Opustoszałe, zakurzone, nie używane od lat pomieszczenie. Początkowo, miało to być miejsce organizowania różnorodnych przyjęć i okazji, a także wspaniałe miejsce ćwiczeń dla kółka teatralnego. Jednakże przez brak zarówno prowadzącego, jak i chętnych sala ta pozostała nieużywana. Na ziemi można znaleźć pare pergaminów, zawierających zgubione notatki studentów, czy też początkowe rysopisy scenariuszy jeszcze sprzed wielu lat. Dzisiaj, uczniowie przybywają tu najczęściej tylko po to, by odpocząć od hałaśliwych rówieśników i zaznać nieco ciszy i spokoju.
- Zatańczysz ze mną pani ? Uśmiechnęłam się czarująco na widok jego dłoni. Przyjęłam ją z gracją starając się równocześnie nie obserwować otoczenia. Atmosfera po moim wyjściu zrobiła się raczej mało przyjemna. Swoim szóstym zmysłem wyłapałam napięcia iskrzące pomiędzy studentami, gdzieś w koncie zauważyłam Simona z jakimś ślizgonem w dość intymnej sytuacji. Nieco skołowany Aleksander stał na środku parkietu nie wiedząc co zrobić. Jego partnerka gdzieś znikła. Nie miałam ochoty się roześmiać, było to raczej smutne... - Natanielu ale tylko jeden tanieć w tej chwili. Chciałabym jeszcze dzisiejszego wieczoru zatańczyć z Aleksandrem. Uśmiechnęłam się uspokajająco widząc iskierki w jego oczach. Zazdrosny? Nie miał o kogo, dla mnie Aleksander był mistrzem wprowadzającym w tajniki alchemii. Z rozkoszą oparłam głowę na jego ramieniu. Rozpoczęliśmy wolny taniec. Jego ręce kurczowo obejmowały mnie w pasie jakby się bał, że mnie straci...Gdy muzyka dobiegła końca dygnęłam przed Natanielem. - Poczekaj na mnie przy barze. Nim zdążył zaprotestować złożyłam szybki i namiętny pocałunek na jego ustach. Odwróciłam się i skierowałam swe kroki w kierunku Aleksandra. - Witaj. Gdzie twoja partnerka do tańca? Chyba go zaskoczyłam zachodząc go od tyłu. Widziałam w jego oczach zdziwienie na mój widok. Jeśli mnie wcześniej zauważył to teraz musiał być lekko zdezorientowany. Jeszcze przed niecałą godziną byłam w końcu ubrana w coś zupełnie innego.
-Szczerze to sam bym chciał wiedzieć-puścił oko i wskazał Sig swoją partnerkę przy barze, całkiem ciekawa maska- ale i tak mam teraz trochę innych spraw na głowie -uśmiechnął się spojrzał w kierunku Tamary najwyżej cieszyła się 12, zauważyła go dał jej znak że przyjdzie do niej trochę później. -Dość wymowny strój jeśli chcesz znać moje zdanie, gdzie zgubiłaś mojego kuzynka- rozejrzał się za Natanielem aha już go widzę trochę niepocieszony- W czym mogę ci pomóc moja droga.
- Zastanów się dobrze, nie wiem, czy dam radę drugi raz wyciągnąć cię z bagna - odparła, jednak zagłuszyły ją słowa Aleksandra, który najpierw zaprosił ją do tańca, a potem przeprosił ją, mówiąc, że musi najpierw uzgodnić to ze swoją tymczasową partnerką. Nie miała mu tego za złe, to było zachowanie godne dżentelmena, wręcz, jakby się uprzeć. A dobre wychowanie to podstawa tak naprawdę. Niestety, nie wszyscy takie wychowanie mieli lub okazywali. I nie, nie mam zamiaru przytaczać tu konkretnych przykładów, bo to nie ma sensu. W każdym razie, wracając do postaci Tamary, ta spojrzała na tę, która miała zaszczyt towarzyszyć Aleksandrowi w tańcu. No cóż, nie będę kłamać, mówiąc, że rozczarowała się nieco. Od razu nie spodobała się jej ta osoba. Nie dość, że ubrała się podobnie do niej (jednak wiemy, kto wyglądał lepiej!), to jeszcze... miała takie dziwne spojrzenie. Wyglądała, jakby miała coś na sumieniu (i jaką rację Tamara miała!). Wiedziała od razu, że to nie była osoba dla niego. Jednak wiedziała również, że to on sam podejmie decyzję. Żeby nie wydać się aż tak wścibską, odwróciła na chwilę z tej dziewczyny. To, co zobaczyła, zamurowało ją. Steve i Grigori... całujący się. Myślała, że to jakaś fatamorgana, że to tylko przywidzenie. Jednak zdawała sobie sprawę z tego, ze to, co widzi, dzieje się naprawdę, w co nadal nie mogła uwierzyć. Jednak uwierzyła, gdy obserwowała dalszy rozwój sytuacji. Obserwowała, nie mogąc nic powiedzieć, ani czegoś zrobić. I nie chcąc. Nie chciała się mieszać. Agresja, która wzrosła w Grigorim jeszcze bardziej, przeraziła ją nie na żarty. I niby z czego miała być zadowolona? Że Steve dostał za swoje? Trochę była, ale nie do końca. Bo ona sama chciała wymierzyć mu karę. Ale nie dziś. Właściwie zdziwiła się, gdy Steve wyszedł, nie kontynuując walki. Poddawał się? A może nie chciał być poobijany, bo miał już kogoś na oku? Kto go tam wiedział? Miała już wrócić do rozmowy z Aleksandrem, gdy ujrzała, jak ten rozmawia z kimś jej nieznanym. No cóż, miała chyba dziś pecha. Potrzebowała wyjść stąd i zrobiła to. Wyszła z pomieszczenia jak duch, dając wcześniej Aleksandrowi znak, by się nią nie przejmował. Nie uszła jednak zbyt daleko. Zostając na korytarzu, usiadła na jednym z parapetów i wyjęła z torebki paczkę z papierosami, po czym wyjęła z paczki jednego z nich, a następnie zapaliła go różdżką, którą miał wcześniej ukrytą z specjalnej kieszeni w sukience, po czym schowała opakowanie i zaciągnęła się dymem.
Otóż to – niedopuszczalne! Naleigh czuła, że jeśli jeszcze jedna osoba podejdzie do niej to nie będzie w stanie się kontrolować. Nie trzeba być na głodzie, aby nerwy zapanowały nad człowiekiem. Zwłaszcza, jeżeli chodzi o NNN. - Cieszę się – mruknęła. Nie sądziła, aby Ian dosłyszał nutkę ironii, którą wplotła w słowa. Ale kto go tam wie ? Może ma słuch tak jak wampir, za którego jest przebrany ? Nalcia, opanuj swoją wyobraźnię. Wyciągnęła z ukrytej kieszeni tabletkę i popiła ją Ognistą. Och, od razu lepiej. Przed oczami stanęła jej złocista plaża z lazurowym morzem. Miło by było się tam znaleźć. Cóż, zawsze można pomarzyć. - Okej, okej – rzuciła od niechcenia. Średnio ją obecnie interesowały czyjeś tajemnice, skoro ma znacznie ładniejszy widok w głowie. Spojrzała na niego obojętnie i poczuła ulgę. Zakrył tą kamizelkę o okropnym kolorze. Zerknęła na zawartość jego szklanki. Przewróciła oczami i ledwo się powstrzymywała. Co by to było, gdyby teraz się roześmiała! Tym bardziej, że Ian zaczął już coś tam mówić. I wtedy zauważyła Bell. Posłała jej wymuszony uśmiech. Cholera jasna! Więcej ich mama nie miała ? Ale tłumy, ale tłumy… Pokręciła delikatnie głową. Wzięła głęboki oddech, ale znów coś ją rozproszyło! Ach, Avril. W zasadzie również się nie cieszyła. Miała to być impreza w towarzystwie najlepszych przyjaciół - herci i procentów. Dyskretnie odwróciła wzrok, bo mimo wszystko nie chciała zepsuć marudzie niespodzianki czy co tam szykowała. Zaczęła bawić się włosami, skupiając swoje myśli na dzikiej plaży…
No cóż, gdyby Steve faktycznie chciał porozmawiać raczej by tak specyficznie nie zaczął rozmowy, bo w zasadzie on był przyczyną tego, że Grig skojarzył go z krowami. I zupełnie nie obchodziły go problemy Howarda, ani to, że uważa go za idiotę. W końcu on był raczej ponad to i mało obchodziło go co inni o nim myślą. Gdyby się przejmował, to prawdopodobnie siedziałby zamknięty sam w pokoju, bo sporo osób czuje dystans do niepokornego Rosjanina. A do czego był zdolny, do tego był zdolny i to Steve sprowokował całą ich wrogość, więc nie powinien teraz narzekać, że Grigori za dużo rzeczy nie boi się zrobić. Cóż Orlov nie miał takich planów, bo ostatnio Dimitri pewnie pije w pokoju przeżywając swoje życie miłosne, a bo ostatniej „zabawie” bał się sam siebie co może robić po alkoholu. W każdym razie obecnie Grig pouczał niezbyt delikatnie Amerykanina, że nie należy z nim robić takich numerów. Wprost sam nie mógł się powstrzymać od zadania ciosu i pchnięcia delikwenta na ścianę. Czuł jedynie złość, myślał, że eksploduje mu mózg od natłoku myśli, wrażeń i uczucia pogardy do cherlawego Steve’a. W takich sytuacjach nie myślał o konsekwencjach, tylko o samym czynie. I w zasadzie już sam chciał wyjąć różdżkę, wpierw kolejny raz po mugolsku pokazać mu swoje niezadowolenie, kiedy stanęła przed nim Effie. Nie słyszał jak na początku powiedziała jego imię, przytłoczony emocjami. Słuchał jej spokojny słów patrząc wciąż dzikim wzrokiem na chłopaka pod ścianą. Dopiero kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się uświadomił sobie co on wyprawia. Na dodatek przez to wszystko zapomniał o kontroli i na chwilę całkowicie uległ urokowi wili patrząc się na nią bezmyślnie. Dopiero ruch Steve’a sprawił, że ponownie na jego twarzy pojawiła się złość. Prychnął na jego kolejne słowa. - Masz szczęście, Howard – odpowiedział na jego groźbę, zerkając znacząco na blondynkę. Co do turnieju owszem, spotkają się, co prawdopodobnie będzie najdziwniejszym przeżyciem dla Griga, zważając na to kto będzie jego przeciwnikami. Ale póki co o tym nie myślał. Dookoła patrzyli się na niego ludzie, którzy przerwali poprzednie czynności, żeby popatrzeć się na bójkę. Mógł uciec z sali tak jak to zrobił Amerykanin, ale Orlov popatrzył się jedynie na nich kpiąco, po czym złapał Effie za rękę i pociągnął na parkiet. Objął ją w talii i uśmiechnął się pod nosem widząc wciąż na sobie parę zdumionych spojrzeń. W międzyczasie zauważył, że Tamara wyszła tuż po jego sprzeczce ze Stevem. - Nie myślałem, że Twoja obecność tutaj będzie tak potrzebna – mruknął do wili, przelotnie patrząc na jej śliczną buzię.
-Przyjaźnimy się od zawsze. Prezent od ojca-wodziłem wzrokiem po Hermesie. Zawsze wzbudzał podziw…obróciłem dziewczyną. Nie miałem pojęcia czemu na wszystkich tego rodzaju imprezach muszą puszczać smętne, bez barwne piosenki które w ogóle nie nadają się do tańca… Gdy usłyszałem słowa rudowłosej na moich ustach wystąpił szczery uśmiech: -Wybacz, ale nie wyglądasz na taką która skacze ze spadochronu-pokazałem swoje białe zęby. –Właśnie czasem zdarza mi się coś skomponować, lecz tylko i włącznie na fortepian. To kolejny przyjaciel- utwór dobiegł końca, a ja skłoniłem głowę w geście podziękowania. Dziewczyna tańczył naprawdę świetnie…równie świetnie wyglądała…ale cicho sza ja tego nie mówiłem.
Jak ona mnie znała na wylot, i potrafiła mną kierować jak tylko chciała. Stanąłem spokojnie przy barze jak prosiła czekając i obserwując rozwój sytuacji. Rzeczywiście trzeba przyznać samo obserwowanie Sig, gdy poruszała się ubrana w ten zmysłowy strój. Popijając spokojnie oparty o ladę ba z miłą chęcią spoglądałem także na otaczających mnie ludzi dookoła. Cóż widocznie taki urok tego zamku, iż na każdym przyjęciu jest jakaś rozróba. Najpierw urodziny Karmelka ,na których niemal miałem chęć zabić Ridga, Bal w cukierni którą zaatakowali ci pseudo śmierciożercy a ostatecznie ja wysadziłem by ich przepędzić... No ciekawe, ciekawe a zawsze uważałem będąc w Durmstrangu Hogwart za siedzibę nudziarzy i ugrzecznionych studencików. Cóż zmieniam zdanie ale... Tak ten chłopak ,który tańczy właśnie z niepokojąco piękna pani prefekt Slytherinu, wydał mi się znajomy... Czyżby były uczeń z mojej dawnej szkoły? Swoją drogą, po raz pierwszy ujrzałem na własne oczy pannę Effie. Cóż muszę przyznać, iż posiadła całkiem charyzmatyczny głos, który mógł działać na większość mężczyzn, szczególnie poparty jej urodą... Cóż dobrze wiedzieć jak wygląda może kiedyś przyjdzie mi wykonać dla niej jakieś zlecanie... Oparłem się więc wygodniej o bar obserwując jak rozegrają się relacje dookoła skupiając jednak główną uwagę na Sigrid rozkoszując się jej widokiem. I jedyne co psuło mi zabawę to wrzenie w sali. Każdy tu knuł i mącił jak umiał. Dookoła pełno było złości i obopólnych zawiści choć muszę przyznać iż był to raczej śmieszne małe złośliwości które powoli przeradzały się w większą nienawiść krążącą po sali niczym strzępy śmierdzącego dymu... Ech dzieci lata czy nie macie nic innego do roboty tylko bawić się w kogoś takiego jak ja ? Zabawne doprawdy zabawne. Już w lepszym humorze popiłem łyk wina obserwując bawiących się z niewielkim lecz widocznym uśmieszkiem i rozbawieniem w oczach.
Ona akurat dużo wiedziała o przyjaźni między człowiekiem a zwierzęciem. Przy nich dorastała, z nimi spędzała czas, uczyła się poświęceń i tego, że ciężka praca popłaca. Nie raz były też jej powiernikami i zastępowały przyjaciół. - Wiem coś o tym, moja mama ma hodowlę hipogryfów. Opiekuję się nimi kiedy tylko mogę. - Uśmiechnęła się. Podczas obrotu niesforny kosmyk znowu uciekł jej zza ucha, więc szybko wcisnęła go z powrotem. - Może i nie wyglądam, ale taka jestem - mrugnęła zawadiacko. Pominie fakt, że umiałaby też przewrócić chłopaka jednym, czy tam dwoma ruchami. Pewnie by jej nie uwierzył na słowo, a praktykować tego tu nie chciała. Wystarczyło jej, że jakaś dwójka studentów już się pobiła, o. - Czasem warto spróbować czegoś nowego. Gdybyś kiedyś miał ochotę pograć z kimś na fortepianie, to służę moimi dłońmi. - Uśmiechnęła się i również skinęła głową. - Może się czegoś napijemy?
Na słowa o hodowli hipogryfów moje oczy zalśniły żywym blaskiem. : -Trzy razy w życiu widziałem te wspaniałe zwierzęta... Lecz niestety z daleka...-westchnął z lekka przygnębiony. Dużo bym dał aby zdobyć przyjaźń hipogryfa. U mnie w rodzinie dużo się o nich mówiło. -Z największa przyjemnością,piękna-puściłem do niej oczko i ruszyłem w stronę baru.
I tu się musiała z chłopakiem zgodzić. Były wspaniałe. Ale rzadko kiedy można je było zobaczyć z bliska. Najczęściej latały wysoko nad ziemią, chcąc pozostać niezauważone. Co było raczej ich zaletą, bo mugole od razu chcieliby je złapać i rozgłośnić sprawę w mediach. Wtedy zapewne biedne hipogryfy nie miałyby życia. - Może kiedyś ci się poszczęści i zobaczysz któregoś z bliska. Ba! Może nawet uda ci się z nim zaznajomić i pozwoli ci wejść na swój grzbiet. Wszystko jest możliwe. - Uśmiechnęła się pewnie, spoglądając na chłopaka. - Czego się napijesz?
Blondwłosa uważnie obserwowała poczynania chłopaków, zwłaszcza Grigoriego. Oczywiście odetchnęła z ulgą widząc, że w momencie gdy podeszła do Rosjanina, Steve zebrał się w sobie i po prostu postanowił stąd zniknąć. W takich chwilach naprawdę dziękowała za te wszelakie geny wili, bo Orlov choć na te ułamki sekund skupił się na czymś innym niż roztrzaskanie Amerykanina o ścianę. Effie prawdę powiedziawszy wolała sobie nie wyobrażać jak będzie wyglądać kolejne spotkanie chłopaków. Ich konflikt istniał od samego początku, gdy tylko zjawili się w Hogwarckich murach. Najwyraźniej międzyszkolna integracja po prostu nie działała w pewnych przypadkach tak jak to sobie dyrektor wymarzył. W innych natomiast uczniowie za bardzo wzięli sobie do serca to założenie... Nim Ślizgonka zdążyła cokolwiek powiedzieć, czy zrobić, jak choćby odetchnąć na widok opuszczającego Steva salę, Grigorii zaplanował co innego. Nim się obejrzała została pociągnięta przez Orlova gdzieś na środek parkietu. Naprawdę niekiedy ciężko było za nim nadarzyć. Tak czy owak, było to lepsze niż pogoń za Amerykaninem, której wszakże mógł postanowić się poddać. Właściwie nie potrafiła zrozumieć co kierowało Howardem ku temu by pocałować Grigoriego. Oczywiście skłaniała się jedynie do wersji, że pewnie chciał mu zrobić na złość… czemu jednak zupełnie nie pomyślał o reakcji na ten czyn nieprzewidywalnego piroman z Rosji?! Po znalezieniu się na parkiecie pierw nieco zaskoczona tym przebiegiem, mechanicznie zaczęła się ruszać, dopiero po krótkim momencie jej ręce powędrowały na ramiona Rosjanina. Czy ona właśnie tańczyła z Orlovem na środku jakiejś imprezy?! Tydzień temu zapewne jedyne na co pozwoliłaby sobie w jego towarzystwie to urokliwa kłótnia, teraz jednak wyglądało to jakoś inaczej. I na pewno nie miało to nic wspólnego z ich nocą w opuszczonej chacie, skądże! - Jak widać, niekiedy moja obecność się przydaje – odmruknęła do niego. Tańcząc tak w jego towarzystwie nie mogła nie mieć w głowie całej masy atakujących wspomnień, tak dokładnie zakopywanych w ostatnim tygodniu. Teraz niczym małe robaki, pełzły we wszystkie strony. Co na to sama panna Fontaine? Oczywiście postanowiła zapanować nad owymi robakami. Odsunęła się od Rosjanina na krok po czym jedną z dłoni przesunęła znów na jego przedramię uważnie na niego spoglądając. - Najwyższa pora porozmawiać – nawet nie czekała na jego opinię na ten temat, po prostu pociągnęła go za rękę kierując się do jakichś drzwi po prawej. Prawdę powiedziawszy nie miała pojęcia co się tam znajduje, wszakże dotychczas jakoś nie miała okazji zwiedzać dokładnie tej sali, niemniej jednak, pewnie się tam skierowała. Jak się miało okazać, była tam stara i zakurzona, przestronna garderoba.
Lotta od pewnego czasu już szukała Manuela. Nie miała pewności, czy jej ostatni list najzwyczajniej na świecie zaginął, czy jej przyjaciel miał ważniejsze na głowie sprawy niż odpisywanie, cz też w tym całym zamieszaniu wcale listu nie wysłała. Ale nieważne. Rankiem udała się w okolice cieplarni, mając nadzieję, że znajdzie tam chłopaka, jednak jako że w jej naturze nie leżało marnowanie czasu, doszła do wniosku, że przecież kiedyś się znajdą i zajęła się przyjemniejszymi rzeczami. W ten oto sposób dotarła do Sali Teatralnej. Musiała przyznać, że uczniowie Hogwartu coraz bardziej ją zaskakiwali. Imprezy z taką częstotliwością i z takimi zdarzeniami? Proszę, proszę, kto by pomyślał! Co było jeszcze bardziej zadziwiające to fakt, że rozpoznawała coraz więcej osób z zebranych! Tak, proszę państwa, to nie lada wyczyn z jej brakiem skłonności do zapamiętywania osób, które nie powalają jej swoją osobowością. W tłumie mignęły jej dwie osoby, które zaczęły się przepychać. Wydawało jej się, że to Grig i Thomas, co nie powinno nikogo dziwić, jednak zanim zdążyła podejść bliżej, zarówno jeden, jaki i drugi zniknęli. Cóż, pewnie wrócą, gdy ochłoną. Przechodząc w stronę stołu z piciem, pomachała ponad głowami innych w stronę Tamary, a chwilę potem chwyciła jednego z kolorowych drinków i zaczęła go sączyć, szukając kogoś interesującego do zabawy na dziś.
No tak, przez ostatnie dni znalezienie z nim jakiegokolwiek kontaktu doprawdy graniczyło z cudem, bo tak naprawdę nikt nie wie, gdzie też się podziewał, nawet on sam! Tak, wydaje mi się, że pewnie imprezował wesoło z NNN, z którą ostatnimi czasy dogadywał się aż za dobrze (hehe, no, ale nie żeby do czegoś doszło, a broń Merlinie), nie ma się zatem co dziwić, że biedaczek tak się zafascynował jej osobą, że zupełnie stracił poczucie upływu czasu i zmiany miejsca swego pobytu. W każdym razie, nie wtajemniczając was w szczegóły tegoż przydługiego melanżu, powiem tylko, że tegoż popołudnia obudził się przy stoliku w jakimś barze w Hogsmeade (jak się potem okazało - Świńskim Łbie) z wielką czarną dziurą w pamięci, ale co tam, już się przyzwyczaił, i, jako że czuł się całkiem jako-tako, postanowił od razu wyruszyć w dalszą drogę. Jako że miał imprezoradar, od razu trafił do Sali Teatralnej, gdzie trwało już jakieś party, o którym nikt go nie informował, ale nie szkodzi, nie szkodzi, wbił się tam bez problemu. I już po chwili, mijając Tamarę, którą kiedyś molestował, ale już tego nie pamiętał, po prostu ją kojarzył, hmmmmm, dotarł prosto do stołu z drinkami i wpadł na Lottę, która w wyniku dramatycznego zderzenia została oblana drinkiem. Biedaczysko!
Ostberg już się nauczyła, że w przypadku Manuela prawie niczego nie może być pewna, szczególnie jeśli chodzi o jego aktualne położenie. O dziwo, odpowiadało jej to. Ba, nawet to lubiła! A jeśli dobrze się bawił, a nie gubił bez przerwy i rozpaczał na niemożliwością zapamiętania imion kilku osób oraz znalezienia swoich znajomych, to świetnie. W końcu o to właśnie chodzi w wymianach studenckich, czyż nie? O tak, Lotta dobrze znała ten jego imprezoradar. Nie raz dostarczał im kupę frajdy, szczególnie w obcych miejscach, gdy Manuel prowadził ich w jakieś niepozorne miejsce, a potem się okazywało, że za drzwiami jest melanż roku. Molestował Tamarę? Musiało być ciekawie. Ale może lepiej, że nie do końca pamięta? Czasem lepiej średnio miłe fakty wypierać z podświadomości. Lotta rozglądała się właśnie, kiedy jakże uroczy drink wylądował na jej jakże uroczej jasnej bluzce. Już skierowała swoje wściekłe spojrzenie na potencjalnego sprawcę tego nieszczęsnego wypadku, gotowa warczeć, gryźć i drapać, ale jej twarz momentalnie przybrała inny, łagodniejszy wyraz, a jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. - Manuuuuuuuel! - wykrzyknęła, rzucając mu się na szyję i całując go w policzki trzy razy. Dopiero po dłuższej chwili, gdy już prawie zadusiła go na śmierć z euforii, odsunęła się i spojrzała na bluzkę. - Wiesz, teraz wygląda o wiele ciekawiej. - zaśmiała się. - Opowiadaj, co u Ciebie?
Ha! Oczywiście, że bawił się rewelacyjnie, mimo tego, że nie pamiętał żadnych imion, znajomych też znaleźć nie umiał, a w zamku gubił się średnio osiemnaście razy na godzinę, jednak bynajmniej mu to nie przeszkadzało! Imiona bowiem to rzecz względna, jeśli, nie mogąc zapamiętać prawdziwej nazwy, po raz piąty nazwie HannęHenryką, to wreszcie wszyscy uznają to za coś normalnego, i nie będzie żadnego problemu. Starych, zagubionych znajomych można zaś zastąpić zupełnie nowymi, którzy też się po jakimś czasie zgubią, ale co z tego! Zaś jeśli chodzi o gubienie się, to właśnie ono owocuje takimi zdarzeniami jak molestowanie Tamary. O, i bynajmniej nie było to nieprzyjemne. Było super, mimo tego, że odniósł kompletną porażkę, he-he. No, a jak już się zgubił i nie zaowocowało to próbą zaciągnięcia kogoś do łóżka, zazwyczaj kończyło się imprezą. Głupi zawsze ma szczęście! Gdy wylał na nią drinka, niespecjalnie się przejął, choć muszę przyznać, że nieco się przeraził, gdy zobaczył to wściekłe spojrzenie godne Bazyliszka albo Miszcza. Chwała, że gdy rzuciła się na niego, to z entuzjazmu! On zatem również zmiażdżył ją w uścisku, a gdy się już powitali, również obrzucił jej ubranie spojrzeniem znawcy. - Pewnie, to najnowszy trend - ocenił fachowo - Zawsze wiedziałem, że powinienem być projektantem mody! A tak poza tym, to u mnie nic, poznaję urocze uroki tego uroczego miejsca, które nie jest nawet w połowie tak fajne jak Meksyk, no aaaaale jakoś daję radę. Imprezoradar pomaga mi przełamać tą angielską nudę - dodał jeszcze. - Zgaduję, że u ciebie równie fascynująco?
Spojrzałam rozbawiona na Aleksandra. - Och mój mistrz nie ma pojęcia, czemu się przypałętałam. A za komplement dziękuję, lubię ten strój . Uśmiechnęłam się czarująco. Wiem, że chciał mi dopiec w dość delikatny sposób, ale uwielbiałam taką subtelną aluzję. Jakże mogłabym się gniewać. - A przyszłam bo widocznie żaden z obecnych w tej sali mężczyzn poza Natanielem , nie ma na tyle ikry by poprosić mnie do tańca. Spojrzałam w kierunku baru, gdzie rzeczony mężczyzna raczył się jakimś trunkiem i wnikliwie obserwował otoczenie. - Wiem, że jestem wysoka i gryzę tylko w określonych sytuacjach, ale na bogów gdy zobaczyłam, że jest tutaj bal miałam ochotę sobie potańczyć. I jak już zaznaczyłam niekoniecznie tylko z Natanielem. Zanim zdążył się zorientować chwyciłam go za zdrową rękę i poprowadziłam wgłąb parkietu. - Chyba mi nie odmówisz mistrzu?
- Niech się zastanowię - uśmiechną się- raczyłabyś przypomnieć mi czy mimo twoich jakże to ciekawych pomysłów i życzeń choć raz Ci odmówiłem, spokojnie ruszył za Sig na parkiet, pięknie sekundy wcześniej skończyłem salsę i tango a teraz znowu w tan, czy oni litości nie mają. Popatrzyłem kto mnie wciąga w taniec, aha próżna nadzieja litości nie oczekuj.- Cóż zapragnęłabyś zatańczyć z takim sztywniakiem jak ja- puścił znowu oko- i oby było warto aha wszystko poza latina "oficjalnie tego nie tańczę" a od pewnej chwili bierze mnie na Paso bo za Tango z Tobą miałbym chyba oddech kuzyna na karku- to powiedział jej już szeptem niedaleko jej ucha
Zaśmiałam się perliście. - Nie przejmuj się też niezbyt lubię tańce latino. Wolę te bardziej eleganckie. Nie chciałam się narzucać, ale już po chwili tańczyliśmy coś na kształt walca angielskiego. Subtelne i delikatne kroki. - I ty niby masz być sztywny? Ciekawe gdzie? Szepnęłam rozbawiona, w moich oczach zalśniły niebezpieczne iskierki. Upajałam się tańcem, była to jedna z tych rzeczy, którą arystokrata ma we krwi. Aleksander co chwilka zerkał jednak w określonym kierunku. Byłam ciekawa, która z obecnych na sali dam go tak zauroczyła. Nigdy jednak się go o to nie zapytam. Gdy zakończyliśmy dygnęłam przepisowo. - Dziękuję za taniec. Naprawdę doskonale tańczysz.
Elena byłatrochę zawiedziona, ze chłopak, do którego się dosiadła ja zignorował. Na wszelki wypadek postawiła butelke na ziemi między ich krzesłami a sama spojrzałą na parkiet i szybko odnalazła wzrokiem Ponurego. I az sie zaśmiała, bowiem Aleksander właśnie znów był wciagny na parkiet przez jakąś dziewczynę. -Biedny chłopak...- mruknęła rozbawiona pod nosem. Ponury i jego partnerka tańczyli walca angielskiego niemal zawodowo... Ale tk jakoś strasznie spokojnie... Nie lubiałą tego tańca. Był za sztywny i zbyt łagodny. Wolała coś ostrzejszego. Patrzyła na parę z uśmiechem na ustach. Aleksander gdzieś patrzył, ale nie była w stanie dojrzec gdzie dokładnie...
Odwzajemnił ukłon, zdejmując kapelusz. -Cała przyjemność po mojej stronie- Odezwał się spokojnie- Taniec z Tobą to zaszczyt. Uśmiechnął się i mrugnął - A teraz jeśli mamy już savoir vivre za sobą to muszę spadać, i wrócić do mojej partnerki, zanim nie ciśnie jakąś klątwą-przewrócił oczami- czyli czeka mnie pracowite kilka minut- Skinął głową wyczarowując przy pomocy Orchideus róże dla Sig- czegoś mi w twoim stroju brakowało, Białą róża dla Róży pustyni.
Uśmiechnąłem się uroczo ujmując jej doń i schylając się do delikatnego pocałunku. Dosłownie przepłynąłem koło tańczących par gdy tylko skończyli tańczyć i spojrzałem na Kotka z uśmiechem obejmując ją ramieniem w pasie. -Mmm co sądzisz o Aleksandrze? Zapytałem z uśmiechem delektując się wyrazem jej twarzy. Och byłem zazdrosny lecz nie na poważnie, ot na tyle ile przyzwoitość nakazywała młodemu mężczyźnie patrzącemu jak jego ukochana kobieta tańczy z innym mężczyzną. Z drugiej strony, wiedziałem iż jeśli zatańczyłbym z jakąś z obecnych tu dziewczyn, Sig nie złościła by się, i nie z tego najmniejszych kłopotów. Oboje mieliśmy przyjaciół w obojga płci i rozumiałem świetnie jej potrzeby. - Na co masz teraz ochotę ? Zapytałem leciutko ochrypłym głosem, spoglądając w jej głębokie i nieco tajemnicze oczy...
Stanął za Eleną, i sięgnął kładąc jej swoją ręką na ramieniu. -Mam nadzieje że wybaczysz mi moją nieobecność- uśmiechnął się do niej- przyjaciółka mi zwiała, a sam zostałem wciągnięty w walca, mam nadzieję że nie był komiczny. Przysunął sobie krzesło siadając obok Eleny, i przechwytując kieliszek z tacy z którą krążyły skrzaty po sali, przyjrzał się podejrzanej zawartości, zwilżył usta, no dobra może być sok dyniowy,
Nagle Aleksander zniknął jej z oczu, ale nie przejeła się tym. Jednak zaraz poczuła na rmieniu czyjąś dłoń, a nad uchem głos Ponurego. -Nie, nie było aż tak źle.- uśmiechnęła się. Była ciekawa, czy mężczyzna rozpoznał ja po sukience, czy może od począdku wiedził gdzie jest. No bo maskę w końcu zmieniła. Usiadł obok niej i wziął kieliszek z tacy niesionej przez skrzata. -Może chcesz coś mocniejszego?- spytała podnosząc z podłogi butelkę wina i wyjciagając ją w jego strone. -Tylko ostrzegam, daje kopa.- powiedziała lekko chichocząc.
Spojrzał na swoją towarzyszkę -Na razie dziękuje za dużo promili w krwi psuje zabawę, do tego ciągle mam jeszcze zapełniony kieliszek sokiem- pokazał go Elenie- spróbuje twego trunku ciut później jeśli można- spojrzał na butelkę, zasada pierwsza nie mieszaj trunków procentowych- Co do mocy to raczej wątpię by twój trunek miał większą moc od mojej 12- puścił oko
-jak chcesz.- wzruszyła ramionami i upiła parę łyko ze swojego kieliszka. Gdy usłyszał jego porownanie spojrzałą na niego z prowokacyjnym uśmiechem na ustachm. -Zobaczymy...- powiedziała i znów się napiła. Tym razem wzięła parę większych lyków. -jak mocną masz głowe?- sppytałą obserwując ciecz w swojej butelce.
-na tyle mocną by przeżyć w Rosyji dłuższe rozmowy- uśmiechnął się- ale też na tyle mocną by wiedzieć że to nie ważne by doprowadzić się do stanu nieprzytomności, bo nie ma w tym nic zabawnego- pociągną łyk soku- Spójrzmy na to tak próbujesz rzucić mi wyzwanie-spokojnie się do niej odzywał- Ja je przyjmę czysto teoretycznie i rozpoczniemy wspólne picie, doprowadzając się oboje bądź jedno z nas do stanu nieprzytomności, zastanówmy się czy daje to jakiś powód do dumy, czy też prowadzi do jakiegoś celu. --prychnął-- Gdybym miał jakieś niemoralne plany w stosunku do ciebie- napił się ponownie- i nie przejmował się zasadami i honorem, byłabyś aktualnie spojona eliksirami i nie zdawałabyś sobie z tego sprawy-następny łyk- i wybacz moją szczerość ale za bardzo cenie sobie znajomość z tobą szczególnie po tym jak dobrze się nam razem tańczy i rozmawia, by próbować takich sztuczek, z drugiej strony raczej nie licz na spicie mnie alkoholem, nie jeden próbował i kończył pod stołem przede mną. Ale jeśli masz jakieś propozycję to jestem na nie otwarty.