Sala ta jest bardzo nasłoneczniona, a z jej okien widać obszerny dziedziniec. Pełno tu klatek, w których czasami pojawiają się kociaki do ćwiczeń, jedna szafa jest pełna kufrów, a omnikulary ułożone na regale mają tendencję do uciekania, bowiem te egzemplarze mają albo królicze łapy, uszy lub ogony.
Wjechałem do klasy zaledwie kilka sekund przed czasem co doprowadziło do tego, że wszystkie ciekawsze miejsca były zajęte, więc zasiadłem sam z tyłu sali rozglądając się po sali. Chciałam tutaj być dokładnie tak samo jak pragnąłem wymywać dupska wszystkim hipogryfom z Zakazanego Lasu. Jasne, Bergmann nie był wprawdzie chujem jak Craine, ale brakowało mu czegoś co miał Dear, a fakt, że wcześniej uczył mnie w Trausnitz wcale nie ułatwiał sprawy. Mimo że nie byłem fanem tego przedmiotu to lekcje z Dearem jakoś mnie przyciągały, a tutaj pojawiałem się tylko po to by pod koniec roku dostać upragnioną parafkę na świadectwie ukończenia studiów i móc rozpocząć upragnioną karierę. Pewnie normalnie miałbym wszystko w głębokim poważaniu, ale z racji tego, że siedziałem sam to nie miałem specjalnie wyboru i postanowiłem przynajmniej spróbować skupić się na lekcji, a czekając na to aż nauczyciel w końcu zacznie mówić przejrzałem nawet moje transmutacyjne bazgroły z zeszłego roku - wiele z nich nie wyciągnąłem, ale zawsze coś. Musiałem chociaż trochę poudawać, że mi zależy dlatego wpatrywałem się w profesora i zmusiłem się do maksymalnego skupienia - może nie nie przepadałem za przedmiotem, ale starałem się zrobić dobrą minę do złej gry.
SZCZĘŚCIE: 2 PREFERENCJE: 0,5 - bo Bergmann jednak nie jest Crainem XD KONCENTRACJA: 4 TALENT: 1 CAŁOŚĆ: 7,5
Autor
Wiadomość
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
kuferek: 20 - po 2 pkt wymowa:4 +2 =6 działanie:2 + 2 =4 punkty umiejętności: 5 (poprzedni etap) + 7 (drugi etap) = 12 punktów umiejętności
Uśmiechnął się pod nosem, gdy Callahan został subtelnie opieprzony za słownictwo i urywanie rąk. Niezbyt lubił zaklęcie powielające z prostego powodu, iż nie używał go zbyt często, a poza tym czasami brakowało mu koncentracji, aby wyczarować odpowiednią ilość przedmiotów. Dźgnął figurkę i zmusił ją do przeskoczenia na sam środek ławki. Pochylił się nad nią, oparł łokieć, a brodę o brzeg dłoni i wypowiedział odpowiednią inkantację. Z wymową nie miał już większych problemów, ale z rozmnożeniem figurki już tak. Potrzebował więcej czasu i więcej prób i krok po kroku, minuta po minucie z jednego drewnianego jegomościa wyskakiwał z oporem drugi. Znęcał się nad nim, bo dźgał go kolejny raz wiązką zaklęciową i przymuszał, aby wycisnął z siebie kolejnego i jeszcze jednego. Te ćwiczenia i poświęcony czas przyniosły całkiem zadowalający efekt - im dalej tym szło mu łatwiej. Nie było to mistrzowsko wykonane zaklęcie, ale też na dopuszczalnym poziomie. Gdy już miał ich około dziesięciu przymusił je do ustawienia się w dwuszeregu i wyciągnięciu miniaturowych włóczni przed siebie. A przez resztę lekcji po cichutku nakazywał swoim małym figurkom maszerować wte i we wte po ławce. Były brzydkie, paskudne, ale przynajmniej grzecznie spacerowały tam, gdzie im wskazywał. Gdy "oryginał" zaczynał się buntować dostawał dźgnięcie w plecy i od razu wracał do swojego szeregu na pierwszej linii. Przynajmniej nikomu nie urywał rąk.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
- Widzi Pan, Panie Profesorze. Za mało zajęć artystycznych jest ostatnio - Odpowiedziała z pełną powagą (@Patton Craine) i odwróciła się do @Elijah J. Swansea żeby pomachać do towarzysza niedoli z rozbrajającym uśmiechem na twarzy. Przecież nie będzie płakać. Doskonale wiedziała, jak kiepska jest w magii użytkowej. I nie wstydziła się tego już od bardzo dawna. Yuuko okazała się być na prawdę miłą dziewczyną, która była z transmutacji znacznie lepsza, to też obserwowanie jej było na prawdę pomocne gdy sama musiała wykonywać zadania. Nawet jeśli nie wszystko wychodziło jej idealnie, to i tak nie było tego widać. -Śliczny ten kolor - Stwierdziła patrząc na jej dzieło i czekając na dalsze instrukcje nauczyciela. Kolejne zaklęcie sprawiło jej na prawdę mnóstwo kłopotów. Wymowa kompletnie jej nie szła - mówiła praktycznie inne zaklęcie niż trzeba było użyć, aż w końcu profesor nie wytrzymał i odjął jej punkty. - Pomożesz? - Poprosiła @Yuuko Kanoe by spróbować ogarnąć tą wymowę i wspólnymi siłami w końcu się udało. I okazało się, że to był jedyny problem, bo gdy już powiedziała, tak figurki zaczeły się rozmnażać jak króliki zajmując prawie cały stolik, tworząc armię, która najechała figurki Puchonki. Nawet jedna czy dwie spadły ze stołu. - Ups... - Rzuciła przerywając czarowanie. Szkoda, że profesor tego nie widzi. Na pewno oddałby jej teraz utracone punkty za lekcję i to z nawiązką!
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Kości:6, 6 + mam jakieś chore bonusy +3 do obu za kuferek, moje quidditchowe żołnierzyki zdobędą cały świat. PU: 5 (wcześniejsze) + 3 (wymowa) + 7 (zaklęcie) = 15
Geminio znała aż za dobrze. Była na wykładzie o tym zaklęciu, zresztą okazała się na tamtej lekcji po raz pierwszy prymuską z transmutacji. Nic dziwne, że i tym razem poszło całkiem nieźle. A właściwie - poszło na tyle idealnie, że nawet udało jej się przesadzić dokładnie o tyle, o ile planowała. Jej różowe, quidditchowe żołnierzyki stopniowo zaczęły zajmować coraz większą część biurka (na szczęście siedziała sama), a z czasem ich stos piął się w górę. Gdyby otrzymała figurkę wykonaną przez Fillina, jej twór pewnie otrzymałby właśnie tytuł Góry Kretynów. Zamiast niej jednak, na znajdującym się na biurku nasypie figurek zaczął się piętrzyć kolejny zgrabny stos, układający się za sprawą zahaczających o siebie miotłami zawodników w literę Q. Sam 'kopiec' miał w najwyższym miejscu około 30 centymetrów wysokości i niewiele tracił w chwilach, gdy co jakiś czas któraś z różowych postaci spadła z biurka na podłogę. Z kolei litera miała łącznie jakieś kolejne 25 centymetrów wysokości. Składała się jednak tylko z kilkunastu postaci. Nie to, co góra pod nią, która chyba srogo przebijała setkę. - Geminio. - powtórzyła jeszcze na koniec wymowę, bo w tym skupieniu zupełnie o niej zapomniała. To zaklęcie zbyt dobrze znała i miała je zbyt silnie wyuczone, aby pamiętać o próbie wymowy. Choć przy profesorze, jakim był Craine powinna i na to uważać. Po doskonałym wymówieniu zaklęcia oparła się na krześle i cierpliwie czekała na koniec zajęć.
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Kostki:3 i 3 ale przerzuciłam obie, bo mogę i mam4 i 5 i do 5 na działanie dorzucam 2 - parzysta profesor może mnie cmoknąć w ... Łącznie: 4 pkt (poprzedni etap) + 8 pkt (ten etap) = 12 2 pkt -wymowa 6 pkt - działanie
No dobra, dla niej dosyć oczywistym było, że rezultaty jej działań były naprawdę dobre. Jak na to, że nie praktykowała transmutacji na co dzień, mogłaby tylko marzyć o tym, aby poradzić sobie lepiej. Nie lubiła tej dziedziny magii i im dłużej trwała lekcja z profesorem, tym bardziej uważała, że z pewnością przez niego jej nie polubi. Nie podobało jej się tak protekcjonalne podejście do ucznia. Ok, rozumiała, że facet naprawdę zęby zjadł na tym oraz, że jest świetny. Ale czego mógłby ich nauczyć przez głupie naśmiewanie się z ich umiejętności, bądź kompletnego ich braku? Może i Lara nie była najbardziej logicznie myślącą osobą na świecie, ale miała pewne zasady, których raczej zawsze przestrzegła. I ni jak nie mieściło jej się w głowię, jak można być takim gburem jak Craine. Nie zdziwiła się, kiedy w żaden otwarty sposób nie skomentował jej działań, nie liczyła na coś takiego. Poza tym, chyba nawet uważała, że to lepsze rozwiązanie, bo gdyby usłyszała jakieś uwagi wprost, gdy naprawdę było widać, że poradziła sobie całkiem nieźle, nie powstrzymałaby się od komentarza. To zakończyło by się szlabanem i punktami ujemnymi dla domu a ona i bez tego miała dosyć na głowie. Dlatego po prostu bez zbędnego marudzenia przeszła do dalszej pracy, o mało co nie parskając śmiechem na dźwięk tego, co w ogóle od nich profesor wymagał. Serio, geminio? Przecież to było tak proste, że nawet ona mogła to powiedzieć. Zamiast jednak śmiać się w głos, po prostu zaczęła rzucać zaklęcie. Robiła to dosyć machinalnie, ale ostatecznie poprawnie. Wykonała kilka kopii figurek coraz mocniej myśląc, że marnowała tutaj dzisiaj swój czas.
Ostatnio zmieniony przez Lara Burke dnia Pon Maj 25 2020, 00:07, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Widać było, że Victoria nieco bardziej stresuje się lekcjami Patona. Max też się lekko spinał, ale z doświadczenia wiedział, że zazwyczaj ląduje w tej średniej grupie, która nie zasługuje na uwagę profesora i sarkastyczny komentarz, dlatego też mógł bardziej wyluzować. Pierwsza część lekcji poszła krukonce perfekcyjnie. Poradziła sobie z zadaniem dużo lepiej niż Max, chociaż jego figurka była bliska zamierzonego efektu. -Raczej nie liczę na przyjazną partyjkę szachów. - Powiedział, gdy dziewczyna uświadomiła mu, że to jeszcze nie koniec. -Myślisz, że będziemy je ożywiać? - W jego mniemaniu było to bardziej prawdopodobne. Długo nie mógł czekać, aby uzyskać odpowiedź na swoje pytanie. -Duplikacja? Nie będzie tak źle. - Znał to zaklęcie i kilka razy w życiu już z niego korzystał. Dlatego też był pewien, że pójdzie mu gładko. -Geminio! - Wycelował w swoją figurkę wypowiadając zaklęcie nienagannie. Niestety podczas gestu różdżką zawahał się i uzyskał tylko dwie kopie figurek. Przynajmniej udało mu się je jakkolwiek sklonować.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Całe szczęście obyło się bez komentarzy na temat jej umiejętności, ale nic dziwnego skoro poszło jej może i marnie, ale w akceptowalnej granicy. Szału nie było, fajerwerki nie latały, dupy nie urwało. Tyle w tej kwestii. Tym razem przeszli do kolejnego zaklęcia, które Strauss zdążyła jeszcze przećwiczyć z poprzednią nauczycielką transmutacji. To powinna być łatwizna, prawda? Albo i nie biorąc pod uwagę jej talent transmutacyjny to poszło nie tak jak trzeba. Co prawda tym razem wymawiana przez nią formuła zabrzmiała dobrze, bo miała ją już przećwiczoną, ale zabrakło skupienia przez co stworzenie kopii figurki, którą miała przed sobą było nie dala wysiłkiem, ale z pewnością się opłaciło, bo w końcu się powiodło i miała przed sobą dwa egzemplarze przedmiotu. Ha! Może jednak faktycznie nie była w tym taka kiepska jak się zdawało. Chociaż mając w pamięci sukcesy z wykładu o Geminio to jednak powinno jej to pójść lepiej. No cóż... Będzie musiała się jeszcze bardziej przyłożyć.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
KOŚCI:4 i 4 WYMOWA: 4 - 5. Albo tak stresuje cię obecność profesora, albo boisz się, że i ty stracisz punkty, że wypowiadasz wszystko niemalże mechanicznie. Bezbłędnie, trzeba przyznać, ale tak się zaklęć nie rzuca. (2 pkt umiejętności) DZIAŁANIE: 4. Geniuszem z transmutacji to ty na pewno nie zostaniesz. A może jednak? Im dłużej próbujesz i im mocniej się koncentrujesz, tym idzie ci lepiej, co jest zadziwiające. Nie wciągasz się w to, ale na pewno nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. (4 pkt umiejętności) PUNKTY UMIEJĘTNOŚCI: 6 (etap I) + 6 (etap II) = 12
Max uśmiechnął się lekko pod nosem, bo doskonale wiedział, że pyskowanie Patolowi nie skończy się dobrze, wolał więc trzymać język za zębami - chociaż chętnie by sobie z Crainem może podyskutował, może jakoś go wkurwił, ale już świetnie to szło Boydowi i innym, więc uznał, że tym razem będzie jebanym aniołkiem. Wychodziło mu to zresztą cudownie, bo tworzenie figurek według własnego pomysłu było chyba dla niego wręcz stworzone, czy coś, kurwa. Zerknął na Strauss i uniósł lekko brwi, bo zupełnie nie wiedział, co ona, kurwa, odpierdala. Na pewno była w te klocki lepsza od niego, a tymczasem odpierdalała jakieś gówno, na które nawet nie dało się patrzeć. Wypowiedzenie zaklęcia powielającego poszło mu dość... dobrze? Zrobił to mechanicznie, ale chuj tam z tym, zabrzmiało nieźle i jakimś cudem figurka się powieliła. Pierwsza. Ale to było jakoś kurwa mało, chyba. No więc mruknął jeszcze raz pod nosem formułę i proszę, znowu to gówno się rozmnożyło. Grube świnie zaczęły zajmować ławkę, a szło mu coraz lepiej. Kto by się, kurwa, spodziewał! Taki sukces, no ja jebię!
Kości:3 i 6 +1 za 10 pkt z transmutacji Wymowa: 4 - 5. Albo tak stresuje cię obecność profesora, albo boisz się, że i ty stracisz punkty, że wypowiadasz wszystko niemalże mechanicznie. Bezbłędnie, trzeba przyznać, ale tak się zaklęć nie rzuca. (2 pkt umiejętności) Działanie: 6. Powielanie to twoja pasja? Czy tak się w to wciągnąłeś, że nie możesz przestać? Chyba masz już małą armię. (7 pkt umiejętności) Punkty umiejętności: 4 pkt (I etap) + 9 pkt (II etap) = 13 pkt
Victoria uśmiechnęła się lekko do Maxa, ale nie zdołała nic powiedzieć, bo profesor już wkrótce rozpoczął swoją połajankę, na którą dziewczyna dość mocno się spięła. Nie mogła teraz zachować się inaczej, niż tylko idealnie, ale miała wrażenie, że w gardle stoi jej jakiś kołek i nie była w stanie sobie z nim za nic w świecie poradzić. Dlatego też tylko zerknęła na swojego towarzysza, potem na figurki, a następnie skoncentrowała się na swojej. Machnęła różdżką na rozgrzewkę, a później przystąpiła do działania, robiąc to niemalże odruchowo: - Geminio - powiedział, poprawnie, sztywno, nie było w tym ani jednego błędu, ale zero fantazji, na całe jednak szczęście figurka powieliła się zgodnie z jej wolą, a ona nie mogła przestać. Nie wiedziała, ilu dokładnie egzemplarzy oczekuje profesor, więc wymawiała zaklęcie jak robot, powielając i powielając, tworząc przy tej okazji naprawdę pokaźną armię na ławce, co wyglądało co najmniej szalenie. W końcu, na co jej to było? Chyba jednak spięła się na tyle, że nie była w stanie się powstrzymać i tak właśnie to leciało, jedna figurka za drugą, co złe nie było, ale do najmądrzejszych pewnie również nie należało.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
W odpowiedzi uśmiechnął się do Tadka, wiedząc, że ten i tak zrozumie o co chodzi. Nie musiał używać słów – a nie chciał, bo głupio czułby się z narzekaniem na zmianę, którą sam wprowadził. Która była konieczna. Prawda była jednak taka, że za pozycją pałkarza tęsknił bardziej niż spodziewał się kiedy decydował się na obronę. Czy coś to zmieniało? Och, niekoniecznie. Czasem trzeba było zrobić po prostu to, co było słuszne. Mimo jednak tego, że sam temat zmian nie był najprzyjemniejszy, jego uwaga wywołała w nim wyłącznie ciepłe uczucia. Jak on to robił, że zawsze potrafił wyciągnąć na wierzch coś pozytywnego? — Może dementora? — pokiwał głową z uznaniem, słysząc jak gładko i wyraźnie poszła mu inkantacja. Widać było, że przyłożył się ostatnio do transmutacji... albo po prostu nie przejmował się aż tak opinią Craine'a. Może trzeba było wziąć z niego przykład? — Tak czy inaczej wysysa z ludzi wszystko co najlepsze i zostawia smutną pustką... a wtedy miałby chociaż okazję, żeby kogoś pocałować. Zerknął przelotnie na nauczyciela, mimowolnie wyobrażając go sobie z kobietą. Straszna sprawa, odradzana każdemu, kto ceni sobie swoje mentalne zdrowie. Swansea skrzywił się, a kiedy nauczyciel przy całej klasie wymienił jego nazwisko, mina zrzedła mu jeszcze bardziej. Naburmuszył się, zdenerwował i obdarzył swoją figurkę jeszcze większą niechęcią. A potem spojrzał na twór Tadka i niechęć przerodziła się w czyste obrzydzenie. — Jestem pod wrażeniem — powiedział zupełnie szczerze, biorąc na moment figurkę w palce i oglądając ją z bliższej odległości. Zmarszczył brwi. — Tadek, czy to... — nie dokończył, po części dlatego, że opamiętał się i nie chciał wpędzić go w zakłopotanie, a trochę dlatego, że Patol zarządził dalsze ćwiczenia zaklęć. Odstawił mini Tereskę z błąkającym się na ustach uśmiechem i sięgnął po swoją różdżkę. Wcześniejsze problemy jak widać nie ustąpiły. Tym razem się przyłożył – chciał pokazać Craine'owi, na co go stać. Skupił się i wymówił zaklęcie z godną siebie perfekcją. Spojrzał na swoją figurkę i... poczuł, że nie może. Jak miałby rozmnożyć coś tak paskudnego? Ten twór zasługiwał co najwyżej na reducto – na unicestwienie i zapomnienie o jego istnieniu. Podniósł wzrok na Tadka, szukając go wzrokiem tak długo, aż ten na niego spojrzał i poruszył ustami w bezgłośnym „przepraszam”. Miał go za co przepraszać, bowiem chwilę potem rzucił niewerbalne geminio, ale bynajmniej nie na swoją figurkę, a na tę należącą do Edgcumbe'a. Stolik zaczął zapełniać się małymi Tereskami, a on długo nie przerywał działania zaklęcia, aż w końcu powstała tam cała armia. Armia złożona z wielokrotności Theresy Peregrine. Figurki, która nie należała do niego. Ogrom problemu dotarł do niego dopiero po chwili; zagryzł wargę. Czy znów przejebał sobie u Patola Craine'a?
Stwierdzenie, że Yuuko była dobra z transmutacji było niezwykle ryzykowne. To, że coś jej raz wyszło wcale nie świadczyło o tym, że ma talent transmutacyjny. Po prostu jej się poszczęściło lub zaklęcie okazało się naprawdę mało wymagające. Innych opcji zanadto nie widziała. - Dziękuję - odpowiedziała, gdy tylko usłyszała jak @Vittoria Sorrento chwali kolor, który udało jej się uzyskać na figurce. Co prawda nie była w stu procentach zadowolona z efektu, ale przynajmniej udało jej się bez większych problemów uzyskać niemal to co chciała. Kiedy tylko Gryfonka poprosiła ją o pomoc to postanowiła jej udzielić choć... szczerze powiedziawszy i jej nie poszło zbyt dobrze. Inkantacja nie brzmiała zbyt wyraźnie i dopiero po kilku próbach sama wypowiedziała ją poprawnie, ale za to efekt... Mogło być o wiele lepiej, bo o ile Vittoria bez problemu wyczarowała kopie swojej figurki tak Kanoe... sprawiła, że ta pojawiła się na stole w kilku częściach. Znowu coś zepsuła. To już była druga lekcja z rzędu, na której niszczyła coś zamiast dokonać przemiany. Chyba naprawdę nie będzie z niej wielkie transmutanta.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Kuferek: 30 Kostki:5,6, dodaję 10 Punkty umiejętności:I etap = 3, II etap = 3+7=10 ---> 13
Co prawda usilnie próbowaliśmy wymamrotać swoje zaklęcia z Boydem tak i wystarczająco szeptać, żeby Patton nie podlazł do nas i nie zaczął coś do nas mówić. Chichoczę, zasłaniając ręką usta kiedy widzę jak tragicznie idzie mojemu przyjacielowi, równocześnie w świetnym humorze z powodu mojej własnej ulepszonej figurki. Nie powstrzymuję się przed parsknięciem kiedy też Patton już nad nami stoi, a mój przyjaciel jak najszybciej próbuje zmienić temat swojej pogadanki. Oczywiście przez to Craine już wisi nad nami, komentując nasze poczynania. Ogólnie bym olał tego starego, niedoceniającego mnie pryka, ale uznaję trochę że już i tak mamy przekichane, a dawno nie igrałem z ogniem. - To nie ja, to pan Callahan, nie widać po... włosach? - pytam pokazując na brązowe proste włosy figurki, którą trzymał Patton, a potem na swoje piękne, czarne loki, które na pewno bym odwzorował z równą dbałością jaką sam je pielęgnuję. Chciałem powiedzieć po przekazie, ale jednak z tego zrezygnowałem, zakładając że będę mieć szczęście jeśli mi się nie dostanie i tak za dzisiejszą lekcję. Żeby już nie mieć nad sobą sapiącego Pattona nie próbuję z przyjacielem już rywalizować kto co robi. Macham bez problemów różdżką, rzucając zaklęcie które jeszcze nie tak dawno sam uczyłem Balbiny, więc jak mógłbym go nie umieć perfekcyjnie. - Geminio - mówię elegancko jakbym nawet nie widział na oczy Irlandii, a nasza ławka zapełnia się ogromną ilością Boydów - debili. - Najgroźniejsza armia w całym Hogwarcie. Zabija głupotą - mówię patrząc na figurki niemalże już spadające z naszej ławki.
W kuferku: 4pkty Kostki: 6 i 6 Punkty umiejętności: 3 (etap I) + 10 (etap II) = 13
Słowa Zośki, odnoście Craine'a skomentował tylko wywracając oczami, po tym zabrał się do lekcji. Transmutowanie figurek czy pucharów nie było szczytem jego marzeń i zdecydowanie bardziej wolał ćwiczenie zaklęć leczniczych. Jednak nie mógł nic poradzić na to, że były takie zajęcia na które trzeba było po prostu chodzić bez gadania i mieć tylko cichą nadzieje, że będą chociaż troche urozmaicone. Lekcje Craina, choć przesycone jadem i złośliwymi uwagami nie należały jednak do tych najbardziej nużących. Po zmianie ubrania figurki, trzeba było przystąpić do powielenia jej i postarać się zrobić kilka razy poprawnie. To było wyzwanie. Obserwując jak robi to nauczyciel, już widział oczami wyobraźni jak mu to wychodzi. Jednak, odganiając złe myśli, na znak profesora zabrał się do roboty i wycelował różdżką w swój posążek. - Geminio - powiedział głośno i wyraźnie, wlepiając wzrok w przedmiot. Dosłownie ułamek sekundy później obok jego figurki pojawiła się druga, dokładnie taka sama w pasiastym ubraniu. Podniósł wzrok na @Sophie Sinclair i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Chwilę później wypowiedział ponownie płynnie formułę zaklęcia i obok zmaterializował się kolejny "żołnierzyk". - Patrz i ucz się, siostra - rzucił do Soph, nie mogąc powstrzymać się od pochwalenia się swoimi efektami. Nie minęło parę minut a chłopak miał przed sobą spory orszak figurek w ciuchach w paski. Wyglądały jak armia ale bardziej jakichś więźniów...
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Kostki:5 i 2 > druga kostka przerzucona na 2 c: Dodatkowo: Tadek stworzony 28.04, czyli +1 do kostek; przerzut za 0pkt w transmu (wykorzystany) Wynik: 3+2 = 5 + 6pkt z pierwszego etapu = 11pkt
Thad doskonale wiedział, że Elio tęsknił za pozycją pałkarza - toż sam go na nią wepchnął! I choć musiał przyznać, że akurat Swansea może pochwalić się dość uniwersalną grą - to jednak blondyn przy pętlach, w defensywie, to nie było to samo co to pikujące licho z pałką. Absolutnie go jednak rozumiał - bo sam miałby wielkie wyrzuty sumienia po sfaulowaniu kogokolwiek, zwłaszcza tłuczkiem. Dlatego też - oczywiście tęsknił za razami wymierzanymi mu przez jego quidditchowskie dziecko - ale nie namawiał go na powrót do starej pozycji. Sentyment jednak pozostawał - i to do niego Edgcumbe głównie się odwoływał. — Dementor... — nie mógł powstrzymać cichego, rozbawionego parsknięcia na taką propozycję. — Zwłaszcza, że szata zasłaniałaby mu twarz — dodał, do pocałunkowych insynuacji Elijaha. I po chwili sam się skrzywił - za sugestią przyjaciela, również wyobraził sobie Craine'a z jakąś Helgi ducha winną białogłową. Na Merlina - to było niedorzeczne. N i e s m a c z n e. Chyba, że taka szczęściara lubiłaby, kiedy ktoś mówił do niej brzydko... Potrząsnął głową - dość, to zachodziło zdecydowanie za daleko. Tak samo jak jego zaklęcie i myśli krążące wokół jednej Ślizgonki. — Peregrine — mruknął tylko, obserwując jak Elio bierze jego małą Tereskę w dłoń - potwierdzając jego podejrzenia. Pod mostkiem wirowało mu rozbawienie zmieszane z zażenowaniem i rozczuleniem. W końcu czemu miałby ukrywać coś, czego już się zwyczajnie nie dało ukryć - i to przed przyjacielem? Nawet te bezpłciowe figurki nabierały charakteru i uroku z tereskowym zaczesaniem. — Geminio — rzucił pewnie - ale udało mu się stworzyć tylko dwie dodatkowe figurki. Ledwo skończył swoją inkantację - podniósł wzrok na Elijaha - i widząc jego spojrzenie już wiedział, że coś się wydarzy. I nie mógł się nie wyszczerzyć. Tereski zaczęły się namnażać w zaskakującym tempie, dominując blat dzielącej ich ławki, przeskakując jedna przez drugą. Kilka posypało się na podłogę - a Thaddeus spoglądał na nie, z rozbawionymi iskrami w zielonych oczach i z ciągle wyciągniętą różdżką. — Co te kobiety robią z człowiekiem — powiedział nieco głośniej, łapiąc się za głowę ileż to j e g o figurek się namnożyło. Jednocześnie kopnął Swansea w łydkę pod ławką, żeby zachował rezon. Theresa by się uśmiała. Edgcumbe ledwo się powstrzymywał - a Elijah niepotrzebnie się przejmował.
Silas uśmiechnął się do swojej partnerki z zajęć. Tak, doskonale ją pamiętał z zajęć na zielarstwie i nawet bardzo dobrze im się współpracowało. -Tak, pamiętam cię Laro, niestety jestem totalnym sierotą jeśli chodzi o zaklęcia z transmutacji, myślę że gorzej nie będzie niż mogłoby być i niczego nie wysadzę- powiedział do Gryfonki, jednakże mimo prób, jego głos się bardzo łamał i cudem udało mu się rzucić zaklęcie poprawnie, niestety nie wyszło tak jak chciał i figurka była pstrokata w białe i błękitne plamy, zupełnie jakby powstała wizja pijanego artysty nowoczesnego wizjonera. Cóż, jak widać to chyba nie był do końca jego dzień, albo po prostu faktycznie był beznadziejny z transmutowania czegokolwiek. Jeżeli nie radził sobie z takim prostym zaklęciem jakim było stworzenie wyobrażenia zmiany figurki. Widocznie jego wyobraźnia całkowicie kulała niczym chore zwierzę.
//ps. wiem że pierwszy etap nie zostanie zaliczony, zapomniałem, ale napiszę mimo wszystko post po poście.
Niespecjalnie go zraniły komentarze profesora na temat jego żałosnego występu na lekcji, bo raczej miał w nosie co ten stary ramol o nim myśli, a sama transmutacja też nie była jego pasją, zniósł więc dzielnie wszystkie przytyki Craine'a, zaciskając usta żeby powstrzymać się przed odpowiedzeniem mu czegoś niestosownego i tylko szturchnął łokciem Fillina, żeby się zamknął, bo próbował wdawać się w dyskusje z profesorem, a to w tym przypadku nie mogło skończyć się dobrze. Z pewnością było paru nauczycieli, którzy doceniliby ten komediowy kunszt w postaci podobizny debila, stary Pat jednak z pewnością się do nich nie zaliczał bo nie miał ani krzty poczucia humoru. Nie oceniajmy go jednak za to, gdyż jak wiadomo, nie można mieć wszystkiego, Boyd na przykład nie miał kompletnie talentu do transmutacji i dlatego, mimo iż wyraźnie wymówił zaklęcie Geminio, efekt rzuconego czaru był taki że jednoręki bandyta zamiast się rozmnożyć, rozpadł na pół, z cichym hukiem upadając na blat ławki. Może w mechanicznie wypowiedzianej inkantacji zabrakło po prostu serca i uczucia? Podrapał się po głowie, trochę zakłopotany i bezradny i zerknął na mnożącą się w zatrważającym tempie armię debili pod batutą różdżki naczelnego debila, Fillina i pokiwał głową z uznaniem. Ten to był zdolny skurwysyn, nie ma co.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine usłyszała komentarz profesora i skinęła głową na fakt tego, że potwierdził jej słowa. Cóż, chociaż miał nadal dobry słuch i wiedziała, że bacznie obserwuje ich pracę. By na pewno nikt nikogo tutaj nie wysadził. Nawet nie śmiała by wybuchnąć na zajęciach transmutacji. Wystarczy, że kiedyś otrzymała szlaban od tego profesora. Kolejne zaklęcie to było powielanie tejże figurki, która wyglądała , jakby ktoś puścił na nią pawia. Nie wiedziała, czy to stres ze względu na obecność profesora, czy po prostu nie chciała tracić punktów, ale jej gemini było bardzo mechaniczne. niestety nie o to chodziło w rzucaniu zaklęć. Zaśmiała się z zadowolenia, gdy jej figurki zaczęły się mnożyć, ale niestety profesor to usłyszał. Nie było zbyt ciekawie.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
KUFEREK 5pkt WYMOWA2 - dorzut 6 - parzysta (1 pkt umiejętności DZIAŁANIE5 - dorzut 5 - nieparzysta (6pkt umiejętności) PUNKTY UMIEJETNOŚCI ŁACZNIE 2(I etap) + 7(II etap) = 9pkt dodatkowo -5pkt dla Gryfonów
W czasie imprezy Lou popełniła jeden, ale zasadniczy błąd - nie piła. Owszem, sięgała po piwo, ale dodawała soku, aby było bez procentów. Efekt? Pamiętała wszystko, co robiła pod wpływem babeczek, jak się czuła przez Rajską Czekoladę, a także jak bardzo podobały jej się niektóre momenty. Gra w butelkę prześladowała ją jeszcze czasem, gdy widziała konkretnych uczestników, ale teraz, siedząc przed Nancy, było odrobinę… Niezręcznie. Odrobinę. A już szczególnie, gdy Puchonka zawiesiła wzrok na ustach Lou. Aż na jej policzkach wykwitł nieznaczny rumieniec, nad którym nie mogła zapanować, więc zignorowała go. - Będę musiała go kiedyś złapać na korytarzu i poprosić o korepetycje z pieczenia. Były naprawdę smaczne - przyznała, próbując nie wyobrażać sobie spalonej kuchni. Kochałą słodycze, uwielbiała jeść słodkości, ale gdy przychodziło do zrobienia czegoś samej w kuchni… Nagle miała dwie lewe i w dodatku bardzo niezdarne ręce. Wciąż się łudziła, że uda jej się tego nauczyć, ale czas mijał, a ona wciąż jedyne, co potrafiła zrobić to wyłożyć kupne ciastka na talerz i udawać, że upiekła. Wpadł Craine, figurki dostały kolorów i musiała uważać, żeby nie śmiać się, gdy dostrzegła figurki innych osób. Cóż, nie poszło im najgorzej i to było najważniejsze! Sęp przeszedł między wszystkimi, opieprzył parę osób, ale na całe szczęście dziewczyny były bezpieczne. Nadeszło nowe zaklęcie, do którego znów trzeba było się przyłożyć. - Zaczynamy? - spytała cicho Nancy, po czym wciągnęła powietrze i spróbowała wypowiedzieć zaklęcie. Oczywiście za długo szczęścia mieć nie mogła, bowiem od razu Patol, znaczy Paton, pojawił sie obok, marudząc, że źle wymawia. Przeklnęła w duchu swój akcent i spróbowała jeszcze raz, tym razem wymawiając w zadowalający profesora sposób. - Geminio - rzuciła, a figurka przed nią powieliła się. Zadowolona z efektu, rzuciła zaklęcie jeszcze raz i znów zadziałało. Była tak szczęśliwa, że zaczęła się śmiać, co profesor odczytał jako wyśmiewanie się z niego. Czy on naprawdę miał pełny tyłek kompleksów? Prychnęła pod nosem, ale wróciła do powielania figurek, aż mogłaby grać swoimi kolorowymi stworkami w szachy. Spojrzała na Nancy, ciekawa jak jej idzie, gotowa w razie konieczności pomóc.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Nie powstrzymał cichego parsknięcia, gdy ten stary cap przywalił się do Callahana i Cealláchaina, jednocześnie w duchu ciesząc się, że jemu oszczędzono podobnej atencji; nie to, żeby się przejmował, bo tak absolutnie nie było – zdanie Patola włącznie z całym przedmiotem miał głęboko w poważaniu, ale lepiej jednak pozostawać poza jego uwagą, tym bardziej, gdy się był tak beznadziejnym przypadkiem z transmutacji jak on i nie wykazywało żadnej chęci poprawy. Fitzgerald ponownie do wymowy nie przyłożył się ani trochę, nadal nie widząc w tym większego sensu – swój limit szczęścia wyczerpał na poprzednim etapie, bo na pewno nie było to efektem jego umiejętności, tych wszak nie posiadał; wymamrotał zaklęcie powielające tak niewyraźnie pod nosem, że ostatecznie sam nie był pewien czy w ogóle zabrzmiało tak jak powinno i jaki efekt by uzyskał, gdyby machnął w tym momencie różdżką na swoją karykaturalną figurkę. Odchrząknął i powtórzył, bo nie był aż tak kiepski, żeby się miał tak mocno jebnąć w wymowie, bez przesady. Za drugim razem to geminio zabrzmiało, jak powinno; Craine będzie musiał się obejść smakiem, bo ostatecznie nie dostał powodu, żeby mu uwalać punkty, co zapewne zrobiłby z najwyższą przyjemnością. Szału się nie spodziewał, więc te dwie kopie figurki, które pojawiły się na stoliku w wyniku rzuconego zaklęcia były dla niego wystarczająco satysfakcjonującym wynikiem, ba, nawet jedna to byłoby już wystarczająco. Cud, że jej przypadkiem nie przepołowił czy coś, bo z jego zdolnościami wszystko było możliwe.
kuferek: 5 pkt kostki:2 i 5 dorzut 5 i 1 punkty 2 + 6 = 8pkt dodatkowo: -10 Huff
Powstrzymała się przed uniesieniem brwi na widok jej zdradzieckiego rumieńca. Stanowczo nie powinna tyle pić, to uczucie niewiedzy było przytłaczające. Może dobrym pomysłem byłaby rozmowa na ten temat z Yuuko? Japonka chyba do końca pozostała w dobrym stanie. Choć i tego Williams nie mogła być pewna, bo miała w pamięci jedną, wielką dziurę. Kiwnęła głową, zgadzając się z jej słowami. Sama też powinna poprosić o jakieś korepetycje z pieczenia. Miała taki plan tuż po przeprowadzce, ale no nie oszukujmy się, komu by się chciało uczyć, kiedy słodyczy w domu było zawsze pod dostatkiem. Jej nieudolne próby pieczenia nie umywałyby się do Skajlerowych cudów nawet jakby ukazał się w niej wrodzony talent, którego niestety nie miała. W kuchni podobnie jak Lou miała dwie lewe ręce i za bardzo sobie nie radziła. Trochę wstyd, ale póki nie miała takiej potrzeby to się nie przejmowała. Kiedyś przyjdzie czas na nadrabianie zaległości w tym temacie. Tymczasem do nadrabiania miała zaległości z transmutacji. Kolejny przedmiot, z którego nie szło jej najlepiej. W ogóle nic co wymagało użycia różdżki nie szło jej najlepiej, taka z niej świetna czarownica. - Jak to szło? Glacinio?- Zapytała szeptem, a potem spróbowała rzucić zaklęcie, celując różdżką w figurkę. Efektów nie było, a do tego Patol... Paton akurat przechodził obok i nie umknęła mu ta żałosna próba. Na szczęście punkty Puszków praktycznie nie istniały, nikt więc nie przejmie się tymi kilkoma punkcikami w plecy, nie? - Geminio - Po kilku próbach w końcu wypowiedziała to prawidłowo, a figurki w magiczny sposób się rozmnożyły. W tym samym momencie dotarł do niej śmiech Lou, więc spojrzała na nią z szerokim uśmiechem zadowolenia i... Sama też wybuchnęła śmiechem. Radość z udanego zaklęcia, połączona z głupakówką, którą trochę zaraziła się od siedzącej obok Gryfonki, poskutkowała kolejnymi ujemnymi punktami, ale hej! Kto by się tym przejmował?
Silas Clark
Rok Nauki : I
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 189
C. szczególne : Długie dredy często wiązane na czubku głowy
WYMOWA:1, przerzut na 3 i nieparzysta DZIAŁANIE:6 PUNKTY: 7
Clark był trochę zestresowany i niestety zamiast poprawnie rzucić na początku zaklęcie geminio to rzucił coś w stylu glacius co nie miało takiego efektu pożądanego jaki powinno mieć. Zamiast powielać chciał zamrozić swoją figurkę? Zapewne tak, ale nie tak miało to wszystko wyglądać. Na szczęście się opanował i w końcu wyszło mu poprawnie zaklęcie, aczkolwiek Profesor Patton nie był z tego powodu ani trochę zadowolony. Po poprawnie rzuconym zaklęciu jak to się mówi "Pierwsze koty za płoty" zaczął już idealnie powielać swoje figurki, na tyle skutecznie, że już na biurku jego i Lary była dość pokaźna mała armia, która jeszcze trochę a ruszy na podbój Hogwartu. Z tego stresu aż się lekko spocił i teraz ręką przetarł najzwyczajniej w świecie pot z czoła.
Rozmnażanie Pattonów nie jest specjalnie ekscytującym zajęciem. Szkoda, że nie uczymy się czegoś ciekawszego, wolałam już to poprzedni zadanie, można było przynajmniej stworzyć coś fajnego. Patrzę jak Lucasowi świetnie idzie - całą naszą ławkę zajmuje jego armia więźniów. Skupiam się więc też na zaklęciu, formułkę wypowiadając dość topornie chociaż nie można jej pewnie odmówić poprawności - zapewne gdybym w codziennie sytuacji chciała coś rozmnożyć, nie zrobiłabym tego tam wymownie, teraz jednak jest mi tak nudno, że samym zbytnim zaakcentowaniem formułki mam ochotę to podkreślić. Geminio działa - to na pewno, nawet jeśli nie pojawia się tak dużo Craine'ów jak więźniów. Gdyby doszło do wojny to tamci by wygrali. Wzdycham sobie i opieram brodę na dłoniach, które splatam na ławce i czekam aż ta lekcja się skończy. Wiem, że powinnam więcej ćwiczyć ale wyjątkowo mi się nie chce, szczególnie z tak negatywnie nastawionym nauczycielem, który ciągle się obok kręci.
wymowa: 5 działanie: 2>4 łącznie 10 punktów
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
WYMOWA I DZIAŁANIE 6 i 2 Punkty umiejętności 5 + 3 + 1 = 9 pkt
Fayette się zamyśliła. Jak to miała w zwyczaju. Francuska wpierw wpatrzyła się w profesora z fascynacją i należytym uznaniem podziwiając jego zdolności transmutacyjne. Przychodziło mu to z taką łatwością, ale jego sumienny wiek mocno odciśnięty na skórze twarzy sam świadczył o ogromnym doświadczeniu jakie Patton sam musiał przeżyć, aby mieć taką wprawę. Ciekawe, czy był niegdyś przystojny, albo rozbrykany, albo liczył na inną ściężkę kariery niż profesor transmutacji w Hogwarcie. Może jednak prowadził pełną przygód młodość, aby osiąść w spokoju i zgryzocie na zimnych murach Angielskiej szkoły... No i właśnie. W czas się ocknęła z rozmyślań. W czas, aby zobaczyć, że prawie, że wszyscy poza nią już porzucali swoje zaklęcia i mniej lub gorzej zduplikowali figurki. Richerlieu nie mogła być gorsza! Nie mogła nawet w Anglii sobie pozwolić, aby od tak nie pokazywać znamienitości francuskiego rodu, więc zaraz przystąpiła do zadania. Wpierw wysmakowała słowo w ustach. Pomruczała chwilę próbując jak najlepiej ułożyć wargi, wywinąć język i zadrżeć strunami głosowymi. Gdy była pewna swojego akcentu z satysfakcją i pośpiechem machnęła byle jak różdżką co zaskutkowało niezbyt dobrym rezultatem. ALE ZA TO jak pięknie i bezbłędnie wyśpiewała "geminio". Powinna chociaż za to dostać pochwałę. Różdżką każdy machać może, trochę lepiej trochę gorzej, ale mówić?! Mówić już nie każdy.
- Gdyby niektórzy z was byli tacy zdolni, jak bardzo próbują oszukiwać, z całą pewnością cokolwiek by z nich wyrosło - powiedział spokojnie, stając za Elijahem i bez najmniejszego nawet zawahania wyjął mu różdżkę z dłoni i przekręcił ją w palcach. - Ubolewać można nad pańskim brakiem talentu, panie Swansea, ale zakładanie, że z uwagi na podeszły wiek i konieczność noszenia okularów naprawdę nie wiem, co się tutaj dzieje, jest poniżej pańskiej godności. Może szlaban pana otrzeźwi? Mamy tutaj w sali naprawdę sporo eleganckich, zniszczonych przedmiotów, które padły ofiarą takich miernot, jak pan, więc będzie miał pan okazję poćwiczyć - powiedział jeszcze i położył jego różdżkę na swoim biurku. Najwyraźniej chwilowo nie zamierzał mu jej oddawać, jakby zakładał, że za chwilę niebo zawali się im na głowy albo wydarzy się coś, co naprawdę będzie można uznać za jeszcze gorsze. W duchu jednak się cieszył, bo naprawdę, sławny Swansea, a zachowywał się jak nieopierzony podlotek, który miał go za głupca. I jeszcze ten całkowity brak gustu. - Panna Kanoe i pan Callahan są dzisiaj wyjątkowo rozbrykani. Ależ to zabawne! Powielenie figurek przez podział! Śmiechom nie było końca. Inwencja twórcza na poziomie ślimaka. Myślę, że powinni państwo pójść obowiązkowo na zajęcia z działalności artystycznej, żeby chociaż przez szybę polizać nieco sztuki - stwierdził i odwrócił się jeszcze do Fillina. - Wspaniała armia debili, panie Ó Cealláchain, odejmę za nią panu tylko pięć punktów - zadecydował w końcu, rozglądając się jednocześnie po sali i kręcąc głową nad tym, co niektórzy wyprawiali, zacmokał, nawet gdy przyjrzał się pracy Strauss, a później westchnął ciężko, bo w końcu przyszło mu pracować nomen-omen, z debilami właśnie. - Tylko panna Davies reprezentuje sobą poziom nieco wyższy niż rzeczny muł - zakomunikował w końcu, siadając za swoim biurkiem i zaplatając dłonie na kolanie. Patrzył na zebranych zdecydowanie znudzony, bo wyglądało na to, że nie wywarli na nim najlepszego wrażenia, po czym zaczął podawać im oceny, uśmiechając się złośliwie przy każdym trollu i okropnej albo nędznej. Zasłużyli. - Pan Swansea zostaje na miejscu, czeka go ciężka praca. Przy okazji, mógłby pan liczyć na powyżej oczekiwań, gdyby nie był pan taką oślizgłą rybą. Serce mi krwawi, ale musi się pan zadowolić mało okrągłym trollem - zakomunikował jeszcze na koniec. - Pan Clark też zostaje, ktoś musi posprzątać ten obraz nędzy i rozpaczy.
Szlaban: dla @Elijah J. Swansea - napisz post na 2k-3k znaków o tym, jak przemieniasz zniszczone, źle przemienione przedmioty, które porzucili tutaj uczniowie, wszystko ma być w idealnym stanie; Kara: dla @Yuuko Kanoe i @Boyd Callahan (opcjonalna) - pójście na lekcję DA Minusowe punkty: dla @Fillin Ó Cealláchain za armię debili - 5pkt; dla @Nancy A. Williams - 10pkt; dla @Loulou Moreau - 5pkt; dla @Elijah J. Swansea - 10pkt za oszustwa Klasę sprząta za karę:@Silas Clark (uznane na ten etap są jedynie kostki z 1 postu, nie ma szans rzucania dwóch postów na dwa etapy) - proszę o post ze sprzątaniem Punkty: zostaną rozdane jeszcze dzisiaj
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Och, z szatą na twarzy Patton Craine miałby znacznie większe szanse u płci przeciwnej. No... jeszcze trzeba by na niego rzucić jęzlep, bo to właśnie w chwilach kiedy się odzywał, był najmniej sympatyczną osobą, jaką znał świat. Zaraz po Edgarze Fairwynie. Uśmiechnął się dość kpiąco na tę myśl, a potem zrobiło mu się nieco głupio, bo tak po prawdzie to przecież Elijah wcale taki nie był – wredny i opryskliwy, dość poważnie obrażający nauczyciela (czy w ogóle kogokolwiek) tuż pod jego nosem, korzystając z zamieszania w sali, przez które nie mógł ich dosłyszeć. Zrobiło mu się wstyd za własne myśli. Zresztą... może nie mieli racji? Może Paton Craine po godzinach zamieniał się w prawdziwego Alvaro brylującego w towarzystwie kobiet (chyba że wcale ich nie preferował?) i – kto wie?! – może podbijał nie tylko ich serca, ale i klubowy parkiet? Nie miał zbyt wiele czasu na rozważania na ten temat, a i w pewnym sensie brakło mu wyobraźni (no i, nawiasem mówiąc, nie miał szczególnej ochoty wyobrażać sobie flirtującego transmuciarza). Potem, kiedy użył już zaklęcia, wszystko potoczyło się w zatrważającym wręcz tempie. Czy żałował? Och nie, nawet przez moment. Choć nieprzyjemnie zrobiło się już w momencie kiedy Craine stanął za jego plecami (roztaczał jakąś dziwaczną ciężką i duszącą aurę grozy), a Swansea był dobrze świadom, że będzie tylko gorzej, nie potrafił szczerze żałować tego, że powielił tę figurkę, która na to zasługiwała. Nie był przecież buntownikiem, nie robił nikomu na złość – przez wszystkie lata podstawowej edukacji nie załapał ani jednego szlabanu. Nie mógł postąpić inaczej, po prostu. To za bardzo kłóciło się z jego przekonaniami. Kiedy nauczyciel wyciągnął z jego ręki różdżkę, Elijah westchnął bezgłośnie i odwrócił się, zmuszając się do tego, by wytrzymać jego spojrzenie. Nie powiedział nic, słowem się nie odezwał – nie miał wszak nic na swoją obronę. Szkoda było mu wyłącznie punktów domu, bo na te pracowali wszyscy Krukoni, ostatnio dokładając wszelkich starań, by w rankingu dogonić Slytherin. Obiecał sobie, że nadrobi je w jakiś inny sposób, choćby miał dzień w dzień zostawać w zamku do późnej nocy. Doczekał do końca zajęć i tak jak zapowiedział Patol nie opuścił swojego miejsca dopóki wszyscy nie wyszli z sali. Odebrał swoją różdżkę u nauczyciela, podwinął rękawy koszuli aż do łokci i zabrał się do pracy, nie bardzo zwracając na Silasa uwagę. Obaj mieli zadanie do wykonania, szkoda marnować czas na pogaduszki. Zaczął przemieniać przedmioty, którymi kazał zająć się mu Craine. Co prawda mógłby użyć enutitatum, które działało mocno i przede wszystkim obszarowo, ale obawiał się, że to nie zadowoli nauczyciela, który chciał go przecież ukarać. Nie chciał pogarszać swojej sytuacji, więc posłużył się prostszym „disclore”, które znacząco wydłużyło jego pobyt w sali, jednak nie na tyle, by stracił całe popołudnie. Po zakończeniu zadania pożegnał profesora suchym „do widzenia” i czym prędzej opuścił salę.
| z/t
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Transmutacja, transmutacja, nie wiedział zupełnie, na co by mu się miała przydać, ale jednak na nią łaził. Wkrótce to miało się skończyć, skoro pójdzie na studia, ale na razie jeszcze uczęszczał na wszystkie zajęcia. Nie miał jakiegoś wyjątkowo złego nastroju z tego powodu, ale tez nie tryskał optymizmem, czy coś podobnego. Ot, po prostu przylazł na lekcję, wsunąwszy dłonie w kieszenie spodni, zajął miejsce w jednej z pustych ławek i nieco się rozjebał. Nauczyciela jeszcze nie było - swoją drogą, ciekaw był, jak on właściwie był, do kurwy nędzy - a na tablicy znajdowały się jakieś pierdolone wzorki, na których widok Max lekko uniósł brwi, po czym wzruszył wdzięcznie ramionami, bo w sumie to chuja go to obchodziło, po czym przymknął powieki, by w ten sposób przeczekać na pojawienie się profesora. Jeśli ktoś się do niego dosiądzie, to pewnie sobie z nim pogada, ale na razie nie czuł jakiejś niesamowitej potrzeby robienia z siebie gwiazdy wieczoru. Tym bardziej że łeb go nieco bolał i nie wiedział, czy to ze zmęczenia - w końcu zakuwał do tych jebanych egzaminów - czy może jednak przyszłość skradała się po cichu, żeby mu zaraz zapierdolić prosto w ryj.
Transmutacja, transmutacja, transmutacja! Nareszcie jakaś sensowna lekcja, na którą mam ochotę pójść. Wiem, że się tam czegoś nauczę, nie to co te wszystkie durne zielarstwa czy inne Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Wchodząc do klasy uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie, jak pewna dziewczyna listownie ochrzaniła go za to, że przekręcił nazwę przedmiotu. Dlatego teraz nawet w myślach starał się kontrolować i używać tej prawidłowej wersji. Wszedł do klasy od transmutacji, siadając w ławce, którą zawsze wybierał, najbliżej biurka profesora, żeby móc nauczyć się jak najwięcej. Nie był pierwszy, co trochę go zdziwiło. Na lekcje transmutacji zawsze lubił przychodzić trochę wcześniej, żeby wprowadzić się w stan odpowiedniego skupienia i koncentracji. Mimo, że był z niej całkiem dobry, to w rzeczywistości czuł, jak wiele jeszcze musiał się nauczyć, żeby osiągnąć poziom ekspercki. Kiwnął głową do chłopaka siedzącego już w jednej z ławek. Chyba był to Gryfon, bo wydawało mu się, że go kojarzy, chociaż za chiny nie mógł sobie przypomnieć imienia. Na tablicy zauważył jakieś szlaczki, ale postanowił się nimi kompletnie nie przejmować. Pogrążył się za to w rozmyślaniach na temat tego, jak szalone ostatnio stało się jego życie. Pędził gdzieś cały czas, ze spotkania na spotkanie, z lekcji na lekcje. Gdyby ktoś powiedział mu pół roku temu, że odzyska wszystko to, co stracił przez swoją chorobę, chyba by mu nie uwierzył. Dzisiaj siedział tutaj, w klasie, czekając na lekcję swojego ulubionego przedmiotu i szczerzył do siebie zęby, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Humor miał dzisiaj wyjątkowo dobry, co chwilę jednak wyłączał się i odpływał myślami gdzieś daleko. Dał sobie czas na to wszystko, tylko po to, żeby skupić się maksymalnie podczas trwania lekcji. Jak zawsze zostawił obok siebie wolne miejsce, czekając, aż zajmie je jakiś inny uczeń.