Sala ta jest bardzo nasłoneczniona, a z jej okien widać obszerny dziedziniec. Pełno tu klatek, w których czasami pojawiają się kociaki do ćwiczeń, jedna szafa jest pełna kufrów, a omnikulary ułożone na regale mają tendencję do uciekania, bowiem te egzemplarze mają albo królicze łapy, uszy lub ogony.
Wjechałem do klasy zaledwie kilka sekund przed czasem co doprowadziło do tego, że wszystkie ciekawsze miejsca były zajęte, więc zasiadłem sam z tyłu sali rozglądając się po sali. Chciałam tutaj być dokładnie tak samo jak pragnąłem wymywać dupska wszystkim hipogryfom z Zakazanego Lasu. Jasne, Bergmann nie był wprawdzie chujem jak Craine, ale brakowało mu czegoś co miał Dear, a fakt, że wcześniej uczył mnie w Trausnitz wcale nie ułatwiał sprawy. Mimo że nie byłem fanem tego przedmiotu to lekcje z Dearem jakoś mnie przyciągały, a tutaj pojawiałem się tylko po to by pod koniec roku dostać upragnioną parafkę na świadectwie ukończenia studiów i móc rozpocząć upragnioną karierę. Pewnie normalnie miałbym wszystko w głębokim poważaniu, ale z racji tego, że siedziałem sam to nie miałem specjalnie wyboru i postanowiłem przynajmniej spróbować skupić się na lekcji, a czekając na to aż nauczyciel w końcu zacznie mówić przejrzałem nawet moje transmutacyjne bazgroły z zeszłego roku - wiele z nich nie wyciągnąłem, ale zawsze coś. Musiałem chociaż trochę poudawać, że mi zależy dlatego wpatrywałem się w profesora i zmusiłem się do maksymalnego skupienia - może nie nie przepadałem za przedmiotem, ale starałem się zrobić dobrą minę do złej gry.
SZCZĘŚCIE: 2 PREFERENCJE: 0,5 - bo Bergmann jednak nie jest Crainem XD KONCENTRACJA: 4 TALENT: 1 CAŁOŚĆ: 7,5
Autor
Wiadomość
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Czy ktokolwiek zauważył kiedyś, że transmutacja ma swojej nazwie smut[ek]? Właściwie to nawet smutację, tak jakby to była jakaś nowa technika wywoływania w uczniach złych uczuć. Zważywszy na to, jak wymagający jest Bergmann i ile trzeba ćwiczyć, żeby w ogóle rzucić zaklęcie z tej dziedziny, nawet by się zgadzało. Nie przepadam za tym przedmiotem, chociaż lekcje wydają się ciekawe. Zaklęcia, które stąd wynoszę, są jednak przydatne, zwłaszcza kiedy chcę komuś dopiec. I pozwalają też na zmianę koloru włosów, a zabawy z mugolską farbą niezbyt przypadły mi ostatnio do gustu. Zdecydowanie bardziej wolę używać do tego magii lub eliksirów. Jakimś dziwnym trafem docieram na zajęcia na czas, ale i tak trzymam się tyłu klasy. Z przodu zazwyczaj siedzą nudne jednostki, z którymi niezbyt się zadaję. Ludzie, których najbardziej lubię, przychodzą ze mną albo tuż za mną, więc im również pozostają ostatnie ławki. Cieszę się, że to jednak Tilda Thìdley prowadzi zajęcia. Kojarzę ją jeszcze z czasów, kiedy była Gryfonką i wydaje się całkiem w porządku. Na pewno nie będzie nas cisnąć tak jak Bergmann. Chyba że jednak chce mu się podlizać – wtedy mamy definitywnie przesrane. Pomysł z transmutacją ubrań podoba mi się jeszcze bardziej niż prowadząca. Czarodziejskie second handy nie mają zbyt wielkiego wyboru, a do mugolskich nie odważyłbym się pójść. Może dzięki temu urozmaiciłbym nieco garderobę. Oczywiście jak zwykle na ochotnika zgłasza się Krukon, bo jakżeby inaczej. Wygrali puchar w zeszłym roku, to teraz panoszą się, jakby zamek należał do nich. Bardziej odbija już chyba tylko Puchonom, którzy zaczęli przychodzić na lekcje całymi gromadami. Jednak przy takim tłoku trudniej zwrócić na siebie uwagę. - Przecież to tylko lekcja – mówię głośno do @Harriette Wykeham. - Najwyżej wyjdziesz stąd nago. Fakt,że zakłócenia utrudniają nam życie, ale mam wrażenie, że wszyscy ostatnio tak panikują, że mój brat uczy się więcej czarów, niż my tutaj. A z racji tego, że jest charłakiem, nie brzmi to zbyt dobrze. Swoją drogą ciekawe, czy naprawdę ktoś straci ubrania, próbując rzucić zaklęcie na zmianę koloru swetra.
Szczęście: 2 Kuferek: 0 Na przypał nie rzucam, bo się drę.
Curtis Mousseau
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 1.88 m
C. szczególne : ślad po ugryzieniu na lewej nodze i wiele mniejszych blizn, wysportowany i zbudowany, lekki zarost, akcent francuski jednak potrafi go maskować
Tęsknota. To było zaledwie kilka miesięcy, może kilka za dużo. Chciał podzielić się z nią wszystkim, ale nie czuł się na siłach opowiadania tego przy wszystkich. Nie wiedział, czy mu wybaczy to, że pozostawił ją samą — w końcu byli przyjaciółmi. Dlaczego, więc on tak ją potraktował. Cholernie się tego wstydził. Czuł wstręt do siebie. Spodziewał się awantury. Bał się. Poważnie w tej chwili się bał, że ta Fire, która go zaakceptowała, troszczyła się o niego (chociaż raczej do takich rzeczy to ona się nie przyznawała), którą kochał jak siostrę, której nigdy nie miał (pomijając ten niedoszły pocałunek — to było po pijaku, dawno i nieprawda). - Głupkiem? - Spojrzał na nią i wyszczerzył się jak głupek. - Awansowałem z kretyna na głupka? - Szturchnął ją delikatnie w ramię. Nawet nie miałby siły, żeby zrobić to mocniej, gdyby chciał. Nie uciekła. Fire siedziała sobie obok niego. Prawdziwy skarb. Prawdziwa przyjaźń. To istniało, mimo że obydwoje byli poszkodowani przez los, który sprzedał im podrabianą talie kart.
Jego wory pod oczami były większe niż zazwyczaj, włosy bardziej potargane, a chęci do życia jak zwykle brak. Gdy usłyszał o lekcji jego znienawidzonej Transmutacji nie był jeszcze tak bardzo źle nastawiony. Stwierdził, że bądź co bądź musi ten przedmiot choć trochę podciągnąć by nazywać się dobrym czarodziejem. Wchodząc jednak do klasy nie spodziewał się żadnej asystentki w postaci jego siostry, ani uśmiechniętego gryfona huśtającego się na krześle w postaci jego brata. Co to miało być? Zlot Rodzinny? @Tilda Thìdley widząc go posłała mu lekki uśmiech, który on niepewnie odwzajemnił. Nie czuł większej potrzeby witania się z bratem, więc postanowił jak typowe rodzeństwo udawać, że go nie zna. Miejsc nie było niestety dużo, więc nie mógł w tym wypadku usiąść z tyłu, udawać, że nie istnieje i mieć nadzieję, że może tym razem Tilda się nad nim zlituje. Zobaczył też @Blaithin ''Fire'' A. Dear, która lustrowała wzrokiem jakoś słabo wyglądającego puchona. Nie wiedział, czy się z tego cieszyć, czy nie. Fire uwielbiał, ale niestety czas ich trochę oddzielił, a gryfonka stała się strasznie podejrzliwa. Chciałby naprawić relacje, ale on nie potrafił w ludzi. Westchnął ciężko i w końcu zdecydował się, że zajmie wolne miejsce koło @Sanne van Rijn, która jak pamiętał pała taką samą miłością do tego przedmiotu jak on. Plus- dziewczyna go już trochę znała dzięki ich samodzielnych lekcji Uzdrawiania. -Hej Sanne- przywitał z grzeczności holenderkę. Wysłuchał w ciszy tego co siostra ma do powiedzenia mając nadzieję, że wie jak on nienawidzi być w centrum uwagi i nie wybierze go na ochotnika
Szczęście: 3 Kuferek: 0
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Odwróciła wzrok od profesora, słysząc głos z drugiego końca sali. Nie, nie ten należący do wskazanej przez nią dziewczynki. O niej w ogóle zdążyła już zapomnieć. - A kto ciebie pytał? - rzuciła z pogardą, krzywiąc się w stronę @Holden A. Thatcher II jeszcze zanim w ogóle jej mózg przetworzył jego słowa. Czasy kiedy byli kolegami z podwórka minęły wieki temu. Od dwunastu lat chciała tylko, żeby się od niej odchędożył. Dla niej sprawa raptuśnika była zamknięta w momencie, w którym skłamała, że sama go znalazła. Wcale nie chroniła wtedy jego skóry. W jej oczach był to transakcja niema umowa, że w podzięce da jej święty spokój i nigdy nie będzie musiała się z nim zadawać. On jednak był wszędzie tam gdzie ona - na tym samym podwórku, kiedy brakowało kogoś do gry, w tym samym Domu, na tych samych lekcjach. Przeżyłaby to, gdyby miał dość taktu, żeby udawać, że się nie znają, nie widzą, nie słyszą, w ogóle nie są świadomi swojego istnienia. Z niemymi umowami bywało jednak tak, że nie zawsze obie strony były świadome ich istnienia. Zdążyła się już odwrócić, kiedy dotarły do niej słowa chłopaka. Zmarszczyła brwi w złości. Po pierwsze: nic z tego w ogóle nie miało sensu, co było o tyle denerwujące, że świadczyło według niej o tym, że gadał dla samego gadania i pewnie dokuczenia jej. Po drugie: "Najwyżej wyjdziesz stąd nago?" Czy to miało być zabawne czy coś? Czochraj się, zboczony świniaku! Pchana impulsem, zgniotła kawałek pergaminu w kulkę nim ktokolwiek, z nią włącznie, zorientował się co się dzieje, odwróciła się i cisnęła nią Holdenowi w twarz. Dopiero wtedy opanowała się na tyle, żeby zerknąć na prowadzących zajęcia - oboje byli zajęci czymś innym. Wyprostowała się na krześle jak gdyby nigdy nic. Tym razem miała farta. Miała już wystarczająco szlabanów u Limiera, żeby wciskać jeszcze w grafik Bergmanna.
No w końcu jakaś fajna lekcja na którą bardzo chętnie przyjdzie. I to nie ze względu na jakiegoś tam nauczyciela, jak to było w przypadku kuzynki, dla Demi mógłby je prowadzić ktokolwiek, ważniejsza była wiedza. Miała tylko jedno życzenie - byle nie kartkówka, nie było nic gorszego niż ta pisanina, zajęcia praktyczne ftw. Leciały więc na zajęcia, każda z innego powodu, a gdy tylko Trixie zaczynała ględzić o Bergmannie przewracała oczami i starała się nie komentować jej zachowania, a chyba jasne było, że takowe komentarze powstawały w jej głowie. W końcu usiadły, a ona sama zamknęła się w swoim świecie na początku nawet nie zauważając, że coś się zmieniło w jej otoczeniu. Dopiero po chwili ogarnęła, że kuzynka coś do niej mówi i praktycznie wpycha jej się na kolana - Co ty... - zaczęła chcąc ją zapytać co właśnie odpierdala, nie skończyła jednak zauważając, że ta pcha się w stronę nauczyciela, który najwyraźniej nie miał gdzie usiąść i wpakował na miejsce AKURAT obok nich. Nie pilnując się walnęła solidnego facepalma przesuwając się tak, aby zająć inne miejsce, choć w tej chwili najchętniej ewakuowałaby się byle jak najdalej stąd. Doskonale wiedziała co będzie się działo, jeśli nauczyciel sobie stąd nie pójdzie, w lekkim poddenerwowaniu prawie wygłosiłaby coś niemiłego, ale ponownie się powstrzymała. Na szczęście jej uwagę od tego całego cyrku odwróciła Tilda, która zaczęła mówić o bardzo ciekawym i praktycznym, szczególnie dla niej, zaklęciu. Niestety, ktoś zgłosił się na ochotnika zanim zdążyła to zrobić, no nic może innym razem.
Szczęście: 4 Kuferek: 15
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leonardo miał fenomenalny humor, głównie dlatego, że w końcu nadeszła lekcja transmutacji, a @Ezra T. Clarke jakimś cudem pominął milczeniem to, że prowadzić ją miał jego ukochany profesor. Tak prawdę mówiąc, Gryfon należał do osób szalenie wyrozumiałych, ale nie miał pojęcia jakim cudem można demonizować Bergmanna - bo musiałby się potwornie postarać, żeby wyjść na człowieka gorszego od Craine'a. Można było ewentualnie odwołać się jeszcze do Deara... Początkowo to na to Leo zrzucał niechęć Ezry, uznając po prostu, że z poprzednim opiekunem Ravenclawu miał mocniejszą więź. No, ale to były tylko domysły, a żadne konkrety na to nie wskazywały. Do sali wszedł tryskając pozytywną energią i uparcie wmawiając sobie, że to będzie dobry dzień. Nowy numer magazynu Czarownica już był w sprzedaży i chłopak nie potrafił nie cieszyć się, kiedy jego mordka (i klata, głównie klata) widoczna była na tylu okładkach. I choć starał się tym nie chełpić (częściowo też przez kiepski moment w życiu Clarke'a), to nie mógł przestać się głupio szczerzyć na każdą myśl o tym ogromnym malutkim sukcesie. Osobiście uważał, że jest teraz najzajebistszym prefektem. Sławny, przystojny, niesamowicie odpowiedzialny. Czego więcej chcieć? Ezra to jednak miał dobrze... - Ach, Tilda - odparł od razu, uśmiechając się jeszcze szerzej na widok znajomej byłej Gryfonki. I chociaż Bergmanna powitał zwykłym skinieniem głowy i uprzejmym "dzień dobry", to @Tilda Thìdley została zaszczycona wesołym machaniem ręką. Potem chłopak podążył grzecznie do jakiegoś wolnego miejsca, tylko kilku znajomych jeszcze witając po drodze. - Asystentka Bergmanna, to w ogóle Gryfonka z mojego ro... eeeeeee... no, mój rocznik, poprzedni rok - odkaszlnął znacząco, przetrzepując palcami włosy. Cóż, Tilda była już trzecią osobą z jego rocznika, która wylądowała w Hogwarcie na stanowisku asystenta. Merlinie, ale był z Leośka przegryw życiowy... - Zajebista osoba, w ogóle... - Zaczął, ale przerwał, bo nie wypadało dziewczynie utrudniać roboty. Z dumą zanotował, że akurat to zaklęcie znał, a nawet zdążył się nim już popisać przed swoim partnerem. Inna sprawa, że ten - łasy na nowe szmatki bardziej niż niejedna kobieta, z którą Vin-Eurico się spotykał - wyrwał już niczym chyża sarenka, zgłaszając się na królika doświadczalnego. Gryfon podparł głowę o rękę, której łokieć zahaczył na ławce; chyba po cichu liczył, że zakłócenia magii zrobią swoje i Clarke skończy przed klasą w czymś zabawnym. Albo bez niczego...
Nie miałam wątpliwości, że połowa tych ludzi kompletnie nie kojarzyła mnie z czasów szkolnych, mimo że jeszcze kilka miesięcy temu chodziłam tymi korytarzami w takich samych szatach z godłem Gryffindoru na piersi i uczyłam się pilnie do egzaminów. Kiwałam głową to na jednego, to na drugiego, zachowując pełny profesjonalizm, chociaż było mi naprawdę trudno w chwilach, gdy próg sali został przekroczony przez moich braci, czy też @Leonardo O. Vin-Eurico, który zamachał mi ręką. W ostatniej chwili powstrzymałam drgnięcie dłoni, która to chciała wyrwać się w powietrze i odpowiedzieć mu tym samym gestem. Zamiast tego zacisnęłam je mocniej za plecami. Nie chciałam stwarzać sytuacji mogących wywołać uniesienie brwi u Daniela - nie dam mu takiej satysfakcji. Moje pytanie spotkało się z odpowiedzią z tłumu niemal natychmiast. Przeniosłam wzrok z @Theodore Thìdley na @Ezra T. Clarke, wyjątkowo chętnego do bycia moim "obiektem doświadczalnym". Nie powstrzymałam łobuzerskiego uśmieszku, choć istniał on zaledwie dwie sekundy. - Mogłam się pana spodziewać, panie Clarke - stwierdziłam, skinąwszy na niego, by wyszedł na środek sali. Czy wspomniałam już, jak dziwną rzeczą było zwracanie się do niemal rówieśników per pan lub pani? - Dobrze, tak więc... - zaczęłam, lecz przerwały mi głośno wypowiedziane słowa, które znalazły swoje ujście z ust Gryfonki siedzącej w pierwszej ławce. - W każdej chwili może pani opuścić salę - stwierdziłam zdawkowo, mając nadzieję, że Bergmann nie dostrzeże delikatnego wywrócenia oczami. Drzwi sali otworzyły się i chwilę później w sali pojawiła się dziewczynka, bardzo zdezorientowana i wyraźnie speszona faktem, że się spóźniła. - Nie, proszę, usiądź - powiedziałam spokojnym głosem do zakłopotanej trzecioklasistki, wskazując jednocześnie wolne miejsce gdzieś niedaleko. - Kontynuując, zaprezentuję państwu działanie zaklęcia Sumptuariae leges - rzekłam do klasy, po czym odwróciłam się do Krukona, wyciągając w jego kierunku różdżkę. Wypowiedziałam wyraźnie formułę, koncentrując się na wyobrażonym przeze mnie stroju. Na moje szczęście zaklęcie udało się perfekcyjnie za pierwszym razem. Strzepnęłam niewidzialny pyłek ze swojej szaty, po czym spojrzałam przez klasę na profesora Bergmanna. - Profesorze?
Ta przerwa dała mu wiele do myślenia; cała sprawa z matką i ministerstwem, nagły zryw dobroci ojca i wiele innych czynników przytłoczyły Caesara. Czuł dziwaczną i dość niewytłumaczalną presję, więc nie mógł inaczej — wyjechał na miesiąc. Chłopakowi na szczęście udało się dogadać z dyrektorką i edukując się przez ten czas w domu, mógł w spokoju odsapnąć od brytyjskiej rzeczywistości. W Hogwartcie zjawił się dużo szybciej, niż sam myślał; jako student nie musiał uczęszczać na wszystkie zajęcia i lekcje, więc planował wrócić dopiero na egzaminy — ciekawość była jednak dużo większa i mówiąc wprost nowe artykuły tajemniczego Tropiciela tylko podsycały zainteresowanie Ślizgona sprawą tajemniczych artefaktów. Miał to najwyraźniej w genach, bo cieszył się jak głupi na zapowiadającą w najbliższym czasie wyprawę i wprost nie mógł doczekać. Na Transmutację szedł spokojny, chociaż wiedział, że najprawdopodobniej spóźni się o te kilka sekund; za kilka sekund o ile pamiętał Bergamnn nie karał szlabanami i punktami, więc nie biegł przed siebie jak na zabój — bieg totalnie do chłopaka zresztą nie pasował. W drzwiach stanął akurat na czas, ale drogę zatamowało mu niewielkie, krukońskie dziewczę, chcące zrezygnować z zajęć, które przecież nie mogły być aż tak straszne. Rzekł więc cicho, tak by tylko ona usłyszała, w celu dodania otuchy dzieciakowi. - Myślę, że lekcja transmutacji może okazać się dużo ciekawsza, niż głupie plątanie po szkole — i uśmiechnął się miło, omijając brunetkę bokiem i siadając w jednej z ławek z przodu, przy okazji posyłając jej spojrzenie zachęcające do nieopuszczania lekcji.
Szczęście: 3 ;_; Kuferek: 7
Daisy Bennett
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Tatuaż na żebrach w kształcie różdżki z trzema gwiazdkami; czarodziejski tatuaż z ruszającą się palmą na nadgarstku.
Na transmutacje wpadła niemal na ostatnią chwilę tak, aby się drastycznie nie spóźnić. Nie miała takiego zamiaru, nie zagapiła się, nie zasnęła, ale nauczyciel na poprzednich zajęciach zatrzymał ją z jakichś głupich powodów. Zerkała niecierpliwie na zegarek, ale oczywiście musiał się rozgadać. Kiedy w końcu mogła opuścić salę pomknęła korytarzem do sali transmutacji. Jest to jeden z jej ulubionych przedmiotów, toteż nie chciała się na niego spóźnić. Weszła do sali, przywitała się i zajęła miejsce. Rozejrzała się po sali i kiwnęła głową osobom, które znała. Czuła się dzisiaj nieco zdezorientowana, więc zastanawiała się czy ta lekcja będzie w ogóle w jakimś stopniu owocna. Mieli uczyć się zaklęcia Sumptuariae leges, które zmienia strój. Może być całkiem przydatne. Obserwowała ochotnika, który zgłosił się, aby wypróbować działanie zaklęcia. Cicho parsknęła śmiechem na nowy outfit Krukona.
Szczęście: 4 Kuferek: 8
Ostatnio zmieniony przez Daisy Bennett dnia Pią Kwi 06 2018, 09:34, w całości zmieniany 1 raz
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ezra miał skomplikowane zasady w lubieniu i nielubieniu ludzi. Tak naprawdę pomimo powierzchownego pozytywnego nastawienia do wszystkich ludzi na planecie, niewielu darzył realnym szacunkiem, już nie mówiąc o sympatii. Dodatkowo granice tych znajomości nie były u niego zbyt płynne; jeżeli kogoś nie lubił, potrafił odrzucać i negować wszystko, co dana osoba sobą reprezentowała, a kiedy obdarzał już kogoś ciepłym uczuciem, wiele trzeba było zrobić, aby Clarke przestał się starać o tę osobę. Z Bergmannem łączyła go o tyle dziwna relacja, że od samego początku po prostu czuł, że jest to człowiek, którego nawet nie chciał próbować lubić. I tak już zostało, niezależnie od tego w jaki sposób traktował go mężczyzna. Pozytywna energia Leonardo trochę łagodziła Ezrę, bo trudno było wymyślać sposoby na dokuczenie komuś, kiedy miało się obok takie słoneczko. Nie chodziło przecież o to, by "kiepski moment w życiu" przysłaniał wszelkie dobre wydarzenia, które napatoczyły się w międzyczasie. Wciąż potrafił się cieszyć takimi drobnostkami, jak choćby ów okładka, na której znalazł się Leonardo. Może nie udało im się należycie świętować tego sukcesu, ale Clarke i tak był z tego powodu bardzo szczęśliwy i wydawało mu się, że Leonardo to wiedział. Inną sprawą były złe humory i zirytowanie chłopaka, które potrafiły atakować z zaskoczenia i ze zdwojoną siłą. Wtedy potrafił być bardzo nieprzyjemny, obojętnie kto znajdował się w zasięgu ciętego języka. To jednak nie był ten moment. - Była Gryfonka? Tylko nie mów, że z nią też się przespałeś - zaśmiał się, niby mrużąc oczy podejrzliwie. Clarke nie kojarzył zbyt wielu ludzi z byłego rocznika Leonardo, ale nauczył się, aby wszystkie dawne znajomości Leonardo z kobietami w pierwszym momencie kwalifikować do przelotnych romansów. Skoro nawet z Sharkerem się całował... - No, ja tam jestem zadowolony, że nie poszedłeś w ślady swoich znajomych. Romansowanie z uczniem już w pierwszym roku nie wyglądałoby zbyt dobrze w twoim zawodowym życiorysie. Albo gorzej, jeszcze wróciłbyś do Meksyku... - Zrobił na krótko smutną minę, zaraz jednak przestając błaznować i skupiając się na młodej kobiecie i omawianym zaklęciu. Nie miał problemu, żeby zgłosić się na ochotnika. Skoro pozwolił go użyć Leonardo, kiedy znajdowali się pomiędzy dziesiątkami innych ludzi na festiwalu, czym była taka mała klasa? - Zawsze się cieszę, kiedy mogę się jakoś przysłużyć nauce - odparł do Tildy, wzruszając ramionami z rozbawianiem. Był aż tak przewidywalny? Poniekąd miał nadzieję, że kobieta popisze się jakąś kreatywnością w stroju, a to czy miał to pójść w dobrą dla jego reputacji stronę, czy złą, było sprawą drugorzędną. Kiedy więc jego szata zamieniła się w naprawdę okropny strój, parsknął wesołym śmiechem. - Na stylistkę bym pani nie wybrał - Z zaciekawieniem pociągnął za falbanę przy rękawie. Sam materiał też do najprzyjemniejszych nie należał, a Clarke poczuł się w tych ubraniach trochę ciężko. Zahaczył spojrzeniem o Leonardo, żeby sprawdzić, czy Gryfon już się pokładał w ławce. - I chyba wolałbym coś wpadającego w niebieski. Albo chociaż żeby to zaklęcie jednak nie wyszło, mogłoby być ciekawiej - odparł, mrugając żartobliwie. Może jednak ekshibicjonista?
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget wpadła do sali niemal w ostatniej chwili, bo równo sekundę przed tym, jak asystentka wymówiła zaklęcie, którym mieli się tego dnia zajmować. Uśmiechnęła się przepraszająco, wybąkała krótkie dzień dobry do profesora Bergmanna, po czym powiodła wzrokiem po klasie i... Z radością dostrzegła wolne miejsce obok przyjaciółki, @Margo Hayder! W kilku długich susach znalazła się przy krześle i niemal bezszelestnie dosiadła się do ławki. - Cześć - szepnęła na przywitanie, uśmiechając się szeroko. Miała tego dnia wyjątkowo dobry humor! Chwilę później Ezra wyrwał się na środek sali (co wcale jej nie zdziwiło), więc jedynie szturchnęła Margo, po czym wywróciła teatralnie oczami. Ten to dopiero chciał zwracać na siebie uwagę, prawda? Zaraz później Bridget prawie wybuchnęła śmiechem, widząc wdzianko, jakie wyczarowała na nim asystentka. Krztusząc się i dławiąc, przyciskając do ust wierzch dłoni, spojrzała na Puchonkę załzawionymi oczami. - Jak ja żałuję, że nie mam przy sobie aparatu! To jest tak piękne, tak bardzo chciałabym to uwiecznić - mówiła, chichocząc bez opamiętania.
Zamierzałem już nigdy nie pojawić się na lekcji u Daniela Bergmanna, jednakże usilna chęć zdania przedmiotu, który był konieczny na egzaminy aurorskie oraz zakład z Harriette (bo gdzie łatwiej stracić punkty niż u nielubianego nauczyciela?) spowodowały, że jednak pojawiłem się w sali - oczywiście dramatycznie spóźniony, akurat gdy @Tilda Thìdley zmieniała stylówkę @Ezra T. Clarke. Uśmiechnąłem się do kobiety, zupełnie ignorując fakt, że wypadałoby przeprosić prowadzącego za spóźnienie, po czym zająłem miejsce z boku klasy - nie zamierzałem odjebać żadnej znaczącej inby, a jedynie posiedzieć sobie z boku i powkurzać nauczyciela samą swoją obecnością licząc, że odejmie mi chociaż kilka punktów. Po chwili jednak mimo iż zajęcia były prowadzone przez Tildę zacząłem się nudzić, więc otworzyłem notes i zamiast robić notatki zacząłem rysować małe karykatury moich kolegów z klasy - zapewne ze względu na brak talentu nikt by ich nie poznał, ja jednak bawiłem się przednio.
Nie przepadam za transmutacją i chyba już o tym mówiłam nie raz. Dlatego z bólem serca schodzę na lekcje, na dodatek odrobinę spóźniona. Akurat ktoś wchodził na środek sali, więc mam nikłą nadzieję, że moje pojawienie się nie w porę nie zostało zanotowane przez nauczyciela, który najwyraźniej dziś siedział w ławce. Ku mojemu zdumieniu @Tilda Thìdley prowadziła dziś chyba lekcję, więc ona z pewnością zauważyła moje wejście. Uśmiecham się do niej zalotnie i mrugam nieprzyzwoicie. Szukam wolnego miejsca w pośpiechu i na całe szczęście widzę, że Terry siedzi sam. Niemalże teleportuję się do niego, moim zwiewnym krokiem z wyćwiczonymi ruchami. Po drodze do drugiego Tidley'a, zaczepiam jeszcze trzeciego, bo mierzwię zaczepnie włosy @Theodore Thìdley, kiedy mijam go w pośpiechu. Podpływam ku ławce Terry'ego i rzucam na nią swoją kolorową torbę. - Co się dzieje? - pytam pokazując na Twoją siostrę i mając na myśli całą sytuację. Potajemnie wyjmuje rzeczy z torby, a potem poprawiam swój turban, dzisiaj wyjątkowo czerwony, pasujący do mojej szminki. - Widziałeś na wizie nowe fotki Marceline? Jest przekonana, że jest artystką - komentuję koleżankę z klasy, na początku, nawiązując niezobowiązującą plotkującą konwersację. - Nie lubię transmutacji. Co dziś robimy? - gadam, żeby gadać, na pewno doskonale wiesz, że nie lubię tego przedmiotu. Patrzę na krukona w śmiesznej sukience, którą założyła na niego Tilda. - On jest dosłownie wszędzie, nie? Do wszystkiego się zgłasza. - komentuję chłopaka Leonardo beznamiętnie, bawiąc się swoją różdżką.
Rzecz jasna @Harriette Wykeham nie mogłaby wejść bez słowa (odpowiednio głośnego) do klasy. Za zamieszanie mężczyzna już pragnął odjąć jej punkty, choć wyczyn @Holden A. Thatcher II, uratował jej nieco skórę (a raczej uratował Gryfonom, którzy jak zawsze lubili zbierać sankcje na jego lekcjach). Odpuścił, pragnąc umniejszyć ten wyczyn do minimum - pozwolić swej asystentce przedstawić istotę zaklęcia. - Proszę o spokój - powiedział, tonem pełnym opanowania acz nieznoszącym sprzeciwu. - Do tego trzeba się już postarać, nawet przy zakłóceniach - dodał - panno Wykeham. Naprawdę, nie chciał - aby wchodzili dalej w tę idiotyczną dyskusję. Za niedługo powinien przedstawiać im oschłą teorię, w obawy przed możliwością spektakularnych w swej działalności zakłóceń. - Usiądź - polecił @Finnegan Gilliams, aby nie przejmowała się zbędną, nieadekwatną opinią. Wreszcie odetchnął. Siedzenie w ławce wcale nie wyniszczało spostrzegawczości Bergmanna; był jednak mniej uporczywy, nie rozglądał się w dosyć irytujący sposób dookoła scenerii ograniczonej ścianami (sporej wielkości) klasy. Skinął głową na powitanie @Morgana Balzarotti; niedługo potem zarejestrował szuranie krzesła. Rzucone nietrwale spojrzenie spoczęło na @Trixie N. Travers, zaskarbiającą uwagę mężczyzny. Słaba widoczność? Coś więcej? Trudno było określić wyraz twarzy Bergmanna, czy jakikolwiek istniał; czy ledwie neutralnie odnotowywał obecność dziewczyny bliżej. Odgłos otwarcia drzwi prowadzących do klasy, skierował natychmiastowo uwagę, oto, niedługo jeden po drugim - przybyła para spóźnionych. A Daniel Bergmann, jak wiedział każdy uczęszczający na jego lekcje - nie tolerował spóźnień. - Gryffindor i Ravenclaw tracą po pięć punktów - zwrócił się do @Lysander S. Zakrzewski oraz @Melusine O. Pennifold, wkraczającą wówczas po cichu, choć ze zbyt pewnym wyrazem do klasy. Opinia oraz łaskawość Thìdley, nie odgrywały tutaj najmniejszego znaczenia. - Obydwoje macie też szlaban. Zresztą, nie tylko ich dostrzegł. - Od przyszłych zajęć będę zabierać punkty za nieregulaminowość stroju - powiedział, wymownie zwrócony do @Dante A. Dear, ubranego w sweter. Robił to dla spokoju; był zgoła odległy od bezwzględnego pielęgnowania tradycji, zależało mu tylko oraz wyłącznie na prowadzeniu lekcji bez żadnych, następujących przeszkód. Strój był już drugorzędową kwestią, z kolei oni przez tyle lat mogli się doń przyzwyczaić. Czysta formalność, nic więcej. Gdy @Tilda Thìdley postanowiła wyznaczyć osobę chętną, do której roli zgłosił się (nielubiany) @Ezra T. Clarke, wstał z miejsca. Wkrótce miał już odegrać swą rolę przy prowadzeniu lekcji. Zauważył @Marceline Holmes siedzącą z @Blase Shercliffe, co mimowolnie zrodziło wewnątrz ukłucie. Mogłaby usiąść z koleżankami. T a k, zawsze popadał w przesadę, jego zazdrość bywała niczym nieokiełznana bestia. Przechodząc dalej, znalazł się niedaleko @Lysander S. Zakrzewski, pochłoniętego czymś całkiem innym - na dodatek, w czas wprowadzenia ćwiczeń. Nie lubił wytykać niepasujących notatek uczniom, prześwietlać też ich zeszyty; postał tak chwilę, dając czas Zakrzewskiemu na umiejętne schowanie swoich szkaradnych rysunków. Czas w końcu minął. - Przydadzą się panu zajęcia z działalności artystycznej, panie Zakrzewki - głos jego wybrzmiał w pobliżu Gryfona; nie silił się nadto na jadowitość tonu, jednakże drobnej uszczypliwości nie dało się Bergmannowi odmówić. - Gryffindor traci pięć punktów. Oby tak dalej. W końcu, był w stanie przejść do streszczenia pierwszego etapu ich ćwiczeń. Nowe zajęcie powinno choć odrobinę umniejszyć pole manewru w niesprzyjających, zakłócających bieg lekcji czynach. - Zaczniemy od przekształcania koloru ubrań. Wyobrażany strój jest więc identyczny do noszonego, nie licząc pojedynczego szczegółu. Wbrew pozorom, nieodbieganie od tego nie jest wcale tak łatwe - oznajmił; …ale na pewno łatwiejsze od zupełnego wyczarowania stroju. - Ćwiczycie w parach. - Owszem. To wszystko.
Czas na odpowiedź: do 11.04. Na samym początku chciałabym Was BARDZO przeprosić za poślizg; świąteczne zawirowania niestety nie służą myśleniu o mechanice. Więcej grzechów nie pamiętam i obiecuję poprawę. Gdybym kogoś/coś przeoczyła, proszę odezwać się na pw.
Jeśli nie masz pary możesz ćwiczyć z Bergmannem lub Tildą.
Mechanika
Dla osób o szczęściu 3 i wyżej
Rzuć 3 razy kostką. Za każde 5 punktów w kuferku dołączasz 1 punkt do swojego wyniku.
4 lub mniej - KRYTYCZNA PORAŻKA! Rzuć jeszcze raz kostką. Wynik parzysty - twój towarzysz nie będzie zbytnio zadowolony, wyczarowałeś mu wstrętne łachmany, niczym u żyjącego w skrajnej nędzy żebraka. Wynik nieparzysty - zakłócenia magii i nieuwaga zrobiły swoje… Cóż, zdaniem Bergmanna naprawdę się postarałeś, bowiem twoja osoba z pary znajduje się teraz zaledwie w samej bieliźnie!
4-14 - mogło być lepiej! Rzuć jeszcze raz kostką. Wynik parzysty - gratuluję, udało ci się skupić oraz opanować zaklęcie! Wynik nieparzysty - niestety, ubranie różni się nieco od właściwego.
15 i więcej - gratuluję! Opanowałeś magię bez przeszkód.
Uwaga! Dla osób o szczęściu 1 i 2
Zanim zajmiesz się odczytaniem jak przedstawiłam wyżej, rzuć kostką. Liczba oczek determinuje, co robisz dalej.
1 lub 6 - niezależnie od twoich statystyk, otrzymujesz krytyczną porażkę. Rzuć zgodnie z poleceniem przy niej. 2,3,4,5 - możesz postępować jak osoby o szczęściu 3 i wyżej, bez zmian.
Dodatkowo
Kostki na przyłapanie i tym podobne pozostają te same. Nie zapomnij umieścić w poście liczby punktów w kuferku oraz swojego szczęścia!
Nie przypuszczała, że ktokolwiek mógłby skupić na niej choćby cień uwagi. Nie, jeżeli chodziło o tak absurdalną część egzystencji jak wizzbook. Cóż za nietypowa sposobność, by kilka fotografii analizować jak realne, prawdziwe, odzwierciedlające charakter bądź zamiłowanie człowieka. Może gdyby jednak była świadoma ciekawości tamtej dziewczyny, byłoby to intrygującym doświadczeniem? Zapewne nigdy się nie przekonają. Sentymenty, do których Holmes nie przywiązywała większej wagi, wszak nie interesowało ją to - z kim chodzi na zajęcia, jak ma ta osoba na imię lub co gorsza, czy ma świadomość, że rudowłosa krukonka równolatków nie traktowała jak kolegów z klasy. Wtapiała się w tłum, by nikt nie zwracał na nią uwagi, stąd niemałym zaskoczeniem byłoby dla niej, że ktoś pokroju @Melusine O. Pennifold przeanalizował magiczną książkę opartą o znalezione zdjęcia gdzieś w odmętach starych pudeł. Nie było to jednak istotne, wszak Marce nawet jeżeli była wyśmiewana to nie miała takiej świadomości, zaś grono jej znajomych zamykało się na kilku osobach znajdujących się w tym pomieszczeniu. Nic zatem dziwnego, że wzrok rudowłosej pomknął w stronę @Lysander S. Zakrzewski, który jakby podpadł Danielowi; zabawne, że za kilkanaście dni będą musieli współpracować o czym żaden z nich jeszcze nie wiedział (oczywiście, Holmes również). I fakt faktem, ten @Daniel Bergmann sprawiał, że Line wolała zebrać myśli i skupić się, by czasem nie podzielić losu pozostałych. Bywała rozkojarzona, nieuważna, ale tym razem musiała też zrobić dobrą minę do złej gry, wszak jej towarzysz opuścił na moment klasę, a ruda została sama. Uniosła wymownie brwi, gdy przyszło do ćwiczenia zaklęcia w parach, bo ona sama była skazana na towarzystwo Bergmanna lub jego asystentki. Cudownie. Jeszcze. Tego. Brakowało. - Czy... Czy ja mogę? - zapytała niepewnie profesora, bo dostawać po uszach za brak podjęcia próby rzucania czaru nie miała zamiaru. Spojrzała na n a u c z y c i e l a, a jej policzki momentalnie pokryły się subtelną czerwienią. To tylko zwykłe zaklęcie, prawda? - Sumptuariae leges - wydusiła z siebie w końcu, choć tak naprawdę w głowie miała raczej innej scenariusze, aniżeli zmiana koloru. Wystarczyło, że coś pójdzie nie tak, a Bergmann na pewno znajdzie powód, dla którego odniosła porażkę. Zawziętość była jednak silniejsza i dała o sobie znać w równie silnym stopniu, co dawniej w Trausnitz, o czym zapewne mogła pamiętać @Sanne van Rijn, która była świadkiem, gdzie to niejednokrotnie Marceline ćwiczyła z profesorem; Holmes posłała koleżance przelotne spojrzenie. Tradycji stało się zadość. - Sumptuariae leges - powiedziała już pewniej, mając nadzieję, że będzie zadowolony z postępów. Garderoba Daniela uzyskała odpowiedni kolor, cóż, jaka szkoda, że nie był on różowy!
Kostki 2, 4, 1 + 4 punkty z transmutacji = 11; przerzut na parzystą
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
No halo! A może nie miała racji? Istniało pewne ryzyko, a że Bergmann go nie widział, to nie jej wina. Po cichu liczyła na to, że ktoś dziś jednak straci ciuchy. Wcale nie po to, żeby wlepiać gały (fuj!), tylko żeby móc wytknąć profesorowi prosto w twarz, że "a nie mówiła!". Wywróciła oczami, na jego uwagę, aczkolwiek dopiero jak przestał patrzeć. - Na tych staraniach to się na pewno zna - mruknęła pod nosem. Obserwator był badziewnym źródłem informacji i Etka starała się olewać zamieszczane tam plotki, przynajmniej gdy dotyczyły jej przyjaciół, ale w złości nie miała już żadnych skrupułów w wykorzystywaniu ich do usatysfakcjonowanie się. Opadła na krzesło z założonymi rękoma i z wyrazem twarzy, jakby to wszystko miała gdzieś i przysłuchiwała się reszcie zajęć. W między czasie do klasy wszedł spóźniony Lys i zarobił minus pięć punktów. Skubany, razem z eliksirami był już o 20 przed nią. Szczerze mówiąc to ten zakład średnio jej się podobał. Owszem traciła sporo puntów i bez niego, ale nie robiła tego celowo. Tak jakoś wychodziło - czasem robiła zanim pomyślała, czasem ją poniosło, a czasem był to naprawdę wypadek. Lys kończył już szkołę, ale ona miała zamiar przesiedzieć tu jeszcze trzy lata studiów. Plus on nie musiał chyba tłumaczyć się przed ojcem - mieszkał sobie sam, zarabiał i mógł robić co chciał. Wiedziała jednak, że kiedy przyjdzie co do czego i jej duch rywalizacji jeszcze bardziej ją przyciśnie, skrupuły pójdą w odstawkę. Ona nigdy nie przegrywała! Nie minęło dużo czasu, kiedy Lysander stracił kolejne punkty. Jak?! Ettie bardzo chciała go dogonić, ale nie była aż tak pieprznięta, żeby żywcem, po chamsku się podkładać. Zwłaszcza, że nie miała pomysłu jak - po głowie chodziły jej tylko desperackie pomysły w stylu rzucania Bombardy w tablicę. Zresztą tracenie punktów u Bergamnna było wbrew pozorom trudne, jeżeli nie chciało się przy okazji dostać szlabanu. Albo wylecieć z klasy. Znowu. Może nie było po niej tego widać, ale tak naprawdę, to nawet lubiła transmutację i zależało jej na wiedzy w tym zakresie. Obgryzając paznokcie, połową mózgu słuchała Bergmann, drugą połową zastanawiała się nad jakimś niewinnym żartem. Mózg jednak podsyłał jej same kretyńskie pomysły - od rzucenia kałamarzem w Holdena, po podpalenie mu włosów. Niby były to tylko wizje, ale nagle zaczęło ją tak strasznie korcić, żeby coś jednak chłopakowi zrobić, że aż zaczęła przebierać nogami. I wtedy jak wybawienie padło polecenie "Ćwiczycie w parach". Nie trzeba jej było dwa razy powtarzać. Zerwała się z krzesła tak energicznie, że aż poleciało do tyłu i wylądowało z hukiem na ziemi. Nie było zresztą jedynym źródłem hałasu. - Hej, Thatcher! - zawołała przez całą klasę, wyciągając w stronę chłopaka różdżkę - Co powiesz na coś pasującego do tych pedalskich włosów? Sumptuariae leges! Szata Holdena miała zrobić się różowa, ale coś poszło wyraźnie nie tak, bo stał w teraz w złachmanionych szmatach. Przechyliła głowę, przyglądając się swojemu dziełu. - Była taka księżniczka - oceniła, wykonując kolejny ruch różdżką i bez żadnego ostrzeżenia rzuciła jeszcze niewerbalne Oppedo, w ramach dopełnienia kreacji. Szkoda tylko, że skutki czaru czuł tylko Gryfon. Nie dałaby rady rzucić uroku na każdego, do tego tak, żeby połączyli smród z Thatcherem, ale bardzo chciała zrobić coś jeszcze. W jej głowie błyskawicznie zaświtał śmiały pomysł, a ze była już tak rozkręcona, przystąpiła do realizacji bez zastanowienia. Odwróciła się w stronę @"Daniel Bergamann", jakoś tak zakładając, że nie będzie patrzył w jej stronę i rzuciła na niego to samo zaklęcie, zanim zorientowała się jak sytuacja tak naprawdę wygląda. Serce dosłownie stanęło jej na ułamek sekundy, kiedy zobaczyła, że nauczyciel jednak na nią patrzy i doskonale widzi, że celuje w niego różdżką. Nie myśląc, a działając odruchowo, rzuciła Finite, modląc się w duchu, by Bergmann nie zdążył się w tym czasie zaciągnąć powietrzem (nie wiedziała jeszcze, że zaklęcie zupełnie jej nie wyszło). Nie zmieniało to jednak faktu, że nadal mierzyła w profesora różdżką. - Cz-czy ona panu wygląda na zepsutą - wyjąkała po chwili, która wydawała jej się wiecznością - Tu ma taką ryskę... - wyciągnęła swoją zadbaną, wypolerowaną (bo kupioną z własnej kieszeni) różdżkę bardziej w stronę mężczyzny z autentycznym przerażeniem w oczach. Nigdy nie umiała kłamać. Robiła w życiu wiele głupich rzeczy, szczególnie przez ostatni rok, ale jeszcze nigdy nie wycelowała różdżki w nauczyciela. Merlinie, czy za to można było wylecieć ze szkoły? Może lepiej byłoby od razu przeprosić? Tak bardzo szczerze, ze łzami w oczach. A potem samej wyrzucić się z klasy i obejść cały zamek na kolanach w worku pokutnym. Mogliby ją nawet wybiczować, tylko niech nie wywalają. Może nawet by to zrobiła... no przynajmniej pierwszą część, nawet przy całej klasie, ale wciąż miała nadzieję, że zdążyła z tym Finite i może jej się upiecze.
Kostki na zadanie: Szczęście było 1. Kostka: 1 Druga: parzysta
Kostki na złoczyństwo:
Uwaga ta pod nosem: 4 Pieprznięcie krzesłem w podłogę: 5 Celowanie w Bergmanna: 3
Zaklęcia: Oppedo 1: Kostka:1->5->2 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 60+ nie pamiętam dokładnie Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 6 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 2
Oppedo 2: Kostka:4 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 60+ nie pamiętam dokładnie Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 6 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 2
Finite: Kostka:3->1->5->1->6 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 60+ nie pamiętam dokładnie Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 6 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 6
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Oczywiście, Leo był pierwszym śmiejącym się z Ezry. Nie mógł po prostu zignorować czegoś tak rozkosznie urokliwego; jego największym problemem było to, że nie miał przy sobie magicznego aparatu. Szczerzył się zatem tylko, zaraz po tym jak subtelnie gwizdnął, tym samym doceniając działania Tildy. Potem zamknął się grzeczniutko, z wyraźną pokorą, bowiem Bergmann najwyraźniej nie miał zbyt dobrego humoru... Ale skoro nie zwrócił uwagi na komentarz Krukona, to krótkie gwizdnięcie też nie powinno go zdenerwować. Znał to zaklęcie, lubił je, a jednak głosik z tyłu głowy podpowiadał mu, że jeszcze spartaczy. W dodatku do pary zamierzał ściągnąć @Ezra T. Clarke, a jak wiadomo, miał tendencję do pokazywania mu się z tej żałośnie nie-czarodziejskiej strony. Niby kiedyś mu się udało, ale to jedynie potęgowało odczucia, jakoby teraz miało nie wyjść. Zaczekał kulturalnie aż chłopak się do niego przypałęta, wypuszczony z sideł asystentki. Otworzył już usta, aby zapytać partnera czy może nie chciałby zacząć, ale w tej samej chwili usłyszał okrzyk @Harriette Wykeham, skierowany prosto do @Holden A. Thatcher II... Słodki Merlinie, nie potrafił tak tego zostawić. - Ej, miśki, grzecznie - zawołał, a skoro różdżkę miał w gotowości przed czarowaniem stroju Ezry, to postanowił jej trochę użyć. Szalenie ryzykownie mruknął "Colovaria roseus", subtelnie kierując urok na młodszą Gryfonkę (a zaabsorbowana Holdenem mogła tego nawet nie zauważyć. Kto by słuchał prefektów, nie?). Cóż, jej uwaga odnośnie pedalskich włosów nie umknęła jego uwadze... W szczególności w obliczu tego, jakie miał preferencje i jak przez tydzień chodził z tęczowymi kosmykami. O dziwo, nie ściągnął na siebie zbyt wielkiej uwagi - jego urok trafił dziewczynę niemal jednocześnie z tym, kiedy ona sama zaczęła cudować i, o Gryffindorze, skierowała różdżkę na nauczyciela. I miała przy tym żarówiaście różowe włosy. - Ezra, zaczniesz? - Zaproponował, odrobinę nieprzytomnie, bo bardziej od rzeczywistego tematu zaklęć interesowało go to, co działo się z jego lwiątkami.
Transmutacja nigdy nie leżała w kręgu jej zainteresowań. Mogłaby nawet śmiało powiedzieć, że nie lubi ani przedmiotu, ani prowadzącego, ale już po pięciu minutach samotnego siedzenia w dormitorium stwierdziła, że może jednak wypadałoby się pojawić na zajęciach. W końcu dawno na żadnych nie była (nie tylko na transmutacji hehe), dlatego pośpiesznie zgarnęła z łóżka torbę, nie sprawdzając nawet co się w niej znajduje, po czym wybiegła z Pokoju Wspólnego. Gdzieś z tyłu głowy wiedziała, że Bergmann nie toleruje spóźnień, dlatego po cichu szykowała się na porządny opieprz z jego strony. Czym jednak jest bycie Gryfonem bez jakichkolwiek szlabanów i ujemnych punktów na koncie? Miała plan. Chciała po cichu otworzyć drzwi i bezszelestnie wślizgnąć się do sali. Miała zostać niezauważona, a profesor nie zwracając na nią uwagi miał prowadzić dalej lekcje. Nie przewidziała jednak tego, że wchodząc do pomieszczenia zrobi istne wejście smoka. Nie dość, że drzwi wydały z siebie dźwięk jakby właśnie schodziły z tego świata, ona również wydała z siebie podobny dźwięk, gdy z gracją potknęła się o próg i gdyby nie to, że w pośpiechu złapała za krawędź ławki, leżałaby na ziemi i umierała. Uniosła powoli głowę, chcąc spojrzeć na Bergmanna, by ocenić jego poziom wkurzenia, jednak zamiast niego ujrzała Tilde. Kojarzyła ją jeszcze z Pokoju Wspólnego, dlatego mając wielkie nadzieje na łagodniejszy wyrok posłała jej przepraszające spojrzenie. Omiotła wzrokiem pomieszczenie, gdzieś z tyłu z rozgoryczeniem zauważając profesora, po czym podeszła do @Holden A. Thatcher II, który najwyraźniej siedział sam. Usiadła na krześle, uważnie przyglądając się Gryfonowi i już chciała zapytać go dlaczego wygląda jak menel, jednak stwierdziła, że nie chce tego komentować. Rozejrzała się po sali i widząc zszokowane miny zdecydowanej większości zebranych z żalem stwierdziła, że ominęło ją coś ciekawego. -Ha! Kto Cię tak urządził? -Kryknęła do Holdena (ciekawość jednak wygrała), trochę chyba zbyt głośno, gdyż kątem oka zauważyła karcące spojrzenie profesora. Nachyliła się więc do niego i zmarszczyła brwi, zupełnie jakby się nad czymś intensywnie zastanawiała. -Co właściwie robimy? -Zapytała po chwili, przypominając sobie, że przyszła przecież na lekcje, a nie spotkanie towarzyskie i chyba wypadałoby cokolwiek na niej robić. Albo udawać. Zaklęcie wydawało jej się całkiem proste. Bez wahania sięgnęła po różdżkę i wymówiła formułkę, jednak nic się nie stało, a Holden nadal miał na sobie stare łachmany. Po chwili ponowiła próbę, w głębi ducha mając wielkie nadzieje, że 10 minutowe spóźnienie i pominięcie całego wstępu, wcale nie przeszkodzi jej w bezbłędnym wykonaniu zadania. Jakie było jej zdziwienie, gdy spodnie Gryfona zmieniły się w krótką, ledwie zasłaniającą wszystko co trzeba zasłonić, spódniczkę. Ups.
Szczęście: 4 Kuferek: 7 Kostki: 1,5,5+ 1 pkt z trans w kuferku, a potem 3
Ostatnio zmieniony przez Urane E. Leighton dnia Pią Kwi 06 2018, 09:25, w całości zmieniany 1 raz
Li Na zawsze ceniła Daniela za bardzo dobre zajęcia. Zawsze przychodziła na nie z wielkim entuzjazjem, dzisiaj jednak nie przyszła tutaj w celu nauczenia się czegokolwiek, a jedynie zobaczyć jak Daniel zareaguje na jej obecność. Owszem na lekcji nigdy jakoś specjalnie nie ingerowali w ich prywatne sprawy, a nawet unikali się spojrzeniami, dzisiaj jednak Li specjalnie na niego spoglądała jednak jak do tej pory nie zauważyła odpowiedzi. Ale nie miała się co dziwić. W końcu to była lekcja i musieli stwarzać pozory normalnych stosunków ucznia z nauczycielem. Wysłuchała co ma do powiedzenia psor. Nie miała pary dlatego też skorzystała z pomocy nauczyciela i to na nim miała wypróbować zaklęcie. Uniosła swoją nową różdżkę na Daniela i wypowiedziała zaklęcie. Jednak nie udało się. Ubranie dość mocno się różniło. Czy była zawiedziona? Szczerze powiedziawszy wcale jej na tym nie zależało. Nie zawsze musiało jej się udawać, tak? Zazwyczaj to błyszczała na lekcjach, bo to zawsze ona jako jedna z niewielu pierwsza wypowiadała zaklęcie z sukcesem. Może nie była na tyle skupiona? Sama nie wiedziała. Spuściła lekko głowę, że niby było jej przykro, ale wcale tak nie było. Zawróciła na pięcie i udała się z powrotem do swojej ławki. Przyjdzie odpowiedni czas to z pewnością opanuje to zaklęcie. Dzisiaj zwyczajnie nie był jej dzień i tyle.
Kostki: 6, 5, 1 + 2pkt (kuferek) - nieparzysta
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
- To degradacja. - odparła z westchnieniem, które urwała, gdy Curtis wymierzył jej kuksańca. Błękitne oczy natychmiast zwęziły się karcąco, gdy złapała za własne ramię. Nie zamierzała pozwalać na szturchanie, a już na pewno nie osobie, która ją zostawiła. Fire nie powiedziała nic, ale Puchon mógł domyślić się, że na zaufanie Szkotki należy sobie ponownie zasłużyć. Nadużywanie go było ryzykowne. Kiedy Fire spojrzała ponownie na klasę, dostrzegła Ezrę w szacie wyjściowej sprzed kilkudziesięciu lat. Rozbawiło to Gryfonkę na tyle, że parsknęła. Clarke wyglądał jeszcze bardziej kretyńsko niż zwykle, a za takie osiągnięcie należały się brawa asystence Bergmanna. Chwilę później otrzymali zadanie, ale Fire dostrzegła, że Ettie zaczyna wyciągać rożdżkę. Obserwowała powstający chaos z uwielbieniem. Holden siedział w szmatach, Wykeham miała różowe włosy, a na profesora też coś pomknęło. Zazwyczaj hamowała się od psot, ale... - Myślisz, że jesteś zabawny, Vin-Eurico? - zapytała wesoło, bez krępacji również wyciągając rożdżkę w stronę @Leonardo O. Vin-Eurico. Jego "atak" na Etkę wydał się Fire pomysłowy. Skoro już wszyscy tak wariowali to prefekt Gryffindoru nie mogła zachować się inaczej! Dear nie dbała o punkty ani o szlabany, czy nawet zawieszenie. Wycelowała w swojego czerwonego przyjaciela, machnąwszy różdżką. - Rictusempra. Miała nadzieję usłyszeć głośny wybuch śmiechu, a cóż, Leo miał naprawdę tubalny głos. Blaithin uśmiechnęła się ładnie, przenosząc wzrok na Bergmanna. Spodziewała się zimnej obojętności, ale nawet to mogło być satysfakcjonujące. Odwróciła się w stronę Curtisa z mini ukłonem, który miał świadczyć o tym, że może zacząć pierwszy.
Zaklęcie: 2 Przylapanie: 1
Daisy Bennett
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Tatuaż na żebrach w kształcie różdżki z trzema gwiazdkami; czarodziejski tatuaż z ruszającą się palmą na nadgarstku.
Ale tu się zrobił burdel, pomyślała, rozglądając się dookoła. Na lekcji było mnóstwo uczniów i co i raz napływał ktoś nowy, zakłócając porządek lekcji swoim przyjściem. Jedni się przepychali, inni przekrzykiwali i usiłowali za wszelką cenę przeszkodzić w zajęciach. Szumiało jej przez to w głowie, czuła się nieco nieprzytomna, więc przytknęła dłonie do skroni i oparła się na nich, wpatrując się w to, co dzieję się na środku sali i próbując ignorować hałas. W między czasie Gryffindor stracił dziesięć punktów, co w dniu dzisiejszym za bardzo jej nie obeszło, choć wolałaby, żeby nie tracili punktów za takie duperele, ale cóż. Zdarza się. Po przedstawieniu ze zmianą stroju Ezry mieli sami ćwiczyć to zaklęcie. W parach. Westchnęła i skrzywiła się nieco, bo chyba większość osób od początku zajęć z kimś rozmawiała, więc raczej każdy parę miał. Jej wzrok padł na @Li Na, która ćwiczyła z profesorem, a potem wróciła do ławki. Daisy wstała i podeszła do koleżanki. - Cześć, Li, pozwolisz, że poćwiczę na Tobie? - zapytała*. Jej uwagę przyciągnęło zamieszanie w dalszej części klasy, gdzie uczniowie, chyba, właśnie rzucali na siebie zaklęcia, które nie były tematem zajęć. Daisy zaśmiała się pod nosem, zerkając z zaciekawieniem na profesora. Ciekawe jak zareaguje na tak frywolne zachowanie. Uśmiechnęła się szeroko na widok @Blaithin ''Fire'' A. Dear. Dziewczyna była prefektem, ale nie zachowywała się jak typowy przedstawiciel grupy piastującej tę funkcję z książki "Prefekci, którzy zdobyli władzę. Zamieszanie jakie powstało nieco wytrąciło ją z równowagi i jeszcze bardziej rozproszyło, ale skupiła się na zaklęciu, które mieli ćwiczyć. Coś z tych zajęć musiała wynieść. Wyobraziła sobie nowy kolor stroju Li. - Sumptuariae leges! - wypowiedziała zaklęcie. Niestety, ubranie Li nie przekształciło się w takie, jak sobie wyobraziła. Zrobiła kwaśną minę i zmarszczyła brwi. Trochę była z tego niezadowolona, raczej zależało jej na transmutacji i nieudane zaklęcie wywołało w niej frustrację. - No cóż - skwitowała tylko, siadając na razie obok Puchonki.
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Z satysfakcją przyjmuję to, że Bergmann zwraca uwagę Wykeham, a moje słowa ignoruje. Trochę to szok, zważywszy na to, że wszyscy psorowie mają po dziurki w nosie naszych sprzeczek. To jednak silniejsze ode mnie i nie potrafię inaczej. A na jej uwagę, którą akurat dosłyszałem, pukam się ostentacyjnie w głowę. Świruska jakich mało. I pomyśleć, że kiedyś chciałem się z nią zakumplować. Ignoruję papierową kulkę, którą obrywam od @Harriette Wykeham. Zachowuje się jak przedszkolak i choć sam nie jestem lepszy, to jednak nie mam ochoty robić pod górkę Tildzie, która ma wykonać pokaz. Wiem, że nie jest to łatwe i dziewczyna zapewne się denerwuje, zważywszy na to, że ma za opiekuna Bergmanna. I oczywiście pierwszy do pokazu pcha się jak zwykle Clarke, wyprzedzając grupę chętnych dziewczyn. Strasznie jest atencyjny, czasem bardziej niż Wykeham czy nawet ja. Chyba zaczął świrować od tego związku z papą Leonem. Efekt końcowy zaklęcia jednak powala i nawet zaczynam klaskać z podziwem dla Thìdley. Nie mogę się też powstrzymać od głośnego śmiechu na widok kiecki Krukona. Bardziej przypałowa niż niektóre kreacje Caluma, a sądziłem, że tak się nie da. Liczę na to, że będziemy używać zaklęć tak jak Tilda, jednak Bergmann zawodzi moje oczekiwania, nakazując samą zmianę kolorów. Dobre i to, chociaż te zajęcia rodzą w mojej głowie pomysł, który będę musiał omówić niedługo z Terreyem i wydaje mi się, że na to przystanie. Gdy okazuje się, że mamy ćwiczyć w parach, Harriette nagle zrywa się z wrzaskiem i kieruje we mnie różdżkę. Posyłam jej zdziwione spojrzenie, by chwilę później zmienić je w wyzywający uśmiech. No dalej, Wykeham, rób swoje. Wizja skończenia w samych majtach mnie nie przeraża. Tak samo jak szata pasująca do moich „pedalskich” włosów, jak to ujęła. Gorzej, że mogła przy tym urazić Papę Niedźwiedzia, ale chyba niezbyt się tym przejęła. - Leo, nie wtrącaj się – wołam do @Leonardo O. Vin-Eurico, bardziej jako przestrogę niż oburzenie. Lepiej, żeby prefekt również nie oberwał od nieobliczalnej siódmoklasistki. Gdy obrywam zaklęciem, mój strój wcale nie przybiera innej barwy. Podnoszę się z krzesła i okręcam wokół, by lepiej przyjrzeć ubraniu, które zmienia się w łachmany. O, dzięki Wykeham mogę się lepiej integrować ze skrzatami domowymi, co mnie cieszy, ale jej przecież tego nie powiem. - Nie powinienem mieć różowego garniaka? – pytam, zarzucając jej diametralny błąd. A niech się denerwuje. Złość podobno szkodzi piękności, ale dla niej to już chyba za późno. Nawet nie wiem, o jakiej księżniczce ona gada, ale kto by się tym przejmował. Nigdy nie słuchałem mugolskich bajek o rodzinach królewskich, które opowiadał mi ojciec. Wolałem te o piratach albo magiczne. - Wykeham, puściłaś bąka – dodaję, gdy czuję smród pierda. Tak naprawdę wiem, ze to Oppedo, ale chcę jej narobić wstydu. Sięgam jednak po różdżkę i rzucam na siebie Finite, by zniwelować obrzydliwy smród, co – o dziwo – wychodzi mi za pierwszym razem. Zakłócenia chyba zrobiły sobie urlop; chwała im! W tym czasie pojawia się @Urane E. Leighton i dosiada do mnie, pytając o szczegóły. Kiwnięciem głowy wskazuję na Wykeham jako źródło całego zamieszania, po czym tłumaczę jej zadanie i opadam na krzesło. - Sumptuariae leges – wypowiadam zaklęcie na Urane, wyobrażając sobie, że jej szata ma się stać marchewkowa jak włosy @Blaithin ''Fire'' A. Dear, co kończy się sukcesem. Dzięki temu wpada mi do głowy inny plan, który decyduję się wykonać. No bo skoro raz mi się udało, to dlaczego nie miałoby drugi? Nie zdążam jednak rzucić swojego czaru, bo Leonardo zmienia włosy Harriette na różowe, przez co zaczynam się śmiać cholernie głośno. Decyduję się jednak uwieńczyć dzieło i zmienić jej szatę, by przybrała barwę taką samą jak te kudły. Nie skupiam się tak, jak powinienem, więc zamiast tego jej nakrycie zmienia się w tęczowy żakiet. Wyszło lepiej, niż sądziłem! Totalnie zataczam się ze śmiechu, zwłaszcza kiedy dziewczyna stara się wytłumaczyć swój błąd, bo najwyraźniej i na Bergmanna rzuciła jakieś niewerbalne zaklęcie. A gdyby tak ją uciszyć? Jedno niewerbalne Jęzlep i usta Wykeham zamykają się, nie pozwalając jej na wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa. Gdzieś w tle Leo również się śmieje – nie wiem, czy sam z siebie, czy przez kogoś, ale kto by się tym przejmował. Nawet nie zauważam, kiedy Urane traktuje mnie zaklęciem-tematem, dopóki nie czuję dziwnego przewiewu tam w dole. Patrzę na swoje nogi, a gdy dostrzegam spódnicę, podnoszę się i dygam do mojej partnerki. - Dorób mi do tego jakieś super buty – stwierdzam, bo trampki za nic nie pasują do takiej kreacji. - Chyba powinienem ogolić nogi.
czy mnie przyłapują? szata: 2, jęzlep: 6 wszystkie uwagi do Etty i Leo są na tyle głośne, że je słychać w całej klasie końcowe słowa do Urane: 3 finite na siebie: 4 (sukces) szata Etty: 5 + (1 + 3 + 4) + 5 = coś nie wyszło jęzlep: 2 (sukces)
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Ledwo zdążyłam przyjść i powiedzieć kilka słów do przyjaciela, już zostały mi odjęte punkty. Otwieram szeroko oczy i patrzę na nauczyciela, niezwykle zdziwiona. Przecież przyszłam wyjątkowo cicho! Nie to co ćwierć wil, który na dodatek po chwili wrócił do rysowania. Zerkam w kierunku niesfornego Lysandra do którego zostałam niesłusznie porównana i z niezadowoloną miną splatam ręce na piersi. Szlaban! Od stu lat nie chodziłam na takie bzdury. Nie wywracam jednak oczami, tylko uśmiecham się promiennie. - Czy jeśli zapewnię, że odjęcie punktów sprawi, że nigdy ponownie się nie spóźnię, to mogę zostawić szlaban Lysandrowi? - pytam szybko @Daniel Bergmann, nie myśląc o ewentualnych konsekwencjach, tylko marnej możliwości sukcesu, bo bardzo nie mam ochoty na zostawanie po lekcjach za drobne spóźnienia. Cóż to za sprawiedliwość, skoro Gryfon znacznie gorzej się zachowuje! Szukam u Terry'ego jakiegoś zrozumienia na niesprawiedliwość, ale pewnie spotykam się z rozbawieniem przyjaciela, więc zero z niego pożytku. Ledwo przechodzimy do kolejnej części lekcji Gryfonka niedaleko nas rzuca krzesło i krzyczy coś do Holdena. Chcąc nie chcąc odwracam głowę z zainteresowaniem co zrobi dziewczyna. Nie ukrywam jednak, że patrzę w stronę rzucającej zaklęcia dziewczynie. Podoba mi się, że padają takie określenia jak "pedalskie włosy" na tego okropnego złodzieja, ale z drugiej strony przecież jego pedalskie włosy wyglądają świetnie, więc jakimś spojrzeniem to ją taksuję mniej przyjemnym spojrzeniem, a nie Holdena, tak jak miałam w planie. Zapominam na chwilę o swoim partnerze do ćwiczeń, bo orientuję się, że w zasadzie @Holden A. Thatcher II nie jest daleko od mojej ławki. Dopiero kiedy jego strój zamienia się w spódniczkę, patrzę już wprost na Ciebie Tatcher, na pewno całkiem przypadkowo. Poprawiam swój turban, jak zwykle w ramach odstresowania, czy raczej mechanicznie, mimo że doskonale wiem, że dobrze się układa. - Lepiej niż zwykle - mówię nagle w Twoim kierunku o ciuszku, które teraz masz na sobie. Możesz to uznać za żart, możesz to uznać za nieprzyjemny docinek, pewnie w obydwu wypadkach będziesz mieć rację. Uśmiecham się jeszcze trochę przyjemnie, a może właśnie trochę krzywo, a gdzieś za mną na pewno skrzypi stara huśtawka. I szybko odwracam się do Ciebie plecami, kiedy uznaję, że nawiązałam zbyt dużą interakcję z Twoją osobą i skupiam całą swoją uwagę na Terrym. - Módl się, żebyś przeżył - radzę uprzejmie, kiedy podnoszę różdżkę. W zasadzie nie jest źle, nic nie wybuchło, mój przyjaciel nie spalił się na popiół, ale mimo tego strój nie był dokładnie taki jak miał być. Znaczy na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku, na drugi, po plecach Terry'ego goniły się małe niedźwiedzie brunatne. Unoszę ze zdziwieniem brwi i patrzę na swoją różdżkę zaintrygowana. Jeden z miśków zaszył się w róg nogawki i nawet zrobił kolorową plamę, która była prawdopodobnie magiczną kupą. - Nie zniszcz mi fryzury, kochany, i staraj się, wyglądam spektakularnie nago, ale nie chciałam się tym dzielić ze wszystkimi. A przynajmniej nie dziś! - mówię do mojego partnera z uśmiechem i staję za swoim krzesłem. Jakby coś poszło tragicznie nie tak planuję rozbić nim szybę w oknie i skoczyć z niego. Wraz z Terrym, nie będę szła na dno samotnie!
Kostki: 4,3,2, a potem 1:c Kuferek:1 :/ Szczęście: 5
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nie miał Leonardo za złe tego śmiechu - żałował jedynie, że nigdzie w sali nie ma lustra, bo czym innym było oglądanie okropnie kiczowatych elementów stroju, a czym innym docenienie całokształtu. Jeszcze raz uśmiechnął się do Tildy, zanim opuścił asystentkę i wrócił do swojego partnera. - Mam nadzieję, że to gwizdanie nie sugerowało zmiany przyzwyczajeń garderobianych. Taką szatę chyba ciężko się ściąga. - A przecież dla nich była to jedna z ważniejszych cech, które musiały posiadać stroje. (Tylko z tego powodu Ezra częściej niż w przeszłości nosił koszulki zamiast koszul...) Sądził, że przejdą do rzucania zaklęć na siebie, ale najwyraźniej Leonardo zaangażował się bardziej w zamieszanie pomiędzy innymi Gryfonami. Uniósł z rozbawieniem brwi, kiedy to Vin-Eurico zaczął nawoływać do spokoju. To prefektowanie chyba mu w głowie poprze... Nie, jednak nie. Potem sam rzucił zaklęcie, dorzucając te przysłowiowe trzy grosze. Nie było więc spostrzeżenia. Clarke powiódł spojrzeniem do chłopaka o pedalskich włosach. Cóż... Nie mógł się nie zgodzić z Ettie. W dodatku kolor kosmyków chłopaka przypomniał Ezrze o mrocznych czasach, kiedy Leonardo postanowił się przefarbować na tęczowo. - Oj, dzieciaki, dzieciaki... - Pokręcił głową z rozbawieniem, obserwując ten chaos. Ezra lubił chaos. Lubił go powodować. Tym razem jednak postanowił się wycofać - to była sprawa pomiędzy Gryfonami. A tego tubalnego śmiechu na lekcjach zaczynało mu brakować, skoro Leo ostatnio taki porządny się zrobił. Zatem, nieważne jak ciężko przechodziło mu to choćby przez myśl, dobra robota Fire. Skinął głową, zgadzając się jako pierwszy rzucać zaklęcie. Clarke wiedział, że zadaniem była jedynie zmiana koloru ubrań, ale to byłoby... Nudne. Niejednokrotnie rzucał już to zaklęcie i miał pewność, że o ile jakieś silne zakłócenia mu nie przeszkodzą, magia bez problemu podda się jego woli. Nie miało więc sensu ćwiczenie czegoś, co powinien potrafić zrobić każdy szóstoklasista, kiedy Ezra był na trzecim roku studiów. Wolał, gdy nauczyciele rzucali ich na głębszą wodę. Poza tym, biorąc pod uwagę zamieszanie, które już panowało, nie podejrzewał, że Bergmann zwróci na niego uwagę; miał do opanowania bandę Gryfonów, a już to było dużym wyzwaniem. Namyślił się więc dokładnie, zanim dosięgnął Leonardo Sumptuariae Leges. Szaty Gryfona zaczęły się przekształcać i już chwilę potem chłopak stał jedynie w cienkim szlafroczku. Ale za to białym, więc element zmiany koloru również się tu znalazł!
Szczęście: było 3 Kostki: 6,4,4 + 3 z kuferka = 17
Przyjąłem szlaban i utratę punktów z zawadiackim uśmiechem ciesząc się, że zyskałem nad moją przyjaciółką kolejne punkty przewagi. Wtem usłyszałem, że laska która spóźniła się wraz ze mną zgłasza jakieś obiekcje a propos szlabanu. Spojrzałem na nią i rzuciłem: - Księżniczko, jak nie chce ci się szorować kibli, to trzeba było się nie spóźniać. Miałem w dupie, to że nie było szans, żeby Bergmann tego nie dosłyszał - nawet ja nie byłem tak bezczelny, żeby kłócić się z nauczycielami o szlaban. Laska musiała mieć naprawdę nie po kolei w głowie. Zabraliśmy się do ćwiczeń, a z racji tego, że pojawiłem się bez pary przypadło mi ćwiczenie z asystentką - z czego bardzo się cieszyłem. Znałem @Tilda Thìdley bardzo dobrze i wiedziałem, że nie potraktuje ona aż tak surowo moich transmutacyjnych potknięć (bo trudno ukryć, że w tej dziedzinie nie byłem orłem). W gruncie rzeczy po krótkim przywitaniu się i paru próbach mogliśmy skończyć ten teatrzyk - nie udało mi się dokonać transmutacji, więc wróciłem na swoje miejsce, nieszczególnie zawiedziony takim biegiem wydarzeń. Wtem spotkało mnie inne, zdecydowanie brutalniejsze rozczarowanie - myślałem, że jestem niezły w nałogowym traceniu punktów i że Ette będzie miała problem, żeby mnie pokonać, tymczasem odwaliła taką manianę (w towarzystwie innych gryfonów), że poczułem się jak jakiś jebany grzeczny Krukonik. Nie byłem jednak aż tak pojebany, żeby celować w nauczyciela, pozostało mi więc pogodzić się z porażką lub korzystając z zamieszania porobić jakieś drobne psoty. Rzecz jasna, nie będąc za pan brat z zasadami logiki i dobrych manier wybrałem to drugie. Korzystając z okazji w ramach zemsty za próbę wymigania się ze szlabanu rzuciłem na @Melusine O. Pennifold niewerbalne Oppedo - nawet jeśli nauczyciel jakimś cudem to dostrzegł, że to robię to dziewczyna nie miała szans wiedzieć, że to na skutek mojego kombinowania była skaza na wąchanie pierdów przez najbliższą godzinę. Widząc, że Bergmann wciąż jest zajęty ogarnianiem klasy nabazgrałem na pergaminie "Nie masz ochoty na zwiedzenie łazienki prefektów w towarzystwie dobrego przewodnika?", po czym rzuciłem kulkę z wiadomością w stronę @Marceline Holmes zupełnie nie przejmując się, że wiadomość brzmiała ciut dwuznacznie. Kolejne niezapowiedziane zniknięcie Padme wywołało we mnie taką irytację, że powoli przestawałem mieć opory a propos powrotu do mojego dawnego życia.
Szczęście: 1 Czy się uda: 6 - klęska totalna Czy Bergmann zobaczy? Odzywka do Melusine - 5 tak Oppedo - 1 tak Liścik do Marceline - 5 tak XD
OPPEDO - Kostka:5 ->6->3->2 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 77 (+5) Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 8 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 3
Holmes traciła wszelkie pokłady cierpliwości, ale głównie dlatego, że gdyby określić te zajęcia jakimkolwiek mianem to cyrk pasowałby doskonale. A może to ostatnie dni sprawiały, że miała wszystkiego i wszystkich dosyć? Niezbadane są powody. Owszem, nie była masochistką, a tym bardziej nie zamierzała brać w tym teatrzyku udziału, aż do pewnego momentu, który zaważył na jej spokoju i opanowaniu. Z trudem przełamała się w ćwiczeniu z Danielem, głównie przez wzgląd na jego surowość względem uczniów czy studentów, ale szanowna @Li Na prosiła się o to sama. Rudowłosa z trudem zapanowała nad irytacją, kiedy dostrzegła jak puchonka bez jakiegokolwiek jebanego przepraszam, weszła krukonce w paradę, a jak wiadomo - ogłada dla Marce była najważniejszym aspektem wspólnego egzystowania w jednym pomieszczeniu dłużej niż piętnaście minut. Gdyby ktokolwiek wątpił to @Sanne van Rijn była w stanie to potwierdzić (jako dawna koleżanka Holmes z Trausnitz). Ciekawe, czy słodziutka puchoneczka też będzie taka cwana, gdy zmierzy się z przykrą prawdą, która miała ją już niebawem spotkać. - Dziękuję, profesorze - zwróciła się do @Daniel Bergmann, któremu nie mogła sprawić jeszcze więcej kłopotów, ale im dłużej rozpamiętywała tak lichą niemal sprawę, złość w niej wrzała. Do tej pory jej opinia o Hufflepuffie była raczej dość enigmatyczna, ale sądziła, że poza Slytherinem każdy dom ma jakieś zasady, jak widać błędny osąd wydawała względem żółtych i teraz pluła sobie w brodę. Przeszkodzenie jednak w ćwiczeniach Marceline wiązało się z karą, a tym samym różdżka rudowłosej wycelowana została w @Li Na, kiedy to Holmes znalazła się nieopodal. Całe szczęście, że ciemnowłosą zajęła @Daisy Bennett, bo wtem o to rudzielec użył niewerbalnego zaklęcia, które miało za zadanie dorobić puchonce obrzydliwy ogon nundu. Biedactwo, czekała ją wizyta u uzdrowiciela... I już krukonka odczuwała satysfakcję ze swoich zdolności związanych z transmutacją, kiedy to w jej dłoni znalazł się liścik. Uniosła niepewny wzrok na @Lysander S. Zakrzewski i poczuła jak serce podchodzi jej niemal do gardła. Jeśli miała być ofiarą żartu - kiepsko wybrał, bo była doprawdy nie w humorze, ale kiedy już zaczęła czytać zdanie, odwróciła pospiesznie wzrok, zaś policzki usiane piegami pokryły się bladą czerwienią. Nie rozważając dalszych poczynań, czym prędzej schowała liścik w kieszeni szaty i posłała mu przeciągłe spojrzenie, dając mu tym jasno do zrozumienia, że nie rozumie, a przynajmniej tak chciała wyglądać. Dopiero po upływie kilku chwil złapała za pergamin i sięgnęła po pióro, by raz jeszcze w ich znajomości napisać kilka słów: to czas, by zamienić się w syrenkę i odpłynąć? Co prawda, nie ma tu wody, ale w znikaniu jestem dobra. Wyzwanie czy odpuszczasz? To nadal było okraszone nutą żartu, prawda? I odrzuciła liścik w stronę Zakrzewskiego, jakby mając nadzieję, że po raz drugi uświadczy ze strony Bergmanna litości lub opaczność Merlina będzie ją chronić. Na szczęście nie pomyliła się, a tym samym, kiedy ona odrzucała kartkę, profesor był zajęty czymś innym.
Punkty w kuferku z trans: 25 (wymagane do zaklęcia 5) Kostka na niewerbalne zaklęcie: 4 (przepraszam, Daniel :<<<) Czy Li Na była w stanie to zauważyć: nie -> klik Rzucam liścik do Lysa, czy Daniel to widzi? 6, hehe