Miejsce dawno zapomniane przez czarodziejów zamieszkujących niedaleko wioski Hogsmeade. Wzgórze jest zamieszkiwane przez małe, magiczne stworzenia świetlikowe. Przychodziło się tutaj w dniu puszczania lampionów za zmarłych bliskich którzy odeszli na tamten świat. Według legendy, duchy schodziły z tamtego świata na ziemie w tym miejscu, kiedy wzniosło się lampę na ich cześć. Od bardzo dawna nikt tutaj nie przychodził ponieważ wzgórze już nie jest takie jak przedtem.
kulning:
Nauka kulningu
Beltane to święto na cześć natury! Laena uważa, że więc i ją wypada zaprosić do obchodów i poinformować, że takowe się odbędą. Codziennie w godzinach porannych jest ona na polanie i czeka na czarodziejów chętnych do nauki prastarej sztuki kulningu - nawoływania zwierząt śpiewem. Kto wie co tobie uda się przywołać?
Tego nikt nie wie, to co jednak pewne jest to to, że już teraz polana jest pełna magii!
Rzut k6 na wejście na polanę:
1 Poprzedniego dnia ktoś musiał naprawdę dziko poszaleć z wyobraźnią, bo właśnie natrafiasz na model smoka norweskiego kolczastego! Koniecznie zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie! 2 Jest bardzo wcześnie i wschód słońca nie zdążył jeszcze przegonić ogników, które zaczynają latać dookoła ciebie, jakby bardzo chciały ci pomóc. Nie do końca wiadomo dlaczego, bo się nie zgubiłeś, na jaw wychodzi to dopiero podczas śpiewania. Gdy próbujesz nauczyć się kulningu, one swoim graniem podpowiadają ci, na jaką nutę powinieneś wejść! Dzięki pomocy ogników w trakcie trwania nauki możesz dwa razy rzucić podwójną k6 i wybrać wyższy wynik! 3 Coś musiało tutaj czarować, najwyraźniej oburzone wcześniejszym niepowodzeniem w śpiewaniu kogoś innego, bo gdy tylko zajmujesz miejsce na jednym z kamieniu, od razu zmieniasz się w syrenę! Efekt będzie trwał do końca wątku. +15 do końcowego wyniku 4 Może to przygotowania do Beltane, a może faktycznie jest coś w aurze dookoła polany, ale gdy tylko na nią wchodzisz, nogi same rwą ci się do tańca. Dosłownie. Nie łatwo jest złapać oddech i nie fałszować, kiedy cały czas skaczesz! Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile kolejek będziesz tańczyć! 5 Ktoś musiał przyzwać swoim śpiewem całe stadko łupduków, które to teraz upatrzyły sobie ciebie, jako nowego przyzwającego! Za każdym razem, gdy próbujesz śpiewać, one pieją z tobą wszystkimi swoimi trzema głowami, mocno cię przy tym zagłuszając! -15 do końcowego wyniku! 6 Na Merlina! Jak to się stało, że ktoś przyzwał bogina?! Stworzenie zaczaiło się w krzakach i tylko czekało na właściwy moment, żeby kogoś przestraszyć... Wybrało do tego ciebie! Oby był ktoś obok, żeby ci pomóc!
Miłej zabawy i powodzenia!
Śpiewne przywoływanie:
Zasady
Od momentu wejścia na polanę, Laena zaczyna tłumaczyć, o co chodzi w kulningu, przysłuchuje się wam i podpowiada co i jak robić. Możecie pisać tak długi wątek, jak chcecie pamiętając, że:
Na zakończenie każdy powinien rzucić kostką k100, by zobaczyć, co udało się przyzwać!
Co przyszło?:
0-35 Nie będzie z ciebie tańczącego z wilkami. Co najwyżej udało ci się poderwać ptaki do lotu i to też raczej nie przez to, jak sprawny z ciebie śpiewak... 36-60 Gratulacje, udało ci się zaciekawić sobą zagubionego topka! Był tak wdzięczny za twój występ, że aż ugryzł cię w palec! Spokojnie, to tak z miłości! Możesz zgłosić się po topka w odpowiednim temacie! 61-89 Stworzenia nie tylko usłyszały twój śpiew, ale i go doceniły. Kiedy tak śpiewasz w kierunku lasu kulning, wychodzi z niego stadko sarenek. Nie podchodzą za blisko, ale przyglądają ci się z zaciekawieniem, chwilę jedzą w pobliżu trawę po czym odchodzą spokojnie i bez strachu. +90 Niesamowite, twój śpiew był niemal... Mityczny! Zupełnie jak prastary kulning! Wyszło ci to tak dobrze, że trochę dziwisz się na widok, że dłuższą chwilę nic nie wyłania się spomiędzy drzew. Czekasz jeszcze moment, a gdy wydaje Ci się, że już nic nie przyjdzie, zauważasz, że coś bacznie ci się przygląda z pomiędzy drzew, wyraźnie zainteresowane twoim śpiewem.
Gratulacje! Zdobywasz jednorazowy przerzut na balu Beltane!
Modyfikatory do rzutu k100:
+ i - tyle, ile wyszło w kostce na wejście. +5pkt za każdy post dotyczący nauki śpiewania, przed finalnym zaśpiewaniem. Bonus dotyczy max. 4 pierwszych postów. + 10pkt za 10 punktów kuferkowych w ONMS i +5 pkt za każde 10 następnych. + 5pkt za bycie nową postacią. + 10pkt za cechę powab wili. + 10pkt za cechę złotousty gilderoy. - 10pkt za cechę niezręczny troll. - 10pkt za cechę drzemie we mnie zwierzę.
Autor
Wiadomość
Henrietta Moseley
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
C. szczególne : nawracające: kamica nerkowa, anemia i infekcja na mózgu
Henrietta miała nadzieję, że w towarzystwie Wendy spędzi jeszcze wiele, naprawdę wiele czasu. A jednak, wygłup starszej z kobiet sprawił, że możliwe zamieniło się w niemożliwe. Hen przywaliła sobie lekko otwartą dłonią w czoło, wypominając sobie głupotę. Jak mogła postąpić aż tak lekkomyślnie? No trudno, czasu nie cofnie. Chociaż, z drugiej strony gdyby tego nie zrobiła, nie wiedziałaby, co się wówczas stanie, jak zareaguje Wendy. Dwie strony medalu, ot co, a na tę myśl Moseley poczuła się nieznacznie pocieszona. We wszystkim należy dopatrywać się różnych skutków. To jedna z prawd rządzących jej światem. Światem pewnej krawcowej, która pracuje w sklepie w Londynie, robiąc to, co jest nad wyraz oczywiste. W sumie, gdyby nie poważna choroba jej ojca chrzestnego, nigdy by tu nie wylądowała. Co prawda to prawda, wylądować bardzo chciała, ale do tego potrzebowała jeszcze czegoś: to "coś" nazywa się głębszym powodem, a zbliżająca się śmierć jej wujka zadziałała tu jak zapalnik, który odpalał torpedę, dzięki której kobieta znalazła się w stolicy Anglii. Ale nie mamy na myśli chwili obecnej. Teraz tam jej nie było. Chodziło o to, że zamieszkała w tym wielkim mieście. I mieszka jej się tu całkiem dobrze. Żałoba po krewnym minęła, ale Henrietta codziennie wspominała tego mężczyznę. Już nie poprzez łzy. One zdążyły wyschnąć już dawno temu. Myśląc o nim, przed oczami pojawiały się obrazy z szczęśliwych chwil, gdy ojciec chrzestny był pełen sił i witalności, zdrowy, optymistycznie nastawiony do życia... a także zabawny (w pozytywnym znaczeniu tego słowa). Kiedy Hen była dzieckiem, bawił się z nią. Teraz pozostały wspomnienia. No trudno, pomyślała, widząc uciekającą Wendy. Wzruszyła tylko ramionami i ruszyła w przeciwnym kierunku. I tu pojawił się problem: z racji jej koszmarnej orientacji w terenie, nie miała pojęcia, dokąd pójść! Całe szczęście, zapytała się jakiegoś mężczyzny i jakiejś kobiety, którzy chodzili spacerkiem po tych terenach o to, jak dojść do centrum Hogsmeade. Ci podali jej szczegółowe instrukcje, a owa para (bo na taką wyglądali) wyjaśniła jej, ale bardzo powoli, wyczyniając różne gesty dłońmi i resztą rąk, więc kobieta podziękowała wylewnie i już jej tu nie było.
z/t
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Dawno nie latała, w natłoku pracy i wielu niesprzyjających sytuacji, zapominając o jednym z kilku sposobów na oczyszczenie myśli, zrelaksowanie się i spojrzenie na swoje problemy z góry. Dosłownie. Nie latała, bo nie miała czasu, tak przynajmniej sobie próbowała wmówić, wypierając strach przez ponownym wejściem na miotłę, gdy zaledwie kilka dni przed odejściem z drużyny los zaśmiał się w jej twarz, strącając ją z kilkunastu metrów na ziemię po uprzednim uderzeniu tłuczka. Znamiona tamtego upadku pod postacią blizny i lekkiej krzywizny na nosie nosiła do dzisiaj. Nie wiedziała więc co akurat dzisiaj podkusiło ją do wyjścia na miotłę w niezwykle niesprzyjającą pogodę; było przecież zimno, okropnie zimno, a mżawka otulająca od kilku godzin całe Hogsmeade zdawała się jedynie nabierać na sile. Być może dalej miała w sobie zadatki na masochistkę lub przebywanie z kotem w niedużej kawalerce wyjątkowo ją przytłaczało, gdy ta przesycona była wieloma wspomnieniami. Podczas lotu czuła się wolna; szybko przypomniała sobie dlaczego kilka lat temu pokochała latanie równie mocno co gotowanie i pieczenie, i domyśliła się, że pokonanie strachu leżało tylko w jej głowie, przynajmniej do momentu, w którym straciła panowanie nad prostym lotem. Szczęśliwie niskim, nieszczęśliwie za niskim, gdy w pewnej momencie znalazła się na nieznanym terenie, zahaczając o gałąź, której nie dostrzegła w panującym półmroku. Wylądowała na ziemi, w pierwszej chwili nie wiedząc za bardzo co się dzieje. Kiedy jednak otrząsnęła się z pierwszego zdezorientowania, zauważyła, że jest cała ubabrana w błocie, ściekającym po przemoczonym do cna ubraniu, a miotła leżała pod drzewem – prowodyrem całej sytuacji. Większych uszczerbków chyba nie było; podniosła się więc do pozycji siedzącej, dostrzegając przed sobą mieniące się w oddali światełkami Hogsmeade a dziwny szelest, szmer, przypominający do złudzenia czyjeś kroki, zignorowała; nie miała nic do stracenia.
Przeznaczenie wzywa jak starego kochanka. Los zaprasza jak starego przyjaciela. Tego dnia oba wyżej wymienione stanowiska zajęła miotła Cornela - stary model, rzec by można, zapomniany. Nie miał z nią żadnej więzi emocjonalnej. Nie latał od dłuższego czasu. Zatem z jakiej racji wciąż ją trzymał upchniętą gdzieś między rzeczami mniej niż ważnymi? Sentyment? Zdawać by się mogło, aczkolwiek odpowiedź była mniej skomplikowana. W naturze Gryfona nie leżały częste porządki. Tym też sposobem zdarzało mu się zawieszać na poczciwej miotełce oko. Szczególnie, gdy od dłuższego czasu nie zrobił nic kreatywniejszego dla swoich autodestrukcyjnych potrzeb, niż odurzanie umysłu. Chorując na niedosyt emocji, nie zdecydowałby się na przejażdżkę podczas słonecznego nieba i absolutnie rewelacyjnych warunkach pogodowych. Skąd! Wyczekał perfekcyjnej pogody, jaką mogła stanowić w tym przypadku mżawka i osobliwy chłód. I wreszcie wybił się w powietrze. A towarzyszyło temu uczucie, jakiego już dawno nie doświadczył. Wolność. Troski zostawił na dole. Nie dbał o zachowanie zasad bezpieczeństwa podczas lotu; liczył na własną zręczność. Rozkoszował się uderzeniami wiatru i brutalnym chłodem, szczypiącym go równocześnie w nos i oczy. Gdzieś w trakcie własnego krążenia nad Hogsmeade, zaczął obserwować wariacje na miotle innej persony, której sylwetki z tej konkretnej odległości nie mógł rozpoznać. Skutecznie przeszkadzał w tym przy okazji panujący już półmrok. Niezaprzeczalnie dobrze się przy tym bawił. Był nawet skory podlecieć bliżej, dołączyć do jej lotu i uczynić go wyjątkowym swoją nieprzeciętną osobą! Tym czasem zgrabnej istocie przed nim zupełnie pokrzyżowały się plany - ach, wszyscy kochamy zwroty akcji - i nie było jej dane minąć się z Cornelem w powietrzu. Chcąc lub nie (obstawiał to drugie), zmieniła kierunek lotu o sto osiemdziesiąt stopni, błyskawicznie kierując się w dół. A Gryfon, mający coraz większą, drwiącą przyjemność, jaka płynęła z zajmowania roli widza pokazu dziewczyny, bez namysłu postanowił sprawdzić jak ta trzyma się na dole. Bo chyba wypadało. Nawet jeśli nie został uprzednio zauważony, co się mogło dziewczynie nie spodobać. Pokierował miotłę w dół i pospiesznie wylądował kilka metrów za plecami dziewczyny. Udało mu się uniknąć brutalnego wyłożenia się w błocie; i najwyraźniej tylko jemu. Nie to, żeby się zamartwił (a może?), ale czuł potrzebę sprawdzenia kim jest ta nieszczęsna istota, której poczynania w powietrzu skończyły się fiaskiem na brudnej ziemi. Nim jeszcze spostrzegł jej twarz i zdał sobie sprawę z kim ma do czynienia, nie potrafił powstrzymać wybuchu najszczerszego śmiechu, tak typowego dla jego osoby. - Nic sobie nie złamałaś? - zapytał przez śmiech, stając wreszcie bezpośrednio za siedzącą na ziemi dziewczyną. Już miał jej podać rękę i pomóc podnieść się po porażce, ale hej - wypada w pierwszej kolejności wybadać sytuację! Bo przecież nie chciał nikomu wyrządzić krzywdy. Sama już sobie wyrządziła niemałą.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Obserwacja Hogsmeade była zaskakująco wciągającym zajęciem, pozwalającym na skupienie się na czymś innym, odciągnięciu ciemnowłosej od marnotrawienia energii na gorączkowe rozmyślania i poddawanie niektórych decyzji w wątpliwość. Chociaż na wzgórzu lampionów znalazła się po raz pierwszy i nie wiedziała, czemu nigdy wcześniej o nim nie słyszała, wiedziała, że będzie pojawiać się tutaj częściej. Czuła, że odnalazła osamotnione miejsce, swoją nową kryjówkę i w tej myśli trwała jeszcze zaledwie przez następnych pięć minut. Pochłonięta w byciu tam, poza planetą, niż tu i teraz, dopiero po kilku dłuższych sekundach zorientowała się, że ktoś rzeczywiście za nią stoi a gdy chłopak znalazł się przed nią, z początku rzeczywiście się przestraszyła. Ból w ubitym przy lądowaniu barku dał o sobie znać, kiedy sięgnęła ręką do kieszeni, lecz ten śmiech, cholernie znajomy, skutecznie ostudził jej zapał. Wyglądała teraz tak, jakby ujrzała ducha. Bo istotnie, Corneliusa od pewnego czasu zamknęła w tej przegródce – wspomnień, duchów, przeszłości. Nie wiedziała co się z nim stało, chociaż znała prawdziwy powód zniknięcia chłopaka ze szkoły, który potrafiła zrozumieć. Nie rozumiała jednak dlaczego przestał odpisywać na jej listy, aż z czasem poddała się; przestała je wysyłać, skupiając się na sobie i przekreślając Corneliusa Ramseya, co zdarzało się jej niezwykle rzadko. Uznała, w swojej pokrętnej kobiecej logice, że widocznie taki miał cel w swoim zapadnięciu się pod ziemię; w zrażeniu do siebie wszystkich życzliwych wokół osób i jej, najżyczliwszej z całego grona. Raz pomyślała, że być może mu się coś stało – ale ta informacja dotarłaby do szkoły jeszcze szybciej, niż rzekome wakacje, które stanowiły jego wymówkę. Więc wątpiła. I teraz wiedziała, że dobrze zrobiła, odrzucając od siebie tę ewentualność, gdy chłopak stał przed nią w pełni zdrowy, taki jak dawniej a może nawet weselszy, choć powodu tej zaskakującej radości nie starała się odnaleźć. Patrzyła na niego z ziemi, mając zapewne nieszczególnie mądry wyraz twarzy, jednak – na wszystkie cytrynowe pianki świata – nie wiedziała jak się zachować. Zapomnieć o tym, że przez nieco ponad rok ignorował jej osobę? Potraktować go jak nieznajomego? Czy może obrzucić go błotem, dosłownie i w przenośni, wyrzucając wszystko to, co chciała spisać w kolejnych listach, kiedy zawalił się jej świat i potrzebowała kogoś, kto popchnie ją do przodu? Raz nawet ułożyła sobie w głowie całą przemowę, którą szykowała na tę okazję, lecz teraz każde tamto słowo wydawało się jej miałkie, niewystarczające. Mogłaby udawać, lecz ktoś, kto znał ją dobrze a przynajmniej od dawna bez problemu był w stanie dostrzec blady uśmiech pełen zawodu, którego nie potrafiła ukryć. – Nie – odparła krótko, oschle, jakże treściwie, ignorując wysuniętą w jej stronę dłoń; podniosła się sama, tak jak robiła to cały czas, nie chciała jego pomocy, nawet za cenę dodatkowego nadwyrężenia barku, którego ból nagle bladł w obliczu gniewu, zatruwającego jej myśli. – Dobrze widzieć, że dopisuje ci humor i że nic ci nie jest – po tych słowach wyminęła Corneliusa, uznając, że najlepiej zrobi jeśli się oddali, nie doda nic więcej i zapomni o tym spotkaniu, sądząc, że on zrobi dokładnie to samo. Lubił przecież wygodne życie a specyfika jego charakteru mu na to pozwalała, wiedziała o tym.
Wspominał ją. Ich przeszłość wyglądała całkiem ładnie, nawet zamieciona pod dywan przez czas, w jakim Cornelius robił porządki. Uporządkował coś sobie w głowie, miejmy nadzieję, aczkolwiek obecna intensywność nie ułatwiała znalezienia chwili na wyciągnięcie z powrotem tego, co cenne. Bo bezsprzecznie taka ich relacja była. Posiadała wartość. Biegł jednak zbyt szybko, po drodze jeszcze zapętlał się, ładował się na nowe ścieżki, które go momentami przerastały. Wówczas Padme mogła próbować go gdzieś w przerwie na oddech złapać listem. Cornel przerw nie robił. Nic więc dziwnego, że w końcu straciła cierpliwość, no i któż by się dziewczynie dziwił? Mogła się równie dobrze pisaniem listów, na które nigdy nie otrzymała odpowiedzi, znudzić. Może teraz oczekiwała wyjaśnienia. A może już zapomniała. Cornel nigdy nie zapomniał. Wspominał ją, aż los zdecydował, iż wystarczająco dużo czasu minęło, by znów mogli się odnaleźć. Nieoczekiwanie, nietaktownie i niepowściągliwie. Sam incydent dziewczyny z miotłą oraz gałęzią w rolach głównych odszedł prędko w zapomnienie, gdy oto z jego wspomnień wyszła ta sama, stale atrakcyjna twarz, chyba nieco na niego naburmuszona. Niech się dąsa, niech mu wypomni, niech mu da poczucie, że on również pozostał jej w pamięci. W przegródce przeszłości, w przegródce nigdy więcej, bez różnicy, kiedy liczyło się, że miał swoje miejsce. Nie oczekiwał wiele, bo on nie z takich, co oczekują w ogóle. Mógłby tak spontanicznie uznać, że wciąż ma specjalną gwiazdkę przy swoim nazwisku w jej wspomnieniach, a to pozwoliłoby mu bezpretensjonalnie zgarnąć Padme w objęcia i ściskać tak długo, aż obydwoje straciliby poczucie minionego, straconego na milczenie czasu. Ale przecież przed Naberrie stał już nowy-stary Ramsey, wersja ulepszona, zreorganizowana. Ramsey z instynktem samozachowawczym. Ramsey nieco stłamszony codziennością, jakby dawno już opuściła jego wnętrze wola swobodnego egzystowania. Mimo to, najpewniej nietrudno było go rozpoznać z tym samym zawadiackim uśmiechem malującym się na facjacie, cwaniackim spojrzeniem i chaotycznie zmierzwionymi kudłami. Choć istotnie tym, co go zdradziło, był najcharakterystyczniejszy, kornelowy śmiech. Gdy już dane mu było natrafić na tak dobrze zapamiętaną personę, mieszane uczucia nie pozwoliły mu szybko ustalić, czy w ogóle cieszy się na jej widok. Niby tak, niby nie, kto go wie. Bo jednak czegoś się obawiał. Najbardziej chyba tego, że nie zostanie rozpoznany; całe szczęście Padme sama szybko rozwiała pierwszą wątpliwość, reagując na jego osobę. I tkwiąc w swoich niejasnych obawach, próbował odczytywać następne reakcje w tak drobnych gestach, jak blady uśmiech. Ten z kolei zrodził w nim ciary na kręgosłupie. Odskoczył, gdy Padme zdecydowała się wstać o własnych siłach. Nie do końca było mu wiadome, czy z nadmiaru emocji, czy już bał się, że dostanie w mordę z obłoconej piąstki. Jeśli zakładał drugą opcję, to nic takiego się nie stało, przeciwnie! Został subtelnie zlekceważony. A przynajmniej tak się poczuł, kiedy dziewczyna najzwyczajniej go wyminęła. Jednak, czy nie tego się spodziewał? - To tyle? - zapytał zaczepnie ochrypniętym głosem, nie spuszczając z Naberrie oczu. I przyglądał się tak nieustępliwie, jak gdyby obawiał się, iż zaraz znów nie będzie w stanie dosięgnąć jej wzrokiem. - Stać cię na więcej, Padme.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
To tyle? Uśmiechnęła się znowu, jednostronnie, bo lewym kącikiem ust, gdy stawiała bardzo przemyślane kroki na wyjątkowo śliskim, zdradzieckim podłożu. Tyle. Nie miała nic więcej do dodania, limit słów, najskrytszych wyznań i gorących próśb wyczerpując wraz z ostatnim listem, który zdecydowała się wysłać. Nie miała zamiaru się powtarzać; nigdy nie była człowiekiem, który mówił coś po raz drugi, szczególnie, że główny winowajca w nagłym zaburzeniu komunikacji stał ponownie za jej plecami i doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że nie należało prosić jej o powtórzenie danych słów. Wiedziała zresztą, że stać ją na więcej. Czekała na okazję, w której będzie mogła wykrzyczeć mu kilka rzeczy w twarz lub nie, oddając się pięknu rękoczynów – czy wymierzenie solidnego ciosu prosto w nos nie wyrażało więcej niż tysiąc słów a jednocześnie obrazowało jak bardzo w tej chwili go nie cierpiała? Jednak gdy ta nadeszła, postanowiła obrać inną taktykę, choć może wybraną spontanicznie, niż rzeczywiście przemyślaną. Postanowiła go zignorować. Dokładnie tak, jak on ją. Sprawić, by poczuł się jak powietrze; ktoś, kto nie miał znaczenia mimo wieloletniej przyjaźni, lecz i tę instancję Naberrie zaczynała poddawać w wątpliwość: ostatni rok ukazał jej kruchość relacji międzyludzkich, zdawałoby się silnych i prawdziwych, jak widać jedynie z pozoru. Chciała, żeby wszedł w jej buty – nawet w minimalnym stopniu – wszak i tak była zdania, że miał prościej od niej. Znajdowała się obok, we własnej osobie, z krwi i kości, mógł więc w jakikolwiek sposób zmusić ją do interakcji; mógł ją złapać za rękę, szarpnąć, krzyknąć, zrobić cokolwiek, byleby tylko wreszcie skonfrontowała ich spojrzenia, stanęła w miejscu i nie odeszła, podczas gdy w tamtym okresie czasu ona jedynie mogła zakląć go w myślach i wylać cały swój jad w kolejnym liście. Zastanawiała się, w swojej krótkiej wędrówce pod drzewo, czy rozumiał swój błąd, czy w ogóle go widział, czy może – co nie byłoby wcale zaskakujące – postanowił wrócić z czystą kartą, odcinając się od przeszłości, w tym od niej i wielu innych osób? Jeśli tak, po co próbował ją sprowokować do mówienia, które cofało go z tej podróży w przyszłość dwa kroki wstecz? Nie rozumiała a kotłowisko myśli pod plątaniną ciemnych włosów o ile nie ułatwiało odejścia, tak ułatwiał je, jak na ironię, sam Cornelius brakiem reakcji. Działając w emocjach, oddając się spontaniczności działania, pomijała niepokojący uścisk w sercu i w głowie, który podpowiadał jej, że być może pożałuje swojego zachowania za jakiś czas i zmiesza z błotem swoją dumę, prosząc go o spotkanie. Z konsekwentnością swoich działań dalej miała problem. Kiedy dotarła pod drzewo, przykucnęła nad miotłą starając się ocenić jej stan i sprawdzić ewentualne zniszczenia, lecz tych na szczęście nie było. Bez ociągania jęła się pozbywania połamanych gałązek i korzeni, które wplątały się w newralgiczne miejsca, i błota oblepiającego całość, ale skupienie się na tym było coraz trudniejsze; złość, przynajmniej ta pierwsza, powoli zaczynała ustępować rozmywając się w mroku i podmuchach wiatru, a ta właściwa, odpowiednia temperamentowi hiszpanek, miała dopiero nadejść.
Cały regulamin nielegalnych pojedynków czarodziei dostępny jest w tym miejscu. Tutaj zostają zawarte najważniejsze zasady, o których Twoja postać musi bezwzględnie pamiętać!
Sekundanci to NPC, zamaskowani, nie do rozpoznania przez nikogo. Zajmują się zdejmowaniem rzuconych przez uczestników pojedynków klątw, pilnowaniem przestrzegania ustalonych zasad, ect.
Wszyscy stają do pojedynku zamaskowani przez co nie ma możliwości, aby jeden uczestnik pojedynku rozpoznał drugiego, nawet jeśli jest to jego bliski znajomy. Maski nakładane przez postacie na czas pojedynku, modulują głos, skutecznie zasłaniają całą twarz. Dopiero w momencie pozbycia postaci maski, można odgadnąć z kim się pojedynkuje.
W czasie trwania pojedynku, po każdej zakończonej turze, będzie się pojawiał post od Mistrza Gry. Ten ma za zadanie podsumować dotychczasowe wydarzenia, dodać "urozmaicenia", coby pojedynki nie opierały się wyłącznie na rzucaniu kostek, ect.
Gracze mają 48h od momentu pojawienia się posta MG na przeprowadzenie całej tury. Jeśli nie wyrobią się w tym czasie, przegrywa ten, który zastopował kolejkę. Wyjątek stanowi zgłoszona w odpowiednim temacie nieobecność, bądź zasygnalizowany brak możliwości zrobienia odpisu w danym czasie przez gracza, do MG prowadzącego.
Atak
Atakująca postać rzuca dwoma kostkami. Jeżeli suma kostek będzie wyższa bądź równa progowi, atak uznaje się za skuteczny, zaś przeciwnik może się przed nim bronić. Wynik rzutu na atak można zmodyfikować poprzez:
Wykonanie dodatkowego rzutu na koncentrację
Wykorzystanie przerzutów (1 przerzut = zmiana wyniku jednej kości)
Jeśli atak się powiódł (suma punktów zdobytych w rzutach kośćmi przekroczyła próg), przeciwnik musi spróbować się bronić. W innym wypadku, od razu przechodzi do kontrataku. Bez względu na wynik, gracz ma obowiązek na końcu, bądź początku swojego posta zamieścić poniższy kod:
Broniąca się postać rzuca dwoma kostkami. Jeżeli suma kostek będzie wyższa bądź równa progowi, obronę uznaje się skuteczną i można przystąpić do kontrataku. Wyniki rzutu na obronę można zmodyfikować poprzez:
Wykonanie dodatkowego rzutu na koncentrację
Wykorzystanie przerzutów (1 przerzut = zmiana wyniku jednej kości)
W przypadku udanej, bądź nie udanej obrony, również należy użyć odpowiedniego kodu na początku, bądź na końcu posta:
Koncentracja nie jest obowiązkowym rzutem, ale już wyrzucona kostka musi być wliczona do tury. Rzuca się nią razem z kośćmi na atak/obronę.
Wartości Koncentracji zostały opisane poniżej w zależności od rzutu kostek:
kostka 1 = koncentracja: +1
kostka 2 = koncentracja: –2
kostka 3 = koncentracja: +3
kostka 4 = koncentracja: –3
kostka 5 = koncentracja: +2
kostka 6 = koncentracja: –1
Wygrana tura
Tura zostaje zakończona w momencie gdy:
Zostanie przekroczony limit czasowy tury.
Tura zostaje wygrana przez jednego z graczy (osiągnięcie większej ilości punktów)
Organizacja
Za nadzór tego pojedynku odpowiedzialna jest @Harriette Wykeham. Wszelkie pytania, wątpliwości, skargi należy kierować właśnie do niej. Również ona rozstrzyga wszelkie kwestie sporne, w razie gdyby jakieś się pojawiły.
Warunki pogodowe wokół was zdecydowanie sprzyjały myśleniu. Wieczór nastał dosyć szybko, co pozwoliło wam wcześniej skryć się w jego objęciach i dotrzeć na miejsce pojedynku niezauważonym przez nikogo. Czy aby na pewno? To miało się okazać w najbliższym czasie. Pewne było jedno: każde z was ostrzyło sobie zęby na wygraną i zapewne żadne nie zamierzało ustąpić. Sekundancji wręczyli wam maski, które miały skutecznie skryć waszą tożsamość. Dokonali tego nim mieliście możliwość spojrzeć na swojego przeciwnika. Teraz stajecie naprzeciw siebie, twarzą w twarz (czy może raczej maską w maskę).
Bardzo proszę, aby w pierwszym poście zaznaczyć posiadanie przedmiotów dodających punkty do odpowiednich kategorii!
Heaven O. O. Dear: ILOŚĆ PUNKTÓW KUFERKOWYCH Z ZAKLĘĆ I OPCM: 9 ILOŚĆ PUNKTÓW KUFERKOWYCH Z CZARNEJ MAGII: 0 ILOŚĆ PUNKTÓW KUFERKOWYCH Z TRANSMUTACJI: 0 Liczba możliwych przerzutów (tylko punkty): 0
Holden A. Thatcher II: ILOŚĆ PUNKTÓW KUFERKOWYCH Z ZAKLĘĆ I OPCM: 5 ILOŚĆ PUNKTÓW KUFERKOWYCH Z CZARNEJ MAGII: 0 ILOŚĆ PUNKTÓW KUFERKOWYCH Z TRANSMUTACJI:2 Liczba możliwych przerzutów (tylko punkty): 0
Rzut kością decydującą o rozpoczęciu pojedynku: Nieparzyste – rozpoczyna Heaven O. O. Dear Parzyste – rozpoczyna Holden A. Thatcher II
The member 'Mistrz Gry' has done the following action : Rzut kośćmi
'Kostki' :
______________________
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Nie wiem, co mi strzela do łba, że zgłaszam się do pojedynków, mimo że do tej pory bałem się rzucania zaklęć nawet na lekcjach. Może to chęć poczucia adrenaliny, albo po prostu oberwania po mordzie, tak dla zdrowia. Chociaż do tego wystarczyłoby się upić z Lennoxem i nazwać go idiotą. Dostaję informację o pierwszym pojedynku i udaję się na miejsce, licząc na to, że nikt mnie nie śledzi. Rozpoznaję wzgórze, na którym się znajduję i żałuję, że nie ma dziś dnia, w którym puszcza się lampiony, bo jest to naprawdę przepiękny widok. Ale może to i lepiej? Za bardzo by mnie rozpraszały i przez to mógłbym przegrać. Bo w sumie to nawet chciałbym wygrać, nawet jeśli tylko jedną walkę. Sekundant podaje mi maskę, którą na siebie zakładam, a ta jest cholernie niewygodna. Nic na to nie poradzę, zwłaszcza że jest to konieczność, więc muszę się z nią oswoić. Zżera mnie jednak ciekawość, kto jest moim przeciwnikiem, a nieświadomość tego, kto stoi przede mną, utrudnia sprawę, bo nie mam pojęcia, czego się po tym człowieku mogę spodziewać. Z drugiej strony tym lepsza zabawa. Walka się rozpoczyna, a zamaskowany sekundant wskazuje mnie jako rozpoczynającego, więc szybko przeszukuję pamięć za jakimś zaklęciem, którego nie spieprzę przy pierwszej próbie. - Acusdolor - mówię i uświadamiam sobie, że maska zmienia mój głos, który brzmi teraz totalnie kretyńsko, ale ułatwia zatajenie tożsamości. Może uda mi się za jakiś czas zrzucić maskę przeciwnika, zanim ten zrobi to szybciej ode mnie?
Pojedynek I
Zaklecie: Acusdolor Atak:4 i 3 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Co prawda wolałam walczyć pięściami, a nie różdżką, ale każda forma rywalizacji sprawiała mi przyjemność. Poza tym, zawsze wierzyłam w swoje możliwości trochę bardziej niż powinnam i porywałam się na rzeczy, z którymi niekoniecznie musiałam sobie dać radę. Tak było i tym razem, przychodząc na miejsce i stając naprzeciwko kompletnie anonimowej osoby. W ogóle nie podobało mi się to ukrywanie tożsamości, chciałam wiedzieć z kim walczę. Niezależnie od tego, czy znałam tę osobę czy nie, wolałam patrzeć na kogoś konkretnego, a nie na maskę. To tak, jakbym walczyła z jakimś automatem, a nie człowiekiem po drugiej stronie. Poza tym, gdyby to był ktoś kogo dobrze znam, mogłabym może mniej więcej wiedzieć jakiego poziomu się spodziewać, a tak to teraz była jedna wielka niewiadoma. Nie udało mi się odeprzeć zaklęcia i uderzyło we mnie niezbyt przyjemne zaklęcie żądlące. Mogło być gorzej, bardziej niż ból i dyskomfort przeszkadzała mi myśl, że ledwo pierwszy ruch przeciwnika, a ja już wypadam słabo. Na szczęście to zaklęcie nie przeszkadzało w atakowaniu, więc nawet bez pomocy sekundanta mogłam kontynuować. - Poenta Inflicta - rzuciłam, celując różdżkę i mając nadzieje, że mój przeciwnik w obronie jest przynajmniej równie kiepski jak ja.
Pojedynek (wpisz turę pojedynku)
Zaklecie: Acusdolor Obrona: 2,2 Koncentracja: 2 czy odnosi skutek?:NIE
Pojedynek (wpisz turę pojedynku)
Zaklecie: Poenta Inflicta Atak: 4, 6 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
*Mam czujnik tajności, czyli +2 punkty
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Walka na pięści zawsze jest lepsza od bezsensownego machania różdżką, zwłaszcza jak się tego magicznego patyka nie lubi. Co ze mnie za czarodziej, skoro nie potrafię nawet poprawnie rzucić zaklęcia? A może jednak się mylę, skoro żądlące trafia w mojego przeciwnika. Niestety maska mu nie spada, więc musi być jakoś magicznie podrasowana nawet w kwestii utrzymania się na twarzy, skoro po takim spuchnięciu wciąż ma ją wciśniętą na twarz. Z postury mogę wnioskować jedynie, że to kobieta, ale mało to mamy bab w Wielkiej Brytanii? Nawet w szkole bywa ich zdecydowanie za dużo. Przeciwniczka rzuca we mnie zaklęciem, którego nie mogę dosłyszeć przez to, że zarówno maska, jak i moje zaklęcie, zniekształcają jej głos. Instynktownie więc wyciągam różdżkę, szukając szybko w głowie czegoś na obronę. - Protego - wołam, próbując uderzyć w urok, który leci w moją stronę, ale chybiam i czar we mnie trafia, sprawiając, że mam wręcz mroczki przed oczami. Rozsadza mi czaszkę, przez co ciężko mi utrzymać równowagę, więc przykładam dłoń do głowy, jak gdyby miało mi to w czymkolwiek pomóc. Szlag.
Pojedynek I
Zaklecie: Protego (na Poenta Inflicta) Atak: 2, 1 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: NIE
Uczestnicy tego pojedynku albo byli niesamowicie w ataku, albo naprawdę kiepscy w defensywie. Idealne rozwiązanie - zapewniało ciekawy przebieg spotkania. Po pierwszej turze jeden z uczestników został trafiony zaklęciem żądlącym, którego efektów nie było jednak widać przez maskę, a drugi słaniał na nogach z bólu. Sekundant przyglądał im się chwilę, oceniając obrażenia. Po chwili rzucił na Thatchera zaklęcie przeciwbólowe, ogłaszając zwycięzcą tury jego oponenta. Nie widział jak wyglądała twarz pożądlonego przez maskę, toteż nie zawracał sobie głowy zdejmowaniem zaklęcia. Byłą to chyba nieduża cena zwycięstwa.
---------------------------------- WYNIK I TURY: Holden (10pkt) 0:1 Heaven (12pkt)
Pozostałe przerzuty: Holden: 0 Heaven: 1 (z czujnikiem)
Dodatkowe efekty: Heaven masz pożądloną twarz.
______________________
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Pią Mar 29 2019, 01:10, w całości zmieniany 1 raz
Pierwsza tura była naprawdę dziwna i chyba żadne z nich nie mogło być z niej do końca dumne. Heaven nie zamierzała doprowadzić do tej sytuacji po raz drugi, tym razem zamierzała przyłożyć się najbardziej jak umiała. Krótko zastanawiała się nad kolejnym zaklęciem, olśniło ją w jednej chwili. - Serpensortia - rzuciła i obserwowała, jak tym razem całkiem udany atak zmierza w kierunku chłopaka. Teraz pozostało liczyć tylko na to, że nie uda mu się obronić równie sprawnie, co poprzednim razem. Nie, żeby jakoś mocno liczyła na wygraną, ale może jej przeciwnik nie był wcale na dużo wyższym poziomie? Naprawdę żałowała, że nie ma pojęcia kto to jest.
Pojedynek (wpisz turę pojedynku)
Zaklecie: Serpensortia Atak: 6, 4, 2 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Ból w czaszce nagle znika, jak za sprawą pstryknięcia palców, a mroczki przed oczami stają się coraz mniejsze, pozwalając mi wrócić do normalności. Wszystko to za sprawą sekundanta, który zdejmuje ze mnie zaklęcie mojej przeciwniczki. Ledwie podnoszę się do pionu, a kobieta atakuje i wywołuje u mnie niemalże zawał serca. Z końca jej różdżki wystrzeliwuje w moją stronę wąż, wijący się i syczący. Po chwili zauważa mnie i obnaża swoje kły, sunąc w moją stronę. Czuję, jak pocą mi się dłonie, a ja sam nie mogę zrobić nawet kroku. Nie znoszę węży, chociaż nawet nie wiem, jaki jest powód mojego lęku. Tak po prostu, te beznogie gady mnie przerażają od dziecka. Może ma to jakiś związek z opowieściami o bazyliszku, które słyszałem od moich rodziców? - Sabuli - mówię w końcu drżącym głosem, gdy opanowuję nerwy na tyle, by unieść różdżkę. Ręka trzęsie mi się jednak na tyle, że zamiast trafić w węża, uderzam w pobliski kamień, który rozsypuje się w piach, a zwierzęcia będzie musiał prawdopodobnie pozbyć się sekundant. - Petrificus Totalus - rzucam w stronę przeciwnika, licząc na to, że głośne łupnięcie o ziemię odwróci ode mnie uwagę węża, ale tym razem również chybiam.
Pojedynek II
Zaklecie: Sabuli (żeby zmienić węża w piasek) Atak: 3 i 4 Koncentracja: 2 czy odnosi skutek?: NIE
Pojedynek II
Zaklecie: Petrificus Totalus Atak: 2 i 1 Koncentracja: 2 czy odnosi skutek?: NIE
Ostatnio zmieniony przez Holden A. Thatcher II dnia Czw Mar 28 2019, 00:19, w całości zmieniany 1 raz
Trafił mu się chyba pojedynek zoologów. Najpierw jeden rzucił na drugiego zaklęcie równe atakowi pszczół, a teraz ten odpłacił mu szczując go wężem. Sekundant osobiście bardzo się nie przejął tym zaklęciem. Przecież to był tylko wąż - można to było ubić nawet szpadlem - atakowany jednak chyba nie podzielał jego spokoju, bo próbował nawet nie skupił się porządnie na obronie. Dodatkowo zaraz potem zepsuł atak. To by chyba było na tyle w tej turze. Sędzia usunął węża i rozpoczął kolejne starcie.
---------------------------------- WYNIK II TURY: Holden 0:2 Heaven
Pozostałe przerzuty: Holden: 0 Heaven: 1
Dodatkowe efekty: Heaven, efekty zaklęcia żądlącego zaczynają sprawiać Ci spory dyskomfort. Próg, który musisz przekroczyć w tej turze wynosi 8.
WAŻNE! Zmieniamy trochę zasady czasu odpisu - mamy nadzieję, że tak będzie Wam wygodniej. Każdy ma 24h od pojawienia się poprzedniego posta (niezależnie czy mg, czy przeciwnika) na umieszczenie swojego. Jeśli się nie wyrobicie - walcie na priv.
______________________
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Pią Mar 29 2019, 01:12, w całości zmieniany 1 raz
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Sekundant usuwa węża, co przyjmuję z wielką ulgą, ale przez to nie udał mi się atak, a co za tym idzie - przegrywam drugą turę. Po raz kolejny zresztą, więc jeszcze chwila i prawdopodobnie odpadnę, co niezbyt mi się uśmiecha, bo nawet zaczęły mi się te starcia podobać. Nie mogę się jednak ze sobą pierdzielić i muszę się ogarnąć, usuwając tego przeklętego gada z pamięci. Nie zdziwię się, jak mi się będzie śnił po nocach, ale nie pora teraz na to. - Everte Statum - wołam, celując w przeciwniczkę. Znów żałuję, że nie mogę zobaczyć, kim ona jest. To o wiele bardziej ułatwiłoby mi jakikolwiek atak, ale jednak chyba właśnie o to tutaj chodzi - próbuj do skutku. Pytanie tylko, czy ona już przypadkiem czegoś o mnie nie wiedziała? Czyżby czytała w myślach? A może Serpensortia była jedynie zbiegiem okoliczności? Mam ogromną nadzieję, że to ostatni z opcji, bo jeśli naprawdę posiada zdolność legilimencji i wykorzystała ją bez wiedzy sędziego, to mam przesrane. Zwłaszcza, jeśli się okaże, że się znamy.
Pojedynek III
Zaklecie: Everte Statum Atak: 6 i 5 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Póki co szło mi naprawdę dobrze. Byłam nawet zdziwiona swoją przewagą, ale nie zamierzałam tracić czujności, dlatego szybko zareagowałam na atak przeciwnika. - Protego - uchroniłam się przed zaklęciem bez problemu i odetchnęłam z ulgą. Teraz wystarczył tylko udany atak, żeby wygrać. Zastanowiłam się krótką chwilę nad tym co rzucić, ale nie zamierzałam zwlekać. Nie znałam zbyt wiele skomplikowanych i trudnych zaklęć, opierałam się na tych najprostszych, ale czy to coś zmieniało? W gruncie rzeczy i tak liczyła się skuteczność, chociaż trzeba było przyznać, że czasami fajnie było wybrać taki czar, który naprawdę zrobi pod górkę osobie po drugiej stronie. - Convulsio - to była moja chwila prawdy. Czy uda mu się obronić, czy może pojedynek dla naszej dwójki będzie już zakończony. Wciąż byłam naprawdę ciekawa kto jest pod tą maską.
Pojedynek (wpisz turę pojedynku)
Zaklecie: Protego Obrona:4, 5 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Pojedynek (wpisz turę pojedynku)
Zaklecie: Convulsio Atak: 5,5 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Przeciwniczka odbija moje zaklęcie, co niezbyt mi się podoba, bo liczyłem na to, że jednak ją trafię. Przeklinam w myślach, chociaż kusi mnie, żeby wrzasnąć na głos całą wiązankę. W tym tempie zaraz odpadnę, chociaż czego innego się spodziewałem? Niespecjalnie przykładałem się do jakichkolwiek zaklęć, więc nie powinienem teraz marudzić. Moi przeciwnicy są dużo lepsi, a ja chciałem jedynie trochę się zabawić. Jeśli odpadnę, to trudno. Będę wiedział, że powinienem skupić się na czymś innym, a nie na naparzaniu urokami. - Protego - wołam, gdy kolejne zaklęcie leci w moją stronę, o dziwo je odbijając. Przynajmniej tyle dobrze, bo gdybym znów oberwał, raczej nie skończyłoby się to dla mnie dobrze. Ten durny wąż nadal siedzi mi w głowie bardziej, niż nawet sama ciekawość twarzy przeciwnika.
Pojedynek III
Zaklecie: Protego Atak: 4 i 4 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Kolejna tura byłą bardzo wyrównana. Zarówno oba ataki, jak i obie obrony się powiodły i nikt nie doznał nawet żadnych przypadkowych obrażeń. Żadne z zaklęć nie wybijało się również wybitnością, sekundant nie był więc w stanie wyłonić zwycięzcy. Zastanawiał się przez dłuższą chwilę, po czym w końcu ogłosił remis. Nie chciał przecież przeciągać tego pojedynku w nieskończoność. Szybciej i prościej było rozegrać dodatkową turę.
---------------------------------- WYNIK II TURY: Holden (19pkt) 0:2 Heaven (19pkt)
Nie zamierzałam odpuszczać tej rundy. Poprzednia, która miała być decydująca zakończyła się remisem i tylko podtrzymała mnie w nieprzyjemnym oczekiwaniu. Nie darowałabym sobie, gdyby przewaga, którą teraz mam poszła na marne. Jakby coś się obudziło w przeciwniku i zaczął sypać bezbłędnie zaklęciami i dobił do mnie a po chwili wygrał? Wciąż istniała taka opcja, dlatego nie chciałam tracić czujności ani na moment. - Levicorpus! - rzuciłam, nie zastanawiając się zbyt długo nad wymyślnym czarem. Mój przeciwnik chyba wciąż był trochę rozproszony. Poderzewałam że tamten wąż nie wydał mu się zbyt przyjemnym zaklęciem, bo od jego czasu jego ruchy były trochę dziwne. Oby się nie obronił. Zaklęcie może nie było bolesne ani nieprzyjemne, albo było absolutnie pierwszą rzeczą jaka przyszła mi do głowy z jakiegoś powodu. Przerwałam je dość nagle, bo właściwie nie wiedziałam ile ma trwać takie ciągłe zaklęcie powodując tym samym, że chłopak pewnie boleśnie uderzył w ziemię.
Pojedynek (wpisz turę pojedynku)
Zaklecie: Levicorpus Atak: 6,5,5 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Remis i dodatkowa tura bardzo mnie zaskoczyły, bo szczerze mówiąc, kiedy zapisywałem się na te pojedynki, gdzieś w głowie miałem to, że oberwę w pierwszej rundzie zaklęciem czarnomagicznym i już się nie podniosę. Moja przeciwniczka jest jednak dość lajtowa, że tak to ujmę, w doborze tego, czym we mnie celuje, więc powoli układa mi się w głowie obraz uczennicy lub studentki, skoro nie dość, że nie decyduje się na zakazaną magię, to jeszcze dobiera "broń" z repertuaru tych szkolnych uroków. Ja robię oczywiście to samo, z lepszym lub gorszym skutkiem - Protego - wołam, próbując odbić zaklęcie przeciwniczki, ale mi się nie udaje. Czuję, jak coś ciągnie mnie za nogę niczym ręka niewidzialnego olbrzyma i unosi w ziemię, przez co macham rękami jak głupi, chociaż wiem, że w ten sposób nic nie zdziałam. Już mam stwierdzić, że na niewiele jej się to zda, bo do góry nogami nadal jestem w stanie atakować, ale ona chyba to przewiduje, bo nagle spuszcza mnie na ziemię, a ja boleśnie ląduję tak, że boli mnie bark. - Rictusempra - mówię, celując do niej z ziemi, a gdy zaklęcie opuszcza moją różdżkę, podnoszę się na nogi, błagając los, żeby zadziałało, chociaż wszystko mi jedno. Poza tym za chwilę może uda się mi poznać w końcu jej tożsamość, mimo że równie dobrze może być i tak, że wcale się nie znamy.
Pojedynek IV
Zaklecie: Protego Atak: 4 i 2 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: NIE
Pojedynek IV
Zaklecie: Rictusempra Atak: 6 i 2 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Tak ogromna niechęć do czarnej magii mogła się wydawać dziwna. Miałam wszystkie podstawy do tego, żeby zainteresować się tym tematem i nabyć w tej dziedzinie chociaż podstawowe umiejętności, albo nawet wkręcić się w to tak jak Fire. A jednak trzymałam do tego jak największy dystans. No, może nie taki znowu ogromny, skoro zdecydowałam się na udział w nielegalnych pojedynkach, gdzie trafienie na przeciwnika operującego tymi zaklęciami było ogromne. Jak się okazało miałam jednak szczęście i nie wpadłam właśnie na kogoś takiego. Mogłam śmiało i bez skrępowania rzucać swoje lekkie czary i bronić się również przed nie takimi groźnymi. Czarna magia niezmiennie wzbudzała we mnie odrazę i niechęć. Mojemu przeciwnikowi nie udała się obrona, ale sprawnie przeszedł do ataku. Od tego czy go odbije miał zależeć wynik. Na szczęście udało się, a ja z satysfakcją opuściłam różdżkę. Po chwili sekundant potwierdził tylko wynik, który miała już w głowie, a ona bez wahania ściągnęła maskę. Nie czuła potrzeby bycia anonimową, szczególnie, że zwyciężyła. Poza tym, liczyła, że przeciwnik odwdzięczy się tym samym, a jego twarzy była bardzo ciekawa.
Pojedynek (wpisz turę pojedynku)
Zaklecie: Protego Atak: 3, 2-->4 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Rozpoczęli kolejną turę i już po chwili jeden z uczestników wisiał głową w dół. Nie przeszkodziło mu to jednak w prawidłowym rzuceniu kolejnego zaklęcia. Można było nawet wyciągnąć wniosek, że do góry nogami szło mu lepiej - obrona w końcu się nie udała. Na nieszczęście dla niego, jego przeciwnik się obronił i wygrał już cały pojedynek, nie dając szansy na wykorzystanie tego odkrycia w praktyce. Sekundant sprowadził przegranego na ziemię, podziękował obojgu zawodników i pogratulował zwycięzcy. Następnie bez słowa pożegnania deportował się ze wzgórza. ---------------------------------- WYNIK III TURY: Holden 0:3 Heaven
Pojedynek zwycięża Heaven!
//zt
______________________
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Przegrywam, co chyba nikogo nie dziwi, mimo że sam liczyłem przez dłuższy czas, że może jednak jakimś cudem uda mi się zdobyć zwycięstwo. I czuję się przez to trochę zawiedziony, bo liczyłem na dłuższą zabawę, podczas gdy pojedynek był krótki, a ja odpadam już w pierwszym etapie. Na dodatek sekundant zmywa się tak szybko, że nawet nie zauważam, kiedy znikam i zostaję sam na sam z moją przeciwniczką. A ta z kolei decyduje się zdjąć maskę, na co o mały włos nie dostaję zawału, gdy widzę w końcu jej twarz. Heaven Dear, serio? Spodziewałbym się każdego, tylko nie jej. Poza tym... przegrać z siostrą Fire? Pokładałaby się ze śmiechu, gdyby się o tym dowiedziała. - No bez jaj - mówię, ale decyduję się ściągnąć swoją maskę, skoro już ona pokazała mi swoja twarz, żeby być fair w stosunku do niej. To, że nie lubię Ślizgonki, nie znaczy, że pozostawię ją z wielką niewiadomą, zwłaszcza że jednak udało mi się ją trafić z raz, czy dwa. Nie ma więc takiego wstydu. Zatem wychodzi na to, że jesteśmy na podobnym poziomie, a przynajmniej tak sobie wmawiam. Nie wiem, czy śmiać się z tego powodu, czy płakać, zważywszy na to, że ja się świadomie nie skupiałem na obronie przed czarną magią, a ona - najwyraźniej - po prostu nie posiada talentu. - Gratuluję wygranej - dodaję jednak, bo mimo wszystko pokonała mnie i dzięki temu przechodzi dalej. Niespecjalnie obchodzi mnie, dlaczego bawi się w nielegalne pojedynki. Powodów może mieć miliardy, a mnie szkoda czasu na zastanawianie się nad tym. Jedyne, co mnie przeraża, to że musiałem się zmierzyć z kimś znajomym. W ilu przypadkach tak się jeszcze zdarzyło?
Trzeba było przyznać, że widok mojego przeciwnika pozbawionego maski był naprawdę zaskakujący. On chyba też nieszczególnie spodziewał się po drugiej stronie akurat mnie. Nie powinnam być zaskoczona aż tak, w końcu to był łatwy poziom, więc oczywistym było, że nie zobaczę tam nie wiadomo kogo, ale że akurat trafiło na Thatchera... cóż, jedno szczęście że wygrałam, bo przegranej z chłopakiem kompletnie sobie nie wyobrażałam. Nie to, żebym uważała się za mistrzynie zaklęć, świetnie zdawałam sobie sprawę ze swojego poziomu i w sumie nie przeszkadzał mi on jakoś specjalnie. Po prostu nie byłam mistrzem obsługi różdżki, tak bywało, nie? Mimo wszystko, bez przesady, przy takiej przegranej naprawdę plułabym sobie w brodę, chociaż razem z Holdenem reprezentowaliśmy prawdopodobnie zbliżony poziom, ale nie przyznałabym tego sama przed sobą. - Czyli nie ma się co za bardzo szczycić tą wygraną... - mruknęłam pod nosem, bo czy byłabym sobą, gdyby ugryzła się w język? Trzeba było trzymać poziom. Kiwnęła głową, kiedy chłopak mi pogratulował - Dzięki. Jakbym wiedziała, dorzuciłabym coś mniej przyjemnego... więc jak coś jestem jak najbardziej otwarta na rewanż, chyba, że wolisz walkę wręcz, to też - dorzuciła jeszcze, nie bardzo wiedząc co zrobić z wręczoną maską położyłam ją na ziemi.