Owego kolejnego, pochmurnego poranka, Valentin nie śpiesząc się, opuścił ciemne lochy. Co prawda nie chciał, bowiem nie lubił tak wcześnie rano jeść, jednakże musiał się napić, kawa była czymś co o tej porze było dla niego konieczne. Nie chciało mu się przepychać znów przez kuchnię pełną skrzatów, więc postanowił, że wypije ją po prostu w Wielkiej Sali. Nieco niewyspany, aczkolwiek jak zwykle w przemyślanie dobranych ubraniach, wszedł do owego pomieszczenia na parterze. Miał na sobie koszulę w biało szkarłatne pasy, a i oczywiście nie zapomniał jednego ze swych archaicznych zegarków, zwisających z kieszeni. Nie rozglądając się po sali skierował się do jakiegoś wolnego miejsca przy stole Slytherinu. Leniwie sięgnął po dzbanek z kawą, aby nalać nieco napoju do kubka. W myślach nieprzerwanie narzekał, że znów siedział po nocy, co za tym idzie, te parę marnych godzin snu na pewno nie były wystarczające. Spojrzał na czarny napój w kubku, mając nadzieje, że nieco go rozbudzi do życia, po czym wypił parę jego łyków.
Vivien długo zastanawiał się nad strojem. Stała patrząc na każdą swoją sukienkę i nie mogąc się zdecydować. W końcu wybrała zwykłą czarną, obcisłą i wyjątkowo seksowną sukienkę. Do tego wzięła swoje ulubione czerwone dodatki- obcasy, małą torebkę. Podkreśliła mocno czerwoną szminką usta i rozpuściła włosy. Ruszyła w stronę wielkiej sali na początku nie mogąc się przyzwyczaić do wysokości swoich obcasów, ale nie trwało to długo. Stanęła pod drzwiami i rozejrzała się dookoła. Dopiero po chwili przypomniała sobie o znaku i wyjęła z torebki pomiętą granatową chustę. Przez chwilę stała jak sierota myśląc, że musi czekać na swojego partnera, ale wypatrzyła w końcu chłopaka z taką samą chustą jak ona, tylko związaną na szyi. Nie znała go, wiedziała, że jest z jej rocznika i chyba puchon. Westchnęła i podeszła do chłopaka. - Hej- powiedziała i uśmiechnęła się lekko, co wyglądało raczej śmiesznie niż seksownie. - Vivien Davila... chyba jestem twoją partnerką- dorzuciła jeszcze, chyba całkowicie niepotrzebnie.
Zmrużyłam oczy już z daleka widząc taką jak swoją fioletową chustę. Po krótkiej chwili zrozumiałam, że posiadacz owej chusty w nieubłaganym tempie zbliża się do mnie. Na szybko więc wygładziłam swoją ,,małą czarną'', i poprawiłam włosy i tak już idealnie ułożone. - Oh, dobry wieczór. Nie wiedziałam, że nauczyciele również biorą udział w tej zabawie - odpowiedziałam unosząc brew do góry.
Przestąpił z nogi na nogę. Zaczynał rozbrzmiewać gwar rozmów, a do niego wciąż nikt nie podszedł. W duchu, trochę go to cieszyło, trochę deprymowało. Miał ochotę wynieść się stąd jak najszybciej, ale nogi jakoś odmawiały posłuszeństwa. Cudownie. Przełknął ślinę. Twarz, zamiast powlec się spodziewaną czerwienią, zbladła nieco. Szponiaste palce uniósł na chwilę do srebrnej broszki.
Melanie nie czułą się dobrze w wytwornych kreacjach. Nie miała nic przeciwko sukienkom, o ile nie krępowały jej ruchów. Butów na obcasach też nie nosiła z tego samego powodu - wolała swobodę ruchu, a nie zastanawianie się, jak tutaj postawić stopę, by się nie przewrócić. Dlatego też ostatecznie odstawała na tle dziewczyn poubieranych w najpiękniejsze szaty wyjściowe, na jakie je było stać. Włożyła sukienkę z kilku warstw granatowego szyfonu kończącą się trochę nad kolanami. Spodnia warstwa była ciemniejsza i trochę dłuższa od poprzednich, tak więc jej czarne leginsy widać było tylko wtedy, gdy się poruszała. Włosy miała w lekkim nieładzie, jak zwykle, rozrzucone na plecach. I trampki. Z tradycji się nie rezygnuje nawet na wielkie okazje, no nie? Melanie oparła rękę na biodrze, ale ta ześlizgnęła się po materiale. Dziewczyna mruknęła z niezadowoleniem i poprawiła broszkę w kształcie jabłka przypiętą do przodu sukni. Musiałą przyznać, że pomysł ze znakami rozpoznawczymi był przedni.
Ostatnio zmieniony przez Melanie Thomason dnia Sob Paź 09 2010, 17:44, w całości zmieniany 1 raz
Zamrugała i spojrzała się w stronę chłopaka. Jakoś się zagapiła. Zerknęła na swoją chustę. -No tak, raczej już chyba możesz- powiedziała kiwając głową. Sama chciała się jej już pozbyć. Zastanawiała się czy go zna. Tak, ślizgon... widziała go parę razy przy stole zielonych. Odgarnęła niesforny kosmyk z twarzy. Powinna mu się przedstawić. Na tak powinna... -Poza tym jestem Lilyanne.- spojrzała się na niego. Widziała go, ale imienia nie znała.- A ty? Jakoś ochota na bal jej przeszła. Może wcale jej nawet nie miała... tylko była ciekawa kogo jej wylosują? Najwyżej posiedzi chwile i się zmyje do dormitorium.
Ostatnio zmieniony przez Lilyanne Daniels dnia Sob Paź 09 2010, 17:49, w całości zmieniany 2 razy
Rozejrzał się uważnie po sali, i wtem jego wzrok dostrzegł ową zieloną broszkę. Odetchnął z ulgą, dziękując Bogu, że trafił tak dobrze. Przez chwilę obserwował dziewczynę, po czym ruszył w jej kierunku. Nie znał jej. To było pewne. A jednak dziwne, bo nie wyglądała na dużo młodszą, właściwie, to z rok, może dwa. Poprawił broszkę, choć z pewnością była dobrze widoczna, Luke był dosyć wysoki, a i owa ozdoba była umiejscowiona wysoko, no chociaż może i się mylę... Kiedy już podszedł do dziewczyny, poczekał aż spojrzy w jego kierunku i przywitał się: - Witaj. - uśmiechnął się niepewnie. Czasami nie odczuwał, że jest w jakimś stopniu starszy, niby dojrzalszy. Wciąż czuł się jak wtedy, gdy był uczniem Hogwartu, jak zawsze nieśmiały nastolatek, który pewny był tylko w towarzystwie znanych mu osób.
Ostatnio zmieniony przez Luke Scott dnia Sob Paź 09 2010, 17:45, w całości zmieniany 1 raz
Rozczochrał swoje włosy wciąż przyglądając się każdej przybyłej osobie. Po chwili zauważył dziewczynę zmierzającą w jego stronę z chustą taką samą jak jego. Kojarzył Ją tylko. Chyba była z tego samego rocznika co on. - Witaj seniorita. - przywitał się z dziewczyną kłaniając się lekko. Jak już bal to i dobre maniery by się przydały. - Jestem Nate Torres - Green. Miło Ciebie poznać Viviane. - uśmiechnął się lekko przyglądając się strojowi panny. - Ślicznie wyglądasz. Pasuje Ci bardzo ten strój.
Wszedł spokojnie z rękoma wzdłuż ciała. Nie stresował się niczym. Poprawił kokardę na swoim przedramieniu, aby była dobrze widoczna. Przecisnął się przez drzwi i wszedł na salę. Chwilowo zamyślił się oglądając przepięknie przygotowaną salę. Po chwili jednak Simon zaczął rozglądać się za partnerką, która mu przypisano. Ruszył w salę. rozglądał się za krwiście czerwonym elementem ubioru jednak chwilowo nic takiego nie widział. Po chwili ujrzał czerwony akcent, którym była kokarda w okolicach dekoltu dziewczyny. Rozpoznawał ją doskonale. Wiedział że jest prefektem Slytherin'u i jakoś nie przejmował się tym. - Witam. Podszedł witając się z Effie. - Zatańczymy? Zapytał ukazując znak rozpoznawczy na swoim przedramieniu uśmiechając się przy tym.
Jaydon przez chwilę starcił rezon. Patrzył na nią jakby spadła z innej planety. Czy ona na pewno było przez ten cały czas w Hogwarcie? Czyżby nie wiedziała kim jest Jadyon Murrey? Aż rozejrzał się dookoła zszkowoany, ale nie był nawet na sile, żeby pomachać pięknie wyglądającej Alexis. - Jestem Jay i tak do mnie mów, w tamtym roku skończyłem Hogwart, uczę quidditcha, nie jestem jak inni nauczyciele- wytłumaczył jej szybko. Chyba jeszcze nikomu nie musiał się przedstawiać. - Idziemy?- zapytał podając jej rękę. Cieszył się, że przynajmniej była bardzo ładna.
Ostatnio zmieniony przez Jaydon Murrey dnia Sob Paź 09 2010, 17:52, w całości zmieniany 1 raz
No cóż na razie jego poszukiwania nie szły za dobrze. Postanowił poszukać kogoś znajomego .W końcu jego wzrok natrafił na Jacqueline .Rudowłosa krukonka wyglądała teraz naprawdę pięknie .Zielona chusta? no cóż ona również nie jest jego partnerką. Podszedł do niej -I jak dobrze się bawisz?- zapytał uśmiechając się szelmowsko-Pięknie wyglądasz-dodał . Postanowił dalej porozglądać się za partnerką .Ta zielona bransoletka zaczynał go już denerwować.
Mike z uśmiechem wszedł do Sali. Uprzejmie, skinął głową do mijanych osób, wypatrując ukradkiem jakie mają znaki. Jak na złość, nikogo nie było z jego symbolem. Gryfon nie był ubrany zbytnio odświętnie. Założył na siebie czarne eleganckie spodnie i do tego czerwoną koszulę. No i do tego oczywiście krawat. To właśnie na nim, przypiął swój znak rozpoznawczy - srebrną broszkę. Zdziwił się widząc, że srebrne broszki miały już 2 osoby. Wszak, to że miała ją jakaś Ślizgonka, której imię wyleciało mu na chwilę z pamięci mu nie przeszkadzało. Ale dlaczego ten znak miał też ten piekielny Yehl? Cały jego plan spalił na panewce. Miał zamiar choć raz, nie zwracać uwagi na tego Krukona a tu nici. Kręcąc głową z przerażenia, na myśl o tańczeniu we trójkę podszedł do dziewczyny. Starał się iść na około, starannie omijając Samaela. - Zapraszam do tańca - powiedział, uśmiechając się wesoło. Miał nadzieję, że dziewczyna nie zwróci uwagi na to "dziwne zjawisko".
Rozejrzał się, w poszukiwaniu żółtej chusty. Czyżby jej posiadaczka, zobaczywszy gajowego u drzwi, oszalała z rozpaczy i popełniła samobójstwo, skacząc z wieży?! Należałoby chyba sprawdzić, czy na błoniach nie powstał mały, krwawy placek z uczennicy pełnej rozczarowania co do doboru partnera na bal. Zaśmiał się do własnych myśli, rozglądając się dalej. Dziewczęta wyglądały przepięknie, w wymyślnych sukniach, pięknych fryzurach. Przepięknie, naprawdę. Podświadomie próbował pochwycić wzrokiem Cassie.
Rozbieganym wzrokiem podążała po pomieszczeniu, skupiając wzrok na dodatkach osób, przebywających w środku. Gdzieś musi być ten jedyny, który miał zieloną broszkę. W pewnej chwili, kiedy miała dość szukania na przymus partnera, zatrzymała wzrok na paru znajomych, którzy znaleźli partnerów. Ale im dobrze... - Hę? - spytała, kiedy ktoś ją zaczepił. Automatycznie zerknęła, jaki ma znak rozpoznawczy i... zaniemówiła. Była z nim! - Michelle Yowane - przedstawiła się odruchowo. Skądś kojarzyła tego mężczyznę. Czy to nie był ten od astronomii?
Bell nie byłaby sobą, gdyby w ogóle nie spóźniła się na bal. Najpierw nie chciało jej się wstawać z jakże wygodnego fotela w Pokoju Wspólnym, a potem siedziała przed szafą zupełnie nie wiedząc co założyć. I jeszcze ta chusta! Pojęcia nie miała co z nią zrobić, dlatego w końcu zdecydowała się na jasno-fioletową, dość krótką sukienkę. Trzymając żółta chustkę w dłoni udała się do Wielkiej Sali gdzie miała odszukać swojego partnera... Dość szybko go wypatrzyła. O Merlinie, on mail brodę! Może lepiej by było, gdyby udawała, że go nie zauważyła...? Och, tak. Niech sam ją znajdzie, a jak nie, to tylko będzie się cieszyła. Właściwie to do końca nie wiedziała kim jest owy mężczyzna... i wcale nie chciała dowiedzieć się tego akurat dzisiaj. Usiadła przy jednym z stolików na, co ją zachwyciło, lewitującym krzesełku. Patrzyła się po ludziach, dostrzegając coraz to nowe pary. Czy tylko jej trafił się tak nietypowy partner?
Chłopak przez chwilę wydawał się zdziwiony. Ale czym? Może tym, że go nie poznałam? Ah, nauczyciel quidicha! Na pewno go widziałam. - Ależ oczywiście Jay. - odpowiedziałam z kokieterią. Z uśmiechem weszli w głąb Wielkiej Sali
Wciąż rozglądała się za srebrną broszką. W końcu ją znalazła i początkowo przypatrywała się tylko jej, a nie właścicielowi. Po chwili spojrzała nieco wyżej, by ujrzeć twarz partnera. I od razu przeszła jej ochota na bal. To Samael był partnerem Very. Gorzej trafić chyba nie mogła. Westchnęła bardzo głęboko i niezadowolona zaczęła iść w stronę Krukona. Jakież to było jej zdziwienie, kiedy nagle została zatrzymana przez jakiegoś chłopaka! W oczy od razu rzuciła jej się srebrna broszka. Jakim cudem on również ją miał? W każdym razie, lepszy rydz niż nic. - Skorzystam z tej propozycji - odpowiedziała delikatnie się uśmiechając. Chociaż nie znała ów Gryfona, to miała powody do radości - Veronique Lardeux.
Rozglądając się po Wielkiej Sali, przed oczami mignęła mu biała chustka. Przyglądnął się posiadaczce owej ozdoby i niemal nie krzyknął ze szczęścia. Jego cudownym, brązowym oczom ukazała się jedne z najpiękniejszych dziewczyn w całym Hgwarcie. - William szczęściarzu - mruknął do siebie poprawiając szatę. Przecież przy tak urokliwej damie nie może wyglądać jak amator. Oh, jakże do siebie pasowali. Półwilla i model, połączenie idealne! Podszedł do dziewczyny pewnym krokiem z zamiarem rzucenia jakiejś błyskotliwej uwagi, ale stając tuż przy niej, jego pewność siebie uleciała z niego, niczym powietrze z balona. - Ciao bella - przywitał się z Alexis, starając się by jego głos nie drżał z emocji. Szarmancko ukłonił się przed dziewczyną, aby potem wyprostowany spojrzeć w jej emanującą pięknem twarz. Oczywiście był od niej wyższy, pomimo jej niezwykle modnych butów na wysokim obcasie. - Wyglądasz olśniewająco, bellezza - powiedział z uroczym błyskiem w oku. Jak można było nie prawić komplementów tak uroczej damie? Miał tylko nadzieję, że dziewczyna nie będzie zawiedziona swoim partnerem.
Ostatnio zmieniony przez William Joyce dnia Sob Paź 09 2010, 17:57, w całości zmieniany 1 raz
Zmrużył lekko oczy spoglądając na dziewczynę która mu przypadała. Ślizgonka, tak, tak już ją nieco kojarzył. Parę razy chyba ją musiał widzieć. - Świetnie - mruknął kiedy przyznała, iż chusta raczej do niczego więcej się nie przyda. Rzucił ją więc na pobliskie krzesło, nie zamierzając, więcej brać. Do niczego nie był mu już potrzebna. - Valentin Favreau - przedstawił się, kiedy i ona to uczyniła. Rozejrzała się przez chwilę po Wielkiej Sali, spoglądając jakie osoby postanowiły wybrać się na ową imprezę. Pomieszczenie było zupełnie pełne, dawno nie widział tu takich tłumów. Gdzieś tam dostrzegł w tłumie parę znajomych twarzy.
Panie i panowie! Powstała pewna nieścisłość, otóż Samael posiadał jednak broszkę w kształcie róży. System losowania przebiegł źle, a może to wina Krukona... cóż, w końcu był ślepy! Wciąż stał pod ścianą, wyglądając zadziwiająco dostojnie jak na swoją pokraczną personę.
Ostatnio zmieniony przez Samael Yehl dnia Sob Paź 09 2010, 17:54, w całości zmieniany 1 raz
Na jej ustach zagościł głupi, niecodzienny uśmiech, kiedy "zupełnie przez przypadek" podsłuchała skrawek rozmowy Jaya z jego partnerką. Haha, wiedziała, że tak będzie. Nie widziała by chłopak kiedykolwiek był tak zdziwiony i... przedstawiał się. Mogła się z nim założyć, że trafi mu się jakaś kompletna idiotka, może wygrała by coś ciekawego. Rozejrzała się po Sali w poszukiwaniu swojego partnera, który tak jak ona miał białą chustę. Poszukiwania w takim tłumie były coraz trudniejsze. Wydawało jej się, że chłopak migną jej przed oczami, jednak chwilę później wtopił się w rozmawiających ludzi. Sekundę później jednak dostrzegła swojego partnera. Cóż mogło być gorzej. Chociaż używał jakichś dziwnych, niezrozumiałych słów. - Dziękuję - rzekła w odpowiedzi na jego komplement. - Jestem Alexis - przedstawiła się, a na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Krukon musiał nieźle się stresować...
Ostatnio zmieniony przez Alexis Brooxter dnia Sob Paź 09 2010, 17:59, w całości zmieniany 2 razy
Nie była pewna, czy dobrze robi, przychodząc na tę imprezę. Jednak miała nadzieję, że przyjdzie ktoś znajomy. Ubrała fioletową sukienkę do pół łydki, wciętą w talii, a lekko rozszerzaną u dołu. Na nogi założyła czarne czółenka. Jeszcze dodała do tego swoje srebrne kolczyki z cyrkoniami. I taki naszyjnik, do kompletu. A włosy ułożyła, za pomocą swoich zdolności, w miękkie fale. Uznała, że dobrze się prezentuje. Tak ubrana weszła na salę, trzymając w ręku zieloną bransoletę, swój znak rozpoznawczy. Trochę niepewna, wszak mógł się trafić ktoś dziwaczny, zaczęła rozglądać się za posiadaczem zielonej bransolety.
Emma zaczynała się już niecierpliwić. Trzeba było nie przychodzić. Spojrzała na swoją niebieską chustkę i westchnęła. W końcu zdecydowała się usiąść na jednym z lewitujących krzesełek. Miała chociaż nadzieję, że spotka kogoś znajomego, jednak była zbyt niska, by zobaczyć wszystkich, a niebieską chustkę wypatrzyłaby od razu, w końcu to jej właściciela poszukiwała.
Jacqueline przez chwilę nie wiedziała, że mówi do niej. -Hm? Aaa, tak. Wyborna impreza - stwierdziła gorzko i zawiesiła sobie zieloną chustę na szyi. -Ty też nie możesz dorwać partnerki? No to pięknie. W głębi sali dojrzała Nate'a z niebieską chustką i Samaela z... nie wiedziała czym, lecz na pewno nie zielonym kawałkiem materiału. Czyli ma dziś pecha, jak zwykle zresztą.
Seniorita? Już pierwsza wypowiedź ją zupełnie zszokowała, a kiedy chłopak ukłonił się wręcz opadły jej ręce. Czemu się kłaniał? Czy to jakiś żarcik w jego stylu? Rozejrzała się dookoła, sprawdzając czy nikt nie widzi dziwnego zachowania chłopaka. Jednak nie skomentowała tego, jedynie chrząknęła lekko. Jednak kiedy powiedział do niej jakoś... dziwnie ponownie ją zatkało. - Jestem Vivien- powiedziała wręcz przeliterwoując swoje imię. - Miło cię poznać- mruknęła jeszcze w odpowiedzi.- I dziękuję- dodała kiwając głową. Westchnęła i zamknęła na chwilę oczy. Na pewno nie będzie źle! Zamrugała i uśmiechnęła się z przesadzoną słodyczką do chłopaka. - Idziemy?- zapytała wyciągając rękę w jego stronę. Równocześnie zerkając na Valentina i Samaela, którzy zupełnie nie pasowali jej do dziejszej uroczystości.
Do Wielkiej Sali wsunęła się Ruby odziana w czarną, wczesnowiktoriańską suknię z mnóstwem drapowań z miękkiego tiulu. Miała czarny, wiązany na plecach gorset pokryty aksamitem i długie rękawiczki sięgające za łokcie z tegoż matertiału. Długie, białe włosy, które zazwyczaj spływały luźno miala upiete w fantazyjny kok, lecz część pasm nadal spływała luźno wzdłuż szyji. Luźno opuszczone z ramion drapowane ramiączka błyszczały w świetle. Do gorsetu miała przypiętą fioletą broszkę. Rubinowe oczy rzucały ciekawskie spojrzenia spod długich, pociągniętych tuszem rzęs.
Melanie zmieniła zdanie - pomysł ze znakami rozpoznawczymi nie był wcale, ale to wcale dobry. Przyglądała się każdemu uczniowi i nauczycielowi, zarówno tym, którzy dopiero do sali wchodzili, jak i tym, którzy już się w niej znaleźli i nikt nie posiadał broszki w kształcie jabłka. Wydęła usta z niezadowoleniem, splatając ręce na piersi. Może zrobić plakat, żeby jej partner mógł ją zobaczyć? Albo wystrzeli w górę snop czerwonych iskier, by wszyscy chociaż na moment zwrócili na nią uwagę? Stanie pod ścianą przez cały wieczór wcale się jej nie uśmiechało.