Owego kolejnego, pochmurnego poranka, Valentin nie śpiesząc się, opuścił ciemne lochy. Co prawda nie chciał, bowiem nie lubił tak wcześnie rano jeść, jednakże musiał się napić, kawa była czymś co o tej porze było dla niego konieczne. Nie chciało mu się przepychać znów przez kuchnię pełną skrzatów, więc postanowił, że wypije ją po prostu w Wielkiej Sali. Nieco niewyspany, aczkolwiek jak zwykle w przemyślanie dobranych ubraniach, wszedł do owego pomieszczenia na parterze. Miał na sobie koszulę w biało szkarłatne pasy, a i oczywiście nie zapomniał jednego ze swych archaicznych zegarków, zwisających z kieszeni. Nie rozglądając się po sali skierował się do jakiegoś wolnego miejsca przy stole Slytherinu. Leniwie sięgnął po dzbanek z kawą, aby nalać nieco napoju do kubka. W myślach nieprzerwanie narzekał, że znów siedział po nocy, co za tym idzie, te parę marnych godzin snu na pewno nie były wystarczające. Spojrzał na czarny napój w kubku, mając nadzieje, że nieco go rozbudzi do życia, po czym wypił parę jego łyków.
- Ja też raczej nie jestem popularna. Nie, sorki. Nie jestem - Uśmiechnęła się. Nie wiedziała dlaczego, ale zawsze lubiła rude włosy. Nawet kiedyś takie miała. Tyle że farba wyblakła, a teraz nie mogła zidentyfikować koloru. Coś między rudym a blond. A najlepsze było to, że przed pofarbowaniem były brązowe. - Błonia powiadasz... jasne. Bardzo chętnie. Zawsze miło jest zaczerpnąć świeżego powietrza. A jeszcze milej, gdy ma się wtedy dobre towarzystwo. W takim razie prowadź.
Wstałam z miejsca. Po wykonaniu tej drobnej czynności, coś zabolało mnie w żołądku, a zaraz potem brzuch zaburczał mi tak głośno, że można go było dosłyszeć z drugiego końca Wielkiej Sali. Wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem, spoglądając na stojącą obok Elliott. Zaraz potem zerknęłam na swój talerz. No tak, był pusty, ale jego zawartość nie zapełniała nawet 1/4 talerza. Głupia sałatka. - Wiesz co... Może i to jest pyszne - wskazałam na miskę z mieszanką warzyw. - Ale całkowicie nie dość syte, jak dla mojego żołądka. - Usiadłam z powrotem na swoim krześle. Świetnie. Teraz Elliott sobie pomyśli, że jestem jakąś wariatką z głupimi pomysłami. "Jestem już głodna", cytowałam się w duchu sarkastycznym tonem. Miałam ochotę tak po prostu się strzelić w tą pustą mózgownicę. Tak raz i porządnie.
Elliott wstała z ławy i ruszyła za Lily, lecz po chwili usłyszała przeciągłe, głośne burknięcie wydobywające się z brzucha koleżanki. Próbowała zachować powagę, lecz jak było wiadomo od początku, nie udało jej się to. W końcu ryknęła śmiechem. Nie mogąc się uspokoić usiadła na ławie i otarła z policzka łzę. Oparła głowę o blat stołu, chichocząc pod nosem. - Wariatka z ciebie. - Powiedziała z uśmiechem po pewnym czasie. Widząc minę dziewczyny znowu zaczęła się śmiać. Zdała sobie sprawę, że prawdopodobne cała sala się na nią gapi, ale nie mogła się uspokoić. - W pozytywnym sensie oczywiście.