposób, albo by ją po prostu gdzieś zaprosił. Nie potrzebował zawoalowanych sposobów na wymuszenie na kimś spędzenia z nim czasu. Nie wiedział jak pani Prefekt odbierze taką uwagę, nie sprostował jej jednak w żaden sposób. Skoro już się drażnili, to nie będzie niczego wyjaśniał i się bronił. Teraz był cool Gabem, który ujawniał się przy ludziach, do których czuł odrobinę zaufania i przyjaznych uczuć. Nie komentował magicznych poczynań młodszej koleżanki - nie chciał jej urazić, ponadto wszystko wyglądało tak, jakby to różdżka się na nią obraziła, a on nie chciał wnikać w to dlaczego miała taki kapryśny czarodziejski atrybut. Zazwyczaj poruszanie takich tematów było dość nietaktowne, tak przynajmniej nauczyli go rodzice. Nie mówi się o nieudanych magicznych próbach, szczególnie po tym jak magia płatała psikusy. Widać zdziwiło Moe jego przygotowanie. Prawda była taka, że nie zdążył zanieść rzeczy do wieży, ale niech dziewczyna wierzy w co chce. Szczególnie, że jak widać rozbawiła ją ta sytuacja. Jego w sumie też, jednak starał się zgrywać pozory poważnego człowieka. - Na każdą lekcję się przebieram. - Zaśmiał się ciepło, bo nie kojarzył czy byli na kilku lekcjach pod rząd razem. Różne roczniki i specjalizacje mogły to utrudniać, szczególnie, że Gabs nie chodził na zbyt wiele lekcji - jedynie na te, na które miał aktualnie wenę i kaprys. Jeżeli czuł, że musi zostać w łóżku, to to właśnie robił. - No i wiesz, ostatnio ten dziwny profesor z Czech wylał na mnie piwo, potem tarzałem się w błocie na boisku... Wolę być przygotowany na każdą okazję. - Wzruszył ramionami, po czym spojrzał na zdjęcie. Nie wyglądał na nim jakoś szczególnie, a już na pewno nie jak mroczny łobuz. - Jak chcemy zrobić zdjęcia dla Fire, to serio mogę się rozebrać - poruszył zabawnie brwią, po czym zaczął się zbierać. Dalej bolały go pośladki, a skoro skończyli zadanie nie było sensu przebywanie na balkonie, gdzie ławki tajemniczo znikały.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Skinęła głową, dając do zrozumienia, że dostrzegała w podejściu Gabriela sporo racji - o ile zapewne zdarzały się sytuacje, w których wspólne sprzątanie w ramach szlabanu zbliżało ludzi, to jednak nie do każdego pasowałyby takie metody. A w przypadku Blaithin i Gaba to już zdecydowanie nie tędy droga. - Rozumiem. Dla Swanseach nie ma miejsca dla odstępstw od perfekcji. - wzruszyła ramionami, przysłuchując się tłumaczeniom bruneta. Trochę mu się zresztą nie dziwiła w kwestii, że na każdym kroku mogło czekać jakieś niespodziewane kataklizmogenne dla ciuchów wydarzenie. Jak nie zapijaczony pysk Bozika, to rzucająca uroki Fire, Craine wyżywający się na uczniach, albo wydarzenia losowe pokroju przykrywającej Cię nagle fali wody z jeziora. Trzeba było mieć się na baczności. A niekiedy nawet to nie pomagało. - Jak coś Was będzie łączyć, to się dowiem. - zapowiedziała ostrzegawczo, choć jej ton wyrażał raczej rozbawienie wszystkimi okolicznościami budującymi ich relację, niż na przykład zazdrość. Może rzeczywiście był już najwyższy czas, aby Dear również miała okazję naoglądać się pleców przebierankowego artysty? Nawet kibicowała takiemu scenariuszowi. Mimo, że coś jej podpowiadało, że to wszystko była raczej odrealniona wizja, nic nie było w stanie powstrzymać jej wyobraźni podążającej radośnie właśnie w tym kierunku. - Chodźmy. Trzeba wysłać te fotki. - ponagliła w pewnym momencie swojego towarzysza niedoli, po czym zabrała wszelkie swoje manatki, zdjęcie włożyła w któryś z zeszytów i ruszyła w zapowiedzianą chwilę wcześniej stronę, zabierając Łabądka ze sobą.
[z/t x2]
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Hogwart miał w sobie naprawdę dużo hałasu i gęstych tłumów, zwłaszcza w okresie jesienno - zimowym, gdy to zaobserwował wzmożoną aktywność wszystkich szkolnych klubów, na boisku znowuż większą ilość treningów drużynowych, zintesyfikowaną surowość nauczycieli, którzy postanowili jeszszcze trochę pomęczyć studentów - zwłaszcza tych "świeżych" nawałem materiałów, mając w nosie, że ci jeszcze pracują od czasu do czasu. Miał dość tego hałasu, a więc chował się jak najwyżej, czyli w wieżach. Nikt zdrowy na umyśle nie wyjdzie w ten mróz, skoro dobrą opcją było ogrzewanie się przy ciepłym kominku. To znowuż gwarantowało święty spokój, którego potrzebował... a żeby nadać temu popołudniu jakiejkolwiek pozytywnej wartości wysłał zawczasu wiadomość do Skylera, by ten tutaj przyszedł i również się poukrywał przed ludźmi. Razem raźniej, poza tym... trudno było zaprzeczyć faktom, że się za nim niejako... stęsknił. To było zaskakującym odkryciem, a wiedział, że trzymał go na dystans przez resztę listopada. Jakoś tak brakowało mu swobody podczas przeprowadzania z nim rozmów na rozmaite tematy, a trzeba przyznać, że z chęcią odetchnie z ulgą i rozluźni się w jego rozbrajająco zdrowym towarzystwie. Skyler był nieszkodliwy, normalny, emanował jakąś pozytywną, choć cichą, energią i to go definiowało jako kogoś, kto stawał się mu ważnym. To dlatego poprosił go o przyjście tutaj. Wróć, to nie była prośba. To był znów nakaz, by przyszedł tutaj o tej godzinie, a gdy zdał sobie z tego sprawę to było za późno zmieniać treść listu i dodawać słowo "proszę". Musi na to bardziej zwracać uwagę, by go od siebie nie odstręczyć. W istocie, na zewnątrz panował ziąb. Otulił się ciasno puchońskim szalikiem, kiedy wspiął się w końcu po wszystkich schodkach. Schował usta za ciepłym materiałem i przy okazji założył czapkę, skoro już Frytek mu ją spakował do szaty. Nie chciał nawet wiedzieć czemu skrzat to robi i kto mu to nakazał (podejrzewał matkę, którą to ostatnio gościł w swoim mieszkaniu w Londynie), bo ilekroć pomyślał o tym stworzeniu to miał ochotę wyrzucić go za okno w zamian za notoryczne znoszenie ślimaków. Niemal bezszelestnie podszedł do balustrady, by rozejrzeć się po krajobrazie. Niebo barwiło się niemalże fioletem, kiedy to słońce chyliło się ku zachodowi. Wiatr co rusz nabierał na sile i targał jego szatą, co naruszało jego wewnętrzną sferę spokoju. Zmarszczył nieznacznie brwi i wyciągnął różdżkę, nakładając na taras zaklęcie osłaniające przed czynnikami zewnętrznymi - zgrabne i ciche Aexteriorem uniemożliwiło tutaj dostęp zimnego wiatru i jakiegokolwiek deszczu. Lubił wygodę, więc czemu miałby sobie jej odmawiać? Ukrył różdżkę w rękawie, oparł dłonie o balustradę, przenosząc na nią trochę ciężaru swojego ciała. Ledwie zawiesił wzrok na spokojnej tafli jeziora, gdy najpierw usłyszał trzask, a po chwili poczuł jak jego dłoń opada nieco głębiej, po drodze zahaczając o ostre krańce kamiennych odłamków. Syknął, cofnął gwałtownie rękę czując w niej ból, spotęgowany zimnym powietrzem. Dobrze, że nałożył tu zaklęcie chroniące, choć pluł sobie w brodę, że nie wziął eliksiru wiggenowego z plecaka. Wykrzywił usta, jednak ta mina przeminęła, gdy poza bólem dotarła do niego pociągająca temperatura ciepłej krwi. Spływała gładko z rany we wnętrzu dłoni, pomiędzy palcami, kapiąc tuż na czubki butów. Przekrzywił głowę, uniósł dłoń nieco bliżej swojej twarzy i oglądał ten obraz zamiast w jakikolwiek sposób udzielić sobie pomocy. Bolało, to fakt, ale ten czerwony strumień tak pięknie kontrastował z jego bladą karnacją... poruszył palcami, czując jak krople krwi łaskoczą jego kłykcie. Uznał, że warto pocierpieć dla tego hipnotyzującego widoku.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Gdy otworzył list od Finna, to w pierwszej chwili serce zabiło mu szybciej z ekscytacji, ale już po chwili zaczął doszukiwać się w tym jakichś negatywnych znaczeń. Właściwie to znalazł ich całkiem sporo, ale najczęściej powracające, te najbardziej natarczywe, opierały się na tym, że Finn miał już zwyczajnie go dość, dlatego stwierdził, że lepiej darować sobie listy i chciał się spotkać tylko po to, aby mu powiedzieć, że przebieg ich spotkania był błędem i powinni o tym wszystkim zapomnieć. Zaraz jednak wracał do poprzednich listów i uspokajał się, że nie może mu o to chodzić, chyba że nagle dostał jakiegoś olśnienia, albo… usłyszał jakąś mniej lub bardziej prawdziwą plotkę, ale przecież Finn nie był jedną z osób, które od razu wierzyłyby w to co ludzie mówią. Jednym zdaniem: w jego głowie panował totalny chaos. Zapewne tę gonitwę myśli napędzał (niestety wciąż trwający!) głód nikotyny, niezbyt przyjemna wymiana zdań z Jerrym i nagłe uświadomienie sobie, że kompletnie nie wie na czym stoi w tej relacji. Po spotkaniu był zbyt zadowolony z tego jak to wszystko dość sprawnie przebiegło i nawet nie zastanawiał się co miały oznaczać poszczególne zdania czy gesty, dopiero podczas rozmów z przyjaciółmi uświadamiał sobie, że nie wie na co może sobie teraz pozwolić, a już na pewno nie czuł, że ma jakiekolwiek prawo o to wypytywać. Prawdę mówiąc od ich (jednak w jego głowie) randki miał dość mocny kryzys wiary, że Finn w ogóle potraktował go poważnie i gdyby nie to, że udało im się zdobyć chociaż chwilę w samotności, kiedy Puchon ścisnął jego dłoń w tak odmienny od zwykłego przywitania sposób, to zapewne czułby, że musi zacząć zbliżanie się do niego kompletnie od zera. Teraz przynajmniej wiedział, że chociaż dłonie wciąż są dla niego strefą dozwoloną. Wspinając się po schodach wieży próbował się uspokoić, że przecież gdy tylko stanie koło niego, to instynktownie będzie wiedział co powinien zrobić. Zawsze tak było. Niepotrzebnie, a wręcz absurdalnie dużo stresował się przed spotkaniami, a gdy już wchodził z kimś w interakcję, to nagle wszystko samo się układało, jakby jego ciało doskonale wiedziało co powinno zrobić. Problemem było jednak samo powitanie. Powinien go przytulić? Czy może powinien się zadowolić złapaniem jego dłoni, skoro znajdowali się wciąż na terenie szkoły i ktoś mógłby ich zobaczyć? Czy ma jakiekolwiek prawo próbować go pocałować? Gdy dotarł w końcu na szczyt i ujrzał jego twarz, uświadomił sobie jak ciężko do tej pory mu było, bo dopiero teraz odczuł ulgę, jakby zdjęto mu z barków jakiś ciężar. Uśmiechnął się, zapominając o swoich obawach i otworzył usta, aby skomentować trening, który mu zapewnił wybierając tak wysokie miejsce na spotkanie, jednak uśmiech powolnie spełzł mu z twarzy, na rzecz szerzej otwartych oczu. Utkwił wzrok w krwistej kropli, która właśnie spadła koło buta Garda i przez jego umysł przemknęło zdecydowanie zbyt wiele scenariuszy, które nie miały nic wspólnego z tym, co faktycznie się tutaj stało. - Co ty… - mruknął bardziej do siebie niż do niego i podszedł do niego pośpiesznie, czując jak oddech mu przyspiesza, jednocześnie ściągając swój puchoński szalik z szyi i wbijając w jego twarz ni to zmartwiony, ni to wściekły wzrok. Jedną dłonią złapał Finna za rękę, a drugą przycisnął żółto-czarny materiał do rany, w przypływie instynktu chcąc po prostu zatamować krwawienie, ale też zasłonić ranę, by nie musieć na nią patrzeć. Zareagował zgodnie ze swoim mugolskim wychowaniem, nie myśląc nawet o tym, że można by to załatwić magią. On sam zresztą tego nie potrafił. Kącik jego ust drgnął mimowolnie, chociaż brwi wciąż ściągnięte były w wyrazie zaniepokojenia. - Nie do końca na takie powitanie liczyłem.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Byłby zirytował się wobec przerwania mu kontemplacji nad niecodziennym widokiem krwi, gdyby nie istotny fakt, że to Skyler wtargnął (bądź co bądź z zaproszeniem) do jego tymczasowego azylu. Podniósł wzrok, by popatrzeć wprost na jego uśmiech i po upływie sekundy w szeroko otwarte oczy, gdy ten ogarnął spojrzeniem całą jego sylwetkę. Obserwował jego zachowanie ze stoickim spokojem i zastanawiał się co ten sobie musiał teraz pomyśleć. Ku jego niepocieszeniu rana została zasłonięta miękkim materiałem szalika, co skomentował wywróceniem oczu. - Krew nie przeszkadza w poprawnym witaniu się. - odparł, wzruszając ramionami. Wysunął różdżkę i wcisnął jej kraniec w materiał szalika, niewerbalnie transmutując go w zwyczajny bandaż. Nie daj Merlinie, a jeszcze spodobałyby mu się te plamy na puchońskim szaliku, a lepiej by Skyler o tym nie wiedział. Jeszcze nie. Podniósł wzrok na chłopaka, by w końcu zrozumieć, że mają chwilę prywatności i swobody, co się nie zdarzyło od dwóch przeciągających się tygodni. Nie zabierał ręki, ale też nie kwapił się jakoś to oczyszczania ranek czy jakichkolwiek prób dalszego udzielania sobie pomocy. To było takie... nijakie w porównaniu z blaskiem jego oczu. Korzystając z tej niestandardowej bliskości nachylił się do jego ust, by ucałować lekko ich lewy kącik - to miejsce, gdzie niedawno widział zmarszczkę od uśmiechu nim starł go widokiem własnej krwi. Jego humor uległ znacznej poprawie pod wpływem ciepłej skóry Skylera jak i temperatury krwi, teraz spływającej również i na boczną część dłoni Puchona, skoro trzymał jego rękę. Nie powinien spoglądać na ten obrazek lecz nim zdołał się powstrzymać, już jego oczy powędrowały w tamtą stronę. Krew na dłoni Skylera nie była pięknym widokiem i to było póki co najzdrowsza myśl tego popołudnia. Wykrzywił się ni to z bólu ni to z niesmaku. - Wadliwa balustrada targnęła się na moją rękę. Albo to taras próbował mnie z siebie zrzucić. - pokręcił głową z politowaniem, jakby te myśli w swej absurdalności miały w sobie zabawne ziarno prawdy. Czyż do niedawna nie dążył do samobójstwa? Teraz zmienił już plany, a większa część przyczyny zmiany zdania stała właśnie przed nim. - Dzięki tobie Frytek jeszcze żyje. Zauważyłem, że go lubisz, więc mu trochę odpuściłem. Trochę i tylko tymczasowo. - pochwalił się ludzkim odruchem, a półuśmiech jaki mu sprezentował zdradzał szczerość wyznania. Naprawdę cieszył się, że nie zamordował własnego skrzata i przypisywał tę zasługę Skylerowi. Obecność bólu w dłoni dekoncentrowała go, a jednak z dziwną łatwością przeszedł z tym do codzienności. Zastanowiła go myśl czy aby nie powinien okazać więcej wylewności i radości z jego obecności, jednak szczerze powiedziawszy nie był pewien czy takie zachowanie teraz było wskazane. W tej kwestii musiał się jeszcze wiele poduczyć i cóż rzec, uczył się poprzez obserwację.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Pokręcił głową, wykonując ustami jakiś ruch, ale nie potrafiąc odnaleźć słów, które miałyby odpowiedzieć na tak pokrętną wypowiedź. W jakiej rzeczywistości krew miałaby nie przeszkadzać w poprawnym witaniu się? Jemu zdecydowanie przeszkadzała, a już na pewno gdy należała do Finna i tak uporczywie przypominała mu o jego odsuniętych w czasie planach. Do tej pory wydawało mu się to tak odległe i nierealne, bo przecież istniejące tylko w teorii, jednak nawet tak krótkie spojrzenie na zakrwawioną dłoń Finna uświadomiło mu, że chłopak mówiąc o swoich zamiarach był śmiertelnie poważny i co bardziej niepokojące - niezwykle spokojny. Tak samo spokojnego go dziś tutaj zastał, stojącego jakby nigdy nic, wpatrującego się z zainteresowaniem w rozciętą dłoń. Zdecydowanie mu się to nie podobało i dalekie było od jego wizji normalnego powitania. Chcąc usilnie doprowadzić tę sytuację do znanej sobie normy, zmusił się do spojrzenia w dół na dłoń chłopaka, aby podjąć próbę odpowiedniego zabandażowania rany. To nie tak, że miał jakiś problem z krwią - nie robiła na nim większego wrażenia, ale zdecydowanie nie lubił widoku ran, a zwłaszcza tych ciętych; mimowolnie zawsze wyobrażając sobie chwilę ich zadania i odczuwając ją jakby na sobie za sprawą mieszanki wyobraźni z empatią. Nie zdążył zareagować, nie spodziewając się pocałunku w takim momencie, więc mógł tylko uśmiechnąć się już po fakcie i przesunąć po jego twarzy stęsknionym wzrokiem, w którym nie mógł jednak ukryć zadowolenia z otrzymanego gestu. Czyli jednak dalej tego chciał. Nie zbliżałby się przecież, gdyby nie chciał tego kontynuować, prawda? Schował jego zranioną rękę w swoich dłoniach, powolnie wodząc po jej wierzchu kciukiem, chcąc nie chcąc zahaczając też po części o bandaż. - Chyba należy mi się coś więcej za odgrywanie pielęgniarki? - powiedział nie do końca pytając, ale też nie na tyle pewnie, by uznać to za stwierdzenie, a jednak nie czekał na pozwolenie i złączył ich usta według swoich standardów, chcąc chociaż na chwilę złapać czule ustami jego wargę i choć miał się po tym od razu wycofać, to zmusił się do tego dopiero po dwukrotnym powtórzeniu tego gestu. Uśmiechnął się zadowolony, że w końcu mógł zrobić coś, na co miał ochotę od dobrych dwóch tygodni. - Może powinniśmy zejść na ziemię - powiedział, nie do końca zdając sobie sprawę jak to brzmi, póki słowa nie wybrzmiały w ciszy. - W sensie... - zaczął, krzywiąc się nieco - W sensie nie że metaforycznie, bo tutaj jest mi całkiem dobrze, tylko wiesz... dosłownie - kontynuował, szukając w błękitnych oczach Finna jakiegoś zrozumienia albo chociaż pobłażliwości dla tej plątaniny słów. - Albo przynajmniej nie zbliżaj się do barierek - dokończył, chyba biorąc całą tą sytuację zbyt poważnie, ale nie potrafił spojrzeć na to wszystko jak na zwykły przypadek; nie teraz, gdy widział już faktycznie istniejący uszczerbek na zdrowiu Garda. Pocałunek rozluźnił go nieco ze spięcia, które spowodował widok przelanej Puchońskiej krwi, ale choć uśmiechnął się na wieść, że Skrzat żyje i chyba ma się dobrze, to nie podobał mu się wydźwięk całej tej informacji. - Finn - westchnął wymawiając jego imię i przeczesując palcami swoje włosy, jakby miało pomóc mu to ogarnąć rozbiegane myśli, ale nie myśląc o tym, że w ten sposób rozetrze część krwi na głowie. Chciał mu powiedzieć, że nie może mówić o Skrzacie, jakby jego życie zależało tylko od chwilowej łaski, ale zamiast tego wyrwało się mu: - Nie chcę rozmawiać o Frytku. Chcę... - urwał, nie wiedząc o czym chce tak naprawdę pomówić Chciał jakoś nadrobić te dwa tygodnie, a łapał się na tym, że sam nie wie co mógłby o nich opowiedzieć. Zamiast rozmowy czuł potrzebę objęcia go, pogładzenia po twarzy albo zatracenia się w pocałunku, nawet jeżeli nie było tu łóżka, do którego miałby go zaciągnąć. W końcu jego potrzeba wykrystalizowała się w jego myśli. Potrzebował usłyszeć, że on też tęsknił. - Czemu kazałeś mi tu przyjść?
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Istniało jeszcze wiele aspektów, których Skyler zapewne nie pochwali. Mimo wszystko starał się to dawkować z odpowiednią przerwą czasową, aby do jego świadomości zbyt szybko nie dotarło z jakim uszkodzonym człowiekiem ma do czynienia. Schlebiało mu, że Schuster nie dawał za wygraną i choć z początku nieco go to rozdrażniało - wszak nie przywykł do tak jawnej atencji - to teraz był mu wdzięczny, że wtedy, w mieszkaniu zadał to pytanie "czy ma szansę" i uzyskawszy dziwną odpowiedź nie wziął nóg za pas. Wsunął palce pod jego dłoń, by chwycić skrawek bandaża i uwolniwszy się spod jego dotyku (na bezczelne kilka sekund) zawinął go wokół pokaleczonej ręki. Spoglądał na brudzący się bandaż i uznał, że zakryte rany nie były już tak atrakcyjnym widokiem. Nie musi rozdzielać ich warstwa krwi, skoro ten kolor nie pasował do Skylera. Merlin raczy wiedzieć jak wiele to znaczyło w tej relacji. - Nie lubię pielęgniarek. Wolę ciebie. - pozwolił sobie na niejako wyznanie, a kącik jego ust drgnął w zwiastunie uśmiechu, zakrytym teraz jego ciepłymi wargami. Mimowolnie przymknął powieki, odwzajemniając drobne dwa pocałunki, nie mogąc nadziwić się jak się pod ich dotykiem łatwo rozgrzewa. Chwilę później mógł odkryć, że podoba mu się ten rodzaj uśmiechu - pełen zadowolenia, że dostał to, po co sięgnął. To z kolei rodziło zastanowienie czy aby przypadkiem to Finn nie przesadza w drugą stronę? Wsunął krańce palców poranionej dłoni pod rękaw jego kurtki, odrobinę, ale wystarczająco, by móc grzać skórę bliżej jego nadgarstka. Z zainteresowaniem słuchał plątaniny słów i spontanicznie skomentował to uśmiechem, zastanawiając się jednocześnie z jakiego powodu plątał mu się język. Egoistyczna część jego charakteru chciała sobie przypisać ten stan i świętować, a jednak nie miał ku temu jeszcze dowodu. Schlebiało mu nawet i to. - Wiem. - rozumiał, przesunął kciukiem po wierzchu jego dłoni i zerknął na kilka sekund w kierunku barierki. Skakać nie planował, opierać się o nią tym bardziej. Wrócił spojrzeniem do jego osoby, zwabiony brzmieniem swojego imienia w jego wykonaniu. Ten dźwięk - mimo zabarwienia westchnięciem - miał w sobie coś, co sprawiało, że czuł się dla niego ważny mimo, że nie miał absolutnie pojęcia dlaczego się tak dzieje. Nie żeby miał teraz w planach szukać przyczyny jego atencji, bo zapewne i tak miałby problem z rozumieniem argumentów. - Co chcesz? - zapytał, wyczekując dalszej części pragnienia, którego był ciekaw. Zahaczył wzrokiem o lekko pobrudzoną jego krwią dłoń Skylera i nim wyraził prośbę, że trzeba coś z tym zrobić, otrzymał pytanie, na które wydawało mu się, że odpowiedź jest oczywista. Treść jednak podsunęła mu na myśl, że za mało mówi o swoich emocjach, stąd takie, a nie inne pytanie. Z drugiej strony "czemu kazałeś mi tu przyjść?" budziło w nim niepokój. Nie chciał rozkazywać, a odruchowo tak formułował swoje słowa. - Chciałem się z tobą widzieć dłużej niż kilka minut i w prywatnych okolicznościach. Męczy mnie tłum, który się non stop obraca za twoimi plecami. - wyjaśnił szczerze, sięgając dłonią do jego odznaki prefekta, by ją wyprostować. - Cały czas kręcisz mi się w myślach, więc chciałem cię teraz ukraść na chociaż godzinę. - uśmiechnął się trochę niepewnie, jakby rozważał czy ma prawo wtrącać się w jego grafik dnia i modyfikować go poprzez przesuwanie potencjalnych przyszłych planów. To trochę egoistyczne, ale nic nie mógł na to poradzić. - Gdybyś nie mógł albo nie chciał przyjść to by cię tu nie było. - stwierdził fakt, przysuwając się o pół kroku bliżej niego, gdy niechcący dotarł wzrokiem do jego ust, których było mu zdecydowanie zbyt mało. Potrzebował nacieszyć się nimi na zapas, bowiem nie wiedział kiedy dane mu będzie znów się z nimi kontaktować. Przeprowadził jego dłoń w kierunku swojego tułowia, by tam się gdzieś ulokowała, a sam musnął prowokująco jego wargi. - Pocałuj mnie jeszcze raz. - wyszeptał bardzo, bardzo cicho lecz wystarczająco, by Skyler mógł je dokładnie usłyszeć i przy okazji poczuć gorący oddech na skórze, który w porównaniu z zimnym powietrzem mógł być niemal palący. Pierwszy raz prosił na głos o ciepło i nie dawał zbyt wielu możliwości odwrotu. Od tej bliskości serce w jego klatce piersiowej zabiło nierówno, zaś jesienny chłód pokrywał jego ciało gęsią skórką. Wsunął zatem dłoń na jego odsłonięty kark, osłaniając go, skoro szalik został przeznaczony na bandaż. Ponaglał tym gestem, skręcając się w środku z pewnej dozy zniecierpliwienia. Mógłby wziąć sobie pocałunek jednak tego nie zrobił, podświadomie czując, że Skyler potrzebuje gorętszych pocałunków, które mógłby wywołać. Zależy na ile sobie pozwoli, a w chwili obecnej w błękitnych tęczówkach czaiła się dziwnego rodzaju tęsknota. Skłamałby, gdyby stwierdził, że wielokrotnie nie wracał myślami do ich pierwszego pocałunku, który o dziwo samodzielnie zainicjował. Gdzieś tam w tle docierał do niego ból związany ze skaleczeniem lecz nie chciał się teraz tym zajmować.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
To krótkie “wiem” uspokoiło go w pewien sposób, a przynajmniej musiało mu wystarczyć na ten moment, chociaż nie do końca wiedział do czego konkretnie się odnosi, ale optymistycznie założył, że zarówno do tego, że zrozumiał co tak nieudolnie próbował mu przekazać, jak i było to również jakieś zapewnienie, że będzie się trzymał z dala od przepaści. Chciałby dokończyć swoje zdanie i wyrazić pragnienie, które sam ledwo w sobie odkrył, jednak nie przywykł do rozmów o potrzebach emocjonalnych w relacjach z mężczyznami. Z dziewczynami wszystko wydawało się prostsze i nie trzeba było zbyt wiele myśleć nad tym co się mówi, byle mówiło się coś miłego. Wyjście na wrażliwego romantyka w oczach nastolatki rzadko kończyło się źle. Rozpraszał się, nie mogąc podjąć decyzji czy jego uwaga powinna skupić się na dłoniach Finna, które tak swobodnie przechodziły z miejsca w miejsce, jakby szukały coraz to nowszej formy kontaktu, czy jednak powinien skoncentrować się na słowach chłopaka, skoro odpowiada na pytanie, które sam mu przecież zadał. Przez chwilę zaiskrzyła się w nim chęć buntu, powiedzenia, że mogliby spędzać dużo więcej czasu blisko siebie, gdyby tylko pomyślał o nich, a nie o tym jak zareaguje na to reszta; jednak w tej samej chwili Finn złapał jego odznakę, a on sam odruchowo zakrył jego dłoń, chcąc przycisnąć ją do siebie chociaż na chwilę, tak blisko bijącego teraz mocniej serca. - Wystarczy list, a ja teleportuję się do Twojego mieszkania, dając Ci znacznie więcej niż godzinę - mruknął cicho, nachylają się w jego stronę, w końcu czując się pewniej po uspokajających go, co do zainteresowania Finna, słowach. - Zamkniemy Frytka w łazience - dodał powolnie, ale zaraz zmarszczył brwi, uświadamiając sobie, że przyrównał Skrzata do Uzzego, który choć kochany, był jednak zwierzęciem. Czyżby podniecenie naprawdę aż tak szybko przykrywało mu zdolność do odczuwania empatii? Zanim zdążył się nad tym zastanowić poczuł jak jego ręka poprowadzona została na tułów Finna, gdzie odruchowo przesunął ją na tył jego pleców, przyciągając go jak najbliżej siebie. Pod wpływem jego ust, słów i przyjemnie ciepłego oddechu nie był w stanie już odnaleźć żadnej własnej myśli, dopuszczając do steru pożądanie, tęsknotę i instynkt, które na zmianę kłóciły się między sobą, która powinna pokierować resztą. Z pewnością w jego oczach można było dostrzec to wszystko, w połączeniu z błyskiem przez nagły wybuch endorfin, jakby rozpakował właśnie najlepszy prezent w swoim życiu, jednak nie dane było Finnowi zbyt długo przyglądać się tej ożywiającej spojrzenie mieszance, bo zaraz przymknął powieki, nieco zbyt żarliwie łącząc ich usta. Normalnie ciężko było mu opanować się podczas pocałunku, a w połączeniu z tak otwartą prowokacją ze strony Puchona i jego rozkazującymi słowami, nie był w stanie nawet zwrócić uwagi, że miał go pocałować “jeszcz raz”, a nie kilkadziesiąt razy, w jakich to ilościach teraz okradał go z oddechów. Krew zbyt silnie w nim wrzała, aby się w jakikolwiek sposób wycofać, jednak brak tchu zmusił go w końcu do zwolnienia tempa, aby ostatnią porcją powietrza nie do końca świadomie szepnąć cicho “Tęskniłem” i po chwili oddechu znów złączyć ich usta, teraz już spokojniej, byle nie dać chłopakowi żadnej szansy na odpowiedź. Wsunął nieśpiesznie język między wargi Finna, zapraszająco przesuwając nim po krańcach zębów, dłonią próbując dobrać się pod szalik na jego karku. Zdecydowanie on sam nie zamierzał tego kończyć, choćby mieli tu stać aż do rana.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Nie zorientował się, że jego odpowiedź wydawała się wyrwana z kontekstu. Nie potrafiłby stwierdzić skąd się wzięła, czemu służy i dlaczego padła akurat teraz. Być może to zapewnienie, że zrozumie każde nieskładne zdanie, które zostanie do niego skierowane. Trudno było mu się z tego wyjaśnić, ale też Skyler nie domagał się tłumaczeń. Odnosił wrażenie jakby nie widział go cały miesiąc, a przecież oficjalnie nic między nimi nie było... a jednak odczuwał dziwnego rodzaju tęsknotę, jakby znali się całe życie, a do niedawna byli zmuszeni trzymać się od siebie z daleka. Musiał przyznać sam przed sobą, że mu ulegał, choć Skyler i tak zachowywał się grzecznie. Nie był pewien jak ten definiuje "niegrzeczność", jednak oswajał go ze sobą z zatrważającą skutecznością. Uśmiechnął się zbyt krótko, gdy wspomniał o zamykaniu Frytka w łazience. Deklarował raz po raz, zapewniał, obiecywał, kusił i zapraszał jednocześnie, a to Finn narzucał im wolne tempo. Wsłuchiwał się w jego charakterystyczny ton, próbując się w pełni otworzyć na te słowa. Absolutnie nic nie stało na przeszkodzie, by spróbowali być ze sobą lojalnie, wiernie i długoterminowo, jeśli nie mówiąc o stałości. To tylko mózg i uszkodzenie Garda było obiektem, z którym musiał się użerać. A mimo wszystko Skyler tu był i wpatrywał się w niego z tak rozbrajającym spojrzeniem, iż od razu pod jego mocą zmiękł. - Wyczekuj listu. - zadeklarował i obiecał, choć w typowy dla siebie sposób nie określił terminu. Przygryzł kącik swych ust, wodząc wzrokiem po jego twarzy, do której się przysunął pokonując wyznaczone niegdyś granice. Przy nim czuł się normalny i łatwiej było przymknąć oczy na swe wady. Nic więc dziwnego, że ciągnęło go ku niemu jak tylko odkrył, że mogą do siebie pasować. Wyczuł, że nie będzie musiał mówić ani robić nic więcej, a Sky zareaguje w odpowiedni sposób. Zupełnie jakby powierzał się jego przyciąganiu i pożądaniu, co wszak mogłoby mieć niebywałe skutki, gdyby tylko nie byli na tarasie widokowym. Jego intensywne i pełne ekscytacji spojrzenie skutecznie go rozbroiło. Uniósł wyżej brwi będąc pod wrażeniem jego ekspresji i nim zdołał utonąć w szarej toni jego oczu, został pocałowany. Nie w zwyczajny sposób, wszak jego ust nie można określić miarą "przeciętności". Jako tako przygotowany był na dodatkowy przypływ ciepła, jednak nie spodziewał się, że zostanie zaatakowany od razu falą gorąca. Ciężar jego ust rozchylił jego wargi, które niczym oderwane od jego kontroli próbowały nadążyć za otrzymywanymi pocałunkami. Odwzajemniał większość choć szczerze mówiąc był tak oszołomiony ich energią , że nie dawał rady oddawać każdego. Skylerowi wydawało się to nie przeszkadzać, bowiem dalej go atakował z taką namiętnością, o której nawet mu się nie śniło. Naparł palcami na jego kark, przysuwając ich twarze jeszcze bliżej siebie, ignorując póki co swój jęk wywołany niedotlenieniem płuc. Całkowicie zapomniał, że w końcu ta ofensywa się skończy i że zazwyczaj to leżało w jego obowiązku. Ból dłoni został zepchnięty całkowicie na dalszy plan, rozgrzewał się w zastraszającym tempie, a jego serce pompowało krew ze zdwojoną siłą. Z ogromną ulgą zaczerpnął powietrza w tym jednym krótkim momencie przerwanym na wypowiedzenie cichej tęsknoty. Próbował odpowiedzieć, otrzeźwieć i otworzyć szeroko oczy lecz nawet i to nie było mu dane. Szybko zapomniał, że w ogóle potrafi mówić, gdy tylko wyczuł zaproszenie do pogłębienia pocałunków. Nie musiał być w ogóle namawiany, bowiem dwie sekundy później muskał już koniuszek jego języka swoim własnym, smakując jego usta n zupełnie innym poziomie. Gdzieś na tyłach mózgu tknęła go niejako obawa, że wypada blado przy jego namiętności lecz nie miał teraz możliwości analizowania myśli. Brakowało mu tchu i silnej woli, dobrowolnie tkwił w osaczającej obecności Schuestera i o Merlinie, przypadło mu to do gustu. Na wpół świadomie wbił paznokcie w skórę na jego karku, gdy z jego gardła wydostał się cichy pomruk zwiastujący, że lada moment zawroty głowy zamienią się w naprawdę niepokojące niedotlenienie. Wrzał. Gotował się we własnej skórze przez co dwie warstwy ubrania wydawały się mu teraz niepotrzebne. Na połowę jego szerokich polików wpełzł delikatny rumieniec zdradzający temperaturę ciała. Chcąc czy nie musieli przerwać i odsunąć od siebie usta chociaż na te pół milimetra. Oddychał bardzo głęboko, a kręciło mu się w głowie już w dużym stopniu, przez co oparł czoło o jego rozczochraną grzywkę. Nie był w stanie nic z siebie wydusić przez dobre dwie minuty; musiał poświęcić je na choć minimalne uspokojenie oddechu. - Zaniemówiłem. - odezwał się z bardzo wyraźną chrypką. Odchrząknął raz i drugi, ale się jej do końca nie pozbył. Usta go mrowiły tak, jak całe ciało targane teraz gorączką. Czując jak na jego skroni perli się pot od temperatury ciała Skylera, odsunął się tylko na tyle, by móc zajrzeć do jego oczu. Z jego własnych bił autentyczny podziw. - Całujesz obłędnie. - uznał, że musi ten zachwyt okazać słowami. Otarł jego wargi kciukiem, sprawdzając po prostu czy są tak gorące jak jego własne. Były. - Spróbujmy rozmawiać. - zaproponował, mając na swoją obronę niedotlenienie organizmu. Nie żeby coś, ale lepiej się całowało z tlenem w płucach. - Zacznijmy od twojego rzucania fajek. Jak ci idzie i czy mam ci w tym przeszkadzać i narażać się tym samym Florze? - zapytał, choć tak naprawdę "nie czuł" zadawanego pytania, skoro jego myśli czepiały się zachwytu nad jego ustami, pocałunkami i zachłannością, której jako tako udało mu się sprostać. Być może kiedyś w pełni za nim nadąży.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Póki ta chwila trwała, nie był w stanie myśleć, że swoim zachowaniem mógłby przesadzić czy zwyczajnie osaczyć Garda swoją cielesnością. Głęboko wierzył, że jeżeli tak by się stało, to chłopak by zaprotestował, chociażby odsuwając go od siebie z taką stanowczością z jaką wydawał swoje prośbo-rozkazy. W takim samym rytmie, w jakim od zbyt krótkich odechów unosiła się i opadała jego klatka, tak i całe jego ciało angażowało się w ten pocałunek, nie pozwalając sobie na chociaż chwilową przerwę, jakby w obawie, że zaledwie sekunda wystarczy aby to wszystko nagle się skończyło. Choć przyzwyczajony był do długich pocałunków, to przez swoją nadgorliwość i on miał problem z nabieraniem powietrza, jednak starał się z uporem ignorować ból w płucach, skoro silniej paliła go przyjemnie reszta ciała. Gdyby nie chodziło o Finna, to zdecydowanie nie przeszkadzałby mu fakt, że znajdują się na tarasie, aby popchnąć go ku kolejnym etapom namiętności, choć jego myśli niebezpiecznie zataczały się już w tę stronę, upojone radością odzajemnianych przez chłopaka pocałunków. Zacisnął dłoń na materiale jego kurtki, aby powstrzymać się od zbyt gwałtownej reakcji, gdy poczuł, że Puchon przyjął jego zaproszenie, pozwalając mu teraz w pełni zapoznać się z fakturą i jędrnością jego języka, nie potrafiąc powstrzymać się też w końcu od zbadania jego podniebienia. Mało. Wciąż było mu mało. Chciał poznać go w pełni, nie pozostawiając żadnego skrawka jego ciała bez dotyku, a ledwo zdążył wsunąć dłoń pod jego szalik, przesuwając ją po karku aż nie udało mu się zatopić palców z miękkich włosach, to już usłyszał cichy pomruk, który dał mu znać, że niezależnie jak mocno będzie go teraz przyciągał bliżej do siebie, to i tak będzie musiał pozwolić mu się odsunąć. Mimowolnie uniósł zmarszczone brwi, pochylając się do przodu w desperackiej próbie uchwycenia chociaż jeszcze kilku drobnych całusów, byle nie tracić ust Finna na stałe. Uśmiechnął się lekko, czując jak ich oddechy mieszają się, a płuca walczą o to, który z nich złapie więcej świeżego powietrza, które otrzeźwiająco chłodziło od środka rozgrzane ciało. Przegryzł wargę, aby powstrzymać się od ponownego rzucenia się na usta Garda, gdy ten oparł o niego czoło i starając się uspokoić dziko bijące serce, przesuwał powolnie palcami po tyle jego głowy, aby zmusić się do spokojniejszych i czulszych zachowań. Dopiero teraz zaczął się zastanawiać czy nie popełnił błędu tak natarczywie reagując na jego prowokacje, a jednak mając nadzieję, że i Finnowi podobało się to chociaż w połowie tak bardzo jak jemu. Przełknął ślinę, przesuwając dłoń wzdłuż jego pleców, aby przenieść ją wyżej, aby nie kusiło go powędrować w odwrotnym kierunku. Słysząc jego głos, choć wciąż nie do końca rozumiejąc treść wypowiadanych słów, nie wytrzymał i sięgnął krótko do jego warg, byle złączyć je ze swoimi na ułamek sekundy jeszcze raz i dopiero wtedy spojrzał mu w oczy z ulgą przyjmując to, co tam zobaczył. Kąciki jego ust uniosły się mimowolnie, słysząc ten (miał nadzieję szczery!) komplement i zagubiły gdzieś jego odwzajemnienie pod wpływem bliskości kciuka, który wywołał już chyba setny przyjemny dreszcz przechodzący przez ciało Skylera, jeżeli w ogóle można by było je policzyć od czas jego pojawienia się w tym miejscu. Nie otrzeźwiał jeszcze na tyle, aby przejść z tym co tu się stało do porządku dziennego, więc bez wahania złożył pocałunek i na kciuku Finna, by w ślad za nim podążyły kolejne, wytyczając ścieżkę aż do krawędzi rękawa gardowej kurtki. Przeklęte ubrania stały mu wciąż na drodze. Gdyby mógł pozbyć się chociaż jednej warstwy... - Potrafię pogodzić obie czynności - mruknął, zaczepnie przesuwając nosem po jego policzku, aby zaraz i tam wytyczyć ścieżkę z trzech pocałunków, by systematycznie, krok po kroku, móc w końcu powiedzieć, że ucałował każdy skrawek Finna. Gard popełnił błąd, ale nie mógł o tym wiedzieć, choć przypadkowo dostosował się do tej zasady podczas ich randki: Najpierw rozmowa, potem cielesności. Teraz będzie potrzebował dużo cierpliwości, żeby doczekać się jakiegokolwiek przyziemnego skupienia od Schuestera. - Chyba znalazłem silniejszy nałóg - odpowiedział, wcześniej przysuwając się znów do niego, aby muskać słowami jego usta, opuszczając dłoń z jego karku w dół pleców, aby obiema dłońmi trzymać go blisko siebie. - I to chyba jego tak mi brakowało przez te dwa tygodnie - dodał cicho, patrząc w te cholernie błękitne oczy. - Uzależnienie już po pierwszej próbie - szepnął, sięgając po kolejną dawkę swojego narkotyku.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
W istocie musiał popełnić błąd prosząc o jeden, skromny pocałunek. Najlepiej zacząć od tego, że Skyler najwidoczniej nie wydawał ich w liczbie pojedynczej, co było solidną nauczką. Będzie musiał o tym na przyszłość pamiętać na wypadek, gdyby zachciało mu się ukraść jednego całusa za jakimś filarem. Sama zuchwałość tej myśli rozprowadziła po jego ciele dodatkowy elektryzujący dreszcz. Zaniemówił, oniemiał zaskoczony intensywnością jego zachowania. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw, a jednak nie miał żadnych oporów, by protestować. Nie przy takiej łapczywości, której próbował dorównać, a z wiadomych względów mu się nie udawało. Wścibskie dłonie wędrowały sobie po jego plecach, uniemożliwiając jakikolwiek ruch w tył, a równie ciekawski i wścibski język dodawał pocałunkom jeszcze głębszego wydźwięku. Na dobre stracił kontrolę nad sytuacją, a tak po prawdzie od początku nie trzymał rąk na wodzy. Pozostawało mu niemo delektować się jego wilogtnymi ustami i całować go tak długo jak pozwoli im na to pojemność ich płuc. Najwidoczniej odsunięcie się na pół milimetra było dla Skylera również niewybaczalne, bo pomimo powodzenia, jeszcze przyciągał za sobą jego usta. Chciał je przytrzymać przy sobie znacznie dłużej, jednak naprawdę nie był tak zaprawiony w nieustannych pocałunkach. Wspomnienia poprzedniego związku blakły, wszak przy Skylerze wszystko było nowe, a sądząc po intensywności jego pocałunków to miał do czynienia z kimś solidnie doświadczonym. Wstrzymał na moment oddech, zdekoncentrowany zachowaniem jego palców plączących się we włosach i bezkarnie wędrujących sobie wzdłuż pleców. Powinien narzucić dystans, przypomnieć i sobie i jemu gdzie jest granica, którą dawno już przekroczyli, jednak autentycznie nie miał na to zbyt wiele siły. Próbował tutaj oddychać, a ledwie się odezwał i znów jego usta zostały przykryte miękkimi wygłodniałymi wargami. Spiął się z wrażenia, gdy wycałowywał sobie trasę na jego dłoni jak gdyby nigdy nic. To mu uzmysłowiło jak wiele Skyler chował w sobie pożądania i zmysłowości. Speszył się intensywnością odkrycia i nieumyślnego wywołania jego stanu. Przełknął głośno ślinę, gdy ten z pewnością siebie łączył rozmowę z całowaniem. - Ja... ja niezbyt. Rozpraszasz mnie. - wydusił z siebie, przymykając mimowolnie powieki, gdy dopadł ustami jego policzka. Planował coś powiedzieć, chyba coś mądrego, ale zapomniał co to było, gdy zakotwiczył obie dłonie na jego plecach, przywłaszczając go sobie bez pytania o zgodę. Nie musiał jej mieć... Gdzieś z jego gardła wydostał się jęk od natłoku bodźców, a gdy otworzył oczy, wciąż miał go blisko siebie, a zwłaszcza te usta, którym ciągle było mało. Każde ucałowane przez niego miejsce na jego skórze pulsowało podskórnym ogniem rozpływającym się wzdłuż kręgosłupa i kumulującym przy podbrzuszu. Nie do końca rozumiał treść wypowiedzianych słów, skoro został tak solidnie rozmiękczony. Nie sądził, że tak trudno będzie utrzymać swoją samokontrolę. - Ale... - nie dowiedział się, co chciał powiedzieć, bo już odwzajemniał pocałunek, przy okazji przenosząc zranioną rękę na jego szyję, a drugą na biodro. Teraz to on pochylił się bliżej jego twarzy, by pogłębić pocałunek i jeszcze kilka razy zaczepić jego język. Ale tym razem szybko stracił dech w piersiach, więc nie potrwało to długo. - Na Merlina, zaczynam żałować, że jesteśmy teraz w zamku. - wydusił z siebie na wydechu wprost do jego ust, które jeszcze zakrywał swoimi. Zastąpił je trzema palcami, zasłaniając pionowo jego wargi, aby choć na chwilę powstrzymać tę namiętność. Jeśli zacznie go znów całować, coś go trafi i raczej Skyler temu przyklaśnieco nie znaczy, że będzie to miało związek z jakimkolwiek rozsądkiem. Śmiał podejrzewać, że Schuster teraz zbyt trzeźwo nie myślał. -Nie mogę rozmawiać jak stoisz tak blisko. Przeceniasz moje możliwości. - wymamrotał trochę niewyraźnie, wpatrując się w niego intensywnie pociemniałym od pożądania wzrokiem. Mimo wszystko próbował walczyć i dlatego zasłaniał mu usta palcami. Zamknął na chwilę oczy, by w ten sposób się trochę ostudzić, jednak nawet chłodne powietrze nie miało zbyt wielu szans ze smakiem jego ust, które mu się tak spodobały i właśnie paliły go po wewnętrznej stronie skóry na palcach. - Chyba niechcący cię przetrzymałem, hm? - zapytał z wyczuwalną w głosie skruchą. Powrócił wzrokiem do jego szaroniebieskich tęczówek i próbował wybadać na ile zmusił go do wstrzemięźliwości, jakby właśnie nie dostał dobitniej i wyraźnej odpowiedzi. - Odbijemy sobie, ale nie tu. - był tak rozmiękły, że wyciągnięcie z niego zgody na cokolwiek było dziecinnie proste. Pytanie czy Skyler był świadomy tego, co z nim zrobił czy jeszcze się nie zastanawiał nad efektami swojego zachowania. Uznawszy, że równie dobrze może dłoń wsadzić w kominek, zsunął palce, zahaczając nimi o jego dolną wargę i ostatecznie lokując dłoń na puchońskim krawacie. Absolutnie nie był gotowy na kolejny potencjalny atak pocałunków, a chyba powinien się do tego powoli przyzwyczajać. - Nie pamiętam co chciałem powiedzieć. - zacisnął usta, gdy pojął prawdziwość tych słów. Nie da rady się skoncentrować. Trzeba się dotleniać i próbować znaleźć sobie jakiekolwiek resztki ochoty na wyswobodzenie się z jego bliskości. Zaiste, szło mu to marnie i nieszczególnie się do tego przykładał. - Będzieny w stanie rozmawiać czy sobie dzisiaj to darujemy? - zapytał, próbując poprawić mu krawat zamiast podświadomego pragnienia rozwiązywania go.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Jak miałby się opanować skoro czuł wyraźnie, że i Finn chce przecież kolejnych pocałunków i dalszej bliskości, że i on szukał odpowiedniego miejsca dla dłoni, idealnego dopasowania ich ust, że tym razem to on pogłębił ich pocałunek... I tak starał się przecież jak mógł, aby nie zabrnąć za daleko i utrzymywał się wciąż przy gorliwych, ale jednak wciąż przyzwoitych pocałunkach, nie pozwalając sobie na pokazanie mu od razu wszystkiego, co chciał jeszcze zrobić z jego ustami. Czując jego rękę na swoim biodrze chciał przysunąć je jeszcze bliżej bioder chłopaka, ale nie było już to możliwe, więc tylko zachwiali się lekko stojąc na tym małym skrawku tarasu, który z takim uporem ze sobą dzielili. Zadowolony z zaangażowania Finna dopasował się w pełni do jego rytmu, nie chcąc zniechęcić go do dalszej wymiany pocałunków, a jednak ten i tak (zdecydowanie zbyt szybko!) musiał się znów od niego odsunąć na te nieznośne nanomilimetry. Chciał odpowiedzieć, że nie muszą, że mogą stąd iść gdzie tylko zechce, że może nikt nie zauważy, jeżeli nie pojawi się dziś na prefeckim dyżurze, że i w szkole są miejsca odpowiednie, ale zanim sens jego słów w pełni dotarł do mózgu, to na ustach czuł już nacisk palców, pod których wpływem zmusił się do otwarcia oczu, aby jeszcze niezbyt przytomnie spojrzeć w ten czysty błękit. Mógł teraz oddychać tylko nosem, więc głęboko zaciągał się powietrzem, a jego klatka wciąż unosiła się i opadała, napędzana dodatkowo szalejącym sercem, jakby dopiero co wbiegł po schodach na szczyt wieży. Chciał więcej, tak samo jak podczas ostatniego razu, gdy Finn zatrzymał go w ten sam sposób, i choć chyba w jeszcze większym stopniu buzowało w nim teraz podniecenie, to nie czuł tego żalu, który pojawił się w nim wtedy. Teraz wiedział, że to nie było jednorazowe, że Finn też tego chce i będzie chciał, przez co jeszcze nie raz będzie miał okazję dać mu powód do takiej reakcji. Ten gest otrzeźwił go nieco i aż z wrażenia zakrył dłonią dłoń Puchona, przyciskając jego palce mocniej do swoich warg, ale zaraz przesunął ją wzdłuż jego przedramienia, aby ulokować ją nieco ponad łokciem, byle czuć, że wciąż trzyma go blisko. Brwi drgnęły mu w geście niezrozumienia, gdy usłyszał jego pytanie, ale nie był w stanie się nad tym zastanowić, wyczuwając obietnicę w kolejnych jego słowach. Uśmiechnął się niekontrolowanie, gdy tylko jego warga wygięła się delikatnie pod wpływem palców Finna, a on sam złapał ją zaraz, przegryzając, aby nie pochylić się do całowania odsuwającej się dłoni. Powoli zaczynało do niego docierać, że Finn naprawdę chciał porozmawiać, a on rzucił się na niego jak wygłodniały wilk na owcę. To odkrycie powoli przepychało się do przodu w jego świadomości, aby rzucić mu tę informację prosto w twarz, ale utknęło na przeszkodzie pod tytułem “ale przecież jemu też się podobało”. Nie do końca potrafił zrozumieć tę potrzebę powstrzymywania się i wyznaczania granic, ale był pewien, że chociaż uda mu się ją uszanować, skoro Finn wyraźnie mu o tym powiedział. Tymczasem kompletnie zapomniał o tym, że obiecał być cierpliwym i zachłannie brał wszystko to, co teraz wydawało mu się takie naturalne przy charakterze ich relacji. Mając świadomość, że dłoń chłopaka zaciska się na krawacie, tylko czekał, aż zostanie pociągnięty, a zamiast tego musiał wysilić się, aby zrozumieć sens zadanego pytania. Przymknął oczy, starając się połapać w tym co właściwie mają sobie darować. Samą rozmowę? Czy może całe spotkanie? Nie chciał jeszcze się żegnać, tego był pewien. Odchylił głowę do tyłu, zaciskając mocniej powieki i starając się złapać więcej zimnego powietrza, aby zmusić się do chociaż częściowego ochłonięcia. Pierwsze myśli, które zaczęły napływać do jego głowy wcale nie były zbyt przyjemne i nie dziwił się sam sobie, że chciał znów zagłuszyć je kolejnym pocałunkiem. Nie chciał myśleć o tym, że w oczach Finna zachował się jak jakiś napalony szczeniak ani tym bardziej o tym, że mógł go takim zachowaniem zawieść lub nadszarpnąć dane mu zaufanie. Zabrał dłonie z chłopaka, aby przycisnąć je do swoich powiek, wytrzymując tak kilka powolnych oddechów, po których zacisnął palce na kurtce po obu bokach Puchona. - Przepraszam - mruknął cicho, pochylając głowę do przodu, aby oprzeć ją o ramię Garda, choć teraz trudno było mu się powstrzymać od wtulenia w jego szyję, aby zaraz odgarnąć z niej szalik i odnaleźć ustami nagrzaną skórę. W myślach zabrnął już zdecydowanie dalej, jednak w rzeczywistości wciąż dzielnie trzymał czoło na jego ramieniu i tylko przełknął ślinę, zaciskając mocniej palce na materiale kurtki, aby pod nią nie powędrowały. - Naprawdę chcę porozmawiać - zapewnił go, starając się brzmieć przekonująco. - Mów do mnie, Finn - dodał zaraz ciszej, widząc w tym jedyny ratunek od rozpędzonych myśli, których w ciszy nie będzie w stanie sam zatrzymać. Nie gdy jest tak blisko. A zdecydowanie nie chce się odsuwać.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Mówił do niego, ale ewidentnie Skyler jeszcze w pełni nie kontaktował z rzeczywistością. Wbrew wszystkiemu tego rodzaju spojrzenie schlebiało mu, bowiem udowadniało, że jakimś cudem potrafi oddziaływać na jego pożądanie. A jeszcze we wrześniu nie brał pod uwagę, że mogłoby mu się to przytrafić i co lepsze, spodobać. To tylko udowadniało, że jego sezonowy pesymizm nie ma teraz prawa głosu. Obserwował proces sprowadzania Schustera na ziemię i choć przecież niejako tego chciał, to szybko pożałował widząc jak wiele trudu go to kosztuje, nie wspominając już o zanadto widocznej niechęci. Ta przytrzymywana zębami warga zdradziła mu, że musiał powstrzymać własny odruch i prawdopodobnie nie dowie się co mogłoby się zdarzyć dalej, gdyby nie próbował ich chamsko ocucić. Oddychał już spokojniej, choć skóra na policzkach i ustach odznaczała się widocznym ukrwieniem, a to popychało do jasnego wniosku - spędził aktywne i bliskie momenty z kimś ważnym, a Skyler niewątpliwie naliczał się już do tego wąskiego grona osób. Wykrzywił się rejestrując nieobecność jego rąk, a już z widocznym zmartwieniem obserwował jak zasłania oczy i próbuje się otrząsnąć. Momentalnie dopadły go wyrzuty sumienia, co potwierdzało jedynie, że od czasu do czasu miał jeszcze zbyt miękkie serce, jeśli chodzi o niektóre aspekty... Nie doczekał się słownej odpowiedzi na pytanie, a jednak wiedział jaka by była. Nie chciał przeprosin, to była profanacja całej serii pocałunków, jakie dzisiaj między nimi zaszły. Zostały skrzywdzone tym słowem i to go osobiście mocno zabolało. Za takie spotkania nikt nie ma prawa przepraszać drugiej osoby. Zirytował się dosyć mocno wobec takiej postawy, jednak nie dane było mu to okazać, bowiem po chwili poczuł już na ramieniu jego policzek. Wstrzymał oddech, poruszony tym gestem wszak przytulanie wciąż było mu... niecodzienne. Nie pozwolił jednak, by Skyler poczuł się ani trochę niepewnie w tej kwestii, więc objął jego ramiona, opierając na moment policzek o miękkie i potargane włosy Skylera. Nim upłynęła minuta od ostatniego wypowiedzianego słowa to przypomniał sobie o swoim zirytowaniu. Odnalazł nieco po omacku jego rozpalony polik, profanując gładkość jego skóry brudnym bandażem i skierował jego twarz naprzeciw swojej. - Za takie pocałunki nikt nie ma prawa przepraszać, bo to brzmi jakbyś żałował. - upomniał go, starając się z całych sił, by ocieplić swój głos. Mimo wszystko gdzieś tam w pojedynczej nucie zabrzmiała szorstkość, co dzielnie próbował zakamuflować. - Ehh. - westchnął, przesuwając dłoń tuż w zagłębienie pod uchem. - Chodźmy stąd w inne miejsce. - zaproponował, gładząc opuszkiem palca płatek jego ucha. - Gdzieś, gdzie będziemy sami i gdzie nie będziesz mieć takiej smętnej miny, jakbym właśnie ci powiedział, że jestem psychopatą. - nie potrafił zaproponować żadnego miejsca, bowiem obawiał się do jakiego poziomu się zapędzą będąc tak blisko siebie. Musiał w tej kwestii zdać się na Skylera. A i powinien uśmiechnąć się wobec żartowania z psychopatów, na którego miał malutkie acz wyraźne zadatki. - Spędźmy trochę czasu razem. Nabijmy sobie jakieś wspomnienia. Przyda się pozytywny ładunek, by kiedyś znów umieć wyczarować patronusa. - dodał nieco ciszej, wpatrując się głęboko w jego błyszczące szaroniebieskie oczy. Chciał spędzić z nim czas, bo nie tylko Skyler tego potrzebował, ale odkrył, że i on sam. Przy nim nie musiał myśleć o niepokojących rzeczach. - Kiepski jestem w spontanicznych pomysłach, ale może po drodze coś się wymyśli.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Zależało mu, aby tym razem niczego nie spieprzyć. Nie chciał zrobić czegoś, za co musiałby przepraszać więcej niż raz, ze świadomością, że tym razem nie może nawet wesprzeć się za bardzo przeprosinowym tortem, skoro Finn nie przepada za słodkim. Chociaż… może urzekłby go przeprosinowy chleb? Uspokajał się stopniowo, a przynajmniej na tyle, by rozluźnić spięte od kontroli barki, pozwalając ramionom nieco opaść w dół, ale palce wciąż miał zaciśnięte po obu bokach Garda. Było to poniekąd zabezpieczenie przed nachalnością jego własnych rąk, które miał ochotę poprowadzić do jego paska spodni, ale też wynikało z konieczności przytrzymania chłopaka przy sobie, aby nie przyszło mu do głowy się teraz odsunąć. Zapewne stojąc tak z zamkniętymi oczami, upojony jego zapachem, też uspokoiłby się w końcu, gdyby wyraźnie usłyszał, że ma to zrobić. Finn jednak wcale nie mówił, że tego od niego oczekuje, a jedynie jego własne myśli gnające w stronę poczucia winy, podpowiadały mu, że Puchon tego od niego wymaga. Rozwarł powieki pod wpływem dłoni na swoim policzku i poddał się jego woli, kierując wzrok w błękit, którego intensywność podjudzała go do ponowienia pocałunków, ale reprymenda, choć dość łagodna, wymusiła na nim skupienie się na wypowiadanych słowach. Czy żałował? Zdecydowanie nie. Czy mógłby żałować? Wystarczyło do tego jedno słowo Garda, które dałoby mu znać, że przesadził. - Nie chcę Cię poganiać - szepnął, mając na myśli zdecydowanie więcej niż to, na co sobie pozwolili na tym tarasie. Znów samolubność się w nim rozbudziła, więc chciał usłyszeć w odpowiedzi “Nie chcę Cię hamować”, jednak zaraz sam zganił się za to w myślach. - Nie chcę żebyś myślał, że spotykam się z Tobą tylko w jednym celu - dodał, w końcu określając głośno główny powód, czemu jego libido tak go niepokoiło. Zdecydowanie nie chciał, aby Finn chociaż przez chwilę myślał o ich relacji w tej kategorii, a jednak sam powiedział mu wcześniej, że był z Mattem po to, aby mieć się do kogo kleić. Myśląc o tym teraz zaczynał naprawdę żałować, że nie powiedział mu prawdy o tym układzie, a jednak… czy to faktycznie stawiałoby go w lepszym świetle? Przerażała go myśl, że ktokolwiek mógłby skomentować, że zwrócił uwagę na Finna dlatego, że skoro obskoczył już pół szkoły, to powoli kończyły mu się opcje, ale jeszcze mocniej starał się w ogóle o tym nie myśleć, z obawą, że pewnego dnia odkryłby, że może to być prawda. Trudno było zresztą o tym wszystkim myśleć, gdy czuł palce Fina przesuwające się po jego skórze. Nie był pewien czy zmiana miejsca to bezpieczny pomysł, ale nie zamierzał protestować, bo w tej parze to nie on był od odmawiania, więc tylko uśmiechnął słysząc o swojej smętnej minie. Nawet nie wiedział, że taką ma, a przecież, pomijając poczucie winy, był teraz naprawdę szczęśliwy. Bił się z myślami czy zaproponować mu przeniesienie się na mieszkanie, bo przecież zawsze ma tam jakieś jedzenie, czy powinien raczej zaproponować jakieś miejsce, w którym definitywnie będzie w stanie utrzymać łapska przy sobie, choćby to miała być jakaś podrzędna pizzeria (byle nie włoska!), żeby dać potwierdzenie swoim słowom. Słowa zresztą nie układały mu się jeszcze dobrze w głowie. Spojrzał w jego oczy, może aż nazbyt rozczulony wypowiadanymi przez niego słowami i pocałował go, tym razem naprawdę krótko, jedynie przez sekundę napierając na jego usta, po czym odsunął się na kilka kroków, aby powstrzymać się od sięgnięcia po więcej. Odchrząknął, przykładając do warg pięść, po czym przeniósł dłoń na tył głowy, aby z lekkim zakłopotaniem podrapać się po potylicy. Niezręcznie było być znów tak daleko. O wiele naturalniej czuł się, gdy zmuszeni byli dzielić razem ten drobny skrawek tarasu. Zapraszającym gestem machnął w stronę wyjście, chcąc dać Finnowi znać, że ma iść przodem, ale w tej samej chwili dostrzegł jakiś podejrzanie wyglądający przedmiot koło kamiennej ozdoby, więc wyciągnął po niego dłoń. - Tylko skoczę to jeszcze odnieść do rzeczy znalezionych, ale to i tak… - urwał, bo gdy odruchowo otworzył znalezioną sakiewkę, zaczęło wylewać się z niej błoto w ilościach wręcz absurdalnych jak na tak mały przedmiot, nawet jeśli rzucono na nią odpowiednie zaklęcia. Odchylił głowę w tył, oskarżycielsko wbijając wzrok w niebo, jakby chciał mieć pretensje do samego Boga i jęknął przeciągle “kurrrrwaaaaa”, po czym przeniósł błagalny wzrok w stronę Finna, aby znaleźć u niego jakieś wsparcie, bo w tej chwili poczuł się niezwykle wręcz bezradny, zbyt brutalnie wybity z tej przyjemnej atmosfery, która jeszcze przed chwilą panowała na tarasie. Teraz zdecydowanie panowało coś innego, a nieprzyjemny odór przepędził z jego głowy uzależniający zapach Garda. Chłopak jednak ani trochę nie zawiódł jego oczekiwań i od razu podał mu odpowiednie zaklęcie, które rzucane wspólnie poradziło sobie z całym tym bałaganem na posadzce, ale i na samym Skylerze. Poprawił włosy z ulgą, widząc jak szybko sobie z tym poradzili i podszedł do Finna z lekkim uśmiechem rozbawienia. - Widzisz jakie atrakcje Ci zapewniam - mruknął, przysuwając się do niego, aby złapać go ostatni raz przed wyjściem, lokując dłoń w dole jego pleców. - Dziękuję za pomoc - dodał ciszej, składając krótki pocałunek na jego policzku, po czym pociągnął go w stronę wyjścia.