Owego kolejnego, pochmurnego poranka, Valentin nie śpiesząc się, opuścił ciemne lochy. Co prawda nie chciał, bowiem nie lubił tak wcześnie rano jeść, jednakże musiał się napić, kawa była czymś co o tej porze było dla niego konieczne. Nie chciało mu się przepychać znów przez kuchnię pełną skrzatów, więc postanowił, że wypije ją po prostu w Wielkiej Sali. Nieco niewyspany, aczkolwiek jak zwykle w przemyślanie dobranych ubraniach, wszedł do owego pomieszczenia na parterze. Miał na sobie koszulę w biało szkarłatne pasy, a i oczywiście nie zapomniał jednego ze swych archaicznych zegarków, zwisających z kieszeni. Nie rozglądając się po sali skierował się do jakiegoś wolnego miejsca przy stole Slytherinu. Leniwie sięgnął po dzbanek z kawą, aby nalać nieco napoju do kubka. W myślach nieprzerwanie narzekał, że znów siedział po nocy, co za tym idzie, te parę marnych godzin snu na pewno nie były wystarczające. Spojrzał na czarny napój w kubku, mając nadzieje, że nieco go rozbudzi do życia, po czym wypił parę jego łyków.
Emma weszła do Wielkiej Sali, całą drogę zerkała na Sierrę. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jej koleżanka jest od niej wyższa, no cóz, ale jak się ma 158 w kapeluszu, to tak już jest. Usiadła przy stole krukonów, przy którym były ,,aż'' dwie osoby. Przynajmniej nie jest tłoczno. - A ta twoja szkoła, jak w niej było?
-Mmm... Moja szkoła - zastanowiła się chwilę. - Była zupełnie inna. Rozejrzała się po stole. Co by tu... O, kurczak! -Też znajduje się w starym zamku, ale o wiele mniejszym, za to zakamarków jest tam tyle, że wszystkich nie zdążyłam odkryć! - opowiadając o szkole wyraźnie się ożywiła. - Jest w niej mniej uczniów, niż tutaj. Nie ma czegoś takiego jak domy. Wiekowo jesteśmy podzieleni na klasy, tak jak tu, ale co roku mamy "tio", w którym uczniowe zostają podzieleni na dziesięć podgrup, w której wspieramy się nawzajem, pomagamy sobie. Nie mamy systemu punktowego, więc pomiędzy poszczególnymi grupami nie ma rywalizacji. - wytłumaczyła baaaardzo po krótce. Mówiąc strzelała oczyma dookoła sali. Chwilę mroziła wzrokiem jednego z krukonów siedzącego niedaleko. Hm, niewidomy? Ta szkoła naprawdę ją zadziwiała. Jakoś trudno było jej wyobrazić sobie opasłe tomiska napisane Brail'em. Rudą dziewczynę 'zaszczyciła' tylko przelotnym spojrzeniem, pomiędzy patrzeniem na chłopaka, a swój kawałek kurczaka.
- Aha, ciekawie, jednak nie wyobrażam sobie ,,wspierać się'' z kimś takim jak oni - wskazała na stół ślizgonów - niektórzy są całkiem w porządku, ale większość z nich to snoby i gbury. A... - nie wiedziała czy o to zapytać, czy nie. - Dlaczego przeniosłaś się tutaj, przecież podobało ci sie w poprzedniej szkole.
Sver spokojnie przeżuła kawałek kurczaka. Popiła wszystko sokiem. Spojrzała na Emmę z ukosa. Hmm.. Prędzej czy później się dowie... -Problemy z rodzicami- powiedziała tylko. Emma raczej nie miała zwyczaju wpychania nosa w nie swoje sprawy, więc tyle powinno jej wystarczyć. A mówiąc to wcale nie skłamała. Miała problem z rodzicami. A rodzice z dyrekcją szkoły. A dyrekcja szkoły ze Sver i Jorgem.
- Aha - odparła Emma. Coś czuła, ze lepiej nie szukać dziury w całym, póki jeszcze Sverre jest miła. - A twój brat, jaki on jest? - Spytała z nieudawaną ciekawością, skoro dla Sierry był taki ważny, to przecież musiał mieć coś w sobie.
Parę godzin przed wielką szkolną uroczystością, niemalże wszystkie skrzaty domowe, jakie znajdowały się w zamku, ruszyły tłumnie do Wielkiej Sali. Znalazło się tam także kilku nauczycieli instruujących skrzaty. Przygotowania do imprezy trwały pełną parą. Po pewnym czasie można było widzieć już pierwsze efekty ich pracy. W powietrzu, zamiast świec, wisiały małe lampiony w kształcie kolorowych kul wielkości dłoni. Każda z nich dawała nieco mgliste światło w danej barwie, żółtej, niebieskiej, zielonej i czerwonej. Wielkie stoły zupełnie zniknęły z sali. Zamiast nich była wolna przestrzeń, a w miejscu gdzie zwykle był stół nauczycielski, stały rozstawione instrumenty, czekające na zespół. Po bokach pomieszczenia zostały ustawione czarne, okrągłe stoliki, a przy nich równie czarne krzesła… No właśnie nie były one takie zwyczajne. Bowiem każde krzesło, nie posiadało nóg. Swobodnie lewitowały, unosząc się na odpowiedniej wysokości. Każdy ze stołów był zastawiony różnymi sałatkami, przekąskami, ciastami i słodyczami. Jeden z nich w całości zajmowała wielka fontanna, mocno czerwonego ponczu. Drugi, tuż obok zajmowała bliźniacza fontanna, jednakże z płynną czekoladą. Tuż za stojącymi instrumentami wisiał ogromny herb Hogwartu. Gdy wybiła siedemnasta, sala czekała na przybycie uczniów i pozostałych nauczycieli.
Morpheus pojawił się przed wejściem jako jeden z pierwszych. Ubrany w grafitową, elegancką szatę, której cały wizerunek psuła... żółta chusta. Ale taki był znak rozpoznawczy, dzięki temu pozna go partnerka. Partnerka! Uśmiech mimowolnie wpłynął na jego usta. Będzie wyglądał przekomicznie w parze z uczennicą. Zerknął na zegarek. Nieco nerwowo. Ach, to jak cofnąć się w czasie, chociaż bale w Beauxbatons napawały go raczej obrzydzeniem niż radosnym zniecierpliwieniem.
Zeszłam na dół jako jedna z pierwszych osób. Wypatrywałam chłopaka którego znakiem rozpoznawczym byłaby fioletowa chusta. Miałam nadzieje że mnie nie wystawi. Ależ był by potworny wstyd. Oparłam się ,,dostojnie'' o ścianie, uważnie obserwując męskich przechodniów.
Emma weszła do Wielkiej Sali ubrana w ładną, różową sukienkę na ramiączkach. Na jej szyi znajdowała się niebieska chusta, jej znak rozpoznawczy na balu. Trochę się denerwowała, że jej partnera nie będzie, no cóż, może postoi sobie przy ścianie? Teraz bacznie obserwowała otoczenie, czy aby żaden pan nie ma niebieskiej chusty.
Weszła powoli do wielkiej sali. Była bardzo ciekawa kto się jej trafi. Brązowe włosy opadały jej lekko na ramiona. Była ubrana w czarną sukienkę bez ramiączek i buty na wysokim obcasie. Znak rozpoznawczy, czyli różową chustę trzymała w ręku. Nie wiedziała jak ma ją zastosować. W przypływie weny została szalem do sukni. Też jej się trafił kolor. różowy. Na razie nie widziała kogoś z tym czymś. No, no ciekawe jak zastosuje ją chłopak.
Ostatnio zmieniony przez Lilyanne Daniels dnia Sob Paź 09 2010, 17:29, w całości zmieniany 1 raz
Jacqueline przybyła o dziwo punktualnie - na sali było niewiele osób, a w oczy rzucił się jej gajowy z żółtą chustką, która cudownie komponowała się z grafitowym strojem. Zachichotała pod nosem, jednocześnie przypominając sobie o swoim znaku rozpoznawczym i tym, że wciąż nie wie, gdzie go ulokować. Cały jej strój był czarny, więc zielona chustka będąca znakiem kiepsko pasowała do całości. No trudno! Chwyciła ją w dłoń, tak, by była widoczna i ruszyła w poszukiwaniu partnera. Obiecała sobie, że jak to będzie jakiś frajer, ucieknie cichaczem.
Ostatnio zmieniony przez Jacqueline Moreau dnia Sob Paź 09 2010, 17:26, w całości zmieniany 1 raz
Elegancka szata? Raczej nie dla niego, ale to bal więc nie wypadało się nie ubrać jak należy. Zrezygnował jednak z klasycznej szaty. Ubrał tylko czarne spodnie, a do tego kamizelkę na białej koszuli w kolorze szarym. Granatowa chusta zawiązana na szyi trochę nie pasowała do stroju, ale to miał być jego znak rozpoznawczy. Zszedł na dół i wszedł do Wielkiej Sali. Rozejrzał się wokół i stanął pod ścianą spoglądając na obecnych.
Effie po przygotowaniach w dormitorium, tuż po siedemnastej wybrała się do Wielkiej Sali. Jej lśniące, długie włosy spokojnie spływały na plecach. Parę dodatkowych centymetrów dodawały jej czarne buty na wysokim obcasie. Natomiast na sobie miała kończącą się przed kolanami, czerwoną sukienkę. Wybrała ją z prostego względu - najlepiej pasowała do jej znaku rozpoznawczego - czerwonej kokardy, którą to sobie przypięła do prostego dekoltu. Sukienka była bez rękawów, a od pasa, który swoją drogą, ładnie podkreślała, lekko się rozchodziła na boki. Oczy Effie pomalowała dość jasno, jednakże jej usta zdobiła szminka o mocnym odcieniu. Tak też wyglądając, inaczej mówiąc dość ładnie, panna Fontaine przemierzyła parę kroków zastanawiając się, któż jej przypadł w losowaniu.
Max wszedł do sali w butelkowozielonej szacie wyjściowej. Miał przypiętą nie wielką złotą broszkę na piersi. Stanął przy ścianie opierając się o nią z wytworną nonszalancją i czekał na swą partnerkę.
upomnienie 2/5 - czwarty punkt regulaminu ogólnego
Bale, ach, te bale. Wspaniale, wspaniale. Nie. Nie wiedział, po co bierze udział w całym tym cyrku. Kula goryczy w gardle przybrała rozmiary jeszcze większe niż zwykle, już czuł nadchodzące rozczarowanie całą tą zabawą. Samael nie umiał się bawić. Miał nadzieję, że jego partnerka (której serdecznie współczuł trafienia na niego) przemyci jakiś alkohol... O ile dziewczyna nie będzie ignorować go, widząc rozpoznawczy znak - srebrną broszkę. On przecież nie mógł jej wypatrzyć. A ona mogła udawać, że nic nie widzi. Taka ironia życiowa. Oparł się o ścianę. W zadziwiająco ładnej szacie w jasnych barwach, która bardzo elegancko komponowała się z białą laską. Wyglądał jak żywcem wyjęty z albumu historycznego, ze zdjęcia przedstawiającego staroangielskiego dżentelmena. Nawet płowe włosy dały się jakoś ułożyć... I srebrna broszka przemiło komponowała się z całością, całą tą przydymioną bielą. Tylko te spojrzenie, martwe i puste. Zdziwienie mogła budzić też jego postawa. Wyprostowana, starał się iść w miarę dostojnie, a nie chybotliwie, pokracznie.
Vera musiała przyznać, że pomysł z losowaniem był ciekawy. Weszła do sali, ubrana w piękną, ciemnozieloną sukienkę, która świetnie wyglądała z czerwonymi włosami. Nałożyła też czarne szpilki, a w ręku miała grafitową kopertówkę. Na szczęście jej znak rozpoznawczy pasował do reszty stroju, wszak była nim srebrna broszka. Na oczach zrobiła jedynie grubą kreskę i pomalowała rzęsy tuszem. Za to usta miały kolor jasnoczerwony, lekko wpadający w pomarańcz. Stanęła, wzrokiem szukając partnera. Miała nadzieję, że to nie żaden frajer. Ale w zasadzie wtedy byłoby śmiesznie!
William nie mógł doczekać się balu. Przecież to impreza, a gdzie impreza, tam i Will. Przygotowania, żeby wyglądać olśniewająco zajęły mu mniej, niż pół godziny. Włożył na siebie czarną szatę wyjściową z jesiennej kolekcji pewnego mediolańskiego projektanta, z którym miał okazję pracować w zeszłym roku. Ah, jak wspaniale prezentowała się na szczupłym ciele chłopaka. Brązowe włosy zaczesał do tyłu, utrwalając magicznym żelem. Nie może pozwolić, żeby popsuły się w tańcu! Nie zapomniał też o białej, jedwabnej chustce, którą włożył sobie do kieszeni szaty, by wystawała z niej niczym butonierka. Cały wyszykowany zbiegł do Wielkiej Sali. Już chciał zobaczyć szczęściarę, która zostanie jego partnerką. Wzrokiem przeszukał salę, mając nadzieję, że znajdzie gdzieś dziewczynę z białą chustką. W myślach błagał wszystkie i tak nieistniejące bóstwa, żeby dziewczyna prezentowała się w miarę dobrze i nie ubrała się w coś tandetnego.
Ostatnio zmieniony przez William Joyce dnia Sob Paź 09 2010, 17:25, w całości zmieniany 1 raz
Gabriel powoli wszedł do wielkiej sali w głowie kłębiły mu się różne myśli. Musiał przyznać ,że sala wyglądała teraz rewelacyjnie .Ubrał się zwyczajnie ,jak to na bal wypada. Był bardzo ciekawy swojej partnerki nie miał pojęcia z kim spędzi ten wieczór .I jeszcze ten znak rozpoznawczy .... zielona bransoleta dobrze ,że przed wyjściem nie zapomniał jej wziąć z sobą. Podszedł do jednego z stolików z jedzeniem i zaczął stamtąd wypatrywać partnerki.
Jaydon ubrał się w czarną szatę czarodzieja. Pozornie jego ubranie było całkiem zwyczajne, ale trzeba było przyznać, że Jay w tym wyglądał wprost znakomicie. Zresztą jak zawsze. Szedł trochę zdenerwowany, co chwilę poprawiając włosy. Rozejrzał się dookoło, większość osób stało sobie samotnie. Mrugnął do Effie i już chciał do niej podejść, żeby poczekać wraz z nią na partnerkę, kiedy zobaczył ładną gryfonkę trzymającą w dłonie taką samą fioletową chustę jak on. Uśmiechnął się pod nosem i podszedł do dziewczyny. - Dobry wieczór- powiedział unosząc do góry swój znak rozpoznawczy.
Ostatnio zmieniony przez Jaydon Murrey dnia Sob Paź 09 2010, 17:31, w całości zmieniany 1 raz
Przeszedł powoli próg ogromnych drzwi, ubrany w elegancki czarny smoking. Wyszczuplał go i wywyższał, do tego był dosyć wygodny, a na piersi, w oczy rzucała się zielona broszka. To ona była znakiem rozpoznawczym Luke'a. Nie wiedział kogo się spodziewać, więc próbował i zastanawiać się, kimże to może być jego partnerka tego wieczoru. Stanął niedaleko instrumentów, przy okazji lustrując, ledwo powstrzymując się od podniesienia.
Ostatnio zmieniony przez Luke Scott dnia Sob Paź 09 2010, 17:30, w całości zmieniany 1 raz
Sydka przygotwała sie dość szybko. Ubrała żółtą sukienkę w malutkie jasne kwiatki i od pasa co jakiś czas czarną miała koronkę. Sięgała jej ledwo za kolano. Na nogi założyła czarne szpilki, a włosy zostawiła rozpuszczone. Jej znak rozpoznawczy bardzo pasował do stroju. Specjalnie szykowała kreacje odpowiednią do niego. Bordowa chusta założona na ramiona jako szal prezentowała się ciekawie. Krukonka zeszła do Wielkiej Sali i weszła rozglądając się po obecnych.
Ona i długie stanie przed lustrem? Skądże! Wystarczyło jej kilka minut, by założyć granatową sukienkę do kolan, na szyję sznur korali, a na nogi czarne buty na niewielkim obcasie. Włosom pozwoliła swobodnie opaść na ramiona. Jedynie delikatnie je rozczesała i ułożyła. Do sukni przypięła zieloną broszkę. Ruszyła po schodach, starając się nie wywalić po drodze. Najchętniej to już pobiegłaby do Wielkiej Sali, by poznać swego partnera. Nie mogła się doczekać, by go poznać. Przed drzwiami sali potarła kostkę. Nie lubiła nosić TAKICH butów, aczkolwiek tego wymagała sytuacja. Weszła do środka. Przystanęła pomiędzy innymi, wypatrując zielonej broszki. Takiej, jak jej.
Czy dobrym wyborem było pchanie się na tą imprezę? O tym zaraz Valentin miał się przekonać. Ubrał się tak jak zwykle, może nieco bardziej elegancko, jednakże mimo to miał na sobie coś w paski, i oczywiście coś zrobionego przez siebie. Tym razem padło na taką właśnie koszulę. Swoim szaro czarnym kolorem, chyba nadawała mu nieco bardziej ponury wygląd. Jednakże niezaprzeczalnie uznał ją za najlepszy wybór. Do sali wszedł uważnie się po niej rozglądając. Jego wzrok wcale nie był zbyt przychylny. Ach, nie można zapomnieć o rekwizycie! Więc miał w ręku, tą przeklętą różową chustę, która do niczego nie pasowała i z którą nie wiedział co ma zrobić. Postanowił się więc jej szybko pozbyć, jak tylko dostrzeże kogoś kto ma taką samą. A długo nie musiał zwlekać. Gdzieś w pobliżu stała jakaś brunetka, która miała takową o równie cudnym kolorze na szyi. - Więc już chyba mogę się jej pozbyć? - rzekł ze swoim charakterystycznym akcentem, spoglądając przez chwilę na ową dziewczynę z różową chustą. W ręku cały czas trzymał cudo o owej barwie. Dziewczyny zupełnie nie znał, ani nie miał pojęcia kto to jest.
Nie było mowy o punktualności - taka natura. Mia nie szykowała się jakoś specjalnie. Bal jak bal! Jednakże zrobiła pewien wyjątek i założyła czerwoną spódnicę podobną do tych, które noszą baletnice. Do tego czarny top z kolorowym nadrukiem, a na niej czerwona brożka. Na butach miała wysokie, czarne trampki z kolorowymi, sznurówkami. Miała w swej szafie piękne czarne szpilki, ale Mia nie miała zamiaru czegoś sobie zwichnąć lub łapać się każdego z obawy przed upadkiem. Inaczej niż zwykle wyglądały włosy. Zawsze były w artystycznym nieładzie, natomiast dziś - elegancko spięte, ładnie kręcone. Mia musiała też zaszaleć z paznokciami oraz innymi dodatkami, bo jak nie inaczej? Weszła więc pewnym krokiem, jednak po chwili nie wiedziała co ze sobą zrobić. Bawiąc się jednym z pierścionków odsunęła się od drzwi i powolnym krokiem szła w stronę jednego ze stolików.
Ostatnio zmieniony przez Mia Jolie de Pourbaix dnia Sob Paź 09 2010, 17:58, w całości zmieniany 2 razy
Brook lubiła chodzić na bale, bo to byłą kolejna okazja do zaprezentowania się w szykownych strojach. Na ten przygotowywała się przez ponad godzinę. Wybrała jedną z najlepszych, zielonych, długich atłasowych sukni, która tak dobrze kontrastowała z bladą skórą i ciemnymi puklami. Spojrzawszy po raz któryś w lustro, stwierdziła, że wygląda cudownie. Nieśpiesznie ruszyła ku WS, zastanawiając się, kto będzie jej partnerem. Miała nadzieję, że to nie będzie jakiś niższy i młodszy od niej dziwak. Weszła do sali, rozglądając się, czy ktoś tak jak ona ma pomarańczową chustkę. Brooklyn przewiesiła ją sobie przez szyję, żeby była bardziej widoczna. Co jak co, ale nie chciała spędzić balu samotnie. Postanowiła przejść się w tłum, a nóż właśnie tam będzie jej partner.
Weszła do sali z półgodzinnym spóźnieniem. Sama się sobie dziwiła, że udało jej się tak szybko dobrać buty do sukienki i względnie ładnie ułożyć włosy. Kiedy była w domu miała pracowników od tego by powiedzieli jak ma się ubrać i uczesać, teraz jednak była pozostawiona sama sobie a na brata nie miała co liczyć. Stojąc przed lustrem musiała jednak przyznać, iż wygląda idealnie, jak zawsze, co było jednak małym szczegółem. Ubrana była w króciutką czarną sukienkę i lakierowane kozaki na baaardzo wysokim obcasie, które sięgały do jej kościstych kolan. Na szyi miała zawiązaną białą chustę, jej znak rozpoznawczy. Wchodząc do wielkiej sali, modliła się by jej partnerem nie był jakiś pajac z Gryffindoru czy też innych idiotów.
Ostatnio zmieniony przez Alexis Brooxter dnia Sob Paź 09 2010, 17:40, w całości zmieniany 1 raz