Najczęstsze miejsce spotkań głownie studentów. W owym pomieszczeniu można znaleźć wygodne fotele nieopodal kominków, z których młodzi uwielbiają korzystać zimą. Znajduje się tu również sporych rozmiarów pianino. Wnętrze utrzymane jest w różnych barwach, od granatu, poprzez kremowy i kilka innych barw. Można tu zarówno prowadzić intymne rozmowy, jak i wpaść na wielką imprezę dla poprawy humoru, czy też jeszcze innego w zasadzie najmniej ważnego powodu. W zwykłych dniach, zwykle to właśnie tutaj studenci uczą się informacji z wykładów.
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
Spoiler:
1 - Zatapiasz się w wygodnym materiale, z którego wykonane są fotele. W pewnym momencie poczułeś nieznane uszczypnięcie w pośladek - zszokowany, kiedy to sprawdzasz, co Cię tak przestraszyło, dostrzegasz wówczas zabawkę. Jest to Kwintoped! I ten ewidentnie się do Ciebie przywiązał. Czy tego chcesz, czy też i nie, stałeś się jego nowym właścicielem. Zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie.
2 - Na stoliku leżał złożony na pół kawałek papieru, który wyglądał jak gotowy do wysłania list - postanowiłeś zatem sprawdzić, co było w nim napisane lub kto miał być jego adresatem. W chwili rozłożenia pergaminu, w nozdrza uderzył Cię bardzo przyjemny, intensywny zapach. Okazało się, że był to list miłosny, a papier nasączono Amortencją - Ty natomiast stałeś się jej ofiarą, w wyniku czego pierwsza osoba, którą dostrzeżesz, będzie darzona przez Ciebie widocznym, aczkolwiek nienachalnym zauroczeniem. Efekt ten będzie się utrzymywał przez Twoje dwa następne posty.
3 - W takim miejscu może znaleźć się każdy. Dosłownie każdy - nawet przyczajony za rogiem żartowniś! Najwyraźniej wyróżniałeś się z tłumu, bowiem to Ciebie upatrzył sobie jako ofiarę. Wyciągnął różdżkę i rzucił w Ciebie zaklęcie Balvoes, przez co w środku rozmowy zaczynasz... Beczeć jak owca! Efekt ten trwa wyłącznie przez jeden post.
4 - Nie tylko studenci szukali w komnacie wspólnej odpoczynku. Nim się spostrzegłeś, na twoich kolanach znalazł się cudzy kot. Rzuć kostką: parzysta - próba dotknięcia lub pogłaskania kota skończyła się tym, że zdobywasz nowego przyjaciela! Do końca wątku zwierzę spoczywa na twoich nogach i mruczy kojąco, dzięki czemu pozbywasz się wszelkich nerwów i do końca dnia czujesz się zrelaksowany; nieparzysta - kot wyjątkowo intensywnie gubił sierść i nawet jeśli nie jesteś alergikiem, nie możesz powstrzymać kichnięcia. W efekcie futrzak zrywa się wystraszony, zostawiając na twoich udach długie zadrapania.
5 - Jeden z uczniów wyjątkowo niezdarnie zbierał rzeczy i ewakuował się ze stolika obok, przez co zawartość jego kubka wylądowała na twoim ubraniu! Na szczęście napój nie był już aż tak ciepły, co nie zmienia faktu, że zdecydowanie pozostawił na Twoim ubraniu nieprzyjemną, ciemnobrązową plamę. Nieznana osoba, cała zaczerwieniona, zdołała się wymsknąć z pomieszczenia z cichym "przepraszam", w wyniku czego musisz sam uporać się z problemem. Aby pozbyć się szpecącego wyglądu, rzuć Chłoszczyść!
6 - Grupka dziewczyn siedzących w rogu prowadziła bardzo głośną dyskusję, która dla twoich uszu była bardzo nachalna i przeszkadzała Ci w skupieniu się nad rzeczami, którymi chciałeś się zająć w komnacie. Mimo że nie chcesz słuchać ich gadania, coraz to nowe zdania docierają do Ciebie i okazuje się, że studentki pasjonowały się... Eliksirami? Udało Ci się zasłyszeć kilka bardzo ciekawych informacji i dzięki temu zdobywasz jeden punkt kuferkowy z eliksirów - zgłoś się po niego w odpowiednim temacie.
Evita weszła pewnym krokiem do komnaty. Rozejrzała się uważnie po całym pomieszczeniu, po czym zajęła wolne miejsce na jednym z jej ulubionych fotelów. Strasznie się nudziła. Wiadomo było, że gdy w jej ręce nie dostała się żadna robota, wkurzała się dość porządnie i to na długi okres czasu... Siedziała tak więc samotna rozciągając się w fotelu, całkowicie nieoswojona z tą sytuacją, że gada ze swoimi myślami. Prychnęła pogardliwie, jakby chciała dać upomnienie sobie samej. Poprawiła swoje ciemne włosy w nadziei, że ktoś zaraz przyjdzie zamienić z nią chociaż kilka słów. Musiała być zawsze przygotowana na różne sytuacje. Szczególnie te, które związane były z wyglądem zewnętrznym.... A oczywiście to łączyło się z płcią przeciwną, którą tak bardzo szanowała. No bo niby kto da tak wielką przyjemność kobiecie, jak nie facet z krwi i kości?
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Zrobiła oczka niewiniątka po czym oburzyła się tak aż wstała z krzesła przy fortepianie, a następnie fuknęła. - Coś sobie KOLEGO myślał? - Prychnęła na koniec i tupnęła nogą. Usiadła ponownie tyle, że tyłem oraz zawiązała ręce jak przy "fochu". O biedny Merlinie.. Gdybyś żył załamałbyś się widzą Morgane w takim stanie humorzastym. Powinno się jej dzisiaj dać eliksir normalizujący hormony. Była bombą jak szczeniacka nastolatka. Teraz miała "zaczepiasty" nastrój. Sięgnęła do swojej zaczarowanej torby ciągle fukając jak wkurzony kuguchar. Szperała w niej szukając kilku rzeczy. Brzęczały w niej magiczne przedmioty.. Eliksiry na kaca między innymi. Na ich widok uśmiechnęła się kącikiem ust. Zaczęła się szarpać z otwarciem torby. Na jej kolanach pojawiła się poduszka. Zachichotała. - A masz! - Wrzasnęła nawalając przyjaciela obok swoją poduszką. W szybkim czasie rozwaliła starą poduszkę z której wyleciały piórka. Komnata teraz wyglądała jakby ktoś użył zaklęcia, które spowodowało spadający śnieg. Nie byłoby to dziwne, ale te piórka miały jakąś atmosferę w sobie.. Nagle jak zahipnotyzowana usiadła po turecku obok Simona zasłaniając fortepian.. Przekrzywiła twarz oczekując jakby przyjaciel miał coś ważnego powiedzieć..
Evita przyglądała się całemu wydarzeniu z wielkim zaciekawieniem. Jednak to, co stało się na samym końcu nie wywołało u niej jakichkolwiek pozytywnych emocji. Była cała w tym cholernym puchu z poduszki. -Co... ty... sobie ... myślisz?! - Powiedziała przez zęby. Jeszcze nie chciała tracić całkowitego panowania nad sobą. Nie, to nie był dobry moment na zalanie pokoju jeszcze lawą z jej osobistego wulkanu. Nie obchodziło ją to, że dziewczyna zrobiła sobie tymi piórkami odlotowy klimat, który nadawał tego "czegoś" randce. Przecież ta studentka miała już na karku osiemnastkę, a zachowywała się jak rozwydrzone dziecko poszukujące wiecznej zabawy. Evita wyszła z komnaty cała w białych piórach. Otrzepała się, przeczesała włosy palcami po czym udała się w miejsce, gdzie było o wiele więcej osób i działo się coś ciekawego. Miała ochotę na mały łyk alkoholu z bliską jej osobą.
Okey, trzeba być walniętym i tyle! Simon od zawsze wiedział że Morgan jest coś nie tak, no ale bez przesady. Myślał, nie bardzije miał nadzieje że okres "zbuntowanej trzynastolatki" mają juz dawno za sobą,ale jak widac sie przeliczył. W pierwszym odruchu, miał ją zapytać o co jej chodzim tym razem, ale zrezygnował. Jak to mawiają kobieta zmienną jest. Dał się porwać własnym myślą gdy na jego głowie wylądowała poduszka. Jego usta leeko sie otworzył jak u dziecka które nie wie co sie dzieje, lecz po chwili wyskoczył na nich uśmiech: -Oooooosz ty pożałujeesz tego!-śmiejąc sie starłą sie dosiegnąć jej ciała swoim długimi rękoma, z cudownym zamiarem połaskotnania przyjaciółki gdsy do jego uszu dobiegł zrzędliwy głos jakiejś dziewczyny. Chłopak zamarł i odwócił głowę w strone "niezadowolonej królewny": -Chciałem tylko zauważyć ze nikt cie tu nie zapraszał- ale dziewczyny już nie było. Odwrócił głowę powrotem w strone swojej rudej przyajaciółki, która znów znalazła sie bardzo blisko. W jego brzuchu coś sie przewróciło, głos utknął w gardle. Nie lubił takich sytuacji, tak nie jasnych sytacji. Jedna jego strona krzyczała, aby zrobił to o czym od zawsze marzył, druga wydzierała się że w ten sposób skrzywdzi i Morgan i Namidę i samego siebie. Odgarnął zbłakany kosmyk za ucho dziewczyny uśmiechając się delikatnie... I jakgdyby nigdy nic zaczął ja wściekle łaskotać. po chwuili wylądowali na podłodce, oboje dławiacy sie ze śmiechu.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Wyszczerzyła się na to co zrobił jej przyjaciel. Jak pięknie i odważnie przegonił tę fujć studentkę. Nie ma co.. Morgątko bardzo kochała takie jego czyny. Zaś gdy do niej się "dobrał".. Wybuchła śmiechem machając przy tym rękoma jak wariatka. Wydusiła z dwadzieścia razy - Przestań! Przestań! - a następnie zwijała się w kłębek, a później znowu machanie łapskami klepiąc przy tym przyjaciela po głowie z ciamajdowatości. Wzięła głęboki wdech i skoczyła na Simona ciało łapiąc go za ręce jedną dłonią zaś drugą łaskotała go po żebrach i przy szyi. Tak czy siak właśnie siedziała na swoim przyjacielu. Na jego brzuchu. Ciągle go łaskocząc. - Kto tutaj kochaniutki teraz żałuje? Żeby kobiecie oddawać? Phi - Zarzuciła aktorsko włosami i wróciła do łaskotania. Jedno było pewne. Jej celem było doprowadzenia do płaczu ze śmiechu towarzysza. Miała mu zamiar zrobić "bobaska", czyli złapanie kumpla za policzki i tarmoszenie nimi. To była ciekawa wizja dokuczania, ale wolała nie ryzykować. Gdy się zmęczyła zeszła z niego, a następnie nachyliła się nad jego uchem. - Wybacz za brutalność - po czym zaczęła się rechotać. Położyła się obok i zaczęła się wpatrywać w sufit. Westchnęła bardzo głośno.. - Zagramy w "co by było gdyby..."? - Zaproponowała pod noskiem.. Kolejnym procesem myślowym było coś ciężkiego na sercu tak więc ugryzła się w truskawkowe usta..
Łooooooo matko! Simon tego sie nie spodziewał. A jako że miał potworne łaskotki zaczął sie straaasznei głośno śmiać, a w między czasie krzyczął krztusząc się z tego rozchichrania: -Zostaw Morgan, błagam nieeeee. Przesteń, przestaaań!- jedno jest pewne Simon dawno się tak głośno i soczyście nie śmiał, nawet gdzieś po polickzach spłynęły zbłąkane łzy, z radochy oczywiscie. Gdy przyjaciółka przestała go torturować, postarał sie złapać oddech, co nie było łatwe. Po króciutkim odpoczynku położył sie na boku wpatrujac się w Morgan: -Zagrajmy-uśmiechnął się, wcześniej pryzwołujac krótkim zakleciem dwie wielkie poduszki, jedną wkłądajac sobie pod rękę. - Zaczynij- na jego ustach wciąż błąkał się przyjemny uśmiech. Zastanwiał sie o czym to jego przyjaciółka tak intensywnie myśli...
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Dziewczyna wyszczerzyła się po raz ęty. Popatrzyła się w sufit kolejny raz i tknęła palcem swoich ust jak to robiła przy intensywnym myśleniu. Poderwała się lekko jak kuguchar gdy czegoś się wystraszy. - Mam! - Powiedziała z entuzjazmem - A co jeżeli bym była tylko mugolką? Poznałbyś mnie? Byłabym interesująca i się ze mną byś zaprzyjaźnił? - Popatrzyła na niego z pytającą minką. Wtuliła się w jasiek.. - Na brodę Merlina.. Jakie ja pierdoły mówię. - Zaśmiała się. Wzięła z torby sok dyniowy. Nalała do kubeczka po czym spojrzała pytająco na Simona. Nawet nie wiedziała kiedy usiadła po turecku. Czy to już stało się jej cechą, że zawsze miała picie i jedzenie ze sobą?
Simon w czasie tej rozłąki zapomniał jak bardzo morgna potrafi być nieprzyewidywalna. Njapierw miałą melancholijny nastrój, a zaraz potem jej brzuch prawie pękał ze śmiechu. Jej pytanie kompleytnie zbiło go z pantałyku. Nigdy sie nad tym nie zastanawiał. Dobrze wiedział ze morg jest mugolakiem, ale neigdy mu to jakos specjalnei nie przeszkadzało. Po swojej chwilowej zacinie, odpoweidział troszke nie pewnie: -Hmmm.... Nie wiem czy byśmy sie poznali. Jedyni mugoli z jakimi sie widuje to Hiszpanie. No i jeszcze mój szfagier.- uśmiechnał sie delikatnie na myśl o tym jak zareagował gdy jego siostra powiedział ze jest czarownicą. -Ale gdybyśmy się poznali myśle że nie zrezygnowałbym z przyjaxni z kak wyjątkową osobą jak ty, mimo że widywalibyśmy sie znacznie żadziej. Teraz JA!- uśmiechnał sie i łyknał troche soku z dyni, zastanawiajac sie nad pytaniem.: -Coooooooo by było gdybyśmy wyladowali razme na bezludnej wyspie?
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Uśmiechnęła się wymownie na to co powiedział jej przyjaciel. Uspokoił ją. Niby taka dziecięca zabawa, a jednak uspakaja i pozwala się nieźle zabawić. Ułożyła usta w podkówkę po czym zamknęła oczy. Starała się sobie wyobrazić życie bez magii i bez tej torby.. Absurd! Takie ułatwienie.. Może to troszeczkę leniwe, ale oj tam. oj tam. Swoją drogą.. Życie bez magii musi być pewnego rodzaju wyzwaniem. A w dodatku gdyby Morg nie miała takich zdolności. To łojejku! Przypuszczalność, że się poznają spadłaby do 0,00005%. Tak. Liczby wytrzasnęłam z głowy bez większego matematycznego sensu. Można sobie teraz wyobrazić to jak mądralińska Morgane fuczy na Simona, który mówi jej coś tak irracjonalnego jak -Jestem czarodziejem - Zapewne, by mu odpowiedziała, że z choinki się urwał.. Popatrzyłaby na niego swoimi wielkimi oczami, postukałaby się w głowę kilka razy.. I tyle, by ją widział. Bezludna wyspa... Kolejny raz zwinęła usta w podkówkę, a następnie miała jeden z jej ulubionych tików. Zadarła lekko nosek do góry. Zamknęła oczy marszcząc przy tym brwiami udając, że się bardzo skupiła.. Wzięła powietrze, dużo. No normalnie szykuje się gejzer wypowiedzi! - Zapewne.. - Zrobiła chwilkę napięcia - Prawdopodobnie.. - Dodała nutki dreszczyku - Walnęłabym Ciebie kokosem! Udałabym, że się focham, bo podrywa mnie małpa, a Ty jak zwykle zapomniałeś różdżki i nie miałeś jak mnie obronić. - Zaczęła inteligentnie machać łapciami. Jej twarz przybrała bliżej mi nie znaną mimikę. Takiej dawno nie miała. Trudno opisać.. - Co, by było gdyby.. - Wypuściła tutaj powietrze z płuc - gdybym na tej wyspie wzięła ślub z małpą? - Nagle wybuchła śmiechem. Troszkę przypominał śmiech jakiegoś goblina, czy też mewy.. Coś w deseń hamujących wózków w Banku Gringotta. Czekając na odpowiedź napiła się soku. Zostawił na jej twarzyczce charakterystyczne wąsy. Nie zdawała sobie z tego nawet sprawy.. Jak zwykle.
Simon zaśmiał się głośno, za głośno ale nie mógł się powstrzymać. Pomysły Morgan były tak dziwne a za razem śmieszne że biednego studenta z tego wszystkiego zaczął boleć brzuch. przed jego oczami pokazał się obraz. Morgan krzyczy na biednego Simonka, aż tu nagle z krzaków wyskakuje jakaś wielka małpa i porywa Morgankową. Nie da się ukryć że studencik by się martwił, bo kto wie czy taka małpa to wścieklizny nie ma. Ścigałaby ich przez całą dżunglę. I trafiłby na polanę gdzie Morgan obwinięta papierem toaletowym z kością w ręku zamiast bukietu, a ten wielki goryl w ZDECYDOWANIE za małym garniturze próbowali się chajtać przed księdzem tukanem. Dalej mówił na głos -A więc… obudziłby się we mnie heros gdybym zobaczył co ten małpi móżdżek robi. Nie pozwoliłbym żeby taki włochacz się zmiażdżył w łóżku! To była by masakra. Wszedłbym jak Shrek w tej kombi krzycząc „Nie pozwalam” i wsadził na moją antylopę. Potem okazałoby się że mam w kieszeni moją składaną różdżkę i wrócilibyśmy do Londynu.- uśmiechnął się jak kretyn. To chyba była najbardziej prawdopodobna wersja wydarzeń tego typu: -A co by było gdybyś wiedziała że za 3 godziny będzie koniec świata?
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Młodą kobietę również rozbolał brzuszek. Z tego samego powodu. Zwinęła się w kłębek waląc przy tym ręką podkreślając swój śmiech przez, który tchu nie mogła złapać. Całe te opisy przyjaciela były takie żywe. Realistyczne. Właśnie w to co oni grają, to właśnie to ukazywało się niczym jak obraz, mugolski film w wyobraźni. Popłakała się ze śmiechu. Koniec świata, trzy godziny.. Przybrała kamienną twarz. Poprawiła kosmyk, aż brząknęła aby się uspokoił. Usiadła. - Wiesz co.. Niestety nie chce umierać jako dziewica, a biorąc pod uwagę, że jesteśmy tutaj sami.. - Przewróciła oczami jakby mówiła o tym całkiem poważnie - Hyh. Zapewne tego nie robiłeś z dziewczyną, a lekcję o pszczółkach i motylkach mamy za sobą - Przytknęła kciuk do ust. Utrzymała napięcie jeszcze dobrą minutę. Po czym wybuchła śmiechem telepiąc przy tym rękoma. Po czym wzdrygała się. - Co, by było gdyby właśnie tak się stało, co? - Nie mogła się powstrzymać. Zamarła i jedynie patrzyła Simonowi głęboko w oczy. Już nie na żarty.
O tak wyobraźnia to rzecz której tej dwójce nie można odmówić. Gdyby to w niej liczono bogactwo byliby zapewne najbogatszymi ludźmi na globie. Simon uwielbiał spędzać czas z Morgan. Normalnie to było lepsze niż granie na gitarze! Przed jego oczami szalały jeszcze obrazy z ślubu jego rudej przyjaciółki, gdy dotarł do niego sens słów które przed chwilą wypuściła z ust. Do jego mózgu wdarło się coś o czym już zdarzało się myśleć. Był czas kiedy noc w noc miewał sny w rolach głównych on i Morgan. Nadzy, drżący z podniecenia, szczęśliwi. Po pytaniu jego przyjaciółki przygryzł wargę, głęboko zastanawiając się na odpowiedzią.: -Na pewno...zadbałbym o to żebyśmy się trochę do siebie przysunęli. Wplótłbym dłoń w twoje włosy, cały czas patrząc ci w oczy, tonąc w nich- rzeczywiście chłopak przysunął się do rudowłosej i wplótł dłoń w jej włosy: -Chciałbym mimo tego że za trzy godziny ma się skończyć świat, byłaby to najcudowniejsza rzecz jaką udało nam się przeżyć.- nie wiadomo dlaczego... czy z powodu wypowiedzenia niespełnionego marzenia, a może zwykłego impulsu, czy też zapomnienia Simon pocałował Morgan. W końcu po siedmiu latach dotknął tak upragnionych przez siebie, cudownych, malinowych drobnych ust. W tym momencie zapomniał o wszystkim. O Namidzie i akcie ze są zaręczeni, ze bardzo go tym ani. po prostu całował zatracając się w tym bez reszty, spełniając swoje chłopięce marzenie, jakby naprawdę świat zaraz miał się skończyć.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Serce jej drżało jak nigdy, jak zwykle w takich sytuacjach spłonęła rumieńcem, który chłopak znał już na pamięć. Nie pierwszy raz jakoś tak reaguje przy jego obecności. Oddychała bardzo głęboko. Na pewno...zadbałbym o to żebyśmy się trochę do siebie przysunęli. Wplótłbym dłoń w twoje włosy, cały czas patrząc ci w oczy, tonąc w nich - Zadrżało mocniej jej serce. Zupełnie jakby tymi słowami rozbudził w niej stare uczucie, a gdy tak zrobił jak powiedział lekko się wygięła z podniecenia. Patrzyła na niego swoimi wielkimi oczami z pytającą miną. Sama nie wiedziała czy jej się to śni, czy też nie, a jeżeli tak to niech teraz w tym pokoju pojawi się bijąca wierzba, bo właśnie ta mała osóbka chce ją kopnąć w akcie zakłopotania. Przecież on ma.. Woah! To tak delikatnie odległe myśli.. Ludzki mózg dzieli się na wiele "sektorów". Blisko nich nie jest nienawiść i podniecenie. Dlatego często tak się gubimy w decyzjach. Na pewno Mordziątko przechodziło teraz mega dawkę miłości. Nie miała wstydu za swoje słowa iż jest dziewicą. Tyle lat na to czekała. Wbiła się w usta Simona, a następnie zaczęła je dziko całować. Nie żałowała sobie ostrej dawki języka. Popatrzyła na niego pytająco i tak po prostu usiadła na nim mrucząc. Zaiste, szalała. - No to mamy koniec świata.. - Powiedziała subtelnie po czym zaczęła bawić się Simona włosami i lekko brutalnie odchyliła jego głowę. Wycałowała jego szyję, a na koniec przejechała ją językiem. Wybuchła w niej ta czarna część osobowości. W niej tej były niegrzeczne fantazje o Simonie, ale one dawniej już ucichły, nie to co teraz. Bo to co się właśnie dzieje nie należy do rzeczy właściwych. Mężczyzna zapewne przesiąkł jej perfumami, które działały na niego zapewne bardziej niż każdy narkotyk czy eliksir rozweselający, pobudzający. Jednakże zna je tyle lat, a dopiero teraz wybuchła między nimi taka więź.. Namiętności? Bodajże tak.
Okey, takiej odpowiedzi się Simon nie spodziewał. Myślał, że, po chwili oboje się od siebie oderwą, zarumienieni, karząc sobie o tym zapomnieć i gładko przejdą do jakiegoś innego, mniej śliskiego tematu. Niestety, chociaż nie, bardziej stety się tak nie stało. Ten namiętny, pełen dzikości pocałunek jak najbardziej mu pasował, ba nawet sprawiał, że podniecenie z każda milisekundą rosło. Myślał o wszystkim i o niczym. Przez jego głowę pędziły stada myśli, co jakiś czas uwalniając jakiś głębszy, donośniejszy impuls. Sam nie pozostawał swojej rudej przyjaciółce dłużny, chciał sprawić żeby na pewno o tym nie zapomnieli. Całował jak nigdy dotąd żadnej dziewczyny. Gdy nagle znalazł się na plecach z Morgan na sobie, widząc jej uroczy rumieniec, który tak dobrze znał, czując tak dobrze znany zapach jej ciała, perfum poczuł jak przez jego ciało przechodzi dziwnie przyjemny elektryzujacy dreszcz. Gdzieś z tyłu jego głowy krzyczał cichy głosik. Głosik coraz bardziej uporczywy. Simon nikomu nie chciał robić krzywdy, a szczególnie nie Namidzie. Sam tak bardzo zagubił się we własnych uczuciach, myślach. Czuł się jak mały chłopiec, który nie wie, które cukierki ma wybrać. Mimo głupiego uczucia, każda fala perfum rudej osóbki, która wiła się na jego ciele sprawiała, że był totalnie odurzony. W pewnym momencie przestał myśleć jasno, i spragniony znów dotknął malinowych ust, porywając je do namiętnego pocałunku. Jego duże, szorstkie dłonie jeździły po całym ciele dziewczyny. Pierwszy raz dotykał ją w ten sposób. Co chwila przenosił się na jej uda, piersi, pośladki. Cały czas uciszał głosik z tyłu jego głowy, i to nieznośne poczucie winny.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Z każdą chwilką coraz częściej przychodziła jedna myśl, taka, która powinna być przewodnia w tym momencie. Jednakże dziewczyna nadal oddawała się miłości, a wręcz z dwukrotną siłą dawała więcej.. Szaleli jak nigdy. Morgane co jakiś czas miło wzdychała, a nawet po jakimś czasie poszło och. Było jej tak cudownie czując Simona. Jego dłonie działały jakby Morgane była instrumentem, a on znanym docenionym muzykiem poważnej klasy. Wygięła się dzięki kolejnej fali namiętności. Gdyby nie to, że właśnie robią co robią, ten wieczór i tak byłby wyjątkowy. Każdy wieczór z takim przyjacielem jakim jest Simon jest wyjątkowy, a zatem.. To ta gra. Wszystkiemu winna jest dziecięca gra! Jakże pouczająca, ale straszliwie nikczemnie wszystko psująca tak jak teraz! Pomimo, że zaspokoili się jeśli chodzi o pytania, które i tak były komiczne.. To i tak wylądowali teraz razem tu! Na podłodze! Cholibka.. Gdy spowolniła akcja.. Delikatnie się odsunęła z pytającą mimiką namalowaną na twarzy. Jakby chciała zrobić minę Zgredka czy coś.. - Czy.. Jesteśmy pewni co robimy..? - Zadała po cichu pytanie. Usiadła naprzeciw. Skuliła się. Zarzuciła włosy na twarz w poczuciu winy.. Czekała co powie Simon.
Gdy Morgan się od niego oderwała, zaczęła mówić o tym o czym n sam starł się nie myśleć. Niestety mu to nie wychodziło,a słowa jego rudej przyjaciółki sprawiły że wyrzuty sumienia i uczucie winy uderzył w niego z zdojoną siłą. Aż zabrakło mu tchu. W pewnym momencie zaczął się zachowywać jakby ktoś kazał mu zaraz zabić jednorożca. Chodził po komnacie w te i na zat. Czuł się bynajmniej strasznie. Nigdy nie przypuszczał ze dopuści się ZDRADY! Co prawda tylko się całowali, ale jednak. Był w rozterce. Nie miał pojęcia co teraz powinien zrobić. -To nie powinno mieć miejsca...-powiedział bardziej do siebie niż do Morgan- Nie powinno i już! Jak mogłem...co jak zrobiłem...- oparł się zrezygnowany pod ścianę i zasłonił twarz. Swoim brakiem kontroli nad sytuacją zniszczył wszystko. Namida wcześniej czy później się dowie, i już nie będzie tak jak dawniej. Przestanie mu ufać. To będzie masakra. Przed oczami chłopaka stanęły te brązowe, kochane oczy. Nie chciał widzieć jak będą cierpieć. Zaczął mówić łamliwym głosem: -Tylko co ja teraz powiem Namidzie...- padł ciężko na pobliską kanapę-pokręci głową. Na prawdę nie wiedział jak z tego wybrnąć. Nigdy nie był w takiej sytuacji. Nie da się ukryć w bardzo nie zręcznej. Zaczął nagle znów sam do siebie mówić:\-Nie powiem mu. Nie dowie się. Wszystko się ułoży, będzie jak dawniej. Tylko muszę zapomnieć...- jego oczy się zaszkliły się: -Błagam cię nic mu nie mów. To był impuls...ja...-sytuacja była jednym słowem beznadziejna...
Już godzinę przed planowanym czasem rozpoczęcia przyjęcia, pojawiła się osoba w krwisto-czerwonej masce. Cała jej twarz była nią zasłonięta, a głowę okalały proste, czarne włosy. Śmiesznie wyglądało, kiedy ubrana w krotką, skromną sukienkę tego samego koloru co maska, wtaszczyła do pomieszczenia nieduży stolik. Przysunęła do niego jeden z miękkich foteli, a na blacie ułożyła białe koperty, było ich dokaładnie trzydzieści pięć. Ustawiła się w tak strategicznym miejscu, że każdy kto wchodził do środka, musiał się na nią natknąć. Prosiła wtedy o zaproszenie, po czym dawała osobie kopertę, dodając przy tym słowa "nie otwieraj, póki nie dostaniesz sygnału". Z pewnością było kilku ciekawskich, którzy nie mogli się oprzeć i rozrywali kopertę, ale wtedy spotykało ich rozczarowanie, bowiem pergamin w środku był zupełnie czysty. Nie pozostawało im nic, jak schować go z powrotem i czekać na wyznaczony czas. A co z wystrojem komnaty? Nie był jakiś specjalny, z pewnością nie dorównywał ostatniej imprezie walentynkowej. Ot, meble zostały poodsuwane na boki, jednak wciąż stały w wygodnej pozycji by na nich usiąść, z kąta płynęła delikatna muzyka, a pod jedną ze ścian ustawiono stolik przykryty granatowym obrusem. Stało na nim kilka butelek, niektóre z różnymi sokami, inne z alkoholem, było też sporo przekąsek, małych kanapeczek, krakersów, paluszków, czekoladek. Wszystko przygotowane przez hogwarckie skrzaty. Z sufitu zwisały nieco kiczowate serpentyny, niektóre ściany podejrzanie się błyszczały, a w kilku miejscach zostały przywiązane pąki balonów. Zdecydowanie, widać było, że osoba która to urządzała, nie zna zaklęć, które mogły jej to ułatwić.
Oczywiście Desiree była bardzo dumna z tego, że dostąpiła zaszczytu przyjścia na przyjęcie z okazji rychłego rozpoczęcia egzaminów. Uważała to jednak za dziwną okazję do imprezy. Zapewne niedługo zrobią jakąś dlatego, że dyrektor wstał z łóżka czy bo jakiś tam Gryfon dostał W z Transmutacji. Chociaż, jak to mówią, każda okazja jest dobry żeby sobie popić. Faktem jednak było, że najprawdopodobniej nie będzie zbyt wiele alkoholu, w końcu była to chyba impreza organizowana z góry, więc nie wiadomo jaka będzie kontrola. Zresztą, Ślizgonki to wcale nie obchodziło, ważne było to, że coś się dzieje. A może i nie będzie tak źle i uda jej się upić i zrobić rozróbę. W końcu pamiętała ostatnie imprezy. Zdrady, kłótnie, bójki...no, działo się, działo. A teraz była to nawet biba dla VIP-ów, no pewnie, że nie mogłoby jej zabraknąć. I oby coś tam się działo i oby miała z kim popić! Od rana szperała w szafie i w kosmetyczce wyszukując odpowiedniego stroju, dodatków i kosmetyków. Wreszcie, niedługo przed czasem była gotowa. Kroczyła dumnie korytarzami stukając o posadzkę swoimi ciężkimi, czarnymi martensami, przyciągając uwagę swoją sukienką (w stylu gotyckim, gdyż sukienki nosiła najczęściej w okresie gdy była zafascynowana tym stylem). Na twarzy miała maskę , która była świetnym podkreśleniem jej mocno umalowanych oczu. Ostatni raz przeczesała palcami swoje na ciemno ufarbowane i mocno pocieniowane włosy, które ułożone były w artystycznym nieładzie. Upewniwszy się, poprzez spojrzenie w swoje małe lusterko, które wyjęła z kopertówki, że wygląda dobrze weszła do Komnaty. Prawie parsknęła z niesmakiem widząc jej wystrój. No ktoś tu się nie postarał. Jakieś serpentyny, balony...co to, kinderbal? No dobra. Ważne, że było jedzenie, alkohol i muzyka. Okazała swoje zaproszenie, przejęła od dziewczyny w masce ową tajemniczą kopertę i poszła sobie stanąć gdzieś przy ścianie, aby ją podeprzeć coby się nie przewróciła (zarówno ściana jak i Deska gdy się upije xd). Była strasznie ciekawa co się w owym enwelołpie znajduje, jednak nie rozdarła, bo po co. W zamian za to sięgnęła do stołu ku butelce z alkoholem i wlała sobie cośtamniewiemcotomożetotruciznaalekitztymnajwyżejzdechnie. Leniwym wzrokiem rozglądała się po pomieszczeniu czubkiem buta stukając w zniecierpliwieniu o podłogę. Miała nadzieję, że przyjdzie ktoś godny uwagi. Założywszy jedną rękę na piersi drugą przystawiła kieliszek z alkoholem vel trucizną do ust i upiła łyk, a autorka odetchnęła z ulgą, gdy zorientowała się, że to tylko wino.
Ostatnio zmieniony przez Aileen Desiree Weaver dnia Pią 20 Kwi - 19:45, w całości zmieniany 1 raz
Summer niezwykle zdziwiła się gdy dostała zaproszenie na imprezę. Nie uważała się wcale za kogoś ważnego, żeby zostać wybraną czy coś tam. Była sobą, zwykłą, australijską studentką. Ale miło, że je dostała. Wszak fajnie jest ładnie się ubrać, umalować i pójść potańczyć. Ciekawa cóż to będzie się działo na owym, można powiedzieć, balu planowała co ubierze już od jakiegoś czasu. W końcu zdecydowała się na prostą, czerwoną sukienkę, do której ubrała szpilki o trochę jaśniejszym odcieniu, lekko się umalowała, wyprostowała włosy i lekko przycięła końcówki, by ładnie się prezentowały i spojrzawszy na zegarek spostrzegła iż czas wychodzić. Przeszła korytarzem i oto była już na miejscu. W przeciwieństwie do pani powyżej spodobał jej się wystrój pomieszczenia. Taki..ładny w swej prostocie. Pokazawszy zaproszenie dziewczynie w masce, chwyciła podaną jej kopertę i ruszyła gdzieś tam sobie stając. Leciała akurat śliczna melodia, więc chcąc nie chcąc, zaczęła cichutko sobie mruczeć pod nosem.
Była zdziwiona, że dostała zaproszenie, ale nie chciała opuścić tej imprezy. Już dosyć miała siedzenia w Dormitorium i szkicowania, projektowania, uczenia itd. Ciekawa była po cóż ta impreza była zorganizowana. Niby na rozpoczęcie egzaminów, ale czy aby na pewno skoro nie wszyscy dostali zaproszenia? Może pozna kogoś fajnego? Miała oczywiście taką nadzieję. Szła przez korytarz stukając obcasami i grzebiąc w torebce w poszukiwaniu zaproszenia. Gdy doszła do wyznaczonego miejsca znalazła je. Otworzyła drzwi od Komnaty i weszła trochę nie pewnie do środka. Jednak, gdy tylko przekroczyła próg uśmiechnęła się lekko. Wystrój był jako taki, ale zapewne nie było za wiele czasu na przygotowywania. Spojrzała na kobietę, która stała przy drzwiach. Gdy ta spytała o imię i nazwisko odparła "Sydney Ann Tortuga" i wzięła kopertę. Była ciekawa, owszem, ale skoro mieli nie otwierać ich jeszcze to się powstrzymała. Poprawiła maskę, która trochę dziwnie wyglądała do koloru jej włosów i wygładziła sukienkę po czym ruszyła w kierunku stołów, bo co będzie tak stała na środku jak ta idiotka. Na nogach miała czerwone szpilki i oczywiście wszystkie dodatki też były w tym kolorze.
Ostatnio zmieniony przez Sydney Tortuga dnia Nie 22 Kwi - 17:31, w całości zmieniany 1 raz
Kiedy dziewczyna dostała list była nieziemsko zdziwiona. Dlaczego miałaby zostać zaproszona na cokolwiek? Dodatkowo była jedną z nielicznych osób, którym się poszczęściło. Nie chciała tam iść, jednak jaka część jej kazała jej chociaż zobaczyć co i jak. Godzinę, przed rozpoczęciem przyjęcia zaczęła się szykować. Nie miała dzisiaj humoru, nie miała ochoty, jednak musiała tam iść. To uczucie, które ją wypełniało mówiło, że może znać się coś dobrego. Tak więc ubrała na siebie prostą, czarną suknię i ruszyła w stronę wspólnej komnaty. Przez dłuższy czas stała ukryta za rogiem obserwując, czy ktokolwiek wchodzi. Bała się, że może to być jakiś głupi żart i ośmieszy się. Jednakże jak na razie pojawiły się dwie osoby. Postanowiła również wejść. Na twarz założyła maskę i ruszyła w stronę drzwi. Komnata nie przyciągała swoim urokiem, ale również nie odrzucała jej. Nawet nie spoglądając na kobietę siedzącą przy stole wyjęła zaproszenie szeptają. - Lillyanne… Sangrienta… - te dwa słowa zostały przez nią wypowiedziane bez żadnych uczuć. Kiedy otrzymała kopertę zaszyła się w koncie sali kurczowo ściskając kartę papieru.
Corin nawet przez chwilę nie miała wątpliwości na temat tego, czy aby na pewno powinna iść na to spotkanie. W końcu to doskonała okazja do... No właściwie nie było w tym wszystkim nic szczególnego poza faktem, że nie każdy dostał zaproszenie. Jak można by ominąć popijawę dla VIP'ów? Oczywiście, gdyby nie dostałaby byłaby bardzo zdziwiona. Jednocześnie cieszyła się z jednego fakty – że nie dostali go zarówno Finn jak i Jared, a jeden z nich. Zawsze sytuacja była bezpieczniejsza i pozwalała jej na spokój ducha. Dlatego też odłożyła list prychając na sowę, która próbowała ją udziobać po czym poczęła się ubierać. Nie planowała (tak dla odmiany) skąpej sukienki, chociaż oczywiście nie miała zamiaru być w pełni ubrana od stóp do głów. Ubrała na siebie dżinsy w odcieniu, który pasował do jej maski. Do tego czarno złota tunika. I oczywiście wspomniana wcześniej maska, która idealnie oddawała jej charakter. W końcu niczego bardziej nie kochała, niż muzyki o gdy tylko zobaczyła ją na wystawia w sklepie z używaną odzieżą z miejsca się zakochała. Był jednak problem z pewnym faktem. Mianowicie rozpoznawalne znamię na jej policzku. Dlatego wysiliła się tworząc eliksir (z ukradzionych składników Brendana) i sprawiła, że jej twarz była jak nigdy czyściutka. Aż dziwnie się tak czuła. Włosy spięła w wysoką kitkę, by zamaskować ich długość, która również łatwo mogła ją zdradzić. Usta pomalowała malinowym błyszczykiem. W pełni gotowa wyszła z dormitorium, by po chwili znaleźć się w skrzydle studenckim. Była naprawdę zachwycona tym, jak ktoś udekorował to miejsce. Pokazała zaproszenie i uśmiechając się odeszła kawałek dalej. Znamy ją wszyscy bardzo dobrze. Nie trudno się więc zdziwić, że otworzyła kopertę przed czasem. Była zaskoczona widząc w niej pustkę. Dlatego skrzywiła się delikatnie i przytuliła skrawek papieru do piersi. Doszła do kąta i usiadła na fotelu zakładając nogę na nogę, a obie odziane w czarne szpileczki na siedmio centymetrowym obcasie. Wystarczy czekać. Nie zwracała uwagę na to, czy ktoś już jest w pokoju. Po prostu była zbyt zafascynowana całym zdarzeniem. To nie będzie zwykła popijawa, tego jest pewna. Może dlatego o dziwo nie tknęła jeszcze nic do picia?
Court nie bardzo wiedziała, dlaczego dostała list z zaproszeniem. W jakiś sposób połechtało to jej ego, ale nie mogła pozbyć się przeczucia, że jest za pięknie, żeby było prawdziwie. Wszystko jej mówiło, że w tym wszystkim jest jakiś haczyk. A jednak jej wrodzona ciekawość kazała jej udać się na to przyjęcie. Przebrała się w prostą sukienkę. A że nie ufała nikomu i niczemu, co budziło w niej jakiś wewnętrzny niepokój, przefarbowała włosy na brąz, zakryła piegi pudrem i nałożyła na twarz złoto-czarną maskę. Poznać mógł ją tylko ktoś, kto zna ją naprawdę dobrze. I to jedynie po jej sposobie chodzenia i amerykański akcent. Ale cii…. Niepewnym krokiem ruszyła do Komnaty Wspólnej, gdzie przywitała ją jakaś kobieta ( a może dziewczyna?). - Courtney Anderson – odpowiedziała lekko zaniepokojonym głosem na pytanie nieznajomej i spojrzała na wręczoną jej kopertę. Biała. Zupełnie nic nie było na niej napisane. Pokiwała tylko głową na instrukcje organizatorki i ruszyła w kierunku stolika z napojami. Nalała sobie sporą procję Ognistej i rozejrzała się dookoła. Była jedną z pierwszych.
Dracon jak zwykle nie miał ochoty nigdzie iść. Ale tam, gdzie jest alkohol tam i on przybędzie. No, i miała tam być Abigail i podobno Jared, a ich na pewno nie zostawi samych. Prędzej go zabije niż pozwoli na ran de vouz. Tak wiem, nadal nie ufał swojej dziewczynie. Ale miał do tego pełne prawo – przynajmniej tak sądził. W końcu sam ją okłamywał, więc czemu ona miałaby tego nie robić? Tak postrzegał świat od zawsze. I tak już zawsze będzie patrzał na życie. Ubrał na siebie jakieś pierwsze lepsze dżinsy. Białą bluzkę, niebieską koszulę. Na to zarzucił ramoneskę, ponieważ o dziwo dzisiejszego dnia wiało po murach, a on wiecznie i bez przerwy marzł. Może po prostu był chory... Ogólnie coś go ostatnio zbierało. W każdym razie idealnie ubrany ruszył przed siebie i... A no tak! Maska! O masce zapomnieć nie można... Nie znam bardziej przewidywalnej osoby niż on. Jak myślicie? Jaka maska „ozdobiła” jego twarz? A no... Czacha. Chyba pomylił popijawę z Halloween. Wszedł taki sobie obojętny. Wziął kopertę i wcisnął ją do tylnej kieszeni skutecznie gniotąc. Rozejrzał się. I poszedł nalać sobie pić...
Kaoru także był zdziwiony tym, że dostał zaproszenie, ale nie narzekał za bardzo. Nie przygotowywał się jakoś specjalnie. Ubrał po prostu to co mu się nawinęło pod ręce. Wyglądał mniej więcej tak. Zgarnął zaproszenie i wyszedł z dormitorium odprowadzany zdziwionymi spojrzeniami kolegów. Zastanawiał się po drodze kto będzie na imprezie. Miał nadzieję, że spotka tam swoją dziewczynę, której już kilka dni nie widział i strasznie się stęsknił. Wszedł do sali, nie rozglądając się podał dziewczynie zaproszenie, przejął kopertę i dopiero wtedy zawiesił wzrok na otoczeniu. Balony i serpentyny niezwykle mu się spodobały, więc uśmiechnął się szeroko i skierował się ku stołowi...oczywiście po czekoladkę. Dopiero potem zauważył osoby, które tam się znalazły tak jak on. Nie było ich na razie zbyt wiele, ale jedna osóbka tkwiąca w kącie dosłownie metr od niego przyciągnęła jego uwagę. Siedziała do niego tyłem i nie wiem jak on to zrobił, ale ją poznał. Pewnie po włosach i figurze, czy coś tam. Ale rozpoznawszy swoją dziewczynę ruszył uśmiechając się szeroko. Zanim jednak do niej podszedł zerknął ku drzwiom. Tsukiyomi może się też pojawić (autorka modli się, żeby mu coś wypadło xd). Do tej pory pamiętał ich walkę na polanie. Ale pfff. Jeśli się pojawi może z nim walczyć drugi raz. Nie obchodzi go to. To JEGO dziewczyna. Nie tego Krukona. I ma pełne prawo spędzić z nią imprezę. Także wziął sobie po drodze krzesełko i ustawił przy Gryfonce uśmiechając się do niej szeroko i dając jej lekkiego buziaka. -Hej konomashii, co się stało? Wyglądasz na spiętą. - usadowił się przed Lilką, co spowodowało, że najprawdopodobniej oboje nie byli widoczni siedząc w tym oddalonym i odizolowanym bądź co bądź kącie. Taka intymna sfera, hehe. (tak, odbija mi). No. I niech ktoś spróbuje przeszkodzić tej dwójce to zabiję narazi się na gniew autorki, o. Puchon spojrzał na swoją dziewczynę uważnie. Fakt, nie wyglądała najlepiej. Ale sukienkę miała ładną. Taką prostą, ale ładną.
On także zdziwił się, gdy otrzymał list. W szkole nie miał raczej najlepszej opinii, nie pochodził ze szlacheckiej rodziny ani nic z tych rzeczy. Spodziewał się, że takie imprezy robi się właśnie dla TAKICH ludzi; wysoko postawionych, z kasą i dobrą reputacją. Nie dla niego, który chciał się tam tylko dobrze napić, trochę potańczyć i może się z kimś przespać. Chociaż to ostatnie kiepsko mu szło w ostatnim czasie. Posucha, jak nic. Ubrał się dość zwyczajnie, przynajmniej tak uważał, gdy oglądał się w lustrze. Włosy, tym razem w ciemnym odcieniu brązu były ładnie ułożone, a ramiona opinała biała koszula, na która narzucił czarna marynarkę, ozdobioną na kołnierzu małymi kolcami. Do tego do kieszeni przypięte były pseudo wojskowe odznaki. Cóż poradzić, że kochał tamtejszy styl? Do tego proste czarne spodnie i zwykłe buty. Zastanawiał się nad maską; krwistoczerwoną, bez żadnych udziwnień, która przesłaniała mu pół twarzy. W końcu wsunął ją w tylną kieszeń spodni i wyszedł z dormitorium. Tam także wylądowało zaproszenie, które ładnie pokazał przy wejściu. Kopertę, którą otrzymał w zamian przyjął z lekkim zdziwieniem i wzruszył ramionami, chowajac do kieszeni marynarki. Sala nie zrobiła na nim dużego wrażenia, ale przed wejściem założył szybko maskę i zaczesał grzywkę do tyłu. Jako, że była już połowa roku to chłopak miał nieco dłuższe włosy, niż we wrześniu. Wtedy były krótko przystrzyżone, a teraz naprawdę męczył się przy ich myciu, czesaniu i układaniu. Sięgały mu już za uszy i były naprawdę gęste. Rozejrzał się po sali i od razu z łobuzerskim uśmiechem skierował się w stronę barku. No co? Przecież uprzedzałam, że przyszedł się tu napić, nieprawdaż?