Sala ta jest bardzo nasłoneczniona, a z jej okien widać obszerny dziedziniec. Pełno tu klatek, w których czasami pojawiają się kociaki do ćwiczeń, jedna szafa jest pełna kufrów, a omnikulary ułożone na regale mają tendencję do uciekania, bowiem te egzemplarze mają albo królicze łapy, uszy lub ogony.
Wjechałem do klasy zaledwie kilka sekund przed czasem co doprowadziło do tego, że wszystkie ciekawsze miejsca były zajęte, więc zasiadłem sam z tyłu sali rozglądając się po sali. Chciałam tutaj być dokładnie tak samo jak pragnąłem wymywać dupska wszystkim hipogryfom z Zakazanego Lasu. Jasne, Bergmann nie był wprawdzie chujem jak Craine, ale brakowało mu czegoś co miał Dear, a fakt, że wcześniej uczył mnie w Trausnitz wcale nie ułatwiał sprawy. Mimo że nie byłem fanem tego przedmiotu to lekcje z Dearem jakoś mnie przyciągały, a tutaj pojawiałem się tylko po to by pod koniec roku dostać upragnioną parafkę na świadectwie ukończenia studiów i móc rozpocząć upragnioną karierę. Pewnie normalnie miałbym wszystko w głębokim poważaniu, ale z racji tego, że siedziałem sam to nie miałem specjalnie wyboru i postanowiłem przynajmniej spróbować skupić się na lekcji, a czekając na to aż nauczyciel w końcu zacznie mówić przejrzałem nawet moje transmutacyjne bazgroły z zeszłego roku - wiele z nich nie wyciągnąłem, ale zawsze coś. Musiałem chociaż trochę poudawać, że mi zależy dlatego wpatrywałem się w profesora i zmusiłem się do maksymalnego skupienia - może nie nie przepadałem za przedmiotem, ale starałem się zrobić dobrą minę do złej gry.
SZCZĘŚCIE: 2 PREFERENCJE: 0,5 - bo Bergmann jednak nie jest Crainem XD KONCENTRACJA: 4 TALENT: 1 CAŁOŚĆ: 7,5
Zainteresowanie: 14 Humor: 10 Punkty w kuferku: 22
Była podekscytowana. Niesamowicie mocno podekscytowana, bo transmutacja z nowym profesorem mogła się okazać o wiele ciekawsza niż spotkania z Crainem, który po prostu ją stresował i powodował, że nie była nawet w stanie porządnie, głęboko oddychać. Teraz jednak miała nadzieję, że będzie inaczej, że pójdzie o wiele lepiej, nic zatem dziwnego, że do klasy to niemalże doleciała, by zjawić się tam jako jedna z pierwszych i zajęła wolne miejsce, kładąc na blacie ławki różdżkę. Zastanawiała się oczywiście, co będą robić, rozglądała się po sali, szukając jakichś wskazówek, ale poza wzorami wyrysowanymi na tablicy, nie była w stanie dostrzec tutaj niczego, co w jakimś sensie by ją zaciekawiło albo naprowadziło. Odrzuciła włosy na plecy, jednocześnie rozglądając się, ale zebranych było jeszcze tak mało, że nawet nie bardzo miała kogo zapytać o pomysły na to, co ich dzisiaj czeka. Poprawiła swoją odznakę prefekta i aż ze zniecierpliwienia zaczęła bębnić palcami o blat biurka.
//Można spokojnie się dosiąść
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zainteresowanie: 12 Humor: 5 - taki normalny raczej Punkty w kuferku: 12
Z ulgą przyjął informację o kolejnej lekcji transmutacji. Tym razem na dodatek miała nie być prowadzona przez Patola, więc była szansa, że ludzie nie będą uciekać z sali z płaczem. Sam Solberg miał dzisiaj dość przeciętny humor. Raczej nic go nie zdenerwowało, ale też nic nie wprawiło w dużo lepszy nastrój. W klasie był już mały tłumek. Uśmiechnął się do Victorii na powitanie i skierował się do najbliższego wolnego miejsca. -Można? - Rzucił w stronę @Leonardo Taylor Björkson.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Jeden nielicznych przedmiotów na który lubiła chodzić, a na którym nie była od dłuższego czasu - transmutacja. Dziś jednak nadszedł ten szczęśliwy dzień w którym to mogła zaszczycić swą obecnością prowadzącego. Szybko złapała za swoją nową różdżkę i ruszyła w stronę sali. Dojście na miejsce nie zajęło jej sporo czasu. Zajęła jedną z ostatnich ławek i odkładając na nią swoją różdżkę oparła się wygodnie na krześle. Z ciekawością rozejrzała się po pomieszczeniu lustrując wszystkich spojrzeniem. Większości osób z siedzących w sali nie znała jednak nie przeszkadzało jej to. Nie przyszła tutaj aby szukać nowych znajomości.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Zainteresowanie: 10pkt Humor: 5 Punkty w kuferku: 9pkt
Zajęcia z transmutacji. Przyszła na nie głównie dlatego, że jeszcze nie dane jej było uczestniczyć w lekcji prowadzonej przez Whitelighta. W ogóle chyba najwyższa pora na to, by zainteresować się nową dziedziną magii, która stawiała przed nią coraz to nowsze wyzwania. Weszła do klasy jak zwykle uzbrojona w podręcznik oraz przybory do pisania, bo w końcu nigdy nie wiadomo kiedy mogą się one przydać i czy lekcja nie będzie miała wymiaru również teoretycznego, a nie jedynie praktykę, którą będą musieli zastosować na Merlinowi ducha winnym przedmiotom, które pewnie w dużej mierze po prostu źle skończą rozczłonkowane lub wysadzone przez mniej zdolnych lub po prostu pechowych uczniów. Po dotarciu do sali niemal od razu dostrzegła swoją koleżankę z dormitorium, która chyba musiała wyjść wcześniej od niej. Niewiele się zastanawiając, postanowiła po prostu dosiąść się do Victorii, bo przecież wspólne transmutowanie szło im dosyć dobrze. Oby i na lekcji sprzyjało im to szczęście.
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Zainteresowanie:7 Humor: 9 Punkty w kuferku: 2 ale niedługo rozliczę samonaukę i będzie 4!
Gdyby to Craine prowadził transmutację to miałaby spore opory przed przybyciem na lekcję. Chodziło jednak o innego nauczyciela, którego w sumie nie znała, a więc przyszła na zajęcia jakieś piętnaście minut przed czasem. Skierowała się do ławek gdzieś w połowie rzędu, powitała znajome twarze (których nie było wcale tak wiele) i zajęła jedno wolne miejsce. Wyciągnęła podręcznik [i}Transmutacji skomplikowanej poziomu II[/i] i postanowiła poczytać sobie o tej dziedzinie, aby w razie czego nie zgłupieć, jeśli dostaliby trudne zadanie do wykonania. Opanowała zaklęcie "Disclore" na całkiem fajnym poziomie to dlatego dzisiejszego dnia była pozytywnie nastawiona do lekcji. U Craine'a niemal się popłakała, gdy odjęto jej punkty za to, że próbowała się nauczyć inkantacji, a jej nie wyszło. Przesuwała palcem po kartce dokładnie tam, gdzie akurat czytała.
|miejsce obok wolne~|
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
ZAINTERESOWANI: 8 HUMOR: był 8, spadł na 6 PUNKTY W KUFERKU: 5
Weszła do sali uśmiechnięta rozglądając się za kimś, do kogo mogłaby się dosiąść. Ostatnia transmutacja z Patolem nie poszła jej szczególnie dobrze, ale nie było też jakoś tragicznie, to też nawet była zainteresowana tą lekcją - nawet jeśli transmutacja nie stanowiła jej ulubionego przedmiotu. Mało który praktyczny przedmiot miał w ogóle szanse, by znaleźć się w tym kręgu. Obejrzała się po twarzach uczniów szukając swojej dzisiejszej ofiary, którą to zaszczyci swą obecnością. Oczywiście zauważyła Leo (jednak z nim siedziała prawie na każdej lekcji i choć uwielbiała go, tak nie była pewna czy kolejne zajęcia w tym towarzystwie to dobry pomysł) jednak tylko puściła mu oczko w powietrzu. Nie mogła też nie zwrócić uwagi na męża, któremu posłała buziaka, a potem pozostało jej ruszyć ku biednej osóbce skazanej dzisiaj na jej towarzystwo - @Isabelle L. Cortez. - Cześć - Dosiadła się do dziewczyny obdarzając ją swoją pozytywną energią, która zdawała się nie kończyć (i którą zasłaniała wszystkie inne swoje emocje) - Jak myślisz, co będziemy robić? - Zagaiła rozmowę w jednej z najbardziej standardowych sposobów.
Ostatnio zmieniony przez Vittoria Sorrento dnia Pią 5 Cze 2020 - 11:18, w całości zmieniany 2 razy
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Zainteresowanie: 8 Humor: 7 Punkty w kuferku: całe 4
Po raz kolejny postanowiła zawitać na zajęciach z transmutacji z nadzieją, że może jeśli nie będą one prowadzone przez Pattona to wzrosną szanse na to, że tym razem niczego nie wysadzi ani nie zniszczy, bo poprzednim razem pomimo naprawdę dobrego początku później szło jej po prostu fatalnie. Oby tylko tym razem wykazała się nieco bardziej. Zabrawszy ze swojego mieszkania odpowiedni podręcznik, poświęcony transmutacji oraz notatnik i przybory do pisania, udała się do Hogwartu, by finalnie znaleźć się w odpowiedniej sali i zająć jedno z wolnych miejsc. Teraz pozostało jej jedynie czekać na przybycie nauczyciela i rozpoczęcie lekcji.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Zainteresowanie: 11 (Drugie miejsce w pktach w kuferku) Humor: 5 (Bo Alek to przeważnie zrzęda) Punkty w kuferku: 21 pktów
Na zajęcia transmutacji zawsze chodził z wielką przyjemnością. Był to jego ulubiony przedmiot nauczany w szkole. Bowiem to co go interesowało najbardziej, w Hogwarcie było zabronione i nielegalne. A transmutacja szła mu nawet lepiej od zaklęć użytkowych. Jako fan łamania wszelkich ograniczeń uwielbiał ten przedmiot i możliwości jakie dawała zmiana rzeczy w zupełnie inne. Ubrany w szare spodnie od garnituru i białą koszulę z szaro-zielonym krawatem, oraz narzuconą przez ramię torbą wszedł do klasy. Rozejrzał się szybko i dostrzegając Isabellę przyjrzał się osobie która się do niej dosiadła. Była to Gryffonka @Vittoria Sorrento, którą to kojarzył z zajęć ONMS. A raczej tylko z tego, że stała przy ich grupie i jedynie się patrzyła gadając. - Spadaj stąd blondi. TO miejsce było już zajęte - powiedział do Vittori spoglądając na dziewczynę w tak bardzo nieprzyjemny sposób jak tylko był w stanie. A osoba jego pokroju nigdy nie miała z tym problemu. Na znak, że nie ma zamiaru dyskutować położył swoją torbę na biurku po stronie Gryffonki uważając by nie złamać nowej różdżki kuzynce. Bo by zapewne go zabiła lub zrobiła coś jeszcze gorszego.
Zainteresowanie: 15 Humor: 9,5-10 Punkty w kuferku: 101
Ostatnio na nic nie miała czasu. Przygotowanie do egzaminów końcowych, pisanie obrony, szukanie mieszkania, a przede wszystkim dodatkowe korepetycje i nauka u Shawna zabierały jej całe dnie. Słyszała jednak, że w szkole pojawił się nowy nauczyciel transmutacji, nie mogła więc przegapić okazji na poznanie go — zwłaszcza że brała pod uwagę karierę nauczycielską, chociaż w przypadku Nessy wciąż była daleka droga do podjęcia ostatecznej decyzji. Mogła być aurorem, prowadzić sklep rodziców, uczyć, tworzyć biżuterię, co dawało zbyt wiele możliwości na długość dnia. Oczywiście ślizgonka była wielofunkcyjna, jednak każdy posiadał limity. Ruchem dłoni poprawiła torbę na ramieniu, skręcając w odpowiedni korytarz i zaraz przekraczając próg klasy. Karmelowe tęczówki omiotły siedzących w ławkach uczniów, szukając odpowiedniego miejsca. Ubrana w szkolny mundurek — białą koszulkę na perłowe guziki, krawat, zakolanówki i trzewiki na delikatnym obcasie, przypiętą miała na szyi odznakę prefekta naczelnego. Burza rudych, układających się w loki włosów, rozsypane byłą po ramionach i plecach, ciągnąć się do pasa i kołysząc przy każdym jej ruchu. Ruszyła leniwie do przodu, zatrzymując się jedynie koło @Aleksander Cortez, którego pieszczotliwie pacnęła w głowę i poczochrała we włosy, słysząc komentarz koleżanki. Mogła sobie na takie gesty pozwolić, chyba jako jedna z nielicznych osób w tej szkole. Posłała mu zaczepny uśmiech. - Oj już daj spokój gburku, nic Ci nie zrobiła. - ścisnęła jego ramię, nachylając się zaraz w stronę @Isabelle L. Cortez, dając jej całusa w policzek. Dawno nie widziała brunetki, strasznie się stęskniła. - Cześć skarbie. Jakaś kawa w weekend? Zaproponowała cicho, przyglądając się nieco dłużej ślicznej twarzy dziewczyny. Posłała jeszcze kiwnięcie głową i subtelne machnięcie dłonią, aby się Alkiem nie przejmowała w stronę wspomnianej przez niego blondynki @Vittoria Sorrento. Ławki były dwuosobowe, więc zostawiła kuzynostwo w swoim towarzystwie, dostrzegając wolne miejsce obok @Maximilian Brewer. Uśmiechnęła się pod nosem, zsuwając torbę z ramienia i odkładając ją na stół, usiadła obok gryfona, zakładając nogę na nogę i prostując palcami materiał spódniczki, obdarzyła go pociągłym, zaciekawionym spojrzeniem. - Pan Brewer, dziś bez mokrej koszuli? Szkoda. - zaczepiła go z nutą rozbawienia w głosie, zgarniając kosmyk włosów za ucho, zaczepiając palcami o perłowy kolczyk. Wyjęła z torby pióro, pergamin oraz podręcznik, a także ułożyła przed sobą różdżkę. Ciężko było nie zauważyć odrobiny podekscytowania na zwykle obojętnej, kamiennej twarzy ślizgonki — czego tym razem miała oczekiwać od kogoś, kto podjął się nauczania transmutacji w tej szkole? Doświadczenia miała różne. Ciężko było przebić też Profesora Bergmanna, którego doskonale wspominała. Stuknęła czerwonymi paznokciami o drewniany blat ławki, przesuwając spojrzenie na puste biurko nauczyciela.- Ktoś z charakterkiem starego Craine'a, czy przeciwnie? Co podpowiada Ci intuicja? Zapytała jeszcze nieco ciszej chłopaka siedzącego obok, pozwalając sobie na głośniejsze westchnięcie. Miała absolutnie gdzieś, czy na kogoś czekał lub, czy to miejsce było zajęte, wygląda na to, że był skazany na jej towarzystwo na całe zajęcia. Z niewinnością na drobnej, bladej buzi, posłała mu zaciekawione spojrzenie. Obiło się jej o uszy, że chłopak miał talent do wróżbiarstwa.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Zainteresowanie: 10 Humor: 7 Punkty w kuferku: 8 pkt
Dotarła w końcu do klasy transmutacji. Starała się nie myśleć o niczym, poza zbliżającą się lekcją z tej prostej przyczyny, że miał prowadzić je ktoś inny niż Craine! Samo to sprawiało, że czuła się, jakby wygrała w loterii Proroka Codziennego. Inna sprawa, że nie była orłem z transmutacji, co niestety mogło zaważyć na powodzeniu w trakcie zajęć. Na ostatnich nie umiała przyozdobić zwykłej figurki, ale przynajmniej powielanie jej się udało. Tyle dobrego... Weszła do klasy, rozglądając się na boki w poszukiwaniu wolnego miejsca. Odruchowo próbowała wyłapać Gryfonów, a może przez fakt, że do przedstawienia musiała spędzać więcej czasu z Maxem, w każdym razie jego pierwszego dostrzegła. Jego oraz Ślizgonkę, z którą często chodził Fillin oraz Boyd. Jak jej było... Nessa? Może. Pokręciła lekko głową, odchodząc w bok i zajmując wolną ławkę. Dopiero stąd dostrzegła Victorię, ale skoro już usiadła, nie zamierzała nagle wstawać i zmieniać miejsca. Trudno. Może ktoś się dosiądzie inny, a w razie problemu, będzie sama obserwować swoją potencjalną porażkę na zajęciach. Położyła różdżkę na blacie, tuż obok notesu i czekała na przyjście nowego profesora transmutacji. Co to będzie, kto to będzie, jak to będzie? Oby ktoś przystojny. Nawet nie musiał być sympatyczny, ale niech przynajmniej będzie na co patrzeć. Taka miła odmiana od zajęć z Crainem...
/towarzystwo mile widziane
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Nie spodziewał się, że do niego podejdzie. Ani trochę. Właściwie w ogóle nie wpadłby na to, że będzie faktycznie chciała z nim rozmawiać, ale może się pomylił, może jednak faktycznie wtedy w łazience nie tylko on dostrzegł, jak bardzo jest to interesującą sprawą. Uśmiechnął się kącikiem ust, kiedy się do niego dosiadła, nie pytając ani o zgodę, ani nie wahając się choćby przez chwilę, co bardzo mu się podobało. Usiadł nieco wygodniej, po czym ostrożnie przesunął palcami po swojej koszuli, jakby chciał się przekonać, czy aby na pewno jest sucha, jakby miał w tym temacie jakiekolwiek wątpliwości. Znowu była nonszalancko rozpięta pod szyją i na próżno było szukać u niego krawatu, czy poprawnie założonego mundurka. Nic z tych rzeczy. - Gdybym wiedział, że się do mnie pani dosiądzie, panno Lanceley, byłbym już cały mokry, specjalnie dla pani - powiedział na to i wyprostował się, by wesprzeć jedną rękę o oparciu krzesła. Jego ciemne oczy błysnęły, gdy bezczelnie się jej przyglądał, zatrzymując w końcu wejrzenie na jej oczach. Uśmiechnął się do niej zaczepnie, a później sięgnął po różdżkę, którą zaczął przekręcać w palcach i zastanawiał się przez chwilę, unosząc nieco głowę, przy okazji odsłaniając tym samym szyję i rozchylając wargi, gdy zastanawiał się nad jej pytaniem. - Przeciwnie. Zakładam, że zrobi na pani naprawdę spore wrażenie, panno Lanceley - powiedział w końcu, patrząc ponownie wprost w jej oczy. Wiedział? Ani trochę. Zaglądał w przyszłość? Po chuju, na pewno. Po prostu zgadywał, ale skoro pytała go o to, co podpowiada mu intuicja, to właśnie było dokładnie to. Zakładał, że kolejny Craine po prostu nie dostałby się do tej szkoły, mieli chyba już dość takich zmarniałych gumochłonów, które musiały sobie powiększać penisa sarkaniem na każdego w ich okolicy.
Hanael Whitelight
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 162 cm
C. szczególne : Jasne, niemal białe włosy, przeszywające spojrzenie
Transmutacja była dziedziną magii, którą porządna czarownica powinna mieć opanowaną przynajmniej w średniozaawansowanym stopniu. Hana jednak poświęcała swoją uwagę temu przedmiotowi raczej rzadziej niż częściej, głównie ze względu na prowadzącego, którego nie mogła zdzierżyć. Dzisiaj na szczęście miała dodatkowy powód, by mimo wszystko pojawić się w klasie. Jej kuzyn właśnie objął stanowisko nowego nauczyciela transmutacji i cała szkoła mogła zgodnie odetchnąć z ulgą, że choć częściowo młody Whitelight uwolni ich od uwielbianego przez wszystkich Pattona. Z tego względu dopisywał jej naprawdę dobry humor. Camael należał do tej nielicznej grupy osób, na których widok potrafiła się szczerze uśmiechnąć. Jeden z nielicznych, którzy jakoś wymknęli się spod stereotypu typowego Whitelighta z kijem w dolnej części pleców i groźnym spojrzeniem, z jakim kojarzył jej się ojciec. Kuzyn był jednym z jej ulubionych członków rodziny, choć poza większymi uroczystościami nie mieli okazji spędzić ze sobą więcej czasu. Wyglądało jednak na to, że teraz sytuacja mogła nieco się zmienić, ze względu na jego nowe stanowisko. Weszła do klasy jeszcze przed czasem, bo choć zazwyczaj nie przejmowała się spóźnieniami, to tym razem zadbała o to, by wcześniej opuścić wieżę Ravenclawu. Ostrożnie uchyliła drzwi klasy i wślizgnęła się do środka, starając się nie zwracać na siebie uwagi bardziej niż to konieczne. Poprawiła torbę na ramieniu, rozglądając się za jakąś wolną ławką. Dostrzegła jedną w tylniej części klasy i to do niej skierowała swoje kroki, by usiąść pod ścianą z nadzieją, że nikt nie zechce zająć miejsca obok. Wyjęła z torby podręcznik oraz pióro wraz z kawałkiem pergaminu, a chwilę później podparła głowę na ręce, patrząc nieprzytomnym spojrzeniem gdzieś przed siebie. Głębokie cienie pod oczami zdradzały, że miała za sobą kolejną nieprzespaną noc, spędzoną w blasku świecy, z książką na kolanach.
/Hana mówi, że nie chce, ale ja zapraszam do dosiadania się
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Zainteresowanie: 6 Humor: 5 Punkty w kuferku: 5pkt
Lekcja transmutacji z kimś innym niż z Patołem. No cóż, nie przepadał za nim, ale szkoda by było, gdyby się nie pojawił już parę razy z rzędu. No cóż, Felinus. Dzisiaj taka nie jest twoja rola - nie będziesz idealną marionetką w teatrze organizowanym przez zrzędliwego profesora, ale jak już tylko odbębnisz swoją robotę, to będziesz wolny. Rozprostujesz skrzydła niczym ptak, odpoczniesz, zrelaksujesz się chociaż przez chwilę; zmyjesz z siebie brud dnia codziennego, biorąc prosty prysznic. Całe szczęście, że rany po ataku Zjadacza Trupów już całkowicie zniknęły - w przeciwnym przypadku, gdyby ktoś je zauważył, być może miałby kłopoty. Dlatego, od tego miesiąca, chodził normalnie w czarnej koszulce, która go dość mocno wyszczuplała, dodając bladości cerze, która już i tak zdawała się trochę wołać o pomoc. O dziwo był wyspany. Owszem, mogło być całkiem gorzej, ale zrezygnował z pracy na szpitalu, w związku z czym posiadał go ciut więcej dla siebie. Nie wiedział, co z nim jednak zrobić; nie posiadając żadnych pasji, został poniekąd wystawiony na bezradność i marnotrawstwo wolnych chwil. Zadecydował, że dzisiaj będzie działał sam. Kiwnął jedynie głową w stronę znajomych - @Maximilian Felix Solberg, @Loulou Moreau i @Vittoria Sorrento. Usiadł sam w ławce, ale raczej nie oczekiwał, żeby ktoś go chciał zaczepiać. Wolałby uniknąć dzisiaj towarzystwa, choć by nim jakoś szczególnie nie pogardził; tak po prostu.
Zainteresowanie: 10 /15 Humor: 8/10 Punkty w kuferku: 6pkt
Chodził na transmutację nawet kiedy prowadził ją Craine, więc dlaczego miałby nie pojawić się na lekcji, prowadzonej przez nowego nauczyciela? Może i ten przedmiot nie był jednym z najwyżej usytuowanych na jego liście ulubionych, jednak nie był w tej dziedzinie najgorszy. Przeważnie nawet zaklęcia transmutacyjne wychodziły mu zadziwiająco dobrze jak na jego zainteresowanie tą działką. Tego dnia oprócz tego, że chciał podszkolić swoje umiejętności właśnie w transmutacji, był także ciekawy niejakiego profesora Whitelight'a, który był na językach wszystkich, od kiedy na tablicy ogłoszeń pojawiła się informacja o zajęciach prowadzonych przez niego. Wszedł do przestronnej sali, do której tego dnia przez wielkie okiennice wpadało o wiele więcej słońca niż zwykle. Rozejrzawszy się, zauważył @Maximilian Felix Solberg, z którym jako pierwszym przywitał się, zbijając z nim piątkę i nie chcąc przeszkadzać mu w rozmowie z Gryfonem, z którym chłopak siedział, Sinclair ruszył dalej w poszukiwaniu wolnego miejsca. Po drodze widząc @Aleksander Cortez wyciągnął rękę w jego kierunku, jednak przystanął obok niego nieco zdezorientowany, bo zauważył zamieszanie, a w środku niego nie kto inny jak @Vittoria Sorrento. Cudownie. - Zajmij lepiej jakąś ławkę dla siebie i Soph - rzucił spokojnie w kierunku Tori, mając świadomość, że lepiej zrobiłby gdyby się nie odzywał, jednak nie mógł kolejny raz przejść obok niej bez słowa. Zwłaszcza w takiej sytuacji, kiedy ewidentnie Alek iścił sobie prawa do zajęcia miejsca obok swojej kuzynki. Lepiej by było gdyby odpuściła. Chociaż jak ją znał, to raczej nie był prawdopodobny scenariusz. Nie chciał być w samym centrum ewentualnego sporu między Cortezem a Tori, udał się do kolejnej ławki, widząc wolne krzesło. Obok siedziała brunetka (@Bonnie Webber), którą kojarzył jedynie z widzenia, ze szkolnego korytarza. Aaa i wiedział też, że była wychowanką Domu Borsuka. Tyle. - Cześć. Można się dosiąść? - zapytał, skinąwszy na puste miejsce. - Chyba się nie znamy. Jestem Lucas. - dodał po chwili, podając jej rękę. Chyba tego wymagała kultura, zwłaszcza, że pytał czy może zająć miejsce obok niej, więc wypadało przedstawić się chociażby z imienia. - Co czytasz?
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Spodziewała się, że zapewne przyjdzie Jess albo Saxa i nie będzie siedziała sama w ławce, jednak gdy podniosła wzrok i napotkała obcego chłopaka w pierwszej chwili spanikowała czy aby nie zajęła jego miejsca. Dosyć szybko okazało się, że chodziło o zajęcie krzesła obok. Jak to możliwe, że przystojny chłopak chce usiąść obok niej? Zamrugała kilkakrotnie rzęsami, aby się zreflektować i przywitać. - Hej... tak, jasne. Jest wolne. - miała ochotę pacnąć się prosto w czoło wszak oczywistym jest wolne miejsce obok niej skoro nikt tu nie siedzi. Czy nie wyszła na idiotkę w pierwszych sekundach rozmowy...? Na poprzedniej lekcji transmutacji siedział obok niej pochmurny Gunnar i czuła się wtedy okropnie, ale Lucas wydawał się przyjaźnie nastawiony do ludzi. Uścisnęła leciuteńko jego dłoń. - Bonnie. - a potem nawet próbowała pomóc mu odsunąć krzesło, aby usiadł wygodnie. Szybko zabrała jednak ręce, gdy uświadomiła sobie jakie to głupie z jej strony. - Powtarzam notatki z ostatnich zajęć. Po lekcji z profesorem Craine'm mam lekki uraz. - od razu wyjaśniła, a i przyznała się do delikatnej traumy po zajęciach z popularnym i piekielnie surowym nauczycielem. Przesunęła kałamarz i pióro na swoją stronę ławki, aby zrobić Lucasowi jak najwięcej miejsca. Wszystko, byleby mu nie przeszkadzać.
Zainteresowanie: 15 Humor: był 10, a potem spadł na 3 Punkty w kuferku: 39 (+2)
Nasza ostatnia transmutacja z Pattonem przyniosła mi nie tylko świetną ocenę, ale też odjęcie punktów kiedy to nauczyciel nie docenił mojej armii debili-Boydów. Mam więc nadzieję, że nowy profesor ma znacznie lepsze poczucie humoru. Z tego co wiedziałem jest młody i przystojny, wiec zakładam, że zainteresowanie moim przedmiotem znacznie wzrośnie. Obecnie wchodzimy z Boydem do klasy rechocząc rubasznie z tematów dotyczących bardzo męskich spraw, w które nikogo innego byśmy nie wtajemniczali, zadowoleni jak nigdy z siebie i swoich bystrych żarcików i niesamowitego życia kawalerów. Wchodząc do sali stajemy gdzieś na środku rozglądając się gdzie możemy usiąść i roztaczać swój blask radości. Słyszę nawet znajomy śmiech gdzieś w okolicy i patrzę się w tamtą stronę, chcąc usiąść koło Nessy, żeby poplotkować o naszym ulubionym przedmiocie. Jednak kiedy widzę z kim chichocze aż tracę zmysł orientacji i niechcący uderzam nogą przesuwając ławkę @Loulou Moreau przy czym boleśnie uderzając się w udo. - Kurwa, Lou, sorry - mówię szarmancko sycząc i łapiąc się za chudą nogę. Moim małym bajzlem zwracam uwagę Nessy, która przestaje się świetnie bawić z Orzechujskim. Podnoszę na przywitanie rękę z kwaśną miną, oczywiście wywołanej mojej stłuczką. Co to za partner do zajęć? Czemu siedzi z tym obleśnym typem i najwyraźniej świetnie się z nim bawi? Nie trzeba być wróżbitą, żeby wiedzieć, że jakiekolwiek zadawanie się z Brewerem kończy się tragicznie. Toczę się gdzieś za Boydem, szukając wolnej ławki dla naszej dwójki. Oczywiście nic mnie nie obchodzi z kim flirtuje Nessa. Po prostu dopiera sobie zawsze takich dziadów. Jak nie bez ręki to... no Orzechujski. Poza tym ja jestem prawie zajęty! A właśnie gdzie moja przyszła połówka. Zatrzymuję się kiedy orientuję się, że ją minąłem i na chwilę zostawiam Boyda, by podbiec do @Victoria Brandon i powitać ją lekkim pocałunkiem w okolicach ust i szybkim hej. Moje roztargnienie powinno być usprawiedliwione bolesną stłuczką z ławką Lou. Wracam tam gdzie zdążył nam już wybrać Boydzik i walę się obok przyjaciela, widząc, że też jakoś stracił humor. Patrzę na ziomka, przekonany, że on również jest poirytowany, że nasza przyjaciółka ma czelność nas tak zdradzać z największym wrogiem i gotowy ponarzekać na tego gryfońskiego patałacha.
Właściwie Ao nie miała nic przeciwko transmutacji. Oczywiście nie był to przedmiot tak pasjonujący jak eliksiry, ale szczerze mówiąc kiedy wysłano ją w ramach "poprawiania stanu punktowego ślizgonów" na kolejny wykład postanowiła zrobić tylko nieszczególnie przekonującą, pokazową scenę o tym co myślała o tych wszystkich zaleceniach.
Weszła do klasy wolnym krokiem, nadal w swoim typowym szkolnym stroju - mundurek, stan ledwie akceptowalny (nadpalony krawat, ślady po kwasie na rękawach szaty); solidne gogle alchemiczne, rękawiczki bez jednego palca serdecznego. Niewiele myśląc postanowiła zająć jedną z ostatnich ławek, rozłożyć zeszyt i materiały do pisania, po czym zaczęła w ramach czekania szkicować coś na marginesach.
Zainteresowanie: 1... Humor: 3 Punkty w kuferku: 4
Transmutacja nie brzmiała dla niego jak "dobra zabawa", ale zmierzał na nią dziarskim krokiem i w wyśmienitym humorze, bo wiadomo że po pierwsze z Fillinem u boku nawet najstraszniejsze rzeczy nabierały przyjemnych barw, po drugie zaś tę lekcję miał poprowadzić nowy nauczyciel, którego co prawda jeszcze nie znał, ale sam fakt, że nie był starym Patolem już przemawiał na jego korzyść. Oby się tylko nie okazało, że to jego syn albo jakiś wierny naśladowca... Wszedł do klasy z Fillinem (jak zwykle), rechocząc głupio (jak zwykle) i wymieniając prymitywne żarty (jak zwykle) z których z pewnością nikt inny poza nimi nie byłby dumny, zwłaszcza nie persony, których one dotyczyły; zwolnił kroku i rozejrzał się po klasie, by znaleźć jakieś wolne miejsce - zebrały się tego dnia jakieś tłumy, jakby wszyscy pognali na zajęcia ponętnego młodzieniaszka dużo chętniej niż do Craine'a, co też nikogo nie dziwiło - machając czy tam kiwając przy okazji, gdy napotykał jakąś znajomą twarz. Aż wreszcie jego oczom ukazał się widok najpierw miły (Bonnie), ale już zaraz potem absolutnie ohydny (łaszący się do niej Lucas Sinclair), a to połączenie zbulwersowało go tak bardzo, że nawet nie zauważył jak Fillin gdzieś w tle obija się o ławki i atakuje koleżanki swoimi kolanami na widok Nessy u boku Orzechujskiego. Ja pierdolę, pomyślał błyskotliwie, co za palant, w ogóle strasznie wstrętny typ, najpierw mu podpierdolił Alinę, a o ich romansie wszyscy zostali w subtelny sposób poifnormowani podczas lekcji opcm, a teraz już się klei do Bonnie, fuj, i oczywiście, nie tam żeby był zazdrosny, wiadomo że nie, w życiu, on w ogóle nie był, a o koleżankę to przecież tym bardziej, no, więc nie był zazdrosny ani trochę, tylko się zdenerwował, bo ten Sinclair był zdecydowanie typem spod ciemnej gwiazdy, kradł dziewczyny, poił magicznym mlekiem a potem traktował je jakby był wielkim samcem alfa no i do tego miał beznadziejną, kanciastą szczękę. Nic więcej na niego nie miał, ale to chyba było wystarczająco, żeby się zdenerwować i zmartwić o dobro Bonnie, bo co jeśliby ją zbałamucił? Uh. W międzyczasie udało mu się zapanować nad chęcią robienia skwaszonej miny i z uśmiechem pomachał dziewczynie na powitanie, żeby nie myślała, że jest niezadowolony na jej widok, czy coś, gdy tylko jednak minął ich ławkę i usiadł z tyłu, zebrały się nad nim burzowe chmury; tak samo zresztą jak nad Fillinem. - No kurwa, widziałeś to? Ja pierdolę, nie mogę patrzeć jak ten śliski typ już się tam do niej pcha z łapami - burknął gdy tylko kolega się dosiadł i rzucił zbyt energicznie podręcznik na ławkę - Też się wkurwiłeś? - dopytał, bo wzrok przyjaciela powędrował w zupełniei innym kierunku i dopiero wodząc za nim, spostrzegł rozchichotaną, frywolną wręcz Nessę u boku Orzechuja - A tej co tak wesoło z nim? - fuknął, od razu przyjmując ofensywną postawę, no bo wiadomo, że był po stronie kolegi i oczywiście przewinienie Nessy w postaci wesołej rozmowy z Maxem bylo dużo większe niż no... na przykład bycie w związku(?) z kimś innym, jak Fillin, wiadomo - Orzechujski... znowu z nami zadziera. Wiesz, że to że ostatnio z nim piłem nie zmienia faktu, że jak będzie trzeba, to mu nastukam... nastukamy - zapewnił, poprawiając się, żeby ziomek nie pomyślał, że chce go w czymś wyręczać bo sam jest niezdolny do wpierdolu. To, że Max i Lucas w ogóle nie byli świadomi, co spowodowali i ze podpisali na siebie wyroki śmierci to absolutnie nie miało znaczenia, bo byli głupimi chujami i tyle.
- Na pewno? - dopytał się jeszcze, chcąc upewnić się czy naprawdę nie robi jej kłopotu, wybierając krzesło obok niej. Nieco zdezorientowana przez chwilę mina dziewczyny sprawiła, że zaczął zastanawiać się czy aby nie czeka na kogoś, kto miał usiąść razem z nią na tej lekcji a on zajmuje zajęte miejsce jak Vittoria kilka ławek dalej. Po uściśnięciu dłoni dziewczyny, uśmiechając się do niej z wdzięcznością, kiedy próbowała pomóc mu w odsunięciu krzesła i usiadł obok niej. - Dzięki. Zawsze jesteś taka miła w stosunku do nieznajomych? - zagadał, a z jego ust nie znikał delikatny uśmiech, którym nie omieszkał ponownie obdarzyć Puchonkę. - Nie żeby to było złe, wręcz przeciwnie. Ale przeważnie ludzie traktują mnie z pewnym dystansem, a to tylko dlatego, że jestem Ślizgonem. - dodał po chwili, w żadnym wypadku nie tłumacząc owego zachowania innych ani nie zarzucając nikomu stereotypowego myślenia; powiedział to tak po prostu, stwierdzając fakt i wzruszył lekko ramionami. - Spokojnie, zmieszczę się. - rzucił, kiedy zobaczył jak dziewczyna zbiera swoje rzeczy z z blatu stolika. - Jeszcze nie jestem aż taki szeroki, chociaż zważywszy na ilość słodyczy jaką pochłaniam, to już dawno nie powinienem mieścić się w futrynie drzwi - zażartował. Usłyszawszy nazwisko starszego nauczyciela transmutacji, kiwnął głową na znak zrozumienia, wypakowując z torby potrzebne do lekcji przedmioty. Wszyscy dobrze wiedzieli jaki potrafił być Patton. Jemu też nie raz dostało się za złą wymowę czy też za nieodpowiedni ruch nadgarstka, dlatego rozumiał dobrze co czuła dziewczyna. - Nie przejmuj się. Craine to psychol. My mamy prawo popełniać błędy, bo dopiero się uczymy. A nikt nie urodził się geniuszem. On na pewno też z początku był jednym z tych nieudaczników, od których nas wyzywa - oznajmił rozbawiony, posyłając Bonnie pocieszający uśmiech. Nie powinna brać tego tak do siebie. Bo po co? To był tylko Patol.
Skinęła głową potwierdzając, że miejsce jest wolne. Łatwo się dezorientowała, gdy była czymś zaskakiwana, a jednak Lucasowi dobrze z oczu patrzyło i oprócz standardowego skrępowania czuła, że miała do czynienia z kimś przyjaźnie nastawionym do świata. Nie prosił jej wszak o rękę a jedynie o możliwość towarzyszenia przy tej samej ławce. - Miła? Niee… znaczy tak… znaczy och, nie to mam na myśli. - poplątała się w swoich słowach i lekko zażenowana potarła skórę na karku. - Staram się być miła ogólnie. - wydusiła z siebie trochę zakłopotana i w tym momencie dostrzegła, że ktoś macha. Zlokalizowała Boyda, na którego widok jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Odmachała trochę zbyt energicznie i odprowadziła chłopaka wzrokiem, gdy siadał obok nachmurzonego Filina. - Nie słucham stereotypów, a poza tym ślizgoni też są sympatyczni. - odparła szczerze i oderwała wzrok od Boyda, aby skoncentrować się na nowo na Lucasie. Zażartował na bardzo drażliwy dla niej temat, ale nie chciała robić z siebie ofiary losu i też się zaśmiała, nieco ciszej i trochę wymuszenie, ale nie powinien się raczej zorientować. - Absolutnie nie wyglądasz jakbyś pochłaniał zapas Miodowego Królestwa. - zrobiło się jej autentycznie głupio, bo niechcący go skomplementowała! To było naprawdę nieumyślne, a co za tym idzie niezwykle naturalnie brzmiące w jej ustach. Uciekła wzrokiem do pióra i troszeczkę nerwowo próbowała ułożyć jego piórka w jedną stronę. Hulk lubił się nimi bawić, ale na całe szczęście spał teraz w kieszeni jej sweterka. Lucas był kolejną osobą, która przyznawała, że Craine nie jest zbyt normalny i to było krzepiące, że nie tylko ona widziała niesprawiedliwość w jego postawie. Oparła łokieć o ławkę, a brodę o brzeg dłoni i posłała mu miły uśmiech. - Może wypalił się zawodowo albo nie lubi młodzieży? - niechcący stanęła w obronie tego, którego wszak nie lubiła. Choć rozmawiała z Lucasem to niechcący wzrok jej uciekał do tyłu, gdzie siedziało dwóch zagniewanych Irlandczyków. Gdy Lucas odpowiadał to słuchała go, ale jednocześnie oderwała kawałek kartki z zeszytu i zapisała tam kilka słów. Z pomocą drobnego zaklęcia złożyła kartkę w proste ptasie origami i posłała je w kierunku Boyda i Filina, aby odczytali jej wiadomość brzmiącą "Fuj rzucił w Was obierkami? Coś nie tak? ~ Bons". - Lubisz transmutację? - zapytała ślizgona, aby w żadnym wypadku nie czuł się zignorowany! Musiała tylko okazać zainteresowanie swoim nowym znajomym, bowiem była ciekawa co też ich ugryzło. Oby nie ghul.
Zainteresowanie: 15 Humor: już 4! Punkty w kuferku: 39 (+2)
Ależ mój przyjaciel przejął się razem ze mną tą okrutną zdradą ze strony Nesski! Aż mnie zaskoczyła odrobina aż taka zajadłość! Wiedziałem, że to mój brat na całe życie, ale nie spodziewałam się aż takiego zaangażowania. Odwracam się do przyjaciela, by poszkalować razem Orzechujskiego kiedy zauważam, że mój ziomek patrzy w zupełnie inną stronę! Podążam za nim spojrzeniem i widzę Lucasa z Bonnie, bardzo uroczą Puchonką, którą poznałem w kuchni ostatnimi czasy i wydawała się być bardzo pozytywnie nastawiona do mojego ziomka. Miałem go podpytać o nią, ale zapomniałem przez to wszystko. A teraz ze zdumieniem zauważam jak zły jest Boyd na Łukasza zagadującego uprzejmie Bonnie. Uśmiecham się aż głupawo, gotowy na jakąś niemądrą uwagę, ale słyszę śmiech Nessy, więc muszę łypnąć groźnie wzrokiem na Brewera. - Może po prostu śmieje się z jego durnej mordy - komentuję smętnie pytanie przyjaciela, ale klepię też ziomka po ramieniu, bo jasne że jak coś po prostu wywołamy kolejną bójkę i rozkwasimy mordy tym wstrętnym patałachom (Boyd), ale zamienimy im łapska w chuje (ja). Wtedy też widzę jak karteczka śmiga na naszą ławkę i refleksem szukającego podpierdzielam ją Boydzikowi sprzed nosa. Wygładzam karteczkę i uśmiecham się widząc co jest na niej napisane, pokazując przyjacielowi z miną jakbym pozjadał wszystkie rozumy. - Patrz jak miła z niej dziewczyna - mówię prędko wyciągam pióro z torby, prędko zabierając sobie z powrotem karteczkę. Boydowi jest smutno, że Lucas mu zajął miejsce obok ciebie :(. Piszę i zanim mój ziomek nie zaczął mnie na pewno nawalać i próbować zabrać karteczki już posyłam odpowiedź z powrotem do Bonnie.
Zainteresowanie: 1... Humor: 3 Punkty w kuferku: 4
- No - przytaknął bardzo elokwentnie na słowa Fillina, łypiąc nadal niezbyt przychylnym wzrokiem na tego patałacha Sinclaira, ale nie zdążył już dorzucić nic mądrego od siebie, bo wtedy na ich ławce wylądowała karteczka od Bonnie. Oczywiście chciał po nią sięgnąć, zakładając że jest do niego, ale kolega miał nieporównywalnie lepszy refleks i zgarnął liścik zanim Bodzio w ogóle wyciągnął rękę. Był już gotowy się bić, żeby poznać jego treść, ale na szczęście nie musiał, bo Fillin sam mu pokazał. - Noooo... - odparł równie błyskotliwie co wcześniej, prawie ROZMARZONY, bo wiecie, Bonnie nie tylko się zmartwiła o ich samopoczucie, ale też wolala pisać do nich liściki niż słuchać pierdolenia Sinclaira. Zaczynał być na powrót z siebie zadowolony, dostrzegając jasne strony tej sytuacji, niestety nie trwało to długo, bo mina mu zrzedła, gdy zobaczył, co ten gamoń postanowił odpisać. - Chuju - orzekł tylko bojowo i zaraz przystąpił do przepychanek by udaremnić mu ten nikczemny plan podkablowania Bonnie prawdziwego powodu jego złości - Czemu taki jesteś - jęknął bezradnie, gdy liścik z tekstem godnym dwunastolatka pofrunął na ławkę dziewczyny i zapodał przyjacielowi srogi cios łokciem w żebro - Ja wcale nie... znaczy, no Sinclar to palant... ale ja... no, nie powiem że nie... ja pierdolę, czemu taki jesteś? - próbował coś powiedzieć mało składnie, bo sam się zamotał, w końcu nie mógł ani zaprzeczyć (bo to była prawda) ani potwierdzić (bo przypał) aż w końcu po prostu powtórzył pytanie, które zadawał sobie regularnie odkąd tylko poznał Fillina. Nie pozostało mu teraz nic innego, jak uśmiechnąć się beztrosko do Bonnie, gdyby ta postanowiła się na niego spojrzeć po tej głupiej zaczepce; już nawet nie miał siły dalej wpierdalać ziomkowi. No w sumie nie skłamał, no. Kurwa, ta lekcja mogłaby już się zacząć.
- Przepraszam, nie powinienem chyba wypominać komuś, że jest miły. - powiedział, marszcząc nieznacznie brzmi, ale ostatecznie uśmiechnął się przyjaźnie do dziewczyny, kiedy usłyszał jej odpowiedź. Widząc, jak podrywa rękę i macha, automatycznie przeniósł wzrok na osobę, z którą się witała. Nie był to żaden z jego znajomych, jedynie Gryfon, którego kojarzył z meczów quidditcha, dlatego rozsiadł się wygodnie na krześle, odwrócony w kierunku swojej rozmówczyni. Kiedy określiła wychowanków Domu Węża mianem "sympatycznych", posłał jej szeroki uśmiech. - Cieszę się, że tak myślisz. Postaram się o Order Honorowego Sprzymierzeńca Ślizgonów dla Ciebie i wyślę ci go sową - zażartował, wykładając swoją torbę z rzeczami na stół. Śmiech cisnął mu się na usta, kiedy usłyszał kolejne słowa Bonnie. Pokiwał kilka razy głową z rozbawieniem. - A żebyś wiedziała, że gdybym miał dostęp do ich zapasów to z pewnością nie zostałaby nawet jedna landrynka. - nie dostrzegł nawet z początku tego, że dziewczyna jakby nie patrzeć schlebiła mu, dopiero po chwili to do niego dotarło i uniósł nieco brew, spoglądając na nią z lekkim uśmiechem. - Ale dziękuję Rozmawiając o starszym profesorze, spodziewał się, że nie dla wszystkich jednak jest on wcielonym złem. Dla Sinclaira może i nie był aż tak srogi, ale tylko dlatego, że ten wcale nie przejmował się jego przytykami i złośliwościami tylko robił swoje i doskonalił swoje umiejętności bez względu na wszystko. - Skoro nie lubi młodzieży to dlaczego z nią pracuje? - spytał nieco dobitnie, kładąc na blacie stolika podręcznik, który położył obok swojego pióra i kałamarza. - A co do tego drugiego, to bardzo możliwe. W taki zawodzie często się to zdarza. Dlatego dzisiaj zobaczymy jak radzi sobie świeża krew. - zakończył pozytywnym akcentem, wyjmując zza paska różdżkę, która dopełniła komplet przyborów, potrzebnych mu do lekcji. Z początku tego nie dostrzegł, ale jak już skończył się rozpakowywać, nie umknęło jego uwadze, że Puchonka zerka gdzieś do tyłu, aż w końcu wynalazła jakąś karteczkę, którą złożyła w magiczny sposób i wysłała za siebie. Lucas nie mógł powstrzymać się, aby nie zerknąć gdzie powędrowała. No tak, gryfoński miotlarz i siedzący obok niego Fillin. - Nie przepadam jakość szczególnie, ale nie podchodzę do niej lekceważąco, bo jednak jest to praktyczna dziedzina magii. A Ty? - odparł, gdy tylko Bonnie zwróciła się bezpośrednio do niego, jednak widział, że czeka na odpowiedź od chłopaków z tyłu.
Zainteresowanie: 6 - udaje jej się mało co, ale stara się z całego serduszka! Humor: 7 Punkty w kuferku: 0
Lekko ponad rok temu uznała, że transmutacja naprawdę przydaje się w życiu i to czasem w sytuacjach, w których człowiek najmniej by się tego spodziewał, a jej umiejętności dosłownie leżą i kwiczą. Identycznie zresztą sprawa się miała z zaklęciami i OPCM. Najwidoczniej była czarodziejką, która talentu do czarowania za bardzo nie posiadała, bo jedynie w magii leczniczej jakoś dawała sobie radę. I tu nasuwało się pytanie - skoro potrafiła rzucać zaklęcia lecznicze, to jakim cudem z tych pozostałych dziedzin szło jej tak źle? Teoria to jeszcze pół biedy, zdecydowanie gorzej było z praktyką, bo ile by nie ćwiczyła, to rezultaty wciąż były takie same i rzadko kiedy była z nich zadowolona. Starała się, a jakże, bo zależało jej na uzyskaniu jakichkolwiek efektów i naprawdę nie miała wygórowanych wymagań. Takim właśnie sposobem znalazła się w klasie transmutacji, gdzie przywitała się ze znajomymi i zajęła miejsce w jednej z wolnych ławek. Z tego co zauważyła, sporo osób już zdążyło rozgadać się w najlepsze, więc nie chciała się wcinać komuś tak nagle w połowie zdania. Jeśli ktoś będzie chciał, to do niej podejdzie i tyle, równie dobrze mogła siedzieć przez tę lekcję sama. Może dzięki temu udałoby się jej bardziej skupić na wiedzy przekazywanej im przez nauczyciela. Podparła brodę o łokieć uprzednio położony na blacie ławki i palcami drugiej ręki zaczęła wystukiwać tylko sobie znany rytm. Chociaż mogła nie sprawiać takiego wrażenia, to miała dobry humor. Może nie na tyle, żeby promieniować nim na kilkaset metrów, ale to tylko przez to, że oczami wyobraźni już widziała, jak nic jej nie wychodzi i zupełnie niepotrzebnie się tym przejmowała. W końcu od tego były lekcje, żeby czegoś się na nich nauczyć. Jednym przychodziło to szybciej, a innym - w tym jej - zajmowało o wiele więcej czasu.
/jeśli ktoś chce, to podbijać c;
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Oszaleli ostatnio z tą transmutacją... Lekcja za lekcją, jakby nauczyciele zapomnieli, że istnieją w tej szkole jeszcze jakiekolwiek przedmioty! Przynajmniej tym razem zajęcia miały odbyć się z jakimś młodym nauczycielem, a nie znowu z Patolem, bo Nancy już miała dość tracenia punktów, z którymi Puszki i tak były najbardziej do tyłu. Przed wejściem do sali sprawdziła jeszcze, czy na pewno tym razem zabrała swoją eukaliptusową różdżkę, a upewniwszy się, że znajomy kawałek drewna jest na swoim miejscu, otworzyła drzwi i weszła do środka. Klasa była już niemal wypełniona, ale ostało się kilka wolnych miejsc. Nie zastanawiając się długo, podeszła do siedzącej najbliżej znajomej sylwetki, posyłając jeszcze kilka uśmiechów i kiwnięć głową do pozostałych znajomych twarzy. - Cześć! Jak nastrój? Ciekawe co to za nowy nauczyciel. - Zagadnęła siadając na wolnym miejscu obok @Aleksandra Krawczyk, nawet nie pytając o ty czy jest wolne. Obdarzyła rudowłosą szerokim uśmiechem, a chwilę później zaczęła wyjmować z torby niezbędne rzeczy, kontynuując wypowiedź. - Kto by to nie był, idę o zakład, że będzie lepszy od Patola. - Dodała, ściszając lekko głos, jakby wspomniany profesor miał czaić się gdzieś za ich plecami gotowy nałożyć szlaban albo odjąć punkty. Żaden inny nauczyciel nie potrafił tak zrazić do przedmiotu, a transmutacja była jednak bardzo ważną dziedziną magii i warto było choć trochę się w niej orientować.
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Z minuty na minutę klasa zapełniała się uczniami. Zastanawiało ją ilu z nich faktycznie lubi transmutację i z przyjemnością szło na te zajęcia, a ilu przyszło tu jedynie aby być? Nie wiedziała, jednak nie miała zamiaru do tego dociekać. Tym bardzej, że chwilę później pojawiła się obok niej @Vittoria Sorrento. Uśmiechnęła się do dziewczyny przyjaźnie. - Część Tori. - przywitała się z nią. Już dawno nie miała okazji porozmawiać z gryfonką. Widziały się tylko na lekcjach, a i na nich często kończyło się na "cześć". - Nie mam pojęcia. Na tablicy ogłoszeń nie było żadnej informacji odnośnie tematu zajęć. - wzruszyła ramionami podczas mówienia. tak naprawdę nie interesowało jej co będą dziś robić więc takowa informacja mogła się tam znajdować. Isabelle można było przypisać do grupy osób lubiących transmutację i chodzących na nią ze względu na naukę. Już chciała zadać pewne pytanie dziewczynie, jednak obok nich pojawił się @Aleksander Cortez. Z uśmiechem spojrzała w jego kierunku lecz chwilę później uniosła swoje brwi w zdziwieniu i ... Sama do końca nie wiedziała co poczuła. - Alek, spokojnie. - delikatnie, acz stanowczo odezwała się do chłopaka. Nie dziwiła się mu z jednej strony, że właśnie w taki sposób mówił do gryfonki. Bójka z Kath nie obeszła się bez echa. Każdy o niej wiedział. Wiedziała również, że kuzyn nie da odporu, a nie chciała aby zarobił szlaban i stracił kolejne punkty dla domu. Co prawda na punktach najmniej jej zależało, jednak czuła, że opiekunka ich domu może mieć inne zdanie niż Izzy odnośnie ich utraty. Z delikatnym uśmiechem popatrzyła na chłopaka. - Może usiądziemy w trójkę? - pomysł od razu skazany na wymarcie. Doskonale wiedziała, że to nie wypali. Już chciała wymyślić coś nowego, jednak pojawienie się @Nessa M. Lanceley troszkę rozluźniło Atmosferę. - Jak najbardziej kochana. Mamy sporo do nadrobienia. - spojrzała na nią przenikliwie. Nie wiedziały się... wieki. Kawa mogła być idealnym sposobem na wyciągnięcie jej z zamku i porozmawiania na spokojnie. Gdy tylko dziewczyna odeszła spojrzała na gryfonkę i ślizgona. I co dalej?