To zapewne jedna z mniejszych sal, jakie można znaleźć w całym zamku. Naprzeciw drzwi jaśnieje mała kula, lśniąca bardzo bladym, ale na swój sposób fascynującym światłem. Przybiera różne barwy, zależnie od tego, który raz się rozbija, a robi to, kiedy do sali wejdzie ktoś, dla kogoś coś się skończyło. Jest to niesamowite zjawisko, które warto zobaczyć. Poza ową kulą, nic nie chce tu świecić, nawet Lumos nie działa w tym miejscu.Na ziemi rozłożone są wygodne poduszki, a w rogu jest ich jeszcze więcej. Kiedy zaś spojrzy się w górę, można zobaczyć kilka gwiazd, które udają, że istnieją w tej sali.
O mój boże, sprawił, że Elenka się zaśmiała. Teraz w końcu miał o czym pisać w pamiętniku, jak dobrze, cóż za ulga! - Oj… ojej… no tak. Ale głupio palnąłem. – Aż się zarumienił z tego wstydu! Potwornie, że tak to wyszło, naprawdę. Ale teraz już będzie pamiętał co i jak. I już więcej nie popełni takiej gafy. Uśmiechnął się szeroko, kiedy usłyszał jej zgodę. Jak cudownie! Usiadł wygodnie koło niej i przez chwilę przyglądał jej się uważnie. O matko, co jak co, ale oczy i włosy miała piękne! A ta szyja, gdyby był wampirem, od razu by się w nią wpił! Ale nie był, więc co najwyżej mógł ją ucałować. Tylko że na razie się wstydził, Elenka i jej uroda go onieśmielała. - Och, emm… przyszedłem sobie, tak o. No wiesz, pozwiedzać. Poszukać jakiegoś towarzystwa. No i… udało się jak widać! A ty… co tu robisz? – Trochę się zestresował pod jej czujnym spojrzeniem. Miał nadzieję, że wygląda dzisiaj w miarę porządnie.
Elena przyglądała mu sie z delikatnym uśmiechem. jego reakcja była... hm, jakby to określić... Troszeczke nietypowa. pewnym stopniu przypomiał jej gilberta, tyle, ze Fredi wszystko przeżywał jeeszcze bardziej. Ten rumieniec i zakłopotanie... Elena zaśmiałą się w duchu. Kolejny ptaszek do kolekcji... Nie mam tu na mysli żadnych podtektów erotycznych, wszak Elena jest dziewicą i całowała sie raptem parę razy w życiu. jednak chłopak ktory doznał tego zaszczytu stwierdziż iż nigdy by nie powiedział, ze jest ona nowicjuszka w tych sprawach. gdzie sie tego nauczyła? To juz jej słodka tajemnica... Ale wracając do naszego kochanego Fredericka... -Wiesz, mało kto wie o tej komnacie. To dobre miejsce, do przemyśleń...- odpowiedziała na jego pytanie patrząc mu głęboko w oczy.
Oj, bo Freddie był artystą! Wszystko przeżywał bardziej i okazywał bardziej! Tak to już z nim było, że gdy coś odczuwał, to widać to było z odległości kilometra. Nie był w stanie ukrywać uczuć czy emocji, był jak cholerna otwarta księga, nawet dla nieznajomych. Ale i tak się zdarza, prawda? Trzeba żyć dalej! Cóż, Frederick może i na takiego nie wyglądał, ale jeszcze będąc z Maddie, miał bogate życie seksualne, heheszki. Teraz jego talent się trochę marnuje, ale to wszystko przez Viitasalo, która miała go gdzieś i nie chciała się z nim gzić po kątach spotykać. - Och, no popatrz, nie wiedziałem. Ale rzeczywiście, fajnie się tu siedzi. O czym chciałaś rozmyślać, jeśli mogę wiedzieć? – Och, naprawdę musiała się mu tak przyglądać, przez chwilę wytrzymał jej spojrzenie, ale potem zakłopotany spuścił wzrok. Biedny, nie wiedział kompletnie, co powinien zrobić.
-nie twój interes.- odpowiedziała ostro. Tak już Elenka miała, że nie lubiła dzielić się z kimś swoimi myślami. Przyglądala mu sie uważnie. Czemu uciekła wzrokiem? Hmm... Coś jej tutaj pachniało sympatią... Może Elenka sie troszeczke zabawi? Fakt, może jest to troche wredne, no ale cóż.... Taki już jest jej urok. Przysunęła sie niego trochę i "przypadkiem" przejechała ręką po jego kolanie. -Co mi jeszcze powiesz mój drogi?- spytała dalej mu się przyglądając... Ach Frederick, Frederick... w sumie to był nawet przystojny... ciekawe, czy rodzicom by się spodobał... I jaki by ył w stosunku do niej...
Zrobił przerażoną minę, nie chciał jej zdenerwować ani urazić! - Przepraszam… boże… zbyt wścibski jestem, wiem… przepraszam. – Uśmiechnął się przepraszająco, rączki zaczęły mu się trochę trząść, co za stres! Nie chciał, żeby się na niego obraziła, czy coś. Bardzo zależało mu na jej aprobacie i może nawet sympatii. Ojej, a więc wyczuła? No cóż… nie miał nic przeciwko, o ile będzie chciała mu poświęcić trochę uwagi. Zarumienił się jak słodki buraczek i uśmiechnął nieśmiało. Zastanowił się chwileczkę i pochylił w jej stronę, by następnie wyszeptać jej do ucha: - A powiem ci, że jesteś naprawdę przepięknie. Ta czerń podkreśla twoją nieskazitelną figurę. – Hoho, ale z niego flirciarz.
Zatrzęsły mu się łapki... niedobrze... Elena chwyciła je delikatnie i przysunęła sie jeszcze bliżej. -Spokojnie, nic ci nie zrobię...- powiedziała ciho i miękko. Teraz chłopak nachylił się do niej i zaczął jej szeptać kilka komplementów. -Hmm... Słodziutki jesteś.- szepnęła figlarnie zaglądając mu w oczka. Położyła mu dłoń na policzku i przez kilka minut wydawać by się mogło, ze chce chłopaka pocałować, ale... Nie, nie, nie... To nie w jej stylu. W ostatniej chwili odwrociła głowę jakby nigdy nic. -Ty też wyglądasz niczego sobie.- rzuciła od niechcenia.
Czemu niedobrze? Po prostu był nieśmiały i nie był obyty w tej całej sztuce uwodzenia, przez co się stresował, to wszystko. -Ja, ja się o to nie boję… - Uśmiechnął się niepewnie do przysuwającej się do niego Elenki. No bo przecież nie o to mu chodziło, prawda? Powinien się trochę podszkolić w kontaktach z kobietami, bo jak na razie umiał tylko zdobywać ich przyjaźń. Znaczy tak specjalnie, bo czasem efektem ubocznym było zauroczenie, ale cii. - Dziękuję… - No i znów się zarumienił. Okrutna była z tym swoim zwodzeniem, naprawdę. On już się cieszył, że zasmakuje jej umiejętności oralnych (jakkolwiek to brzmi xd), a tu nic. Szkoda wielka, ale to go jeszcze bardziej zdeterminowało! - Nie tak dobrze jak ty.
Dlaczego niedobrze? Bo jeszcze jej tu zejdzie na zawał i co bedzie? Elenka będzie miała kłopoty, a tego przecież nie chcemy, prawda? Cieszyć to on się mógł. Elena nikomu nie daje się dotknąć, więc niech się w ogole cieszy, ze siedzi tak blisko niego. Teraz praktycznie stykali sie ramionami. Dziewczyna znów sie uśmiechneła slysząc jego ostatnie słowa. -Lizus...- zaśmiałą się cicho. To był żart oczywiście... choć trochę wredny. Dziewczyna oparła wygodnie głowę o ścianę i wyciągnęła nogi zakładając jedną na drugą. W słabym świetle kuli można było zobaczyć zarys jej butów. -A tak to co u ciebie? Masz kogoś?- spytała jakby od niechcenia bawiąc jej rękawem sukni.
Aż tak się nie stresował, spokojnie. Może i nie był do końca obeznany w kontaktach z płcią przeciwną, ale jednak Elenka nie była pierwszą dziewczyną, z jaką miał styczność. Choć z pewnością należała do tych najpiękniejszych. O, to rzeczywiście miał powód do radości, skoro dostąpił takiego zaszczytu. Miło było tak sobie z nią siedzieć ramię w ramię i rozmawiać, nie podejrzewał nawet, że sprawi mu to tyle przyjemności. Ale widocznie Elenka tak właśnie działała na facetów. - Wcale nie. Jestem po prostu szczery i mówię, co widzę. – Uśmiechnął się do niej, jednocześnie czując, że to też mogło zabrzmieć jak lizustwo. Ale prawdę mówił, nie miał zamiaru się do niej przymilać na siłę, taki po prostu był. - Niee… jestem singlem. Chociaż mam kogoś na oku. – Spojrzał na nią z ukosa, asymetrycznie wyginając usta w osobliwym uśmiechu. – A jak to jest z tobą?
mowiłam, ze lizus! Więc sie nie wypieraj! Ale dobra, mniejsza z tym... Jego słowa faktycznie zabrzmiały jak podlizywanie się, ale ok. Elenka tylko zachichotała. Spojrzałą na niego z ukosa... On singlem? W życiu by się nie spodziewała! Ale gdy się tak uśmiechnął patrząc na nią jej oczy dziwnie zablysły... I wcale nie był to błysk podniecenia, czy czegoś w tym stylu. To było coś bardziej... złosliwego i wrednego. -Jeszcze sie nie znalazł taki, który podjąłby sie próby starania o mnie.- powiedziała dumnie i jakby z wyższością. No bo w sumie to była prawda... Felix miał byś jej mężem, fkt, ale to było tylko dlatego, bo cała reszta stchurzyła. A chłopak o którym była mowa w którymś z powyższych postow... dawno temu i nie prawda. Nie ważne i tyle.
A jednak, był wolny jak ptak, choć właściwie bardzo już nie chciał taki być. Znudziło mu się to, wszak i tak nie romansował na prawo i lewo. Chciał tylko takiej prawdziwej miłości, o. Nie spodobał mu się owy błysk w jej oczach, miał w sobie coś groźnego, coś niezbyt przyjemnego. - Niemożliwe. Nie uwierzę. Musieli podejmować próby, oczywiście, faceci to w większości nie godny uwagi plebs, ale potrafią dostrzec tak piękne przedstawicielki płci przeciwnej jak ty. – Pokiwał głową z niedowierzaniem, po czym uśmiechnął się do niej ni to figlarnie, ni to zalotnie, ot, tak po prostu. Nie chciał, żeby to co powiedział, było jakoś opacznie zrozumiane.
hehehe... Frederick, uważaj, bo Elenka jeszcze sobie coś pomyśli! Dziewczyna zauwazyła, ze chłopakowi coś się nie spodobało, ale nie do końca wiedziaął co... w końcu ona tego błysku nie widziała, nie? -Ach... widzisz, nie wiem czemu, ale każdy ucieka po kilku minutach rozmowy ze mną...- powiedziałą jakby urażonym głosem, jakby na pradę ja to bolało. Odwzajemniła chłopakowi uśmiech. -Uważaj, bo jeszcze pomyśle sobie, ze się do mnie zalecasz.- ostrzegła do żartobliwie. Dobry byłby z niego opolecznik... tylko czy nadaje się na śmierciożercę?
Ojoj, powinien być bardziej dyskretny, bo jeszcze obudzi w dziewczynie jakiś uśpiony instynkt i będzie po nim. Ano nie widziała, ale chyba panowała nad nimi choć trochę, prawda? - Oj, niemożliwe. Przecież bardzo fajnie się z tobą konwersuje! Może po prostu ich onieśmielasz… - Uśmiechnął się ponownie, naprawdę nie rozumiejąc, jak to tak można zostawiać Elenkę! Na kolejne jej słowa chciał odpowiedzieć zaczepnie, że nie dziw, bo to przecież trochę prawda, ale ze swojej wrodzonej nieśmiałości uśmiechnął się tylko i znów zarumienił, odwracając wzrok na bok. Fredson śmierciożercą? Oj nie, nigdy. Zbyt szanował ludzkie życie, żeby kogokolwiek go pozbawiać.
Ojojoj... Frederick sie zarumienił!!!! Elena wyciągnęła swą piękną rączkę, przełożyła za jego głową i zaczęła go delikatnie "smyrać" po prawym uszku. Ona siedziaął po jego lewej. -Widzisz? ty mnie lubisz, ale oni uciekają...- powiedziała głosem nadąsanej pięciolatki. On chyba nie wiedział, że Elenka sie tylko bawi... Chociaż z drugiej strony... Matka szuka jej tego cholernego męża, Felixa nie można nigdzie znaleźć, a ona też nie trafiła jeszcze na żadnego konkretnego Ślizgona... Nie, jeszcze nie, jeszcze musi poszukać. Szkoda, ze Fredi by się na Śmierciożerce nie nadawał... Fajnie y było mieć go zawsze przy sobie, żeby był jedną z najbliższych jej osóbek...
Nie pierwszy raz podczas ich rozmowy, prawda? Coś za często się rumienił, pewnie wyszedł na ciamajdę i w ogóle takiego, co nie potrafi rozmawiać z kobietami, ale Elenka była pierwszą osobą, przy której tak się działo, no słowo daję! Uśmiechnął się do niej, kiedy zaczęła miziać go po uchu. Było to wszak bardzo przyjemne i przeszedł go dreszczyk. - Bo to idioci. – Pokręcił głową, zażenowany poziomem pozostałych przedstawicieli jej płci. Doprawdy, jak tak było można no! A bawiła się? Oj nie, biedny Freddie. Chociaż sam nie wiedział, czy nie wolałby przypadkiem nie wplątywać się w związki. Życie singla miało swoje plusy, a teraz dodatkowo starał się skupić na nauce. No niestety, brzydził się agresją i sięgał po nią tylko w wyjątkowych momentach, takich naprawdę kryzysowych.
dziewczyna uśmiechneła się pod nosem... -Taaaak... Sprubuj to wytłumaczyć moim rodzicom.- westchneła jakby w zadumie.- Matka na siłe chce mi znaleźć męża... juz raz sie prawie udalo, ale na pół godziny przed ceremonia Felix gdzieś zniknął... Od tamtej pory szukają go po całej Europie, ale on chyba zapadł sie pod ziemię... Wyglądała na zmartwioną. A może tylko udawała? To wiedziaąl tylko panna Marion. Ale wiecie co? Powiem wam w tajemnicy, że to była tylko po częście gra. Tak naprawdę Elenie było toche szkoda faktu, ze Felixa ktoś porwał. Moze dałoby się do wychować na dobrego i potulnego męża? Niestety tego już sie nie dowie... Ale wracając do naszego drogiego Fredericka... czyżby on rówież rozmyślał o tym, czy by się z Elenka nie spiknąć? Ale chyba mu sie pasował wakt tak zwanej "przeocy" w jej rodzinie i usposobieniu... no cóż trudno...
Nie bardzo wiedział, co mógł odpowiedzieć na taką historię. Nie rozumiał w ogóle tych tradycji starych rodów czarodziejów… jak można zmuszać kogoś do ślubu z kimś, kogo się nie kocha? Ba! Z kimś, kogo się nie zna, co już jest zupełnie irracjonalne. I potem spędzić z tą osobą resztę życia, możliwe że nawet nie dogadując się ze sobą zupełnie… - Ten Felix też widocznie był idiotą. Ale wiesz… może to lepiej, że uciekł przed ślubem, niż po nim. Skoro taki był z niego łajza. – Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco, próbując dodać tym trochę otuchy, bo rzeczywiście wyglądała na dotkniętą. Oj, pewnie że by mu nie pasował. Długo by sobie nie pożył w rodzinie Elenki, bo od razu by się sprzeciwił agresji.
westchnęła głęboko. -Idiota, nie idiota, ale jedyny który chciał sie zenić... fakt faktem, nie był z tego zadowolony, ale jak raz obiecał po pijaku to "jego honor mu nie pozwalał mnie wystawiać"- powiedziała jakby z lekką kpiną. No to ją akurat w felixie bawiło. Ona na jego moejcu po prostu by to olała, z resztą jak większość ludzi jej pokroju. A on do tego wszystkiego łudził sie ze ja zmieni! Śmiechu warte! Ale przynajmniej wiedział czego chce i miał jakiś oplan... Ktory ktoś mu popsuł porywając go sprzed oltarza... co za bazczelność! I do tego nikt nie wiedział kto to zrobił!Ehh... Ale wracając do Fredericka... Ciekawe jakby rodzice zareagowali, gdyby zaczął im sie stawiać... nie, najpierw by się musieli na niego zgodzić, a to jest akurat nie mozliwe. od razu widać, że to ona ma władze nad nim, a nie on nad nia. To by im się nie spodobało...
Sebastian wędrował sobie to tu to tam. Nie niemiał zajęć. Była niedziela wczesnym rankiem wszyscy spali albo byli w wiosce nie opodal. W najlepszym przypadku byli w Londynie oczekując kogoś z rady wyższych by dane było im poznać smak szlabanu. Prawdę mówiąc Sebastian nie miał ochoty się z nikim widzieć nawet Magic’a odesłał do wszystkich diabłów aczkolwiek podobnież istnieje tylko jeden. Nie chodziło o to że miał jakiś zły nastrój bo tak naprawdę czuł się nawet dobrze po prostu nie miał ochoty na kolejne rozmowy o niczym, poznawanie nowych osób czy też umoralnianie ze stron tych którzy sami doskonali nie byli. Mając do wyboru tylko te trzy warianty chłopak wybrał czwarty i skierował się tam gdzie nie powinien nikogo zastać. Zwłaszcza dzisiaj i zwłaszcza o tej porze. Tak więc Sebastian doszedł do „Sali końca” Prawdę mówiąc nie cierpiał tego miejsca. Było to chyba jedynie miejsce w całym zamku którego szczerze nie cierpiał. Gdy wchodził ta przeklęta kula nigdy nie reagowała. Więc co to miało niby znaczyć? Oczywiście to że dla niego nic się nie kończy a wszystko pozostaje takie samo co wcale nie było takie fajne jak niektórym się zdawało. Życie w którym nie nadchodzą żadne zmiany staje się nudne, bezcelowe a w gruncie rzeczy nieistotne i nikomu nie potrzebne. Na szczęście Sebastian nie przejmował się takimi błahostkami więc czasami wracał do ów pomieszczenia. Było tam przyjemnie ciemno i cicho a to w danym momencie było najważniejsze. Chłopak wszedł do Sali wcale nie zdziwiony że kula potraktowała go gorzej niż ducha. Swoją drogą ciekawe czy dla Ducha może się coś skończyć? Kiedyś będzie musiał zaprowadzić tutaj Krwawego Barona albo Mnicha. Sebastian usiadł w rogu i wpatrywał się w gwiazdy bo naprawdę zdawać by się mogło że one w tym pomieszczeniu istnieją. Magia naprawdę bywała fascynująca! Kiedy tak przypatrywał się tym gwiazdom oczy mu się zamknęły i chociaż nie zasnął to przeniósł się w stan błogiej nieświadomości. Ciekawe ile osób by teraz chciało wykorzystać ten moment i przetestować na nim kilka swoich zaklęć? Zapewne więcej niż połowa szkoły. No cóż droga wolna..
Zajęte
Rachela Woodlay
Wiek : 39
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, oklumencja i legilimencja
Niedziela? Dzień wolny od pracy? Nie, to zwyczajne marnowanie czasu a przecież ona zawsze miała tak napięty grafik, że godzinna przerwa, chwila oddechu to jedyne, na co mogła sobie pozwolić. Byli tacy, co trwonili cenne minuty w towarzystwie innych im podobnych, albo we własnym, pijąc do lustra i prowadząc monolog do butelki ognistej whisky. Szóste piętro, na którym mieściła się klasa artystyczna, obok numerologii i starożytnych runów, było rzadko odwiedzane przez panią Woodlay, jednak miała chwile słabości, oddając się sentymentom, by zaglądnąć w stare kąty, w których naście lat wcześniej lubiła przesiadywać. Jednym z nich było dawne atelier, gdy do niego wchodziła, kątem oka zauważyła Sebastiana, snującego się po korytarzy. Jej dłoń zatrzymała się na klamce, pamiętała bowiem o powierzonym jej zadaniu. Ale mimo wszystko nie zamierzała teraz śledzić go, czy kontrolować. Wizyta w klasie, przeznaczonej do zajęć plastycznych, była stosunkowo krótka. Wcześniej zdołała odnaleźć tutaj parę swoich prac z dawnych lat, stwierdziła iż bezpieczniej będzie je zabrać. Nie musza wiedzieć, że za młodu trwoniła czas na hobbistyczne zapędy. Zagarnęła parę pergaminów i wyszła z pomieszczenia. Znalazłszy się u szczytu schodów, stanęła na krawędzi pierwszego stopnia i...zawróciła. Poczucie obowiązku było silniejsze od niej, jeżeli postąpiła słusznie, może jeszcze zastanie Sebastiana w Sali Końca, do której zmierzał. Jeżeli nie, będzie spokojniejsza, sumienie zaś czyste, jak na osobę, która go zupełnie nie używa. Chwilę później stanęła przed kolejnymi drzwiami, lekko pchnąwszy je do wewnątrz. Światło z korytarza przeniknęło do wnętrza pomieszczenia, gdzie jedynym źródłem światła była zawieszona w powietrzu kula. Ostrożnie weszła do środka, rozglądając się po wnętrzu sali. Szybko zlokalizowała owego studenta, leżącego na poduszkach i pogrążonego w błogim śnie. Niemalże na palcach podeszła doń, kładąc zimną dłoń na jego ramieniu. - Sebastianie...- Szeptem wymówiła jego imię, dbając o to, by jego wybudzenie nie było gwałtowne.
Picie do lustra i rozmawianie z butelką ognistej? Zajechało mi tu Sebastianem. Oczywiście tylko tak delikatnie w sporadycznych sytuacjach! A tak swoją drogą podobnież praca w Hogwarcie jest non-stop i nigdy nie ma się od niej wolnego. Może to właśnie dla tego ludzi, którzy pracują w tej szkolę zwą pracoholikami? Coś w tym jednak musi być. Sebastian nie spał na tyle mocno, by można go było przestraszyć czy podejść a bynajmniej z reguły, bo jak dobrze wiemy od każdej reguły są odstępstwa a w tym przypadku była to pani psor. Błogim snem bym tego nie nazwał, a raczej odpoczynkiem z zamkniętymi oczyma. Na dobrą sprawę Sebastian nie miewał spokojnej nocy już od kilku, a może nawet kilkunastu lat. Zawsze koszmary, które wybudzały go odrętwiałego i zmoczonego potem. Zawsze inne, chociaż tak samo przerażające, jak, gdyby psychika sama mu podpowiadała nie unikniony koniec. Sebastian powoli otworzył oczy, by przyzwyczaić się do panującego tu mroku. Jej dotyk sprawił mu dziwną przyjemność, chociaż chłodny to taki… Niezwykły? Kojący? Sam nie wiem jak to nazwać! Owszem, był pod wrażeniem tego jak weszła tutaj pani profesor, bo nawet jej nie usłyszał jednak, z drugiej strony nie było co się dziwić, bo w końcu była Aurorem i to na pewno nie, byle jakim. Sebastian ją lubił i czasami żałował, że musi mieć do niej taki ograniczony stosunek ze względu na własne sprawy. To był kolejny punkt dlaczego nienawidzi swojego kraju i tamtejszego ministerstwa. Dać mu „prywatnego” Aurora, żeby go śledził i kontrolował? A, gdzie wolność i takie tam? O Rachela mówiła się różnie. Najczęściej przez jego rówieśników była nazywana „zimną suką” Jednak chłopak tak nie uważał. Miała w sobie cechy, które on cenił sobie najbardziej. Wyrafinowanie, chłodne podejście, dystans do otoczenia. Może też właśnie dla tego Igor ją tak sobie cenił? Lecz to już zupełnie inna historia.. - Żadnych szeptów.. – Mruknął w odpowiedzi poprawiając się do pozycji siedzącej dla wygody oczywiście! – A, więc witamy w klubie Pani Profesor. – Dodał z tym swoim delikatnym, aczkolwiek uroczym uśmiechem, który, chociaż wyrażał zdystansowanie to często był mylony z okazywaniem czułości. Nie łudził się, że oszuka kogoś takiego jak ona takimi sztuczkami i nawet nie próbował po prostu taki miał nawyk zresztą nawet, gdyby jej powiedział, że jest jego ulubioną nauczycielką, która dodatkowa naucza jego ulubionego przedmiotu i tak, by nie uwierzyła. Prawdopodobnie stwierdziła, by, że się podlizuję lub stara ją omamić. I tak właśnie zataczamy błędne koło wracając do jej pierwotnego zawodu.. - Co panią sprowadza do mnie? Przypadek? – Miło to być pytanie, chociaż zabrzmiało raczej jak stwierdzenie. Czasami zastanawiał się jakie, by były ich relacje, gdyby nie to, że miała go pilnować? Zresztą czego tu miała pilnować? Sebastian w Hogwarcie nie jednokrotnie się hamował nie zdradzając swej natury i planów, o których nie wiedzą nawet ci co są najdrożsi mu na sercu. Jednak obowiązek to obowiązek. Zresztą, kto jeszcze może pochwalić się, że jest pilnowany przez Aurora? No tak, faktycznie nie ma czym się tu chwalić.
Rachela Woodlay
Wiek : 39
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, oklumencja i legilimencja
Czy uwierzyłaby? Czy w ogóle dawała wiarę któremukolwiek z wypowiedzianych przez niego słów? Zdrowy rozsądek mówił, że na całą jego osobę trzeba brać ogromny margines. Jednak jej przeczucie gryzło się z myślami, uważała bowiem, że nie do końca jest tak, jak Ministerstwo naświetliło sprawę. Z resztą, oni zawsze mają tendencje do wyolbrzymiania pewnych spraw, na nich też trzeba brać poprawkę. A może jej intuicję zwodzi fakt, że chłopak należy do rodziny Igora? Dlatego ma jakieś wewnętrzne obiekcje, zrodzone z chęci zadośćuczynienia za stracony rok? Jej zawód powinien wykluczać tego rodzaju słabości, niczego się nie nauczyła? A może najzwyczajniej w świecie zapomniała? Pracując w Hogwarcie, musiała się przestawić na poczet nowego zawodu. Jej cierpliwość często jest wystawiana na próbę. Wracając do Sebastiana, podsumowując to wszystko, nadal był dlań zagadką. Dziwnym było to, jak niespełna dwudziestoletni chłopak, może wywoływać tyle sprzecznych uczuć. Coraz częściej myślała, czy w razie jakiejś niebezpiecznej sytuacji, byłaby w stanie zranić go, bez żadnych skrupułów? Na twarzy, którą zazwyczaj zasnuwała powaga, pojawił się lekki uśmiech, który tylko dobry obserwator mógłby dojrzeć. Nie promieniała radością, nawet nie szło temu wyrazowi przypną łatkę wyrafinowania czy pobłażania. Stanowił on enigmatyczny, nieodgadniony byt, który zabłąkał się na ustach kobiety. - Do klubu? Bynajmniej, jeżeli już mam oglądać gwiazdy, to wyłącznie pod gołym niebem. Magia jest rzeczą piękną, ale w pewnych względach nie dorównuje naturze. Niektóre rzeczy, dzięki paru zaklęciom, stają się tak niewymownie piękne, że aż sztuczne i uświadamiają widza, że są wyłącznie ułudą.- Odpowiedziała spokojnym, acz nieco monotonicznym tonem, wznosząc spojrzenie na sklepienie. Czyżby nie było weń ani krztyny wrażliwości? Kiedy ponownie przeniosła spojrzenie na chłopaka, miała wrażenie, jakby w jego postawie, sposobie mówienia, dawał jej do zrozumienia, że o wszystkim wie, stara się tolerować jej towarzystwo mając świadomość, że na razie nie ma innego wyjścia. Czy to możliwe? Przymknęła na wpół powieki. - Przypadek, przeznaczenie. Czy one rzeczywiście istnieją? Nie, nie panie Michaelis. Jestem jednym z pedagogów, mamy Wam zapewnić bezpieczeństwo. Widziałam, jak pan zmierza tutaj. Przeczucie kazało mi sprawdzić, czy wszystko w porządku.- Nadal w pozycji kucającej, znajdowała się blisko niego, w obu dłoniach trzymając parę zrulowanych kartek. - Jest tyle różnych pomieszczeń, dlaczego pokój końca?- Zadała mu nagle pytanie, ale zdawało się być zbyt sztuczne, żeby stało się zaczątkiem dyskusji.
Igor… Na dobrą sprawę Sebastian powinien mu być za wszystko wdzięczny. Za to, że naprowadził go, gdy chłopak zaczął odkrywać w sobie dar przemawianie mową węży, za to, że w ów czas odsłonił kurtynę prawdy, bo Sebastian sądził, iż traci zmysły. Za opiekę i wyratowanie, gdy był bliski skazania do Azkabanu i to właściwie dwu krotnie, chociaż ten drugi raz jest mocno nie pewnym gruntem, który mógł się zapalić pod nogami chłopaka i nawet Igor, by mu w ten czas nie pomógł. Lecz jego wujaszek interweniował na tyle wcześnie, by Sebastian miał mnóstwo czasu na pozałatwianie dawnych spraw. Powinien być mu wdzięczny za dom, a raczej posiadłość jaką na niego przepisał i za to, że wyznaczył Sebastiana na przedstawiciela ich rodu po jego śmierci. Za to i za wiele innych spraw powinien być mu wdzięczny, powinien go kochać. Lecz chłopak z całego serca go nienawidził. Nienawidził w, nim tego, że gdy obudziło się w, nim pierwsze zarodki zła on je podsycił chorobliwymi historiami i żądzą zemsty, za to, że zmienił go w człowieka gorszego od siebie. Brzydził się, nim i brzydziło go u Igora wszystko, co jest możliwe. Jednakże go szanował i tego najbardziej nie mógł znieść Sebastian. Nie mógł znieść szacunku jaki odczuwa w stosunku do wuja. Z twarzy chłopaka nie znikał ten sam uśmiech, którym wcześniej obdarzył nauczycielkę, chociaż wzrok podczas jej wypowiedzi powędrował ku gwiazdom. - Zapewne, racja. – Powiedział szeptem cichym jednak jak narkotyk wbijający się do ucha pozostawiając po sobie pustkę i pragnienie, by znów go usłyszeć. – Jednak ja mówiłem o kuli. – Stwierdził przenosząc spojrzenie na kulę, by także pani profesor zwróciła na nią uwagę. – Tą kulę można porównać do gwiazdy wybucha i odradza się na nowo. Nowa i piękniejsza. Z tym, że ta kula wydaje szepty, które mogą usłyszeć jedynie ludzie, dla których coś się skończyło. Nie słyszę szeptów, więc i dla pani wszystko zostało takie samo. – Sebastian uśmiechnął się i przeniósł swój wzrok na Rachela. – Na zajęciach nie ma Pani takiego monotonnego głosu. – Stwierdził w sposób przyjazny jak to zawsze czynił w stosunku do niej. Czy widział, czy też nie to i tak w danym momencie nie miało znaczenia. Nic, by to nie zmieniło no prócz ich stosunków oczywiście zresztą każdy ma jakieś sekrety. Ona to ukrywa, bo to jej obowiązek, on, bo tak czuje się bezpieczniej i uważa, że w danej chwili jest tak najlepiej. Jeśli uzna, że trzeba zagrać w otwarte karty na pewno ją o tym poinformuję. Może na korytarzu krzyknie za nią „Pani Auror mam dla pani prace semestralną!” Czy coś w tym rodzaju. - Naprawdę Pani tak uważa? Ciężko jest mi uwierzyć, że człowiekowi jest pisane z góry co i jak, ale sądzę, że przeznaczenie i przypadek istnieją. Inna sprawa, że to jaki będzie finał naszej egzystencji zależy wyłącznie od nas. Ludzie często myślą, że przeznaczenie to coś w stylu „Będzie tak, a nie inaczej” Sądzę, że coś nam pisane jest, ale to od naszych wyborów zależy, które przeznaczenie nas spotka. – Odpowiedział z lekka zamyślonym głosem. W końcu, gdyby przeznaczenie nie istniało to wizje jasnowidzów straciły, by na wartości a jasnowidzenie skończyli, by na bruku, bo, jeśli przeznaczenie nie istnieje to nie można niczego przewidzieć. – A swoją drogą można, by pomyśleć, że poszła pani za mną, bo myślała, że wyciągnę flaszkę Ognistej z za pazuchy. W końcu trochę czasu już minęło, odkąd straciłem punkty dla swego domu i prawdę mówiąc zapomniałem jak to jest mieć szlaban. Jednak niestety byłem tak roztargniony, że nie wziąłem ze sobą Ognistej, chyba że Pani Profesor coś ma? – Nie to wcale nie była kąśliwa uwaga dotycząca niektórych nauczycieli i nadużywania ich władzy w tej szkolę. To było jedynie lekkie i całkowicie niewinne stwierdzenie. - Dlaczego? Bo nie cierpię tej Sali. Jest to chyba jedyne pomieszczenie w całym zamku. Ta kula zdaje się z zemnie drwić a jednak czasem lubię tu przyjść. Panuję tutaj całkowity mrok, który pozwala odetchnąć od tego całego gwaru. Pozwala przemyśleć niektóre sprawy zresztą nie jest to tak złe miejsce na odpoczynek jak na przykład Sala strachu. – Powiedział w pełni z prawdą a bynajmniej z prawdą którą on sam potrafił się zmierzyć. Może przychodzi tu, bo liczy, że w końcu ta kula do niego przemówi? Kto wie..
Rachela Woodlay
Wiek : 39
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, oklumencja i legilimencja
Wahała się, czy nie przyłączyć się do chłopaka, siadając na stercie poduszek, które były rozrzucone dookoła pomieszczenia. Czy to w ogóle przystoi, by nauczycielka rozmawiała ze studentem, w ciemnym pomieszczeniu, gdzie nawet kraniec różdżki i odpowiednia inkantacja, nie były w stanie rozświetlić? Była tutaj od lat dwóch, utwierdziwszy wszystkich, że zawód pedagoga jest jej pisany. Zdołała wyrobić sobie dobra opinię, oczywiście w gronie nauczycielskim, bowiem studenci, szczególnie ci, co nie przejawiali wiele talentu, lub po prostu nie mieli serca do jej przedmiotu, wręcz potrafili nienawidzić i ciskać obelgi za jej plecami. Ale ona nie jest tutaj po to, by wszyscy ją uwielbiali, to nie jest konkurs na najsympatyczniejszego belfra, ona jest tutaj po to, by ich nauczyć, aby choć w minimalnym stopniu byli w stanie korzystać z przekazanej im wiedzy. Dlaczego ma często i gęsto wrażenie, że rzuca grochem o ścianę? Jedynie takie osoby jak Sebastian, Patryk czy Bell, podnoszą ją na duchu. Chłonne umysły, wyjątkowa umiejętność posługiwania się magią, talent. Dla nich było warto przyjść na lekcje. Dla Alexis też, bo choć odstawała od wcześniejszych, wymienionych, to miała w sobie tą zawziętość, która w przyszłości pozwoli jej przysłowiowe góry przenosić. Ważny jest fakt, że się stara i nie spoczywa na laurach. Może w końcu odkryje swój żywioł, który stanie się jej powołaniem? A co z Sebastianem? Każdy byłby zadowolony z wybitnych osiągnięć, jakie zyskuje na lekcjach, ale Rachela wciąż miała wrażenie, że nie daje z siebie wszystkiego, że pokazuje zaledwie cząstkę tego, co potrafi. Dlaczego? Może nie chce się z czymś zdradzić? Bynajmniej nie z lenistwa, powód tego leżał gdzieś głębiej. Czy uda jej się go odkryć? Może stanie się to dziś, w zaciszu pokoju końca? A może kiedy indziej, poza murami Hogwartu? Jak myślisz Sebastianie, czy to będzie kwestia przypadku, a może losu przeznaczenie? Nie zaprzątając sobie myśli, czy wypada, czy nie, usiadła na skraju poduszki, położywszy rulon na padole sukienki, prawą ręką wsparła się o podłoże, stabilizując pozycję, w jakiej się teraz znajdowała. - Prawie jak teoria wielkiego wybuchu, dzięki której miał powstać wszechświat.- Skwitowała, ale choćby godzinami spoglądała się w tą kulę, nic przypuszczalnie nic by ją nie zachwyciła. Ni musiała się także dalej zastanawiać i doszukiwać weń czegoś nadzwyczajnego, bo kolejne słowa chłopaka zaskoczyły ją. Tak, kiedy mówiła o czymś, co ją fascynowało, nie umiała zatuszować w swoim głosie zainteresowania tematem. - Doprawdy? Chyba jesteś w gronie nielicznych, którzy słuchają w ogóle moich wykładów. Jedynie gdy do ćwiczeń przychodzi, próbują skoncentrować się na poleceniach i to też, z różnym skutkiem.- Stwierdziła, odwracając wzrok.- Może dlatego, że to o czym mówię znam dobrze? A jak Twoim zdaniem przemawiam? - Głos niknął w czterech ścianach, wchłonięty przez eter.Gdyby kula choć raz do niego szeptem się ozwała, pewnie jej tonacja pasowałaby do tembru profesor Woodlay. - Z tym różnie bywa, tyle jest religii, mówiących o Bogu, który może decydować i ingerować w nasze życie, że los , choćbyśmy nie wiem jaką drogę wybrali, i tak postawi na swoim.- Na moment przymknęła powieki, filozofia była jak rwąca rzeka, próbując ją pokonać, można przewrócić się i zostać porwany siłą nurtu. Ona nigdy nie miała końca, niezależnie nad jakim tematem przyszłoby im się rozwodzić. - Przypadek a przeznaczenie, to dla mnie dwa różne terminy. Pierwszy brzmi niemalże tak samo jak zbieg okoliczności, drugi zdaje się być zaplanowany przez coś...niezależnego od nas. W każdym razie wszystko sprzysięgło się przeciwko Tobie, bo ani Ty nie zadbałeś o alkohol, ani ja o jego posiadanie.- Rzekła z nutką rozbawienia, jednak układ brwi nadał jej twarzy wyrazu podejrzliwości. - Cisza i półmrok to atuty także sali wykładowej Magii Żywiołów, a ostatnio Cię w niej nie widziałam, kiedy prowadziłam lekcje.- No, no. Najwidoczniej niczego nie da się ukryć przed panią Rachelą. Ale nie widać było, aby w jakiś sposób miała mu za złe tą absencję na zajęciach. Byle nie weszło mu to w nawyk.
To co przystoi i to czego nie przystoi. Wieczny dylemat nauczycieli odnośnie tego jak się zachowywać wśród uczniów. Rzadko, który nauczyciel potrafił odnaleźć równowagę między tymi dwoma aspektami. Rzadko, który nauczyciel był w porządku wobec uczniów i karał tylko w, tedy, kiedy musiał, a nie, kiedy mu się podoba lub ma zły nastrój. Władza miesza w głowach, bo, chociaż nauczyciela są po, to by nauczać i jak wcześniej zostało wspomniane, pilnować uczniów to bardzo często zapominają, że wół także był cielęciem. Oczywiście nie wszyscy są tacy! Nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka, bo to tak samo, jak gdyby powiedzieć, że wszyscy uczniowie są tacy, a nie inni a przecież każdy jest zróżnicowany. No i nie ma także co się oszukiwać, że uczniowie tak samo, jak niektórzy nauczyciele święci nie są. Jednak są tacy, którzy, gdy tylko wyczują dobrą wolę nauczyciela naginają ją do granic wytrzymałości. Sebastian starał się nie łamać regulaminu i nie wchodzić w drogę nauczycielom, lecz nie zawsze chciało mu się iść do pobliskiej wioski, skoro równie dobrze może napić się Whisky tutaj w szkolę. No cóż każdemu zdarzy się złamać regulamin, bo jak przypuszczam nikt w tej szkolę święty nie był i nie będzie to jednak ważne jest, by całkowicie nie przegiąć. - Fascynuje nas to czego nie znamy. Ludzie czy przedmioty to żadna różnica. Badamy to od podstaw aż w zupełności nie poznamy każdą cząstkę wszystkiego nie pozostawiając nawet kropli niewiedzy następnie nudzimy się tym i szukamy nowego obiektu fascynacji. Dla tego ta kula jest dla mnie taka fascynująca, bo zdaje się być dla mnie zagadką. Znam wyłącznie jej cel, a nie powód istnienia czy, chociażby zaklęcie przez, które została stworzona. Nie wiedza to ograniczenie ciała lub umysłu to przekleństwo, na które sobie nie mogę pozwolić. – Powiedział wciąż wpatrzony w kulę. Podniósł nogę dla wygody zaś na kolanie położył swą dłoń i odchylił do tyłu nieco głowę. - Możemy założyć, że przeznaczenie i przypadek nie istnieją, lecz z równym skutkiem możemy założyć, że przez pierwsze lub drugie oboje się tutaj spotkaliśmy. Mi się nie podoba myśl, że coś steruje moim życiem, lecz nie jestem ograniczony, by nie brać pod uwagi innych możliwości niż te, które uważam za słuszne. – Powiedział wciąż nie patrząc na nauczycielkę. Wpatrzony w kulę siedząc w półmroku mógł zdawać się osobom nie z tej ziemi. Oderwaną na chwilę od swej planety, by zasiąść tutaj i nacieszyć ludzkie oko. Owszem, Sebastian nie dawał z siebie za wiele na zajęciach a prawdę mówiąc często udawał, że nie radzi sobie z jakimś zaklęciem, chociaż mógłby je rzucać z zamkniętymi oczyma. Nie jest to lenistwem a złudzeniem, które ma sprawiać, że widzisz go, inaczej niż jest naprawdę. Widząc wiecznie uśmiechniętą twarz nie przyjdzie ci do głowy, ile smutku nosi jego serce. Widząc jego słabość nie pomyślisz jaki jest silny. Widząc jego przeciętność nie pomyślisz, że jest ponadprzeciętny. Złudzenie, na które mami większość osób daje mu swobodę i bezpieczeństwo. - Zawsze Panią słuchałem, bo zawsze było warto. „ Krzycz a będą cię słuchać mów mądrze a będziesz słuchany. „ – Zacytował z jednej ze swych ulubionych książek. Prawdę mówiąc, Sebastian mocno odstępował od założeń swojego domu. Nie gnębił i nie nienawidził uczniów z Gryffindoru. Często można było go spotkać w bibliotece zgłębiającego wiedzę. Ci z Huffelpufu się go nie bali tylko dla tego, że należy do domu Slytherina. Zresztą często ich bronił przed innymi Ślizgonami, bo takich gnębić lubi. Może wyjątkiem jest tutaj Florian, który na jego widok ucieka, gdzie pieprz rośnie, lecz to akurat nie jego wina. - Nie wiem jak to określić. Fascynującym? Z pasją? Po prostu coś w Pani głosie sprawia ze chce się słuchać. Słychać i widać, że naucza nas pani nie dla tego, że pani musi i, za to płaca, lecz, bo chce. Taka drobnostka a tak wiele zmienia. – Powiedział po chwili milczenia, by przenieść swój wzrok na kobietę. – Doprawdy zauważyła pani moją nieobecność? – Nie było słychać dziwienia. To było raczej stwierdzenie niż pytania a pytanie brzmiało, gdzie i co w, tedy robił? Można przypuszczać, że w, tedy był z Morganą, chociaż pewności nie miał. – Zgubiłem się. Jestem tutaj od niedawna. – Powiedział lekko tonem, który nie wskazywał na skruchę lub tłumaczenie. Lubił jej lekcje i przedmiot jakiego wykładała, ale często zdarza mu się nie przychodzić na jakąś lekcję. To co tutaj uczniowie przerabiają on dawno zaliczył w swojej szkolę. Nie jego wina, że tutaj nauczyciele mają metodę pięciu lekcji o tym samym, chociaż metoda nauczania jest zależna od uczniów. Prawdę mówiąc, gdyby dali Sebastianowi szanse, to by zaliczył pierwszy rok bez problemu i byłby teraz na drugim. Chociaż właściwie… Miał taką szansę! Pamiętam jak szedł na egzaminy, ale nie doszedł. Gdyby tylko nie spotkał w, tedy na korytarzu tej pięknej dziewczyny… - To prawda, chociaż zapomniała pani dodać, że jest tam zimno. – Powiedział z uśmiechem. – Lecz uczniowie, którzy widzieli, by mnie codziennie idącego do pani auli pomyśleli, by, że albo jestem nad wyraz głupi albo, że mamy romans. Mnie osobiście nie interesuje moja reputacja w tej szkolę, ale pani chyba nie może sobie pozwolić na jakąkolwiek skazę i domniemane plotki prawda? – Jak, by na to nie spojrzeć była to prawda, chociaż w dosyć bezpośredni sposób przekazana to jednak prawda.
Rachela Woodlay
Wiek : 39
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, oklumencja i legilimencja
Uśmiechnęła się perliście, usłyszawszy jego stwierdzenie, jakoby mieli ją podejrzewać o romans z uczniem. - Wybacz, ale raczej skłanialiby się ku temu pierwszemu. Choć nie uważam, byś był osobą pozbawioną rozsądku. Jestem raczej ostatnią osobą, którą by posądzali o romans z którymś, z wychowanków.- Odpowiedz jak najbardziej szczera. Była raczej osobą odpychającą niżeli wywołującą jakiekolwiek uczucia. Nie zdolna do romansów, chwilowe zauroczenia były jej obce. Być może tylko jakieś głębokie, szczere uczucie mogłoby stopić ten lód, pokonać mur obronny, którym się otoczyła. Promiskuityzm nie był w jej zwyczaju, nie potrafiłaby się także związać z kimś. Już jeden taki miała za sobą, możliwe, że z powodu tego iż był aranżowany, z góry skazany był na porażkę. Jednak mogła trafić gorzej, na człowieka, który zmuszałby ją do poddania się woli starszych. Igor był czułym, opiekuńczym człowiekiem, potrafił z siebie wykrzesać wiele, a ona nadal była niewzruszona. Wdzięczność, tylko tyle była w stanie mu dać. Uwolniła go od obietnicy, złożonej podczas zaślubin, aby znalazł kogoś, kto będzie w stanie odwzajemnić uczucia. Widziała smutek i zawód w jego oczach, jednak wiedziała, że bez niej będzie mu lepiej, zyska możliwość odnalezienia drugiej połowy. Zasługiwał na to, przynajmniej z jej perspektywy. Te zdarzenie uczyniło ją ostrożniejszą w dalszych wyborach. Nie była desperatką, jeżeli przyjdzie jej resztę życia spędzić samotnie, była na to gotowa. - Nieznane nas urzeka, ale chyba jeszcze bardziej pociąga to, co zakazane. Brnąć dalej w swych obserwacjach, pochłonięci konkretnym tematem, napotykamy często granicę, a ciekawość robi swoje. Choćby klątwa na nas miała ciążyć, poświęcamy się, czasem nieświadomie stawiając wszystko, co posiadamy. Za cenę czego? Nie zawsze jesteśmy do końca pewni. To już chyba zostało wpisane w naszą naturę.- Palec wskazujący przeciągnęła wzdłuż swojej żuchwy. Czy warto pogrążać się w dalszym rozważaniu tego tematu? Nie warto, słowa bowiem zdawały się o niczym nie przesądzać. - Przyjmijmy więc, że każde z nas jest panem własnego losu. Tak będzie zdecydowanie krócej. Nie stawiajmy pytań, które dotyczą przeszłości, jak się tutaj znaleźliśmy i co temu sprzyjało. Liczy się skutek naszego spotkania. Może wynikiem tego, będą częstsze wizyty na zajęciach?- Dzięki swoim umiejętnością, potrafiła wyczuć kłamstwo, brak szczerości wobec jej osoby, jednak ze strony Sebastiana nigdy nie były one rażące, raczej nie łgał, tylko sprytnie skrywał prawdę, mijając się z nią po drodze. - A ja myślałam, że "Czasem trzeba zamilknąć, żeby zostać wysłuchanym." Ale ciesze się, że potrafię wzbudzić jeszcze zainteresowanie uczniów.- Bursztynowa tęczówka złapała refleks światła, na moment zapłonąwszy żywym złotem. Trafił w samo sedno, udało jej się dostać posadę jako nauczyciel tego przedmiotu, który był jej pasją. Ujarzmianie żywiołów, to piękna sztuka. Zawsze zaskakują, czasem tak wprawnym ręką, jak jej, potrafią wymknąć się spod kontroli. Czy mogłyby się jej znudzić? Bynajmniej.