Sala ta jest bardzo nasłoneczniona, a z jej okien widać obszerny dziedziniec. Pełno tu klatek, w których czasami pojawiają się kociaki do ćwiczeń, jedna szafa jest pełna kufrów, a omnikulary ułożone na regale mają tendencję do uciekania, bowiem te egzemplarze mają albo królicze łapy, uszy lub ogony.
Wjechałem do klasy zaledwie kilka sekund przed czasem co doprowadziło do tego, że wszystkie ciekawsze miejsca były zajęte, więc zasiadłem sam z tyłu sali rozglądając się po sali. Chciałam tutaj być dokładnie tak samo jak pragnąłem wymywać dupska wszystkim hipogryfom z Zakazanego Lasu. Jasne, Bergmann nie był wprawdzie chujem jak Craine, ale brakowało mu czegoś co miał Dear, a fakt, że wcześniej uczył mnie w Trausnitz wcale nie ułatwiał sprawy. Mimo że nie byłem fanem tego przedmiotu to lekcje z Dearem jakoś mnie przyciągały, a tutaj pojawiałem się tylko po to by pod koniec roku dostać upragnioną parafkę na świadectwie ukończenia studiów i móc rozpocząć upragnioną karierę. Pewnie normalnie miałbym wszystko w głębokim poważaniu, ale z racji tego, że siedziałem sam to nie miałem specjalnie wyboru i postanowiłem przynajmniej spróbować skupić się na lekcji, a czekając na to aż nauczyciel w końcu zacznie mówić przejrzałem nawet moje transmutacyjne bazgroły z zeszłego roku - wiele z nich nie wyciągnąłem, ale zawsze coś. Musiałem chociaż trochę poudawać, że mi zależy dlatego wpatrywałem się w profesora i zmusiłem się do maksymalnego skupienia - może nie nie przepadałem za przedmiotem, ale starałem się zrobić dobrą minę do złej gry.
SZCZĘŚCIE: 2 PREFERENCJE: 0,5 - bo Bergmann jednak nie jest Crainem XD KONCENTRACJA: 4 TALENT: 1 CAŁOŚĆ: 7,5
Transmutacja: 9 Kostka: 6 Bonus za materiał: 4 Suma: 19 Anomalia, jeżeli występuje: A
Arli nie była przygotowana na to zaklęcie - prawdę mówiąc, kiedy wcześniej mówiła o nim Brooks, obawiała się, że to właśnie za pomocą Invento będą musieli wyczarować swoje ławki. Kiedy więc ponury żniwiarz Patol, pusząc się i stękając nad tym, jaki to cudowny czar, ogłosił, że takie będzie ich zadanie, Arleigh westchnęła tylko ciężko i odruchowo zacisnęła dłoń na różdżce. Doskonale pamiętała, że w podręczniku to zaklęcie widnieje w tabeli "zaklęć wymagających, dla zaawansowanych". Czy czuła się zaawansowana? Chyba w stanie zaawansowanego rozkładu. Zerknęła nieśmiało w stronę wyczynów Eliego i Victorii. Wydawali się znacznie pewniejsi siebie i ich ławki były... Cholera, był niemalże perfekcyjne. Armstrong zacisnęła zęby, zamknęła oczy i wyobraziła sobie ławkę, przy jakiej zawsze siedzi. Poczuła pod palcami chłodne drewno, widziała, jak otwiera szufladę, chowając do niej kałamarz. No dalej, przecież to tylko cholerna ławka! Wysunęła przed siebie dłoń z trzymanym w niej kasztanem i dźgnęła go różdżką, mówiąc głośno - chyba ciut zbyt głośno - i wyraźnie "Invento!". Kasztan zabulgotał, spłaszczył się i podskoczył. Arli niepewna cofnęła się z piskiem, kiedy dziwna, brązowa bryła zakotłowała się na podłodze i zaczęła rosnąć. Kształtem przypominała teraz spory placek. Po kilku sekundach momencie kasztanowo-ławkowa ameba zaczęła zwalniać, przybierając ostatecznie kształt dużej, płaskiej deski z zaczątkami nóżek... Z krytycznej oceny swojego dzieła gwałtownie wyrwał Arli Irytek, który przeleciał przez salę i śpiewając skoczną piosenkę "Dla Patolca bez bolca" zatoczył nad zebranymi kilka kółek. Arleigh dostrzegła swoją szansę i machnęła różdżką raz jeszcze, mrucząc pod nosem "Invento" i mając nadzieję, że Patol tego nie zauważy. Nóżki od rzekomej ławki jakby się wydłużyły, ale nadal nie wyglądało to rewelacyjnie. Nie o taką ławkę walczyła. Ale jest lepiej, niż było jeszcze przed chwilą.
Zoe Brandon
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : dużo gada, nie zawsze z sensem; pachnie konwaliowymi perfumami
Odkąd tylko Craine wszedł do klasy, atmosfera momentalnie zgęstniała - rozmowy ucichły, miny zrzedły, powiało chłodem i odorem zgorzknienia, który towarzyszył profesorowi. Zoe była przekonana, że tak właśnie cuchnie gnijąca dusza. Słuchała słów profesora, wbijając w niego coraz bardziej rozszerzające się oczy, bo nie mogła powstrzymać zdziwienia przeobrażającego się w szok, gdy słyszała to, jak miło i uprzejmie się do nich odnosi. Pamiętała go z pierwszych lat zajęć, miała z nim kilka lekcji, wiedziała, że nie jest przyjemny, ale nie wiedziała, że aż tak - może pamięć zawiodła, może Craine był nieco bardziej łaskawy dla dwunastolatków, może wtedy nie do końca rozumiała, co do nich mówił? Gdy mężczyzna zaczął wzywać uczniów do odpowiedzi, nadal siedziała cicho jak trusia, bo sama nie miała nic do powiedzenia na temat transmutacji - szczerze powiedziawszy, nie wiedziała nawet do końca, na ile prawidłowe są odpowiedzi kolegów, ale wiedziała jedno: to, w jaki sposób nauczyciel się do nich odnosił, było niedopuszczalne. A to, że nikt nie reagował? Jedynie Fillin odważył się na mały komentarz dotyczący Victorii, ale czymże było to wobec tych wszystkich okropieństw padających z ust Patola? Zoe rzadko odczuwała gniew. W całym swoim życiu może kilka razy. I teraz był jeden z tych razów. Czuła, jak wzbiera się w niej fala złości, rozczarowania, obrzydzenia, wszystkich uczuć, które uważała za zbędne w życiu. Zaciskała mocno usta, zaciskała jedną dłoń na patyku, a drugą na szyszcze, którą turlnął jej Bruno, i czekała, aż nauczyciel skończy swój ostateczny monolog i zagoni ich do pracy. Przecież to niegrzecznie przerywać, prawda? Gdy Craine zamilkł, wstała. - Panie Patol - oświadczyła głośno, i dałaby sobie rękę uciąć, że tak brzmiało jego imię, w końcu wszyscy tak o nim mówili - Uważam, że to jest skandal, w jaki toksyczny sposób pan prowadzi tę lekcję. I wy się na to godzicie? Na te... na te impretymencje? Wam pasuje, że ktoś sobie leczy własne kompleksy szkalowaniem was? - zwróciła się z niedowierzaniem do bliżej nieokreślonych uczniów - Pff. Wie pan, sto razy lepiej być nudnym, głupim czy bezużytecznym niż takim zgorzkniałym, paskudnym, wrednym... człowiekiem. Osobiście wolałabym być martwa i zjedzona przez akromantule niż choć w połowie tak niemiła jak pan. Transmutował pan sobie serce w kamień czy co jest z panem nie tak? Serdecznie współczuję, że musi się pan codziennie oglądać w lustrze i znosić tą negatywną energię. Ja nie muszę i nie chcę. Dziękuję bardzo i nie do widzenia. - oznajmiła, odetchnęła głęboko i dramatycznie rzuciła trzymany w dłoni patyk na swoje krzesło, brunową szyszkę wrzuciła do kieszeni, po czym odwróciła się na pięcie, gotowa do wyjścia z zajęć w trybie natychmiastowym. Nie wiedziała, czy Patton się zdenerwuje, czy ją wykpi, czy stwierdzi że ma w nosie jej zdanie, jaką wymierzy jej karę - pewnie powinna była się nad tym zastanowić zanim zaczęła swoje wystąpienie, ale zupełnie o tym nie myślała, zbyt zbulwersowana tym wszystkim.
Transmutacja: 2 Kostka:6 Bonus za materiał: +4 Suma: 2+6+4=12 Anomalia, jeżeli występuje: nope
Udało się. Odpowiedziała i przeżyła. A do tego się okazało, że stary Patton Craine chyba mięknie na starość. W końcu nie tylko okazał się dla niej wyjątkowo łaskawy w swych osądach. Słowa dotyczące jej pustej od latania głowy, w ustach takiego człowieka brzmiały niemal jak komplement. Tego się spodziewała i była na to gotowa. Nie była jednak gotowa na to, że profesor postanowi nagrodzić ją pięcioma punktami. Była to anomalia porównywalna do śniegu w maju. Na Malediwach.
Z delikatnym uśmiechem zadowolenia na twarzy, zaczęła słuchać kolejnych ofiar „patola”. Słuchając, jak obrywa się Darrenowi, z trudem powstrzymała śmiech. Patol, tak jak eunuch, po prostu się nie pierdolił. Trochę było jej szkoda chłopaka, bo z tego, co wiedziała, był naprawdę niezły z transmutacji i do tego był kruczkiem, ale co mogła zrobić? I co mógł zrobić on? Nic. Każda osoba pojawiająca się na lekcji profesora transmutacji, niejako liczy się z roastem, jaki ten dla nich przygotował.
Wtedy jednak postanowiła zareagować @Zoe Brandon. I Brooks momentalnie westchnęła smutno w głębi swojej duszy. Kochana, słodka istotka. Mówiła prawdę i zgadzała się z każdym jej słowem, zresztą jak chyba każdy w klasie. Ale nikt nie reagował na słowa nauczyciela z konkretnego powodu, o czym dziewczyna jeszcze nie wiedziała, a o którym pewnie wkrótce się dowie.
Kiedy profesor wyjaśnił im kolejne zadanie, w głębi ducha poczuła satysfakcję. Czyli jednak miała rację, że sami będą musieli sobie te cholerne ławki wyczarować. Wybór patyka w takiej sytuacji okazał się strzałem w dziesiątkę. Trafiła również z zaklęciem. Na przeszkodzie stała jej teraz tylko jedna rzecz- jej umiejętności z transmutacji. A właściwie ich brak. Na dobrą sprawę, jej talenty transmutacyjne ograniczały się do zamiany wina druzgodkowego w kaca, a partyjki bludgera w wizytę w Skrzydle Szpitalnym.
Z zainteresowaniem przyglądała się staraniom kolegów i koleżanek z Krukońskiej Cudownej Gromadki. Patrzyła, jak Patton wnikliwym wzrokiem dogląda wysiłków kapitana i Victorii. A im szło nieźle, zwłaszcza Pani Prefekt. Może i była nudna, ale za to zdolna. Jej ławka wyglądała jak ławka, czego nie można było powiedzieć o dziele Łabądka, która pokryta była czarną sadzą. Jeżeli jemu się nie powiodło, to nawet nie miała, co sobie robić nadziei, że jej uda się cokolwiek. Nie najlepiej poszło również Arli, choć najwyraźniej ktoś nad nią czuwał. A mianowicie – Irytek. Złośliwy poltergeist przeleciał przez salę z nową piosenką na ustach. Widząc wyraz twarzy profesora, uzmysłowiła sobie, że jeżeli ktoś mógłby wyplenić złośliwego ducha z tego zamku, to tylko on.
Zacisnęła dłoń na patyku i wycelowała w nią drugi patyk, magiczny, wizualizując sobie w głowie prawidłowy wygląd. Patyk lekko zadrgał i zaczął momentalnie rosnąć, przybierając odpowiedni kształt… do czasu. Nogi przy wyczarowanej przez nią ławce krótsze były od skrzacich, a do tego ławka zachowała starą fakturę drewna. Takie coś mogłoby przejść w jakiejś hipsterskiej japońskiej herbaciarni, ale nie na lekcji u Pattona. Czując na sobie jego spojrzenie, aż skurczyła się w sobie, gotowa na przyjęcie nieuniknionej fali pomyj wylanych na jej kruczą główkę. Osobiście stawiała na porównanie jej inteligencji i kreatywności do tej u miotły, ale nie zdziwiłaby się, gdyby Patton wykazał się tym razem nieco większą kreatywnością. W końcu z każdą minutą się rozkręcał.
< zg>Transmutacja:< /zg> 10 < zg>Kostka:< /zg> [url=] 6[/url] < zg>Bonus za materiał:< /zg> brak < zg>Suma:< /zg> 16 < zg>Anomalia, jeżeli występuje:< /zg> [url=] F [/url] - brak
Uniósł nieznacznie brew, przyglądając się kuzynowi, gdy ten skomentował jego słowa, a następnie spojrzał na prefekt, wyciągającą w jego stronę szyszkę. - Z szyszką - poprawił Elio, nie biorąc jednak przedmiotu do rąk. Nie było na to zbyt wiele czasu, gdyż do sali wszedł Patton i z miejsca powiało chłodem. Bawił się wciąż sznurkiem w palcach, w myślach udzielając odpowiedzi na pytanie profesora, gdy nagle Brandon zaczęła udzielać odpowiedzi. Nie zdziwił się, że była poprawna, ale nie mógł zapanować nad drgnięciem kącika ust, gdy została nazwana nudną. Czyż nie radził poluzować gorset? Jednak poczuł nieprzyjemne ukłucie irytacji, nad którym zapanował bawiąc się wciąż sznurkiem. Nikt nie przepadał za jego sposobem bycia, za odreagowaniem na uczniach, czy studentach, ale taki staruch był i wystarczyło przecierpieć zajęcia. - Invento - rzucił zaklęcie na swój sznurek i w chwili, gdy ten zaczął się przeobrażać w sznurkową ławkę, Zoe wstała i rozpoczęła swój bunt. Wpatrywał się w nią lekko oniemiały, panując nad sobą, żeby się nie uśmiechnąć. Teraz widział rodzinne Brandonów. Nie zamierzał jednak pozwolić dziewczynie wyjść z sali, trochę egoistycznie. Podobało mu się obserwowanie złości na jej twarzy. Wstał, gdy odwracała się na pięcie, żeby złapać ją lekko za ramiona i odwrócić w kierunku ławki, uśmiechając się do niej dyskretnie. Jak walczyć to do końca, bez wychodzenia w połowie. Zerknął jeszcze na Victorię, ciekaw jej reakcji, a także na Elio, któremu chciał spojrzeniem przekazać, że dawno tak się nie bawił na transmutacji.
Patton nie miał wobec was wysokich oczekiwań - i to nie tylko ze względu na jego wrodzoną złośliwość, ale po prostu dlatego, że Invento nie należało do zaklęć prostych. Mimo to, wydawał się być autentycznie ciekaw, jak wam pójdzie. Z uwagą przyglądał się waszym ruchom, twarzom i efektom waszych czarów. Na pierwszy ogień poszedł Krukoński dream team. @Elijah J. Swansea poradził sobie całkiem sprawnie. Craine podszedł do jego biurka, ukucnął przy nim, obejrzał je od spodu i od góry. Uśmiechając się lekko, przetarł blat palcem i przyjrzał się z bliska cienkiej warstwie sadzy, która na nim została. - Hola, hola! - Zawołał nagle, łapiąc Elijah za nadgarstek, kiedy ten zaczął wymachiwać Chłoszczyść. - Proszę nie poprawiać, panie Swansea. Jest... Zadowalająco. 5 punktów. Jeszcze jedno zaklęcie bez polecenia i znowu spotkamy się na szlabanie. - Wypuścił rękę Eliego z żelaznego uścisku i skierował wzrok na @Victoria Brandon. No cóż, nie miał wiele do powiedzenia. Postukał w ławkę pięścią, kopnął stopą w nogę, przejechał różdżka po blacie i wziął głęboki wdech. Ledwo usłyszeliście, jak cedzi przez zęby "10 punktów, zaskakująco dobrze". Z politowaniem spojrzał na bulgoczącą pseudoławkę @Arleigh Armstrong. Kiedy jednak do jego uszu dotarły słowa "Każdy zna Patola, cwela bez pindola..." wyśpiewywane przez Irytka, rozproszył się i zupełnie przegapił powtórnie rzucone zaklęcie. Szczęśliwie obyło się bez zysku czy straty punktów dla panny Armstrong. Uniósł wysoko brwi, kiedy @Zoe Brandon wstała i zaczęła zarzucać go słowami. Craine przechylił głowę, niczym polujący kot i uśmiechnął się od ucha do ucha. Pozwolił dziewczynie skończyć, a kiedy ta zamilkła, odezwał się bardzo cicho i powoli. - Żaden gest, żadne słowo z mojej strony, nie pada w państwa stronę niesprowokowane. - Mówił teraz równocześnie do Brandon i do wszystkich pozostałych. - To, że udają państwo grzecznych i wstrzymują państwo oddech, kiedy wchodzę do sali, w żadnym stopniu tego nie zmienia. Niech mnie państwo nie mają za głupca, ja wiem, co mówicie, kiedy myślicie, że nikt nie słucha... - Zawiesił spojrzenie gdzieś w przestrzeni i założył ręce na piersi. - Dobrze, mam nadzieję, że to ostatnia deklaracja polityczna na tych zajęciach. Pani pyskata-Brandon na szlabanie zastanowi się, czy jej pyskówka była warta 20 punktów... - Odwrócił się od Zoe, dając jej do zrozumienia, że może opuścić salę. Skierował wzrok w strone @Julia Brooks. - No, bardzo proszę, sama sobie pani to zaklęcie wymyśliła. Zobaczmy... - Skrzywił się, zanim jeszcze skończył mówić, widząc, jak nieudolnie poszło pannie Brooks. - Nie no, punktów za to nie będzie. Niech się pani skupi, na brodę Merlina! - Ofuknął ją i z widoczną ulgą przeszedł do ostatniego członka krukońskiej gromadki, @Larkin J. Swansea. Niestety, sznurkowy pomiot Larkina w niczym nie przypominał ławki. - Może, gdyby skupił się pan na czarach, zamiast pani Brandon, wyszłoby panu lepiej. Niech 5 straconych punktów nauczy pana priorytetów... - Wycedził przez zaciśnięte zęby i odwrócił się od Krukonów plecami. - Bardzo proszę, kolejna grupa! - Stanął tuż przed @Bruno O. Tarly, @Aslan Colton, @Narcyz Bez, @Finn Gard i @Morgan A. Davies.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Transmutacja: 7pkt Kostka:3 Bonus za materiał: +4, bo szyszunia Suma: 7 + 4 + 3 = 14 Anomalia, jeżeli występuje:B jak Barly - czyli nic
- Nie do twarzy mi w niebieskim. - mrugnął, łapiąc się pod boki, niczym gotowy do lotu Piotruś Pan. Tak, ten z mugolskiej bajki, o którym już niegdyś była wspominka przy okazji opisywania postawy Truna. - Jestem człowiekiem wielu talentów... - miał już zacząć czcze przechwałki, kiedy właśnie do sali wparował wampir energetyczny w ciele Patola Craine'a, tudzież Patol Craine w ciele wampira energetycznego. Nigdy nie wiesz. - ale Transmutacja się do nich nie zalicza. Była to najczystsza prawda. Taka sama, jak to, że próby podrywu Tarly'ego konkurowały o zaszczytne pierwsze miejsce w kridżoplebiscycie z chłopem przebranym za babę. Będzie do usranej śmierci sam i nawet nie transmutuje sobie kranówy w Amarenę. Only sad reactions. Profesor miotał się po sali i rzucał wyzwiskami, obelgami i zimnym spojrzeniem, jakby tej tajemnej sztuki uczył się od... siebie samego. Bruno wolał się nie wychylać tym razem, bo i tak punktacja Gryffindoru leżała i łkała, zdominowana przez żółte kryształki. Patrzył więc obojętnym wzrokiem na nauczyciela, a potem na to, jak lewitujący pergamin niknie w płomieniach. - Składak z dominującym co? - ocknął się, gdy Craine wymienił skład ich grupy. No do dwóch to on akurat potrafił liczyć i doskonale zdawał sobie sprawę, że Puchonów jest w tym składaku tyle samo, co Gryfonów. - Ależ on pierdoli. - jęknął półszeptem w stronę Aslana - Aż mam ochotę transmutować sobie uszy w tłuczki. - nie mógł już wytrzymać, a lekcja dopiero się zaczynała. Gdzieś po pięciu minutach przestał słuchać i zaczął z nudów podrzucać swoją szyszkę. Obudził się dopiero, kiedy Zoe odezwała się ze swoim jawnym sprzeciwem, który oczywiście popierał, ale który... mocno go zaskoczył. No nieźle. Nagle poczuł, że też musi się odezwać i że nie może tak stać bezczynnie, kiedy dzieją się takie rzeczy. Może sprowokowała go ta szyszka, którą Krukonka włożyła do kieszeni, zamiast, ot tak, odkopnąć ją gdzieś w kąt sali. - Może mamy powód, by mówić takie rzeczy, profesorze Craine? - jego głos zadudnił o kamienne ściany komnaty. A może tak mu się tylko wydawało, bo wyrzut adrenaliny nastąpił szybko i niespodziewanie. - Czy słyszał pan na korytarzu obelgi płynące w kierunku profesora Vin-Eurico? Albo profesora Bozika? Profesor Whitehorn? - zadał dość retoryczne pytanie, po czym uśmiechnął się lekko i zamilkł, gotowy usłyszeć, że Gryffindor traci trzy miliony punktów, a on będzie szorował kible szczoteczką do zębów przez następne stulecie. Unikał wzroku Moe i innych Gryfonów. Ale musiał. Musiał wtrącić swoje trzy knuty w tę dyskusję.
Zaś zadanie było niemalże niewykonalne, szczególnie dla kogoś, kto tak kiepsko radził sobie ze sztuką transmutacji. Szyszka w ławkę? Prędzej sam siebie zamieni w kasztaniaka. Zaklęcie pierwszy raz słyszał, nigdy nie używał, a do podręcznika nie zajrzał. Nawet nie był pewny, czy posiada takowy. Jak już drama się względnie zakończyła, to położył szyszkę na ziemi, spojrzał się pytająco na swoich ziomeczków z grupy, by po chwili zamachnąć się różdżką na leśny dar i wypowiedzieć polecane zaklęcie. - Invento! - no i tak średnio, bym powiedział. Coś tam w szyszce zawirowało, trochę się spłaściła, ale ławką to ona nie była. Może zaczęła odrobinę przypominać blat, jednak nadal nie nadawała się do użytku, nawet dla malutkiego chochlika kornwalisjkiego. - Ech, może Wam pójdzie lepiej. - wzruszył ramionami, chowając uprzednio różdżkę do tylnej kieszeni spodni.
Planowała wyparować z klasy jak wyrzucona z procy więc zaskoczyło ją, gdy niespodziewanie została zatrzymana przez Larkina, który zniweczył jej zamiary, odwracając z powrotem w kierunku ławki. Posłała mu niepewne spojrzenie, które jednak szybko przerodziło się w porozumiewawczy uśmiech, bo dotarło do niej, że chłopak miał rację - skoro już zaczęła, musiała doprowadzić tę konfrontację do końca. Była przygotowana na wiele różnych reakcji profesora, była pogodzona z tym, że dziad odejmie jej milion pięćset punktów i zrówna z posadzką ripostą bardziej ciętą niż źdźbła brzytwotrawy, tymczasem... Craine zrobił z siebie ofiarę, tłumacząc swoje zachowanie w najbardziej obrzydliwy możliwy sposób. Sprowokowany. No tak. Przecież żaden oprawca nie działał bez powodu, to zawsze była wina tej drugiej osoby, która swoim zachowaniem zmuszała go do podjęcia takich, a nie innych działań. Stłumiła prychnięcie i choć mnóstwo słów cisnęło się jej teraz na usta, nie miała szansy odpowiedzieć, bo niespodziewanie odezwał się głos z drugiego końca sali. Ktoś wziął jej stronę! I to nie byle kto, tylko ten przystojny chłopiec, który przed rozpoczęciem zajęć próbował w mało elegancki zwrócić na siebie jej uwagę. Wtedy pomyślała, że to jakiś gryfoński gamoń, ale teraz, och, jak urósł w jej oczach! Prawdziwy mężczyzna, który nie bał się przedstawić swojego zdania przy groźnym Pattonie. Posłała mu pełne uznania spojrzenie i promienny uśmiech - na tyle promienny, na ile pozwalały te mało przyjemne okoliczności, bo profesor właśnie ględził coś o szlabanie - po czym z żalem przeniosła swoją uwagę na Patola. - Będzie warta, o ile zmusi profesora do jakiejś refleksji. Szlaban wykonam z miłą chęcią. - zadeklarowała, po czym obrzuciła kontrolnym spojrzeniem Victorię, próbując z jej twarzy wyczytać, czy będzie się na nią gniewać za utratę punktów i skierowała swoje kroki w stronę drzwi, grzebiąc pospiesznie w przewieszonej przez ramię torbie. Przechodząc obok krzesła @Bruno O. Tarly, rzuciła w przelocie: - Dziękuję, że się odezwałeś. I za szyszkę. - i położyła mu na kolanach wydobytego z czeluści torebki czekoladowego cukierka. Wyraziwszy swoją wdzięczność, czmychnęła z sali jak najszybciej, nie chcąc już przebywać ani sekundy dłużej w towarzystwie najpaskudniejszego profesora na świecie. Prędzej zostanie mugolką niż wróci na lekcję transmutacji do tego człowieka.
/zt
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Transmutacja: 2 Kostka:2 Bonus za materiał: - Suma: 4 Anomalia, jeżeli występuje: -
- Tobie to w każdym kolorze do twarzy! – zapewnił Truna gorliwie, kiwając zamaszyście głową. Miał nadzieję, że podniósł mu morale na tyle, że dzięki temu Gryfon odbębni potencjalne zadanie za siebie i za niego. Nie było na tym świecie takiej siły, która przekonałaby go do transmutacji i sprawiła, że jakkolwiek przyłoży się do tego przedmiotu, zwłaszcza pod okiem Patola. O wilku mowa. Profesor wbił do sali, zajebiście z siebie zadowolony, iż już od samego progu starł z każdej twarzy szeroki uśmiech. Nie musiał nic mówić, był niczym dementor i Aslan już żałował, że pofatygował się i tu przyszedł. No i kurwa bardzo dobrze, pomyślał, gdy Craine darował sobie nudnawe wstępy oraz nieszczere powitania. Prędzej by zeżarł wiaderko ślimaków niż odpowiedział mu „dzień dobry”. Huk oznajmiający zamknięcie drzwi sprawił, że Coltona przeszedł niemiły dreszcz. Spojrzał na Bruna i przewrócił oczami. Pozer Patol jak zawsze musiał pokazać, że jest ponad wszystkimi. Gdy przyszło do rozdzielania grup i usłyszał nazwę swojej, omal nie zemdlał. Podobnie jak Gryfon, nie miał, w przeciwieństwie do nauczyciela, problemów z liczeniem. – Mi przy okazji też możesz – odszepnął i teatralnie zakrył swoje uszy, szczęśliwy, że jest poza zasięgiem oczu – pożal się Merlinie - profesora. – Trzeba zrobić dla niego jakąś zrzutkę na naukę liczenia do dziesięciu, może z małą pomocą podoła temu wyzwaniu – dodał cicho. Potem rozpoczął się festiwal spierdolenia, w którym odpowiadali na jakieś pojebane pytania, a Aslan nie miał zielonego pojęcia o czym jest mowa. Chociaż bardzo się starał – nic z tego nie rozumiał. W momencie, gdy składał sobie solenne obietnice, aby chociaż trochę bardziej przyłożyć się do transmutacji, głos zabrała młoda Krukonka – dzisiejsza ofiara wybranka Bruna. Serce mu rosło, słysząc jej podniosłą mowę, ale w głębi duszy szczerze jej współczuł. Musiała przegrać jakiś zakład, bo skoro zaczęła monolog od panie Patol, prawdopodobnie miała już wybraną dębową trumnę i zamówione miejsce na cmentarzu. W głowie Aslana zapadał wyrok – Bruno O. Tarly na pewno nie zarucha, bo dziewczyna nie dożyje następnej godziny, kiedy sam zainteresowany postanowił wtrącić swoje trzy knuty. O ja pierdolę. Przetarł powieki, z niepokojem obserwując imbę, która się rozpętała. Podejrzewał, że najbardziej zadowolony z tej lekcji transmy będzie woźny, za którego uczniowie odbębnią połowę roboty. Gdy Patol w końcu przestał ziapać, nachylił się do @Bruno O. Tarly i zadał mu szeptem bardzo ważne pytanie: - Słuchaj, gdybyś nie przeżył dzisiejszych zajęć to mogę w spadku te twoje fancy kalosze, w których paradowałeś na ONMS? Żarty się jednak skończyły, a on musiał dokonać niemożliwego – transmutować chochlę w ławkę. I co kurwa jeszcze? Frytki do tego? Westchnął ciężko. – Invento! – powiedział wyraźnie inkantację, ale na niewiele to się zdało. Chochla z łoskotem spadła na ziemię, a jego różdżka wysrała z siebie zaledwie kilka iskier. Z nietęgą miną, czekał na wyrok. To był kurwa jakiś d r a m a t. Miał nadzieję, że chociaż reszta grupy (@Narcyz Bez@Morgan A. Davies@Finn Gard) będzie miała więcej szczęścia.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Transmutacja: 43 Kostka:4 Bonus za materiał: +4 bo patyk Suma: 39, mao brakło Anomalia, jeżeli występuje:E, ławka z gumami do żucia
Znudziły ją uwagi Craine'a już po dwóch czy trzech przypadkach, potem patrzyła na to już tylko jak na bezsensowne strzępienie języka, które najwyraźniej miało być jakąś formą dowartościowania samego siebie, bo z pewnością nie motywowaniem uczniów do choć odrobinę większego skupienia się na nauczanym przedmiocie. Znała wiele sposobów, aby zachęcić najróżniejsze jednostki do czerpania wiedzy i niektóre spośród nich były szalenie kontrowersyjne, ale tutaj próżno byłoby doszukiwać się czegokolwiek dopingującego rozwój, czy w ogóle w jakikolwiek sposób pozytywnego w skutkach. Ot, bełkotanie starego dziada, który tylko czekał, aż znajdzie się ktoś taki jak Zoe, który sprzeciwi się całej sytuacji. Brakowało tylko 'trzymajcie się na tej transmutacji', kiedy wychodziła. Choć chyba dokładnie taki był przekaz. - Co myślisz o akcencie Zoe? - wypaliła z bezczelnym uśmiechem do Tarly'ego, odcinając się od wszystkiego innego. Porozumiewawczo zerknęła również na nie-Lwa, który chyba też w szyszkowaniu dostrzegał śmiałe emocjonalne manewry. - Invento. - wycelowała w położony na podłodze patyk i obserwowała, jak ławka rozrastała się na jej oczach. Coś chyba w międzyczasie poszło nie tak, ale nie była pewna, z czego wynikało jej przeświadczenie. Zresztą - z wierzchu wszystko było okej. - Pora na nasz... dominujący element. - uniosła brew, cytując słowa profesora, nie poświęcając już więcej czasu ani swojej ławce, ani wcześniejszemu zamieszaniu. Trochę liczyła na to, że mimo wszystko Craine będzie teraz trochę mniej napastliwym siusiakiem.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Transmutacja: 35pkt Kostka:4 Bonus za materiał: - Suma: 39pkt Niedoskonałość:E
Ważne, że udało jej się zdobyć potrzebne punkty domu. Poza tym nie wnikała w nic innego, co działo się w sali. Ignorowała wszelkie dyskusje i inne ewentualne wybryki uczniów, skupiając się w pełni na zadaniu, które miała do wykonania. Tylko to w tej chwili się dla niej liczyło. Rozłożyła ostrożnie łańcuszek na lewej dłoni po czym wyciągnęła nad nim różdżkę, by wykonać nią odpowiedni ruch ponad przedmiotem, przemieniając go w ławkę, która po chwili pojawiła się tuż przed nią. Wyglądało na to, że udało jej się dokonać całkiem sprawnie transmutacji jednego przedmiotu w drugi. I teraz wystarczyło jedynie poczekać na ocenę Craine'a.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Nie było tak źle. Zawsze mogło być gorzej. Z pewnością inni oberwali o wiele gorzej od Craine'a, który był niezwykle surowy jeśli chodziło o umiejętności i wiedzę swoich uczniów. Całe szczęście wkrótce też przeszli do praktyki, a ta okazała się iść Kanoe o wiele lepiej niż się tego spodziewała. W skupieniu wykonała odpowiedni ruch różdżką nad trzymanym przedmiotem, wymawiając również dbale formułę zaklęcia. Musiała przyznać, że ławka, która się przed nią pojawiła nie wyglądała może zbyt elegancko i szykownie, ale z pewnością spełniała swoją funkcję. Nim jednak nauczyciel zdążył podejść do niej i ocenić jej pracę w sali pojawił się Irytek, który zaczął wszczynać chaos, dając tym samym Puchonce okazję do tego, by szybko poprawić efekt wcześniej rzuconego zaklęcia i sprawić, że efekt docelowy był nieco lepszy.
W związku z opieszałością niektórych misiaczków, zezwalam na odpisy na II etap w dowolnej kolejności, bez uwzględniania grup.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Festiwal szykanowania uczniów został zakończony, a przynajmniej jego pierwsza część i w końcu można było przejść do rzucania zaklęć. Transmutowanie łyżki w biurko wydawało się być zadaniem wymagającym dość dużego skupienia, ale dzięki temu Max jeszcze chętniej do niego podszedł. -No stary, jak to nam nie wyjdzie to nie mamy co myśleć o Syrenkolandii. - Rzucił żartobliwie do @Lucas Sinclair i już patrzył w skupieniu na swoją metalową łyżkę. Kilka głębokich wdechów i w końcu przeszedł do inkantacji. -Invento! - Skierował różdżkę na przedmiot, by po chwili zobaczyć w miejscu łyżki dość solidnie wyglądającą ławkę. Miał wrażenie, że wszystko jest z nią w porządku, aż do momentu, gdy nie postanowił jej dotknąć, a mebel jakby nigdy nic zaczął chichotać. -No super. Przynajmniej Craine, nie musi mnie wyśmiewać. Moja ławka robi to idealnie za niego. - Mruknął pod nosem niezbyt zadowolony. Może i z wyglądu ławka była dość poprawna, ale zdecydowanie nie powinna wydawać jakichkolwiek odgłosów.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
Transmutacja: 5 pkt. Kostka: 2 pkt. Bonus za materiał: --- Suma: 7 pkt. Anomalia, jeżeli występuje:J – Kiedy Patton podchodzi do twojej ławki, ta gwałtownie wybucha śmiechem i zaczyna wykrzykiwać „Patol, Patol!”. No pięknie.
Mościcki przyglądał się wymianie zdań pomiędzy uczennicą Ravenclawu a nauczycielem z dystansem. Wprawdzie rozumiał jej punkt widzenia, jednak nie był pewny, czy jedne z pierwszych zajęć w semestrze były odpowiednim miejscem na robienie takiego przedstawienia. Eh, oby puchonom nie przyszły do głowy takie pomysły. – Invento! – zawołał, celując różdżką w przedmiot, który zaledwie parę wcześniej sobie wybrał. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo i już mu się zaczęło wydawać, że kompletnie zawiódł, jednak łańcuszek w końcu zaczął się przeobrażać. Ignacy rozglądał się już zadowolony po reszcie grupy, zadowolony z tego małego sukcesu, gdy nagle w najmniej spodziewanym momencie ławka ryknęła donośnym śmiechem, wyzywając Pattona od... Patoli. Zajebiście, pomyślał, wytrzeszczając oczy i za wszelką cenę starając się ukryć cień uśmiechu, jaki pojawił się na jego twarzy. – Pragnę uprzedzić już na samym starcie, że w najmniejszym stopniu mnie to nie bawi. Najwidoczniej ta ławka na przestrzeni lat nabyła nieco... charakteru – skomentował, zaciskając usta w wąską linię. Cóż więcej mógł zrobić? Udało mu się jako tako wykonać polecone ćwiczenie, ale to, że mebel nagle zaczął się chichrać, nie było przecież jego winą. Magia miewała swoje humorki i na pewne incydenty miały wpływ dziesiątki czynników. Poza tym sam nie był zbytnio zadowolony z tego efektu. W teorii miał służyć jako przykład i wzór zachowań, jakimi powinni się kierować inni puchoni. Takie akcje zdecydowanie w niczym nie pomagała. Może przynajmniej skończy się na słownym upomnieniu, a nie stracie punktów?
Transmutacja: 8 Kostka:5 Bonus za materiał: +6 Suma: 19 Anomalia, jeżeli występuje:J
Po przydługiej tyradzie Patola i odpytywaniu uczniów, podczas którego nasz pilny uczeń skupił się głównie na wtopieniu w tło tak by nie zostać przypadkiem wywołanym do odpowiedzi, nadszedł wreszcie czas na coś bardziej interesującego - praktykę. Rzucił Invento na swój tłuczek z niewielką wiarą w to, że uda mu się cokolwiek wyczarować, tymczasem ku jego zdziwieniu przedmiot zaczął się powiększać i spłaszczać. Tworowi do ławki w pełnej krasie było trochę daleko, ale zdecydowanie przypominał bardziej ją niż tłuczek do mięsa, co Boyd uznał za sukces, w końcu transmutacja nie należała do dziedzin, z której był szczególnie dobry. Albo jakkolwiek dobry. Był całkiem zadowolony z efektu, zwłaszcza gdy ławkopodobne coś zaczęło się dziko śmiać i wyzywać Patola od patoli, gdy ten podszedł bliżej by zrecenzować wypociny Darłoryjów; wiedział, że profesor nie doceni tego czarodziejskiego kunsztu, ale sam z trudem powstrzymał śmiech.
Transmutacja: 7 Kostka:1 Bonus za materiał: +4 Suma: 12 Anomalia, jeżeli występuje:H
Zaśmiała się tylko na słowa Arli, które miały zabrzmieć chyba jak groźba, ale w ostateczności dla niej pozostał to tylko zaczepny komentarz. A to co się działo po wejściu Patola do klasy... wolała tego nie komentować. Jak lubiła ten przedmiot, tak miała ochotę wstać i wyjść. To, że mężczyzna zawsze był opryskliwy i złośliwy względem uczniów, tego chyba każdy był świadomy, ale dziś chyba wstał lewą nogą, w dodatku faza księżyca mu nie zdecydowanie nie sprzyjała i musiał dostać "męskiego okresu", bo to co wyprawiał przekraczało już nawet granice jego chamowatego zachowania. Kiedy wreszcie przeszli do ćwiczenia zaklęcia, o którym był długi wywód na wstępie, Ode położyła swojego kasztana na wewnętrznej stronie swojej lewej dłoni, aby prawą chwycić różdżkę i zabrać się do roboty. Podobno był to złożony czar, wiec przygotowana była na to, że nie wyjdzie i Craine z pewnością obdaruje ją "cudownym" komentarzem. I rzeczywiście, nie było szans, żeby to co pojawiło się zamiast kasztana było ławką. Raczej jakąś marną mutacją niedorozwiniętego stolika, wyglądającą żałośnie. A do tego po chwili blat blat stał się cały czerwony i zaczął... pierdzieć. Zachichotała pod nosem, w pierwszej chwili, nie mogąc powstrzymać odruchu, jednak kiedy spostrzegła, że Patol spaceruje niedaleko, ucichła, choć nie znała sposobu, aby uciszyć ławkę...
Transmutacja: 11 Kostka:5 Bonus za materiał: +6 Suma: 22 Anomalia, jeżeli występuje:A
Myślał, że to lekcja wudeżetu, która odbyła się ostatnio przy asyście trzech profesorów była tragiczna, a okazuje się, że to nie wszystko, na co stać tę szkołę. Już same nazwy grup, wydzielonych przez Craina miały swój szykanujący wydźwięk. A to jak odpowiadał uczniom, którzy brali aktywnie udział w lekcji było delikatnie mówiąc niekulturalne. Chyba wszyscy wiedzieli jaki test Patol, ale tego dnia przeszedł sam siebie z tymi tekstami. Do tego stopnia było to rażące, że aż jedna z Krukonek nie mogła znieść takiego zachowania i powiedziała mu to wprost. Naprawdę był pod wrażeniem odwagi. Zarówno jej, jak i Gryfona, który ją poparł. Tylko czy to wszystko musiało mieć miejsce? Czy nauczyciel musiał utrudniać im zdobywanie wiedzy na lekcji? Nie mógł się powstrzymać od tych docinek...? I w końcu mogli przejść do czarowania. Wiadomo, że teraz ten stary dziad też mógł komentować ich poczynania, ale przynajmniej z praktyki było coś pożytecznego. Mieli próbować przemienić przedmiot, który zabrali z jego biurka w ławkę. Do tego służyło zaklęcie Invento. - A może uda nam się wyczarować ławkę z syrenim ogonem, czemu wątpisz? - mruknął do kumpla (@Maximilian Felix Solberg), kiedy ten zagadnął go a propos ich prac nad eliksirem mocno powiązanym z transmutacją. Zaśmiał się i obserwował najpierw jego poczynania (parskając śmiechem na jego słowa, kiedy stolik zaczął się z niego nabijać), aby za moment przejść do swojego przedmiotu i skupić się na formule zaklęcia i ruchu nadgarstka, który miał wykonać. -Invento - koniuszek różdżki skierowany był na drewnianą łyżkę, która po chwili zaczęła rosnąć i wypadła mu z ręki, ale tylko dlatego, że się już na niej nie mieściła. Kącik jego ust powędrował do góry, kiedy zobaczył przed sobą ogromny blat ławki, która znajdowała się na wysokości jego brzucha, jednak nie zdążył się długo nacieszyć, bo stolik za moment runął na ziemię. Dlaczego? Brakowało mu jednej nogi. - Genialnie. A było tak blisko - skomentował żywo pod nosem, przenosząc rozbawione spojrzenie na Solberga - Oby nam nie wyszła syrenka, ale bez rączki, bo to byłoby słabe... - zażartował.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Transmutacja: 47pkt Kostka:3 Bonus za materiał: - Suma: 47-6=41
Och jak denerwuje mnie ten Patton i jego gadanie. Czuję wręcz jak gotuje się we mnie kiedy ten mnie poprawia i nie daje punktów, chociaż oczywiście powiedziałem wszystko perfekcyjnie, gapiąc się na niego i udając nieprzejętego. Ten dalej coś mówi o tym jak zamieniłby mnie w kamień i tak dalej... na co unoszę do góry brwi i kiedy tylko ten nie patrzy wywracam oczami. - To prawda, mógłbym tego użyć również w taki sposób, chociaż nie sądzę, że potrzeba mi dodawać tym atrakcyjności - odpowiadam, skwapliwie kiwając głową. - Tak jak i pan- stwierdzam jeszcze bardzo bystro odrobinę ciszej. Oczywiście nie grożę mu, że zamienię go w kamień i wrzucę do jeziora, tylko stwierdzam, że byłby wyglądałby wtedy lepiej. No i był milszy. Czy Patton stwierdza, że coś warto odpowiedzieć na mój komentarz czy nie piegowata blondynka wstaje z miejsca, robiąc wszystko co nie powinien uczeń na lekcji Caine'a. Od nazwania go per Patol, przez zauważenie jak bardzo smutnym, nieprzyjemnym, zgorzkniałym mężczyzną jest naprawdę. Kiedy skupiam się na dziewczynie, orientuję się, że to przecież kuzynka Victorii. Przyglądam się chociaż podobnej z wyglądu do Viks, jakże innej z charakteru. Moja Brandonówna właśnie przygryzła policzki by z dumą nic nie odpowiedzieć, podczas gdy jej krew właśnie walczyła o jej godność. - To jest kuzynka Victorii? - pytam zdziwiony Boyda i Key siedzących obok mnie i obracam się zdumiony na wyszczekaną uczennicę. Nawet Bruno coś tam powiedział od siebie, ale wiem, że tchórzem nie jest, bo przecież mieliśmy kiedyś jakże zacną i równą bitkę na zaklęciach, jak na dwóch kościstych chłopców przystało. Po chwili jednak musimy wracać do jakichś zadań i ponownie wywracam oczami, widząc, że uczymy się zaklęcia, które wymieniła jedna z dziewczyn, a i tak była za to zganiona. Zdejmuję pierścionek z palca i kładę na ziemi. Mogłem wziąć szyszki jak wszyscy, to poszłoby mi może jeszcze lepiej. - Invento - mówię spokojnie i z tej niewielkiej ozdoby powstaje ławka. Równa, ładna, płaska, pasująca nawet kolorystycznie do krzesła, na którym siedzę. Sprawdzam czy wszystko jest z nią w porządku, równocześnie zezując na jakieś @Larkin J. Swansea, który tam gdzieś w grupie flirtuje z Viks na co Patton zwraca uwagę i aż wychylam się mocniej, by spojrzeć jak wygląda jeden z wielu Swansea, którzy pałętali się po szkole. Uznaję też, że wygląda odrobinę nijako, ale też całkiem dorośle, szczególnie przy swoim kobieco wyglądającym kuzynie, kapitanie Krukonów. Ale przy nim nawet jego dziewczyna wyglądała na bardzo męską, więc nie dziwiło mnie to specjalnie. Moje rozkminy przerywa przyjście Pattona, bo kiedy ja siedzę za swoją idealną ławką, ta Boydowa zaczyna przezywać dziko nauczyciela i ogólnie reszcie mojej grupy idzie tak sobie.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Transmutacja: 1 Kostka:3 Bonus za materiał: - Suma: 4 Anomalia, jeżeli występuje: -
Już od samego rozpoczęcia tej lekcji wiedziała, że nie może się ona skończyc dobrze. W miarę zabierania głosu przez kolejnych uczniów, którzy zgłosili się do odpowiedzi, Patol zdawał się coraz bardziej rozkręcać, a ona naprawdę nie chciała wiedzieć, na ile go stać. I tak dał wystarczający popis swojej wyższości nad wszystkimi znajdującymi się w klasie i poza nią. Cieszyła się, że postanowiła siedzieć cicho, bo to chyba było najlepsze l, co mogła w swojej sytuacji zrobić. Raz tylko westchnęła cicho, przypominając sobie przedwakacyjną lekcję transmutacji z nowym nauczycielem, o wiele bardziej sympatyczniejszym i w ogóle, na której to z Nancy przemieniały filiżanki w jakieś inne, małe przedmioty. A teraz miała zabraną przy wejściu brzoskwiniowy wstążkę przetransmutować w ławkę. No chyba prędzej krowy zaczną latać albo sam Patol zatańczy na środku klasy. Słysząc słowa nauczyciela po prostu otworzyła usta, nawet nad tym nie panując. Przecież to dla niej graniczyło z cudem, żeby w ogóle cokolwiek zrobić z tego skrawka materiału, przy jej umiejętnościach naprawdę by się cieszyła, gdyby przynajmniej zmienił kolor. Ale gdzie tu do zmiany materiału, koloru, kształtu, rozmiaru... Miała zrobić coś z niczego. To było idealne podsumowanie. Z tęsknotą widoczną w oczach spojrzała na trzymaną przez Darrena drewnianą chochlę. Ten to chociaż miał jakiś punkt zaczepienia, a ona? Kosmos. Nie mogła nic poradzić na to, że westchnięcia co jakiś czas wylatywały z jej ust - stało przed nią zadanie niemożliwe do wykonania, a znając profesorka, to mógł trzymać ją w klasie i męczyć, dopóki nie uda jej się przemienić wstążki. Nie dość, że Puchonka umiejętności miała na poziomie praktycznie zerowym, to jeszcze różdżka lubiła jej płatać figle i czasem mimo że znała i umiała dane zaklęcie, to ono się nie udawało. A Patol czuwał i była tego boleśnie wręcz świadoma. Wzięła się jednak do roboty, nie chcąc się tak na starcie poddawać, choć i tak nie robiła sobie żadnych nadziei. Na nic. I może to przez to kiepskie nastawienie, a może złożyło się na to tysiąc innych rzeczy, ale faktycznie nie mogła sobie poradzić z tą częścią lekcji. Mimo kilku podjętych prób nadal miała przed sobą na podłodze kawałek wstążki, która nawet nie drgnęła. A leżała na ziemi, odkąd przy pierwszym podejściu różdżka dziewczyny wydała z siebie dziwny syk i delikatny przedmiot po prostu wypadł jej z dłoni. Krawczyk, jako Mistrzyni Transmutacji, postanowiła go tam zostawić, tak dla bezpieczeństwa i pewności, że przypadkiem ławka nagle nie przygniecie jej ręki do podłogi. Tego chyba nikt by nie chciał.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Transmutacja: 8 Kostka:1 Bonus za materiał: say what Suma: 9 Anomalia, jeżeli występuje: -
Odpowiedź skierowana w stronę Pattona była dobra, najprawdopodobniej logiczna; przechodząc do grupy powiązanej ze samą Śmiercią, nie mógł powstrzymać się od mimowolnego, widocznego uśmiechu na własnej twarzy. Delikatne, poniekąd ironiczne podniesienie kącików ust, było oznaką tego, że cieszy się z owocnej współpracy z widocznymi dookoła osobami. Jako jeden jedyny Puchon w całym tym zgromadzeniu czul się niczym rodzynek w cieście, wisienka na torcie; ach, nie ma to jak beztroskie życie wśród wężyków. Pod kopułą czaszki zdążył już przyzwyczaić się, że najbardziej trzyma się ze wszystkich tutaj zgromadzonych z Maximilianem, dlatego współpraca z przedstawicielami Slytherinu nie była żadnym zaskoczeniem, a bardziej obowiązkiem szarego obywatela, kiedy to przysunął krzesło do zebranych i tym samym skupił się na tym, co ma do powiedzenia nauczyciel prowadzący tę nudną lekcję. Przynajmniej nudną, bo w głowie nadal śmiał się na myśl o sowie Pattona, dildo i dogłębnym zwiększeniu przyjaźni z własną sową. On na szczęście miał kruka. — Co to za plany ze Syrenkolandią, co? — trącił kolanem te należące do Maximiliana, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi, lecz tak naprawdę spojrzenie czekoladowych oczu nie posiadało charakterystycznego błysku. Nie wymagał tak naprawdę wytłumaczeń, samemu posiadając łańcuszek we własnej dłoni, który, jak się okazało, musiał przetransmutować w stolik. Wyzwanie godne podziwu, zważywszy na to, iż biżuteria była cienka i pozbawiona większej logiki. Nie bez powodu ciche westchnięcie wydostało się spomiędzy warg Lowella, jakoby wydostając tym samym na światło zewnętrzne niezadowolenie; jeżeli Craine lubi znęcać się nad uczniami, robi to idealnie. — Czekajcie tylko, jak ja przetransmutuję ten niezwykle nadający się do tego naszyjnik. — zaśmiał się, wykrzywiając usta w niemym grymasie niezadowolenia, by następnie uspokoić myśli i uwolnić się od własnych emocji, by tym samym skorzystać z własnej różdżki. Spokojny ruch dłonią, muśnięcie palcami drewna, z którego był wykonany patyczek oraz odpowiednia formuła... — Invento. — wypowiedział prosto i zrozumiale, ale różdżka wydostała z siebie tylko parę iskierek, wydając syk, którego nie chciał raczej słyszeć. Różdżka pierwszy raz się zbuntowała, nie wydostając z siebie żadnego czaru. A przedmiot spadł na podłogę. — Gadająca ławka, trójnogi stolik oraz ten sam naszyjnik. Co może pójść nie tak? — zaśmiał się ostrożnie, by następnie próbować to jakoś poprawić, ale bez żadnego skutku. A czuł, że był blisko do uzyskania jakiegokolwiek rezultatu.
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
Transmutacja: 9pkt Kostka:1 Bonus za materiał: 0pkt Suma: 10 pkt Anomalia, jeżeli występuje: Brak
Zdecydowanie Patton nie był najprzyjemniejszą postacią jaką udało się spotkać Cassianowi w Hogwarcie i nie wzbudzał wobec siebie jakichkolwiek innych emocji niż te najbardziej mroczne i negatywne. Odzywał się bez grama szacunku względem innych, pomijając już fakt, że wręcz ogromnych jego pokładów oczekiwał w zamian. Ewidentnie z powodu braków w prawidłowym podejściu do nauczania nadrabiał sobie i reperował własne ego patrząc na wijących się w konwulsjach uczniów.
Oczywiście działało to również na samego Cassiana, bo widząc co będzie musiał zrobić przełknął jedynie głośniej ślinę starając się uspokoić. Potrzebował teraz skupienia, bo przecież zaklęcie, które miał teraz zaprezentować zdecydowanie nie należało do najłatwiejszych. Ze spokojem ducha czekał na własną kolej, ale widać po nim było zdenerwowanie. Jego ręce szukały dowolnego zajęcia by oderwać się od silnego ściskania magicznej różdżki. Szybko więc zajęły się sznurkiem, na którym po chwili znajdował się węzeł za węzłem, supeł za supłem...
Gryfon obserwował jak inni uczniowie rzucają zaklęcie z różnym skutkiem, niemniej... Widział, że nawet tym, którym na pozór wyszło nie byli idealni. Nic więc zatem dziwnego, że gdy przyszła jego kolej najzwyczajniej w świecie dał za wygraną galopującym myślom, odnośnie tego, że czego nei zrobi i tak nie będzie dobrze. Stanął na równi przed profesorem Crainem po czym wyjął na wierzchu swojej dłoni ściskając już wymięty i przeprocesowany przez niego sznurek. - Invento! - Powtórzył zaklęcie dokładnie tak, jak wydawało mu się, że powinno brzmieć. Niemniej... Nic się nie stało. Różdżka ledwo zadrgała w jego dłoni, ale sznurek ani drgnął. Nawet nie spróbował się przemienić, nie mówiąc już o tym, żeby jakkolwiek zareagował.
Cassian poczuł zbierającą się gorycz we własnych ustach, ale nie pozwolił sobie na jakiekolwiek pokazanie słabości. Zacisnął mocniej usta, zsuwając je w wąską linię po czym spojrzał na nauczyciela, który, zapewne według niego, miał go właśnie mierzyć surowym wzrokiem. Starał się trzymać w garści.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Transmutacja: 24 Kostka:2 Bonus za materiał: Miałem patyk, ale zamieniam się z Felkiem. Więc biorę jego naszyjnik. Przez co mam 0 Suma: 26 Anomalia, jeżeli występuje:H - Ławka jest bardzo zimna
Nie miał ochoty się zgłaszać, bo i po co to robić u Patola na lekcji? Jak widać zadanie dodatkowe byłoby znacznie ciekawszą opcją i zdecydowanie więcej by z niej wynieśli niż z rozmowy z tym profesorkiem. Słuchał wszystkiego obojętnie. Jednym uchem wlatywało drugim wyleciało. Nie robiło to na nim żadnego wrażenia. Bo taka pokazówka siły mentora nad swoim uczniem była żenująca. Najlepiej było atakować kogoś kto nie mógł się bronić prawda profesorze? Kto mógł jedynie zaciskać szczęki. Zgrzytać zębami i nie dać się sprowokować. Przez co wyskok dziewczyny go jakoś też nie zaciekawił. Pękła jako pierwsza i jedynie co go rozbawiło to to, że profesor się tłumaczył. Skoro był niewinny to po co się tłumaczyć z postępku? Obserwował więc starania innych i zareagował zaraz po tym jak @Felinus Faolán Lowell zabrał się do czarowania. Spodziewał się że będą czarować sobie ławki. Ale nie że będzie to wyglądało w taki sposób. Myślał że będzie to praca zespołowa, stąd podział na grupy. Wtedy każdy metal by się przydał na jakieś śruby czy gwoździe. Jego drewienko na materiał z którego miało być biurko. Dlatego wziął ten materiał, a tutaj takie zaskoczenie. - To dlatego, że zabrałeś mój materiał. Ten jest twój - powiedział jak gdyby nigdy nic wystawiając patyk w stronę jedynego Puchona w ich grupie i sam wyciągnął swoją różdżkę celując w wisiorek. - Invento - skupił się na wyglądzie biurka jakie miało być, na szufladach znajdujący się pod blatem. I udało się mu idealnie. Zaklęcie było ciężkie, bardzo wymagające. Jednakże udało mu się. A przynajmniej tak myślał na samym początku zanim podszedł do niego. Biło od biurka bardzo mocne zimno. Nienaturalnie zimne. - Dziwne, jest strasznie chłodne - przyznał się że nie udało mu się wykonać bardzo dobrze zadania. Nawet nie musiał dotykać blatu alby wyczuć różnice. - Może to przez metal z którego zostało wykonane? - rzucił luźno uznając iż mniej prawdopodobne byłoby to że te jest takie zimne przez jego wypaczone serce.
Narcyz Bez
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : Wiecznie goszczący na ustach uśmiech, twarda angielska wymowa z wyraźnymi końcówkami
Transmutacja: 15 Kostka: 2 Bonus za materiał: - Suma: 17 Anomalia, jeżeli występuje: H
Nie spodziewam się, że ktoś zdecyduje się do mnie dosiąść, dlatego drgam z zaskoczeniem, kiedy nieznajomy chłopak zadaje mi pytanie. Niepewne "'jasne" opuszcza moje usta, ale chyba jest tak samo przekonujące jak uśmiech @Finn Gard, więc dla potwierdzenia jeszcze szybko kiwam głową, odruchowo chcąc się przesunąć, by zrobić mu więcej miejsca. Sam bawię się moimi koralikami, odnajdując coś uspokajającego w przesuwaniu ich pomiędzy palcami. - Widzisz profesora chodzącego po mugolskim sklepie, kupującego przypadkowe bibeloty na lekcję dla uczniów? - pytam, pozwalając sobie na cień humoru. Nie znam jeszcze dobrze tego nauczyciela, ale historie o nim krążące, sugerują, że nawet młodych adeptów magii traktuje z pogardą, co dopiero osoby bez czarodziejskich umiejętności. Wydaje mi się, że nie zdobyłby się na coś takiego. Spuszczam wzrok, czując na na sobie spojrzenie chłopaka; jest mi trochę niezręcznie. - Więc... lubisz transmutację? - wyrzucam z siebie, nie wiedząc, o co innego mógłbym zagaić. Puchon nie ma jednak wiele czasu, by odpowiedzieć na to głębokie pytanie, bo wtedy wreszcie pojawia się nauczyciel. Śledzę go uważnie spojrzeniem, nie chcąc stracić nic z jego wypowiedzi. I znam odpowiedź na pytanie - tak przynajmniej mi się wydaje. Lecz zanim zdążam się zdecydować, zanim przekonuję wewnętrznego Narcyza, że musi zebrać się na odwagę, las rąk wyrasta wokół mnie, pogrążając mnie w mojej bezpiecznej przeciętności. Oddycham spokojniej, a napięcie w moim podbrzuszu znika - następnym razem, prawda? Nie wiem, jak zareagować na wystąpienie jednej z dziewczyn, więc po prostu siedzę cicho, podziwiając w głębi duszy jej odwagę. Nie umiem się jednak wtrącić. Uśmiecham się do chłopaka obok, kiedy okazuje się, że jesteśmy razem w grupie, ale do ćwiczenia podchodzę z pewnym ociąganiem. Czuję, że to jeszcze nie jest zaklęcie na moje siły. - Invento! - próbuję w końcu, wyobrażając sobie zamiast bransoletki płaski blat. Widzę, jak przedmiot walczy z przemianą, najwyraźniej jest mu lepiej w obecnej formie i wcale się temu nie dziwię; też nie chciałbym być ławką wiecznie maltretowaną gumami i napisami. W końcu jednak rozmiar nieznacznie się powiększa i nawet kształt staje się biurko-podobny. Zaraz potem jednak ławka przybiera intensywnie czerwony kolor, a w dodatku - o zgrozo - zaczyna wydawać pierdzące odgłosy. Wyjątkowo się nie rumienię, a wręcz przeciwnie, z mojej twarzy chyba odpływa cała krew. Mam szczerą nadzieję, że nauczyciel pozostawi to bez komentarza.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Transmutacja: 19 Kostka:2 Bonus za materiał: 8 Suma: 29 Anomalia, jeżeli występuje:B - Ławka jest słabo wypoziomowana.
Darren puścił mimo uszu uwagi Craine'a - ostatecznie, bardzo zabolało go to, że po jego odpowiedzi Ravenclaw został z takim samym wynikiem punktowym co przed. Shaw podrapał się jedynie chochlą po nosie, zastanawiając się głęboko, czy gdyby jego matka dowiedziała się o tym, że była jedną z bohaterek wywodów nauczyciela transmutacji, to czy zdecydowałaby się wypchać starego pryka naftaliną czy po prostu zamienić w nocnik. Przyszedł czas na rzucenie zaklęcia - miał zamienić swoją chochlę w jedną z brakujących ławek. Dzięki nie tylko materiałowi, ale temu że przedmiot nie był surowym, nieobrobionym drewnem, Krukon miał o wiele łatwiej. Jego Inventio więc bez większych problemów zamieniło drewniany przedmiot w szkolną ławkę - jedynym mankamentem było to, że jedna noga była nieco krótsza od pozostałych, co sprawiało że stolik non stop bujał się przy najlżejszym o niego oparciu. Żeby to naprawić wystarczyłoby jakieś jedno, drobne zaklęcie - nietrudniejsze niż Octopode - jednak po tym jak Elijah otrzymał burę za rzucenie Chłoszczyść, Krukon wolał po prostu wsłuchać się w okazyjne stuki krzywej ławki.
Nauczyciel przechadzał się tak od grupki, do grupki, obserwując wasze zmagania z rosnącą ciekawością. W najśmielszych snach nie mógł podejrzewać, że odstawicie przed nim taką szopkę. Jego wewnętrzne rozbawienie wzmagało się, ale silnie zaciskał usta, żeby nie dać tego po sobie poznać. Chyba nawet nieco poprawiliście mu humor, bo kiedy podszedł do drużyny "pozostałych", wyglądał na nieco mniej spiętego, niż jeszcze chwilę wcześniej. - Dobrze, przyglądnijmy się razem temu, co tu państwo zmajstrowali. - Podniósł nieco głos, przez co w sali niemal natychmiast zapadła cisza, a oczy wszystkich zwróciły się w stronę ocenianych. Patton przykucnął przed ławką @Darren Shaw. Ostrożnie, powoli, jakby z nabożną czcią, dźgnął ją palcem. Ławka zastukotała lekko, przechylając się z boku na bok. Patton podrapał się różdżką po podbródku i ledwo otwierając usta powiedział tylko "Dziesięć". Darren mógł już odetchnąć. W przeciwieństwie do @Aleksandra Krawczyk, której ławka nawet nie wyglądała jak ławka, a raczej jak dziwna, zdeformowana wstążka. Patton demonstracyjnie nadepnął na nią butem i przybrał zatroskany wyraz twarzy. - Chyba jednak za mało się pani skupiła. - Skomentował tylko, szurając podeszwą po wstążce. Kiedy już mu się znudziło, podszedł do ławki @Ignacy Mościcki i już chciał nagrodzić go punktami, kiedy... Ławka zachichotała i użyła P-słowa. Twarz nauczyciela ściągnęła się i ledwo zauważalnie zarumieniła. Tego było już zdecydowanie za wiele, ale z drugiej strony, czy miał ochotę na kolejną słowną utarczkę? Pokręcił tylko zażenowany głową i stuknął różdżką w blat ławki, która natychmiast umilkła. - Niechaj brak zdobytych punktów będzie dla pana ostrzeżeniem - Wycedził w stronę Ignacego i odwrócił się do @Violetta Strauss. - Co też pokaże nam nasza gwiazda drużyny? Hm, tak... - Oparł dłoń na ławce Violi i zamyślił się, próbując przechylić ją na którąś stronę lub też zwyczajnie ją popsuć... Było zbyt dobrze, no nie, na pewno da się do czegoś przyczepić. Powoli przykucnął przy meblu, zerknął pod blat i... - No tak, nie wiem, jakie ma pani wyobrażenia o szkolnych ławkach, albo jaką ma pani manierę pozbywania się gum do żucia... Ale poza tym, niech będzie dziesięć. Gdyby nie te gumy... No ale, jednak. - Wyprostował się i po raz kolejny stuknął różdżką w ławkę, która podskoczyła jak poparzona i odkaszlnęła głośno, zrzucając z siebie kilkanaście przyczepionych do spodu blatu gum. Craine machnął na nie różdżką i posłał je w cholerę, podchodząc do ostatniej członkini grupy, @Odeya Worthington. Stanął jak wryty, myśląc najpierw, że się przesłyszał. Uważnie przyjrzał się ławce Ody i zamarł w bezruchu, a wy zamilkliście i zamarliście wraz z nim, intensywnie wpatrując się w różowoczerwoną ławkę Ody, która... Pierdnęła. Craine skrzywił się i załopotał rękawem szaty przed nosem, uśmiechając się z wyższością i jakby od niechcenia machnął różdżką w stronę gryfońskiego mebla. - Rozumiem, że chciała pani nadać mebelkowi trochę własnych kolorów, ale przypadkiem zaszczepiła mu też pani własne zwyczaje. Niech będzie pięć punktów, bo nawet mnie pani rozbawiła. - Przyznał, odwracając się plecami od "pozostałych" i kierując kroki w stronę pozostałych grup.
Proszę pozostałe 4 osoby - @Finn Gard, @Gunnar Ragnarsson i @Orla H. Williams+@Keyira Shercliffe o odpisywanie w ten sposób, żebym mógł odpisać oddzielnie każdej grupie, tzn. np. post Finna - ocena składaka, potem post Gunnara - ocena drużyny śmierci, potem posty dziewczyn - ocena darłoryjów. Będę wdzięczny, buzi.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Transmutacja: 22 Kostka:6 + B Bonus za materiał: brak Suma: 28 Anomalia, jeżeli występuje: prawie idealna, ale źle wypoziomowana ławka
W związku z tym, że jego grupa, z wyłączeniem Corteza, który posłał ogólne przywitanie do wszystkich, absolutnie zignorowała jego obecność, jak i komentarz, nie ubiegał się o niczyją uwagę. Osunął się na krześle, przysłuchując się zamiast tego odpowiedziom kolejnych uczniów. Ręce splótł na piersi, podwijając rękawy koszuli. Marynarkę dawno przewiesił przez krzesło. Wpatrując się w profesora z przechyloną na bok głową, zdawał się oceniać kolejno każde jego słowo, żadnego nie komentując. Jedyną aktywność, jaką wykazał to ta, kiedy przyszła kolej na jego transmutację. Podnosząc się leniwie na miejscu użył wspomnianego zaklęcia na swoim sznurze, już teraz podejrzewając, że przemiana zwykłego kawałka liny w ławkę nie należy do najprostszych zadań, jak zresztą wszystkich innych pozostawionych tu przedmiotów, których gabaryty i faktura zupełnie nie była zbliżona do tej, którą mieli osiągnąć. Patton aby na pewno nie był sadystą? Uniósł do niego wzrok. Wyglądał na poczciwego staruszka... póki nie otwierał ust, żeby coś powiedzieć. Ostatecznie efekt, jaki osiągnął, zadowalał Gunnara, ale podejrzewał, że Craine miał co do tego odmienne zdanie.