Miejsce dawno zapomniane przez czarodziejów zamieszkujących niedaleko wioski Hogsmeade. Wzgórze jest zamieszkiwane przez małe, magiczne stworzenia świetlikowe. Przychodziło się tutaj w dniu puszczania lampionów za zmarłych bliskich którzy odeszli na tamten świat. Według legendy, duchy schodziły z tamtego świata na ziemie w tym miejscu, kiedy wzniosło się lampę na ich cześć. Od bardzo dawna nikt tutaj nie przychodził ponieważ wzgórze już nie jest takie jak przedtem.
kulning:
Nauka kulningu
Beltane to święto na cześć natury! Laena uważa, że więc i ją wypada zaprosić do obchodów i poinformować, że takowe się odbędą. Codziennie w godzinach porannych jest ona na polanie i czeka na czarodziejów chętnych do nauki prastarej sztuki kulningu - nawoływania zwierząt śpiewem. Kto wie co tobie uda się przywołać?
Tego nikt nie wie, to co jednak pewne jest to to, że już teraz polana jest pełna magii!
Rzut k6 na wejście na polanę:
1 Poprzedniego dnia ktoś musiał naprawdę dziko poszaleć z wyobraźnią, bo właśnie natrafiasz na model smoka norweskiego kolczastego! Koniecznie zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie! 2 Jest bardzo wcześnie i wschód słońca nie zdążył jeszcze przegonić ogników, które zaczynają latać dookoła ciebie, jakby bardzo chciały ci pomóc. Nie do końca wiadomo dlaczego, bo się nie zgubiłeś, na jaw wychodzi to dopiero podczas śpiewania. Gdy próbujesz nauczyć się kulningu, one swoim graniem podpowiadają ci, na jaką nutę powinieneś wejść! Dzięki pomocy ogników w trakcie trwania nauki możesz dwa razy rzucić podwójną k6 i wybrać wyższy wynik! 3 Coś musiało tutaj czarować, najwyraźniej oburzone wcześniejszym niepowodzeniem w śpiewaniu kogoś innego, bo gdy tylko zajmujesz miejsce na jednym z kamieniu, od razu zmieniasz się w syrenę! Efekt będzie trwał do końca wątku. +15 do końcowego wyniku 4 Może to przygotowania do Beltane, a może faktycznie jest coś w aurze dookoła polany, ale gdy tylko na nią wchodzisz, nogi same rwą ci się do tańca. Dosłownie. Nie łatwo jest złapać oddech i nie fałszować, kiedy cały czas skaczesz! Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile kolejek będziesz tańczyć! 5 Ktoś musiał przyzwać swoim śpiewem całe stadko łupduków, które to teraz upatrzyły sobie ciebie, jako nowego przyzwającego! Za każdym razem, gdy próbujesz śpiewać, one pieją z tobą wszystkimi swoimi trzema głowami, mocno cię przy tym zagłuszając! -15 do końcowego wyniku! 6 Na Merlina! Jak to się stało, że ktoś przyzwał bogina?! Stworzenie zaczaiło się w krzakach i tylko czekało na właściwy moment, żeby kogoś przestraszyć... Wybrało do tego ciebie! Oby był ktoś obok, żeby ci pomóc!
Miłej zabawy i powodzenia!
Śpiewne przywoływanie:
Zasady
Od momentu wejścia na polanę, Laena zaczyna tłumaczyć, o co chodzi w kulningu, przysłuchuje się wam i podpowiada co i jak robić. Możecie pisać tak długi wątek, jak chcecie pamiętając, że:
Na zakończenie każdy powinien rzucić kostką k100, by zobaczyć, co udało się przyzwać!
Co przyszło?:
0-35 Nie będzie z ciebie tańczącego z wilkami. Co najwyżej udało ci się poderwać ptaki do lotu i to też raczej nie przez to, jak sprawny z ciebie śpiewak... 36-60 Gratulacje, udało ci się zaciekawić sobą zagubionego topka! Był tak wdzięczny za twój występ, że aż ugryzł cię w palec! Spokojnie, to tak z miłości! Możesz zgłosić się po topka w odpowiednim temacie! 61-89 Stworzenia nie tylko usłyszały twój śpiew, ale i go doceniły. Kiedy tak śpiewasz w kierunku lasu kulning, wychodzi z niego stadko sarenek. Nie podchodzą za blisko, ale przyglądają ci się z zaciekawieniem, chwilę jedzą w pobliżu trawę po czym odchodzą spokojnie i bez strachu. +90 Niesamowite, twój śpiew był niemal... Mityczny! Zupełnie jak prastary kulning! Wyszło ci to tak dobrze, że trochę dziwisz się na widok, że dłuższą chwilę nic nie wyłania się spomiędzy drzew. Czekasz jeszcze moment, a gdy wydaje Ci się, że już nic nie przyjdzie, zauważasz, że coś bacznie ci się przygląda z pomiędzy drzew, wyraźnie zainteresowane twoim śpiewem.
Gratulacje! Zdobywasz jednorazowy przerzut na balu Beltane!
Modyfikatory do rzutu k100:
+ i - tyle, ile wyszło w kostce na wejście. +5pkt za każdy post dotyczący nauki śpiewania, przed finalnym zaśpiewaniem. Bonus dotyczy max. 4 pierwszych postów. + 10pkt za 10 punktów kuferkowych w ONMS i +5 pkt za każde 10 następnych. + 5pkt za bycie nową postacią. + 10pkt za cechę powab wili. + 10pkt za cechę złotousty gilderoy. - 10pkt za cechę niezręczny troll. - 10pkt za cechę drzemie we mnie zwierzę.
Dzisiejszy mrok na wzgórzu oświetlało stado świetlików zamieszkujące tamtejsze drzewa. Wiał chłodny wiatr który poruszał liście drzew jak i trawę.
Nadszedł ten dzień w którym Freya ponownie udała się w to urocze miejsce. Przychodziła tutaj co roku by zapalić lampion i zaczekać aż jej zmarły brat w postaci ducha się zjawi. Przybyła tutaj teleportując się spod bram zamku, pojawiła się pod samą skarpę wzgórza. Rozstawiła lampion, wyciągając przy tym coś do pisania. Napisała na nim imię jej brata w języku runicznym. Następnie podpaliła lampion powoli unosząc go w górę. Niestety, mając przy sobie artefakt który lubi płatać figle przyniósł dzisiaj siwe znaki. Postanowił uwolnić swoją energię niespodziewanie by Freya mogła się wznieść z lampionem nad wzgórze. Czy ktoś zdoła ją uratować?
Frey'i nikt nie przyszedł z pomocą, więc puściła lampion lecąc w przepaść. Jednak dziewczyna znała się na teleportacji, deportowała się z głośnym hukiem pod mury Hogwartu skąd poszła do swojego dormitorium
Eric ucieszył się z wyjścia do pubu, spotkał tam chłopaka z którym nawet fajnie mu się rozmawiało, był przystojny to na pewno, ale czy jest w stanie zaufać kolejnemu mężczyźnie? Spróbował z Brandonem i mu nie wyszło, był to jego pierwszy stosunek z chłopakiem i nieco się na nim zawiódł. Czy chłopak z Salem się nie zniechęci do tego wszystkiego? Miał nadzieję, że mu to jakoś przejdzie. Sam siebie nie poznawał, bo jednak nigdy aż tak bardzo się nie angażował, a teraz co? Jak to wygląda? Wygląda na to, że został wykorzystany, a nie to on wykorzystywał, czuł się z tym naprawdę bardzo podle. Miał ochotę rozwalić wszystko co jest w okół niego. Morticia też gdzieś zaginęła w akcji i nie mógł się z nią skontaktować. Szczerze powiedziawszy liczył trochę na nią, może ona by mu otworzyła oczy i znowu zacząłby zabawę z dziewczynami? O tak zabawa z dziewczynami na pewno lepiej mu wychodziła niżeli z mężczyznami. Wzgórze lampionów było bardzo ciekawym miejscem, nigdy tutaj nie był a jedynie o nim słyszal, dlatego postanowił się do niego wybrać. Niestety samotnie. Na ten moment jednak wszystkie myśli odeszły, a zostały te związane z jego siostrą. Martwił się o nią i to nie na żarty. Spotkali się przed świętami i na tym się skończyło, a tutaj już było po feriach na których był, ale nie czuł się tam komfortowo, może inna szkoła? Albo po prostu chodziło o Brandona i tyle. Nie mógł się odnaleźć w tym wszystkim. Jako dorosły czarodziej czuł się jak dziecko we mgle, nie wiedział czego się chycić, ażeby cokolwiek zrobić ze swoim życiem. Było to naprawdę okrutne i z pewnością źle zapamiętane przeżycie.
Wysoka brunetka powoli przemierzała dróżki i drogi Hogsmeade, zmierzając na wyznaczone przez jej brata miejsce spotkania. Wzgórze lampionów. Piękne i opuszczone miejsce, które z powodu ostatnich wydarzeń w ich rodzinie kojarzyło się nie dość ponuro. Olivia nie widziała się z bratem tak długo, że aż sama w to nie wierzyła. Przed pożarem w Salem byli rozdzieleni przez ocean, a teraz? Mieli do siebie ułamek odległości tego co wcześniej, a było im się jeszcze trudniej spotkać. Może to przez przepracowanie Olivii? A może po prostu Eric nie miał już czasu i pochłonęło go studenckie życie Hogwartu? Moore wspominała ten okres swojego życia wyjątkowo dobrze, a odległość od rodzinnego domu pozwoliła jej dodatkowo poluzować "smycz" tak bardzo, że z pewnością zdarzyło jej się zrobić kilka głupstw więcej, niż by w jej wieku wypadało. Tak zamyślona o swoim dotychczasowym życiu, sama nie zauważyła, kiedy dotarła na miejsce spotkania. Z oddali zobaczyła Erica, który wyglądał na równie zajętego własnymi myślami co ona chwilę wcześniej. - Cześć, młody! Nie widziałam cię ze sto lat! - powiedziała z entuzjazmem, przytulając się na przywitanie do brata. - To dla dziadka - dodała, wyciągając w kierunku chłopaka nierozłożony jeszcze lampion.
Eric niesamowicie tęsknił za swoją siostrą, ale o tym to ona chyba doskonale zdawała sobie sprawę. Był na nią zły, nawet można powiedzieć, że bardzo. Jednak nieco o nim zapomniała, prawda? Nie miałby do niej pretensji, jeżeliby nadal chodził do Salem, bo wtedy jednak miała małe trudności, aby ich odwiedzać w rodzinnym domu, ale teraz? Teraz byli tutaj i na pewno Olivia miała większe pole do popisu, jednak na razie kompletnie się nie spisała. No nic. Mial tylko nadzieję, że dzisiejszego dnia nie pokłócą się i Ericowi nieco przejdzie złość na siostrę. Rozglądął się za sylwetką swojej siostry, ale pojawiła się w dobrym czasie, nie musiał na nią długo czekać, no jeżeliby go dzisiaj wystawiła to byłby na nią naprawdę wściekły. Ale Eric Olivii wszystko wybaczy, przeciez to była najważniejsza osoba w jego życiu więc musiał nie miał innego wyjścia. - Witaj księżniczko. - przywitał się z siostrą i również ją przytulił. Chciał jej wszystko opowiedzieć, ale to chyba nie starczyłoby im czasu. Na pewno nie dzisiaj. - Dla dziadka? - zapytał patrząc na nią lekko zdezorientowany. Co miał mu to wysłać czy jak? To ona tego sama nie mogła zrobić? Chyba że się przejęzyczyła i miała na myśli, że to prezent od dziadka. Wziął jednak pudełeczko patrząc na siostrę wyczekując odpowiedzi.
Dzisiaj miałam dość ciężki dzień. Kłótnie w domu robią swoje. Jednak nie sądziłam, że mogę tak poczuć się bezradna gdy dowiedziałam się, że mój ojciec pije i prawie zamordował człowieka? Oczywiście matka tłumaczy go, że to wina alkoholu, że go opętał amok. Ale ja się pytam jaki do cholery amok? Przecież zatracanie się w tym trunku nie jest winą naszych czynów. W końcu każdy myśli trzeźwo. Nawet jak wypije. Przecież umiemy za siebie odpowiadać, a teksty typu urwał mi się film są dla mnie bezsensowne. Moim zdaniem są one mówione by pokazać, że to nie ja zrobiłem.
Ale co będę dużo mówić. Czas zająć się sobą. Chociaż teraz naszła mnie większa ochota na spacer. Jedyne co mogłam zrobić, to teleportować się do Hogsmade. Wylądowałam na głównej uliczce z osobami, które spacerowały. Od razu postanowiłam odsunąć się od towarzystwa obcych i poszłam wąską ścieżką tuż koło lasu. Aż trafiłam na małe wzgórze. Było ono słabo oświetlone ale bez wahania usiadłam pod jednym z konarów drzew.
Axel w tym czasie robił sobie małe zakupy. Trochę rękawiczek do pracy, maska na twarz, oraz inne kosmetyczne rzeczy. Tutaj w Hogsmead było o wiele taniej niż w Londynie choć niestety nie udało mu się kupić wszystkiego co chciał. Wszystko kazał wysłać do swojego mieszkania na ulicę śmiertelnego Nokturnu w Londynie. Uśmiechając się do siebie wesoło opuścił sklep i udał się na malutki spacer, ciesząc się chłodnym wieczorem. Idąc sobie tak wzgórzem ujrzał jakąś dziewczynę, przy której zaraz usiadł i posłał jej lekki uśmiech, choć wątpił, żeby widziała to w ciemności. Słyszał o tym miejscu różne legendy i uważał, że to miejsce idealne dla niego. Oddawanie cześci i pamięci zmarłym? Hej! To przecież jego zawód. -Cudowne miejsce, prawda? Jest tu tak spokojnie, nikt nie przeszkadza. Możesz w spokoju uciec od swojego świata i swoich problemów. Wracasz potem do domu i żalisz się, że stchórzyłeś, że uciekłeś od tego, zamiast stawić czoła problemowi. Zatem... Co Cię trapi? Spojrzał dziewczynie w oczy i lekko szturchnął ją ramieniem.
Wpatrywałam się przed siebie. Po mimo ciemności, która otaczała całe wzgórze było przyjemnie. Najbardziej podobały mi się gwiazdy, które oświetlały z lekka moje otoczenie. Zamknęłam na chwile swe oczy by móc wciągnąć świeże powietrze jak i po wspominać czasy gdy było się dzieckiem. Gdy było to jednak jednym z lepszych czasów w życiu. Jednak moje rozmyślania nie potrwały długo. Dlaczego? Ktoś się do mnie dosiadł i bezczelnie zaczął do mnie mówić. Nie ukrywając z lekka mnie przestraszył. Więc od razu wyciągnęłam prawą ręką różdżkę z mojej torebki i oświetliłam sobie towarzysza. Lumos - wypowiedziałam, a z końca mojego patyka zaczęło szastać jasne światło. -Było spokojnie za nim się tu ktoś pojawił -powiedziałam od razu oskarżycielskim tonem do nieznajomego. Po chwili skierowałam głowę w stronę mężczyzny... Tuż obok siedział dość przystojny czarodziej. Można powiedzieć, że wysoki, brunet o szarych oczach.. Och, te oczy. Przez chwilę nie mogłam odwrócić od nich wzroku. Jednak po chwili się opanowałam. -Jeżeli żalisz się samemu sobie to jesteś idiotą - warknęłam. Jednak po chwili pojawił się uśmieszek na moich ustach. -A Ty? Nie boisz się, że ktoś zechce zrzucić Ciebie z tego wzgórza? -zapytałam. W końcu właśnie przeszło mi to przez głowę. Więc czemu nie zapytać.
Mężczyzna aż zmrużył oczy, gdy dziewczyna poświeciła na niego różdżką. Lekki ból w głowie dał znać, że do oczu dostaje się za dużo światła, więc zamknął je na chwilę, aby się dostosować. W końcu otworzył je i przyjrzał się kobiecie uważniej. Była nawet dość ładna. Ponad przeciętna, ale jej język nie pasował do ładnej buzi. Chyba trzeba go wyszorować mydłem, albo innym Domestosem. -Prawda. Nie mam komu się żalić, za wyjątkiem mojej siostry, ale ona wciąż się uczy no i ma własne... małe i duże problemy, więc nie chcę ją zadręczać swoimi... Choć w sumie ja nie mam problemów. Wszystkie już są rozwiązane. Wzruszył ramionami jakby to było coś zwykłego. No bo było. On nigdy nie marudził, nie narzekał, nie płakał. No w sumie może czasem, ale to tylko w wyjątkowych sytuacjach. No bo przecież każdy kto przechodził obok jego mieszkania i usłyszał płacz, albo jęki od razu by uciekł. No kto by nie uciekł słysząc takie dźwięki z domu pogrzebowego? No właśnie. Przysunął się bliżej do dziewczyny i lekko chwycił jej brodę w dwa palce i zmusił, by spojrzała mu prosto w oczy, które wwiercały się w nią jakby czegoś w niej szukając. -Szczerze... Nie przejmuje się tym, że ktoś mógłby mnie stąd zepchnąć w celach innych niż dla zabawy. Nikt nie jest na tyle głupi, żeby ze mną zadzierać. Westchnął cicho i zamknął ponownie oczy, oddychając głęboko. Przechylił się do tyłu i teraz leżał na plecach, oddychając chłodnym nocnym powietrzem.
Nie ukrywając byłam trochę zdziwiona zachowaniem nieznajomego. W końcu nie każdy facet chwyta mój podbródek by mógł patrzeć mi się prosto w oczy. Na początku byłam przerażona i zakłopotana. Nie wiedziałam co mam zrobić, powiedzieć a tym bardziej myśleć. Jedyne co mogłam zrobić to wziąć głęboki wdech i wyrwać głowę. -Uważam, że pozwalasz sobie na zbyt wiele - powiedziałam grzecznie lekko odsuwając się od towarzysza -Ale również uważam, że każdy ma problemy jednak nie zawsze mówi się o nich głośno -uśmiechnęłam się lekko pod nosem. A gdy odpowiedział na moje pytanie związane ze wzgórzem parchnełam śmiechem. Moim zdaniem ten facet był zbyt pewny siebie i nie wiedział z kim ma do czynienia. Cóż, to że jestem kobietą nie oznacza, że nie mam siły. -A może ktoś zrobiłby to nie na umyślnie albo z zemsty? -uśmiechnęłam się dość słodko.
Chłopak odsunął się od niej kawałek. Nie dlatego, że się bał, czy coś w tym stylu, ale po prostu naruszała jego strefę osobistą. Poza tym nie znał, a to, że przed chwilą jej dotknął nic nie znaczyło. Widocznie dziewczyna chyba była ze Slytherinu, skoro tak bardzo lubiła denerwować ludzi. Na szczęście mężczyzna miał na wszystko wyjebane, więc nie obchodziło go zdanie tej dziewczynki. posłał jej delikatny uśmiech, który miał znaczyć, że może sobie mówić do woli. -Postawmy może sprawę jasno. Jeśli to ja posuwam się za daleko to co mam powiedzieć o tobie? Skoro grozisz mi tak otwarcie? Spojrzał na nią z nieukrywanym zaciekawieniem i ponownie spojrzał w niebo, rozkoszując się tym widokiem. Głos miał spokojny, może lekko zniecierpliwiony, ale nie naciskał, nie napierał na nią. Po prostu znał takich ludzi. "A ja jestem najlepszy! Jesteś śmieciem." Gorzej, że mina im rzedła kiedy okazywało się kim jest Axel i czym się zajmuje. -Jeśli tak bardzo chcesz to może lepiej sobie pójdę? Widzę, że zakłócam... Cokolwiek ty tam masz. Strefę zen, czy coś. No i ja nie mam problemów. Moim jedynym problemem jest co zjeść na śniadanie, albo na kolację. Czy mojego klienta przyozdobić tak, czy też inaczej. Prychnął nie zaszczycając ją już spojrzeniem. Miał nadzieję na ciekawą osobę, ale chyba trafiło mu się jej przeciwieństwo. No trudno.
Od feralnego zdarzenia właściwie tego miejsca nie odwiedzał. Zbyt wiele wspomnień, niedopowiedzianych słów oraz wspólnych tajemnic skrywało. A teraz stał tu z Nią i właściwie nie wiedział co może powiedzieć. - No to, tutaj najczęściej przychodziliśmy. - rzekł i oczami wyobraźni zobaczył ich razem, gdy siedzieli na skraju wzgórze i rozmawiali o wszystkim, o Quidditchu, o rodzinie, o tym co będą robić po szkolę lub nawet o tym co mają ochotę teraz zjeść. Wspólnie się śmiali, płakali, wygłupiali - robili wszystko wspólnie. Ona dobrze wiedziała o tym, że Barth daje się wykorzystywać koleżankom, a on zdawał sobie sprawę z tego, że jej na pozór sielankowe życie nie jest takie wspaniałe, a rodzice, którzy niby wspierali ją w jej pasji, często pozwalali sobie na przykre uwagi w stosunku do niej i do jej pasji. Znów wyciągną z skarpetki różdżkę, ale właściwie nie wiedział po co to zrobił. Nigdy nie był orłem z Transmutacji, a jedyną magię jaką w miarę ćwiczył była magia lecznicza, bardzo pomocna, szczególnie ze względu na zawód jakim chłopak się zajmował. Różdżką podrapał się po głowię i rzekł. - Może Ty coś przetransmutujesz tak byśmy mogli sobie siąść. Ja się na tym słabo znam. - Zaśmiał się zażenowany. - Ale potrafię zrobić to. - Delikatnie machną różdżką i rzucił na nich zaklęcie ogrzewające.
Dziwne. Jeśli jej przebłyski w głowie nie były winą alkoholu, to chyba znowu niektóre wspomnienia próbowały przebijać się spod białej plamy na wierzch. Czuła to nieznośne ukłucie w tyle głowy, uścisk, który pojawiał jej się za każdym razem... kiedy dotarli na miejsce, Flora rozejrzała się dookoła. O ile miejsca nie pamiętała, ze swoich wspomnień oczywiście, tak wiedziała co to za miejsce. Wzgórze zmieniło się nie do poznania - kiedyś owiane tajemnicą i magicznym nastrojem, teraz przypominało najzwyklejszą górę, opuszczoną, choć z ładnym widokiem. - Tak? I co robiliśmy? - pociągnęła temat, wyjmując swoją różdżkę z kieszeni płaszcza. Potem machnęła nią na pojedynczy pień drzewa, zmieniając go bez większego problemu w ławkę. Chociaż tyle umiała - dobrze czuć się w transmutowaniu przedmiotów. Rozgrzewające jej organizm ciepło było tak przyjemne, że na chwilę zapomniała o minusowej temperaturze i płatkach śniegu rozbijających się na jej zaróżowionych policzkach. Usiadła, podciągając nogi pod brodę a potem ułożyła podbródek na kolanie. - Mogę ci zdradzić sekret? - spytała. Nie wiedziała czy powinna była mu o tym mówić, ale przypomniało jej się coś sprzed wypadku. Poza rodzicami, których chciała postawić przed faktem dokonanym, czyli wybraniu reprezentacji a nie studiów. - Pamiętam, że po tamtym meczu chciałam wyjaśnić kilka spraw. Z rodzicami, ale też z pewną osobą... - tu zawiesiła głos. Nie ośmieliła się powiedzieć, że chodziło jej konkretnie o Bartha, bo nie miała absolutnie żadnej pewności, że to właśnie tyczyło się jego. - Chciałam powiedzieć pewnej osobie, że czuję do niej coś więcej, niż powinnam, ale potem zdarzył się ten wypadek i... i teraz nie pamiętam o kogo chodzi - szczątek informacji, jaki się jej przypomniał był tylko kroplą w morzu całej reszty. Najważniejszy fakt, czyli ten, że po meczu umówiła się z Barthem dokładnie w tym miejscu, w którym się znajdowali, pozostawał wciąż pod białą plamą. Jednak widać było po jej twarzy, że czuje rozgoryczenie i żal z tym związany. - Albo mi się tylko tak wydaje. Czasami te wspomnienia są bardzo mgliste i strzępkowe - dodała szybko, jednocześnie przekreślając tym swoje wcześniejsze słowa. Być może wprowadziła mały zamęt w głowie chłopaka, ale nie zrobiła tego celowo.
- Rozmawialiśmy albo milczeliśmy. - uśmiechnął się delikatnie i posadził swój tyłek obok niej na ławce. - Nic produktywnego. Czasem pokazywałem Ci mugolskie filmy, ale sprzęty elektroniczne nie zawsze chciały z nami współpracować. - Jedną z rzeczy, których wręcz nie cierpiał w magicznym świecie był brak dostępu do typowo mugolskich mediów. Czarodzieje mieli ruszające się zdjęcia, mieli teleportację łączną, a za pomocą różdżek mogli wyczarować właściwie co tylko dusza zapragnie, a dalej nie potrafili pogodzić mugolskiej technologi z siłą, jaką wytwarzała magia. - Planowaliśmy przyszłość, grę w jednej reprezentacji i no cóż, twoim rodzicom ten pomysł niezbyt się spodobał. - zmarszczył nos i zwrócił głowę w jej stronę. - [b]Właściwie to oni bardzo nie lubili tego pomysłu i uważali, że gra to strata czasu. - Teraz już patrzył przed siebie, zastanawiając się, co może jej powiedzieć, a czego unikać. Nie chciał jej przestraszyć, nie chciał przeładować jej mózgu nowymi informacjami, a jednocześnie wręcz marzył o tym, by móc powiedzieć Florze o tym, jaka była przed wypadkiem. Słuchał jej słów z wielką konsternacją i za wszelką cenę nie mógł sobie przypomnieć, o kogo mogło jej chodzić. Co prawda paru chłopaków się wtedy obok niej kręciło, ale gdy przychodziło co do czego, to dziewczyna i tak większość czasu poświęcała mu oraz grze, co powodowało wielką zazdrość wśród zalotników Flo.
- Niestety, nie mogę Ci powiedzieć o kogo może chodzić, bo no cóż, sam z tego okresu mało pamiętam — zawstydzony podrapał się po głowie. - Ale mam w domu parę listów od Ciebie i może stamtąd coś wyczytamy. - Pomimo ze Barth nie miał w zwyczaju przetrzymywania listów, to był pewny, że coś napisanego przed "dawną" brunetkę jeszcze posiada. - No i mam zdjęcia. Dużo zdjęć.
Flora wysłuchała w milczeniu słów chłopaka, chcąc sobie przypomnieć cokolwiek sprzed wypadku, ale było to ciężkie. I miała świadomość, że nie przyjdzie jej to tak łatwo, jakby tego chciała - jedna rzecz jej tylko nie dawała spokoju a mianowicie ta dobroć i chęć Bartha do pomocy. Dało jej to do myślenia i zaczęła skłaniać się ku wersji, że faktycznie musiało ich łączyć coś głębokiego i szczerego, skoro nie wypiął się teraz na nią. Równie dobrze mógł udać, że jej nie zna i ona by nie miała o tym pojęcia, prawda? Unosząc wzrok znad swoich butów, przeniosła go na Pieguska, uśmiechając się lekko. To co powiedział na temat jej rodziców niespecjalnie ją zaskoczyło - jedynym co pamiętała w miarę dobrze był fakt, że jej rodzice zawsze byli przeciwko tej grze. - Czasami mam wrażenie, że cieszył ich ten wypadek. Teraz boję się podejść do boiska, o lataniu nie wspominając... a ja nie mam pojęcia co chcę teraz robić. Pół życia byłam nastawiona tylko na jedno, co mi potem odebrano - w jej oczach pojawiło się coś na kształt rozżalenia pomieszanego ze smutkiem. Było jej ciężko, kiedy miała świadomość o sukcesach jakie odnosiła a którymi teraz mogła się po prostu podetrzeć. Przełykając głośno ślinę Flora wyprostowała się, spoglądając w martwy punkt przed sobą. Nie chciała, żeby Barth widział jej pozbawione jakichkolwiek emocji oczy, choć domyślała się, że skoro ją znał to nie umknie to jego uwadze. - Jak bardzo się przyjaźniliśmy? - spytała, przerywając aksamitnym głosem panującą ciszę. Nie odezwała się już w kwestii swojego wspomnienia, chociaż chciała zobaczyć te listy i zdjęcia, o których wspominał, ale nie była pewna czy jest na to gotowa. - Jak blisko byliśmy? Opowiedz mi coś o naszej przyjaźni - nie patrząc dalej na chłopaka, schowała dłonie do kieszeni płaszcza.
Niedbale przeczesał włosy dłonią. - Bliskimi. Bardzo bliskimi. Poznaliśmy się na twoim pierwszy roku, bo nie wiem, czy wspominałem, ale jestem od Ciebie o rok starszy. - Trochę przysunął się do niej. - Niechcący rozkwasiłaś mi nos, gdy uczyłaś Vingardium Leviosa. No i tak się złożyło, że na moje nieszczęście zrezygnowałaś z piórka — zaśmiał się na samą myśl o tamtym dniu. Z dzisiejszej perspektywy sytuacja ta wydawała się przekomiczna, jednak wtedy nie było mu do śmiechu, był wręcz bliski płaczu, jednak jak na prawdziwego, dwunastoletniego mężczyznę przystały, udało mu się powstrzymać łzy. Skruszona dziewczynka postanowiła pomóc mu w dotarciu do Skrzydła Szpitalnego, w którym to naprawiono mu nos i już w drodze powrotnej dostrzegli, że w sumie mają wiele wspólnego więc zaprzyjaźnili się. - Byliśmy w jednym domu i chociaż nie byliśmy razem na roku to i tak spędzaliśmy ze sobą sporo czasu. Jednego roku planowałem nawet specjalnie go oblać po to, by móc uczęszczać na zajęcia z Tobą, ostatecznie pomysł nie przeszedł i jedynie na zajęciach szkolnych nie mogliśmy być razem. - rzekł. - Kiedyś nawet się o mnie biłaś — wyszczerzył zęby w uśmiech od ucha do ucha i machinalnie podrapał się po nosie. - Moja była dziewczyna, opowiadała o mnie dość niestworzone historię, ja sam o tym nie wiedziałem, aż do czasu kiedy jedna z puchonek wykrzyknęła mi w twarz, że jestem nic niewart i nie zasługuje na żadną dziewczynę. Ja to olałem, raczej nie reaguje na takie odzywki, ale ty się wściekłaś i no cóż, rzuciłaś się na nią. I całe szczęście, że byłem obok Ciebie, bo nie wiem, czy kto inny byłby w stanie was rozdzielić. - przerwał na chwilę, zwrócił wzrok w jej stronę i mrugną do Flory znacząco. - Skończyło się na szlabanie i kępce włosów, która wyrwałaś jej z głowy. No i mnie podrapałaś. - Pokazał jej szyję, na której znajdowały się wyraźne blizny po zadrapaniu. - Taka pamiątka.
Cała ta opowieść wydała jej się w ogóle nie podobna do Flory. Teraz, kiedy bała się ludzi i jakiegokolwiek zbliżenia nie umiała sobie wyobrazić bicia się z kimkolwiek. Jednak wiedziała o sobie więcej, niż do tej pory, co nawet podnosiło ją na duchu. Przyjrzała się Barthowi, przesuwając palcami zmarzniętej dłoni po bliźnie na jego szyi, jak gdyby chciała się upewnić, że ta blizna faktycznie się tam znajduje. - Chciałabym to pamiętać - uznała, jeszcze przez moment dotykając chłopaka. Potem odsunęła dłoń, układając głowę na oparciu ławeczki i przekrzywiając ją tak, by mogła spojrzeć na Pieguska. Przeanalizowała jeszcze raz jego słowa, próbując sobie to wszystko wyobrazić. Faktycznie, ostatnio, w izbie oglądała stare zdjęcia sprzed wypadku i tam przypominała dziewczynę z tej opowieści. Jednak jej mózg dalej nie miał żadnego punktu zaczepienia. - Ale nigdy między nami nic nie było? - upewniła się. To dopiero by było... niezręczne. Przynajmniej dla niej.
- Tym, że nie pamiętasz takich szczegółów się nie przejmuj - znów się uśmiechną. Miał wrażenie, że w jej towarzystwie nie sposób się było nie uśmiechać. - Ja Ci wszystko opowiem, zresztą, ludzie, którzy pamięci nie utracili również często nie pamiętają takich szczególików. Słysząc ostatnie zdanie wypowiedziane przez dziewczynę przystopował i zamyślił się na chwilę. Rok temu był nią zafascynowany i czuł tą chemię, która wręcz unosiła się pomiędzy ich dwójką w powietrzu. Dlatego też teraz miał pewną trudność z udzieleniem jednoznacznej odpowiedzi. Zauważając zawstydzenie na jej twarzy, postanowił, że nie wyjawi prawdy. Nie chciał żeby Flora posmutniała, szczególnie, że jak mu się zdawało chociaż trochę udało mu się poprawić jej humor i dać nadzieję. - Łączyła nas bliska przyjaźń i nic poza tym. - złapał ją za rękę i wstał z ławeczki, którą ona wyczarowała - Za zimno, nie ma co tu siedzieć - uśmiechnął się i pociągnął ją za sobą w głąb Hogsmade.
/zt x2
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
To niesamowite miejsce odkryłam zupełnie przypadkiem gdzieś pod koniec szkoły - dość rzadko tutaj przychodziłam, bo w moim mniemaniu to było miejsce przeznaczone na wyjątkowe okazje. Tym razem przejęłam inicjatywę i to ja zaprosiłam Willa na randkę - nie wybrałabym jednak tak niesamowitego miejsca na zwykłe spotkanie. Mój wybór był spowodowany bardzo wyjątkową okazją - otrzymałam posadę opiekuna smoków w Ministerstwie Magii. Przez ostatnie lata uparcie do tego dążyłam, ale nie sądziłam, że uda mi się osiągnąć tak duży sukces jeszcze na studiach. Trudno ukryć, że ta posada była dla mnie spełnieniem marzeń - nie dość, że miałam pracować w zawodzie o którym marzyłam, to na dodatek miałam pracować w prestiżowej instytucji i zarabiać naprawdę przyzwoite pieniądze (będąc na pierwszym roku miałam pensję dwa razy większą niż moi znajomi w kawiarniach) - po prostu praca marzeń. Oczywiście każdy chciałby świętować swój sukces z ukochaną osobą, dlatego właśnie zaprosiłam Willa w to miejsce. Umówiliśmy się późno wieczorem, ale ja pojawiłam się na miejscu znacznie wcześniej. Podziwiając świecące owady rozłożyłam koc i wyciągnęłam z torby butelkę szampana i dwa kieliszki oraz ciasteczka własnego wypieku. Usiadłam na kocu czekając na mojego chłopaka - nie mogłam się doczekać by obwieścić mu wspaniałą nowinę.
Cieszyłem się na spotkanie za Lottą. No dajmy spokój, cieszyłem się na każde spotkanie z nią. Szedłem spokojnym krokiem, doszedłem do wniosku, że i tak za wcześnie wyszedłem, więc nie było co się spieszyć. Domyślałem się, że dziewczyna chce mi o czymś powiedzieć, nie wiem w sumie skąd, chyba intuicja, skoro zaprosiła mnie w takie miejsce. Byłem tam kilka razy. Kiedyś lubiłem dużo chodzić i zajmować czymś swoje myśli, więc znałem tę wioskę na wylot, w końcu była najbliżej zamku. Nie wiedziałem, że dziewczyna pojawi się tak wcześnie. W gruncie rzeczy umówiliśmy się całkiem późno, ale noc jeszcze młoda. Po drodze kupiłem kwiaty. Lubiłem jej dawać kwiaty. Wtedy oczy Lotty tak pięknie błyszczały. Przyszedłem na wzgórze i już z oddali dostrzegłem siedzącą tam dziewczynę. Miałem naprawdę dobry humor, co ostatnio średnio się zdarzało. Niby było okej, ale po prostu chyba byłem już zmęczony tym rokiem. Podszedłem do Hudson najciszej jak potrafiłem i zakryłem jej oczy jedną ręką (w końcu w drugiej trzymałem bukiet).
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Byłam tak zamyślona, że gdy przyszedł zupełnie mnie zaskoczył - kiedy zasłonił mi oczy moje ciało przeszedł dreszcz. Uśmiechnęłam się żałując, że w tej pozycji nie jest w stanie dostrzec szczęścia rysującego się na mojej twarzy. - Cześć Walker - szepnęłam Po chwili zdjęłam dłoń chłopaka z mojej twarzy i pośpiesznie obróciłam się w jego stronę delikatnie muskając jego wargi. Tak cieszyłam się go widzę, a na dodatek będę mogła zaraz podzielić się z nimi niesamowitą nowiną, która sprawiała, że rozpierała mnie radość i duma. Dostrzegłam, że ma kwiaty w rękach, jednakże nie komentowałam tego - pozwoliłam sama mu zdecydować kiedy mi je da. Odsunęłam się od niego odrobinę i sięgnęłam po butelkę szampana. - Napijesz się ze mną? - uśmiechnęłam się tajemniczo - Mamy co świętować. Atmosfera w tym miejscu była tak romantyczna, że miałam ochotę utonąć w ramionach Williama i nic nie mówić, jednakże mimo wszystko wydawało mi się, że uhonorowanie tak ważnej okazji było w tym momencie priorytetowe. Przecież nie co dzień działo się coś takiego!
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Naprawdę niesamowite było to jak ta dziewczyna na mnie wpływała. Wystarczyło, że ją zaledwie widziałem, a moje emocje diametralnie się zmieniały. Miałem wrażenie, że nie liczy się nic poza nią, a to sprawiało, że wszystkie wcześniejsze zmartwienia odchodziły w niepamięć. Uśmiechnąłem się lekko kiedy wypowiedziała moje nazwisko. - Jak to się mówi? Po nazwisku to po pysku, Hudson. – odparłem i wyszczerzyłem się w jej kierunku, a następnie oddałem pocałunek. Miejsce było naprawdę ładne. Miało taki swój urok, a nastrój tego wzgórza od razu się udzielał. Zobaczyłem, że Lotta zerka na bukiet i nie mogłem się powstrzymać. - Ah to... – mruknąłem. – To nie dla ciebie. Rzecz jasna łgałem jak z nut. Kupowałem te kwiaty wyłącznie z myślą o dziewczynie, ale miałem wielką ochotę się z nią poprzekomarzać. Mrugnąłem do niej jednym okiem. Zmarszczyłem brwi kiedy zaproponowała mi alkohol. Oczywiście nie odmówiłem, ale to wszystko kompletnie zbiło mnie z tropu. Nie wiedziałem o co chodzi. Zacząłem nawet podejrzewać, że jest w ciąży. Czy to było możliwe? Spaliśmy ze sobą raz! Nie miałem jednak pewności, czy Lotta używała jakiejkolwiek antykoncepcji, a jak dobrze pamiętam, prezerwatywy wówczas nie użyliśmy. Przełknąłem ślinę przelotnie zerkając na jej brzuch, a potem na alkohol. Nie mogła pić w takim wypadku. Nie wiedziałem co mam zrobić. Niekoniecznie czułem się gotowy na bycie ojcem, a nic innego nie przychodziło mi do głowy. Spojrzałem na jej twarz, wyczekując ciągu dalszego.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
- Jestem ciekawa kim jest ta niewiasta, że tak doskonale dobrałeś kwiaty - rzuciłam podśmiechując się cicho. Naprawdę lubiłam nasze wspólne przekomarzanie się. Will wyglądał na bardzo zaniepokojonego. Nie wiedziałam o co mu chodzi - czego miałby się niby bać? Może niepotrzebnie trzymałam to tak długo w tajemnicy i przez to wszystko Krukon zwyczajnie nie wiedział czego ma się spodziewać? A może po prostu nie lubił niespodzianek? Nie chciałam dłużej trzymać go w niepewności, więc uspokajająco pogłaskałam jego ramię. - Ej skarbie, nie denerwuj się - powiedziałam głaszcząc jego ramię - Dostałam pracę w Ministerstwie Magii. Dobrze, że nie słyszałam jego myśli, bo najpewniej bym je wyśmiała - po pierwsze nie byłam tak nieodpowiedzialna by pić alkohol w ciąży, a po drugie raczej nie chciałabym świętować czegoś takiego jak wpadka. Szczerze powiedziawszy nie śpieszyło mi się do posiadania potomka - i trudno się dziwić, oboje nie mieliśmy jeszcze nawet dwudziestu lat, to że już oboje utrzymywaliśmy się zupełnie sami było dosyć dziwne, a co dopiero gdybyśmy teraz zabrali się za zakładanie rodziny. Nigdy w życiu! Zaczęłam nalewać szampana do kieliszków uśmiechając się przy tym słodko.
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Uśmiechnąłem się w stronę Lotty. - No wiesz, zaraz po spotkaniu z tobą widzę się z taką jedną... Nie znasz jej. – powiedziałem poważnym głosem. Byłem całkiem niezłym aktorem, ale doszedłem do wniosku, że i tak jej nie nabiorę. Nieważne jakbym się starał. Nachyliłem się w jej stronę i lekko pocałowałem. Położyłem kwiaty na jej kolanach, dając wyraźnie do zrozumienia, że bukiet jest dla nikogo innego, tylko dla niej. Odetchnąłem z wielką ulga na jej słowa. Naprawdę się przestraszyłem. Może nie chodziło o to, że nigdy nie chciałem być ojcem. Oczywiście nie sądziłem, że się do tego nadawałem, na pewno nie byłem gotowy. Chociaż czy kiedykolwiek będę? Praca w Ministerstwie brzmiała poważnie. Co prawda sam ja planowałem, ale do tego potrzebowałem określonego wieku, więc przez najbliższe pięć lat będę musiał zadowolić się czymkolwiek innym. Moje umiejętności były już w zupełności wystarczające, ale wiek stanowił dla mnie barierę. Uniosłem kieliszek w geście wzniesienia toastu. - W takim razie gratuluję. – upiłem łyk szampana. – Na jakim stanowisku? Byłem ciekawy co dokładnie teraz będzie robić. Nie miałem wątpliwości, że było to coś związanego z magicznymi stworzeniami, w końcu miała na ich punkcie kompletnego bzika.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
- Pewnie brzydka - powiedziałem śmiejąc się cichutko. Po chwili delikatnie musnęłam linię szczęki Willa, z czułością się w niego wtulając. Mógł sobie ze mnie żartować, ale w gruncie rzeczy wiedziałam, że nie mam konkurencji. Chociaż o Krukona zabiegało wiele dziewczyn to nie byłam zazdrosna, bo chłopak był wobec mnie bardzo czuły i oddany, poza tym byłam jedną z niewielu osób, które znały o nim prawdę. Wcale nie był tym uroczym draniem na którego pozował, głęboko w jego sercu krył się dobry, mocno pokiereszowany przez los chłopak. Wiedziałam, że chłopak aspiruje do stanowiska aurora i bardzo się z tego cieszyłam - jeśli wszystko dobrze się ułoży to za kilka lat będziemy dwójką zakochanych w sobie do szaleństwa ludzi sukcesu. Ta perspektywa sprawiała, ze moje serce wypełniała radość - mieliśmy cudowne szanse na wspólną przyszłość. Stuknęłam się z nim kieliszkiem i po chwili wypiłam toast. Nie zareagował szczególnie entuzjastycznie, spodziewałam się, ze bardziej się ucieszy, ale nie było mi przykro. Wiedziałam, że jego reakcje są czasem dużo bardziej wyważone. Uśmiechnęłam się do niego nerwowo, wiedząc, że to co chce mu teraz powiedzieć może być znacznie gorzej odebrane. - Będę opiekunem smoków - powiedziałam cicho i widząc jak blednie dodałam - Ale nie przejmuj się, będę opiekować się jajkami i pisklętami, to nie jest niebezpieczna praca. W gruncie rzeczy wiedziałam, że to stanowisko czasowe i kiedyś będę mogła zająć się większymi smokami, nie chciałam go jednak niepokoić.
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Spojrzałem na nią z ukosa. Chciała brnąc w to dalej? No to jedziemy. - Cóż, na pewno ładniejsza od ciebie. – rzuciłem szczerząc się w jej stronę. To prawda, Lotta nie miała konkurencji. Znaczy miała, chociaż sam nie wiem. Mogłem sobie okręcić wokół palca każdą napotkaną dziewczynę. Miałem też.. pewne umiejętności, które czasem pomagały, chociaż bardziej przydawały się w antagonizowaniu wszystkich od siebie. Zastanawiałam się jednak czy ktokolwiek inny chciałby ze mną przebywać na dłuższą metę. To właśnie Hudson zamieszkała w moim sercu i na razie nie zapowiadało się na to żeby się wyprowadzała. A ja wciąż zadawałem sobie pytanie, jak to się w ogóle stało. Zraniłem ją tyle razy, a każdy z nich był umyślny, jednak ona zamiast się odwrócić i po prostu odejść, jak to zazwyczaj bywało, przedarła się przez gruby mur, który tworzyłem wokół siebie od najmłodszych lat. Nie zrozumcie mnie źle, taki stan rzeczy mi odpowiadał i nie chciałem by było inaczej. Co więcej, chciałem żeby trwał on jak najdłużej, najlepiej na zawsze. Chociaż wiedziałem, że „zawsze” jest bardzo długie. Chodzi o to, że ciągle się tego wszystkiego uczyłem, ale byliśmy na dobrej drodze. Moja reakcja nie była bardzo entuzjastyczna, znaczy cieszyłem się bardzo z jej awansu, do momentu aż powiedziała mi co zamierza robić. Spojrzałem na nią lekko przestraszony, a jej słowa, które miały mnie uspokoić, niekoniecznie to zrobiły. Okej, może i na początku będzie się opiekowała jakimiś jajami, ale w takiej pracy całkiem łatwo awansować wyżej. Nie byłem przecież głupi. Kibicowałem jej, naprawdę chciałem, żeby robiła to co kocha, ale to? Nie mogła wybrać czegoś mniej niebezpiecznego. Jakoś nie uśmiechała mi się wizja okropnej straty. Przełknąłem ślinę. - A nie uważasz, że to trochę... zbyt ryzykowne? – nie dałem po sobie poznać jakie emocje mną targają. Mimo, że w środku byłem niczym wybuchający wulkan, na zewnątrz wciąż pozostawałem oazą spokoju. Na razie...