Sala ta jest bardzo nasłoneczniona, a z jej okien widać obszerny dziedziniec. Pełno tu klatek, w których czasami pojawiają się kociaki do ćwiczeń, jedna szafa jest pełna kufrów, a omnikulary ułożone na regale mają tendencję do uciekania, bowiem te egzemplarze mają albo królicze łapy, uszy lub ogony.
Wjechałem do klasy zaledwie kilka sekund przed czasem co doprowadziło do tego, że wszystkie ciekawsze miejsca były zajęte, więc zasiadłem sam z tyłu sali rozglądając się po sali. Chciałam tutaj być dokładnie tak samo jak pragnąłem wymywać dupska wszystkim hipogryfom z Zakazanego Lasu. Jasne, Bergmann nie był wprawdzie chujem jak Craine, ale brakowało mu czegoś co miał Dear, a fakt, że wcześniej uczył mnie w Trausnitz wcale nie ułatwiał sprawy. Mimo że nie byłem fanem tego przedmiotu to lekcje z Dearem jakoś mnie przyciągały, a tutaj pojawiałem się tylko po to by pod koniec roku dostać upragnioną parafkę na świadectwie ukończenia studiów i móc rozpocząć upragnioną karierę. Pewnie normalnie miałbym wszystko w głębokim poważaniu, ale z racji tego, że siedziałem sam to nie miałem specjalnie wyboru i postanowiłem przynajmniej spróbować skupić się na lekcji, a czekając na to aż nauczyciel w końcu zacznie mówić przejrzałem nawet moje transmutacyjne bazgroły z zeszłego roku - wiele z nich nie wyciągnąłem, ale zawsze coś. Musiałem chociaż trochę poudawać, że mi zależy dlatego wpatrywałem się w profesora i zmusiłem się do maksymalnego skupienia - może nie nie przepadałem za przedmiotem, ale starałem się zrobić dobrą minę do złej gry.
SZCZĘŚCIE: 2 PREFERENCJE: 0,5 - bo Bergmann jednak nie jest Crainem XD KONCENTRACJA: 4 TALENT: 1 CAŁOŚĆ: 7,5
Autor
Wiadomość
Beverly O. S. Shercliffe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.75
C. szczególne : mocny makijaż, włosy w czerwieni, ubiór zwracający uwagę, kolczyki w uszach i jeden na boku w nosie, okulary
Przez ułamek chwili siedziały w ciszy, a Beverly nie zamierzała się wypchać, ani też się odgryzać na Harlow. Może nie teraz. Oczywiście uwielbiała pławić się w zdeptanie i szydzenie ze spraw innych, czasami postępowała tak z Diną, ale ona nie obrażała się z byle powodu, nie miała Bev tego za złe. Paskudny charakterek, piękny wygląd niczego nie brakowało Harlow. Gdzieś tam rozumiały się, a może nawet ich relacja była toksyczna. Obie kwalifikowały się do najgorszych ślizgonek w swoich rocznikach, a sława ta nie gasła ani na moment. Teraz miała jeszcze rozbłysnąć. Czekała, aż przyjaciółka zrzuci ten kwas z wątroby. Planowanie zemsty samemu było nudne, ale razem z @Dina Harlow to było jak tworzenie misternego, okropnego, a zarazem genialnego planu. Shercliffe ostatnio nie miała na kim się mścić, jasne, że mogła, ale nie miała konkretnego powodu, który był niezbędny, aby zemsta była słodka. - Klątwa? Sraczka? A kim jest ten szczęściarz zasługujący na Twoją uwagę? - Zerknęła na nią za swoich okularów, całkowicie pochłonięta tym, co miała do powiedzenia ślizgonka. Nim zdążyła usłyszeć odpowiedź, w sali rozbrzmiało jej imię głośno i wyraźnie w niezbyt poetyckim kontekście. Szybko przeniosła wzrok w stronę @Gunnar Ragnarsson. - Kto chce się pierdolić? - Wygłosiła na głos, rozejrzała się, jakby nie wiedziała tu nikogo wartego uwagi pośród mężczyzn, uniosła rękę do góry i wystawiła środkowy palec. Przeniosła spojrzenie na @Melusine O. Pennifold, która właśnie się dosiadła, mrugając zalotnie. Beverly pochwyciła ten gest, a jej ponure usta, wydały się wyginąć w lekki, jednak nieco skryty uśmiech. Nieprzyzwoicie i erotycznie to ona pomyślała o krukonce. - Zostaw galeony w spokoju, wymyśle Ci klątwę nawet w tej chwili za darmo, gdy tylko pozwolisz mi ją wypróbować na Twoim obiekcie nienawiści. - Oparła się o krzesło, po czym przeniosła wzrok na Melusine. - Można jej ufać? - Słowa kierowała do Diny, nadal jednak przyglądając się dziewczynie z turbanem na głowie.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Jesienna aura na dobre dawała o sobie znać, przystroiła teren szkoły w piękne czerwone, żółte i pomarańczowe barwy. Co jakiś czas z wolna spadały kolorowe liście, które były zwiastunem nadchodzącej zimy. W kalendarzu zagościł miesiąc październik; dni zrobiły się krótsze, ciemniejsze oraz chłodniejsze. Pogoda żartowała sobie z uczniów, przynosząc raz słońce raz deszcz. Większość zrezygnowała już z cienkich ubrań na rzecz cieplejszych. W modzie królowały luźne sweterki i płaszcze przeciwdeszczowe. Mimo piękna jakie przynosiła za sobą zmiana ubarwienia roślin, jesień nie należała do lubianych pór roku - wręcz przeciwnie. Zbyt często przynosiła ze sobą melancholie, utratę radości życia i stany depresyjne. Gabrielle doskonale zdawała sobie z tego sprawę, dlatego postanowiła, że nie podda się depresji. Pierwszym kierunkiem, który obrała była klasa transmutacji. Przedmiot ten nigdy nie był lubianym przez Gabrielle, zupełnie nie wychodziło jej transmutowanie jednej rzeczy w inną, choćby nie wiadomo jak się starała i jak dobrze znała teorię; stosunkowo logiczną i prostą. Przedmiot niezwykle trudny i mało lubiany przez blondynkę, był podobnie jak uzdrawianie zadrą w jej oku, jednakże jeśli już miała wybierać, wówczas wolała unikać widoku krwi. Chociaż szkole nadal nie czuła się pewnie, to samopoczucie nadal miała dobre. Ostatnio rzadko kiedy uczestniczyła w zajęciach, a dodatkowo jej późniejsze przybycie do szkoły mocno nadszarpnęły zdobytą do tej pory wiedzę. Kolejne złe stopnie wywoływały złość rodziców, natomiast ona nie mogła i nie chciała dłużej nadużywać ich dobrego serca, dlatego w końcu postanowiła wziąć się w garść, mając ogromną nadzieję, że udział w lekcji transmutacji jej w tym pomoże. Świat w końcu nie zaczynał i nie kończył się na jednej osobie. Unikanie przebywania w rzeczywistości i skupianie się na nieznaczącej nic egzystencji było błędną drogą. Świadomość tego uderzała w dziewczynę powoli, jednak na tyle systematycznie, aby wpłynąć na tor jej myśli. Wzięła głęboki wdech zanim przekroczyła próg klasy. Zadarła głowę do góry i tylko przygryzany od wewnętrznej strony policzek świadczył o zdenerwowaniu, które czuła. Z pomieszczenia dochodziły rozmowy, choć Gabrielle nie wsłuchiwała się w nie zupełnie, nawet nie rozejrzała się po sali, zajęła jedynie miejsce w jej końcu otwierając przed sobą książkę. Jeśli nawet ktoś na nią spojrzał i poczuła na sobie czyjś wzrok nie dała tego po sobie poznać. Tylko głos… dobrze znany, który towarzyszył jej przez większą część życia sprawił, że serce w piersi dziewczyny zabiło mocniej. Finn pomyślała. Jak to się stało, że nagle odepchnęła od siebie wszystkich których kochała? A może to oni uciekli przed nią?
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Przesiadywał wśród Puchonów i uświadamiał sobie, że ten dwuosobowy tłok nie jest aż tak męczący jakby mógł się spodziewać, gdyby nie byli to ludzie spod herbu Helgi. Nieco zesztywniały sporą ilością osób zainteresowanych transmutacją, nie zwracał na siebie szczególnej uwagi. Uśmiechał się oszczędnie, ale zachowywał przyzwoicie, normalnie i nie wzbudzał żadnych podejrzeń. Bańka spokoju, oaza wewnętrznej ciszy... Wystarczyło podnieść wzrok i zobaczyć ją, aby w jego głowie nastał mętlik. Lewitująca między nimi książka upadła gwałtownie na ławkę, gdy stracił koncentrację na zaklęciu. Wyprostował kark i wbił przenikliwe i soczyste błękitne spojrzenie w @Gabrielle Levasseur. Opuścił dłoń oplatającą rączkę różdżki, widocznie spiął mięśnie szyi, ramion i żuchwy. Potwór w środku zawył ostrzegawczo. Niebezpieczeństwo. Niebezpieczeństwo jest blisko. Zmarszczył brwi i zupełnie nie potrafił wrócić do poprzedniej koncentracji na rozmowie z Caelestine i Skyle'rem. Nie zdążył uspokoić reakcji mięśniowej, aby nie wzbudzić sobą zainteresowania swych rozmówców. Nie patrzyła na niego, ale on już na nią tak. Nie miał pojęcia, że wróciła. Nie miał pojęcia czemu jej nie było, ale też nie pytał, bo wtedy zaczął upadać. A w takim czasie nie zadaje się pytań tylko się stacza. Naprężony niczym wojownik siedział w ławce i walczył sam ze sobą. Stanowiła cholernie wielkie niebezpieczeństwo dla jego imitacji oazy spokoju i planów destrukcji. Zbyt wiele dobrych wspomnień z nią miał, aby móc to zlekceważyć. Na Merlina, potwór tego chciał. Rozszarpywał go od wewnątrz, wywołując na twarzy przelotny skurcz bólu... Siłą woli oderwał od niej wzrok, aby nic z niego nie wyczytała. Przeniósł je na swoje paznokcie wbijające się boleśnie w rdzeń różdżki. Nagle była taka ciężka. Szybko ją schował, niemal z paniką. Ledwie oddychał. Zamknął powieki, zacisnął zęby i zmuszał się do regularnych wdechów i wydechów. A to, co skrywał rozszarpywało jego trzewia wpędzając go w stan mentalnej agonii.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Oglądał się za siebie, spoglądając na drzwi, za każdym razem gdy tylko ktoś nowy wchodził do klasy. Lubił orientować się w sytuacji i trochę też liczył, że zobaczy którąś z bliższych mu osób. Uśmiechnął się do @Gabrielle Levasseur na powitanie, ciesząc się z kolejnego Puszka na lekcji, jednak szybko poczuł, że coś jest nie tak. Spojrzał na Finna, po czym powiódł za jego wzrokiem, ponownie trafiając na sylwetkę Puchonki. Coś jest zdecydowanie nie tak. Co prawda z chłopakiem nigdy nie był na tyle blisko, aby się sobie zwierzali, więc nawet nie wiedział jaka dokładnie relacja była między nim a Gab, jednak niezależnie od tego jego reakcja była... odbiegającą od normy. Jeszcze przed wakacjami pewnie po prostu by zapytał co mu jest, ale teraz taka opcja zupełnie nie wchodziła w grę. Skrzywił się nieznacznie, wiedząc już, że gdy tylko otworzy usta, to wyleje się z nich kłamstwo. Pochylił się do chłopaka z konspiracyjną miną. - Ej, myślisz, że jestem w typie Levasseur? - powiedział ściszonym głosem. Niby zakończył już w swoim życiu etap randkowania z kobietami, ale przecież nie wszyscy o tym wiedzieli. Właściwie... nieliczni o tym wiedzieli, więc czemu by nie wykorzystać nieświadomości Finna? - Może zaproponuję jej, aby się do nas dosiadła? - dodał powracając do poprzedniego tonu głosu, będąc jednocześnie pewnym, że Gard zwyczajnie odmówi i po jego reakcji będzie w stanie zrozumieć ich relacje. Wyczyta przynajmniej czy w ogóle chce z nią rozmawiać i czy łączy go z nią jakiś romans. - Chyba, że masz coś przeciwko, Caelest - dodał szybko, nie wiedząc z kolei czy dziewczyny przypadkiem nie mają ze sobą problemu. Zdecydowanie musi nadrobić wiadomości.
Morgan i Skyler najpierw napełnili ją nadzieją, że może jednak odzyska swoje rysunki, ale słowa Finna ściągnęły ją brutalnie to rzeczywistości. Odtworzenie miesięcy jej pracy nie było możliwe, dlatego uśmiechnęła się blado, trochę może nawet kwaśno, chwilę potem uciekając spojrzeniem na bok. Jedynym pocieszeniem wydał się jej widok brata, na czyjego wzrok się teraz natchnęła. Skrzyżowała z nim spojrzenie, w istocie, zgodnie z jego podejrzeniami, zastanawiając się co akurat on robił na lekcji transmutacji. Uniosła delikatnie dłoń, machając mu zaledwie niepełnym podniesieniem jej w górę, ponad ławką, o którą się oparła. Wychylała się w przód, żeby dobrze widzieć Cassiusa. Zwłaszcza wtedy kiedy ze skondundowaniem zaczesała włosy za ucho, posyłając mu spojrzenie pełne pogubienia: "Jak to? Czemu transmutacja?". Zaraz jednak zdała sobie sprawę, że Finn coś do niej mówi. Dotarło to do niej, kiedy kątem oka dostrzegła lewitujący w powietrzu dziennik. Z automatu wyciągnęła po niego ręce, zaczynając wypowiedź: — Nie. Nie będzie to po... Gard, chociaż sam przed chwilą zadawał jej pytania, już jej nie słuchał. Jeszcze nie skończyła swoich słów, a jej własność z hukiem opadła na ławkę. Nie zdążyła jej złapać. Zamrugała oczami zaskoczona nagłym przerwaniem zaklęcia. Najpierw zabezpieczyła swój dziennik, wyciągając po niego ręce i zgarniając go do swojej torby, a dopiero później przyjrzała się uważniej twarzy Puchona. Malowały się na niej dziwne emocje. Na tyle chaotyczne i niejasne do odczytania, że podążyła za jego spojrzeniem, dopóki jej własne nie padło na @Gabrielle Levasseur. To jej widok wprawiał Finna w takie otępienie? Nie była pewna, spoglądała też na wszystkich za jej plecami, czy których mogło objąć spojrzenie szweda, ale tylko ona jedna była z Hufflepuffu, co wzmacniało bazę do jakiejkolwiek znajomości. Utwierdziły ją w tym przekonaniu słowa Skylera, odnoszące się do dziewczyny. Zawiesiła spojrzenie na prefekcie, nigdy wcześniej nie podejrzewając go o złośliwość, ale to co teraz mówił, kiedy Finn w taki sposób reagował na przyjście Gabi na lekcje, było bardzo wredne. Splatając ręce na piersi, niemalże czuła namiastkę dyskomfortu, jaki oblał teraz Finna. Jej był znacznie słabszy i wywołany zachowaniem Schuestera, który – co do tego miała pewność – powinien się jednak powstrzymać od komentarza. Miała właśnie delikatnie zwrócić mu uwagę, żeby może powstrzymał się od dalszych słów, ale nie potrafiła złożyć odpowiednio mało wrogich zdań, żęby nie potraktował jej jak agresora, dlatego oblizała lekko wargi, odrywając spojrzenie od dwójki puchonów. To nie była jej sprawa. Przynajmniej dopóki Skyler nie zadał pytania jej. Ku swojemu zdziwieniu, odpowiedzi udzieliła natychamiastowo. — Mam. Nic przeciwko Gabrielle, chociaż tak mogło to zabrzmieć w tym kontekście. Miała jednak wyraźne zastrzeżenia co do zaproszenia jej do jej stolika. Czy Skyler chciał w jakiś sposób ukarać za coś Finna? Zerknęła na Garda, zastanawiając się, kiedy zdążyli ze Skylerem przejść na jakąś dziwną droczeniową wojnę, bo chyba przestała rozumieć motywacje ich prefekta i zachowanie Finna. Niepewna nawet do końca czy na pewno dotyczyło ono osoby trzeciej w postaci puchonki. Chyba znalazła się w złym miejscu w złym czasie, ale było już za późno żeby się przesiąść, dlatego wbiła spojrzenie w blat stołu, mrucząc jedynie do Skylera ostrożnie, żeby go nie urazić. — Nie powinieneś wspominać o podrywaniu innej dziewczyny, w obecności jednej z nich, Skyler. Można było odnieść wrażenie, że to trochę lekceważące dla niej – jako dziewczyny – i nieco ujmujące jej, jako jego koleżance. W końcu ją też, obok Finna, potraktował jak kumpla. Każda dziewczyna na miejscu Celeste poczułaby się ignorowana i sklasyfikowana niżej od obiektu zainteresowania Schuestera. Caelestine, choć zwykle nie zareagowałaby na to w ten sposób, teraz znalazła w tym zachowaniu powód, dla którego mogła się nie zgodzić, żeby Gabrielle dosiadała się do ich grupki. Choć prawdziwa przyczyna siedziała razem z nimi. Uniosła z dozą niepewności wzrok do Garda, śledząc jego reakcje. On sam powinien odmówić. Zamiast zmuszać ją do reagowania w jego intencji.
Płytkie oddychanie nie miało prawa pomóc mu zachować spokoju. Z jednej strony chciał wstać i podejść do Gabrielle, usiąść obok bez słowa. A z drugiej uciec z klasy i udawać, że nie uwolni z więzienia sumienia. Lekcja mogłaby się w końcu rozpocząć… naprawdę nie pogardziłby intensywną pracą, która mogłaby oderwać jego myśli. Nagły szept przy ramieniu ocknął go i sprawił, że popatrzył na Skylera ze zmarszczonymi brwiami. Co na Merlina…? Podoba? Co miał na myśli? Sięgnął dłonią do swego karku, aby rozmasować zesztywniałe jego mięśnie. Ledwie zdążył przetrawić propozycję zaproszenia do nich Gabrielle, gdy Cealestine zaprotestowała. Zerknął na nią z uwagą, odnosząc wrażenie, że robi to… bo on się dziwnie zachowuje? Zupełnie jakby wstawiała się za nim mimo, że to było niepotrzebne. Wyrwany z toku myśli mógł wrócić do rzeczywistości dzięki ich rozmowie. Nie odrywał niebieskich oczu od Swansea, zachowując się jakby chciał coś z niej wyczytać. Znaleźć odpowiedź. Po chwili na jego ustach zamajaczył przepraszający uśmiech. Na krótko, ale był. - Miałbyś szansę, Sky. Tak sądzę. - odpowiedział z ostrożnością w głowie, spoglądając na chłopaka. - Tylko ona jest smutna. - dodał, choć przecież nie musiał. Nie patrzył na kuzynkę, ale odniósł wrażenie, że widział na jej twarzy, za ta maska, rezerwę i negatywne odczucia. Bał się na nią spojrzeć. Na Merlina, bał się, a Sky chciał by tu przyszła. Zaś Finn nie mógł jej lekceważyć. Wychowanie zabraniało poza tym… nie wiedział jak się zachować. - Jak chcecie. Przepraszam was. Ciebie, Caelestine za książkę. I oboje za moje… ym… - nie widział jak to nazwać. Nie dokończył zatem, skoro nie było na to słów. Przeczesał palcami włosy, czując, że może stracić nad samym sobą władzę. - Niech będzie wedle waszego uznania. Nie patrzcie w tej kwestii na mnie. - zrzucał na nich podjęcie decyzji, jakby chciał kiedyś móc kogoś obwiniać, jeśli mu odbije. Wstał, ale po to, aby otworzyć okno, przy którym siedzieli. Świeże powietrze dobre na wewnętrzne zdenerwowanie. Bał się chwili, gdy ona by tu podeszła - zaproszona bądź nie. Z trudem to ukrywał.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
No cóż. Nie wyszło. Nie tego się spodziewał. Oczekiwał raczej jakiejś gwałtownej reakcji albo przynajmniej skomentowania, że Gabrielle zasługuje na kogoś lepszego. No trudno. Zgodnie ze swoją tradycją kłamania teraz będzie brnął w to kłamstwo, kto wie, a może nawet umówi się z Puchonką na randkę? A potem pobiorą się i będę mieć trójkę dzieci. Spojrzał na Finna, przeczesującego włosy, wciąż z nieco nieobecnym, zagubionym spojrzeniem. Trwało to zaledwie chwilę, zanim odwrócił wzrok, zaskoczony, że zrobiło to na nim takie wrażenie. Najwidoczniej organizm się broni przez heteroseksualnymi myślami. Tyle lat okłamywał samego siebie, a gdy w końcu przestał, miałby teraz wracać do tego kłamstwa i znów zacząć oglądać się za dziewczynami? Nie może sobie tego znów zrobić. Nie, stop: Nie może już tego zrobić żadnej dziewczynie. Odchylił się do tyłu, pochylając głowę nieco w dół, jednie słuchając reakcji puchonskich towarzyszy, nie mogąc samemu znaleźć odpowiednich słów. Dopiero słowa Caelestine wyrwały go z tego zamyślenia nad przeszłością. Taka zazdrość o uwagę skierowaną w stronę drugiej kobiety i gwałtowny sprzeciw przed zaproszeniem jej do nich... Takie zachowanie wydało się Skylerowi podejrzane, ale szybko udało mu się dodać dwa do dwóch i zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Caelestine jest zakochana! I to w nikim innym jak właśnie w Skylerze! Pokiwał nieznacznie głową, jakbym wszystko doskonale zrozumiał, po czym zaczerpnął powietrza, jakby chciał już coś powiedzieć, jednak zamiast tego ponownie skrzyżował ręce na piersi, wypuszczając powietrze z płuc. - Przepraszam, Caelest. To był tylko głupi żart - zaczął, nie będąc w stanie przyznać się do kłamstwa, po czym zwrócił się do Finna. - Myślałem, że Ci się podoba i się do tego niechcący przyznasz. Ja bym się wtedy wycofał - powiedział, po czym poczuł, że to w ogóle nie rozwiązuje sprawy i chyba zgubił się w tym, co właściwie chciał im przekazać. Nie rozwiązał w ten sposób wcale problemu z zakochaną w nim Caesestine, a przecież o to mu teraz chodziło przede wszystkim. Nie chce już nikogo ranić. - Właściwie to nie miałbym się z czego wycofywać, bo i tak interesują mnie tylko mężczyźni. Dopiero gdy to powiedział, zrozumiał, że właśnie zrobił coming out. I to nawet nie przed rodziną, ani najbliższymi przyjaciółmi. Może właśnie dlatego zrobił to z taką łatwością? Odchrząknął nieco zmieszany i zerknął na zegarek. - Ta lekcja w ogóle się odbędzie? Na tablicy ogłoszeń nie było żadnego zwolnienia?
Przeniosła wzrok na Gabrielle, zaskoczona, że nie zobaczyła na jej twarzy smutku. Zwykle przecież tego rodzaju emocje odczytywała pierwsze. Tym razem jednak musiała zaufać słowom Finna, decydując się, że może nie teraz, przy wszystkich, ale kiedyś jeśli nadarzy się okazja, zapyta starszego kolegę, dlaczego jego zdaniem Puchonka była smutna. Tymczasem skupiła uwagę na szwedzie, dzieląc ją jednak pomiędzy niego, a Skylera. Przenosiła spojrzenie z jednego na drugiego, w czasie kiedy zmieniał się nadawca słów. Przez swoje milczenie, nie wiedziała kiedy pozwoliła Finnowi myśleć, że powinien ją przepraszać. Wstrząsnęła przecząco głową, choć wyglądało to trochę jak zrezygnowanie szarpnięcie nią na boki. Uchyliła wargi, żeby coś odpowiedzieć, ale wydobyła z nich tylko jedną nieartykułowaną głoskę i zaraz je zamknęła z powrotem, nie będąc pewna, co powinna w tej sytuacji powiedzieć. Zerknęła na Skylera. On też trochę gubił się w swoich słowach. Caelestine zaczynała czuć się nieco uwięziona pomiędzy dwoma, lawirującymi niezgrabnie w słowach puchonami. Ona nie poprawiała wcale poziomu rozmowy. Mocno niejasnej i chaotycznej. Kolejne przeprosiny padły w jej kierunku i kolejny raz nic nie przyszło jej do głowy, co powinna na nie odpowiedzieć. Czy wypadało powiedzieć w tej sytuacji: “dziękuję”? “Nie ma sprawy”? “Nie przepraszaj”? Może “nic się nie stało”? Mimo, że przecież się stało? Przez uczciwość zachowała dyplomatyczne milczenie. Skyler niepotrzebnie drażnił Finna tematem Gabrielle, a Finn powinien uważać na jej książkę. Żaden z nich nie zrobił jednak niczego tak niewybaczalnego, zeby musieli ją za to przepraszać. Wzrok Swansea był tak zagubiony jak chyba nigdy wcześniej w ich towarzystwie. W końcu doszła do wniosku, że chyba uraziła po równo swoim zachowaniem zarówno jednego, jak i drugiego z chłopaków. Nic dziwnego, ze podniosła się razem z Finnem z krzesła, spodziewając się, że zaraz opuści ich towarzystwo. Zamiast tego chłopak tylko zamknął okno… więc i Caeleste siadła z powrotem na swoim miejscu, wsłuchując się w słowa ich prefekta. Nie zareagowała na jego ujawnienie się tak, jak powinna chyba w danej sytuacji. Przyjęła to bardzo naturalnie, choć też nieco niepoprawnie i pokracznie, bo zmarszczyła delikatnie nos obejmując zielenią oczu zarówno osobę Skylera, jak i chwilę później Finna. — Ojej — powiedziała tylko, dopiero teraz rozumiejąc, ale dla pewności spytała: — Jesteś zazdrosny o Finna? Zgarnęła swoje książki ze stolika, przytulając je do swojej piersi, kiedy utkwiła na nim spojrzenie. — Nie chcę wam przeszkadzać — zapewniła, bo nie chciała stać na drodze czyjejś miłości. Może Skyler wiedziałby lepiej od niej, jak ulżyć Finnowi w jego złym samopoczuciu i nie mógł tego zrobić tylko dlatego, że stała im na drodze? Razem ze Skylerem spojrzała na zegarek. — Nie idź, Finn. Ja pójdę — zapewniła jednocześnie ich oboje, patrząc kontrolnie i na drugiego z nich. Nie tylko na Garda — jeśli chcecie.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Chyba zaczął się trochę gubić w tej rozmowie. Najpierw Caelestine go zaskoczyła nienazwanym wstawiennictwem za nim w kwestii zaproszenia do nich Gabrielle - a przecież chwilę później zaprezentował swoją obojętność, której tak naprawdę absolutnie nie odczuwał - a teraz Skyler. Ledwie uzmysłowił sobie, że ten się w jakiś sposób interesuje jego kuzynką, a teraz nie tylko wyznał, że zrobił to aby wybadać jego relacje z Gabbie, ale też od razu przyznał się do swojej orientacji. Dodawszy do tego dziwną reakcję Caelestne, która była chyba gotowa odejść z ławki razem z nim mimo, że wcale się stąd nigdzie nie wybierał. Otwierał okno, aby dotlenić swój organizm. Zmarszczył brwi, gdy się zbierała rzucając niesamowicie absurdalne słowa w ich kierunku. - Usiądź. Poczekaj. - ni to poprosił ni to nakazał. Po prostu zaprotestował, wskazując krzesło, z którego się podniosła. Nawet nie wpadł na pomysł, że wypadałoby załagodzić wypowiedź uśmiechem albo "proszę". Zwyczajnie nie chciał by uciekała spłoszona niczym niewinne zwierzątko. Wówczas popatrzył przenikliwie na profil ewidentnie zmieszanego Skylera. Zacisnął usta w bladą linię i zlustrował go chwilę wzrokiem, próbując się jakoś ustosunkować do nieporozumień jakie zaszły między ich trójką. - Wyjaśnijmy te nieporozumienia, bo nie nadążam już. Gabrielle to moja kuzynka, Sky. Taka... bez więzów krwi, ale z tytułu wychowania w niemal jednej rodzinie. Zawiłe, wiem. - nie miał pojęcia czy cokolwiek zrozumieli, ale też to nie był czas ani miejsce, aby wyjaśnić co łączy go z tą dziewczyną. Potarł palcami obie brwi i jeszcze przez chwilę maltretował Puchona swoim wzrokiem. - Okay, skoro wolisz facetów, to sugeruję, byś nie oczarowywał mi kuzynki i nie łamał jej serca, gdyby się niechcący w tobie zakochała. - szeptał, a gdy to zrobił, rzucił pobieżnie okiem na Gabrielle, jakby obawiał się, że ta stoi bardzo blisko, a nikt tego nie dostrzegł. Nie wiedział jakie zamiary ma Sky, ale jeśli chciał podrywać Gabrielle "dla zabawy", czuł się w obowiązku zabronić mu tego mimo, że nie byli ze sobą blisko. Po tych kilku słowach popatrzył znów na Caelestine mając nadzieję, że została, a nawet jeśli ignorowała jego słowa i się zbierała, wbił w nią wzrok. - Nikt nie jest o mnie zazdrosny. Po prostu siedźmy jak na przyzwoitych ludzi przystało i czekajmy na tę transmę. - też miał ochotę już zacząć tę lekcję. Zerknął na książkę Caelestine, którą to tak źle potraktował. Kłykciem przesunął ją w kierunku dziewczyny, aby nie zapomniała o swojej własności.
Nessa nigdy nie ominęłaby lekcji transmutacji. Najważniejszy dla niej przedmiot wciąż miał wiele tajemnic, a ona sama popełniała sporo błędów z zaklęciami — chciała więc się poprawić. Stypendium w Ilvermorny rok temu dało jej olbrzymi zastrzyk wiedzy, jak i doświadczenia, jednak rudzielcowi wciąż było mało, niezależnie czy znała wszystkie istniejące zaklęcia, czy też nie. Nauczyciel pozostawał ten sam, wolała się więc nie spóźnić. Nie miała pojęcia, czy kolejne wakacje w jakiś sposób wpłynęły na wymagającego i chyba niezbyt lubiącego młodzież starca, jednak była dobrej myśli. Nigdy nie miała z nim problemów, nie czepiał się jej. Przyśpieszyła kroku, zdając sobie sprawę, że mogła czytać nieco krócej. Okazjonalnie umawiała się z kimś na transmutacje, mając gdzieś z tyłu głowy traumatyczne zajęcia z Blaith i Ezrą — wolała skupić się w samotności, więc nie musiała mieć wyrzutów sumienia, że ktoś na nią czeka. Rudowłosa poprawiła torbę na ramieniu, łapiąc za klamkę i wchodząc do klasy. Karmelowe ślepia powędrowały w stronę biurka nauczyciela, którego jeszcze na szczęście nie było, pomimo zaledwie kilku minut do rozpoczęcia zajęć. Odetchnęła cicho, ruszając przed siebie, rozglądając się po klasie. Była drobna i niska, nie miała nawet metra i sześćdziesięciu centymetrów, zawsze więc wybierała ławki gdzieś z przodu, nawet pierwsze-wiedząc, że każdy o zdrowym rozsądku ich unikał. Omiotła spojrzeniem zebranych uczniów, przewieszając torbę przez oparcie krzesła. Na szczęście poza puchonami i krukonem, dostrzegła jeszcze grupkę ślizgonów. @Beverly O. S. Shercliffe, @Dina Harlow, @Cassius Swansea i @Gunnar Ragnarsson - nawet jeśli nie mieli okazji ze sobą rozmawiać, coś tam na ich temat obiło się jej o uszy. Starała się zapamiętywać swoich podopiecznych — głównie z zajęć, należących do drużyny Heaven lub tych sprawiających kłopoty. Słaby byłby z niej prefekt naczelny, gdyby nie wiedziała podstawowych rzeczy — zwłaszcza, że zawsze chciała jak najlepiej dla swojego domu. Brakowało jej tylko @Emily Rowle i @Matthew C. Gallagher - poza nią, chyba dwóch najbardziej ambitnych mieszkańców domu węża. Na @Heaven O. O. Dear nie mogła się wściekać, bo jej nieobecności były usprawiedliwione — ciąża mogła dać kuzynce mocno popalić, a do tego uparła się na dalsze prowadzenie drużyny, przez co Nessa z pewnością skończy siwa. Największe zdziwienie przebiegło przez jej buzię jednak wtedy, gdy dostrzegła piękną @Melusine O. Pennifold, której nie widziała od bardzo dawna. Posłała koleżance delikatny uśmiech, kiwając w jej stronę głową. Zdecydowanie dobrze było wiedzieć, że u dziewczyny wszystko wydawało się w porządku. Zajęła miejsce, wyjmując na blat ławki podręcznik oraz pióro z pergaminem. Usiadła wygodnie, opierając się i zakładając nogę na nogę, poprawiła jedną z dłoni materiał plisowanej spódnicy, sięgającej kawałek przed kolano. Drugą ręką wyjęła z torby księgę o rozszerzonych zaklęciach transmutacyjnych, którą przerabiała od wczoraj — także tych zakazanych. Ciężko było się jej oderwać od lektury, także każda minuta była na wagę złota. Tkwiący na piersiach krawat w barwach domu kontrastował ze śnieżnobiałą koszulą, a także spływającymi na ramiona włosami i odznaką. Marchewkowe, sięgające niemalże pasa kaskady układały się w luźne fale, nieskrępowane tym razem wstążką. Co jakiś czas zerkała znad księgi w stronę biurka, nie chcąc wpaść w trans czytelniczy, który mógłby skończyć się zignorowaniem profesora, gdyby ten wszedł do klasy.
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Od dłuższego czasu nie pojawiał się na lekcjach transmutacji, nie chcąc być ofiarą i obiektem żartów ani tą czarną owcą, która traci cenne dla Slytherinu punkty. Chciał się nauczyć tych różnych transfigurających czy innych zawiłości, ale skoro z przedmiotu szło mu tak tragicznie i już od dawna nie widział żadnej poprawy, to wolał omijać tę klasę szerokim łukiem. Po ostatniej rozmowie z panną Lanceley, która zaoferowała mu swoją pomoc, stwierdził jednak że może coś się zmieni. Z góry założył przecież, że Nessa zjawi się na zajęciach z transmutacji – nie mogłaby ich ominąć. A skoro tak, mógł usiąść razem z nią w ławce i faktycznie czegoś się nauczyć albo chociaż spróbować. Spakował więc do torby kilka mocno zakurzonych już podręczników, a za paskiem umieścił swoją różdżkę, i ruszył po schodach w kierunku korytarza na piątym piętrze. Kiedy tylko przekroczył próg sali, wzrokiem od razu zaczął poszukiwać profesora, ale wyglądało na to, że ten jeszcze się nie zjawił. Gallagher usiadł więc w ławce obok swojej niezwykle inteligentnej koleżanki, kładąc po swojej stronie ławki stos opasłych tomów. - Hej. Myślisz, że to na początku wystarczy? – Z przyzwyczajenia wyszeptał do niej, mimo że lekcja nawet się nie rozpoczęła. Zaraz po tym otworzył jeden z tomów na losowej stronie, łapiąc swoją różdżkę i próbując imitować wskazany na pożółkłej stronicy ruch nadgarstka, jakby chciał się w ten sposób przygotować do zajęć. Wiadomo, że nie było to możliwe, ale musiał jakoś uporać się z nerwami. W rzeczywistości miał nadzieję, że w razie problemów będzie mógł liczyć na Nessę. - Nie jestem pewien czy powinienem przychodzić. – Dodał zaraz już normalnym tonem, wzdychając przy tym ciężko. Mogło to zabrzmieć trochę głupio, bo przecież jeśli chciał nadrobić zaległości, to jakby nie patrzeć, frekwencja na lekcjach transmutacji była wskazana. No ale nie oszukujmy się, wolałby chyba przybyć tutaj po korepetycją z panną Lanceley, kiedy będzie przekonany, że udadzą mu się choćby najprostsze zaklęcia. Na razie nadal czuł się jak ofiara losu i w duchu modlił się, by profesor nie wyznaczył go jako pierwszego do odpowiedzi czy też zademonstrowania któregoś z zaklęć.
Zawsze dbał o dobre oceny, ale teraz, kiedy został prefektem Hufflepuffu, tym bardziej musiał świecić przykładem. Starał się zachęcić jak największą liczbę Puchonów do przybycia na zajęcia, choć jak się okazało, wcale nie musiał, bo wielu z nich i tak zamierzało się tam zjawić… i faktycznie zjawiło się nawet przed nim. Co prawda nie spóźniał się, ale miał jeszcze kilka rzeczy do załatwienia, więc wyszedł z dormitorium dosłownie na chwilę przed lekcją, dokładnie wyliczając godzinę, o której ta ma się rozpocząć. Kiedy tylko przekroczył próg klasy, od razu dostrzegł znajome twarze, a dzięki temu nie miał żadnych wątpliwości obok kogo powinien usiąść. Przeciskał się zręcznie pomiędzy kolejnymi ławkami i już po chwili zajął miejsce niedaleko Skylera, Finna i Caelestine. - Hej. – Przywitał się ze wszystkimi, wyciągając z torby swoje podręczniki, zwój pergaminu, a także pióro z kałamarzem. Miał zamiar zrobić jakieś dobre notatki, bo ostatnimi czasy rzadko bywał na transmutacji i zdawał sobie sprawę z tego, że może mieć spore braki z tego przedmiotu. - Ominęło mnie coś ciekawego? – Zapytał, kierując swoje pytanie przede wszystkim do chłopaków, mając nadzieję, że ci wprowadzą go jakoś w tematy wcześniejszych rozmów. Znał ich znacznie lepiej niż Caelestine, a poza tym zdawało mu się, że dziewczyna ma jakąś nietęgą minę i chyba niespecjalnie chciał wnikać z jakiego powodu. Oczywiście to nie tak, że nie interesowały go problemy innych. Po prostu niekiedy takie sytuacje bywały niekomfortowe, bo również osoba, która nie miała humoru, niekoniecznie miała ochotę opowiadać każdemu o swoich udrękach. Wolał więc przemilczeć ten grymas na jej twarzy, o ile sama nie zechce się z nim podzielić swym ciężarem.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Jego obecność na zajęciach z transmutacji była niemalże tak samo oczywista jak to, że Craine zdoła zepsuć humor co najmniej jednej osobie w tej sali. Brzmiało jak akt masochizmu? Być może nawet nim było; bardziej jednak niż (jakże wątpliwa) sympatia do nauczyciela, liczyła się dla niego wiedza, którą był w stanie mu przekazać. Bo choć Swansea z transmutacją radził sobie lepiej niż dobrze, wyznawał zasadę, że nie istnieje moment, w którym nie da się dowiedzieć więcej lub poprawić swoich umiejętności – zwłaszcza w tak skomplikowanej dziedzinie. Na zajęcia przyszedł wyjątkowo, jak na siebie, późno, właściwie mieszcząc się w czasie z taką trudnością, że zanim wszedł do środka, zajrzał do ostrożnie do klasy, nie wiedząc czy przypadkiem nauczyciel nie znajduje się już w sali. – Nie tęskniłem za nim szczególnie. – przyznał szczerze, zerkając na @Gabriel R. Swansea, którego zaciągnął tu ze sobą. W przypadku transmutacji nie było to akurat trudne, obaj lubili ten przedmiot, nawet jeśli wiązało się to z częstym oglądaniem Craina. Krukonów nie tak łatwo było zniechęcić. Przekroczył próg sali jako pierwszy i zatrzymał się tuż za nim, blokując przejście Gabrielowi, zauważył bowiem nikogo innego, a Gabrielle, której absolutnie nie spodziewał się tu spotkać. Przez wrzesień nie widział jej w szkole i doszły go słuchy, jakoby dziewczyna miała tu już nie wracać, a jednak... była tu i z pewnością nie było to jego przywidzenie, bo energiczne zamruganie w niczym mu nie pomogło. Spiął się – odruchowo i nieświadomie i wziął głębszy wdech, odwracając się w stronę kuzyna. – Usiądziemy z przodu, hm? – powiedział cicho, starając się brzmieć naturalnie. Co prawda rzadko kiedy siadał z tyłu klasy, ale pierwsza ławka była w przypadku zajęć z Crainem niejakim samobójstwem. Wyciągnął rękę i wczepił palce w ramię Krukona, czując, że potrzebuje jego wsparcia; poprowadził go na sam początek sali i tam usiadł, zajmując się wyciąganiem książki, różdżki i temu podobnych klamotów na blat. Widok Puchonki zdecydowanie wytrącił go z rytmu. Myślał, że już to przebolał, że udało mu się wrócić do codzienności... i, cóż, w pewnym sensie tak właśnie było, ale fakt, że tak bardzo go zaskoczyła, zdecydowanie działał na jego niekorzyść. Pierwszy raz w życiu modlił się, by Craine jak najszybciej przyszedł do sali.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Na transmutację prawie wbiegła. Z tego wszystkiego zapomniałaby o przedmiocie, na którym właściwie od początku szkoły skupiała się właściwie najbardziej. Nawet, jeżeli oznaczało to czarowanie, a jej różdżka miała swoje humorki. Po prostu wiązała z transmutacją swoje cele, a te miała zamiar spełniać niezależnie od tego, czy i jakie przeciwności miała na drodze. - Zdecydowanie z przodu. - rzuciła jakby od niechcenia, komentując pytanie Elijah i trąciła go łokciem w przedramię, aby potem minąć obu kuzynów Swansea i udać do któregoś z blatów najbliżej tablicy. Tam zajęła swoje miejsce, zdjęła plecak, wyjęła z niego podręcznik, notatki i pióro. Na ławce umieściła również różdżkę, której aktualnie przyglądała się z niekoniecznie zachwyconą miną. Nawet nie rozglądała się za bardzo po sali. Wystarczyła jej jedna wiadomość - w sali były całkiem niezłe tłumy. Nie za bardzo wiedziała, czego miała się spodziewać. Craine miał bardzo różne nastroje i to wszystko brzmiało jak loteria, jeżeli chodziło o jego lekcje. Czy tym razem podejdzie na chłodno do sprawy i zrobi im jakiś test, a potem rzucą po jednym zaklęciu na przedmioty codziennego użytku i sobie pójdą? A może przyjdzie wściekły i będzie się znęcał nad najsłabszymi jednostkami? Trudno było orzec. Z pewnością była przygotowana na lekcję niezależnie od jej przebiegu. W końcu z czasem stała się z transmutacji całkiem niezłą specjalistką. Gorzej, że świerk nie zawsze miał ochotę oddać ten stan rzeczy.
Finnigan za nic w świecie nie przegapiłaby zajęć z transmutacji!...Huh? Czy nie myślała tak o każdych zajęciach na które uczęszcza? No, może poza działalnością artystyczną. Czyżby powinna zastanowić się nad pójściem na jakieś lekcje spoza jej strefy komfortu...? ...Tak czy siak, Finn uwielbiała transmutację. A przynajmniej jej część. Serce jej się łamało za każdym razem, gdy musiała przemieniać zwierzęta w filiżanki ("Czy one jeszcze żyją...?"), a gdy miała zamieniać filiżanki w zwierzęta dostawała kryzysu egzystencjalnego ("Czy ja właśnie stworzyłam życie? Czy jest to rzeczywiste zwierzę, czy tylko jego imitacja? Czy filiżanki żyją? Jakie znaczenie ma życie, jeśli można je tak łatwo włączać i wyłączać przy użyciu transmutacji? Ile z rzeczy, które dotykam na co dzień jest zaklętymi zwierzętami i ludźmi? Czy “Piękna i Bestia” oraz "Człowiek-krzesło” są oparte na faktach? ...Brzmi to w sumie jak genialny sposób na stalking albo podglądanie ludzi. Co jeśli drzwi w damskiej łazience są tak naprawdę uczniem z XX wieku, który wpadł na ten pomysł, ale nie umiał się odczarować?”). Tak więc przez większość czasu próbowała się skupiać wyłącznie na zaklęciu i jego efekcie, ale nierzadko zdarzało jej się rozpraszać od nadmiaru rozkmin. Wchodząc do sali zastanawiała się, czy jest specjalny dział nauki zajmująca się fizycznym badaniem magii. Powinna być, czyż nie? Nie kojarzyła żadnych książek na ten temat, więc może była to niszowa dziedzina? Pogrążona w zadumie zajęła jedną z wolnych ławek.
Nie pamiętała kiedy ostatnio (czy kiedykolwiek?) namawiała @Ezra T. Clarke do pójścia na lekcje. Jeśli już, to działało raczej na odwrót. To on był tym dobrym uczniem. No właśnie. Był. Chociaż nigdy nie siedział z nosem w książkach, to inteligencja i błyskotliwość, jaka była w nim tak po prostu, pozwalała mu błyszczeć na lekcjach. Teraz jednak wątpiła, żeby z jego dawnego błysku pozostało cokolwiek. Był raczej zmarnowany i zszarzały, czy to w klasie, czy poza nią. Wiedziała jednak, że jeśli coś ma mu pomóc, to może właśnie kontakt z ludźmi. Jakimś cudem udało jej się przemówić mu w tej kwestii do rozsądku. Trochę musiała go przekonywać, ale ostatecznie wyciągnęła go z mieszkania do Hogwartu, a nawet poszli razem na transmutację. Ciąża coraz bardziej jej doskwierała, ale nie zamierzała leżeć w łóżku i się nudzić. W normalnym stanie mogła robić to bez przerwy, ale teraz robiła wszystko, żeby znaleźć w sobie jakąkolwiek mobilizację do działania. W drzwiach natknęła się na @William S. Fitzgerald. Chcieli przejść dosłownie w tym samym momencie, co skończyło się pewną kolizją. Cóż, Heaven teraz do najmniejszych nie należała, więc łatwo jej było utknąć w ciasnych przestrzeniach. - Jak zwykle, dżentelmen. Kobietom w ciąży to się chyba ustępuje, a nie pcha gdzie popadnie - przewróciła oczami i w końcu przecisnęła się siłą na drugą stronę klasy. Razem z krukonem usiadła w jednej z ławek z tyłu. Nie zamierzała rzucać się w oczy nauczycielowi. Nie witała się z nikim, chwilowo nie miała ochoty na większe interakcje z ludźmi. Zresztą, transmutacja to nie był raczej przedmiot, na którym można było sobie poplotkować.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire nie czuła się w nastroju na wychodzenie z łóżka w jej domu w Londynie. Bardzo rzadko byłą Gryfonkę łapało lenistwo, a jak już to wiązało się z niezbyt dobrym humorem, rozdrażnieniem, a przy tym znacznie większą sztywnością niż na co dzień. Próbowała rozluźnić się przy grze na skrzypcach. Korzystała z uroków samotnego mieszkania, przygrywając w wyciszonych ścianach pokoju. Muzyka jednak nie ukoiła nerwów dziewczyny, a palce pulsowały bólem przez zbyt mocne szarpanie smyczkiem po strunach. Instrument pozostawiła w spokoju, decydując się na nieco ryzykowną lekcję. Transmutacja z Craine'm stała się legendarna w Hogwarcie i biada wszystkim przyjezdnym, którzy nie mieli pojęcia, co ich czeka. Profesora pamiętała z wielu jego sadystycznych zachowań. Działał Szkotce na nerwy, a co ciekawe, niegdyś wprost groził jednej z uczennic. Powinna się ze zgrzybiałym dziadkiem utożsamiać, ale tkwiła w przekonaniu, że nawet ona nie jest tak zła. Założyła wymięty, zielony sweter, przyniosła torbę z różnymi notatkami, po czym weszła do klasy, gdzie rozbrzmiewało sporo rozmów. O dziwo, ludzie zdawali się nie obawiać zajęć i tłumnie schodzili na transmutację. Co widzieli w tym przedmiocie? Fire ciężko akceptowała fakt, że umiejętność przemiany jednych rzeczy w inne może być przydatna. Usiadła obok @Finnigan O'Callaghan bez pytania o zgodę. Nie kojarzyła imienia Krukonki, ale jednocześnie nie chciała wpychać się pomiędzy innych swoich znajomych. Uniosła rękę na powitanie swojej ślizgońskiej przyjaciółki - @Nessa M. Lanceley zawsze zasługiwała na wyróżnienie spośród reszty osób. Podobnie jak grupka innych ludzi, która też zgarnęła uwagę dziewczyny... Wyciągnęła kartkę, nabazgrała po niej piórem, po czym za pomocą różdżki złożyła zgrabne origami smoka o długiej szyi i szerokich skrzydłach. Ożywiła papierowego gada, następnie posłała go wprost w stronę @Elijah J. Swansea, @Gabriel R. Swansea i @Morgan A. Davies, którzy siedzieli na przedzie sali. Tak się złożyło, że smok wylądował na ramieniu Krukona, z którym Fire się pojedynkowała. Przeszedł aż do jego dłoni, żeby złapać miękkimi ząbkami palec chłopaka. Wydawał się dość agresywnie nastawiony, ale co taki drobny smok mógłby zrobić oprócz połaskotania skóry? Zastygł później już w bezruchu na dłoni Gabriela, ujawniając, co było na nim napisane.
Scared? - F
Obok słowa widniał koślawy patyczak przypominający karykaturę Pattona, który skakał po kolei po trzech głowach - dwóch zamalowanych na niebiesko i jednej na czerwono. Wszystkie zamieniały się wtedy w płaskie plamy, a potem rysunek na powrót zaczynał brutalną zabawę od nowa.
Transmutacja to był ciekawy przedmiot i Asphodel chętnie chodził na zajęcia, nawet jeśli nie był w tym zbyt dobry. Nigdy nie skupiał na nim większej uwagi, ale dość systematycznie chodził na zajęcia i ostatecznie coś przecież z nich wyciągał. Nauczyciel był surowy, więc na tych lekcjach chłopak raczej starał się być cicho i bez potrzeby z nim nie zadzierać. Dlatego też raczej się przygotowywał i powtarzał zawsze materiał wcześniej. Nie, żeby to miało uratować mu skórę zawsze, sam brak umiejętności mógł go pogrążyć, ale zawsze to było coś. Kiedy przekroczył próg klasy, zaskoczyła go bardzo wysoka frekwencja. Cóż, początek roku, widocznie wszyscy byli jeszcze zmotywowani i dbali o to, żeby pojawiać się na lekcjach regularnie. Sam nie wiedział do końca gdzie usiąść, ale nagle zwrócił uwagę na @Blaithin 'Fire' A. Dear, która siedziała sama. Pewnie nieprzypadkowo, ale tak czy inaczej postanowił uraczyć ją swoim towarzystwem. W końcu ostatnio całkiem przyjemnie im się rozmawiało. - Cześć. Można? - oczywiście najpierw zapytał, wskazując na krzesło obok dziewczyny. Wcale nie był taki pewien twierdzącej odpowiedzi, więc na zachętę jeszcze dodał: - Uczyłem się, więc mogę się przydać w razie kartkówki - z tego co wiedział, dziewczyna była dobrą studentką, zresztą była starsza i na pewno miała materiał lepiej opanowany, ale kto wie? Nigdy nie zaszkodziło mieć kogoś przygotowanego obok siebie.
Minął próg sali z myślą, że i tym razem spotka wyłącznie kilkoro zainteresowanych jego przedmiotem osób - zwykle całkowicie oddanych tej dziedzinie magii i zdeterminowanych na zdobywanie wiedzy. W takich warunkach nie musiał martwić się o to, że którykolwiek zacofany matoł nie będzie nadążał za jego naukami i spowolni swoją ciemnotą rozwój tych bardziej światłych jednostek. Było już długo po rozpoczęciu roku szkolnego, zatem tym razem przygotował w ramach lekcji coś poniekąd specjalnego. Coś, czego sam po sobie raczej by się nie spodziewał, bo to miała być jedna z tych 'luźnych' lekcji. Takich, w których zostawiał uczniom i ich wyobraźni niemałe pole do popisu. Po zajrzeniu w stronę ławek zastygł. Już na korytarzu słyszał specyficzny, niepokojący gwar, jednak to, co zastał w środku sprawiło, że na moment był kompletnie oniemiały. Być może nie było tego widać po jego ubogiej w zdradzane szczegóły mimice, jednak musiało minąć kilka sekund, nim stanął przy swoim biurku, zebrał myśli na nowo i odezwał się. - Cisza. - jego stanowczy, przenikliwy głos rozniósł się po sali specyficznym echem, jasno dając do zrozumienia, że aktualnie oczekiwał, by zebrany tłum (!) słuchał go bez jednego szmeru. - Podzielę Was w pary. W tej części lekcji będziecie rzucać na siebie nawzajem zaklęcia transmutacyjne. Jakie chcecie. - gdyby w sali byli wyłącznie ambitni i rozumni uczniowie, na tym poleceniu już by skończył. Ale, że w tym gronie spodziewał się jakichś kompletnych tragedii, ciągnął dalej. - Obowiązuje kilka zasad. Pierwsza - każdy z Was rzuca w partnera jedno zaklęcie. Druga - rzucacie zaklęcia jednocześnie, będę kolejno wybierał pary i odliczał, w którym momencie czarujecie. Trzecia i czwarta - nie rzucacie przed czasem, a tym bardziej nie rzucacie niczego, co uniemożliwiłoby partnerowi potraktowanie Was zaklęciem zwrotnym. Piąta - nie chcę na mojej lekcji widzieć żadnych obscenicznych scen. Szósta i kolejne - możecie manipulować zarówno wyglądem partnera, jak i jego ubiorem. Możecie, ale nie musicie być bardzo koleżeńscy. Drobne, jak to mówicie, psikusy, puszczam dziś płazem. Wszelkie powstałe niesnaski rozliczajcie między sobą po lekcji. Albo na szlabanie, jeżeli komuś będzie bardzo zależało, by dziś na niego zasłużyć. - podejrzewał, że jeszcze jakaś zasada wypadła mu z głowy, ale wierzył, że o tym przypomną mu zebrani uczniowie, na pewno szukający od samego początku dziury w całym jego dobrodusznym planie. Żeby nie było im jednak tak lekko z rujnowaniem jego założeń, przygotował dla zebranych pewną niespodziankę. Ot, drobny 'psikus' z jego strony, skoro i im pozwalał je robić sobie nawzajem. Podczas opowiadania o zasadach, ławki w sali zamieniały się w same blaty i składały w rogu sali. To samo działo się z krzesłami, które niezbyt subtelnie uciekały spod jego uczniów, jednak wcześniej popychając ich do wstania, a nie po prostu wysuwając się i skazując ich na upadek. W ten sposób sala opustoszała. Wszelkie torby i plecaki przeniosły się na parapety. Kiedy Craine skończył tłumaczyć, przeszedł się wzdłuż sali i porozdzielał pary zgodnie z jego przekonaniami, ustawiając ich od siebie w bezpiecznych odległościach. Przynajmniej na tyle, na ile pozwalał metraż pomieszczenia. - A teraz do dzieła. Para numer jeden. Namyślcie się i przygotujcie. Na trzy rzucacie zaklęcie. Raz, dwa, TRZY.
Praktyka:
1. W dowolnej kolejności rzucacie na partnera wybrane przez siebie zaklęcie transmutacyjne i opisujecie, co chcecie nim zdziałać. Jeżeli łamiecie przy tym którąś z zasad Craine'a, lepiej piszcie w formie niedokonanej i przygotujcie się na opcjonalne przeciwzaklęcie, a potem nieopcjonalne poniesienie konsekwencji.
Osoba, która pierwsza z pary napisze post liczy się z tym, że partner/ka rzuca zaklęcie jednocześnie, o ile nie decyduje się na oszustwo. Kolejność par jest zupełnie dowolna, ale jeżeli dana osoba napisze post jako pierwsza, to fabularnie zakładamy, że on i jego partner/ka są parą numer 1. I tak po kolei.
2. Na lekcji możecie rzucać zaklęcia z wymaganiami przekraczającymi Wasze punkty kuferkowe nawet o 10 punktów. Możecie śmiało założyć, że słyszeliście o jakimś ciekawym zaklęciu i chcecie go wypróbować. Na to, czy wyjdzie, są kostki:
A) Dla zaklęć między 6, a 10 pkt ponad Waszymi kuferkami, parzysta liczba oczek - działa, nieparzysta liczba oczek - nie działa.
B) Dla zaklęć między 1, a 5 pkt ponad Waszymi kuferkami, 2,4,5,6 - sukces, 1,3 - nic z tego.
Spróbować rzucić wybrane nieznane zaklęcie możecie w kostkach tylko raz. Jeżeli nie wyjdzie, opiszcie w poście próbę, a potem wybierzcie inne, również może być niepoznane przez Waszą postać. Próbujcie do skutku. Poniekąd zależy mi, żebyście, zwłaszcza nie mając zbyt wiele w kuferkach, poznawali postaciami nowe zaklęcia.
4. Termin odpisów - do 22.10.19 do 23:59, macie nieco ponad tydzień. Za brak oczekiwanej aktywności (napisania posta) odejmuję punkty domu, bo marnujecie mój czas. #PatoMoe
P.S. Niepowodzenie w pierwszym rzuceniu zaklęcia (i każdym kolejnym) oznacza, że rzucicie swoje zaklęcie kilka sekund po drugiej osobie z pary - chyba, że i on/a ma podobny problem.
P.P.S. Jeżeli Wasza postać potrafi używać wybranego zaklęcia, nie musicie rzucać kostkami. Jeżeli jednak koniecznie chcecie turlać, możecie śmiało zaniżać Wasze punkty kuferkowe - zwłaszcza, gdy ma to fabularne podstawy. W razie pytań wiecie, gdzie mnie szukać - @Morgan A. Davies
P.P.P.S. Niech Wam nie przychodzi do głowy zdejmowanie z siebie efektów wzajemnych zaklęć zanim nie pojawi się post Pattona z reakcją. Najlepiej, gdybyście póki co w ogóle unikali magii poza tym jednym zaklęciem w ramach zajęć.
Ostatnio zmieniony przez Patton Craine dnia Wto Paź 15 2019, 20:13, w całości zmieniany 1 raz
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Powrót do szkolnej rzeczywistości był dla Gabrielle, jak zderzenie ze ścianą; za każdym razem uderzała mocniej. Teraz patrząc na zgromadzony w klasie tłum ludzi zaczynały dopadać ją wątpliwości czy, aby na pewno dobrze zrobiła wracając. Ścisk w żołądku odczuwała coraz boleśniej, choć za wszelką cenę pragnęła zachować pozory spokoju. Tymczasem czuła, jakby od środka palił ją żywy ogień, a serce bije tak mocno, jakby chciało zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej. Starała się oddychać miarowo, jednak co i raz zapomniała, że jest to czynność, którą musi wykonywać sama, dopiero kiedy płuca zaczęły boleśnie dawać o sobie znać, nabierała w nie powietrza. Wzrok blondynki co i raz uciekał w stronę siedzącego kilka ławek dalej Finna. W pierwszej chwili, gdy zdała sobie sprawę z jego obecności chciała rzucić się w jego ramiona, poczuć znajomy zapach i usłyszeć "wszystko będzie dobrze" wypowiadane charakterystycznym szeptem, ostatecznie jednak nie ruszyła się z miejsca, udając zainteresowanie leżąca na ławce książką. Nie była pewna, czy Gard chce jej towarzystwa, zwłaszcza, że wokół niego znajdowali się inni Puchoni. I czy tylko jej zdawało się, że czas stanął w miejscu? Za każdym razem, kiedy drzwi sali otwierały się uniosła delikatnie głowie do góry patrząc w tamtym kierunku, zaś na swoim ciele wciąż czuła czyjś wzrok; skutecznie to uczucie ignorowała. W pewnym momencie, kiedy spojrzenie zielonych oczu padło na znajomą postać otworzyła zaskoczona usta. Powinna była spodziewać się, że Elijah zjawi się na transmutacji, zupełnie pominęła ten fakt, teraz kląć na siebie w myślach. Mimochodem spięła się prostując przy tym plecy. Przekładana przez dziewczynę kartka papieru wysunęła się spomiędzy jej palców z niebywałą lekkością opadając. Gabrielle chwyciła zębami wewnętrzna stronę policzka, przygryzając ją tak mocno, że w ustach poczuła metaliczny smak krwi. Dopiero to ją ocuciło, zmusiło do umknięcia spojrzeniem w drugą stronę sali. Cholera jasna! warknęła w myślach. Chciała, jak najdłużej unikać spotkania z młodym Swansea, dla ich dobra. Przez głowę przemknęła Gabrielle myśl, że gorzej już być nie może. Jak bardzo się myliła okazało się kilka minut później, kiedy w stali zjawił się nauczyciel. Nigdy nie była najlepsza z transmutacji, zdawała sobie z tego doskonale sprawę, dlatego kiedy Patron połączył ich w pary naprzeciwko blondynki stawiając Finna, doskonale wiedziała, że nie skończy się to dobrze. Przygryzła dolną wargę starając się zachować powagę, chociaż patrząc w oczy kuzyna ciężko było jej się skupić. Wzięła głęboki wdech, odnajdując w myślach zaklęcie, które znała i które jako tako była w stanie wykonać. - Dobra Levasseur, dasz radę - mruknęła do siebie samej raz jeszcze rozglądając się po uczniach znajdujących się w klasie, wycelowała końcem różdżki w głowę Finna, starając się by jak najprecyzyjniej trafić w blond czuprynę chłopaka. Herbifor - powiedziała, wykonując odpowiedni ruch nadgarstka, kiedy nauczyciel dał znak, chcąc zmienić kosmyki włosów kuzyna w kwiaty.
Siedząc obok Rileya grzecznie sobie czytała książkę od transmutacji przypominając sobie ostatnią lekcję. Nie zwracała szczególnej uwagi na przychodzących będąc pogrążoną w lekturze. Prawdopodobnie to z powodu bliźniaczej więzi bądź kobiecej intuicji podniosła wzrok w odpowiednim momencie, aby dostrzec w progu Elijaha i Gabriela. Już na jej twarzy pojawiał się uśmiech, gdy coś na ich twarzach powstrzymało radość. Blady brat to rzadki widok. Powędrowała trasą jego wzroku i wstrzymała oddech dostrzegłszy jasnowłosą dziewczynę z Huffelpuffu. To by wszystko wyjaśniało. Momentalnie zamknęła książkę i nachyliła się ku Rileyowi. - Muszę szybko iść do brata. Yhm... coś jest nie tak. - szepnęła i ścisnęła mocno jego dłoń leżącą na ławce. Barwa włosów wiernie zafalowała białym odcieniem i po chwili zniknęła, wracając do koloru początkowego. Wstała, pozostawiając swoje rzeczy - aby przypadkiem nikt nie zajął jej miejsca (!) - i pomknęła w kierunku siedzącego Elijaha i obok Gabrysia. - Cześć chłopcy. - powitała się melodyjnym tonem, a spoglądała zmartwiona na brata. Nachyliła się nad ławką i popatrzyła Elijahowi w oczy, kładąc jednocześnie dłoń na jego ramieniu. Nie wiedziała jakich słów użyć, a jednak zaufała ich niememu porozumieniu. Popatrzyła na niego ciepło, w taki sposób jaki może spoglądać jedynie bliźniacza siostra. - Przesiądę się z Rileyem tuż za wami. - gdybyś mnie potrzebował, dokończyła w myślach. Niestety nawet nie zdążyła wrócić do Rileya, bo już do klasy wszedł nauczyciel i po prostu... rozesłał ławki na krańce klasy. Dzięki czemu stała teraz między obojgiem Swansea, a więc sięgnęła do dłoni brata i mocno ją ścisnęła. Gabrielle omijała wzrokiem w obawie o reakcję metamorfomagiczną. Usłyszawszy kto będzie jej parą zadarła głowę i popatrzyła z zachwytem na Gabriela. Sięgnęła teraz po jego rękę, przytuliła się krótko do jego ramienia i pociągnęła go na środek klasy. Zahaczyła jeszcze wzrokiem o Rileya i mogła się koncentrować na rzucaniu na kuzyna zaklęcia. Posłała mu olśniewający uśmiech odsłaniając rząd białych, równych zębów. Kochała go nad życie i wiedziała, że nie będzie dawać mu żadnych ulg, by nie urazić jego męskiej dumy. Dzierżąc w dłoniach nowiutką, jasnobrązową różdżkę wyciągnęła ją równocześnie z kuzynem. Przyjęła odpowiednią pozycję, po raz kolejny posłała mu ciepły uśmiech i stosując zaklęcie niewerbalne posłała ku Gabrielowi wiązkę bladego światła, które było Zaklęciem Kameleona. Z radością obserwowała jak ten wtapia się w tło. - Pobladłeś, misiu. - zachichotała, zasłaniając usta dłonią.
Podniósł wzrok na Jonasa, gdy do nich podszedł. - Nie ominęło cię nic szczególnego. Cześć. - tym razem przypomniał sobie, aby się przywitać i nawet wyciągnął ku niemu rękę, aby uścisnąć mu dłoń. Ledwie przyszedł czwarty Puchon do ich towarzystwa, a lekcja rozpoczęła się ku jego uldze. Spakował wszystkie swoje szkolne pierdołki i wstał, kiedy krzesła i ławki zaczęły zmykać na krańce sali. Stał wśród swoich i odnosił wrażenie, że nieco od nich odstaje. Potrząsnął głową, aby się nie przejmować głupotami. Poprawił krawat i zawiesił wzrok na nauczycielu. Słuchał łapczywie każdego słowa, nie odrywając od psora spojrzenia. Ucieszył się, że będzie mógł doszlifować trochę zaklęcia transmutacyjne, które ostatnio tak często przydawały mu się w życiu. Usłyszawszy jednak do kogo został przydzielony, znów zesztywniał. Nie umiał ukryć sztuczności i spięcia swoich mięśni, gdy skinął wzrokiem Cealestine, Skylerowi i Jonasowi, by stanąć naprzeciwko kuzynki. Skinął jej głową czując, że nie potrafi nic powiedzieć. Głos ugrzązł mu w gardle. Bał się spojrzeć jej w oczy, a jednak musiał, skoro rzucali na siebie zaklęcia. Uniósł różdżkę i gdy dojrzał mknące ku sobie światło, niewerbalnie zastosował Sumptuariae Leges, wyobrażając sobie, iż zmieni ubranie Gabrielle w sukienkę, w której go niegdyś powitała na stacji kolejowej Doliny Godryka. Zapewne odzież nie miała wielu detali co pierwowzór, a jednak ewidentnie kojarzyła się z czerwcowym dniem. Kącik jego ust zadrgał, a policzek się nieznacznie uniósł, gdy poczuł na twarzy woń kwiatów. Podrapał się po nich unosząc wzrok ku grzywce, potrząsnął nią i zgarnął dwa do wnętrza dłoni. Posłał dwa bladoróżowe kwiatki w kierunku kuzynki, by mogła je zabrać albo zignorować - zupełnie jakby miała być to odpowiedź na niezadane pytanie. Popatrzył jej w oczy. Krótko, ale pytająco.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Gabrielle wystarczyło jedno spojrzenie; krótka chwila, wręcz tak samo ulotna jak trzepot motylich skrzydeł w czasie, której spojrzała wprost w niebieskie oczy kuzyna, aby dostrzec tak wiele emocji, że ugięły się pod nią nogi. Tęsknota, miłość, próba bycia obojętnym i zachowywania pozorów, smutek żal oraz strach. Burzliwa mieszkanka uczuć - właściwie nie wiedziała do kogo należy. Czy to odczucia Finna czy może już jej? Umysł blondynki przypominał coraz mocniej rozpadającą się ruinę. Wciąż trawiły ją liczne wątpliwości, które zabierały jej szanse na normalne funkcjonowanie. Pierwszy raz tak bardzo odczuła stratę kogoś, a to jedynie pogarszało stan, w którym znajdowała się już od jakiegoś czasu… Stojąc naprzeciw blondyna uświadomiła sobie, jak głupia była. Sądząc, że samotność jest najlepszym rozwiązaniem; idiotyczne, egoistyczne przekonanie. Warknęła na siebie w myślach, już chciała zabrać głos, gdy w tym samym momencie jej strój nagle zmienił się. Zaskoczona spojrzała w dół; zamiast typowej szaty miała na sobie zwiewną sukienkę, którą doskonale pamiętała. Nie była dokładnie taka sama, brakowało jej kilku detali, lecz to nie miało znaczenia. Mimochodem w oczach dziewczyny stanęły łzy, nie potrafiła zapanować nad reakcja swojego organizmu. Drżącymi z emocji dłońmi wygładziła delikatny materiał, kierując spojrzenia na Finna, który zamiast włosów na głowie miał kwiaty. Była zadowolona z efektu swojego zaklęcia, na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech, choć oczy wciąż szkliły się od łez. Poczuła jak coś mokrego płynie po jej policzku, chwyciła wysłane przez kuzyna kwiaty zamykając je w swojej dłoni. Nie musiał nic mówić, całkowicie ignorując wszystkich wokół Gabrielle podeszła do chłopaka i przytuliła go. Przymknęła powieki zaciągając się jego zapachem oraz delektując się ciepłem jego ciała, wciąż dając mu szansę na to, żeby się odsunął, jeśliby tylko tego zapragnął.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Nie wiedział jak długo będzie w stanie spoglądać na kuzynkę zważywszy, że jednocześnie obawiał się jej obecności, z drugiej był ciekaw, z trzeciej przecież nie wypadało wpatrywać się w nią w taki natarczywy sposób. Gdy zamknęła w dłoni kwiatki z jego włosów, poruszył niespokojnie barkami, jakby ziściły się jego obawy. Nie przejął się tym, że wygląda komicznie. Zacisnął mocno zęby dojrzawszy na jej policzku łzę. Zaklął pod nosem, cicho, szeptem, a ona już do niego podeszła i go przytulała tak, jak robiła to zawsze od lat. Skamieniał, przez chwilę nie oddychał zaskoczony wylewnością uczuć na oczach cóż... wszystkich. Trochę sztywno uniósł jedną rękę i położył między jej łopatkami. Nie umiał odwzajemnić gestu tak jak powinien. Zamiast tego przesunął dłoń na jej przedramię, by odrobinę się odsunęła. Zaprowadził ich pod ścianę, by nie stali na środku, na widoku. Musiał przerwać przytulenie, ale by załagodzić ten gest, otarł kciukiem z jej policzka łzę. Nie uśmiechał się, nie pokazywał mimiką nic z tych rzeczy, które powinien. Rozejrzał się po klasie, aby sprawdzić kto się im przygląda, a minę miał... zaciętą. Po paru chwilach w końcu odważył się popatrzeć na dziewczynę dłużej niż kilka sekund. Czuł bijące od niej ciepło, które kusiło by go dotknąć. A on stał obok, tuż przy jej ramieniu i zastanawiał się coż ma zrobić. Miał mętlik w głowie, nie umiał otworzyć ust i mówić. Uniósł więc kącik ust w kolejnym, skromnym uśmiechu skierowanym tylko do niej. Musnął delikatnie jej dłoń, tym gestem zwracając jej uwagę na to, co się dzieje w klasie. Chciał obserwować obok niej poczynania reszty uczniów, a ich rozmowa... ich rozmowa odbędzie się w innym miejscu i innym czasie. Jeśli nie stchórzy i nie ucieknie. Zahaczył wzrokiem o jednego ze Swansea, przypominając sobie historię Gabrielle. Elijah. Nieznacznie zmarszczył brwi i tym samym podjął decyzję pozostania przy kuzynce do końca lekcji. Skrzyżował ręce na ramionach, a ten gest mówił sam za siebie.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Posłał Caelestine rozbawione spojrzenie, nie zaprzeczając jednak jej pytaniu. Uznał za absurdalną zazdrość o Finna w sytuacji, gdy nie rozmawiali ze sobą od kilku miesięcy, ale jednocześnie pomyślał też, że zabawne będzie nie wyprowadzanie jej z błędu. Zbyt dużo zostało już wyjaśnione, żeby nie namieszać tutaj chociaż trochę. Złe decyzje tworzą dobre historie, czy jakoś tak. Z resztą... chyba nikogo tym nie krzywdził, prawda? - Celeste - zaczął, żeby zapewnić ją, że zdecydowanie powinna zostać przy nich, jeżeli tylko nadal ma na to ochotę, ale przerwał słysząc zdecydowane polecenia Finna. Spojrzał się na niego lekko zdziwiony jego zachowaniem, sam czując coś na kształt poczucia winy. Mógł sobie odpuścić i nie próbować wyciągnąć z Puchona informacji w tak dziwny sposób. Ta świadomość ciążyła mu teraz na granicy świadomości. - Jonas! - zareagował z uśmiechem może nawet nieco zbyt żywo, czując ulgę, że Rosenberg odciągnie ich uwagę od tych niezręcznych tematów - Zdecydowanie nic szczególnego - potwierdził słowa Finna, nie chcąc teraz wracać do żadnego z omawianych tematów. Bo co właściwie miałby powiedzieć? "Hej, Jonas, a wiesz, Finn strasznie sztywno się zachowuje, chyba ma jakąś traumę. Caelestine straciła cenną zawartość notesu, a no tak.... a ja właśnie udawałem, że lecę na kuzynkę Finna, ale potem jednak dałem wszystkim do zrozumienia, że jestem gejem. A co u Ciebie?" Ta, zdecydowanie na trzeźwo coś takiego odpada. Spojrzał uważnie na Szweda, gdy okazało się, że trafił do pary z Gabrielle, jednak wydawało mu się, że odebrał to całkiem spokojnie. Póki nie wiedział na kogo trafi, przyglądał się im, zamiast myśleć nad zaklęciem. Wydawało się, że poszło lepiej, niż mógłby się spodziewać. Pomyślał właśnie, że w takim razie nie mogło wydarzyć się między nimi nic aż tak złego, gdy nagle zobaczył łzy w ogromnych oczach @Gabrielle Levasseur. Odruchowo chciał wstać, by móc zareagować jakkolwiek, jednak szybko uzmysłowił sobie, że to sprawa między nimi. Nic mu do tego. Z ulgą dostrzegł, że objęli się i chociaż był to krótki gest, uspokoił nieco Skylera, że z Finnem będzie już tylko lepiej. Poczuł się jak jakiś podglądacz, więc speszony odwrócił wzrok za okno, żeby móc w spokoju wyciągnąć jakieś wnioski. - Masz okazję, żeby dać mi nauczkę - mruknął do rudowłosej, gdy dowiedział się, że są razem w parze. Nawiązywał oczywiście do jej słów, że nie powinien był mówić o podrywaniu innych dziewczyn w jej obecności, chociaż nie posądzał Puchonki o mściwość. Chciał po prostu dać jej do zrozumienia, że nie musi się hamować. Sam znał niewiele zaklęć z transmutacji, a nie miał na tyle odwagi, aby próbować na dziewczynie formułek, których dobrze nie umie. Nie wybaczyłby sobie, gdy przez niego się jej coś stało. Po zastanowieniu, z braku czasu na głębsze przeanalizowanie sytuacji, postanowił rzucić zaklęcie na jej ubrania z wielką nadzieją, że niechcący nie sprawi, że zniknął... To byłoby naprawdę ciężko wytłumaczyć. Ustawili się i nauczyciel zaczął odliczać: RAZ, DWA... - Secare - rzucił, gdy tylko usłyszał "TRZY", modląc się w duchu, aby zaklęcie zadziałało. Nigdy wcześniej go nie rzucał, ale wydawało się dosyć proste i postanowił zaryzykować, skoro na szali kładzie jedynie życie ubrań, a nie urodę jednej z gangu Swansea. Widział jak pewien gość przy jego pomocy obnażał uda jednej z Krukonek, jednak Skylerowi chodziło o całkowicie odwrotny efekt. Przy pomocy zaklęcia wydłużył dekolt Celeste w ten sposób, że przypominał teraz golf, a jej spódniczkę wydłużając aż do ziemi. - Oczywiście o kobiecie nie świadczy to w jakim procencie ubrania zakrywają jej ciało - powiedział szybko, po czym odchrząknął zmieszany. Czy to było seksistowskie? Czy jego komentarz, którym próbował naprawić sytuację, tak naprawdę ją pogorszył?
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Wepchnięty do klasy jeszcze był spokojny, bo jak widać angażował się w inny temat, który zainteresował też kilka ślizgonek w klasie. Machnął jednej – @Dina Harlow, kiedy najgłośniejsza z nich – @Beverly O. S. Shercliffe właśnie wystawiała mu środkowy palec, pokazując swoją wyższość nad facetami. Mógłby się uśmiechnąć perfidnie, wrednie, ale @Cassius Swansea dźgał go, jak woźne bydło, więc odwrócił się w jego stronę, piorunując go zimnym spojrzeniem błękitnych oczu. — Swansea, jebana cioto. Tym podsumował wszystko co chciał, zanim wrócił wzrokiem do stolika dziewcząt z Domu Węża i uniósł ręce do góry, niby obronnie, choć z premedytacją rzucił zdecydowane: — Nie ja, Shercliffe. Jakby próbował jej powiedzieć: “Bo jakbym mógł z tobą chcieć?”. Choć wyraźnie to przemyślał, bo nie rzucił tego głośno, kiedy trzy baby siedziały przy jednym stoliku, a jedna z nich skupiła jego uwagę. Wiedział zbyt dobrze, że kobiety, zaprzysiężone przeciwko facetowi to wróg gorszy niż rozwścieczona harpia. W gruncie rzeczy, stado harpii jest lepsze od trzech, rozeźlonych przedstawicielek płci – ponoć – pięknej. Za tym pięknem kryła się jednak pradawna, jeszcze przez nikogo nieodkryta magia. W to wierzył, dlatego dla swojego świętego spokoju zachowywał dystans. Przysiadł razem z Cassiusem przy jednej z ławek, nie spuszczając jednak wzroku z @Melusine O. Pennifold. Ani nawet wtedy, kiedy go na nim przyłapała. Zmrużył powieki, niezadowolony, że odwróciła spojrzenie. Sam zrobił to samo dopiero wtedy, kiedy Cassius zdradził mu jej imię. Parsknął, niekontrolowanie. — Meluzyna — wymówił jej imię z naciskiem, dziwiąc się, że Cassius nie parska z nim, bo to przecież było całkiem zabawne – nie łapiesz, nie? — dodał niby wcale niezaskoczony z niewiedzy kolegi, ale jednak trochę zawiedziony, że nie mógł z nim podzielić swojego rozbawienia — To zabawne. Meluzyna… skrzydlaty wąż. Syrena. Femme fatale żeglarzy. Zgubna piękność ściągająca nieszczęście. — podpowiadał mu dalej, ale Swansea raz, że nie wyglądał na zaznajomionego z opowieściami z folkloru i legend, a dwa, że sprawiał wrażenie zupełnie niezainteresowanego, dlatego machnął ręką. — Dobra. Mądrzejszy nie będziesz. Pogodził się z tym faktem, splatając ręce na piersi i pokiwał głową w zrozumieniu, na znak, że akceptuje przykry stan rzeczy. Ten, w którym historie opowiadane mu za dzieciaka przy domowym ognisku w Islandii musiał pozostawić wyłącznie dla siebie. Może pięknej syreniej potomkini, jeśli przyjdzie im porozmawiać. Skuszony samym brzmieniem jej imienia, wrócił do niej spojrzeniem, kiedy ona sama już koncentrowała swoją uwagę na koleżankach. — Cass, orientuj dupę – trącił go końcem różdżki, ale nic więcej nie zdążył zrobić, bo zaraz ich złączyli w pary i szybko zapomniał o kumplu, kiedy stanął przed krukonką w turbanie. — Gunnar Ragnarsson, syn Svena — przedstawił się jej, czując się w obowiązku zaznaczyć, że jego ojciec nie był Ragnarem, mimo znanej w Islandii tradycji nadawania nazwisk po ojcu. Oni respektowali tradycje czarodziejskie, a ojciec skuszony charyzmą matki nigdy nie pytał dlaczego. — Melusine, prawda? Nawet wyglądasz na kusicielkę. Rozsiadłby się najchętniej wygodnie na krześle przed nią, ale Craine rozdzielił ich na spore odległości, karząc im na siebie patrzeć z dwóch końców sali, dlatego do tego też właśnie się ograniczył. Splótł ręce na piersi, nawet nie odnotowując wcześniej użytych przez dwie pierwsze pary zaklęć. Nie próbował też szczególnie zabłysnąć wiedzą już na samym starcie lekcji. Zamiast tego, spełnił swoją zachciankę, celując różdźką w turban dziewczyny. — Occidere — załatwił tym dwie sprawy na raz. Pozbył się turbanu, ciekaw długości i dokładnego koloru włosów dziewczyny, a tym samym oblał ją niebieską cieczą. Tak, że teraz naprawdę wyglądała jak wyjęta z morskich opowieści. Nie przemyślał tego jednak, bo teraz kosmyki włosów lepiące się do twarzy barwą zbliżone były do zwykłej czerni.
następnym razem będzie coś trudniejszego, ale jest tylko jedno zaklęcie, do którego muszę użyć kostek, które mogę użyć na Melu T___T