Owego kolejnego, pochmurnego poranka, Valentin nie śpiesząc się, opuścił ciemne lochy. Co prawda nie chciał, bowiem nie lubił tak wcześnie rano jeść, jednakże musiał się napić, kawa była czymś co o tej porze było dla niego konieczne. Nie chciało mu się przepychać znów przez kuchnię pełną skrzatów, więc postanowił, że wypije ją po prostu w Wielkiej Sali. Nieco niewyspany, aczkolwiek jak zwykle w przemyślanie dobranych ubraniach, wszedł do owego pomieszczenia na parterze. Miał na sobie koszulę w biało szkarłatne pasy, a i oczywiście nie zapomniał jednego ze swych archaicznych zegarków, zwisających z kieszeni. Nie rozglądając się po sali skierował się do jakiegoś wolnego miejsca przy stole Slytherinu. Leniwie sięgnął po dzbanek z kawą, aby nalać nieco napoju do kubka. W myślach nieprzerwanie narzekał, że znów siedział po nocy, co za tym idzie, te parę marnych godzin snu na pewno nie były wystarczające. Spojrzał na czarny napój w kubku, mając nadzieje, że nieco go rozbudzi do życia, po czym wypił parę jego łyków.
- Pełna swoboda, mówisz? - zapytała, niejako podsumowując wypowiedź Hanny. Życie na studiach wydawało się być zdecydowanie ciekawszym niż te, które prowadzili uczniowie. A jak było naprawdę? Przekona się za rok. Upiła resztę herbaty, jaka została jej do tej pory w kubku, po czym odstawiła go na stół. Więcej jak na razie nie chciała pić. - Nie przejmuję się tym aż tak bardzo. Jak będzie, tak będzie. Wolę spędzić ten czas na bardziej przyjemne rzeczy. A poza tym i tak mało lekcji się odbywa - rzekła niedbale. W istocie, niezbyt ją obchodziła nauka. Pewnie i tak za kilka lat znajdzie jakąś ciepłą posadkę w Ministerstwie Magii i na tym się skończy jej cała przygoda.
Taurie uśmiechnęła się szeroko do Mike'a. Całkiem zapomniała jak działały na nią jego oczy. Rozejrzała się wokoło. Było naokoło nich pełno ludzi, którzy pewnie nie zwracali na nich uwagi. Ale zdecydowała się że woli pogadać na spokojnie. -Cześć Mike, może pójdziemy gdzieś gdzie jest mniej ludzi?- spytała po krótkim przywitaniu. Ahh, te jego oczy...
-No, jasne. Tylko gdzie ?- zapytał Mike. Zaczął się zastanawiać gdzie by mogli porozmawiać. -Hmm...może Pusta Klasa na drugim piętrze tam prawdopodobnie nikogo nie ma.-zaproponował i uśmiechną się na myśl że porozmawia z Taurie na osobności.
-Ok, to chodźmy.-uśmiechnęła się. Spojrzała jeszcze raz po sali i chwyciła Mike'a za rękę. Może to był za odważny gest ale w tej chwili się nie przejmowała. Wyszli razem trzymając się za ręce. Nie obchodziło jej w tej chwili nic. Prócz Mike'a.
- Coś w tym stylu. - Stwierdziła uśmiechając się delikatnie.O wiele bardziej odpowiadały jej studia, które choć początkowo wydawały się trudniejsze niż wcześniejsza nauka w Hogwarcie, dość szybko okazała się o wiele mniej wymagająca i przyjemniejsza. Jednak to była Hanna, która nie zaznała jeszcze smaku prawdziwego, studenckiego wykładu. - Nie martwisz się, że przez to, że ignorujesz naukę nie będziesz mogła robić tego, co kochasz ? - Zapytała opróżniając swój kubek z herbatą do końca i odsuwając ją od siebie. Jakże ten napój potrafił cudownie rozgrzewać człowieka.
- To, co kocham, nie wiąże się z tym, czego tu uczą. Przynajmniej nie do końca. A gdy będzie trzeba, poradzę sobie ze wszystkim - odparła, biorąc przy tym jakieś ciastko, leżące na tacy. Cirilla była przekonana o tym, że czego by się nie podjęła, to i tak jej to wyjdzie, nie ważne jak. Ale zawsze zrobi tak, że wszyscy będą zadowoleni. Poza tym, nie miała jeszcze planów na przyszłość. Zastanawiała się nad tym, czy by nie wykorzystać swoich wrodzonych zdolności związanych z zapachami. Bo co to dla niej projektować zapachy perfum? Ma pieniądze [tak naprawdę jej rodzice, ale to inna sprawa] - za nie może zatrudnić specjalistów, którzy zrobią, co ona każe, a ona będzie tylko ich nadzorować. A cały splendor przeszedłby na nią. Poza tym, potrzebny był w czarodziejskim świcie ktoś, kto robiłby porządne perfumy. Dlaczego to nie miałaby być ona? Co niby miałoby stanąć jej na przeszkodzie?
Michael miał dość męczący dzień. Miał wielką ochotę sobie posiedzieć na wielkiej sali. Akurat trwał obiad, ale Mike nie był głodny, miał za to wielką ochotę z kimś pogadać, rozejrzał się po stole Puchonów. Zawiedziony zaczął ponownie czytać gazetę której nie dokończył poprzednim razem. Nagle coś w nim wstrząsnęło, wstał i pobiegł do Pustej Klasy, czuł że ją tam spotka...
- Co kochasz ? - Zagadnęła nieśmiało spoglądając jej stronę. Jakże ją to interesowało ! Chciała wiedzieć, co też piękna blondynka ma zamiar robić za kilka lat, czy też o czym marzy.Cokolwiek to było Hanna była pewna, że Cirilla z pewnością sobie z tym poradzi. W duchu czuła, że była niezwykle zaradna, a nawet jeśli nie to choć sprytna. - Jestem pewna, że ze wszystkim sobie poradzisz. - Uśmiechnęła się do niej zachęcająco i założyła za ucho dziewczyny niesforny kosmyk, który uciekł gdzieś od reszty.
- Zapachy. Uwielbiam je czuć, uwielbiam rozpoznawać wonie. Uwielbiam dobierać sobie coraz to nowe perfumy. I to jest jedna z niewielu rzeczy, której mogłabym się poświęcić całkowicie, bezgranicznie - odparła, chcąc dać satysfakcję dziewczynie, jednak nie zdając sobie sprawy, ze mogła ja tym samym rozczarować. Bo najprawdopodobniej dała jej do zrozumienia, że dla niej mogłaby się nie poświęcić w razie potrzeby. - Twoja wiara mnie zadziwia - dodała z lekkim uśmiechem, po czym dotknęła palcami swych warg, które zaraz przeniosła na wargi Hanny. Subtelny gest, a znaczący więcej, niż zwykły pocałunek, na który nie mogły sobie pozwolić przy obecności tych wszystkich ludzi.
- To interesujące i czuje, że wspaniale się w tym odnajdziesz. - Uśmiechnęła się do dziewczyny dłonią sięgając po jedno z białych winogron o nienaturalnie wielkich kształtach. Zapachy nie byłby co prawda dobrą opcją dla Hanny, która myli najprostsze zestawienia woni, jednak sądziła, że Cirilla wspaniale się w tym odnajdzie.Za każdym razem gdy miała ją obok siebie, mogła czuć jej uroczy zapach, a to było najlepsze potwierdzenie, że się do tego nadaje. - Mnie też. - Uniosła wargi w nieśmiałym uśmiechu gdy opuszki palców blondynki znalazły się na jej ustach.
- Och, na pewno, jakżeby mogło być inaczej - rzekła, będąc, jak zwykle zresztą, bardzo pewną siebie. Zapachy były czymś, na czym znała się bardzo dobrze. Od dziecka umiała je rozpoznać, a i pogłębiała swą wiedzę w tym kierunku. Gdy wybierała ludzi, z którymi się zadawała, zapach był jednym z kryteriów. Jeśli zapach przyciągał ją, uważała daną osobę za interesującą. Jeśli nie, to choćby robiła nie wiadomo co, ona i tak ignorowała ją. - To dobrze, czy źle? - zapytała, przenosząc palce z ust na gładki policzek dziewczyny. Jak dobrze, że nie zauważyła nic i słowa Cirilli nie dotknęły osobiście Hanny. Przynajmniej na to wyglądało.
Weszła nieśmiało do Wielkiej Sali na obiad. Wciąż jeszcze czuła się niepewnie w Hogwarcie. Zajęła miejsce przy stole Puchonów i nałożyła sobie niewielką porcję jedzenia. Rozejrzała się. Wciąż nikogo nie znała. Wolno przeżuwała rozmyślając - A jak sobie nikogo nie znajdę? Do końca szkoły będę sama jak palec. Co tu zrobić? Po zjedzonym posiłku czmychnęła do dormitorium.
- Oczywiście, że dobrze. - Jej twarz rozpromienił szeroki uśmiech, a spojrzenie rozświetlone radosnymi ognikami błądziło po twarzy Cirilli przez dłuższą chwilę, aby w efekcie końcowym zatopić się w jej czystych tęczówkach.Zupełnie ignorowała teraz inne osoby, które także znajdowały się w sali. - Dzięki temu wierzyłam, że jesteś niesamowitą osobą i nie pomyliłam się. Hanna nie wgłębiała się zbytnio w poprzednią wypowiedź blondynki, a nawet jeśli by to zrobiła, zapewne nie wyczułaby w niej nic podejrzanego.Zawsze uważała zresztą, że w pracy nie można się zagłębić bezpowrotnie, bo to wymagałoby pozbycia się uczuć, a to jest rzecz niemożliwa.
Odsunęła dłoń od twarzy Hanny, by ująć ciepłą rękę dziewczyny w swoją. Czemu dziewczyna tak na nią działała? Czemu miała wrażenie, że świat wokół nie istnieje? Że nie tych ludzi, którzy byli wokół nich, którzy je otaczali? Czemu w tym momencie nie widziała nikogo innego, poza tą piękną, rudowłosą dziewczyna, która urzekała ją swoją niewinnością? Czemu? - To dobra wiara, bardzo dobra - rzekła cicho, ale stanowczo i przysunęła się jeszcze bardziej do dziewczyny, po czym złożyła pocałunek na jej policzka. - Chodźmy stąd - dodała, szepcąc to wprost do ucha Hanny, muskając je wargami.
Towarzystwo Cirilli wpędzało ją w wyśmienity nastrój, choć skłaniała ją także do refleksji. Coraz bardziej zastanawiał ją fakt, czy blondynka nie stała się jej własnym osobistym uzależnieniem. Uwielbiała czuć jej zapach, jej obecność, a nawet obserwować ją z daleka.Była też ciekawa czy ślizgonka działa tak na wszystkich, czy może przypadek ten dotyczył tylko jej. Jednak wszystkie te uczucia przyodziane były w strach, który dawał o sobie znać w nieprzyjemny sposób i za wszelką cenę starał udowodnić jej, że jest tylko kolejnym kaprysem tej uroczej istotki i, że porzuci ją tak jak inne. Wiara bywa niesamowicie zgubna. - Chodźmy. - Potwierdziła wędrując opuszkami palców do miejsca gdzie przed chwilą spoczywały wargi Cirilli.
Osoba Hanny od jakiegoś czasu również miała wielki wpływ na zachowanie Cirilli. Sprawiała, ze Ślizgonka stawała się osobą milszą, weselszą, bardziej zrównoważoną, choć nie do końca. Wrodzonego szaleństwa się człowiek nie pozbędzie, może je tylko zahamować. Zapach Hanny miał w sobie coś takiego, że przyciągał do niej Cir, jak lep muchy. a gdy patrzyła na nią, wprost ciężko było jej oderwać od niej oczy. Co to było? Co ją dopadło? - A więc, żegnaj dziś, Wielka Salo - rzekła, po czym wstała od stołu i pomogła to samo zrobić rudowłosej. Po czym następnie wzięła ją za rękę i obie wyszły z pomieszczenia.
Kalei i Sydney weszli do sali, a Indianin odetchnął z ulgą, czując zbawcze ciepło. Od razu przysiadł na jednej z ław, zdjął płaszcz i oparł się o ciepłą ścianę. -Powiedz mi Sydney, po jakim czasie przestałaś się gubić w Hogwarcie? -zagaił, z przerażeniem rozglądając się po Wielkiej Wielkiej Wielkiej Sali. -O raju, niebo na suficie!
Usiadła obok chłopaka pozbywając sie płaszcza i zostając w różowym sweterku i szarej krótkiej spódnicy. Odgarnęła kilka niesfornych kosmyków włosów i spojrzała na Kaleia. - Po roku, może półtorej, a może nawet wcześniej. Jakoś nie zwracałam na to zbytniej uwagi - uśmiechnęła się i także zerknęła na sufit. - Jest super.
Zafascynowany, nie odrywał wzroku od sklepienia i niestety nie zerknął nawet na dziewczynę. Tak zaabsorbowały go gwiazdy. -Hm, jakoś tak mrocznie. -nie wiedział, czy uda mu się przyzwyczaić i czy nie będzie miał zawrotów głowy przy kolacji. No nic. Chwila. ROKU?! -ROKU?! -jęknął, łapiąc się za głowę. -Za rok to już ja wrócę do Salem, przez ten czas pewnie sto razy się zgubię, jak nie więcej.
- Poradzisz sobie. Czasem takie zgubienie się jest fajne, ale jakby co to mogę pomóc się odnaleść. No jesli mi się uda i nie zgubię się razem z Tobą. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Przeniosła wzrok z sufitu na chłopaka. - Będzie dobrze.
Od pierwszego dnia w szkole ulubionym zajęciem Margaret było przesiadywanie w Wielkiej Sali, gdzie zawsze coś się dzieje, gdzie aż roi się od ludzi. Lubiła patrzeć na ludzi i zastanawiać się co mogą w danym momencie myśleć lub o czym ze sobą rozmawiają. A kiedy przesiadywała tu z kimś to wraz z tą osobą przeprowadzała własną wersję rozmowy obserwowanych ludzi. Kochała to. Ostatnio jednak przebywała głównie sama i stroniła od rozmów. Miała ochotę na rozmowę z tym jednym chłopakiem, którego spotkała wtedy Pod Trzema Miotłami. Gdyby tak jeszcze raz mogła...
Joel na pewno nie należał do tych ludzi, którzy potrafili myśleć racjonalnie. No, przynajmniej nie w przypływach głodu adrenaliny, czy czując smak przygody. O nie, nie, nie. Ale chyba właśnie dlatego tak bardzo kochał i szanował Anais jako przyjaciółkę; zamiast ciągle powtarzać mu, co robi źle (a wiele takich rzeczy było), to potrafiła tak po prostu w niego wierzyć i dopingować go, ot co. A nawet jeśli nie wierzyła, to nie ogłaszała tego głośno wszem i wobec, pewnie dlatego, że szkoda było marnować śliny. - W sumie to bardzo rozsądny pomysł! – przyznał, kiedy zastanowił się nad słowami Anais. - Wolę nie myśleć, co działoby się z Henrykiem II i Marią Antosią, gdyby coś mi się stało – powiedział zmartwiony, kiwając ze zrezygnowaniem głową. Właściwie to powinien nad tym poważnie pomyśleć, ale to małe zmartwienie wyleciało mu z głowy równie szybko, co do niej wpadło. I po raz kolejny może dobrze, że nie wiedział co siedziało momentami w głowie Anais. Bo on naprawdę nie miał pojęcia, że Francuzka chciałaby, żeby jednorazowa przygoda sprzed lat, nie była tylko jednorazową. Dla niego to było coś, co całkowicie odeszło w niepamięć , choć sam musiał przyznać, że wtedy było wyjątkowo. Właściwie, to nawet nie pamiętał, co wtedy im strzeliło do głów. Pijani byli, czy co? Anyway, wracamy do dalszej akcji. - Ekstra. Zatem Spider-Joel i hmm… - zastanowił się. – Mary Anais ruszają na poszukiwania Wielkiej Sali! - wykrzyknął jak dzieciak, bawiący się w pirata, kiedy przestali się już przytulać na powitanie. I nie, nie przeszkadzało mu, bo w końcu to było całkowicie naturalne, przynajmniej według niego. Złapał ją za rękę, kiedy wyszli już z klasy. Miał prowadzić, więc zrównał się z nią krokiem, bo ta szła już kawałek przed nim. Po dość długim błądzeniu; trafieniu do biblioteki, do pokoju pełnego instrumentów i klasy, w której było mnóstwo sztalug i farb, jakoś udało im się trafić do Wielkiej Sali. - No w końcu! – mruknął z ulgą, trochę już znudzony tym błądzeniem, a swoje kroki skierował do najbliższego stołu, siadając przy nim razem z Anais. - Napijesz się czegoś? - spytał, lustrując wzrokiem stół, w poszukiwaniu jakiś dzbanków z napojami.
/Początek/ Wszedł do Wielkiej Sali i rozejrzał się dookoła. Prawie nic się nie zmieniła od czasu ostatniej wizyty Al'ego w tym miejscu. Jak zwykle było tu pięknie i dość tłoczno. Miał nadzieję spotkać tu kogoś ze starych znajomych. Ciekawe co teraz u Gab, Effie i u Emmy. Ciekawe jak sobie w tym roku radzi na zaklęciach... Nie wiedział nawet co się dzieje z Lynette, ale znając życie zrezygnowała z posady tak jak mówiła. Cóż, poradzi sobie bez niej. Podczas odpoczynku od Hogwartu jego miłość do niej wygasła. Postanowił nawet jej nie szukać, ani nie roztrząsać tego tematu. Cieszył się że Dyrektor przyjął go na stanowisko profesora Zaklęć Złożonych. Nie mógł się doczekać pierwszej lekcji...
Parsknął śmiechem słuchając jej propozycji co do możliwości jaką mu zgotowałą i pociągnął dziewczynę do wyjścia. - Do wielkiej sali. Możesz mi wierzyć, że głodny Wilk jest bardzo, oj, bardzo niebezpieczny. - Uśmiechnął się szeroko, a w jego oczach można było wyczaić uparte ogniki. Mknęli w milczeniu przez korytarze, dochodząc wreszcie do upragnionego celu. - Wiesz, głodny wilk zje każdego w czerwonym kapturku. - Mruknął z łobuzerskim uśmieszkiem, spoglądając znacząco na jej czerwoną szatę gryffindoru.
Po chwili stania poczuł że musi w końcu iść do skrzydła studenckiego. Szedł zgodnie ze wskazówkami. Po drodze jednak jeszcze przebrał się w biały płaszcz z kapturem obszywany złotymi nićmi. Płaszcz sięgał do podłogi i dotykał jej oraz dokładnie zakrywał Alexa. Kaptur był na tyle długi że zakrywał mu oczy, lecz Alemu to nie przeszkadzało, gdyż był na takiej wysokości iż i tak co nieco widział. /Skrzydło studenckie > Sala Przyszłości/
Wciągnęła przyjaciela to wielkiej sali. Była głodna, zła, zmęczona i niesamowicie zdziwiona tym co zaszło kilka minut temu. Usiadła przy stole ślizgonów z przyzwyczajenia, sadzając chłopaka obok siebie. - To niesprawiedliwe - Powiedziała i położyła głowę na stole, przy okazji w drewno uderzając. Jak mogli jej odebrać różdżkę?! Miała nadzieję, że niedługo do niej wróci. Wzięła sobie wielkie czekoladowe ciastko.