Najczęstsze miejsce spotkań głownie studentów. W owym pomieszczeniu można znaleźć wygodne fotele nieopodal kominków, z których młodzi uwielbiają korzystać zimą. Znajduje się tu również sporych rozmiarów pianino. Wnętrze utrzymane jest w różnych barwach, od granatu, poprzez kremowy i kilka innych barw. Można tu zarówno prowadzić intymne rozmowy, jak i wpaść na wielką imprezę dla poprawy humoru, czy też jeszcze innego w zasadzie najmniej ważnego powodu. W zwykłych dniach, zwykle to właśnie tutaj studenci uczą się informacji z wykładów.
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
Spoiler:
1 - Zatapiasz się w wygodnym materiale, z którego wykonane są fotele. W pewnym momencie poczułeś nieznane uszczypnięcie w pośladek - zszokowany, kiedy to sprawdzasz, co Cię tak przestraszyło, dostrzegasz wówczas zabawkę. Jest to Kwintoped! I ten ewidentnie się do Ciebie przywiązał. Czy tego chcesz, czy też i nie, stałeś się jego nowym właścicielem. Zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie.
2 - Na stoliku leżał złożony na pół kawałek papieru, który wyglądał jak gotowy do wysłania list - postanowiłeś zatem sprawdzić, co było w nim napisane lub kto miał być jego adresatem. W chwili rozłożenia pergaminu, w nozdrza uderzył Cię bardzo przyjemny, intensywny zapach. Okazało się, że był to list miłosny, a papier nasączono Amortencją - Ty natomiast stałeś się jej ofiarą, w wyniku czego pierwsza osoba, którą dostrzeżesz, będzie darzona przez Ciebie widocznym, aczkolwiek nienachalnym zauroczeniem. Efekt ten będzie się utrzymywał przez Twoje dwa następne posty.
3 - W takim miejscu może znaleźć się każdy. Dosłownie każdy - nawet przyczajony za rogiem żartowniś! Najwyraźniej wyróżniałeś się z tłumu, bowiem to Ciebie upatrzył sobie jako ofiarę. Wyciągnął różdżkę i rzucił w Ciebie zaklęcie Balvoes, przez co w środku rozmowy zaczynasz... Beczeć jak owca! Efekt ten trwa wyłącznie przez jeden post.
4 - Nie tylko studenci szukali w komnacie wspólnej odpoczynku. Nim się spostrzegłeś, na twoich kolanach znalazł się cudzy kot. Rzuć kostką: parzysta - próba dotknięcia lub pogłaskania kota skończyła się tym, że zdobywasz nowego przyjaciela! Do końca wątku zwierzę spoczywa na twoich nogach i mruczy kojąco, dzięki czemu pozbywasz się wszelkich nerwów i do końca dnia czujesz się zrelaksowany; nieparzysta - kot wyjątkowo intensywnie gubił sierść i nawet jeśli nie jesteś alergikiem, nie możesz powstrzymać kichnięcia. W efekcie futrzak zrywa się wystraszony, zostawiając na twoich udach długie zadrapania.
5 - Jeden z uczniów wyjątkowo niezdarnie zbierał rzeczy i ewakuował się ze stolika obok, przez co zawartość jego kubka wylądowała na twoim ubraniu! Na szczęście napój nie był już aż tak ciepły, co nie zmienia faktu, że zdecydowanie pozostawił na Twoim ubraniu nieprzyjemną, ciemnobrązową plamę. Nieznana osoba, cała zaczerwieniona, zdołała się wymsknąć z pomieszczenia z cichym "przepraszam", w wyniku czego musisz sam uporać się z problemem. Aby pozbyć się szpecącego wyglądu, rzuć Chłoszczyść!
6 - Grupka dziewczyn siedzących w rogu prowadziła bardzo głośną dyskusję, która dla twoich uszu była bardzo nachalna i przeszkadzała Ci w skupieniu się nad rzeczami, którymi chciałeś się zająć w komnacie. Mimo że nie chcesz słuchać ich gadania, coraz to nowe zdania docierają do Ciebie i okazuje się, że studentki pasjonowały się... Eliksirami? Udało Ci się zasłyszeć kilka bardzo ciekawych informacji i dzięki temu zdobywasz jeden punkt kuferkowy z eliksirów - zgłoś się po niego w odpowiednim temacie.
Dwie rzeczy były dla niego jasne. Jest impreza, na którą za cholerę nie chce mu się iść. Dwa, zapewne będzie tam Lilly. A jak Lillyanne, to i Kaoru się będzie kręcił rozsiewając na wszystkie strony swoje ciotowate nawyki, jakby to zgrabnie ujęła Corin. Wprawdzie granatowooki miał nadzieję, że ów puchon zaproszenia nie dostanie, ale jak to mówiąc: „Nadzieja matką głupich”. A będąc w Ravenclaw zdecydowanie nie mógł taki być. W końcu jest jedną z najbardziej rozważnych osób, jakie zna świat. Mniejsza o powód jego przybycia. Ważne, że postanowił przybyć. Szykował się dość długo. Łatwo ubrać garnitur i koszulę, ale zdecydowanie ciężej jest wyglądać świetnie nie będąc przesadnie elegancko, lub przesadnie odświętnie ubranym. W końcu to nie jest sztywna impreza, do których był przyzwyczajony. I wątpił, czy od razu uda mu się znaleźć Lilly, a na kimś innym mógłby wywrzeć złe wrażenie, wrażenie sztywniaka. W końcu jednak, po naprawdę długiej przeprawie, udało mu się skompletować idealny ubiór. I tak oto miał na sobie ciemne dżinsy, brązową bluzkę oraz czarną marynarkę. Do tego doszła złoto-brązowa maska. Zdawało mu się, że naprawdę znośnie się prezentuje. Dostał się do wspólnej komnaty. Bez uśmiechu, z pełnym spokojem. Wziął kopertę, schował do kieszeni i czekał. Rozglądał się po ludziach. Chyba nie muszę tłumaczyć, kogo szuka. Prawda? Oj i naprawdę nie trudno było ją znaleźć. Kto inny poza nią (i Eleną, która jest bezguściem) uwielbia gotycki styl? Ruszył ku niej z pewnym delikatnym uśmiechem. Stanął za piękną kobietą w czarnej sukni i zdjął z szyi krzyżyk na regulowanym łańcuszku, aby można było go schować pod bluzką, ale i dostosować jego widoczność na szyi. Dotknął opuszką palca jej kark i zjechał trochę niżej. Potem przełożył ręce nad jej głową i zapiął prezent na jej szyi szepcząc prosto do ucha: „Piękna nieznajomo... Tobie będzie dużo lepiej pasować tego wieczoru”. Jestem zszokowany. Wspomniałem kiedyś, że on się z tym drobiazgiem nigdy nie rozstaje? Oczywiście kompletnie nie zwrócił uwagi na to, że dziewczyna z kimś rozmawia. Jedynie elegancko skłonił głowę przed ów postacią, jak przystało na dżentelmena. Matsumoto... A jednak to nie jest impreza dla VIP'ów. Więc co oni tu wszyscy robią? I po co te koperty?
Mia nie była stricte imprezowym typem. Owszem, od czasu do czasu mogła przyjść na jakąś posiadówkę, wypić z kimś kogo lubiła, ale nie w większym gronie. Na duże imprezy szła zazwyczaj ciągnięta przez kogoś twierdzącego, że "nie może jej tam zabraknąć". W pierwszej więc chwili po otworzeniu zaproszenia na przyjęcie miała ochotę je wyrzucić, ale po ponownym przeczytaniu i wywnioskowaniu, że nie wszyscy są tam zaproszeni, Mia oficjalnie poczuła się zaintrygowana. Ponadto jakaś jej część miała przeczucie, że to nie będzie jakiśtam wieczór, po którym wszyscy wylądują pijani w kącie, nie mając siły nawet ruszyć palcem. I właśnie głównie dlatego dziewczyna poczuła, że wielką stratą byłoby ominięcie tej imprezy. Był jednak jeden problem - Mia nie miała ochoty z kimkolwiek rozmawiać, a do tego obawiała się, że mogłaby spotkać tam Faniano i uciec lub zrobić coś jeszcze głupszego. Rozwiązanie przyszło jednak szybko - bo Ursulis była szczęśliwą posiadaczką możliwości łatwego zachowania anonimowości. Dzięki wam, geny. Ach, to chyba była jedna, jedyna rzecz, za którą mogła być wdzięczna swojej matce. Toteż tego wieczora Mia stanęła przed lustrem. Przyjrzawszy się sobie samej uważnie, zamknęła oczy i zaczęła zmiany. Gdy spojrzała w szklaną taflę, była już inną osobą. Ciemne włosy, które zamiast kręcić się zawzięcie, jak na codzień, układały się tylko w miękkie fale. Były też o wiele dłuższe, sięgały aż wcięcia w talii i były imponująco wręcz lściące. Nos trochę smuklejszy, rysy twarzy ostrzejsze, bardziej kobiece, wyraźniej zarysowany podbródek i kości policzkowe, dłuższa szyja. Mniej charakterystyczne, gładkie, jasne usta, zgrabniejsze uszy. Bledsza skóra, zadziorny pieprzyk na policzku, dłuższe nogi, mniejszy biust, węższe dłonie, obojczyki wyraźniej odznaczające się pod skórą. Mia z dbałości o szczegóły miała na takie okazje jeszcze coś w zanadrzu - trzymane głęboko schowane w rzeźbionej szkatułce szkła kontaktowe, zmieniające barwę jej oczu na fiołkowy (taka słabość, no cóż). Niektórzy się dziwili, że Mia na codzień nie wybiera tak kobiecego wizerunku, jak właśnie teraz, ona sama nie wiedziała dlaczego woli swój pospolity wygląd. Normalnie też nie ubierała się z taką dbałością i finezją, jak teraz: założyła specjalnie na tę okazję zamówioną z czarodziejskiego magazynu mody sukienkę w kolorze akwamaryny, uszytą z najlepszej jakości jedwabiu. Do tego rzymianki na płaskim obcasie i biała koronkowa maska. Wahając się chwilę, Mia odszukała jeszcze z dna kufra stary grzebyk należący kiedyś do matki, który dotąd nigdy nie ujrzał Hogwartu. Wpięła go uważnie we włosy, otrzymując prostą fryzurę, bez jakichś szczególnych efektów specjalnych. Wymknęła się z dormitorium niepostrzeżenie i przemknęła szybko korytarzami, by stawić się we Wspólnej Komnacie. Podała zaproszenie, otrzymała kopertę i wmieszała się między gości.
Rozglądała się dookoła, szukając jakiejś przyjaznej duszy. Szklanka z Ognistą sukcesywnie się opróżniała, a ludzi przybywało. Alkohol doskonale ją rozgrzewał, czuła się cudownie. Uśmiechała się do przechodzących koło niej uczniów i studentów, próbując wyciszyć podejrzliwy szept instynktu. Jej wzrok przykuł pewien chłopak w krwistoczerwonej masce. Może ze względu na ten odważny kolor, może dlatego że wydawał jej się znajomy, może dlatego że wydawał się całkowicie olewać tę imprezę. Przechyliła głowę na bok, charakterystycznie zagryzając wargę i zastanawiając się, skąd go kojarzy. Wpatrywała się przy tym w niego dość intensywnie, więc bardzo prawdopodobne było, że poczuł to na sobie. W końcu stwierdziła, że to całe zastanawianie się nie ma sensu, bo i tak na nic nie wpadnie, więc skierowała w jego kierunku swoje kroki. - Proponuję sherry albo Ognistą. Najlepsze trunki na świecie. – Uśmiechnęła się szeroko, opierając się o barek tuż koło chłopaka. Musiała się dowiedzieć, kim jest. A jednym z tych sposobów było usłyszenie jego głosu. Doskonale zapamiętywała barwę danych ludzi. Kim jesteś, znajomy nieznajomy?
Jejku, Twan dostał zaproszenie! Strasznie się ucieszył i z początku nie wiedział o co chodzi, ale oczywiście nikomu nic nie powiedział. Jak tajemnica to wiadomo, trzeba trzymać buzię na kłódkę. A potem zaczęły chodzić te plotki, że ktoś rozesłał fałszywe zaproszenia i dopiero wtedy Twan poczuł się taki MEGA WYRÓŻNIONY. Ach, co to było być na przyjęciu, na którym pojawią się jedynie fajne osoby! Przyszedł ubrany trochę bardziej elegancko niż zazwyczaj - biała koszula, a nie t-shirt i czarne spodnie, do tego czarna, błyszcząca maska, zasłaniająca większość twarzy, dla ludzi bez wyobraźni specjalny obrazek o tutaj, no i oczywiście specjalnie wspaniale ułożone włosy. Nie mogłoby być inaczej. Wszedł, wziął swoją kopertę, wsadził ją do kieszeni spodni, a dziewczynę obdarzył uroczym uśmiechem. Rozejrzał się po sali i dostrzegł nikogo innego jak tę laskę z Gryffindoru, co myślała, że jest fajna. Ha, jak mogłby jej nie rozpoznać? W końcu był sprytny jak nie wiem, więc nie sprawiło mu to problemu (nawet jeśli była jakoś nie wiem jak przebrana, nie wiem, nie czytałam dokładni posta xd). Wziął dwa kieliszki ze stolika, butelkę zdaje się, że białego wina pod pachę i poszedł do niej. Stanął przed fotelem czy tam kanapą i wyszczerzył ząbki. - Witaj prawie kobieto. Widzę, że nawet ubrałaś się idealnie jak na twoje nowe miano wymyślone przeze mnie. Tylko pociągnąć to coś w dół i zupełnie zleci. Okropnie wyglądasz. Na pociechę przyniosłem ci coś dobrego! - powiedział wesoło i podał jej kieliszek.
Ujrzawszy nadlatującą sowę, pierwsza na myśl Rivki przyszła Moema. Potem pojawił się słaby płomyk nadziei, że to list od Jimmy'ego. Taka wizja wydała się jednak nader nierealistyczna, więc żydówka szybko wyrzuciła ją z głowy. Poczuła silniej wbijajęce się w jej ramię szpony Ariego, gdy odwiązywała przesyłkę od nóżki sowy - zawsze irytowało go towarzystwo sów. Gdy koperta została w końcu uwolniona, a ptak odleciał, Rivka wyjęła z koperty kartonik, okazujący się być zaproszeniem. Nie zwróciła nawet szczególnej uwagi na wątek przyjęcia, bardziej zwróciła uwagę na fakt zbliżających się egzaminów i to, że rok szkolny już dogorywał. Tak dużo czasu już upłynęło, a zdawało się być mgnieniem. Dlatego też mimo początkowych wątpliwości i braku szczególnej ochoty, Rivka postanowiła iść, by nie okazało się, że nie zapamięta nic z czasu studiowania w Hogwarcie, że okaże się to czasem straconym, niewykorzystanym. Przywdziawszy więc czarną sukienkę o prostym kroju, upiąwszy włosy w luźny kok i chwyciwszy czarną, pierzastą maskę, ze swoim krukiem na ramieniu pojawiła się we wskazanym w zaproszeniu miejscu. Okazała je siedzącej przy wejściu dziewczynie, której nie potrafiła rozpoznać, odebrała od niej kopertę i odwróciła się w stronę sali. Zacisnęła z powątpiewaniem wargi, taksując nieoryginalne i niestaranne dekoracje krytycznym spojrzeniem. Ari zaś zleciał z jej ramienia i przeleciał przez całą długość pomieszczenia, by usadowić się na poręczy jednego z przesuniętych pod ścianę foteli, wyglądając nierealnie w scenerii starannie ubranych uczniów i studentów, serpentyn i balonów, jak znak senny, jedyne świadectwo, że to tylko mara. Rivka nie była pewna, czy faktycznie nie śni.
W tej chwili Jiro był pochłoniętym wyborem odpowiedniego trunku. Nie liczyło się nic wokół niego. Nic nie przykuło zbytnio jego uwagi, ale w końcu impreza dopiero się zaczynała, prawda? Do tego ta tajemnicza koperta, która miał ochotę rozerwać, by dowiedzieć się, co takiego jest w niej ukryte. Nie, nie poczuł na sobie wzroku dziewczyny i dopiero, gdy usłyszał jej głos, podskoczył gwałtownie. Raz, że zupełnie nie był na to przygotowany, a dwa, że owy głos... wydał mu się bardzo znajomy. Aż za bardzo... Zmarszczył brwi i spojrzał na dziewczynę, rad z faktu posiadania maski. Dobrze, że się na nią zdecydował. Uniósł do góry kącik ust, doskonale zdając sobie sprawę, kto kryje się pod maską. Miał tylko nadzieję, ze druga strona nie przejrzy jego. On także miał świetną pamięć do brzmienia głosu; raz zasłyszany, pozostawał w jego pamięci na długo. Tak więc na korytarzu często rozpoznawał głosy pierwszoklasistek, czy dziewczyny ze szkicownikiem. Choć go to zupełnie nie obchodziło. Miał jednak zamiar udawać, że nie zna dziewczyny. W końcu po to tu przyszli. A to, ze unikał jej tyle miesięcy po zerwaniu... Przecież oboje mogą grać w tą grę; ja nie poznam ciebie, ty nie poznasz mnie. Wszystko cacy. -Tak mówisz?- spytał, obracając małą szklaneczkę między palcami. Przyjrzał się jej, a potem uniósł nieco wyżej, w stronę twarzy i spojrzał przez szkło na dziewczynę. -Więc wypijmy- zaproponował, zaczynając mocować się w butelką. Otworzył ją, a jakże. Był wprawiony. Nalał najpierw dziewczynie; jej sherry, sobie zaś Ognistą. -Za co wypijemy?- spytał, mocząc usta w trunku. Nie zmieniał barwy głosu, nawet się nie starał. Był głęboki i niski, jak zawsze.
Właściwie prawie nikt nie miałby problemu z jej rozpoznaniem, jeśli tylko spojrzałby chociaż na chwilę na jej oczy. Nie chwaliła się nimi jakoś szczególnie, ale miała świadomość tego, że są rzadkiego odcieniu. Taki idealny, lodowy błękit. No, właściwie Twan pewnie nigdy nie zwrócił na to uwagi, ale i Corn miała go zawsze gdzieś, także lepiej pominę następne zastanowienia. Siedziała mając lekko przymrużone oczka. Perfumy różnych dziewczyn mieszały się w powietrzu tworząc naprawdę magiczną woń. Sama skropiła się zapachem białych róż. O, może właśnie po tym łatwo było zrozumieć, że to właśnie ona? W końcu ma tylko jeden perfum szczerze mówiąc. Choć pewnie na to akurat ten Gryffon też nigdy nie zwrócił zbyt wielkiej uwagi. Tak, jak ona by nie zwróciła teraz na niego, gdyby nie fakt, że podszedł. Widok Chińczyka, czy którym to tam Azjatą on jest nigdy nie wzbudzał w niej dobrych emocji od momentu zabawą krzesłem w pubie w Hogsmeade. Irytował jej sam jego widok i fakt, że są w tym samym domu, chociaż dużo bardziej byłaby wściekła wiedząc, że ów chłopak byłby w Slytherinie, podczas gdy i ona powinna tam trafić. To mu na szczęście nie groziło. Cioty tam nie trafiają. Tym razem jednak muszę przyznać, że zachowała się niecodziennie. Bowiem na jego widok uśmiechnęła się delikatnie. Zdawało się, że tak do końca go nie słuchała, ponieważ bez słowa zabrała kieliszek. W końcu to ma być przyjemny wieczór, tak? Plus miała dosyć sporą ilość osób w znajomych, które mogłyby jej rzucić taki komentarz... Więc nie poznała go. A skoro tak, to tym bardziej nie ma sensu warczeć czy ganić. - Ty też wyglądasz świetnie – Odpowiedziała o dziwo dość przyjaźnie – A odnośnie mojego stroju, to oczywiście to ma zlecieć... W odpowiednim momencie, miejscu i przy odpowiedniej osobie – Dodała jeszcze czekając, aż Twan uzupełni jej szklane naczynie trunkiem.
Zdziwił się zachowaniem Cornelii. To było zupełnie tak... zupełnie jakby jej nie rozpoznał. Ach! No tak. Czy to było możliwe? Czyżby Twan w masce którą dziś założył by aż tak nie do rozpoznania? Cóż, nie wątpił, że taka Rivka stojąca w pobliżu bez trudności stwierdziłaby, że on to on, a Cornelia... cóż, właściwie ledwo się znali, więc to też nie ułatwiało jej sprawy. Postanowił więc, że wcale nie będzie jej wprost mówił, że jest gryfon, który miał przyjemność przyrżnąć jej stołkiem w głowę. - Tak? Co to za nieszczęśliwa której oczy wypali? - żywo się zainteresował i nalał wina do podstawionego kieliszka, jakaś mądra osoba już wcześniej je odkorkowała, więc już nie musiał się z tym męczyć. I całe szczęście, bo tylko głupka by z siebie zrobił. Nalał też do drugiego kieliszka, aczkolwiek zamiast z niego pić, odstawił go na stolik obok. Usiadł obok Cornelii, bez względu na to na czym siedziała, ot, wcisnął się, rozepchał swój zgrabny tyłek i tyle. - Porąbało cię zupełnie, złociutka. Rozumiem, że możesz mieć jakiś wstrząs mózgu czy coś, to by było całkowicie normalne, ale i tak zachowujesz się obecnie jak jakaś idiotka, która nie wiem kim jest. Rety, aż nie wiem co o tym myśleć, doradź mi jakoś - westchnął głośno i spojrzał na gryfonkę, widział teraz jej oczy w dziurach maski.
Sama Court niemalże zapomniała o kopercie. Oczywiście, korciło ją na samym początku, żeby ją rozerwać i zobaczyć, co jest w środku, ale w końcu rozważność kazała jej poczekać na odpowiedni moment. Co jeśli to jakiś pierwszy test i ten, kto nie wytrzyma napięcia wylatuje z imprezy? To nie byłoby za miłe i choć właściwie niewiele osób by ją poznało, czułaby się strasznie zażenowana. List spoczywał więc w kieszeni sukienki, a ona myślami była zdecydowanie daleko od niego. Rozpoznał ją? To niedobrze, zdecydowanie niedobrze. Pod ukryciem czuła, że może wszystko i i tak nikt nie będzie nic wiedział. Miała nadzieję spotkać tu gdzieś Borisa i trochę go powkręcać. Krótko, bo krótko, ale jednak. No ale Tygrysa nigdzie nie było widać, co nie bardzo jej odpowiadało, bo przy nim czuła się bezpieczniej. Rozejrzała się jeszcze raz po Sali, ale nie. Ani go widu, ani słychu. Smuteczek. Głosy były świetnym identyfikatorem. Nawet jeśli ktoś próbował go zmienić i tak zostawała w nim jakaś cząstka. Co prawda tylko uważny obserwator mógł to wyczuć, ale Court interesowała się modulacją głosu od małego. W końcu śpiewała. Pierwsze jego słowa i już wiedziała. Serce przyspieszyło delikatnie, warga znów została nerwowo zagryziona. Więc jednak żył. Jednak nie wyjechał. Nie odzywał się do niej tak strasznie długo, nie dawał żadnego innego znaku życia. Po prostu zniknął z jej życia. I to tak nagle, że zdała sobie z tego sprawę o wiele za późno. Ogarnęła się jednak, bo widocznie on nie poznał jej. Inaczej przecież uciekłby gdzie pieprz rośnie. Tylko dlaczego? Pokiwała skwapliwie głową, nadal intensywnie się w niego wpatrując. Nie zmienił się przez te kilka miesięcy. Jedynie włosy trochę mu się wydłużyły, ale tak wyglądał o wiele lepiej. - Za… za stare czasy i za nową przyszłość. – Uniosła swoją szklankę i delikatnie uderzyła w tę w jego ręce. Czyżby delikatna aluzja, co do ich znajomości? Ale przecież on i tak w jej mniemaniu jej nie poznał, więc nie zrozumie. A nawet jeśli, to co? Nawet lepiej.
Jiro zaś uważał, że to Courtney mogła go nie poznać. W końcu był w masce...! Ale chyba się pomylił, zważywszy na jej kolejne słowa. Skrzywił się delikatnie, co u niego było oznaką zaskoczenia, które tak bardzo chciał ukryć. Dalej gramy w tą grę, podoba mi się! Gryfon stuknął się z nią szklanką i powoli opróżnił jej zawartość, co chwila zerkając na nią ukradkiem. To nie tak, że jej unikał... no dobra, jednak jej unikał. Celowo nie pojawiał się na zajęciach, na które ona chodziła i celowo nie bywał w miejscach, w których mogliby się spotkać. To może i było troszkę dziecinne, ale Jiro to nie przeszkadzało. Wtedy, tyle miesięcy temu po prostu wystraszył się swoich uczuć. Nie chciał przecież pakować się w poważny związek, nie wtedy, gdy ciągle imprezował. Ale... przy tej studentce stawał się naprawdę... nieco inny. Milszy, sympatyczniejszy, nie był przy niej taki chłodny, jak na co dzień. I któregoś dnia obudził się z tym dziwnym, głupim uczuciem w żołądku, z bolącym gardłem i po prostu z nią zerwał. Nie żeby tego żałować... Obiecał sobie, że nie będzie za nic żałował. Ale bez niej było inaczej. Tak po prostu. -Stare czasy?- spytał cicho i uniósł do góry kącik ust, po czym przybrał zdziwioną minę. -Za nowe czasy- poprawił delikatnie i odstawił szklaneczkę na blat. -Wyglądasz pięknie. Obiecasz mi taniec?- dodał, spoglądając na nią ciekawsko. Cały Jiro! Gdy chciał potrafił być naprawdę czarujący, do tego chodziło o Courtney, co dodatkowo go mobilizowało.
Dziewczyna siedziała w ciszy odizolowując się od wszystkich ludzi, którzy znajdowali się w komnacie. Nie miała zamiaru z nikim rozmawiać. Nie miała humoru, a dlaczego? Dlatego, że ostatnie wydarzenia zmusiły ją do zmiany. Może nie na długo, ale jednak ta zmiana nastąpiła i przez jakiś czas będzie dręczyć Kaoru oraz Ikuto. Zobaczymy, który wytrzyma dłużej. Kiedy Puchonek podszedł do dziewczyny i zaczął zbliżać się do jej twarzy jedynie spiorunowała go morderczym spojrzeniem. Wytworzyła wokół siebie taką aurę, która mówiła, jak się zbliżysz pożałujesz… nieważne kim jesteś… Zabije Cię z zimną krwią. Kaoru usiadł naprzeciwko niej oglądając uważnie jej suknie. Była prosta, ale doskonale pasowała do tej sytuacji. Dziewczyna nie czekała długo uchyliła usta by coś powiedzieć. Udało się jej wydusić jedną sylabę. Mimo wszystko jej głos był przepełniony nienawiścią, wrogością i żądzą krwi. Jakby oszalała w chwili, kiedy do niej podszedł. To co chciała powiedzieć zablokowała jej kolejna osoba, której nawet nie poczuła. To był szok, że udało mi się tak szybko zbliżyć do niej i dotknąć. Pucho był nieuważny i podszedł do niej i odwrócił się w jej stronę, dlatego mogła go zmierzyć tym zabójczym spojrzeniem i pozwolić zrobić tą aurę, która nie pozwalała się zbliżać. Ale go nawet nie usłyszała, a wszystko wina Puchonka i jego gadulstwa. Thi… Lillyanne wzięła do ręki krzyżyk, który zawisł na jej szyi. Wpatrywała się w ten prosty, zrobiony z najzwyklejszego metalu drobiazg. Rozpoznała Krukona pod maską, więc zastanawiała się, dlaczego taka prosta nic nie znacząca rzecz jest dla niego ważna i nadal ją trzyma. Właśnie… czemu nadal? Przecież dziewczyna nie wie od kiedy go ma. Na jego słowa spojrzała kątem oka na niego niezadowolonym spojrzeniem. Również było mordercze. Dzisiejszego wieczoru chyba nic jej nie zmieni… chyba… Jednak żeby kontynuować i nie zakończyć w takim beznadziejnym miejscu napiszę coś jeszcze. Dziewczyna może nie zwróciła zbytniej uwagi na słowa pana Tsukiyomi, jednak krzyżyk, który zawisł na jej szyi dał jej wiele do myślenia. Złapała się za głowę czując ból. Nie pokazała tego, że cierpi, jej dłoń, która przytrzymywała głowę zaczesała włosy za ucho jak gdyby nigdy nic. Zamknęła oczy i wzięła kilka głębokich oddechów. Kiedy było już w porządku zlekceważyła obu chłopaków. Nadal była zła za to co działo się na polanie, tak… wiedziała i pamiętała!
Corin po prostu traktowała go jak robaka. A skoro tak, to jaki miała powód, żeby kiedykolwiek dokładniej mu się przyglądać? Nie byli do siebie przyjaźnie nastawieni, ale szans na posadę wroga nie miał, więc i w tym wypadku nie musiałaby go dokładnie badać wzrokiem, interesować się jego charakterem. No i jak wspomniałaś, ledwo się znali. Ile razy tak naprawdę zamienili ze sobą słowo, cztery? To nawet dziwne. W końcu są z jednego domu. Ale Cor ma zamknięte kółko przyjaciół, z którymi zawsze przebywa, także to pewnie jest powodem. - To zależy jak bardzo będę pijana – Odpowiedziała przewracając oczami, co zniknęło gdzieś za materiałem maski. Przyłożyła kieliszek do ust by po chwili upić dwa łyki. Białe wino, jak wytrawnie. Aż nienaturalnie dla niej. W końcu do niej nie pasuje elegancja. A jest arystokratką. Kto by pomyślał? Tak tak, nadal żyła wbrew temu. Mniejsza o to. - Ej no, gdzie z tym grubym tyłkiem?! - Jak można się nie zacząć awanturować, kiedy to z wdziękiem hipopotama ktoś ładuje ci się na i tak wąski już fotel? Spojrzała na niego fukając pod nosem. Chcąc czy nie chcąc on i tak zawsze zrobi na niej prędzej czy później niemiłe wrażenie nie ważne w jakiej będąc postaci. - Rozumiem, że nie za bardzo ci pasuje moje towarzystwo. Więc dlaczego tutaj siedzisz? - Spytała unosząc lekko brew, co również zniknęło pod maską. Oczywiście nie pozwoliła patrzeć w swoje oczy. Odwróciła twarz rozglądając się po innych ludziach. Spokojnie Cornelia, nie będziesz się dzisiaj kłócić z byle kim. To miał być miły wieczór. Ignoruj. Zawsze ignorujesz ludzi. Co to więc za problem?
Jared bardzo się ucieszył, kiedy dostał zaproszenie. Nie żeby kiedykolwiek wątpił, że mógłby nie dostąpić takiego zaszczytu, w końcu nazywa się van der Neer. Nie tylko dlatego, że będzie pewnie mnóstwo alkoholu, napić to on się może u siebie, chociaż w głównej mierze o to właśnie chodziło. Nie warto nad tym teraz rozmyślać, najważniejsze, że dostał to zaproszenie. Skoro strój wieczorowy nie obowiązywał to raczej nie miał problemów z jego dopasowaniem. Ubrał jasne, proste jeansy, sprane z przodu i powycierane na kieszeniach i nogawkach. Wciągnął na siebie jasną koszulkę z jakimś ludzikiem i czerwono-białą koszulę w kratę tak, że końcowy efekt wyglądał mniej więcej tak, oczywiście bez podwiniętych nogawek i czerwonymi, niskimi conversami. Największy problem stanowiła maska. Skąd on ma wziąć maskę? No cóż, koniec końców udało mu się wynaleźć czarną, bez żadnych zdobień, zakrywającą połowę twarzy. W połowie drogi musiał się cofać po zaproszenie, które było niezbędne, a o którym na śmierć zapomniał. Oddał je dziewczynie przy stoliku. Oczywiście nie posłuchał, że koperty otwiera się dopiero o wyznaczonej godzinie i do swojej zajrzał przed czasem. Jakiż był jego zawód, kiedy okazała się pusta. Zgiął ją w pół i wsunął do kieszeni. Podszedł do stolika, by zrobić sobie jakiegoś drinka, hmm… niech będzie whisky z colą i nabrał garść paluszków. Posłał uśmiech do Corin, może później się z nią przywita. Zauważył Dracona, zamiast go zignorować, również się uśmiechnął, jednak w nieco inny sposób niż do dziewczyny. W taki wredny i pełen wyższości i jakby wiedział o czymś, o czym Draco jeszcze nie ma pojęcia.
Nigdy by nie pomyślała, że pierwszy rok studiów może byc tak nudny. Może powinna była uprzec się, że musi go jakoś rozrywkowo spędzić, to byłoby jak w zeszłym roku? Och, omal nie zatęskniła za turniejem trójmagicznym! Na nudę w siódmej klasie narzekać ani nie mogła. Poza tym zdecydowanie było więcej dobrych imprez. Może dlatego, że byli inni uczniowie? Aha, znów wszystko sprowadza się do jednego! Lepiej wrócmy do obecnego roku. Od wyjazdu na Słowację kompletnie nie widziała Cyrila. Najprawdopodobniej wyrządziła mu wielką traumę wrzucając go do śniegu i co gorsza, każąc siedzieć w igloo, że teraz jej unika! Jeszcze mu o sobie przypomni! Teraz jednak miała na głowie inne porywające zajęcia, jak szukanie sukienki na przyjęcie. Padło na czarną, nową, której jeszcze nie miała okazji nosić. Do tego wysokie obcasy, czerwona szminka na ustach, lekko pomalowane oczy, rozpuszczone włosy... i tak też wystroiła się naprawdę zaskakująco szybko. Oby tak częściej. Jednak na przyjęcie i tak przyszła spóźniona, co było zupełnie naturalne dla niej, chyba nigdzie nie przychodziła na czas. Tym razem zagadała się w najlepsze z jakimś Ślizgonem. W końcu, z charakterystyczny stukotem obcasów na szkolnej posadzce, dotarła do komnaty wspólnej. Nim przekroczyła jej próg, na twarz założyła czarną maskę, lekko zdobioną koronkami. Spóźniony karnawał? Oczywiście wzięła także tajemniczą kopertę, której zawartość bardzo ją zaintrygowała. Właściwie od razu chciała ją otworzyć, ale w porę ktoś ją ostrzegł, że to może zrobić dopiero na jakiś znak. Co by dalej ją nie kusiło, schowała ją do torebki i postanowiła, że zajmie się czymś innym. Czym najlepiej? Może kieliszkami i ognistą whiskey? Nie oglądając się specjalnie na wszystkich ludzi kręcących się po pomieszczeniu dotarła do butelek. Szybciutko jedną odkręciła i nie oszczędzając, nalała sobie do szklanki. Ach jakże ona uwielbiała Ognistą! Przyjście na imprezę szybko uznała za wyśmienity pomysł, wszakże w dormitorium whiskey już nie posiadała. Dziewczyna oparła się o brzeg stolika, odgarnęła swe jakże długie włosy na plecy i powoli zajęła się piciem wyśmienitego alkoholu. Oczywiście czekała przy tym, aż impreza się troszkę rozkręci, albo, na Slytherina, chociaż pojawi się ktoś znajomy, z kim można zamienić kilka niewymuszonych zdań.
- Jakim znowu grubym - syknął. - Masz wyjątkowo bujna wyobraźnię, żeby mówić takie rzeczy. Doprawdy, co jak co, ale mój tyłek z pewnością nie jest gruby. Twój już prędzej, chociaż, muszę przyznać, wcale tak zły nie jest jak wygląda z daleka - powędrował wzorkiem to rzeczonego tyłka, ale jakoś go biedak dostrzec nie mógł. Co za pech! Miałby czym nacieszyć oczy, a tak to opadło. Może kiedy indziej... - Och, niby czemu? Nic takiego nie powiedziałem, sama to wymyśliłaś co, swoją drogą, jest bardzo nieuprzejme a przy tym i ryzykowne. Nie wiem skąd wysnuwasz takie wnioski... - Nie miał pojęcia czy wciąż go nie rozpoznaje, trochę tak mu się wydawało, ale skąd miał wiedzieć? Właściwie, to jakoś specjalnie mu nie zależało na tym, żeby zaraz wiedziała, że jest Twanem. Nawet całkiem ciekawie byłoby, gdyby o tym nie wiedziała, ale po prostu zwyczajnie nie mógł się powstrzymać, od mówienia do niej w taki sposób, jakby obydwoje wiedzieli kto kryje się za maską. Postanowił zaryzykować. - Dobra. Sorry, poniosło mnie, muszę to przyznać. Chyba pomyliłem cię z kimś innym... Już się poprawiam - uśmiechnął się uroczo i przepraszająco. - Wina jeszcze? - Zaproponował, podnosząc wyżej butelkę, którą ciągle trzymał w łapkach.
Cóż mam powiedzieć....Kaoru strasznie się zdziwił, gdy dziewczyna tak zareagowała. Ale potem sobie przypomniał. Polana. No tak. Minęło już trochę czasu, ale najwyraźniej niewystarczająco, żeby Lilly ochłonęła i mu wybaczyła. Nie był sobą wtedy. Siedział i nie wiedział co ma powiedzieć. Ta wrogość, która od niej biła byla przytłaczająca. I dołująca strasznie. A on tak ją kochał...No nic. Przez chwilę się nie odzywał tylko się na nią patrzył. Ale wtedy jego w miarę pozytywny nastrój zniszczyło przybycie...taaaak, Ikuto. Jasne. Tam gdzie Kaoru i Lilly tam i ty. Ale ciekawe. To impreza da VIPów. Nie dla dupków. Więc co tu robisz? Widział jak Krukon coś tam majstruje przy szyi i...NIE DOTYKAJ JEJ! Ugh. Zacisnął pięści a jego oczy ciskały błyskawice w kierunku Tsukiyomi'ego. Tylko obecność Lilly i to, że są na imprezie powstrzymywało go od wybuchu. Pewną satysfakcję sprawiło mu to, że i on załapał się na złowrogie spojrzenie Gryfonki. Hm. Trochę niefajna sytuacja. Siedzą tu sobie się mordują wzrokiem. Zajebista impra, nie ma co.
W zasadzie to z Zuzanką było tak: szczerze mówiąc, leżała sobie w łóżku w raczej nieprzyjemnym stanie, bo miała, najzwyczajniej w świecie mówiąc, kaca. Głowa bolała ją jak diabli i naprawdę miała ochotę rozwalić wszystko, co tylko zwiększyłoby jej katusze. Sowy też o mało nie zatłukła. Stukanie w okno było tak drażniące, że wyrwała od niej list i wyrzuciła zwierzę przez okno, nie martwiąc się wcale, co się z nim stanie. Otworzyła go, jednak litery jej się rozmywały przed oczami, więc wsadziła go gdzieś, a sama walnęła się z powrotem. Gdy już poczuła się... powiedzmy, że lepiej postanowiła go poszukać i zobaczyć, co to było. Gdy zobaczyła treść, roześmiała się głośno, jednak zaraz przestałą, głowa znowu dała o sobie znać. Miała ochotę rozerwać to i zignorować, jednak... nie, nie zrobiła tego, chyba z przekory i choć powód całego tego zbiorowiska uważała za śmieszny, to postanowiła się tam pojawić. Przygotowywała się jakiś czas i była zadowolona z efektu końcowego, który wyglądał tak. No, jeszcze niebieska maska z materiału, i gotowa. Mogła się pojawić na imprezie. Okazała swoje zaproszenie jakiejś tam dziewczynie, wzięła kopertę i weszła do pomieszczenia, klnąc pod nosem od razu na wystrój pomieszczenia, który był paskudny. Zgarnęła ze stołu butelkę jakiegoś alkoholu, dwa kieliszki i podeszła do siedzącej na poręczy fotela dziewczyny*. Wyglądała znajomo. - Napijesz się? - zaproponowała jej.
- Thi, może i mam pokaźny, ale gdybyś ty miał chudy, to byśmy się tutaj idealnie mieścili. I nie patrz się tak no! - Skomentowała nieusatysfakcjonowana tym, że chłopak śmiał spojrzeć tam, gdzie powinien znajdować się jej tyłek, ale zatonął gdzieś w odmętach napy fotela. W myślach w pełni swojej dziecinności właśnie powinna zawołać: „Aaaa, mój tyłek zniknął! Umarł! Wyparował! Będę bez tyłkaaa!” Jednakże nie zrobiła tego, bo dzisiaj pojawił się w niej nadmiar opanowania. Boże, co ludzie z nią robią? Zdecydowanie za dużo facetów majstruje przy Corneli. Popsuli! - To jednoznacznie wynika z twojego zachowania wobec mnie – Mruknęła wstając w końcu z fotela i siadając na jego podłokietniku. Spoglądała z wyższością (bo w końcu siedziała wyżej) na Azjatę i z niewielką dozą ciekawości, kiedy nagle wyjechał z tym, że jednak ją z kimś pomylił. Wątpiła w to. Niee, ona go nie lubi i mu nie ufa. Uniosła dłoń w geście zaprzeczającym i odłożyła kieliszek, który chwilę temu stał się całkiem pusty. Smutne, ale prawdziwe. Nie może być znowu pijana. - Właściwie, czemu akurat do mnie podszedłeś? - Spytała wydając, co ją tak ciekawiło. Potem rozejrzała się i dostrzegła... O jeju! Wybawienie! Jared!... Jared patrzący się na Dracona. Skrzywiła się delikatnie. Pewnie jej nie zauważył, dlatego nie podszedł. A miała taką ogromną nadzieję na to, że uratuje ją od cierpień. No i, że chociaż cmoknie ją na powitanie, czy coś. Westchnęła cicho. Sama się tam fatygować nie będzie. Co jak co, ale jest wymagająca... I leniwa. Przede wszystkim to drugie.
- Jak się czujesz? - Spytał cicho, kiedy i on oberwał morderczym spojrzeniem. To było trochę jak uderzenie w twarz. Bowiem zdawało mu się, że ona jest na niego równie zła. Może spostrzegła, że Ikuto Tsukiyomi całą akcję na polance miał już od dawna zaplanowaną? Może przez to opacznie zrozumiała jego intencje, uznała je za nieczyste? To chyba byłoby dla niego najgorsze. Ikuto jest pewien, że ona już puchonowi tego nie wybaczy. Przykro mi, ale to, co popełnił było karygodne. Nawet ślizgon pewnie użyłby chociaż odrobiny rozumu i przemyślał to dokładnie. Przykro mi, ale z krukonem nie ma żartu. I jak widzisz, nie musisz się nawet z nim bić, żeby przegrać. A biedaczek nadal miał całe czerwone plecy. Dobrze, że garnitur to zakrywał. Choć nadal piekło mimo iż po wyjściu ze skrzydła szpitalnego jasno powiedział, że wszystko jest w porządku. Nie chciał jej martwić. - Wiesz... Przypominasz mi upadłego anioła. A w końcu W ostateczności nawet diabeł w swym piekle woli mieć grzeczne i posłuszne aniołki. Jak mogę ci poprawić humor my lady? - Wypowiedział jeszcze te kilka słów przyglądając jej się. Miał wrażenie, że coś ją zabolało. Ale tak po prostu założyła kosmyk za ucho. No cóż, pewnie mu się przywidziało. Za bardzo się martwi.
Kolejna zabawa, kolejne sztuczne uśmiechy i udawanie, że wszystko jest w porządku. Zaproszenia wysłane tylko kilkunastu osobom ze szkoły. I może postać w masce wychodząca na środek i mówiąca cichym mechanicznym szeptem: zapewne zastanawiacie się, po co was tu zebrałem. Nie no, ogólnie to super, że dostała zaproszenie, bardzo się z tego faktu ucieszyła i przede wszystkim była zaskoczona. Jednak naprawdę nie miała ochoty na nie iść. Pewnie będzie tam Lil i Draco, a ona dalej nie ma zielonego pojęcia, co myśleć na ten temat. Ściskała w dłoni małą, zmiętą karteczkę. Wiadomość od tajemniczego Obserwatora. Z reguły nie wierzyła plotkom, ale ta była taka realna, tym bardziej, że Dracon faktycznie wybierał się na tą zabawę. Teraz to nie jest najistotniejsze. Wyciągnęła z szafy sukienkę, którą nie tak dawno kupiła. Niedbałe upięcie włosów, pierwsze lepsze szpilki, które pasowały kolorystycznie do sukni. Zero biżuterii, nie licząc oczywiście pierścionka z białego złota na jej serdecznym palcu. Stanęła przed lustrem, by uporać się z zawiązaniem maski, która przyszła dzisiaj rano. Ostatnie spojrzenie w lustro, zaproszenie w dłoni i mozolna wędrówka do Zachodniego Skrzydła. Podała dziewczynie zaproszenie, przyjmując od niej w zamian inną kopertę. Rozejrzała się po sali. Większość osób było w maskach tak, że miała problemy z ich rozpoznaniem. Podeszła do stolika nakrytego granatowym obrusem i nalała sobie białego wina.
Była zła na Kaoru, a teraz… teraz była jeszcze bardziej! Jak on mógł tak po prostu o tym zapomnieć… Nawet jej nie przeprosił… nie przeprosił Ikuto (czego i tak nie zrobi, pewnie x D). Nie wiedziała dlaczego doszło do tej walki, ale jakby wiedziała, że to z jej powodu chłopak zachował się tak niehonorowo to, by nie tylko była zła, ale załamana psychicznie. Myślała, że daje mu radość, a nie budzi w nim takie cechy! Wcześniej taki nie był! Wcześniej był uśmiechniętym chłopakiem, którego nie obchodziło zdanie innych! Był sobą, a teraz diametralnie się zmienił! Zaczynał jej powoli przypominać Draco, powoli małymi kroczkami się w niego zamieniał. Z uśmiechniętego, przyjaznego chłopaka, do skończonego drania. To była jej wina! Ona o tym wiedziała, wiedziała, że jeżeli dalej będzie musiała być przy nim to zniszczy go do reszty. Skoro musi się odseparować od Puchonka to musi to też zrobić w stosunku do Krukona. Chce ich znać, chce się z nimi widywać, chce się z nimi przyjaźnić, ale czuła, że przez nią, oni robią okropne rzeczy, a to jest najgorsze co by mogło być.
Powiedz mi proszę kochany Dlaczego mi jesteś tak oddany? Zawsze się złoszczę bez przyczyny Przepraszasz mnie, mimo iż jesteś bez winy... Nie wiem jak znosisz moje obrazy Mimo iż wykrzykuje je setki, miliony razy I chociaż tylko ciąglę cię denerwuję Mówisz: „Zawszę Cię uratuję. Będę z tobą gdy łzy sie pojawią Pocieszę cię, gdy smutki się zjawią Przytulę cię gdy będziesz zła A w zamian za to, zawsze będziesz ma.” Więc powiedz mi mój ukochany Czy mogę być na zawsze tylko twa I w twych ramionach będę goić swe rany. By nasza miłość mogła wiecznie trwać. – Ikuto, Kaoru, do którego z was pasują te słowa? Do którego z was pasują moje uczucia?
Zmieniła się. Dzięki temu co się stało dorosła… ale tylko troszeczkę, nie mogę zniszczyć mojego kochanego dzieciaczka! Ale kontynuując. Dziewczyna zamknęła oczy, kiedy w myślach wypowiedziała słowa, które wychodziły prosto z jej serca, to były jej uczucia, jej myśli. Siedziała prosto, dumnie. Nie podwinęła nóg do klatki piersiowej przytulając je do siebie, jak zawsze robiła. Jej postawa przypominała coś innego, coś co było drugą nią. Otworzyła oczy słysząc słowa Ikuto, chociaż jeden odważył się odezwać, więc co masz do powiedzenia Ikuto Arturo Tsukiyomi? Pamiętaj, każde wypowiedziane, przez ciebie słowo, może być użyte przeciwko tobie. - Nic mi nie jest – wypowiedziała wyzbyta wszelkich uczuć, jej wzrok znowu zatonął w otchłani nicości, sprawiając, że wyglądała na nieobecną. Kolejnych słów słuchała w ciszy. Upadły anioł… doskonale to teraz do niej pasowało. Odruchowo zaczęła się bawić podarowanym jej naszyjnikiem. W końcu zwróciła uwagę na Puchona, spojrzała na niego bez żadnych uczuć. – Jeżeli chcecie mi poprawić humor… - wyszeptała spoglądając teraz na Krukona. – …przynieście mi coś do picia… oboje…
Kobieta pojawiła się na przyjęciu dla Vip’ów bardzo, bardzo spóźniona. No ale cóż się po niej spodziewać? To właśnie gwiazdy się spóźniają, przychodzą na końcu, więc dlaczego miała być taka jak te pokraki, które powinny całować jej stopy? Szkoda, że Aleksander nie mógł przyjść razem z nią. No ale nawet jakby miała siedzieć tutaj sama, to liczy się zabawa, ne? Tak więc weszła do sali pewnymi krokami. Na sobie miała czarną suknie i wysokie czarne szpilki. Jej twarz przysłaniała czarno-złota maska, idealnie dopasowana. Jasmine znudzona podała zaproszenie odbierając kopertę. Kiedy weszła dalej oparła się o ścianę, chcąc ją otworzyć. Ale… schowała ją do torebki. Poczeka, co jej szkodzi?
Stojąc tak w przejściu i będąc raz po raz lekko popychaną przez wciąż napływających gości, Rivka zamyśliła się na chwilę domu, jej myśli przebiegły też po ogrodach w łotewskiej szkole magii. W tym zamyśleniu nałożyła swoją maskę, którą wciąż trzymała w ręki i ruszyła w stronę Ariego. Usiadła na poręczy fotela, zastanawiając się, czy ktokolwiek z wymiany przyjdzie na przyjęcie. A może już jest? Przyglądała się każdemu z gości, ale wydawało jej się, że nie ma wśród nich tej jednej, konkretnej osoby, którą chciałaby zobaczyć, chociażby z daleka. Z zamyślenia wyrwała ją Zuzanka właśnie, której Rivka wcześniej nie zauważyła. Nie rozpoznała jej od razu, chociaż emanowała dość specyficzną, na pewno znajomą aurą. Dopiero po głosie Goldbaum rozpoznała w niej swoją kuzynkę. Wzięła od niej kieliszek. - Napiję - powiedziała, patrząc na butelkę. - A co to właściwie jest? Usłyszała, że Ari łopocze skrzydłami i za chwilę poczuła go na swoim ramieniu - Nie wiedziałam, że jesteś w Hogwarcie.
Siedziała na parapecie na korytarzu na pierwszym piętrze, zastanawiając się, co właściwie stało się ostatnio w jej życiu i doszła do wniosku, że nie ogarnia ani siebie, ani tego, co przyszło jej znosić. Co ona najlepszego zrobiła? Z Fabiano, Marianem czy Sebastianem? Była… potworem. Nie oszukujmy się. Wykorzystywała ich i ich uczucia do niej, a sama pozostawała w pewien sposób wolna i niezależna. Serce nadal biło niezmiennym rytmem. Tym samym od paru lat. Odkąd umarł… Chris. Tak, to właśnie on był jedynym do tej pory przedstawicielem płci brzydszej, który potrafił ją przyhamować. A teraz go nie było. I stała się zimną suką. To źle. Właśnie wtedy do okna, przy którym siedziała, zapukała jej sówka. Wyciągnęła rękę po list i zmarszczyła brwi na widok tego, co znajdowało się w kopercie. Zaproszenie. Na jakieś przyjęcie. Ważne przyjęcie. Wzruszyła ramionami, odkładając list i wracając do lektury. Pół godziny przed rozpoczęciem przyjęcia poszła się wykąpać i przebrała się w sukienkę, zaczesała włosy z wysoki kucyk, do małej kopertówki wrzuciła najpotrzebniejsze rzeczy (w tym zaproszenie) i ruszyła. Maskę trzymała w ręce, dopóki nie doszła przed Komnatę Wspólną. Tam nałożyła ją na twarz i wkroczyła pewnym krokiem do środka. Podała imię i nazwisko kobiecie, która siedziała przy wejściu, pokazała zaproszenie i schowała otrzymaną pustą kopertę do torebki. Potem swoim zwyczajem ruszyła do stolika z alkoholem, rozglądając się za kimś znajomym.
No cóż, to nie tak, że nie pamiętał. Bo pamiętał. I nadal było mu z tego powodu źle, smutno i tak dalej. Nie wiedział tylko jak na to patrzy dziewczyna. Minęło trochę czasu, może ochłonęła czy coś. Wcześniej nie mieli okazji porozmawiać, bo wtedy od razu sobie poszli i nie widzieli się od tamtej pory. Ale przez te parę dni rozmyślał o tym cały czas planując sobie co ma powiedzieć, żeby się na niego nie złościła dłużej, bo nie potrafił znieść myśli, że przez niego jest zła. A Ikuto nie przeprosi nigdy, prędzej autorka go uśmierci co i tak mam zamiar CHYBA zrobić, zależy od tego jak się wszystko potoczy). Jednak widział, że nadal jest zła, więc już już miał coś powiedzieć, gdy nadszedł ten...Tak wiem, nie obrażać, nie przeklinać. No więc przyszedł Krukon i od razu podniósł mu ciśnienie. Jemu na szczęście też się dostało. Siedzieli tak sobie hejtując się nawzajem spojrzeniami, gdy milczenie przerwał Ikuto. Kaoru nawet go nie słuchał, patrzył na Lilly, która wyglądała na nieobecną. Słysząc prośbę o coś do picia wtał i szybko pognał do stołu rozglądając się za czymś. Musiał zdążyć przed rywalem, żeby móc przez chwilę pogadać sam na sam z Gryfonką. Chwycił jakieś stojące niedaleko naczynie i wlał do niego trochę czegoś co okazało się być białym winem. Normalnie by jej go nie dawał, nie chciał przecież by im się tu upiła czy coś, ale teraz nie miał czasu szukać czego innego. Wrócił na miejsce z lampką z ulgą zauważając, że Ikuto jeszcze się gdzieś tam szlaja. Klapnął na swoje krzesło, dał Lilce lampkę i westchnął cięzko po czym spojrzał na nią ze skruchą. To nie tak, że z jej powodu tak się zachował. To Krukon wyzwalał w nim te wszystkie zachowania i negatywne emocje, których nie przejawiał jeszcze nigdy wobec nikogo. Ona daje mu radość! Ona jest jego radością! To wszystko przez tego cholernego Tsukiyomi'ego! Gdyby go nie było, wszystko byłoby jak dawniej a Puchon nie dawałby znać o swoim gorszym obliczu. Tylko przy nim rodziło się w nim takie coś. I co to znaczy "musi przy nim być"?! Ona nie musi! Ona chce! A przynajmniej takie było założenie zanim ktoś się nie pojawił i nie spierdolił wszystkiego...I tak wszystko się wali. A mu było strasznie, cholernie wręcz głupio. - Słuchaj...Przepraszam. Wiesz za co...za polanę. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Nie byłem sobą. Przepraszam. Przecież wiesz, że taki nie jestem, prawda? Nawet nie wiesz jak mi głupio i źle z tym jest. Przepraszam. To się więcej nie powtórzy. - wydukał zmieszany cały czas na nią patrząc. A tak w ogóle...to Ikuto to świnia. I Kaoru chętnie dowaliłby mu jeszcze raz. No dobra, tym razem nie w plecy. Ale chętnie mu dowaliłby tak jeszcze sto razy przynajmniej. Za tą intrygę, którą tamten sobie zaplanował. Chciał skłócić tą dwójkę. Bardzo honorowe i fair, doprawdy. Ale nieważne. Tym się zajmiemy kiedy indziej. Teraz Puchon patrzył na Lilly czekając na jej reakcję. It would't be his world without her in it...
Ostatnio zmieniony przez Kaoru Matsumoto dnia Nie Kwi 22 2012, 13:55, w całości zmieniany 1 raz
Przykro mi, ale akurat od Ikuto będzie jej się bardzo trudno odseparować. Wydaje mi się, że jest to wręcz niemożliwe. W końcu on potrzebuje jej jak powietrza, a ona wbrew pozorom też na pewno żyć bez niego nie może. Nie odpuściłby tak łatwo, gdyby nagle powiedziała „Nie chce się już więcej widzieć”. Na pewno przez wiele dni starałby się ją odzyskać. Poddałby się dopiero, gdyby mu jasno pokazała, że robi to dlatego, że ma wstręt do niego. Że go nienawidzi. Wtedy pewnie dobiłoby go to. I nigdy więcej nie zachowałby się już tak w stosunku do żadnej dziewczyny. Nigdy by już nie powiedział nic o swoich uczuciach. Choć cieszyłby się, że jest szczęśliwa, gdy on jej nie niepokoi. Wypraszam sobie. Ikuto go nie hejtował żadnym spojrzeniem. Tsukiyomi go ignorował i nawet na niego nie patrzył. Kolokwialnie mówiąc miał jego obecność tutaj w dupie. Do momentu, aż zobaczył, że ten na prośbę Lillyanne zrywa się z krzesła prawie je przewracając i leci do stołu dzikim pędem, jak pies kończy za sarenką. Uniósł brew w geście pożałowania dla braku inteligencji tego dzieciaka i westchnął. Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. - Um... Bez alkoholu, prawda? - Wolał się zawsze upewnić na co jego dama ma akurat w danym momencie ochotę. Widząc jej kiwnięcie na tak, lub nie odszedł w stronę stołu. Rozejrzał się za czymś dobrym. Same lejące się litry alkoholu niewiadomego pochodzenia, od którego niektórzy uczniowie słaniali się na nogach. Kilka soczków, cola. W końcu zdecydował się nalać do dwóch szklanek soku bananowego. Do jednego dolał trochę wódki – ten oczywiście był dla niego. Zobaczył, że Kaoru już jest przy Lillyanne. Z białym winem... Cholera. Oczywiste było to, że to wszystko, to był test. Szkoda, że sam o tym nie pomyślał. W końcu kochała ten rodzaj trunku. I wtedy nagle coś mu się przypomniało. Mała dziewczynka siedząca na huśtawce trzymała w dłoniach soczek w kartoniku i była na nim niesamowicie skupiona. Piła nie interesując się niczym innym, a kiedy w końcu się skończył spojrzała niezadowolona na swojego towarzysza. Ten będąc rozczulony jej wzorkiem zbitego kota i łezkami w oczach podał jej swój kartonik. Wtedy po raz pierwszy tego dnia uśmiechnęła się. Od rana była zła przez coś, co najwyraźniej powiedzieli jej rodzice. Teraz znowu była tą samą, radosną dziecinką wołającą: "Soczek bananowy czyni cudna, ne Ikuto-san?". To wspomnienie dało mu do myślenia. Postanowił w jakiś sposób zaufać mu, chociaż nie rozumiał dlaczego w tym momencie wpadło mu do świadomości. To jednak wywołało na jego twarzy dość specyficzny, rzadko pojawiający się uśmiech chowający w sobie ból, smutek, a jednocześnie niezmierzone szczęście i radość. Z taką miną podszedł do nich i bez najmniejszego słowa wystawił do niej jedną ze szklanek. Usiadł na jednym z foteli i zerknął w stronę okna pogrążając się w zadumie. Przyłożył do ust szklankę z drinkiem i upił łyczek tracąc się gdzieś za mgłą wspomnień pozostawiającą ślad w jego oczach.