Wielkie regały z książkami sięgają niemal do sufitu. Można tu spotkać przede wszystkim osoby lubiące się uczyć, czytające dla przyjemności lub po prostu grupki dziewczyn chcące obgadać coś w spokoju. Całe pomieszczenie wypełnia zapach starego pergaminu, a niektóre półki pokrywa cienka warstwa kurzu. Jest tu przestrzeń na której stoją stoliki z krzesłami, by można było przeczytać książkę której nie można wypożyczyć, bądź w ciszy odrobić lekcje
Kolejny dzień w Hogwarcie. Jeden z wielu, pełnych życia dni, kiedy uczniowie i studenci spieszą się na zajęcia, a nauczyciele w popłochu sprawdzają pierwsze wypracowania oraz przygotowują kolejne materiały na zbliżające się wykłady. Rzecz jasna młodsza część szkoły nie przejmowała się tym tak bardzo, jak profesorowie, jednak musieli ingerować w przypadkach podobnych do tego, który właśnie miał miejsce w bibliotece. Paul Price, jako jeden z niewielu, miał chwilę przerwy i dotarł na miejsce przed innymi, by pełnić swoje obowiązki. Zastał tam Lotte Reyes i Alana Payne'a na intrygującej wymianie zdań. Czyżby się kłócili? Skądże, prowadzili tylko rozmowę o wielkim tomiszczu na trasmutację, a które oboje chcieli mieć, gdyż był to jedyny dostępny w tej chwili egzemplarz. Jak to się potoczy? Mistrz Gry zostawia was z tym małym problemem w nadziei, że nie poleje się krew, a oba domy unikną utraty punktów. Może pan profesor znajdzie jakieś pokojowe rozwiązanie. Kto wie, kto wie. Zaczyna Paul. Powodzenia!
______________________
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sam nie wiedział, czy wkurwić się, że krukon zawraca mu głowę takimi trywialnymi rzeczami jak nauka, czy jednak być mu wdzięcznym, że próbuje sprowadzić go na ziemię. Inni zdawali się kompletnie pomijać fakt, że chyba Solberg jakoś ten rok zdać musi. Przynajmniej w teorii. Powinien przecież podejść do egzaminów i walczyć o swoją przyszłość, ale jakoś cały duch walki zdawał się w nim na ten moment umrzeć. Nie widział już sensu w dalszym pchaniu się łokciami i udowadnianiu innym, że jest coś wart. Przez niego Boyd stracił rękę i Max wiedział, że to wydarzenie będzie się już za nim ciągnęło do usranej śmierci. Postarał się wychwycić poprawną wymowę zaklęcia zaproponowanego przez Darrena. Miał kilka dni, by poćwiczyć chociaż tyle i nie zbłaźnić się całkowicie, gdy przyjdzie do umówionego spotkania. -Nie wiem, czy chcesz bym Cię czymkolwiek zaskakiwał, ale spróbuję przyjść przygotowany. - Obiecał, notując na pergaminie nazwę inkantacji i podkreślając, że jest to rzecz ważna. Zaklęcie naprawdę brzmiało na coś szalenie przydatnego. Mogło chociaż trochę zmniejszyć w końcu szanse Maxa na wjebanie się w kolejny czarnomagiczny przedmiot. Jedna wielka blizna, wijąca się przez jego lewe przedramię zdecydowanie wystarczała. -Pomóc Ci? Ostatnio trochę przysiadłem z transmutacji. - Zaproponował widząc, jak Shaw usuwa coś ze swojego pergaminu. Co prawda miał do czynienia z krukonem, więc nie spodziewał się, że może być jakkolwiek przydatny, ale zapytać nigdy nie szkodziło. Stuknął parę razy piórem w miejsce, gdzie na pergaminie miał puste miejsce. Potrzebował jeszcze czegoś, co zapewniłoby mu i Lucasowi powodzenie. Nie miał jednak pojęcia, co takiego mogło być im pomocne, dlatego ponownie zwrócił się do księgi i zaczął ją kartkować. -Co wiesz o skrzelozielu? - Zapytał Darrena licząc, że ten zainspiruje go jakoś do pracy. Nie liczył na konkretną pomoc, a bardziej na wskazówkę, która być może nakieruje go na właściwy trop. -Nie miałem zbyt wiele do powiedzenia, szczerze mówiąc. - Ponownie przeniósł Ivarę na swoje kolana, by uniknąć brudnego incydentu, z którego musiałby tłumaczyć się bibliotekarce. - Masz własnego pufka? Nie miałem pojęcia. Ciężkie to do utrzymania? - Szczerze zainteresował się tematem, bo nigdy nie widział tego stworzenia w akcji. Słyszał natomiast, że w zamku kilka istot z tego rodzaju się kręci i są bardzo milusińskie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Skrzypienie pióra o pergamin rozlegało się w bibliotece non stop. Darren skrzywił się, kiedy usłyszał jedno wyjątkowo głośne i zakończone trzaskiem - czyjeś pióro parę miejsc dalej właśnie się złamało. Odwrócił głowę w tamtą stronę i zobaczył rudego piętnastolatka, który rozpoczął żmudny proces strugania narzędzia. Krukon pokręcił głową i wrócił do Solberga. - Jasne, dzięki - powiedział z uśmiechem i podsunął Maxowi swój pergamin by ten rzucił na niego okiem - Jeśli nie podciągnę się z transmutacji, to nie będę mógł naprawdę zamieniać uczniów w wiewiórki i moja reputacja prefekta legnie w gruzach - dodał, po czym przeszedł do tłumaczenia Ślizgonowi głośnym szeptem co już miał zapisane i znalezione, co myślał by jeszcze doskrobać, swoich wątpliwości na temat słuszności zamieszczonych tez oraz pytań, czy na pewno nie plecie tam głupot. - Skrzeloziele? - powtórzył za Solbergiem, po czym ucichł na dłuższą chwilę - Tyle, że po zjedzeniu można oddychać przez jakiś czas pod wodą, bo rosną ci... no, skrzela - powiedział, ujawniając praktycznie całą swoją wiedzę na temat tej rośliny - Przykro mi, ale asem z zielarstwa nie jestem. Po pytaniu o to, czy pufek jest ciężki do utrzymania, Darren nie mógł powstrzymać cichego chichotu. Zwierzątka te były praktycznie całkowitym przeciwieństwem określenia "trudności w utrzymaniu". - Jedzą praktycznie wszystko, śpią gdzie popadnie i mają grube futerko - powiedział, przemilczając ostatecznie kwestię tego, że ich największym przysmakiem są smarki - Więc polecam, jeśli nie masz czasu na coś większego - dodał, otwierając kolejny podręcznik do transmutacji.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Też usłyszał ten trzask i odruchowo odwrócił głowę w stronę, z której dobiegał. Ivara cicho spała na jego kolanach od czasu do czasu cicho mrucząc. Wydawałoby się, że nastał chwilowy rozejm. - Akurat transmutacja ludzi to moja specjalność, więc polecam się. - Uniósł kąciki ust w lekkim uśmiechu. Wyobrażał sobie Darrena zamieniającego niesforne osobniki w rude zwierzątka. Ta wizja w pewien sposób poprawiła mu humor. -Masz kilka rodzajów transmutacji, które Patol będzie tutaj wymagał. Jeżeli macie temat o zmianie rzeczy mniejszej w większą polecam wspomnieć o transmutacji scalającej. Jest dużo łatwiejsza od bezpośredniej zamiany przedmiotu w coś większego, bo bierzesz cechy z dwóch składników i w wyniku ich połączenia otrzymujesz jedną, większą całość. - Zaczął wskazując odpowiednią stronę w księdze. Przerabiał ten etap indywidualnie, ale wiedział, że u Patola lepiej było wspomnieć więcej niż zbyt mało, by nie wytknął braku podstawowej wiedzy z najpiękniejszej magicznej dziedziny. -Tak myślałem... Nikt nic więcej nie wie. Żaden człowiek, żadna księga.... - Sfrustrowany zamknął energicznie jeden z leżących przed nim tomów o roślinach słodkowodnych. Potrzebował informacji, ale nie miał pojęcia, gdzie je zdobyć, a jakoś niezbyt miał ochotę kręcić się teraz po gabinetach i wypytywać nauczycieli. Chichot krukona lekko zdziwił Maxa, który odruchowo uniósł ku górze jedną z brwi. Dopiero chwilę później poznał powód tej wesołości, gdy okazało się, że pufki to tak naprawdę oddychające maskotki. - Brzmią jak niektóre osoby, które znam. - Odpowiedział z uśmiechem, bo wielu uczniów tej placówki cechowało się podobnymi przymiotami co te futrzaste kulki. - Mam w domu psa, wystarczy mi, ale na pewno zapamiętam, jak kiedyś coś mi się odmieni. - Całe szczęście, że Darren nie wspominiał o kwestii jedzenia smarków, bo Max raczej odrzuciłby tę opcję od razu, a tak przynajmniej mógł przemyśleć tę sprawę, gdy zabraknie mu toawrzystwa.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Naprawdę? - upewnił się Krukon. Nie wątpił w umiejętności transmutacyjne Ślizgona - po prostu nigdy nie słyszał o jego talentach na tym polu, w przeciwieństwie do eliksirowarstwa. Rozpromienił się - Chętnie skorzystam. Skrzętnie zanotował każde słowo, które powiedział Solberg. W tym temacie każda pomoc była mile widziana, Shawowi było więc tym bardziej przykro, że nie mógł zrewanżować się Maxowi jakąś dawką informacji o skrzelozielu. Choćby nie wiadomo jak jednak wytężał pamięć, nic nie wpadało mu do czerepu - ani żadna notka z podręcznika, słowa nauczyciela zielarstwa czy ustęp z jakiegoś ministerialnego pisma czy raportu na temat rozbicia szajki przemytników wodorostów, o ile takie w ogóle istniały. Przysunął do siebie z powrotem księgę i naskrobał kolejną linijkę, pilnując by nie robić zbyt dużych odstępów. Jeśli w Hogwarcie byli nauczyciele pozwalający na pisanie czcionką dwa razy za dużą, to na pewno nie zaliczał się do nich Patton Craine. - Możesz poszukać ich w parku w Hogsmeade - polecił - Jest tam mała grupka dzikich puszków. To znaczy, jak będziesz mógł znów odwiedzać Hogsmeade, oczywiście - dodał. Na początku chciał się w ogóle powstrzymać od wspominania o wiosce pod Hogwartem, jednak z drugiej strony gdyby to Shaw był na miejscu Solberga, to srogo by wkurwiało gdyby ludzie dookoła udawali jakby nic się nie stało i to wszystko było tylko jakimiś przedłużonymi feriami. Rozmowę o pufkach przerwał im skrzek bibliotekarki oraz łopot skrzydeł brązowej sowy, która zręcznie przelatywała pomiędzy półkami i zrzuciła przed Shawem list z pieczęcią Ministerstwa. Krukon westchnął przeciągle, przeprosił parę razy kobietę zajętą teraz bardziej wypędzaniem stąd ptaka niż słuchaniem chłopaka i przełamał wosk, po czym przejechał wzrokiem po treści krótkiego listu. Nic specjalnego - Zagumov wzywał go na dywanik w sprawie złożenia raportu na temat ostatniego podpalenia i walki z arsonistami na ulicy Pokątnej. Zła wiadomość była jednak inna i wiązała się z datą owego spotkania. - To Specialis Revelio muszę przenieść na jakiś dzień po Nowym Roku, najlepiej jeszcze w pierwszym tygodniu - oznajmił Ślizgonowi. Wyprostował się na krześle i rozciągnął się, po czym zaczął składać list od swojego szefa i wpychać do kieszeni spodni - A skoro będziesz miał więcej czasu, to przygotuj się też z Male Tactus, ale ćwiczyć go zapewne nie będziemy - dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu i otworzył drugą rolkę pergaminu, gotową do przyjęcia na siebie atramentu uformowanego w dalszą część wypracowania.
+
Ostatnio zmieniony przez Darren Shaw dnia Sob 27 Lut - 19:17, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Talentem by tego nie nazwał, ale potrzeba wymusiła na nim mocniejsze przestudiowanie zagadnień transmutacyjnych, a że ta dziedzina zawsze najbardziej interesowała go z zakresu tych, wymagających użycia zaklęć, a dzięki Filinowi zrozumiał, jak przydatna naprawdę może być. -Serio, serio. - Odpowiedział z lekkim uśmiechem, bo akurat lubił być przydatny i od razu zabrał się za pomoc krukonowi. W końcu coś tam udało mu się zapamiętać i nie widział powodu, żeby nie podzielić się zdobytą wiedzą z Darrenem, który też przecież wyciągał ku niemu kilkukrotnie pomocną dłoń. Nie przejął się zbytnio tym, że Shaw nie potrafił odpowiedzieć na jego pytanie. Sądził nawet, że zbyt mocno szuka we wszystkim drugiego dna i naprawdę nie ma nic więcej w skrzelozielu niż to, co już o nim wiedział. -W parku? Nigdy ich tam nie widziałem, ale na pewno zwrócę większą uwagę następnym razem. - Był cholernie wdzięczny Darrenowi, że ten nie traktuje go jak dziecka, z którym trzeba obchodzić się jak z jajkiem i nie unika tematu. Nawet, jeżeli nie czuł się z tym wszystkim dobrze, musiał przecież wciąż prowadzić normalne, lub względnie normalne życie, a takie podchody zdecydowanie mu to utrudniały. Przybycie sowy ciężko było zignorować ze względu na raban, jakiego narobiła bibliotekarka. Z ciekawością spojrzał na kopertę, którą przyniósł krukon i zauważył na niej pieczęć Ministerstwa -Robota wzywa? - Zapytał bardziej dla podtrzymania rozmowy niż z jakiegokolwiek innego powodu. Domyślał się, że Shaw raczej nie może paplać na prawo i lewo o tym, co dzieje się w instytucji, która go zatrudnia. -Jasne, nie ma problemu. - Odpowiedział na zmianę terminu, zaznaczając jedną ze stron w książce, która wydała mu się nawet interesująca. - Się robi, profesorze Shaw! Będzie Pan zadowolony. - Rzucił z przekąsem, choć nie czuł się jakoś specjalnie źle z tym, że będzie miał co robić. Może i zostawała mu praca nad eliksirem, ale czasem miło było zabrać się za coś innego, ot tak dla zwykłego urozmaicenia sobie życia.
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Marie R. Moreau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : znamię w kształcie półksiężyca na prawym nadgarstku, słyszalny francuski akcent
Weszła do biblioteki z konkretnym celem. Chciała znaleźć jak najwięcej informacji na temat kilku z magicznych roślin. Dlaczego? Planowała nauczyć się kilku nowego eliksiru – Czyszczącego Rany, jednak zanim dotrze do warzenia chciała dowiedzieć się trochę na temat składników tego eliksiru. Szczególnie była ciekawa krylicy. Była ona jednym z głównych składników tego eliksiru, jednak zarazem była niebezpieczną rośliną. Weszła więc do biblioteki i zabrała się za poszukiwanie interesujących ją książek, w których mogłaby znaleźć interesujące ją informacje. Zebrała z półek m.in. „Rośliny lecznicze”, „Zielarstwo dla początkujących”, „Niebezpieczne rośliny magicznego świata” oraz książkę, która ją zainteresowała głównie swoim wyglądem. Był to bowiem niewielkich rozmiarów, oprawiony w czarną skórę tomik. Postanowiła zostawić go jednak na koniec. Zaczęła szukać w pierwszej z książek informacji o krylicy jednak nic takiego nie znalazła. Odłożyła więc ją na bok i sięgnęła po kolejną pozycję. Tutaj jednak także nie znalazła interesujących ją informacji. Powoli zirytowana postanowiła jednak sięgnąć po tom, który tak bardzo ją zaintrygował. Otworzyła na podanej w spisie treści stronie i tym razem się nie zawiodła. Zaraz po przeczytaniu pierwsze zdania odłożyła książkę i pospiesznie sięgnęła do torby, aby wyjąć z niej rolkę pergaminu i pióro. Od razu zaczęła notować. Roślina okazała się być bardzo interesująca. Nie dość, że można było ją spotkać tylko w najzimniejszych częściach świata, niemal nie dało się jej rozróżnić z kryształem górskim. Dodatkowo, przecież nie wszystkie rośliny tak jak krylica rosną tylko rzez trzy dni, w przeciągu których zdążają rozwinąć się, zakwitnąć i umrzeć. Co więcej zebrana, w każdym z tych trzech stadium rozwoju miała zupełnie odmienne właściwości. Jeżeli zebrało się ją w fazie rozwoju można dostrzec w jej wnętrzu białe liście. To właśnie one po zamarznięciu tworzą jednolitą masę, z której składa się kryształ, stanowiący roślinę. Krylicę w pierwszej fazie można wykorzystywać w warzeniu eliksirów leczniczych, a także do uśmierzania bólu po poparzeniach i utrzymywania ciała człowieka w odpowiedniej temperaturze, poprzez dołożenie jej do rany po poparzeniu. Marie sądziła, że do eliksiru, który miała zamiar uwarzyć będzie potrzebowała właśnie rośliny w pierwszym stadium wzrostu. Drugie faza, czyli zakwitanie. Krylica wtedy zebrana jest przede wszystkim wykorzystywana do warzenia eliksiru chroniącego przed ogniem. Puchonka natychmiast zanotowała na brzegu pergaminu nazwę tego eliksiru, gdyż postanowiła poszerzyć swoją wiedzę także o informacje dotyczące właśnie tego eliksiru. Wracając jednak do rośliny, właśnie podczas zakwitania najtrudniej było ją odróżnić od kryształu. Jedyne czym się od niego różniła to zarysy liści w przekroju rośliny. Ostatni etap rozwoju krylicy, gdzie jest ona najbardziej niebezpieczna. Po pierwsze jest to faza, podczas której kryształ zaczyna umierać, topniejąc od wewnątrz. Wydziela przy tym mnóstwo trującego dymu. Jakiekolwiek, nawet najmniejsze zetknięcie się z tym dymem powoduje natychmiastowe zamarznięcie tkanek, które nadają się już jedynie do usunięcia poprzez amputację. Jeżeli natomiast postanowi się wykorzystać jakikolwiek kawałek krylicy w fazie umierania do eliksiru, uwarzona zostanie wtedy mikstura, której wypicie spowoduje zamrożenie organów wewnętrznych, co jest równoznaczne ze śmiercią. Niesamowite, a zarazem przerażające. Dziewczyna po raz kolejny od czasów rozpoczęcia swojej edukacji pogratulowała sobie przeczucia i ciekawości. Czuła się nie tyle co uspokojona, ale pewna skutków jakie niesie ze sobą działanie rośliny.
[z/t]
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren dopisał jeszcze kolejnych informacji podanych mu przez Solberga, po czym odchylił się do tyłu na krześle i schował pióro do kałamarza. Pomasował lekko lewą dłonią prawy nadgarstek - być może powinien zainwestować w jakieś samopiszące pióro, bo pomiędzy raportami i wypracowaniami, to niedługo będzie musiał wymienić ręk... Shaw chrząknął i pokiwał głową. - Niestety tak - mruknął, zastanawiając się czego dokładnie chcieć będzie jego przełożony. Dmuchnął na atrament chcąc przyśpieszyć jego schnięcie, po czym zwinął oba, zapisane już w pełni zwoje i schował je do torby. - Jeszcze raz dzięki za pomoc - uśmiechnął się do Maxa i wstał od stołu - To w takim razie widzimy się jak się widzimy, dam ci znać dokładnie kiedy - powiedział, łapiąc za torbę i kierując się do wyjścia. Zatrzymał się po kilku krokach i odwrócił się jeszcze do Ślizgona - Trzymaj się, Solberg - dodał, po czym wyszedł z biblioteki i ruszył w swoją stronę.
z/t x2
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Gdy dopadła ją sowa z wiadomością od bibliotekarki, Kryśka w pierwszej chwili nie miała pojęcia, o co chodzi. Dopiero po krótkim namyśle przypomniała sobie, że faktycznie jakiś czas temu poczuła dziwny i niewyjaśniony zryw do nauki, czego skutkiem było wypożyczenie właśnie tej księgi. Jednak, jak to w przypadku Grimowej często bywało, zapał ten zniknął jeszcze szybciej niż się pojawił, więc książka szybko przestała być obiektem zainteresowania Gryfonki. Potem jakoś tak wyszło, że przez to całe zamieszanie z piernikami i świętami, Christinie całkiem z głowy wyleciał termin oddania książki. Szybko pognała do swojego dormitorium, gdzie znalazła zapomniany podręcznik, schowała go do torby i znów ruszyła w drogę. Tylko tym razem na czwarte piętro, do biblioteki. Jak to dobrze, że zdążyła jeszcze dostać się do Hogwartu przed upłynięciem terminu! Wolała nie sprawdzać, jak na utratę punktów z takiego błahego powodu zareagowaliby pozostali uczniowie Domu Godryka. Gdy wpadła do biblioteki złapała lekką zadyszkę, więc, oparłszy się o stojący blisko stolik, chwilę musiała spędzić na wyrównywaniu oddechu. Gdy już mogła stabilnie stanąć na nogach i nie dyszała już z wysiłku, postawiła torbę na jednym z krzeseł i po chwili wyciągnęła z niej książkę, która była powodem jej szaleńczego sprintu. Spojrzała jeszcze na okładkę. Kojarzyła, że jeden z przepisów całkiem ją zainteresował, więc niewykluczone, że będzie musiała kiedyś wrócić po ten tom jeszcze ram. Ale to już wtedy, gdy naprawdę znajdzie trochę czasu na naukę, żeby znów nie skończyło się na tym, że przeleży ona zapomniana cały ten czas. Gdy już utrwaliła sobie w pamięci tytuł, autora i okładkę, podeszła do biurka bibliotekarki i przywołała na twarz przepraszający uśmiech. - Dzień dobry. Jaa… dostałam taki list. Miałam zwrócić do dzisiaj książkę. Przepraszam za zwłokę - powiedziała, kładąc przed kobietą tom dotyczący eliksirów. Pani Cambpell spojrzała na nią, odrywając wzrok od dokumentów, a potem skinęła głową. Machnęła różdżką, a nagle pojawiła się przed nią karta biblioteczna Kryśki. Zaczęła wpisywać coś w odpowiednie rubryczki, a potem uśmiechnęła się i stwierdziła, że to wszystko, i że Christina wyrobiła się jeszcze w terminie. - Dziękuję bardzo. Przepraszam, że tak późno ją zwróciłam. I do widzenia - pożegnała się, odchodząc od biurka. Na odchodne przyjrzała się jeszcze książkom stojącym na najbliższych regałach, a potem ruszyła do drzwi. Może wypożyczy coś po przerwie?
// zt
Marie R. Moreau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : znamię w kształcie półksiężyca na prawym nadgarstku, słyszalny francuski akcent
Naprawdę nie wiedziała jak do tego doszło. Nigdy nie zdążyło jej się zapomnieć o jakimś terminie. Więcej Marie prawie nigdy o niczym nie zapomniała. Niezależnie czy chodziło o urodziny, rocznicę, termin oddania pracy domowej, czy oddania książki do biblioteki. Była wręcz przekonana, że książka już dawno została przez nią oddana. Kiedy przeczytała list od bibliotekarki nie mało się przestraszyła. Nie mogła pozwolić żeby właśnie przez nią Hufflepuff stracił punkty, a znając panią Cambpell nie byłoby ich mało. Wiedziała, że co prawda takie zachowanie pasowało do jej opinii zimnej suki, ale nie oznaczało to, że miała to jeszcze udowadniać. Zgarnęła ze stolika nocnego wcześniej znalezioną książkę i pospiesznie wyszła z dormitorium i skierowała się w kierunku biblioteki. Na szczęście po drodze nie spotkała niemal nikogo na korytarzach. Wróciła więc w myślach do tomu, który spowodował to całe zamieszanie. "Zaklęcia ponadpodstawowe magii uzdrawiania XXI wieku". Książka zainteresowała ją po samym tytule. Magia Uzdrawiania to właśnie coś co ja interesuje. Przeczytała książkę w dwa wieczory. Co prawda większość zaklęć przedstawianych w tomie była nie tyle co ponadpodstawowa co zaawansowana, a już na pewno wykraczająca poza możliwości Marie. Spisała jednak kilka tych, które ją bardziej zainteresowały, obiecując sobie, że za jakiś czas z pewnością do nich wróci. Swoją drogą może warto spytać pani Cambpell, czy nie ma może innych książek w temacie magii uzdrawiania, tylko troszkę mniej złożonych. Weszła do biblioteki. W zasadzie była nawet zdziwiona, że jest ona otwarta o tak wczesnej porze, aczkolwiek idąc do niej nawet nie dopuszczała do siebie innej możliwości. Podeszła do stanowiska bibliotekarki. - Dzień dobry, ta książka - wskazała na tom, który trzymała i podała go kobiecie. - Miałam ją oddać wcześniej, naprawdę po prostu gdzieś mi to wyleciało z głowy - zaczęła się tłumaczyć. Na szczęście poza krótką reprymendą od pani Cambpell obeszło się bez gorszych konsekwencji. - A właśnie, ma może pani jakieś inne książki dotyczące zaklęć uzdrawiających tylko na trochę niższym poziomie - bibliotekarka w odpowiedzi kiwnęła głową i powiedziała puchonce żeby zaczekała na nią chwilę. Dziewczyna obserwowała jak kobieta lawiruje między rzędami ogromnych regałów, aż w końcu znika za jednym z nich. Po kilku minutach wynurzyła się ponownie lewitując przed sobą stos książek. Doprawdy Marie nie wiedziała w jaki sposób kobiecie udało się w tak krótkim czasie znaleźć tyle książek. Zaczęła je przeglądać i wybierać te, które chciała wypożyczyć jeszcze dzisiaj. W końcu wybrała trzy pozycje, aczkolwiek zanotowała sobie kilka innych tytułów, które zamierzała wypożyczyć następnym razem. Zadowolona wyszła z biblioteki obiecując pani Cambpell, że tym razem książki odda jeszcze przed terminem.
[z/t]
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Zapomniała na śmierć o wypożyczonej w październiku książce. Dwa miesiące to zresztą i tak nie tak źle, znała osoby, które przetrzymywały woluminy jeszcze dłużej i nawet sowy wysyłane przez bibliotekarkę i utrata punktów nie przynosiła oczekiwanych skutków. Cóż, ona mimo wszystkich do tego grona nie należała. Zapominać było przecież rzeczą ludzką. Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek wcześniej jej się coś takiego przytrafiło, a poza tym ponaglona otrzymaną wczoraj wiadomością, podreptała do biblioteki od razu na kolejny dzień, gdyż poprzedniego już nie zdążyła. - Dzień dobry! - przywitała się na wstępie z kobietą krzątającą się koło regałów. Dobra mina do złej gry? Niee, gdzie by tam. Jednocześnie lekko się uśmiechnęła, mimowolnie, kiedy do jej nozdrzy dotarł ten charakterystyczny zapach książek. Och, jak ona go uwielbiała! Samo to sprawiało, że mogłaby siedzieć w bibliotece godzinami, choć oczywiście nie był to jedyny powód - równie mocno kochała czytać, a poza tym ta cisza i spokój… Nietrudno wobec tego było zgadnąć, jakie było jedno z jej ulubionych miejsc w domu. - Dostałam wczoraj od pani list z przypomnieniem o oddaniu podręcznika… Bardzo przepraszam za przetrzymanie go! Miałam go zwrócić miesiąc temu, ale miałam tyle na głowie, że zupełnie o tym zapomniałam, nie wiem, jak to się stało - zaczęła się ciut nieporadnie tłumaczyć, patrząc skruszonym wzrokiem na trzymaną w dłoniach książkę, która po chwili wylądowała na blacie biurka. Na szczęście obyło się bez zbędnego prawienia kazań i "Innowacyjne metody czarowania w dziedzinie uzdrawiania" autorstwa Johna Percy'ego wróciły na swoje miejsce na półce. To jednak nie było jeszcze wszystko. - Miałaby pani coś podobnego do tego? - zapytała, korzystając z faktu, że w pomieszczeniu nie było nikogo prócz niej. Poza tym skłamałaby, mówiąc, że nie jest zainteresowana dalszym poszerzaniem wiedzy z zakresu magii leczniczej. Coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że ta nauka nie pójdzie na marne, a i coraz częściej zdarzały się sytuacje, w których musiała sięgać po nieco bardziej zaawansowane zaklęcia… które niestety nie zawsze leżały w zakresie jej umiejętności. I oczywiście chciała to zmienić. Nie trzeba było długo czekać, aby bibliotekarka podsunęła jej odpowiednią książkę. Po pobieżnym jej przejrzeniu Puchonka poprosiła o wypożyczenie i obiecawszy, że tym razem zwróci ją w odpowiednim terminie, pożegnała się z kobietą i wyszła.
|zt
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Etap I - post I Fabularne zdobywanie informacji na temat technik eliksirowarstwa i ich wpływu na końcowe efekty eliksiru
Prowadził skrupulatnie notatki. Zbyt wiele na eliksirach się jednak nie znał, w związku z czym musiał działać w miarę ostrożnie - nie bez powodu zatem rozpoczął swoje pierwsze kroki pod tym względem w postaci przeglądania najróżniejszych tomiszczy, by sporządzić z nich prawidłowe zapiski. Zresztą, gdyby mógł, to zapewne by się okopał na ten jeden dzień w bibliotece, co możliwe, że nie spotkałoby się z widoczną aprobatą bibliotekarki, wszak... ile można? Wykorzystanie jednak dni wolnych do poważniejszego studiowania całokształtu działania eliksiru wiggenowego mogło przynieść mu spore korzyści, w związku z czym nie bez powodu Lowell zdawał się żywo zainteresować tematem. Tym bardziej, że już wcześniej coś tam pisał w dzienniku, który to otrzymał od samej Julii - czas było przenieść marzenia na coś, co rzeczywiście będzie miało miejsce w otaczającej go rzeczywistości. Jakoby samo istnienie nie wystarczało, w związku z czym musiał zrobić parę kroków do przodu, by dogonić samego siebie, nie stojąc tylko i wyłącznie w jednym miejscu. Jakoby to miało przeprowadzić przebudzenie jego kreatywności i zdolności logicznych. Zaczął zatem studiować, poszukując informacji w najróżniejszych książkach, które to spokojnie dotykał własnymi palcami, przewracając raz po raz kartki. Standardowy przepis na wiggenowy znał, ale musiał się dowiedzieć znacznie więcej, jeżeli chciał go zmodyfikować do takiej wersji, jaka rzeczywiście będzie mu odpowiadała. Nie mógł być najlepszy ze wszystkiego, czego doskonale był świadom; niemniej jednak lecznicze wywary rzeczywiście mu podpadały. Może ze zwykłymi eliksirami miał problem, ale obecnie obracał się głównie wokół tego, co go najbardziej interesowało - wokół uzdrawiania, choć modyfikacja przepisu, jak to podejrzewał, będzie wymagała od niego znacznie większych pokładów cierpliwości. Zdołał jednak znaleźć coś, co go rzeczywiście zaintrygowało. W tych notatkach, napisanych poniekąd krwią, wszak każdy eksperyment wymagał ofiar, znalazł coś, co wreszcie mogło pomóc mu względem doboru dodatkowych składników. Nie bez powodu zatem zaczął spisywać z książki obarczonej nazwą "Techniki profesjonalnego eliksirowarstwa" autorstwa A. Fishlock, kolejności dodawania składników w zależności od chęci uzyskania wybranego efektu. Może nie wiedział na ten temat zbyt wiele, kiedy to rozsiadł się wygodnie, czytając i następnie zapisując przeanalizowane informacje na ludzki język, ale jeżeli chciał zastosować coś, co ustabilizowałoby wpływ właściwości leczniczych na ciało, jednocześnie go nie krzywdząc, musiał zastosować składnik w czwartej fazie tworzenia eliksiru, jako jeden z najsilniejszych, zważywszy uwagę na to, iż powinien odraczać efekty w czasie. Zastanawiało go jednak to, co powinno stać się tym składnikiem, który byłby w stanie prawidłowo powstrzymać działanie lub je przedłużyć, a przede wszystkim... Nie marnować go, rozkładając równomiernie efekty. Spędzone kilka godzin w bibliotece, podczas posiadanego czasu wolnego, pozwoliło mu naznaczyć prawidłowo sytuację; powoli się uczył i czerpał z tego wiedzę, w związku z czym nie bez powodu jego umysł koniec końców wymagał odpoczynku. Mimo to, skupiwszy się na początkowych próbach zrozumienia technik warzenia poszczególnych mikstur, mógł lepiej pojąć to, z czym mają do czynienia na co dzień osoby zajmujące się ciągłym doskonaleniem wcześniej przyjętych receptur. Zakończywszy poszukiwania informacji, Lowell przywrócił kilka tytułów na ich prawidłowe miejsce, by tym samym schować magiczny dziennik i wyjść z biblioteki, by zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.
[ zt ]
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Schowała do torby podręcznik z transmutacji i figurkę smoka, a Hulka posadziła na swym ramieniu, tuż przy śnieżnobiałym kołnierzyku. Zamierzała skoczyć po obiad bułkę do kuchni i wrócić do dormitorium jednak została zatrzymana przez bibliotekarkę, a chwilę później jakaś dziewczyna też została zwerbowana do zadania specjalnego. Zerknęła na studentkę Slytherinu z wymalowaną na twarzy niepewnością, a następnie szybko czmychnęła spojrzeniem do bibliotekarki tłumaczącej co mają zrobić, najlepiej jak najszybciej. Nie potrafiłaby jej odmówić nawet bez obiecanej nagrody punktowej, a dzięki temu jej motywacja do działania znacząco się zwiększała. Pokiwała głową, wydukała zapewnienie, że oczywiście, pomoże, wcale nie zamierzała wyjść z biblioteki po tych dwóch godzinach ślęczenia nad referatem. Kiedy zostały same, objęła dłońmi swoje łokcie i zerknęła na towarzyszkę niedoli. - Hej. - posłała jej leciutki uśmiech i wyciągnęła ciepłą dłoń w jej kierunku. - Jestem Bons. Znaczy Bonnie, ale mówią mi Bons. - uścisnęła jej palce jeśli wyraziła chęć tego oficjalnego powitania, a następnie zwinęła Hulka z ramienia do doszytej kieszonki mundurka, aby nie plątał się między jej włosami żaden zielonkawy nieśmiałek. - Czy my naprawdę mamy sprzątać po Irytku i to bałagan, którego nie widać? - zapytała ot tak, dla rozruchu, dla zagadania, nawiązania rozmowy i uniknięcia cichego zakłopotania. Nie mówiła głośno, ale można uznać też, że to szacunek do miejsca nauki. Poprawiła torbę na ramieniu i wygramoliła z niej swoją jasnobrązową różdżkę. - Zastanawiam się czy Accio zadziała... w bibliotece. - rozejrzała się wśród regałów i myślała jak to ugryźć. Przecież jeśli zawołają "accio książka" to zlecą się dosłownie wszystkie, a jak inaczej prostym słowem określić niewidzialne tomiszcze? Miała nadzieję, że magia wspomoże je w tym przedsięwzięciu skoro mają do odnalezienia całe czterdzieści podręczników. Nie znała Robin jednak zerkając na nią kątem oka w mig orientowała się, że dziewczyna posiada silny charakter. Czasem sama postawa potrafi wiele powiedzieć, a więc pozostało zaakceptować sobie posadę wciąż szarej myszki wszak stojąc przy Robin nikt nie zwróci uwagi na szaraczka, prawda?
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Jak widać, pech od dłuższego czasu nie opuszczał Robin, choć ona usilnie próbowała udawać, że ten nie istnieje i wszystko jest u niej w normie. Niestety, wydarzenia bieżące kompletnie na to nie wskazywały. No bo jak inaczej, jak nie pechem, nazwać fakt, że przyszła do biblioteki tylko po to, aby napisać referat z transmutacji, a została zagoniona do dodatkowej pracy? No w jej opinii inne określenie byłoby po prostu kompletnie nieadekwatnym do sytuacji. Pojawiła się w bibliotece, bo pośród swoich notatek i podręczników nie mogła znaleźć wystarczająco informacji na temat zaklęcia genimo, aby napisać na rolkę pergaminu referat. A że nikt nie chciał podpaść nauczycielowi, potocznie nazywanemu Patolem, to musiała się postarać. Jej mózg parował, kiedy chciała opuścić mury tego pomieszczenia i jedyne o czym marzyła to porwanie kilku maleńkich tartaletek z owocami przed pójściem do pokoju wspólnego ślizgonów, gdzie rozwali się grzecznie na kanapie i zacznie je jeść. Ale jak widać pani bibliotekarka miała względem niej kompletnie inne plany. Koncepcja poszukiwania niewidzialnych książek była tak absurdalną, że chyba tylko Irytek mógł wpaść na to, aby je ukryć. Uśmiechnęła się w kierunku dziewczyny, z którą miała dzisiaj współpracować. Nie była pewna, czy ją znała, ale nie przejmowała się szczególnie mocno tym faktem; nie znała większości uczniów tej szkoły, od kiedy do niej wróciła. – Hej, bardzo mi miło, jestem Robin – uścisnęła jej dłoń, automatycznie poszerzając swój uśmiech, choć zadanie, które miały dokonać, prezentowało się w naprawdę karkołomny sposób. Westchnęła głośno i zerknęła z wyraźną wrogością na plecy oddalającej się bibliotekarki, która ot przydzieliła im zadanie i uznała, że swoje już zrobiła, nie powinna się mocniej przemęczać tego dnia. – Jak dla mnie to zwyczajne wysługiwanie się innymi, bo sama nie wiedziała, w jaki sposób najlepiej to zrobić. – stwierdziła, cichym tonem tak, aby tylko Bonnie miała szansę usłyszeć jej słowa. Pomstowała jeszcze przez chwilę na kobietę w myślach, po czym uznała, że to naprawdę już ten moment, aby wziąć się do pracy. W ciszy słuchała słów dziewczyny, w międzyczasie drapiąc się różdżką po głowie i rozważała to, co właśnie mówiła. –Accio miałoby szansę zadziałaś, gdybyśmy znały konkretne tytuły tych książek i wtedy tylko je mogłybyśmy przywoływać – stwierdziła w końcu, zerkając na dziewczynę z nieco zrezygnowanym wyrazem twarzy. Ale przecież nie byłaby sobą, gdyby się teraz poddała. Musiała wymyślić jakiś sposób. – A gdyby coś rozpylić po bibliotece? Coś, co nie zniszczyłoby książek, a widać by było ich obrysy? – była ciekawa jej opinii na ten temat. Ewentualnym sprzątaniem się nie przejmowała, bo sądziła, że proste chłoczyść załatwiłoby całą sprawę.
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Po paru chwilach wykopała z odmętów pamięci twarz ślizgonki. Kilkakrotnie mignęła jej na tych samych wykładach. Dziewczyna z tego samego roku studiów! Tak, teraz już bardziej ją kojarzyła, a kiedy przypomniała sobie numer Obserwatora to pojawiło się w jej myślach więcej szczegółów. Hunter ją lubił, och. No tak, Robin była ładna i pewna siebie, jak miałby jej nie lubić? I jakiś półwil się za nią oglądał. Ach ta zazdrość! Ta myśl, że ktoś nie może odpędzić się od adoratorów a Bons popsuła swój związek, który był niczym wygraną na loterii, a w dodatku jej ex nie miał teraz ręki, a ona nie wiedziała jak ma się zachować. Przełknęła narastającą gulę w gardle i powróciła do rzeczywistości z tego chwilowego zamyślenia.Teraz liczy się znalezienie książek, ot. Powstrzymała się od śmiesznego dygnięcia po oficjalnym przedstawieniu się sobie i powtórzyła sobie w myślach aby zachowywać się swobodnie. Uśmiechnęła się pod nosem widząc złowrogie spojrzenie kierowane w plecy bibliotekarki. - Podzielam twoje zdanie, ale lepiej nie mówmy tego na głos. Bibliotekarka tutaj bywa mściwa. - a zdradzała tylko to, co słyszała. A Bons słuchała uważnie, znała wiele plotek jak i również potrafiła rozpoznać najbardziej popularne osoby bądź takowe których nazwisko obijało się w szkolnych murach. - Ale ten tytuł to "Niewidzialne książki niewidzialności" czy jakoś tak. Mówiła coś o tym, ale skoro kazała nam to zrobić to znaczy, że accio nie jest tak dobre… poza tym zaklęcie będzie brzmieć śmiesznie z tak wieloma członami w inkantacji. - ośmieliła się odezwać nieco pewniej, a jej policzki lekko zarumieniły się z tej śmiałości wypowiedzi. Nie powinna się przemądrzać. Rozmasowała swoje ramię w wyrazie lekkiego stresu i przygryzła kącik ust, rozglądając się uważnie po bibliotece i osobach teraz się tu uczących. - Jakby robić to dział po dziale… zaklęcie piaskowe a potem Evanesco…? Jeśli będziemy współpracować to może się uda… - poprawiła mundurek który nieopatrznie pogniótł się na jej grubym brzuchu. Wypadałoby wyglądać tak elegancko jak Robin, co nie? - Ewentualnie… możemy szukać załamań powietrza, ale do tego przyda się zaklęcie rozświetlającej błyskawicy oraz bystre oko. Masz może chociaż jedno bystre oko gdzieś przy sobie? Swoje zostawiłam niechcący w dormitorium.- jeszcze zeszłego roku nie odważyłaby się tak żartować, a jednak pobyt u boku Boyda i Filina coś ją naprawił. Skinęła dziewczynie głową aby poszły już zanurzać się między regały, póki co z dala od studiujących uczniów. Czekała na jej opinię co do pomysłów a jednocześnie walczyła ze swoją ciekawością. - Robin…? Czy mogę zadać ci jedno pytanie? - o tak, teraz była już widowiskowo zarumieniona ale cóż, taki był urok puchoniej Bons. Jak to Keyira i Gunnar spostrzegli, miała w sobie wewnętrzną iskrę. Stąd zdolność konserwacji i lekkiego żartu. Rozejrzała się po dziale… Transmutacji, przesunęła dłońmi po biurkach ale nie natknęła się na żadne podręczniki. Z drugiej strony Irytek musiał je wrzucić w jakieś nienormalne miejsce, wątpiła aby chciał je ułożyć w rządku na półkach.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Gdyby tylko wiedziała, że Bonnie właśnie myślała o niej w kontekście tego, co Obserwator postanowił w ostatnim czasie pisać na jej temat, to prawdopodobnie zapadła by się pod ziemię. Bo o ile nieszczególnie przejmowała się tamtymi informacjami, tak wiedziała, że znaczna część szkoły miała odmienne zdanie od jej własnego, które brzmiało, że na Obserwatorze nie można znaleźć nic więcej ponad cholernie dużą ilość kłamstwa i obłudy. A przecież w ostatnim wydaniu nie pisali o niej wcale w miły sposób, raczej tak, aby jak najmocniej jej tam dopiec, sugerując trójkąty oraz czworokąty. Pewnie w kolejnym wydaniu pojawią się zupełnie odmienne figury geometryczne… Zaśmiała się słysząc słowa Bons odnośnie mściwości tutejszej bibliotekarki. Jak widać, od czasu kiedy Robin opuściła Hogwart i ponownie do niego wróciła, naprawdę wiele kwestii uległo zmianie. – Daj spokój, co nam może zrobić za mówienie prawdy? Uderzyć książką w głowę? Przynajmniej nie będziemy musiały szukać tych podręczników – próbowała zarazić ją swoim optymizmem, ale nie wiedziała, na ile jej się to udało. Miała nadzieję, że chociaż w minimalnym stopniu. Dalej rozmyślała nad tym, jaki będzie najlepszy sposób na pozbieranie tych wszystkich książek. Słuchała z uwagą słów Puchonki, zastanawiając się nad nimi. – Nie no, masz rację, w taki sposób tego nie załatwimy – stwierdziła w końcu. Spędziły w tej bibliotece już trochę czasu, rozglądając się dookoła i jak na razie doszły do jednego wniosku; accio to nie zaklęcie, które potrzebowały… Czyli zapowiadało się na to, że zamiast poświęcić swój wolny czas na jakiekolwiek inne, przyjemne zaklęcie, będą musiały posiedzieć tutaj znacznie dłużej, niż przypuszczały. Zerknęła na dziewczynę, jakby się nad czymś mocno zastanawiała i zauważyła jej nieco zarumienione policzki. Uznała, że naprawdę ślicznie wygląda w taki sposób, ale zamiast słów komplementu, poczęstowała ją kolejnym wesołym uśmiechem. – Wiesz, to w sumie nie jest głupie. Dodatkowo zastosowałabym zaklęcie Carpe retractum dzięki któremu będziemy w stanie przyciągnąć te wszystkie książki w naszą stronę. Wiesz, coś jak accio, z tym, że tutaj jakby niewidzialna lina otacza obiekt i przyciąga do ciebie – objaśniła, bo w sumie to nie była pewna, czy Bonnie miała sposobność używać kiedyś tego zaklęcia. Ona sama natknęła się na nie całkowicie przez przypadek, ale od tamtego czasu bardzo je polubiła. Zaśmiała się głośno, kompletnie nie przejmując się faktem, że są w bibliotece, kiedy usłyszała zmiankę odnośnie bystrego oka. – Akurat to musi być u mnie całkiem nieźle, jeśli chcę wyłapywać niezłe kąski do opisywania – powiedziała, wciąż ze śmiechem na ustach. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że mogło to zabrzmieć co najmniej tajemniczo. Dla niej to było oczywiste stwierdzenie nawiązujące do jej dziennikarskiej kariery. Zerknęła na nią, kiedy zapytała o to, czy może o coś zapytać. Uśmiechnęła się szerzej, bo dziewczyna jakoś tak wprawiała ją w dobry nastrój. – W zasadzie to już to zrobiłaś, ale możesz zadawać ich ile ci się żywnie podoba – odpowiedziała, naprawdę ciekawa tego, co to za pytanie miała zaraz Puchonka skierować w jej stronę. – I wiesz, nie musisz się tak stresować, nie zjem cię. – dodała, delikatnie szturchając jej ramię własnym, żeby nieco rozluźnić atmosferę. Bo w końcu zrozumiała, skąd ten rumieniec na twarzy dziewczyny. I po prostu kompletnie tego nie rozumiała. Może powinna być bardziej zdystansowana, aby dziewczyna czuła się przy niej swobodniej?
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Wbrew pozorom nie była skrajną pesymistką. Słowa dziewczyny zostały powitane weselszym uśmiechem bowiem doceniała jej wypowiedź jak i próbę rozluźnienia atmosfery. Nie miała pojęcia, że była trochę spięta i odruchowo, niemal nieświadomie, porównywała siebie do kogoś znacznie lepszego i ładniejszego. Pewne aspekty myślenia miała bardzo głęboko zakodowane i stąd też jej postawa, którą i tak już naprostowała od czasu kiedy w końcu uciekła z Ilvermorny. Wyruszyły zatem na poszukiwania, ale gdziekolwiek by nie trafiły ich ręce to napotykały pustkę. Wyższe półki regałów były wypełnione po brzegi, a sporadyczne luki były sprawdzane małymi wiązkami drobnych czarów wszak jeśli światełko przeleci przez półkę na drugą stronę to znaczy, że nic w środku nie ma. Gdyby zgasło na przeszkodzie to znak, że coś tam jest. Nie napotykały jednak niczego co zaczynało być nieco irytujące. To naprawdę odwalanie brudnej roboty za bibliotekarkę. Podrapała się po policzku, wysłuchawszy propozycji ślizgonki. - Znam ten czar ale nie używałam go. Mógłby się zdać, ale to wtedy trzeba wymierzyć go w konkretny cel, a ten musimy widzieć. - zrobiła na moment smutną minę, czyli po prostu lekki grymas wykrzywił jej usta bowiem nie była przekonana do działania tego zaklęcia w ich jakże niewdzięcznym zadaniu. Stanęła na palcach i koniuszki dłoni wsunęła w przegródki na półkach, po kolei każde piętro w regale tam, gdzie sięgała. Zastanawiała się gdzie schowałaby książki gdyby była poltergeistem. Cóż, z pewnością nie byłyby to regały więc chwilę później zaprzestała tej formy poszukiwań. Uniosła nieco brwi i drgnęła słysząc głośny śmiech Robin. To takie miłe, że doceniała jej żart! Dziewczyna wydawała się tak samo sympatyczna jak Chloé. - Opisywania? Nie rozumiem.- posłała jej przepraszający uśmiech i kiedy dotarły do ciemnych okiennic, z pomocą magii przesunęła zasłony na bok i szukała niewidzialnych ksiąg na parapecie. - Może są jakieś w donicach? Takie nietypowe miejsca. Irytek raczej wymyśla coś głupiego. - myślała na głos, dzieląc się swoim spostrzeżeniem i wierząc, że bystre oko ślizgonki pomoże im znaleźć chociaż jedną księgę z czterdziestu. Rozmasowała policzek wewnętrzną stroną dłoni, próbując zetrzeć z niego rumieniec i zawstydzona uciekła wzrokiem na bok, kucając, aby poszukać ksiąg na podłodze. Czekała na jasny znak od Robin, że mają używać już zaklęć piaskowo-znikających bądź naświetlająco-spostrzegawczych. Zdawała sobie sprawę, że pytając o możliwość zapytania już zapytała bez zgody, sama zwracała na to uwagę lecz teraz jakoś tak zakłopotała się i niechcący użyła tej formy pytania. Zawiłe! - Nie stresuję się, wybacz. - zerknęła na nią z lekkim zakłopotaniem. - Nie zwracaj uwagi na moje policzki. Robią się czerwone dosłownie co chwila i bez większego powodu. Taka tam moja przypadłość. - zasłoniła usta kiedy spomiędzy nich wydostał się cichy acz krótki chichot. Nie kłamała też, bowiem wszelkie oszustwa rezerwowała na pytania czy coś dziś jadła i ile. - Jestem po prostu ciekawa.Ty i Fillin… to tak na poważnie? - zwinęła z czoła kilka kosmyków włosów i zasunęła zasłony, nie znalazłszy tam żadnej księgi. - Pytam, bo znam Filina i życzę mu jak najlepiej, a i wiem, że plotki bywają krzywdzące to wolę zapytać ciebie albo jego zamiast wiesz, wierzyć od razu we wszystko.- dodała jeszcze, pośpiesznie wyjaśniając, że nie ma złych zamiarów w tym pytaniu. - Jeśli to nie moja sprawa to rozumiem. - czemu nie mogła się zamknąć? Musiała tak dużo mówić? Tą głupia ciekawość i wiara, że nie zostanie od razu pogoniona skoro znajomość zaczyna się tak swobodnie.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Przeglądanie regałów oraz wszelakich miejsc w poszukiwaniu niewidzialnych książek było w jej ocenie zadaniem skrajnie idiotycznym i wymagającym ogromnych pokładów cierpliwości. Ona takowej zazwyczaj nie posiadała. Poza tym, nie lubiła podejmować się zadań beznadziejnych, a właśnie takie przed nimi się malowało. Dlatego zamierzała wymyślić jak najszybszy i najbardziej skuteczny sposób. Wbrew temu, co można by sądzić na jej temat, nie lubiła nadto się wysilać. Podejmowała się działań świadomie, myśląc o nich i o tym, jak wykonać je najlepiej i najszybciej. Zaczynała ją ogarniać frustracja, bo wyraźnie widziała, że zadanie będzie cholernie trudnym do wykonania, a ona nie miała jeszcze gotowego rozwiązania na to, jak sobie z nim poradzić. Więc pewnie za niedługi czas, jeśli nie wymyślą nic bardziej logicznego od macania wszelkich powierzchni płaskich, skośnych i chropowatych, to pewnie będzie miała to głęboko w dupie i po prostu pójdzie sobie do swojego dormitorium. Też rozglądała się, niby wydawało jej się, że gdzieś światło odbiło się pod odpowiednim kątem, ale po chwili przeleciało przez to samo miejsce bez nawet najmniejszego problemu. Powoli zaczynała sądzić, że te książki zwyczajnie przemieszczają się razem z nimi, bo nic bardziej logicznego nie przychodziło jej do głowy. Z drugiej strony, biblioteka była ogromnym miejscem. Słysząc zaskoczenie w głosie puchonki, oderwała wzrok od wyjątkowo krzywego regału, który był poświęcony dla o Merlinie! trójkątnych książek. Robin nawet nie próbowała podejrzewać, jakim debilem trzeba było być, aby wydawać książki w takim kształcie. – Wiesz, jestem dziennikarką. Znaczy, dopiero zaczynam, ale śmieję się, że wprawne oko jest przy tym potrzebne. Chociaż nie zajmuję się opisywaniem plotek – pokrótce wyjaśniła dziewczynie, o co chodzi, oczywiście z uśmiechem na ustach. Westchnęła, słysząc propozycję szukania w doniczkach. To powoli zaczynało zakrawać o absurd. – Równie dobrze mógł je wszystkie wynieść z biblioteki do kuchni, bo kto by szukał ich w kuchni – jej irytacja powoli zaczynała się zwiększać. – nie, dobra, to nie ma sensu. Musimy użyć odpowiednich zaklęć, bo przecież będziemy tutaj do jutra!- Poprawiła chwyt na swojej różdżce i wycelowała w pierwsze lepsze miejsce, próbując zlokalizować cokolwiek co powie jej, że są chociaż w minimalnym stopniu bliżej celu. Wiązka światła wydostała się z jej różdżka i oświetlała kolejne fragmenty dosłownie wszystkiego. Ktoś tam burknął coś w stronę Robin, że przeszkadza mu w nauce, ale miała to w nosie. Jej frustracja zwiększała się z sekundy na sekundę aż do momentu, kiedy nie dostrzegła pierwszego zakrzywienia! Od razu przerwała czar i uśmiechnęła się triumfująco w stronę Puchonki – Widziałaś to?! Jedna mniej do odnalezienia! – od razu miała o wiele lepszy humor. Podeszła do regału na którym „wypatrzyła” książkę i zaczęła wspinać się po drabinie, aby po nią sięgnąć akurat w momencie, kiedy Bons w końcu zadała pytanie, które ją nurtowało. Słysząc je, mało brakowało, aby Robin nie omsknęła się stopa i nie spadła z tej drabiny. Przytrzymał się jej mocno i poczekała, aż jej pozycja się ustabilizuje. Wzięła w dłoń wcześniej zlokalizowaną niewidzialną książkę i zeszła na podłogę, tyłem do dziewczyny. Dopiero, kiedy się do niej odwróciła, Bonnie mogła zobaczyć na ustach Robin szeroki uśmiech. – Na Merlina, czytasz Obserwatora? – zapytała, zamiast udzielić odpowiedzi na pytanie. Zaśmiała się, wyraźnie zakłopotana, bo serio, ostatnie o czym pragnęła teraz mówić, to to, że w Obserwatorze ktoś przez przypadek napisał strzępek prawdy. – Nie… znaczy się tak… kurde… – westchnęła głośno, chcąc w ten sposób ułożyć swoje myśli. – Ja i Fillin to nic poważnego i na pewno niczym poważnym się to nie stanie. My tylko… mieliśmy pecha, że tak powiem – przygryzła policzek od wnętrza swoich ust, kiedy usłyszała, jak bardzo nielogicznie brzmiały jej własne słowa. – W sensie, całowaliśmy się raz i tyle. A oczywiście Obserwator ubrał to do niebotycznych rozmiarów – dodała po chwili. No, chociaż tyle dobrego, że to zabrzmiało już nieco bardziej logicznie, niż jej poprzednia wypowiedź.
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Może i Bons miała oczy i uszy szeroko otwarte to jednak nie wiedziała wszystkiego o wszystkich. Ot, najważniejsze informacje, te, o których bywało głośno. Słuchała, ale nie oceniała wedle skali plotek wszak kto jak kto, ale Bons znała ich siłę. Nie znaczy to, że nie mogła zapytać. Zawsze może dowiedzieć się czegoś ciekawszego a skoro jej własne życie było rutyną i ciągłym nieskutecznym dążeniem do idealnej figury to chętnie zanurzała się w cudzych życiach. Po cichu, na uboczu, obserwowała bo przecież nie mogła żyć życiem innych. Cóż jej innego pozostało. - Ooo, to co cię interesuje? "Prorok codzienny", "Czarownica"...? - dopytała, ale już z uprzejmości bowiem nie znały się na tyle, aby miała czytać jej artykuły. Gdyby wpadł jej w ręce to owszem, zainteresowałaby się ale ogólnie są tu po to, aby znaleźć te książki, a jeśli zaczną rozmawiać więcej to nie znajdą nic. Miło wiedzieć, że rozmowa z Robin przychodzi z łatwością. Wydaje się być fajną dziewczyną. - Może bibliotekarka zaczarowała książki tak, że nie można ich stąd wynieść? Mówiła, że są gdzieś w bibliotece porozrzucane. Raczej nie kazałaby nam ich tu szukać jakby podejrzewała, że są gdzieś wyniesione… mam nadzieję. - wychyliła się zerkając w kierunku korytarza głównego biblioteki, ale w sumie cokolwiek by nie zrobiła to przecież i tak muszą tu zostać i znaleźć te głupie podręczniki. Cicho przeprosiła tego ucznia, który zwracał im uwagę, a jednak sama ponawiała rzucany czar, ale w zupełnie innych miejscach, szukając załamania powietrza. Non stop trafiała na pustkę i powoli już się irytowała. Czuła się jakby ktoś sobie z niej żartował. Zerknęła przez ramię słysząc triumfalny głos Robin i uśmiechnęła się wesoło. - Wow! Super, ja jeszcze nic nie znalaz…aaach!- urwała bowiem potknęła się o coś i upadła na kolana, tuż przy krześle. - Chyba znalazłam drugą. - jęknęła, masując obity goleń i wstając wraz z czymś niewidocznym w ręku. - Musimy je gdzieś schować albo… wiem. Składajmy je wszystkie tutaj. - wskazała na stół, położyła podręcznik na brzegu i posadziła na nim… nieśmiałka. - Pilnuj książek, dobrze? Nie schodź z nich. - poprosiła zielonkawego jegomościa, muskając palcem listek na jego głowie. - Mamy strażnika. - wskazała na siedzącego "w powietrzu" nieśmiałka, który tak na dobrą sprawę postanowił rozłożyć się wygodnie na niewidzialnej okładce. Po chwili zapytała o Filina, a i pokiwała głową na znak, że oczywiście, czyta Obserwatora jak dziewięćdziesiąt procent uczniów i studentów w tej szkole. Widząc zakłopotanie Robin, zrobiło się jej głupio. - Och… pech to całowanie się z Fillinem?- nie powinna się czepiać tych słówek, ale tak to zabrzmiało. Okay, nie są parą, jednorazowe całowanie (chyba), ale żeby pech? Nie miała pojęcia jak ślizgon całuje (i nie zamierzała się dowiadywać), ale miałoby być tak tragicznie, aby nazwać to w ten sposób? Szukały książek jeszcze parę minut wspomnianą metodą, Hulk co rusz siadał coraz wyżej, ale sęk w tym, że trwało to strasznie długo, a podręczniki były porozrzucane pojedynczo. W pewnym momencie stanęła na środku działu Astronomii i zmarszczyła nieco usta. - Znam znacznie szybszy sposób i znacznie jaśniejszy. Czemu wcześniej na to nie wpadłam? Nie musisz już świecić, teraz tylko rozejrzyjmy się za książkami, a ze światłem ktoś nam pomoże. - uśmiechnęła się do Robin, wyprostowała ramiona i wycelowała różdżkę w najgęstszy mrok tych regałów. Przymknęła oczy, rozpaliła swój umysł jasnością i radością wspomnienia cudownych chwil na hamaku, z Boydem, a przy ochrypłej inkantacji Expecto patronum- i silnej koncentracji z krańca jej różdżki wymknęła się smuga błękitnego światła, która przeistoczyła się w lekko zamazaną acz wyraźną lunaballę. Posłała ją w leniwym tańcu po całym dziale, a jej blask oświetlał ciemne zakamarki. - O, tam leży jedna. Zobacz jak lśni!- z radością wskazała księgę trzy metry obok dziewczyny.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
– Prorok bardzo często mija się z prawdą, ale dobrze płaci za artykuły i nie redaguje ich, więc w sumie nie mam nic przeciwko niemu. Czarownica to w sumie ciekawe pismo, ale raczej nie w moim klimacie. Jakoś nie chcę pisać o „przeglądzie najlepszych eliksirów na usunięcie zmarszczek.” – stwierdziła lekko wzruszając ramionami i posyłając jej delikatny uśmiech. W sumie to marzyła o tym, aby miała możliwość pracować w innej, naprawdę dobrej gazecie, bo proroka uważała za skrajnie skorumpowane wydawnictwo. Niemniej, jeszcze nie miała takiej możliwości. Musiała najpierw pojawić się na rynku dziennikarskim, zaistnień, aby w końcu móc pozwolić sobie na komfort wybrzydzania. – Jak napiszę coś naprawdę sensownego w najbliższym czasie, to mogę ci podesłać, abyś miała wgląd w to, czym się zajmuję – dodała jeszcze po chwili, bo w sumie Bons wydawała jej się na tyle interesującą osobą, że nie miała nic przeciwko, aby pokazać jej swój dorobek. Za duży to on nie był w tym momencie, ale przecież dopiero zaczynała, prawda? Zerknęła na Bonnie, kiedy ta jęknęła i podniosła niewidzialną książkę do góry. – Nic ci się nie stało? – upewniła się od razu, bo jednak lubiła mieć pewność, że ludzie w jej otoczeniu mają się dobrze. Z zainteresowaniem przyglądała się, jak dziewczyna kładzie książkę na blacie i potem sadza na niej nieśmiałka. Pochyliła się nieco bardziej nad stworzonkiem, iż to konieczne, naprawdę zaintrygowana. Pierwszy raz widziała nieśmiałka na żywo. – O kurde, ale świetna istotka! – Uśmiechnęła się szeroko w jej kierunku naprawdę zaciekawiona tym. Potem odnajdywanie książek szło im jakoś do przodu. Powoli znajdowały kolejne tomiszcza a stos pod ciałkiem małego nieśmiała rósł i rósł. No tak, Robin zapomniała o tym, że w Hogwarcie plotki rozchodziły się w naprawdę zatrważająco szybki sposób. W końcu to szkoła pełna dzieciaków, nastolatków i pseudo dorosłych ludzi, którzy to próbowali coś komuś udowodnić. Zaistnieć w jakikolwiek sposób, więc szukanie atencji pośród innych było kompletnie normalnym zjawiskiem. A to, że na przykład można było pochwalić się znajomością najświeższych plotek było również jakimś dokonaniem. Więc nie dziwiła się, że Bonnie słyszała „coś niecoś ”. Ba, była przekonana, że pół szkoły mogło mówić na temat jej rzekomego romansu z Fillinem, ale po prostu Puchonka miała na tyle odwagi w sobie, aby zapytać o to wprost. – To nie tak, że to pech. Tylko to jest mocno skomplikowane. Bo ani on, ani ja tego nie chcieliśmy w tamtym momencie. Znaczy się, wiem jak to brzmi, ale po prostu mieliśmy pecha i trafił w nas jakiś dziwny czar, przez który nie dość, że nie mogliśmy oderwać od siebie rąk, to jeszcze mieliśmy „zamianę mózgów”, on zachowywał się tak, jak ja, a ja tak jak on. – wyjaśniła jej w dosyć zwięzły sposób całą zawiłość tej dziwnej sytuacji. Nie chciała się w to mocniej zagłębiać i mówić, że gdyby nie nagłe odzyskanie rozumu, to prawdopodobnie ich sytuacja skończyłaby się seksem na kanapie we wspólnym domku. Obserwowała, jak dziewczyna przymierza się do rzucenia jeszcze jakiegoś zaklęcia naprawdę zaintrygowana tym, co to będzie. Kiedy zobaczyła srebrną lunaballę, uśmiechnęła się szeroko. – Genialny pomysł! Niestety, nie pomogę ci z patronusem, ale mogę łapać książki lassem! – i jak powiedziała, tak zrobiła. Kiedy tylko patronus dziewczyny wskazywał jakiekolwiek zagięcie się światła pod pozornie nieprawidłowym kątem, ona przyciągała kolejną książkę w ich stronę. Nie ma co, taka praca szła znacznie szybciej niż żmudne polowanie, które uprawiały do tej pory.
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Zaskoczona jej ofertą uśmiechnęła się odruchowo, tak szczerze, przez co zrobiła się ładniejsza. Nie miała świadomości jak uśmiech potrafi wzbogacić wyraz twarzy wszak unikała spoglądania w lustro dłużej niż to konieczne.- Będzie mi bardzo miło. - zapewniła, ciesząc się, że dzisiejsze spotkanie może przerodzić się w dalszy kontakt. Mama ją pytała czy ma już jakieś przyjaciółki w "tym Hogwarcie" i czy już wróciła do Boyda, bo to taki fajny chłopak i głupia była, że się z nim rozstała. Ach, te matki. - Nic mi nie jest, raptem siniak od agresywnej niewidzialnej książki. - machnęła na to ręką wszak jedną z ukrytych zalet Bonnie była spora wytrzymałość na ból. Nikt nie miał jak się o tym dowiedzieć z prostego powodu, nie otwierała się przed byle kim. Miło było wpaść na dwa fantastyczne pomysły. Mianowała Hulka strażnikiem, który w dodatku był zadowolony z podskakiwania na niewidzialnej górce z książek. Na widok Robin zasłonił swoją zieloną buźkę liściem z głowy i schował się za świecznikiem. - Dzięki. To Hulk i wstydzi się nowych.- przedstawiła jeszcze malutkiego jegomościa, który skradł jej serce i utulił żal po brutalnej utracie żółwia- miniaturki. Poczuła się znacznie swobodniej przy Robin skoro ta okazywała taki szczery zachwyt nad maluchem. Wychodziła z założenia, że ludzie kochający stworzenia nie mogą mieć złych serc. Udawało się odnaleźć kilka kolejnych ksiąg choć musiała minąć chyba godzina zanim trafiły na jakąkolwiek. Teraz znużenie było łatwiejsze do przegnania, a historia opowiedziana przez Robin po prostu wryła ją w ziemię. Zatrzymała się gwałtownie i popatrzyła na dziewczynę z szeroko otwartymi oczami. - A niech mnie sklątka pożre, to brzmi jak historia z jakiejś książki.- na moment zakryła usta palcami będąc po prostu w szoku, że istnieje tak silna magia… - To może jakaś forma eliksiru amortencji. Brrr, zimno mi na samą myśl. Współczuję, że do tego doszło i że zrobiła się z tego taka brzydka plotka.- przeniosła rękę z ust na wysokość swojego serca na znak, że mówiła szczerze i nie wyobrażała sobie co Robin musiała czuć. Biedny Fillin! Ciekawe co on o tym wszystkim sądzi. Potrzebowała dłuższej chwili aby się otrząsnąć z szoku i wypełnić ciemności pośród regałów zaklęciem patronusa. Uśmiechnęta łagodna lunaballa płynęła w powietrzu i pomagała im znaleźć kolejne egzemplarze. Musiały przejść dwukrotnie wiele działów, ale z tym zaklęciem było znacznie łatwiej. Po parunastu minutach to Bons dostrzegła kilka egzemplarzy książek. - Zobacz, tu jest ich więcej. Chyba cała reszta. Nie wiem ile zebrałyśmy.- zaklęcie rozpłynęło się w powietrzu pozostawiając po sobie miłe ciepło, a ona czekała z Robin też podejdzie. Dotknęła niewidzialnej okładki i właśnie wtedy na obie dziewczyny buchnęła gęsta chmara popiołu. Bons pisnęła, upuściła różdżkę i cofnęła się gwałtownie, wpadając na sąsiedni regał. Zakryła swoje oczy w które wpadło najwięcej popiołu. Rozkaszlała się i nerwowo ocierała swoją twarz. - To… to głupi żart. Jesteś cała, Robin?- zapytała choć nie patrzyła na nią bo nie mogła otworzyć oczu póki ich nie powyciera dokładnie rękawami szkolnego mundurka. Irytek nie byłby sobą gdyby nie zostawił gdzieś w bibliotece jakiegoś chorego magicznego żarciku.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Dziwne, ale kiedy dziewczyna zaczęła się szczerze uśmiechać, nagle okazało się, że jest naprawdę ładna. Robin zastanawiała się przez chwilę, jakim cudem mogła to dotychczas ukrywać i w zasadzie po co to robiła? Nie wiedziała, czy to jej propozycja wywołała ten uśmiech, czy może cokolwiek to było innego, ale nie mogła oderwać od niego wzroku. – Bonie, masz cudowny uśmiech – stwierdziła w końcu, bez najmniejszego skrępowania czy zażenowania własną śmiałością. Ona sama po prostu bez najmniejszego problemu robiła podobne rzeczy. Mówiła innym to, co właśnie myślała, niekoniecznie zastanawiając się nad tym, czy było to słusznym, czy nie. Tak jak i w tym momencie, kiedy tak otwarcie komplementowała Puchonkę, z szerokim uśmiechem na ustach. Zaśmiała się szczerz słysząc wzmiankę o Hulku i o tym, jaki to on jest wstydliwy. Sama Ślizgonka miała zgoła inną teorię na ten temat i oczywiście od razu postanowiła się nią podzielić, wciąż patrząc na zielonego jegomościa. – Wiesz, to w sumie śmieszne, ale już ci tłumaczę dlaczego. Nie wiem czemu, ale magiczne zwierzęta za mną nie przepadają, chociaż nigdy żadnemu nie zrobiłam krzywdy. – pokręciła głową na te słowa, dalej się uśmiechając, bo nieśmiałek ewidentnie był potwierdzeniem jej teorii. – Za to mojego kolegą wręcz uwielbiają i nawet mój kot sprzedał mu swoją duszę!- dodała po chwili, bo po prostu wciąż zdolności Eskila w tej kwestii pozostawały dla niej niesłychanie ciekawymi. Nie umiała tego wyjaśnić w żaden logiczny sposób. Może to faktycznie przez jego wrodzoną genetykę? Cholera wie tego wilowatego… Kolejne książki lądowały pod liściastym tyłkiem nieśmiałka, kiedy to Robin usłyszała reakcję Bonnie na zdarzenie, które przytrafiło jej się na szkolnym wyjeździe. – No nie mieliśmy szczęścia. – wzruszyła ramionami, jakby kompletnie nie obchodziło ją to, jaka plotka powstała na ten temat. Tylko że… no obchodziło, ale nie chciała tego po sobie pokazać. Nienawidziła plotek i skrupulatnie ich unikała. Sama też ich nigdy nie rozsiewała. A nagle teraz pojawiały się takie na jej temat. Ktoś, kto to pisał, ewidentnie musiał nie mieć własnego życia. Chodziły dalej i szukały tych nieszczęsnych podręczników. Robin czuła, jak jej oczy powoli stają się bardzo zmęczone. W końcu ile można było aż tak wytężać wzrok w poszukiwaniu czegoś, czego nie mieli nawet prawa zobaczyć? W tamtym momencie Ślizgonka marzyła o ciepłej kąpieli i gorącym kubku herbaty. I kiedy właśnie zerkała w stronę Bons, aby złapać kolejne książki przy pomocy zaklęcia, coś buchnęło jej prosto w twarz. Odruchowo wzięła głęboki wdech, co okazało się paskudnym błędem, bo czarny pył dostał się do jej ust, nosa i ogólnie wszędzie. –KURWA MAĆ! – kompletnie miała w dupie to, że była w bibliotece, gdzie ludzie się uczyli. Od razu wycelowała w swoją twarz różdżką i zastosowała zmodyfikowaną wersję zaklęcia astral forcipe które pozwoliło jej na otworzenie oczyszczenie oczy. Otworzyła je i zamrugała kilkukrotnie. – Tak, żyję, ale zabiję tego poltergaista… Jak mi Merlin świadkiem. Poczekaj, nie ruszaj się – to powiedziawszy, również zastosowała to samo zaklęcie na dziewczynie, co i przed chwilą na samej sobie. Jakby nie patrzeć, czyściło oczy skuteczniej, niż rękaw szaty.
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Przyjmowanie komplementów to jedno, akceptowanie ich i uwierzenie w ich treść to drugie. Czym prędzej uciekła wzrokiem, rzucając słabe "dzięki", ale przyspieszyła nawet kroku, aby znaleźć się w dalszej części tego samego regału i tam szukać załamań światła. Nie chciała przecież zdradzać się ze swoimi kompleksami. Zemdlałaby chyba z bólu gdyby usłyszała kolejne "głupia jesteś, przestań się tym przejmować". Wolała nie rozwijać tego aspektu i nie wdawać się w niepotrzebną dyskusję. Dobrze będzie teraz dokończyć poszukiwania ostatnich egzemplarzy bo zmęczenie dawało się jej już we znaki. Miała ciężki dzień, pełen nauki i wypracowań, a nieplanowana pomoc była nużąca. Łatwiej było znieść tę katorgę dzięki rozmowie z Robin, z którą znalazła wspólny język. Odruchowo uśmiechnęła się słysząc jej streszczenie "problemu". - Wydaje mi się, że może masz jakąś cechę zapachową, która może nie podobać się pewnej grupie magicznych stworzeń. Nie wiem co jeszcze, ale czasem jest jakiś nieoczywisty i drobny powód. Ja znowuż nie dogaduję się z sowami, ale wszystkie maluczkie stworzenia od razu jestem w stanie pokochać. - wskazała na Hulka siedzącego radośnie na niewidzialnych książkach. Nie miała pojęcia ile ich mają i jej teraz to nie obchodziło. Chciała już wrócić do dormitorium. Pragnęła coś zjeść, coś ciepłego, słodkiego, ale nie mogła przecież. Znowu będzie musiała zadowolić się mdłą porcją suchych porcji. Zaparzy sobie herbatę i zakopie się w kołdrze, zapominając raz a porządnie i tych głupich książkach, których muszą szukać w wolnym dla siebie czasie. To takie niesprawiedliwe! Cóż, znalazła kilka książek, ale kto by pomyślał, że Irytek postanowi je zaczarować i wkurzyć niewinne osoby. Podskoczyła w miejscu słysząc donośne przekleństwo padające z ust Robin. Zawstydziła się za nią. Na Merlina, zaraz bibliotekarka je stąd wygoni i nie da im punktów dla domu za te półtorej godziny szukania książek! Uhhh! - Nie tylko ty byś go zabiła, ale sęk w tym, że on nawet nigdy nie żył więc dla niego śmierć jest abstrakcją tak samo jak życie. - wyjaśniła bo przecież wywodziła się z Luzijany pełnej duchów, czarnej magii vodoo i świata wilkołaków. Posłusznie znieruchomiała z mocno zaciśniętymi powiekami. Powieki Bons otuliło ciepło zaklęcia, a następnie poczuła ulgę, gdy z twarzy zniknął popiół. Niestety oczy dalej ją piekły. - D-dzięki, Robin. Weźmy te książki, zostawmy je bibliotekarce i lepiej stąd zamykajmy zanim wymyśli nam znowu jakieś zadanie.- zaproponowała pocierając kłuciem zamkniętą powiekę. Po omacku znalazła niewidzialne książki i naliczyła ich aż siedem. Połowę przekazała Ślizgonce. - Nie wiem ile ich mamy, ale nie chce mi się już ich szukać. Chyba tylko Hulk ma z tego frajdę. - Puchoni powinni być pracowici? Warto pamiętać, że Bons była w tej szkole drugi rok, a więc ten opis jej nie dotyczył. Wróciła do nieśmiałka, pozwoliła mu wspiąć się po jej mundurku i zaczęła rozkładać zebrane niewidzialne książki na dwie równe górki, aby razem mogły je odnieść.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Musiałaby być ślepą, aby nie zauważyć, że Bonnie nie do końca cieszyła się z zasłyszanego komplementu. Niemniej postanowiła nie kontynuować tematu. Skoro nie czuła się z tym komfortowo, to kolejne słowa Robin na pewno by jej samopoczucia nie poprawiły. Mogłyby nawet spowodować jeszcze większy dyskomfort a przecież na to nie mogła sobie pozwolić. Może kiedyś przyjdzie jeszcze okazja do tego, aby dziewczyna poczuła się nieco pewniej w jej towarzystwie? W sumie, nie znały się zbyt długo i zbyt dobrze, a Ślizgonka doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że niekiedy jej bezpośredniość potrafiła być utrapieniem dla innych osób. Dlatego nie kontynuowała tego tematu i tylko poczęstowała dziewczynę uśmiechem, kiedy ta zaczęła rozkładać na czynniki pierwsze jej problem z magicznymi zwierzętami. Mogło coś w tym być. Nigdy nie myślała nad tym w tej kwestii, ale może dziewczyna miała rację. Chociaż z drugiej strony... jej nowy pufek jak na razie nie uciekał za każdym razem, kiedy ją widział, czy czuł. A wręcz przeciwnie, lubił siedzieć blisko niej. Dużo później westchnęła z wyraźną irytacją na kolejne słowa Bonnie dotyczące Irytka. Tak nienawidziła serdecznie tego cosia że najchętniej ożywiła by go tylko po to, aby zabić. - Wieeem, ale i tak mam ochotę go po prostu ukatrupić przez to wszystko - jęknęła głośno i jeszcze perfidne tupnęła nogą, jakby samo jej narzekanie na tego pana kompletnie nie wystarczyło. Na szczęście potem udało im się bez większego problemu pozbyć z oczu popiół, ale wciąż jeszcze one musiały boleć i przeszkadzać. - Zdecydowanie, idziemy stąd w tym momencie i niech bibliotekarka się cieszy, że zrobiłyśmy dla niej aż tyle - zawyrokowała i wzięła naręcz woluminów, po czym udała się w stronę bibliotekarki, wyglądając jak siedem nieszczęść. Położyła je na biurku kobiety i razem z Bonnie udała się do wyjścia. Rozmawiały jeszcze nieco po drodze, w końcu obie zmierzały w kierunku lochów. Robin czuła, że mogłaby się zaprzyjaźnić z dziewczyną, ale na pewno w innych warunkach niż szukanie niewidzialnych książek...
/Zt. x2
+
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Shawn nadal nie potrafił się do końca przyzwyczaić do kamiennych murów, aniżeli ciemnego gabinetu w Borginie oraz do braku niebezpieczeństwa na każdym kroku. Tutaj głównie spotykał uczniów i studentów, których mijał na korytarzu bez słowa – nikt też nie zwracał na niego uwagi, pierwsza oficjalna lekcja jeszcze przed nim, więc mało kto kojarzy go ze swojej funkcji. Wykorzystał względnie wolny dzień na zdobywanie nowej wiedzy, która była mu potrzebna w kontekście własnych planów, jakie ustalił sobie na następne miesiące. Z tego też powodu udał się do biblioteki, która stała przed nim otworem i zapomniał już jak dużo wiedzy mógł tutaj znaleźć, tym bardziej jeśli wliczało się również lektury z Działu Ksiąg Zakazanych. Póki co, nie potrzebował dostępu do tej drugiej, niedostępnej dla uczniów części biblioteki, skupił się na wyszukiwaniu ogólnych informacji na temat legilimencji. Skupiwszy się w pełni na przeglądaniu brzegów ksiąg na regałach, znalazł w końcu ten, który potrzebował i wyciągnąć zamaszystym ruchem, kaszląc zaraz od kurzu, który spoczywał wcześniej na lekturze. Pragnął utrwalić sobie wiedzę na ten temat, dlatego też w ogóle się tu pojawił, otwierając pierwsze stronnice rozdziału na interesujący go temat, w którym siedział już od ponad roku. Reed nie znał do końca pełnego obrazu tego, jak i kto w przeszłości posiadał tą umiejętność, dlatego z zamiarem poznania tej wiedzy usiadł w wolnym miejscu i zaczął czytać. Książka zaczęła się od samych początków, a raczej od momentu, w którym mieli już wystarczające dowody na istnienie tej umiejętności i posiadał ją sam Salazar Slytherin. Shawnowi zawsze się wydawało, że Salazar musiał być niezłym spoceńcem magicznym, że chciał potrafić wszystko, miał nawet własnego bazyliszka, a i tak wyszedł z tym wszystkim najgorzej, gdzie pozostała trójka reprezentantów domu w Hogwarcie wywaliła go do podziemi i lochów. Jak się okazało był pierwszą znaną nam osobą z tą umiejętnością i potem była dziura czasowa, nie do końca było wiadome kto ją posiadał, była też czasem kojarzona negatywnie, prawie jak hipnoza. Podobnego uroku użyto oczywiście na Tiarze Przydziału, która robiła dokładnie to, co ta umiejętność – wertowała umysł w poszukiwaniu odpowiednich cech dla danego domu. Im dłużej wczytywał się w jakieś detale na temat Tiary Przydziału, tym bardziej Shawn miał świadomość jak potężny to był artefakt i dziw go brał, że użyto tak potężnej magii tylko do czegoś takiego. Nie było o tym napisane wprost, ale najwidoczniej to Slytherin odpowiadał za jej umiejętność legilimencji, bowiem z czwórki założycieli Hogwartu tylko on był znany z tej umiejętności. Sama ta dziedzina nauki bardzo łączyła się oczywiście z oklumencją, o której też było tutaj sporo informacji, którym też się przyglądał z należytą uwagą. Mijały godziny, odkąd usiadł w księgarni, zaś on wertował kolejną książkę w poszukiwaniu dodatkowych informacji z tych bardzo ogólnych, czyli pierwsze pogłoski o tych umiejętnościach – uważał za ważne to, jak w ogóle pierwsze nauki tych umiejętności postępowały, jak do nich podchodzono i jak omijało się przeszkody, które na pewno pojawiały się w toku nauki. Gdy zbliżała się już cisza nocna, Shawn odłożył księgi na swoje miejsce, obiecując sobie, że następnego poranka również tutaj zawita, w poszukiwaniu odpowiedzi i dalszych informacji.
| zt
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Następnego poranka naprawdę zebrał się w sobie i po pierwszym wypalonym papierosie pojawił się w Hogsmeade, skąd też ruszył do Hogwartu błotnistą drogą, wypalając po drodze kolejne dwa papierosy. W szkole nie zatrzymywał się na żadnym „przystanku”, ani w Wielkiej Sali na śniadaniu, ani w sumie nigdzie, od razu udając się na czwarte piętro i do biblioteki, by kontynuować tam dalsze poznawanie historii legilimencji. Wziąwszy te same księgi co wcześniej, wrócił do momentu, na którym zaprzestał czytania i ponownie, skupiwszy wszelkie zmysły tylko na nauce, zaczął śledzić wzrokiem małe, zdobne literki, które opisywały najróżniejszych czarodziei, których podejrzewało się o zdolność legilimencji, bądź oklumencji. Według każdego źródła, to ta druga umiejętność była cięższa w ogólnej mierze, bowiem wymagała ona dokładnego charakteru, nie można było być impulsywnym człowiekiem, który nie potrafił utrzymać swoich uczuć na wodzy. Shawn na szczęście nie był taką osobą, więc nie postrzegał nauki oklumencji jako rzeczy niemożliwej, a trudnej. Dotarł do rozdziału, który mówił już o bardziej współczesnych czarodziejach, wciąż była to pierwsza połowa XX wieku, acz nie było tu już mowy o średniowieczu czy renesansie. Na samym podium umiejętności legilimencyjnych była niejaka Queenie Goldstein, która miała do tego prawdziwy talent i umiejętności, których w pewnym momencie nie musiała już szlifować. | Według zapisów, ta czarownica półkrwi potrafiła samoistnie czytać w myślach napotkanych jej osób, niemożliwym wręcz było ukrycie przed nią sekretów, jeśli nie opanowało się oklumencji, a i tak ciężej było oprzeć się jej „urokowi”, aniżeli innym legilimentom, którzy nie cechowali się taką biegłością w tym zakresie. Znana była również jako szwagierka sławnego Newta Skamandera, lecz w tym rozdziale nie poświęcono mu zbytniej uwagi i dobrze według Shawna, który nie chciał czytać o twórcy książki „Fantastycznych Zwierząt…”. Cały rozdział poświęcony był temu, z jaką łatwością i biegłością Queenie potrafiła „przetrzepać” umysł ofiary, nie wyciągając przy tym nawet różdżki. Reed zaczął szukać jakichkolwiek informacji skąd u niej przejaw takiego talentu i jakich metod używała przy nauce i temu zagadnieniu poświęcił kolejne dziesiątki minut, które mijały mu jak z bicza strzelił. Przyszedł o równo dwunastej, a była już za kwadrans piętnasta, on zaś dalej przebywał w bibliotece i nic nie wskazywało na to, żeby miał stamtąd wyjść. Wciąż nie poznał losów bliższych geograficznie mu legilimentów z okresu Wojen Czarodziejów, do tego wolał przejść na samym końcu, wiedząc, że Voldemort nie będzie prostym kawałkiem chleba do zgryzienia, z pewnością znajdzie szczegółowe rozpiski jego biografii, ale raczej nie tutaj, a w dziale Ksiąg Zakazanych. Kończąc podrozdział Queenie Goldstein, Shawn zrobił sobie chwilową przerwę, żeby dotlenić się i po godzinie wrócił, wyznaczając sobie cel, że dzisiaj dokończy pierwszą połowę XX wieku w Ameryce i jutro zacznie już dział zakazany i Voldemorta. Tak też zrobił, a po odświeżeniu się nie trwało to tak długo, większość informacji z tamtego okresu związanych było właśnie z Queenie, na niej opierając cały fenomen legilimencji, zaś o oklumencji nie było tak głośno w tym czasie.
| zt
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Oburęczność magiczna była czymś co cwiczył od naprawdę długiego czasu. Naprawdę widział zalety posiadania mocy w obu rękach, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że osiągnięcie w prawej dłoni takiego poziomu jak w lewej było całkowicie nieosiągalne i nie była to kwestia wyłącznie chęci czy umiejętności. Po prostu tak było od zawsze. A przynajmniej tak mówiły książki. Jeśli mowa o książkach to prawdopodobnie nikogo nie dziwiło, że Voralberg znowu w wolnym czasie przesiadywał w bibliotece. W zasadzie od dłuższego czasu to robił, próbując się wyciszyć po wszystkich wydarzeniach, które spotkały go w tym roku. Co mogło być lepsze niż poświęcenie czasu na nową wiedzę? Nie ukrywał, że tomiszcza o oburęczności przeczytał już prawdopodobnie wszystkie, a te które mu pozostały znajdowały się w dziale ksiąg zakazanych, ale dlaczego nie sprawdzić by treści ponownie, aby przekonać się, że być może coś mu umknęło? Siedział więc przy jednym z najbardziej oddalonych bibliotecznych stolików i przy świetle lampy, wieczorem, wertował kolejną książkę teoretyczna dotyczącą oburęczności. Wszystkie kwestie się tam powtarzały… ciężka do wypracowania, wyjątkowa, bla bla bla. Halo, był bezróżdżkowcem. Z doświadczenia mógł powiedzieć, że nie było bardziej wymagającej umiejętności do nauczenia się, niż pieprzone nieużywanie różdżki. Tak, oczywiście, było warto ale nie mógł powiedzieć, ale z pewnością nie był to łatwy proces. Zresztą, bezrózdżkowość szlifował codziennie, dzień w dzień po co najmniej dwie godziny i rzadko zdarzało się, aby jakiś dzień pominął. Skup się Voralberg. Oburęczność magiczna. Zamknął tomiszcze przetwarzając w głowie kolejne zwroty i pojęcia z tej dziadowskiej książki i próbując zanalizować je w myślach. Zerknął na swoją prawą dłoń i obejrzał ją z każdej strony, przyznając sobie w duchu że jakby chciał to mógłby z pamięci wyrysować linie papilarne z pamięci, bo tak dobrze je już pamiętał. Lewa ręka – wyczarował na niej niewielki płomyczek, uważnie obserwując to jak zachowuje się jego gestykulacja, która była już dla niego w tej dłoni wręcz machinalna. Spróbowal tego samego na prawej ręce, natomiast bez skutku. Pff, jakby spodziewał się czegoś innego. Jeżeli było coś trudniejszego niż różdżkowa oburęczność, to była to bezróżdżkowa oburęczność. Nie miał nawet pojęcia, czy to się uda. Prawdopodobnie powinien skupic się najpierw na tej pierwszej, ale na dobrą sprawę jego motoryka nie była na tyle sprawna, aby wykorzystywać drewienko w palcach jego niedominującej łapy. Bezróżdżkowo po prostu, po ludzku było łatwiej… Zacisnął zęby, próbując po raz drugi i trzeci, trzeci i czwarty… dziesiąty… ale nie pojawiła się nawet iskierka. Westchnąl. Nie był natomiast zły, a jego cierpliwość była wyrobiona na tyle, że był w stanie to przetrwać. Idealnie dopełniała się z jego upartością. Zerknął na książkę doszukując się wśród stroniszczy jakichś kolejnych wskazówek, ale wszystkie jednoznacznie mówiły mu, że bezróżdżkowo to się nie uda. Bez opanowania różdżkowej oburęczności do perfekcji z pewnością nie da rady. Pozostało mu więc dalej ćwiczyć, ale najpierw dokończy tę lekturę… po raz siódmy. Czy może już dziesiąty. Nie wiedział, ale łapał się na tym, że w myślach dokańczał zdania których jeszcze nie przeczytał. Chyba przesadzał z tą teorią. [eot]