Sala ta jest bardzo nasłoneczniona, a z jej okien widać obszerny dziedziniec. Pełno tu klatek, w których czasami pojawiają się kociaki do ćwiczeń, jedna szafa jest pełna kufrów, a omnikulary ułożone na regale mają tendencję do uciekania, bowiem te egzemplarze mają albo królicze łapy, uszy lub ogony.
Wjechałem do klasy zaledwie kilka sekund przed czasem co doprowadziło do tego, że wszystkie ciekawsze miejsca były zajęte, więc zasiadłem sam z tyłu sali rozglądając się po sali. Chciałam tutaj być dokładnie tak samo jak pragnąłem wymywać dupska wszystkim hipogryfom z Zakazanego Lasu. Jasne, Bergmann nie był wprawdzie chujem jak Craine, ale brakowało mu czegoś co miał Dear, a fakt, że wcześniej uczył mnie w Trausnitz wcale nie ułatwiał sprawy. Mimo że nie byłem fanem tego przedmiotu to lekcje z Dearem jakoś mnie przyciągały, a tutaj pojawiałem się tylko po to by pod koniec roku dostać upragnioną parafkę na świadectwie ukończenia studiów i móc rozpocząć upragnioną karierę. Pewnie normalnie miałbym wszystko w głębokim poważaniu, ale z racji tego, że siedziałem sam to nie miałem specjalnie wyboru i postanowiłem przynajmniej spróbować skupić się na lekcji, a czekając na to aż nauczyciel w końcu zacznie mówić przejrzałem nawet moje transmutacyjne bazgroły z zeszłego roku - wiele z nich nie wyciągnąłem, ale zawsze coś. Musiałem chociaż trochę poudawać, że mi zależy dlatego wpatrywałem się w profesora i zmusiłem się do maksymalnego skupienia - może nie nie przepadałem za przedmiotem, ale starałem się zrobić dobrą minę do złej gry.
SZCZĘŚCIE: 2 PREFERENCJE: 0,5 - bo Bergmann jednak nie jest Crainem XD KONCENTRACJA: 4 TALENT: 1 CAŁOŚĆ: 7,5
Autor
Wiadomość
Ofelia Willows
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.76
C. szczególne : Brak łuku kupidyna na górnej wardze.
Ofelia lubi transmutację. Jest to dla niej miła odskocznia od magii leczniczej. Można powiedzieć, że czarowanie w tej dziedzinie, w pewnym sensie ją rozluźniało. Niestety jest to jedna z trudniejszych, jak nie najtrudniejszych sztuk magicznych, więc trzeba być naprawdę niezłym, żeby opanować ją do perfekcji. Dziewczyna jednak czerpała przyjemność z aktualnego poziomu jej wiedzy i poza egzaminami, nie spędzała nad nią zbyt dużo czasu na doskonaleniu jej. Co do profesora, który wykładał ten przedmiot, Ofelia czuła respekt? Bardziej strach? Słyszała wiele plotek o jego wcześniejszym stażu w Salem. Jest on także wymagający, a sam fakt, że nie potrzebuje różdżki do czarowania, sprawiał, że Ofelia na jego zajęciach wolała być szarą myszką, której nie będzie pamiętał. Zabrała przed wyjściem z dormitorium torbę, z najpotrzebniejszymi rzeczami, a następnie ruszyła na piąte piętro. Wyszła wcześniej – spóźnienie nie wchodziło w grę. Według Ofelii, nawet najmniejszy wybryk, mógł zrujnować jej niewyróżnianie się na zajęciach. Przed wejściem do sali, dziewczyna wzięła głęboki wdech, mając nadzieję, że nie zostanie dziś zamieniona w obleśną ropuchę. Na wydechu otworzyła ciężkie drzwi od docelowego pokoju. Była jedną z pierwszych osób w sali. Jeżeli ktoś zwrócił na nią uwagę, uśmiechnęła się na przywitanie, a następnie zajęła ławkę z boku, ze środkowego rzędu. Dopiero gdy się rozsiadła, zauważyła, że obok niej jest wolne miejsce, a na środku stoi kryształowy puchar. Praca w parach i transmutowanie wody w wino? Zapowiada się ciekawie…
//Zapraszam do dosiadania się
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Transmutacja? Zajebiście, coś, z czego był całkowitym gównem, ale skoro trzeba, to trzeba. Max co prawda nie pałał zbyt wielkim entuzjazmem na samą myśl o tym, żeby angażować się w zajęcia, zwłaszcza że doskonale wiedział, jak chujowe mogą być, ale cały czas pamiętał o tym, co miał zrobić, żeby Rose była zadowolona. Jeśli tak, to musiał niestety ruszyć dupę, żeby cokolwiek z tego było, co znowu wiązało się pewnie z jakąś pełną, jebaną kompromitacją, ale wolał się w to jakoś za mocno nie zagłębiać. Tak czy inaczej - wszedł do sali zaraz za @Alise L. Argent, którą zdołał jeszcze, jak skończony dzieciak, pociągnąć lekko za włosy, a później spojrzał na @Loulou Moreau i skierował się w jej stronę, by ostatecznie mrugnąć do niej i minąć jej ławkę. Nie był aż takim pieprzonym rzepem na psim ogonie, żeby łazić za nią jak jakiś pomylony. Drażnienie jej sprawiało mu jednak przyjemność, nic zatem dziwnego, że nie mógł powstrzymać się przed tą zaczepką. Ostatecznie usiadł w ławce na końcu sali, tuż obok tej zajętej przez jego przybraną siostrę, po czym zerknął na nią, jakby chciał jej zapytać, czy to jakiś jej nowy chłopak, czy o co dokładnie chodzi. Wyciągnął podręcznik, który rzucił na blat, położył obok swoją różdżkę i założył ręce na piersi, po czym zaczął huśtać się nieznacznie, bo dlaczego by nie. To, że dzisiaj dostanie wpierdol na lekcji, było bardziej niż pewne, nie zamierzał się zatem niczym przejmować.
Transmutacja była jednym z tych przedmiotów, które lubiła, nawet jeśli nie przepadała za profesorem, nawet jeśli nieco obawiała się tego, co może ich czekać. Fakt, że dzięki zaklęciu mogła przemieniać właściwie wszystko, co miała pod ręką w to, co mogło jej się przydać, był jej zdaniem niesamowity, ale przede wszystkim - odpowiadał idealnie na potrzeby branży, w jakiej specjalizowała się jej rodzina. Nic zatem dziwnego, że na te zajęcia szła z prawdziwą przyjemnością, czując jednocześnie, że mogą nie być tak udane, jak mogłyby się jej wydawać, ale starała się tym zupełnie nie przejmować. W końcu w ostatnim czasie wydarzyło się wiele rzeczy, które na pewno nie były po jej myśli, ale jakoś nic aż tak złego się z tego powodu nie wydarzyło. Weszła do sali i pomachała do znajomych, po czym wybrała jedną z ławek z przodu. Nie chciała wpychać się znowu do tych samych osób, skoro mogła poszerzać swoje wiadomości. Jednocześnie, cóż, wiedziała, że teraz musi świecić przykładem, skoro nosiła odznakę prefekta. To nadal ją nieco stresowało i powodowało, że nie do końca wiedziała, jak powinna reagować i co robić, ale miała czas, żeby się tego nauczyć, prawda? Wszystko było tylko kwestią odpowiedniego wyczucia i pracy nad sobą, nie było niczym innym, była o tym przekonana. Tak czy inaczej, usiadła wygodnie, wyjęła wszystkie rzeczy, które były jej potrzebne i zaczęła się zastanawiać, co ich dzisiaj czeka.
Nie znosił tej sali. Za dużo wspomnień – za dużo dokładnie o jedno. Wzdrygnął się, kiedy tylko znalazł się pod klasą. Za każdym razem od kilku miesięcy z niechęcią naciskał klamkę. Mogłoby się wydawać, że w pewnym momencie mu przejdzie, ale najwyraźniej pewnych skojarzeń z tym miejscem miał się już nigdy nie pozbyć. Pozostawało zagryźć zęby i wejść do środka. Rozejrzał się po sali. Był jednym z pierwszych obecnych, większość ławek była jeszcze wolna. Zajął więc jedno miejsce na samym końcu, próbując nie zwracać na siebie uwagi, jak zwykle. Usiadł i położył swoją torbę na krześle obok, tak jakby rezerwował dla kogoś to miejsce. W sumie rezerwował – dla nikogo. Jeszcze znowu niespodziewanie dosiądzie się do niego ktoś, z kim próbował nie mieć styczności. Miał nadzieję, że dzisiejsze zajęcia nie będą od niego wymagały pracy w parze. Nie był w za dobrym humorze, tak byłoby bezpieczniej dla wszystkich. Oparł głowę na dłoni, pochylając się w ławce i udając, że nie istnieje, bezwiednie wodził palcem po brzegu pucharu. Był pusty, więc nie wydawał z siebie żadnych dźwięków, ale odruch był silniejszy od Rubena. Granie na kieliszkach podczas rodzinnych kolacji było jedną z rzeczy, która irytowała Ingusa najbardziej, więc pamięć mięśni działała sama. Pogrążony w myślach, czekał na nauczyciela.
/Ruben ma inne zdanie, ale tak naprawdę można się dosiadać, zapraszam
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Transmutacja była jedną z dziedzin magii, która pasjonowała Maxa najbardziej. Możliwość zamiany jednej rzeczy w inną była dla wychowanego wśród mugoli chłopaka jedną z najciekawszych rzeczy, jakich mógł nauczyć się w tej szkole. Do klasy wszedł więc z dobrym nastawieniem i ciekawością, czego nauczy się tym razem. Nauczyciela nie było jeszcze widać, a ławki w większości też lśniły pustkami. Usiadł więc w jednej z nich i spojrzał na stojący przed nim puchar. Był ciekaw, co będą musieli z nim zrobić. Przejechał dłonią po nóżce naczynia. Z kieszeni wyjął swoją eukaliptusową różdżkę i położył ją na blacie obok pucharu.
Czy Russell lubił transmutację? Miał mieszane uczucia. Może i na zajęciach nigdy nie szło mu jakoś najgorzej, ale nie było to coś, co z chęcią chodził. Aczkolwiek trzeba przyznać, że ten przedmiot był bardzo przydatny w życiu. Przyszłościowy. W wielu miejscach pracy wymagają naprawdę wielu punktów. Nie stresował się tym jakoś za bardzo. Po prostu przybierał postawę jakoś to będzie, aby przeżyć. Dzisiaj był szczerze ciekawy, co będzie się działo na zajęciach. Doszły go słuchy, że ponoć mają być dwa etapy zajęć, ale czy to aby na pewno prawda? Może ktoś wymyślił tę głupią plotkę, w nie wiadomo jakim celu. Na pewno się o tym przekona, skoro już wybrał się na te zajęcia. Miał przeczucie, że mimo wszystko będą bardzo ciekawe. Kiedy wszedł do sali, jego oczom ukazały się puchary na wodę stojące na ławkach. Wyglądało na to, że i na transmutacji będą pracować w parach. Nie ukrywał, że wolałby to robić sam. Zawsze wolał pracować indywidualnie. Nie chciał nikomu oceny pogorszyć ani nic. Często ostatnio były odejmowane punkty. I to bez żadnej bójki! Wolał już się bić i wtedy mieć odjęte punkty, a nie z byle powodu. Z początku chciał się przysiąść do jakiegoś chłopaka, ale ten położył torbę na siedzeniu obok. Najwyraźniej nie życzył sobie absolutnie żadnego towarzystwa, dlatego też poszedł dalej i przysiadł się do innego chłopaka, którego kojarzył z innych zajęć. Wyglądał tak samo znudzony, jak on sam.
Transmutacja może być całkiem ciekawym przedmiotem i Chloé naprawdę miała zamiar na nią iść. Niestety, wena napadła ją na pół godziny przed zajęciami i nie sądziła, żeby skończyła malować nawet do końca lekcji, więc... Każdy to zrozumie, prawda? Cóż, okazało się, że nie każdy. Głupio zrobiła, że zajęła się sztuką w pokoju wspólnym ślizgonów i trafiła na Nessę, która kierowała się w stronę wyjścia. Co mogło przerwać jej malowanie? Trzęsienie ziemi, tornado, stado akromantul, wbiegających do salonu i pani prefekt, piorunująca ją wzrokiem. To chyba jedyna osoba, dla której Chloé posłusznie spakowała pędzle i dała zaprowadzić się na lekcję razem z Fillinem. Oczywiście, nie omieszkała trochę pomarudzić, ale Nessa mogła być pewna, że Chloé na lekcji się zjawi. Wyszli z salonu i skierowali się na odpowiednie piętro. Boyd czekał już na nich przed drzwiami do klasy. Weszli do środka, gdzie było już paru uczniów i zajęli dwie ławki. Chloé oparła łokieć na blacie i leniwie ułożyła głowę na dłoni. Spojrzała na swoich towarzyszy. - Ciekawe, co będziemy robić - zastanowiła się na głos, ujmując stojący przed nią pucharek w dłonie. Potem odstawiła go na miejsce i zaczęła stukać paznokciami w blat ławki. Wena w niej buzowała i wolałaby być teraz gdzieś, gdzie mogła malować, a nie uczyć się zaklęć transmutacyjnych. W końcu wyjęła kawałek kartki oraz magiczną kredkę i zaczęła coś szkicować, byle choć trochę rozładować wenę.
Daleko mu było do fascynacji transmutacją porównywalnej do tej, którą wyznawali Fillin i Nessa, nie mógł się też poszczycić prawie żadnymi umiejętnościami z nią związanymi, jednak podczas ostatnich korepetycji z zaklęć panna Lanceley tak wjechała mu na ambicję, że tego dnia sam się wyrywał, żeby towarzyszyć im w lekcji. Umówili się przed wejściem do klasy, a towarzyszyła im dodatkowo Chloé, dzięki czemu Boyd wyglądał jak zdrajca swojego domu, otoczony zielono-srebrnym towarzystwem, co jednak wcale mu nie przeszkadzało, bo mimo ślizgońskich barw, to była najlepsza ekipa, jaka mogła mu się trafić; weszli razem do klasy, w której siedziała już grupka uczniów i od razu rzuciła mu się w oczy najpierw Alise w towarzystwie nowego gamonia (aha, no fajnie), a potem siedzący niedaleko Orzechujski (ale by mu przyjebał), i dalej już się nie rozglądał, żeby nie zobaczyć już niczego gorszego. Zajął wolne krzesło obok swoich towarzyszy, i oparłszy łokcie i głowę na stole wpatrzył się w puchar; nie miał pojęcia, co takiego mogli dziś robić, pewnie cokolwiek, równie dobrze nauczyciel mógł im kazać zmienić naczynie w naparstek jak i w trolla górskiego. - Może będziemy transmutować wodę w wino? – zaryzykował swoją teorię w odpowiedzi na pytanie Chloé z nutą nadziei, bo to byłoby bardzo praktyczne, przydatne zaklęcie.
Lekcje transmutacji ostatnimi czasy stały się dla nią czystą przyjemnością, bo jej różdżka postanowiła, że w sumie zaklęcia były nadal be, ale transma jak najbardziej cacy. O co jej chodziło, do stu plujących błotoryjów? - Może jak będziemy w parze to nie skończysz jako uciekająca gąska. - idąc na lekcję u boku kapitana Krukonów nawet nie brzmiała na rozbawioną. Tamtą sytuację z dzisiejszej perspektywy postrzegała już zupełnie inaczej niż jako zabawny smaczek w ramach lekcji wywołany zachowaniem niezgodnym z zasadami, które Craine podyktował na zajęciach. Ale Patton był w dużej mierze nieobliczalny i należało się spodziewać, że i tym razem stanie się coś szalonego. - Przysięgam, że widziałam go na snowflow na feriach. - wspomniała jeszcze przed wejściem do sali, trochę zastanawiając się nad tym, czy ich nauczyciel transmutacji i były opiekun Krukonów mógł stać się choć odrobinę mniej zgorzkniałym człowiekiem i z jakiego powodu. Czy WSZYSCY byli opiekunowie stawali się sfrustrowanymi, plującymi niechęcią na uczniów pajacami? Chciałaby poznać w końcu jakiś pozytywny przykład odejścia na wychowawczą emeryturę. - Może poznał jakąś czarownicę. - prawie zakrztusiła się ze śmiechu, kiedy zasugerowała jeden z przypuszczalnych powodów zmiany nastroju Pattona. Co prawda to kompletnie nie była jej sprawa, a z reguły nie była przecież typem osoby tworzącej plotki, a jednak tym razem nie miała problemu z radosnym snuciem domysłów. Przynajmniej pamiętała, aby rozejrzeć się po sali i upewnić się, że nie było w niej samego zainteresowanego zanim wypaliła z ploteczkami. Widać było, że dziennikarstwo pobrzmiewało gdzieś w co najmniej w jej bliskiej rodzinie.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Starał się unikać Craine'a jak tylko mógł, ale było to wybitnie trudne zadanie kiedy transmutacja była główną dziedziną, na której skupiało się w toku swoich studiów. Starał się jak mógł, ale pozostawał skazany na tego transmutacyjnego świra... przychodził więc na jego lekcje z zaciśniętymi zębami, obiecując sobie, że nie zrezygnuje z nich tylko dlatego, że wciąż czuł żal i upokorzenie. — Z transmutacją idzie Ci nieźle, ale o zwierzętach powinnaś się trochę poduczyć — zauważył żartobliwie — to był łabędź, nie gęś. Łabędzie są majestatyczne, gęsi... tłuste. Mogę Cię podszkolić z ich rozpoznawania. — Uśmiechnął się pod nosem, Merlin wie z czego nagle taki zadowolony i poprawił zsuwającą się z ramienia torbę, energicznie krocząc u boku kapitan Gryfonów. Jej towarzystwo było pokrzepiające i dzięki niemu nie myślał tak wiele o spotkaniu z Patolem. Z drugiej strony, gdyby znów wydarzyło się coś krępującego, zapadłby się pod ziemię... Uniósł jedną brew, przyglądając jej się żeby wyczuć, czy aby na pewno nie stroi sobie z niego żartów. Ta jednak wyglądała na poważną. — Pokaż zdjęcia albo nie uwierzę — mruknął, naprawdę żałując, że nikt nie uwiecznił tego na fotografii. Czy do Craine'a nie pasowały bardziej czarty? Nawet Swansea był tradycjonalistą na tyle, że zamiast „młodzieżowej” deski, wolał jednak bardziej standardowy sposób na zjeżdżanie ze stoku. Rozejrzał się po sali szukając w niej znajomych twarzy. Czy jego siostra tu była? Czy jak zwykle uczepiona do niej była ta przeklęta wesz – Fairwyn? Uśmiechnął się do @Alise L. Argent i @Victoria Brandon, a @Maximilian Brewer obrzucił stosunkowo niechętnym spojrzeniem, widząc jak ciągnie Alę za włosy. Czy oni byli dalej w pierwszej klasie? — Albo czarodzieja... — zabrnął w te plotki, zniżając głos. Wybrał miejsce na przodzie sali i wskazał je jej z wymowną miną. Zaraz sam zresztą tam usiadł. — Czasem myślę sobie, że Craine jest po prostu homo, a jego zgorzknienie to efekt odrzucenia przez Fairwyna. Przyznaj, że to byłby interesujący obrót spraw. Na blat wyjął różdżkę, pióro i pergamin do sporządzania notatek, które z jego pamięcią były absolutną koniecznością. Wziął do ręki kryształowy puchar i obejrzał go z umiarkowanym zainteresowaniem. — Jak różdżka? Gotowa do czegokolwiek? — Nie kpił z niej, w każdym razie nie z celową złośliwością. Wiedział, że Moe nie dogadywała się najlepiej ze swoim kawałkiem świerku.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Transmutacja może nie była jej ulubioną gałęzią magii, ale nie mogła zaprzeczyć temu, że niektóre z przemian były co najmniej fascynujące. Poza tym od pewnego czasu zastanawiała się nad nauką jakże przydatnego dla starszych uczniów i studentów zaklęcia znanego jako Aqua Viní. Co prawda za jego pomocą można było stworzyć jedynie wino, a nie inne alkohole, ale zawsze było to coś. I stanowiło pewną podpowiedź, co do tego, że całkiem możliwe, że wyznawany przez tylu mugoli Jezus Chrystus był czarodziejem, który ogarniał transmę i stąd ten cud w Kanie Galilejskiej. Zagadka rozwiązana! Pewnym było to, że Strauss wyjątkowo trudno było się zwlec z łóżka tego dnia przez co oczywiście przegapiła śniadanie, ale od jakiegoś czasu dokuczały jej problemy ze snem i to w jeszcze bardziej natrętnej formie. Nie była w stanie zasnąć do godzin porannych, a kiedy już jej się to udawało to pozwalała sobie na to, by pospać nieco dłużej i ominąć posiłek w Wielkiej Sali. Nie inaczej było też tego dnia, ale że trzeba było coś jednak zjeść to tuż przed lekcją transmutacji zakradła się do kuchni, by stamtąd podkraść jakieś specjały przygotowywane przez skrzaty domowe. Dopiero wtedy ze swoim łupem, który zajmował w jej torbie więcej miejsca niż podręcznik do transmutacji ruszyła do odpowiedniej sali na piątym piętrze, w której jak mogła się spodziewać znajdowało się już dosyć sporo uczniów. Przywitała się pokrótce ze wszystkimi znajomymi, a następnie skierowała się w kierunku ławki zajmowanej przez @Victoria Brandon, bo stwierdziła, że dobrze byłoby spędzić z nią nieco więcej czasu. - Hej Viks - zwróciła się do niej nim opadła na znajdujące się przy niej wolne krzesło i zarzuciła torbę na podłogę przy ławce. Zaraz jednak sięgnęła do niej, by wyciągnąć coś jeszcze do jedzenia chociaż część jej zdobyczy zdążyła stamtąd zniknąć nim dotarła do sali. Cóż poradzić na to, że jednak była głodna, a czasu na jedzenie zbytnio nie było? - Babeczkę? - spytała jeszcze wyciągając jedną z dłoni w kierunku świeżo upieczonej pani prefekt, oferując jej dosyć świeżą czekoladową babeczkę z kawałkami czekolady i malinowym nadzieniem.
Ambicja prefekt naczelnej ze Slytherinu była znana nie od dziś. Starała się zaganiać ślizgonów do nauki, udzielać im korepetycji i załatwiać wszystko tak, aby życie szkolne mijało im, jak najlepiej. Prawda była taka, że ponad połową sukcesu edukacyjnego była frekwencja. Nic więc dziwnego, że tego pilnowała i widząc pannę Swansea przy pędzlach — gdy zbliżała się transmutacja, nie mogła jej tak zostawić. Poczekała więc, jak ta uprzątnie i razem z Fillinem — który robił olbrzymie postępy w nauce, udali się przed klasę transmutacji, gdzie umówili się z Boydem. Nessa musiała przyznać, że od ostatnich korepetycji z gryfonem, zaczął odrobinę inaczej podchodzić do zajęć i nawet zdecydował się na dziedzinę, która nie była ani jego ulubioną, ani chyba specjalnie mu potrzebną. Niemniej jednak na jego widok, rudzielec uśmiechnął się subtelnie pod nosem, poprawiając materiał śnieżnobiałej koszuli przy rękawach, upewniając się, że mankiety w kształcie węży odpowiednio zapięła przed wyjściem. Weszli do klasy w czwórkę, zajmując ławki i karmelowe ślepia dziewczyny od razu przykuł kielich. Zmienianie wody w wino, przetransmutowanie cieczy, a następnie zmiana pucharek w zwierzę? Zmarszczyła brwi zaciekawiona, wyjmując z torby różdżkę, podręcznik oraz pergaminy i układając na blacie ławki. Ruchem głowy zgarnęła miedziane loki na bok, odwracając głowę tak, aby widzieć swoich towarzyszy, wzruszyła delikatnie ramionami. - Możliwe. Możemy też przekształcać ciecz lub sam pucharek. Chyba transmutacja w złym czasie, co Chloé? - zapytała przyjaciółki, przyglądając się, jak zaczęła tworzyć coś na pergaminie. Swansea mieli to do siebie, że napad furii artystycznej było im bardzo trudno przerwać. Cassius był taki sam, ignorując cały świat, gdy w jego własnym sztaluga wychodziła nie piedestał. Raz jeszcze przesunęła spojrzeniem po twarzy ślizgonki, aby przesunąć je na Fillina.- Pamiętaj o odpowiednich chwytach. Swoją drogą, wam dwóm zmiana wody z wino powinna mocno się spodobać, co? Dodała jeszcze ze spokojem, bez cienia złośliwości czy innych, negatywnych domieszek. Ludzie po prostu często zapominali o podstawach, prąc naprzód. Lance wyprostowała się, kładąc dłonie na swoich kolanach i bawiąc się materiałem plisowanej spódnicy, założyła nogę na nogę w oczekiwaniu na rozpoczęcie zajęć.
Ostatnio zmieniony przez Nessa M. Lanceley dnia Sob 27 Cze - 0:20, w całości zmieniany 1 raz
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Transmutację samą w sobie niezmiennie darzył szczerą niechęcią, jeśli nie wręcz nienawiścią, a prowadzona przez tego starego capa Crane’a brzmiała jak podwójne zło i piekielna męka w jednym (wciąż miał też w pamięci ‘incydent’ z początku tamtego semestru, co tym bardziej nie nastrajało go optymistycznie do tej lekcji), nawet istnienie zaklęcia potrafiącego zmienić wodę w wino nie była w stanie go przekonać do tego przedmiotu; najchętniej ominąłby te zajęcia szerokim łukiem, nawet praca nad tym nieszczęsnym musicalem brzmiała atrakcyjniej niż ta lekcja, ale ostatnio postanowił, że nieco się za siebie weźmie w kwestii nauki na tej już niemal ostatniej prostej obecnego roku szkolnego, nie wyłączając z tego nawet tych ulubionych przedmiotów. Niestety. Teraz wyklinał się w myślach z a ten jakże zacny pomysł. W każdym razie postanowienie to postanowienie, więc chcąc nie chcąc – oj, zdecydowanie nie chcąc – zwlókł się z wyra w dormitorium, zarzucił na grzbiet szkolny mundurek – dbając oczywiście o odpowiedni stopień niechlujstwa, a eleganckie obuwie zastępując zielonymi trampkami – i powłóczywszy nogami, udał się na piąte piętro, gdzie mieściła się klasa. Oczywiście wcześniej zahaczywszy o Wielką Salę, żeby wrzucić coś na ząb, bo na głodnego ta lekcja w ogóle byłaby nie do wytrzymania. W środku było już sporo osób, na stolikach zaś były rozstawione szklane pucharki, puste. Nawet nie miał zamiaru się łudzić, że to będzie coś przyjemnego, bo na pewno nie będzie; nie w przypadku tych zajęć i tego belfra. Fitzgerald ruszył wzdłuż klasy, choć mocno miał ochotę zawrócić i wyjść, posyłając po krótkim salucie bliżej znanym mu mordkom. — Chętnie — rzucił z błyskiem białych zębów, gdy znalazł się na wysokości ławki, którą zajmowały @Violetta Strauss i @Victoria Brandon, jednocześnie szybkim ruchem – a na refleks nie mógł ani trochę narzekać – zgarnąwszy babeczkę z dłoni Strauss, nie zważając w ogóle na to, że brunetka wyraźnie oferowała łakoć drugiej Krukonce. Viol znała go jednak na tyle długo, że podobny numer z jego strony nie powinien być bardzo zaskakujący. Następnie jakby nigdy nic zajął pustą ławkę za dziewczynami i wgryzł się w swoją ‘zdobycz’.
// można się dosiadać jbc, zapraszam c:
Kore Blondeau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 174
C. szczególne : piękna twarz, figura modelki, powolne, dystyngowane ruchy, spokojny uśmiech, rumiane policzki
Uhh, transmutacja. Na samą myśl o zajęciach z profesorem Pattonem przechodzą ją dreszcze, a żołądek robi wywrotkę do góry nogami. Nie dość, że nienawidzi tego przeklętego przedmiotu to jeszcze ten potwór profesor, wysysa z niej chęci do życia, normalnie, jak jakiś wampir energetyczny. Może dlatego, pomimo posiadania tych 2000 lat, jak Kore na oko oceniała, mijając go czasem na szkolnym korytarzu, jeszcze nie rozsypał się w proch. Normalnie karmił się bólem uczniów i tyle w temacie. Wchodzi do sali i rozgląda się uważnie, kilka znajomych twarzy, Ruben, któremu posyła nieśmiały uśmiech, ale nie chce zaczepiać, bo ostatnio już wystarczająco zaburzyła jego strefę komfortu. Siada w jednej z wolnych ławek z tyłu i wzdycha przeciągle, opierając twarz o dłoń, w nadziei, że ktokolwiek lub cokolwiek postanowi umilić jej te 45(?) minut.
/elo elo, zapraszam do koreczka :*
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Transmutacja nie należała do ulubionych przedmiotów Nancy. Niechętnie wysunęła się spod koca, pod którym spędzała to leniwe popołudnie, by przygotować się do lekcji. Ubrała mundurek, związała włosy w luźny warkocz, zarzuciła torbę na ramię i bez entuzjazmu wyruszyła w podróż na piąte piętro. Gdzieś w połowie drogi zatrzymała się i z impetem uderzyła otwartą dłonią w czoło. - Różdżka... - Wymamrotała sama do siebie i zawróciła biegiem w kierunku dormitorium. Odnalazła zgubę na szafce przy łóżku i z jeszcze mniejszym entuzjazmem niż wcześniej ponownie udała się na piąte piętro. Z niechęcią otworzyła drzwi do sali, wyobrażając sobie ile ciekawszych rzeczy mogłaby teraz robić, skoro już udało jej się podnieść z łóżka. Rozejrzała się w poszukiwaniu kogoś kto mógłby jej umilić ten przykry czas i z radością zauważyła przy jednej z ławek Ofelię (@Ofelia Willows), a obok niej puste miejsce. Ruszyła w jej kierunku witając się po drodze ze wszystkimi znajomymi i posyłając im wesołe uśmiechy. Rzuciła torbę na ławkę i usiadła na wolnym miejscu. - Cześć! Zapowiada się ciekawie. - Stwierdziła rzucając spojrzenie na stojący przed nimi kielich. - Ty zamieniasz wodę w wino, a ja degustuję. Deal? - Zaproponowała szczerząc zęby w uśmiechu. Wyjęła z torby różdżkę, pergamin, pióro, układając wszystko na ławce dosyć niedbale. Wciąż nie była zachwycona, że musi tutaj być, ale widok przyjaznej twarzy podniósł ją nieco na duchu.
Transmutacja, jeden z niewielu przedmiotów, który faktycznie mnie interesował. Nie wiem czemu. Jako prawie mugolaczka powinnam zachwycać się przecież zaklęciami. W końcu mogę zrobić pium, pium z różdżki i coś się dzieje. Jednak moje serce skradła transmutacja. Oczywiście, nie byłam z niej dobra. Wręcz przeciwnie, nic mi nigdy nie wychodziło. Zamiast nóżek moja maselniczka miała jedno uszko, nawet nie dwa, a jedno, a gdy miałam przemienić cukier w sól, część z niej zmieniła się w taką to kąpieli. Druga część została zwykłym cukrem, więc moim zdaniem wyszedł z tego całkiem fajny piling, ale ja już nawet nie wiem czy w czarodziejskim świecie oni takie mieli. Reasumując, szło mi beznadziejnie, ale choć przedmiot wydawał się fajny. Weszłam do sali z ogromną energią. Cała aż musiałam nią emitować. Nic więc dziwnego, że usiadłam obok @Kore Blondeau . Dziewczyna wyglądała jakby miała tutaj zaraz zasnąć albo umrzeć, albo coś gorszego. To choć moja obecność ją rozpromieni. - Hej Kora - przywitałam ją z ogromnym entuzjazmem - gotowa na dzisiejszą ekstra lekcję? - jakbym była żarówką, to bym aż pękła od ilości energii, która przeze mnie przepływała.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
To była jedyna lekcja (oprócz miotlarstwa) na którą kompletnie nie trzeba mnie było poganiać i z większą chęcią się na nią ruszałem niż na inne zajęcia. Dlatego Nessa nawet nie musiała mnie łapać, ciągać, namawiać, sam wiedziałem kiedy jest i grzecznie czekałem kiedy moja przyjaciółka zatrzymała się w Pokoju Wspólnym, gdzie postanowiła ściągnąć na zajęcia Chloé. Chyba pierwszy raz od dawna nie byłem osobą, która więcej marudziła, ale muszę przyznać, że idąca z nami Ślizgonka doskonale mnie zastępowała swoim jojczeniem na transmutację, a ja z rozbawieniem słuchałem jej zawodzenia. Przed klasą już czekał na mnie mój najlepszy przyjaciel, irlandzki brat, Boyd Callahan, z którym przybijam piątkę i klepię Gryfona po plecach; byśmy po chwili mój BFF, ja i moje dwie piękne towarzyszki weszli do klasy transmutacji. Zanim dochodzę do ławki z moją grupką znajomych nie omieszkuję dla zasady zaczepić Victorii, machając jej na przywitanie, kiedy zobaczyłem dziewczynę tak wyraźnie, by mogła mnie zauważyć mimo tego że była odrobinkę dalej. Po chwili siadam z całą ekipą, która jak to zwykle bywało na początku lekcji, rozważała co będziemy robić. - Albo wodę w piwko - dorzucam swoje trzy grosze do tej mądrej dyskusji i cmokam z niezadowoleniem kiedy Nessa poucza mnie przy wszystkich. - Sama pamiętaj o chwytach - mówię i już zamiast się boczyć, parskam śmiechem kiedy słyszę jak to durnie brzmi i klepię Neskę po ramieniu.
Pewnie zaspałbym na tę lekcję transmutacji, gdyby nie ta mała Proxima, która odważyła się mnie obudzić owijając się wokół mojej szyi i lekko podduszając. Uwielbia to robić, ja natomiast za każdym razem chce ją ukatrupić, zastanawiając się głośno jaka metoda podania węża byłaby najsmaczniejsza. W każdym razie dzięki temu staremu prykowi udało mi się jakimś cudem wstać z łóżka i nie spóźnić się na zajęcia, na których w innych okolicznościach nawet bym się nie pojawił. Trochę mi się nie chciało, nie miałem dziś humoru na słuchanie zrzędzenie Craine'a, ale jakoś przemogłem się, by ruszyć dupę i może wynieść coś z tej lekcji. Co jak co, ale nauczycielem on był dobrym, jedynie charakter psuł cały obraz. Gdy się już zebrałem, ubierając się w moją stylową szate z naszywkami moich ulubionych zespołów, dałem Proximie wślizgnąć mi się na ramię i wyszliśmy. W sali szybko rozejrzałem się w poszukiwaniu znajomych twarzy i usiadłem w wolnej ławce. Z torby wyciągnąłem różdżkę i notatnik i oparłwszy głowę na dłoni, przymknąłem oczy, chcąc jeszcze się zresetować, zanim lekcja się zacznie.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Przyszła pora i na lekcję transmutacji. Naprawdę ciekawiło ją jakie też przemiany będą tam miały miejsce. W sumie nigdy nie była transmutacyjnym asem także liczyła na to, że zajęcia nie będą należały do zbytnio skomplikowanych i będzie mogła bez większych problemów wykonać wszystkie zadania na lekcji. Wciąż pamiętała nieszczęsne zielarstwo, na którym chyba połowie osób powinęła się ręka pomimo niezwykle pomyślnego pierwszego etapu. Kiedy tylko weszła do sali zauważyła, że w środku znajduje się już spora liczba osób przez co nie miała zbyt wielkiego wyboru jeśli chodziło o ilość wolnych miejsc. Dlatego też musiała znaleźć sobie jakieś siedzisko i jakimś trafem akurat stwierdziła, że chyba najlepszym wyjściem byłoby, aby przysiadła się na miejsce obok tego, na którym znajdował się @Ruben R. Skuja. - Cześć - przywitała się krótko, podchodząc do niego po czym wskazała jeszcze na wolne krzesło. - Nie masz nic przeciwko? Wolała zawsze spytać, żeby faktycznie nie stworzyć niepotrzebnych problemów jeśli chłopak faktycznie nie życzył sobie jej towarzystwa. Liczyła jednak na to, że wyrazi potrzebną jej zgodę i będą mogli w razie potrzeby wspólnie pracować w czasie zajęć.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Schody znów spłatały Darrenowi figla, dlatego wpadł do klasy nieco później niż zamierzał. Co prawda lekcja się jeszcze nie zaczęła - ba, Shaw miał jeszcze nieco czasu - ale sala już się wypełniała. Część ławek była już zajęta, skierował więc swoje kroki do pierwszego wolnego miejsca które zauważył. Usiadł obok brązowowłosej dziewczyny i skinął jej głową na powitanie. Mignęła mu kilka razy na korytarzach Hogwartu, jednak do tej pory jeszcze nie mieli okazji porozmawiać - przynajmniej aż do teraz. - Darren - przedstawił się, kładąc różdżkę obok pucharu wypełnionego krystaliczną wodą. Poprawił przygniecioną szatę i zakasał nieco rękawy, ostatnią rzeczą której chciał w takiej sytuacji było zamoczenie ubrania w którymś w kielichów, niekoniecznie swoim. Zastanawiał się, co konkretnie będą dzisiaj ćwiczyć, jednak póki profesora nie było w klasie - a przynajmniej nie było go widać - postanowił podtrzymać nieco konwersację ze swoją towarzyszką z ławki - Masz może zielone pojęcie, po co nam ta woda? - spytał, spoglądając na nią i dotykając ostrożnie czubkiem różdżki pucharu, jak kot dotykający nieznanego przedmiotu.
- Chyba za bardzo wziąłeś do siebie, że chwilowo mamy wakat z ONMSu. - zmierzyła go lekceważącym spojrzeniem, bo co on tu jej będzie o ptactwie nawijał, Gąskiewicz jeden. Już raz miał ją podszkolić to się obydwoje nie umieli do tego zebrać, widując się dotąd właściwie tylko przy okazji miotłowanek. Nie, kompletnie nie widziała w nim winnego, jeżeli chodziło o obiecane korepetycje, w końcu sama chyba jeszcze ani razu nie upomniała się u niego o to inaczej niż w formie żartobliwej zaczepki. - Pół ferii spędziłam na stoku. Jak go minęłam na czerwonej trasie to z wrażenia wjechałam w zaspę. - kontynuowała opowieść, jednak z pominięciem faktu, że tak naprawdę wpadła w jakieś krzaki, za którymi odkryła gorące źródła. To w tej chwili nie miało znaczenia w jej narracji. Zerknęła z niego z niemym niedowierzaniem na wspomnienie o fairwynowym odrzuceniu. Jej twarz zrobiła się sina od powstrzymywanego śmiechu, jednak chwilę później wzięła kilka głębokich, uspokajających wdechów i trochę się opamiętała. Klasa w której w każdej chwili mógłby pojawić się obiekt ich plotek to nie było dobre miejsce na wybuchy rozbawienia. Kiedy już się opamiętała, zajęła miejsce obok Swansea i pokiwała głową. - Nie wiem, może chciała mi dotąd udowodnić, że obie nadajemy się tylko do transmutacji. - odkładając różdżkę wraz z zestawem do notowania na blat, postanowiła podzielić się swoimi obserwacjami. O ile czarowanie w przypadku zaklęć nadal było dla niej męczące i traumatyczne, o tyle transmutowanie szło jej z taką łatwością i polotem, że za każdym razem czuła się pełna energii i entuzjazmu, sięgając właśnie po nie.
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Wchodząc do klasy słyszała już dochodzący stamtąd gwar. Przez jeden moment niemal padła na zawał na myśl, że się spóźniła lecz po otwarciu drzwi odkryła, że nauczyciela jeszcze nie było. Przemknęła cicho między ławkami i starała się nie za bardzo rzucać w oczy. Miała nadzieję, że spotka kogoś bliżej znajomego jednak to miałoby skłonić ją do rozejrzenia się po klasie, a nie chciała zatrzymywać się w połowie drogi i zwracać na siebie więcej uwagi. Przyciskając mocno do piersi podręcznik od transmutacji zajęła wolne miejsce gdzieś na środku. Zerknęła z ciekawością do pucharu i go delikatnie przesunęła, by móc położyć przed sobą książkę. Cicho wyciągnęła swoją czyściutką różdżkę, naostrzone pióro i czarny atrament. Raz po raz wsuwała kosmyk włosów za ucho i ukradkiem rozglądała się po klasie. Dostrzegła gdzieś tam Chloé, ale nie odważyłaby się z nią przywitać kiedy ta była już w towarzystwie. Otworzyła podręcznik na losowej stronie i udawała, że czyta, a tak naprawdę gdyby był do góry nogami to nawet tego nie zauważyła. Oparła policzek o brzeg dłoni i cicho stukała butem o podłogę. Mimowolnie przysłuchiwała się toczącym się najbliżej rozmowom, ale starała się jednak tym nie zdradzić.
| siedzi sama w środkowej ławce |
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Chciał zająć miejsce przy @Nancy A. Williams. Wyciągał nawet do niej dłoń, żeby się przywitać. Machnął jednak ledwie w powietrzu, a Nancy zdążyła dosiąść się do dziewczyny, której nie znał. I chwilowo nie lubił. Brak sympatii miał mu przejść wraz z zakończeniem lekcji, ale póki ta trwała, potrzebował nieinwazyjnego towarzystwa, a kto się do tego nadawał lepiej niż niewinna puchonka? Zatrzymał się, rozluźniając krawat pod szyją, który zaczynał go dusić. Największym utrapieniem funkcji był obowiązek dbałego stroju. W szkole złożonej z bryły lodu i gęstych lasów nikt nie przykładał uwagi do zewnętrznego wizerunku. Z zajęć w terenie wszyscy wracali tak samo wypluci przez dziką przyrodę. Tutaj, luźno narzucona biała koszula, wyrwane guziki... wszystko było widać od razu. Podwinął rękawy, żeby nie było widać, żę właśnie jeden guziczek przy mankiecie stracił, poprawił skórzaną bransoletę na nadgarstku, a chwilę potem brzędząc wikińskimi wisiorami, dosiadł się do innej, wyczajonej po barwach puchonki. @Bonnie Webber. — Hej. Był chłodniejszy i mniej zainteresowany otoczeniem niż zwykle, ale się nie znali. Nie mogła tego ocenić... i to mu odpowiadało. — Jestem Gunnar, a Ty to...? Utkwił w niej spojrzenie co prawda, ale jego było odrobinę nieobecne. — Kurwa — przeklął po momencie, kiedy odznaka odpięła mu się z piersi lądując w pucharku z wodą — Nie ty... — sprostował — Szlag by to.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Transmutacja nie była jego konikiem. Za trudne to to, za ambitne, za dużo trzeba czytać i praktykować. Owszem, wiedza z tego zakresu była szalenia pomocna w codziennym życiu, ale już samo zmienienie łyżki w widelec wymagało cholernej wprawy i pełnego skupienia, a co dopiero jakieś ciekawsze i bardziej zaawansowane transmutacyjne sztuczki, jak chociażby zamienienie swojej bezwartościowej egzystencji w życie pełne wrażeń, sukcesów i... Och, chyba transmutacja jednak nie polegała na tym? A może właśnie tak? I to właśnie dlatego, że Tarly był z niej taki słaby, to w dalszym ciągu tkwił jako sprzedawczyk w Sklepie u Zonka? A jedyny kontakt, jaki miał z tą dziedziną magii, ograniczał się do wciskania pudełek transmutacyjnych przypadkowym klientom. No i jeszcze lekcje! Nie zapominajmy o lekcjach! Ociągał się strasznie. Robił wszystko, żeby nie pójść na te zajęcia. Wszystko! Od spania, przez jedzenie, na siedzeniu pod drzewem skończywszy. Odkąd jego najdroższa Freia wyjechała - samo słowo "transmutacja" wywoływało ścisk w jego gardle i napawało go goryczą. Ona była w tej dziedzinie mistrzynią. On - kompletnym debilem. I tak się wywiązała ich przyjaźń, po której zostały już tylko smutne wspomnienia. Kiedy wszedł do sali, to nie zważał na to, kto jest w środku i czy jest już tam profesor Craine. Z zaciśniętą szczęką ruszył w kierunku bliżej nieokreślonym, skończywszy w pobocznej ławce gdzieś na końcu sali. Usiadł sam, chciał być niewidoczny i szybko skończyć ten przykry studencki obowiązek. Wewnętrznie czuł się jak jakaś wypalona świeczka. Osunął się na ławkę ni to z wycieńczenia, ni to ze znudzenia. Wsparł policzek na dłoni, miażdżąc go i robiąc sobie na skórze kilka dodatkowych zmarszczek. Dopiero widok kielicha trochę go rozweselił. Zamienianie wody w wino? No, choć raz coś ciekawego i przydatnego w prawdziwym żyćku.
// siedzi sam, można się dosiadać, ale jest nieswój
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Zajęta podsłuchiwaniem okolicznych uczniów nie usłyszała,z e ktoś podszedł do jej ławki. Podniosła głowę i zobaczyła stojącego obok wysokiego groźnego Ślizgona o nieobecnym, zamyślonym spojrzeniu. Zdziwiona jego obecnością obejrzała się przez ramię, wszak może chciał iść gdzieś dalej ale jej ławka stała mu na drodze...? Napotkała jedynie wzrok @Bruno O. Tarly więc szybko odwróciła się z powrotem do siebie, a jej uszy lekko poczerwieniały. Usłyszawszy imię chłopaka i zobaczywszy na jego piersi odznakę już zwątpiła. Coś przeskrobała? Przysunęła łokcie bliżej brzucha, gdy odznaka wpadła do pucharka z wodą. Kilka jej kropel wsiąkło wesoło w otwarte strony podręcznika. Reszta słów chłopaka sprawiła, że nabrała powietrza w płuc a jej wyraz twarzy wyrażał zbulwersowane. Dopiero gdy sprostował swoje przekleństwo poczuła jak mogło zabrzmieć, wszak w pierwszej chwili nie widziała w tym niczego obraźliwego. - Ymmmm... Bonnie. - baknęła cicho pod nosem lecz gwar w klasie mógł uniemożliwić usłyszenie jej głosu. - Coś zgubiłeś. - stwierdziła i wyciągnęła jego odznakę ze środka pucharu. Trzymając ją między palcami nakierowała na nią zaklęcie suszące. Popatrzyła niepewnie na chłopaka jakby obawiała się, że chce ją zjeść. Nie wyglądał przyjaźnie z tą dziwną miną i nieobecnym wzrokiem. Rozważała nawet ucieczkę do tego chłopaka za jej plecami i zastanawiała się co musiałaby powiedzieć, aby jej ewakuacja nie wydawała się dziwniejsza niż powinna. Po paru chwilach przysunęła w kierunku Ślizgona lekko wilgotną odznakę. Nie wiedziała co powinna powiedzieć, czy rzucić jakimś żartem albo zaśmiać się bez histerii w głosie . Zacisnęła więc usta i starała się nie czuć tak malutka przy prefekcie Slytherinu.
Nie chciałem spóźnić się na najważniejszą dla mnie lekcje, z najgorszym nauczycielem, Crainem. Tak bardzo kurwa tęsknie za Bergmanem, którego jeszcze się dało przeżyć, nie był takim bucem. Przez tę pespektywę tym ciężej było mi się zbierać na tę lekcję, która z jednej strony mnie pociągała, a z drugiej całkowicie stonowała, ciężej mi było się zebrać w sobie, by wstać z kanapy i ruszyć w stronę sali transmutacji, przy okazji przepychając się wśród tysięcy małych gówien, które ci milsi nazywali pierwszoroczniakami. Gdy już zdołałem się przepchnąć przez ławicę smrodów, dopiero wtedy uświadomiłem sobie jak wcześnie jeszcze było i pewnie nikogo jeszcze w sali bym nie zastał. Dlatego też postanowiłem, że pójdę na krótką chwilę na dziedziniec sobie zapalić. Ogólnie to ciągle zapominałem, że był ten zawszony zakaz palenia na terenie. Tak jakbym był dzieckiem, Merlinie. Niech Hampsona skrzaty gównem obrzucą za takie bezsensowne zasady. Ogólnie to starałem się ukrywać z tym, nie chciałem potem wysłuchiwać jaki to wielki Dear był nieodpowiedzialny i że nie powinienem tak łamać regulaminu. Dlatego też, gdy już moje płuca się najadły trzecim obiadkiem dzisiejszego dnia, ponownie ruszyłem w stronę klasy transmutacji. Było już pare osób, w sumie to pewnie byłem jednym z ostatnich co dzisiaj przyjdą. Szybko rozejrzałem się w poszukiwaniu znanych mi osób, takich jednak nie znalazłem, a każdy był już zajęty sobą, więc nie mogłem się chamsko dosiąść. Usiadłem w jednej z wolnych ławek i zacząłem bawić się jedną kartką z notesu, który miałem w torbie - zacząłem składać z niego najróżniejsze origami, czego nauczyłem się od pewnej ładnej pani w Grecji, podczas jednej z moich podróży.