Sala ta jest bardzo nasłoneczniona, a z jej okien widać obszerny dziedziniec. Pełno tu klatek, w których czasami pojawiają się kociaki do ćwiczeń, jedna szafa jest pełna kufrów, a omnikulary ułożone na regale mają tendencję do uciekania, bowiem te egzemplarze mają albo królicze łapy, uszy lub ogony.
Wjechałem do klasy zaledwie kilka sekund przed czasem co doprowadziło do tego, że wszystkie ciekawsze miejsca były zajęte, więc zasiadłem sam z tyłu sali rozglądając się po sali. Chciałam tutaj być dokładnie tak samo jak pragnąłem wymywać dupska wszystkim hipogryfom z Zakazanego Lasu. Jasne, Bergmann nie był wprawdzie chujem jak Craine, ale brakowało mu czegoś co miał Dear, a fakt, że wcześniej uczył mnie w Trausnitz wcale nie ułatwiał sprawy. Mimo że nie byłem fanem tego przedmiotu to lekcje z Dearem jakoś mnie przyciągały, a tutaj pojawiałem się tylko po to by pod koniec roku dostać upragnioną parafkę na świadectwie ukończenia studiów i móc rozpocząć upragnioną karierę. Pewnie normalnie miałbym wszystko w głębokim poważaniu, ale z racji tego, że siedziałem sam to nie miałem specjalnie wyboru i postanowiłem przynajmniej spróbować skupić się na lekcji, a czekając na to aż nauczyciel w końcu zacznie mówić przejrzałem nawet moje transmutacyjne bazgroły z zeszłego roku - wiele z nich nie wyciągnąłem, ale zawsze coś. Musiałem chociaż trochę poudawać, że mi zależy dlatego wpatrywałem się w profesora i zmusiłem się do maksymalnego skupienia - może nie nie przepadałem za przedmiotem, ale starałem się zrobić dobrą minę do złej gry.
SZCZĘŚCIE: 2 PREFERENCJE: 0,5 - bo Bergmann jednak nie jest Crainem XD KONCENTRACJA: 4 TALENT: 1 CAŁOŚĆ: 7,5
Autor
Wiadomość
Orla H. Williams
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : Brokat, cekiny, frędzle i kolory. Hipiska, która jest królową parkietów wszelakich.
Każdy, kto chciał jakoś funkcjonować w szkole musiał poznać jedną, nadrzędną zasadę: Spóźnienie się do Pattona jak mniej niebezpiecznie, niż próba pogłaskania witek Bijącej Wierzby.
Zanim weszła do sali, poprawiła zakładki w spódnicy swojego mundurka, żeby wyglądały zadbanie i sztywno jak kij w dupie nauczyciela transmutacji. Kiedy upewniła się, że wygląda tak poprawnie, że mogłaby pozować do sesji pod tytułem: "Jak stracić jakikolwiek wyraz i charakter pod szkolnym mundurkiem", otworzyła drzwi do sali. Ta wyglądała nieco dziwniej niż zazwyczaj - ławki poznikały, przez co klasa wydawała się o wiele obszerniejsza niż zazwyczaj. Krzesła jednak stały jak zwykle, a na większości z nich już ktoś siedział. W drodze do biurka z lewitującą wiadomością, przeszła obok @Darren Shaw, by powitać go klasycznym: - No hej, pacanie - w czym oczywiście nie było nic złośliwego, oprócz sztucznej zaczepności, okraszonej ogromnym uśmiechem. Zaraz dodała podekscytowana, kucając na chwilę obok jego krzesła. - Widziałeś jak broniłam na treningu?
Nie zatrzymała się jednak na długą pogawędkę, bo lekcja miała się wkrótce zacząć, a ona nawet nie wiedziała czego miała dotyczyć. Biorąc pod uwagę, że ludzie naprawdę trzymali w dłoni randomowe rzeczy, domyśliła się, że unosząca się wiadomość zawiera jakieś ważne informacje. Przeczytała ją, siegnęła po pierwszy-lepszy przedmiot i cofnęła się, w poszukiwaniu miejsca, na którym mogłaby usiąść.
- Wybacz, że się tak... - zaczęła, zajmując miejsce obok. Dziwinie było tak siedzieć, nie mając przed sobą ławki, ale nie takie rzeczy się widziało w tej szkole. Tłamsiła w dłoniach zieloną wstążkę, którą zabrała z biurka Pattona, zastanawiając się, w co wkrótce będzie miała ją przetransmutować. Przeniosła z niej wzrok na puchonkę, kontynuując. - dosiadam, ale krzesło było wolne. A poza tym chciałam Ci powiedzieć, że to co ostatnio wyprawiałaś z pianinem na artystycznej... wow. Po prostu wow. Uniosła zaciśnięte dłonie do skroni, by gestem pokazać, że prawie jej mózg rozjebało od emocji, kiedy słuchała jak bezimienna - jeszcze, puchonka gra. Powiedzieć, że miała talent, to jak nie mówić nic.
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
Mówiąc, że zajęcia z transmutacji były przez niego wyczekiwane, to na dobrą sprawę zbyt małe określenie tego, jak katował siebie samego zadręczaniem się odnośnie swoich braków. Wiecznie stercząc nad księgami i opasłymi woluminami zawierającymi zapiski z eliksirów, zielarstwa czy magii leczniczej strofował siebie coraz bardziej i bardziej tym, że nie ma już, gdzie zmieścić transmutacji. Przedmiotu, który uważał za niezbędny do swojego dalszego funkcjonowania. Nie wiedzieć czemu, w jego mniemaniu to właśnie eliksiry i wcześniej już wspomniana, transmutacja były tymi dziedzinami nauki, które najciężej było zgłębić, i które niewątpliwie zasiadały na tronie czarodziejskich nauk.
Z czystym sumieniem mógł powiedzieć, że w ciągu wakacji przyswoił sobie dwa zaklęcia. Dwa, które znajdowały się na absolutnie elementarnym poziomie. Wstydem byłoby się przyznanie, że ich nie zna, dlatego też sumienie choć czyste i tak miał strapione. Niemniej jednak przynajmniej był szczery względem tego, jak niewiele czasu mógł poświęcić temu przedmiotowi. Dlatego też z zapałem i cieniem lekkiego zrezygnowania poczłapał w kierunku sali od transmutacji.
Jego uwadze nie umknęło dość niespodziewane rozstawienie szkolnych krzesełek. O braku ławek nawet nie wspominając. Ściskając więc pasek od swojej torby wmaszerował do klasy witając się lekkim uśmiechem bliżej mu znanych w ostatnim czasie @Maximilian Felix Solberg i @Lucas Sinclair. Kątem oka również zauważył @Felinus Faolán Lowell, któremu pomachał i nim się obejrzał już znajdował się przed wiszącym pergaminem z instrukcjami.
Uważnie przeczytał wszystko co się na nim znajdowało i objął wzrokiem mnogość przedmiotów ułożonych w bliżej nieokreślonej kolejności. Zdecydował się na prostotę. Dłuższy kawałek sznurka szybko trafił w jego dłonie, które badały jego fakturę starając się odkryć coś niezwykłego. Swój krok natomiast skierował w kierunku @Yuuko Kanoe i @Orla H. Williams. Jedną z dziewczyn kojarzył z meczu Quidditcha, drugą znał już kawał czasu i mieli przecież wspólne... Zainteresowania, jeśli tak to właściwie można nazwać. - Cześć Yuu, jak tam? - Zagaił zmierzając w ich kierunku w międzyczasie zaś przenosząc wzrok na krukonkę. - Ahoj Orla! - Przysiadł tuż obok niej mając pogląd na obie z dziewcząt. W międzyczasie zdążył również upchnąć swój tobołek przepełniony podręcznikami pod krzesło. - Co wybrałyście?
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Szczerze powiedziawszy było mu wszystko jedno z kim będą te zajęcia z transmutacji. Stary czy młody. I tak żaden z nich nie był Nessą, więc miał ich głęboko w ... Ubrał się w mundurek, ten znienawidzony, szkolna szata wydawała się być niczym dopiero co zdjęta z manekina w sklepie. Nie, nie była nowa, ale Cortez miał ją ubraną zaledwie kilka razy. Wszakże wiadomo było jaki styl preferował. - Cześć żmije! - przywitał się z kumplami i biorąc po drodze jedno z krzeseł obrzucił nim i dostawił obok @"Maxidymacza" - Mogą nam zniszczyć nasze legowisko, mogą nas porozrzucać po innych domach. A i tak zbierzemy się w jedną grupę. Zaprawdę powiadam Wam że teraz Salazar w swoim grobie pokazuje fakulca wszystkim członkom SLM. Którzy to chcieli zniszczyć tę więź. - Polityka na zajęciach? A czemu by nie. To zawsze dobre miejsce na wybadanie sytuacji i strony obranej przez kolegów i koleżanki. Wyciągnął różdżkę i za pomocą zaklęcia przywołał do siebie jeden z przedmiotów leżących na jedynym biurku. Był to jakiś patyk. Budowa biurka z patyków? - Szkoda że już naszego wilczka nie ma z nami. Mógłby chuchać i dmuchać sprawdzając jaka konstrukcja najdłużej wytrzyma. - Rzucił po chwili nawiązując do bajeczki dla dzieci.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Nie dość, że był poniedziałek, to jeszcze niebotycznie wczesna pora, czyt. godzina dwunasta, a on, ledwo żywy po dyżurze w Mungu, stwierdził, że to świetny pomysł, aby w takim stanie iść na lekcję transmutacji do Patola. No nic tylko powinszować takiej decyzji. Po pierwsze, Patol był zjebany. Po drugie, totalnie nie umiał w transmutację. Po trzecie, ze zmęczenia zamykały mu się oczy średnio co pięć sekund, a skupienie miał na poziomie złotej rybki. Po czwarte, czy już ktoś wspominał o tym, że Patol był psychopatą? Uparcie powtarzał sobie, że wyciąga Bruna na zajęcia z troski o jego edukację, ale tak naprawdę potrzebował towarzysza, który szturchnie go ramię, gdyby mu się przysnęło i jednocześnie będzie motywacją do opuszczenia kruczej wieży. Zaklął w myślach na swoje przerośnięte ambicje i wyszedł z dormitorium, a gdy znalazł się u boku Gryfona, zbił z nim piątkę, automatycznie czując jak polepsza mu się nastrój. - Jak ty taki bystry jesteś to czemu nie trafiłeś do Ravenclaw? – na jego twarzy pojawił się kpiący, ale ciepły uśmiech. Rozejrzał się po sali i odetchnął z ulgą, gdy zauważył, że profesora nie ma w środku. Zaśmiał się, słysząc niezwykle trafną uwagę o sztywności Patola i porównaniu go do blatu. Nie mógł się z tym nie zgodzić! Podszedł do Tarly’ego i zgarnął ze stołu chochlę do zupy. Dumnie dzierżąc ją w dłoni, zerknął na Bruna, który postanowił wziąć dwie szyszki i sprawdzić czy którakolwiek dziewczyna uzna, że to fantastyczny sposób na podryw. – Nie chcę cię martwić, ale… Jebać, to świetny pomysł! - z głupawym uśmieszkiem obserwował jak szyszka ląduje przy Zoe (gdyby padło na Frelę, byłby zmuszony do pokazania mu gdzie jego miejsce). Kiedy Gryfon zagadał młodą Brandon, Aslan nie miał żadnych wątpliwości, że jego kumpel do usranej śmierci pozostanie sam.
Na tę lekcję wbiegła na ostatnią chwilę jak ostatni oszołom, wcześniej wbiegając i zbiegając po wszelkich stojących jej na drodze na zajęcia schodach. Nie czuła się ostatnio zbyt dobrze, głównie przez jakieś wypaczone wizje wakacyjnego seansu, które prześladowały ją w snach. Czy oznaczało to jednak, że nie nadawała się za bardzo do funkcjownowania? Trochę. Czy w jakikolwiek sposób sugerowało to, że miałaby nie pojawić się na lekcji transmutacji z największym szlabaniarzem w szkole, który wiecznie oczekiwał więcej niż mógł i nie wyglądał na zadowolonego z efektów swojego nauczania dopóki któryś z uczniów nie dostał kilku karnych punktów? Nigdy w życiu. Zgarnęła jakiś najzwyklejszy patyk zgodnie z zaleceniami Pattoziomeczka i wsunęła się do jakiejś wolnej ławki, chcąc w pierwszej chwili przede wszystkim złapać oddech.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
- Nie przesadzam - oznajmiam ze wzruszeniem ramion, zerkając zdziwiony, czemu miałbym nie oceniać nauczyciela, skoro już go poznałem i nie jestem nim kompletnie zainteresowany. No może jego wiedzą, którą z przyjemnością bym wchłonął. Szczególnie po jej kolejnym komentarzu, słysząc, że nawet nie wie jak wygląda. Aż z irytacją macham ręką i wywracam oczami. - Widzisz? Nawet nie wiesz kto to, czego go bronisz. Jakbyś zobaczyła to... nie wiem w sumie pewnie byłabyś nim tak zainteresowana jak reszta dziewczyn - zaczynam najpierw z werwą, ale po chwili ponownie mimowolnie dość prędko oceniam Key pod kątem innych wzdychających do nauczyciela dziewczyn. - Camael Whitelight. Może to Twój jakiś kuzyn? - zaczepiam czystokrystwią dziewczynę, uśmiechając się wesoło od razu na taką wyborną zaczepkę. Przechodzimy przez salę, gdzie prędko znajdujemy się przy straganie Pattona z jego informacjami i prędko sięgam po wstążkę, na którą moja towarzyszka przystaje uprzejmie. Kiedy stwierdza, że i tak jej ona odpowiada z rozbawieniem macham brwiami i mrugam do Ślizgonki, nie mogąc powstrzymać się od szerszego uśmiechu i próbuję zawiązać ją jakkolwiek na czole. Oczywiście ta nie jest zachwycona moimi próbami pomocy dobrania odpowiednich dodatków, ale wcale nie przejmuje się jej groźbami czy co tam robi. - Buuu - mówię tylko kiedy zrywa swoją ozdobę i po chwili gdzieś za nami czai się Boyd. To prawda, zagadałem się odrobinę z Keyrią, wcale jej nie bajerując, tylko roztaczając swój urok osobisty, chcąc nie chcąc; ale nigdy nie zagaduje się na tyle, żeby olać mojego najlepszego ziomka. - Halo, dzień dobry - mówię kiedy ten już ucieka już bez potrzeby. Idziemy oczywiście za nim, a Shercliffe pyrga mnie mocno łokciem, na co udaje, że straciłem czucie w ręce i pokazuję ze smutkiem bezwładną kończynę dziewczynie. - To nie żadna wizja, to po prostu Boyd - mówię na wybór przyjaciela i opadam w sali na krzesło obok Ślizgonki. Ponieważ mój ziomek jest teraz przed nami wyciągam nogi, by spróbować go jakoś przysunąć odrobinę bliżej nas i równocześnie móc położyć nogi na jego krześle. W międzyczasie Keiyra zadaje mi pytanie z serii ja i Boyd oraz zaczepki nas dotyczące, na co tylko prycham ze śmiechem. Łapię też spojrzenie Gunnara, który znowu gapi się na Key kiedy widzi, że z nią jestem. - Tak naprawdę żyjemy w czworokącie, bo Boydzik też ma dziewczynę, ale ona nigdy nie wychodzi z Pokoju Wspólnego Puchonów, bo boi się, że będzie musiała się do niego przyznać - mówię rozbawiony ponowną nieobecnością Bonnie. Przestaję się bawić krzesłem Gryfona, by na chwilę pochylić się bliżej ucha Ślizgonki co było łatwiejsze przez jej łokieć gdzieś niedaleko mnie. - A ty? Próbujesz wymuskać odcinek z Gunnarem, czy to tylko on? - pytam figlarnie i oddalam się od dziewczyny, wciąż się na nią patrząc z uśmieszkiem, który zastępuję udawaną powagą. - To dobry ziomek. Zakładam, że idealnie można drzemać kiedy coś opowiada - mówię nie na długo utrzymując podobną do Islandczyka minę.
Kamiennym korytarzem prowadzącym do sali kroczyła w waszą stronę, spowita w szarość i subtelny, błękitny prążek, śmierć we własnej osobie. Tak przynajmniej musieli dedukować pierwszoroczni, którzy z przestrachem uskakiwali przed profesorem Crainem na boki. Niepokojący stukot podbitych metalem butów anonsował go z daleka, zajęci rozmowami mogliście go jednak nie dosłyszeć. Patton stanął przed drzwiami do sali i teatralnie wyjrzał zza futryny. Zerknął na prawo, zerknął na lewo. Podejrzliwie zmrużył oczy. Było was dużo. Podejrzanie dużo. I podejrzanie punktualnie. - Pozwolą państwo, że nie rozpocznę dnia od nieszczerego "dzień dobry"... - Wycedził najgłośniej jak mógł, a przynajmniej tak głośno, jak tylko dało się coś powiedzieć nie rozwierając zaciśniętych mocno zębów. - ...i tym samym nie będę państwa narażał na przykrą konieczność dawania mi równie nieszczerej odpowiedzi. - Dokończył i ruszył środkiem sali w stronę swojego biurka. Wysunął różdżkę spomiędzy połów szaty i za każdym razem, kiedy mijał jeden rząd krzeseł, gwałtownym machnięciem różdżki przywoływał go do porządku, nieważne czy na krześle spoczywali studenci, czy też nie. Jeżeli siedzieliście na krześle, które w jakiś sposób przemieściliście czy przestawiliście, to teraz staliście już grzecznie na miejscu, przodem do biurka i w karnym porządku. - Nie będę także pytał państwa, jak minęły państwu wakacje, miałem bowiem przyjemność być niegdyś w państwa wieku i wiem, jak bezproduktywni, zdegenerowani i nudni do cna potrafią być młodzi czarodzieje i młode czarownice. - Niezaangażowany słuchacz mógłby podejrzewać, że istnieje gdzieś, w przepastnych kieszeniach profesorskiej szaty, ukryta bezpiecznie pozycja wydawnicza "Jak dopierdolić uczniom na 100 sposobów" z której Patton chętnie korzysta. Wy jednak nie mieliście czasu na podobne przemyślenia - Craine doszedł właśnie do biurka, obszedł je, a następnie stanął za blatem, oparł się o niego pięściami i uniósł wysoko brwi. Dzwony zamku zaczęły właśnie bić dwunastą. Wy mieliście co prawda być tu dziesięć minut wcześniej, no ale co wolno Pattonowi, to nie studentowi. Profesor stał tak i mierzył was wzrokiem przez kilka sekund, potem kilkanaście... W którymś momencie musiał stwierdzić, że efekt dramatyczny został już osiągnięty, bowiem odchrząknął i machnął różdżką w stronę drzwi. Drewno spotkało się z kamienną futryną z głośnym, przeszywającym was wszystkich hukiem. - Tam była państwa droga ucieczki. Wnioskując po tym, ile was tutaj zostało, zakładam, że wakacyjne libacje musiały wypalić w państwa mózgach jeszcze większe dziury, niż to zakładałem. Dlatego dzisiaj rozpoczniemy od zaklęć wymagających, coby państwa... Nieco... Rozgrzać... - Wycedził powoli ostatnie kilka słów, pozwalając im wybrzmieć, kiedy zamkowe dzwony nareszcie zamilkły. - Ale kogo my tu mamy, widzę moją krukońską cudowną gromadkę... Gdybyście państwo poświęcali połowę tego czasu, który spędzacie na miotłach, na wizyty w bibliotece, to puchar domu trafiałby wyłącznie do domu Roweny. - Zawyrokował, patrząc na @Victoria Brandon, @Julia Brooks, @Arleigh Armstrong, @Elijah J. Swansea, @Larkin J. Swansea i @Zoe Brandon. - Pani... Pani nie znam, pani się domy pomyliły? - Zawiesił na chwilę wzrok na @Odeya Worthington i zbulwersowany rozejrzał się po sali raz jeszcze. - Nie no, państwo beznadziejnie siedzą. To w ogóle nie są grupy, na których można pracować... - Burknął trochę bardziej do siebie, niż do nich. Uniósł różdżkę nad głowę i finezyjnym gestem nadgarstka zasiał na sali jeszcze więcej chaosu. Wszystkie krzesła ruszyły z miejsc. Te puste odsunęły się pod ściany, te z zawartością - tj. uczniami i studentami - zaczęły dziwny taniec i sunęły po granitowej posadzce bezszelestnie, ale szybko i zdecydowanie. Kiedy Patton skończył, siedzieliście wszyscy w kilkuosobowych grupach. Nauczyciel wyglądał na zadowolonego z przemeblowania. Patton wyszedł zza biurka i stanął na środku sali. Gdyby ktoś z was nie patrzył teraz na profesora, dostrzeglibyście, że wiszący nad biurkiem pergamin dogorywał właśnie w wysokich płomieniach. Craine tymczasem mierzył was wzrokiem i mówił cicho, ni to do was, ni to do siebie. - Składak z dominującym elementem puchońskim... - Zawyrokował, wskazując różdżką w stronę @Bruno O. Tarly, @Aslan Colton, @Narcyz Bez, @Finn Gard i @Morgan A. Davies. - Drużyna... Śmierci. - Zdecydował się na sportowe porównanie na widok @Lucas Sinclair, @Maximilian Felix Solberg, @Gunnar Ragnarsson, @Felinus Faolán Lowell i @Aleksander Cortez. - Darłoryje! Gdzieś mi mignęła ta nazwa, chyba na tablicy ogłoszeń, panno Williams? - Tryumfalnie dźgnął powietrze różdżką, wydając się celować w @Orla H. Williams, @Yuuko Kanoe, @Cassian H. Beaumont, @Fillin Ó Cealláchain, @Keyira Shercliffe i @Boyd Callahan. Wolnym krokiem skierował się w stronę ostatniej grupy i ewidentie zafrapowany potarł się różdżką po skroni. - No, nie wiem, z niczym mi się państwo nie kojarzycie. Nazwiemy was po prostu "pozostali". - Odwrócił się na pięcie odchodząc od @Darren Shaw, @Aleksandra Krawczyk, @Ignacy Mościcki, @Violetta Strauss i @Odeya Worthington. Nie dał wam dużo czasu na oddech, bo zanim jeszcze dotarł do własnego biurka, zaczął monotonnym głosem recytować. - Transmutacja należy do najpotężniejszych dziedzin magicznych, ponieważ, jak zapewne państwo wiedzą, biorąc pod uwagę, że z jakiegoś powodu zdaliście państwo Sumy, ogranicza ją bardzo niewiele praw. Mamy więc prawo Gampa i jego pięć wyjątków, mamy prawa Cristoffa mówiące o złożoności, mamy prawo jednolitości transmutacji, które bardzo się nam dzisiaj przyda. Wszystkie te prawa i postulaty sprowadzają się, ogólnie rzecz ujmując, do przyjętego ponad 200 lat temu nowoczesnego paradygmatu transmutacji. W jego myśl, istnieją zasadniczo zaklęcia modyfikujące oraz przekształcające. Pierwsze, służące do przemiany na poziomie cząstek i właściwości, drugie zaś, powodujące redukcję lub mnożenie się cząstek. - Uczynił stosowną pauzę, sprawdzając, czy na sali panuje odpowiednio martwa cisza. - Wiedza ta powinna być dla państwa oczywistą i tego też oczekuję, ponieważ po zajęciach wyślecie mi państwo opis jednego wybranego przez siebie prawa transmutacyjnego na jedną rolkę pergaminu. Ale to wszystko w swoim czasie. Dzisiaj bowiem zajmiemy się zaklęciem z pogranicza czarów modyfikujących i przekształcających, zaklęciem, które dla czarodzieja powyżej szesnastego czy też siedemnastego roku życia nie powinno stanowić wymagającej przeszkody na drodze rozwoju. Przykładem takiego zaklęcia jest... A może państwo mi powiedzą? Jakie zaklęcia transmutacyjne modyfikować mogą zarówno skalę czy też rozmiar obiektu, jak i jego właściwości strukturalne, materiałowe, tkankowe? - Zmrużył oczy tak mocno, że mogliście wręcz odnieść wrażenie, że są zamknięte. Po chwili jednak wysoka postać profesora gwałtownie poderwała się do góry, a Patton wykrzywił się w ewidentnie nieszczerym grymasie dziwnego uśmiechu. - No, proszę się zgłaszać. Chyba nie chcą państwo dodatkowych zadań? No, no, co tak państwo szarżujecie? - Poprawił okulary na nosie, licząc uniesione w górę dłonie i zadumał się na chwilkę, trzymając was w niepewności. - No dobrze, to bardzo proszę, każdy po jednym zaklęciu: pani Brooks, pani Brandon, pani Strauss, pan Shaw, pan Lowell, pan Cealláchain, pan Solberg i pani Kanoe. Posłuchajmy, proszę państwa. - Zwrócił się do wszystkich. - To na pewno będą bardzo ciekawe głupoty.
Odpowiadających proszę o trzymanie się kolejności i uwzględnianie odpowiedzi poprzedników. Macie czas do 21:00 w poniedziałek.
Spoiler:
ETAP I - odpowiedź na Pattonowe pytanie dla chętnych.
Patton patrzy na was przenikliwie. Zadane pytanie wydaje się proste, ale może być podchwytliwe. Znacie go dobrze – lepiej nie ryzykować złej odpowiedzi. Tutaj można utracić punkty, ale raczej nie można ich zdobyć - chyba, że Craine'owi bardzo spodoba się wasze rozumowanie.
Zadanie polega na opisaniu Pattonowi jednego wybranego zaklęcia, które działa w dwojaki, opisany wyżej sposób - ujmując to prosto, na rozmiar i kształt oraz materię i materiał. Jeżeli decydujecie się na aktywność, musicie do 23:59 w piątek, 18.10, wykonać następujące kroki:
1. Rzucacie na bycie zauważonym – kto pierwszy podniesie rękę, kto wpadnie w profesorskie oko. Rzućcie kością k100, a następnie dodajcie do niej swoje punkty z gier miotlarskich – umówmy się, gracze mają dużo lepszy refleks. Jeżeli jesteście z Ravenclawu, dodajcie do wyniku jeszcze 5 punktów – Patton szybciej dostrzeże uczniów ze swojego domu.
2. Uzyskany rezultat w formie prostego kodu przesyłacie na PW na konto Pattona. < zg>Wynik kostki:< /zg> < zg>Punkty z gier miotlarskich:< /zg> < zg>Punkty za Ravenlaw:< /zg> < zg>Suma:< /zg>
3. Czekacie do północy na moją odpowiedź z podaną kolejnością odpisów fabularnych. Równocześnie ja edytuję końcówkę swojego posta, na którego końcu Patton udzieli głosu zgodnie z wylosowaną przez was kolejnością, od najwyższego, do najniższego wyniku.
4. Patton pozwoli każdemu podać tylko jedno zaklęcie – będziecie musieli uwzględnić to w swoich postach. Oznacza to, że każda kolejna osoba będzie miała trudniej. Będziecie musieli uwzględniać to, co powiedzieli poprzednicy.
5. To pytanie jest podchwytliwe – nie ma dobrych i złych odpowiedzi. Wszystko zależy od waszej pomysłowości i dobrego wytłumaczenia swojego wyboru.
6. Jeżeli zdecydowaliście się nie zgłaszać, możecie już teraz napisać o tym krótkiego posta, ale proszę, żebyśmy od kolejnego etapu wszyscy pisali grupami, w których siedzicie, tzn. wewnątrz grup bez kolejności, ale grupami w kolejności, czyli najpierw pisze krukońska gromadka, potem składak, potem drużyna śmierci, potem darłoryje, potem pozostali. Możecie wyznaczyć sobie "koordynatora grupy", który PW lub dopiskiem w poście będzie informował, że grupa już się wygadała i zapraszał kolejną grupę do odpisów. Teraz jednak, jeżeli się zgłosiliście, będziecie pisali według kolejności wylosowanej z kostek, którą wam ułożę.
7. Jeżeli są jakiekolwiek niejasności, piszcie PW do Arli lub na discorda kczechowicz#1700. Powodzenia!
AA
Ostatnio zmieniony przez Patton Craine dnia Sob Paź 17 2020, 22:00, w całości zmieniany 1 raz
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Ponoć to gryfoni słyną z brawury i odwag, nie krukoni. Czy na pewno? Kiedy Patton, niszczyciel dobrej zabawy rzucił pytaniem, w klasie zaroiło się od podniesionych dłoni, a większość z nich należała właśnie do reprezentantów niebieskiego domu. Spośród wszystkich zgłoszonych osób, padło na Julię jako na tę, która miała odpowiadać jako pierwsza. Kiedy nauczyciel wskazał na nią, opuściła rękę i kompletnie zapomniała, co chciała powiedzieć. Niewątpliwy "urok" nauczyciela sprawił, że dopiero po kilku długich sekundach była w stanie wydusić z siebie cokolwiek. Kiedy już jednak zaczęła mówić, w jej głosie można było wyczuć pewność siebie, którą to maskowała ogólny strach przed patolem.
- Invento. Jest to zaklęcie, które umożliwia przekształcenie mniejszych obiektów w większe. Możliwa jest również zmiana materiału czy właściwości strukturalnych przedmiotu. Za pomocą zaklęcia można więc zamienić drewniany patyk w metalowy kociołek.
Mocniej zacisnęła dłoń właśnie na patyku, który trzymała w dłoni, jakby znajomy dotyk drewna na skórze, miał ją ochronić przed oceniającym spojrzeniem profesora. Była przekonana, że nie pomyliła się i dobrze opisała zaklęcie, ale z drugiej strony Pattonowi nie trzeba było wiele, żeby się dopierdolić. Ba, on nie potrzebował do tego żadnego pretekstu.
Patton zamknął oczy i złączył dłonie za plecami, udzielając głosu Brooks. Kiedy mówiła, na przemian unosił wysoko brwi i uśmiechał się lekko, wydając z siebie krótkie dźwięki pokroju "Hoho!" czy "Hm!". Kiedy nastała cisza, przybrał zmartwiony wyraz twarzy i otworzył oczy, zerkając na Julię. - To tyle? No cóż, mogłem się spodziewać, że przez to nieustanne dosiadanie miotły wiatr wywiał z Pani głowy wszelką wiedzę, panno Brooks. Tak, Invento. - Odwrócił się na pięcie i obszedł swoje biurko. - Invento, to zaklęcie dość złożone, ale podstawowe, to właściwie podręcznikowy, banalny przykład zaklęcia działającego na gabaryty i właściwości. Mogłaby się pani bardziej wysilić i czymś mnie zaskoczyć. No ale niech będzie, 5 punktów. Następnym razem za takie oczywiste oczywistości punktów nie będzie. - Nauczyciel nawet nie patrzył na Julię, wydawać się raczej mogło, że mówił do siebie. Widać było, że jest już w swoim żywiole, na blade policzki wstąpił mu rumieniec, a słowa wypowiadał jakby głośniej i silniej, niż jeszcze przed chwilą. Poprawił okulary na nosie i rozejrzał się po sali zniecierpliwiony. - No, na co pani czeka? Słucham! - Fuknął w stronę @Victoria Brandon. - Tylko ostrzegam, że pani odpowiedź powinna być prefekt-cyjna. - Wycedził jeszcze i ponownie przymknął oczy.
Victoria spojrzała na koleżankę z miną świadczącą o tym, że nie ma najmniejszego nawet pojęcia, o co jej chodzi w tym żarcie. Również nie wiedziała, czym jest bumerang, więc kiedy Julia zaczęła to tłumaczyć, słuchała jej dość uważnie. Teraz sprawa wydawała się dużo jaśniejsza i pewnie nawet by to jakoś skomentowała, gdyby nie pojawienie się Larkina z tym niedorzecznym sznurkiem i jeszcze bardziej niedorzeczną uwagą dotyczącą jakiejś ozdoby, którą mogliby stworzyć. Nic zatem dziwnego, że uniosła nieznacznie brew, patrząc na niego dość chłodno, by jeszcze mu tę szyszkę podsunąć. - Udowodnij - powiedziała prosto, rzucając mu tym samym wyzwanie, nim ostatecznie w sali pojawił się profesor i zaczął swój wykład od słów, które wcale jej nie zdziwiły. Zamilkła z miejsca, nie chcąc go prowokować, a kiedy tylko padło pytanie, uniosła rękę, nie zamierzając się w żaden sposób ograniczać, w końcu uważała, że zna kilka zaklęć, o jakich mogłaby w tym momencie wspomnieć, tak więc po prostu czekała na swoją kolej. Profesor wskazał w pierwszej kolejności na Julię, do której się uśmiechnęła, a później udzielił jej głosu, więc wstała, wygładzając spódnicę. Nie obawiała się. - Uważam, że dobrym przykładem zaklęcia, które będzie prowadziło do zmiany rozmiaru danego przedmiotu, jednocześnie odmieniając jego strukturę, jest sabuli. Nigdzie nie spotkałam się z żadnym ograniczeniem dotyczącym tego, jakie przedmioty można przekształcać w piasek, wiadomo jedynie, iż im większa jest transmutowana rzecz, tym więcej powstaje drobin piasku, nie ma jednak znaczenia jego pierwotny kształt ani materiał, który staramy się odmienić. Nie da się również jednoznacznie stwierdzić, czy liczba tychże drobin będzie kiedykolwiek odpowiadała pierwotnemu rozmiarowi przedmiotu, tym samym jego wielkość ulega zmianie, jak również swoistemu rozproszeniu - odpowiedziała spokojnie, nie czując żadnego lęku. Była osobą systematyczną, a teraz nie wydawało jej się, by popełniła jakikolwiek błąd, tym bardziej że przedstawiła profesorowi swój tok rozumowania, po czym spokojnie zajęła swoje miejsce, by przekręcić w palcach szyszkę i rozejrzeć się, ciekawa, kogo jeszcze wywoła do odpowiedzi prowadzący.
Craine przenosił ciężar ciała z palców na pięty, z pięt na palce, znowu na pięty i tak w kółko, bujając się lekko to w przód, to w tył. Widzieliście w jego spokojnej, zarumienionej twarzy, że krzywi i dziwi się trochę mniej, niż robił to, kiedy mówiła Brooks. Obniżył głowę, opuszczając podbródek aż do mostka i spojrzał na Victorię spode łba. Kiedy skończyła mówić, pozwolił sobie na dramatyczną, ciut przydługą pauzę i dopiero po paru sekundach wyrwał was z niepewności chrząknięciem. - Słuszne... Hm, dostatecznie słuszne... Rozumowanie. - Wyglądał, jakby się zawahał, kiedy wyjął różdżkę i chwycił ją obiema dłońmi, bawiąc się nią niczym mugol bawiący się długopisem. - Muszą państwo pamiętać, że zaklęcia nie muszą przecież działać w obie strony. Uroki, że tak powiem, destrukcyjne, czy też redukcyjne, także wpływają przecież na kształt i materię. Utkwił spojrzenie swoich ciemnych oczu w prefektce i... Czy dobrze widzieliście? Czy Patton się właśnie lekko uśmiechnął? A może jednak wam się przywidziało? - Zaskakująco niestandardowe rozumowanie, jak na kogoś tak nudnego i ugrzecznionego, pani Brandon. 5 punktów, za dostrzeżenie nieoczywistego. To może teraz... - Przeniósł wzrok na @Violetta Strauss - Pani Violetta powie nam coś ciekawego? - Uśmiechnął się do siebie, zadowolony z doskonałego żartu.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Cóż może powinna się cieszyć z tego, że została przydzielona akurat do drużyny pod tytułem 'pozostali'. Taki Voralberg pewnie od razu przypisałby ją do Drużyny Śmierci lub Drużyny Wiwerna, żeby było nieco ciekawiej. Jednak Patton wcale nie był taki zły. Słysząc jego pytanie momentalnie sięgnęła po swój brudnopis, by zacząć w im zapisywać wybrane zaklęcie oraz jego właściwości, mając nadzieję na to, że nikt przed nią go nie wypowie. Całe szczęście umiała dosyć szybko kreślić kolejne słowa na pergaminie, a odpowiedzi Julii i Victorii dały jej na to czas nim w końcu Craine przesunął wzrok na nią i poprosił ją o udzielenie odpowiedzi, rzucając przy tym żarcikiem kosmonaucikiem. Strauss jedynie uśmiechnęła się do niego w typowym wyrazie pod tytułem 'a jeszcze zobaczysz' po czym sięgając po swoją różdżkę wykonała nią nad notatnikiem odpowiedni ruch odpowiadający zaklęciu Vox Suppono, by następnie jej notatki zostały odczytane przez dosyć dobrze słyszalny donośny głos.
Zaklęcie Virsubdito służy do przemieniania człowieka w przedmiot. Jest to niezwykle zaawansowane zaklęcie, które pozwala na przemienienie materii ożywionej w nieożywioną oraz zmianę kształtu i rozmiaru transmutowanego obiektu. Nie posiada ono większych ograniczeń co do tego z jakiego materiału musi być wykonany przedmiot docelowy ani jakich musi być gabarytów. Wszystko więc zależy w głównej mierze od zdolności magicznych czarodzieja choć im bardziej rozmiar przedmiotu odbiegać będzie od rozmiaru człowieka tym trudniejsze ono będzie.
Tyle z jej strony. Miała nadzieję, że podobny wywód zadowoli Craine'a i pozwoli jej na zdobycie punktów dla Ravenclawu.
Coś jest zdecydowanie nie w porządku - tak mógł pomyśleć sobie Patton, słuchając już trzeciej odpowiedzi, do której trudno było mu się przyczepić. Mogliście dostrzec, jak zwęziły się jego oczy, kiedy usłyszał frazę „Virsubdito”. Zabębnił palcami o blat biurka i pozwolił zaklęciu się wygadać. Kiedy Viola skończyła, skinął jej lekko głową. - Mam nadzieję, że państwo to wszystko zapisują. Akurat Virsubdito jest niemal z pewnością poza zasięgiem państwa możliwości, ale to dla niektórych chyba jedyna szansa, żeby stać się w życiu czymkolwiek przydatnym... Choćby, no nie wiem, biurkiem? - Przez twarz Craine’a przemknął ledwo zauważalny grymas, łatwy do pomylenia z uśmiechem. Jakby na podkreślenie swoich słów przysiadł na blacie swojego biurka i kilka razy uderzył w nie piętą. - Oczywiście, zaklęcie zmieniające ludzi w cokolwiek, albo nawet w roślinę - tu używamy jego modyfikacji Virherba - przysporzyło w swoim czasie sporo problemów Ministerstwu Magii. Do dzisiaj nie wiadomo, jak wiele krzeseł w Wizengamocie stworzono z biednych mugoli. - Patton nie wydawał się wcale zainteresowany mugolskimi losami - on miał swoich nieszczęśnikó tutaj, w sali. Skierował już wzrok na kolejną ofiarę. - Dla panny Strauss 5 punktów, a pan, panie @Darren Shaw, co nam pan powie? Z pewnością coś mądrego, hm? - Nadal rytmicznie uderzał piętą w niewinny mebel. Bo to był mebel, prawda?
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Najnowsze zalecenia Ministerstwa - odpowiedział Aleksandrze Darren, wymachując drewnianym przedmiotem przez chwilę nieco zamaszyściej - Samoobrona za pomocą chochli - dodał z przeciągłym westchnięciem, kładąc przyrząd kuchenny na kolanach i opierając się o krzesło, które bez ławki wydawało się być jeszcze bardziej niewygodne. Krukon chciał już pytać o to, jak minął dziewczynie wrzesień i czy przypadkiem w Hogsmeade nie spotkała znowu jakichś przewrażliwionych trzydziestolatek o złamanym sercu, kiedy zza swoich pleców usłyszał znajomy, darłoryjący głos. Zerknął na kucającą obok nich Orlę i pokiwał entuzjastycznie głową. - Elijah pewnie już trzęsie się pomiędzy słupkami z taką konkurencją - powiedział, zdając sobie jednak sprawę, że obrońcy byli jednymi z ulubionych celów tłuczków. Ten szczegół postanowił jednak przemilczeć i nie psuć Krukonce lekcji, która szykowała się na bycie przecież wyjątkowo przyjemną.
***
Odpowiedź za odpowiedzią ilość możliwych zaklęć do wyboru niestety malała. Shaw przez chwilę miał ochotę wybrać Humanum, jednak kiedy Viola wypisała urok zmieniający ludzi w przedmioty, Krukon uznał że to mogłoby być nieco zbyt podobne czary jak na humor nauczyciela transmutacji, zdecydował się więc na zaklęcie nieco inne, prostsze i mniej widowiskowe. - Octopode - powiedział Shaw wstając - Pozwala zamienić kosmyki włosów w macki ośmiornicy. Działa więc zarówno na skalę transmutowanych obiektów - choć nie w tak znaczący sposób jak wcześniej wymienione zaklęcia - gdyż względnie krótkie włosy zmienić możemy w ramię mięczaka sięgające choćby do ramienia. Co do struktury zaś - zarówno włosy, jak i macki są zbudowane w zupełnie różny sposób - zakończył prawie że na bezdechu Darren. Krukon dopiero gdy usiadł zorientował się, że wspominanie zaklęcia którego głównym bohaterem były włosy mogło mieć dla niego fatalne skutki, biorąc pod uwagę że Craine wyglądał jakby ktoś rzucił na niego wyjątkowo nieudane Octopode, zmieniając ponad połowę jego owłosienia w łysą czachę.
Wiecie, jak wygląda, ktoś, kto odnosi tryumf? Wyobrażacie sobie, jaką minę miał Napoleon pod Jeną? Albo Kserkses po bitwie w Wąwozie Termopilskim? Albo Dumbledore po pokonaniu Grindelwalda? Oni wszyscy wyglądaliby szaro, smutno i ponuro przy żabim uśmiechu tryumfu, który wykwitł na twarzy Pattona, kiedy słuchał odpowiedzi Shawa. - Doprawdy... - Wszedł mu w słowo, jeszcze zanim Krukon dokończył swoje zdanie o budowie macek. - Czy muszę panu przypominać, panie Shaw, że pierwszy i drugi rok, jakkolwiek wątpię w to na każdych zajęciach, ma pan już za sobą? - Craine wystrzelił do przodu i kilkoma długimi krokami pokonał odległość dzielącą go od studenta. - I o czym nam pan jeszcze powie? O Alohomora? O Vingardium Leviosa? - Zgiął się w połowie i schylił do Darrena, zwracając się niemal bezpośrednio do jego prawego ucha. - Pan. Jest. Już. Studentem. - Wycedził i wyprostował się powoli, patrząc na Shawa z góry. - Tak, Octopode, proszę państwa, pan Shaw może sobie rzucić na matkę w domu w ramach wakacyjnego żartu. A czy ktoś może mi podać zaklęcie wykraczające w poziomie skomplikowania poza podręcznik "Ja, mama, tata i moje pierwsze czary-mary? - Poły szarej, prążkowanej szaty załopotały, kiedy Craine wyrwał z miejsca do przodu i po raz kolejny oparł się pięściami o biurko, przybierając swoją pozycję wyjściową. - Słucham pana, panie @Felinus Faolán Lowell. Może zaszczyci nas pan jakąś puchońską mądrością? Jakieś zaklęcie transmutujące człowieka w miłość i przyjaźń, hm? - Zabębnił palcami o biurko i poprawił okulary na nosie.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Obserwował, wsłuchiwał się. Zastanawiając się nad jakimś zaklęciem transmutacyjnym, które to mogło wpływać na wszystkie wymienione przez Pattona rzeczy. Może jego wiedza z tego działu nie jest zaskakująco dobra, co nie zmienia faktu, iż pamięć ma wybitnie niezłą, w związku z czym mógł znać zaklęcia, ale, poprzez swój brak doświadczenia w tejże dziedzinie, nie mógł ich po prostu rzucać. Nie dla wszystkich jest transmutacja; on przejawia perfekcję w magii leczniczej, dlatego musiał wytężyć szare komórki w celach dość prostych, aczkolwiek wpływających na opinię uzyskaną u nauczyciela. Zważywszy jednak na Pattona, żadne rozwiązanie nie będzie dobre; a na pewno nie spowoduje u niego ani cienia satysfakcji, chyba że z rżenia z uczniów i studentów. Opuścił dłoń w momencie, gdy otrzymał niestosowny komentarz na temat jego domu. Widać, że Patologiczny Bękart nie przyswoił materiału z lekcji; Helga Hufflepuff powiedziała, że przyjmie wszystkich innych, których to dom nie chce przyjąć. Wystarczy reprezentować tylko i wyłącznie jedną cechę z wymienionych pod herbem domu. U niego nie była to przyjaźń, nie była to miłość; u niego była to pracowitość oraz lojalność. Niektórzy mogli tego doświadczyć na własnej skórze - nie zdenerwował się, no ba, nie okazał ani cienia niezadowolenia z tychże słów; oddał je w eter własnych szuflad, mając ochotę wykorzystać kiedykolwiek indziej jego zdanie. Nauka oklumencji opłacała się; jego postawa była spokojna, pozbawiona jakichkolwiek wad. Począł myśleć. Może nie ma takich zaklęć transmutacyjnych, ale polecałbym panu skorzystać z Eliksiru Gregory'ego, Amortencji lub, w skrajnych przypadkach, gdy dla pana miłość jest tylko fizyczna, o co mocno podejrzewam - Afrodisii. — Niespecjalnie. — cisnące się na usta komentarze, konieczność dyskusji, którą zwyczajnie zakopywał pięć metrów pod ziemią, zatrzymywał dla siebie. — Vera Verto służy do transmutowania zwierzęcia w materię nieożywioną. W zależności od posiadanych przez czarodzieja umiejętności, mogą to być drobne insekty, ale także, przy odpowiednim doświadczeniu, duże ssaki. Jest poniekąd słabszą wersją Virsubdito, które działa właśnie na ludzi. Nie ma żadnych ograniczeń co do materiału, struktury bądź kształtu przedmiotu, w który zamierzamy transmutować dane zwierzę, ale z założenia, im większe stworzenie, tym większy transmutowany obiekt możemy uzyskać. — a skoro mowa o miłości i przyjaźni, to akurat oto zaklęcie pasowało do tego wręcz idealnie. Powstrzymywał się skutecznie przed podzieleniem tą zagwozdką ze swoim przyjacielem siedzącym tuż obok. Patton, gdyby chciał, mógłby transmutować własną sowę w dildo i wsadzić je sobie do dupy. Nie tylko dogłębnie zwiększyłoby to przyjaźń z posiadanym futrzakiem, lecz także byłoby namiastką fizycznej miłości, a nie psychicznej; czyli idealnie pasującej do Patologicznego Bękarta.
Trudno było powiedzieć, czy Patton traktuje Krukonów wyjątkowo. Jeżeli ktoś miałby na myśli "wyjątkowo surowo", to mógłby mieć racje. Jeżeli "wyjątkowo pogardliwie" - także by się nie mylił. Nie było jednak w słowniku profesora Craine'a czegoś takiego jak "taryfa ulgowa" dla któregokolwiek z domów - niezależnie, od jego osobistych sympatii czy animozji do uczniów i studentów, którzy je reprezentowali. W puchonach było jednak coś... Ciekawego, coś, co Pattona osobiście bardzo bawiło. Wydawali się być wiecznie wzgardzani i zapominani, a jednak wydali na świat tyle znamienitych czarownic i czarodziejów. Nie mówiąc już o zdecydowanym prowadzeniu w pucharze domów, które Craine odnotował dzisiaj podczas śniadania w wielkiej sali. Słuchał więc uważnie, co też pan Lowell ma do powiedzenia, a kiedy skończył, wyglądał na umiarkowanie zadowolonego. - Tak. Jak pan zauważył, to kolejne zaklęcie przemieniające obiekt żywy w materię martwą. I, jak pan poniekąd słusznie dodał, jest to zaklęcie, które nie zadziała, rzucone na czarownicę czy czarodzieja. Można wręcz zaryzykować myśl, że z pomocą tego zaklęcia można by ostatecznie udowodnić dyrektorowi Hampsonowi, że lwia część z państwa nie spełnia tego istotnego kryterium człowieczeństwa, no nie wiem, przemieniając państwa w brakujące ławki szkolne... - Zawiesił głos, ewidentnie poruszony doskonałością własnego pomysłu. Zaraz jednak skrzywił się, przypominając sobie o regulaminowym zakazie praktykowania transmutacji na żywych uczniach. - Ale tym problemem zajmiemy się później. Panie Lowell, not great, not terrible. 5 żółciutkich ziarenek piasku dołożył pan właśnie do waszej rozepchanej, puchońskiej... Klepsydry. A teraz słucham kogoś z przeciwnej strony barykady, może pan @Fillin Ó Cealláchain nas czymś zaskoczy? - Nie wydawał się przekonany, jednak zamilkł i przymknął oczy, zamieniając się w słuch.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Z przyjemnością zająłbym się dalszym plotkowaniem do Key o jej domniemanym romansie, drocząc się z nią wesoło, ale przychodzi Patton i postanawia rozsadzać nas w jakichś dziwnych teamach. Aż nie mogę uwierzyć, że chciało mu się nawet nam wymyślać jakieś nazwy. Nie podoba mi się, że nauczyciel postanowił przesuwać nas jak pionki i krzywię się na to jeżdżenie wszystkich, żebym w końcu i tak wylądował z tymi obok których w sumie siedziałem. Nie mam zielonego pojęcia o co chodzi z naszą nazwą. Tak naprawdę nie miałem wcale ochoty zgłaszać się ani nic, ale widząc ekipę w jakiej siedzę pomyślałem, że nikt się nie zgłosi i Patton jeszcze weźmie do odpowiedzi Boyda. Dlatego leniwie dość podnoszę rękę i ganię się po chwili za to, bo widzę, że jednak Yuuko również się zgłosiła i nie musiałem się nadgorliwie wyrywać. Stary Patol ustala kolejność, dając na początek wszystkich Krukonów, a całą resztę gdzieś na koniec. Jako jedna z pierwszych odpowiada Victoria. Jak zwykle mądrą i zgrabną odpowiedzią, którą docenia nawet Craine, tylko że... przy okazji ją szkaluje nazywając nudną. Gdyby był po prostu jakimś typem rzuciłbym na niego zaklęcie transmutacyjne, ale Patton uwielbia nadużywać tego, że jest kimś tak niesamowitym jak nauczyciel i pastwi się nad uczniami, którzy nie mogą się obronić. Automatycznie prostuję się bardziej na miejscu, kręcąc się niespokojnie i ze złością patrząc na nauczyciela, który dalej szkaluje już osoby, które mnie nie obchodzą. Ledwo do mnie dochodzi, że teraz jest moja kolej ma powiedzenie czegoś. - Crura. Przemienia dowolnie rozmiar oraz strukturę danej części ciała zwierzęcia lub człowieka w inną. Substrat może zmieniać się w jakikolwiek inny organ, oczywiście im większa wiedza z transmutacji, tym większemu stworzeniu można podmienić części ciała. Chociaż to transmutacja częściowa i tak dokonuje znaczącej przemiany w dwóch kwestiach o które Pan prosił, po prostu konkretnej części ciała, nie całości - mówię dość mechanicznie, tak jakbym znowu siedział z Nessą, która po raz tysięczny mnie przepytuje z tego samego. Równocześnie starając się nie patrzeć na Maxa, któremu ostatnio zaprezentowałem to zaklęcie na jego własnej twarzy. - I zmienia faktycznie tylko te dwie kwestie, pomijając na przykład głos, jeśli tego chcemy, czego nie możemy uniknąć w niektórych takich zaklęciach. Na dodatek nie jest ważne od czego zapożyczamy dodatkową część ciała, więc mógłbym na przykład podmienić Victorii ręce w szczypce kraba, by była dla pana bardziej interesująca - kończę mój wywód już podczas mówienia żałując, że coś w tym stylu mówię, wyrażając swoje niezadowolenie z tego jak zachowuje się Patton. Aby to zneutralizować uśmiecham się uprzejmie, jakbym chciał jedynie niewinnie zażartować. Wiem, że Patol umie bezróżdżkową, ale legilimencjii już chyba nie potrafi.
Patton właśnie postanowił sobie, że kolejne pytanie, które wam zada, będzie dużo trudniejsze, albo że w ogóle zrezygnuje z przekazywania głosu uczniom i studentom. Z jednej strony usilnie zastanawiał się, jak zdyskredytować słowa Fillina, z drugiej zaś doskonale wyczuwał, że ten zwyczajnie recytuje podręcznik. No, było się czego uczepić. - Gdyby nieco więcej czasu i zapału poświęcał pan zrozumieniu materiału, a nie tylko wykuwaniu podręcznikowych definicji na pamięć - które, niech mi pan uwierzy, ja znam, bo osobiście pisałem część z nich - to brzmiałby pan znacznie lepiej. Ale istotnie, chociaż, po raz kolejny, popisują się państwo swoją niedojrzałością, to proponując mi zamianę włosów w macki, teraz zaś rąk w szczypce krabów, to dostrzegają państwo zaklęcia, które pod wieloma względami można uznać za użyteczne. W przeciwieństwie, do poczucia humoru pana Cealláchaina. - Patton pozwolił sobie na zimny, nieczuły uśmiech w stronę Ślizgona i obrócił się na pięcie. - Pan Cealláchain, gdyby był dojrzały na tyle, żeby nie wyobrażać sobie prefektki Ravenclawu ze szczypcami zamiast dłoni, mógłby na przykład wpaść na to, żeby wykorzystać zaklęcie Crura w trudnej sytuacji, na przykład, gdyby ktoś transmutował go w kamień i wyrzucił go na środek jeziora... - Nie mieliście wątpliwości, że Craine chętnie byłby owym ktosiem. - ...To pan Cealláchain, już odczarowany, ale znajdujący się na dnie jeziora, mógłby transmutować swoją głowę w głowę ryby, stopy w płetwy i w ten sposób dopłynąłby bezpiecznie do brzegu. A przy okazji, z pewnością znacznie zyskałby na atrakcyjności. - Kilka ostatnich słów Craine wypowiedział niemal szeptem, zmuszając was do nadstawienia uszu, tylko po to, by gwałtownie fuknąć i wprawić co wrażliwsze i co wrażliwszych z was w stan przedzawałowy. - NUUUUUDA! Może pan @Maximilian Felix Solberg nas rozweseli?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Słuchał po kolei odpowiedzi na zadane przez Patola pytania i zastanawiał się, czy ma jeszcze cokolwiek do dodania w tej kwestii. Jego ręka została jednak zauważona i musiał się wyprodukować. W przeciwieństwie do Filina, nie bał się spojrzeć na rywala. Domyślał się, jakie wydarzenie wpadło mu do głowy, gdy zaczął mówić właśnie o tym zaklęciu. Słysząc o propozycji rozbawienia Pattona, pierwsze o czym pomyślał, to zaklęcie, którego szukający ślizgonów użył na Felku. Zamiana w fotel zdecydowanie była bardziej rozrywkową częścią transmutacji, ale Solberg nie był pewien, czy wpasowałoby się to we wszystkie narzucone przez starego pryka warunki. -Vertebra Verto. - Powiedział zamiast tego, od razu przechodząc do wyjaśnień. -Podstawowe opanowanie tego zaklęcia pozwala zamieniać kręgowce w inne w obrębie jednego gatunku. Wiąże się to wtedy ze zmianą rozmiaru, owszem, ale nie struktury. Prawdziwa zabawa zaczyna się po opanowaniu zaklęcia na poziomie zaawansowanym. Można wtedy zmieniać kręgowce w inne, niższego gatunku i w sytuacji np. ataku niedźwiedzia, zamienić go w płotkę czy inne niegroźne zwierzę modyfikując w ten sposób jego wymiary jak i właściwości strukturalne. Oczywiście zaklęcie to nie dotyczy się ludzi. - Musiał dodać oczywistą oczywistość, by Craine nie zarzucił mu pominięcia podstawowych informacji. Max uznał za oczywiste to, że przy mniejszym opanowaniu zaklęcia, można co najwyżej zmienić sobie Yorka w Shih tzu, czy inną podobną wycieraczkę. Nie miało to też nic wspólnego ze zmianą faktury istoty, a przecież na tym miał się także skupić.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Profesor przechylał głowę na lewo i prawo, opierając ucho raz o lewe, raz o prawe ramię. Siedzący blisko mogli usłyszeć ciche trzaskanie kręgów. Czy była to więc gimnastyka, czy może jednak coś na rodzaj ruchów głowy krokodyla, który chwyta swoją ofiarę i rozrywa ją, gwałtownymi wymachami paszczy? Trudno powiedzieć. - Oczywiście, że nie dotyczy ludzi. Byłoby bardzo kłopotliwe, gdybym na przykład zmienił wszystkich państwa w pana Solberga. Do puli pucharu domów wpadłoby wówczas niepokojąco wiele punktów. Tymczasem, Slytherin musi zadowolić się pięcioma. - Chociaż Max nie rozbawił go - bo umówmy się, rozbawić profesora Craine'a mogło wyłącznie odejmowanie punktów - to udzielił dobrej odpowiedzi. - Nie rozumiem, dlaczego to zaklęcie pada tak późno, to przecież o-czy-wi-sta o-czy-wi-stość! - Wykrzyczał niemalże na wszystkich uczniów, posyłając szczególnie złowrogie spojrzenie Fillinowi i Darrenowi. - Z pomocą zaklęcia Vertebra, czy też Invertebra, sprawna czarownica czy sprawny czarodziej mogą chochlika zmienić w kelpie, a wielką kałamarnicę z naszego jeziora w sklątkę tylnowybuchową. A skoro już przy jeziorze jesteśmy... - Skierował wzrok na @Yuuko Kanoe. - Pani Kanoe, słucham! Ostatnie zaklęcie, o jakim dzisiaj usłyszymy, toooooo?.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Yuuko uniosła wzrok, gdy tylko ktoś postanowił zająć obok niej miejsce i uśmiechnęła się delikatnie, widząc, że tą osobą była siostra jej współlokatorki. Może i nie miała wcześniej jakiś większych okazji do tego, by razem rozmawiać, ale Orla była automatycznie na wygranej pozycji u Puchonki, która oczywiście nie mogłaby nie polubić kogoś od Williamsów. - Hej. I nie szkodzi - odpowiedziała w pierwszym odruchu, bo nie miała nic przeciwko temu, by ktoś się do niej dosiadł. - I dzięki. Tobie też poszło naprawdę nieźle. Dobrze kojarzę, że jesteś w jakimś zespole? Nie chciała być niedelikatna, ale prawda była taka, że nawet jeśli obracały się w podobnej branży to łatwo było kogoś przeoczyć. Zwłaszcza jeśli dany artysta nie należał do twórców w preferowanym gatunku muzycznym. Chociaż bez względu na okoliczności naprawdę cieszyło ją to, że mogłaby porozmawiać z kimś kto mógłby ją dobrze zrozumieć. - Och, cześć Cassian - przywitała się z nim, gdy tylko Gryfon znalazł się obok. - W porządku. A co u ciebie? Zaraz też uniosła nieco trzymany w dłoni przyrząd kuchenny, by zaprezentować też co takiego wybrała z rozłożonych przez Craine'a przedmiotów. A skoro już o nauczycielu mowa to chwilę później zjawił się w pomieszczeniu i zaczął lekcję. Musiała przyznać, że naprawdę nie przepadała za lekcjami prowadzonymi przez mężczyznę... Po prostu atmosfera w sali robiła się wtedy dosyć nieprzyjemna. Minęło dosyć sporo czasu nim w końcu uwaga profesora skupiła się na niej, udzielając jej głosu. Co prawda osoby przed nią zdecydowanie przerzedziły już spis dostępnych zaklęć, które spełniałyby kryteria podane przez Pattona, ale wciąż zostało ich jeszcze kilka. - Vertebranimatum - wypaliła w pierwszej chwili, a dopiero później przeszła do tłumaczenia. - Zaklęcie to pozwala na transmutację różnych kręgowców za wyjątkiem ludzi w roślinę lub grzyb. Choć uważane jest za jedno z prostszych zaklęć to może sprawiać problemy przy transmutacji większych zwierząt, co wymaga większego skupienia oraz umiejętności ze względu na różnice między rozmiarem obiektu pierwotnego i docelowego. Dodatkowo chociaż zamienia jedną materię organiczną w drugą to jej struktura ulega zdecydowanej zmianie. Miała nadzieję, że był to odpowiedni przykład, który udało jej się znaleźć i Craine nagrodzi go punktami dla domu. Chociaż... w zasadzie wystarczyłoby jej jedynie to, gdyby nie skrytykował niezwykle brutalnie jej pomysłu.
Pattonowi ewidentnie kończyła się cierpliwość. Można to było dostrzec, wnioskując na podstawie jego zachowania. Niecierpliwie bębnił palcami o blat swojego biurka, nerwowo chwytał za różdżkę, przeczesywał siwiejące pasma włosów palcami, odchrząkał nerwowo, poprawiał okulary, wiercił się, słowem... Korciło go. Wyglądał jak duże, niezadowolone z odebrania cukierka dziecko, któremu rodzica kazali "się zachować". Więc zachował się - grzecznie, cierpliwie wysłuchał, co też Yuuko miała do powiedzenia. - Tak, śmak, zaklęcie modyfikujące, jak każde... - Zgromił Yuuko wzrokiem. - ...wymaga większego skupienia. Niechaj państwo pamiętają, że magia nie potrzebuje państwa zaklęć czy machania różdżką... - Jakby na potwierdzenie tych słów, Patton chwycił za leżącą na biurku chochlę i skupił na niej wzrok, tylko po to, żeby po chwili wypuścić z dłoni niewielkiego, szmaragdowozielonego węża. - Magia już tu jest, była tu i będzie. Zaklęć się nie wynajduje. Zaklęcia się dookreśla, to znaczy znajduje się odpowiednie słowa, uniwersalne na tyle, że nawet czarodziejka czy czarodziej państwa pokroju będzie w stanie przemówić do magii i przekazać jej swoją prośbę. - Pstryknął palcami w powietrzu, a wąż na nowo zamienił się w chochlę, która spoczęła nieruchomo na ziemi. - Ale niech będzie, co mi szkodzi. 5 punktów dla drużyny żółtych, proszę państwa. - Żachnął się Patton i z widoczną ulgą usadził się na blacie własnego biurka. Tura odpowiedzi skończyła się, a on nie musiał odebrać nikomu punktów. Czy go to cieszyło? Nieszczególnie. Czy wyglądał na zadowolonego z udzielonych mu odpowiedzi? Być może. - Z punktu widzenia dzisiejszych zajęć szczególnie przydatny będzie nam czar, o którym powiedziała państwu panna Brooks. Czar Invento należy do najbardziej uniwersalnych zaklęć transmutacyjnych i w rękach sprawnego użytkownika jest de facto wszechpotężny. Na krótki czas, najczęściej wystarczający do ratowania się z trudnej sytuacji czy do doraźnej pomocy, mogą państwo z jego pomocą uczynić z niewielkiego, nieprzydatnego przedmiotu... - Tu Craine wykonał obszerny gest dłonią, dając wam do zrozumienia, że owe przedmioty macie już przy sobie. - ...to, czego potrzebujecie. A jeżeli kremowe piwo, głupota i lenistwo nie zamroczyły jeszcze państwa oczu, to zapewne zauważyliście już, że brakuje wam ławek. Biurek. Blatów. Jak zwał, tak zwał. - Mogliście dostrzec, jak profesor po raz kolejny sugestywnie uderza obcasem w swoje biurko. A może to jednak był jakiś transmutowany uczeń? - Filozofii nie ma w tym żadnej. Formuła brzmi "Invento". Wymaga silnej woli i namysłu. Będę państwu powtarzał do znudzenia: magia potrafi poradzić sobie ze wszystkim, tak długo, jak nie łamie to praw transmutacji. Państwa jedynym zadaniem jest w tej chwili uczynienie ze swojego przedmiotu szkolnej ławki. Prostego, czteronożnego stołu z prostokątnym blatem, czterema nogami i dwoma wąskimi szufladami. - Jakby chcąc podkreślić swoje słowa, Craine zeskoczył ze swojego biurka i teatralnym gestem wskazał na nie różdżką. - O ile czytali państwo odpowiedni rozdział w podręczniku, to wiedzą państwo, że zaklęcie to wymaga olbrzymiej pewności siebie oraz zaawansowanej wizualizacji. Wiem, że nie mają państwo absolutnie żadnej wyobraźni, dlatego szczególnie namawiam do skupienia się na tym aspekcie. - Patton wsunął rękę do kieszeni w niedbałym geście i podszedł powoli do pierwszej drużyny - krukońskiej cudownej gromadki. Stanął szerzej na nogach i spojrzał w oczy każdemu, po kolei. Czuliście, jak świdruje was wzrokiem, słyszeliście jego oddech, wiedzieliście, że patrzy się na was cała klasa. - Bardzo proszę, w dowolnej kolejności. Niech się państwo nieco rozsuną... - Machnął różdżką w powietrzu, a krzesła, na których siedzieliście, nabrały wobec siebie rozsądnego, półtorametrowego odstępu każdy. - I zaczynamy. Skupienie, cel. Przedmiot, szkolna ławka. Blat, cztery nogi, dwie szuflady. Invento. Bardzo proszę! - Tupnął podbitym obcasem, dając sygnał do rozpoczęcia zadania praktycznego. Chwyciliście za różdżki, i...
Spoiler:
ETAP II
Waszym zadaniem jest transmutowanie trzymanego przez was przedmiotu w ławkę/biurko, korzystając z zaklęcia Invento. To złożone zaklęcie transmutacyjne, dlatego nie każdemu się powiedzie. Najpierw musicie rzucić kostką k6.
Jeżeli macie mniej, niż 40 punktów transmutacji, dodajcie do nich uzyskany rezultat z kostki. Jeżeli macie więcej lub równo 40 punktów transmutacji, odejmijcie dwukrotność.
Jeżeli wasz przedmiot jest z drewna naturalnego - kasztany, szyszki, patyki - dodajcie +4, jeżeli z drewna obrobionego - drewniane przybory kuchenne - dodajcie +6.
Przykład 1: mam 46 punktów transmutacji, wypadło 6, czyli wynik = 46-12 = 34. Mam drewnianą łyżkę, więc 34+6 = 40. Przykład 2: mam 7 punktów transmutacji wypadło 5, czyli wynik = 7+5 = 12. Mam metalową bransoletkę, więc nie ma bonusu za materiał.
Oto rezultaty, które możecie osiągnąć w zależności od waszego wyniku.
0-10 – Ojoj, ktoś tu chyba straci punkty. Może to złowieszcze spojrzenie Pattona, a może po prostu masz w sobie więcej z charłaka, niż z czarodzieja? Twoja różdżka wydaje z siebie groźny syk, a trzymany przez ciebie przedmiot wypada ci z dłoni. To tyle.
11-20 – Nie jest najgorzej, ale zdecydowanie nie jest też dobrze. Trzymany przez ciebie przedmiot powiększył się nieco i nabrał płaskiego kształtu biurkowego blatu. Od dołu wystają z niego kikuty krótkich nóżek. Niestety, całość nadal ma swój oryginalny kolor i wyczuwalna jest faktura poprzedniego materiału. Not great, not terrible. Rzuć kostką na anomalię, która może zmienić twoją sytuację: A – Przez salę przelatuje nagle Irytek, wzbudzając powszechny zamęt. Wykorzystujesz chwilę nieuwagi Pattona i rzucasz zaklęcie raz jeszcze, poprawiając nieco efekt końcowy. B, C, D, E, F, G - Brak anomalii. H – Twoja ławka czerwienieje i wydaje z siebie pierdzące odgłosy. I – Patton odwraca się, uspokajając uczniów za tobą. Próbujesz w tym czasie naprawić swój błąd, ale zamiast tego podpalasz swoją ławkę. J – Kiedy Patton podchodzi do twojej ławki, ta gwałtownie wybucha śmiechem i zaczyna wykrzykiwać „Patol, Patol!”. No pięknie.
21-25 – Coś tam świta w tej twojej magicznej główce. Co prawda wypuszczasz swój obiekt z dłoni, ale to dlatego, że ten gwałtownie nabiera rozmiaru i zmienia swój kształt. Kiedy już uśmiechasz się na widok zwycięstwa, nagle dostrzegasz... Rzuć kością na litery, żeby określić swoją anomalię. A – Twoja ławka nie ma wszystkich nóg i natychmiast się przewraca. B – Twoja ławka zamiera przed osiągnięciem ostatecznego rozmiaru. C – Blat twojej ławki jest cienki jak zwój pergaminu. D – Nogi twojej ławki są powyginane, przez co jest ona niestabilna. E – W blacie ławki widnieje wielka, okrągła dziura. F – Blat ławki znajduje się w połowie wysokości nóg, które wystają ponad nim. G – Nogi twojej ławki są cienkie jak różdżka i po chwili pękają z trzaskiem. H – Twoja ławka odskakuje od ciebie i zaczyna uciekać. I – Twoja ławka wydaje z siebie chichoczące dźwięki. J – Ławka jest pokryta warstwą materiału, z którego był twój pierwotny przedmiot.
26-40 – Brawo, twoja ławka jest prawie idealna. Kiedy jednak Patton przygląda się jej bliżej, dostrzega pewną niedoskonałość. Rzuć kością na litery, żeby określić swoją anomalię. A – Ławka jest osmalona i zakurzona. B – Ławka jest słabo wypoziomowana. C – Ławka ma jedną dodatkową nogę. D – Ławka jest cała w rysach i bohomazach. E – Pod ławką znajdują się przyklejone gumy do żucia. F – Ławka śmieje się cicho, kiedy się jej dotyka. G – Ławka jest bardzo ciepła. H – Ławka jest bardzo zimna. I – Ławka jest mokra i kapie z niej woda. J – Ławka wyraźnie świeci.
41-54 – Twoja ławka jest idealna. Blat jest płaski, nogi równe, kolor drewna dopasował się do tego, z którego zrobione jest krzesło, na którym siedzisz. Brawo!
55+ – Twój przedmiot zawirował ci w ręce, a następnie wylądował na podłodze. Przybrał kształt ławki szkolnej, zaczął rosnąć, rosnąć, rosnąć... No, co za dużo, to nie zdrowo. Twoja ławka wyrosła wyższa od ciebie i ugięła się pod własnym ciężarem. Trzasnęło, prasnęło i wióry posypały się dookoła. Mam nadzieję, że nikogo nie przygniotła!
Rozpocznijcie post korzystając z kodu: < zg>Transmutacja:< /zg> < zg>Kostka:< /zg> < zg>Bonus za materiał:< /zg> < zg>Suma:< /zg> < zg>Anomalia, jeżeli występuje:< /zg>
Piszcie w kolejności zgodnej z grupami - najpierw gromadka, potem składak, drużyna śmierci etc - w których siedzicie - niech ostatnia osoba z każdej grupy oznaczy Pattona i członków kolejnej grupy - przypominam, kolejność i składy znajdują się tutaj. Zakładam, że Patton będzie podchodził do każdej grupy po kolei i prosił o rzucenie zaklęcia. Odpiszę zbiorczo każdemu teamowi, komentując każdy wyczyn. Czas macie do wieczora 24 października (sobota), powiedzmy - do g. 21:00. Możliwe przedłużenie :).
Uwaga, zostały zmienione progi punktowe. Przed pisaniem posta proszę o ponowne przeliczenie. Ten post ulegnie samozniszczeniu za 3, 2, 1...
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Transmutacja: 40 Kostka:6 Bonus za materiał: brak chyba Suma: 28 Anomalia, jeżeli występuje:A - osmalona i zakurzona
Choć sam mógł być postrzegany jako kujon, do Arleigh wciąż było mu daleko i nie zanosiło się na to, by miał ją kiedykolwiek dogonić. Uśmiechnął się półgębkiem na mały wykład na temat bumerangów i magicznych aborygenów, chcąc nie chcąc chłonąc tę wiedzę, wkładając ją gdzieś między przepis na wiecznie ciepłe brownie a fazy rozwoju asfodelusa. — No no, nie wiedziałem, że ciągnie Cię do tworzenia ozdób z Victorią — skomentował z powstrzymywanym uśmiechem, patrząc wpierw na kuzyna, potem na panią prefekt, a na końcu znów na kuzyna, w dość znaczący sposób. Jeśli zamierzał smalić do niej cholewki, to mógł być pewny, że będzie miał w Elio sojusznika – dobrze dogadywał się z Victorią i nie miałby nic przeciwko, żeby dołączyła do Łabędzi. Problem leżał jednak w tym, że Brandon najwyraźniej nie podzielała jego zdania... a może zawsze wiało od niej takim chłodem? Elijah dość dyskretnie dźgnął łokciem LJ, próbując mu zasugerować, że rzeczywiście powinien udowodnić, skoro już został o to poproszony. Potem żarty się skończyły – potem do sali wszedł Patton Craine. Z jakiegoś powodu jego widok po dłuższej przerwie zestresował go na tyle, że wcale nie miał ochoty się odzywać, siedział więc tylko, nakręcając na palec poziomkową wstążkę, niezadowolony, że przez dokuczliwy brak ławki nie może zająć się notatkami. Dopiero w części praktycznej nieco się ożywił, wyciągnął różdżkę i czekał na swoją kolej, a kiedy ta nadeszła, skupił się należycie. — Invento — choć wolał używać zaklęć niewerbalnie, wiedział, że Patton tego nie lubi, więc wyprzedził wszelkie jego komentarze. Głos delikatnie mu zadrżał – czy to przez to ławka wyszła nieidealnie? Z kształtem wszystko było w porządku, ale była zakurzona i jakaś taka... osmalona? Rozejrzał się na boki i rzucił szybki chłoszczyść, licząc, że może Craine tego nie zauważy...
Transmutacja: 33 Kostka:4 Bonus za materiał: + 4 (szyszka) Suma: 41 Anomalia, jeżeli występuje: n/d
Nudna? Nie była nudna. Zacisnęła dość mocno zęby, starając się tego w żaden sposób nie skomentować, bo mimo wszystko nieznacznie ją to ubodło. Spojrzała w stronę Fillina, kiedy ten odpowiadał, a po kolejnych słowach profesora niemalże się w niej zagotowało. Wiedziała, że mężczyzna nigdy nie należał do przyjemniaczków, zdawała sobie sprawę z tego, jaki był, ale dzisiaj pozwalał sobie na zdecydowanie wiele i nie miała pojęcia, co powinna zrobić z tym faktem. Zagryzła policzek od środka, by jednak nie wybuchnąć i zachować się, jak to wspaniale powiedział, prefekcyjnie. Przekręciła szyszkę w palcach, starając się skoncentrować na zadaniu, a następnie, gdy nieco się od siebie odsunęli, ujęła różdżkę w dłoń i spokojnie wypowiedziała zaklęcie. Była na nim w pełni skupiona, ale gniew nadal w niej nieco buzował. Była dotknięta, chociaż nigdy w życiu by się do tego nie przyznała, nie chciała tego robić, bo przecież nie o to tutaj chodziło, prawda? Koncentrowała się na zadaniu, starając się wykonać je poprawnie i dość prędko szyszka przeobraziła się w ławkę, takiej, jakiej potrzebowała. Aczkolwiek nieco za małej. Victoria spojrzała na nią krytycznie, bo nie o to jej chodziło i wzmocniła zaklęcie, by po chwili wstać i spojrzeć na krzesło, na którym wcześniej siedziała, by porównać je z ławką, jaką usiłowała stworzyć. Po oględzinach doszła do wniosku, że oba te meble są do siebie w istocie podobne, drewno ma zbliżony odcień, a to jej pasowało. Szyszka urosła jeszcze nieco, gdy zajęła na nowo miejsce siedzące, a upewniwszy się, że ławka ma już odpowiednią wysokość i jest dostatecznie wygodna, by przy niej siedzieć, czar przerwała. I spokojnie spojrzała na profesora, oczekując od niego kolejnych uwag na temat tego, jaka jest nudna.