Sala ta jest bardzo nasłoneczniona, a z jej okien widać obszerny dziedziniec. Pełno tu klatek, w których czasami pojawiają się kociaki do ćwiczeń, jedna szafa jest pełna kufrów, a omnikulary ułożone na regale mają tendencję do uciekania, bowiem te egzemplarze mają albo królicze łapy, uszy lub ogony.
Wjechałem do klasy zaledwie kilka sekund przed czasem co doprowadziło do tego, że wszystkie ciekawsze miejsca były zajęte, więc zasiadłem sam z tyłu sali rozglądając się po sali. Chciałam tutaj być dokładnie tak samo jak pragnąłem wymywać dupska wszystkim hipogryfom z Zakazanego Lasu. Jasne, Bergmann nie był wprawdzie chujem jak Craine, ale brakowało mu czegoś co miał Dear, a fakt, że wcześniej uczył mnie w Trausnitz wcale nie ułatwiał sprawy. Mimo że nie byłem fanem tego przedmiotu to lekcje z Dearem jakoś mnie przyciągały, a tutaj pojawiałem się tylko po to by pod koniec roku dostać upragnioną parafkę na świadectwie ukończenia studiów i móc rozpocząć upragnioną karierę. Pewnie normalnie miałbym wszystko w głębokim poważaniu, ale z racji tego, że siedziałem sam to nie miałem specjalnie wyboru i postanowiłem przynajmniej spróbować skupić się na lekcji, a czekając na to aż nauczyciel w końcu zacznie mówić przejrzałem nawet moje transmutacyjne bazgroły z zeszłego roku - wiele z nich nie wyciągnąłem, ale zawsze coś. Musiałem chociaż trochę poudawać, że mi zależy dlatego wpatrywałem się w profesora i zmusiłem się do maksymalnego skupienia - może nie nie przepadałem za przedmiotem, ale starałem się zrobić dobrą minę do złej gry.
SZCZĘŚCIE: 2 PREFERENCJE: 0,5 - bo Bergmann jednak nie jest Crainem XD KONCENTRACJA: 4 TALENT: 1 CAŁOŚĆ: 7,5
Niespecjalnie chce mi się iść na Transmutację, zdecydowanie nie jest to jeden z moich ulubionych przedmiotów - wręcz się na nim męczę, mam wrażenie, że większość zaklęć nie przychodzi zbyt intuicyjnie, chociaż problem może też leżeć w moim negatywnym nastawieniu. Ciężko o lepsze wyniki, jeśli w głowie mam ciągle transmutacja jest głupia. Z wyjściem z dormitorium zwlekam do ostatniej chwili, znajduję mnóstwo innych, ciekawszych rzeczy niż pójście na lekcję, jak chociażby bezczynne leżenie na łóżku. Przed zostaniem na nim powstrzymuje mnie chyba tylko to, że obiecałam Lucasowi, że z nim pójdę i już pewnie od jakiegoś czasu czeka na mnie w pokoju wspólnym a ja nawet nie jestem gotowa do wyjścia... W końcu na koszulkę i spódnicę, które już mam na sobie zakładam jeszcze szatę szkolną i tak ubrana, pojawiam się w pokoju. Snuję się za Lucasem do klasy i siadam przy tej samej ławce. To co stoi na niej przygotowane zapowiada, że być może nie będzie to aż tak nudna lekcja, bo gdybyśmy mieli tylko transmutować te figury to chyba Craine by sobie nie zawracał głowy takim ustawianiem. Patrzę na Lucasa i oglądam się za siebie, żeby zobaczyć na kogo udaje, że nie patrzy. - Co tak wzdychasz? - Mam nadzieję, że może powie mi coś, czego nie wiem. - Obyśmy tylko nie grali w szachy. - Też biorę do ręki swoją figurkę, bo nie dam tak łatwo się pokonać i nacieram nią na tą lucasową. A masz! Mój żołnierz okłada swojego przeciwnika po głowie.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Potrafił znaleźć chyba z milion zdecydowanie ciekawszych sposobów na spożytkowanie najbliższej godziny czy tam dwóch, szczególnie przy tak dopisującej pogodzie, zamiast spędzenia ich na kolejnej lekcji transmutacji piorunowanym spojrzeniem przez tego starego capa Craine’a, który był pewnie równie świadom beznadziejności jego przypadku w kwestiach transmutacji, co on sam. Normalnie czysta, kurwa, przyjemność. Zupełnie nie trawił typa, jak i jego przedmiotu, więc najchętniej ominąłby to szerokim łukiem; tylko chęć by starzy z niego trochę zeszli w kwestii ocen – a im bliżej końca roku, tym było gorzej – zmusiła go do tego, żeby jednak pofatygować się na piąte piętro. Nie spieszył się jednak, na miejsce docierając mocno na styk; nie zależało mu, ale wolał jednak nie zaliczyć spóźnienia, tylko dodatkowej atencji ze strony Pana Marudy by mu jeszcze brakowało do szczęścia. Wystarczyło jedynie rzucić okiem na cierpiętniczy wyraz jego twarzy, żeby się domyślić, że William naprawdę nie miał ochoty tu być. Ślizgon nawet niespecjalnie rozglądał się po wnętrzu klasy, gdy wszedł do jej środka, opadając na pierwsze lepsze wolne miejsce na jakie natrafił; swoją torbę rzucił na ziemię obok. Nie czuł się w ogóle zaintrygowany zmienionym układem ławek ani stojącymi na nich figurkami do złudzenia przypominającymi te szachowe, o które jedynie zahaczył wzrokiem; nieważne jak ciekawe zadanie miało ich czekać, jego negatywne nastawienie do całego przedmiotu sprawiało, że ciężko było mu wykrzesać jakikolwiek entuzjazm w związku z nim. Odbębnić i mieć z głowy, taka myśl mu na ten moment przyświecała. Rzucił tęsknym spojrzeniem na skąpany w słońcu dziedziniec majaczący za okiem, po czym oparłszy skrzyżowane ręce na ławce, z cichym westchnięciem schował w ich zagłębieniu twarz. Lekcja jeszcze się nie zaczęła, a on już najchętniej by stąd wyszedł, ech.
/ można się dosiadać jakby co c:
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
Pędziła ile tylko mogła wymijając z gracją znanej jej baletnicy co rusz nowych i starych uczniów Hogwartu, którzy jak na złość tłoczyli się na korytarzach szkoły chcąc nie chcąc utrudniając jej zadanie dotarcia do sali transmutacyjnej na czas. Nieszczęsna Fayette musiała jak na złość losu zahaczyć wcześniej o grupkę znajomych, zakręcić się w rozmowie, aby równie szybko przypomnieć sobie, że miała wybrać się na zajęcia a nie wieczorek towarzyski. Transmutacja oczywiście ją niezmiernie fascynowała i była jednym z przyjemniejszych zajęć w szkole, które prowadziły ją bliżej do kariery w Ministerstwie. Sam profesor jednak wydawał się zgoła brutalny w skrupulatności jak i zasadach. Richerlieu to oczywiście nie dziwiło zważając, ze chodziło o transmutację przez duże T, sztukę niesamowicie ciężką i niewybaczalną w złym akcencie. Sama Krukonka jednak potrzebowała trochę mniej stresu w swoim życiu na czas obecny, a skoro nie mogła liczyć na luźniejszych profesorów, zadowalała się relaksującym tytoniem papierosów. Wbiegła do sali w miarę cicho i bezdźwięcznie i szybko rzuciła się na najbliższe z możliwych, wolnych siedzisk obok młodego ucznia Slitherinu @William S. Fitzgerald . Między zębami miała jeszcze tlącego się ostatkiem sił kiepa, a sama Fayette związywała swoją bujną czuprynę w chaotycznego koka na czubku głowy. - Hej młody - Rzuciła i zaraz wyjęła peta z ust, aby szybko go przygasić o podeszwę własnego buta i kulturalnie wypuścić dym bokiem ust, żeby nie truć za bardzo nikogo innego. - Mam nadzieję, że wolne, chyba, że twoja randka się spóźnia. - Zażartowała odgarniając resztę niesfornych loków z twarzy i wyszczerzając się do Ślizgona.
// to się przysiadam William! c:
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Transmutacja była bardzo istotną dla mnie lekcją, dlatego też nie zamierzałem jej opuszczać. Przykładałem się do większości przedmiotów, ale odkąd ćwiczyłem ten przedmiot z Maxem, postanowiłem sobie, że chce go zgłębić jeszcze mocniej - poczułem się po prostu słaby i żałosny, nie mogąc przemienić wodę w wino, co brzmiało niezwykle prosto w porównaniu z niektórymi zaklęciami. Wtedy też postanowiłem, że nie będę omijać żadnej lekcji. Wziąłem Proximę ze sobą i zszedłem schodami w stronę klasy, na piąte piętro. Nie patrząc czy jest ktoś, kogo znałem, usiadłem w wolnej ławce, ciesząc się, że zdążyłem przed nauczycielem i nie byłem spóźniony.
Nie zamierzał przejmować się uczniami. Porządek musiał być, nic innego nie przyjmował do wiadomości, dlatego też, kiedy wkroczył do klasy, rozejrzał się uważnie, chłodno, z zamiarem ukarania każdego żartownisia albo głupca, na którego trafi. Jedno było pewne - nie zamierzał się z nimi cackać, jeśli ktoś okaże się na tyle głupi, że nie będzie umiał rzucić prostego zaklęcia transmutacyjnego, widać poskąpiono mu nie tylko zdolności, ale i rozumu. - Przed sobą macie figurki, co zapewne było bardzo trudno zauważyć. Wszystkie są takie same. Na razie, mam nadzieję, chociaż po ostatnich zajęciach prędzej uwierzę w to, że je zniszczycie, niż zmienicie. I nie, nie jest to przemiana, jakiej oczekuję, chociaż pewnie niektórym z was przyszło to już do głowy - powiedział i popatrzył na nich ostro, aczkolwiek w wejrzeniu tym było sporo jakiegoś takiego znudzonego błysku, sugerującego, że nie wierzy w to, żeby poszło im chociaż w minimalnym stopniu dobrze. Sięgnął po różdżkę i zatrzymał się przy swoim biurku, na którym ustawił kolejno pięć figurek, identycznych z tymi, jakie posiadali uczniowie. -Priopriari - rzucił jakby od niechcenia i pierwsza z figurek uniosła rękę. Powtórzył to jeszcze cztery razy, zmuszając kolejne postacie do tego, by przybrały inny kolor, zmieniły swoją sylwetką, wzór na ich ubraniach stał się inny, ostatniej zaś gwałtownie wyrosło całkiem sporo włosów. - Drobne zmiany w przedmiotach, zgodne z wolą i wyobraźnią czarodzieja, której zapewne wam poskąpiono, ale proszę, rozczarujcie mnie - stwierdził jedynie i uniósł rękę, dając im tym samym znać, że mają zaczynać, a on nie zamierzał dalej się bawić w jakieś pokazy. Przyszli się tutaj uczyć, czyli pracować, koniec kropka. Ruszył między ławki, by bacznie obserwować to, co te miernoty zamierzają robić. - Zróbcie mi tę przyjemność i wykażcie się, choć odrobiną inwencji twórczej - powiedział jeszcze, patrząc na nich po kolei, jakby natknął się na jakieś zgniłe jaja. Coś mu tu śmierdziało. Może strach.
Zasady: Za 10 punktów z transmutacji w kuferku dodajecie sobie + 1 do obu kostek; Postaci stworzone po 15 kwietnia 2020 mają + 1 do obu kostek; Postaci, które mają mniej niż 10 punktów mogą wykonać jeden przerzut obu kostek - ale uwaga, obowiązują wtedy kostki wyrzucone jako drugie; Do kostek będą dodane punkty, które na koniec lekcji określą waszą punktację - liczy się to do oceny i do punktacji dla domów; Zgodnie z opisem zaklęcia priopriari- ogranicza was tylko wyobraźnia, ale pamiętajcie, że zmiany mają być drobne, czyli nie przekształcacie z miejsca całej figurki; Rzucacie 2 kostki k6, poniżej opis, co dokładnie robią:
Wymowa:
1. Ty w ogóle coś mówisz, czy tylko poruszasz wargami? Rzuć jeszcze raz! 2. Strasznie bełkoczesz, język ci się plącze albo nie masz bladego pojęcia, jak wypowiedzieć poprawnie to zaklęcie, więc wypadasz fatalnie. (0 pkt umiejętności) 3 - 4. Nie jest tak źle, udaje ci się wypowiedzieć zaklęcie, aczkolwiek mógłbyś to na pewno robić głośniej i wyraźniej, bo takie mamrotanie pod nosem daleko cię nie zaprowadzi. Niewerbalne zaklęcia rzuca się inaczej. (1 pkt umiejętności) 5. - Wypowiadasz zaklęcie naprawdę dobrze i starannie, aczkolwiek jest ono jakieś suche i chyba nie do końca wierzysz w to, że się uda; jest jednak technicznie poprawne. (2 pkt umiejętności) 6. - Transmutacja chyba płynie w twoich żyłach zamiast krwi. Zaklęcie jest po prostu idealne, spływa z twoich ust bez żadnego problemu. (3 pkt umiejętności)
Działanie:
1. Ty w ogóle wiesz co robisz? Bo jedyne, co ci się udaje, to odłamać rękę figurce. Gratulacje. (0 pkt umiejętności) 2 - 3. Pomysł jakiś miałeś, ale widać jednak twoja wyobraźnia jest mocno ograniczona, bo wychodzi ci jedynie figurka, która wygląda, jakby ktoś oblał ją farbami we wszystkich możliwych kolorach. (1 pkt umiejętności) 4 - 5. Prawie idealnie. Ręka nie przesunęła się aż tak wysoko, kolor nie jest dokładnie taki, jak chciałeś, wzór był lepszy w twojej wyobraźni… Jesteś jednak bliski ideału. (2 pkt umiejętności) 6. Mamy bohatera! Widać powinieneś zajmować się transmutacją, bo osiągasz dokładnie to, co sobie założyłeś. (3 pkt umiejętności)
Czas na odpis: do 23.05 do godziny 20:00.
Wszystkie pytania i wątpliwości proszę kierować na PW @"Christopher O’Connor" albo gg.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Nauczyciel jak zwykle wparował do sali będąc po prostu nieziemsko uroczy i od razu obdarzając uczniów swoim pięknym, serdecznym uśmiechem! Ta... Jasne. Zapowiadało się na prawdę cudownie, skoro lekcja zaczęła się z przytupem. Zerknęła na siedzącą wraz z nią koleżankę z lekkim grymasem. Nie było jej ostatnio na zajęciach. Nie miała pojęcia o co profesor jest taki cięty. Chwilę później po prostu zabrała się do zadania. No dobrze. Spróbujmy. W pierwszej chwili mówiła zdecydowanie zbyt cicho zaklęcie, a gdy w końcu udało jej się powiedzieć je trochę głośniej okazało się, że zrobiła to tak sobie. Powinna skupić się na mówieniu wyraźniej, aczkolwiek dużo gorzej szło jej z ruchem ręką i w ten sposób figurka wprawdzie się troszkę zmieniła, jednak zamiast stać się figurką z dinozaurzym ogonem, ta wyglądała jedynie jak upaćkana odchodami tęczowego jednorożca. No... Tak więc... No. Magia praktyczna jak zawsze wychodziła dziewczynie po prostu wyśmienicie, co widać na załączonym obrazku. Ale w sumie mogło być gorzej.
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
I w końcu pojawił się Ten Którego Imienia Nie Należało Wymawiać Bez Żółci Na Języku. Lara uśmiechnęła się paskudnie, widząc wkraczającego do klasy Craine’a, który, jak to na niego przystało, zaczął zajęcia od obrażania ich wszystkich tutaj zebranych. Nie rozumiała tego typu zachowania. Od dawna próbowała rozwikłać zagadankę odnośnie tego, co kierowało postępowaniami profesora transmutacji, ale szło jej to bardzo miernie. Bo gdyby ona miała tak nienawistne spojrzenia względem ludzi, z którymi przyszło jej pracować, czym prędzej myślałaby nad zmianą otoczenia. A tymczasem profesor tkwił w tym od lat, pałając nienawiścią do siebie, świata i wszystkiego, co z nią związane. Przynajmniej takie wrażenie można było odnieść, kiedy ktoś już zdecydował się na ten samobójczy krok, jakim było pojawienie się u niego na zajęciach. No ale wyjaśnił w końcu, o co mu chodzi, jaki mieli efekt uzyskać podczas tych zajęć, więc Larze nie pozostało nic innego, jak przystąpić do pracy. Użycie zaklęcia priopriari nie wydawało jej się tak znowu trudne. Miała sposobność wcześniej go użyć raz czy dwa i nie było tak strasznie. Może dzięki temu teraz miała poradzić sobie lepiej? Spojrzała na pierwszą z figurek i rzuciła zaklęcie. Miała ona zmienić kolor na zielony, jednak nie był on do końca taki, jak wyobrażała go sobie w swojej głowie. Z kolejnymi figurkami było bardzo podobnie. Jedna miała trochę źle ustawioną nogę, skrzypce dodane do drugiej były zbyt czarne. Ale ostatecznie, zaklęcia za każdym razem zadziałało niemal idealnie poprawnie, a to już duży sukces na jak na kogoś kto był całkowicie pozbawiony inwencji twórczej, prawda? Zadowolona uśmiechnęła się sama do siebie, obserwując swój wyczyn. Bo serio mogła być dumna. Z transmutacją nigdy nie było jej po drodze. A mimo to, dała radę.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Z uśmiechem przywitał Victorię, która zajęła miejsce naprzeciw niego. Dawno nie mieli okazji współpracować na lekcji, dlatego tym bardziej ucieszył się, że to ona postanowiła do niego dołączyć. -No hej. Gotowa na dzisiejsze tortury? - Zażartował. Cały zamek wiedział, że Craine lubi się powyżywać na biednych uczniach i lepiej mu nie podpadać. Na szczęście Max nie miał aż tak wielkich zapędów samobójczych, żeby mu pyskować, a do tego w miarę wychodziły mu zadawane na lekcji zadania. -Spałem jak niemowlę i obudziłem się wyspany jak nigdy. Trzeba czegoś więcej żeby moja głowa zaczęła na mnie krzyczeć. - Uśmiechnął się do Kath, która przysiadła się obok nich. Jedna butelka Ognistej na nich dwóch to nie był jakiś wielki wyczyn. Gdy dowiedział się, że mają zmieniać wygląd figurki, uznał, że nie może to być aż takie trudne. -Robiłaś to już kiedyś? Zaklęcie wydaje się banalne. - Zwrócił się ponownie do krukonki. Podniósł różdżkę celując w swoją figurkę szachową i wyszeptał Priopari. Miał wrażenie, że jego wymowa była lekko bez wyrazu, ale najważniejsze, że zadziałała. Na jego oczach, malutka figurka zmieniła kolor na zielony i rzeźba przyjęła wręcz taneczną pozę. Co prawda Max liczył na bardziej wyrazisty kolor i planował bardziej wyszczuplić figurkę, ale rezultat był naprawdę dobry. Aż sam zdziwił się, że był w stanie osiągnąć coś takiego. -Chyba nie jesteśmy w stanie zbyt mocno tego zepsuć. - Rzucił jeszcze podziwiając swoje dzieło. Raczej nie było co liczyć na wybuchy i inne ekstremalne przypadki, które mogły wyprowadzić profesora z równowagi.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Wto Maj 19 2020, 14:39, w całości zmieniany 1 raz
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Brakowało mu tej energii Puchona, Hogwart bez Edgcumbe'a zdawał się być większy, zimniejszy i bardziej pusty niż zazwyczaj; nieprzyjemny. Jak stare, opuszczone zamczysko, nie dom, dla których wielu była ta szkoła. Zdał sobie z tego sprawę dopiero w chwili, kiedy Tadek obdarzył go szerokim uśmiechem. Dopiero wtedy dotarło do niego jak bardzo za nim tęsknił. — Kaflami nie, za to rzucają we mnie tłuczkami. Bez sensu. — Teatralnie wzniósł oczy ku sufitowi, ale mimo wszystko ciągle się uśmiechał. Ostatnio prawie obrzygał buty Voralberga po tym, jak oberwał w brzuch. Uważał to za swego rodzaju osiągnięcie. Pokiwał głową, uspokojony jego słowami. Tadek nie miał chyba powodu żeby kłamać, prawda? Przyjrzał mu się dość uważnie, by utwierdzić się w tym przekonaniu i w końcu zupełnie odpuścił. Nawet jeśli z jakiegoś powodu miały to być tylko puste słowa – nie powinien się do tego mieszać. — Orzeł transmutacji — zażartował — kto wie czy dożyję końca zajęć, ostatnio mam z Patolem na pieńku. Zarobiłem nawet szlaban. Zacisnął usta żeby nie roześmiać się w głos. Było to o tyle zabawne, że przez całą swoją szkolną karierę nie dostał ani jednego szlabanu. Zawsze był tym grzecznym i porządnym... i na stare lata, w drugiej połowie studiów zebrało mu się na rozrabianie. Wyprostował się kiedy do sali wszedł nauczyciel i westchnął cicho, gdyż jedno spojrzenie na Craine'ową twarz wystarczyło, by przypomnieć mu jak beznadziejny z niego nauczyciel. Czy istniała szansa, że kiedyś wykończą go jak Fairwyna i śladem runiarza zniknie bez słowa? — Zrobiłby mi przyjemność gdyby zmienił zawód — mruknął cicho do Tadka, krzywiąc się nieznacznie i sięgnął po swoją różdżkę. — Propriari — wypowiedział zaklęcie. Przyłożył się do tego, ale na wierzch wyszło jego zirytowanie. Nie było idealnie... było poprawnie, po prostu. Wyobraził sobie zmyślnie pomalowaną figurkę, ale wyszły mu... jakieś beznadziejne maziaje. Czy jego antytalent do malarstwa i kompleksy jakie wzbudzał w nim Cassius musiały brać górę nawet na transmutacji? — Dziadek by mnie za to zabił — stwierdził, krytycznie przyglądając się swojej figurce. Nie było to dzieło na miarę Swansea, na pewno nie.
Punkty w kuferku: 28 Wymowa:3 + 2 = 5 Działanie: 1 + 2 = 3 Pkt umiejętności: 3
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
PUNKTY W KUFERKU: 14 WYMOWA: 2+ 1=3 DZIAŁANIE: 1 + 2 = 3 PKT UMIEJĘTNOŚCI: 2
Katherine zaśmiała się na słowa @"Maximilian F. Solberg" po czym zeskoczyła z jego ławki i usiadła przy swojej. Nikt się do niej nie dosiadł więc miała całą ławkę dla siebie i aż dwie figurki. Uznała jednak, że na razie popracuje tylko na jednej z nich. Pojawił się profesor, który kiedyś dał jej szlaban. Nie pamiętała w sumie za co on był, ale to już było nieistotne. Dawno jej nie było na zajęciach, więc teraz mogła chociaż spróbować się wykazać. Wysłuchała jego przemowy i wytłumaczenia na czym polegają ich zajęcia, a potem skupiła się już na poprawnym rzuceniu zaklęcia. Wcale nie musiała z nikim nawiązywać interakcji na tych zajęciach. Tym bardziej, że @Lucas Sinclair ją zignorował i nawet się nie przywitał. Posłała tylko w jego kierunku zadziorny uśmiech, gdy tylko ich spojrzenia miały okazję się przypadkiem spotkać. Udusić to za mała kara by była. Wyciągnęła swoją różdżkę, a figurkę postawiła idealnie na środku blatu swojego biurka. -priopriari - wypowiedziała zaklęcie, ale jako iż rzucała je pierwszy raz, a z transmutacji nie była najlepsza to nie do końca jej to wyszło tak jak być powinno. Na pewno nie było to zaklęcie niewerbalne, ale profesor nie chciał tutaj mamrotaczy. Wypowiadając zaklęcie wyobraziła sobie swoją figurkę w dziwnych barwach, ale nie do końca wyszło tak jak to miało wyjść. Figurka wyglądała jakby ktoś ją oblał farbami we wszystkich możliwych kolorach tęczy. -Wyglądasz jakby ktoś na Ciebie puścił pawia- rzuciła do figurki z niemałym rozbawieniem w głosie. Katherine niestety trochę opuściła się z trasmutacji, dlatego teraz też musiała nadrobić na zajęciach.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Dziewczyna bez większego problemu pozwoliła jej na to, by przysiadła się do niej, a Yuuko odwdzięczyła jej się łagodnym uśmiechem. Przynajmniej nie musiała szukać dłużej miejsca. No i możliwe, że pozna kogoś nowego, co również mogło być sporym plusem. Nie miała do tego zbyt wielu możliwości skoro nie była wielkim zwierzęciem imprezowym. W zasadzie najczęściej pojawiała się na nich w formie rozrywki, dając występy. - Yuuko. Miło cię poznać - odpowiedziała, również przedstawiając się Gryfonce, a następnie uśmiechnęła się z lekkim zakłopotaniem, gdy Vittoria spytała ją o to czy jest mistrzynią transmutacji. - Raczej nie... Chociaż z pewnością nie będzie tak źle. Przynajmniej na to liczyła. Po chwili zresztą w sali pojawił się Craine, który jak zawsze zaczął od dosyć krytycznego podejścia do swoich podopiecznych. Całe szczęście szybko wyjaśnił na czym ma polegać ich zadanie i zaprezentował zaklęcie w praktyce, aby później mogli go naśladować. Tak też postąpiła Kanoe. Powoli i dokładnie wypowiedziała formułę zaklęcia, wykonując tym samym odpowiedni ruch różdżką przy stojącej przed nią figurce. Jej pierwotnym zamiarem była zmiana jej koloru na głęboką fuksję, ale zamiast tego otrzymała raczej kolor amarantowy. Również ładny, ale nie było to to o czym pomyślała. Mimo wszystko zaklęcie zadziałało bardzo dobrze i dziewczyna mogła dalej kontynuować próby rzucenia go, starając się jakoś jeszcze upiększyć przedmiot.
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Kostki:3 i 5 > pierwsza kostka przerzucona na 5 Dodatkowo: Tadek stworzony 28.04, czyli +1 do kostek; przerzut za 0pkt w transmu (wykorzystany) Wynik: 6 i 6 uwzględniając bonusy, czyli: 6pkt umiejętności
To akurat było typowe dla Thaddeusa - roztaczanie wokół siebie aury... komfortu? Wesołości? Zwał jak zwał, Edgcumbe zawsze był sobą i robił wszystko, żeby inni też czuli się jak najbardziej swobodnie. Chociaż to akurat nie było zamierzone działanie - przychodziło mu to naturalnie. Zapewne, gdyby robił to świadomie nie wychodziłoby mu to nawet w połowie tak dobrze. — Wolałeś chyba miotać tłuczkami niż nimi dostawać, ne? — szkocki, szorstki akcent wdarł się w wypowiedź Puchona, kiedy ten - pod wpływem atmosfery w klasie - mimowolnie obniżał głos. — Zawsze czułem presję jak widziałem Cię z pałką na boisku — zawoalowane słowa uznania okrasił kolejnym, zawadiackim uśmieszkiem, dalej bawiąc się figurką. Bo musiał przyznać jedno - Elijah na pałkarzu zmuszał go do jeszcze gwałtowniejszych zwrotów i większych prędkości na boisku, jeśli nie chciał oberwać tłuczkiem. A i tak oberwał nie raz. — A kto nie ma z Patolem na pieńku? — zaśmiał się - acz krótko, dławiąc dalszą wesołość wraz z Crainem, który przekroczył próg klasy transmutacji. O wilku mowa. Thad, ujrzawszy tak dawno nie widzianą twarz profesora zadał sobie tylko jedno pytanie - Po jaką cholerę tutaj przychodził? Ciekawe, czy w ogóle go kojarzył. Miał nadzieję, że jednak nie. — Na klawisza w Azkabanie? — podłapał pomysł Swansea z rozbawionymi ognikami w oczach - i poszedł w ślady przyjaciela, również dobywając różdżki. — Propriari — mruknął, dość pewnie - co zaowocowało... doskonałym wynikiem. Aż uniósł brwi w geście absolutnego zdziwienia, kiedy figurka przed nim puściła gwałtownie włosy z łysej głowy - ciemnobrązowe, przybierające kształt... Fryzury Theresy Peregrine. Na słodkie bułki Helgi - Thad w niemej panice rozejrzał się po sali, czy przypadkiem dziewczyna tutaj nie zawitała, starając się przesłonić swoimi dużymi łapami przekształconą figurę. Nie mógł jednak powstrzymać głuchego rechotu, duszącego się w gardle. Doskonale było widać co mu w głowie siedziało. — Wolałbym chyba, żeby mi nie wyszło... — mruknął, próbując się nie śmiać w głos i zerkając na przekolorowaną figurkę Elijaha. Chcąc podnieść przyjaciela na duchu, pokazał mu uniesiony ku górze kciuk.
W kuferku: 4pkty Kostki: 2 i 4-- > Wymowa przerzut na 4 Punkty umiejętności: 3
- A duszno tutaj coś - mruknął w odpowiedzi do @Sophie Sinclair, kiedy ta wzróciła uwagę na jego wzdychanie. Przecież jej nie powie, że na widok jej gryfońskiej przyjaciółki, która najchętniej by mu flaki wypruła gołymi rękami. - Jak na szachy to troche za mało tych figurek. - dodał po chwili, widząc, jak siostra wali jego miniaturkę człowieczka w głowę. Już miał odeprzeć atak swoją, kiedy do sali wszedł profesor, dlatego też odłożył posążek grzecznie na blat, obok swojego ramienia i wskazał Zośke, aby zrobiła to samo. Kolejna lekcja z cyklu "po co tu przeleźliście, nieudacznicy" rozpoczęła się zgodnie z tradycją od uszczypliwych komentarzy na temat ich spostrzegawczości, po czym Craine dość płynnie przeszedł do tłumaczenia zaklęcia, które mieli na tej lekcji przećwiczyć. Kiedy nauczyciel dał znak, że mogą zacząć, sięgnął po różdżkę, którą wycelował w swoją figurkę. - Priopriari Wypowiedzenie zaklęcia zdecydowanie nie było idealne; za ciche i w dodatku niewyraźne. Za to po chwili jego miniaturka, tak jak chciał zmieniła swoją koszulkę w groszki, na paski. Jednak... wyobrażał sobie paski poziome, a to co w tej chwili widział na figurce to pionowe linie, wzdłuż ubrania. No cóż, jednak jak na pierwszy raz, to chyba nie najgorzej, prawda? Opuścił różdżkę i przeniósł wzrok na poczynania swojej przyrodniej siostry.
Ostatnio zmieniony przez Lucas Sinclair dnia Wto Maj 19 2020, 19:35, w całości zmieniany 1 raz
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Nie widząc większego sprzeciwu ze strony Maxa po prostu klapnęła sobie koło niego, gdy do sali wszedł Craine, którego wolała nie drażnić i zaczęła słuchać co też takiego mężczyzna miał im do przekazania. Wyglądało na to, że tym razem lekcja w głównej mierze miała się opierać na bawieniu się ustawionymi przed nimi figurkami. Nic wielkiego, ale cóż... wymagało jednak wyobraźni, a z tym miała czasami pewne problemy. Chociaż na lekcji z Craine'em nagle miała kłopoty i z innymi rzeczami. Stąd na przykład jej mamrotanie zaklęć, które nie kończyło się dobrze. Nie bardzo lubiła podobnej pracy w tłumie, gdzie każdy wymawiał swoją formułkę samemu sobie. Dlatego też mruczała inkantację. Może to był też jeden z powodów, dla których figurka zamiast przybrać odpowiedni odcień wyglądała jakby ktoś pokolorował ją własnymi wymiocinami. Ale zawsze coś, prawda? Przynajmniej zaszła jakaś zmiana. Tylko, że chyba będzie musiała się nieco bardziej postarać, by coś osiągnąć.
Odpuszczam Lucasowi, skoro nie chce naprawdę mówić o co chodzi - mam wrażenie, że przyznałby się tylko gdybym bardzo go przycisnęła albo ewentualnie wyczytała coś na jego wizzie a potem wypytywała o konkrety. - Moglibyśmy je pozamieniać w figury szachowe a potem powielić - odpowiadam, nawet w głowie gdzieś majaczy mi formułka zaklęcia podwajającego przedmioty... być może do czasu egzaminów powinnam sobie przypomnieć takie rzeczy. Craine wchodzi do klasy i zaczyna swoje gadanie. Jak tak go słucham to bardzo mam ochotę coś skomentować na głos ale nie robię tego tylko dlatego, że takie zachowanie na pewno oznaczałoby stratę punktów dla domu. - Stary dziad - szepczę zamiast tego do brata. - Komu tu brakuje wyobraźni, wydaje mu się, że może parę punktów odjąć i oznacza to przyzwolenie na znęcanie się nad uczniami. - Być może w tym momencie jest aż tak źle, ale tylko dlatego, że nauczyciel dopiero się rozkręca. Przez chwilę naprawdę mam ochotę zniszczyć figurkę tylko po to, żeby pokazać mu, że mogę to zrobić - pewnie i tak takim zachowaniem nic bym nie udowodniła. Jednak z dużym prawdopodobieństwem po mnie jego uwagi by spłynęły, czego często nie można powiedzieć o uczniach młodszych klas. Postanawiam jednak zrobić zadanie, mruczę pod nosem zaklęcie, trochę niewyraźnie ale jednak na tyle poprawnie, że działa tak jak powinno. Nawet nie tyle co działa a wychodzi perfekcyjnie. Figurka zmienia się dokładnie tak jak bym chciała, czyli zaczyna bardzo przypominać Pattona Craine'a. Na głowie ma trochę dłuższe włosy z wyraźnym zakolami w odpowiednim kolorze a na nosie pojawiają się okulary. Ma również szatę w jakiej najczęściej można spotkać Craine'a na korytarzu. Co prawda nie wiem jak działa voodoo i nigdy takich rzeczy nie robiłam ale coś czuję, że wbijanie igieł i kopanie takiej podobizny może być satysfakcjonujące.
@Lucas Sinclair wymowa: 3 działanie: 6 punkty umiejętności: 4
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
za kuferek: + 2 pkt Wymowa: 3 + 2 =5 Działanie: 6 + 2 = 8 Punkty umiejętności: 5
Widział kilka znajomych twarzy jednak poza krótkim przywitaniu nikt nie dosiadał się do jego ławki. Najwyraźniej nie wyglądał na tyle dostępnie i przyjaźnie, aby jakaś niewinna dusza chciała zajmować miejsce obok teoretycznie znudzonego Puchona. Nie przeszkadzało mu to, wcale. Przynajmniej nikt nie będzie rozpraszał go podczas lekcji. Wyprostował się, gdy do środka wparował Craine i typowym dla niego humorkiem. Mimo wszystko słuchał z zainteresowaniem, bowiem zależało mu na transmutacji. Nigdy nie używał zaklęcia nad którym dzisiaj będą pracować. Nie miał powodu, a więc to było coś nowego. Przysunął do siebie figurkę i popatrzył na nią krytycznym wzrokiem. Wypowiedział Priopriari, jednak niespodziewana chrypka nieznacznie wpłynęła na cały wydźwięk inkantacji. Usunął kolor figurki szachowej i nadał jej przeźroczystego połysku usłanego gdzieniegdzie kroplami kolorów (obrazek podglądowy jak mniej więcej wygląda kolor jego figurki szachowej). Zadbał, aby oczodoły były zabarwione mieszanką dwóch kolorów. To wszystko, trzy detale, które postanowił zmienić, ale nie poruszył ani trochę wielkości ani wagi przedmiotu. Podniósł oczy znad zdezorientowanej figurki i zawiesił wzrok na tablicy. Wydawało mu się, że poszło mu całkiem dobrze, choć jak wiadomo nie mógł mieć pełnej pewności wszak gust Craine'a może go szybko sprowadzić na ziemię.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Kości:6 i 6 Wymowa: 6. Transmutacja chyba płynie w twoich żyłach zamiast krwi. Zaklęcie jest po prostu idealne, spływa z twoich ust bez żadnego problemu. (3 pkt umiejętności) Działanie: 6. Mamy bohatera! Widać powinieneś zajmować się transmutacją, bo osiągasz dokładnie to, co sobie założyłeś. (3 pkt umiejętności) Punkty umiejętności: 6
- Już siedzisz, Strauss - zauważył i posłał jej dość zaczepny uśmiech, po czym wywrócił oczami, gdy usłyszał, że zapadła cisza oznaczająca pojawienie się Craine'a w sali. Nie wiedział, o co dokładnie facetowi chodziło, ale był całkiem niezłym zjebem, a przynajmniej dokładnie tak uważał Max, który mógłby spokojnie powiedzieć, że nauczyciel transmutacji ma najebane we łbie. Miał też nadzieję, że nie zrobi się nigdy tak pizdowaty, jak on. Na razie jednak musiał obserwować to, co się dzieje i właściwie z miejsca jęknął, bo kiedy tylko pomyślał o tym, jaki z niego debil, jeśli idzie o zaklęcia i jak chujowo u niego z wyobraźnią, to doszedł do wniosku, że to zaklęcie skończy się co najmniej tragicznie. - Jak ci wyrosną włosy na gębie, to nie krzycz, Strauss, jakoś to cofnę - mruknął jeszcze, kiedy sięgnął po różdżkę i zaczął gapić się na figurkę, zastanawiając się, co właściwie ma z nią zrobić. Kolor? Zbyt standardowe. Podrapał się po brodzie, szukając czegoś efektywniejszego i mniej spodziewanego, a potem westchnął ze zrezygnowaniem, dochodząc do wniosku, że fantazji to on nie ma, kurwa, za grosz. - Propriari - powiedział i aż się zdziwił, że nie pomylił się ani trochę, a jego litery same właściwie złożyły się w jedną, wręcz idealną całość. Co ciekawsze, efekty zaklęcia również były wspaniałe, jakby w pełni odmierzone i oto Max miał przed sobą prawdziwego grubasa. Małe stópki, nalana figura, zwisające policzki, ręce jak serdelki. Nie sądził, żeby figurka była z tego powodu zadowolona, ale on niemalże pękł z ubawienia. On, totalny głąb z transmutacji, dokonał niemożliwego.
Kości:3 i 6 Wymowa: 3 + 1 (10 pkt z transmutacji) = 4 Nie jest tak źle, udaje ci się wypowiedzieć zaklęcie, aczkolwiek mógłbyś to na pewno robić głośniej i wyraźniej, bo takie mamrotanie pod nosem daleko cię nie zaprowadzi. Niewerbalne zaklęcia rzuca się inaczej. (1 pkt umiejętności) Działanie: 6 Mamy bohatera! Widać powinieneś zajmować się transmutacją, bo osiągasz dokładnie to, co sobie założyłeś. (3 pkt umiejętności) Punkty umiejętności: 4
Victoria nieco się stresowała, czuła, że zajęcia z profesorem Crainem nieco ją przerastają, ale z drugiej strony - to była transmutacja i właściwie powinna się cieszyć, że może dowiedzieć się czegoś więcej, a nie tkwić w swojej ignoranckiej wręcz niewiedzy. Uśmiechnęła się lekko, kącikiem ust, kiedy usłyszała pytanie Maxa, a jej jasne oczy nieco błysnęły, zaraz jednak zawiązała buzię w ciup, bo oto nauczyciel wkroczył do sali. Lepiej było się nie odzywać, bo nie było nigdy wiadomo, co mu przyjdzie do głowy, a jak łatwo się domyślić, po nim można było spodziewać się dokładnie wszystkiego. Wszystkiego i niczego, będąc w gruncie rzeczy dokładnym. Odetchnęła nieco głębiej, gdy dowiedziała się, jakiego zaklęcia mieli używać, w końcu ćwiczenia z Lou chyba się na coś przydadzą, prawda? Gdy usłyszała pytanie Ślizgona, skinęła jedynie pospiesznie głową i zerknęła w stronę profesora, który chyba właśnie brał się za spacerowanie po klasie, co nieco ją zmroziło i pewnie przez to formułę priopriari niemalże wyszeptała pod nosem. Ładne to nie było, ale doskonale wiedziała, co chce osiągnąć. Figurka w jej zamiarze miała nabrać pięknej barwy koralowca, nieco opalizującego, by wyróżniać się na tle innych. Widziała, co robi Max i teraz była pewna, że ich figurki nie będą możliwe do pomylenia. Jej zdawała się jakby lśnić na głębi oceanu. - Poczekaj, pewnie coś trzeba jeszcze zrobić - mruknęła do Maxa, zerkając po innych osobach na sali. Skoro tak ich usadził... To co chciał tutaj zrobić? Prowadzić jakieś gry towarzyskie?
- Priopriari. - miała wrażenie, że magia trochę zawirowała wokół niej, kiedy wypowiedziała inkantację z wprawą króla zaklęć. Transmutacja płynąca w żyłach? Liczyła, że te słowa były bliżej prawdy, niż komukolwiek mogłoby się wydawać. Choć nadal nigdy nie miała osiągnąć tego w taki sposób, w jaki odczuwał to Elijah. Może to nawet lepiej. Bo, hej, to było najzwyczajniej wyczerpujące. Samokontrola przy jej instynktowności lubiła zawodzić. Samo zaklęcie zastosowała już niewerbalnie, sprawiając, że ludzik zmienił strój na wyposażenie typowo quidditchowe. Tylko z kolorem coś poszło nie tak, bo zamiast w czerwieniach, przedstawiał się teraz w odcieniach bliżej różu, czy amarantu. Brakowało mu jedynie miotły, ale i o to Davies postanowiła zadbać, nijak nie biorąc sobie do głowy tego, w jaki sposób skończyła się jej ostatnia samowolna u Craine'a. Tym razem jednak zaklęcie rzuciła wyłącznie dla siebie i było na tyle niegroźne, a przy tym uzupełniające wizję, że być może nawet nie wyleciałaby z sali. - Priopriari. - powtórzyła raz jeszcze, celując tym razem w leżące na stole pióro wieczne, które wcześniej przygotowała do notatek, zmieniając je w małą miotełkę, idealnie pasującą do stojącej obok figurki. Po wsunięciu uzyskanej zaklęciem bezbłędnie odwzorowanej Błyskawicy w nieruchomą dłoń, obraz był już kompletny.
Niezbyt długo siedziała sama na zajęciach. Widząc wchodzącą do klasy Nancy, uśmiechnęła się, nie mówiąc o radości, gdy ta dosiadła się do niej. Pamiętała wszystko, co działo się na urodzinach dziewczyny i czuła się odrobinę niezręcznie, ale skoro Puchonka sama się do niej dosiadła i zagadała, to raczej nie było czym się przejmować. No i dobrze. - Wolne, siadaj!- rzuciła radośnie, skinąwszy głową, aby później nieco się skrzywić. - Mam nadzieję, że Craine będzie mieć lepszy humor niż ostatnio... Jak przebiegła reszta urodzin? Miałaś cudowne ciastka! Może jednak spróbuję swoich sił w pieczeniu, choć wołałabym bez dodatków przytulaśnych - zaśmiała się, wspominając imprezę urodzinową. Było naprawdę ciekawie i do teraz śmiała się z efektów piwa, przez które Ferdi wkręcił się do drużyny. Nie mogła sobie wyobrazić lepszego wciągnięcia go do składu Gryfonów. Nawet butelka była dośc ciekawa, choć zazwyczaj unikała podobnych gier przez nadbierną bliskość z innymi, ale po Rajskiej Czekoladzie było jej wszystko jedno. Strach myśleć, co byłoby, gdyby piła ją z alkoholem. Spojrzała nieco zaskoczona, ale z uśmiechem na @Silas Clark, gdy ten podszedł do nich z uśmiechem. Pamiętała go na zajęciach z wróżbiarstwa. Trudno było nie zapamiętać gościa z dredami o ciemnej karnacji. Nie bardzo wiedziała, o co chodzi, nie spodziewając się, że ktokolwiek może chcieć do niej tak po prostu zagadać. - Loulou - przedstawiła się, odwracając do niego. - Tobie również powodzenia - dodała, po czym wróciła spojrzeniem do Nancy, niemo pytając, o co chodzi. W końcu w sali pojawił się Craine i atmosfera zgęstniała. Skupiła się na tym, co mówił, przypominając sobie zaklęcie, które Victoria jej pokazała. Powinno w takim razie jakoś się udać. -Priopriari - mruknęła, co oczywiście nie spodobało się profesorowi. Nie przejmowała się tym, skupiając na wprowadzeniu zmian w figurce. Ostatecznie pojawiło się na niej kilka kolorowych plam. Skrzywiła się i spojrzała na efekt pracy Nancy. - Cóż, przynajmniej nie jest już bura- skomentowała, wskazując swoją figurkę.
kuferek: 5 pkt kostki:2 i 2 przerzucam na 4 i 3 punkty: 2 pkt
Już wcześniej Nancy zorientowała się, że pytana o końcówkę imprezy miała spory problem z odpowiedzią. Świętowała swoje urodziny zdecydowanie zbyt dużą ilością alkoholu i następnego dnia bardzo wyraźnie to odczuła. I dalej odczuwała, bo wciąż nie było do końca pewna co też tam się tak naprawdę pod koniec działo. - W porządku! W zasadzie to wydaje mi się, że skończyliśmy niedługo po was... - Przyznała marszcząc lekko czoło w zamyśleniu, kiedy starała się przywołać obrazy ze wspomnianego wieczoru w Puchońskiej Komunie. Pamiętała, że Max zainicjował grę w butelkę, niestety pamiętała również z jak ogromnym entuzjazmem zareagowała na ten pomysł, ale co się działo dalej to już było zagadką. Wydawało jej się, że gra była dla niej łaskawa i szczęśliwym trafem na nią nie wskazała, ale czy aby na pewno z nikim się nie całowała? Nie była tego pewna. Jakoś mimowolnie i z pewnym zastanowieniem zerknęła na usta należące do Loulou, ale szybko się zreflektowała i przegoniła te absurdalne myśli. Niemożliwe! A może..? - Ciastka, jak i wszystkie inne wypieki i poczęstunki to dzieło Skaja! Mieszkanie z nim to coś wspaniałego, szczególnie jak jest się taką kuchenną łamagą jak ja! - Uśmiechnęła się wesoło, wychwalając swojego współlokatora. Mieszkanie w puchońskiej wspólnocie miało wiele plusów, a zawsze pełna lodówka zdecydowanie należała do tych największych. Zerknęła na chłopaka, który podszedł do ich stolika i uśmiechnęła się do niego ciepło. Nie miała okazji go poznać, choć tak charakterystyczną postać kojarzyła ze szkolnych korytarzy. - Nancy. - Dorzuciła wesoło również i swoje imię, a wyłapując pytające spojrzenie Lou wzruszyła lekko ramionami. Też nie ogarniała o co chodzi, ale każda okazja była dobra na zawarcie nowej znajomości! Niestety niedługo później w sali pojawił się Craine, skutecznie rujnując radosną atmosfere, sprzyjająca przyjacielskim pogaduchom. - No dobra, pokaż jak to się robi. - Powiedziała obserwując uważnie poczynania Gryfonki, z góry zakładając, że jej samej pójdzie dużo gorzej. Zaklęcia i transmutacja to nie była mocna strona Williams, ale wyglądało na to, że Moreau również nie poszło jakoś najlepiej. - Priopriari. - Wymamrotała celując różdżką w swoją figurkę. Stało się dokładnie to czego się spodziewała, czyli nie to co zamierzała. Figurka, podobnie jak ta należąca do jej koleżanki z ławki, pokryła się jedynie przypadkowymi, kolorowymi plamami. - Chyba nie o to chodziło... - Przyznała wzruszając lekko ramionami. Nie żeby się jakoś specjalnie przejęła... - Ale fakt, teraz wyglądają zdecydowanie lepiej!
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Kuferek: 30 pkt Kostki: 1,2 :> + 3 = 3, 5 --> więc 3 pkt umiejętności
Siedzę sobie i głupio gapię się przez okno z otwartą buzią kiedy nagle ktoś chamsko smyra mnie po włosach, niszcząc moje ułożone loki. Prędko próbuję wykręcić do łapę, chwilę się siłuję z moim przyjacielem niezbyt skutecznie. - Wypierdalaj - mówię uprzejmie do ziomka kiedy nabija się z mojej fryzury. Od kiedy odkryłem finezyjne magiczne pianki do układania loków i inne specyfiki do włosów, które kiedyś określałem jako pedalskie, babskie i takie tam, moja poranna rutyna znacznie się wydłużyła ale też była bardziej ekscytująca; moje lustro i loki stały się niemalże moją prawdziwą pasją. - Zdążyłem, ale widziałem trochę sraki na twojej leżance - oznajmiam znowu bardzo miło, aczkolwiek nie do końca prawdziwie i ruszam różdżką, a figurka porusza się w stronę Boyda. - Kto kogo powali ten robi za drugą osobę ćwiczenie? - proponuję cicho zakłada i już nasze figurki leją się między sobą dziko. A kiedy wygrywam unoszę do góry zwycięsko pięści; mój ludzik celebruje ze mną na przegranym gońcu Boyda i zanim zdążę się jeszcze pochwalić czy coś to już wchodzi Patton, więc szybko ustawiamy nasze figurki na miejsce. Słucham jak zwykle niezadowolonego z życia profesora i ze zwycięskim uśmiechem podsuwam swoje zadanie mojemu przyjacielowi. Tak serio z chęcią bym to zrobił sam, bo ostatnio dużo ćwiczyłem to zaklęcie. Ale skoro już wygrałem, muszę się tym ponapawać. - Chuju - mówię bardzo cicho do przyjaciela kiedy widzę jak mu idzie zadanie i co zrobił z moimi figurakami. Wyrywam mu je szybko i próbuję naprawić ile się da w tych kilku ostatnich minutach. Jednak moja wymowa w pośpiechu pozostawia dużo do życzenia, zwykle muszę się skupić by nie śpiewać na transmutacji jak to zwykle nazywa Craine. Dlatego strasznie bełkoczę, żeby mnie nie usłyszał i przez to kiepsko mi idzie. Bawię się chwilę figurką, której robię brązowe włosy i wydłużam nos, zabarwiając ją wcześniej na czerwono. Chcę żeby trzymała miotłę, ale ta mi się trochę nie udała i wygląda jakby trzymała transparent. Uznaję, że to świetny pomysł i wyczarowuję tam napis "debil". Pokazuję dumnie Boydowi jego koślawą podobiznę.
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
KUFEREK 4 pkt WYMOWA z 3 -> 1 ->6 DZIAŁANIE z 2 ->4 PUNKTY UMIEJĘTNOŚCI 3 + 2 = 5 pkt
Fayette w pełni skupiła się na nauczycielu. Co jak co ale transmutacja - musiał to być jej konik. Musiała po prostu być najlepsza bez dwóch zdań. Nic się nie liczyło. Nic poza Crainem, figurkami i możliwościami priopriari. Już w trakcie pokazu zaczęła ruszać wargami rozgrzewając je do ćwiczenia. Testując wody, można by rzec. W końcu wymowa była jedną z najbardziej wymagających rzeczy w tej dziedzinie i jak w znajomości języka pomyłki były możliwe, tak przy rzucaniu zaklęć błędne zaakcentowanie było niewybaczalne. Nic dziwnego, że zajęcia były pełne rygoru. Podobało się to wręcz Richerlieu, która w sekundę z luzackiej, dość buntowniczej studentki wcielała się w rolę typowego Krukona gotowego do działania. Wyciągnęła różdżkę, zmierzyła swoje figurki wzrokiem i przeszła do czynów. Wyobraziła sobie jak dodatkowe zdobienia i zmiana wyrzeźbionych ubiorów dodaje im uroku, gdy zmienią nieco pozy na bardziej taneczne. - Priop... - Język jej się zaplątał i wiedziała, że nie ma co kontynuować. To by była katastrofa. Spróbowała ponownie, ale ledwo ruszyła ustami czując tremę przed samą sobą. Wzięła kolejny głęboki wdech. Powiedziała łamaniec językowy w swoim ojczystym francuskim, który zawsze pomagał jej się rozluźnić i znowu spróbowała. - Priopriari~ - Wypowiedziała śpiewnie jak skowronek równie dobrze gestykulując, chociaż włożyła to zbyt dużo werwy. Figurki się przyozdobiły tak jak chciała, ale niektórym brakowało pikanterii i uroku jaki widziała w swojej głowie. Pozy z uniesionymi rękami również były nie do końca takie jakby chciała. Nie koślawe, ale widać, że są zastygnięte bardziej w połowie ruchu, niż w jego kuluminacji. Popatrzyła wyczekująco na profesora spod rzęs, czekając na surowy werdykt.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Rudzielec od razu uniósł głowę z ramion, gdy tylko dosłyszał, że ktoś zbliżył się do zajmowanej przezeń ławki i zajął wolne miejsce naprzeciw. Była to starsza Krukonka, którą kojarzył z innych zajęć; krótkim salutem odpowiedział na jej przywitanie, po czym zerknął w stronę wyjścia z klasy jakby w istocie próbował tam kogoś wypatrzeć, ale zaraz ze wzruszeniem barków przeniósł z powrotem swoje ciemnobrązowe ślepia na Fayette. — Cóż, jej strata w takim razie, nie ma w końcu niczego romantyczniejszego niż transmutacja z Crainem — odparł równie żartobliwie, błyskając przy tym zębami w uśmiechu. Ten zaraz jednak zszedł mu z gęby, gdy tylko do sali wparował Pan Maruda we własnej osobie i w typowy dla siebie – jakże uprzejmy – sposób rozpoczął zajęcia. Here we go again. Z cichym westchnięciem przeniósł wzrok na stojącą przed nim figurkę, kiedy Craine przeszedł do tłumaczenia na czym będzie polegało ich zadanie, oczywiście nie szczędząc im przy tym masy zgryźliwych komentarzy, bo przecież nie można było tego normalnie, po ludzku powiedzieć. Nie ma to jak zachęcić do nauczanego przez siebie przedmiotu, nie? Oczywiście do wymowy się niespecjalnie przyłożył, nie widząc w tym za bardzo sensu – i tak nawet się nie łudził, że z jego talentem do tej dziedziny magii cokolwiek sensownego mu wyjdzie. Coś tam jedynie pomamrotał pod nosem, choć z wyartykułowaniem samego zaklęcia nie miał większego problemu, celując przy tym różdżką w Merlinowi ducha winną figurkę. Jakie więc było jego zaskoczenie, gdy stało się z nią dokładnie to co sobie wyobraził – włosy jej się wydłużyły, na nosie pojawiły się okulary, a twarz nabrała przerysowanie naburmuszonego wyrazu, szata zaś do złudzenia zaczęła przypominać tą Craine’a. W dodatku jej głowa stała się nieproporcjonalnie wielka w stosunku do reszty ciała, nadając jej wrażenia karykatury. Raczej nietrudno było się domyślić czyjej. Widać nawet tak transmutacyjnemu tłukowi jak jemu coś czasem wyjdzie.
Kuferek: 4 Wymowa:3 Działanie: 6 (link wyżej) Punkty umiejętności: 4
W ogóle się nie przejął impertynencjami ze strony przyjaciela i przystał na jego propozycję walki figurek z na tyle dużym entuzjazmem na ile pozwalało mu ogromne znużenie i zmęczenie; napierdalanka brzmiała jednak jak coś, co mogło go chociaż trochę ożywić, i rzeczywiście, sterowanie postaciami i zmuszanie ich do wzajemnego okładania się było przednią zabawą i nawet to, że poniósł klęskę nie odebrało mu frajdy. Żałował oczywiście, że nie wygrał i nie mógł oddać swojej pracy lekcyjnej w ręce Fillina, który ostatnio cisnął transmutację jeszcze intensywniej niż wcześniej i zamieniał się w jamiegoś szalonego fanatyka, co oczywiście przekładało się na efektywność jego zaklęć. Boyd transmutacją ani się nigdy nie interesował ani nie miał do niej talentu, dlatego po przegranym zakładzie, gdy już dowiedzieli się od Craine'a co mają zrobić, wzruszył ramionami i machnął różdżką na fillinową figurkę, co poskutkowało tym że przybrała mało ciekawy, sraczkowaty kolor. - Nie wiem czego się spodziewałeś - oznajmił, chichocząc pod nosem, niewzruszony obelgą jaką został potraktowany, a potem zajął się swoją przemianą. Inkantację wymamrotał całkiem zgrabnie jak na swoją fatalną dykcję, ale też dość cicho i niemrawo, bo nie chciał się za głośno wyrywać żeby nie zwabić ku sobie nauczyciela, który krążył między ławkami jak sęp, gotów w każdej chwili się do kogoś przypierdolić. Sam czar natomiast poszedł mu tak spektakularnie, że z różdżki zamiast finezyjnej magii wydobył się snop iskier, po czym ich oczom ukazała się figurka uboższa o rękę, niczym ta Wenus z Milo, piękna mimo defektu. - No kurwa, dokładnie ten efekt chciałem osiągnąć - oświadczył majstrującemu przy swojej figurce Fillinowi, patrząc na swoje dzieło jak prawdziwy artysta, wizjonier, choć jednocześnie usiłował usiąść tak, żeby jakoś zasłonić ten żałosny bezręki okaz przed profesorem - Zobacz, to ty, odpadła mu ręka bo za dużo w... - obok ich stolika przemknął Craine, więc zakończył wypowiedź inaczej niż planował -...wymachiwał różdżką - powiedział, a upewniwsz się że pan Patton stoi tyłem, przywalił Fillinowi w łeb tak dla zasady za tę podobiznę debila, ale jednocześnie rechotał z aprobatą, bo musiał przyznać, że wyszło mu to całkiem nieźle.
- Kiepska ta pani wyobraźnia, panno Sorrento - powiedział, kiedy już obrócił w palcach jej figurkę i niemalże mlasnął z niesmakiem. Naprawdę. Wyglądało to jak jakieś rzygowiny, zero inwencji twórczej, zero przyłożenia się do zadania, niesamowite. - To samo pan Swansea, chyba poskąpiono panu zdolności rodzinnych - dodał jeszcze, kiedy podszedł do chłopaka i popatrzył na jego dzieło, po czym aż uniósł w górę brew i spojrzał na niego, jakby dostrzegł jakąś zgniłą i śmierdzącą rybę. To był jakiś nowoczesny artyzm, czy co właściwie? Zerknął w stronę pewnej Ślizgonki, która wyraziła swój pogląd na temat własnej figurki. - W pełni się z panią zgadzam, panno Russeau - stwierdził zniesmaczony. Jeśli myśleli, że jest głuchy jak pień, to zdecydowanie się pomylili. Kto wie, co jeszcze zrobi z tym, co właśnie usłyszał. Z nim zdecydowanie należało uważać, prawda? Podszedł powoli do ławki, przy której siedział Fillin i Boyd, po czym uniósł ich figurki, przyjrzał się im uważnie, po czym uśmiechnął się do chłopaków, co zdecydowanie nie wróżyło niczego dobrego. Pogrywanie sobie z profesorem było niesamowicie mądre, trzeba przyznać. - Pan Callahan zasługuje dzisiaj na najwyższe noty, nikt z was nie wpadł na to, żeby urwać figurce rękę. Nikt również nie wpadł na to, by nazwać się tak dosadnie, jak pan Ó Cealláchain. Muszę pozwolić, by moja wyobraźnia, znalazła dla panów właściwe nagrody - powiedział, po czym oddał im figurki i ruszył znowu do swojego biurka. Dobre i przeciętne prace zignorował, przynajmniej pozornie, ale nie zamierzał o nich mówić, bo po co właściwie? Jeszcze pomyślą sobie, że są w czymś dobrzy, na Merlina. Banda patałachów. - Skupcie się przez chwilę. Geminio - rzucił luźno, by powielić pierwszą z figurek i ponownie, bez większego problemu, zrobił to z każdą kolejną figurką na swoim biurku, jednocześnie wzdychając ciężko, bo naprawdę, uczył ich tak prostych rzeczy, a oni nie potrafili tego wykonać. Kto ich tutaj w ogóle wpuścił? Następnym razem zaserwuje im jakiś próg żałości, czy coś podobnego, by przyszli tylko ci, którzy nie robili ze swoich figurek rzygów. - Powielanie. Im więcej, tym lepiej, chcę zobaczyć te wasze kolorowe armie - powiedział, posyłając im sarkastyczny uśmieszek.
Zasady: Za 10 punktów z transmutacji w kuferku dodajecie sobie + 1 do obu kostek; Postaci stworzone po 15 kwietnia 2020 mają + 1 do obu kostek; Postaci, które mają mniej niż 10 punktów mogą wykonać jeden przerzut obu kostek - ale uwaga, obowiązują wtedy kostki wyrzucone jako drugie; Do kostek będą dodane punkty, które na koniec lekcji określą waszą punktację - liczy się to do oceny i do punktacji dla domów; Rzucacie 2 kostki k6, poniżej opis, co dokładnie robią:
Wymowa:
1. Nie da się chyba wymówić tego gorzej, brzmisz, jakbyś stękał. (0 pkt umiejętności) 2 - 3. Czy ty aby na pewno wiesz, jakie wypowiadasz zaklęcie? To brzmiało bardziej jak Glacius, a nie jak Geminio. Rzuć jeszcze raz kostką, gdzie: Nieparzyste: Tym razem pomyliłeś się haniebnie i profesor odejmuje ci z przyjemnością 5 punktów, ostatecznie jednak udaje ci się wystękać Geminio i coś się, chyba, dzieje; (0 pkt umiejętności) Parzyste: Masz szczęście, odchrząknąłeś, nabrałeś tchu i poszło całkiem nieźle, ale nie licz na oklaski. (1 pkt umiejętności) 4 - 5. Albo tak stresuje cię obecność profesora, albo boisz się, że i ty stracisz punkty, że wypowiadasz wszystko niemalże mechanicznie. Bezbłędnie, trzeba przyznać, ale tak się zaklęć nie rzuca. (2 pkt umiejętności) 6. Jesteś bezbłędny, taka prawda. Hop, bez najmniejszego problemu wypowiadasz płynnie zaklęcie. (3 pkt umiejętności)
Działanie:
1. Miałeś powielać, a nie rozdzielać. Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co robisz? Figurki nie mnożą się przez podział. (0 pkt umiejętności) 2. Z wielkim wysiłkiem udaje ci się stworzyć kolejną figurkę, ale masz wrażenie, że szedłeś przez siedem gór, rzek, lasów i Merlin wie czego jeszcze, masz dość. (1 pkt umiejętności) 3. Mogło być lepiej, ale na pewno nie jest źle, okazuje się, że zaklęcie nie jest aż takie trudne, a tobie udaje się stworzyć dobre dwie repliki figurki. Od czegoś trzeba zacząć. (2 pkt umiejętności) 4. Geniuszem z transmutacji to ty na pewno nie zostaniesz. A może jednak? Im dłużej próbujesz i im mocniej się koncentrujesz, tym idzie ci lepiej, co jest zadziwiające. Nie wciągasz się w to, ale na pewno nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. (4 pkt umiejętności) 5. Chętnie zaśmiałbyś się profesorowi w twarz, takie to proste. I chyba nawet to robisz? Rzuć jeszcze raz kostką, gdzie: Nieparzyste: naprawdę śmiejesz się z zadowolenia i to twój błąd, bo zostaje to odczytane jako wyśmiewanie się i tracisz 5 punktów; Parzyste: cieszysz się w duchu, w końcu praca idzie ci naprawdę świetnie! Niezależnie od wyniku drugiego rzutu, udaje ci się powielić figurkę kilka razy. (6 pkt umiejętności) 6. Powielanie to twoja pasja? Czy tak się w to wciągnąłeś, że nie możesz przestać? Chyba masz już małą armię. (7 pkt umiejętności)
Czas na odpis: do 29.05 do 18:00. Pytania: proszę kierować na PW albo gg do @Christopher O'Connor