Opustoszałe, zakurzone, nie używane od lat pomieszczenie. Początkowo, miało to być miejsce organizowania różnorodnych przyjęć i okazji, a także wspaniałe miejsce ćwiczeń dla kółka teatralnego. Jednakże przez brak zarówno prowadzącego, jak i chętnych sala ta pozostała nieużywana. Na ziemi można znaleźć pare pergaminów, zawierających zgubione notatki studentów, czy też początkowe rysopisy scenariuszy jeszcze sprzed wielu lat. Dzisiaj, uczniowie przybywają tu najczęściej tylko po to, by odpocząć od hałaśliwych rówieśników i zaznać nieco ciszy i spokoju.
-Na mnie nie licz, jeśli chodzi o granie na jakimkolwiek instrumencie. -Odrzekła nowopoznanemu chłopakowi. -Jeśli mogę się przydać do czegoś innego, z chęcią skorzystam - dodała, żeby nie wyjść na totalne beztalencie. Mogła recytować, tańczyć, w skrajnych przypadkach nawet śpiewać, ale grać? Nie potrafiła nawet chwytów do gitary, choć kiedyś chciała się ich nauczyć. Za to zawsze lubiła słuchać, jak ktoś grał. Z tym, ze to było raczej nieprzydatne teraz... Spojrzała na dziewczynę, która właśnie weszła. Wyglądała na dość przestraszoną albo nieśmiałą, więc Katniss postanowiła do niej podejść i zagadać. Przecież lepiej być samotnym we dwoje niż pojedyńczo. -Cześć, jestem Katniss. -Wyciągnęła dłoń do dziewczyny z gitarą i usiadła obok. -Wolne? -Posłała jej delikatny uśmiech.
Ostatnio zmieniony przez Katniss Johnson dnia Czw 17 Kwi - 17:09, w całości zmieniany 1 raz
Math rozglądała się po sali zainspirowana wszystkim, co tutaj się znajdowało. Na całe szczęście nie brała pod uwagę wyżalania się w Nickodemowe ramię, bo w sumie nie chciała obarczać kolejnej osoby, która i tak niczego nie ułatwi, a może skomplikuje to jeszcze bardziej budząc w niej niepotrzebne poczucie winy, że znów kogoś obciążyła zamiast rozwiązać pewne kwestie samemu. Mogła gdzieś tam w środku więdnąć, ale nie przy kimś. Zatem zaczęła przechadzać się po pomieszczeniu co raz słuchając to pytań Nickodema, a i odpowiedzi tych, którzy zbierali się tu leniwie, acz jakoś im to szło. Po drodze napatoczyła się Lyons, która przytuliła się do niej mocno. Była jedną z tych osób, które ostatnio najczęściej widziały Mathilde, więc ta odwzajemniła uścisk odpowiedziawszy coś na szybko: - Ok, możesz robić. Pozwalam Ci. - Rzuciła lakonicznie jeśli chodziło o fotografię. - Nickodem, Nickodem! Gram na pianinie jakbyś chciał! - Rzuciła głośniej, by jej melodyjny głos przebił się przez falę tupotu małych stópek, które schodziły się do wnętrza. Wreszcie jednak usiadła gdzieś z boku bawiąc się aparatem. Każdemu zdążyła zrobić zdjęcie gdzie nie był tego świadomy, co by w razie szycia strojów, wiedziała jakie barwy są odpowiednie, do której twarzy. Swoją drogą gdy Nickodem wybrałby już jakąś obsadę, a wcześniej przedstawienie, to może nawet powinna wyjąć centymetr, co by pobrać miarę? Faktycznie. Musi to przemyśleć. Pomyśleć o tkaninach, przejrzeć stare stroje w garderobie. Zatem przy tylu planach zrezygnowała z tym czasowego robienia zdjęć, a zajęła się zapisywaniem w notesie rzeczy, które powinna zrobić w ciągu najbliższych dni po tym spotkaniu.
Aurélien spacerując po murach Hogwartu czytał jeden ze swoich ulubionych dramatów Szekspira: "Hamleta". Co jakiś czas stawał i patrząc w dal powtarzał w myślach: "Być albo nie być- oto jest pytanie. Kto postępuje godniej: ten, kto biernie stoi pod gradem zajadłych strzał losu, Czy ten, kto stawia opór morzu nieszczęść I w walce kładzie im kres?" Wreszcie trafił na leżącą na podłodze ulotkę. Podniósł ją i przeczytał o warsztatach teatralnych odbywających się w szkole. Nie zastanawiając się długo, porwał swoją wiolonczelę i ruszył do Sali Teatralnej. Podszedł do drzwi i delikatnie otworzył je na tyle, aby zmieścić się w nich razem z wiolonczelą na plecach. Wkroczył do środka i powiedział przyjaźnie do zgromadzonych - Witajcie - i usiadł w pobliżu blondwłosej dziewczyny z jego domu oraz Katniss, która właśnie jej się przedstawiła. Krukonka miała na imię Juliette. Aurélien wiedział o niej tylko tyle, że jest równie skrytą osobą co on sam, jednak dodatkowo unikała ludzi. Usiadł na krześle i znów pogrążył się w szekspirowskim dramacie. Do uszu dochodziły mu tylko szmer oddechów i rozmowy nielicznych uczniów.
Vivi siedząc w pewnej odległości od grupy zauważyła nadejście Piątka. Od razu podniosła się i ruszyła w jego stronę z raźnym uśmiechem. - Hej, troszkę się nie widzieliśmy, co? - Przytuliła go mocno. - Ty i teatr? No chyba nie jako aktor - zaśmiała się. Gdy już skończyła krótką wymianę zdań z kolegą rozejrzała się, w tym czasie nadeszło też kilka nowych osób. Ach. Tam jest! Juliette- Vi miała przeczucie, że przyjaciółka się pojawi. - Hej samotniczko! A więc postanowiłaś jednak dołączyć do grona muzyków. - Ucieszyła się dziewczyna. - Widzę, że nie jesteś sama. Cóż to za nowi znajomi? Póki co widzę całkiem dużo Kruczków. Oby tak dalej! Znasz tu kogoś? Musimy zacząć się uspołeczniać, moja droga. Myślę, że to kółko wyjdzie nam na zdrowie. - Miała wyjątkowo dobry humor, dawno nie widziała Fridaya ani Julki. Wyciągnęła z futerału skrzypce, z zamiarem pogrania sobie ze znajomą. Może jej instrument i gitara to nie był zbyt konwencjonalny duet, ale grunt to zabawa!
UWAGA: Zebrało się całkiem sporo osób, więc żeby to nie był nudny zastój, ruszę z tematem już teraz. Spóźnialscy mogą pisać, jakby byli od początku. ____
Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają.* I tak też było teraz. Ludzie wchodzili do tej sali i choć niektórzy podchodzili do grupy, spora część pozostawała na uboczu. A on musiał to wkrótce zmienić, bo czułby się naprawdę źle, gdyby komuś doskwierała tu samotność i ogólnie złe samopoczucie. Przyszli się tu bawić, więc powinno być sympatycznie. Cofnął się o krok, gdy Artur podstawił mu pod nos węża. Niespecjalnie przepadał za gadami, choć widywał ich całkiem sporo podczas swoich podróży. Czarodzieje potwornie uwielbiali te zwierzęta, zwłaszcza ci na Bałkanach, co nieco go dziwiło. Prędzej spodziewałby się tego po miejscach bardziej zbliżonych do Afryki. Ale bywa i tak. - Jesteś wężousty? – Zdziwił się potwornie. Ludzie właściwie nie chwalili się tymi zdolnościami, bo i tak czy siak pomimo nastania lepszych czasów, ta umiejętność była kojarzona z czarną magią i Salazarem Slytherinem. Spojrzał trochę z niechęcią na wężyka, ale przecież nie mógł zabronić chłopakowi trzymania tu zwierzaka, zwłaszcza że nie był szkodliwy i w każdej chwili mógł się posłuchać swojego właściciela. - Doceniam dobre chęci – odpowiedział mu na stwierdzenie o tym, że Krukon chciał się podszkolić nieco w umiejętności aktorstwa. Tak naprawdę Nickodem nie miał zielonego pojęcia o umiejętnościach kogokolwiek z nich poza Echo i ciekawiło go to niezmiernie. Być może wiele z tych osób myliło się w ocenie swego daru i byli naprawdę utalentowanymi aktorami. Lub wręcz przeciwnie. - Tillie, wspaniale – odparł do prefekt Hufflepuffu. – Mimo wszystko nie chciałbym cię potwornie wykorzystywać, ponieważ przy strojach zawsze jest mnóstwo pracy. Widział to już, obserwując Echo. Choć pomysły rodziły się w głowie w przeciągu kilkunastu sekund, wykonanie tego wszystkiego trwało już dłużej, nawet z pomocą odpowiednich zaklęć, ponieważ trzeba było zachować przy nich wyjątkowe skupienie, aby suknia balowa nie przerodziła się w kostium klauna. - Pytałem z ciekawości. – Tym razem powiedział do Gryfonki. Przywitał się z dziewczętami, które pojawiły się w pomieszczeniu, ale po chwili jego uwagę przykuł chłopak, który wszedł na krzesło i zaczął go wołać. Hamillton wskoczył więc ponownie na scenę, by również być widocznym. Rozpoznał w przybyszu kolegę z Ravenclawu, z którym tworzył skrzydła rzeźby dla profesora Brendana. Miał chyba na imię Ambroge, lecz nazwiska nie znał, bo Lorrain mu go nawet wtedy nie podał. Zresztą nieważne. Nazwiska nie były istotne, lecz osoby, które je nosiły. - Magia zazwyczaj tkwi w tajemnicy – zwrócił się do niego. – Ale skoroś ciekaw, ja to zorganizowałem. Skłonił się, a jego myśli opanowała ciekawość, czego chciał od niego Ambroge. Bo raczej bez powodu go nie wołał. Chyba że i w tym przypadku pod działaniem kryła się po prostu czysta ciekawość. Przez skupienie się na Krukonie, nawet nie spostrzegł kolejnych przybyłych i zdziwił się, gdy nagle okazało się, że grupa teatralna jest dużo większa. A przecież otrzymał jeszcze listy, z których wynikało, że niektórzy po prostu się spóźnią. Co, jeśli nie sprosta zadaniu i nie opanuje tej grupy? Albo nie zadowoli ich oczekiwań? Ale właściwie czemu się przejmował? Nikt nikogo nie zmuszał do tych zajęć, a i jemu zależało bardziej na tym, żeby podzielić się swoją pasją, niż stresować jakby był nauczycielem podczas pierwszej lekcji z uczniami. To nie tak miało wyglądać! - Witam wszystkich obecnych – przywitał się jeszcze raz, już z całą grupą. – Wiem, że to jeszcze nie wszyscy, którzy chcieli wziąć udział w zajęciach, ale nie chcę, byście tu zasnęli, dlatego zajmiemy się już teraz pierwszym zadaniem. Sięgnął po cylinder, który leżał obok jego torby i którego – na szczęście – Echo nie zdążyła obejrzeć, choć ona mogła się już domyślać, po co mu on. W środku znajdowały się karty z czekoladowych żab, przedstawiające różne postaci. - Każdy z was wylosuje jedną kartę – mówił, wskazując wtedy na kapelusz. – Niektóre powtarzają się, ponieważ nie posiadam zbyt bogatego zbioru, ale to nawet lepiej. Swoje klony mogą się kłócić, możecie udawać lustro, cokolwiek chcecie. Nie znam sporej części z was i nie wiem, ile i co potraficie, dlatego spróbujemy z improwizacją. W małych grupkach odegracie scenki, wcielając się w tych, którzy znajdują się na wylosowanych przez was kartach. Nie będziecie mogli się zastanawiać – po prostu macie grać tu i teraz. Niektórych mogłoby to przerosnąć, ale miał nadzieję, że nikt nie będzie brał tego na poważnie. Jemu nie przeszkadzałby brak umiejętności – przecież byli tu po to, aby nauczyć się życia na scenie. A on chciał im pomóc, tyle że najpierw musiał ich poobserwować. - Jeśli ktoś czuje taką potrzebę, może śmiało korzystać z garderoby. Nie wspominał nic o zaklęciach, bo to nie był prawdziwy spektakl, by wysilać się z charakteryzacją. Mieli to zrobić szybko i sprawnie, by przejść już do głównej atrakcji tego dnia.
Rzucacie dwiema kostkami, losując sobie jedną z postaci (wynik dwóch kostek łącznie). Tych znanych nie przedstawiałam lub ewentualnie przerabiałam ich historię na czarodziejską:
2 – Hrabia Dracula 3 – Merlin 4 – Maladora Grymm – głównie znana jako zła królowa z mugolskiej baśni o Królewnie Śnieżce. W rzeczywistości była czarownicą, która podała królowi amortencję, by go w sobie rozkochać, a jego córkę chciała napoić Wywarem Żywej Śmierci. 5 – Kuba Rozpruwacz – znany pod tym pseudonimem dziewiętnastowieczny seryjny morderca, który był czarodziejem, dlatego nigdy nie został wykryty przez mugolskie służby. 6 – Salazar Slytherin 7 – Gwenog Jones – słynna kapitan Harpii z Holyhead, niezwykle ambitna, ale i denerwująca zawodniczka. 8 – Kirke – starożytna czarodziejka z Grecji, słynąca z tego, że zamieniała żeglarzy w świnie. 9 – Urg Obrzydliwy – przywódca krwawych powstań goblinów, niekiedy porównywany do Napoleona. 10 – Artemizja Lufkin – pierwsza w historii kobieta na stanowisku ministra magii. Zagorzała feministka, nienawidząca mężczyzn. 11 – Albus Dumbledore 12 – Zeus
I kolejny rzut kostką na to, jak Wam idzie odgrywanie roli. Osoby, które mają ze zdolności artystycznych więcej niż 5pkt nie muszą rzucać.
parzysta – improwizacja jest udana nieparzysta – musisz się dłużej zastanawiać nad odpowiedziami lub w ogóle nie czujesz swojej postaci
WAŻNE: Chodzi o to, by odgrywać te scenki w grupkach, prowadzić jakieś dialogi, wypowiadać kwestie pasujące do danej postaci, a nie napisać, że poszło "super".
______
Jeśli zjawi się ktoś jeszcze, to niech poczeka na więcej osób, a wtedy utworzę kolejne grupki. Chyba że długo nie pojawi się nikt nowy, to wtedy spóźnialski dołączy do jednej z powyższych. Gdyby coś było niezrozumiałe, piszcie do mnie na pw.
* William Shakespeare[/b][/b]
Ostatnio zmieniony przez Nickodem Hamillton dnia Czw 17 Kwi - 21:06, w całości zmieniany 10 razy
Aurélien czytał w skupieniu długi czas, aż nagle usłyszał dźwięki pustych strun skrzypiec. Rozejrzał się wokół siebie. Zauważył rudą dziewczynę z Kruczków. Pomyślał o swojej wiolonczeli. Mimowolnie chwycił futerał i wyciągął ją. Naciągnął smyczek, nastroił instrument i zagrał kilka dźwięków z gamy durowej. Dźwięk w Sali Teatralnej mocno się niósł i ciężko było tego nie usłyszeć, ale Aurélien starał się nikomu nie przeszkadzać. Po kilku wprawkach, zaczął sobie grać sobie I suitę wiolonczelową Bacha. Starał się nie wybijać ponad szmer tworzony przez inne odgłosy.
*mam nadzieję, że to nie wchodzi za bardzo w Twoją koncepcję x3*
Ach, kolejny dzień! Nic tylko się cieszyć, choć w tym przypadku nie ma z czego, bo Sashka wstała lewą nogą i wszystko za co się brała, marnie się kończyło. Poranna herbata oblała całą jej nocną koszule, ulubiony kolczyk złamał się na pół, a zielone sari nie wyschło przez noc. Tak więc zakłopotana krzątała się to w prawo to w lewo, by w rezultacie uznać, że różdżka zaginęła w tajemniczych okolicznościach, a jakieś wredne skrzaty najprawdopodobniej ukradły jej wszystkie buty. Przez to wszystko jej sielankowy nastrój nieco przygasł, a zajęciem na całe przedpołudnie było wywieszanie ogłoszeń o zaginionych przedmiotach i nagrodzie dla tego, kto w jakiś cudowny sposób je odnajdzie. W końcu jej ciepłe serduszko nie podejrzewało nikogo o zdrowych zmysłach o taki niedobry czyn. Nie mogła jednak poświęcić na poszukiwania całego dnia. Po wyjściu z łazienki w której cudem związała swoje niewyobrażalnie długie włosy, poszła ku sali teatralnej, by z miłym skrzypnięciem drzwi przywitać wszystkich przybyłych. Nie do końca wiedziała co miałaby niby robić w teatrze, ale jak to ktoś zauważył przy jednej z luźnych rozmów w pokoju wspólnym "Każda osoba się przyda". Nawet nie zdawała sobie sprawy, że jej taneczna pasja może być tutaj na wagę złota. Przez chwilę błądziła wśród ludzi, którym posyłała wyrywkowe uśmiechy, by przytulić Mathilde, po czym ulotnić się w jakieś ustronne miejsce. W końcu zimno, które ciągnęło od podłoża po jej stopach dawało się jej bardzo we znaki. Przez to usiadła, krzyżując noga, a gołe stopy osłaniając swoją długą, tradycyjną, indyjską suknią. Nikt w końcu nie wspominał, że na zajęcia koła teatralnego trzeba przychodzić w szacie szkolnej. Nucąc jakąś wesołą piosenkę pod nosem, czekała na dalszy rozwój zdarzeń.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
To była czysta abstrakcja. Po co on tutaj lazł? Dobra, to na pewno nie miało nic wspólnego z tym, że jakiś tajemniczy jegomość zaproponował mu koszyk najlepszych słodyczy z Miodowego o ile tylko się stawi. Nieco przerażała go ta wizja, zwłaszcza, że znanym amatorem mu teatru był właśnie Nickodem, a opcja zobaczenia się z nim, ani trochę go nie jarała, a wprost przeciwnie - zniechęcała. Czego się jednak nie zrobi dla cukru. Przyszedł więc, starając się zmieszać z tłumem, jaki nagle się stworzył, nie koncentrując się na żadnej konkretnej postaci, poza właśnie organizatorem, a jego starania opiewały głównie na tym, aby go unikać. W związku z tym, że stał gdzieś w kącie i wlepiał w niego zażarcie spojrzenie, nietrudno mu było spostrzec jak jakiś nieznany mu chłopak czaruje węża na głowie Nicka. To go zaintrygowało. Nie spodziewałby się wężomowy po kimś spoza Slytherinu, a i też nie chciał nawiązywać jakichś bliższych kontaktów, zwłaszcza teraz, gdy dopiero co uciekła Scarlett, która przecież też mówiła po wężowemu. Obserwował więc tylko, ale to zajęcie znużyło go na tyle szybko, że zaczął szukać sobie ciekawszego elementu rozrywkowego. No i znalazł. Rozpoczęło się coś, jakaś improwizacja najprawdopodobniej. Rasheed znał się na tym tak, jak na wyplataniu koszyków… czyli w ogóle, więc w sumie postanowił spróbować. Był tym typem człowieka, który z ciekawości potrafił zrobić naprawdę dużo, a miał teraz ku temu okazję. Wylosował coś, co chyba było najgorszym z możliwych scenariuszy. Kirke! To chyba była kara za to, że kiedyś oddał Rhiannon swoją. Suka zawsze wraca… - Ja pierdolę - zaklął sobie pod nosem, ale mimo wszystko westchnął, dołączając do swojej grupy. Czemu miałby sobie z tym nie poradzić? Był Sharkerem, oni potrafią wszystko. Szkoda tylko, że opcja tego, w kogo musiała się wcielić tak go rozjuszyła, bo i przez to może nie potrafił się wczuć w starożytną Greczynkę. Jego improwizacja była kiepska, bo i dość mało płynna. Tak na dobrą sprawę nie musiał się zastanawiać nad tym co mówi, bo wybrał sobie dość niecodzienny sposób na przedstawienie Kirke. Mówił w wężomowie, posługując się własnym wężem dla dodatkowej atrakcji i najwyraźniej grożąc reszcie, że zostaną bandą podobnych. Cóż, na pewno nikt nie powie, że to było normalne…
Aurélien był bardzo zadowolony ze swojej postaci: dostał rolę Albusa Dumbledore'a. [5+6] Od początku wiedział jak zagrać tę rolę. Czytał dużo o historii Hogwartu. - Fantastycznie - powiedział z entuzjazmem. Wyszukał w garderobie długą i szeroką, szarą szatę, perukę z siwymi, długimi włosami oraz równie długą brodę. Zaczął bawić się swoim głosem, próbował wydobyć z siebie głos staruszka. Musiało to wyglądać wyjątkowo zabawnie, ale Aurélien nie przejmował się tym.
Podeszła do prowadzącego, trzymającego cylinder, zastanawiając się, kogo wylosuje. Nie pozwoliła sobie długo czekać i szybko sięgnęła do głębi nakrycia głowy. Jej oczom ukazała się karta z nikim innym, jak z Gwenog Jones. Katniss wiedziała, że grała w quidditcha, w drużynie czegoś tam i...w sumie tyle, jeśli chodzi o jej wiadomości. Przeczytała napis na drugiej stronie karty i pokiwała głową. Harpie z Holyhead, ambitnie i denerwująco. Dziewczyna przygryzła wargę, zastanawiając się tylko milisekundę, jak mogłaby odegrać tę rolę. I już po chwili była urodzoną Gwenog Jones, chodzącą jak kowboj, bo przecież latanie na miotle przez całe dnie też ma swoje minusy. Nie chciało jej iść się po miotłę, przecież jest kapitanem! To jej powinni nosić miotłę. Pstryknęła palcami, warcząc na jakiegoś wyimaginowanego zawodnika, żeby ruszył ten zapryszczony zad i podał jej szybciej tę miotłę, bo inaczej przegrają zbliżające się mistrzostwa. Obróciła się na pięcie i pomachała zalotnie swojemu największemu fanowi, którym aktualnie był Aurélien Chateau. Katniss jeszcze chwilę odgrywała rolę Gwenog Jones, po czym z uśmiechem na ustach wykonała artystyczny ukłon.
Skierowała się w stronę Nickodema i ustawiła w kolejce za kilkoma losującymi osobami. Wyciągnęła Gwenong Jones. Jej karta była chyba powielona, jakaś dziewczyna chwilę przedtem odegrała tę samą scenkę. Nie wiedziała, czy potrafi zgarać nieprzyjemną osobę, bo z jej skłonnością do przyjaznego nastawienia, mogło okazać się to trudne. Udała, że trzyma miotłę w dłoni, po czym wygłosiła kilka monologów, narzekań rzuconych w przestrzeń i.. Wyszło chyba całkiem nieźle. W końcu czasem bywała denerwująca, kiedy na przykład brutalnie uświadamiała kogoś o jego głupocie. A do tego monologi szły jej całkiem nieźle, lubiła czytać poezję, a czasem ją recytować, więc coś tam umiała. Gdy już skończyła swoje wrzaski, dygnęła lekko i odeszła na bok z uśmiechem.
Puchonka podeszła do Nickodema i wylosowała karteczkę lekko drżącą ręką. (55 1)Ucieszyła się z losu, bo Cathy sama jest feministką, więc powinna wiedzieć jak zagrać tą silną kobietę, lecz wiedziała, że to nie jest takie łatwe. Musiała długo się namyśleć nad swoją rolą. Hmmm może na każdym kroku podkreślać, że facet nie jest mi potrzebny i, że sama dam sobie ze wszystkim radę? Ech sama jestem feministką, ale nie nienawidzę facetów. Miło jest przecież się do kogoś przytulić czy pocałować prawda? Myślała, stanęła gdzieś zboku, by nie przeszkadzać innym. Czekała aż wszyscy z jej grupy wylosują karteczkę i będą gotowi do improwizacji.
Amelia podeszła wolnym krokiem do Nikodema, uśmiechając się lekko do niego. Wylosowała karteczkę i aż jej mowę odjęło. Mimo wszystko liczyła na jakąś bardziej współczesną postać, a nie osobę z legend, które czytali jej rodzice do poduszki. Tak, miała nieudane dzieciństwo, ale nie warto drążyć tego tematu. Westchnęła ciężko rozglądając się za pozostałymi członkami jej grupy. Czuła, że spartaczy dzisiejsze zajęcia przez swoje niezaangażowanie. Na jej szczęście Nikodem dodał coś o garderobie, z której mogą korzystać? No super, może chociaż to ją dzisiaj uratuje! Podeszła wolno do miejsca, gdzie leżał stos ciuchów i ubranie, które jej zdaniem najbardziej przypominałoby Kubę Rozpruwacza. Miała wyglądać strasznie, prawda? Wyszło jednak bardziej komicznie, niż strasznie. Podeszła do Echo, żeby zajrzeć, co wylosowała, bo tylko ją ze swej grupy znała i kojarzyła. - To jak, zaczynamy? - spytała grubym, męskim głosem, który także nie wyszedł jej tak jak tego od siebie oczekiwała. Pierwsza trudność, na jaką napotkała, to fakt, że wylosowała postać męską. Jasne, mogła ją jakoś przerobić na kobietę, dopasować trochę bardziej do siebie, ale tak naprawdę nie o to w ich dzisiejszym spotkaniu chodziło. Mieli pokazać na ile potrafią grać. Ona, jak wiać, przeceniła swoje możliwości.
Sashka w tym wszystkim, w końcu zrozumiała, że to nieznany jej chłopak z kapeluszem prowadzi zajęcia. Patrzyła, słuchała, a gdy skonczył mówić, wylosowała karteczkę. Było napisane na niej "Salazer Slytherin". To ślizgoni kiedykolwiek tańczyli taniec brzucha. Przecież to nielogiczne, jak ona z swoim tańcem, ma teraz udawać aktorzyne. Uśmiechnęła się jednak pod nosem, już czując, jakie odgrywanie roli bedzie zabawne. Jakie "Uuuu odsuń się, jesteś nieczystokrwisty, musisz spłonąć" i udawanie poważnego, pewnie rosłego mężczyzny. Modulowanie jej naturalnie wysokiego głosu do dźwięku, który prawdopodobnie wydawałby burak, gdyby mógł mówić. Tak, to wszystko brzmiało rodem z komedii. Nikt nie wspominał, że to będzie kabaret! Stanęła pewnie w lekki rozkroku, biorąc kilka głębokich wdechów i zastanawiając się, kogo wylosował chłopak, z którym trafiła do grupy. A może jest lustrem? To byłaby dobra rola, musiałby udawać to, co już ciapowato udaje Sashka, napełniając to jeszcze większym komizmem jej zapewne nie do końca przemyślanych ruchów. Bo niby co poradzi, że mistrzem aktorstwa nigdy nie była? - Stój młodzieńcze, nie jesteś godny miana ucznia tej szkoły. - Powiedziała podniosłym tonem, z tak zmodulowanym głosem, jakby właśnie siedziała na toalecie i nie mogła z siebie czegoś 'wyrzucić'. Prościej pewnie byłoby zmienić barwę głosu za pomocą różdżki, ale tę wraz z butami gdzieś zabrały podstępne gnomy. Pewnie do tej samej krainy, gdzie trafiają zagubione skarpetki. Sashka nie nosi ich, więc gnomy, skrzaty czy coś postanowiły zamienić to na buty, a że różdżką wyglądała slodko, to jeszcze nią zabrały. Pewnie za jej pomocą zamienią buty w skarpetki. Misterny plan na miarę Salazera Slytherina, o! - Jak się nazywasz? Nie przypominam sobie, żebym znał twoich rodziców. Pewnie pochodzisz z jakiegoś plebsu. No mów szybciej, nie mam wiele czasu. - Ciągnęła w ten nader śmieszny sposób, trzymając jedną rękę zawieszoną w powietrzu niczym nonszalancka szlachta, a drugą podpierając biodro. Nienajlepsza poza jak na mężczyznę, ale cóż poradzić. Najwyraźniej takowi do Hogwartu nie chodzą. Słysząc syczenie chłopaka, zmieniła troche podejście - Tak, tak, ładnie udajesz, ze jesteś mną, ale nie wysilaj się, jestem za dobry dla ciebie - Czyżby dostali te same role? Jeśli tak, to Lahiri już przegrała w tym porównaniu. Tak oto cały jej pochmurny nastrój odpływał hen daleko wraz z jakimkolwiek rozsądkiem. Choć czy ona kiedyś była rozsądna? Chyba nie mnie to oceniać...
Astrid miała w Hogwarcie takie same problemy, jak w Stavefjord. Akceptacja najwyraźniej miała bardzo wyraźne granice, wyznaczane przez skalę normalności. Powyżej lub poniżej skali, zależy jak patrzeć, bo obydwa przypadki klasyfikowały się już jako nienormalność, było ciężko. Jednak Aurelia nie zrażała się, tylko pruła dzielnie naprzód. Chociaż może nie tak dzielnie, bo jej momenty słabości przybrały na sile i częstotliwości, gdy postanowili zabrać jej siostrę. Wendy przeżywała fakt, że nie może przyjść do siostry w środku nocy i poprosić o jakąś ładną kołysankę. Noce były więc niewyobrażalnie ciężkie, bezsenność dawała się we znaki jeszcze bardziej, przez co miewała zaniki pamięci. Nie kojarzyła twarzy i imion, poznanych dzień lub dwa wcześniej. Gubiła drogę i spóźniała się. Starała się nie panikować, ale wychodziło różnie. Bez Rid stawała się prawie bezradna i miała, co prawda niejasną, ale jednak, świadomość, że musi nauczyć się samodzielności. Zupełnie przypadkowo, gdy znów zgubiła drogę w labiryncie hogwarckich korytarzy, natrafiła na ogłoszenie o teatrze. Patrzyła na nie przez dobre dziesięć minut, wyobrażając sobie, jak Ingrid śpiewa. W jej wyobrażeniach wszyscy byli pod wrażeniem jej talentu. Dlatego Astrid postanowiła zaciągnąć siostrę na te zajęcia, prowadzone przez jednego z Krukonów. Zabrała swoją harfę i umówiła się z rudą, nie mówiąc jej o swoich niecnych zamiarach. Teraz przemierzała szybko korytarz, trzymając Westerberg za rękę. Tak właśnie znalazły się tutaj. - Dzień dobry - powiedziała szybko, prowadząc siostrę do losowania. Trafiły idealnie, bo zdążyły wylosować swoje karty. Astce przypadła Kirke. Nie znała tej postaci zbyt dobrze, ale kiedyś na pewno o niej czytała. Wiedziała, że zamienia wrogów w urocze prosiaczki. To było wystarczająco wiele. Dołączyła do swojej grupy. Stała chwilę, obserwując nieznanego jej chłopaka, który mówił w bardzo dziwny sposób. Nie przekonał jej do siebie ani trochę, za to Sasha, której z imienia też nie znała, choć odgrywała niezbyt przyjazną postać, wydawała jej się jakimś uosobieniem dobroci. - Chrum, chrum, świnki raz, raz, dwa, trzy, dzisiaj świnką będziesz ty - mruczała pod nosem, przeskakując różdżką po kolejnych osobach. Ostatecznie padło na węża Sharkera. - Humanum porcum. Wczuwała się w swoją rolę, oj tak! Zaklęcie zamieniło niewinnego (phi) węża w uroczego prosiaczka. - Dzień dobry, kim pan jest i dlaczego mówi pan tak niegrzecznie? - zapytała Lahiri, patrząc na nią swoimi ogromniastymi oczętami. Brzdąknęła też kilka nut na swojej harfie, skoro była tak bardzo grecka. Pewnie nie powinna, bo była w trakcie improwizacji, ale rozejrzała się, aby ogarnąć, co robi Ingrid.
/kostki 6,2,3 - Kirke i nieudana improwizacja Rash, założyłam że masz węże, będziemy się hejtować przez mój piękny występ, ale o to chodzi <3 trochę głupio że w zaklęciu jest humanum, ale to szczegół, w spisie jest że zmienia ofiarę XD
Ingrid Westerberg
Rok Nauki : VII
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : ścigająca, UWAGA! Oszukana orientacja :||||
Z kolei Ingrid nie miała z aklimatyzacją praktycznie żadnego problemu. Ot, Tiara przyprawiła ją o dosyć mieszany humor swoim niegrzecznym wybrykiem, który potem sprawił, że Astkę należało pocieszać przez kilka dobrych godzin, ale nie było to w sumie aż tak znaczące. Bo przecież w końcu udało się naprawić jej humor, nie? Widać to doskonale w małej intrydze, tak sprytnie uknutej i wyegzekwowanej. Gdyby nie to, Inga na pewno nie stałaby teraz przed wyborem roli tak bardzo zbita z tropu. Akurat wtedy, kiedy przyleciała sówka Jelonka, jej siostra już poruszała sznureczkami, używała swoich nowych, lokalnych znajomości, aby naprawić wspomniany problem rozdzielenia, a także wynikający z niego - o wiele większy - problem bezsenności. Tak więc równocześnie z Gulfrydą, która ochoczo poniosła niewielką karteczkę do Mandy, przez okno wleciała Gerda, z pospiesznie pisaną notatką, że panny Westerberg muszą się jak najprędzej spotkać. Rzeczywiście, spotkały się, ale to co nastąpiło potem, bynajmniej nie należało do planu. Pędząc z zawrotną prędkością przez korytarz, zaskakująco dobrze znany Aurelce, Ruda tylko obserwowała ją zbitym z tropu wzrokiem. Nie zadawała żadnych pytań, zachowując jednak średnie zaufanie do zamiarów blondyneczki. Wszyscy dobrze wiemy, jakie dziwactwa odbywały się w jej ulubionej książce i zapewne każdy mógłby bez problemu dojść do wniosku, że dziewczyna niemal żywcem z niej wyjęta, będzie chciała je powielać. Szczęście w nieszczęściu - wypadło na zajęcia teatralne. Ings z definicji lubiła tego typu aktywność, ale zważając na okoliczności, w jakich się znalazła, rzucała tylko niepewne "cześć" do każdej osoby, którą mijały razem z siostrą, aby wreszcie stanąć przed Nickodemem, do którego tylko uśmiechnęła się głupio. Widziała, że Wendy wyciąga z jego kapelusza jakąś kartę, której najpierw wcale nie utożsamiła z czymś, co wyjmuje się z czekoladowych żab. Do takiej konkluzji doszła dopiero po wyciągnięciu własnej, z wizerunkiem Maladory Grymm. Nie mając pojęcia, co dalej robić, podreptała po prostu za wyraźnie wczuwającą się w zajęcia blondyneczką, aby razem z nią dołączyć do grupy Sashy i Rasheeda. Wnioskując po ich zachowaniu, należało zacząć odgrywać swoją postać. Rudowłosa westchnęła i spojrzała ponownie na dziwnie nieruchomą kobietę, z bardzo nieprzyjemną dla oka aparycją. Że też akurat jej musiała się trafić! - S-spokój! - powiedziała podniesionym głosem, ale zająknięcie na początku już skreśliło cały efekt - To pewnie on podał... ekhm... podał Czarną Śmierć córce króla ponieważ odrzuciła jego zaloty! - dodała z niepewną miną, czując jak jej improwizacja kuleje, co chwilę upadając na ziemię. Oczywiście mogła to zrzucić na Astkę, przemieniającą w międzyczasie węża Sharkera, bo rzeczywiście, ruda spojrzała na nią zupełnie zbita z tropu (dokładnie w momencie "ekhm") ale machnęła na to ręką, niby specjalnie. Potem przybrała najbardziej wyniosły z możliwych wyrazów twarzy i rzuciła oczekujące spojrzenie Lahiri. - No to? Ukarz go jakoś, chyba że chcesz zostać wtrącona do lochu! - w tym momencie zaczęła się prawdziwa gala zająknięć, przeproszeń, "yyy" i "eee", bowiem niezbyt sprawna aktoreczka przypomniała sobie, że słyszała Puchonkę mówiącą o samej sobie w formie męskiej, a także Astrid, robiącą dokładnie to samo chwilę potem - Nie wchodź mi w słowo, Ast... ekhm, nie wchodź mi w słowo! - zawołała. Astko, czy to na pewno był dobry pomysł?
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine wstała ze swojego fotela i ruszyła w stronę chłopaka by wylosować swoją kartę. Zastanawiała się czy dalej ma udawać Nadię czy po prostu sobie darować. Uznała, że jednak sobie daruje. Nie będzie ułatwiała siostrze kariery, jeśli by się jej tutaj powiodło. Spojrzała co przedstawia jej karta, przyglądając się jej. Na karcie tkwił od pasa w górę sam Salazar Slytherin podpisany pod spodem nawet swoim imieniem i nazwiskiem. Aż jej się buzia uśmiechnęła z radości. Szybko też znalazła jakąś perukę z siwymi włosami i jakąś srebrno- zieloną długą szatę, którą narzuciła na siebie. -Ej ty, jak ci na imię? Nie należysz do domu Salazara Slytherina więc jakim prawem śmiesz mówić w moim języku i rozmawiać z wężami? Czyżby tiara popełniła błąd w wyborze domu dla ciebie?- rzuciła głębokim prawie męskim głosem, nawet za pomocą różdżki zmieniła sobie wcześniej odrobinę swoje struny głosowe. To wszystko mogło się okazać naprawdę cudowną i bardzo zjawiskową zabawą.
To ja może posta zacznę nietypowo, bo po raz pierwszy w swoim zacnym żywocie od podania kostek. Mam nadzieję, że mnie nie zjesz, ale rzucałam aż trzy razy, żeby tylko wylosować cokolwiek innego niż Kirke, którą już odgrywałam, więc ostatecznie złapałam [6, 4, 2], więc nie ma tragedii chyba. Ykhym, a więc! Sheila sobie radośnie dreptała po zamku, starając się ogarnąć rozmieszczenie sal, korytarzy i przede wszystkim łazienek, ale wyobraźcie sobie, że dla Amerykanki, która znała Salem jak własną kieszeń to wcale nie było łatwe. Kilka razy zgubiła się w plątaninie zakrętów, a schody poniosły ją w zupełnie inną stronę niż z początku chciała, dlatego na spotkanie kółka trafiła bardziej niż przypadkiem. Weszła do środka, rozglądając się z zainteresowaniem i szukając wzrokiem kogoś, kogo by znała. Trafiła na Astrid i Ingrid, więc przywitała się z nimi krótko, bo przecież nie skończyła jeszcze wywiadu. Drogą dedukcji doszła do tego co mają robić, bo niestety spóźniła się na przemowę Nickodema. Wylosowała sobie karteczkę. Artemizja Lufkin. Pierwszy raz słyszała to nazwisko, dlatego Merlinowi dzięki za opisy na odwrocie. Hej, to było coś z czym mogłaby się zidentyfikować. W pewnym momencie swojego życia miała bardzo po drodze do zostania feministką, więc taka postać była balsamem, na jej zszargane po przeszukiwaniu Hogwartu nerwy. - Odsunąć się, wy nędzne miernoty! - zagrzmiała Sheila na całą salę, wyczarowując sobie z powietrza wysoki cylinder i wsadzając go sobie na głowę. - PRZEJŚCIE DLA PANI MINISTER! Wypięła dumnie pierś i przeszła się wokół przedstawicieli swojej grupy, obrzucając ich takim spojrzeniem, jakby nadawali się wyłącznie do czyszczenia jej butów. - Chodź do mnie złotko - powiedziała łagodnie i wyrwała nagle Ingrid z jej grupy, biorąc ją pod ramię i zmuszając do krótkiego spaceru, skoro już odegrała swoją improwizację. - Nie przystoi takim damom jak my, aby przebywać w towarzystwie takiego GBURA. Oczywiście, właśnie też sobie pojechałam po Sharkerze, ale mniemam, że te wężowe prosiaki bardziej go zainteresują więc yolo, baza bezpieczna!
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Był poirytowany. Nie dość, że musiał odgrywać jakąś kretyńską rolę, która wcale mu nie odpowiadała, to teraz jeszcze złaziło się tutaj trochę przyjezdnych, zupełnie tak, jakby w dziedzinie artystycznej, którykolwiek mógł być utalentowany. Oczywiście nie wziął pod uwagę tego, że ludzie mają różne uzdolnienia i można np. być mistrzem zielarstwa i jednocześnie tańczyć w balecie, ale już. Sharker to Sharker i zdecydowanie jest niereformowalny. Zabawne jednak jest to, że swoim marnym występem sprowadził sobie na głowę taki tłum. Nagle nie tylko jego grupa chciała już z nim improwizować, ale też taka Katherine czy jakaś dziewczynka z zapałkami (Sheila!), której nawet na oczy nie widział. Chyba musiała być z innej, sfinksowej grupy niż on, ale spoko, nie przeszkadzało mu to, że wszyscy go kochają. Problem był w tym, że właśnie wszyscy rzucili się tam, aby go hejcić. Jego przedstawienie było skończone, a wąż już umykał mu do rękawa, kiedy to nadszedł TEN moment, a TYM momentem jest TEN moment, w którym puszczają mu nerwy. Jakim prawem ta dziumdzia ośmieliła się rzucić na jego węża zaklęcie? Odmienił go sobie, jednym ruchem nadgarstka i spiorunował ją naprawdę morderczym spojrzeniem. O, teraz o wiele bardziej wyglądał jak wściekła Kirke. - Jak śmiesz! - zagrzmiał, a dla postronnego obserwatora mogło być już ciężko powiedzieć czy nadal odgrywa swoją rolę, czy raczej było wprost przeciwnie. Był wściekły, a to wymagało radykalnych kroków. Nie zważał na Sashę, która była bodajże Slytherinem, ani na Kat, która wylosowała to samo, ani nawet na Ingrid, która też nie porwała publiczności swoją improwizacją. - Proszę bardzo, przyjmij to! - machnął różdżką, przywołując dowolne ubranie z garderoby i transmutował je na wzór jabłka. Oczywiście ze względu na jego mierne wyniki w tej dziedzinie, był to owoc całkowicie z wosku. Za to potem co? Wsadził Astrid w buzię swój twór, zanim ta jeszcze skończyła mówić, brzdąkając na harfie. Może nawet spróbowałby transmutować ją w świnię, ale przy jego talencie to najprawdopodobniej wyszłaby mu chimera psa z krową i jeleniem, więc no cóż, wolał nie próbować. - Wcinaj świnko - burknął opryskliwie i wycofał się ze swojej grupy, nagle decydując się na podejście do Nicko. Ten chociaż go podziwiał, a nie starał się go wyhejcić na tym nieznanym mu i definitywnie zdradliwym podłożu. Swoją drogą, zabawny fakt o Sharkerze - im bardziej się denerwował tym wyraźniejszy był szwedzki akcent w jego słowach.
Echo spojrzała na swoją kartę i zrobiła teatralnie smutną minkę. Kuba Rozpruwacz niestety nie był idealną postacią do odgrywania, przynajmniej dla niej. Pomyślała chwilę, stojąc w miejscu. - Coś nie styka - mruknęła do siebie, wciąż myśląc, jak można zagrać Rozpruwacza przy minimalnych zmianach. Średnio chciała zmieniać głos, bo wyszłaby parodia, a to wcale nie była postać do żartów. Nie chciała się też przebierać. Ostatecznie zdecydowała się po prostu na tajemniczość i niejasne pogróżki, mające przedstawiać listy. Chwyciła swoją różdżkę i podeszła do Katniss i Amelii, z którymi była w grupie. Wotery najwyraźniej też miała rozpruwacza, więc nie kombinowała już zbytnio, tylko zajęła się Johnson. - Gweong Jones? - zapytała cicho, łypiąc na nią spode łba, stojąc za jej plecami. Różdżkę przyłożyła jej do gardła, oparła w poziomej pozycji pod podbródkiem, udając, że to nóż. - Jeden ruch, a ja i mój wspólnik wyprujemy ci flaki - wysyczała. Wo, chyba dawno nie szło jej tak dobrze.
nie pamiętam kostek, ale rozpruwacz i udane, bo mam w kuferku dużo z artystycznych
To była po prostu jakaś masakra. Gdy tylko wylosowała postać, którą miała odegrać, to wzięła do ręki karteczkę i przerażona przebiegła wzrokiem po tytule zastanawiając się jak miała grać kogoś tak okropnego! Nie żeby miała coś do czarnych charakterów, po prostu chyba sama nie wierzyła w to, że będzie potrafiła w pełni oddać całą nienawiść tej postaci jak i to, żeby po prostu dać radę. Zatem długo zwlekła z rozpoczęciem odgrywania tej scenki co raz przyglądając się innym. Podeszła oczywiście do swojej grupy, ale nieśmiało gniotła w ręku karteczkę zastanawiając się czy to naprawdę musi być takie trudne i czy nie może wrócić do robienia zdjęć. Niestety na horyzoncie nie widziała Nickodema, więc zmuszona była jednak do głębokiego westchnięcia i przyglądania się poczynaniom Katniss i Vivienne, a gdy tylko one zakończyły to Mathilde wzruszyła ramionami: - Och rozpruję was zaraz wy niegodziwe, niedobre istoty nie mogące tutaj stąpać na ziemi. Wy, niedobre, wy najgorsze zaraz zginiecie, a wasze wnętrzności rozwieszę w tej sali, co by inni wiedzieli, że to wy zginęłyście z moich rąk! - Co raz modulowała głos na zdecydowanie straszniejsze i bardziej chrapliwy niż miała normalnie, więc gdy tylko skończyła się jej ochota na mówienie takich brzydkich rzeczy uśmiechnęła się potulnie do dziewczyn i przysiadła gdzieś z boku bawiąc się aparatem.
Juliette aż z wrazenia podeszła do tego cholernego losowania i kogóż wylosowała?? Jasne (5 i 6 czyli 11) Albusa Dumbledore'a Boże przecież ona sama nie umiała grać ale... W końcu uśmiechnęła się dobrodusznie skoczyła po jakąś brodę i okulary połówki stanęła sobie i spojrzała na innych tym dobrodusznym wzrokiem i skrzyżowała lekko ręce. - Przypominam po raz kolejny że wchodzenie do zakazanego lasu jest surowo zabronione- powiedziała zupełnie głosem Albusa Dumbledore'a uśmiechnęła się. Całe szczęście jej wyszło. Ojjj Kostki to mnie kochają (2)
Tak bardzo, bardzo, bardzo, bardzo nie ogarniał. Dopiero stał na tym pierdolonym krześle i pytał o tego, który ich tu sprowadził. Skądś go znał. Tylko nie bardzo, cholera jasna, pamiętał skąd. No, ale zaraz sobie przypomni. Prawdopodobnie byli z jednego Domu, nie? Raczej na pewno, skoro było tu aż tyle Kruczków. W każdym razie, spodobała się mu odpowiedź na zadane pytanie. Tak.. no nie była to głupia odpowiedź. Wręcz przeciwnie. Widocznie oczytany. To dobrze, w końcu teatrem czy w ogóle sztuką byle kto się parać nie mógł, nie? Znaczy grać w teatrze to jeszcze spoko. Ale żeby ogarnąć reżyserkę. Oj nie. No, ale tu było tyyyyyyyyyyyyyyyleeeeeeeeeeeeeeeee ludzi. I co gorsza, wciąż dochodzili kolejni i kolejni i kolejni. Nie. To było straszne. No i tak wiele osób go zaczepiało. I chciało z nim gadać. Piątek coś tam pogadał, po odpowiadał, żeby zachować choć strzępki rozmowy, w głębi duszy czekając na właściwe rozpoczęcie. Był ciekawy tego, w jaki sposób widzi te zzajęcia. Co chciał z nimi zrobić. Czego nie chciał robić. Jak lubił pracować z aktorem i w ogóle. Dobra, no ale to musiał zostawić na bok, bowiem nadszedł czas na występy. Kolejno pojawiały się na scenie pojedyncze osoby, które odgrywały jakieś scenki. Piątek uważnie się przyglądał każdej z nich, starając się zapamiętać co bardziej ciekawe pozycje, ruchy, gesty, elementy mimiki. Póki co bezskutecznie. Wszyscy byli tacy… sztywni. Jakby zastygli. No i zasadniczo nie ma się czemu dziwić, patrząc na to, jakie zadanie im zaserwował a także fakt wrodzonej u człowieka nieśmiałości. No, ale z czasem powinni chyba wszyscy sobie z tym jakoś poradzić. W końcu Piątek zarejestrował, że chyba wyszli już wszyscy. No wszyscy, poza nim oczywiśce. On nie. Dziękował. Pas i te sprawy. A gdy tylko Juliette skończyła swoje wystąpienie, omiótł spojrzeniem zebranych. Nikt nie chciał iść dalej. – Wszyscy? – rzucił, oczekując odpowiedzi. Cisza. Skoro tak. To brawa się należały. Zaczął pierwszy, głośno, z nadzieją, że pozostali się dołączą. Głównie liczył jednak na Pana Reżysera, bo w końcu kto jak nie on, powinien wszystkich zagrzewać do pracy..?
jak coś to sorry. jakby ktoś chciał jeszcze coś zaprezentować, to uznajmy że było to przed brawami Piątka.
Śmiał się szczerze z występów całej grupki, choć nie każdemu wychodziły. Mimo wszystko nie gardził nimi, bo przecież człowiek uczy się na błędach. On sam chciał tylko ocenić ich umiejętności aktorskie, choć powinien skupić się też na innych. Ci ludzie naprawdę mu się spodobali, zwłaszcza kiedy losowali postaci tak bardzo do nich niepasujące. Nickodema miło zaskoczyło również to, że pojawiły się uczennice z projektu Złotego Sfinksa, bo nie sądził, by ktokolwiek z nich miał czas i w ogóle interesował się teatrem. - Hej, spokojnie, bez konfliktów – zawołał do Rasheeda i dziewczyny z wymiany, sięgając do kieszeni po różdżkę, choć miał nadzieję, że obędzie się bez magii. Gdy nastała kolej jego grupy, wskoczył wraz z Juliette na scenę. Ambroge wycofał się, co Nickodem musiał zaakceptować z lekkim smutkiem, bo przez to cała próba będzie niepełna. Mimo wszystko miał pewien pomysł, który musiał wykorzystać i nic mu w tym nie przeszkodzi. - Dumbledore, dlaczego zakazujesz im wstępu do lasu? – Powiedział chrapliwym głosem, zwracając się do dziewczyny, która odgrywała profesora. – Chcesz mi odebrać jedyną możliwość nasycenia pragnienia? Wciągnął głośno powietrze, odwracając się w stronę grupy stojącej pod sceną i zwrócił swój wzrok na Echo. Wiedział, że ona nie będzie miała nic przeciwko wykorzystaniu jej w improwizacji, bo przecież on nie miał zamiaru zrobić jej krzywdy. Spojrzał na nią groźnie, co tak bardzo do niego nie pasowało. - Kreeew – wycharczał i zeskoczył ze sceny, zbliżając się do Gryfonki. Złapał ją za ramiona i przystawił usta do jej szyi, ale po chwili się odsunął, kończąc swoją improwizację. Gdyby widział go ten cały Logan, o którym Echo mu pisała, pewnie by mu przywalił, choć to tylko aktorstwo. Ponownie wdrapał się na scenę i podziękował Juliette, po czym z uśmiechem zwrócił się do całej grupy. - Wyszło wam cudownie – stwierdził całkowicie szczerze. – Naprawdę jestem pod wielkim wrażeniem. Mam dla was jeszcze jedno zadanie. Zabawimy się w lalki, a właściwie marionetki. Zawsze podobało mu się takie poruszanie i chciał nauczyć tego innych, dlatego zaczął naśladować marionetkę, wykonując typowe dla niej, sztywne ruchy. Miał tylko nadzieję, że nikogo tym nie przeraził. - Rozstawcie się tak, by nikogo nie uderzyć i spróbujcie sobie wyobrazić, że jesteście lalką prowadzoną sznurkami przez mistrza marionetek. Albo figurką na pozytywce, cokolwiek chcecie. Sam zszedł do nich wszystkich, by nie mieli wrażenia, że jest ponad nimi. Sam czuł się głupio ze świadomością, że mogli go tak odbierać. Poza tym martwił się, że wcale nie wyszło mu tak fajnie, jak sobie to wyobrażał. Chociaż może komukolwiek się spodobało i zechce uczestniczyć w kolejnych zajęciach. Gdy już skończyli, odetchnął trochę z ulgą i sięgnął do torby po pergamin, kładąc go na scenie wraz z piórem i atramentem. - Myślę, że dam wam już spokój. Mam nadzieję, że komuś przypadły do gustu te zajęcia i jeśli chcecie, możecie wpisać się na listę z dopiskiem, co tak naprawdę chcielibyście tu robić – być aktorami, tancerzami, muzykami czy tworzyć kreacje lub scenografię – mówiąc to, omiótł spojrzeniem całą salę.
Kosteczki na marionetki: 1,2 – ani trochę Ci nie idzie i choć masz nadzieję na to, że Twoje ruchy są takie jak innych, wyglądasz bardziej jak węgorz niż marionetka. 3,4 – pomagasz sobie magią, mając nadzieję, że nikt tego nie zauważy i dzięki temu niewidzialne sznurki będą Tobą pociągać, dając wrażenie, że masz niezwykły talent. W tym momencie rzucasz kolejną kostką, gdzie parzysta oznacza, iż nikt tego nie zauważył, a nieparzysta, że zostałeś nakryty na korzystaniu z różdżki i straciłeś nieco w oczach Nicka. 5,6 – brawo, mistrzu! Udało Ci się bezbłędnie wykonać zadanie.
Jako że pewnie nie każdy ogarnie lub zgubi gdzieś tę informację, nie zapomnijcie wpisać się na listę, jeśli chcecie dalej uczestniczyć w zajęciach teatralnych.
Możecie już zrobić zt, kiedy wykonacie zadanie. Oczywiście będą za to punkty do kuferka.
z.t
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Był poirytowany obecną sytuacją, bo nie dość, że pierwotnie nie chciał przychodzić na ten teatr, to jeszcze jak już się zjawił to dodatkowo jakaś dziunia psuła jego improwizacje, zamieniając węża w świnię. Tak się nie godzi, oj nie nie. W każdym razie po tym, jak już ludzie pokończyli swoje improwizacje, przyszedł moment na kolejne zadanie, a Rasheeda tym razem również ono jakoś specjalnie nie ucieszyło. Nigdy nie był jakimś wielkim mistrzem aktorstwa, pomijając to międzyludzkie, kiedy to mógł sobie radośnie udawać, że wszystko jest tak, jak sobie to zaplanował, chociaż wcale tak nie było, a teraz jeszcze miał udawać marionetkę? Jego wrodzona marudność aż w tej chwili wyła o litość, chcąc aby dał jej upust i pozwolił na zalanie Nickodema falą irytacji, pomieszanej z załamaniem. Powinien dawać mu jakieś prostsze zadania, przecież był tym cholernym obiektem ślepego zapatrzenia się, nie? No, czy jak to tam było z tym, co tam Nicko miał jak wiersze pisał. Dobra, Sharker po prostu nie kojarzył, że to chodziło o muzy, dlatego mu lepiej tego nie uświadamiać. W każdym razie, jak już przyszło co do czego to i tak postanowił spróbować, wszak niczym prawdziwy człowiek renesansu musiał być dobry we wszystkim, począwszy od zaklęć, przez gry miotlarskie, a na tym głupim aktorstwie skończywszy. No, a więc wziął udział w próbie marionetkowej, z tym, że w jego przypadku nie mogło się obejść bez próby pomagania sobie magią, wszak nie był dobry w takich zabawach i każda pomoc się przyda. Machnął kilka razy różdżką, tak sprytnie i zwinnie, że nikt tego nie zauważył i mógł w spokoju spróbować wyczarować sobie niewidzialne sznurki. Wyszło mu idealnie i poruszał się w sposób naprawdę profesjonalny, w duchu składając pokłony dla przebiegłości właściwej Ślizgonom. Niemniej jednak szybko zakończył swój „występ”, a gdy przyszło do wpisywania się na listę, to przez chwilę się zawahał. Z jednej strony nie chciał brać udziału w takich pierdołach jak teatr, ale z drugiej był niezmiernie ciekaw tego co będzie dalej. - Raz kozie śmierć - pomyślał wtedy i wzruszając ramionami, wpisał swoje nazwisko na listę Nickodema, a potem opuścił salę.
Po dobrym wykonaniu poprzedniego zadania, Sheila była pełna optymizmu, wszak sądziła, że dobra passa po odegraniu feministki się utrzyma. Nadal czuła się nieco dziwnie po tym, jak musiała odegrać coś, co w rzeczywistości było częścią jej, ale nie dawała tego po sobie poznać, uśmiechając się lekko na samą myśl o tym, co jeszcze ją tutaj spotka! Nie miała wątpliwości co do tego, że to pierwsze spotkanie teatru, wszak niektórzy z zebranych nie radzili sobie tak dobrze jak ona, jednak to nie miało znaczenia, nie oceniała nikogo przez pryzmat tego co się działo, zwłaszcza, że to była tylko jedna, maluteńka próba, a każdy może mieć zły dzień. Jak dobrze, że była tak łagodna dla innych, bo teraz jej samej przyszło zmierzyć się z czymś, co sprawiło jej trudność. Jej próby odegrania marionetki były naprawdę żałosnymi podrygami, zważywszy już zwłaszcza na to, że chłopakowi, który wcześniej miał problem ze swoją rolą udało się to całkiem dobrze. Westchnęła jedynie zrezygnowana, aż zbyt dobrze zdając sobie sprawę z tego, że serio przypominała węgorza. Niemniej jednak nie rezygnowała z prób i dopiero, gdy się poddała, wpisała się na listę, dopisując przy sobie, że bardzo chętnie zajmie się muzyką, zaznaczając, że dobrze radzi sobie ze skrzypcami i saksofonem. Potem opuściła klasę, starając się znaleźć drogę powrotną do dormitorium. Co za MASAKRA z tymi schodami!
//Boże, zapomniałam u Rasha dopisać gdzie go posyłam, więc najlepiej wrzucić go w aktorstwo. [2] [zt]